Witam.
Mija już ponad miesiąc od rozstania i zero odzewu od dziewczyny(byliśmy ponad 2 lata razem). No cóż muszę przyznać, że nie byłem najlepszym partnerem. Częste imprezy z kumplami zamiast spędzać czas z nią, ustawianie jej gdy robiła coś co mi nie pasuje, po prostu lubiłem rządzić a że mieszkaliśmy razem to nie miała lekko. Czasem jak wyszedłem w sobotę po południu to wracałem w niedzielę w nocy. Ogólnie wolałem jak sobie jedzie do rodziców w weekendy a ja zawsze wymyśliłem jakiś powód by zostać i wyskoczyć na imprezę. Owszem wychodziliśmy razem, zabierałem ją w różne miejsca, ale czasem miałem ochotę po prostu pobujać się z kumplami a jak mnie melanż poniósł to wiadomo.
Zaczęły się coraz większe kłótnie, a ja po prostu zawsze musiałem stawiać na swoim. Byłem odporny na różne manipulacje, nic mnie nie ruszało, nawet jej płacz.
No i kiedyś po powrocie z pracy zastałem puste mieszkanie i kartkę, że odchodzi na zawsze i mam jej dać spokój. Na początku wkurzyłem się i zadzwoniłem do niej, kazałem wracać i porozmawiać, ale kazała bym się odczepił i powiedziała już się nie zobaczymy. No to skoro tak to olałem sprawę i od tamtego momentu się nie odezwałem. Teraz dociera do mnie, że straciłem kogoś kogo kocham.
Myślicie, że jest szansa by to jeszcze poskładać?