Cicho baby!
Każda z Was ma trochę racji, wysnuwa dobre argumenty. Ale możecie tak bez końca. Fajnie, proszę bardzo. Ale bez tej agresywnej nuty wobec podobno_zuzanna. Przesadzacie babeczki z ekspansywną formą wypowiedzi.
To ja może jeszcze dopowiem: wierzę w to, że są ludzie, którym prawdziwe szczęście daje bycie w związku z kilkoma osobami. Rozumiem to i w pełni akceptuję, nie uważam za coś nienormalnego. Ale tak samo wierzę, a nawet więcej - wiem, że są ludzie, którzy potrzebują monogamicznego związku, którzy są szczęśliwi z jednym człowiekiem. Znam związki, w których ludzie są dla siebie partnerami, przyjaciółmi, bratnimi duszami, kumplami, kochankami i naprawdę nie potrzebują nikogo trzeciego. Fakt, że tyle par się zdradza i rozchodzi w nienawiści nie jest dla mnie żadnym dowodem na to, że monogamia jest bez sensu. To raczej świadczy o tym, że wielu ludzi jest po prostu niedojrzałych, nieumiejących ze sobą rozmawiać, nieskłonnych pójść na kompromis i nieudolnie łączy się w pary (ludzie zapominają jak ważne jest to, żeby lubić partnera, przyjaźnić się z nim, a nie 'tylko' go kochać). Takie gadanie, że wszyscy jesteśmy z natury poligamistami to dla mnie jakieś strasznie rażące uproszczenie. Jedni są, inni nie. Jedni bardzo długo potrafią opłakiwać rozstanie, inni niemal od razu wracają do życia, bo potrafią sobie wszystko zracjonalizować. Ej, serio, ludzie są różni. Na pewno kojarzycie te zestawy cech, o których mówi psychologia ewolucyjna, a które najbardziej przyciągają płeć przeciwną. To oczywiście ma swoje mocne podstawy naukowe. Ale życie pokazuje, że są ludzie, których indywidualne upodobania i potrzeby całkiem wyłamują ich z tych naturalnych schematów.
podobno_zuzanna dobrze prawi. Zgadzam się w 99%. Z tym, że bardzo drażni mnie, gdy ludzie tłumaczą swoją niewierność tym, że są poliamoryczni. Np. :
Żona : Kochanie, czemu mnie zdradziłeś. A tak Ci ufałam!
Mąż : Skarbie, wiesz, że cię kocham. I nie zdradziłem Cię, ja po prostu jestem poliamoryczny.
Żona : Chodź tu Ty mój misiu *głask głask*
Aż mnie zemdliło
Najlepiej, jak ludzie dobierają się w związki zgodnie z preferencjami. Tylko co wtedy, gdy ktoś nam wyskoczy po 20 latach z takimi usprawiedliwieniami?
Tifa, bo to nie jest poliamorycznosc wtedy!
ludzie naprawdę mają szerokie spektrum usprawiedliwien jesli chodzi o zdrade.
natomiast dla mnie zwiazki poliamoryczne sa wyższą szkołą jazdy. nie ze sa lepsze. po prostu wymagaja wyzszych kompetencji.
bo powiedzmy sobie szczerze: wiekszosc osob nie potrafi nawet stworzyc zdrowego zwiazku z jedna osoba. a co dopiero z kilkoma.
ale wiem tez, ze sa osoby, dla ktorych monogamia jest idealna. i tyle.
ja juz to przerobilam i zwyczajnie nie czuje potrzeby posiadania jakiejkolwiek osoby na wlasnosc. nie jest mi to do szczescia potrzebne.
70 2016-11-01 13:44:52 Ostatnio edytowany przez Tifa (2016-11-01 13:45:21)
Tifa, bo to nie jest poliamorycznosc wtedy!
ludzie naprawdę mają szerokie spektrum usprawiedliwien jesli chodzi o zdrade.
natomiast dla mnie zwiazki poliamoryczne sa wyższą szkołą jazdy. nie ze sa lepsze. po prostu wymagaja wyzszych kompetencji.
bo powiedzmy sobie szczerze: wiekszosc osob nie potrafi nawet stworzyc zdrowego zwiazku z jedna osoba. a co dopiero z kilkoma.ale wiem tez, ze sa osoby, dla ktorych monogamia jest idealna. i tyle.
ja juz to przerobilam i zwyczajnie nie czuje potrzeby posiadania jakiejkolwiek osoby na wlasnosc. nie jest mi to do szczescia potrzebne.
To jest już deprecjacja osób, które tworzą związki z jedną osobą, na jedno wychodzi. Tak więc wybacz, ale nie mogę się z tym zgodzić. Osoby, które żyją w ten sposób, robią to nie dlatego, że mają wyższe kompetencje, a dlatego, że są inne. Monogamista również może stworzyć taki związek, ale nie robi tego. Nie dlatego, że nie ma kompetencji, a dlatego, że po prostu nie chce. To nie jest kwestia umiejętności.
I nie prawdą jest to, że większość osób nie potrafi stworzyć zdrowego związku z jedną osobą. To bardzo duże uproszczenie a ponadto cholernie niesprawiedliwe.
Rozumiem, nie wystarczy Ci jedna osoba do szczęścia, ale to nie znaczy, że masz kompetencje, których inni nie mają
Krejzolka82 napisał/a:Tifa napisał/a:Krejzolka82 - A ja uważam, że bardzo dobrze zrobiła pytając go o to. Sprowokowało to przynajmniej kolejną wypowiedź rzeczonego pana, dzięki której autorka dowiedziała się, że jest manipulantem
Możliwe, że i tak by się jakoś wsypał, ale im szybciej tym lepiej.
Ale co ma Jej zapytanie do Jego rzekomych manipulacji?
Na czym polega Jego manipulacja?
Właśnie nie był manipulantem, powiedział wprost, jaki chce stworzyć układ.
I to było fair z Jego strony.Autorka napisała, że źle się poczuła jak On nazwał Ją "średnią", więc powinna zdawać sobie sprawę, że dla swojego dobra psychicznego nie zadaje się takich pytań, przynajmniej w takiej fazie znajomości, gdyż nie ma się pewności co do odpowiedzi. Ona Go nie zna, ani On Jej.
To Autorka dziecinnie się zachowała, z fochowała się i "odbiła piłeczkę"w postaci "Ty też jesteś średni."prześledź uważnie całą dyskusję albo przeczytaj jeszcze raz
Dokładnie jest napisane, co i jak.
Mam nadzieję, że po % humor się poprawi, autorko
Jeśli nie, to lepiej odstawić
Zapytam jeszcze raz, napisz mi co ma Jego rzekoma manipulacja do Jej pytania?
Dziewczyno, piszesz coś, a jak jesteś proszona o wyjaśnienie to "odwracasz kota ogonem", albo każesz przeczytać jeszcze raz i to nie tylko ja zauważyłam.
Więc do Twojej informacji, przeczytałam wszystkie! posty Autorki i dalej nie wiem o czym Ty piszesz.
Nie mieszaj Jej pytania dotyczącego jaka Ona jest dla Niego, z Jego stwierdzeniem, że każdy facet jest poligamistą.
To są dwa różne tematy i tyle.
Mi tylko chodziło, że niepotrzebnie zadała to głupie pytanie.
A jeżeli chodzi o Jego rzekomą manipulacje, to fakt głupio powiedział o monogamii i kompleksach, ale ja bym nie doszukiwała się z Jego strony manipulacji.
Manipulacją dla mnie byłoby ciągłe gadanie o tym i obrażaniem Autorki, że Ona ma kompleksy. Ciągłe "naciskanie" na Nią, żeby udowodniła Mu, że nie jest zakompleksiona czyt.nie jest monogamistką.
Tifa, mozesz sie obrażać, ale taka jest prawda. wiekszosc ludzi nie potrafi ze soba rozmawiać, nie sa szczerzy ze soba, nie wiedzą czego chca, albo ukrywaja swoje pragnienia i potrzeby, bo co ludzie powiedza, w pogoni za przyjemnosciami krzywdza innych, sa egoistyczni. nie maja tez odpowiedniego zaplecza w postaci wzoru rodziny i zwiazku, bo ich rodzice tez najczęściej nie potrafili stworzyc zdrowego zwiazku. bardzo czesto ich wymarzony zwiazek to bajkowa utopia, ktora nie ma racji bytu w rzeczywistości.
fajnie to jest opisane w ksiazce "poliamoria".
wprawdzie nie ma oficjalnych badań, ale zdecydowana wiekszosc osob pracujacych z poliamorystami wyroznia pewne konkretne cechy, ktorymi te osoby sie wyrozniaja. i wszyscy zgodnym chorem mowia, ze relacja poliamoryczna wymaga wyzszej samoswiadomosci i wiekszych umiejetnosci interpersonalnych. do tego dochodzi wysoka samoocena, wielozadaniowosc, szacunek dla różnorodności, umiejetnosci komunikacyjne, niezaleznosc,duch zespołowy, zaangazowanie w rozwoj, elastyczność, kreatywnosc, spontanicznosc, wysoka inteligencja rowniez emocjonalna i odpowiedzialnosc.
(choc ja bym powiedziała, ze bez tych cech to ciezko stworzyc jakikolwiek zdrowy zwiazek - nawet monogamiczny)
wystarczy tez spojrzeć na to forum. malo kto rozwija sie sam z siebie. najczęściej dzieje sie to wtedy, gdy pojawi sie jakis mocny, nieprzyjemny bodziec - np. zdrada męża lub żony. wtedy nagle ludzie wskakuja na wyzszy poziom swiadomosci, ida na terapie, ucza sie byc ze soba szczerzy, ucza sie wyrazac pragnienia, mowic co czują, respektować uczucia drugiej strony itp itd. a co robili przez 30-40 lat swojego zycia?
73 2016-11-01 14:12:13 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2016-11-01 22:07:32)
Niech każdy żyje po swojemu.
Jeden jest zatwardziałym monogamistą drugi poliamorykiem(dobrze to odmieniłam?).
Najważniejsze, żeby spotkały się osoby z takimi samymi przekonaniami.
Jeżeli chodzi o ten wątek, to nie ma racji bytu związek tych dwojga, ponieważ Autorka jest monogamistką a On poliamorykiem(chyba, że sprawdzał Autorkę, ale o tym nie będę teraz pisać).
P.S. I nie ma co narzucać swojej wizji świata.
Żyjmy każdy po swojemu.
Spałam w dzień. Przed chwilą się obudziłam. No i się zaczęło... koszmary. Dosadne. Śnił mi się jakiś gość. Bardzo mi się podobał. Gdy był, zawsze leciała jakaś piosenka Davida Boviego. Było to wszystko przeplatane fragmentami z seksu grupowego. Bardzo fajne były te fragmenty. Paczka znajomych, nawet pies był w tym, robiła sobie nieustannie dobrze. W pociągu przeszło to na innych, obcych ludzi, i wszyscy się kochali. No i ja z tym facetem osobno, też. Spacerujemy jakaś laska go woła. On mówi, nie słuchaj jej, to wariatka. Wszedł do niej na górę. Zaprosili mnie. "My jesteśmy parą, kochamy się. Ale ja wiem, że on z Tobą sypia. Ale kocha mnie więc nie myśl sobie..."
Przebudziłam się i pokasowałam numery, fb do niego.
75 2016-11-01 15:51:36 Ostatnio edytowany przez Tifa (2016-11-01 15:53:38)
Zapytam jeszcze raz, napisz mi co ma Jego rzekoma manipulacja do Jej pytania?
Dziewczyno, piszesz coś, a jak jesteś proszona o wyjaśnienie to "odwracasz kota ogonem", albo każesz przeczytać jeszcze raz i to nie tylko ja zauważyłam.Więc do Twojej informacji, przeczytałam wszystkie! posty Autorki i dalej nie wiem o czym Ty piszesz.
Nikt nie odwraca tutaj kota ogonem(no może poza Tobą), ale nie jestem też polonistką by uczyć kogokolwiek czytania ze zrozumieniem. Przeglądając to forum momentami wątpię, czy to w ogóle jest możliwe. Jak to mówią - czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał Ale mniejsza...
Ludmiła pisała o rozmowie, którą przeprowadziła z rzeczonym panem. Poczuła z jego strony nacisk, sugestię jakoby miała kompleksy, jakoby coś z nią było nie tak, skoro nie jest w stanie żyć z nim w takiej relacji. To, co zrobił ów pan było próbą manipulacji, mając na celu wkręcenie autorki w związek, w którym nie czułaby się dobrze, po to by udowodnić(sobie, jemu a może i jedno i drugie), że nie ma kompleksów. Autorka jednak nie dała sobie w kaszę dmuchać ( i mam nadzieję, że będzie się tego trzymać ).
Coś jeszcze wyjaśnić, czy dalej nic?
Nie mieszaj Jej pytania dotyczącego jaka Ona jest dla Niego, z Jego stwierdzeniem, że każdy facet jest poligamistą.
To są dwa różne tematy i tyle.
What the heck... Czytałaś to co pisałam uważnie czy tylko co 3 słowa?
Gdzie w mojej wypowiedzi coś takiego mieszam? Gdzie? Konkrety poproszę a nie jakieś dziwne argumenty z dooopy lol
Coś widzę, że chyba nie tylko autorka wchodzi na forum po winie...
A jeżeli chodzi o Jego rzekomą manipulacje, to fakt głupio powiedział o monogamii i kompleksach, ale ja bym nie doszukiwała się z Jego strony manipulacji.
Manipulacją dla mnie byłoby ciągłe gadanie o tym i obrażaniem Autorki, że Ona ma kompleksy. Ciągłe "naciskanie" na Nią, żeby udowodniła Mu, że nie jest zakompleksiona czyt.nie jest monogamistką.
To nie byłaby już manipulacja tylko zwyczajne chamstwo. Manipulacją byłoby to wtedy, gdyby faktycznie ją wkręcił. To, co zrobił to była próba manipulacji(ponieważ bazując na tym, co pisze Ludmiła - nie udało mu się), nie mniej jednak jeśli ktoś nie jest manipulantem, to nie próbuje manipulować innymi. Samo to, że spróbował to zrobić świadczy samo za siebie.
Tifa, mozesz sie obrażać, ale taka jest prawda. wiekszosc ludzi nie potrafi ze soba rozmawiać, nie sa szczerzy ze soba, nie wiedzą czego chca, albo ukrywaja swoje pragnienia i potrzeby, bo co ludzie powiedza, w pogoni za przyjemnosciami krzywdza innych, sa egoistyczni. nie maja tez odpowiedniego zaplecza w postaci wzoru rodziny i zwiazku, bo ich rodzice tez najczęściej nie potrafili stworzyc zdrowego zwiazku. bardzo czesto ich wymarzony zwiazek to bajkowa utopia, ktora nie ma racji bytu w rzeczywistości.
Spokojnie, daleko mi do obrażania się na kogoś, kto mnie w ogóle nie zna i kogo ja sama nie znam Mam dużą dawkę cierpliwości i wyrozumiałości, więc się nie złoszczę
Ty masz swój pogląd, a ja mam swój.
Może tak być jak mówisz, ale to nie oznacza, że osoby monogamiczne tych umiejętności nie posiadają, mogą wykazywać je na innych przestrzeniach życia i to w jeszcze większym natężeniu, ale w tej konkretnej sferze nie muszą ponieważ nie chcą tak żyć. Nie dlatego, że by nie potrafili, ale dokonali wyboru, że chcą być z jedną osobą, bo coś innego ich nie kręci. I tyle, nie ma co dorabiać filozofii i przedstawiać poligamistów w lepszym świetle, jako tych, co mają w sobie coś specjalnego, czego reszta śmiertelników nie posiada.
choc ja bym powiedziała, ze bez tych cech to ciezko stworzyc jakikolwiek zdrowy zwiazek - nawet monogamiczny
Tutaj całkowicie się zgodzę, umiejętność rozmawiania to podstawa.
Nikt nikomu nie narzuca swojej wizji świata Każdy ma prawo myśleć to, co chce.
I bardzo dobrze, Ludmiło. Teraz sobie obejrzyj jakąś sympatyczną komedię romantyczną o pięknej, monogamicznej miłości Albo film akcji, cokolwiek. Nie musi to być oczywiście film, możesz również zająć się czymś, co robić lubisz, tak aby zająć myśli. Będzie Ci łatwiej przez to przejść.
76 2016-11-01 17:00:52 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2016-11-01 22:49:08)
Krejzolka82 napisał/a:Zapytam jeszcze raz, napisz mi co ma Jego rzekoma manipulacja do Jej pytania?
Dziewczyno, piszesz coś, a jak jesteś proszona o wyjaśnienie to "odwracasz kota ogonem", albo każesz przeczytać jeszcze raz i to nie tylko ja zauważyłam.Więc do Twojej informacji, przeczytałam wszystkie! posty Autorki i dalej nie wiem o czym Ty piszesz.
Nikt nie odwraca tutaj kota ogonem(no może poza Tobą), ale nie jestem też polonistką by uczyć kogokolwiek czytania ze zrozumieniem. Przeglądając to forum momentami wątpię, czy to w ogóle jest możliwe. Jak to mówią - czego Jaś się nie nauczy, tego Jan nie będzie umiał
Ale mniejsza...
Ludmiła pisała o rozmowie, którą przeprowadziła z rzeczonym panem. Poczuła z jego strony nacisk, sugestię jakoby miała kompleksy, jakoby coś z nią było nie tak, skoro nie jest w stanie żyć z nim w takiej relacji. To, co zrobił ów pan było próbą manipulacji, mając na celu wkręcenie autorki w związek, w którym nie czułaby się dobrze, po to by udowodnić(sobie, jemu a może i jedno i drugie), że nie ma kompleksów. Autorka jednak nie dała sobie w kaszę dmuchać ( i mam nadzieję, że będzie się tego trzymać).
Coś jeszcze wyjaśnić, czy dalej nic?
Jeżeli nie odpowiada Ci to forum to zawsze możesz napisać "pa". Dawno na tym forum nie było osoby, która pisze takie bzdury, jak Ty i to w prawie każdym wątku w którym się wypowiada pisemnie.
Kuźwa mać, ale mnie nie interesowała ta rozmowa, ja byłam ciekawa po co zadała obcemu Facetowi pytanie "czy ja jestem dla Ciebie średnia?"Czy to tak trudno zrozumieć?
Ale po co ja pytam Dziewczynę podobno po psychologii czy też pokrewnego kierunku, która nie potrafi dać JEDNEGO przykładu badań, o których pisze.
Wstyd osoba po magisterce czy też w trakcie magisterki nie rozumie co czyta, a co najgorsze co pisze.
What the heck... Czytałaś to co pisałam uważnie czy tylko co 3 słowa?
Gdzie w mojej wypowiedzi coś takiego mieszam? Gdzie? Konkrety poproszę a nie jakieś dziwne argumenty z dooopylol
Coś widzę, że chyba nie tylko autorka wchodzi na forum po winie... :lol
Krejzolka82 - A ja uważam, że bardzo dobrze zrobiła pytając go o to. Sprowokowało to przynajmniej kolejną wypowiedź rzeczonego pana, dzięki której autorka dowiedziała się, że jest manipulantem smile Możliwe, że i tak by się jakoś wsypał, ale im szybciej tym lepiej.
To jest odpowiedź na Twoje pytanie.
I hamuj swoje odzywki i przeproś swoich Wykładowców, że z roku na rok przepuszczali taką studentkę "od siedmiu boleści".
Jeszcze raz przeczytam, że piszesz o kimś bzdury to pierwszy raz użyję "Raportuj", bo nie tylko mnie obrażasz, ale też innych Użytkowników.
Aha i możesz sobie odpisywać na ten post w sposób protekcjonalny, bo inaczej chyba nie potrafisz. Kończę z Tobą dyskusje pisaną bo jak cofnę się do Twojego poziomu to się centralnie załamię.
Tom94 pewnie będziesz zawiedziony moją postawą, ale uwierz ta Pseudo Pani Psycholog od wyimaginowanych badań jest po prostu irytująca, ale spoko kończę już.
Spałam w dzień. Przed chwilą się obudziłam. No i się zaczęło... koszmary. Dosadne. Śnił mi się jakiś gość. Bardzo mi się podobał. Gdy był, zawsze leciała jakaś piosenka Davida Boviego. Było to wszystko przeplatane fragmentami z seksu grupowego. Bardzo fajne były te fragmenty. Paczka znajomych, nawet pies był w tym, robiła sobie nieustannie dobrze. W pociągu przeszło to na innych, obcych ludzi, i wszyscy się kochali. No i ja z tym facetem osobno, też. Spacerujemy jakaś laska go woła. On mówi, nie słuchaj jej, to wariatka. Wszedł do niej na górę. Zaprosili mnie. "My jesteśmy parą, kochamy się. Ale ja wiem, że on z Tobą sypia. Ale kocha mnie więc nie myśl sobie..."
Przebudziłam się i pokasowałam numery, fb do niego.
Bardzo dobrze zrobiłaś, że wykasowałaś Jego wszystkie namiary.
W razie zwątpienia pisz tutaj.
Ludmiła, gratuluję postawienia swoich potrzeb na pierwszym miejscu.
Generalnie jestem orędowniczką stawiania swoich potrzeb na pierwszym miejscu. Zwłaszcza w tak ważnych kwestiach, jak związki i rodzina.
Jeśli chodzi o wątek poliamorii i monogamii - nie mówię, że jedno jest lepsze czy gorsze od drugiego. Są ludzie stworzeni do jednego, są ludzie stworzeni do drugiego. Są ludzie, którzy wybierają jeden albo drugi (albo zupełnie inny) model. Nic nam do tego, kto ma jakie potrzeby i jak je spełnia, dopóki nie rani innych.
Trudno mi się zgodzić z tym co piszesz, Tifa, bo używasz słów, które nie są neutralne i od razu mi się włącza agresor. Pisanie, że coś cię "obrzydza" nie jest tolerancją i akceptacją.
W związku poli nie chodzi o to, że ta jedna osoba "nie wystarcza". Tak jak już pisałam, nie chodzi o chęć posiadania kogoś, ale tworzenia różnych rzeczy z różnymi ludźmi. Związki - przynajmniej w moim odczuciu - nie są po to, by nawzajem wypełnić sobą wszystkie puste miejsca,być dla siebie całym światem, wszystko zawsze robić tylko z tą jedną osobą i być z tego powodu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To trochę idealistyczne podejście, taki Disney. Dla mnie związki są po to, by będąc razem, wspierać drugą osobę w jej rozwoju, razem dokądś dążyć, coś razem budować. Można budować coś z wieloma osobami na raz czy osobno.
Nie przekonuje mnie też argument, że zawsze jedną osobę kocha się "najbardziej". Owszem. Nawet wśród sióstr i braci ma się tych, których kocha się "bardziej" czy "mniej" - choć nie wiem, czy chodzi tu o miłość czy po prostu o lubienie kogoś, lubienie wspólnych zajęć, preferowany typ charakteru. Czy to jakoś pomniejsza tę miłość do pozostałych osób? Dzieci też czasem "bardziej" kochają jednego z rodziców. Jak kobieta się rozwiedzie czy straci męża, to nie znaczy, że kolejnego mężczyznę kocha "mniej" lub "bardziej" i że ma to jakikolwiek wpływ na ich związek.
To tylko kwestia tego, czy wierzymy w to, czy mamy wystarczająco wysokie poczucie własnej wartości, żeby wierzyć, że ktoś może kochać kogoś innego i mnie, nie prowadząc do podburzenia mojego poczucia własnej wartości. (Słowem - nie jest mi czyjaś miłość potrzebna do tego, żeby wiedzieć, że jestem wartościowym człowiekiem).
Co do rodziny, przekonanie, że musi być matka + ojciec, bo inaczej dziecko jest skołowane? Totalnie się z tym nie zgadzam ale to inny wątek. Czy ja szukam związku poli? Myślę, że nie miałabym nic przeciwko.
W związku poli nie chodzi o to, że ta jedna osoba "nie wystarcza". Tak jak już pisałam, nie chodzi o chęć posiadania kogoś, ale tworzenia różnych rzeczy z różnymi ludźmi. Związki - przynajmniej w moim odczuciu - nie są po to, by nawzajem wypełnić sobą wszystkie puste miejsca,być dla siebie całym światem, wszystko zawsze robić tylko z tą jedną osobą i być z tego powodu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To trochę idealistyczne podejście, taki Disney. Dla mnie związki są po to, by będąc razem, wspierać drugą osobę w jej rozwoju, razem dokądś dążyć, coś razem budować. Można budować coś z wieloma osobami na raz czy osobno.
Nie przekonuje mnie też argument, że zawsze jedną osobę kocha się "najbardziej". Owszem. Nawet wśród sióstr i braci ma się tych, których kocha się "bardziej" czy "mniej" - choć nie wiem, czy chodzi tu o miłość czy po prostu o lubienie kogoś, lubienie wspólnych zajęć, preferowany typ charakteru. Czy to jakoś pomniejsza tę miłość do pozostałych osób? Dzieci też czasem "bardziej" kochają jednego z rodziców. Jak kobieta się rozwiedzie czy straci męża, to nie znaczy, że kolejnego mężczyznę kocha "mniej" lub "bardziej" i że ma to jakikolwiek wpływ na ich związek.
To tylko kwestia tego, czy wierzymy w to, czy mamy wystarczająco wysokie poczucie własnej wartości, żeby wierzyć, że ktoś może kochać kogoś innego i mnie, nie prowadząc do podburzenia mojego poczucia własnej wartości. (Słowem - nie jest mi czyjaś miłość potrzebna do tego, żeby wiedzieć, że jestem wartościowym człowiekiem).
ech, dlaczego ja nie potrafię tak ładnie pisać?
zgadzam się w całej rozciągłości.
Ludmiła, gratuluję postawienia swoich potrzeb na pierwszym miejscu.
Generalnie jestem orędowniczką stawiania swoich potrzeb na pierwszym miejscu. Zwłaszcza w tak ważnych kwestiach, jak związki i rodzina.Jeśli chodzi o wątek poliamorii i monogamii - nie mówię, że jedno jest lepsze czy gorsze od drugiego. Są ludzie stworzeni do jednego, są ludzie stworzeni do drugiego. Są ludzie, którzy wybierają jeden albo drugi (albo zupełnie inny) model. Nic nam do tego, kto ma jakie potrzeby i jak je spełnia, dopóki nie rani innych.
Trudno mi się zgodzić z tym co piszesz, Tifa, bo używasz słów, które nie są neutralne i od razu mi się włącza agresor. Pisanie, że coś cię "obrzydza" nie jest tolerancją i akceptacją.
W związku poli nie chodzi o to, że ta jedna osoba "nie wystarcza". Tak jak już pisałam, nie chodzi o chęć posiadania kogoś, ale tworzenia różnych rzeczy z różnymi ludźmi. Związki - przynajmniej w moim odczuciu - nie są po to, by nawzajem wypełnić sobą wszystkie puste miejsca,być dla siebie całym światem, wszystko zawsze robić tylko z tą jedną osobą i być z tego powodu najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. To trochę idealistyczne podejście, taki Disney. Dla mnie związki są po to, by będąc razem, wspierać drugą osobę w jej rozwoju, razem dokądś dążyć, coś razem budować. Można budować coś z wieloma osobami na raz czy osobno.
Nie przekonuje mnie też argument, że zawsze jedną osobę kocha się "najbardziej". Owszem. Nawet wśród sióstr i braci ma się tych, których kocha się "bardziej" czy "mniej" - choć nie wiem, czy chodzi tu o miłość czy po prostu o lubienie kogoś, lubienie wspólnych zajęć, preferowany typ charakteru. Czy to jakoś pomniejsza tę miłość do pozostałych osób? Dzieci też czasem "bardziej" kochają jednego z rodziców. Jak kobieta się rozwiedzie czy straci męża, to nie znaczy, że kolejnego mężczyznę kocha "mniej" lub "bardziej" i że ma to jakikolwiek wpływ na ich związek.
To tylko kwestia tego, czy wierzymy w to, czy mamy wystarczająco wysokie poczucie własnej wartości, żeby wierzyć, że ktoś może kochać kogoś innego i mnie, nie prowadząc do podburzenia mojego poczucia własnej wartości. (Słowem - nie jest mi czyjaś miłość potrzebna do tego, żeby wiedzieć, że jestem wartościowym człowiekiem).Co do rodziny, przekonanie, że musi być matka + ojciec, bo inaczej dziecko jest skołowane? Totalnie się z tym nie zgadzam
ale to inny wątek. Czy ja szukam związku poli? Myślę, że nie miałabym nic przeciwko.
Pomimo, że jestem totalną monogamisktą związkową, zgadzam się z Monoceros i bardzo podoba mi się Jej podejście, że ani nie krytykuje, ani nie gloryfikuje żadnych z wyżej wymienionych form związku.
81 2016-11-02 01:49:29 Ostatnio edytowany przez Tifa (2016-11-02 01:53:09)
Kuźwa mać, ale mnie nie interesowała ta rozmowa, ja byłam ciekawa po co zadała obcemu Facetowi pytanie "czy ja jestem dla Ciebie średnia?"Czy to tak trudno zrozumieć?
A może po prostu chciała to wiedzieć? Wychodzę z założenia, że zadając komuś pytanie robimy to w jakimś celu. Nie wiem jak Ty, ale ja np. nie zadaję ludziom pytań bo mi się nudzi, a po to, żeby otrzymać konkretną odpowiedź. To raczej logiczne
Ale po co ja pytam Dziewczynę podobno po psychologii czy też pokrewnego kierunku, która nie potrafi dać JEDNEGO przykładu badań, o których pisze
Wstyd osoba po magisterce czy też w trakcie magisterki nie rozumie co czyta, a co najgorsze co pisze.
I vice versa, obie się wzajemnie nie rozumiemy
Tifa napisał/a:What the heck... Czytałaś to co pisałam uważnie czy tylko co 3 słowa?
Gdzie w mojej wypowiedzi coś takiego mieszam? Gdzie? Konkrety poproszę a nie jakieś dziwne argumenty z dooopylol
Coś widzę, że chyba nie tylko autorka wchodzi na forum po winie... :lolKrejzolka82 - A ja uważam, że bardzo dobrze zrobiła pytając go o to. Sprowokowało to przynajmniej kolejną wypowiedź rzeczonego pana, dzięki której autorka dowiedziała się, że jest manipulantem smile Możliwe, że i tak by się jakoś wsypał, ale im szybciej tym lepiej.
To jest odpowiedź na Twoje pytanie.
I hamuj swoje odzywki i przeproś swoich Wykładowców, że z roku na rok przepuszczali taką studentkę "od siedmiu boleści".
Jeszcze raz przeczytam, że piszesz o kimś bzdury to pierwszy raz użyję "Raportuj", bo nie tylko mnie obrażasz, ale też innych Użytkowników.
No dobrze, może faktycznie przesadziłam, ale naprawdę można odnieść takie wrażenie czytając Twoje posty skierowane do mnie Czepiasz się jednego, krótkiego fragmentu mojej wypowiedzi, a później wtrącasz argumenty związane z innym tematem.
I nie, to nie jest odpowiedź na moje pytanie, nie ma w tym co napisałam powiązania dwóch różnych tematów. One się łączą, nie każdy musi widzieć korelacje co nie znaczy, że one nie występują. To jest jak naczynia połączone.
A co do moich wykładowców to raczej nie mam ich za co przepraszać, większość pisanych przeze mnie tekstów była wzorowa, zdarzały się nawet 5 z dwoma plusami jako przykłady idealnej analizy A, i uprzedzając - to Twoja sprawa w co wierzysz, mi to obojętne
Aha i możesz sobie odpisywać na ten post w sposób protekcjonalny, bo inaczej chyba nie potrafisz. Kończę z Tobą dyskusje pisaną bo jak cofnę się do Twojego poziomu to się centralnie załamię.
Ah, dziękuję za pozwolenie <3
Monoceros - oczywiście te dwa pojęcia nie są tożsame, co nie znaczy, że muszą się wykluczać. Dla przykładu - obrzydza mnie jedzenie żab. Nie mam pojęcia jakim cudem mogą komukolwiek smakować. A jednak komuś smakują. Mnie to obrzydza (tak, właśnie obrzydza, szczerość to podstawa ) a dla jakiegoś Kowalskiego ślimak będzie rarytasem. I nie będę go potępiać, niech sobie je. Ale dalej będzie to wywoływało we mnie nudności. To samo dotyczy związków poli. Niech żyją jak chcą, nie moja sprawa i wtrącać się nie będę ( póki nie dotyczy to mnie w jakiś sposób, póki ktoś taki nie trafi do mnie na dywanik, czy póki nie czyni nikomu krzywdy). Ale swoje własne spostrzeżenie mieć będę tak czy siak. I nie oznacza to braku akceptacji.
Wynoszę taki pogląd nie tylko z własnych obserwacji, dla mnie to 90% przypadków, ale masz rację - to temat na osobny wątek, nie będę się już tutaj nad tym rozpisywać
No jednak rozwód/śmierć/rozstanie to nie to samo co tworzenie związku w tym samym czasie z różnymi osobami. Nie ma co porównywać. Zupełnie nie o to mi chodziło.
Sa takie związki , no cóz taka moda.... ale czy ty tego chcesz? Do licha szukasz faceta dla siebie, jakbys chciała iść do łózka z tym czy tamtym to chyba bys szukała tego partnera na innym portalu? To facet który teoretycznie jest w porządku bo jest szczery. I tu nie możesz mu nic zarzucic. Powiedział czego oczekuje. Chodzenia do łóżka i żadnych scen zazdrości że robi to z innymi. Taki marynarz - co port to sport.
Daj sobie spokój. Chyba że chcesz w świeta zastanawiać sie kto jest teraz w kolejce poligamicznej.
To tylko kwestia tego, czy wierzymy w to, czy mamy wystarczająco wysokie poczucie własnej wartości, żeby wierzyć, że ktoś może kochać kogoś innego i mnie, nie prowadząc do podburzenia mojego poczucia własnej wartości. (Słowem - nie jest mi czyjaś miłość potrzebna do tego, żeby wiedzieć, że jestem wartościowym człowiekiem).
Zauważ, że takie stawianie sprawy implikuje, że wszyscy monogamiści mają zbyt niskie poczucie własnej wartości i uzależniają je choćby po części od pozostawania w związku. Jako monogamistka nie mogę się z tym zgodzić.
Moim zdaniem monogamia vs. poliamoria, to wyłącznie kwestia potrzeb i ich symetrii. Ja, mając partnera, którego kocham z wzajemnością, nie potrzebuję do szczęścia kolejnych facetów - przyjaźni, koleżeństwa, relacji rodzinnych jak najbardziej, ale nie równoległego związku. I tego samego oczekuję od faceta - że w obszarze wspólnego życia, romantycznej miłości, seksu, będę mu do szczęścia potrzebna tylko ja. Żadnego, który na to nie miał ochoty nie przerabiałam na siłę, poczekałam, aż znalazł się taki, co miał zbieżne podejście. Czy to znaczy, że spotkały się jednoski z deficytem poczucia własnej wartości, które przezwyciężając go nabrałyby ochoty na związek poliamoryczny? Nie sądzę.
Co do rodziny, przekonanie, że musi być matka + ojciec, bo inaczej dziecko jest skołowane? Totalnie się z tym nie zgadzam
A jakieś argumenty, dowody? Bo ja akurat nie wychowałam się w pełnej, "normalnej" rodzinie i mimo że miałam bardzo kochającą mamę i babcię to brak ojca negatywnie wpłynął na wiele sfer mojego życia (mam wrażenie, że nadal wpływa). Najpierw doszłam do tego drogą autoanalizy, potem przepracowywałam to na terapii. Więc na podstawie własnych doświadczeń stwierdzam, że brak pełnej, tradycyjnej rodziny jak najbardziej może mieć negatywny wpływ na przyszłość dziecka. Być może nie musi, ale może. A to "może" podkopuje już teorię o tym, że wszystkie rodziny są równe i takie same i najważniejsza jest miłość, którą obdarza się dziecko. Oczywiście lepiej nie mieć ojca niż mieć ojca tyrana i pijaka. Ale najlepiej mieć kochającą matkę i ojca.
masz rację w 100% ładnie to napisałaś. A znaczy to w moim przekonaniu że spotakły sie dwie połówki o pieknych serduszkach które wiedza co jest ważne i szanuja sie wzajemnie nie tylko kochają wspieraja ....Myslę że masz poczucie własnej wartości i masz świetnego partnera.
86 2016-11-02 11:59:01 Ostatnio edytowany przez Ludmiła87 (2016-11-02 11:59:36)
Już mi opadły emocje z dobrym seksem. Myślę bardziej trzeźwo.
Co za ćwok! Myśli burak, że będzie ruchał ile chce na raz, bo jak sam powiedział - przy jednej dziurze nawet kot by zdechł - a w chacie będzie czekać na niego matka teresa, co go ogrzeje po trudach rozpładniacza, urodzonego poligamisty. A sio tfuj! Wolę już mieć słaby seks z przytulnym misiem, co to herbatę zrobi i kocem okryje w słabszy dzień.
Bezczelne zaburzone zwoje w mózgownicy nie będą mi dyktowały i wmawiały czy mam kompleksy, czy jestem śliczna czy brzydka, czy moje postrzegana świata jest właściwe. Tfuj!
Już mi opadły emocje z dobrym seksem. Myślę bardziej trzeźwo.
Co za ćwok! Myśli burak, że będzie ruchał ile chce na raz, bo jak sam powiedział - przy jednej dziurze nawet kot by zdechł - a w chacie będzie czekać na niego matka teresa, co go ogrzeje po trudach rozpładniacza, urodzonego poligamisty. A sio tfuj! Wolę już mieć słaby seks z przytulnym misiem, co to herbatę zrobi i kocem okryje w słabszy dzień.
Bezczelne zaburzone zwoje w mózgownicy nie będą mi dyktowały i wmawiały czy mam kompleksy, czy jestem śliczna czy brzydka, czy moje postrzegana świata jest właściwe. Tfuj!
Tak! Tak!!! TAAAK!!!!
No Wróciłam do siebie. Musiałam tylko otrzeźwieć i se trochę poryczeć.
No było to dla mnie nieprzyjemne doświadczenie. Nie chcę mieć do czynienia z takimi ludźmi. Mam nauczkę.
To jeszcze tylko trzy grosze odnośnie tematu - taki układ jest ok. ale tylko dla faceta. On chciałby mieć możliwość zabawiania się z wieloma partnerkami, ale jednocześnie wcale nie byłby chętny, żeby kobieta miała takie prawo - ten schemat powtarza się we wszystkich kulturach i nie wiem, co w nim nowego, dlatego najlepiej faceta zaobrączkować i wzajemnie dbać o to, żeby w łóżku cały czas coś się działo.
Właśnie ciekawym zagraniem byłoby zaproponowanie panu tego samego - tzn, że autorka też się bzykać z innymi
Większość panów rzeczywiscie spasowałaby wtedy
Właśnie ciekawym zagraniem byłoby zaproponowanie panu tego samego - tzn, że autorka też się bzykać z innymi
![]()
Większość panów rzeczywiscie spasowałaby wtedy
To prawda. Zawsze może się znaleźć "ktoś lepszy"
"Właśnie ciekawym zagraniem byłoby zaproponowanie panu tego samego - tzn, że autorka też się bzykać z innymi" - naturalnie przyszło mi to do głowy i zapytałam. Czysto hipotetycznie (bo my nie rozmawialiśmy docelowo o nas tylko tak "ogółem":p), odpowiedział, że dla niego okej.
to ja Ci mogę powiedzieć, Ludmiła, że powiedzenie OK na początku, a przeżycie tego później, to dwie różne rzeczy
sprawdzone doświadczalnie
zwykle jest tak, że jak Kali robić to jest OK, a jak nie Kali robić, to już nie jest OK
Monoceros napisał/a:To tylko kwestia tego, czy wierzymy w to, czy mamy wystarczająco wysokie poczucie własnej wartości, żeby wierzyć, że ktoś może kochać kogoś innego i mnie, nie prowadząc do podburzenia mojego poczucia własnej wartości. (Słowem - nie jest mi czyjaś miłość potrzebna do tego, żeby wiedzieć, że jestem wartościowym człowiekiem).
Zauważ, że takie stawianie sprawy implikuje, że wszyscy monogamiści mają zbyt niskie poczucie własnej wartości i uzależniają je choćby po części od pozostawania w związku. Jako monogamistka nie mogę się z tym zgodzić.
Moim zdaniem monogamia vs. poliamoria, to wyłącznie kwestia potrzeb i ich symetrii. Ja, mając partnera, którego kocham z wzajemnością, nie potrzebuję do szczęścia kolejnych facetów - przyjaźni, koleżeństwa, relacji rodzinnych jak najbardziej, ale nie równoległego związku. I tego samego oczekuję od faceta - że w obszarze wspólnego życia, romantycznej miłości, seksu, będę mu do szczęścia potrzebna tylko ja. Żadnego, który na to nie miał ochoty nie przerabiałam na siłę, poczekałam, aż znalazł się taki, co miał zbieżne podejście. Czy to znaczy, że spotkały się jednoski z deficytem poczucia własnej wartości, które przezwyciężając go nabrałyby ochoty na związek poliamoryczny? Nie sądzę.
Ech, nie wiem, jak to wyraźniej napisać, żeby ktoś mi słów do ust nie wkładał. Napisałam wcześniej, i to jest najważniejsze założenie, że jakie ma człowiek POTRZEBY to niech takich partnerów szuka. Reszta nieważna, co i jak robią inni ludzie.
Nigdzie nie mówię, że wszyscy monogamiści mają zbyt niskie poczucie własnej wartości. No way.
Mówię, że stworzenie związku poli, gdy ma się niskie poczucie własnej wartości i chce się je budować byciem w związku "bo on_a mnie tak kocha, to znaczy że jestem coś wart_a" wydaje mi się niemożliwe, bo po prostu człowiek nie wytrzyma z zazdrości.
Generalizując (świadomie) - ludzie z poczuciem niskiej wartości, pozostający w związkach, naturalnie widzą różne sytuacje w czarniejszych barwach niż osoba z wysoką samooceną. Łatwiej o zazdrość, łatwiej im przekonać siebie, że fakt, że on_a rozmawia z innymi osobami świadczy o tym, że jestem nudny_a, niewystarczający_a, niekochany_a.
Natomiast w związku mono, gdy trafią się osoby o podobnie niskim poczuciu wartości, przylgną do siebie i będą sobie nawzajem budować samoocenę. Nieraz zdarza się, że na przykład kobieta/mężczyzna ma tak niską samoocenę, że potrafi bez niczego wybaczyć zdradę, "byle żeby przy mnie był_a".
W związku poli to jest niemożliwe. A przynajmniej w moim wymarzonym świecie (;)), gdzie w związek poli wchodzą dojrzali ludzie, którzy wiedzą, że niedogadanie się, nie ustalenie granic, może prowadzić do głębokich ran.
Monoceros napisał/a:Co do rodziny, przekonanie, że musi być matka + ojciec, bo inaczej dziecko jest skołowane? Totalnie się z tym nie zgadzam
A jakieś argumenty, dowody? Bo ja akurat nie wychowałam się w pełnej, "normalnej" rodzinie i mimo że miałam bardzo kochającą mamę i babcię to brak ojca negatywnie wpłynął na wiele sfer mojego życia (mam wrażenie, że nadal wpływa). Najpierw doszłam do tego drogą autoanalizy, potem przepracowywałam to na terapii. Więc na podstawie własnych doświadczeń stwierdzam, że brak pełnej, tradycyjnej rodziny jak najbardziej może mieć negatywny wpływ na przyszłość dziecka. Być może nie musi, ale może. A to "może" podkopuje już teorię o tym, że wszystkie rodziny są równe i takie same i najważniejsza jest miłość, którą obdarza się dziecko. Oczywiście lepiej nie mieć ojca niż mieć ojca tyrana i pijaka. Ale najlepiej mieć kochającą matkę i ojca.
Tak jak już mówiłam, to już inny wątek. Powiem tyle, że BRAK zawsze jest raniący. Brak ojca, gdy oczekujesz systemu ojciec + matka wpłynie negatywnie na człowieka, bo odczuwa - niechcący, nieświadomie - żałobę, a czasem (często) poczucie winy, i inne trudne uczucia.
(A gdyby się nie oczekiwało, że w tym systemie powinien być ojciec?)
Obecnie wydaje mi się, że przywiązanie do pojęcia "tradycyjnej rodziny" bardzo szkodzi tym, którzy w tej "pełnej, tradycyjnej rodzinie" się nie wychowali. Bo oprócz własnych uczuć, z którymi muszą się zmierzyć, dochodzi jeszcze presja społeczeństwa, inne oczekiwania, komentarze, usprawiedliwianie - traktowanie tych osób INACZEJ. Jakby byli gorsi. I to dla mnie jest większy problem.
Wyobrażam sobie, że w sytuacji, gdzie nie istnieje presja typu "ty masz dwie matki, musisz być dziwny...", "nie masz ojca? na pewno jesteś przez to jakaś inna..." i podobne, ludzie wychowują się inaczej, mają inne cechy. Przykładowo nie kształtują swoich cech przy udziale mężczyzny, ale samych kobiet, to jest inne. Ale nie w negatywny sposób.
Przeszkadza mi stawianie znaku równości pomiędzy INNY = GORSZY.
Inny system rodzinny nie oznacza gorszego. (Chyba że istnieje w nim strata, której się nie przepracuje, np. przekonania dziecka "ojciec odszedł bo nie chciał mieć takiego dziecka").
Zawsze wychodzę z założenia, że tam, gdzie są kochający się, rozumiejący się i szanujący się nawzajem ludzie, tam dziecko najlepiej wzrasta. I nieważne, czy są tam same kobiety, sami mężczyźni czy dowolna konfiguracja. A że w każdej konfiguracji dzieci są inne? I tak jesteśmy różni!
Badań raczej nie ma, a przynajmniej nigdy ich nie szukałam. Piszę o swoich odczuciach.
Powiem Wam jeszcze, że w książce "Poliamoria" poruszany jest temat dzieci w takich związkach.
Bardzo to jest ciekawe - jak rodzice do tego podchodzą, ale są też opinie niektórych dzieci (dziś już dorosłych, które same tworzą związki).
Myślę, że warto tę książkę przeczytać chociażby po to, żeby zobaczyć jak ludzie są różni. Jak różne mogą być potrzeby, pragnienia, podejście do różnych spraw.
96 2016-11-02 17:23:00 Ostatnio edytowany przez podobno_zuzanna (2016-11-02 17:24:16)
Monoceros - tylko, że ja jako dzieciak nie odczułam w żaden sposób tego, że jestem gorsza, bo nie mam ojca. Nikt mi z tego powodu mi nie dokuczał, nie plotkował, nie wypytywał, nikt mnie nie traktował inaczej. Mój ojciec nie opuścił mnie i mojej mamy, więc nie ma mowy o doświadczeniu odrzucenia, o poczuciu winy. Nie jestem przywiązania do ideału tradycyjnej rodziny ze względów światopoglądowych i religijnych, bo jestem ateistką, tak jak moja mama zresztą, do kościoła nigdy nie chodziłam, ba, na religii nawet nigdy nie byłam (to może Was zaskoczy, ale nikt nie miał z tym nigdy problemu, ani moje koleżanki i koledzy, ani ich rodzice, ani nauczyciele, ani nawet siostry zakonne, które uczyły moją klasę, nawet więcej - te zakonnice z jakiegoś tajemniczego powodu zawsze mnie lubiły, zagadywały [nie próbowały nawrócić], ogólnie były dla mnie bardzo miłe). Więc argument o byciu ofiarą systemu jest wg mnie nietrafiony. Ale od zawsze podobali mi się starsi faceci, szukałam w nich opiekunów i przewodników, zawsze najbardziej przyciągali mnie ci mądrzejsi ode mnie, od których mogłabym się czegoś nauczyć (nie zliczę ile fascynacji wykładowcami przeżyłam). Bardzo trudno jest mi stworzyć partnerski związek, bo ciągle czuję tę potrzebę bycia zaopiekowaną przez starszego, silnego faceta. Dla mnie (i dla psychologa) to próba wypełnienia braku po tej męskiej, ojcowskiej miłości. Ogólnie jak teraz o tym myślę to w moim życiu rodzinnym nie było facetów - dziadków, wujków, braci, kuzynów. Tzn. oni realnie byli, ale nie było między nami żadnych więzi. A jeśli nie wszystko jednak jest konstruktem społecznym?
Monoceros - tylko, że ja jako dzieciak nie odczułam w żaden sposób tego, że jestem gorsza, bo nie mam ojca. Nikt mi z tego powodu mi nie dokuczał, nie plotkował, nie wypytywał, nikt mnie nie traktował inaczej. Mój ojciec nie opuścił mnie i mojej mamy, więc nie ma mowy o doświadczeniu odrzucenia, o poczuciu winy. Nie jestem przywiązania do ideału tradycyjnej rodziny ze względów światopoglądowych i religijnych, bo jestem ateistką, tak jak moja mama zresztą, do kościoła nigdy nie chodziłam, ba, na religii nawet nigdy nie byłam (to może Was zaskoczy, ale nikt nie miał z tym nigdy problemu, ani moje koleżanki i koledzy, ani ich rodzice, ani nauczyciele, ani nawet siostry zakonne, które uczyły moją klasę, nawet więcej - te zakonnice z jakiegoś tajemniczego powodu zawsze mnie lubiły, zagadywały [nie próbowały nawrócić], ogólnie były dla mnie bardzo miłe). Więc argument o byciu ofiarą systemu jest wg mnie nietrafiony. Ale od zawsze podobali mi się starsi faceci, szukałam w nich opiekunów i przewodników, zawsze najbardziej przyciągali mnie ci mądrzejsi ode mnie, od których mogłabym się czegoś nauczyć (nie zliczę ile fascynacji wykładowcami przeżyłam). Bardzo trudno jest mi stworzyć partnerski związek, bo ciągle czuję tę potrzebę bycia zaopiekowaną przez starszego, silnego faceta. Dla mnie (i dla psychologa) to próba wypełnienia braku po tej męskiej, ojcowskiej miłości. Ogólnie jak teraz o tym myślę to w moim życiu rodzinnym nie było facetów - dziadków, wujków, braci, kuzynów. Tzn. oni realnie byli, ale nie było między nami żadnych więzi. A jeśli nie wszystko jednak jest konstruktem społecznym?
Wiesz, nie wiem co powiedzieć. Za żadnego eksperta się nie uważam, piszę co mi tam jakoś gra i czuję, że tak może być. Myślę, że każdy w sobie ma zarówno męski jak i żeński pierwiastek. I do dobrego rozwoju potrzebny jest wpływ jednej i drugiej płci. Ale czy musi to koniecznie być wpływ ojca? (Czy wystarczą inni ważni mężczyźni?).
Przyroda dąży do równowagi, czy jakoś tak. Każdy z nas ma w sobie coś z kobiety i coś z mężczyzny, tylko proporcje się różnią. W związku z tym brak mężczyzn w życiu może spowodować jakieś konsekwencje. Dziecko pozbawione kobiecego wpływu potem próbuje go nadrobić, dziecko pozbawione męskiego wpływu jest zainteresowane kontaktem z mężczyznami. Naturalna ciekawość? Dążenie do równowagi? Nie wiem. Ale jakoś tak mi wydaje się to prawdziwe.
Witajcie. Jestem dorosłą dziewczynką ale są sprawy, o których nie wiem co myśleć. Dlatego proszę o Waszą opinię.
Poznałam kogoś przez internet, spodobał mi się. Mamy za sobą upojny weekend. Gdy rozmawialiśmy przy winie, facet stwierdził, że wszyscy mężczyźni są poligamiczni. I, że istnieją związki w których para ma umowę, że mogą uprawiać seks z innymi na boku ale ze sobą żyją i się kochają. To takie odzielenie seksu od uczuć. Para gdy uprawia seks to inaczej kocha się, a gdy robią to na boku, nazwał to seksem i pieprzeniem. Gościu chyba się mocnej mną zakręcił, bo ciągle pisze po spotkaniu. I nie wiem czy nie będzie chciał mnie wkręcić w taki układzik. Choć gdy pisząc żartuję, że jest erotomanem i lowelasem, twierdzi, że owszem jest erotomanem ale nie lowelasem
Co wogóle myślicie o w ten sposób myślących facetach? Ktoś z Was jest w takim układzie?
Jakiś idiota myśli wybiórczo ja uważam iż wszyscy jesteśmy poligamiczni chodzi tu o poliamorię(czyli dosłownie wiele miłości, nie mylić z haremem) ale nasza kultura wymaga monogamii. Najbardziej poszkodowane w tej kwestii są kobiety ponieważ poliandria to właściwie z czego wiem tylko tybet.
Monoceros, nie wkładałm Ci w usta żadnych słów, po prostu pociągnęłam dalej logiczne wnioski z Twojej wypowiedzi. Nadal uważam, że mieszanie poczucia własnej wartości w preferowanie tudzież mozliwość stworzenia związku mono- czy poli- to pomyłka.
Czego dowodzi Twój przykład z 2 osobami o niskiej samoocenie - taki związek ani zdrowy, ani na dłuższą metę szczęśliwy nie będzie. Z kolei napędzana niskim poczuciem wartości zazdrość jest równie zabójcza dla związku mono jak i poli - pod tym względem naprawdę nie dostrzegam różnic.
Żeby była pełna jasność - nie potępiam związków poli. Wszystko jest dla ludzi, jak to się mówi, póki bezpośrednio zaangażowanym to odpowiada. Natomiast mieszanie w te wybory czegokolwiek poza osobistymi preferencjami ludzi pachnie mi trochę dorabianiem na siłę jakiejś ideologii - a co najmniej generalizowaniem. A jak mawia mój profesor od historii (i nie mam powodów, by mu nie wierzyć) od generalizowania giną jednorożce
100 2016-11-02 20:31:14 Ostatnio edytowany przez CatLady (2016-11-02 21:24:28)
I, że istnieją związki w których para ma umowę, że mogą uprawiać seks z innymi na boku ale ze sobą żyją i się kochają.
Ktoś z Was jest w takim układzie?
Według mnie "układ" to tutaj bardziej odpowiednie słowo niż związek. Bo związek to to nie jest.
Mogę się tak pobawić, żeby zabić samotność.
Nie baw się w to, bo to nie ma sensu. Zabijesz samotność - może Ci się uda, ale jednocześnie zmarnujesz czas, a może nawet szansę na poznanie kogoś wartościowego. Zakładam, że jesteś stała w uczuciach, ze chcesz się zaangażować - szukaj takiego, z którym warto i który chce tego samego. Niedobrze by było, gdybyś tak tylko "bawiąc się" zaangażowała się uczuciowo z kolesiem, który otwarcie deklaruje poligamię.
Smutne to trochę: on Tobie będzie wyznawał uczucie, że niby kocha tylko Ciebie, czasem na noce będzie znikał z inną, a Ty co wtedy będziesz robić? To samo? To po co Ci w ogóle taki "związek"? Możesz teraz sobie skakać - jako singielka. A co jeśli on kilku innym w tym samym czasie będzie wciskał ten sam kit, co Tobie: kocham tylko Ciebie, te inne to tylko pieprzenie? Z takim to nigdy nie wiesz.
On się nie nadaje do związku, on chce sobie tylko pociupciać bez zobowiązań.
związek to jest układ - nie ma co zaprzeczać.
a ja znam takie zwiąZki. jedne nie przetrwaly inne wrecz przeciwnie - maja sie bardzo dobrze.
związek to jest układ - nie ma co zaprzeczać.
a ja znam takie zwiąZki. jedne nie przetrwaly inne wrecz przeciwnie - maja sie bardzo dobrze.
Oj tam, związek to jest coś więcej niż układ, bo wychodzi poza chłodną kalkulację - emocje w takich kalkulacjach mieszczą się słabo, a to jednak istotna składowa związku.
Natomiast owszem, takie układy są i czasem nawet trwają sobie dość stabilnie. Tyle że układ, który zaproponowano Autorce wątku, z poliamorią niewiele ma wspólnego, bo tam są i emocje (pozytywne ) i dbanie o potrzeby drugiego partnera.
_v_ napisał/a:związek to jest układ - nie ma co zaprzeczać.
a ja znam takie zwiąZki. jedne nie przetrwaly inne wrecz przeciwnie - maja sie bardzo dobrze.
Oj tam, związek to jest coś więcej niż układ, bo wychodzi poza chłodną kalkulację - emocje w takich kalkulacjach mieszczą się słabo, a to jednak istotna składowa związku.
Natomiast owszem, takie układy są i czasem nawet trwają sobie dość stabilnie. Tyle że układ, który zaproponowano Autorce wątku, z poliamorią niewiele ma wspólnego, bo tam są i emocje (pozytywne
) i dbanie o potrzeby drugiego partnera.
uklad, ktory zaproponowano autorce to zwykla chec bzykania wszystkiego co sie rusza
co do związków-ukladow. to często sie dzieje nieswiadomie. ale rzadko kiedy zwiazek to nie uklad.
najczesciej to jest uklad typu: Ty mi zwiekszasz poczucie wartości, ppdbudowujesz moje ego, dasz mi miłość, ktorej rodzice mi nie dali, a ja ci daje czyste skarpetki i obiad codziennie, albo mozliwosc bzykania mnie, choc za tym nie przepadam. to transakcja wiazana - ludzie chca zaspokojenia swoich potrzeb, najczesciej tych, ktore nie zostaly zaspokojone w dziecinstwie.
i znów bede sie upierac, ze zwiazek przestanie byc ukladem,kiedy obie strony wejdą na wyzszy poziom świadomosci. kiedy kazde z nich bedzie moglo powiedziec drugiemu: NIE POTRZEBUJE CIE, nie jestes mi do niczego potrzebny, ale chce byc z toba bo cudownie idzie sie przez zycie razem.
Tifa napisał/a:umiejętność bycia w związku z jedną osobą i zachowania jej wierności są wskaźnikami zdrowia psychicznego
Ciekawa teoria. Jakieś badania na ten temat są?
Tifa wstała z ławki i oświadczyła zdecydowanie jak te dziewczyny w Seksmisji: Einstein była kobietą.
@Tifa... Jeśli dalej swoje opinie będziesz głosić jak inkwizycja dogmaty to nikt Cię za poważnego partnera w rozmowie nie weźmie.
Komu w smak dzielenie się "partnerem" z innymi, jego sprawa. Pierwotne instynkty, którymi ktoś się podpierał w dyskusji nie mają tu nic do rzeczy.
Pytanie, czy te inne mają albo będą mieć takie same zapatrywania? O ile w ogóle zostaną poinformowane o istnieniu innych amatorek wdzięków pana obrotnego.