Ja bylem w podobnej sytuacji jak autor tego wątku.
Z tym że my pobraliśmy się i zdążyliśmy kupić na kredyt wspólne mieszkanie.
Do śluby było bardzo dobrze, albo ja taki wtedy zaślepiony byłem. Chociaż dogadywaliśmy się dobrze,podobne poglądy na wiele spraw. Zamieszkaliśmy razem w wynajętym mieszkaniu. Niestety nie polubiła moich kolegów i skutecznie odcięła mnie od nich, ja jej psiapsiuły również nie trawiłem i nie podobało mi się jak moja żona się z nią widywała, bo zawsze jak wracała od niej, to była naburmuszona i kłóciła się o byle co ze mną. W trakcie bycia ze sobą poruszaliśmy też temat dziecka, ona bardzo chciała, ja też nie widziałem ku temu przeszkód, ale uważałem że na to przyjdzie czas i najpierw ślub, potem mieszkanie a potem dopiero dziecko i tak ustaliliśmy. Jak się okazało, zaczęła już wtedy nalegać na dziecko, ja stanowczo trzymałem się ustaleń, były kłótnie i problemy o nic. Po 2,5 roku bycia ze sobą pobraliśmy się i zaczęło się jeszcze większe naciskanie na dziecko, ale już wtedy było coraz więcej kłótni między nami. Nasz związek wyglądał mniej więcej tak, że ja byłem na każde zawołanie i spełnianie zachcianek, a ona zrobiła coś jak się jej chciało, jak ja nie miałem na coś ochoty, to była kłótnia, jak ona nie chciała czegoś, to ja machałem na to ręką dla świętego spokoju. Cały czas jej sygnalizowałem że coś jest nie tak między nami, bo sama z siebie nawet nie przytuli się do mnie, ani nawet nie pocałuje. Jak ja chcę bliskości i zwykłego przytulenia to ja mam się przytulić, a ona twierdziła, że ją to krępuje... też machnąłem ręką na to. Ale dla mnie to było dziwne, że niby kocha mnie, a nie czuje potrzeby nawet przytulenia się. Po ślubie całowanie też poszło w odstawkę,bo niby ja to brzydziło. Jak się poznaliśmy,to ją to nie brzydziło:) Zawsze przed zaśnięciem to ja całowałem ją na dobranoc, ona nigdy nie wyszła pierwsza z taką inicjatywą. Jak dla testu ja nie pocałowałem na dobranoc, to foch - dlaczego tego nie zrobiłem i widać jak ją kocham, że nawet zapomniałem o pocałunku na dobranoc...
W końcu przyszedł czas na kolejny etap czyli zakup mieszkania. Moja żona nie miała środków,ja ze względu na to że lepiej zarabiałem wtedy, to potrafiłem odłożyć i pokrywać połowę naszych wspólnych wydatków. Namawiałem żonę do kupna mieszkania w naszych rodzinnych stronach choćby nawet ze względu na bliskość naszych rodzin i ewentualną pomoc w wychowywaniu dziecka. Nie zgodziła się, uległem jej decyzji o zakupie mieszkania w miejscowości, w której mieszkaliśmy obecnie. Na mieszkanie nie żałowałem odłożonej kasy, weszło wszystko co miałem. Zaraz po kupnie mieszkania zaczęły się jeszcze większe jazdy i naciskanie na dziecko pod groźbą, że jeśli się nie zgodzę na dziecko tu i teraz, to będzie rozwód.
To chwileczkę - dla ciebie najważniejsze jest zrobienie dziecka, a co ze mną i twoją miłością do mnie? Mówiłem jej wprost że coś jest nie tak miedzy nami i nie sądzę, aby dobrym rozwiązaniem było pakować się w dziecko, jak my się tylko kłócimy. To nie rozwiąże naszych problemów, a pewnie jeszcze je powiększy. Zauważyłem też że założyła sobie konto na portalu randkowym, powiedziałem jej o tym, wypierała się że to tylko tak z ciekawości i więcej tam nie zaloguje się. W tym czasie wkładała mi do głowy, że to wszystko co się dzieje źle między nami to moja wina i jej koleżanki mają lepszych mężów niż ona i znów straszenie rozwodem. W końcu zapytałem czy w ogóle jeszcze mnie kocha, to powiedziała że jakbyśmy mieli dziecko, to by mnie kochała, a skoro nie mamy, to mnie nie kocha i nie widzi przyszłości wspólnej dla nas obojga.
Namówiłem ją na wspólną wizytę u psychologa, zapisał nas na wspólną terapię, jednak ona stwierdziła że to nie ma sensu.
W tym czasie zaczęła coraz częściej wieczorami wychodzić do koleżanek, telefon zawsze przy sobie. Wtedy zaświeciła mi się lampka, że chyba jest ktoś trzeci. Pewnego dnia wróciła do domu i zapytała wprost czy będę jej robił jakieś problemy z rozwodem, bo widzi że ją kocham i jeśli się przyznam w sądzie, to nie dadzą nam rozwodu. Cóż, zgodziłem się, siłą jej nie zatrzymam. Okazało się że tak jak przypuszczałem cały czas szukała przez internet nowych znajomości z mężczyznami. Jesteśmy już po rozwodzie, teraz traktuje mnie gorzej niż obcego.
Przez ten czas naszego małżeństwa takie pranie mózgu mi zrobiła, że przed rozwodem sam nie wierzyłem co się dzieje i że to pewnie jest moja wina, że tak się stało.
Powiedzcie - czy takie zachowanie świadczy o miłości i szacunku? - albo godzisz się na dziecko, albo rozwód?
Masz ogromne szczęście, ze sie z toba rozwiodła! Byłeś jej potrzebny do zapłodnienia, gdyby urodziła wasze dziecko twoje życie stałoby sie piekłem. Oczywiście, ze cie zmanipulowała, chciała cie odpowiednio ukierunkować, okazałeś sie byc trudniejszy w obróbce niż myślała. Teraz ma inna "ofiarę". Takich kobiet, które wszystko na zimno kalkulują jest całkiem sporo i doradzam sie od nich trzymać z daleka. Po wpisie wnioskuje, ze jest ci cieżko ale czas pokaże, ze to jest dla ciebie najlepsze rozwiązanie. Czy to była miłość z jej strony? Odpowiedz jest oczywista.