Zawsze mnie zastanawia, dlaczego kobietom tak łatwo jest przełożyć "męską dumę" nad własne potrzeby. Zazwyczaj w takim starciu męska duma zawsze wygrywa i kobiety wolą po cichu siedzieć, nic nie mówić, żeby broń borze nie urazić partnera, a swoje potrzeby sfrustrować, wepchnąć w kąt, i potem tylko żalić się przyjaciółce.
O co kaman. Nie ma nic wstydliwego w dbaniu o swoje potrzeby i w mówieniu o tym, że coś mi nie odpowiada. Wydaje mi się, że ego nie jest aż tak delikatne, że posypie się przy pierwszej delikatnej wzmiance że nie wszystko jest przewspaniale i cudownie. Jesteśmy dorośli, o swoje potrzeby trzeba się troszczyć, bo nikt inny tego nie zrobi za nas.
Jak rozmawiać? Wiadomo, że nie "ej, sorry, seks z tobą jest do bani". Ale poważnie i otwarcie, tak jak ktoś tu już proponował. Dobrze by było tę rozmowę wyciągnąć z łóżka, nie od razu po stosunku. Wiesz, ty też jesteś w tym ważna, gdyby to nie było dla ciebie ważne, to byś o tym nie pisała. Masz prawo wymagać, a przynajmniej opowiedzieć o tym, czego potrzebujesz. Czy to coś zmieni? Może. Na pewno zmieni więcej, niż nie mówienie nic. Jeśli każda jego poprzednia dziewczyna też podeszła tak do tego tematu, to się nie dziwię, że on nie rozumie, że coś jest nie tak. Przecież wcześniej było tak samo i nikt nie narzekał! A może poprzednie dziewczyny też nie chciały go "urazić". Biedny ten facet.
No i jeśli sprawy łóżkowe chcesz przemilczeć, to jak będziesz z nim rozmawiać o innych trudnych rzeczach? Przecież one mogą jeszcze bardziej urazić!