W mojej rodzinie mówi się kapcie lub chapcie, ewentualnie papcie, zdrobniale kapetki lub chapetki, a moja ciocia z Górnego Ślaska mówi papucie.
Tak samo słyszałam, że jest różna nazwa na torebke foliową, u nas mówi się na nią zrywka, ponoć w niektórych rejonach Polski o zrywkach nich nie słyszał.
13,781 2018-03-21 10:43:52
13,782 2018-03-21 10:46:50
Symbi, na Podkarpaciu pantofle to kapcie
Żona z kieleckiego to mówi na pantofle ciapki, ciapuszki
U mnie mówiło się albo pantofle, albo kapcie. A w wojsku to się mówiło znowu laczki
13,783 2018-03-21 10:48:47
W mojej rodzinie mówi się kapcie lub chapcie, ewentualnie papcie, zdrobniale kapetki lub chapetki, a moja ciocia z Górnego Ślaska mówi papucie.
Tak samo słyszałam, że jest różna nazwa na torebke foliową, u nas mówi się na nią zrywka, ponoć w niektórych rejonach Polski o zrywkach nich nie słyszał.
Nie słyszałam, jak żyję o zrywce
A w pantoflach u nas na pole nie chodzą
Ta dzie!
13,784 2018-03-21 10:52:49
Symbi napisał/a:W mojej rodzinie mówi się kapcie lub chapcie, ewentualnie papcie, zdrobniale kapetki lub chapetki, a moja ciocia z Górnego Ślaska mówi papucie.
Tak samo słyszałam, że jest różna nazwa na torebke foliową, u nas mówi się na nią zrywka, ponoć w niektórych rejonach Polski o zrywkach nich nie słyszał.Nie słyszałam, jak żyję o zrywce :)
A w pantoflach u nas na pole nie chodzą :)
Ta dzie! :D
Jakie pole, pole to u rolnika, u mnie chodzi się na dwór. ;)
13,785 2018-03-21 10:54:42
Słowa laczki też niektórzy u nas używają, ale kapcie popularniejsze.
13,786 2018-03-21 10:55:06 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-21 11:03:08)
Piegowata'76 napisał/a:Symbi, na Podkarpaciu pantofle to kapcie
Żona z kieleckiego to mówi na pantofle ciapki, ciapuszki
![]()
U mnie mówiło się albo pantofle, albo kapcie. A w wojsku to się mówiło znowu laczki
Na Polesiu Lubelskim, gdzie kiedyś mieszkałam, mówiło się "ciapy".
A kto zgadnie, co to są sztangle? Albo meszty?
Wilk z Krakowa, to może wie
13,787 2018-03-21 10:57:03 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-21 14:41:14)
Piegowata'76 napisał/a:Symbi napisał/a:W mojej rodzinie mówi się kapcie lub chapcie, ewentualnie papcie, zdrobniale kapetki lub chapetki, a moja ciocia z Górnego Ślaska mówi papucie.
Tak samo słyszałam, że jest różna nazwa na torebke foliową, u nas mówi się na nią zrywka, ponoć w niektórych rejonach Polski o zrywkach nich nie słyszał.Nie słyszałam, jak żyję o zrywce
A w pantoflach u nas na pole nie chodzą
Ta dzie!Jakie pole, pole to u rolnika, u mnie chodzi się na dwór.
Ja bardzo długo mówiłam "na dwór", bo taką formę wyniosłam z domu rodzinnego (rodzice nie pochodzą z Podkarpacia), ale gdy pojawił się mały synek, "pole" wydawało mi się łatwiejsze do wymówienia dla dziecka i przyzwyczaiłam się.
13,788 2018-03-21 16:34:46 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2018-03-21 16:39:42)
Dzień dobry w pierwszy dzień wiosny
Było przywitanie muzyką (lubię "Cztery pory roku" Vivaldiego ), a teraz jeszcze obrazem.
Miło mi, że babeczki przypadły do gustu. Ja w sezonie robię tartę z kremem waniliowymi, malinami i galaretką. To jedno z moich ulubionych ciast, a inspiracją były takie właśnie pyszne babeczki.
o jak spokojnie, jaka nastrojowa muzyczka...
Miałam gorący czas w pracy, więc dzisiaj po powrocie do domu wzięłam gorącą kąpiel, teraz siedzę w piżamie i szlafroku, jest mi ciepło i dobrze... czuję pełen relaks.. mam poczucie, że kocham swoje życie, mimo choroby i smutków przeszłości nie zamieniłabym się z nikim.
Bardzo lubię czytać o takich chwilach, to zawsze poprawia mi nastrój.
Moje sądowe korowody jeszcze się nie skończyły, ale może nie będę szczegółowo opisywać. Póki się wyrok nie uprawomocni, miną trzy tygodnie, więc może nie będę jeszcze o szczegółach pisać. Ale jest optymistycznie!!!
![]()
![]()
Aż przez monitor można poczuć Twoją radość. Super.
.
A kto zgadnie, co to są sztangle? Albo meszty?
Sztangle wiedziałam od razu, to takie mini bagietki.
A nad mesztami trochę pomyślałam i wyszło mi, że to zakryte buty.
Lilka787 napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:Znam go, wiem że zależało mu na stałym związku. Mimo wszystko współczuję mu bardzo (choć po główce głaskać nie polecę). W takim momencie życia taki cios.
Piegowata powiem Ci szczerze, że podziwiam Cię za to. Ja tak nie potrafię, a szkoda bo wtedy moje życie byłoby o wiele lepsze.
Wiesz, Lilko, fakt że mam czasami ochotę zadźgać byłego szydłem, nie oznacza, że odmawiam mu prawa do ludzkich uczuć.
Ale, ale... piszesz, że miałabyś lepsze życie? Pod jakim względem? Czy już nie jest całkiem niezłe?
Oczywiście, że mam dobre życie. Miałam na myśli sferę duchową. Po prostu dostrzegłam w Twojej postawie coś wyjątkowego, coś bezcennego - miłosierdzie. Ta postawa jest fundamentem mojej wiary. Ja tak nie potrafię w stosunku do osób które świadomie i celowo wyrządzają mi lub innym krzywdę.
13,789 2018-03-21 16:41:30 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-21 16:47:11)
Wiesz, Lili, nie rozczulam się nad byłym, nie rzucę się na ratunek (już widzę, jaką daje mi odprawę!), ale zwyczajnie jestem w stanie sobie wyobrazić, co przeżywa. Tym bardziej, że trochę go znam. To jest facet, który "kocha za bardzo" - a tak naprawdę nie kocha siebie. Myślę, że to istota tego rodzaju problemów (kochania za bardzo).
13,790 2018-03-22 09:49:08
Cześć Ekipo
Wojna płci lub jak kto woli poranna gimnastyka.
To jest facet, który "kocha za bardzo" - a tak naprawdę nie kocha siebie. Myślę, że to istota tego rodzaju problemów (kochania za bardzo).
Co znaczy kochać? Tu każdy poda swoją definicję.
Ja myślę, że "kochać za bardzo" to być głodnym miłości.
Wszyscy gdzieś tam w głębi duszy pragną być kochani, a jednak tak niewielu potrafi kochać.
A przecież jako dzieci potrafiliśmy. Przyszło mi na myśl " Jeśli się nie odmienicie i nie staniecie jak dzieci..."
13,791 2018-03-22 09:56:10
Lilka, nie wymyslaj
jest jasna definicja kochania za bardzo
13,792 2018-03-22 11:22:58
No, ale dlaczego mam nie wymyślać? Ja lubię wymyślać. Odtwórczość sprawia, że się duszę. Dlatego jeśli mogę niczego nie powtarzam w ten sam sposób.
Wymyślanie dla mnie jest twórcze. Może nawet uda mi się od czasu do czasu wymyślić coś lepszego niż ktoś inny? A jeśli nawet nie to będę mieć te swoje wymysły na własny użytek.
Ja napisałam co dla mnie oznacza "kochać za bardzo". I właśnie tak myślę, że ludzie którzy kochają za bardzo zrobią niemal wszystko dla tej osoby, poświęcą siebie samego, dlatego właśnie że pragną by ktoś ich pokochał. Oczywiście w mojej ocenie jest to destrukcyjne zachowanie. Oznacza dla mnie: nie kochać i nie szanować siebie, rozpaczliwie pragnąć miłości, nie wiedzieć i nie umieć kochać siebie i innych w zdrowy sposób.
13,793 2018-03-22 11:53:24 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-22 12:33:34)
Lilko, zgadzam się z tym, co piszesz o kochaniu za bardzo. Jest to moim zdaniem skutek rozpaczliwego głodu miłości. Taki głód nie musi wynikać z rzeczywistego braku uczuć bliskich osób, ale np. z niewłaściwego ich okazywania, ze źle pojętej troski na przykład. Albo dla odmiany z nadmiernej surowości. Każdy ma inną wrażliwość, co innego go buduje, co innego - niszczy.
Miałam bardzo ciekawą konfrontację z moją siostrą jeśli chodzi o traktowanie przez rodziców. Już w dorosłym życiu stwierdziłam - bez użalania się, jako fakt - że rodzice traktowali mnie gorzej niż resztę rodzeństwa. Na to moja siostra z autentycznym zdziwieniem, że zawsze sposób traktowania mnie przez rodziców uważała za uprzywilejowany. A ja się czułam gorsza, niedoceniana i pomijana!
13,794 2018-03-22 12:36:31
Lilka, nie wymyslaj
jest jasna definicja kochania za bardzo
Gdyby ludzie nie wymyślali nowych definicji i teorii dalej wierzylibyśmy, że człowiek został ulepiony z gliny, a kobieta ma służyć mężczyźnie, bo jest stworzona z jego żebra.
Lilko, zgadzam się z tym, co piszesz o kochaniu za bardzo. I jest to moim zdaniem skutek rozpaczliwego głodu miłości. Taki głód nie musi wynikać z rzeczywistego braku uczuć bliskich osób, ale np. z niewłaściwego ich okazywania, ze źle pojętej troski na przykład. Albo dla odmiany z nadmiernej surowości. Każdy ma inną wrażliwość, co innego go buduje, co innego - niszczy.
!
Piegowata, myślę podobnie do Ciebie, ze swojego podwórka, ja też swego czasu miałam rozterki duchowe z powodu braków z dzieciństwa, które miały się przełożyc na moje późniejsze związki; dziś uważam, że było ono spokojne i szczęśliwe, nauczyłam się samodzielności, po prostu skoro moi rodzice nie dostali czegoś w dzieciństwie, to nie umieli mi tego potem przekazać, ale przekazali to, co sami dostali (wspomnianą samodzielność przykładowo) nie ma o co kruszyć kopii, tylko uważniej postępować z własnymi dziećmi. Niestety, na pewne sprawy nie mam wpływu i chociażby widzę, że moje dzieci mają braki w codziennej obecności ojca, niestety 4 dni w miesiącu nie wystarczają, biorą się w tym pewne kłopoty, ale na szczęścia mam brata, z ktorym moje dzieci maja bardzo dobry kontakt i do którego zwracają się w męskich sprawach. Czasem nawet się zastanawiam, czy skoro wychowują się tylko z matką, czy będą umieli funkcjonować w związkach, ale w sumie nie zamartwiam się tym. Raz wdepnęłam w związek z narcyzem, byl to emocjonalny rollercoaster, ale po latach uważam to za cenne doświadczenie, bo tym bardziej doceniam teraz swoje życie, jakie obecnie prowadzę i wiem, że kolejny raz nie pchałabym się w takie rozwiązanie.
Miałam bardzo ciekawą konfrontację z moją siostrą jeśli chodzi o traktowanie przez rodziców. Już w dorosłym życiu stwierdziłam - bez użalania się, jako fakt - że rodzice traktowali mnie gorzej niż resztę rodzeństwa. Na to moja siostra z autentycznym zdziwieniem, że zawsze sposób traktowania mnie przez rodziców uważała za uprzywilejowany. A ja się czułam gorsza, niedoceniana i pomijana!
Ja też miałam myśli kiedyś, że byłam źle traktowana w dzieciństwie, przykładowo ojciec w okresie mojego nastoletniego życia parę razy zwrócił się do mnie per "cielęcino", dziś pamiętam czułość w jego głosie, kiedy się do mnie tym słowem zwracał. Nic nie jest takie oczywiste. Pamiętam jak w podstawówce polonistka tłumaczyła nam, że słowo "psisko" może mieć negatywny wydźwięk, ale kiedy uzyje się go w zwrocie "wierne psisko", to już znaczenie ma całkiem inne.
13,795 2018-03-22 12:46:20 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-22 12:51:56)
Mój Tata przychodził do Mamy leżącej na wersalce przed telewizorem i mówił: "Posuń się, stara cholero!"
A do mnie w poniedziałek, gdy stałam w kolejce na poczcie, zadzwoniła przyjaciółka, więc choć może to nieładnie, rozmawiałam przy ludziach. I w pewnym momencie tak się zapomniałam, że palnęłam w słuchawkę: "Słuchaj, stara ropucho!".
Zauważyłam uśmiechy na twarzach mimowolnych słuchaczy
13,796 2018-03-22 13:08:20
Z kolei w rodzinie pewnej osoby, z która od dzieciństwa byłam blisko, wszystko na pozór było super, wielopokoleniowa zgodna rodzina, okazywana sobie czułość, bliskość, jak dobiegałam swojej 19 to się dowiedziałam, że ojciec rodziny jest alkoholikiem wpadającym w ciągi alkoholowe, rodzina przed jego agresją nieraz uciekała do sąsiadów. Nic nie jest oczywiste.
Mój były tez w sumie wyrastał w niepełnej rodzinie, a matka tak go traktowała, że jak wyciągałam rękę, żeby go pogłaskać po twarzy, to się uchylał odruchowo jak przed ciosem niespodziewanym. Jego matka do ludzi serdeczna, uśmiechnięta, przy mnie nigdy nie krzyknęła, jak byli sam na sam to nawet krzesła łamali w bijatyce.
13,797 2018-03-22 13:37:18 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-22 13:40:26)
Miałam sporo młodszą koleżankę, która tak się kuliła, gdy chciałam ja pogłaskać.
Ja niestety, przy moim byłym zmieniałam się w furiatkę. Teraz jestem spokojna i pogodna (na ogół).
Moja Mama potrafiła podnieść rękę, przyłożyć, tym co jej pod nią wpadło, urządzać awantury o nieumyte naczynia czy nieposprzątane mieszkanie. W małżeństwie gdy mąż stawał w progu, ja odruchowo podrywałam się na baczność i zastanawiałam się, czy wszystko w domu mam zrobione jak trzeba. Gdy on coś robił za mnie, np. brał odkurzacz do ręki, ja reagowałam zdenerwowaniem, bo miałam zakodowane, że to mój obowiązek, że pewnie jest na mnie zły. Ciągle się czułam porównywana z jego bratową, bliską mu, bo to on najpierw z nią "chodził", dla której mieszkanie na wysoki połysk to priorytet i wręcz fioł (sama to przyznaje).
Z biegiem lat wyzbyłam się tych odruchów, ale do sprzątania uraz mam na całe chyba życie.
13,798 2018-03-22 13:59:51
Każdy ma coś - ja po ex jak byłem z K -to nie mogłem sie nadziwić że każdą (no prawie) rzecz mogliśmy załatwić rozmawiając i znajdując szybko rozwiązanie. Kurde z ex to trwało całe życie i tylko się nasłuchałem jaki to ja jestem zły
.
13,799 2018-03-22 14:00:18 Ostatnio edytowany przez Symbi (2018-03-22 14:29:15)
To ciekawe Piegowata co piszesz. Były był po prostu jakby Twoim alergenem, na który reagowałas tak, a nie inaczej. Czasem kochamy to, co nam szkodzi.
Miałam podobnie, choc może nie w sferach porządkowo-mieszkaniowych. Ale kiedyś w ogóle mocniej reagowałam na bodźce emocjonalne, nawet w pracy jak uchybiłam jakiemuś obowiązkowi, to potrafilo mi serce "stawać" z wrażenia, kolana mi momentalnie miękły. Jak zaczynalam poprzednią pracę, to z nerwów schudłam 5 kilo, rano z rozsądku wciskalam w siebie pół bułki z masłem, bo żołądek miałam zupelnie ściśnięty i nawet smacznie serwowanych obiadów nie umiałam zjeść. Teraz jakby na odwrót nastąpiła desensytyzacja mojej osoby, wszystkie wydarzenia w życiu są jakby dla mnie naturalne, zdroworozsądkowo zdaję sobie sprawę, że nie przeprowadzam operacji na żywym pacjencie, stąd w wielu sytuacjach mam możliwość naprawy swoich działań. Do wydarzeń, które 10 lat temu przyprawiały mnie o zawał, dzisiaj podchodzę ze spokojem.
13,800 2018-03-22 14:13:44 Ostatnio edytowany przez Symbi (2018-03-22 14:17:47)
Każdy ma coś
- ja po ex jak byłem z K -to nie mogłem sie nadziwić że każdą (no prawie) rzecz mogliśmy załatwić rozmawiając i znajdując szybko rozwiązanie. Kurde z ex to trwało całe życie i tylko się nasłuchałem jaki to ja jestem zły
.
Myślę, że to kwestia barier komunikacyjnych. Co innego mówimy, co innego słyszymy. Sama ostatnio pisałam pismo do pewnej instytucji i po jakimś czasie zostałam poproszona o informacje uzupełniające, bo w jednej kwestii wyraziłam sie niejasno i urzędnik powiedział, że z innym urzędnikiem zastanawiał się o co mi chodzi. Musiałam uściślić podawaną informację. A jak pisałam pismo, to mnie ono wydawało się jasne i oczywiste.
inny przykład - Z tego samego spotkania u psychologa na terapii małżeńskiej wynieśliśmy z byłym zupełnie inne wnioski, a przecież słuchaliśmy tych samych słów.
Zresztą nie tylko z bm miałam takie doświadczenia, weźmy chociaż wypowiedzi na tut. forum pewnej osoby, ja drogą dedukcji wyciągnęłam trafne wnioski, do których doszła też moderacja, a posądzono mnie o ujawnianie tajemnicy korespondencji.
13,801 2018-03-22 14:15:17 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-22 14:20:57)
Symbi, z tym kochaniem to złożona sprawa. Musiałabym się pokusić o długą i zawiłą wiwisekscję
On się do mnie tak "przyfastrygował", że nie umiałam się wyrwać. Próbowałam, ale zabrakło zdecydowania i stanowczości. A po dobroci się nie dało. Oboje mieliśmy swoje obciążenia.
Można by o tym dzień i noc opowiadać.
13,802 2018-03-22 14:21:17 Ostatnio edytowany przez Symbi (2018-03-22 14:34:38)
Nie rób Piegowata wiwisekcji, bo to szkoda żeby pół Polski czytało historię Piegowatej. Ja też się w sumie dziwię, że związałam się z bm, bo działał mi w pewnym sensie na nerwy, ale widocznie też miałam jakieś braki w sobie lub niewiarę w to, że mogłabym spotkac w innym czasie kogoś innego, może lepszego, a może gorszego. Zresztą nawet mój ojciec przyznał kiedyś, że pomylił sie w ocenie bm.
Zresztą z perspektywy czasu niczego nie żałuję w życiu, także związku z bm. Ot, po prostu kolejne doświadczenie życiowe.
13,803 2018-03-22 14:49:08 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-22 14:56:28)
Myślę, że cała ta historia z ex wiele mnie nauczyła, więc może była potrzebna? Przykro tylko, że ucierpiał ktoś zupełnie nie ponoszący za sytuację odpowiedzialności, za to może najmocniej obarczony konsekwencjami - syn. To mnie boli najbardziej.
13,804 2018-03-22 15:04:55 Ostatnio edytowany przez Symbi (2018-03-22 15:11:37)
Pomyśl o tym, jakie konsekwencje by ponosił, gdybyś nadal żyła z bm. To też nie byłaby zdrowa psychicznie sytuacja. A jeszcze z obecnym stanem wiedzy psychologicznej może zdawałabyś sobie sprawę, że mały czerpie z dzieciństwa zły wzorzec związku.
13,805 2018-03-22 15:17:28
Tak, masz rację, Symbi. I tego trzeba się trzymać.
13,806 2018-03-22 15:19:43
A tak to - myślę, że ma teraz w domu wzorzec człowieka, który się nie poddaje i walczy.
13,807 2018-03-22 15:20:25
A tak to - myślę, że ma teraz w domu wzorzec człowieka, który się nie poddaje i walczy.
13,808 2018-03-22 15:31:56
Symbi napisał/a:A tak to - myślę, że ma teraz w domu wzorzec człowieka, który się nie poddaje i walczy.
:)
No to teraz mogą nam napisać o różańcowym kole wzajemnej adoracji ;)
13,809 2018-03-22 15:56:56
No to teraz mogą nam napisać o różańcowym kole wzajemnej adoracji
A niech piszą
13,810 2018-03-23 12:46:33 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2018-03-23 12:48:11)
Dzień dobry
Zapraszam na kawę
Z przyjemnością przeczytałam Waszą rozmowę. Cenię sobie takie zdroworozsądkowe podejście do życia.
Bardzo chciałybyśmy ochronić nasze dzieci przed wszelkim złem i cierpieniem, ale to niemożliwe. Dla mnie też jest to trudne do zaakceptowania.
Zapamiętałam sobie jednak to zdanie Piegowatej, że najważniejsze aby dziecko zawsze czuło że jest kochane.
Jakie macie plany na święta? Ja w weekend posprzątam tak jak zwykle, na wiosenne porządki za zimno.
Potem zakupy, z potrawami nie będę przesadzać, ale może zrobię coś nowego. Macie swoje ulubione wielkanocne potrawy i ciasta?
A międzyczasie Triduum Paschalne.
13,811 2018-03-23 16:28:19
Pozdrawiam Ciebie, Lilko i całą resztę bywalców. Wybacz, ale o świętach napiszę, gdy będę w lepszym nastroju.
Doła załapalam, ja chyba jakaś nienormalna jestem
13,812 2018-03-23 16:38:51
Piegowata nigdy nie myśl o sobie źle. Jesteś bogatym wewnętrznie człowiekiem, wiele się od Ciebie nauczyłam.
Doceniaj siebie Kochana. Przytulam ciepło.
13,813 2018-03-23 17:18:43 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-23 17:19:22)
Dzięki, Lilko. Maruda dzisiaj jestem. Przejdzie mi, ale nie tak od razu.
W takich gorszych momentach to sobie myślę: co komu po moim wnętrzu, kogo ono obchodzi?
Napisałam trochę o tym na innym wątku.
Jutro jadę do kliniki stomatologicznej. Brrrr! Na razie tylko się skonsultować i umówić.
Co za okropne stare próchno się z człowieka robi! Inne kobiety w moim wieku to jeszcze ho, ho... Nie ma sprawiedliwości na tym świecie
Chyba pozostało mi jedynie pokochać siebie i samotność, bo komu potrzebna taka wybrakowana Piegowata?
13,814 2018-03-23 18:26:02
Ocho - dół pełną gębą! A gdzie szalupa? Przygotowana? Ja przygotowalem sobie w postaci naprawienia wannowego odplywu i juz moge sie wymaczac kiedy chcę.
13,815 2018-03-23 23:14:09 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-03-23 23:15:13)
Dzięki, Lilko. Maruda dzisiaj jestem. Przejdzie mi, ale nie tak od razu.
W takich gorszych momentach to sobie myślę: co komu po moim wnętrzu, kogo ono obchodzi?
Napisałam trochę o tym na innym wątku.
Jutro jadę do kliniki stomatologicznej. Brrrr! Na razie tylko się skonsultować i umówić.
Co za okropne stare próchno się z człowieka robi!Inne kobiety w moim wieku to jeszcze ho, ho... Nie ma sprawiedliwości na tym świecie
Chyba pozostało mi jedynie pokochać siebie i samotność, bo komu potrzebna taka wybrakowana Piegowata?
Piegowata,
Też właśnie dziś tak samo o sobie myślałam. Też mi się zęby sypią ... Dziś byłam zrobić rtg, a w poniedziałek wizyta. Boję się, że już nie da się uratować.
I wiesz co? Mama po długim czasie nie odzywania się zadzwoniła, trochę się pożaliłam, więc stwierdziła, że najpierw zęby, a później włosy się posypią (tak mnie pocieszyła )
Nie przejmuj się
13,816 2018-03-24 09:24:43 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-24 09:30:00)
Lou, niespecjalnie mnie pocieszyłaś, ale dzięki za intencje.
Jakoś to będzie, jednak ciężko się z tym pogodzić. Uroda nigdy nie spędzała mi snu z oczu, ale Symbi użyła kiedyś określenia "zdruzgotana kobiecość" - właśnie to odczuwam w związku z tymi jakże trywialnymi problemami.
13,817 2018-03-24 09:55:09
Piotrze, spoko. Szalupę znajdę.
Kąpiel fajna sprawa. Po roku mieszkania z łazienką, gdzie był tylko prysznic, szalałam z radości, że mam wannę.
13,818 2018-03-24 10:32:54 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-24 10:34:27)
Dubel.
13,819 2018-03-24 11:42:42 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-03-24 11:44:37)
Lou, niespecjalnie mnie pocieszyłaś, ale dzięki za intencje.
Jakoś to będzie, jednak ciężko się z tym pogodzić. Uroda nigdy nie spędzała mi snu z oczu, ale Symbi użyła kiedyś określenia "zdruzgotana kobiecość" - właśnie to odczuwam w związku z tymi jakże trywialnymi problemami.
Piegowata,
Trzeba nauczyć się starzeć z godnością. Dla mnie takie sprawy dopóki bardzo nie wpływają na utratę zdrowia, nie przytłaczają mnie. Mi doskwiera coś innego.
13,820 2018-03-24 12:04:05 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-24 12:10:37)
Lou, godność nie oznacza braku emocji. A po drugie to nie jest tylko kwestia starzenia się, ale choroby, a te czasami przychodzą za wcześnie.
Nie mam innego wyjścia, jak się z tym pogodzić, ale chyba mam prawo przyznać się, że nie zawsze mi to łatwo przychodzi. Nie "kupuję" bajek o ludziach zawsze dzielnych i uśmiechniętych. Oni też wylali wiele łez.
13,821 2018-03-24 12:32:50
Aga, Fał, tu się interpretacje kłaniają.
Dla mnie krzyż to po prostu wszystkie nasze ciężary, troski i przeciwności losu. Wierzycie w życie bez nich?
I trzeba się z nimi mierzyć - na różne sposoby. O tym z kolei mówi słynna, wręcz wyświechtana maksyma Aureliusza:
Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego
A Wyście sobie zakodowały, że nieść krzyż to znaczy kwękać płakać i nic z tym nie robić. Pozwalać po sobie deptać, niszczyć się. TO NIE TAK!
13,822 2018-03-24 12:49:03
Aga, Fał, tu się interpretacje kłaniają.
Dla mnie krzyż to po prostu wszystkie nasze ciężary, troski i przeciwności losu. Wierzycie w życie bez nich?
I trzeba się z nimi mierzyć - na różne sposoby. O tym z kolei mówi słynna, wręcz wyświechtana maksyma Aureliusza:Panie, daj mi cierpliwość, abym umiał znieść to, czego zmienić nie mogę; daj mi odwagę, abym umiał konsekwentnie i wytrwale dążyć do zmiany tego, co zmienić mogę; i daj mi mądrość, abym umiał odróżnić jedno od drugiego
A Wyście sobie zakodowały, że nieść krzyż to znaczy kwękać płakać i nic z tym nie robić. Pozwalać po sobie deptać, niszczyć się. TO NIE TAK!
Pozwoliłam sobie zacytować, żeby nie zginęła ta wypowiedź.
13,823 2018-03-24 12:56:31
W takim razie nie będę jej kasować. Przeznaczona była na inny wątek, pomyliłam się
Miłego dnia, bo już naprawdę rzeczywistość się o mnie upomina.
13,824 2018-03-24 13:57:49
Lou, godność nie oznacza braku emocji. A po drugie to nie jest tylko kwestia starzenia się, ale choroby, a te czasami przychodzą za wcześnie.
Nie mam innego wyjścia, jak się z tym pogodzić, ale chyba mam prawo przyznać się, że nie zawsze mi to łatwo przychodzi. Nie "kupuję" bajek o ludziach zawsze dzielnych i uśmiechniętych. Oni też wylali wiele łez.
Nigdy nie oczekiwałam od nikogo, że będzie wiecznie uśmiechnięty. Sama taka nie jestem, wiec tym bardziej rozumiem. Ale tam, gdzie nie mam wpływu na zmianę, staram się akceptować. "Co zrobisz... Nic nie zrobisz ..."
13,825 2018-03-26 12:43:11
Witam serdecznie i...
Lou, wszyscy mamy prawo do gorszych nastrojów, ale mnie dopadają co jakiś czas, dosyć często. Nie mam już wątpliwości, że to efekt chorowania. Stąd te wszystkie moje strategie, filozofie, praca nad optymizmem - nie mogę, nie chcę się poddać i zgorzknieć.
Bardzo tych złych momentów nie lubię, są ogromnie uciążliwe. Jestem wtedy zmęczona jak koń po westernie, obolała... Radzę sobie z nimi jak potrafię, ale czasem biorą górę, czasami tracę z oczu te swoje sposoby na dołki.
Poczytałam trochę artykułów na temat zmęczenia w ZS - bardzo typowy objaw. Zalecają na to, oprócz dbania o odpoczynek i wysypiania się, ruch. W takim stanie nic się nie chce, ale podobno należy się przemóc, bo to pomaga.
W takim razie idę dzisiaj na basen. Jeśli syn nie zechce mi towarzyszyć, co się ostatnio często zdarza - tym lepiej dla mnie
13,826 2018-03-26 17:34:44
Piegowata,
A jak po wizycie u dentysty?
Ja miałam pechową niedzielę w związku z problemem "zębowym". Dziś już mam trochę podreperowane, ale problem został, a leczenie będzie kosztowne
13,827 2018-03-26 17:53:00 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-26 17:55:58)
Lou, przełożyłam termin wizyty, bo okazało się, że autobus, który figurował w rozkładzie jazdy - nie przyjechał i nie miałam czym dotrzeć na czas.
Wisi więc to jeszcze nade mną. Eeeech!
Te zabiegi to dla mnie potężny stres, bo pisałam już na innym wątku, że mam taką nadwrażliwość, że w grę wchodzi narkoza. Nie dałam się dotknąć nawet żelem, który miał mnie znieczulić przed zastrzykiem. Im bliżej realizacji planów stomatologicznych, tym bardziej jestem zestresowana.
A dzisiaj miałam iść na basen, ale nie wiem, czy to dojdzie do skutku, bo piekielnie nic mi się nie chce. Bez energii jestem od wczoraj. Jakieś ewidentne pogodowo-wiosenne przesilenie. Na razie odpoczywam, a za chwilę trzeba się do jakiejś domowej aktywności zmusić.
Syn grasuje na dworze, więc mam czas tylko dla siebie.
13,828 2018-03-26 17:56:56
Lou, przełożyłam termin wizyty, bo okazało się, że autobus, który figurował w rozkładzie jazdy - nie przyjechał i nie miałam czym dotrzeć na czas.
Wisi więc to jeszcze nade mną. Eeeech!
Te zabiegi to dla mnie potężny stres, bo pisałam już na innym wątku, że mam taką nadwrażliwość, że w grę wchodzi narkoza. Nie dałam się dotknąć nawet żelem, który miał mnie znieczulić przed zastrzykiem. Im bliżej realizacji planów stomatologicznych, tym bardziej jestem zestresowana.
A dzisiaj miałam iść na basen, ale nie wiem, czy to dojdzie do skutku, bo piekielnie nic mi się nie chce. Bez energii jestem od wczoraj. Jakieś ewidentne pogodowo-wiosenne przesilenie. Na razie odpoczywam, a za chwilę trzeba się do jakiejś domowej aktywności zmusić.
Syn grasuje na dworze, więc mam czas tylko dla siebie.
To nie siłuj się z sobą. Połóż się włącz tv lub weź książkę i coś dobrego do jedzenia
13,829 2018-03-26 18:14:18
No, właśnie sobie bumeluję w towarzystwie mojego kota i kawy
Synuś mi doniósł przez telefon, że jest nad małą rzeczką, gdzie "żaby jajka zniosły" Cieszę się, że tak fajnie spędza czas, dotlenia się i rusza.
13,830 2018-03-26 21:08:11
No, właśnie sobie bumeluję w towarzystwie mojego kota i kawy
Synuś mi doniósł przez telefon, że jest nad małą rzeczką, gdzie "żaby jajka zniosły"Cieszę się, że tak fajnie spędza czas, dotlenia się i rusza.
Twój syn dużo spędza czasu poza domem Moi po lekcjach nie chcą wychodzić, czasem zostaną po lekcjach na placu, ale jak już wrócą do domu, to nie wychodzą. A i tak średnio sobie radzą. A twój w której klasie?
13,831 2018-03-26 22:18:36 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-26 22:20:27)
Syna mam w szóstej klasie, a z wychodzeniem na dwór bywa bardzo różnie. Dziś miał towarzystwo kolegi.
Do domu ze szkoły jest bardzo blisko, syn wraca kilka godzin przede mną i zwykle już sam odrabia lekcje, a ja tylko sprawdzam.
13,832 2018-03-26 22:26:14 Ostatnio edytowany przez Bland44 (2018-03-26 22:27:59)
Syna mam w szóstej klasie, a z wychodzeniem na dwór bywa bardzo różnie. Dziś miał towarzystwo kolegi.
Do domu ze szkoły jest bardzo blisko, syn wraca kilka godzin przede mną i zwykle już sam odrabia lekcje, a ja tylko sprawdzam.
Ja mam syna w 5-tej, a córkę w 6-tej. Ani jednego ani drugiego nie mogę zagonić do lekcji. Syn nie ma ambicji i mówi, że trójka to też "dobra" ocena
Ja z kolei nie zawsze sprawdzam. Zależy mi, aby sami byli odpowiedzialni za oceny. Co jakiś czas sprawdzam oceny w edzienniku i wtedy są kary i nagrody
13,833 2018-03-27 07:53:05
Dzień dobry wszystkim.
Życzę aromatycznej kawy i wiosny w sercu.
Chwilę nie pisałam, zwyczajnie nie było co pisać, wszystko podobne do siebie bez zmian.
Dziś chciałam napisać do jakiej pani psycholog trafiliśmy.
Byłam wczoraj u niej sama bo mąż obraził się i nie pojechał. Wyglądałam się coś z godzinę. Co słyszałam: " że ktoś musi być mądrzejszy emocjonalnie, ustąpić, bo inaczej to można pozabijać się", " mamy cała rodzina iść na spacer i razem z dziećmi bawić sie". Ustępować mam ją, bo na męża ustępstwo to nie mam co liczyć. A iść na spacer z kimś kto nie chce jest mało przyjemne.
Wogole nie powiedziała mi jak radzić sobie mam z swoimi emocjami, jak reagować na raniące słowa męża.
Mówiła że mąż ma problemy z dzieciństwa nie przepracowane, tylko że on powiedział że nigdzie już nie idzie, do nikogo, na żadne terapię. Odnoszę wrażenie, że on myślał że efekt będzie natychmiastowy po wizycie u psychologa, że będzie to lekkie i bezwysilkowe.
Podsumowując nic się nie zmieni na lepsze.
13,834 2018-03-27 09:38:29 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-27 12:15:54)
Nino, bardzo Ci współczuję. Przypomina mi to moją sytuację. Nie zwalniam się absolutnie ze wspólodpowiedzalności za moje nieudane małżeństwo, ale - jak w piosence - do tanga trzeba dwojga. Jeśli jedna osoba nie chce się zmienić, to ta druga może na rzęsach stawać i nic to nie da. Moja nieśmiala (bo monopolu na rację nie posiadam) sugestia jest taka, żeby jasno i wyraźnie komunikować mężowi, na co się nie zgadzasz - i naprawdę się nie zgadzać, na przykład nie wyciszać telefonu, gdy dzwoni mama (nie pamiętam dokładnie, co o tym pisałaś, przepraszam) oznajmiać wyraźnie, że nie życzysz sobie, żeby Cię atakował. Ja się nauczyłam ucinać dyskusje z mężem, gdy stawał się agresywny - po prostu oznajmiałam mu, że tak nie będziemy rozmawiać i wychodziłam z pokoju. Ale wtedy, kochana, masz wóz albo przewóz: albo mąż przemyśli swoje zachowania i pomyśli nie tylko o sobie, albo... tu już sobie sama odpowiedz, czy chcesz żyć w wiecznym stresie, czy lepiej rozstać się i żyć spokojnie i z godnością. Ja rozstałam się z potężną ulgą. Więcej, może mądrzej podpowiedzą ci inni forumowicze.
13,835 2018-03-27 09:45:06 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-27 09:47:58)
P.S. Nino, ja też próbowałam ustępować, dystansować się emocjonalnie, ale na dłuższą metę nie potrafiłam tak żyć. W końcu nie wytrzymywałam. On pozwalał sobie na coraz więcej. Nie byłam krzywdzona fizycznie, ale przemocy psychicznej nie brakowało. Nieraz pisalam na forum, że gdybym z nim pozostała, zabiłabym jego albo siebie.
P.S. 2 A jeśli masz pytania do psychologa - zadaj je.
13,836 2018-03-27 10:11:50 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2018-03-27 10:12:51)
Cześć dziewczyny
Życzę aromatycznej kawy i wiosny w sercu.
Dziękujemy i zapraszamy na wspólną kawę.
Pochwalę się, że niedzielę byłam na udanych zakupach. Kupiłam piękne sukienki, spódnice, bluzki i spodnie i jeszcze torebkę.
Ninko myślę, że Piegowata dobrze ujęła temat.
Poza tym moim zdaniem bez indywidualnej terapii stosownej do potrzeb Twojego męża nie ma co myśleć o zmianie na lepsze.
Nie rozumiem działań tej pani psycholog, być może wspólna terapia nie jest obecnie najpilniejsza, a właśnie indywidualna dla każdego osobno.
Zapytaj o to psychologa i również zadaj te pytania które Cie nurtują. Ja tak robiłam i nie wychodziłam bez konkretnej odpowiedzi.
13,837 2018-03-27 11:43:32
Nina - a mąż mógłby/chciałby przeczytać cieniutką książkę ?
Ja czytałem eichenbergera wojtka - zdradzeni przez ojca oraz kobieta bez wstydu (po kilkadziesiąt stron lub wyjątki - po kilkanaście) i to nieźle uświadamia mechanizmy którymi sie kierujemy.
Niezłe są tez i jeszcze krótsze artykuły Agata Wilska w Łodzi.
13,838 2018-03-27 12:14:41
Czytuję Wilską, polecam też Joannę Godecką z Sympatii. Tylko dla niej ten portal odwiedzam
13,839 2018-03-28 08:55:25
Czołem - jajka malujecie ? Mi zaszczepiła to mama - wosk , gwóźdź na patyku i robię wzorki . Dzieciaki też to polubiły i tak tradycja przeszła już 70lat w jednej rodzinie !
O dokładnie tak:
13,840 2018-03-28 09:59:30
O kurczę, zapomnialam o pisankach
Talentów plastycznych i manualnych poskąpił mi Pan Bozia, ale coś tam się zawsze kombinowało. Wprowadziliśmy z małym wtedy synkiem nowatorską technikę malowania flamastrami - z nie najgorszym efektem.:) I oczywiście tradycyjne łuski z cebuli, obierki z buraka itd.
A ja zaliczam swoją Sjogrenową zniżkę i walczę dzielnie
Wczoraj "wynykalam" (taki galicyjski synonim szperania) na Fb grupę wsparcia dla chorych, poprosiłam o włączenie w szeregi i dziś z rana co nieco poczytałam.
Zmęczenie w ZS jest nagminne, jakaś kobieta wyznała, że prowadzenie domu w tym stanie to wyczyn. Trochę mnie to pokrzepiło - paradoksalnie - bo już sama sobie wymyślałam od leni i marud. Bardzo, bardzo siebie takiej nie lubiłam i chyba wciąż nie lubię. Lepiej mi z Piegowatą uśmiechniętą, energiczną, pełną chęci do działania. Wyzwaniem jest akceptować to swoje "gorsze" wydanie i zawężające się możliwości.
13,841 2018-03-28 10:39:05
A ja zaliczam swoją Sjogrenową zniżkę i walczę dzielnie
Co jest Piegus? Nie dawaj się :
13,842 2018-03-28 11:34:15 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2018-03-28 11:35:14)
Czołem Ekipo
Dzięki Piotrze za pomysł z pisankami. Ja nigdy nie robiłam, a w tym roku zrobimy z córką. Zamiast umyć okna zrobimy pisanki.
Piegusku wiesz, że ja przy swojej chorobie też z tej grupy co Twoja, miałam zespól przewlekłego przemęczenia, ale ja nie zdawałam sobie sprawy że to może być związek. Wykonywanie pracy zawodowej, domowych zajęć i opieka nad dzieckiem w takim stanie to są prawdziwe wyczyny. Ktoś kto tryska energią i ma werwę do pracy tego nie zrozumie. Od kiedy ustąpiły w większości objawy choroby, to i dużo lepiej się czuję. Obecnie kiedy jestem zmęczona to odpoczywam mimo nie zrobionych obowiązków, a kiedy mam dużo energii to z przyjemnością nadrabiam zaległości. Najgorzej było mi przestawić umysł, bo jak widziałam bałagan to od razu miałam doła, że tyle rzeczy nie zrobione, ale stopniowo zaczęłam to olewać i tak jest dobrze.
Wiosenna nutka
13,843 2018-03-28 18:21:19 Ostatnio edytowany przez Piegowata'76 (2018-03-28 18:27:15)
Czołem, robaczki
Melduję że powoli wracam do świata żywych. Ponieważ jutro nie idę do pracy, postanowiłam dziŝ potraktować siebie łagodnie. Wyciągnięta na tapczanie czytam sobie najnowszą książkę Małgorzaty Musierowicz. Pisze ona dla młodzieży, ale przez sentyment z dawnych lat śledzę jej poczynania na bieżąco. Relaksują mnie te lekkie, a jednak mądre książki.
Zakwas na żurek już nastawiony, rzeżucha kiełkuje, a ja za konkretną robotę zabieram się jutro. Dziś mam w nosie konwenanse i presję społeczną .
13,844 2018-03-28 18:25:55
P. S. Masz rację Lilko, że trzeba trochę zmienić swoje myślenie o powinnościach, sprawach ważnych i nieważnych.
Na tej facebookowej grupie wsparcia dostałam sporo porad dotyczących mojej choroby. Na pewno warto z nich skorzystać.
13,845 2018-03-28 19:24:11
Dzień dobry wszystkim.
Życzę aromatycznej kawy i wiosny w sercu.Chwilę nie pisałam, zwyczajnie nie było co pisać, wszystko podobne do siebie bez zmian.
Dziś chciałam napisać do jakiej pani psycholog trafiliśmy.
Byłam wczoraj u niej sama bo mąż obraził się i nie pojechał. Wyglądałam się coś z godzinę. Co słyszałam: " że ktoś musi być mądrzejszy emocjonalnie, ustąpić, bo inaczej to można pozabijać się", " mamy cała rodzina iść na spacer i razem z dziećmi bawić sie". Ustępować mam ją, bo na męża ustępstwo to nie mam co liczyć. A iść na spacer z kimś kto nie chce jest mało przyjemne.
Wogole nie powiedziała mi jak radzić sobie mam z swoimi emocjami, jak reagować na raniące słowa męża.
Mówiła że mąż ma problemy z dzieciństwa nie przepracowane, tylko że on powiedział że nigdzie już nie idzie, do nikogo, na żadne terapię. Odnoszę wrażenie, że on myślał że efekt będzie natychmiastowy po wizycie u psychologa, że będzie to lekkie i bezwysilkowe.
Podsumowując nic się nie zmieni na lepsze.
Hej Nino,
Jakbym słyszała moją sytuację sprzed lat. Życzę ci, żeby twój mąż zrozumiał, że musi wziąć udział w terapii, że sama niewiele zdziałasz, bo "macie wspólny ogródek do przekopania" - tak mówiła moja psycholog.
Po latach moje przemyślenia - jak mu zależy, to się postara i tego się trzymaj