Cześć i czołem.
A ja chyba dzisiaj znowu pomarudzę, ale postaram się zachować rozsądek, umiar i szczyptę autoironii 
Śnieg dotarł i do nas, Symbi! Ale taki mokry, ciężki... nie da się lubić. Pogoda ponura okropnie.
Zdarzyło się wczoraj coś, co sprawiło, że poczułam się odrzucona i nieważna - przykre uczucie, musiałam uważać, żeby moja frustracja nie odbiła się na synu. Jeszcze mnie to poczucie nie opuściło, ale pracuję nad sobą.
Dziś z rana syn pokazał mi wpis ojca na Facebooku. Ja tego człowieka zablokowałam na swoim koncie , ponieważ wypisywał mi publicznie obraźliwe komentarze. Były nie ma zwyczaju przesadnie się uzewnętrzniać na tym portalu, więc musiało mu się naprawdę solidnie przelać, tekst był bardzo długi.
Zostawiła go ta aktualna, a raczej już nieaktualna kobieta. W bardzo trudnym momencie życia, kiedy tak bardzo potrzebuje się wsparcia. Nie chcę i nie mogę opisywać problemów byłego, ale sytuacja jest dramatyczna, choroba mocno poważna. Operacja ratująca życie pogłębiła jednocześnie inwalidztwo - innego wyjścia nie było.
Przeczytałam te wywody na temat braku wsparcia, zostawiania ludzi w chorobie, jak to się potrzebuje pieniędzy, a nie miłości. Smutne to i gorzkie.
A jednak sprawa ma drugie dno. Znam byłego, wiem, jaki potrafi być trudny, rozumiem, że choroba robi swoje, powoduje nerwowość i frustracje, że obrywa się wtedy najbliższym. Brzmi okrutnie, ale życie z inwalidą, który swojej traumy nie przepracował jest ogromnie ciężkie. Chyba w ogóle ciężko jest żyć z kimś, nad kim różne wewnętrzne demony mają władzę. Najszlachetniejszy człowiek może nie wytrzymać.
Ja wiem, że jeśli z kimś jestem, to na dobre i złe. Mogę wiele znieść, ale nie brak szacunku, mściwość, tłamszenie. Czynienie ze swojej niepełnosprawności karty przetargowej, szantażowanie emocjonalne chorobą, wywoływanie w kimś poczucia winy - to nie jest w porządku!
Co do tej kobiety, również mam bardzo mieszane uczucia, choć na początku pomimo wszystko życzyłam im powodzenia. Ale chyba niestety potwierdza się, że co nagle to po diable, że lepiej ostrożniej niż wielkimi och i ach od pierwszej chwili znajomości. Nieraz czułam frustrację, że coś mi nie wychodzi, że nieskora jestem do związkowych zrywów, nawet zdarzało mi się myśleć, że były jakoś lepiej w tej sprawie sobie poradził - a tu proszę.
Tak mnie to wszystko poruszyło, że również wyrzuciłam z siebie swoje podsumowanie: po drugiej stronie płotu trawa jest bardziej zielona... a na dobre rzeczy warto dłużej poczekać. Nie dajmy się nabierać, że ktoś ma lepiej.
Pozdrawiam.