Symbi napisał/a:Lou, czy lepiej Ci po wczorajszym poranku? Pytam, bo mnie pomaga przespanie się z problemem.
Nie, dziś miałam doładowanie emocji przez ex
Szkoda, ale przy skonfliktowanych osobach o to nietrudno.
Przytulam, nie daj się.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » moje cudowne życie po rozwodzie
Strony Poprzednia 1 … 204 205 206 207 208 … 232 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Symbi napisał/a:Lou, czy lepiej Ci po wczorajszym poranku? Pytam, bo mnie pomaga przespanie się z problemem.
Nie, dziś miałam doładowanie emocji przez ex
Szkoda, ale przy skonfliktowanych osobach o to nietrudno.
Przytulam, nie daj się.
dżdżownick napisał/a:Piegowata'76 napisał/a:ale ja chcę czuć się w relacji ważna i wyjątkowa. Sam fakt, że ma się ochotę laskę przelecieć, jeszcze jej wyjątkową ani ważną nie czyni. Niejeden mi okazywał tego rodzaju względy, ale oczekuję czegoś więcej.
Pół-żartem, pół-serio zapytam, czy to nie próżność?
![]()
W każdym razie na pewno takie pragnienie często prowadzi do cierpień. Ja wolałbym być kimś mniej ważnym, zawsze to lepiej, gdy na horyzoncie jest ktoś "ważniejszy". Jest wtedy spokojniejDżo, mnie nie chodzi o bycie pępkiem świata dla partnera. Ale mam wiedzieć, że jestem ważna tak samo jak ważny byłby partner dla mnie. Wcale nie twierdzę, że jak się jest w związku, to zniknąć ma matka, siostra, przyjaciele sprzed związku, a ja mam być na piedestale. Co to to nie.
Sam chyba nie chciałbyś być zepchnięty na margines w związku czy robić jedynie za pogotowie seksualne.
Piegusko, dlatego też zapytałem półżartem. Nie chciałem filozofować... ale mi się nie udało Jednak dla mnie to nie jest alternatywa "albo jesteś marginesem, zerem w związku, albo jesteś kimś wyjątkowym i ważnym". To są, że tak powiem skrajne bieguny. A między nimi jest zwyczajne partnerstwo, bez euforii może, z szacunkiem takim samym, jaki się ma do każdego innego człowieka...
Zresztą... zobaczmy jak to pragnienie wygląda w mniej drażliwym temacie niż miłość. Weźmy dwójkę przyjaciół. Znają się jak łyse konie, dogadują się między sobą, wspierają w potrzebie, ale co się stanie, gdy jeden z nich zechce się czuć najlepszym przyjacielem, najlepszym doradzaczem, osobą, której mądrość przyjaciel ma cenić wyjątkowo wysoko a nie chce być tylko opcją zabijacza czasu/umilania czasu wolnego? Chyba sam sobie zrobi krzywdę.
@Lou
Lou, w tej naszej rozmowie nie opowiadałem o Tobie, posługiwałem się hipotetycznymi przykładami.
Lilko, dziękuję za świetną piosenkę, bardzo dobrze otwierającą mi dzień
Miłej niedzieli życzę wszystkim
Piegusko, dlatego też zapytałem półżartem. Nie chciałem filozofować... ale mi się nie udało
Jednak dla mnie to nie jest alternatywa "albo jesteś marginesem, zerem w związku, albo jesteś kimś wyjątkowym i ważnym". To są, że tak powiem skrajne bieguny. A między nimi jest zwyczajne partnerstwo, bez euforii może, z szacunkiem takim samym, jaki się ma do każdego innego człowieka...
Zresztą... zobaczmy jak to pragnienie wygląda w mniej drażliwym temacie niż miłość. Weźmy dwójkę przyjaciół. Znają się jak łyse konie, dogadują się między sobą, wspierają w potrzebie, ale co się stanie, gdy jeden z nich zechce się czuć najlepszym przyjacielem, najlepszym doradzaczem, osobą, której mądrość przyjaciel ma cenić wyjątkowo wysoko a nie chce być tylko opcją zabijacza czasu/umilania czasu wolnego? Chyba sam sobie zrobi krzywdę.
Wiem, że to było powiedziane z przymrużeniem oka, wiem
Nie ma chyba potrzeby stawiać sprawy aż tak skrajnie, ale związek to jednak więź, którą coś spośród innych powinno wyróżniać. Ja sama już napisałam, że nie lubię być permanentnie przyklejona do swojego faceta, chciałabym mieć trochę swojego życia, na przykład wyskoczyć sama albo z koleżanką na koncert, skoro jego "moja" muzyka nudzi - ale ponieważ jest dla mnie ważny, jego pierwszego zapytam, czy mi potowarzyszy. Nie pociąga mnie wizja ziewania z nim na "Gwiezdnych wojnach", byle tylko być razem - ale doceniłabym, że mi zaproponował wspólne wyjście, że o mnie pomyślał. Jak on jest np. zmęczony i woli poleżeć na kanapie, to dlaczego ja nie mam sobie sama wyjść na długi spacer czy odwiedzić brata? Ale nie wyszłabym bez słowa, ignorując go całkowicie, jak to lubił robić mój były.
Są pewne zobowiązania, pewne niepisane zasady, pewna hierarchia ważności.
Zgadzam się, że szanować trzeba każdego człowieka.
Ja nie mam poczucia, że dla nikogo nie jestem ważna, że nikomu na mnie nie zależy, nie muszę sobie tego "łatać" związkiem, ale jeśli mam z kimś być - to nie bez tych składników.
Alez pikna pogoda dzis-mrozik i cisza . Juz mam rower wystawiony i jade na nodric walking z jakimis lokalusami. Ruch ruch ruch mnie trzyma przy dobrym nastroju.
U mnie pochmurno. Jakiś leniwy śnieżek popadywał z rana. Kałuże pod blokiem chyba niepozamarzane.
Też się ciągle wybieram na nordic z "lokalusami" ( ), ale jakoś wybrać się nie mogę, bo wieczory upływają mi pod znakiem domu i syna. Trzeba by się zawziąć wreszcie. Ruch naprawdę ogromnie pozytywnie wpływa na psychikę.
Dzisiaj siedzę w domu i kuruję jakieś grypopodobne dolegliwości.
W międzyczasie pichcę obiad i zapędzam syna do nauki.
Miłego dnia wszystkim
Często mam ale właśnie nie w domu. Zresztą ponoć prawda was wyzwoli
Mówię - patrz, znowu cholery piszą
O 22 00? Wk..... mnie to! To weź im coś odpisz, mnie się nie chce, nie wiem, że mąż teraz zajęty, bo ci robi dobrze czy coś w ten deseń
Piegusko,
Ja też potrzebuję w związku przestrzeni tylko dla siebie. Jednak widzę (po latach), że z każdym rokiem tej przestrzeni dla siebie mieliśmy coraz więcej (bardziej on) i tak zaczęła się równia pochyła. W związku należy dążyć do jak najwięcej czasu spędzanego razem, robienia czegoś wspólnie itp. Na psychoterapii też do tego się dąży
A wiecie ze w trojce w nd o 15 jest muzyczna sjesta? Moze komus przypadnie do gustu program Kydrynskiego. Relaksuje.
Edit
Szczegolnie po wysilku fizycznym jaki sobie zapodalem. Ale jak mowia - W zdrowym ciele zdrowe cielę
Piegusko,
Ja też potrzebuję w związku przestrzeni tylko dla siebie. Jednak widzę (po latach), że z każdym rokiem tej przestrzeni dla siebie mieliśmy coraz więcej (bardziej on) i tak zaczęła się równia pochyła. W związku należy dążyć do jak najwięcej czasu spędzanego razem, robienia czegoś wspólnie itp. Na psychoterapii też do tego się dąży
Lou, wiadomo, że nie po to się człowiek wiązał, by żyć pod jednym dachem jak z obcym. Najwidoczniej te wspólne i osobne przestrzenie to indywidualna sprawa, każdy inaczej je rozumie i innych potrzebuje.
Było wiele rzeczy, które lubiłam robić z mężem. Czasami wystarczyło, że po prostu jest obok, na przykład ogląda mecz w pokoju, a ja w tym samym pomieszczeniu czytam sobie książkę.
I u nas z czasem było tych wspólnych spraw coraz mniej. Mąż na przykład zaczął sam wychodzić na niedzielne msze, nie uprzedzając nas o swoich planach, olewając nas całkowicie. Gdy mu zwracałam uwagę, że chcielibyśmy pójść z nim, głupio odpowiadał, że trzeba było się wybierać. A skąd niby miałam wiedzieć, czy jaśnie pan zaplanował wyjście na przedpołudnie czy na wieczór? Czułam się podle, odbierałam to jako ewidentną złośliwość. Takich akcji mających na celu zrobienie ze mnie idiotki było więcej.
Wszystko można uzgodnić, dogadać się, jeśli tylko istnieje odrobina dobrej woli.
Mam starszą koleżankę, która po wielu latach małżeństwa wiąż dzieli z mężem zamiłowanie do spacerów, wielokilometrowych wędrówek po lesie - ach, jak jej zazdrościłam takiego fajnego męża! Nadal zazdroszczę.
Znam kobietę, której mąż się złości, gdy ona czyta książki. Oj, wojowałabym...!
Zdrowe cielę... Antonina Krzysztoń tak się wyraziła w jakimś programie, z nią to powiedzonko kojarzę, a lubię ją ogromnie.
Trójka to mój ulubiony radiowy program. Jeśli tylko czas i kondycja (bo to późno) pozwalają, słucham w każdą środę "Gitarą i piórem". Kydryński też niczego sobie
Witajcie przy popołudniowej kawie.
Ile tu ciekawych tematów się pojawiło. Ze względu na brak czasu, w większości dyskusji brałam udział w myślach.
Dzisiaj byliśmy w kościele, na obiedzie i zakupach. Wczoraj na we troje oglądaliśmy skoki, potem wieczorny spacer i The Vois of Kids. Te dzieciaki są naprawdę super. Moja córka interesuje się muzyką, więc oglądamy tego typu występy. Typujemy kto wygra, słuchamy wskazówek jurorów.
My większość czasu wolnego spędzamy we troje. Ja i córka lubimy razem z mężem oglądać piłkę nożną i skoki. Kibicujemy naszym, choć w piłce to mnie nie raz krew zalewa. Już w dzieciństwie oglądałam z ojcem MŚ w piłce nożnej i boks czasami.
Pamiętam małyszomanię, Adam to był wspaniały sportowiec, porwał za sobą innych. Kamil to godny następca, skromy, sympatyczny chłopak. Miejmy nadzieję że i cała drużyna, zdobędzie medal. I ten komentator, lubię kiedy mówi ze wzruszeniem.
W powszednie dni mamy mało czasu dla córki, wracamy wieczorami, więc tylko kolacja, lekcje. Za to w weekendy wychodzimy razem, kino, basen, koncert, pizza. A wieczorem ona też chce z nami być, więc wybieramy program taki, żeby był odpowiedni do jej wieku. W piątki np. oglądamy Harrego Pottera.
Oczywiście każde z nas ma też swoje własne sprawy i wyjścia, córka z koleżankami, ja ze swoimi, a mąż z kolegami.
Jeśli chodzi o męża i koleżanki to miał pełną swobodę, wychodził na imprezy ze swoimi tylko koleżankami, a ja zostawałam z dzieckiem w domu. To się skończyło gdy mi podpadł. A poza tym teraz gdy przeszłam edukację w dziale "Zdrada" nie byłabym już taka naiwna jak dawniej.
Obecnie jestem zdania, że strzeżonego Pan Bóg strzeże.
Mąż nigdy nawet nie próbował ograniczać mojej wolności. Wie, że to nie możliwe. Zresztą ja jej nigdy nie nadużywałam w takim sensie, żeby zawieść Jego zaufanie. U nas jest pełna transparentność. Nikt nie hasłuje telefonu, ani kompa. Jak się nic nie ukrywa to nie ma takiej potrzeby.
Właściwie to ja lubię gdy mąż jest o mnie zazdrosny. Czasami w żartach mówi do mnie, no co tam Snake napisał (udaje zazdrosnego).
Ja w realu nie miałam kolegów. Nigdy nie miałam takiej potrzeby. Tym bardziej cieszę się, że mam net-kolegów, z którymi mogę porozmawiać o polityce, filozofii, religii..., albo trochę pożartować. Staram się nie zasypywać moich forumowych kolegów mailami, żeby nie było potem nieporozumień. Jeszcze mi kiedy Pani Tygrysica odpisze.
Najbardziej lubię rozmawiać u nas na wątku.
Nie sądzę, że to naiwność, że się nie "pilnuje" współmałżonka. Ja wychodzę z założenia, że nikogo do wierności ani miłości nie zmuszę. Nie byłam jednak zdradzona w tym damsko-męskim sensie, więc do końca nie jestem w stanie przewidzieć swojej reakcji. Moja pierwsza myśl, to kopa w tyłek i błogosławieństwo na drogę.
Sama po sobie wiem, że można mieć zasady i nie przekraczać granic. Pewnych rzeczy po prostu nie robię, bo są moralnie naganne. Nie zabijam, nie kradnę, nie cudzołożę, bo tak porządni ludzie nie robią.
Co do kolegów, to ja kiedyś byłam nieśmiała i miałam jedynie koleżanki. Z czasem się to zmieniło, ale gdy na forum czytam, jak poufałe koleżanki potrafią być wobec swoich kumpli, jak zupełnie nie szanują granic... i jak niektórzy faceci są pozbawieni własnego zdania - to ja takiego świata nie pojmuję.
Są granice przyzwoitości i dobrego wychowania.
Mam na przykład kolegę Warszawiaka, który żyje w związku na odległość i gdy bywa w naszym mieście, zawsze wpada do mnie na pogawędkę. Kiedyś był ze mną i Sąsiadką na imprezie z PTTK - i na litość boską, nikt nikogo nie podrywał! Jego dziewczynę znam, lubię i szanuję. Granice są jasne i nieprzekraczalne.
Tego samego oczekuję w zamian.
Konta na FB czy skrzynki mailowej nie strzegłam przed mężem zazdrośnie, ale też nie widziałam żadnej potrzeby, by znał moje hasło. Mnie również jego hasło do niczego nie było potrzebne. Na tej samej zasadzie - poszanowania prywatności - nie śledzę facebookowej korespondencji syna, choć nieraz zapomniał się wylogować na wspólnym laptopie. Coś tam ze dwa razy mignęło, jakaś wymiana zdań z tatusiem, nie powiem, ale jednak unikam podglądania.
Piegowata, podzielam Twoje poglądy. Wychodzę z założenia, że z potencjalnym partnerem łączą mnie te same wartości, skoro ja nie zdradzam emocjonalnie ani fizycznie, on też postępuje podobnie. Mój błąd może, że oceniam ludzi własną miarą, miarą odnoszona do siebie, bo strasznie się na tym przejechałam w życiu.
Można pilnować, a i tak się nie upilnuje, bo kto chce zdradzić, ten znajdzie sposób by to zrobić, choćby się tłumaczył przed sobą i zdradzanym, że to co robi jest całkowicie niewinne. Ile jest przypadków, że facet jest dobrym mężem, telefon trzyma na wierzchu, seks jest ok, wspólny czas, a i tak zdradza, a telefony ma dwa, jeden dla żony oficjalny, drugi do "lewych" kontaktów. Weźcie choćby Garego z tego forum, wprawdzie nie wiem, czy ma dwa telefony, ale zdradza żonę aż (nie)miło, jeszcze się tym chwali.
Co do kolegów, to ja kiedyś byłam nieśmiała i miałam jedynie koleżanki. Z czasem się to zmieniło, ale gdy na forum czytam, jak poufałe koleżanki potrafią być wobec swoich kumpli, jak zupełnie nie szanują granic... i jak niektórzy faceci są pozbawieni własnego zdania - to ja takiego świata nie pojmuję.
Są granice przyzwoitości i dobrego wychowania.
Coś w tym jest Zdecydowanie poufałe są koleżanki, ja jestem jak ta zimna skała w Arktyce
Odkąd jestem ze swoją małżonką szanowną, czyli ponad pół życia, nigdy nie przekroczyłem żadnych granic przyzwoitości. Nie ma, że wóda, tańce, kobieta chętna. Jakoś ręka mi się nigdy nie omskła przez przypadek żeby choć tyłek zmacać. Ech... co to za życie. Zresztą wóda działa na mnie niekorzystnie, bo zaostrza pewne zasady moralne. Normalnie czuję się pokrzywdzony przez los. Tylu pójdzie, zapije i zaszaleje, a ja jak zapiję, to zaczynam do małżonki wydzwaniać...
Właściwie to ja lubię gdy mąż jest o mnie zazdrosny.
Czasami w żartach mówi do mnie, no co tam Snake napisał (udaje zazdrosnego).
.
Oj, oj...;) W realu ktoś, kiedyś chyba grał tą kartą naprawdę i dostałem informację zwrotną. Gorzej, że konkretnie nie ja ale moja wspomniana szanowna małżonka. Że małżonek nie grzeczny, a ja do dziś zachodzę w głowę za co to? I od kogo?
Witam wieczorową porą
Chciałam tylko zauważyć, że dla mnie zdrada jest nie tylko damsko-męska czysto fizyczna. Dla mnie zdradą jest również czas poświęcany innym osobom, czy nawet nieosobom, ewidentnie lekceważąc i oszukując najbliższych.
Lilka, zazdroszczę ci takich wspólnych chwil (też takie pamiętam ...jeszcze) ...i łezka się kręci, gdyż już nigdy nie powrócą.
W niedziele też kiedyś mieliśmy swoje rytuały- kościół, obiad w mieście, u mamy lub teściów, potem spacer, plac zabaw (w zależności od pory roku), w międzyczasie lody, gdy było ciepło ... ehhhh. Nigdy już to nie wróci i gdy widzę małżeństwa wspólnie spacerujące ...
Dzień dobry, Dziewczyny dziś ważny dzień. Mam nadzieję że mąż się nie wycofa i dzisiaj będzie ostatnia rozprawa rozwodowa. Trzymajcie mocno kciuki proszę!!!
Dzien dobry kafejkowicze! na smutki i radości stawiam włoskie śniadanie
Narzeczona Skorpiona, życze powodzenia, oby wreszcie się rozprawy zakończyły.
Witam Was
Symbi, u siostry we Włoszech jadałyśmy na śniadania takie fajne babk i:
Narzeczona, powodzenia!!!
Lilko, mała odrobinka zadrości partnera pewnie mile łechce kobiecą (i nie tylko) próżność, ale co za dużo, to niezdrowo, a nawet toksycznie. W tym cały sęk.
A ja, wiecie, mam zmartwienie z synem. Coś chłopak kombinuje.
Powtarzają się bóle brzucha, badania niczego poważnego nie wykazały, ale czekamy jeszcze na ostatnie wyniki.
Syn unika lekcji, wagaruje po prostu. Dziś miałam telefon od higienistki, że zgłosił złe samopoczucie. ale postanowiłyśmy "przetrzymać" go trochę, pozwolić mu spędzić dwie godziny wuefu w szkolnej bibliotece. Dostał krople. Gdyby nadal go bolało, mam przyjść po niego do szkoły.
Rozmawiałam z wychowawczynią na niedawnej wywiadówce i nie mamy pojęcia, co jest źródłem takich zachowań. Moje dziecko uczy się nieźle, nie licząc kilku "wypadków przy pracy", nie wiem nic o problemach z kolegami. A może to jakaś psychosomatyczna reakcja na sytuację rodzinną? Niepokoję się.
Na czwartek wychowawczyni umówiła mnie i syna ze szkolnym psychologiem. Ciekawe, co z tego wyniknie.
Dzień dobry, Dziewczyny dziś ważny dzień. Mam nadzieję że mąż się nie wycofa i dzisiaj będzie ostatnia rozprawa rozwodowa. Trzymajcie mocno kciuki proszę!!!
Trzymam kciuki
O której?
Piegowata, to faktycznie zmartwienie, ale mam nadzieję, że z upływem czasu poradzicie sobie obydwoje z tym.
Witam wszystkie babki i babeczki
Ja dziś byłam z córką na ściągnięciu szwów ( już drugi raz) i powiem wam, że lekarze to partacze. Mam nadzieję, że z biegiem lat będzie lepiej wyglądało to miejsce
Lou, blizny z czasem bledną, więc bądźmy dobrej myśli
Ja mam taką "glizdę" na brzuchu, zaszyli mnie, jak to się mówi, na pieroga, ale dzięki temu pierogowi żyję. Rozbieram się na plaży i basenie i w nosie mam, czy się to komuś podoba.
Witam Was
Symbi, u siostry we Włoszech jadałyśmy na śniadania takie fajne babki:
Narzeczona, powodzenia!!!
Lilko, mała odrobinka zadrości partnera pewnie mile łechce kobiecą (i nie tylko) próżność, ale co za dużo, to niezdrowo, a nawet toksycznie. W tym cały sęk.
A ja, wiecie, mam zmartwienie z synem. Coś chłopak kombinuje.
Powtarzają się bóle brzucha, badania niczego poważnego nie wykazały, ale czekamy jeszcze na ostatnie wyniki.
Syn unika lekcji, wagaruje po prostu. Dziś miałam telefon od higienistki, że zgłosił złe samopoczucie. ale postanowiłyśmy "przetrzymać" go trochę, pozwolić mu spędzić dwie godziny wuefu w szkolnej bibliotece. Dostał krople. Gdyby nadal go bolało, mam przyjść po niego do szkoły.
Rozmawiałam z wychowawczynią na niedawnej wywiadówce i nie mamy pojęcia, co jest źródłem takich zachowań. Moje dziecko uczy się nieźle, nie licząc kilku "wypadków przy pracy", nie wiem nic o problemach z kolegami. A może to jakaś psychosomatyczna reakcja na sytuację rodzinną? Niepokoję się.Na czwartek wychowawczyni umówiła mnie i syna ze szkolnym psychologiem. Ciekawe, co z tego wyniknie.
A może jest to jego sposób na zwrócenie uwagi, bycie zaopiekowanym ? Może po prostu znalazł "wytrych", który mu pozwala spędzać lekcje przyjemniej, niż normalnie ? Lubi w ogóle szkołę, swoją klasę ?
Lou, blizny z czasem bledną, więc bądźmy dobrej myśli
Ja mam taką "glizdę" na brzuchu, zaszyli mnie, jak to się mówi, na pieroga, ale dzięki temu pierogowi żyję. Rozbieram się na plaży i basenie i w nosie mam, czy się to komuś podoba.
Ona ma w widocznym miejscu i nawet nie chodzi mi o to, że ciemny kolor na razie, ale że takie proste szycie, a zrobili po prostu krzywo. Dwie części rozerwane są zszyte po prostu nierówno
Lou, 14.15.
Dzięki za wsparcie. Trzymajcie kciuki.
Piegowata'76 napisał/a:Witam Was
Symbi, u siostry we Włoszech jadałyśmy na śniadania takie fajne babki:
Narzeczona, powodzenia!!!
Lilko, mała odrobinka zadrości partnera pewnie mile łechce kobiecą (i nie tylko) próżność, ale co za dużo, to niezdrowo, a nawet toksycznie. W tym cały sęk.
A ja, wiecie, mam zmartwienie z synem. Coś chłopak kombinuje.
Powtarzają się bóle brzucha, badania niczego poważnego nie wykazały, ale czekamy jeszcze na ostatnie wyniki.
Syn unika lekcji, wagaruje po prostu. Dziś miałam telefon od higienistki, że zgłosił złe samopoczucie. ale postanowiłyśmy "przetrzymać" go trochę, pozwolić mu spędzić dwie godziny wuefu w szkolnej bibliotece. Dostał krople. Gdyby nadal go bolało, mam przyjść po niego do szkoły.
Rozmawiałam z wychowawczynią na niedawnej wywiadówce i nie mamy pojęcia, co jest źródłem takich zachowań. Moje dziecko uczy się nieźle, nie licząc kilku "wypadków przy pracy", nie wiem nic o problemach z kolegami. A może to jakaś psychosomatyczna reakcja na sytuację rodzinną? Niepokoję się.Na czwartek wychowawczyni umówiła mnie i syna ze szkolnym psychologiem. Ciekawe, co z tego wyniknie.
A może jest to jego sposób na zwrócenie uwagi, bycie zaopiekowanym ? Może po prostu znalazł "wytrych", który mu pozwala spędzać lekcje przyjemniej, niż normalnie ? Lubi w ogóle szkołę, swoją klasę ?
Takie problemy dzieci są trudne do postawienia diagnozy. Każdy problem jest inny. Czasem potrzeba wielu spotkań z psychologiem, aby dowiedzieć się gdzie tkwi problem, czasem mija sam. Piegusko, obserwuj i reaguj w odpowiednim momencie
Lou, 14.15.
Dzięki za wsparcie. Trzymajcie kciuki.
Późno, pewnie się denerwujesz ...
On w tym roku zmienił szkołę, bo w starej miał kłopoty, dokuczali mu, a i on rozrabiał. To wszystko działo sę pod kuratelą ojca, który nie raczył mnie o niczym poinformować. Owszem byłam w kontakcie z tą poprzednią szkołą, ale z niektórych rzeczy zupełnie nie zdawałam sobie sprawy. Podobno to przeniesienie sugerowała dyrektorka i szkolny pedagog, rzekomo twierdząc, że dobrze zrobi synowi zmiana otoczenia. Zostałam totalnie zaskoczona tą informacją, a przekazał mi ją dopiero sam syn.
W nowej szkole ma fajną wychowawczynię - naprawdę podoba mi się ta kobieta, jest rozsądna i zaangażowana. Według niej syn już całkiem dobrze zintegrował się z klasą i jest lubiany przez kolegów. Podobno bardzo grzeczny, na co mnie aż dziw bierze, bo w poprzedniej wciąż były skargi, że przeszkadza na lekcjach i rozrabia na przerwach.
Eeeeech... może trzeba było walczyć w sądzie o opiekę? Dopilnowałabym sama pewnych spraw.
Tatuś teraz bawi ze swoją panią na drugim końcu Polski, w międzyczasie ciągle po szpitalach, bo ostatnio mocno niedomaga. Kochający, k...a, rodzic! Dla żadnego chłopa, cholera, nie zostawiłabym własnego dziecka!!!
Mój syn do wylewnych nie należy, ale ma co przeżywać. Niestety...
Dzień dobry przy kawie i włoskiej babce.
Trzymam kciuki Narzeczona Skorpiona.
Piegowata bardzo podoba mi się jak potrafisz ująć proporcje w różnych sprawach.
Co do syna, to dobrze sprawy zdrowotne prowadzisz. Miejmy nadzieję, że wszystko wkrótce się wyjaśni, bo jednak te bóle trwają już dłuższy czas i jest to mocno niepokojące.
Stres rozwodowy na pewno odbija się na zdrowiu i psychice dziecka. To przykre, że dzieci muszą przeżywać tak ciężkie chwile. I dla rodzica, też przykre kiedy patrzy jak dziecko cierpi.
Posyłam Wam Kochani pozytywne fluidy, jak Symbi ostatnio. Życzę żeby stopniowo wszystko dobrze się poukładało.
Zajrzę pogadać wieczorem. Papatki Alika tak zawsze mówi, fajne to jest. I tu wirtualny całusek dla Aliki
Udało się!!!!!!!!!!!!! Jestem oficjalnie wolna !!!!!!!!!
Udało się!!!!!!!!!!!!! Jestem oficjalnie wolna !!!!!!!!!
Cieszę się razem z tobą
Lou, dzięki:*
Spokojnie -jeszcze dwa tygodnie na uprawomocnienie sie ... no to witaj po cudownej stronie nowej drogi życia gdzie ty decydujesz.
Narzeczona, gratulować nie będę, bo gratulowanie rozwodu jednak nie wydaje mi się zbyt stosowne, ale cieszę się, że masz już święty spokój, uporządkowaną sprawę i czyste konto. Powodzenia w dalszym życiu!
Spokojnie -jeszcze dwa tygodnie na uprawomocnienie sie ...
no to witaj po cudownej stronie nowej drogi życia gdzie ty decydujesz.
Piotr- 3 tygodnie.
Ale dzięki za powitanie po jasnej stronie mocy;)
Piegowata, nie oczekuję gratulacji bo sama mam dziwne poczucie...... porazki? Pewnie tak- to porażka. Ale cieszę się niezmiernie, że jestem wolna i skończył się mój koszmar.
Dobrej nocy wszystkim.
Piegowata, nie oczekuję gratulacji bo sama mam dziwne poczucie...... porazki? Pewnie tak- to porażka. Ale cieszę się niezmiernie, że jestem wolna i skończył się mój koszmar.
Dobrej nocy wszystkim.
W jakimś sensie jest to porażka - naszych marzeń, pragnień, nadziei. Ale wyzwolenie się z koszmaru, potraktujmy jako zwycięstwo.
Twoje zdrówko!
Lou, dzięki:*
Narzeczona,
Słyszałam, że niektórzy urządzają imprezy porozwodowe
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou, dzięki:*
Narzeczona,
Słyszałam, że niektórzy urządzają imprezy porozwodowe
Szczerze przyznam, że ją planowałam. A przynajmniej winko z Mamą, ale powiem Wam, że było mi tak dziwnie, a i Mama nie tryskala entuzjazmem, że dalysmy sobie siana.
Wydawało mi się, że będę skakać pod niebo, a ja tak naprawdę nawet się nie usmiechalam. Mąż, tfuuuu były Mąż zaprosil mnie na kawę, nie spodziewalam sie tego po Nim, ale poszłam i mam nadzieję że to będzie dobry wstęp do normalnych relacji...
Narzeczona, na pewno czujesz ulgę - cieszę sie z tego. Ja też się cieszyłam z zakończenia etapu prawnego rozwodu, co nie znaczy że od tego momentu miałam już wyłącznie dobry humor, bo dużo jeszcze do poukładania było wtedy przede mną. Pamiętam za to, że wraz z prawnym rozwodem zaczął się najbardziej płodny literacko okres w moim życiu, teraz to nuda... Aczkolwiek moja najbliższa przyjaciółka uważa, że nuda to właśnie szczęście, bo wszystko tak spokojnie płynie...
Miłego dnia!
Zapomniałam o kawusi
Ja chętnie się kawy napiję.
Narzeczona Skorpiona, cieszę się, że rozprawa przebiegła po Twojej myśli. Ładny gest, ta pokojowa kawa z ex mężem, krok do poprawnych relacji. To ważne kiedy ma się dziecko.
Wszystkiego dobrego i niech Cię życie mile zaskoczy.
Dziewczyny, dzięki... Zaczynam nowe życie, teraz już tak w pełni:-) Miłego dnia.
Co tu się dzieje? Taka cisza???
Co tu się dzieje? Taka cisza???
Lou71.71 napisał/a:NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou, dzięki:*
Narzeczona,
Słyszałam, że niektórzy urządzają imprezy porozwodoweSzczerze przyznam, że ją planowałam. A przynajmniej winko z Mamą, ale powiem Wam, że było mi tak dziwnie, a i Mama nie tryskala entuzjazmem, że dalysmy sobie siana.
Wydawało mi się, że będę skakać pod niebo, a ja tak naprawdę nawet się nie usmiechalam. Mąż, tfuuuu były Mąż zaprosil mnie na kawę, nie spodziewalam sie tego po Nim, ale poszłam i mam nadzieję że to będzie dobry wstęp do normalnych relacji...
Podziwiam cię, że poszłaś z nim na kawę. Ja chyba nie dałabym razy. O czym miałabym rozmawiać. Spłakałabym się i tyle. Boję się, że się popłaczę w sądzie. Ostatnio widziałam taką parę, gdzie kobieta na przemian - krzyczała na męża i płakała
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Co tu się dzieje? Taka cisza???
Dasz wiarę, że kiedyś mój ex śpiewał ją ...
Ja już nie mogę uwierzyć, a może mi się śniło
Dzień dobry ekipo
Piękna ta piosenka Piegusku, ja nie znałam.
Ode mnie taka oto wersja piosenki I'm still standing.
Dzień dobry, Lilko i wszyscy pozostali
Miałam Wam jakąś ładną fotkę podesłać, a trafiłam na to i uśmiałam się:
No, to niech będzie na dobry humor
Niech ci się ziści wszystko,co zaplanowałeś!
Cześć Dziewczyny, cos tu ostatnio cicho
Cześć Dziewczyny, cos tu ostatnio cicho
Różnie bywa. Na pewno się ktoś odezwie.
Ja zajrzałam na chwilę, ale zaraz ruszam do garów
Jak Ci minął pierwszy dzień nowego rozdziału życia?
Dobry wieczór wieczornie! Właśnie położyłam pierwszą warstwę farby ma meble, odnawiam małym nakładem swój pokój malując meble na biało, mam nadzieję, że do niedzieli skończę. Marzy mi się taki efekt jak na obrazku Ściany mam różowe i szare, tylko meble stare były, to teraz daję im nowe życie w modnym kolorze. Edit: dziecko nowe mi się nie marzy, ale moje stare łóżko też dostaje nowy kolorek.
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Cześć Dziewczyny, cos tu ostatnio cicho
Różnie bywa. Na pewno się ktoś odezwie.
Ja zajrzałam na chwilę, ale zaraz ruszam do garówJak Ci minął pierwszy dzień nowego rozdziału życia?
Dziwnie... Nie dociera to do mnie, ale cieszę się że udało mi się to zakończyć:)
Dobryme rzeczy trzeba naglasniac wiec: musiałem skorzystać z pomocy lekarza pierwszego kontaktu w tym celu zadzwoniłem o 7:15 do rejestracji i dowiedziałem się zarejestrują za 3 dni. Nie powiem wpieniłem się co poskutkowało informacją o możliwości przejścia wieczorem z której to możliwości skorzystałem. Celowo poszedłem dwie godziny po rozpoczęciu nocnej obsługi i w 60 sekund pani w rejestracji wpisała mój PESEL i zmieniła dane teleadresowe 60 sekund czekałem w kolejce na wyjście jednej osoby badanie i recepty maksymalnie 3 minuty. Wpisuję to do Księgi Rekordów Guinnessa
Symbi i reszta- jest taki wątek o remontach jak się jest samotna kobietą a konkretnie o kompletnie niemożliwości znalezienia przyzwoitego fachowca. Pada tam stwierdzenie że gdyby była możliwość wynajęcia ekipy kobiecej to natychmiast by się na nia ta samotna pani zdecydowała czy wy też tak myslicie?
Dla mnie pleć nie ma znaczenia, trafiałam na dobrych fachowców do tej pory. Gdyby nie finanse, znam pana, który pięknie odmalowałby mi mebelki i zrobił wszystko cacy, ale cóż, satysfakcja będzie większa bo własnym sumptem rzeczy porobione. Zresztą to akurat nie jest takie trudne, tylko dłubanina, gdybym miała robic gipsówki, to już nie babrałabym się sama.
A obsługi w przychodni zazdroszczę. I powiem, że takich przykładów jest więcej. Mój syn swego czasu zaniemagał często w szkole, w końcu wzięłam go z lekcji i pojechałam do lekarza, przyjęto nas natychmiast i bez kolejki, zlecono wszystkie podstawowe badania, które wykonaliśmy następnego dnia. Moja pani doktor ma w grafiku przyjmowanie raz w tygodniu przez godzinę, przyjmuje zawsze w ten dzień do bólu, do ostatniego pacjenta.
Dzień dobry
Zapraszam na kawę
Ja mam teraz natężenie pracy zawodowej i mniej czasu. Chciałabym jeszcze wrócić do ostatnich rozmów, ale nie wiem czy mi się uda. Mam jeszcze zaległości sprzed kilku miesięcy, kiedy nie zdążyłam napisać tego co chciałam. Zobaczymy czy się uda w wolnej chwili.
Tymczasem życzę miłego dnia.
Hej!
Lilko, chętnie przyłączę się do rozmowy na frapujące egzystencjalne tematy
Symbi, taka praca własnych rąk to wielka satysfakcja. Zdjęcie przypomina mi "klimaty" w naszej bibliotece. Widziałaś na FB?
Ja o remontach nie mam zielonego pojęcia. Całe praktycznie życie mieszkam nie u siebie, wszędzie jestem tylko tymczasowo, więc nie inwestuję w otoczenie. Raz jakieś tam malowanie uskuteczniliśmy z mężem, ale on nie słuchał moich sugestii tylko swojej bratowej, której podobały się szarości. Osobiście nie przepadam za tym modnym ponoć kolorem ścian, wolałabym coś ciepłego i pogodnego.
A co do pozytywnych zaskoczeń w służbie zdrowia - oby ich było więcej albo... wcale. Oby takie sytuacje przestały zadziwiać i zaskakiwać
Piegowata, jaki gustowny awatar, zwariowany tak jak Ty i taki optymistyczny.
Zaraz obejrzę Twoją bibliotekę, bo przyznam, że tam jeszcze nie byłam.
Ja mieszkam też kątem u kogoś, ale na ile mi pozwalają właściciele zmieniam to i owo.
Choć nie gustuję w szarościach, zachwycona jestem zwłaszcza czytelnią w filii.
Mnie się nie chce nic zmieniać w mieszkaniu, bo i tak nie zagrzeję w nim miejsca. Ale drażni mnie już ta wieczna prowizorka.
Tylko czy umiałabym tak sobie wykoncypować, jak ma wyglądać moje lokum? Raczej nie posiadam zmysłu projektanta, zresztą nie chciałabym mieć mieszkania "pod linijkę", trzymać się jednego stylu, koloru itd.
P.S. A mnie się marzy nowe dziecko, ale cóż...
Tak bym chciała przeżyć jeszcze raz te chwile z maluchem
Poczekam na wnuki
Ja do szarości jedną całą ścianę mam w gejowskim różu... Przerabiałam już żółcie, czerwienie, brązy, nawet paski, teraz pora na kolejny eksperyment.
Do tego awatara Piegowata to nic tylko się śmiać od ucha do ucha
Ja do szarości jedną całą ścianę mam w gejowskim różu... Przerabiałam już żółcie, czerwienie, brązy, nawet paski, teraz pora na kolejny eksperyment.
Oooo! Szalejesz!
Do tego awatara Piegowata to nic tylko się śmiać od ucha do ucha
I dlatego go wybrałam.
W ogóle jestem dzisiaj w szampańskim humorze.
Pogadałam sobie dzisiaj od serca ze szkolną psycholog i taki mi wlała miód w serce... że jeju
A od Mamci mojej kochanej dostałam dwa prześliczne kubki na herbatę
Symbi napisał/a:Do tego awatara Piegowata to nic tylko się śmiać od ucha do ucha
I dlatego go wybrałam.
W ogóle jestem dzisiaj w szampańskim humorze.
Pogadałam sobie dzisiaj od serca ze szkolną psycholog i taki mi wlała miód w serce... że jeju
Bo Ty WSPANIAŁA kobieta jesteś!
Strony Poprzednia 1 … 204 205 206 207 208 … 232 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » moje cudowne życie po rozwodzie
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024