Dzień dobry wszystkim 
Trochę chyba zaburzę aktualną tematykę rozmów wracając do poruszonej wcześniej tematyki śmierci i wiary, ale jeśli się obiecało odpowiedź, to należy dotrzymać słowa. 
Od razu zaznaczę, że nie należy traktować moich wywodów jak wywodów jakiegoś poważnego teoretyka czy nauczyciela. Nie nadaję się do tego przede wszystkim z tego powodu, że jak same zobaczycie, moje przemyślenia obarczone są bardzo dużym ryzykiem błędu, nawet jeśli wydawać by się mogły poprawne.
Jak miałbym to ująć prościej? Pamiętacie biblijną opowieść o Ezawie? Sprzedał bratu swój przywilej pierworództwa za jedzenie. "Na cóż mi pierworództwo, kiedy umieram z głodu". Od dawna to, co jest pierwsze, uznawane jest za lepsze od następnego, do tego stopnia, że nawet więźniowie w obozie koncentracyjnym mający starsze numery czuli się ważniejsi od numerów młodszych. Również Bóg określany jest jako Ruch Pierwszy. Właśnie kwestię pierwszeństwa rozważałem w tym zestawie pojęć: byt-niebyt, istnienie-nieistnienie. Określenia ewidentnie sugerują pierwszeństwo bytu, istnienia. Niebyt, nieistnienie, są negacją, czyli reakcją na wcześniejsze pojęcia, do których się odnoszą. Już więc na poziomie językowym mamy ustaloną większą wartość bytu, istnienia. Poddałem to w wątpliwość. My chcemy, by to było ważniejsze, co zrozumiałe, ale w nazewnictwie dokonuje się już pewna manipulacja. Ta manipulacja polegająca na przyznaniu pierwszeństwa temu, co w istocie jest czymś następnym (na przeniesieniu wartości z argumentu x na argument y) odpowiada naszemu przywiązaniu do tych wartości. Przy czym na dalszy plan w zastanowieniach odsuwa się to proste "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz", co odpowiada mojemu młodzieńczemu przekonaniu, że pierwotnym moim stanem był właśnie niebyt. Nieistnienie. To jest mało interesujące, ale takimi rzeczami się zajmowałem i tak sobie filozofowałem, uczyłem się śmierci. Nawet niedawno wpadł mi w ręce mój niedokończony esej o tym zagadnieniu z tamtego okresu
Przyjemnie było powspominać. Znamienne jest może, trochę jak chichot losu, że wtedy, w czasach młodości bardziej zajmowałem się problemami bytu, niż uczeniem się uczuć, już wtedy przygotowując się świadomie na śmierć, a dzisiaj trafiam na filozofa, który śmierci się przeciwstawia i mówi o konieczności pokonania jej (mam tu na myśli Nikołaja Fiodorowa - "Filozofia wspólnego czynu")
Skąd się wziął brak wiary? To efekt nie wrogości wobec Boga, jak to zazwyczaj bywa, ale czegoś w rodzaju szacunku. Kluczową ideą w mojej postawie było właściwe potraktowanie woli. Nie moja wola się liczy, ale wola Boga. Właśnie tak być powinno i tak też powiedział Jezus w modlitwie przed ukrzyżowaniem. Zaczęły mi przeszkadzać przejawy mojej woli w mojej relacji z Bogiem. A była ta wola wszędzie. W każdym rodzaju modlitwy była mniej lub bardziej jawna próba przeforsowania mojej woli, próba wpłynięcia na wolę Boga. Ba! Sama wiara w Boga była pragnieniem, by On istniał i to by istniał taki, jakim Go sobie wyobrażam, jakiego chcę. A wyobrażałem sobie oczywiście jako kochającego Stwórcę, który w zasadzie poprzez ofiarę dla mojego zbawienia wywyższa mnie do poziomu przynajmniej równego Bogu. Zacząłem dostrzegać pychę, której chciałem uniknąć. Jedynym wyjściem było zaprzestanie modlitw i zakończenie wiary. Nie odbyło się to ot tak na pstryknięcie palcem. Towarzyszył mi, owszem, lęk, że błądzę, bo przecież wiedziałem, że w Biblii wiara podawana jest jako cnota, jako coś dobrego. Wiedziałem jednak też, że w zasadzie cała moralność sprowadza się do Pawłowego skonstatowania, że "grzechem jest to, co czynimy bez przekonania". No i zasady w związku z tym mogą być różne dla różnych ludzi. Być może każdy ma swoją drogę do przebycia. Jeden pójdzie szerokim traktem po drodze ubitej przez nauczycieli, ktoś inny, nie mogący pojąć dość dobrze nauk nauczyciela, podąży drogami bardziej krętymi, albo... jego droga będzie zwykłym punktem bezruchu. Moja wiara bardziej przypominała pragnienie Boga, dlatego musiała zniknąć. Bo co na przykład w przypadku, gdyby Bóg wolał zniknąć? Lub gdyby zawsze "nieistniał"? (Dawniej tego nie wiedziałem, dzisiaj w tym miejscu można byłoby wspomnieć o energii ujemnej, o jakiej teoretyzują fizycy).