Lilko, Lou, potrzebuję spokojniejszej chwili, by Wam odpowiedzieć. Teraz podczas przerwy w pracy byłoby ciężko
Dżo, dziękuję. To bardzo eleganckie zachowanie. Ja też napiszę jak zbiorę myśli.
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » moje cudowne życie po rozwodzie
Strony Poprzednia 1 … 201 202 203 204 205 … 232 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Lilko, Lou, potrzebuję spokojniejszej chwili, by Wam odpowiedzieć. Teraz podczas przerwy w pracy byłoby ciężko
Dżo, dziękuję. To bardzo eleganckie zachowanie. Ja też napiszę jak zbiorę myśli.
Lilko, być może czasem jesteś nieco "wyrywna" z tym swoim ratownictwem, ale podziwiam Twoją pewność siebie i to, jaka jesteś przekonująca. Wiesz co powiedzieć i robisz to z empatią. Zupełnie zgadzam się z tym, co napisałaś Lou i Malinie.
Lou, trudno się dziwić, że w okołorozwodowej sytuacji trudno Ci dostrzec jasne strony życia, ale one są. Jeśli nie teraz, to może zechcesz je zauważać, gdy już trochę opadną złe emocje. A swoją drogą w czasie wspólnych wyjść mój małżonek zachowywał się identycznie - kilometr przede mną i synem!
Dziękuję Piegowata. Spędziłam dużo czasu w dziale Zdrada..., a także na wątku "Kobieta na zakręcie". Dzięki temu mogę spojrzeć na pewne sprawy z określonej perspektywy. W tamtych miejscach nie bywam już od dawna. Zbyt duży koszt emocjonalny dla mnie, ale gdy do nas zajrzy ktoś w potrzebie, to czasem jeszcze coś napiszę. Pisałam z wieloma dziewczynami będącymi ofiarami przemocy. Wspaniałe, wykształcone, piękne, młode, a mimo to nie potrafiły odejść od oprawcy. Tak silny jest to mechanizm. Dlatego wiem, że bez długofalowej, wielomiesięcznej, a czasem wieloletniej terapii, nie ma mowy o uwolnieniu się ofiary. Prędzej dojdzie do tragedii. Ofiara jest bowiem systematycznie pozbawiana sił, dołowana tak, że nie jest w stanie samodzielnie funkcjonować, systematycznie odcinana od rodziny i przyjaciół. To takie ogólne spostrzeżenia. Jedyne co można zrobić, to zachęcić taką osobę, aby sięgnęła po profesjonalną pomoc i wytrwała w niej. Żadne nasze gadanie, choćby wieloletnie, nie pomoże.
Ja w zauważaniu dobrych rzeczy, które mi się przydarzają jestem nieźle wytrenowana, zresztą mam ten nawyk chyba od zawsze. Pomaga mi żyć i przydaje codzienności uroku.
A wiecie, wczoraj mój syn zjeżdżając z górki na brzuchu zrobił w kurtce trzy małe dziurki (natychmiast zaszyłam), z których wystawały kłaczki jakiejś watoliny. Skubaniec skwitował, że to dobrze, bo kurtka jest za ciepła i nie zaszkodzi jej zgubić trochę puchatej zawartości. I dodał jeszcze: "No, przecież mówiłaś, że trzeba na wszystko patrzeć z lepszej strony!".
Dziury w kurtce nie są powodem do radości, ale jak tu się nie roześmiać na taki komentarz? Dla takich chwil to nawet nadwerężonego ubrania nie żal.Zresztą i na szczęście usterki są nieznaczne.
Piegowata, podsunęłaś mi świetny pomysł. Wcielę w życie od zaraz.
Witajcie, jestem tu nowa...
W poniedziałek ostatnia (mam nadzieję) rozprawa rozwodowa... Po 2.5 roku zaciętej walki w sądzie, chyba rozstaniemy się ugodowo- tak obiecał i zadeklarował na ostatnim terminie w styczniu... Boże, jak ja się boję, że On się wycofa....
Witaj Narzeczona Skorpiona
Trzymam za Ciebie kciuki, a to piosenka dla Ciebie. Życzę Ci, abyś niebawem krok po kroku zaczęła dostrzegać uroki życia.
Lilka, dziękuję bardzo... Ja juz dostrzegam, choć nie ukrywam że łatwo nie jest. Szczególnie kiedy musiałam wrócić do domu rodzinnego a i tu jest nieciekawie...
Witam ciepło.
Piszę z telefonu i nie umiem wkleić odpowiednich postów do mojego wpisu. W tym miejscu chciałam Lilka podziękować Ci za słowa skierowane do mnie. Sama przeszlas kryzys, potrafiłaś z niego wyjść i cenie Cię za to, każda rada jest dla mnie ważna.
Nie chcę przekreślać swojego małżeństwa, chciałabym by było lepiej.
Czekam na wizytę męża u psycholog, na swoją też.
Wiem, że mąż stosuje przemoc psychiczna względem mnie. Gdybym powiedziała sama mężowi że stosuje przemoc to odp by mi że za dużo naczytałam się w internecie. Odp by że nie bije mnie, nie wyzywa. Powiedziałam mu z dwa tyg temu że jego obrażanie się odbieram jak karę a dobry humor jak nagrodę. Za to potrafił się obrazić i stwierdził że głupoty wygaduje. Chciałabym by psycholog uświadomiła mu jak się zachowuje.
Gdy są " normalne" dni to jest spokojnie i fajnie, ale nie trwa to długo i nie wiadomo co nie spasuje mężowi. Naprawdę nie łatwe takie życie.
Za każdą radę i chęć " rozmowy" jestem Wam wdzięczna.
Nino, patrz realnie, mąż Lilki był gotowy na zmiany, Twój jak piszesz nie bardzo, bo nie słucha Ciebie i twierdzi, że wymyślasz. Spróbuj terapii, ale pamiętaj, że nie wszystko zalezy tylko od Ciebie. Najpierw on musi byc gotowy na zmiany w sobie, tak jak mąż Lilki byl gotowy na pracę nad sobą i nad związkiem.
Dziewczyny, fajnie że Wasi Mężczyźni chcą (nie wszyscy oczywiście) pracować nad sobą i zwiazkiem... Podziwiam. Nawet jeśli nir wyjdzie, zawsze warto próbować, jesli oboje chcecie...
Zgadzam się z Tobą, Symbi.
Próbować, naprawiać i walczyć warto, ale ostrzegam przed czymś, co nazywam reanimowaniem trupa. Obserwuję związki, gdzie jedno (chyba częściej kobieta) latami tańczy wokół drugiego, a to drugie łaskę robi, jeżeli nie warczy, czasem milej się odezwie - na co zresztą te biedne ofiary się łapią jak głodny pies na ochłapy.
Szkoda czasu, zdrowia, nerwów.
Próbować, naprawiać i walczyć warto, ale ostrzegam przed czymś, co nazywam reanimowaniem trupa. Obserwuję związki, gdzie jedno (chyba częściej kobieta) latami tańczy wokół drugiego, a to drugie łaskę robi, jeżeli nie warczy, czasem milej się odezwie - na co zresztą te biedne ofiary się łapią jak głodny pies na ochłapy.
Szkoda czasu, zdrowia, nerwów.
Piegowata, mądrze piszesz... Zajrzyj do mojego tematu, może podpowiecie mi czy warto tez "zatanczyc" wokół tego Faceta...
Piegowata, podsunęłaś mi świetny pomysł. Wcielę w życie od zaraz.
Wydawało mi się, że wcielasz
Piegowata, mądrze piszesz... Zajrzyj do mojego tematu, może podpowiecie mi czy warto tez "zatanczyc" wokół tego Faceta...
Zaglądałam na ten wątek. Podzielam zdanie większości komentujących.
Z racji swoich zainteresowań oraz przeżyć liznęłam nieco psychologii. Wiem że często sami sobie odpowiadamy na nasze wątpliwości. Przyjrzyj się własnym słowom: zakochałam się JAK MAŁOLATA.
Poza tym nie widać w Twoich zwierzeniach radości, przekonania o słuszności swojego postępowania. Zauważ, że wszystkie obietnice, jakie Ci składał, są patykiem na wodzie pisane. Sama czujesz żal, zlość, pretensje - nie lekceważ własnych uczuć!
A poza tym - co nagle, to po diable. Nie rzucaj się na niepewne. Nie burz swojego dotychczasowego życia, dopóki nie przekonasz się, na czym stoisz. Piszę kategorycznie jak rzadko, ale trochę się już napatrzyłam i naczytałam, poznałam sporo historii podobnych do Twoich. Nie tańcz, dbaj o siebie, to nie jest egoizm. Co zrobisz, jeśli on po opadnięciu emocji i czegoś jescze porzuci Cię samotną z dzieckiem? Bez pracy, w obcym mieście... Fajnie?
Apeluję o odrobinę rozsądku
Wiesz, Narzeczona, co podkreślają różni doradcy, których czytalam? Dbanie o symetrię w relacji. Przyjrzyj się: tylko Ty się poświęcasz, a co on robi dla Ciebie? Wygodnie konsumuje i "wspaniałomyślnie" jest.
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Piegowata, mądrze piszesz... Zajrzyj do mojego tematu, może podpowiecie mi czy warto tez "zatanczyc" wokół tego Faceta...
Zaglądałam na ten wątek. Podzielam zdanie większości komentujących.
Z racji swoich zainteresowań oraz przeżyć liznęłam nieco psychologii. Wiem że często sami sobie odpowiadamy na nasze wątpliwości. Przyjrzyj się własnym słowom: zakochałam się JAK MAŁOLATA.
Poza tym nie widać w Twoich zwierzeniach radości, przekonania o słuszności swojego postępowania. Zauważ, że wszystkie obietnice, jakie Ci składał, są patykiem na wodzie pisane. Sama czujesz żal, zlość, pretensje - nie lekceważ własnych uczuć!
A poza tym - co nagle, to po diable. Nie rzucaj się na niepewne. Nie burz swojego dotychczasowego życia, dopóki nie przekonasz się, na czym stoisz. Piszę kategorycznie jak rzadko, ale trochę się już napatrzyłam i naczytałam, poznałam sporo historii podobnych do Twoich. Nie tańcz, dbaj o siebie, to nie jest egoizm. Co zrobisz, jeśli on po opadnięciu emocji i czegoś jesczeporzuci Cię samotną z dzieckiem? Bez pracy, w obcym mieście... Fajnie?
Apeluję o odrobinę rozsądku
Piegowata, raczej chodziło mi o to, czy zawalczyc, bo od Niego mam informację o zmianie podejścia, obietnicach z pokryciem i chęci walki o mnie.
Co do Dziecka- jest moje i jestem z Nim sama. Nie liczę na nowego Partnera, mój Syn ma Tatę. Pracę tam mam, tzn mam możliwość przeniesienia. To nie tak, że ja rzucam wszystko i idę na Jego garnuszek. Radzę sobie sama od dwóch lat i poradzę sobie dalej.
Chodzi mi o to, czy nie warto dać szansy i spróbować kiedy masz informację o tym, że ktoś też chce walczyć. Nie za wszelką cenę oczywiście, ale czy nie na tym polega miłość? Na wybaczeniu i budowaniu nowego?
To tylko moje dylematy, bo jakkolwiek to nie zabrzmi- ja Go kocham.
Lilka787 napisał/a:Piegowata, podsunęłaś mi świetny pomysł. Wcielę w życie od zaraz.
Wydawało mi się, że wcielasz
Ja tak, ale zapomniałam nauczyć tego córkę. Niestety częściej Ją ostrzegam przed zagrożeniami niż ukazuję uroki życia. A teraz jak myślę o tym co napisałaś, to stwierdzam, że lepiej by się Jej żyło, gdyby w każdej sytuacji potrafiła dostrzec nie tylko negatywy, ale też pozytywy.
Co On robi dla mnie... Twierdzi że pracuje na urządzenie domu, zeby nigdy nam niczego nie zabraklo - mnie i Dziecku. Fakt- przedłuża ten czas co mnie wkurza bo nie chcę żyć na odległość. Dziś napisal ze prosi zebym się do niego wprowadzila, zebym miala pewnosc ze myśli o mnie powaznie. Boże! O ile latwiej by bylo gdyby przestal juz pisac
..
No, to sama zobaczysz.
Ja bym jednak poczekała z ważnymi decyzjami, aż związek okrzepnie i przekonasz się, że coś z tego będzie na dłużej. A póki co poznawała go w różnych sytuacjach. Nie sztuka zakochać się jak małolata, a potem płakać.
Narzeczona Skorpiona, ja też przeczytałam Twój temat. Moim zdaniem trzeba by uważniej przyjrzeć się Twojemu partnerowi. W końcu jest kierowcą tira.
Być może on wcale nie zamierza rezygnować z pracy, tylko tak Cię bajeruje, bo pasuje mu seks z Tobą. Chodzi mi o to, że może jemu taki niezobowiązujący układ pasuje, a Ty angażujesz się emocjonalnie i potem cierpisz.
A nawet w razie wyprowadzki radziłabym nie palić za sobą mostów, zostawić sobie na przykład mieszkanie.
Niedawno obserwowałam taki szybki związek. Koleżanka omal nie sprzedała swojego lokum (ostatecznie komuś je wynajęła), a pan okazał się człowiekiem mocno nieodpowiednim.
Piegowata'76 napisał/a:Lilka787 napisał/a:Piegowata, podsunęłaś mi świetny pomysł. Wcielę w życie od zaraz.
Wydawało mi się, że wcielasz
Ja tak, ale zapomniałam nauczyć tego córkę. Niestety częściej Ją ostrzegam przed zagrożeniami niż ukazuję uroki życia. A teraz jak myślę o tym co napisałaś, to stwierdzam, że lepiej by się Jej żyło, gdyby w każdej sytuacji potrafiła dostrzec nie tylko negatywy, ale też pozytywy.
Optymizm nie musi wykluczać rozsądku. Ja na przykład uwielbiam podróżować autostopem, poznawać w ten sposób ludzi i ich fascynujące historie, ale świadoma zagrożeń korzystam z tego sposobu podróżowania sporadycznie i nie w pojedynkę.
Witam ciepło.
Piszę z telefonu i nie umiem wkleić odpowiednich postów do mojego wpisu. W tym miejscu chciałam Lilka podziękować Ci za słowa skierowane do mnie. Sama przeszlas kryzys, potrafiłaś z niego wyjść i cenie Cię za to, każda rada jest dla mnie ważna.
Nie chcę przekreślać swojego małżeństwa, chciałabym by było lepiej.
Czekam na wizytę męża u psycholog, na swoją też.
Wiem, że mąż stosuje przemoc psychiczna względem mnie. Gdybym powiedziała sama mężowi że stosuje przemoc to odp by mi że za dużo naczytałam się w internecie. Odp by że nie bije mnie, nie wyzywa. Powiedziałam mu z dwa tyg temu że jego obrażanie się odbieram jak karę a dobry humor jak nagrodę. Za to potrafił się obrazić i stwierdził że głupoty wygaduje. Chciałabym by psycholog uświadomiła mu jak się zachowuje.
Gdy są " normalne" dni to jest spokojnie i fajnie, ale nie trwa to długo i nie wiadomo co nie spasuje mężowi. Naprawdę nie łatwe takie życie.
Za każdą radę i chęć " rozmowy" jestem Wam wdzięczna.
Bardzo proszę Ninko. Cieszę się, że pozytywnie odebrałaś moje słowa. Ja rozumiem, że chcesz uzdrowić Wasze małżeństwo, myślę, że chciałabyś tego nawet gdybyś nie była wierząca. Każda sytuacja wymaga indywidualnego podejścia. Jedną szansę można dać każdemu. Trzeba jednak napisać sobie określony plan: cele, zadania, formy realizacji, uwzględnić terapię obojga i krok po kroku realizować. Musisz zdobyć odpowiedni zasób wiedzy. Twój mąż musi też poczytać. Będziesz widzieć czy mąż się stara, czy mu zależy. Daj mu też jasny przekaz, że Ty czujesz się źle w relacji z nim, że dla swojego dobra i dla dobra córek, musisz to zmienić, że rozpoczynacie etap naprawy/dojrzewania małżeństwa i od powodzenia tego działania zależy czy Wasza rodzina przetrwa jako całość. Mąż musi czuć powagę sytuacji, ale musi mieć też czas, by się oswoić z tą myślą i musi sam podjąć decyzję czy w to wchodzi. Wiadomo, że będą potknięcia i zniechęcenia, ale będziesz obserwować czy mimo to idzie naprzód, czy są pierwsze efekty. Międzyczasie będziesz odzyskiwać siebie, jako człowieka, kobietę, żonę i matkę. A kiedy to się już stanie zobaczysz swoje małżeństwo i rodzinę w nowym świetle i wtedy będziesz gotowa by zadecydować co dalej. Co będzie dobre dla Ciebie i córek. Uświadom męża, że robicie to również dla dzieci. Myślę, że tak jak mąż traktuje Ciebie (nagradzanie/karanie milczeniem/uwagą) w pewnym stopniu przenosi się na dzieci. A to jest bardzo destrukcyjne zachowanie, odrzucanie dziecka, karanie milczeniem, gdy zrobi coś nie po myśli rodzica. Zastanów się czy tak jest. Jak bardzo Ty cierpisz? Tak samo cierpi dziecko. Cierpi gdy mama cierpi. Musisz wiedzieć, że nie ze wszystkiego można wyjść, są zaburzenia, które leczy się latami. Są osoby toksyczne, z którymi należy się rozstać, by ratować siebie i dzieci. Myślę, że Twojemu mężowi najtrudniej będzie pokonać własną dumę.
Tu znajdziesz niezwykle ważny wywiad z kobietą, która jeśli dobrze kojarzę była kiedyś na naszym forum
http://www.navel.pl/doc/Wywiad.pdf
oraz stronę z której można pobrać darmowo książkę w pdf pt. "Toksyczne związki" Pia Mellody, naprawdę ważna pozycja z której dowiadujemy się jak środowisko w którym wzrastamy kształtuje nasze dalsze życie. Jest też książka "Toksyczna miłość" tej samej autorki.
Dziękuję Dziewczyny... Jestem w tym na chłodno. Na pewno teraz się nie wyprowadzę i nie spale mostów...
Seks? Mialby go na skinienie palcem w trasie, dziwki same pukaja do kabin... Będę Go obserwowac. O ile cos z tego bedzie, bo poki co jestesmy osobno...
Dzień dobry. A ja po tej cudnej kawie proponuję bardzo przyjemną muzykę.
![]()
Ciasteczko
Mam płytę tego Ciasteczka, baaardzo fajna i melodyjna :-)
Dziewczyny, fajnie że Wasi Mężczyźni chcą (nie wszyscy oczywiście) pracować nad sobą i zwiazkiem... Podziwiam. Nawet jeśli nir wyjdzie, zawsze warto próbować, jesli oboje chcecie...
My (a może bardziej ja) próbowaliśmy. Niektórzy terapeuci mówili, że nawet jedna osoba z rodziny biorąca udział w terapii może wpłynąć na całą domową sytuację, inni, że tylko wspólna praca da porządany efekt.
Mam płytę tego Ciasteczka, baaardzo fajna i melodyjna :-)
Jednak to tylko płyta
Lou, fakt- tylko plyta ;-)
A u Was tylko Ty poddałaś się terapii czy razem? Efekt rozumiem na plus?
A tu Moje Ciasteczko - nie oddam nikomu
Lou, fakt- tylko plyta ;-)
A u Was tylko Ty poddałaś się terapii czy razem? Efekt rozumiem na plus?
NIE. Nic z tego nie wyszło ... ehhh
Muszą być jednakowe chęci obu stron
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou, fakt- tylko plyta ;-)
A u Was tylko Ty poddałaś się terapii czy razem? Efekt rozumiem na plus?NIE. Nic z tego nie wyszło ...
ehhh
Muszą być jednakowe chęci obu stron
To przykre... Jesteś już po rozwodzie?
Lou71.71 napisał/a:NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou, fakt- tylko plyta ;-)
A u Was tylko Ty poddałaś się terapii czy razem? Efekt rozumiem na plus?NIE. Nic z tego nie wyszło ...
ehhh
Muszą być jednakowe chęci obu stronTo przykre... Jesteś już po rozwodzie?
...w trakcie
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou71.71 napisał/a:NIE. Nic z tego nie wyszło ...
ehhh
Muszą być jednakowe chęci obu stronTo przykre... Jesteś już po rozwodzie?
...w trakcie
Aaaaa, przepraszam. Już pisalas
Lou71.71 napisał/a:NarzeczonaSkorpiona napisał/a:To przykre... Jesteś już po rozwodzie?
...w trakcie
Aaaaa, przepraszam. Już pisalas
Rozumiem że czekasz na termin rozprawy?
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou71.71 napisał/a:...w trakcie
Aaaaa, przepraszam. Już pisalas
Rozumiem że czekasz na termin rozprawy?
drugiej
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Aaaaa, przepraszam. Już pisalas
Rozumiem że czekasz na termin rozprawy?
drugiej
Czyli ma byc z orzeczeniem o winie?
Lou71.71 napisał/a:NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Rozumiem że czekasz na termin rozprawy?
drugiej
Czyli ma byc z orzeczeniem o winie?
Nie. Choć sama nie wiem co będzie
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou71.71 napisał/a:drugiej
Czyli ma byc z orzeczeniem o winie?
Nie. Choć sama nie wiem co będzie
To dlaczego nie skończylo się na pierwszej? Pojednawcza byla?
Przepraszam że tak wypytuje. Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj
Lou71.71 napisał/a:NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Czyli ma byc z orzeczeniem o winie?
Nie. Choć sama nie wiem co będzie
To dlaczego nie skończylo się na pierwszej? Pojednawcza byla?
Przepraszam że tak wypytuje. Jeśli nie chcesz, nie odpowiadaj
priv?
Lilka BARDZO DZIĘKUJĘ Ci za Twój wpis, za podanie literatury, za czas poświęcony mojemu problemowi. Ściągnęłam pliki pdf i będę czytać, dowiadywać się.
Z moich obserwacji wynika, że mężowi zależy na naszej rodzinie, chce byśmy byli razem tylko gdy przychodzą te jego fochy nie radzi sobie ze swoimi emocjami. Też czeka na wizytę u psycholożki.
Wiem, że mąż nie miał łatwego dzieciństwa, jego ojciec pił, wracał z pracy do domu i awanturował się.
NarzeczonaSkorpiona napisał/a:Lou71.71 napisał/a:Nie. Choć sama nie wiem co będzie
To dlaczego nie skończylo się na pierwszej? Pojednawcza byla?
Przepraszam że tak wypytuje. Jeśli nie chcesz, nie odpowiadajpriv?
Juz napisalam
Dzień dobry
To może jeszcze jedno ciasteczko
Ja lubię tańczy do południowych rytmów
Lilka BARDZO DZIĘKUJĘ Ci za Twój wpis, za podanie literatury, za czas poświęcony mojemu problemowi. Ściągnęłam pliki pdf i będę czytać, dowiadywać się.
Z moich obserwacji wynika, że mężowi zależy na naszej rodzinie, chce byśmy byli razem tylko gdy przychodzą te jego fochy nie radzi sobie ze swoimi emocjami. Też czeka na wizytę u psycholożki.
Wiem, że mąż nie miał łatwego dzieciństwa, jego ojciec pił, wracał z pracy do domu i awanturował się.
Proszę Malinko. Chciałabym żeby i Waszej rodzinie się udało. Ja uważam, że rodzina to wielka wartość, gdy daje miłość i poczucie bezpieczeństwa jej członkom. Wydaje się, że Twój mąż dostrzegł problem, skoro zdecydował się na pomoc psychologa. Trzeba pamiętać, że dla wielu mężczyzn, to jednak jest nie lada wyczyn, tak pójść i opowiadać o sobie. Ale to może sprawić, że te negatywne emocje, niewypowiedziany żal, w końcu znajdą ujście, które nie będzie nikogo ranić. Teraz postarajcie się o zdobycie odpowiedniego zakresu wiedzy. Na pewno będzie ciężko, bo zmiana wyuczonych zachowań jest bardzo trudna, trwa długo, ale jest możliwa kiedy bardzo się tego chce. Ty Malinko będziesz mieć trochę inne zadania niż mąż. Ty musisz nauczyć się jak wyjść z zachowań uległych, zależnych. Myślę, że pomóc mogą spokój, życzliwość, ale jednocześnie Twoja konsekwencja. Choćby takie napisanie regulaminu dla całej rodziny. Można to potraktować na wesoło. Rodzice i dzieci, plusy i minusy, nagrody i kary, uwzględnić np. złe słowa, awantury, kłamstwa, a z drugiej strony bycie pomocnym, wypełnianie obowiązków, sprawianie drobnych przyjemności jak buziak, przytulaski, kwiatek, czekoladki. Jest u Was trzy kobietki, więc mąż ma duże pole do popisu, ale i Wy również. Moim zdaniem dobrocią i konsekwencją można zdziałać więcej, stopić lód w sercu, pokonać bariery, niż przymusem i krzykami. Jednak cały czas pamiętaj że musisz budować swoją niezależność na każdej płaszczyźnie i być wymagająca i konsekwentna.
Trzymam kciuki
Lilko, fajne, skoczne i energetyzujące pioseneczki Czasami potrzebuję takiej muzyki, a nie orientuję się w nazwiskach i nazwach, bo "siedzę" w innych klimatach.
Z energetycznych muzyków lubię Jacka Kleyffa i Orkiestrę Na Zdrowie. Może niekoniecznie za śpiew wokalisty (okropny ), ale za dobrą energię i przesłanie.
Hej Piegusku Ja do latynoamertykańskich rytmów tańczę zumbę. A na co dzień najczęściej słucham popu. Dlatego tym bardziej doceniam, że u nas na wątku mam okazję poznać muzykę w tak różnych odsłonach.
Dziękuję Dziewczyny... Jestem w tym na chłodno. Na pewno teraz się nie wyprowadzę i nie spale mostów...
Seks? Mialby go na skinienie palcem w trasie, dziwki same pukaja do kabin... Będę Go obserwowac. O ile cos z tego bedzie, bo poki co jestesmy osobno...
Myślę, że to najlepsze wyjście, tak jak pisała Piegowata. Wykorzystać najbliższy czas na poznawanie partnera w różnych sytuacjach, może uda Ci się poznać bliżej jego środowisko zawodowe i rodzinę. A dopiero jak upłynie więcej czasu można myśleć o wspólnej przyszłości, bo jednak trzeba też uwzględnić dobro synka. Tymczasem nie brać zbyt poważnie tych słodkich słówek, a patrzeć na zachowanie.
Wiesz, Lilko, gdy czytam Twoje słowa, mam refleksje na temat własnych związkowych błędów. Dziś patrzę na to wszystko z dystansem i widzę, że wielu przykrości można było uniknąć, że mogłam mieć większy wpływ na naszą relację niż mi się wydawało. Byłam nastawiona na obronę, wojownicza... Też mi psycholog powiedział, że to "spadek" z mojego rodzinnego domu - takie przewrażliwienie na niektórych punktach. Miałam ogromnie wybuchową i krytykującą Mamę. Swego czasu nosiłam w sobie wiele złości na nią. Cieszę się, że to już za nami, że sobie to i owo przepracowałam, ona chyba tez.
Dziś wiem, że wojowanie jest bez sensu. Stanowczość to nie darcie gęby, rozwiązania siłowe i rozpaczliwe domaganie się swoich praw. Nauczyłam się nie "uruchamiać", lecz spokojnie i pewnie komunikować swoje racje. Da się, naprawdę!
Malino, a propos zachowań Twojego męża, podsyłam Ci bardzo interesujący artykuł, który pomógł mi wytropić własne mechanizmy.
Tu cytuję fragment:
"Właśnie zniszczyłam mój czwarty związek - pisze balbinaaa. - Im więcej cierpliwości ma mój partner, tym większą mam ochotę go sprowokować. Jest dobrze, a potem coś we mnie wstępuje, chodzę nabuzowana, a kiedy on nie reaguje - w końcu wybucham. W którymś momencie on ma dość mnie i wiecznych afer. Byłam u psychologa, który powiedział, że jestem DDA. Czy to znaczy, że nigdy nie będę szczęśliwa?
Balbinaaa, jako DDA (dorosłe dziecko alkoholika) z pewnością doświadczyła w dzieciństwie wielu napięć. Nauczyła się żyć w oczekiwaniu na nieuchronne "trzęsienie ziemi". Alkoholik - rodzic niestabilny emocjonalnie, nieracjonalny, jest osobą, która wcześniej czy później doprowadza do jakiejś katastrofy. Schemat zachowań się powtarza. Rosnące napięcie – burza - rozładowanie. Paradoksalnie - jeśli partner jest cierpliwy, wyrozumiały i dojrzały – dla DDA sytuacja jest nienormalna."
A tu link: https://porady.sympatia.onet.pl/sympati … ha/2vnt7py
Bardzo lubię czytać Godecką, odkryłam ją kiedyś przypadkiem.
Ja też często bywałam nabuzowana, nie wierzyłam, że można mnie kochać. Mąż też miał swoje problemy i trafił "swój na swego". Nie rozumieliśmy się. Wreszcie wszystko tak urosło, że rozstanie uznałam za najlepsze wyjście. Nadal tak uważam, ale to nie musi być Twój scenariusz, Malino.
I jeszcze to:
http://www.styl.pl/uczucia/news-trzeba- … Id,1735412
W tym artykule również odnalazłam sporo z siebie. Może z Twoim mężem jest podobnie?
Ja DDA nie jestem, ale miałam w życiu inne dysfunkcje, a mechanizmy bywają takie same.
Dzień dobry wszystkim
Trochę chyba zaburzę aktualną tematykę rozmów wracając do poruszonej wcześniej tematyki śmierci i wiary, ale jeśli się obiecało odpowiedź, to należy dotrzymać słowa.
Od razu zaznaczę, że nie należy traktować moich wywodów jak wywodów jakiegoś poważnego teoretyka czy nauczyciela. Nie nadaję się do tego przede wszystkim z tego powodu, że jak same zobaczycie, moje przemyślenia obarczone są bardzo dużym ryzykiem błędu, nawet jeśli wydawać by się mogły poprawne.
Jak miałbym to ująć prościej? Pamiętacie biblijną opowieść o Ezawie? Sprzedał bratu swój przywilej pierworództwa za jedzenie. "Na cóż mi pierworództwo, kiedy umieram z głodu". Od dawna to, co jest pierwsze, uznawane jest za lepsze od następnego, do tego stopnia, że nawet więźniowie w obozie koncentracyjnym mający starsze numery czuli się ważniejsi od numerów młodszych. Również Bóg określany jest jako Ruch Pierwszy. Właśnie kwestię pierwszeństwa rozważałem w tym zestawie pojęć: byt-niebyt, istnienie-nieistnienie. Określenia ewidentnie sugerują pierwszeństwo bytu, istnienia. Niebyt, nieistnienie, są negacją, czyli reakcją na wcześniejsze pojęcia, do których się odnoszą. Już więc na poziomie językowym mamy ustaloną większą wartość bytu, istnienia. Poddałem to w wątpliwość. My chcemy, by to było ważniejsze, co zrozumiałe, ale w nazewnictwie dokonuje się już pewna manipulacja. Ta manipulacja polegająca na przyznaniu pierwszeństwa temu, co w istocie jest czymś następnym (na przeniesieniu wartości z argumentu x na argument y) odpowiada naszemu przywiązaniu do tych wartości. Przy czym na dalszy plan w zastanowieniach odsuwa się to proste "z prochu powstałeś i w proch się obrócisz", co odpowiada mojemu młodzieńczemu przekonaniu, że pierwotnym moim stanem był właśnie niebyt. Nieistnienie. To jest mało interesujące, ale takimi rzeczami się zajmowałem i tak sobie filozofowałem, uczyłem się śmierci. Nawet niedawno wpadł mi w ręce mój niedokończony esej o tym zagadnieniu z tamtego okresu Przyjemnie było powspominać. Znamienne jest może, trochę jak chichot losu, że wtedy, w czasach młodości bardziej zajmowałem się problemami bytu, niż uczeniem się uczuć, już wtedy przygotowując się świadomie na śmierć, a dzisiaj trafiam na filozofa, który śmierci się przeciwstawia i mówi o konieczności pokonania jej (mam tu na myśli Nikołaja Fiodorowa - "Filozofia wspólnego czynu")
Skąd się wziął brak wiary? To efekt nie wrogości wobec Boga, jak to zazwyczaj bywa, ale czegoś w rodzaju szacunku. Kluczową ideą w mojej postawie było właściwe potraktowanie woli. Nie moja wola się liczy, ale wola Boga. Właśnie tak być powinno i tak też powiedział Jezus w modlitwie przed ukrzyżowaniem. Zaczęły mi przeszkadzać przejawy mojej woli w mojej relacji z Bogiem. A była ta wola wszędzie. W każdym rodzaju modlitwy była mniej lub bardziej jawna próba przeforsowania mojej woli, próba wpłynięcia na wolę Boga. Ba! Sama wiara w Boga była pragnieniem, by On istniał i to by istniał taki, jakim Go sobie wyobrażam, jakiego chcę. A wyobrażałem sobie oczywiście jako kochającego Stwórcę, który w zasadzie poprzez ofiarę dla mojego zbawienia wywyższa mnie do poziomu przynajmniej równego Bogu. Zacząłem dostrzegać pychę, której chciałem uniknąć. Jedynym wyjściem było zaprzestanie modlitw i zakończenie wiary. Nie odbyło się to ot tak na pstryknięcie palcem. Towarzyszył mi, owszem, lęk, że błądzę, bo przecież wiedziałem, że w Biblii wiara podawana jest jako cnota, jako coś dobrego. Wiedziałem jednak też, że w zasadzie cała moralność sprowadza się do Pawłowego skonstatowania, że "grzechem jest to, co czynimy bez przekonania". No i zasady w związku z tym mogą być różne dla różnych ludzi. Być może każdy ma swoją drogę do przebycia. Jeden pójdzie szerokim traktem po drodze ubitej przez nauczycieli, ktoś inny, nie mogący pojąć dość dobrze nauk nauczyciela, podąży drogami bardziej krętymi, albo... jego droga będzie zwykłym punktem bezruchu. Moja wiara bardziej przypominała pragnienie Boga, dlatego musiała zniknąć. Bo co na przykład w przypadku, gdyby Bóg wolał zniknąć? Lub gdyby zawsze "nieistniał"? (Dawniej tego nie wiedziałem, dzisiaj w tym miejscu można byłoby wspomnieć o energii ujemnej, o jakiej teoretyzują fizycy).
Dżo,
Twoje myślenie jest takie ... bardzo naukowe... Aby pokochać trzeba uwierzyć, zaufać albo próbować ... nie wyszukiwać opcji przeciw ...
Wiem, że to trudne, czasem graniczy z cudem.
Też czasem wątpię, ale nie poddaję się
Zawiłe to mocno, Dżo. Wgryzę się w spokojniejszej chwili.
Wiem, że nie na temat, ale zapytam:
Czy ktoś wie jak usunąć tusz do drukarki z ... pościeli?
Please, please, please ...
Wiem, że nie na temat, ale zapytam:
Czy ktoś wie jak usunąć tusz do drukarki z ... pościeli?
Please, please, please ...
Wiem, że nie na temat, ale zapytam:
Czy ktoś wie jak usunąć tusz do drukarki z ... pościeli?
Please, please, please ...
Lou71.71 napisał/a:Wiem, że nie na temat, ale zapytam:
Czy ktoś wie jak usunąć tusz do drukarki z ... pościeli?
Please, please, please ...
Dziękuję, będę działać i dam znać
Malino, a propos zachowań Twojego męża, podsyłam Ci bardzo interesujący artykuł, który pomógł mi wytropić własne mechanizmy.
Tu cytuję fragment:"Właśnie zniszczyłam mój czwarty związek - pisze balbinaaa. - Im więcej cierpliwości ma mój partner, tym większą mam ochotę go sprowokować. Jest dobrze, a potem coś we mnie wstępuje, chodzę nabuzowana, a kiedy on nie reaguje - w końcu wybucham. W którymś momencie on ma dość mnie i wiecznych afer. Byłam u psychologa, który powiedział, że jestem DDA. Czy to znaczy, że nigdy nie będę szczęśliwa?
Balbinaaa, jako DDA (dorosłe dziecko alkoholika) z pewnością doświadczyła w dzieciństwie wielu napięć. Nauczyła się żyć w oczekiwaniu na nieuchronne "trzęsienie ziemi". Alkoholik - rodzic niestabilny emocjonalnie, nieracjonalny, jest osobą, która wcześniej czy później doprowadza do jakiejś katastrofy. Schemat zachowań się powtarza. Rosnące napięcie – burza - rozładowanie. Paradoksalnie - jeśli partner jest cierpliwy, wyrozumiały i dojrzały – dla DDA sytuacja jest nienormalna."
Podoba mnie się to. Ja jestem ten cierpliwy i wyrozumiały Problem kiedy cierpliwy i wyrozumiały zamienia się w obojętny...
Snake, u nas cała historia była złożona. W ogóle nie powinnam była wchodzić w tę relację.
Zniżka mnie dopada. Przeziębienie mnie rozbiera, a nastrój zjeżdża jak po równi pochyłej.
Chyba trzeba się położyć i zasnąć.
I to są właśnie te momenty, kiedy mnie męczy życie.
Snake, u nas cała historia była złożona. W ogóle nie powinnam była wchodzić w tę relację.
Zniżka mnie dopada. Przeziębienie mnie rozbiera, a nastrój zjeżdża jak po równi pochyłej.
Chyba trzeba się położyć i zasnąć.
I to są właśnie te momenty, kiedy mnie męczy życie.
A mnie martwią takie momenty, dopada smutek, bo ... nie ma komu powierzyć ważnych spraw, trzeba zająć się samemu lub odłożyć na później, a niekiedy odłożenie spraw pociąga za sobą kolejne przykrości
Lou, też mnie w tych słabszych momentach dopadają takie tęsknoty, ale szukam innych kół ratunkowych.
Ostatnio odezwał się do mnie Meczowy. Strrrrasznie przepraszał za swoje durne zachowania, obiecywał, że już na pewno się nie powtórzą. Nawet fajnie się rozmawiało, naprawdę szczerze i ciepło. Zachęcał mnie, żebym się czasem odezwała pierwsza, ale mu bez ogródek powiedziałam, że straciłam zaufanie. Od tamtej pory kilka razy się odezwał i zachowywał się bez zarzutu. Jak chce, to potrafi być miły. I dzisiaj mnie korci, żeby zadzwonić, bo mi źle - ale to kiepski pomysł. Boję się nabrać na to rzekomo lepsze wydanie Meczowego.
Lou, też mnie w tych słabszych momentach dopadają takie tęsknoty, ale szukam innych kół ratunkowych.
Ostatnio odezwał się do mnie Meczowy. Strrrrasznie przepraszał za swoje durne zachowania, obiecywał, że już na pewno się nie powtórzą. Nawet fajnie się rozmawiało, naprawdę szczerze i ciepło. Zachęcał mnie, żebym się czasem odezwała pierwsza, ale mu bez ogródek powiedziałam, że straciłam zaufanie. Od tamtej pory kilka razy się odezwał i zachowywał się bez zarzutu. Jak chce, to potrafi być miły. I dzisiaj mnie korci, żeby zadzwonić, bo mi źle - ale to kiepski pomysł. Boję się nabrać na to rzekomo lepsze wydanie Meczowego.
Piegowata,
Nie wiem kto to Meczowy i nie znam sytuacji
Z Meczowym była cała historia Taki mi zamęt wprowadził w emocje, że poświęciłam mu kawał forum.
To był kolega, którego poznałam przez moją sąsiadkę. W pewnym momencie coś między nami zaczęło się dziać, ale... nie wyszło. Długo by o tym opowiadać, cała nowela powstała o tym na "Błędzie" (posty z maja tego roku).
Osiągnął szczyt bezczelności, dzwoniąc do mnie po pijaku (zapewne) i masturbując się przy telefonie. A ja go miałam za fajnego faceta. Bardzo się zawiodłam.
Opieprzyłam go i zabroniłam się do mnie odzywać, ale zbieg okoliczności zetknął nas ze sobą ponownie i potem kilka razy Meczowy do mnie zatelefonował. Z wielkimi przeprosinami, solenną obietnicą "poprawy", z propozycją przyjaźni. Odebrałam raz i drugi telefon gotowa natychmiast uciąć konwersację, ale o dziwo, rozmowy były szczere i serdeczne. Czasami więc rozmawiamy, ale to już nie jest to, co kiedyś. Nadwerężone zaufanie wymaga długiej odbudowy, a czy da się odbudować i czy warto, to się okaże.
P.S. Ksywkę Meczowy wymyśliła Ram, bo wszystko zaczęło się od umawiania się na mecz z moim synem
Ciekawe jak tłumaczył tamto swoje zachowanie ...
Zrozumiałam, że nie przez to zachowanie telefoniczne nic nie wyszło z Meczowym...
Czy spotykaliście się we dwoje?
Tak, spotkaliśmy się kilka razy we dwójkę. Mało było tych spotkań, bo on pracował w terenie i tylko w weekendy możliwe były spotkania, a i to nie zawsze. Pomiędzy spotkaniami pozostawał telefon
Przed zachowaniem telefonicznym już były zachowania dla mnie bardzo niekomfortowe. Najprościej mówiąc Meczowy był - tak sądzę - wyposzczonym seksualnie facetem, któremu to wyposzczenie przyćmiło rozum. A ja potrzebuję sporego zaufania, żeby wskoczyć z kimś pod kołdrę. Natarczywość, zbytni pośpiech mnie zniechęca i odstrasza.
Meczowy widząc moje opory sam wycofał się z tej relacji, wyrzekł te pamiętne słowa, że nie chce mnie skrzywdzić. Było mi przykro, ale dziś myślę, że dobrze zrobił. Mogłam spokojnie ochłonąć z emocji i wyciągnąć pewne wnioski.
Wnioski brzmią: nic wbrew sobie. Jeśli czegoś nie chcę, to nie chcę, nie ma co sobie wmawiać, że coś ze mną nie tak.
Tylko, kurde, mam wrażenie, że nie ma facetów, z którymi byłoby mi po drodze. Że do wyboru są tylko dwie opcje: albo godzisz się na to, co ci nie odpowiada, by nie być samą, albo - jesteś sama.
No, to jestem sama.
Cała ta historia dość głupia, ale Meczowy ma kilka pociągających mnie cech. Umiał cierpliwie rozmawiać, trafnie mnie "rozszyfrowywać". Naprawdę pokazał parę razy życiową mądrość. Ujmował mnie ciepłem.
Ale cóż, kiedy wszystko popsuł.
A jak tłumaczył swoje zachowanie? No, głupio tłumaczył: że jest już 5 lat sam, bez żadnej kobiety, że "to" bywa silniejsze od niego.
Nie znam się na psychice mężczyzn, ale niejednemu się "chce", a stać go na odrobinę kultury.
Dzień dobry!
Oto śniadanko
Piegusku, ja myślę, że nie tylko dzieciństwo ma wpływ na nasze zachowanie, ale w dużej mierze zachowanie partnera i nasze interakcje na nie. Ja nie zmieniłam tak bardzo swoich zachowań, dalej lubię to co od dawna lubiłam i mam te same nawyki od lat, a jednak życie mam dużo spokojniejsze niż przy bm. Tak jakby on napełniał moje życie zbędnymi emocjami. Przestałam się szarpać, dlatego bardzo często sobie myślę, że jestem mu wdzięczna, że odszedł, bo moje życie bez niego cudownie ozdrowiało samo z siebie.
Ja jedno zaobserwowałam, jak się traktuje rodziców, tak się traktuje współmałżonków, jeśli do rodziców ma się szacunek, to i do współmałżonka prędzej pojawi się to uczucie, a jeśli np. okłamuje się matkę i traktuje jak wroga, to duże prawdopodobieństwo, że żonę potraktuje się podobnie. Ludzie aż tak się nie zmieniają.
A mnie martwią takie momenty, dopada smutek, bo ... nie ma komu powierzyć ważnych spraw, trzeba zająć się samemu lub odłożyć na później, a niekiedy odłożenie spraw pociąga za sobą kolejne przykrości
To jest właśnie dorosłość. Gorsza jest samotność w związku, bo niby z zasady człowiek powinien mieć się na kim oprzeć, a i tak jest sam ze swoimi problemami. Myślę Lou, że okrzepniesz.
Dzień dobry
Ja piszę się na takie śniadanko! Samo zdrowie, jajko na miękko i sok pomarańczowy, jeszcze tylko odrobina masła i gotowe.
Do zobaczenia po południu.
Lou71.71 napisał/a:A mnie martwią takie momenty, dopada smutek, bo ... nie ma komu powierzyć ważnych spraw, trzeba zająć się samemu lub odłożyć na później, a niekiedy odłożenie spraw pociąga za sobą kolejne przykrości
To jest właśnie dorosłość. Gorsza jest samotność w związku, bo niby z zasady człowiek powinien mieć się na kim oprzeć, a i tak jest sam ze swoimi problemami. Myślę Lou, że okrzepniesz.
Może ja nie dorosłam, może nigdy nie dorosnę (pomimo metryki). Taka jestem
Strony Poprzednia 1 … 201 202 203 204 205 … 232 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » NASZA SPOŁECZNOŚĆ » moje cudowne życie po rozwodzie
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024