Dziś poetycko i miłośnie na wątku. I ja coś zostawię...
Powstań wietrze północny, nadleć, wietrze z południa,
wiej poprzez ogród mój, niech popłyną jego wonności!
Niech wejdzie mój miły do swego ogrodu
i niech spożywa jego najlepsze owoce!
Piękna jesteś, przyjaciółko moja jak Tirsa,
wdzięczna jak Jeruzalem,
groźna jak zbrojne oddziały.
O jak piękna jesteś, jakże wdzięczna,
umiłowana, pełna rozkoszy!
Postać Twoja wysmukła jak palma,
a piersi twe jak grona winne.
Rzekłem: wespnę się na palmę,
pochwycę kiść daktyli.
Tak! Piersi twe nich mi będą jak grona winne,
a oddech twój jak zapach jabłek.
Usta twoje jak wino wyborne.
Spływa ono prosto we mnie,
zwilżając wargi uśpione.
Jam miłego mego
i ku mnie zwraca się jego pożądanie.
Pójdź mój miły, powędrujemy w pola,
nocujmy po wioskach!
O świcie pospieszmy do winnic
zobaczyć, czy kwitnie winorośl,
czy pączki otwarły się,
czy w kwieciu są już granaty:
tam ci dam moje pieszczoty.
Mandragory sieją woń,
nad drzwiami naszymi wszelki owoc wyborny,
świeży i zeszłoroczny,
dla ciebie, miły mój, chowałam.
Połóż mnie jak pieczęć na twoim sercu,
jak pieczęć na twoim ramieniu,
bo jak śmierć potężna jest miłość,
a zazdrość jej nieprzejednana jak Szeol,
żar jej to żar ognia,
uderzenie boskiego gromu.
Wody wielkie nie zdołają ugasić miłości,
nie zatopią jej rzeki.