Bardzo dużo jest ludzi, którzy są/byli ofiarą przemocy domowej ze strony silniejszych ludzi, bo po prostu są słabsi, wyśmiewają się z nich ci gorsi ludzie, bez serca.
Bardzo dużo jest ludzi, którzy są/byli ofiarą przemocy domowej ze strony silniejszych ludzi, bo po prostu są słabsi, wyśmiewają się z nich ci gorsi ludzie, bez serca.
Tak też bywa. Jednak ostatno obserwuję coś odwrotnego, to ludzie, którym jakoby się coś "udało" są atakowani przez osoby "biedne", że tamci na pewno maja dobrą pracę, dużo pieniędzy, większe możliwości bo : mieli szczęście/mieli plecy/udało im się (samo)/mają bogatych rodziców.wujków/mieszkaja w dużym mieście/mieli wrodzone zdolności....
A ludzmibez serca to moga być ludzie i bardzo, bardzo majętni i także ci, którzy są biedni i żyją za najniższą krajową, albo z zasiłków.
Tak też bywa. Jednak ostatno obserwuję coś odwrotnego, to ludzie, którym jakoby się coś "udało" są atakowani przez osoby "biedne", że tamci na pewno maja dobrą pracę, dużo pieniędzy, większe możliwości bo : mieli szczęście/mieli plecy/udało im się (samo)/mają bogatych rodziców.wujków/mieszkaja w dużym mieście/mieli wrodzone zdolności....
A ludzmibez serca to moga być ludzie i bardzo, bardzo majętni i także ci, którzy są biedni i żyją za najniższą krajową, albo z zasiłków.
Obserwuje, ze często takie "biedne" osoby uzywaja retoryki: jemu/ jej się udało, bo on/ona to kretacz/ latwa kobieta/nieempatyczny knur/bezduszny człowiek...etc, bo same chcą się lepiej poczuc. Jakby nie było, jak zrobia asocjacje pomiędzy sukcesem w zyciu a byciem kims niemoralnym, to wtedy ich wlasna porazka wygląda jak niezasluzone meczenstwo swietego. Tak jak Jezus na krzyżu cierpiał za grzechy swiata, tak oni dostają baty w zyciu TYLKO dlatego, bo sa...za dobre
W porażce nie ma niczego wzniosłego. Porazka oznacza, ze się przeliczylas, ze zle podeszlas do czegos, zle zaplanowalas. Co trza wziąć na klate i wykluc nowy plan.
Czytając te komentarze, można by stwierdzić, że na forum są same super-czerpiące-z-życia-garściami-karierowiczki-matki-polki co wszystko w życiu osiągnęły i mogą teraz w spokoju pouczać innych. To Wasze ego jest przerośnięte. To Wy nie macie dystansu, bo przykładacie do innych swoją miarę. Ja sobie radzę to inni też powinni - głupie myślenie.
Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
Co do stwierdzenia "lepiej było w PRL" to dla wielu było lepiej. Wiele osób się zgubiło po transformacji ustrojowej. Życie stało się dla nich za szybkie, zbyt skomplikowane, prze-ewoluowało wartości. Ludzie mają prawo czuć się obco.
A co torpedowania pomysłów. To dla osoby która ma problem, by wprowadzić jakiekolwiek zmiany w życiu, wprowadzenie zmiany o 0.000001% jest bardzo trudne. Trzeba taką osobę trzymać za rękę cały czas, i ciągnąć za sobą i po jakimś czasie(krótszym/dłuższym) taka osoba zacznie po trochu rozumieć zasadę. Do takich osób trzeba też mówić w określony sposób, myśleć za nie i pokazywać sposób w jaki się myśli i jak dochodzi się do konkretnych stwierdzeń. I po jakimś czasie, powinni zacząć to rozumieć. Są odtwórcami. Swoją rolą ofiary wyzbyły się wszelkich umiejętności. I trzeba im pokazać jak żyć a nie krzyczeć, że nie powinny istnieć. Trzeba im pokazać co to znaczy żyć i zacząć od najprostszych prawd, jakbyśmy wychowywali dziecko. I dopiero wtedy po pewnym czasie, takie osoby powinny lekko posunąć się do przodu.
Skąd to wiem? Jestem taką osobą. I nie potrafię się zmienić.
Czytając te komentarze, można by stwierdzić, że na forum są same super-czerpiące-z-życia-garściami-karierowiczki-matki-polki co wszystko w życiu osiągnęły i mogą teraz w spokoju pouczać innych. To Wasze ego jest przerośnięte. To Wy nie macie dystansu, bo przykładacie do innych swoją miarę. Ja sobie radzę to inni też powinni - głupie myślenie.
Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
.
Ale co robisz osobiście aby zmieinić cos w swoim życiu?
wroobel napisał/a:Czytając te komentarze, można by stwierdzić, że na forum są same super-czerpiące-z-życia-garściami-karierowiczki-matki-polki co wszystko w życiu osiągnęły i mogą teraz w spokoju pouczać innych. To Wasze ego jest przerośnięte. To Wy nie macie dystansu, bo przykładacie do innych swoją miarę. Ja sobie radzę to inni też powinni - głupie myślenie.
Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
.Ale co robisz osobiście aby zmieinić cos w swoim życiu?
Ja to nawet nie wiem, co miałbym robić. Tu jest właśnie punkt, którego nie rozumiecie. Takie osoby nie znają innego życia, więc maja się zmieniać? Jak? W co?
Jakie zmiany zaowocują zmianą jakościową życia? Czy dacie gwarancję, że to będzie zmiana na lepsze? Znamy tylko taki sposób życia, żeby się zmienić musimy widzieć siebie po zmianie. A to jest niemożliwe.
Ja osobiście wyrobiłem jakiś czas temu pozwolenie na broń, i myślę ze w wieku 30 lat bezpowrotnie zmienię swoje życie.
rossanka napisał/a:wroobel napisał/a:Czytając te komentarze, można by stwierdzić, że na forum są same super-czerpiące-z-życia-garściami-karierowiczki-matki-polki co wszystko w życiu osiągnęły i mogą teraz w spokoju pouczać innych. To Wasze ego jest przerośnięte. To Wy nie macie dystansu, bo przykładacie do innych swoją miarę. Ja sobie radzę to inni też powinni - głupie myślenie.
Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
.Ale co robisz osobiście aby zmieinić cos w swoim życiu?
Ja to nawet nie wiem, co miałbym robić. Tu jest właśnie punkt, którego nie rozumiecie. Takie osoby nie znają innego życia, więc maja się zmieniać? Jak? W co?
Jakie zmiany zaowocują zmianą jakościową życia? Czy dacie gwarancję, że to będzie zmiana na lepsze? Znamy tylko taki sposób życia, żeby się zmienić musimy widzieć siebie po zmianie. A to jest niemożliwe.
Ja osobiście wyrobiłem jakiś czas temu pozwolenie na broń, i myślę ze w wieku 30 lat bezpowrotnie zmienię swoje życie.
Ale nikt nie wie jakie będzie miał życie w przyszłości. Na to sposobu nie ma.
Może zastanowił byś się nad terapia, ona trwa co prawda dłuższy czas i jest dosyć ciężka, ale daje efekty.
To są profesjonaliści którzy mają wiedzę i są uczeni jak pracować z ludźmi aby ci przełamlił swoje schematy myślowe i poprawili jakość życia.
Może to dobry pomysł, jeśli oczywiście chcesz.
Ja to nawet nie wiem, co miałbym robić. Tu jest właśnie punkt, którego nie rozumiecie. Takie osoby nie znają innego życia, więc maja się zmieniać? Jak? W co?
Jakie zmiany zaowocują zmianą jakościową życia? Czy dacie gwarancję, że to będzie zmiana na lepsze? Znamy tylko taki sposób życia, żeby się zmienić musimy widzieć siebie po zmianie. A to jest niemożliwe.
To po co pytać? Po co prosić o rady?
Lepiej od razu napisać, że chodzi tylko o użalanie się. Tak jest prościej i nie wprowadza zamętu oraz nie wyzwala w ludziach chęci pomocy. Jak widać z góry skazanej na niepowodzenie.
Gwarancji nikt nie da. To nie ta sfera życia.
wroobel napisał/a:rossanka napisał/a:Ale co robisz osobiście aby zmieinić cos w swoim życiu?
Ja to nawet nie wiem, co miałbym robić. Tu jest właśnie punkt, którego nie rozumiecie. Takie osoby nie znają innego życia, więc maja się zmieniać? Jak? W co?
Jakie zmiany zaowocują zmianą jakościową życia? Czy dacie gwarancję, że to będzie zmiana na lepsze? Znamy tylko taki sposób życia, żeby się zmienić musimy widzieć siebie po zmianie. A to jest niemożliwe.
Ja osobiście wyrobiłem jakiś czas temu pozwolenie na broń, i myślę ze w wieku 30 lat bezpowrotnie zmienię swoje życie.Ale nikt nie wie jakie będzie miał życie w przyszłości. Na to sposobu nie ma.
Może zastanowił byś się nad terapia, ona trwa co prawda dłuższy czas i jest dosyć ciężka, ale daje efekty.
To są profesjonaliści którzy mają wiedzę i są uczeni jak pracować z ludźmi aby ci przełamlił swoje schematy myślowe i poprawili jakość życia.
Może to dobry pomysł, jeśli oczywiście chcesz.
Zastanawiam się ale ludzie po terapii mówią, że nie zawsze jest skuteczna. Musiałbym iść na nią odpłatnie, a jakbym wyłożył kup kasy i nic to by nie dało to na pewno nie poprawi to sytuacji.
rossanka napisał/a:wroobel napisał/a:Ja to nawet nie wiem, co miałbym robić. Tu jest właśnie punkt, którego nie rozumiecie. Takie osoby nie znają innego życia, więc maja się zmieniać? Jak? W co?
Jakie zmiany zaowocują zmianą jakościową życia? Czy dacie gwarancję, że to będzie zmiana na lepsze? Znamy tylko taki sposób życia, żeby się zmienić musimy widzieć siebie po zmianie. A to jest niemożliwe.
Ja osobiście wyrobiłem jakiś czas temu pozwolenie na broń, i myślę ze w wieku 30 lat bezpowrotnie zmienię swoje życie.Ale nikt nie wie jakie będzie miał życie w przyszłości. Na to sposobu nie ma.
Może zastanowił byś się nad terapia, ona trwa co prawda dłuższy czas i jest dosyć ciężka, ale daje efekty.
To są profesjonaliści którzy mają wiedzę i są uczeni jak pracować z ludźmi aby ci przełamlił swoje schematy myślowe i poprawili jakość życia.
Może to dobry pomysł, jeśli oczywiście chcesz.Zastanawiam się ale ludzie po terapii mówią, że nie zawsze jest skuteczna. Musiałbym iść na nią odpłatnie, a jakbym wyłożył kup kasy i nic to by nie dało to na pewno nie poprawi to sytuacji.
Czy zadziała w twoim przypadku tego nie wiesz, z resztą co za ludzie tak mówili? Może tacy, co tak naprawde nie chcieli zmian, bo tak też może być. Są też i tacy, którym terapia bardzo pomogła.
Co do finansów, to są też terapie na NFZ, lepsze to niż nic. Trzeba się tylko zorientować o terminy i jak długo one trwają.
Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
Z podejściem, że NIC się nie zmieni, nie da się - rzeczywiście zapewne NIC się nie zmieni, bo cuda zdarzają się niezmiernie rzadko. W ten sposób tylko utwierdzasz się w przekonaniu, że jakikolwiek wysiłek nie ma sensu, nie masz na nic wpływu, dokonanie zmiany nie jest możliwe. Jednym słowem już na starcie skazujesz się na porażkę.
wroobel napisał/a:Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
Z podejściem, że NIC się nie zmieni, nie da się - rzeczywiście zapewne NIC się nie zmieni, bo cuda zdarzają się niezmiernie rzadko. W ten sposób tylko utwierdzasz się w przekonaniu, że jakikolwiek wysiłek nie ma sensu, nie masz na nic wpływu, dokonanie zmiany nie jest możliwe. Jednym słowem już na starcie skazujesz się na porażkę.
No dobra a jeżeli nie da się zmienić nastawienia. Próbowałem i się nie da. Każde niepowodzenie resetuje to z powrotem do 0.
No dobra a jeżeli nie da się zmienić nastawienia. Próbowałem i się nie da. Każde niepowodzenie resetuje to z powrotem do 0.
Da się.
To, czego trzeba to determinacji, nie próbowania. Próbowanie to mydlenie oczu (swoich, ale też i innych), by usprawiedliwić faktyczną bierność i czerpanie korzyści z bycia ofiarą.
Trzeba taką osobę trzymać za rękę cały czas, i ciągnąć za sobą i po jakimś czasie(krótszym/dłuższym) taka osoba zacznie po trochu rozumieć zasadę. Do takich osób trzeba też mówić w określony sposób, myśleć za nie i pokazywać sposób w jaki się myśli i jak dochodzi się do konkretnych stwierdzeń. I po jakimś czasie, powinni zacząć to rozumieć. Są odtwórcami. Swoją rolą ofiary wyzbyły się wszelkich umiejętności. I trzeba im pokazać jak żyć a nie krzyczeć, że nie powinny istnieć. Trzeba im pokazać co to znaczy żyć i zacząć od najprostszych prawd, jakbyśmy wychowywali dziecko. I dopiero wtedy po pewnym czasie, takie osoby powinny lekko posunąć się do przodu.
Skąd to wiem? Jestem taką osobą. I nie potrafię się zmienić.
Sorry, prowadzic za reke, podejmowac decyzje za nie, myslec za nie? Naprawde wierzysz, ze robienie z doroslej osoby kilkuletniego dziecka pomoze im zacząć zmiany w ich zyciu? Chyba kpisz. Takim traktowaniem tylko poglebia się wyuczona nieudolność.
Szkopul w tym, by w takim człowieku podbudować wewnętrzne poczucie wartości i poczucia własnych sil na tyle by zaczal SAM za siebie brac odpowiedzialność i za własne zycie. Pewnie, ze nie ma 100% pewności, ze zmiany jakich dokonujemy przyniosą dokładnie takie efekty jakie byśmy chcieli, ale siedzenie na tylku i użalanie się nad jest fool proof sosobem na totalna kleske.
Olinka napisał/a:wroobel napisał/a:Prawda jest po środku. Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe. I NIC, podkreślam NIC tego nie zmieni. Nie da się i tyle.
Z podejściem, że NIC się nie zmieni, nie da się - rzeczywiście zapewne NIC się nie zmieni, bo cuda zdarzają się niezmiernie rzadko. W ten sposób tylko utwierdzasz się w przekonaniu, że jakikolwiek wysiłek nie ma sensu, nie masz na nic wpływu, dokonanie zmiany nie jest możliwe. Jednym słowem już na starcie skazujesz się na porażkę.
No dobra a jeżeli nie da się zmienić nastawienia. Próbowałem i się nie da. Każde niepowodzenie resetuje to z powrotem do 0.
Dlatego pisałam ci o terapi.Jak Cię boli bząb idziesz do dentysty. Jak masz problemy z wewnętrznym nastawieniem to do terapeuty. Może zorientuj się jak wygląda sprawa z terminami na NFZ.
Chciałabym zwrócić Twoją uwagę na jeszcze jeden element zaistniałej sytuacji.
Twoje słowa:
Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe.
wyraźnie świadczą o tym, że zamiast podejmować wysiłek szukasz dla siebie usprawiedliwień. Oczywiście, że z obciążeniami typu "słabe dzieciństwo" (cokolwiek to znaczy) na starcie jest trudniej, ale czy chcesz na tym oprzeć całe swoje dorosłe życie? To jest, owszem, bardzo wygodny argument, dzięki któremu samego siebie oraz otoczenie przekonujesz, że ktoś Cię kiedyś skrzywdził i "dzięki" temu teraz jesteś, jaki jesteś i NIC z tym nie możesz zrobić. Niemniej powinieneś zdać sobie sprawę, że wbrew temu, co sobie wmawiasz, masz wybór, bo to Ty decydujesz czy zupełnie się w swoim myśleniu pogrążysz, czy jednak zrobisz wszystko, aby doprowadzić do tego, by Twoje życie stało się satysfakcjonujące.
wroobel napisał/a:Trzeba taką osobę trzymać za rękę cały czas, i ciągnąć za sobą i po jakimś czasie(krótszym/dłuższym) taka osoba zacznie po trochu rozumieć zasadę. Do takich osób trzeba też mówić w określony sposób, myśleć za nie i pokazywać sposób w jaki się myśli i jak dochodzi się do konkretnych stwierdzeń. I po jakimś czasie, powinni zacząć to rozumieć. Są odtwórcami. Swoją rolą ofiary wyzbyły się wszelkich umiejętności. I trzeba im pokazać jak żyć a nie krzyczeć, że nie powinny istnieć. Trzeba im pokazać co to znaczy żyć i zacząć od najprostszych prawd, jakbyśmy wychowywali dziecko. I dopiero wtedy po pewnym czasie, takie osoby powinny lekko posunąć się do przodu.
Skąd to wiem? Jestem taką osobą. I nie potrafię się zmienić.Sorry, prowadzic za reke, podejmowac decyzje za nie, myslec za nie? Naprawde wierzysz, ze robienie z doroslej osoby kilkuletniego dziecka pomoze im zacząć zmiany w ich zyciu? Chyba kpisz. Takim traktowaniem tylko poglebia się wyuczona nieudolność.
Szkopul w tym, by w takim człowieku podbudować wewnętrzne poczucie wartości i poczucia własnych sil na tyle by zaczal SAM za siebie brac odpowiedzialność i za własne zycie. Pewnie, ze nie ma 100% pewności, ze zmiany jakich dokonujemy przyniosą dokładnie takie efekty jakie byśmy chcieli, ale siedzenie na tylku i użalanie się nad jest fool proof sosobem na totalna kleske.
Tak, budowanie poczucia własnej wartości w człowieku to jedno. Nie mówię tu o notorycznym wyręczaniu tych osób. Chodzi mi o to że, Ja np. nie umiem rozmawiać, wyrażać uczuć itp więc ktoś musi mnie tego nauczyć, pokazywać, próbować, aż sam załapie mniej więcej. I kiedy to pojmę, to będę mógł to robić samemu. Takie osoby, zależnie jak długo stawiają się w roli ofiary, tym bardziej cofają się w rozwoju! Nie wykorzystują pewnych stron swojej osobowości, tego kim są, co powoduje, że te umiejętności zanikają. I tak, stają się jak dziecko, ponieważ nie wiedzą już, jak mają, to co mają wykorzystać. A dziecka nie rzucisz na głęboką wodę, bo utonie. Jeśli bd wymagał od takiego człowieka dużo od samego początku to on się przestraszy. A jakiekolwiek niepowodzenie spotęguje to że jest ofiarą.
Zamiast komentarza.
Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni?
w
Chciałabym zwrócić Twoją uwagę na jeszcze jeden element zaistniałej sytuacji.
Twoje słowa:wroobel napisał/a:Jak ktoś ma slaby charakter, słabe dzieciństwo, to życie też bd miał słabe.
wyraźnie świadczą o tym, że zamiast podejmować wysiłek szukasz dla siebie usprawiedliwień. Oczywiście, że z obciążeniami typu "słabe dzieciństwo" (cokolwiek to znaczy) na starcie jest trudniej, ale czy chcesz na tym oprzeć całe swoje dorosłe życie? To jest, owszem, bardzo wygodny argument, dzięki któremu samego siebie oraz otoczenie przekonujesz, że ktoś Cię kiedyś skrzywdził i "dzięki" temu teraz jesteś, jaki jesteś i NIC z tym nie możesz zrobić. Niemniej powinieneś zdać sobie sprawę, że wbrew temu, co sobie wmawiasz, masz wybór, bo to Ty decydujesz czy zupełnie się w swoim myśleniu pogrążysz, czy jednak zrobisz wszystko, aby doprowadzić do tego, by Twoje życie stało się satysfakcjonujące.
Tak jest to usprawiedliwienie. Ale po 25 latach niepowodzeń, złych rzeczy które cie spotykają, wykorzystania przez innych. Tego że jesteś lepszy dla innych niż dla samego siebie i tego, że bardzo mało wymagasz od świata a mimo to gówno dostajesz.
Nie, w tym momencie nie widzę wyboru. Tak, jest to moja wina w dużej mierze.
Ciężko zrozumieć, że w pewnym momencie nie widzisz dla siebie przyszłości? Że cokolwiek zrobisz i tak nic nie da?
Zamiast komentarza.
Irvin D. Yalom napisał/a:Pierwszym krokiem w każdej zmianie jest przyjęcie odpowiedzialności za swoje życie. Jak bowiem możemy je zmieniać, jeśli w ogóle nie czujemy się za nie odpowiedzialni?
A co to jest życie. I czemu mam brać odpowiedzialność za coś czego nienawidze?
Bycie szczęśliwym, na szczęście, nie jest obowiązkowe.
Stary Indianin opowiadał wnuczkowi o bitwie, która toczy się wewnątrz każdego człowieka:
- To bitwa między dwoma wilkami. Jeden z nich jest zły: smutny, ponury, chciwy i arogancki, złośliwy i zawistny, użalający się nad sobą i zakompleksiony. Drugi wilk jest dobry: radosny, uprzejmy i hojny, odważny i spokojny, pełen miłości, wiary i nadziei.
Wnuczek pomyślał chwilę i zapytał:
- Który z nich zwycięża?
Dziadek odparł:
- Ten, którego karmisz.
Wielokropku, wspaniała to i bardzo mądra przypowieść .
Ciężko zrozumieć, że w pewnym momencie nie widzisz dla siebie przyszłości? Że cokolwiek zrobisz i tak nic nie da?
Rzeczywiście jest mi to ciężko zrozumieć, ale wcale nie dlatego, że wszystko miałam podane na tacy i nigdy nie miałam pod górkę (nie miałam podane, a pod górkę miewałam wiele razy), a dlatego, że zamiast szukać usprawiedliwień i poddawać się, to ze świadomością, że mam wpływ na to co dzieje się ze mną i wokół mnie - ja o siebie walczę. Nie zawsze jest łatwo, ale wiem, że można i że warto.
Proponuję, nie ja pierwsza zresztą, wizytę u specjalisty.
Tak, budowanie poczucia własnej wartości w człowieku to jedno. Nie mówię tu o notorycznym wyręczaniu tych osób. Chodzi mi o to że, Ja np. nie umiem rozmawiać, wyrażać uczuć itp więc ktoś musi mnie tego nauczyć, pokazywać, próbować, aż sam załapie mniej więcej. I kiedy to pojmę, to będę mógł to robić samemu. Takie osoby, zależnie jak długo stawiają się w roli ofiary, tym bardziej cofają się w rozwoju! Nie wykorzystują pewnych stron swojej osobowości, tego kim są, co powoduje, że te umiejętności zanikają. I tak, stają się jak dziecko, ponieważ nie wiedzą już, jak mają, to co mają wykorzystać. A dziecka nie rzucisz na głęboką wodę, bo utonie. Jeśli bd wymagał od takiego człowieka dużo od samego początku to on się przestraszy. A jakiekolwiek niepowodzenie spotęguje to że jest ofiarą.
Dzieckiem nie jesteś, więc nie ma opcji by Ciek ktoś potraktował jak dziecko, nie ma tak w życiu.
Właśnie dlatego proponuje terapie, ta pracują profesjonaliści uczeni tak, aby pomagać ludziom w ich problemach.
Tam się nauczysz rozmawiać i wyrażać uczucia, bo od tego są spotkania terapeutyczne. Na dodatek terapeuta Cie nie oceni, bp to jest jego zawód, rozmawiać z osobami
o różnych podejściach do życia.
Nie mam ubezpieczenia, więc zostaje mi tylko płatne rozwiązanie. Nie mam pieniędzy, więc problem się sam rozwiązuje.
Wiecie co, walka o samego siebie, za dużo już mnie kosztowała sił. I mówię wam, że nie warto.
Lepiej strzelić samobója i mieć spokój.
Dlaczego nie masz ubezpieczenia? Wystarczy zarejestrować się w UP jako osoba bezrobotna.
Jak wyglądała ta Twoja walka o samego siebie? Co konkretnie wykonałeś w tym kierunku, żeby o siebie zawalczyć?
Nie mam ubezpieczenia, więc zostaje mi tylko płatne rozwiązanie. Nie mam pieniędzy, więc problem się sam rozwiązuje.
Wiecie co, walka o samego siebie, za dużo już mnie kosztowała sił. I mówię wam, że nie warto.
Lepiej strzelić samobója i mieć spokój.
Dlaczego nie masz ubezpieczena?Jeśli obecnie nie pracujesz, to wystarczy zarejestrować się do urzędu pracy.
Sama tak kiedyś miałam i normalnie liczyłam się u państwowych lekarzy dopóki nie znalazłam pracy.
Dlaczego nie masz ubezpieczenia? Wystarczy zarejestrować się w UP jako osoba bezrobotna.
Jak wyglądała Twoja walka o samego siebie? Co konkretnie wykonałeś w tym kierunku?
Próbowałem się zmienić. Myśleć inaczej. Chodziłem do psychiatry, brałem leki. Działały przez pierwszy tydzień. Potem obojętnie ile bym wziął, nie czułem różnicy.
U psychologa też byłem, ale to raczej zmarnowany czas. Pogorszył sprawę.
Ogólnie to na mnie, nic nie działa. Nikt nie potrafi mi przemówić do rozsądku.
Pracuje, ale odkładam kasę na samochód, bo dojazdy do pracy, albo do sklepu (30 min z buta) mnie dobijają. Nie mam ubezpieczenia bo pracuje bez umowy.
Olinka napisał/a:Dlaczego nie masz ubezpieczenia? Wystarczy zarejestrować się w UP jako osoba bezrobotna.
Jak wyglądała Twoja walka o samego siebie? Co konkretnie wykonałeś w tym kierunku?Próbowałem się zmienić. Myśleć inaczej. Chodziłem do psychiatry, brałem leki. Działały przez pierwszy tydzień. Potem obojętnie ile bym wziął, nie czułem różnicy.
U psychologa też byłem, ale to raczej zmarnowany czas. Pogorszył sprawę.
Ogólnie to na mnie, nic nie działa. Nikt nie potrafi mi przemówić do rozsądku.
Pracuje, ale odkładam kasę na samochód, bo dojazdy do pracy, albo do sklepu (30 min z buta) mnie dobijają. Nie mam ubezpieczenia bo pracuje bez umowy.
Leki ci pomogą, ale chwilowo. Leki nie zmienia twojego podejścia.
A ciekawi mnie ten psycholog, długo tam chodzileś? Może za krótko trwała terapia, czasami efekty są dopiero po pół roku albo i więcej. Zwykle po pierwszych tygodniach może nastąpić znaczne pogorszenie, potem polepszenie, potem znowu pogorszenie,tak to jest.
Może za szybko sie zniecheciles?Ile było tych spotkań, 10, 20?
Pierwszym krokiem koniecznym do uzyskania tego, czego chcesz od życia, jest decyzja – czego właściwie chcesz.
Doczytałam o lekach od psychiatry. Jak one mogły działać przez tydzień, skoro przeciętnie po 2 tygodniach one wogole zaczynają dopiero działać, a i tak zwykle na poczatku jest bardzo duże pogorszenie samopoczucia, co jest normalne, póki się organizm nie przyzwyczai. Może za krótko brałes, albo były źle dobrane bo tak się też zdarza.
wroobel napisał/a:Olinka napisał/a:Dlaczego nie masz ubezpieczenia? Wystarczy zarejestrować się w UP jako osoba bezrobotna.
Jak wyglądała Twoja walka o samego siebie? Co konkretnie wykonałeś w tym kierunku?Próbowałem się zmienić. Myśleć inaczej. Chodziłem do psychiatry, brałem leki. Działały przez pierwszy tydzień. Potem obojętnie ile bym wziął, nie czułem różnicy.
U psychologa też byłem, ale to raczej zmarnowany czas. Pogorszył sprawę.
Ogólnie to na mnie, nic nie działa. Nikt nie potrafi mi przemówić do rozsądku.
Pracuje, ale odkładam kasę na samochód, bo dojazdy do pracy, albo do sklepu (30 min z buta) mnie dobijają. Nie mam ubezpieczenia bo pracuje bez umowy.Leki ci pomogą, ale chwilowo. Leki nie zmienia twojego podejścia.
A ciekawi mnie ten psycholog, długo tam chodzileś? Może za krótko trwała terapia, czasami efekty są dopiero po pół roku albo i więcej. Zwykle po pierwszych tygodniach może nastąpić znaczne pogorszenie, potem polepszenie, potem znowu pogorszenie,tak to jest.
Może za szybko sie zniecheciles?Ile było tych spotkań, 10, 20?
Niewiele ich było.. Chcieli mnie przerzucić na terapie grupową, ale ja sie nie nadaje na takie rzeczy. Tylko bym tam siedział. Mi jest ciężko otworzyć się przed matką a co dopiero przed gronem nieznajomych osób. Poza tym z każdą wizytą czułe się gorzej. Jeszcze te spojrzenia ludzi, jakbym był wariatem..
97 2016-08-16 14:58:55 Ostatnio edytowany przez wroobel (2016-08-16 15:00:06)
Doczytałam o lekach od psychiatry. Jak one mogły działać przez tydzień, skoro przeciętnie po 2 tygodniach one wogole zaczynają dopiero działać, a i tak zwykle na poczatku jest bardzo duże pogorszenie samopoczucia, co jest normalne, póki się organizm nie przyzwyczai. Może za krótko brałes, albo były źle dobrane bo tak się też zdarza.
Ogólnie to jak je brałem to początkowo chodziłem z bananem na twarzy i hamowały trochę te natrętne myśli. Po jakimś miesiącu przestały działać. Nawet brałem więcej niż zalecił mi lekarz. Może powinienem je wtedy zmienić ale chodziłem do lekarza prywatnie, płacili rodzice, a ja nie chce ich obciążać dodatkowo. Juz i tak jestem zbędnym balastem dla nich. Brałem je pół roku. Do czerwca b.r.
rossanka napisał/a:wroobel napisał/a:Próbowałem się zmienić. Myśleć inaczej. Chodziłem do psychiatry, brałem leki. Działały przez pierwszy tydzień. Potem obojętnie ile bym wziął, nie czułem różnicy.
U psychologa też byłem, ale to raczej zmarnowany czas. Pogorszył sprawę.
Ogólnie to na mnie, nic nie działa. Nikt nie potrafi mi przemówić do rozsądku.
Pracuje, ale odkładam kasę na samochód, bo dojazdy do pracy, albo do sklepu (30 min z buta) mnie dobijają. Nie mam ubezpieczenia bo pracuje bez umowy.Leki ci pomogą, ale chwilowo. Leki nie zmienia twojego podejścia.
A ciekawi mnie ten psycholog, długo tam chodzileś? Może za krótko trwała terapia, czasami efekty są dopiero po pół roku albo i więcej. Zwykle po pierwszych tygodniach może nastąpić znaczne pogorszenie, potem polepszenie, potem znowu pogorszenie,tak to jest.
Może za szybko sie zniecheciles?Ile było tych spotkań, 10, 20?Niewiele ich było.. Chcieli mnie przerzucić na terapie grupową, ale ja sie nie nadaje na takie rzeczy. Tylko bym tam siedział. Mi jest ciężko otworzyć się przed matką a co dopiero przed gronem nieznajomych osób. Poza tym z każdą wizytą czułe się gorzej. Jeszcze te spojrzenia ludzi, jakbym był wariatem..
Hm. A może właśnie to by Ci pomogło,
A co inni myślą tego też nie wiesz.Może oni by się też bali, że ty wlasnie pomyślisz, że oni są "wariatami".
Tak często bywa, że wizyty na wizytę jest gorzej i to normalne, aż przyjdzie przesilenie i nagle zaczyna się poprawiać.
A co inni myślą tego też nie wiesz. Może oni by się też bali, że ty właśnie pomyślisz, że oni są "wariatami".
Nie ma wariatów, są tylko normalni ludzie z problemami. Są szaleńcy, ale to ludzie, którzy totalnie zatracili kontakt z rzeczywistością i uważają swój wyobrażony świat za prawdę. Sama nie jestem mądrzejsza i też ze mnie "ofiara". Chcę się pozbyć tej postawy, bo przeszkadza w życiu. Myślę, że na początek warto zrobić coś, co zależy tylko od nas np. popracować nad sylwetką, lub zacząć biegać. Wtedy jeżeli się nie przestanie i będzie regularnym musi się udać. Nie wiesz, co cię jeszcze spotka. Przynajmniej ja się tak pocieszam. To co stało się do tej pory w moim życiu widocznie miało się stać, to co stanie się w przyszłości widocznie będzie mi pisane. A jak myślisz, co mogłoby ci pomóc, dać radość?
A co inni myślą tego też nie wiesz. Może oni by się też bali, że ty właśnie pomyślisz, że oni są "wariatami".
Nie ma wariatów, są tylko normalni ludzie z problemami. Są szaleńcy, ale to ludzie, którzy totalnie zatracili kontakt z rzeczywistością i uważają swój wyobrażony świat za prawdę. Sama nie jestem mądrzejsza i też ze mnie "ofiara". Chcę się pozbyć tej postawy, bo przeszkadza w życiu. Myślę, że na początek warto zrobić coś, co zależy tylko od nas np. popracować nad sylwetką, lub zacząć biegać. Wtedy jeżeli się nie przestanie i będzie regularnym musi się udać. Nie wiesz, co cię jeszcze spotka. Przynajmniej ja się tak pocieszam. To co stało się do tej pory w moim życiu widocznie miało się stać, to co stanie się w przyszłości widocznie będzie mi pisane. A jak myślisz, co mogłoby ci pomóc, dać radość?
Radości nie przynosi mi już nic. Pewnie jakbym miał kogoś to by było lepiej, albo duuuuże pieniądze, żebym się nie martwił już nigdy. Ja wiem co mnie spotka - nic.
Daniela Czerwińska napisał/a:A co inni myślą tego też nie wiesz. Może oni by się też bali, że ty właśnie pomyślisz, że oni są "wariatami".
Nie ma wariatów, są tylko normalni ludzie z problemami. Są szaleńcy, ale to ludzie, którzy totalnie zatracili kontakt z rzeczywistością i uważają swój wyobrażony świat za prawdę. Sama nie jestem mądrzejsza i też ze mnie "ofiara". Chcę się pozbyć tej postawy, bo przeszkadza w życiu. Myślę, że na początek warto zrobić coś, co zależy tylko od nas np. popracować nad sylwetką, lub zacząć biegać. Wtedy jeżeli się nie przestanie i będzie regularnym musi się udać. Nie wiesz, co cię jeszcze spotka. Przynajmniej ja się tak pocieszam. To co stało się do tej pory w moim życiu widocznie miało się stać, to co stanie się w przyszłości widocznie będzie mi pisane. A jak myślisz, co mogłoby ci pomóc, dać radość?
Radości nie przynosi mi już nic. Pewnie jakbym miał kogoś to by było lepiej, albo duuuuże pieniądze, żebym się nie martwił już nigdy. Ja wiem co mnie spotka - nic.
Pieniądze jeszcze możesz mieć w przyszłości. Być z kims też jeszcze możesz w przyszłości.
Na tą chwilę jest jak jest.
Czyli co decydujesz się na tego psychologa czy odpuszczasz sobie?
...wprowadzenie zmiany o 1,0 % jest bardzo trudne.
Pozwoliłem sobie zmienić tą wartość na bardziej realistyczną. Oprócz tego zwięźle i w zrozumiały sposób opisałeś swój problem -to już coś, wiele osób w Twoim stanie nawet tego nie potrafi.
Obecny stan Ci przeszkadza- to wbrew pozorom też dobry znak- masz jeszcze jakieś resztki motywacji do zmiany- miliony ludzi nawet tego nie posiadają.
Teraz czas na metodę "małych kroczków"- po pierwsze kup sobie rower, a po drugie jedź na najbliższą strzelnicę postrzelać.
nie no.. wy na serio doradzacie temu człowiekowi?
jeszcze nikt nie załapał, że to syzyfowa praca i nie ma prawa się powieść?
nie no.. wy na serio doradzacie temu człowiekowi?
jeszcze nikt nie załapał, że to syzyfowa praca i nie ma prawa się powieść?
Facepalm XD Doradzić i podnieść kogoś na duchu zawsze można. To, że ktoś jest zrezygnowany nie znaczy, że się nie podniesie. Wroobel, tak mi przyszło na myśl teraz. Piszesz, że nie masz nic, że nic cię nie czeka. Tak naprawdę nie masz więc nic do stracenia, jeśli poszukasz lepszej pracy z umową o pracę i zaczniesz psychoterapię na NFZ. A masz coś do zyskania, bo tak, czy siak będziesz miał korzyści z takiego obrotu sprawy. Może spróbuj terapii poznawczo-behawioralnej lub Gestalt? Takiej, która pomaga naprawiać teraźniejszość i nie babra się zbytnio w przeszłości. Polecam też książkę Dale Carnegie: "Jak przestać się martwić i zacząć żyć". Bardzo pozytywna, bo jest tam dużo historii ludzi, którzy znaleźli się na granicy, a potem z tego wyszli. Oprócz psychoterapii swoje samopoczucie można podobno poprawić przez: jogę, medytację, the work, EFT, regularny sport, afirmację, pozytywne treści, pomoc innym ludziom, czytanie książek napisanych przez osoby, które były w tej samej sytuacji i z tego wyszły, zmianę przekonań, można posłuchać nagrań z zaburzenia.pl, nie skupiać się na myśleniu i działać, działać, działać, działać i jeszcze raz działać. Metody te nie zastąpią psychoterapii, ale mogą pomóc.
U psychologa też byłem, ale to raczej zmarnowany czas. Pogorszył sprawę.
Możesz to rozwinąć?
Pracuje, ale odkładam kasę na samochód, bo dojazdy do pracy, albo do sklepu (30 min z buta) mnie dobijają.
Rozumiem, że brak samochodu jest dla Ciebie uciążliwy, ale może jednak warto część odkładanych środków przeznaczyć na pomoc dla siebie. Kwestia priorytetów. Jeśli psycholog, z którym pracowałeś poprzednio, nie spełnił Twoich oczekiwań - można poszukać innego.
Jak wcześniej napisano - same leki problemu nie rozwiążą, one mają pomóc przejść przez początkowy, zwykle najtrudniejszy, etap leczenia, potem konieczne jest podjęcie psychoterapii. Obawiam się, że bez wsparcia specjalisty nie dasz sobie rady.
(...) Jeśli psycholog, z którym pracowałeś poprzednio, nie spełnił Twoich oczekiwań - można poszukać innego.
Jak wcześniej napisano - same leki problemu nie rozwiążą, one mają pomóc przejść przez początkowy, zwykle najtrudniejszy, etap leczenia, potem konieczne jest podjęcie psychoterapii. (...)
Dodam, że nie każdy psycholog jest psychoterapeutą, nie każdy psychoterapeuta - psychologiem.
107 2016-08-17 09:44:26 Ostatnio edytowany przez Naprędce (2016-08-17 09:48:14)
nie no.. wy na serio doradzacie temu człowiekowi?
jeszcze nikt nie załapał, że to syzyfowa praca i nie ma prawa się powieść?
No wiadomo, ale z drugiej strony może być inspirujący, bo w obliczu negacji wszystkich proponowanych rozwiązań ludzi,e kombinują jak mu pomóc ze zdwojony wysiłkiem i moga wpaść na coś nowego (co może sie przydać komuś innemu). Można też przy okazji lepiej, bardziej przekonująco ubrać w słowa swoje dotychczasowe rady. Poza tym, przy całej swojej męczybułowości ma specyficzne poczucie humoru (patrz jego temat). Ergo- "pożyteczny szkodnik".
Chociaż faktycznie- nie ma to wiele wspólnego z tematem.
Wróbel- może załóż bloga dla internetowych masochistów, którzy lubią takie historie?
Będziesz pisał co Ci się NIE UDAŁO, gdzie NIE BYŁEŚ, co spieprzyłeś itp
Ja na przykład mam taką znajomą na fejsie- wrzuca niemal wyłącznie takie wiadomości z jakichś popieprzonych portali (np koszmarne wypadki)- podejrzewam, że jej za to płacą.
A jak już zdobędziesz popularność to nawiązesz współpracę z jakimis firmami i będziesz reklamował np. fanty których NIE KUPIłEŚ, tatuaże których sobie NIE ZROBIŁEŚ itp itd
Niewiele sie to będzie różnić od tej babki, której blog tu był omawiany- malkontenctwo jako sposób na życie i pieniądze. W końcu najlepiej robić to na czym się czlowiek zna i lubi...
108 2016-08-17 10:09:13 Ostatnio edytowany przez Beyondblackie (2016-08-17 12:21:42)
Tak się zastanawiam, jak to jest, ze Wroobel jest w stanie zbierac kase na samochod, a nie chce mu się zainwestować w samego siebie. Co mu będzie po samochodzie, kiedy i tak będzie się czul *ujowo? No, chyba, ze obiekt tego ćwiczenia to udowodnienie, ze i tak nigdy nic mu nie pomoze
Na miejscu Autora to raczej kupiłabym sobie przynajmniej karnet na silownie i popracowala nad dobrym CV, coby lepsza prace dostać i zacząć placic na ubezpieczenie zdrowotne.
A tak na marginesie, dlaczego Wroobel zrobilo Ci się gorzej po wizytach u psychologa: nie umiales zalapac wspólnego jezyka, zaczales sobie cos uswiadamiac czy tez generalnie nie było zadnych rezultatow i to Cie dobilo?
Tak się zastanawiam, jak to jest, ze Wroobel jest w stanie zbierac kase na samochod, a nie chce mu się zainwestować w samego siebie.
Tak jak napisałam powyżej - kwestia priorytetów, bo, jak się okazuje, możliwości są. No cóż...
Najfajniej byłoby, gdyby mógł odkładać na to i na to. Terapeuta to wsparcie, jednak i tak sam musisz wziąć odpowiedzialność za swoje zdrowie. Nie tylko liczyć na terapeutę i leki. Szukać też samemu innych sposobów rozwiązywania problemów. Bez względu na to jak dobrych i uczynnych ludzi ma się wokół siebie, człowiek musi pomóc sobie sam.
Tak się zastanawiam, jak to jest, ze Wroobel jest w stanie zbierac kase na samochod, a nie chce mu się zainwestować w samego siebie. Co mu będzie po samochodzie, kiedy i tak będzie się czul *ujowo? No, chyba, ze obiekt tego ćwiczenia to udowodnienie, ze i tak nigdy nic mu nie pomoze
Na miejscu Autora to raczej kupiłabym sobie przynajmniej karnet na silownie i popracowala nad dobrym CV, coby lepsza prace dostać i zacząć placic na ubezpieczenie zdrowotne.
A tak na marginesie, dlaczego Wroobel zrobilo Ci się gorzej po wizytach u psychologa: nie umiales zalapac wspólnego jezyka, zaczales sobie cos uswiadamiac czy tez generalnie nie było zadnych rezultatow i to Cie dobilo?
Propozycje pracy już mam, potrzebny mi samochód do pracy W sumie jakiś złom już mógłbym kupić ale jak ktoś jest perfekcjonistą to zawsze liczy na więcej, lepiej. Trudno podejmuje decyzje.
U psychoterapeuty mam wizytę w poniedziałek. Ogrody zmian czy jakoś tak się nazywa ta klinika terapeutyczna. Zobaczymy. Szybko się zniechęcam więc nie liczę na wiele. Na nfz termin to marzec . Zapisałem się i tak. Do tego czasu pochodzę prywatnie.
Wiecie co przede wszystkim muszę zrobić? Lubię zapić problemy, albo wziąć coś. Z tym muszę koniecznie przestać. Tylko czy mi wystarczy siły.
Do poprzedniego psychologa przestałem chodzić, bo czułem jakby, w ogóle nie słuchał tego co mówię. Albo wyciągał błędne wnioski. Chyba za stary był na byciem psychologiem.
(...) U psychoterapeuty mam wizytę w poniedziałek. Ogrody zmian czy jakoś tak się nazywa ta klinika terapeutyczna. Zobaczymy. Szybko się zniechęcam więc nie liczę na wiele. (...)
Ależ psychoterapia polega na pracy nad sobą i dokonywaniem, w bezpiecznych warunkach, pod okiem psychoterapeuty, zmian w swoim sposobie myślenia. To nie tak, że psychoterapeuta pstryknie palcem, a klient wychodzi odmieniony.
To, jak długo trwa terapia w dużej mierze zależy od determinacji klienta oraz rozległości jego problemów. Czytając Twe posty odniosłam wrażenie, że Twój opór przed dokonaniem jakichkolwiek zmian jest tak wielki, że gasi słomiany zapał. Myślę też (obym się myliła), że w w tym wypadku kierujesz się drugim zdaniem z mej sygnatury.
wroobel napisał/a:(...) U psychoterapeuty mam wizytę w poniedziałek. Ogrody zmian czy jakoś tak się nazywa ta klinika terapeutyczna. Zobaczymy. Szybko się zniechęcam więc nie liczę na wiele. (...)
Ależ psychoterapia polega na pracy nad sobą i dokonywaniem, w bezpiecznych warunkach, pod okiem psychoterapeuty, zmian w swoim sposobie myślenia. To nie tak, że psychoterapeuta pstryknie palcem, a klient wychodzi odmieniony.
To, jak długo trwa terapia w dużej mierze zależy od determinacji klienta oraz rozległości jego problemów. Czytając Twe posty odniosłam wrażenie, że Twój opór przed dokonaniem jakichkolwiek zmian jest tak wielki, że gasi słomiany zapał. Myślę też (obym się myliła), że w w tym wypadku kierujesz się drugim zdaniem z mej sygnatury.
Co ja poradzę, że nie wierzę, że mi można pomóc.
Wielokropek napisał/a:wroobel napisał/a:(...) U psychoterapeuty mam wizytę w poniedziałek. Ogrody zmian czy jakoś tak się nazywa ta klinika terapeutyczna. Zobaczymy. Szybko się zniechęcam więc nie liczę na wiele. (...)
Ależ psychoterapia polega na pracy nad sobą i dokonywaniem, w bezpiecznych warunkach, pod okiem psychoterapeuty, zmian w swoim sposobie myślenia. To nie tak, że psychoterapeuta pstryknie palcem, a klient wychodzi odmieniony.
To, jak długo trwa terapia w dużej mierze zależy od determinacji klienta oraz rozległości jego problemów. Czytając Twe posty odniosłam wrażenie, że Twój opór przed dokonaniem jakichkolwiek zmian jest tak wielki, że gasi słomiany zapał. Myślę też (obym się myliła), że w w tym wypadku kierujesz się drugim zdaniem z mej sygnatury.Co ja poradzę, że nie wierzę, że mi można pomóc.
To już zobaczysz na terapi. Jeśli pochodzisz powiedzmy pół roku i nie będziesz widział zmian, to możesz poszukać innej terapii. Aż w końcu trafisz na taka, która Tobie podpasuje.
Jak nie wierzysz, ze można Ci pomóc, to już twoje zdanie i jeśli tak uważasz, to przyjmuję to do wiadomości.
Każdy wybiera taką ścieżke, jaka mu odpowiada.
Nie można Tobie pomóc? Można. Tylko nikt za Ciebie pracy należącej do Ciebie nie wykona.
Oczekujesz, że ktoś z Tobą, wbrew Tobie, będzie walczył o Ciebie. Wiele osób w początkowym etapie terapii tak sprawdza terapeutę i z pomysłu o terapii się wycofuje (są to osoby, które tak naprawdę nigdy o niej poważnie nie myśleli), gdy zobaczy (a zobaczy), że terapeuta nie staje na uszach, by klient zechciał pracować nad sobą. Takie oczekiwanie, takie sprawdzanie, to pozostałość z dzieciństwa, kiedy to dziecko z rozmysłem psociło, kątem oka patrząc na reakcję matki/ojca, na to jak długo 'wytrzymają', czy na nim jednemu z nich lub obojgu zależy, czy jest przez nich kochany.
Znam osobiście, ale mamy też na forum wiele osób, którym psychoterapia bardzo pomogła, niemniej one przede wszystkim wierzyły w jej skuteczność oraz były gotowe do wykonania pracy nad sobą.
Wroobel, czytając Twoje kolejne posty odnoszę wrażenie, że oczekujesz na jakąś cudowną tabletkę lub dotknięcie magicznej różdżki, ale to tak nie działa. Z tak pesymistycznym nastawieniem do powodzenia całego procesu nie jest wykluczone, że to sam psychoterapeuta, chcąc być w stosunku do Ciebie uczciwym, zrezygnuje ze wspólnej pracy. Takie sytuacje też miewają miejsce. Wspominam o tym chcąc uświadomić, że wiedza, doświadczenie i zaangażowanie specjalisty bez Twojej współpracy i wiary w pozytywny skutek spotkań - niestety nie wystarczą.
Do poprzedniego psychologa przestałem chodzić, bo czułem jakby, w ogóle nie słuchał tego co mówię. Albo wyciągał błędne wnioski. Chyba za stary był na byciem psychologiem.
A jakie on wnioski wyciagnal? Bo to akurat bardzo ciekawe.
118 2016-08-18 17:45:27 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2016-08-18 17:48:48)
Nie potrafisz sobie poradzić sam z sobą czy z sytuacją życiową, w której się znajdujesz?
Przecież przez Ciebie przebija totalne rozczarowanie i rozgoryczenie, że nie układa Ci się w życiu. Praca bez umowy, brak ubezpieczenia, uciążliwości związane z brakiem samochodu, samotność.
Nie pomoże Ci ani psychiatra ani psycholog, ani żaden terapeuta, jeżeli dobija Cię stagnacja w martwym punkcie bez perspektyw, jeżeli tak spostrzegasz swoje życie.
Odpwiedz sobie na pytanie, co tak naprawdę chcesz zmienić? Siebie? Czy swoje życie? Dlaczego twierdzisz, że w życiu nie czeka Cię już nic?
wroobel napisał/a:Do poprzedniego psychologa przestałem chodzić, bo czułem jakby, w ogóle nie słuchał tego co mówię. Albo wyciągał błędne wnioski. Chyba za stary był na byciem psychologiem.
A jakie on wnioski wyciagnal? Bo to akurat bardzo ciekawe.
Że jestem uzależniony od komputera.
A nie jestes?
Nie potrafisz sobie poradzić sam z sobą czy z sytuacją życiową, w której się znajdujesz?
Przecież przez Ciebie przebija totalne rozczarowanie i rozgoryczenie, że nie układa Ci się w życiu. Praca bez umowy, brak ubezpieczenia, uciążliwości związane z brakiem samochodu, samotność.
Nie pomoże Ci ani psychiatra ani psycholog, ani żaden terapeuta, jeżeli dobija Cię stagnacja w martwym punkcie bez perspektyw, jeżeli tak spostrzegasz swoje życie.
Odpwiedz sobie na pytanie, co tak naprawdę chcesz zmienić? Siebie? Czy swoje życie? Dlaczego twierdzisz, że w życiu nie czeka Cię już nic?
Wydaje mi się, że wraz z zmianą siebie idzie zmiana swojego życia, ale mogę się mylić.
Twierdze tak, ponieważ od kilku lat moje życie wygląda prawie tak samo. Raczej będzie wyglądać tak samo.
A nie jestes?
Lubie to, ale nie sądzę, że to już uzależnienie. Po prostu ciężko mi zorganizować sobie inną rozrywkę.
Ciezko???
Czytac nie potrafisz, nie masz zadnych zainteresowan sportowych, ludzi nie widujesz?
Sorry, ale wcale nie jest CIEZKO nie gapic sie w kompa. Ty to WYBIERASZ.
Ciezko???
Czytac nie potrafisz, nie masz zadnych zainteresowan sportowych, ludzi nie widujesz?
Sorry, ale wcale nie jest CIEZKO nie gapic sie w kompa. Ty to WYBIERASZ.
Czytam, najczęściej wygląda to tak, że pochłaniam jakaś książkę, dwie w jak najkrótszym czasie. Nie jem, nie spie tylko czytam. Jak skończę to albo znowu przerwa od czytania albo kolejna książka. Co do sportu to nie mam. Lubie oglądać boks Znajomych widuje codziennie. Ale jako, że wiek już taki to coraz rzadziej. Zajęci własnymi rodzinami. Od czasu do czasu z jakiś znajomym z szkoły się zobaczę.
I jest ciężko. Ja nie mam pomysłów co można robić
Moze jakims sportem warto by bylo sie zajac. Kilka razy w tygodniu na silownie po pracy, a i mozna lepiej wygladac, jak i z kims pogadac. Może nawet jaka fajna dziewczyne spotkać
126 2016-08-18 21:52:09 Ostatnio edytowany przez SonyXperia (2016-08-18 22:07:06)
Beyondblackie napisał/a:Ciezko???
Czytac nie potrafisz, nie masz zadnych zainteresowan sportowych, ludzi nie widujesz?
Sorry, ale wcale nie jest CIEZKO nie gapic sie w kompa. Ty to WYBIERASZ.
Czytam, najczęściej wygląda to tak, że pochłaniam jakaś książkę, dwie w jak najkrótszym czasie. Nie jem, nie spie tylko czytam. Jak skończę to albo znowu przerwa od czytania albo kolejna książka.
No proszę. Ja też tak mam. Dlatego czytam albo na urlopie, albo kiedy jestem chora.
Wydaje mi się, że wraz z zmianą siebie idzie zmiana swojego życia, ale mogę się mylić.
Niekoniecznie. Zmiana życia zależy od wielu czynników. Nie masz wpływu na innych ludzi, na zdarzenia. Z pewnością żeby zmienić coś we własnym życiu najpierw nalezy zmienić nie tyle samego siebie, co własne nastawienia do życia. To tak jakbyś wziął głęboki oddech i powiedział sobie 'no ok jestem taki i taki, jest jak jest, ale jak dalej taki będę i będą tkwił bezczynnie, to niczego nie zmienię'.
Myślę, że Ciebie blokują jakieś własne przyzwyczajenia. Utarte schematy. Z jednej strony jest Ci dobrze tak jak jest, z drugiej strony widzisz, że to nie jest to, czego chciałbyś dla siebie.
Dam ci przykład z własnego życia. Kiedyś szukałam pracy przez 3 lata. Zajmowałam się wtedy inną pracą, ale nie była to praca, która spełniała w pełni moje aspiracje, oczekiwania, możliwości, mimo że była to praca zgodnie z moim wykształceniem. Mam ją do dziś, jako dodatkową pracę. A niezależnie od tego w końcu jednak dopięłam swego. Znalazłam to czego szukałam. Szukałam, trzy dłuuuugie lata....
Czyli muszę przede wszystkim zmienić nastawienie. Do siebie, życia, innych. Ogólnie całościowo. Nie będzie to łatwe bo jestem pesymistą od urodzenia. No ale będę próbował. Macie jakieś rady jak wspomóc ten proces?
Na terapie pochodzę, zobaczymy. Niestety, nie za często bo i tak już zrezygnowałem z wakacji na rzecz tego.
Tak się zastanawiam. Jako dziecko byłem strasznym rozrabiaką. Wszystko co złe było na mnie, nawet mimo moich wytłumaczeń, że to nie ja. Spowodowało to, że już nawet nie próbowałem się bronić i przyjmowałem na klatę wszystko. Także nie swoje winy. Myślicie, że już wtedy moja psychika zrozumiała, że nie warto się starać, działać bo i tak skutek jest negatywny? Że, od tamtego czasu stałem się ofiarą?
Ta dziewczyna ma osobowość histeryczną, wtedy niepowodzenia życiowe wyładowywane są na obcych ludziach.
(...) Macie jakieś rady jak wspomóc ten proces? (...)
Macie.
Przestać używać słów 'muszę', 'powinienem', 'spróbuję', 'chciałbym', 'nie dam rady' - one demobilizują.
Używać tych, które dodają siły; to m.in.: 'chcę', 'postanawiam', decyduję', 'wybieram', 'zdecydowałem, że...'.
Tak się zastanawiam. Jako dziecko byłem strasznym rozrabiaką. Wszystko co złe było na mnie, nawet mimo moich wytłumaczeń, że to nie ja. Spowodowało to, że już nawet nie próbowałem się bronić i przyjmowałem na klatę wszystko. Także nie swoje winy. Myślicie, że już wtedy moja psychika zrozumiała, że nie warto się starać, działać bo i tak skutek jest negatywny? Że, od tamtego czasu stałem się ofiarą?
Jest taka opcja, jednak nie wchodziłabym tak głęboko w szukanie powodu, tylko sposobów, jak zmienić tą postawę. Możesz się zastanowić, co tak naprawdę daje ci przyjmowanie postawy ofiary i jakie twoje potrzeby zaspokaja. A potem znaleźć inną metodę na zaspokojenie tych potrzeb. Pomaga sport, bo kiedy ćwiczysz i stopniowo przekraczasz własne granicę, stajesz się silniejszy. Także zdobywanie informacji o postawie ofiary. Może zastanów się też do czego dążysz, lub znajdź nowy cel, który chcesz zrealizować. Fajnie, jak byłoby to coś zależne tylko od ciebie. Tak właściwie, dlaczego definiujesz siebie jako ofiarę?