Witam, chciałem się podzielić moimi troskami, być może któraś z koleżanek tutaj udzieli mi porady co robić… Przepraszam że robię to tutaj, w ogólnodostępnym Internecie, ale nie mam się komy wygadać jestem zrozpaczony.
Wstęp:
Ja – 30-kilku latek, ożeniłem się z moją wybranką 8 lat temu, znamy się około 10-11 lat. Ja jestem dość sympatycznym gościem, z ogromnym poczuciem humoru, w towarzystwie zwykle jestem aktywny, lubiącym dzieci, dobrym dla innych ludzi, wygląd: 195 cm, 90-180 kg, szatyn. Pracuję jako inżynier, praca w delegacji, co od dawna zamierzałem zmienić i od czerwca-lipca to dojdzie do skutku. Myślę że na to jaki jestem miało wpływ moje wczesne dzieciństwo, brak zainteresowania rodziców, często byłem sam w domu, albo na wakacjach u babci. Może stąd moja dość specyficzne problemy przede wszystkim w komunikacji – ciężko mi się z kimś dogadać, choć zauważyłem jak się otworzę idzie mi to łatwiej. Poza tym jedną z moich głównych wad jest nieroztropność – często powiem coś czego nie powinienem, zapominam prostych rzeczy (przykład, proszę: wychodząc z domu by pojechać na zakupy zapominam kluczyków do samochodu). Do tego dochodzi zaniedbanie mojej żony, choć ja nie zauważyłem żadnych tego oznak, przynajmniej do czasu, ale o tym później. Ani razu w życiu mojej żony nie zdradziłem, a nie muszę mówić jak łatwo o to w delegacyjnym trybie życia. Tryb życia delegacyjny prowadzę od 3 lat, przy ogromnym polepszeniu finansowej sytuacji rodziny. W między czasie sytuacja w moim domu powoli zmieniała się na gorsze, problemy z babcią i moją matką które mieszkały na dole. Moja żona była praktycznie z tym zostawiona sama. Opieka nad moją umierającą babcią (udar mózgu, później złamanie miednicy , kilka miesięcy później rak płuc). Egzamin z życia jaki jej JA zaserwowałem zdała celująco. Od czasu jak moja babcia umarła (2 lata) a matka wyprowadziła się (1rok) byłem pewien że już może być tylko lepiej. Oj jakże się myliłem !!
Moja żona – 30-kilku letnia wspaniała, inteligentna kobieta, PRACOWITA, zaradna życiowo (głównie sytuacja po ślubie ze mną wymogła na niej to, aby dawała sobie radę w różnych sytuacjach sama, pisałem o tym już wyżej). Wspaniale radząca sobie w domu, jak również z dziećmi. Z wykształcenia nauczycielka polskiego. Pracowita aż za bardzo, często wyprzedała mnie w koszeniu trawy itp. Pracach w ogrodzie z uwagi na to, że wracałem tylko na sobotę i niedziele do domu. Czasami oczywiście zabierałem ją z sobą do pracy (miałem mieszkanie służbowe). Było CUDOWNIE.
Od roku czasu (po wyjeździe mojej matki) znalazła sobie pracę, opiekę nad dzieckiem. Z początku miał być jeden, 8 miesięczny bobasek Z biegiem czasu doszedł do tego wracający z przedszkola 4 letni chłopczyk. Z początku wszystko było OK., spokojnie podchodziła do pracy. Z biegiem czasu jak młodszy z chłopców zaczął się zmieniać z bobasa w małe dziecko, coś się zaczęło dziać. Maluch wręcz pokochał moją żonę, a ona także Jego. Z biegiem czasu pokochał ją też 4 letni chłopczyk. Do tego dochodzi sytuacja jaka panuje w tamtej rodzinie. Matka dzieci pracuje od rana do 15-17, lingwistka. Z tego co słyszę ciężko się jej zając domem. Moja żona oprócz opieki nad dziećmi także tam zaczęła sprzątać (nie na widzi syfu, bałaganu). Ojciec dzieci pracuje ciężko w dużej firmie państwowej, dobry ojciec, kochający swe dzieci, zajmujący się wokół domu i będący na miejscu, przy rodzinie. Często dochodzi do sytuacji w czasie której moja żona jest w pracy (opiekuje się dziećmi) podczas gdy ojciec jest także w domu. Zwykle śpi po nocce, bądź wykonuje jakieś prace wokół domu.
Cała ta sytuacja sprowadziła się do tego że ojciec dzieci się zakochał w mojej żonie. Około 3 tygodni temu jej to wyjawił prosto w twarz jak była w pracy. Zszokowała się ogromnie, tak twierdzi. Choć uprzedzałem ją przed takim rozegraniem sprawy ponieważ widziałem co się dzieje na podstawie jej opowiadań i jednej imprezki na której byłem wraz z ojcem dzieci u niego w domu. OJ JAKI JA BYŁEM GŁUPI, teraz widzę co piszę, przedtem ufałem żonie bezwarunkowo. W każdym razie moja żona odesłała go z kwitkiem z powrotem, powiedziała że ma się skupić na naprawie swojej rodziny. Jednak ojciec na tym nie poprzestał i wyjawił wszystko swojej matce. Ta również go nie poparła. Nawiasem mówiąc miał plan zabrać dzieci, wynająć mieszkanie i przekonać moją żonę by z nim poszła.
Tak wytrzymał może tydzień i w rocznicę swojego ślubu wyjawił swojej żonie, matce swych dzieci że jej już nie kocha, a kocha nianie (moją żonę). Krótka awantura, powiedziała że dzieci na pewno w sądzie nie wygra i spasował. Po kilku dniach owa matka przeszła nad tym do porządku dziennego, chyba z uwagi na to by moja żona dalej chodziła do tej pracy. Gdyby z dnia na dzień przestała wszystko by się wydało, ojciec dzieci by się wyprowadził, co zresztą potwierdził że by nie wytrzymał w domu (mieszkają z rodzicami matki dzieci).
Jeszcze oprócz miłości mojej żony do cudzego dziecka , może sprawa nie była by na tyle rozwinięta. Ale, po tym jak ojciec dzieci jej wyjawił miłość ona zaczęła kombinować. Sądzę że się w nim zauroczyła (miłość to nie jest). Z tego co mi moja żona powiedziała (a raczej nie powiedziała, pozostawiła to ciszą) to gdyby ów ojciec dostał dzieci i wyprowadził się z domu to moja żona poszła by z nim. To się w głowie mi nie mieści……
Moja żona o całej tej sytuacji powiedziała mi parę dni temu, podczas ślubu naszych przyjaciół. Byłem spokojny… Przeanalizowałem sytuację… Powiedziałem że w takim razie musi odejść jak najszybciej z tej pracy, ale żona na to że to nie jest możliwe (nie zrezygnuje z kochanego, prawie już 2 latka). Tak jak pisałem wyżej gdyby z dnia na dzień odeszła raczej rodzina ta by się rozsypała, i dzieci nie miały ojca – to także argument.
Na pytanie czy mnie kocha – jej odpowiedz „nie wiem”. Czy kocha jego – takie samo „nie wiem”.
Był cudny seks (3 razy w ciągu 4 dni, on dochodziła kilkukrotnie, o to sam zadbałem, w krytycznym momencie rozpłakała się, normalnie wyła, tak i to podczas każdego z 3 razy !). Jestem pewien że mnie nie zdradziła fizycznie, twierdzi że nie mam się czego bać bo jak będzie to chciała zrobić to najpierw ode mnie odejdzie.
Najgorsze jest to że ja mam związane ręce. W pracy jestem do 10 czerwca (jeszcze 12 dni), a nawet gdyby bym w domu miałbym związane ręce. Nawet nie chciała słyszeć że przyjadę po nią i weźmie na mieszkanie które mam w pracy, a ona da sobie spokój z tamtym domem.
Myślałem pogadać z teściową, to jedyna BLISKA mi osoba do której mogę się zwrócić (poza tym forum). Przyjaciół nie chcę w to na razie ingerować… Myślałem iść do tamtego domu i zrobić mu (ojcu) po prostu krzywdę, ale nie potrafił bym tego zrobić patrząc na tamte dzieci – sam je zdążyłem już polubić !!
Jak już wspomniałem próbuje od dawna rozwiązać sytuację że jestem poza domem, od czerwca-lipca mam mieć przydzielony obiekt bliżej miejsca zamieszkania. Nie będę robić nerwowych ruchów w pracy – jestem raczej typem analityka, opanowuje się. Choć jestem w stanie odejść dnia na dzień z pracy, dobrze płatnej zaznaczam, bo wiem KTO jest moim priorytetem w życiu. Być może na chwile straciłem go z oczu, ale o to nie trudno podczas 10 letniej znajomości.
PROSZĘ chociaż o wyrazy współczucia i zrozumienia. Jeżeli zrobiłem błąd to mi pomóżcie. Nie zamierzam się zamartwiać zanadto ale w delegacji jak się jest samemu wiecie jak jest !! OKROPNIE dusić to w sobie.