agat7 napisał/a:A o to chodzi. Nie udaję, serio zagubiłam się w akcji.
Pisałam też już to wyżej. A więc miałam po prostu w pewnym momencie dosyć. Ja byłam młoda. Nie myślałam jeszcze jakoś super poważnie o życiu, on natomiast oczekiwał już "konkretów". Chciał mnie też "upilnować" - jego zazdrość o mnie. On 6 lat starszy. Ja młoda wchodząca dopiero w "świat" imprez. Czasami wariował na myśl co mogłabym wyprawiać. Brak zaufania po prostu... Pod koniec związku to już była trochę huśtawka . Raz ok, raz nie. Miałam dosyć po prostu. I wtedy też łatwo mi przyszło rozstanie (mimo, że wyłam przez kilka dni w poduchę), bo nie zależało mi na niczym, głupie gadanie jestem młoda, czym ja się będę przejmować, nie ten to inny. I stwierdziłam, że nie będę się męczyć. Takie miałam podejście.
Liczysz na to, że tym razem byłoby między Wami inaczej?
Co z Twoim podejściem teraz? Bo widzę, że na siłę się umęczasz, nie chcąc odejść od męża i pognać za przygodą - ciekawe dlaczego
ani też przestać myśleć o byłym, który wcale taki idealny nie jest. Poza namiętnością, wspólną pasją i wspomnieniami raczej niewiele Was łączy.
Chcesz powiedzieć, że wzięłaś ślub po 4 latach, bo "tak trzeba" i "taka kolej rzeczy"? Gdzie w takim podejściu szacunek do drugiego człowieka, do Twojego męża? Gdzie szczerość z samą sobą? Czy może tylko teraz tak o tym mówisz, gdy przed oczami masz byłego partnera?
Moim zdaniem sama się nakręcasz i przez to jest Ci trudniej tę chorą sytuację zakończyć. Smaczku dodaje harlequinowska otoczka historii - pojawia się ON, dawna miłość, zmieniony o 180 stopni, już nie chorobliwie zazdrosny, ale między Wami wciąż ta sama namiętność, lecisz do niego 1000 km tylko po to, by go ujrzeć, poczuć to samo co wtedy, zaznać tylko niewinnego pocałunku, wszak do łóżka z nim nie pójdziesz, o nie, to nie w Twoim stylu! "Dość tego" - mówisz sobie, jednak skrycie marzysz o tym, by ponownie do Ciebie napisał, by ponownie GO zobaczyć, oddać się w jego ramiona... Czy nie tak to właśnie wygląda? Tyle że nie jesteś bohaterką powieści i w życiu happy endów nie ma - a przynajmniej nie przychodzą od losu tylko trzeba na nie zapracować. A do tego potrzebne jest podejmowanie decyzji.
Moim zdaniem boisz się odejść od męża, bo nie chcesz, aby spadła na Ciebie cała odpowiedzialność i wina za rozpad małżeństwa (również ze strony rodziny), a jednocześnie boisz się, że były wcale Cię do związku z powrotem nie przyjmie, ewentualnie że nie będzie tak kolorowo jak oczekiwałaś i... zostaniesz sama jak palec. Ze swoją upragnioną wolnością, która w samotności taka upragniona wcale nie będzie. Chciałabyś upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, mieć byłego i mieć męża. Chciałabyś rozgrzeszenia i tego, by nie czuć z tego powodu poczucia winy.
Przeczytaj sobie posty Excopa. Zadał Ci mnóstwo wartościowych pytań, jednak odpowiadasz na nie pokrętnie. Odpowiedz więc przynajmniej sama przed sobą szczerze na tamte posty i zdecyduj czego chcesz.