Excop napisał/a:Nauka ma to do siebie, Aurorko, że jest konglomeratem koncepcji teoretycznych i działań zmierzających do ich empirycznego potwierdzenia lub wykluczenia.
Tym się różni od kreacjonistycznego dogmatyzmu.
Wskazujesz przykłady błędów i omyłek nauki w opisywaniu natury i jej przeszłości.
O ile przykład z elasmozaurem mogę uznać za kompromitującą omyłkę (choć też nie do końca), tak przykład z Plutonem już nie.
Bo degradacja tego ciała niebieskiego nie była sprostowaniem pomyłki astrofizyków, lecz wymierzenie sprawiedliwości.
Już z chwilą odkrycia Plutona przez Tombaugh'a wiadomo było, że obiekt ten nie spełnia kryteriów uzasadniających uznanie go za planetę, bo ma za małą średnicę, masę i gęstość oraz orbitę odbiegającą od standardu.
Jednak dotychczasowe osiem planet odkryli Europejczycy. Pluton zaś należał do Amerykanina. Naciski amerykańskie spowodowały, że w końcu zaliczono go do planet.
Degradacja do postaci planety karłowatej (przy protestach amerykańskich) była i tak ukłonem w stronę Amerykanów, bo Pluton bardziej przypomina jądro ogromnej komety niż planetę.
Jeszcze inaczej ma się sprawa z obliczeniem wieku Ziemi.
Czynienie naszej planety coraz starszą polega na odnajdywaniu i badaniu skał.
Erozja i tektonika zmieniają powierzchnię skorupy ziemskiej, więc i odnalezienie skał z okresu formowania się globu jest bardzo rzadkie i trudne.
Ukłon do samej Ziemi, Excop!
Wiedziałam, że Pluton został uznany za planetę dopiero w XX wieku, ale nigdy nie spojrzałam na tę problematykę tak, jak Ty z punktu widzenia amerykańskiej propagandy sukcesu. Faktycznie były to lata ostrej konkurencji jaką Amerykanie toczyli ze Starym Kontynentem o podbój kosmosu.
Pamiętam też, że Pluton tworzy coś w rodzaju ?sztywnej grawitacji? ze swoim księżycem Charonem ? niemal tak wielkim jak sama planeta, stąd uznawano go za planetę podwójną. W zasadzie od lat mówiło się o istnieniu jeszcze innej planety w Układzie Słonecznym, prawda? Jeśli dobrze pamiętam, to nazywano ją przez pewnie czas Transplutonem? Masz rację ? doczekaliśmy się poważnej redukcji ? Pluton przestał istnieć w kanonie słonecznych ?wędrowców?.
Tak czy siak, szkoda mi Plutona. Lubiłam go i jakoś sercem, byłam za demonstrującymi Amerykanami protestującymi przeciw zmianie ?porządku rzeczy? . ;-)))
To może nie oceniając natężenia błędu, jaki popełnili naukowcy na siłę wprowadzając nową planetę, obliczając wiek Ziemi, czy uznając światło za falę, a nie jak dziś wiadomo za małe porcje energii-fotony o naturze nieciągłej, wróćmy do źródła, Drogi Excopie.
Nauka w świadomości ludzi jest czymś wielkim, ważnym, przed czym wielu z nabożeństwem chyli czoła, tym, bardziej, że język nauki staje się zrozumiały jedynie dla coraz węższej grupy ludzi, a uczeni poszczególnych dyscyplin nie potrafią znaleźć jakiejś części wspólnej, przez co jeszcze bardziej dyscypliny te się specyfikują i oddalają, pozostając sobie obce.
Co ciekawe, że w miarę rozwoju nauki coraz bardziej widoczne staje się to, iż jakiekolwiek prawo jest w bezwzględny sposób prawdziwe. Wszelka wiedza jest jedynie prowizoryczna, nadal w dużej mierze pozostajemy na poziomie teorii i hipotez, które można podważyć. Zatem pryska też wiara (przynajmniej moja), że nauka kiedykolwiek będzie w stanie dać satysfakcjonującą odpowiedź na szereg pytań.
Przykład degradacji Plutona pokazuje, że nawet wszechświat nie jest ani wieczny, ani statyczny.
Człowiek zaś, szuka tej pewności, stałości, niezmienności, czegoś ?co jest na zawsze?, chce wiedzieć i być może dlatego między innymi potrzebuje Absolutu (?)
Excop napisał/a:Doskonale zdaję sobie sprawę, że nie idzie o spór między ewolucjonizmem i kreacjonizmem, a o to czy powstanie Wszechświata, a w wyniku ewolucji i dramatycznych zwrotów w dziejach życia także i nas jest dziełem Boga, czy też nie dającym się wyjaśnić samoistnym procesem fizycznym bez ingerencji boskiego tchnienia.
Ten fragment pozostawię sobie jeszcze "na deser", bo niedawno czytałam coś ciekawego o istnieniu i formach działania ?przypadku?, ale muszę się zastanowić co to było i gdzie to było, bo zaciekawił mnie dowód na to, że przypadek poprzez swoją powtarzalność może mieć cechy porządku, celowości i harmonii. Dawano za przykład coś wydawałoby się tak losowego, jak rzuty monetą, gdzie przy wielokrotnych próbach można przecież ustanawiać prawo dotyczące prawdopodobieństwa wyrzucenia orła czy reszki?
Excop napisał/a:aurora borealis napisał/a:Bardzo lubię taki oto aforyzm wybitnego noblisty Maxa Planck?a: ?Religia i nauki przyrodnicze nie znajdują się w stosunku do siebie w opozycji, jak to niektórzy myślą, czy obawiają się tego, lecz prowadzą różnymi drogami do tego samego celu, a celem tym jest Bóg?.
Dość przewrotny sens widzę w tej treści.
Celem religii jest tu, moim zdaniem dotarcie do Boga w sensie duchowym, zaś nauk przyrodniczych uczynienie Boga "celem" do zniszczenia, jak na polowaniu myśliwskim.
Czy w świetle naszych rozważań o duchowości istot ludzkich od zarania dziejów, o potrzebach wyższych, można założyć, że wiara, muzyka, poezja, ogólnie sztuka mogą prowadzić do poznania otaczającej rzeczywistości, czy też nie? Czy zawsze trzeba antagonizować wiarę i naukę?