Twoja intuicja, Excop i interpretacje są zaskakujące! Bardzo mi się podoba sposób spojrzenia przez Ciebie na to, co czytasz i jak to pojmujesz.
Okazuje się, że język nauki i poezji ?mają się ku sobie?, bo oba wskazują na znaczenie słów oraz lubią zagospodarowywać tereny nieznane, pełne znaków zapytania, niepewności?
Excop napisał/a:auroraborealis napisał/a:Napełniłeś znów krzewy i doliny
Ciszą o mglistym blasku,
Uwolniłeś także wreszcie
Moją duszę całą;
Rozpostarłeś nad mymi niwami
Twą kojącą poświatę
Jak łagodny wzrok druha
Nad mym przeznaczeniem.
J.W von Goethe
Wieloznaczne, ale piękne.
Podzięka dla Najwyższego za piękno otaczającego świata albo wyraz miłości, tej ludzkiej, która otwiera oczy na rzeczy dotąd niby zwyczajne i każe widzieć je tak, jak powinny być dostrzegane.
A gdyby to tak uwspólnić? Miłość do Boga realizuje się w sposób ludzki miłością do innych i samego siebie. To chyba zawsze ten sam wymiar?
Excop napisał/a:aurora borealis napisał/a:"Jeśli nie spojrzymy na Słońce,
Nigdy go nie dostrzeżemy:
Nie przypisawszy Bogu właściwej mocy,
Jak zdołamy zachwycić się boskością ?"
Z pewnością masz rację, Auroro, że i Goethe i nasz Big Starr oddają, każdy po swojemu, cześć Temu, Który Jest.
Słońce, jako symbol boskiej mocy i to wszystko, co na Ziemi, jako jej efekt - wielki Niemiec z pewnością zapoznał się z Keplerem i Newtonem, a to jedynie umocniło jego przekonanie, że coś tak doskonałego może być dziełem jedynie Stwórcy.
Tak to odebrałem.
Dla wielu kultur to Słońce było bogiem, a dla nas dzisiaj mimo, że bogiem nie jest, nadal jest do życia niezbędne. Jeśli któregoś dnia zgaśnie, to mamy jedynie 8 minut, by znaleźć latarkę zanim nastaną już na zawsze ?egipskie ciemności?.
Słońce możemy zobaczyć, zachwycać się jego urodą w różnych porach dnia, odwiedzanych przez nas miejscach, okolicznościach. Wiemy o jego istnieniu, bo na nie patrzymy każdego dnia. A jak jest z Bogiem? Nie widzimy Go?
Jak poznaje się Boga?
Wychodzi na to, że rozumem i sercem?
I jak czytam ten fragment Goethego to wnioskuję, że to samo fascinosum et tremendum, które cechowało ludzi pierwotnych patrzących na Słońce, zostało przeniesione na osobowego Boga wraz z potrzebą poznania Kim On jest.
Excop napisał/a:aurora borealis napisał/a:"Należy rozważając naturę
Zawsze postrzegać jedność jako całość.
Nic nie jest w środku, nic nie jest poza,
Gdyż było wewnątrz, co jest zewnątrz.''
Nie wiem, jak Ty to robisz, Auroro, ale zawsze dobierasz cytaty z Goethego tak, bym zinterpretował wieszcza po swojemu.:D
Ten bowiem brzmi tak, jakby Goethe rozmyślał o ewolucji, zanim Darwin pofatygował się na Galapagos albo przewidywał rozwój wiedzy o ruchach górotworu i tektonice na długo przed odkryciem struktury geologicznej naszej planety.:)
Tak, jak napisałeś, nie mógł Goethe znać teorii Alfreda Wegenera, nie mógł studiować budowy ptasich dziobów za Darwinem i śledzić rozwoju jego sławnej koncepcji. Skąd zatem wiedział to wszystko? ;-))) Znowu wracamy do przeczucia? do intuicji? do natchnienia? do wyobraźni?
Nie myśl, Excop, że jestem jakąś wielbicielką Goethego.
Bardzo bym chciała podzielić się tutaj pewnym doświadczeniem.
Goethe mnie "prześladuje". Łazi za mną od ubiegłych wakacji ;-))) Pojawia się w najbardziej niespodziewanych momentach i przypomina o swoim zaklętym w słowa istnieniu. Próbowałam go zignorować, ale właśnie na tym Forum jednym z moich ulubionych wątków przeczytałam, że to książki/ich autorzy czasami trafiają na człowieka i że jest to ważny znak ;-))) No więc Goethe trafił na mnie, a raczej mogę powiedzieć trafił we mnie, pewnego sierpniowego popołudnia. W uroczym zakątku jednego ze szwajcarskich miast, stał otwartą na oścież książką opartą o zmurszałą ścianę któregoś z licznych miejskich wodopojów. Na tej uliczce nie było oprócz mnie żywego ducha. Na widok książki zatrzymałam się tam, choć wcale nie byłam spragniona i nie zamierzałam pić wody. Słyszałam oczywiście o akcjach czytelniczych na świecie, o książkach pozostawionych w metrze, w parkach, poczekalniach, które znajdujący, może wziąć ze sobą, przeczytać i znowu "porzucić" w jakimś miejscu, by mógł na nią natknąć się ktoś inny. Jednak ta książka była bardzo stara, ładnie wydana, tu i ówdzie pyszniła się na stronie gotycka czcionka. Nie znam niemieckiego, ale trudno było nie zainteresować się takim wspaniałym znaleziskiem. Nie wzięłam jej ze sobą, choć przyznaję kusiło mnie to ogromnie. Zapamiętałam jednak tytuł, a że był to dramat rozpisany na role, zapamiętałam też ów dialog i numer aktu, na którym zostawił ktoś otwartą przede mną tę opowieść.
Nie chcę się rozwodzić, bo i tak odbieram czas antenowy naszemu Szefowi, ale gdy wróciłam do Polski zapomniałam na jakiś czas o tym wydarzeniu, bo cała ta niezwykła wakacyjna podróż obfitowała w rozmaite ważne znaki, gdyż była w całości zaplanowana jako ?powrót do żywych? po moim straszliwym upadku. Lecz kiedy zorientowałam się jakie przesłanie niósł ten fragment i w ogóle całe to dzieło oraz w jak bardzo burzliwym, trudnym okresie życia napisał je Goethe - co korespondowało ze stanem mojego ducha w tamtym czasie ? zrozumiałam, że nie ma przypadków, a że to wydarzenie jest bardzo szczególne.
Potem, sukcesywnie zaczął mi się ten Goethe ?ukazywać? raz po raz. Czytając jego biografię odkryłam, że kilka z jego rozlicznych zainteresowań, o których nie miałam pojęcia, jest również w maleńkiej części moimi własnymi fascynacjami światem natury.
Więc teraz, nie ignoruję go już ;-) Pozwalam mu ?być przy mnie? i daję się prowadzić jego słowom ilekroć natknę się na nie niby ?przypadkowo?? ;-)
Na tym Forum też tropię słowa i ich Autorów ;-)))
Piszących w tym wątku ? z największą przyjemnością?