Witajcie Najmilsi,
Z muzyczną dedykacją dla Was wszystkich : https://youtu.be/c0RxxU6ej8M i setką serdecznych uścisków!
Pożarłam truskawki Inki. Sorry.................... ; -)
Przyszłość napisał/a:Hej, hej Aurora :-))
Chciałabym poznać Ciebie w realu. Czuję, że nadajesz na moich falach. Chodzi o myśl zamkniętą między słowami. Ostatnio przeczytałam gdzieś, że słowa są jak nuty, ale to myśl tworzy melodię :-)
Witaj, o Pani!
To dla mnie zaszczyt, gdy Pomorzanka pisze o „falach” …
Czuję, że już wraz z Wisłą dryfuję w kierunku Zatoki Gdańskiej. Będziesz mnie wyglądać w Mikoszewie, Przyszłość? : -)))
Ja ufam, że wszyscy StarrKafejkowcy się kiedyś spotkamy…
Przyszłość napisał/a:Aurora, nawet moja wyobraźnia nie zdołała ogarnąć możliwości i świata, który właśnie odkrywam. Jestem nienasycona. Wciąż chcę więcej. Postanowiłam pójść na kolejne studia, aby wejść w sposób ustrukturyzowany w tenże świat i nie błądzić trochę po omacku. Życie jest pełne niespodzianek :-D
Bardzo lubię słowo studia ; - ))) Zarówno studiowanie na własną rękę, jako odkrywanie i badanie świata i jego praw, jak i studia programowe są według mnie okazją do zatrzymania się nad jakimś detalem, wycinkiem rzeczywistości, konkretną dziedziną, zachętą do uważnego oglądu i poszukiwania odniesień do Uniwersum, gdyż każdy detal odsyła człowieka ku czemuś większemu i pełniejszemu, wielowymiarowemu. Jest też sposobnością do poznania samego siebie i relacji jakie nas wiążą z tym, czemu owe studia poświęcamy. Cieszę się Twoim poznawczym nienasyceniem, Przyszłość ; -) Niech ten czas w nowej Alma Mater Ci służy!
Przyszłość napisał/a:A co u Ciebie, Kochana? Zdradź, proszę trochę więcej szczegółów o Nowym Świecie, jeśli możesz i chcesz.
Bardzo dziękuję, że pytasz.
W kilku wątkach pisałam o Nowym Świecie, opowiadając czasy, gdy byliśmy jeszcze studentami. Byliśmy i jesteśmy swoimi kompletnymi przeciwieństwami. Żaden z chłopaków, a potem mężczyzn w moim życiu nie był kimś tak odmiennym ode mnie temperamentalnie, charakterologicznie, osobowościowo i kulturowo.
Gdy się poznaliśmy, nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, żadnych pasji, które moglibyśmy razem dzielić, żadnych wspólnych dziedzin, żadnych stycznych. Null. On umysł ścisły, cichutki, skromny, ponadprzeciętnie inteligentny, chorobliwie nieśmiały okularnik z dużą wadą wzroku i z niebywałą zdolnością do tolerowania mojej ekspresji, dynamizmu oraz ogromnej potrzeby wolności i nieuwiązania i ja, czyli świr w pełnej krasie.
Poznaliśmy się na średniowiecznym szlaku jakubowym wiodącym od podnóża Pirenejów po francuskiej stronie, aż do brzegów Atlantyku w hiszpańskiej Galicji. To był zupełny przypadek i od chwili tego pierwszego spotkania, przez prawie miesiąc wędrowaliśmy już ramię w ramię przez góry i doliny w deszczu, wietrze, albo skwarze śródziemnomorskiego, czasem bezlitośnie prażącego słońca. Poznaliśmy się jako Homo Viator, w sytuacji długiej, trudnej i wyczerpującej podróży, niedomyci, niedouczesani, czasem głodni, z poranionymi od wędrówki stopami, poparzonymi od słońca uszami, nosami i brzydko złażącą z nich skórą, którą szpeciły wciąż nowe i nowe pęcherze… Gdy dotarliśmy w końcu do Świętego Miasta wiedziałam, że mam nowego przyjaciela, na którego mogę liczyć… Po czterech miesiącach od tego wydarzenia staliśmy się parą, co przypieczętowaliśmy pierwszym nieudanym pocałunkiem : -)))
Mijały studenckie lata… I tak sobie żyliśmy z zaplanowaną już datą ślubu, marzeniem zamieszkania wówczas razem, programem wolontariatu w Parku Narodowym na Teneryfie w ramach miesiąca miodowego i czwórką dzieci hasającą już w naszej wyobraźni, a mającą się pojawić jako konsekwencja naszej miłości ;-))) Mieliśmy jeszcze tylko wcześniej odbyć zagraniczne staże, o które oboje z sukcesem się ubiegaliśmy…
W ciągu kilku miesięcy tragedia rodzinna, która miała miejsce pół roku przed zerwaniem, zniweczyła nasze małżeńskie plany. W podobnym czasie pojawiła się w jego życiu nowa osoba, z którą zaczął sympatyzować, a która kilka miesięcy po naszym rozstaniu stała się jego dziewczyną…
Nie chcę tu wchodzić w szczegóły, bo to dość zawiłe zagadnienie, w każdym razie śmiertelnie się na niego obraziłam, nie reagowałam na żadne próby powrotu z jego strony, uniosłam się dumą, zerwałam wszelki kontakt bez próby wyjaśnienia czegokolwiek, choć on wył do słuchawki i słał list za listem… Złość, żal, duma, urażona ambicja, które mną wówczas kierowały, nie pozwoliły mi na żaden kontakt przez wiele, wiele długich lat. Po jakimś czasie od naszego rozstania, nic już nie wiedząc o sobie, nie mając pojęcia jak potoczyły się nasze losy, przypadkiem staliśmy się „sąsiadami”. On dostał stypendium doktoranckie Fulbrighta i wyjechał do Kalifornii, ja zaś bardzo szybko wyszłam za mąż i znalazłam się po drugiej stronie Atlantyku, w uroczej, przytulnej mieścinie zwanej Washington, D.C. ;-)))…
Kilka lat temu on „wywęszył” mnie na Facebooku…
Układna wymiana grzeczności, świąteczne i urodzinowe życzenia, wakacyjne pozdrowienia, które towarzyszyły nam przez blisko pięć lat nic nie znaczącej rzadkiej korespondencji, aż do czerwca 2015, gdy ponownie odezwał się do mnie z wieścią, że od sześciu miesięcy jest już po rozwodzie. Wcześniej nic nie pisaliśmy sobie o naszych sprawach osobistych, więc byłam zdumiona tą przykrą informacją. Potem znowu pół roku ciszy w „eterze”, aż w styczniu bieżącego roku, napisał do mnie, przepraszając za tak długie milczenie spowodowane zbieraniem się po rozwodzie, organizowaniem sobie życia na nowo, zmianą pracy, przeprowadzką, etc…
Resztę opisałam już w StarrKafejce, pytając Was, co o tym wszystkim myśleć…
Wrócił do Europy. W tej chwili mieszka i pracuje w pięknym alpejskim kraju ;- )))
Przygotowujemy się do spotkania, które ma nastąpić niebawem. I o ile moje obawy o jego intencje związane z nawiązaniem bliższego kontaktu zostały rozwiane, to nadal bardzo się tego spotkania obawiam…
Sam fakt, że drgnęło mi serce, że okazało się, iż nie jest ono do końca zamrożone, bardzo mnie ucieszył, bo odnosiłam wrażenie, że jest ono sparaliżowane już na zawsze, jednak stopień skomplikowania całej tej sytuacji, jest dla mnie powodem wielu rozmyślań…
I tyle, Droga Przyszłości. W takim właśnie jestem miejscu na uczuciowej mapie mojego życia… : - )))
Przyszłość napisał/a:Wiosna u progu lata jest cudna, nieprawdaż ?
Prawdaż, oj prawdaż ; -)))))))) Czekam na to lato, jak żółw zatokowy i Edyta Bartosiewicz czekają na przypływ ;-)