Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 6 7 8 9 10 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 456 do 520 z 2,855 ]

456

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Nie bylo zadnej nierownej walki, byl jej atak furii, zaczela mnie gryzc po rekach tak, ze mam siniaki, ja sie od niej caly czas odsowalem, a ona napierala, w koncu tak mnie ugryzla przez koszulke za piers, ze normalnie mam rane do krwi, wtedy z bolu nie wytrzymalem i ja odepchnalem tylko od siebie po czym wyszedlem z domu.

Można to sfotografować, iść z tym do lekarza, w razie gdyby wezwać biegłego stomatologa jeśli są ślady uzębienia ;-) Brzmi śmiesznie, ale...

Piotr74 napisał/a:

/.../ ze znow wyklazl z niej jej egoizm, bo w ogole nie mysli o traumie jaka przezylyby dzieci wtedy i jak ona moze cos takiego mowic. Kurcze moze ona naprawde jest na cos chora?

Może to da się obrazowo porównać do Twojego pociągu do nikotyny, pomnóż tak 200-300 razy i będziesz miał narkomana uzależnionego od świeżego "zakochania". W dodatku to co jej się w mózgu teraz wydziela to naturalne, jak najbardziej "zdrowe" substancje stymulujący mózgowy układ nagrody. :-)
Czysta przyjemność. Zakochałeś się kiedyś z PEŁNĄ WZAJEMNOŚCIĄ w osobie która dokładnie Ci odpowiadała? . Na obiektywizm nie ma co liczyć. Rozstanie - nawet na kilka godzin daje "ból" nie do zniesienia.  W sumie niezły haj i jest co wspominać :-)

Zobacz podobne tematy :

457

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Te smsy, ktore udalo mi sie zdobyc to tylko wierzcholek gory lodowej, bo sa z jej oficjalnego telefonu, a ona ma drugi, ktory dostala od kochanka. W jednym z smsow skarzy sie mu, ze traktuje ja jak powietrze, w innym pisze, ze jest sama u nas w domu z dziecmi a on do niej odpisuje , ze to moze jakis podstep, normalnie to sa porabani ludzie, oboje, az nie chce myslec co jest na tym drugim telefonie bo z niego glownie korzysta.

458 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-02-19 01:27:25)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

aurora borealis napisał/a:

Ta żona to ja... :-)

Przyszłość napisał/a:

Aurora, Piotr,
Przytoczone przez Was historie są bardzo pouczające, bo pokazują, że koncentrując się przy wyborze życiowego partnera na wykształceniu tegoż - można zaliczyć niezłą wtopę.
Jednak ET wyraźnie wyjaśnił (nawet dwukrotnie), że wykształcenie samo w sobie nie jest kryterium wyboru, ale jednym z elementów, świadczących o "ogarnięciu życiowym" potencjalnego partnera.
Na końcu chodzi o to, żeby intelekt i empatia wspólgrały z sobą ściśle i harmonijnie, ponieważ nawet Ci najbystrzejsi pod względem intelektualnym i wysokim ilorazie IQ przy braku inteligencji emocjonalnej mogą działać nielogicznie i nieudolnie kierować swoim życiem, pozwalając się nieść emocjom.

Nie wiem, co jest pouczające w mojej historii, Przyszłość. Dla mnie to raczej życiowy dramat, w którym zagrałam jedną z głównych ról. I opisałam mój przypadek, nie po to, aby tu powstał moralitet, ale jako zaprzeczenie nie mającej nic wspólnego z rzeczywistością tezy, której tak bronicie, czyli podałam Wam przykład mojego byłego męża, który wedle Waszych parametrów powinien być idealnym kandydatem, swoistym koh - i - noor'em, a mimo to zdarzało mu się stosować przemoc względem mnie.

Na jakiej podstawie sądzisz, że kierowałam się wykształceniem jako najistotniejszym kryterium wyboru męża? Skąd masz takie przypuszczenie? 

EXTRA_terrestrial trzykrotnie, podkreślał wartość wykształcenia, dodając jeszcze coś równie dla mnie niezrozumiałego: "trudny kierunek"... Co i kto decyduje o tym, czy kierunek jest trudny czy nie? Czy to znaczy, że kończąc uniwersytet wybrałam kierunek łatwiejszy, bo nie politechniczny? Już nie pamiętacie, jak zdawało się na studia 20-25 lat temu, gdy nie było prywatnych uczelni, gdy na jedno miejsce było tak wielu kandydatów, że zdobycie indeksu, dodatkowo utrudniane "punktami za pochodzenie", było czymś niezwykłym samo w sobie? Co niby lepiej kształtuje charakter?  laborki na polibudzie i wielkoformatowe projekty kreślone rapidografem na kalce czy godziny spędzone nad łacińskimi verba intransitiva?

Rozumiem, że Twój kierunek był trudny, ET? I, że to upoważnia Cię do ferowania wyroków, co jest dziedziną trudną (a tym samym wartościową) a co nie?

Co ma do rzeczy kierunek studiów, ba! w ogóle jakiekolwiek studia lub ich brak  z " życiowym ogarnięciem", z kryterium doboru partnera życiowego (pierwszym czy siedemnastym w stworzonej przez Was hierarchii)? O czym Wy w ogóle piszecie? Co to za farmazony? (sorry, ale inaczej tego nie nazwę)

EXTRA_terrestrial napisał/a:

Sprawdziłbym relacje z rodzicami i wykształcenie (jakość tegoż). Warto też przyjrzeć się ogólnemu poziomowi "ogarnięcia": planowanie, samodyscyplina, konsekwencja w realizacji celów.
Pozytywna relacja z obojgiem rodziców a zwłaszcza stabilność ich związku + umiejętność odraczania gratyfikacji dają IMHO jakieś podstawy. Reszta to empatia/wgląd/ czyli unikanie osób myślących życzeniowo, naginających obraz świata do chęci. Przydatne są osoby jednocześnie dobrze odgadujące emocje swoje i partnera.
Poza tym - warto zwrócić uwagę nie tylko na to, że kocha się ewentualnego partnera, ale skupić się na tym co się od niego dostaje - czy jakość oferowanego uczucia jest OK.
Kolejna sprawa - przetestować się trochę w związku nieformalnym. Najlepiek ok. 4-5 lat, bo po trzech obie strony już wystarczająco habituują na partnera zatem "zew biologiczny" nie działa, a działa już "siłą związku" jeśli jest udany - czyli to że się wykócili, dotarli, dostosowali i nauczyli współpracy.

Gdzie Wy takich ludzi, którzy charakteryzują się tymi wszystkimi walorami, takich super-hiper widzieliście?
Przecież to utopia purissima!

Bo jeśli piszesz o Twojej EXTRA_terrestriance, która nie wątpię, że kimś takim jest, to nie możesz jednak uskuteczniać takich generalizacji na całą populację, tylko dlatego, że Ty akurat jesteś wyjątkowym szczęściarzem...

459

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie wiem, co jest pouczające w mojej historii, Przyszłość. Dla mnie to raczej życiowy dramat, w którym zagrałam jedną z głównych ról. I opisałam mój przypadek, nie po to, aby tu powstał moralitet, ale jako zaprzeczenie nie mającej nic wspólnego z rzeczywistością tezy, której tak bronicie, czyli podałam Wam przykład mojego byłego męża, który wedle Waszych parametrów powinien być idealnym kandydatem, swoistym koh - i - noor'em, a mimo to zdarzało mu się stosować przemoc względem mnie.

Na jakiej podstawie sądzisz, że kierowałam się wykształceniem jako najistotniejszym kryterium wyboru męża? Skąd masz takie przypuszczenie?

Aurora,
Jest mi niezmiernie przykro jeśli poczułaś się dotknięta moim postem. Przepraszam.
Bardzo współczuję dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce w Twoim życiu.
Jednak w żadnym wypadku nie było moją intencją jakakolwiek ocena, czy też wysuwanie hipotez i wniosków co do Twoich pobudek i kryteriów wyboru męża. Dlatego, że ani nie czuję się uprawniona, ani kompetentna do wydawania osądów i wysnuwania wniosków, a dodatkowo chyba sama mam nieco deficytów w obszarze przeszłych kryteriów wyboru odnośnie męża big_smile
Dla mnie historia, którą przedstawiłaś jest pouczająca, bo wyciągnęłam z niej naukę i wnioski, aby nie traktować wykształcenia jako kryterium do wyboru kandydata na życiowego partnera, gdyż jak pokazują Twoje doświadczenia należy dodatkowo sprawdzić kandydata/kę pod kątem innych wg mnie dużo bardziej istotnych parametrów, warunkujących udany związek.

460

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Co Ty na to?

Widziałem tu opisy dwu typów przemocowców.

SADYSTA - odczuwa satysfakcję z poniżania innych ludzi - w tle jest zwykle obserwacja osoby znaczącej poniżającej kogoś i bycie poniżanym samemu. Wykształcenie nie zabezpiecza przed byciem ofiarą przemocy lub obserwatorem przemocy jeśli rozpatrujemu je (INACZEJ NIŻ TO NAPISAŁEM) poza kontekstem innych właściwości. Był tu wątek dziewczyny, której facet rozwalał w gniewie komórki a potem, "bo przez nią rozwalił Ipoda" - zmuszał ją do odkupywania ich sobie (dziewczyna brała nawet jakieś kredyty). Wystarczy przyjrzeć się empatii i metodom działania - często w tle są cechy psychopatyczne - bezwzględny pragmatyzm dążący po trupach do celu. Kiedyś rozmawiałem 10 min telefonicznie z świeżopoślubionym mężem znajomej i po tych dziesięciu minutach wiedziałem, że czeka ją koszmar (chciał na mnie wymusić coś czego nie chciałem mu dać - hehe;-) niedoczekanie ;-) . Uciekła potem przed nim kilka krajów dalej. A to fajna dziewczyna była. Wg. donosów spokój odzyskała niedawno. 12 lat "w plecy". Tu ucieczka to jedyna droga :-( To sytuacja w której zadziałać może właściwie tylko policja.

Druga grupa to "nabyty przemocowiec" - gdy trafia na partnerkę dobrze posługującą się przekłamaniami komunikacyjnymi. Związek dwojga ludzi może mieć element stałej walki o ważność, proirytet potrzeb jednej i drugiej strony. Każdy walczy jak umie. Jeśli do tego dodać jakąś występującą u delikwenta bazową trudność w artykułowaniu własnych potrzeb, powstaje człowiek, który wielokrotnie wymanewrowywany przez partnerkę nie potrafi podjąć gry na jej poziomie, stale przegrywa swoje potrzeby w związku i w końcu czując, że to niesprawiedliwe idzie na skróty. W skrajnym przypadku partnerka  celowo zaognia sytuację aby do sytuacji przemocy doprowadzić, tak czyni jeśli dobrze umie "grać kartą" poczucia winy. Przemoc jest tu wyrazem rozpaczy i niemożności poradzenia sobie z grą "no fair". Coś takiego trochę przypominał wątek Roberta - wydaje mi się że tam był możliwy taki mechanizm. Takim przemocowcem może stać się wielu pozornie normalnych ludzi, zwłąszcza człowiek, który wcześniej nie zetknął się z tego rodzaju grą i nie jest w niej dobry - nie każdy umie po prostu zabrać manatki i się zwinąć, nie każdy ma 100% kontrolę emocji. Powinno to pójść na jakieś terapii z zakresu kontroli i wyrażania emocji + nauka niefałszowania komunikacji w związku przez oboje.

Nie wiem czy to już wszystkie warianty, może jeszcze jakiś tu jeszcze opiszą.
To ja na to :-)

Widzisz czasami madrze piszesz, cos widzisz ale brakuje odniesienia do rzeczywistości, swoistej kropki nad i, czy skonkretyzowania myśli. Zgodze się tutaj z druga czescia Twojej wypowiedzi. W tym związku była przemoc psychiczna wyrazona wlasnie narzucaniem na sile drugiej stronie zachowania (codzienny kontakt z inna) której druga strona nie akceptowala. To doprowadzilo do tragedii w tym malzenstwie bo w końcu druga strona "zareagowala". Oboje się ranili przez jakiś czas. To przecież jest oczywiste. A to ze autor odrzuca to nie ma znaczenia, bo fakty sa takie jakie sa. Za sytuacje kryzysu w tym malzenstwie ponosi wine glownie on, lub oboje jeśli wziasc pod uwagę ze oboje utrzymywali pewne kontakty pozamalzenskie a chciałbym tu podkreslic ze nie było to kontakty wspólne, towarzyskie które utrzymywali by razem oboje z tymi samymi osobami za obopolna zgoda. Tej zgody nie było. I tak jak w watku Roberta "przyciskanie autora" lub "chec wypowiedzi autora" obnaza dalsze aspekty jego osbowosci. W opisanej ostatnio sytuacji nie ma znaczenia to ze poniosły go emocje ale to ze uzyskal "dowody" w sposób niegodny, niezgodny z prawem na sile, nie podstępem ale metoda brute force. Po prostu niezależnie od slusznosciu czy nie takiego postepowania jest to jedynie kolejnym objawem sposobu w jaki rozne sprawy były rozwiazywane w tym malzenstwie gdzie bylo tylko narzucanie własnego zdania być może sobie nawzajem przez oboje. Zona w końcu od tego uciekla wpadając w jeszcze większy problem jak to będzie z perpektywy czasu. Mnie się nawet wydaje ze u niej był to jakiś mechanizm obronny który zle ukierunkowanie zadzialal ale jaki miała inny sposób przerwania relacji z kims kto stosowal wobec niej przemoc psychiczna? Mogla w tym trwac, buntowala się ale bunt nie zadzialal. Zostala całkowicie zignorowana. Tak to działa, taki jest mechanizm działania tej psychiki. Zauwazcie ze w watku Roberta tez "nie miałem racji" az do samego końca gdzie jednak okazało się ze intuicja mnie nie mylila. To nie znaczy ze inni nie mieli racji ale ze uważam patrzyłem na problem od strony praktycznej. Robert widział rozne nieprawidłowe elementy swojego związku ale jedynie oczekiwal zmian z drugiej strony. Tutaj autor całkowicie neguje zarowno charakter swojego zwiaku w którym nie bylo szacunku (powiedzmy ze od pewnego momentu) do zony, przede wszystkim swój istotny wkład w to i zauważcie ze jego działania ciagle trzeba "poprawiac" "prostowac" co sugeruje ze zawsze były takie wlasnie "nieprawidłowe" tyle ze na zewnątrz wszystko wygladalo "idealnie". Slowem ideal maz i ojciec oraz zla zona. Oczywiście ten obraz jest całkowicie fałszywy. I w sumie za swoje nieliczenie się z zona otrzymal swoista "kare". Tyle ze dalej walczy o swój obraz a nie stawia czola problemowi, który należy konstruktywnie rozwiazac. Szkoda tez ze niewielu to komentujących bylo naprawdę w Sadzie i nie wie jakimi kryteriami kieruje się skład przy orzekaniu ew. "winy" w takich sprawach. Bo to co obserwujemy to jakas chora walka o "racje", walka która nie ma zadnego sensu poza obrona jakiegoś fałszywego obrazu, który bardzo latwo jest obalic w merytoryczny sposób z czym nie mialbym najmniejszego problemu bedac strona w Sadzie. Winni rozpadu wiezi sa oboje ze wskazaniem na autora a zdrada zony jest skutkiem sytuacji, która panowala w malzenstwie autora. Obecne zachowania autora cechuje przemoc, narzucanie własnego zdania, w sytuacji kiedy jest już "pozamiatane". Oczywiście to ze na tym cierpia przede wszystkim dzieci do autora nie trafia. Wazniejszy jest obraz, walka o racje, upadlanie siebie i drugiego człowieka. Nie warto się w to dac wciagac.

461

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Co Ty na to?

Widziałem tu opisy dwu typów przemocowców.

SADYSTA - odczuwa satysfakcję z poniżania innych ludzi - w tle jest zwykle obserwacja osoby znaczącej poniżającej kogoś i bycie poniżanym samemu. Wykształcenie nie zabezpiecza przed byciem ofiarą przemocy lub obserwatorem przemocy jeśli rozpatrujemu je (INACZEJ NIŻ TO NAPISAŁEM) poza kontekstem innych właściwości. Był tu wątek dziewczyny, której facet rozwalał w gniewie komórki a potem, "bo przez nią rozwalił Ipoda" - zmuszał ją do odkupywania ich sobie (dziewczyna brała nawet jakieś kredyty). Wystarczy przyjrzeć się empatii i metodom działania - często w tle są cechy psychopatyczne - bezwzględny pragmatyzm dążący po trupach do celu. Kiedyś rozmawiałem 10 min telefonicznie z świeżopoślubionym mężem znajomej i po tych dziesięciu minutach wiedziałem, że czeka ją koszmar (chciał na mnie wymusić coś czego nie chciałem mu dać - hehe;-) niedoczekanie ;-) . Uciekła potem przed nim kilka krajów dalej. A to fajna dziewczyna była. Wg. donosów spokój odzyskała niedawno. 12 lat "w plecy". Tu ucieczka to jedyna droga :-( To sytuacja w której zadziałać może właściwie tylko policja.

Druga grupa to "nabyty przemocowiec" - gdy trafia na partnerkę dobrze posługującą się przekłamaniami komunikacyjnymi. Związek dwojga ludzi może mieć element stałej walki o ważność, proirytet potrzeb jednej i drugiej strony. Każdy walczy jak umie. Jeśli do tego dodać jakąś występującą u delikwenta bazową trudność w artykułowaniu własnych potrzeb, powstaje człowiek, który wielokrotnie wymanewrowywany przez partnerkę nie potrafi podjąć gry na jej poziomie, stale przegrywa swoje potrzeby w związku i w końcu czując, że to niesprawiedliwe idzie na skróty. W skrajnym przypadku partnerka  celowo zaognia sytuację aby do sytuacji przemocy doprowadzić, tak czyni jeśli dobrze umie "grać kartą" poczucia winy. Przemoc jest tu wyrazem rozpaczy i niemożności poradzenia sobie z grą "no fair". Coś takiego trochę przypominał wątek Roberta - wydaje mi się że tam był możliwy taki mechanizm. Takim przemocowcem może stać się wielu pozornie normalnych ludzi, zwłąszcza człowiek, który wcześniej nie zetknął się z tego rodzaju grą i nie jest w niej dobry - nie każdy umie po prostu zabrać manatki i się zwinąć, nie każdy ma 100% kontrolę emocji. Powinno to pójść na jakieś terapii z zakresu kontroli i wyrażania emocji + nauka niefałszowania komunikacji w związku przez oboje.

Nie wiem czy to już wszystkie warianty, może jeszcze jakiś tu jeszcze opiszą.
To ja na to :-)

Widzisz czasami madrze piszesz, cos widzisz ale brakuje odniesienia do rzeczywistości, swoistej kropki nad i, czy skonkretyzowania myśli. Zgodze się tutaj z druga czescia Twojej wypowiedzi. W tym związku była przemoc psychiczna wyrazona wlasnie narzucaniem na sile drugiej stronie zachowania (codzienny kontakt z inna) której druga strona nie akceptowala. To doprowadzilo do tragedii w tym malzenstwie bo w końcu druga strona "zareagowala". Oboje się ranili przez jakiś czas. To przecież jest oczywiste. A to ze autor odrzuca to nie ma znaczenia, bo fakty sa takie jakie sa. Za sytuacje kryzysu w tym malzenstwie ponosi wine glownie on, lub oboje jeśli wziasc pod uwagę ze oboje utrzymywali pewne kontakty pozamalzenskie a chciałbym tu podkreslic ze nie było to kontakty wspólne, towarzyskie które utrzymywali by razem oboje z tymi samymi osobami za obopolna zgoda. Tej zgody nie było. I tak jak w watku Roberta "przyciskanie autora" lub "chec wypowiedzi autora" obnaza dalsze aspekty jego osbowosci. W opisanej ostatnio sytuacji nie ma znaczenia to ze poniosły go emocje ale to ze uzyskal "dowody" w sposób niegodny, niezgodny z prawem na sile, nie podstępem ale metoda brute force. Po prostu niezależnie od slusznosciu czy nie takiego postepowania jest to jedynie kolejnym objawem sposobu w jaki rozne sprawy były rozwiazywane w tym malzenstwie gdzie bylo tylko narzucanie własnego zdania być może sobie nawzajem przez oboje. Zona w końcu od tego uciekla wpadając w jeszcze większy problem jak to będzie z perpektywy czasu. Mnie się nawet wydaje ze u niej był to jakiś mechanizm obronny który zle ukierunkowanie zadzialal ale jaki miała inny sposób przerwania relacji z kims kto stosowal wobec niej przemoc psychiczna? Mogla w tym trwac, buntowala się ale bunt nie zadzialal. Zostala całkowicie zignorowana. Tak to działa, taki jest mechanizm działania tej psychiki. Zauwazcie ze w watku Roberta tez "nie miałem racji" az do samego końca gdzie jednak okazało się ze intuicja mnie nie mylila. To nie znaczy ze inni nie mieli racji ale ze uważam patrzyłem na problem od strony praktycznej. Robert widział rozne nieprawidłowe elementy swojego związku ale jedynie oczekiwal zmian z drugiej strony. Tutaj autor całkowicie neguje zarowno charakter swojego zwiaku w którym nie bylo szacunku (powiedzmy ze od pewnego momentu) do zony, przede wszystkim swój istotny wkład w to i zauważcie ze jego działania ciagle trzeba "poprawiac" "prostowac" co sugeruje ze zawsze były takie wlasnie "nieprawidłowe" tyle ze na zewnątrz wszystko wygladalo "idealnie". Slowem ideal maz i ojciec oraz zla zona. Oczywiście ten obraz jest całkowicie fałszywy. I w sumie za swoje nieliczenie się z zona otrzymal swoista "kare". Tyle ze dalej walczy o swój obraz a nie stawia czola problemowi, który należy konstruktywnie rozwiazac. Szkoda tez ze niewielu to komentujących bylo naprawdę w Sadzie i nie wie jakimi kryteriami kieruje się skład przy orzekaniu ew. "winy" w takich sprawach. Bo to co obserwujemy to jakas chora walka o "racje", walka która nie ma zadnego sensu poza obrona jakiegoś fałszywego obrazu, który bardzo latwo jest obalic w merytoryczny sposób z czym nie mialbym najmniejszego problemu bedac strona w Sadzie. Winni rozpadu wiezi sa oboje ze wskazaniem na autora a zdrada zony jest skutkiem sytuacji, która panowala w malzenstwie autora. Obecne zachowania autora cechuje przemoc, narzucanie własnego zdania, w sytuacji kiedy jest już "pozamiatane". Oczywiście to ze na tym cierpia przede wszystkim dzieci do autora nie trafia. Wazniejszy jest obraz, walka o racje, upadlanie siebie i drugiego człowieka. Nie warto się w to dac wciagac.

Witaj Maniek. Chłopie Ty jesteś niereformowalny, uczepiłeś się jednej rzeczy i ciągle powtarzasz to samo, pisał z byłą więc poniżał swoją żonę. A ty uważasz, że nasze życie kręciło się tylko wobec fb. Chłopie w jaki ty świecie żyjesz? Zaczynam sądzić jak After, że we własnym związku nie masz własnego zdania i bez oporów podporządkowujesz się wszystkiemu co powie Twoja żona. Owszem mój kontakt z ex nie podobał się mojej żonie, ja uważałem, że bezpodstawnie, dlatego tego kontaktu nie zaprzestałem. Wiesz co to jest różnica zdań? Czy według Ciebie każda różnica zdań w związku dwojga ludzi jest poniżeniem tego z partnerów, który się na coś nie godząc, musi jednak uznać argumenty drugiej strony, że nie miał racji. Załóżmy taką sytuację, jadę z żoną do sklepu po nową lodówkę, ona chce wypasioną, wielką, dwudrzwiową, a ja mówię, że nas na nią nie stać, że nie mamy tyle miejsca w kuchni. I co według Ciebie poniżam moją żonę bo nie liczę się z jej zdaniem? Człowieku skąd Ty się urwałeś. Pisałem Tobie, że zgodziłbym się z Tobą, że żona mogłaby się poczuć poniżona, oszukana, gdybym kontakt z ex utrzymywał w tajemnicy przed nią, wtedy ok, masz 100% racji. Dla mnie w związku najważniejsze jest zaufanie do drugiej osoby, nie dałem mojej żonie najmniejszego powodu do jego utraty w stosunku do mnie. Zrozum wreszcie, że nie można narzucać drugiemu człowiekowi tego z kim ma utrzymywać kontakty, o ile te kontakty nie krzywdzą drugiej strony. Moja ex to naprawdę bardzo mądra, doświadczona przez życie kobieta, która jeśli mam być szczery o 200% przewyższa moją jeszcze żonę w samodzielności, empatii, podejściu do życia i wielu innych sprawach. Rozmawiając z nią czasem na temat tego co się w moim życiu dzieje, zwracała mi uwagę, że mam być zawsze uczciwy w stosunku do żony, i ja taki właśnie byłem. Natomiast moja jż, niestety taka nie była jak się okazuje. Więc kto tu kogo poniżył? Kto nie był uczciwy w stosunku do partnera? Co Ty niby byłbyś mi w stanie udowodnić przed sądem? Nic. Bo jeśli coś jest jawne to nie ma kłamstwa, a to że ktoś się z czymś nie zgadza, trudno. Kto powiedział, że dwoje ludzi musi się ze sobą zgadzać w 100%. Mojej żonie nie podobał się mój kontakt z ex, bo nie była w ogóle gotowa na to, że ja mogę mieć kontakt z kimkolwiek z moich starych znajomych, ale jednocześnie nigdy z jej ust nie padło, że mam ten kontakt zakończyć, że jest zazdrosna i mi nie wierzy. Ona nie ma mi nic do zarzucenia, bo ja byłem w stosunku do niej uczciwy zawsze, co w drugą stronę niestety nie działało sad

462

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Cześć Piotr,
Jakakolwiek polemika z Mańkiem nie ma najmniejszego sensu,

Papiery poszły?
Wszystkie dowody jakie masz, to tajemnica Twoja i adwokata..
Nie wykladaj od razu wszystkiego na stół...
Czyli miej trochę w rezerwie..
Nie mów jej, że składasz pozew. Wszystko, co robisz ma być dla nich kompletnym zaskoczeniem., ok?
Gach oczywiście na świadka, ale to również tajemnica...
Nią się nie przejmuj.
Również tym co mówi..
Zdrajca to tchórz...
W życiu nie zrobi sobie krzywdy..,

Jeśli telefon jest zarejestrowany na Ciebie, oplacasz abonament to jest to Twoja własność a nie jej.
Ona go tylko użytkuje,. Skoro tak, to znaczy że chciałeś odzyskać to co należy do Ciebie. O żadnym bezprawnym działaniu z twojej strony mowy nie ma
Możesz zwrócić się o biling połączeń z tego numeru, Będziesz miał czarno na białym od kiedy to naprawdę trwa.

No cóż, chyba już pozbawiłeś się złudzeń...
Ale musisz panować nad sobą. Ma doświadczonego instruktora (stąd ten ostrzegawczy SMS), może każda wasza awantura być przez nią nagrywana.
W sądzie wyjdziesz wtedy na furiata, od którego ona uciekła...
Tam dopiero się dowiesz "prawdy" o sobie.. Aż oczy zrobią się wielkie ze zdziwienia...
Ona nie będzie mieć żadnych zahamowań...

Pozdrawiam

463 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2015-02-19 16:26:09)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Cześć Piotr,
Jakakolwiek polemika z Mańkiem nie ma najmniejszego sensu,

Papiery poszły?
Wszystkie dowody jakie masz, to tajemnica Twoja i adwokata..
Nie wykladaj od razu wszystkiego na stół...
Czyli miej trochę w rezerwie..
Nie mów jej, że składasz pozew. Wszystko, co robisz ma być dla nich kompletnym zaskoczeniem., ok?
Gach oczywiście na świadka, ale to również tajemnica...
Nią się nie przejmuj.
Również tym co mówi..
Zdrajca to tchórz...
W życiu nie zrobi sobie krzywdy..,

Jeśli telefon jest zarejestrowany na Ciebie, oplacasz abonament to jest to Twoja własność a nie jej.
Ona go tylko użytkuje,. Skoro tak, to znaczy że chciałeś odzyskać to co należy do Ciebie. O żadnym bezprawnym działaniu z twojej strony mowy nie ma
Możesz zwrócić się o biling połączeń z tego numeru, Będziesz miał czarno na białym od kiedy to naprawdę trwa.

No cóż, chyba już pozbawiłeś się złudzeń...
Ale musisz panować nad sobą. Ma doświadczonego instruktora (stąd ten ostrzegawczy SMS), może każda wasza awantura być przez nią nagrywana.
W sądzie wyjdziesz wtedy na furiata, od którego ona uciekła...
Tam dopiero się dowiesz "prawdy" o sobie.. Aż oczy zrobią się wielkie ze zdziwienia...
Ona nie będzie mieć żadnych zahamowań...

Pozdrawiam

Nie poszły jeszcze, dzisiaj była pierwsza wizyta, prawie dwie godziny siedziałem i rozmawialiśmy, jestem umówiony na kolejną wizytę za tydzień i będziemy pisali pozew. Tak nic jej nie mówię, chcę, żeby to spadło na nią jak grom z jasnego nieba. Nic jej nie powiem. A przy okazji zapisałem dzisiaj też dzieci na wizytę do psychologa na ten sam termin. Ona nawet nie wie jak sama się pogrąża. Dzisiaj młodszy miał umówioną wizytę do logopedy na 10. Dzwonię do niej bo rano przyjechała, żeby być z nimi jak ja byłem u adwokata ( oczywiście bardzo ją interesowało co ja mam do załatwienia tak rano ), za 20 dziesiąta, czy poszła do logopedy czy czeka na mnie, a ona, że nie poszła i czeka, ale nie pojedzie do logopedy bo nie wsiądzie ze mną do samochodu. Pojechałem sam. Kij jej w oko, widzę już, że dzieci też się od niej oddalają, przykre, bo wcale się z tego nie cieszę, jak ona może tak ich traktować. Adwokatka powiedziała, że według niej to ona zatrzymała się emocjonalnie na wieku 15 lat i tylko fizycznie to dojrzała kobieta sad

464

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No to Piotrze idziemy leb w leb....

465 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-02-20 03:30:04)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:

Aurora,
Jest mi niezmiernie przykro jeśli poczułaś się dotknięta moim postem. Przepraszam.
Bardzo współczuję dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce w Twoim życiu.
Jednak w żadnym wypadku nie było moją intencją jakakolwiek ocena, czy też wysuwanie hipotez i wniosków co do Twoich pobudek i kryteriów wyboru męża. Dlatego, że ani nie czuję się uprawniona, ani kompetentna do wydawania osądów i wysnuwania wniosków, a dodatkowo chyba sama mam nieco deficytów w obszarze przeszłych kryteriów wyboru odnośnie męża big_smile
Dla mnie historia, którą przedstawiłaś jest pouczająca, bo wyciągnęłam z niej naukę i wnioski, aby nie traktować wykształcenia jako kryterium do wyboru kandydata na życiowego partnera, gdyż jak pokazują Twoje doświadczenia należy dodatkowo sprawdzić kandydata/kę pod kątem innych wg mnie dużo bardziej istotnych parametrów, warunkujących udany związek.

Wszystko to działo się lata świetlne temu i na szczęście w bardzo ograniczonym przedziale czasowym, gdy w desperacji mój były mąż przekroczył tę cieniutką granicę pomiędzy agresją słowną a czynną. A gdy się kogoś uderzy raz, to drugi i trzeci przychodzi o wiele łatwiej... Pewnie uciekłabym już po pierwszym ataku, ale w domu był kilkunastomiesięczny brzdąc, a ja wierzyłam w lakoniczne "wszystko się jakoś poukłada"...
Dlatego nie jest mi przykro, Przyszłość. Tym bardziej, że winę za to nieudane małżeństwo ponoszę w dużej mierze ja, tyle, że do dziś uważam, że jednak można to było rozwiązać bez bicia.

Od chwili zamieszczenia przez ET tych wpisów, przebiegam pamięcią po wszystkich parach małżeńskich, które znam. Niestety nie znajduję korelacji, o której była mowa. Uważam, że nikt nie rodzi się dobrym/złym kandydatem na narzeczonego/męża/ojca (analogicznie w przypadku kobiet). Z wolnej woli człowiek się nim staje. Uczy się lub nie wypełniać te role społeczne. A ja jestem pełna wiary, że: "Impossible is nothing". Inaczej życie wielu ludzi, którym się nie poszczęściło, zawieranie małżeństw, wspólne pokonywanie kryzysów, powoływanie na świat dzieci nie miałoby najmniejszego sensu. A ma.
Zatem, im wyższa góra, tym piękniejszy widok...
Nie znam dokładnie Twojej historii, Przyszłość, ale z tych fragmentów, na które natknęłam się w wątkach, które razem czytamy, wyłania się małżeńska Annapurna, na którą tak dzielnie się wspinasz. Żywię ogromną nadzieję, że dotrzesz na szczyt, zatryumfujesz i powiesz sobie: "dobrego wyboru męża dokonałam"...

Powodzenia!

466 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-02-20 16:40:50)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:

Powodzenia!

Dziękuję smile

Aurora, jakby nie było to na finiszu stanę na scenie i zaśpiewał z Robbiem:
https://m.youtube.com/watch?v=DbiYiHKvrUI

467

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wywiozlem wieczorem mojej zonce kolejne dwa wory ciuchow do pracy, kurcze z 70kg tego bylo, niezly lumpeks moglbym otworzyc wink. Popatrzyla na mnie i powiedzia, ze przeciez sama mogla zabrac te rzeczy i nie potrzebnie robie sceny. Odpowiedzialem spokojnie, ze miesiac ja prosilem o ich zabranie a ona tego nie zrobila i,ze jutro przywioze nastepne jej rzeczy iwyszedlem. Niech  sie wynosi z naszego domu i zycia w 100%.

468 Ostatnio edytowany przez kobietka2015 (2015-02-21 00:38:14)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Brawo wreszcie jakas stanowczosc:-) :-) latwo nie jest ale najgorzej podjac pierwsze kroki czytam te twoja historie od poczatku i jestem ciekawa co bedzie dalej czekam na kolejne zmiany w twoim zyciu:-D pozdr

469

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
kobietka2015 napisał/a:

Brawo wreszcie jakas stanowczosc:-) :-) latwo nie jest ale najgorzej podjac pierwsze kroki czytam te twoja historie od poczatku i jestem ciekawa co bedzie dalej czekam na kolejne zmiany w twoim zyciu:-D pozdr

Sam jestem ciekaw co dalej bedzie, najwazniejsze, ze nie czuje juz przed tym strachu.Teraz niech ona zyje w niepewnosci i z obawa, co zrobi jak ja kochas w tylek kopnie gdy mu sie juz znudzi. Rownierz pozdrawiam smile

470

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
marmolada1984 napisał/a:

No ale bić się z kobietą, którą rzekomo kochasz o w końcu JEJ telefon... No ludzie! Wstydź się.

Jednak to prawda, że głupich nie trzeba sadzić bo i tak się rodzą http://emotikona.pl/emotikony/pic/2smiech.gif.

471

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
lifrinat napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

Szkoda gadać. Facet jest żenujący. Mściwy i zatruty własną żółcią.

Ale Ty głupoty gadasz.
Kto tu jest mściwy http://emotikona.pl/emotikony/pic/zdziwko.gif

472

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze śledzę Twój wątek od początku i bardzo uważnie.
Chłopaku wielki szacun http://emotikona.pl/emotikony/pic/0recourse.gif dla Ciebie.
W całości Ciebie popieram i wierz mi, iż będąc w Twojej sytuacji zachowałbym się tak samo jak Ty.

473

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lexpar napisał/a:

Piotrze śledzę Twój wątek od początku i bardzo uważnie.
Chłopaku wielki szacun http://emotikona.pl/emotikony/pic/0recourse.gif dla Ciebie.
W całości Ciebie popieram i wierz mi, iż będąc w Twojej sytuacji zachowałbym się tak samo jak Ty.

Dzięki za wsparcie i dobre słowo :-)

474

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wywiozlem wieczorem mojej zonce kolejne dwa wory ciuchow do pracy, kurcze z 70kg tego bylo, niezly lumpeks moglbym otworzyc wink. Popatrzyla na mnie i powiedzia, ze przeciez sama mogla zabrac te rzeczy i nie potrzebnie robie sceny. Odpowiedzialem spokojnie, ze miesiac ja prosilem o ich zabranie a ona tego nie zrobila i,ze jutro przywioze nastepne jej rzeczy iwyszedlem. Niech  sie wynosi z naszego domu i zycia w 100%.

Bravo!!!
Wreszcie pooowolutku dociera do Ciebie , jaki z niej czlowiek. No i ze nie warto swojego zycia przez nia marnowac...

475

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wywiozlem wieczorem mojej zonce kolejne dwa wory ciuchow do pracy, kurcze z 70kg tego bylo, niezly lumpeks moglbym otworzyc wink. Popatrzyla na mnie i powiedzia, ze przeciez sama mogla zabrac te rzeczy i nie potrzebnie robie sceny. Odpowiedzialem spokojnie, ze miesiac ja prosilem o ich zabranie a ona tego nie zrobila i,ze jutro przywioze nastepne jej rzeczy iwyszedlem. Niech  sie wynosi z naszego domu i zycia w 100%.

Bravo!!!
Wreszcie pooowolutku dociera do Ciebie , jaki z niej czlowiek. No i ze nie warto swojego zycia przez nia marnowac...

Kurcze i znów mam mętlik w głowie :-( Była dzisiaj, usiadła obok i przepraszała za przedwczorajszą awanturę, za to że mnie pogryzła, też ją przeprosiłem. Przytuliła sie i zaczęła opowiadać, że strasznie jej ciężko, że ma mętlik w głowie, że nie wie co ma robic. Mówiła, że wszyscy się od niej odwrócili, źe własna matka się jej wyparła i nie chce jej znać. Tak mi się żaliła a w jej oczach były łzy, głos jej się łamał. A ja na nią patrzyłem i myślałem, że mi serce pęknie, tak mi jej szkoda sie zrobiło. Chciałbym być obojętny, ale nie potrafię, za bardzo ją kocham. :-(

476

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ups.

I co teraz?

477 Ostatnio edytowany przez Iwona40 (2015-02-21 22:31:07)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Sam jestem ciekaw co dalej bedzie, najwazniejsze, ze nie czuje juz przed tym strachu.Teraz niech ona zyje w niepewnosci i z obawa, co zrobi jak ja kochas w tylek kopnie gdy mu sie juz znudzi. Rownierz pozdrawiam smile

Piotr, chyba "nie wymiękasz"? Ona zaczyna swoją grę- grę na litość, a tak naprawdę knuje z kochankiem. Jakoś ona nie miała skrupułów wobec ciebie i dzieci, żeby zamieszkać z kochankiem, a teraz kiedy Realnie wziąłeś sprawy w swoje ręce, tak "nagle" sumienie ją ruszyło? Chcesz być dla niej tylko opcją? Ona przecież ciebie nie kocha. Teatr twojej żony dopiero się zaczyna. Przepraszam, ale nie chcę ciebie urazić, bo darzysz ją jeszcze miłością, ale bądź obiektywny. Walcz o siebie. Pozdrawiam.
edit: Jakie były prawdziwe powody jej wizyty u ciebie?
1.wyrachowanie- pozorny żal, chęć poprawy swojego wizerunku w oczach rodziny, znajomych (odwracają się od niej),nie chce ponosić kosztów swojego romansu (wynajęte mieszkanie kosztuje, domysla się że możesz też wystąpić o alimenty na dzieci)/bardziej to ją obchodzi niż wyrządzona krzywda tobie i dzieciom
2.jej kłótnie z kochasiem- nie jest tak rózowo jak sobie wyobrażała?

478

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wywiozlem wieczorem mojej zonce kolejne dwa wory ciuchow do pracy, kurcze z 70kg tego bylo, niezly lumpeks moglbym otworzyc wink. Popatrzyla na mnie i powiedzia, ze przeciez sama mogla zabrac te rzeczy i nie potrzebnie robie sceny. Odpowiedzialem spokojnie, ze miesiac ja prosilem o ich zabranie a ona tego nie zrobila i,ze jutro przywioze nastepne jej rzeczy iwyszedlem. Niech  sie wynosi z naszego domu i zycia w 100%.

Bravo!!!
Wreszcie pooowolutku dociera do Ciebie , jaki z niej czlowiek. No i ze nie warto swojego zycia przez nia marnowac...

Kurcze i znów mam mętlik w głowie :-( Była dzisiaj, usiadła obok i przepraszała za przedwczorajszą awanturę, za to że mnie pogryzła, też ją przeprosiłem. Przytuliła sie i zaczęła opowiadać, że strasznie jej ciężko, że ma mętlik w głowie, że nie wie co ma robic. Mówiła, że wszyscy się od niej odwrócili, źe własna matka się jej wyparła i nie chce jej znać. Tak mi się żaliła a w jej oczach były łzy, głos jej się łamał. A ja na nią patrzyłem i myślałem, że mi serce pęknie, tak mi jej szkoda sie zrobiło. Chciałbym być obojętny, ale nie potrafię, za bardzo ją kocham. :-(

Noz kurcze, zupelnie jak alkoholik gdy chce sobie zapewnic komfort picia i spokoj. A Ty reagujesz zupelnie tak jak zona alkoholika. Zal Ci, ona biedna, nieszczesliwa. A wez przytul ja, pocaluj w glowke i powiedz idz kochanie dowiedz sie czego chcesz ja na Ciebie bede zawsze czekal....

Nie wyglupijaj sie Piotrek, ona sie nie ocknie dopuki zupelnie nie dotknie dna, Toje wspolczucie, pekajace serce i jakakolwiek doza litosci tylko to opoznia. Jesli ja faktycznie kochasz to pozwol jej dorosnac, a nie przytulaj jak tatus.

479

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Jozefina napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:

Bravo!!!
Wreszcie pooowolutku dociera do Ciebie , jaki z niej czlowiek. No i ze nie warto swojego zycia przez nia marnowac...

Kurcze i znów mam mętlik w głowie :-( Była dzisiaj, usiadła obok i przepraszała za przedwczorajszą awanturę, za to że mnie pogryzła, też ją przeprosiłem. Przytuliła sie i zaczęła opowiadać, że strasznie jej ciężko, że ma mętlik w głowie, że nie wie co ma robic. Mówiła, że wszyscy się od niej odwrócili, źe własna matka się jej wyparła i nie chce jej znać. Tak mi się żaliła a w jej oczach były łzy, głos jej się łamał. A ja na nią patrzyłem i myślałem, że mi serce pęknie, tak mi jej szkoda sie zrobiło. Chciałbym być obojętny, ale nie potrafię, za bardzo ją kocham. :-(

Noz kurcze, zupelnie jak alkoholik gdy chce sobie zapewnic komfort picia i spokoj. A Ty reagujesz zupelnie tak jak zona alkoholika. Zal Ci, ona biedna, nieszczesliwa. A wez przytul ja, pocaluj w glowke i powiedz idz kochanie dowiedz sie czego chcesz ja na Ciebie bede zawsze czekal....

Nie wyglupijaj sie Piotrek, ona sie nie ocknie dopuki zupelnie nie dotknie dna, Toje wspolczucie, pekajace serce i jakakolwiek doza litosci tylko to opoznia. Jesli ja faktycznie kochasz to pozwol jej dorosnac, a nie przytulaj jak tatus.

Ja nigdy nie potrafiłem patrzeć spokojnie gdy ona płakała, tak mi zawsze serce miękło na ten widok, największa złość mi wtedy przechodziła. Wydaje mi  się, że ona w tym co dzisiaj mowiła i jak się zachowywała była szczera. Sama zainicjowala rozmowe, czego wczesniej nie robila, poczekam jak sie dalej
bedzie zachowywac, ale mysle, ze ona zaczyna dostrzegac jak bardzo sie pomylila. Ja ze swoich planow nie rezygnuje, w czwartek kolejna wizyta u adwokata i pisanie pozwu rozwodowego a dla dzieci psycholog. Kurcze a już miałem w miarę poukładane w glowie i wszystko szlag trafił :(

480

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze jeżeli teraz nie pokażesz jej miejsca w szyku to ona " ta biedula, ta pokrzywdzona przez los " bo to Twoja " wina", że wcisnąłeś ją kchankowi i to na siłe w ręce Ciebie wykorzysta do cna.
Ona wie, że Ty ją kochasz i jesteś w stanie jej wybaczyć bzykanie się czy też robienie loda innemu facetowi.
Ona teraz żeruje na Twoich uczuciach.
Czy tego oczekujesz?
Wierz mi, że ja będąc na Twoim miejscu to z bólem serca dawno kopnąłbym ją w doopę.
Gdzie szacunek do Ciebie, gdzie miłość http://emotikona.pl/emotikony/pic/niewiem.gif.
Kim Ty teraz dla niej jesteś http://emotikona.pl/emotikony/pic/niewiem.gif.
Na koniec powiem Ci, że jestem 38 lat po ślubie i moja żona nigdy nie zauroczyła się w innym ( chyba, że nie wiem ) http://emotikona.pl/emotikony/pic/2smiech.gif.
Są między nami różnice zdań, są kłótnie ale my nie wyobrażami sobie innych partnerów.
A wiesz dlaczego?
Bo my sie kochamy.
Ja bezgranicznie kocham swoją żonę.
Ona kocha mnie ( czy bezgranicznie ? Tego nie wiem, ale myślę, że tak bo miała dużo powodów aby kopnąć mnie w doopę) i u nas nie bylo opcji, że ktoś inny wszedłby w nasze życie.
Jeżeli ktoś próbował to był natychmiast wycinany, my byliśmy, jesteśmy i będziemy monolitem.
Natomiast Twoja źona dała ciała i fizycznie i psychicznie, niestety.

481

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
renesans napisał/a:
in_ka napisał/a:

chyba, jesteś chory...

Podtrzymuję!
Chyba że dążysz do tego żeby orzeczono jej niepoczytalność.



Czyli żyjecie w trójkącie?

Piotr przyjmij, pana pod dach i niech wszyscy będą szczęśliwi...

Chodźmy spać...
Tego dziś nie rozwiążemy, pora odpocząć.

To nie chodzi o żadne trójkąty, chodzi o to, żebym miał motywację do dalszej walki o moją żonę, a ta bliskość jest mi do tego niezbędna. Nie wiem, może podświadomie czuję, że dzięki temu ona nie zapomni tej bliskości jaka między nami była jeszcze całkiem niedawno, nie zapomni mojego dotyku i w końcu się ocknie z tego w czym się teraz znajduje. sad

Ja też myślałam, że trzeba walczyć o małżeństwo. O szczęście. O jak ja kochałam !
Ocknij się chłopie !
Ona wróci do ciebie. Pewnie. Bo jeśli to co piszesz jest prawdą, to tamten ciśnie ją jak szmacianą lalke w kąt. Znajdzie nowa, naiwna.
Okreslasz tamtego brzydkimi epitetami. Ok facet, ktory rozbija rodzinę nie zasługuje na szacunek, ale myślisz, że groził jej bronią ? Szantażował ? Ona jest dorosła. Sama podejmuje decyzje.
Wiec ocknij się i zacząć żyć nowym życiem. O dzieci zadbaj i o ich przyszłość.
Idz do sądu. Złóż pozew o alimenty.

482

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
kanouga napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
renesans napisał/a:

Podtrzymuję!
Chyba że dążysz do tego żeby orzeczono jej niepoczytalność.



Czyli żyjecie w trójkącie?

Piotr przyjmij, pana pod dach i niech wszyscy będą szczęśliwi...

Chodźmy spać...
Tego dziś nie rozwiążemy, pora odpocząć.

To nie chodzi o żadne trójkąty, chodzi o to, żebym miał motywację do dalszej walki o moją żonę, a ta bliskość jest mi do tego niezbędna. Nie wiem, może podświadomie czuję, że dzięki temu ona nie zapomni tej bliskości jaka między nami była jeszcze całkiem niedawno, nie zapomni mojego dotyku i w końcu się ocknie z tego w czym się teraz znajduje. sad

Ja też myślałam, że trzeba walczyć o małżeństwo. O szczęście. O jak ja kochałam !
Ocknij się chłopie !
Ona wróci do ciebie. Pewnie. Bo jeśli to co piszesz jest prawdą, to tamten ciśnie ją jak szmacianą lalke w kąt. Znajdzie nowa, naiwna.
Okreslasz tamtego brzydkimi epitetami. Ok facet, ktory rozbija rodzinę nie zasługuje na szacunek, ale myślisz, że groził jej bronią ? Szantażował ? Ona jest dorosła. Sama podejmuje decyzje.
Wiec ocknij się i zacząć żyć nowym życiem. O dzieci zadbaj i o ich przyszłość.
Idz do sądu. Złóż pozew o alimenty.

Tak łatwo wam mówić kopnij ją w cztery litery, pokaż gdzie jej miejsce. Wiem, że w sumie macie rację, ale jak zapomnieć? Jak nie myśleć o tych wspólnie spędzonych jak by nie patrzeć szczęśliwie latach? Jak wymazać wspomnienia, nie potrafię. Jak ją widzę to wszystko wraca, każdy jej uśmiech, każde kocham cię, każdy pocałunek, noce spędzone na plaży, nawet te z ostatnich wakacji, to takie trudne. Dzisiaj w nocy mnie nosiło żeby wysłać jej smsa jak bardzo ją kocham, jak mi jej brakuje, ale jakoś się powstrzymałem, nie ma chwili żebym o niej nie myślał. Szkoda, że nie można we własnym umyśle zrobić resetu. Owszem, określam go brzydkimi epitetami, bo dla mnie każdy człowiek, obojętnie kobieta czy mężczyzna, który wpierdziela się w małżeństwo to najgorsza gnida, nie zasługująca na szacunek. Jak ja żałuję, że nie udało mi się go dorwać, miałbym chociaż satysfakcję, że dostałby to na co zasłużył. Teraz emocje opadły więc myślę trochę bardziej racjonalnie i nie zrobię tego na co mam ochotę, bo wiem jakie mogą być tego konsekwencje.

483

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze dzień dobry.
Wiem, że moje słowa pisane tutaj wcale jakieś magicznie pomocne nie są, ale tak sobie pomyślałam (obserwując inne wątki, też te "odwrotne" do Twojego),
że jeśli uda Ci się "nie wymięknąć" w Jej stronę i nadal kierować się tym co sobie poukładałeś w głowie i czynach... to sam wtedy zaobserwujesz Jej reakcję.
Bo jeśli po jakimś czasie Twojej silnej postawy pojawi się w Niej gniew (że nie udał się plan zmiękczenia Cię),
będziesz wtedy wiedział na ile Jej obecny nastrój i łzy są prawdziwe (bo się pogubiła, bo żałuje, bo jest chora),
a na ile - jak tu Ci piszą - są zagraniem by się "zabezpieczyć" opieką z Twojej strony.

Nie chcę Cię do niczego namawiać (nie mam ABSOLUTNIE prawa), bo oczywiście opcja że Ona jest teraz "prawdziwa" - Jej zachowanie i łzy... jest jak najbardziej możliwa.
Ale jeśli znajdziesz siłę by wytrwać w swoich postanowieniach, to może uda się  nic nie stracić, a tylko zyskasz.

DOBREJ niedzieli z chłopcami!

484 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-02-22 15:00:10)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Tak łatwo wam mówić kopnij ją w cztery litery, pokaż gdzie jej miejsce. Wiem, że w sumie macie rację, ale jak zapomnieć? Jak nie myśleć o tych wspólnie spędzonych jak by nie patrzeć szczęśliwie latach? Jak wymazać wspomnienia, nie potrafię. Jak ją widzę to wszystko wraca, każdy jej uśmiech, każde kocham cię, każdy pocałunek, noce spędzone na plaży, nawet te z ostatnich wakacji, to takie trudne. Dzisiaj w nocy mnie nosiło żeby wysłać jej smsa jak bardzo ją kocham, jak mi jej brakuje, ale jakoś się powstrzymałem, nie ma chwili żebym o niej nie myślał. Szkoda, że nie można we własnym umyśle zrobić resetu. Owszem, określam go brzydkimi epitetami, bo dla mnie każdy człowiek, obojętnie kobieta czy mężczyzna, który wpierdziela się w małżeństwo to najgorsza gnida, nie zasługująca na szacunek. Jak ja żałuję, że nie udało mi się go dorwać, miałbym chociaż satysfakcję, że dostałby to na co zasłużył. Teraz emocje opadły więc myślę trochę bardziej racjonalnie i nie zrobię tego na co mam ochotę, bo wiem jakie mogą być tego konsekwencje.

Piotr,
Żadna skrajność nie jest dobrym rozwiązaniem w skrajnej sytuacji.
Spróbuj spojrzeć na sytuację, która dotyczy Ciebie jakby dotyczyła Twojego przyjaciela, na którym Tobie zakeży, którego szczęście jest dla Ciebie ważne i któremu chcesz pomóc w trudnej sytuacji szukać najlepszego rozwiązania. Wyobraź sobie, że on jest strasznie zagubiony, poraniony i potrzebuje rozsądnego osądu z zewnątrz.
Co mu powiesz w sytuacji, w której żona rzyciła go dla kochanka. I to żona, dla której był on bardziej opiekunem niż partnerem, przyjacielem i kochankiem; żona, która wykorzystywała jego "słabość" do niej, by zapewnić sobie spokojne, bezpieczne życie; żona, którą on kochał a ona go nie kochała i nawet nie miała dla niego minimum szacunku i przyzwoitości aby liczyć się z jego uczuciami, porzucając z dnia na dzień jego i ich dzieci?
Co mu doradzisz, gdy zobaczysz, że ta żona, do której zaczyna docierać, że "nowe życie" może mieć niekoniecznie bajkowy scenariusz i zacznie sorawdzać, czy Twój przyjaciel czeka na nią jak wierny pies, po czym wróci do kochanka zostawiając go w poczuciu niepewności, z odrobiną nadziei na powrót do tego co było? A Ty wiesz, że ona go nie kocha, nie liczy się z jego uczuciami i tylko szykuje sobie miękkie lądowanie na wypadek, gdyby jej prawdziwy wybór okazał się porażką. Co wówczas byś mu doradził?

Piotr, czy nie sądzisz, że Twój przyjaciel zasługuje na to, aby być dla kogoś pępkiem świata; kogoś, dla kogo nie będzie kołem zapasowym tylko wymarzonym lśniącym autem? Będziesz mu kibicował, aby jak frajer czekał aż jego żona znudzi się kochankowi, aby ją przyjąć pozornie skruszoną a w rzeczywistości szukającą miejsca do bezpiecznego lądowania?

485 Ostatnio edytowany przez lifrinat (2015-02-22 16:29:20)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ja myślę, że to jest dobry moment aby sprawy rozwodowe, podział majątku, opiekę nad dziećmi poprowadzić w dużo bardziej spokojniejszy sposób niż do tej pory cała ta szarpanina. To się już stało. Ona odeszła. Z pewnością Piotrze ona była z tobą szczera, bo wybrała coś, za co społecznie została potępiona, ostarcyzm społeczny, z którym będzie musiała się zmierzyć, może być trudny do udźwignięcia. Żaliła ci się jak przyjacielowi. Ale to jest już jej życie, konsekwencje jej decyzji. Ty też musisz się zmierzyć ze zdradą, odejściem żony, rozwodem. Pomimo tego co się stało, zachęcam do porządkowania spraw bez skrajnych emocji. Nie szarpcie się tak, nie warto tak się traktować. W imię tego co, kiedyś było pomiędzy wami. Macie wspólne dzieci. Super by było jeśli po rozwodzie mielibyście poprawne relacje. Mam nadzieję, że zrozumiesz też kiedyś moje mocne wypowiedzi w twoją stronę. Po prostu, może ja już jestem po takim rozstaniu, patrzę na to z dystansem. Po ludzku też rozumiem twoje zachowania (łącznie z wywożeniem rzeczy żonie w workach do pracy smile.

486 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2015-02-22 20:57:44)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jednak to prawda, że fałszywi ludzie takimi pozostaja sad Wspaniala kochajaca matka, nie przyjechala dzis do synów, zadzwoniła po 16 do starszego powiedziała, że dopiero wstała a ma teraz nocki, wiec na 18 idzie do pracy. Oczywiście skłamała, że tak długo spała, bo o 14 grzebala na fb i zmienila haslo, zawsze mielismy wspolne haslo do naszych kont. Jak można własne dziecko oszukiwać dla jakiegoś patałacha. Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi. Aja głupi myślałem wczoraj, że faktycznie coś do niej dociera, naiwniak. Dobrze ktoś z was napisał, że jej wczorajsze zachowanie to jakaś gierka. Kurcze jak się uodpornić na coś takiego?

487 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-02-22 21:15:30)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze: często mi powtarzają, że uogólniam, za bardzo emocjonalnie podchodzę. Ja jestem własnie po tym wszystkim ... Twoje opisy są takie, jakbyś wiedział co czułem jeszcze jakiś czas temu.
Wiem co myślisz, wiem co czujesz jak piszesz, że to nie łatwe tak zapomnieć. Zgadza się. Ja tez miałem "jazdę".  Też kochałem, czekałem, sam sobie wmawiałem, że jest gdzie indziej choć bilingi, sytuacje i niuanse nie pozwalały bym tak myślał, a jednak. Szukałem we wszystkim tego, że to ja się mylę. Sam sobie wmówiłem, ze mam "coś" z głową, że mi się wydaje, a jednak się nie myliłem. Psycholog uświadomił mi, że jest ze mną ok. Było kilka płaczliwych dni (bż), że ona się pomyliła, że wcale nie przestała kochać, że teraz się będzie starać, naprawimy wszystko. 1-3 dni i wracało do "normy". Okazywało się, że się wtedy z kochankiem pokłócili ale już się pogodzili. U Ciebie własnie dziś wydarzyło się to co powinno Ci uświadomić na ile wczorajsze te łzy i wyznania były szczere.Otóż szczerość = 0
1. Próbuje się do Ciebie zbliżyć, bo wie, że masz dowody przeciwko niej, ona chce to przeczekać, może nawet się będzie próbowała Ci wcisnąć do łózka. Chce przeczekać i Ciebie też na czymś złapać. By bilans był zerowy, wtedy rozwód bez orzekania itd.
2. Ona ma "doradcę" i bzykacza, któremu robi dobrze, który jej mówi co ma robić. Czy już o tym zapomniałeś ?
3. On ją na pewno kopnie wcześnie czy później w doopę, ale Ty już wtedy powinieneś mieć po temacie.

Ja tak "dylematowałem" wiele miesięcy, a i tak doszło do nieuchronnego. Gdybym wtedy się rozwiódł, byłby ten sam efekt ale ja byłbym o wiele młodszy.

488

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No cóż Piotrze, kolejny raz żona oszukała ciebie i dzieci, przykre to zwłaszcza dla dzieci. Natomiast postaraj się chłopców odsuwać od swoich spostrzeżeń na temat ich matki, jeżeli możesz to nie wyrażaj się o niej zle przy nich. Najlepsze co możesz dla nich zrobić w takich momentach, to zapewniać o swojej miłości, dawać im wsparcie, wyrażać żal że matka nie dotrzymuje słowa oraz zapewnienie o tym, że to nie ich wina. To będzie w porządku z twojej strony wobec dzieci, gdy nie będziesz wchodził w skrajne emocje i przenosił swoja frustrację, żal i złosć na dzieci. Popatrz już ponad miesiąc? dajesz radę bez niej, organizujesz chłopakom czas i spędzasz z nimi szczęśliwe chwile. Bez niej można żyć i być szczęśliwym, ona nie jest przecież wyznacznikiem twojego szczęścia. Ty sam jesteś fundamentem własnego szczęścia Piotrze. Spróbuj może pożegnać się z żoną w formie listu, którego do niej nie wyślesz. Pożegnaj się ze swoją przeszłością, to bardzo pomaga. Możesz być szzczęśliwy będąc sam z dziecmi. Pomyśl może o tym. A co u ciebie słychać w nowej pracy?

489

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:

No cóż Piotrze, kolejny raz żona oszukała ciebie i dzieci, przykre to zwłaszcza dla dzieci. Natomiast postaraj się chłopców odsuwać od swoich spostrzeżeń na temat ich matki, jeżeli możesz to nie wyrażaj się o niej zle przy nich. Najlepsze co możesz dla nich zrobić w takich momentach, to zapewniać o swojej miłości, dawać im wsparcie, wyrażać żal że matka nie dotrzymuje słowa oraz zapewnienie o tym, że to nie ich wina. To będzie w porządku z twojej strony wobec dzieci, gdy nie będziesz wchodził w skrajne emocje i przenosił swoja frustrację, żal i złosć na dzieci. Popatrz już ponad miesiąc? dajesz radę bez niej, organizujesz chłopakom czas i spędzasz z nimi szczęśliwe chwile. Bez niej można żyć i być szczęśliwym, ona nie jest przecież wyznacznikiem twojego szczęścia. Ty sam jesteś fundamentem własnego szczęścia Piotrze. Spróbuj może pożegnać się z żoną w formie listu, którego do niej nie wyślesz. Pożegnaj się ze swoją przeszłością, to bardzo pomaga. Możesz być szzczęśliwy będąc sam z dziecmi. Pomyśl może o tym. A co u ciebie słychać w nowej pracy?

W środę dopiero podpisuję umowę myślę, że będzie ok, wracam do czegoś co już kiedyś robiłem przez 8 lat. Więcej ruchu, jazdy po okolicy, spotkań z ludźmi, łatwiej będzie zapomnieć o tych problemach.

490

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Tak, na pewno łatwiej tobie będzie wyłaczyc się od problemów z zoną. Nowa praca to nowe wyzwania, możliwości, zmiana trybu zycia. Życze tobie by były to zmiany na lepsze  smile

491

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:

Tak, na pewno łatwiej tobie będzie wyłaczyc się od problemów z zoną. Nowa praca to nowe wyzwania, możliwości, zmiana trybu zycia. Życze tobie by były to zmiany na lepsze  smile

Dziękuję.

492

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr się po prostu w końcu bardzo zdenerwował. To normalne przy rozstaniu. Niestety przy rozstaniu dzieci będą cierpieć zawsze. To niestety nie ulega wątpliwości, ale do Ciebie, Piotrze, należy teraz zadanie, aby jak najszybciej to ukrócić. Te trzy miesiące to o dwa i pół za dużo. Wiem, że łatwo się siedzi na kanapie i udziela dobrych rad, ale robię to po to, aby te Twoje dzieci naprawdę stały się teraz najważniejsze. Pomyślałabym o zaproszeniu jakiegoś psychologa dziecięcego albo Twoją wizytę u psychologa, który pomoże Ci z nimi rozmawiać. W każdym wieku rozstanie rodziców to dla dzieci trauma, nawet jak są już dorosłe. Bo Ty jako mężczyzna jesteś zorientowany na cel - zabrać dzieci jak najdalej od kochanka żony - ok, ale zanim to się stanie, zadbaj o nie.

493

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
panibaronowa napisał/a:

Piotr się po prostu w końcu bardzo zdenerwował. To normalne przy rozstaniu. Niestety przy rozstaniu dzieci będą cierpieć zawsze. To niestety nie ulega wątpliwości, ale do Ciebie, Piotrze, należy teraz zadanie, aby jak najszybciej to ukrócić. Te trzy miesiące to o dwa i pół za dużo. Wiem, że łatwo się siedzi na kanapie i udziela dobrych rad, ale robię to po to, aby te Twoje dzieci naprawdę stały się teraz najważniejsze. Pomyślałabym o zaproszeniu jakiegoś psychologa dziecięcego albo Twoją wizytę u psychologa, który pomoże Ci z nimi rozmawiać. W każdym wieku rozstanie rodziców to dla dzieci trauma, nawet jak są już dorosłe. Bo Ty jako mężczyzna jesteś zorientowany na cel - zabrać dzieci jak najdalej od kochanka żony - ok, ale zanim to się stanie, zadbaj o nie.

W czwartek maja umowiona wizyte u psychologa, adwokatka tez mi to radzila, wiec ich zapisalem. Niech porozmawiaja z psychologiem, napewno to im nie zaszkodzi. Ciekawy jestem tylko co żona powie na ta wizyte. Cos czuje, ze bedzie zla i zaraz uslysze, ze znow robie cos na pokaz sad

494

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

żonie nie musisz nawet mówić. Robisz to dla nich. Nie pamiętam, ile Twoje dzieci mają lat, ale uwierz mi, teraz bardziej niż kiedykolwiek  potrzebują wsparcia, z każdej strony, z której może przyjść.

495

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Daj sobie spokój i nie czekaj na zonę.

496 Ostatnio edytowany przez Archerro (2015-02-23 05:01:11)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Cos czuje, ze bedzie zla i zaraz uslysze, ze znow robie cos na pokaz sad

Piotr74 napisał/a:

Przytuliła sie i zaczęła opowiadać, że strasznie jej ciężko, że ma mętlik w głowie, że nie wie co ma robic. Mówiła, że wszyscy się od niej odwrócili, źe własna matka się jej wyparła i nie chce jej znać. Tak mi się żaliła a w jej oczach były łzy, głos jej się łamał.

Piotr, kurczę...Dzieci idą do psychologa dla ICH dobra, bo się o nie martwisz!
Nie musiałyby iść, gdyby Twoja żona nie zrobiła Ci takiego numeru.
A Ty się zastanawiasz, że ona będzie zła i pomyśli, że robisz to na pokaz?
Ty w przeciwieństwie do niej jesteś odpowiedzialnym
rodzicem i patrzysz na dobro chłopaków.

Być może od czasu do czasu odzywają się w niej wyrzuty sumienia* i wtedy
pretensjami do Ciebie próbuje je w sobie zabić,
Powoli dociera do niej, że coraz szersze
kręgi zataczają konsekwencje jej pierwotnej decyzji -zdrada
Twoje działania powodują, że żona wychodzi ze swojej sfery komfortu psychicznego.
Kolejne Twoje kroki uświadamiają jej powagę sytuacji,
a także zmieniają jej percepcje własnego wizerunku.
Trudno uporać się ze świadomością,
że jest się złym człowiekiem, że czyni się zło i że się kogoś krzywdzi.
Ty jesteś chodzącym memento, że ona źle robi.
Być może również z tego samego powodu unika kontaktu z synami -
który to już raz do nich nie przyjeżdża  (?)
Często jeszcze w przyszłości jej zachowania
mogą być irracjonalne i bardzo emocjonalne.
Do tego oczywiście dochodzi zwykły strach,
że zostanie na lodzie - gdyby nie wyszło jej z fagasem.
[to co pisali poprzednicy]

*ewentualne wyrzuty sumienia - powodują u niej dyskomfort,
ale nie oznaczają automatycznie chęci powrotu - piszę to,
abyś nie zaczął rozkminiać teraz tego sformułowania. wink


Pozdrawiam.

497 Ostatnio edytowany przez Lexpar (2015-02-23 07:59:06)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Aurora,
Jest mi niezmiernie przykro jeśli poczułaś się dotknięta moim postem. Przepraszam.
Bardzo współczuję dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce w Twoim życiu.
Jednak w żadnym wypadku nie było moją intencją jakakolwiek ocena, czy też wysuwanie hipotez i wniosków co do Twoich pobudek i kryteriów wyboru męża. Dlatego, że ani nie czuję się uprawniona, ani kompetentna do wydawania osądów i wysnuwania wniosków, a dodatkowo chyba sama mam nieco deficytów w obszarze przeszłych kryteriów wyboru odnośnie męża big_smile
Dla mnie historia, którą przedstawiłaś jest pouczająca, bo wyciągnęłam z niej naukę i wnioski, aby nie traktować wykształcenia jako kryterium do wyboru kandydata na życiowego partnera, gdyż jak pokazują Twoje doświadczenia należy dodatkowo sprawdzić kandydata/kę pod kątem innych wg mnie dużo bardziej istotnych parametrów, warunkujących udany związek.

Wszystko to działo się lata świetlne temu i na szczęście w bardzo ograniczonym przedziale czasowym, gdy w desperacji mój były mąż przekroczył tę cieniutką granicę pomiędzy agresją słowną a czynną. A gdy się kogoś uderzy raz, to drugi i trzeci przychodzi o wiele łatwiej... Pewnie uciekłabym już po pierwszym ataku, ale w domu był kilkunastomiesięczny brzdąc, a ja wierzyłam w lakoniczne "wszystko się jakoś poukłada"...
Dlatego nie jest mi przykro, Przyszłość. Tym bardziej, że winę za to nieudane małżeństwo ponoszę w dużej mierze ja, tyle, że do dziś uważam, że jednak można to było rozwiązać bez bicia.

Od chwili zamieszczenia przez ET tych wpisów, przebiegam pamięcią po wszystkich parach małżeńskich, które znam. Niestety nie znajduję korelacji, o której była mowa. Uważam, że nikt nie rodzi się dobrym/złym kandydatem na narzeczonego/męża/ojca (analogicznie w przypadku kobiet). Z wolnej woli człowiek się nim staje. Uczy się lub nie wypełniać te role społeczne. A ja jestem pełna wiary, że: "Impossible is nothing". Inaczej życie wielu ludzi, którym się nie poszczęściło, zawieranie małżeństw, wspólne pokonywanie kryzysów, powoływanie na świat dzieci nie miałoby najmniejszego sensu. A ma.
Zatem, im wyższa góra, tym piękniejszy widok...
Nie znam dokładnie Twojej historii, Przyszłość, ale z tych fragmentów, na które natknęłam się w wątkach, które razem czytamy, wyłania się małżeńska Annapurna, na którą tak dzielnie się wspinasz. Żywię ogromną nadzieję, że dotrzesz na szczyt, zatryumfujesz i powiesz sobie: "dobrego wyboru męża dokonałam"...

Powodzenia!

Aurora wielki szacun dla Ciebie http://emotikona.pl/emotikony/pic/0recourse.gif.
Jesteś bardzo mądrą kobietą.

498

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

S

maniek_z_maniek napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Co Ty na to?

Widziałem tu opisy dwu typów przemocowców.

SADYSTA - odczuwa satysfakcję z poniżania innych ludzi - w tle jest zwykle obserwacja osoby znaczącej poniżającej kogoś i bycie poniżanym samemu. Wykształcenie nie zabezpiecza przed byciem ofiarą przemocy lub obserwatorem przemocy jeśli rozpatrujemu je (INACZEJ NIŻ TO NAPISAŁEM) poza kontekstem innych właściwości. Był tu wątek dziewczyny, której facet rozwalał w gniewie komórki a potem, "bo przez nią rozwalił Ipoda" - zmuszał ją do odkupywania ich sobie (dziewczyna brała nawet jakieś kredyty). Wystarczy przyjrzeć się empatii i metodom działania - często w tle są cechy psychopatyczne - bezwzględny pragmatyzm dążący po trupach do celu. Kiedyś rozmawiałem 10 min telefonicznie z świeżopoślubionym mężem znajomej i po tych dziesięciu minutach wiedziałem, że czeka ją koszmar (chciał na mnie wymusić coś czego nie chciałem mu dać - hehe;-) niedoczekanie ;-) . Uciekła potem przed nim kilka krajów dalej. A to fajna dziewczyna była. Wg. donosów spokój odzyskała niedawno. 12 lat "w plecy". Tu ucieczka to jedyna droga :-( To sytuacja w której zadziałać może właściwie tylko policja.

Druga grupa to "nabyty przemocowiec" - gdy trafia na partnerkę dobrze posługującą się przekłamaniami komunikacyjnymi. Związek dwojga ludzi może mieć element stałej walki o ważność, proirytet potrzeb jednej i drugiej strony. Każdy walczy jak umie. Jeśli do tego dodać jakąś występującą u delikwenta bazową trudność w artykułowaniu własnych potrzeb, powstaje człowiek, który wielokrotnie wymanewrowywany przez partnerkę nie potrafi podjąć gry na jej poziomie, stale przegrywa swoje potrzeby w związku i w końcu czując, że to niesprawiedliwe idzie na skróty. W skrajnym przypadku partnerka  celowo zaognia sytuację aby do sytuacji przemocy doprowadzić, tak czyni jeśli dobrze umie "grać kartą" poczucia winy. Przemoc jest tu wyrazem rozpaczy i niemożności poradzenia sobie z grą "no fair". Coś takiego trochę przypominał wątek Roberta - wydaje mi się że tam był możliwy taki mechanizm. Takim przemocowcem może stać się wielu pozornie normalnych ludzi, zwłąszcza człowiek, który wcześniej nie zetknął się z tego rodzaju grą i nie jest w niej dobry - nie każdy umie po prostu zabrać manatki i się zwinąć, nie każdy ma 100% kontrolę emocji. Powinno to pójść na jakieś terapii z zakresu kontroli i wyrażania emocji + nauka niefałszowania komunikacji w związku przez oboje.

Nie wiem czy to już wszystkie warianty, może jeszcze jakiś tu jeszcze opiszą.
To ja na to :-)

Widzisz czasami madrze piszesz, cos widzisz ale brakuje odniesienia do rzeczywistości, swoistej kropki nad i, czy skonkretyzowania myśli. Zgodze się tutaj z druga czescia Twojej wypowiedzi. W tym związku była przemoc psychiczna wyrazona wlasnie narzucaniem na sile drugiej stronie zachowania (codzienny kontakt z inna) której druga strona nie akceptowala. To doprowadzilo do tragedii w tym malzenstwie bo w końcu druga strona "zareagowala". Oboje się ranili przez jakiś czas. To przecież jest oczywiste. A to ze autor odrzuca to nie ma znaczenia, bo fakty sa takie jakie sa. Za sytuacje kryzysu w tym malzenstwie ponosi wine glownie on, lub oboje jeśli wziasc pod uwagę ze oboje utrzymywali pewne kontakty pozamalzenskie a chciałbym tu podkreslic ze nie było to kontakty wspólne, towarzyskie które utrzymywali by razem oboje z tymi samymi osobami za obopolna zgoda. Tej zgody nie było. I tak jak w watku Roberta "przyciskanie autora" lub "chec wypowiedzi autora" obnaza dalsze aspekty jego osbowosci. W opisanej ostatnio sytuacji nie ma znaczenia to ze poniosły go emocje ale to ze uzyskal "dowody" w sposób niegodny, niezgodny z prawem na sile, nie podstępem ale metoda brute force. Po prostu niezależnie od slusznosciu czy nie takiego postepowania jest to jedynie kolejnym objawem sposobu w jaki rozne sprawy były rozwiazywane w tym malzenstwie gdzie bylo tylko narzucanie własnego zdania być może sobie nawzajem przez oboje. Zona w końcu od tego uciekla wpadając w jeszcze większy problem jak to będzie z perpektywy czasu. Mnie się nawet wydaje ze u niej był to jakiś mechanizm obronny który zle ukierunkowanie zadzialal ale jaki miała inny sposób przerwania relacji z kims kto stosowal wobec niej przemoc psychiczna? Mogla w tym trwac, buntowala się ale bunt nie zadzialal. Zostala całkowicie zignorowana. Tak to działa, taki jest mechanizm działania tej psychiki. Zauwazcie ze w watku Roberta tez "nie miałem racji" az do samego końca gdzie jednak okazało się ze intuicja mnie nie mylila. To nie znaczy ze inni nie mieli racji ale ze uważam patrzyłem na problem od strony praktycznej. Robert widział rozne nieprawidłowe elementy swojego związku ale jedynie oczekiwal zmian z drugiej strony. Tutaj autor całkowicie neguje zarowno charakter swojego zwiaku w którym nie bylo szacunku (powiedzmy ze od pewnego momentu) do zony, przede wszystkim swój istotny wkład w to i zauważcie ze jego działania ciagle trzeba "poprawiac" "prostowac" co sugeruje ze zawsze były takie wlasnie "nieprawidłowe" tyle ze na zewnątrz wszystko wygladalo "idealnie". Slowem ideal maz i ojciec oraz zla zona. Oczywiście ten obraz jest całkowicie fałszywy. I w sumie za swoje nieliczenie się z zona otrzymal swoista "kare". Tyle ze dalej walczy o swój obraz a nie stawia czola problemowi, który należy konstruktywnie rozwiazac. Szkoda tez ze niewielu to komentujących bylo naprawdę w Sadzie i nie wie jakimi kryteriami kieruje się skład przy orzekaniu ew. "winy" w takich sprawach. Bo to co obserwujemy to jakas chora walka o "racje", walka która nie ma zadnego sensu poza obrona jakiegoś fałszywego obrazu, który bardzo latwo jest obalic w merytoryczny sposób z czym nie mialbym najmniejszego problemu bedac strona w Sadzie. Winni rozpadu wiezi sa oboje ze wskazaniem na autora a zdrada zony jest skutkiem sytuacji, która panowala w malzenstwie autora. Obecne zachowania autora cechuje przemoc, narzucanie własnego zdania, w sytuacji kiedy jest już "pozamiatane". Oczywiście to ze na tym cierpia przede wszystkim dzieci do autora nie trafia. Wazniejszy jest obraz, walka o racje, upadlanie siebie i drugiego człowieka. Nie warto się w to dac wciagac.

Maniek ogarnij się.
Ty na wszystko patrzysz przez pryzmat "ja".
To co Ciebie spotkało jest smutne, ale nie znaczy, że jest identyczne z sytuacją Piotra.
Piotr ma jaja i to wielkie jak arbuzy.
Piotr się zachowuje jak prawdziwy facet i ojciec swoich dzieci.
To Piotr dawał jej szansę, to Piotr chciał ratować swoją rodzinę.
Czego Ty chcesz?
Chcesz go upokorzyć?
Nie dasz rady, bo on jest silny i wie o co walczy.
To może Ty byłeś słaby i dałeś ciała?

499

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wywiozlem wieczorem mojej zonce kolejne dwa wory ciuchow do pracy, kurcze z 70kg tego bylo, niezly lumpeks moglbym otworzyc wink. Popatrzyla na mnie i powiedzia, ze przeciez sama mogla zabrac te rzeczy i nie potrzebnie robie sceny. Odpowiedzialem spokojnie, ze miesiac ja prosilem o ich zabranie a ona tego nie zrobila i,ze jutro przywioze nastepne jej rzeczy iwyszedlem. Niech  sie wynosi z naszego domu i zycia w 100%.

Bravo!!!
Wreszcie pooowolutku dociera do Ciebie , jaki z niej czlowiek. No i ze nie warto swojego zycia przez nia marnowac...

Kurcze i znów mam mętlik w głowie :-( Była dzisiaj, usiadła obok i przepraszała za przedwczorajszą awanturę, za to że mnie pogryzła, też ją przeprosiłem. Przytuliła sie i zaczęła opowiadać, że strasznie jej ciężko, że ma mętlik w głowie, że nie wie co ma robic. Mówiła, że wszyscy się od niej odwrócili, źe własna matka się jej wyparła i nie chce jej znać. Tak mi się żaliła a w jej oczach były łzy, głos jej się łamał. A ja na nią patrzyłem i myślałem, że mi serce pęknie, tak mi jej szkoda sie zrobiło. Chciałbym być obojętny, ale nie potrafię, za bardzo ją kocham. :-(

Ogarnij się, on Ciebie chce wykorzystać.
Ona Ciebie nie kocha.
Ona teraz daje kochankowi.
Ona teraz liczy tylko na to co od Ciebie może zyskać.
Zapamiętaj tylko jedno, jak matka może zostawić dzieci.
Mąż to jest pryszcz, mąż to jest "sprawca ciąż" i się nie liczy.
Ale dzieci to jest zupełnie inna sprawa kaloszy.

500

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
bullet napisał/a:

Piotrze: często mi powtarzają, że uogólniam, za bardzo emocjonalnie podchodzę. Ja jestem własnie po tym wszystkim ... Twoje opisy są takie, jakbyś wiedział co czułem jeszcze jakiś czas temu.
Wiem co myślisz, wiem co czujesz jak piszesz, że to nie łatwe tak zapomnieć. Zgadza się. Ja tez miałem "jazdę".  Też kochałem, czekałem, sam sobie wmawiałem, że jest gdzie indziej choć bilingi, sytuacje i niuanse nie pozwalały bym tak myślał, a jednak. Szukałem we wszystkim tego, że to ja się mylę. Sam sobie wmówiłem, ze mam "coś" z głową, że mi się wydaje, a jednak się nie myliłem. Psycholog uświadomił mi, że jest ze mną ok. Było kilka płaczliwych dni (bż), że ona się pomyliła, że wcale nie przestała kochać, że teraz się będzie starać, naprawimy wszystko. 1-3 dni i wracało do "normy". Okazywało się, że się wtedy z kochankiem pokłócili ale już się pogodzili. U Ciebie własnie dziś wydarzyło się to co powinno Ci uświadomić na ile wczorajsze te łzy i wyznania były szczere.Otóż szczerość = 0
1. Próbuje się do Ciebie zbliżyć, bo wie, że masz dowody przeciwko niej, ona chce to przeczekać, może nawet się będzie próbowała Ci wcisnąć do łózka. Chce przeczekać i Ciebie też na czymś złapać. By bilans był zerowy, wtedy rozwód bez orzekania itd.
2. Ona ma "doradcę" i bzykacza, któremu robi dobrze, który jej mówi co ma robić. Czy już o tym zapomniałeś ?
3. On ją na pewno kopnie wcześnie czy później w doopę, ale Ty już wtedy powinieneś mieć po temacie.

Ja tak "dylematowałem" wiele miesięcy, a i tak doszło do nieuchronnego. Gdybym wtedy się rozwiódł, byłby ten sam efekt ale ja byłbym o wiele młodszy.

Bullet mądrze prawisz.

501

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witajcie i miłego tygodnia wam wszystkim życzę. Mam pytanie i zarazem prośbę, szczególnie do tych starszych stażem forumowiczów. Chciałbym wiedzieć, czy gdzieś na forum natknęliście się na podobną do mojej historię gdzie jednak ludziom udało się odbudować wzajemne relacje i związek. Jeśli jest tu gdzieś coś takiego opisane to proszę podeślijcie link, bo z chęcią bym się z tym zapoznał. Są tu setki różnych historii, czytam codziennie jedną lub dwie nowe, ale może mi zająć miesiące, zanim trafię na podobną do mojej ze szczęśliwym zakończeniem. Pozdrawiam was wszystkich i dziękuję, że mobilizujecie mnie do dalszego działania, jest to dla mnie bardzo ważne w tym momencie mojego życia.

502 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-23 11:06:54)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Jednak to prawda, że fałszywi ludzie takimi pozostaja sad Wspaniala kochajaca matka, nie przyjechala dzis do synów, zadzwoniła po 16 do starszego powiedziała, że dopiero wstała a ma teraz nocki, wiec na 18 idzie do pracy. Oczywiście skłamała, że tak długo spała, bo o 14 grzebala na fb i zmienila haslo, zawsze mielismy wspolne haslo do naszych kont. Jak można własne dziecko oszukiwać dla jakiegoś patałacha. Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi. Aja głupi myślałem wczoraj, że faktycznie coś do niej dociera, naiwniak. Dobrze ktoś z was napisał, że jej wczorajsze zachowanie to jakaś gierka. Kurcze jak się uodpornić na coś takiego?

To przykra dla Ciebie sytuacja ale po co ciagle wciagasz w to dzieci!!!! W tej kwestii nie mam niestety o Tobie zbyt dobrego zdania. Co za roznica co bedzie myslalo dziecko, czy to co mowi matka jest zgodne z prawda w kwestii jakis godzin? Facet, opamietaj sie bo jak widze nie ma u Ciebie tutaj zadnego postepu. Dzieci sa zbyt juz obciazone a Ty je w to ciagle dalej wciagasz i poprzednie akcje, poprzednie uwagi tu na forum nic do Ciebie nie dotarly. Badz dobrym ojcem dla dzieci. Wciagajac je w szczegoly, co jest zupelnie niepotrzebne i nielogiczne (poza szukaniem wsparcia dla siebie i budowania obrazu siebie wobec nich) wyrzadzasz im krzywde psychiczna. Skoro wiec krzywdzisz dzieci swiadomie w imie swojej "walki" z zona to mnie nawet trudno to jakos nazwac nie siegajac po jakies obrazliwe epitety. Jesli ktokolwiek sie z tym zgadza to jednoczesnie sie zgadza z opinia ze krzywda wyrzadzana nam obliguje nas do wyrzadzania krzywdy innym. Ja sie z tym nie zgadzam ale to mozna zrozumiec a w Twoim przypadku raz, dwa ale jesli juz robisz to kolejny raz, to znaczy ze dla Ciebie wazniejsza jest Twoja osoba, Twoj obraz ponad dobro dzieci. Sorry, ale tak zachowuje sie skonczony zapatrzony tylko w siebie kretyn. Zauwaz, ze sprawy z zona to jedno, a dzieci, to drugie. Ty to zupelnie pomieszales, Tobie sie supelnie pomieszalo. Pomyliles kilkunastolatkow z doroslymi osobami. Moze przy okazji zadaj sobie pytanie. Dlaczego w swoim srodowisku nie masz przyjaciol, nie masz osob z ktorymi moglbys pogadac tak zeby sie wygadac, tak ze kazdymi szczegolami rozstania z zona musisz zameczac swoje dzieci? Moze wlasnie dlatego ze nie masz, tak usilnie budujesz jakis obraz? I co to zmieni niby jak dzieci zaczna dojrzewac? I tak kiedys zweryfikuja same ten obraz. Teraz wystarczy odpowiedzialnosc, zapewnienie im maksiumu spokoju. One to docenia a nie szczegoly, Twoje pretensje do ich matki. Oczernianie jej obrazu wobec nich. Co takiego raczej Tobie nie daje spokoju ze im nie dajesz spokoju?!!! Tak jak napisalem rozumiem te emocje na poczatku ale dalsze wciaganie dzieci w sytuacje z zona to dla mnie jakies ogromne wrecz gowienko, ktore robisz sobie i im robisz. Nic tego nie usprawiedliwia. Nic.

"Maniek ogarnij się.
Ty na wszystko patrzysz przez pryzmat "ja".
To co Ciebie spotkało jest smutne, ale nie znaczy, że jest identyczne z sytuacją Piotra.
Piotr ma jaja i to wielkie jak arbuzy.
Piotr się zachowuje jak prawdziwy facet i ojciec swoich dzieci.
To Piotr dawał jej szansę, to Piotr chciał ratować swoją rodzinę.
Czego Ty chcesz?
Chcesz go upokorzyć?
Nie dasz rady, bo on jest silny i wie o co walczy.
To może Ty byłeś słaby i dałeś ciała?"

Lexpar robiac osobiste wycieczki i stosujac "przymiotniki" co Ci to daje? Widzisz kazdy czuje sie lepszy i silniejszy...dopoki dana sytuacja go osobiscie nie spotka. Sam wiele razy widzialem ludzi, ktorzy wierza w cos ale "za plecami" jest zupelnie inaczej!!!! Ze cos sie zmienilo, ze teraz jest inaczej. Myslisz ze nie ma tego swiadomosci? Jesli wiec uwazasz (w domysle, bo do tego prowadzilo by "interpolacja" tego co napisales) ze nie danie ciala ale jednoczesnie obarczenie trauma kilku niewinnych osob, jest wyznacznikiem jakiej "jedynej drogi postepowania" to co moge stwierdzic jedynie ze masz jakies ograniczone sposoby pojmowania. Naprawdem ale to naprawde bycie damskim bokserem i narzucane dzieciom obrazu zlej matki, wciaganie ich w sytuacje z zona nie jest zadnym ale to zadnym wyznacznikiem bycia silnym, posiadania jaj, czy jakis przykladem dla kazdego. Dla mnie jest to wybitnie ANTYPRZYKLAD.

Potem i tak zycie wszysto weryfikuje oraz charaktery. Nie bede wiec juz wracal do autora i jego zony, czy odpieral jakies idiotyczne zarzuty kogos, kto ma tylko teoretyczne pojecie o czyms czego nigdy nie doswiadczyl bo jakby doswiadczyl to by sie zachowywal tak samo. Rece po prostu opadaja. Ale jesli chodzi o dzieci to zycie to zweryfikuje, czy beda z rodzicem czesto, rzadko, czy wogole. Widzialem juz taka sytuacje gdzie ojciec wogole nie zajmowal sie dzieckiem, a wieku dojrzewania syn i tak przeprowadzil sie do ojca zostawiajac matke!

Czy budowanie dzieciom obrazu zlej matki wciaganie ich w sprawy rozwodowe jest dla nich korzystne? Jak to niby zarzutuje na ich obraz zycia. Na ich przyszlosc? Na ich wlasne zwiazki? Czy nie beda powielac postepowania z ktorym sie same zetknely. Czy wciaganie ich w sprawy doroslych nie spowoduje ze potem same beda wszystkich wciagac w swoje sprawy?

503 Ostatnio edytowany przez After (2015-02-23 11:44:59)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witam wszystkich, miłego dnia życzę

Cześć Piotr

Z życia - nie znam takiego przypadku(mówię tutaj o zdradzonych facetach)
Kobieta, która po czymś takim dostaje szansę może nazywać się farciarą
Nie wiem, co Ty chłopaku kombinujesz?
Widzę, że po ostatnim spotkaniu  się, zamiast realnie oceniać sytuację, wciąż karmisz się złudzeniami
Widzisz w jej zachowaniu wyłącznie to co chcesz widzieć. Aby tylko podtrzymać tą cholerną nadzieję
Szukasz w jej zachowaniu tego, czego nie ma a każdy jej pusty gest łykasz jak głodny pelikan ryby...
Bo nadal ją kochasz...  Jej w to graj...
Widzisz Piotr,
Zdrajca to taki paskudny gatunek pasożyta, który dopóki nie ulokuje się bezpiecznie u innego zywiciela, poprzedniemu nie da umrzeć za szybko. To przecież już wcześniej pisałem. Będziesz od niej cały dostawać sprzeczne sygnały
Będziesz trzymany w ciągłej rezerwie,
Jak już temu gachowi znudzi się bzykanie Twojej jeszcze żony, gdy ona dostanie kopa - wtedy z jej strony zacznie się prawdziwy show. Łzy, błaganie na kolanach o szansę, obiecywanie czego tylko chcesz , szantazowanie samobójstwem...

Piotr
Zawsze jest lepsze jedno krótkie, zdecydowane cięcie niż cierpienia bez końca.
Bo to, że uda się o tym zapomnieć, od razu sobie wybij z głowy..
Nie ma takiej opcji,
To zawsze będzie wracać w najmniej spodziewanych momentach.

Jeśli jednak uznasz, że lubisz się sam nad sobą znęcać, Bo to, przez co teraz przechodzisz to dla Ciebie jeszcze za mało,
Jeśli ona jest warta Twojej walki z obrazami tego, co zrobiła, Tego upokorzenia, niemal wykastrowania Ciebie jako mężczyzny,
Jeśli lubisz ekstremalne przeżycia (a te masz pewne jak w banku),,
Jeśli masz tak niską samoocenę, niewiele do szczęścia Tobie potrzeba i uważasz, że to jest jedyna kobieta na tej planecie, z którą można czuć się szczęśliwym
To próbuj,.... 
Tylko najpierw musisz zabić w sobie wszystko :
Dumę, honor i całkowicie zamordować swoje poczucie własnej godności.
Dopiero wtedy masz szansę....
Niektórzy naprawdę mają niskie wymagania i potrzeby. Tak mało wymagają od siebie, że. Im do bycia szczęśliwymi wystarczy ta sama kobieta, która ich zhanbila...

Nie jest ważne, że wróciła z ramion kochanka po jej wyeksploatowaniu i wykopaniu jak śmiecia....
Ważne, że wróciła.....
Wiesz, jeśli wolisz rzeczy zużyte, wybrakowany towar - niech wraca...
Jeśli jednak jesteś z gatunku prawdziwych, szanujących mężczyzn, mających swój świat wartości, w którym gdy kobieta zdradza, wylatuje na kopach z jego życia - to wiesz, że zawsze możesz sobie ułożyć życie z kobietą naprawdę wartościową..
Bo wbrew temu, co teraz myślisz, są takie. I to wcale nie jest ich mało..

Odetnij ją od kontaktów z dziećmi!
Jeśli kochanek i plany z nim związane są ważniejsze od spotkania z własnymi dziećmi to lepiej aby wogóle się z nimi nie widziała.
To jest sto razy lepsze niż te ciągłe oszukiwanie. Przyjdzie, nie przyjdzie..
Po co im fundujesz dodatkowy stres...
Oni muszą się przy Tobie czuć pewnie i bezpiecznie.. I to masz im gwarantować..
Przestań wreszcie się nad tym kurwiszonem rozczulac i litować!
Nie usprawiedliwiaj jej ani sobie samemu, ani przed synami!

Ona nie ma litości nie tylko nad Tobą.
Ale i to jest najgorsze, nad własnymi dziećmi!
Miałeś jej kompletnie nic nie mówić.
Idziesz z synami do psychologa. To idź!
Ją gówno to obchodzi!

Jak myślisz, czemu Ciebie tak przepraszała? Bo bała się po prostu, abyś nie zrobił obdukcji i nie miał kolejnego haka na nią..
Przeczytaj, co napisał Bullet...

Nawet jeśli masz zamiar jej kiedyś pozwolić na powrót, to najpierw ona musi stracić dosłownie wszystko! Dociagasz temat rozwodu do końca!
Najpierw poznaj smak życia bez niej..
Daj sobie szansę na ułożenie swojego życia na nowo
Choć wątpię, czy gdy poznasz smak życia z kimś innym, kiedykolwiek jej pozwolisz wrócić.

Pozdrawiam

504

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr
jestem po zdradzie prawie 3 lata, rok po rozwodzie. Jestem tyle samo naczyń forum i na chacie, znam setki historii. Nie znam ani jednego przypadku żeby taki jak Twój dobrze się skończył. Dobrze kończą się tylko te ggdzie zdrada była jednorazowa,  nie romans i gdzie strony naprawdę chcą i się starają. Przykro mi.

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, ja od początku śledzę Twoją historię i z przykrością muszę stwierdzić że jesteś bardzo niekonsekwentny w swoim postępowaniu i swoim postępowaniem największą krzywdę czynisz dzieciom. One nie wytrzymają takiej huśtawki. Przy trybie Twojego postępowania doprowadzisz do tego, że rozwód będzie orzeczony z Twojej winy, i dzieci też Ci zabierze. Ty wszystko czynisz bezmyślnie i bez jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu. Nie słuchasz wcale osób, które naprawdę chcą Cię naprowadzić na drogę na jaką zasłużyłeś. Masz być jako osoba pokrzywdzona, a nie krzywdziciel.

506

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
kanouga napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

To nie chodzi o żadne trójkąty, chodzi o to, żebym miał motywację do dalszej walki o moją żonę, a ta bliskość jest mi do tego niezbędna. Nie wiem, może podświadomie czuję, że dzięki temu ona nie zapomni tej bliskości jaka między nami była jeszcze całkiem niedawno, nie zapomni mojego dotyku i w końcu się ocknie z tego w czym się teraz znajduje. sad

Ja też myślałam, że trzeba walczyć o małżeństwo. O szczęście. O jak ja kochałam !
Ocknij się chłopie !
Ona wróci do ciebie. Pewnie. Bo jeśli to co piszesz jest prawdą, to tamten ciśnie ją jak szmacianą lalke w kąt. Znajdzie nowa, naiwna.
Okreslasz tamtego brzydkimi epitetami. Ok facet, ktory rozbija rodzinę nie zasługuje na szacunek, ale myślisz, że groził jej bronią ? Szantażował ? Ona jest dorosła. Sama podejmuje decyzje.
Wiec ocknij się i zacząć żyć nowym życiem. O dzieci zadbaj i o ich przyszłość.
Idz do sądu. Złóż pozew o alimenty.

Tak łatwo wam mówić kopnij ją w cztery litery, pokaż gdzie jej miejsce. Wiem, że w sumie macie rację, ale jak zapomnieć? Jak nie myśleć o tych wspólnie spędzonych jak by nie patrzeć szczęśliwie latach? Jak wymazać wspomnienia, nie potrafię. Jak ją widzę to wszystko wraca, każdy jej uśmiech, każde kocham cię, każdy pocałunek, noce spędzone na plaży, nawet te z ostatnich wakacji, to takie trudne. Dzisiaj w nocy mnie nosiło żeby wysłać jej smsa jak bardzo ją kocham, jak mi jej brakuje, ale jakoś się powstrzymałem, nie ma chwili żebym o niej nie myślał. Szkoda, że nie można we własnym umyśle zrobić resetu. Owszem, określam go brzydkimi epitetami, bo dla mnie każdy człowiek, obojętnie kobieta czy mężczyzna, który wpierdziela się w małżeństwo to najgorsza gnida, nie zasługująca na szacunek. Jak ja żałuję, że nie udało mi się go dorwać, miałbym chociaż satysfakcję, że dostałby to na co zasłużył. Teraz emocje opadły więc myślę trochę bardziej racjonalnie i nie zrobię tego na co mam ochotę, bo wiem jakie mogą być tego konsekwencje.

Piotr,

Nikt nie powiedzial,ze bedzie latwo ....i na pewno nie bedzie. Chodzi o to,ze im szybciej staniesz na wlasne nogi tym lepiej dla Ciebie.Bedziesz o niej mysla i to duzo,ale taka jest kolej rzeczy. Musisz sie nauczyc zyc na nowo,bez tej drugiej osoby, koncentrujac sie tylko i wylacznie na sobie i dzieciach. To jest wlasnie najwiekszy problem,ze uzalezniamy sie od tej drugiej osoby i jak pozniej jej zabraknie swiat nam sie wali na glowe i tatalnie przytlacza. Druga osoba w zwiazku ma byc tylko dopelnieniem, a nie wszystkim ....Wiem tak sie niestety nie dzieje czesto.

507

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Witajcie i miłego tygodnia wam wszystkim życzę. Mam pytanie i zarazem prośbę, szczególnie do tych starszych stażem forumowiczów. Chciałbym wiedzieć, czy gdzieś na forum natknęliście się na podobną do mojej historię gdzie jednak ludziom udało się odbudować wzajemne relacje i związek. Jeśli jest tu gdzieś coś takiego opisane to proszę podeślijcie link, bo z chęcią bym się z tym zapoznał. Są tu setki różnych historii, czytam codziennie jedną lub dwie nowe, ale może mi zająć miesiące, zanim trafię na podobną do mojej ze szczęśliwym zakończeniem. Pozdrawiam was wszystkich i dziękuję, że mobilizujecie mnie do dalszego działania, jest to dla mnie bardzo ważne w tym momencie mojego życia.

Tu raczej potrzeba specjalisty od cofania się w czasie - lepiej poszukaj na forum dla fizyków.
Ewentualnie kogoś od kasowania pamięci. :-)

508

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Witajcie i miłego tygodnia wam wszystkim życzę. Mam pytanie i zarazem prośbę, szczególnie do tych starszych stażem forumowiczów. Chciałbym wiedzieć, czy gdzieś na forum natknęliście się na podobną do mojej historię gdzie jednak ludziom udało się odbudować wzajemne relacje i związek. Jeśli jest tu gdzieś coś takiego opisane to proszę podeślijcie link, bo z chęcią bym się z tym zapoznał. Są tu setki różnych historii, czytam codziennie jedną lub dwie nowe, ale może mi zająć miesiące, zanim trafię na podobną do mojej ze szczęśliwym zakończeniem. Pozdrawiam was wszystkich i dziękuję, że mobilizujecie mnie do dalszego działania, jest to dla mnie bardzo ważne w tym momencie mojego życia.

Tu raczej potrzeba specjalisty od cofania się w czasie - lepiej poszukaj na forum dla fizyków.
Ewentualnie kogoś od kasowania pamięci. :-)

Odrobina humoru i uśmiechu nie zaszkodzi smile

509

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, ja od początku śledzę Twoją historię i z przykrością muszę stwierdzić że jesteś bardzo niekonsekwentny w swoim postępowaniu i swoim postępowaniem największą krzywdę czynisz dzieciom. One nie wytrzymają takiej huśtawki. Przy trybie Twojego postępowania doprowadzisz do tego, że rozwód będzie orzeczony z Twojej winy, i dzieci też Ci zabierze. Ty wszystko czynisz bezmyślnie i bez jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu. Nie słuchasz wcale osób, które naprawdę chcą Cię naprowadzić na drogę na jaką zasłużyłeś. Masz być jako osoba pokrzywdzona, a nie krzywdziciel.

Nie za bardzo zrozumiałem o co Tobie chodzi. Dlaczego uważasz, że jestem krzywdzicielem?

510

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, ja od początku śledzę Twoją historię i z przykrością muszę stwierdzić że jesteś bardzo niekonsekwentny w swoim postępowaniu i swoim postępowaniem największą krzywdę czynisz dzieciom. One nie wytrzymają takiej huśtawki. Przy trybie Twojego postępowania doprowadzisz do tego, że rozwód będzie orzeczony z Twojej winy, i dzieci też Ci zabierze. Ty wszystko czynisz bezmyślnie i bez jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu. Nie słuchasz wcale osób, które naprawdę chcą Cię naprowadzić na drogę na jaką zasłużyłeś. Masz być jako osoba pokrzywdzona, a nie krzywdziciel.

Nie za bardzo zrozumiałem o co Tobie chodzi. Dlaczego uważasz, że jestem krzywdzicielem?

Moze dlatego ze z jednej strony wziales odpowiedzialnosc za dzieci i chwala Ci za to ale z drugiej jednoczesnie wciagasz je w kazda sytuacje z Twoja zona, np. to:

"Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi."

Rozumiem ze niezwykle istotne jest dla dzieci co ich matka robila, o ktorej wstala i czy logowala sie na fb, czy wg. Ciebie zdala Cie prawdziwa relacje?

Wiesz to nawet trudno jest skomentowac bo skoro tego nie rozumiesz to juz nie zrozumiesz. Szkoda tylko ze wyrzadzasz te krzywde dzieciom w taki sposob ale oczywiscie Ty uwazasz inaczej.

Po prostu rece opadaja.

511

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Jednak to prawda, że fałszywi ludzie takimi pozostaja sad Wspaniala kochajaca matka, nie przyjechala dzis do synów, zadzwoniła po 16 do starszego powiedziała, że dopiero wstała a ma teraz nocki, wiec na 18 idzie do pracy. Oczywiście skłamała, że tak długo spała, bo o 14 grzebala na fb i zmienila haslo, zawsze mielismy wspolne haslo do naszych kont. Jak można własne dziecko oszukiwać dla jakiegoś patałacha. Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi. Aja głupi myślałem wczoraj, że faktycznie coś do niej dociera, naiwniak. Dobrze ktoś z was napisał, że jej wczorajsze zachowanie to jakaś gierka. Kurcze jak się uodpornić na coś takiego?

To przykra dla Ciebie sytuacja ale po co ciagle wciagasz w to dzieci!!!! W tej kwestii nie mam niestety o Tobie zbyt dobrego zdania. Co za roznica co bedzie myslalo dziecko, czy to co mowi matka jest zgodne z prawda w kwestii jakis godzin? Facet, opamietaj sie bo jak widze nie ma u Ciebie tutaj zadnego postepu. Dzieci sa zbyt juz obciazone a Ty je w to ciagle dalej wciagasz i poprzednie akcje, poprzednie uwagi tu na forum nic do Ciebie nie dotarly. Badz dobrym ojcem dla dzieci. Wciagajac je w szczegoly, co jest zupelnie niepotrzebne i nielogiczne (poza szukaniem wsparcia dla siebie i budowania obrazu siebie wobec nich) wyrzadzasz im krzywde psychiczna. Skoro wiec krzywdzisz dzieci swiadomie w imie swojej "walki" z zona to mnie nawet trudno to jakos nazwac nie siegajac po jakies obrazliwe epitety. Jesli ktokolwiek sie z tym zgadza to jednoczesnie sie zgadza z opinia ze krzywda wyrzadzana nam obliguje nas do wyrzadzania krzywdy innym. Ja sie z tym nie zgadzam ale to mozna zrozumiec a w Twoim przypadku raz, dwa ale jesli juz robisz to kolejny raz, to znaczy ze dla Ciebie wazniejsza jest Twoja osoba, Twoj obraz ponad dobro dzieci. Sorry, ale tak zachowuje sie skonczony zapatrzony tylko w siebie kretyn. Zauwaz, ze sprawy z zona to jedno, a dzieci, to drugie. Ty to zupelnie pomieszales, Tobie sie supelnie pomieszalo. Pomyliles kilkunastolatkow z doroslymi osobami. Moze przy okazji zadaj sobie pytanie. Dlaczego w swoim srodowisku nie masz przyjaciol, nie masz osob z ktorymi moglbys pogadac tak zeby sie wygadac, tak ze kazdymi szczegolami rozstania z zona musisz zameczac swoje dzieci? Moze wlasnie dlatego ze nie masz, tak usilnie budujesz jakis obraz? I co to zmieni niby jak dzieci zaczna dojrzewac? I tak kiedys zweryfikuja same ten obraz. Teraz wystarczy odpowiedzialnosc, zapewnienie im maksiumu spokoju. One to docenia a nie szczegoly, Twoje pretensje do ich matki. Oczernianie jej obrazu wobec nich. Co takiego raczej Tobie nie daje spokoju ze im nie dajesz spokoju?!!! Tak jak napisalem rozumiem te emocje na poczatku ale dalsze wciaganie dzieci w sytuacje z zona to dla mnie jakies ogromne wrecz gowienko, ktore robisz sobie i im robisz. Nic tego nie usprawiedliwia. Nic.

"Maniek ogarnij się.
Ty na wszystko patrzysz przez pryzmat "ja".
To co Ciebie spotkało jest smutne, ale nie znaczy, że jest identyczne z sytuacją Piotra.
Piotr ma jaja i to wielkie jak arbuzy.
Piotr się zachowuje jak prawdziwy facet i ojciec swoich dzieci.
To Piotr dawał jej szansę, to Piotr chciał ratować swoją rodzinę.
Czego Ty chcesz?
Chcesz go upokorzyć?
Nie dasz rady, bo on jest silny i wie o co walczy.
To może Ty byłeś słaby i dałeś ciała?"

Lexpar robiac osobiste wycieczki i stosujac "przymiotniki" co Ci to daje? Widzisz kazdy czuje sie lepszy i silniejszy...dopoki dana sytuacja go osobiscie nie spotka. Sam wiele razy widzialem ludzi, ktorzy wierza w cos ale "za plecami" jest zupelnie inaczej!!!! Ze cos sie zmienilo, ze teraz jest inaczej. Myslisz ze nie ma tego swiadomosci? Jesli wiec uwazasz (w domysle, bo do tego prowadzilo by "interpolacja" tego co napisales) ze nie danie ciala ale jednoczesnie obarczenie trauma kilku niewinnych osob, jest wyznacznikiem jakiej "jedynej drogi postepowania" to co moge stwierdzic jedynie ze masz jakies ograniczone sposoby pojmowania. Naprawdem ale to naprawde bycie damskim bokserem i narzucane dzieciom obrazu zlej matki, wciaganie ich w sytuacje z zona nie jest zadnym ale to zadnym wyznacznikiem bycia silnym, posiadania jaj, czy jakis przykladem dla kazdego. Dla mnie jest to wybitnie ANTYPRZYKLAD.

Potem i tak zycie wszysto weryfikuje oraz charaktery. Nie bede wiec juz wracal do autora i jego zony, czy odpieral jakies idiotyczne zarzuty kogos, kto ma tylko teoretyczne pojecie o czyms czego nigdy nie doswiadczyl bo jakby doswiadczyl to by sie zachowywal tak samo. Rece po prostu opadaja. Ale jesli chodzi o dzieci to zycie to zweryfikuje, czy beda z rodzicem czesto, rzadko, czy wogole. Widzialem juz taka sytuacje gdzie ojciec wogole nie zajmowal sie dzieckiem, a wieku dojrzewania syn i tak przeprowadzil sie do ojca zostawiajac matke!

Czy budowanie dzieciom obrazu zlej matki wciaganie ich w sprawy rozwodowe jest dla nich korzystne? Jak to niby zarzutuje na ich obraz zycia. Na ich przyszlosc? Na ich wlasne zwiazki? Czy nie beda powielac postepowania z ktorym sie same zetknely. Czy wciaganie ich w sprawy doroslych nie spowoduje ze potem same beda wszystkich wciagac w swoje sprawy?

Maniek, staram się z tobą polemizować w kulturalny sposób i nie rozumiem dlaczego z taką zażartością mnie ciągle atakujesz do tego jednocześnie kłamiesz. Pisałem Ci już, że podejrzewam, iż nie potrafisz czytać ze zrozumieniem i używasz słów, których znaczenia nie rozumiesz. każdy Twój kolejny post tylko to potwierdza. Po pierwsze, zapoznaj się ze znaczeniem słowa oczerniać, żeby Ci było łatwiej oznacza ono mówienie na czyjś temat nieprawdy, przypisywanie danej osobie cech czy czynów, których ona nie ma i nie zrobiła. Jak możesz pisać, że ja oczerniam żonę w oczach dzieci skoro ja nigdy niczego takiego nie zrobiłem. Nigdy nie powiedziałem synom niczego co by nie było prawdą dotyczącą ich matki. A to, że chcę starszemu synowi powiedzieć, że matka go wczoraj okłamała nie wynika z mojej chęci odegrania się na niej, a z faktu, że staram się wpajać moim dzieciom, że kłamstwo to zło i co by się nie działo należy zawsze mówić prawdę. Żona perfidnie wczoraj syna okłamała i musi ponieść tego konsekwencje, tak aby nie zrobiła tego znów. Musi spojrzeć dziecku w oczy i mu wytłumaczyć sama dlaczego to zrobiła, a przede wszystkim go przeprosić Ja jej postępowania synowi nie mam zamiaru tłumaczyć, chcę tylko aby wiedział, że matka nie jest w stosunku do niego uczciwa. Nie wiem jaki będzie tego efekt, ale mam nadzieję, że w przyszłości ta kobieta dziesięć razy się zastanowi zanim okłamie własne dziecko. I to jest prawdziwy powód tego co chcę zrobić. W pewnym sensie, jest zupełnie odwrotnie niż piszesz, bo mi zależy właśnie na tym, żeby synowie się od niej nie odwrócili i kiedyś w przyszłości nie wystawili jej rachunku za jej obecne działanie.
Po drugie jakim prawem mnie obrażasz pisząc, że jestem damskim bokserem, znasz mnie? Ja nigdy na, żadną kobietę ręki nie podniosłem, to się również dotyczy mojej żony. A sytuacji podobnych do tej z ostatniej awantury, że to ona była agresywna w stosunku do mnie, kilka się w czasie naszego małżeństwa zdarzyło. Efekt zawsze był taki sam, ja wychodziłem w końcu z domu, żeby ona ochłonęła i żeby mi właśnie nerwy kiedyś nie puściły. Ostatnio odepchnąłem tylko żonę bo po którymś z kolei ugryzieniu ból był już naprawdę zbyt duży, aby to spokojnie znosić. A w kwestii wciągania dzieci w nasze sprawy, to niestety ona zawołała starszego syna z drugiego pokoju, żeby patrzył na furiackie zachowanie swojej matki, więc nie pisz bzdur, że to ja dzieci w coś wciągam, tym bardziej w sprawy rozwodowe, bo o tym, że zamierzam się z ich matką rozwieść jeszcze nawet nie rozmawiałem z nimi.
Po trzecie ...,,Zauwaz, ze sprawy z zona to jedno, a dzieci, to drugie. Ty to zupelnie pomieszales"... Wiesz co to jest rodzina? Rodzina to dzieci, żona i mąż. Starszy syn ma skończone 13 lat, ma już swoje zdanie na wiele tematów, nie widzę podstaw, aby nie miał prawa znać prawdy i aby pozbawiać go możliwości świadomego podejmowania decyzji z kim będzie chciał być. Świadomego w moim rozumieniu pozbawionego fałszu i zakłamania jakie serwuje mu jego matka.
Po czwarte ..,, Moze przy okazji zadaj sobie pytanie. Dlaczego w swoim srodowisku nie masz przyjaciol, nie masz osob z ktorymi moglbys pogadac tak zeby sie wygadac, tak ze kazdymi szczegolami rozstania z zona musisz zameczac swoje dzieci?".. Wiesz tak się składa, że ukończyłem szkołę  zarówno średnią jak i studia takie, gdzie większość a praktycznie wszyscy moi znajomi z tamtego okresu miszkają albo na drugim końcu Polski albo wyjechali za granicę, mam ze sporą częścią z nich kontakt, ale niestety po latach, bardzo osłabł. Ja jestem typem domatora, praca, dom, praca. Nie szukałem specjalnie zażyłych relacji z innym ludźmi, bo wystarczała mi moja żona, dzieci i rodzina. Zwykłych kolegów czy koleżanki oczywiście mam, z niektórymi jak najbardziej rozmawiam o mojej sytuacji, ale większej zażyłości w tych relacjach nie ma. Jedyną osobą, którą mógłbym nazwać przyjacielem, jest ta moja nieszczęsna ex, o którą ciągle się czepiasz. Tak więc ja mam z kim rozmawiać na tematy dotyczące mnie oraz żony i absolutnie nie są to dzieci, bo akurat z nimi staram się poruszać temat jak najmniej.
P.S. Zapisz się na jakiś kurs czytania ze zrozumieniem, bo podejrzewam, że na testach wypadłbyś bardzo słabo smile

512

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, ja od początku śledzę Twoją historię i z przykrością muszę stwierdzić że jesteś bardzo niekonsekwentny w swoim postępowaniu i swoim postępowaniem największą krzywdę czynisz dzieciom. One nie wytrzymają takiej huśtawki. Przy trybie Twojego postępowania doprowadzisz do tego, że rozwód będzie orzeczony z Twojej winy, i dzieci też Ci zabierze. Ty wszystko czynisz bezmyślnie i bez jakiejkolwiek konsekwencji w działaniu. Nie słuchasz wcale osób, które naprawdę chcą Cię naprowadzić na drogę na jaką zasłużyłeś. Masz być jako osoba pokrzywdzona, a nie krzywdziciel.

Nie za bardzo zrozumiałem o co Tobie chodzi. Dlaczego uważasz, że jestem krzywdzicielem?

Moze dlatego ze z jednej strony wziales odpowiedzialnosc za dzieci i chwala Ci za to ale z drugiej jednoczesnie wciagasz je w kazda sytuacje z Twoja zona, np. to:

"Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi."

Rozumiem ze niezwykle istotne jest dla dzieci co ich matka robila, o ktorej wstala i czy logowala sie na fb, czy wg. Ciebie zdala Cie prawdziwa relacje?

Wiesz to nawet trudno jest skomentowac bo skoro tego nie rozumiesz to juz nie zrozumiesz. Szkoda tylko ze wyrzadzasz te krzywde dzieciom w taki sposob ale oczywiscie Ty uwazasz inaczej.

Po prostu rece opadaja.

Uwierz mi, że moje też jak czytam coś takiego.
Masz ty chłopie dzieci? Uczysz je co to jest prawda, że nie wolno kłamać?
Może Ty masz inny system wartości i dla ciebie kłamstwo to pikuś.
Dla mnie niestety tak nie jest i uważam, że każdy przejaw kłamstwa, obłudy należy piętnować i pokazywać dziecku jako anty przykład.
Mam stać z boku i patrzeć biernie jak własna matka w bezczelny sposób okłamuje swoje dziecko, sorry to nie moja bajka.
Syn ma prawo wiedzieć, że został okłamany, a obowiązkiem matki jest za to przeprosić i do czegoś takiego nigdy więcej w stosunku do dziecka nie dopuścić. Jeśli Ty tego nie rozumiesz, to współczuje Twoim dzieciom wychowania i wpajanych wartości.

513 Ostatnio edytowany przez Po przejściach 48 (2015-02-23 15:48:11)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nie za bardzo zrozumiałem o co Tobie chodzi. Dlaczego uważasz, że jestem krzywdzicielem?

Moze dlatego ze z jednej strony wziales odpowiedzialnosc za dzieci i chwala Ci za to ale z drugiej jednoczesnie wciagasz je w kazda sytuacje z Twoja zona, np. to:

"Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi."

Rozumiem ze niezwykle istotne jest dla dzieci co ich matka robila, o ktorej wstala i czy logowala sie na fb, czy wg. Ciebie zdala Cie prawdziwa relacje?

Wiesz to nawet trudno jest skomentowac bo skoro tego nie rozumiesz to juz nie zrozumiesz. Szkoda tylko ze wyrzadzasz te krzywde dzieciom w taki sposob ale oczywiscie Ty uwazasz inaczej.

Po prostu rece opadaja.

Uwierz mi, że moje też jak czytam coś takiego.
Masz ty chłopie dzieci? Uczysz je co to jest prawda, że nie wolno kłamać?
Może Ty masz inny system wartości i dla ciebie kłamstwo to pikuś.
Dla mnie niestety tak nie jest i uważam, że każdy przejaw kłamstwa, obłudy należy piętnować i pokazywać dziecku jako anty przykład.
Mam stać z boku i patrzeć biernie jak własna matka w bezczelny sposób okłamuje swoje dziecko, sorry to nie moja bajka.
Syn ma prawo wiedzieć, że został okłamany, a obowiązkiem matki jest za to przeprosić i do czegoś takiego nigdy więcej w stosunku do dziecka nie dopuścić. Jeśli Ty tego nie rozumiesz, to współczuje Twoim dzieciom wychowania i wpajanych wartości.

Nikt nie wymaga od Ciebie okłamywania dzieci bo to byłoby najgorsze. Ale nie możesz w ich oczach robić z niej diablicy, gdyż mimo wszystko to jest ich matka i jak myślisz, co one czuję słysząc jak ojciec oczernia ich matkę? Bo one jeszcze nie wszystko rozumieją i przedstawiania matki w takim świetle to jest niewłaściwe.

Ajeżeli chodzi o wychowanie dzieci, to wybacz, ale mam dużo więcej lat niż Ty i wychowałem niejedno dziecko, więc nie musisz siebie uważać za Wszechwiedzącego. Jeżeli nie dajesz sobie niczego powiedzieć, to mnie się wydaje że niepotrzebnie zakładałeś ten wątek na portalu, gdyż jest on dla ludzi myślących. Zastanów się Piotrze, a nie powtarzaj się jak zdarta płyta.

514 Ostatnio edytowany przez ryba81 (2015-02-23 15:57:04)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

a obowiązkiem matki jest za to przeprosić i do czegoś takiego nigdy więcej w stosunku do dziecka nie dopuścić.

Piotrze Twoja żona zna swoje obowiązki wobec dzieci , czy Ty chcesz w dalszym ciągu jej pilnować czy ona te obowiązki będzie spełniać czy nie ??

Jak myślisz co Twoje dziecko czuje jak mama nie przychodzi na spotkanie ?? A ty dokładasz jeszcze kolejna " prawdę "  ze mama je okłamuje. Nie szkoda Ci własnych dzieci ?? Za mało jeszcze przeszły ??  One wystawia jej kiedyś rachunek jako matce .

Tak jak Tobie ciężko przyjąć teraźniejszość jaka jest tak samo im,  z tym że ONE są dziećmi .

Piotrze - większość z nas pisząc u ciebie w wątku miała do czynienia ze zdrada na własnej skórze w własnych małżeństwach. Przemyśl to:   jesteśmy krok do przodu od Ciebie - ale Ty tego nie chcesz sobie uzmysłowić .

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ryba81 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

a obowiązkiem matki jest za to przeprosić i do czegoś takiego nigdy więcej w stosunku do dziecka nie dopuścić.

Piotrze Twoja żona zna swoje obowiązki wobec dzieci , czy Ty chcesz w dalszym ciągu jej pilnować czy ona te obowiązki będzie spełniać czy nie ??

Jak myślisz co Twoje dziecko czuje jak mama nie przychodzi na spotkanie ?? A ty dokładasz jeszcze kolejna " prawdę "  ze mama je okłamuje. Nie szkoda Ci własnych dzieci ?? Za mało jeszcze przeszły ??  One wystawia jej kiedyś rachunek jako matce .

Piotr tego nie pojmuje, on widać ma egoistyczne podejście. I chyba mało obchodzi go to co dzieci myślą, ważne że on się chce wyżalić.

516

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Po przejściach 48 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
maniek_z_maniek napisał/a:

Moze dlatego ze z jednej strony wziales odpowiedzialnosc za dzieci i chwala Ci za to ale z drugiej jednoczesnie wciagasz je w kazda sytuacje z Twoja zona, np. to:

"Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi."

Rozumiem ze niezwykle istotne jest dla dzieci co ich matka robila, o ktorej wstala i czy logowala sie na fb, czy wg. Ciebie zdala Cie prawdziwa relacje?

Wiesz to nawet trudno jest skomentowac bo skoro tego nie rozumiesz to juz nie zrozumiesz. Szkoda tylko ze wyrzadzasz te krzywde dzieciom w taki sposob ale oczywiscie Ty uwazasz inaczej.

Po prostu rece opadaja.

Uwierz mi, że moje też jak czytam coś takiego.
Masz ty chłopie dzieci? Uczysz je co to jest prawda, że nie wolno kłamać?
Może Ty masz inny system wartości i dla ciebie kłamstwo to pikuś.
Dla mnie niestety tak nie jest i uważam, że każdy przejaw kłamstwa, obłudy należy piętnować i pokazywać dziecku jako anty przykład.
Mam stać z boku i patrzeć biernie jak własna matka w bezczelny sposób okłamuje swoje dziecko, sorry to nie moja bajka.
Syn ma prawo wiedzieć, że został okłamany, a obowiązkiem matki jest za to przeprosić i do czegoś takiego nigdy więcej w stosunku do dziecka nie dopuścić. Jeśli Ty tego nie rozumiesz, to współczuje Twoim dzieciom wychowania i wpajanych wartości.

Nikt nie wymaga od Ciebie okłamywania dzieci bo to byłoby najgorsze. Ale nie możesz w ich oczach robić z niej diablicy, gdyż mimo wszystko to jest ich matka i jak myślisz, co one czuję słysząc jak ojciec oczernia ich matkę? Bo one jeszcze nie wszystko rozumieją i przedstawiania matki w takim świetle to jest niewłaściwe.

Ajeżeli chodzi o wychowanie dzieci, to wybacz, ale mam dużo więcej lat niż Ty i wychowałem niejedno dziecko, więc nie musisz siebie uważać za Wszechwiedzącego. Jeżeli nie dajesz sobie niczego powiedzieć, to mnie się wydaje że niepotrzebnie zakładałeś ten wątek na portalu, gdyż jest on dla ludzi myślących. Zastanów się Piotrze, a nie powtarzaj się jak zdarta płyta.

Autor wątku to już taki typ. Według siebie czysty jak łza, tylko inni są grzeszni i niedobrzy. On dobrze robi i zawsze ma rację. Niepochlebne komentarze, odczytuje jako atak. Nie ma tu żadnej autorefleksji, mądrej postawy. Jest dużo działań w afekcie, buldożer, który jedzie już po wszystkim - bo tak należy. Krzywdy musi się stać zadość. Oko za oko, ząb za ząb.

517 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-23 16:26:11)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nie za bardzo zrozumiałem o co Tobie chodzi. Dlaczego uważasz, że jestem krzywdzicielem?

Moze dlatego ze z jednej strony wziales odpowiedzialnosc za dzieci i chwala Ci za to ale z drugiej jednoczesnie wciagasz je w kazda sytuacje z Twoja zona, np. to:

"Jutro synowi uświadomię jaką ma matkę, musi wiedzieć z kim ma do czynienia, choćby po to, żeby ślepo nie wierzył w to co ona mówi."

Rozumiem ze niezwykle istotne jest dla dzieci co ich matka robila, o ktorej wstala i czy logowala sie na fb, czy wg. Ciebie zdala Cie prawdziwa relacje?

Wiesz to nawet trudno jest skomentowac bo skoro tego nie rozumiesz to juz nie zrozumiesz. Szkoda tylko ze wyrzadzasz te krzywde dzieciom w taki sposob ale oczywiscie Ty uwazasz inaczej.

Po prostu rece opadaja.

Uwierz mi, że moje też jak czytam coś takiego.
Masz ty chłopie dzieci? Uczysz je co to jest prawda, że nie wolno kłamać?
Może Ty masz inny system wartości i dla ciebie kłamstwo to pikuś.
Dla mnie niestety tak nie jest i uważam, że każdy przejaw kłamstwa, obłudy należy piętnować i pokazywać dziecku jako anty przykład.
Mam stać z boku i patrzeć biernie jak własna matka w bezczelny sposób okłamuje swoje dziecko, sorry to nie moja bajka.
Syn ma prawo wiedzieć, że został okłamany, a obowiązkiem matki jest za to przeprosić i do czegoś takiego nigdy więcej w stosunku do dziecka nie dopuścić. Jeśli Ty tego nie rozumiesz, to współczuje Twoim dzieciom wychowania i wpajanych wartości.

Niestety zupelnie mylisz sie w swojej ocenie mnie, siebie, dzieci i wychowaniu. Moim zdaniem to poprzez dzieci, ich stosunek do matki na ktory wplywasz chcesz "wychowac" matke cytuje " obowiązkiem matki jest za to przeprosić".  Dla dzieci raczej nie ma znaczenia co robila matka tylko kontakt z Nia, znaczenie ma to dla Ciebie. Coz jestes czlowiekiem niereformowalnym dalej wciagasz i dalej chcesz wciagac swoje dzieci do rozgrywek ze swoja zona. Moim zdaniem, nie obrazajac Ciebie, nie jest to osobiste, to co robisz jest po prostu chore. Wspolczuje wiec Twoim dzieciom bo to sie kladzie sladem na ich psychice. One maja byc arbitrami waszej sytuacji? Przeciez juz o tym pisalem do Ciebie ale bezskutecznie. I tak jak tutaj dalej wychodzi szydlo z worka i w tym ujeciu to sytuacja z zona zaczernia obraz tej sytuacji z dziecmi. Po prostu rece opadaja jak mozna byc tak toskycznym dla dzieci i jeszcze nazywac do wychowaniem do prawdy? Chlopie, powaliles mnie teraz zupelnie. Oczywiscie ubolewam nad tym ze moja argumentacja do Ciebie nie trafia ale w taki sposob to Ty robisz dodatkowa krzywde swoim dzieciom. Powinienes zdawac sobie z tego sprawe.

Co do def. rowniez nie masz racji. Oczernianie to rowniez "przedstawianie kogos w niekorzystnym swietle". Co wiecej takie dzialanie za plecami, niebezposrednio, nawet jesli przedstawione sa fakty, jest w Polsce wykroczeniem.

"Żona perfidnie wczoraj syna okłamała i musi ponieść tego konsekwencje, tak aby nie zrobiła tego znów"

Dla dziecka to nie ma znaczenia. Ono tej wiedzy nie posiada. Ono w tej chwili i tak przezywa wasze problemy. Za to Ty swiadomie z powodu glownie swojej zlosci do zony dokladasz mu dodatkowa traume? Wymagajac w domysle ze ma sie okreslic w stosunku do matki? Dla mnie to juz jest wyjatkowe chore zachowanie jak nie podle w stosunku do dziecka. Moze Piotrze powinienes zasiegnac opinii psychologa, zarowno dzieciecego jak i sam udac sie do jakiegos specjalisty w kwestii postepowania z dziecmi?

Poza tym nie musi ponosic za to konsekwnecji i nie oznacza to ze nie zrobi ponownie.

Po drugie kolego zaczynasz probowac mnie wciagac w swoje rozgrywki domowe emocjonalne ale nie tedy droga. Skoro opisalem sytuacje przemocy w Twoim domu, kiedy silowo zaczales rozwiazywac swoje problemy, upubliczniles to opisujac w internecie to niestety ale naraziles sie na mozliwosci ustosunkowania sie do tego. Nic tutaj wiecej nie mam do dodania.

Po trzecie juz zrozumialem. Trauma ktora gotujesz 13stolatkowi ma za zadanie wplyniecie na jego ewentualny wybor rodzica. Tak jasno to napisales ze az ... zabolalo.

518

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Czyli co uważacie, że mam stać z boku i biernie się przyglądać temu jak matka okłamuje swoje dzieci? Mi wcale nie sprawia ta sytuacja przyjemności i satysfakcji, że to ona jest ta zła a ja jestem ten dobry. Próbowałem z nią rozmawiać i prosiłem, żeby nie traktowała w ten sposób dzieci, ale bez skutku. Możecie mi wierzyć lub nie ale ostatnią rzeczą, której bym chciał, jest sytuacja w której ona straci szacunek w ich oczach, a niestety traci go systematycznie. Piszecie, że ja ją oczerniam, że robię z niej wiedźmę, przecież ja nie powiedziałem synom na jej temat ani jednego złego słowa, nie komentuję przy nich jej postępowania, staram się o niej w ogóle z nimi nie rozmawiać. To że ona wczoraj syna okłamała, chciałem powiedzieć mu w jej obecności, żeby nie było, że coś sobie dodaję albo komentuję wczorajszą sytuację za jej plecami. Nie wiem, może jestem z innej planety, ale kłamstwo i fałsz działają na mnie jak czerwona płachta na rozjuszonego byka. Taki już mam charakter i tak zostałem wychowany, a jak już to robi osoba bardzo bliska to jest to dla mnie naprawdę trudne do wytłumaczenia i zrozumienia. Ok. Posłucham waszej rady tym razem. Postaram się porozmawiać jeszcze raz z żoną o tym co wczoraj zrobiła a synowi nic nie będę na razie mówił. Zobaczymy czy wyciągnie jakieś wnioski z tego, ale widząc jej ostatnie postępowanie, to obawiam się, że się ucieszy tym, że znów jej się upiekło i żadnych konsekwencji oszustwa nie poniosła. sad

519 Ostatnio edytowany przez Po przejściach 48 (2015-02-23 16:53:49)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze tutaj aż błyszczysz swoją nieskazitelną czystością. Czy Ty naprawdę jesteś tak kryształowy i nie masz sobie niczego do zarzucenia? Najgorszą rzeczą jaką można robić to prowadzić rozgrywkę za pomocą dziecka. Czy myślisz że dziecko zrozumie że matka kłamała? A może mówiła prawdę, a tylko to ty twierdzisz, że synowi kłamała? Wasze rozgrywki nie powinny dotyczyć dzieci, bo jak zaczynasz grać dzieckiem to niczym się nie różnisz od swojej żony.
A jakie to ona ma ponieść konsekwencje z tego że Ty powiesz dziecku to czy tamto? Ona też może jemu powiedzieć że Ty kłamiesz, i co? Wtedy komu ma to dziecko uwierzyć? Tobie, czy swojej matce? To jest obosieczna broń a używanie jej zaprowadza tylko mętlik w głowie dziecka.

520 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-23 16:53:16)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Moim zdaniem zupelnie opatrznie to wszystko postrzegasz. To jest jakas "walka" miedzy Toba o Twoja zona o racje, o dom, o dzieci, o rzeczy, o opinie. Taka dosc brzydka strona rozstania z obu stron. Tak to wyglada i takie jest w rzeczywistosci. A ty dodatkowo wciagasz w to dzieci. Pytanie co mozesz zrobic w takiej sytuacji wobec dzieci to co zrobilbym prawie kazdy rodzic, pocieszylby dziecko, przytulil je. Ty robisz dokladnie odwrotnie i uwazalbys ze to bierne przygladanie sie? Cos chyba zle zrozumiales. Poza tym pytanie jakie realne skutki maja okreslone dzialania. Gdyby to bylo tlumaczenie babci metody na wnuczka to mialoby cel unikniecie przez nia straty pieniedzy. Tutaj obnazanie dzieciom klamst zony nie ma zadnego celu poza wplywem na ich ew. wybor rodzica w sadzie. I to jest przynajmniej dla mnie jasne. Teraz kiedy kilka osob prezentuje podobne zdanie zaczynasz bronic swojego obrazu ale cel ktory podajesz jest watpliwy. Gdyby prawda o ktorej piszesz jak o jakiejs bezwglednej rzeczy miala dla Ciebie takie znaczenie to pochyilbys sie nad pierwotnymi przyczynami kryzysu (chocby dla samej wiedzy o tym) ale Twoja odpowiedz byla ze sie z tym nie zgadzasz.  I koniec dyskusji. W takim razie tu rowniez nie ma nad czym dyskutowac. Np. "Postaram się porozmawiać jeszcze raz z żoną o tym co wczoraj zrobiła a synowi nic nie będę na razie mówił" Po co? skoro sie rozstajecie? Dalej brniesz, dalej chcesz wychowywac zone, dalej chcesz zeby racja byla po Twojej stronie. A takich sytuacji bedzie wiecej i dalej bedziesz tak samo postepowal opisujac te rewelacje w internecie? Te "drobiazgi". Szukasz chyba jakiejs dodatkowej zaczepki. Wiesz to smieszne ale mnie tez dzieci oklamywaly (i moze dalej tak robia, bo jak to zweryfikowac?) i jako element ich wychowania byly na ten temat rozmowy ale tam relacja byla inna rodzic- dziecko. Skutek jaki uzyskasz to ze jak dzieci zobacza jak reagujesz na takie sytuacje, to zamknal sie w sobie i zacznal uzywac klamstwo jako narzedzia bez mozliwosci przyznania sie, ze strachu przed Toba.

Posty [ 456 do 520 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 6 7 8 9 10 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024