Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 5 6 7 8 9 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 391 do 455 z 2,855 ]

391

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../, w drugą stronę też to tak wyglądało, ona nie potrafiła mnie okłamać, potrafiłem zauważyć kiedy jest nie szczera. Dlatego ten jej romans wyszedł tak szybko na jaw.

Sorki Piotr, ale to nie było "szybko". Szybko to byłoby pierwszego dnia po tym jak zaczęła myśleć o tobie jako kimś mniej ważnym od kochanka. Gdybyście byli rzeczywiście blisko takie rzeczy czułbyś przez skórę i zaczął szukać przyczyn.

Określenie szybko jest pojęciem względnym. Użyłem go głownie dlatego, bo jak czytam tu historie innych ludzi, którzy żyli oszukiwani po kilkanaście miesiecy, czy kilka lat, to moje 2 miesiace kiedy mialem naoczny dowod, to to jest nic. Inna sprawa, ze wiedziec, ze druga strona klamie, a moc to udowodnic to dwie rozne sprawy. Ze moja zona cos kombinuje, to ja wiedzialem od samego poczatku, ale ona sie wypierala, klamala a ja nie mialem jak tego udowodnic. Podam Ci jeden z ostatnich przykladow, ze potrafie poznac kiedy jest nie szczera. Na drugi dzien po tym jak wynajeli mieszkanie, to powiedzialem jej, ze jestem pewny, ze ona umowe najmu podpisala na siebie, ona sie wypierala, co z tego, ze czulem, ze mnie oklamuje, jak nie mialem dowodu. Do tego, ze klamala w tej sprawie przyznala sie sama, jak jej opowiedzialem czego dowiedzialem sie od bylej zony tego jej nowego mena. Wystraszyla sie nieco i sie przyznala, ze mieszkanie jest na nia i nie wie co ma zrobic. Mi została pusta satysfakcja, ze mialem racje i zal, ze znow mnie oklamala sad

Zobacz podobne tematy :

392

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../, w drugą stronę też to tak wyglądało, ona nie potrafiła mnie okłamać, potrafiłem zauważyć kiedy jest nie szczera. Dlatego ten jej romans wyszedł tak szybko na jaw.

Sorki Piotr, ale to nie było "szybko". Szybko to byłoby pierwszego dnia po tym jak zaczęła myśleć o tobie jako kimś mniej ważnym od kochanka. Gdybyście byli rzeczywiście blisko takie rzeczy czułbyś przez skórę i zaczął szukać przyczyn.

Określenie szybko jest pojęciem względnym. Użyłem go głownie dlatego, bo jak czytam tu historie innych ludzi, którzy żyli oszukiwani po kilkanaście miesiecy, czy kilka lat, to moje 2 miesiace kiedy mialem naoczny dowod, to to jest nic. Inna sprawa, ze wiedziec, ze druga strona klamie, a moc to udowodnic to dwie rozne sprawy. /.../(

No tak, ale jeśli czujesz, że uczuciowo jest coś nie tak, to stopujesz wszystkie inne sprawy, naciskasz aż do skutku, tu nie ma co udowadniać - człowiek zaangażowany uczuciowo z kimś innym nie da ci tego samego co osoba, która cię kocha. Różnica "wrażeń" jest zasadnicza. To nie są stosunki między podmiotami gospodarczymi, gdzie musisz mieć dowody dla sądu. Piszę o tym, bo będziesz być może kiedyś układał sobie życie z jakąś bardziej dojrzałą psychicznie osobą. IMHO na pewnym poziomie bliskości nie da sie nie zauważyć takich rzeczy. To co z nią miałeś to jakaś "pozorowana bliskość" IMHO. Zresztą, trochę dziwi mnie różnica właściwie dwóch klas "intelektualnych" - Ty studia ona zawodówka. To - poza sytuacjami w istocie wyjątkowymi, może sugerować, że kierowałeś się w wyborze partnerki jakimiś zewnętrznymi przejawami atrakcyjności, nie oczekując w istocie prawdziwego intelektualnego i emocjonalnego partnerstwa opartego na podobnym stopniu dojrzałości obojga. To wyjaśniałoby fakt braku wystarczającej bliskości, która osobie bardziej "czułej" na barometr uczuć partnera nakazałoby przyparcie go do muru i nie odpuszczanie.

393

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

A mój wykształcony teść wziął sobie dziewczynę, która nawet nie skończyła zawodówki i jakoś niedługo stuknie im 50 lat wspólnego pożycia. Dyskusji na poziomach uniwersyteckich tam nie ma, to on jest tam ładniejszy i miłość, że aż miło popatrzeć. To nie tylko kwestia dobrego wyboru, jakoś trudno mi uznać, że wybierając partnera w wieku dwudziestuparu lat, z marnym doświadczeniem w kwestiach związkowych bierzemy pod uwagę racjonalne przesłanki. Można je uwzględnić w nowym związku lub w związku w wieku dojrzalszym (choć i nie na pewno). Nie ma recepty na udany związek. To też kwestia "szczęścia", no i wielkich kompromisów, pracy nad związkiem. Spotkałam się też z takim twierdzeniem, żeby przy dokonywaniu wyboru w młodym wieku posłuchać opinii starszych rodu. Moi rodzice z każdym z nas przed ślubami prowadzili rozmowy w "sześć" oczu i pokazywali wady wybranka, rozmowa była jedna i nigdy do tego nie wracali. My sobie z rodzeństwem o tym po latach rozmawialiśmy. Nie trafili tylko raz, jak wskazywali na istotne różnice w wykształceniu i wieku. Tylko ten związek okazał się solidny i trwały. 
Piotr, trudno dywagować, co tam w głowie żony Twojej siedzi. Może kobieta uznała, że po takim numerze nie ma dla niej szans, że lepiej jak dzieci zostaną z takim stabilnym rodzicem jak Ty i nawet gdyby bardzo żałowała i chciała wrócić to tego nie zrobi, bo nie zasługuje na szansę. Ale to tylko gdybanie. Póki co masz sytuację dość klarowną i dość dobrze się w tym wszystkim zbierasz. I może właśnie Ci, którzy zdradzili nie powinni wracać, powinni być maksymalnie wredni, żeby ułatwić zdradzonym rozstanie z "niegodziwcem" a nie stawiać zdradzonych przed wyborem: wyrzucić czy przyjąć.

394 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-02-17 03:22:05)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
złata napisał/a:

A mój wykształcony teść wziął sobie dziewczynę, która nawet nie skończyła zawodówki i jakoś niedługo stuknie im 50 lat wspólnego pożycia. Dyskusji na poziomach uniwersyteckich tam nie ma, to on jest tam ładniejszy i miłość, że aż miło popatrzeć. /.../ Moi rodzice z każdym z nas przed ślubami prowadzili rozmowy w "sześć" oczu i pokazywali wady wybranka, rozmowa była jedna i nigdy do tego nie wracali. My sobie z rodzeństwem o tym po latach rozmawialiśmy. Nie trafili tylko raz, jak wskazywali na istotne różnice w wykształceniu i wieku. Tylko ten związek okazał się solidny i trwały. 
/.../

Fajna historia. A u żony Piotra nakładała się jeszcze patologia domu rodzinnego - tak patrząc na "czynniki ryzyka". Może zresztą i u Piotra były jakieś czynniki ryzyka sprzyjające wyborowi partnerki niedojrzałej na razie niewiele o tym wiemy. Inna sprawa, że gdy czytam wątki o zdradach fascynuje mnie totalny "odlot" który fundują sobie zdradzające dziewczyny (czy tylko dziewczyny? Czy faceci zdradzają bardziej "na zimno"?). Niemal wszyscy zdradzeni i część zdradzających opisuje niemal narkotyczny trans - jak pisała o tym choćby tu Krotka, która akurat wie o czym pisze. Kochanek, choćby był ostatnim patałachem okazuje się niemal bogiem w ich oczach. Nie żebym nie wiedział, że to jest możliwe, ale wiedzieć i widzieć to dwie różne sprawy.

395

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:

[...] Inna sprawa, że gdy czytam wątki o zdradach fascynuje mnie totalny "odlot" który fundują sobie zdradzające dziewczyny (czy tylko dziewczyny? Czy faceci zdradzają bardziej "na zimno"?). Niemal wszyscy zdradzeni i część zdradzających opisuje niemal narkotyczny trans - jak pisała o tym choćby tu Krotka, która akurat wie o czym pisze. Kochanek, choćby był ostatnim patałachem okazuje się niemal bogiem w ich oczach.  [...]

Też zwróciłem na to uwagę. Euforyczny stan, w którym trudno o racjonalne wytłumaczenie pewnych zachowań.
A zdradzany, próbując sobie pewne rzeczy wytłumaczyć, czy zrozumieć -
skazany jest na porażkę, gdyż podchodzi do tych pytań i odpowiedzi "na logikę".
[oczywiście nie mam na myśli ogólnych stwierdzeń - było źle w związku to zdradziła/zdradził].
Mnie to nie fascynuje, mnie to przeraża. ;-)
A kolejny, coraz częściej spotykany scenariusz, to zostawienie dzieci przez matkę.
Czy takie zachowanie też wynika z owego transu? Nie wiem.
Bardzo prawdopodobne.



Piotr - trzymaj się!

396 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-02-17 08:51:37)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Archerro napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:

[...] Inna sprawa, że gdy czytam wątki o zdradach fascynuje mnie totalny "odlot" który fundują sobie zdradzające dziewczyny (czy tylko dziewczyny? Czy faceci zdradzają bardziej "na zimno"?). Niemal wszyscy zdradzeni i część zdradzających opisuje niemal narkotyczny trans - jak pisała o tym choćby tu Krotka, która akurat wie o czym pisze. Kochanek, choćby był ostatnim patałachem okazuje się niemal bogiem w ich oczach.  [...]

...Euforyczny stan, w którym trudno o racjonalne wytłumaczenie pewnych zachowań.
A zdradzany, próbując sobie pewne rzeczy wytłumaczyć, czy zrozumieć -
skazany jest na porażkę, gdyż podchodzi do tych pytań i odpowiedzi "na logikę".
[oczywiście nie mam na myśli ogólnych stwierdzeń - było źle w związku to zdradziła/zdradził].
..

Ja również przeszedłęm coś podobnego. Bż zachowywała się jakby była pod wpływem narkotyków, jak zaczarowana. Scenariusz krotki pokazał mi co "myśli" ta osoba, mająca stabilizację, dom, rodzinę, na zewnątrz wydaje się, ze wszystko ok a tu pojawia się ktoś ... ciężko nawet pisać o jego poziomie .. i nasze szanse spadają do zera, życie i rodzina zostają rozmontowane i pozostaje tylko gorycz i ból bo widzimy krzywdę naszych dzieci. Po jakimś czasie pozostaje współczucie bo dostrzegasz do jakiej degradacji doszło.
Ja jestem pewien, że nadal kocham moją zonę ale tamtą, którą była kiedyś, lecz ona dla mnie już umarła.
Tym monstrum, którym stała się teraz raczej się brzydzę.
Piotr, Twoja jż chyba doszła do tego etapu ale sądzę, że nie jest w stanie ani nie chce z tego wyjść, to jest jak narkotyk. Da się upodlać bo to jest silniejsze, poczytaj ostatnie wpisy krotki. Jej się wydaje, ze z kochankiem skończyła, a jednocześnie każde jej kolejne zdanie udowadnia, ze tak wcale nie jest.
Ty mógłbyś być dobrym, fajnym facetem ale to nie ma dla Twojej jż ŻADNEGO znaczenia.

397

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
złata napisał/a:

A mój wykształcony teść wziął sobie dziewczynę, która nawet nie skończyła zawodówki i jakoś niedługo stuknie im 50 lat wspólnego pożycia. Dyskusji na poziomach uniwersyteckich tam nie ma, to on jest tam ładniejszy i miłość, że aż miło popatrzeć. /.../ Moi rodzice z każdym z nas przed ślubami prowadzili rozmowy w "sześć" oczu i pokazywali wady wybranka, rozmowa była jedna i nigdy do tego nie wracali. My sobie z rodzeństwem o tym po latach rozmawialiśmy. Nie trafili tylko raz, jak wskazywali na istotne różnice w wykształceniu i wieku. Tylko ten związek okazał się solidny i trwały. 
/.../

Fajna historia. A u żony Piotra nakładała się jeszcze patologia domu rodzinnego - tak patrząc na "czynniki ryzyka". Może zresztą i u Piotra były jakieś czynniki ryzyka sprzyjające wyborowi partnerki niedojrzałej na razie niewiele o tym wiemy. Inna sprawa, że gdy czytam wątki o zdradach fascynuje mnie totalny "odlot" który fundują sobie zdradzające dziewczyny (czy tylko dziewczyny? Czy faceci zdradzają bardziej "na zimno"?). Niemal wszyscy zdradzeni i część zdradzających opisuje niemal narkotyczny trans - jak pisała o tym choćby tu Krotka, która akurat wie o czym pisze. Kochanek, choćby był ostatnim patałachem okazuje się niemal bogiem w ich oczach. Nie żebym nie wiedział, że to jest możliwe, ale wiedzieć i widzieć to dwie różne sprawy.

Kwestia różnicy w poziomie naszego wykształcenia i obaw z tym się wiążących była podnoszona przez moją żonę w początkowej fazie naszego związku. Mi to w ogóle nie przeszkadzało. Zresztą wcale jej nie uważałem ani nie uważam za osobę mniej inteligentną, bo taką nie jest. Znam kilka osób z dyplomem wyższej uczelni i gdyby nie to, że poznałem je jeszcze w czasie studiów, to powiedziałbym, że dyplom ten kupili sobie na bazarze. Znam też osoby, które pomimo stosunkowo niskiego wykształcenia posiadają tak dużą mądrość życiową i inteligencję, że mogłyby nimi obdzielić nie jednego magistra, a i tak sporo im by tych walorów jeszcze zostało. Dla mnie nigdy nie była ważna ukończona szkoła, ale to co dany człowiek ma w głowie i sercu. Dokonując w przeszłości wyboru, decydując się na to, że to właśnie z tą a nie inną kobietą chcę założyć rodzinę nie brałem po uwagę jej atrakcyjności fizycznej, choć akurat trafiło mi się, że faktycznie żona była i jest nadal bardzo piękną kobietą. Dla mnie liczył się jej charakter, ciepło które od niej biło i dało się wyczuć przy każdym z nią kontakcie, wyznawane przez nią wartości, stosunek do rodziny. To się dla mnie liczyło, jej pogoda ducha i miłość którą mi wtedy na każdym kroku okazywała. Ja myślę, że sporo tych cech nadal jest w niej obecnych, tylko tak jak to napisałeś ona jest w tej chwili w amoku, narkotycznym transie, do którego doprowadził ją ten typ. Perfidnie wykorzystał wszystkie jej słabe punkty, wrażliwość, brak asertywności i poczucie niskiej wartości wyniesione z domu rodzinnego. Mając tak duże doświadczenie w relacjach z kobietami, potrafił to wszystko wykorzystać tak, że zbudował w głowie mojej żony fałszywy obraz swojej osoby. Tak jak napisałeś, on jest dla niej teraz niemal bogiem, wymarzonym księciem z bajki, poza którym ona nic nie dostrzega myślę, że do czasu iten czas jest już bardzo blisko. Pewnie mnie zaraz zrugacie za to co napiszę, ale doszedłem do jednego wniosku, który częściowo tłumaczy zachowanie mojej żony, jest dla niej swego rodzaju okolicznością łagodzącą. Ona autentycznie się zakochała, nie zdradziła mnie z premedytacją, w zimny i wyrachowany sposób, po prostu zakochała się kobieta nie patrząc na nic, na aspekty materialne, na wygląd tego typa. Pokochała obraz dobrego, skrzywdzonego przez los człowieka, jaki on jej wbił do głowy i teraz dzięki temu ma nad nią taką władzę. Nie wiem jak dla mnie to w tej całej krzywdzie jaką naszej rodzinie wyrządziła, to jest to jakiś punkt zaczepienia do ewentualnej możliwości odbudowy naszego związku, bo świadczy o tym, że nie kwestie materialne ale uczuciowe są dla niej w dalszym ciągu priorytetem i jeżeli odnajdzie w sobie to co po drodze zagubiła w uczuciach do mnie i dzieci, to myślę, że jest dla nas światełko w tunelu smile

398

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
bullet napisał/a:
Archerro napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:

[...] Inna sprawa, że gdy czytam wątki o zdradach fascynuje mnie totalny "odlot" który fundują sobie zdradzające dziewczyny (czy tylko dziewczyny? Czy faceci zdradzają bardziej "na zimno"?). Niemal wszyscy zdradzeni i część zdradzających opisuje niemal narkotyczny trans - jak pisała o tym choćby tu Krotka, która akurat wie o czym pisze. Kochanek, choćby był ostatnim patałachem okazuje się niemal bogiem w ich oczach.  [...]

...Euforyczny stan, w którym trudno o racjonalne wytłumaczenie pewnych zachowań.
A zdradzany, próbując sobie pewne rzeczy wytłumaczyć, czy zrozumieć -
skazany jest na porażkę, gdyż podchodzi do tych pytań i odpowiedzi "na logikę".
[oczywiście nie mam na myśli ogólnych stwierdzeń - było źle w związku to zdradziła/zdradził].
..

Ja również przeszedłęm coś podobnego. Bż zachowywała się jakby była pod wpływem narkotyków, jak zaczarowana. Scenariusz krotki pokazał mi co "myśli" ta osoba, mająca stabilizację, dom, rodzinę, na zewnątrz wydaje się, ze wszystko ok a tu pojawia się ktoś ... ciężko nawet pisać o jego poziomie .. i nasze szanse spadają do zera, życie i rodzina zostają rozmontowane i pozostaje tylko gorycz i ból bo widzimy krzywdę naszych dzieci. Po jakimś czasie pozostaje współczucie bo dostrzegasz do jakiej degradacji doszło.
Ja jestem pewien, że nadal kocham moją zonę ale tamtą, którą była kiedyś, lecz ona dla mnie już umarła.
Tym monstrum, którym stała się teraz raczej się brzydzę.
Piotr, Twoja jż chyba doszła do tego etapu ale sądzę, że nie jest w stanie ani nie chce z tego wyjść, to jest jak narkotyk. Da się upodlać bo to jest silniejsze, poczytaj ostatnie wpisy krotki. Jej się wydaje, ze z kochankiem skończyła, a jednocześnie każde jej kolejne zdanie udowadnia, ze tak wcale nie jest.
Ty mógłbyś być dobrym, fajnym facetem ale to nie ma dla Twojej jż ŻADNEGO znaczenia.

Też zauważyłem niekonsekwencję w postach Krotki. W jednych pisze, że skończyła z kochankiem, że się od niego odcięła, a zaraz potem, że o nim myśli, nasłuchuje jego kroków. To tak jak bym słyszał własną żonę. Raz mi mówiła, że pogoni faceta ze swojego życia, że wie, iż źle robi. A za chwilę rozmawia z nim przez schowany telefon i o nim myśli. Dokładnie to samo. :(Ja jej tłumaczyłem, że jedynym sposobem na odcięcie się od tej chorej sytuacji, jest zerwanie kontaktu z tym człowiekiem w 100%, osobistego, telefonicznego czy smsowego. Inaczej on nie da jej spokoju. Prosiłem, że jeżeli do niej przyjedzie to ma mu twardo i brutalnie powiedzieć, że ma dosłownie s........ć z jej życia, bo on inaczej się nie odczepi i będzie żerował jak kleszcz na jej uczuciach. Ona niby to rozumiała, ale to o co prosiłem, żeby zrobiła w stosunku do tego pajaca, to ona w końcu zrobiła w stosunku do mnie.

399 Ostatnio edytowany przez 1status (2015-02-17 10:21:14)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze nadal idealizujesz swoją żone.
Ona nie zakochała się od pierwszego wejrzenia,musiały być pierwsze powłóczyste spojrzenia,nieśmiałe dotyki,uśmiechy,robiła to świadomie , z premedytacją i waszą rodzine miała wtedy głęboko w d..ie.
Piszesz,że jest smutna,gdy spotyka się z wami,gdyż jesteście jej wyrzutem sumienia i przeszkodą,sam na sam z kochankiem wyczynia takie rzeczy że by ci włosy na głowie stanęły.
Jej uczucia na pewno są silne,ale nie do ciebie i dzieci,a do kochanka.
Zmierzasz w swoich rozważaniach w złym kierunku,sens twojej ostatniej(post397) wypowiedzi zrozumiałem tak:Zagubiła się ,poczekam ,aż się wyłajdaczy ,znudzi jej się ,a wtedy wróci jej rozum i wszystko naprawimy.
Oby to się stało za rok ,czy dwa(jeśli już) ,abys mógł trzeżwo i świadomie podjąc decyzje czy wpuścić ją do swojego życia ponownie.

400 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-02-17 10:48:53)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
1status napisał/a:

Piotrze nadal idealizujesz swoją żone....

Piotrze: 1 status ma rację. Wiem co czujesz, Twoje opisy poza niuansami są zbieżne z tym co ja przeszedłem. To boli co się dzieje ale musisz zrozumieć to co ja pojąłem po wielu miesiącach, że moja bż ma z moją żoną tyle wspólnego ile zombi z człowiekiem. Z zewnątrz jest to człowiek, jakas osoba, która mogła byc dobra, miała rodzinę, była kochana, a teraz jest to wyłacznie powłoka podobna do tej osoby, w srodku pusta, nie ma duszy ani serca (dla Ciebie i dzieci), nie ma w sobie zrozumienia dla posiadania ani tego co w zyciu osiagneła, a jedyne to instynkt przezycia z dnia na dzień. Taka jest moja bż i Twoja jż. Im szybciej sobie to uświadomisz tym lepiej. Nie daj się zwieść pozorom. Przestań czekać. Jedyne co może ją otrzeźwić to Twoje ZDECYDOWANE działania ! Jesli się otrząśnie to Ty zadecydujesz co dalej, czy jeszcze ją chcesz.

401

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
1status napisał/a:

Piotrze nadal idealizujesz swoją żone.
Ona nie zakochała się od pierwszego wejrzenia,musiały być pierwsze powłóczyste spojrzenia,nieśmiałe dotyki,uśmiechy,robiła to świadomie , z premedytacją i waszą rodzine miała wtedy głęboko w d..ie.
Piszesz,że jest smutna,gdy spotyka się z wami,gdyż jesteście jej wyrzutem sumienia i przeszkodą,sam na sam z kochankiem wyczynia takie rzeczy że by ci włosy na głowie stanęły.
Jej uczucia na pewno są silne,ale nie do ciebie i dzieci,a do kochanka.
Zmierzasz w swoich rozważaniach w złym kierunku,sens twojej ostatniej(post397) wypowiedzi zrozumiałem tak:Zagubiła się ,poczekam ,aż się wyłajdaczy ,znudzi jej się ,a wtedy wróci jej rozum i wszystko naprawimy.
Oby to się stało za rok ,czy dwa(jeśli już) ,abys mógł trzeżwo i świadomie podjąc decyzje czy wpuścić ją do swojego życia ponownie.

Oj nie, nie, czekać absolutnie nie mam zamiaru, z mojej strony decyzja o rozwodzie już zapadła, po jutrze pierwsza wizyta u adwokata i mam nadzieję, że sprawy nabiorą tempa. Kocham ją, nie wykluczam próby naprawienia naszego związku, ale nie koniecznie już małżeńskiego. Chcę mieć czystą i jasną sytuację, chcę mieć na nowo otwarte wszystkie drogi. Teraz to w mojej głowie i od moich decyzji ma zależeć nasz dalszy los w sytuacji gdy ona będzie chciała wrócić. Mówiłem jej ostatnio, że owszem chcę, żeby wróciła, ale nie wiem, czy będę potrafił z nią nadal żyć. Chcę spróbować bo ją kocham ale sam siebie na tyle nie znam, żeby stwierdzić, że z tej próby coś wyjdzie. Jestem człowiekiem, który nie lubi nie jasnych sytuacji, jak to się mówi albo wóz, albo przewóz. Mając rozwód z orzeczeniem jej winy, mogę wszystko, mogę wybaczyć i żyć z nią nadal, ale na moich warunkach, mogę jednak pięknie podziękować za 14 lat w sumie fajnego życia i poszukać kogoś bardziej wartościowego. Zobaczymy co nam los przyniesie.

402 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-02-17 11:02:42)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Ona autentycznie się zakochała, nie zdradziła mnie z premedytacją, w zimny i wyrachowany sposób, po prostu zakochała się kobieta nie patrząc na nic, na aspekty materialne, na wygląd tego typa. Pokochała obraz dobrego, skrzywdzonego przez los człowieka, jaki on jej wbił do głowy i teraz dzięki temu ma nad nią taką władzę.

Altruistka???

Skoro ma takie inklinacje powinna chyba zainteresować się mieszkańcem Donbasu, Półwyspu Krymskiego, Republiki Rwandy, bo oni są o wiele bardziej poszkodowani przez los...

Piotrze,

Jestem pełna współczucia dla Twojej sytuacji, jednak moim zdaniem bardzo niebezpiecznie oddalasz się od rzeczywistości i rozmydlasz problem zdrady. W ten sposób ani Ty ani Twoja Żona (przy najbardziej pomyślnych wiatrach, czyli ewentualnej rekonstrukcji małżeństwa) nie będziecie sobie potrafili nijak poradzić z tym co się stało, bo oboje uciekacie od PRAWDY.

EXTRA_terrestrial,

Przykro mi to pisać, bo wielce sobie cenię Twoją obecność w tej cybernetycznej przestrzeni, ale jestem bardzo zniesmaczona Twoimi niedawnymi "wykształciusznymi" postami w tym wątku... Fe!
Módl się, Bracie żarliwie do boga Mungo, aby rzeczywistość, któregoś dnia, nie zweryfikowała boleśnie Twoich poglądów...

Z sympatią -
ab

403

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:

/.../
EXTRA_terrestrial,

Przykro mi to pisać, bo wielce sobie cenię Twoją obecność w tej cybernetycznej przestrzeni, ale jestem bardzo zniesmaczona Twoimi niedawnymi "wykształciusznymi" postami w tym wątku... Fe!
Módl się, Bracie żarliwie do boga Mungo, aby rzeczywistość, któregoś dnia, nie zweryfikowała boleśnie Twoich poglądów...

Z sympatią -
ab

I znów mam wrażenie że "ludzie mnie nie rozumieją". Podkreślam, że chodzi mi o umiejętność "ogarnięcia się", samodyscyplinę - której PRZEJAWEM (wskaźnikiem) może być osiągnięcie wykształcenia - dodałem do tego - "trudnego" a nie byle papierka. Co więcej pisałem wyraźnie, że interesuje mnie ono TYLKO w kontekście empatii i wglądu. I TYLKO wtedy. Samodyscyplina potrzebna jest po to aby mieć siłę, aby co bardziej atrakcyjnych absztyfikantów profilaktycznie omijać z daleka, a empatia i wgląd po to aby wiedzieć kogo omijać.

Piotr
To chyba mam nowe dane do profilu "zdradzacza" poza brakiem wglądu i empatii, dochodzi niskie poczucie własnej wartości przy dużej atrakcyjności  :-)

404

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../
Oj nie, nie, czekać absolutnie nie mam zamiaru, z mojej strony decyzja o rozwodzie już zapadła, po jutrze pierwsza wizyta u adwokata i mam nadzieję, że sprawy nabiorą tempa. Kocham ją, nie wykluczam próby naprawienia naszego związku, ale nie koniecznie już małżeńskiego./.../

No :-)
A bawić się w naprawę potłuczonego na tysiące kawałków wazonika zawsze możesz. Tyle, że nie będzie presji i przymusu.

405 Ostatnio edytowany przez After (2015-02-17 14:12:31)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witaj Piotr

Nie boli Ciebie jeszcze głowa od tego Twojego ciągłego analizowania? 
Odpuść już to sobie, przestań szukać setek odpowiedzi na pytanie, które ma tylko jedną odpowiedź:
BO ONA TEGO CHCIAŁA.

Nie tłumacz jej ?
Jest w pełni świadoma  i poczytalna?
Jest pustakiem, ale też nie jest idiotką,
Mózgu jej nie wycięto i doskonale wie co robi ?
Panie oczywiście zawsze znajdą na to jaieś móżgojebne uzasadnienie typu zauroczenie, pogubienie się, czegoś jej brakowało

Dla Ciebie Piotr już wystarczy to, że nie bacząc na nic, rozkłada nogi przed obcym facetem i pokazuje mu to, co było widokiem do tej pory zastrzeżonym dla Ciebie..
Co ją do tego skierowało, nie ma już żadnego znaczenia.
Nie ma większego upokorzenia mężczyzny, niemal jest to jego kastracja niż to co ona zrobiła?.
To nie jest jednorazowy wybryk, ??.
Tutaj ma miejsce pełne zaangażowanie uczuciowe, emocjonalne i fizyczne
To musisz wbić sobie do głowy.

Kochanka zostaw sobie na deser wink
Powtórzę ?
Z jego punktu widzenia czyjaś żona to zupełnie obca kobieta. On wobec Ciebie nie ma i nie miał jakichkolwiek zobowiązań?

Tak jak już wcześniej Tobie pisałem-
Nie jest w tej chwili dla Ciebie ważne, co Ty do niej czujesz. Dla Ciebie jest najważniejsze to co ona czuje do Ciebie?I kim dla niej jesteś
A tutaj masz czarno na białym:
Ona ma Ciebie, swoje dzieci głęboko w dupie!
Dla niej w tej chwili najlepiej by było, gdybyś zdechł?
Usunął się jej całkowicie z drogi. Jesteś dla niej po prostu nikim..
Człowieku, przecież ona nawet własnych dzieci jest/była gotowa się zrzec!
Samo to już powinno Ciebie otrzeźwić? I natychmiast spowodować stanowcze działania!
A Ty od ponad dwóch tygodni czekasz nie wiem tak naprawdę na co?

Zastanawianie się jest naprawdę świetne, ale to nie jest ten moment
Bo tak sobie siedzisz, myślisz, rozważasz ?..
A jak się już tak mocno zamyślisz to prawie nie czujesz tego fetoru, który druga strona zostawiła  pośrodku Twojego życia,
Zastanawianie się jest bowiem z gatunku tych niezwykle efektywnych zajęć życiowych pod tytułem  "jest mi strasznie ciężko, nie wiem co mam zrobić ", które do niczego nie służą poza samobiczowaniem siebie i swojego życia..

Ty wiesz doskonale, co masz zrobić. Myślisz, że jak odłożysz to w czasie, cokolwiek to zmieni?


Piotr
Zdrada, szczególnie ta wynikająca z długotrwałego romansu jest czymś, co powinno dać nam do myślenia w tylko w jednym kierunku. Do wykopania larwy raz na zawsze ze swojego życia ?.
Bo wcale  nie chodzi tutaj o zastanawianie się, czego nie dałeś, co mogłeś zrobić lepiej, czym mogłeś zaskakiwać, czy w czym byłeś "gorszy" od niego.. Czy jednak pozwolić jej wrócić?

Naturalnym prawem człowieka jest prawo do szczęścia.
Nikt i nic w żaden sposób nie ma prawa nam tego szczęścia odbierać lub uniemożliwiać jego zbudowanie tak jak MY tego chcemy i jak sobie je wyobrażamy?.
A czymże jest zdrada, jak nie brutalnym pogwałceniem podstaw szczęścia, które czasami latami próbowaliśmy budować z nasza partnerką?
Powstaje zatem pytanie.
Czy i w imię czego mamy pozostawać w związku z osobą, która nasze szczęście ma za nic, ma to głęboko w dupie?

W imię dobra dzieci???
Jakiego kurwa dobra? !!!!
Jak mamy przekazać dzieciom, nauczyć te małe istoty, czym jest szczęście, czym jest miłość jeżeli sami tego nie zaznajemy?
A może w imię dawnych, czasami pięknych czasów?
Tylko, że  nasze życie przecież buduje się na przyszłości, w oparciu o nasze plany na przyszłość a nie na wspomnieniach i życiu tym co już było, tym, cczego już nigdy nie będzie i nie wróci?
Zawsze, ale to zawsze chcemy kroczyć do przodu, a nie cofać się w swoim rozwoju, choćby emocjonalnym.

Dlaczego powyższe napisałem ?
Bo był taki moment mojej słabości, że mogłem oddać wszystko, żeby tylko powróciło to, co właśnie traciłem.
Nie zastanawiałem się wówczas nad możliwymi konsekwencjami przywrócenia dawnego stanu rzeczy.
Dziś dziękuję opatrzności, że mi nie odbiło i szybko podjąłem decyzję o tym, żeby zamknąć rozdział, do którego epilog moja na szczęście już ex sama napisała.
Co mogę Tobie teraz napisać?

Dzisiaj jestem osobą szczęśliwą,
Z podniesionym czołem patrzącą w przyszłość.
Jest koło mnie wspaniała kobieta, z którą wiąże swoją przyszłość.
Co ta przyszłość przyniesie? Tego nie wiem. Jestem jednak pełen nadziei.
Jedno wiem na pewno: Chcę być w swoim życiu szczęśliwy i już nikomu nie pozwolę na zniszczenie tych planów.

Piotr
Każdy człowiek jest zbiorem zasad, przekonań i wartości.
To zawsze one definiują to kim jestem i jak chce żyć..
Dlatego zawsze decyzja o tym jak należy postąpić w przypadku zdrady powinna być oparta wyłącznie o Twoje zasady.
Jeśli najważniejsze w Twoim życiu są: wierność, szczerość, zaufanie,
to zdrada uderza niczym wybuch jądrowy we wszystkie te wartości jednocześnie.
Skoro tak to zawsze będziesz czuł się źle przy osobie, która nie potrafiła uszanować tego co jest dla ciebie najważniejsze, co jest dla Ciebie świętością?
Dalsze trwanie w takim związku jest tylko katorgą,
Falą nachodzących ciągle wątpliwości związanych z faktem wewnętrznego kodeksu niepisanych praw.
Więc albo chcę żyć zgodnie z zasadami i wtedy oznacza to the ened małżeństwa,
Albo w przypadku, gdy niemal uczyniliśmy niewierną  niemal swoim bożkiem, całym światem, łamie to co było dotychczas kanonem i działając wbrew sobie, pozwala się lafiryndzie zostać..
Jednak wtedy
Każda kłótnia, każde niedomówienie, każde podejrzane zachowanie działa wtedy niczym przycisk detonatora?
Ciężko jest wtedy utrzymać nerwy na wodzy i nie wyperdolić wszystkiego w powietrze?
Bo przecież dałem szansę ?
I tak życie upływa, czas ucieka??  I gdy już zaczynamy żałować, że jednak nie wcisnęliśmy czerwonego przycisku: FIRE, jest z reguły za późno na cokolwiek..
Nasze najlepsze lata poszły bowiem w pizdu, zmarnowane na życie z kimś, kto nie dał nam tego szczęścia, które tak bardzo w swojej determinacji łączyliśmy z życiem z lafiryndą, która omal nas nie zabiła?.

Do utraconego raju nie powinno się wracać,
Zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się pewności, że był on naprawdę nim był.

Ona sama w życiu nie złoży pozwu! Jesteś jej jedynym kołem ratunkowym, jakie ma!
Pozbaw ją jakichkolwiek złudzeń. Dla niej to koniec. Bez drogi powrotnej?
Nie masz już wobec niej żadnych zobowiązań!
Nic już Ciebie z nią nie łączy prócz tego, że macie dzieci?

Pozdrawiam

406

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Witaj Piotr

Nie boli Ciebie jeszcze głowa od tego Twojego ciągłego analizowania? 
Odpuść już to sobie, przestań szukać setek odpowiedzi na pytanie, które ma tylko jedną odpowiedź:
BO ONA TEGO CHCIAŁA.

Nie tłumacz jej ?
Jest w pełni świadoma  i poczytalna?
Jest pustakiem, ale też nie jest idiotką,
Mózgu jej nie wycięto i doskonale wie co robi ?
Panie oczywiście zawsze znajdą na to jaieś móżgojebne uzasadnienie typu zauroczenie, pogubienie się, czegoś jej brakowało

Dla Ciebie Piotr już wystarczy to, że nie bacząc na nic, rozkłada nogi przed obcym facetem i pokazuje mu to, co było widokiem do tej pory zastrzeżonym dla Ciebie..
Co ją do tego skierowało, nie ma już żadnego znaczenia.
Nie ma większego upokorzenia mężczyzny, niemal jest to jego kastracja niż to co ona zrobiła?.
To nie jest jednorazowy wybryk, ??.
Tutaj ma miejsce pełne zaangażowanie uczuciowe, emocjonalne i fizyczne
To musisz wbić sobie do głowy.

Kochanka zostaw sobie na deser wink
Powtórzę ?
Z jego punktu widzenia czyjaś żona to zupełnie obca kobieta. On wobec Ciebie nie ma i nie miał jakichkolwiek zobowiązań?

Tak jak już wcześniej Tobie pisałem-
Nie jest w tej chwili dla Ciebie ważne, co Ty do niej czujesz. Dla Ciebie jest najważniejsze to co ona czuje do Ciebie?I kim dla niej jesteś
A tutaj masz czarno na białym:
Ona ma Ciebie, swoje dzieci głęboko w dupie!
Dla niej w tej chwili najlepiej by było, gdybyś zdechł?
Usunął się jej całkowicie z drogi. Jesteś dla niej po prostu nikim..
Człowieku, przecież ona nawet własnych dzieci jest/była gotowa się zrzec!
Samo to już powinno Ciebie otrzeźwić? I natychmiast spowodować stanowcze działania!
A Ty od ponad dwóch tygodni czekasz nie wiem tak naprawdę na co?

Zastanawianie się jest naprawdę świetne, ale to nie jest ten moment
Bo tak sobie siedzisz, myślisz, rozważasz ?..
A jak się już tak mocno zamyślisz to prawie nie czujesz tego fetoru, który druga strona zostawiła  pośrodku Twojego życia,
Zastanawianie się jest bowiem z gatunku tych niezwykle efektywnych zajęć życiowych pod tytułem  "jest mi strasznie ciężko, nie wiem co mam zrobić ", które do niczego nie służą poza samobiczowaniem siebie i swojego życia..

Ty wiesz doskonale, co masz zrobić. Myślisz, że jak odłożysz to w czasie, cokolwiek to zmieni?


Piotr
Zdrada, szczególnie ta wynikająca z długotrwałego romansu jest czymś, co powinno dać nam do myślenia w tylko w jednym kierunku. Do wykopania larwy raz na zawsze ze swojego życia ?.
Bo wcale  nie chodzi tutaj o zastanawianie się, czego nie dałeś, co mogłeś zrobić lepiej, czym mogłeś zaskakiwać, czy w czym byłeś "gorszy" od niego.. Czy jednak pozwolić jej wrócić?

Naturalnym prawem człowieka jest prawo do szczęścia.
Nikt i nic w żaden sposób nie ma prawa nam tego szczęścia odbierać lub uniemożliwiać jego zbudowanie tak jak MY tego chcemy i jak sobie je wyobrażamy?.
A czymże jest zdrada, jak nie brutalnym pogwałceniem podstaw szczęścia, które czasami latami próbowaliśmy budować z nasza partnerką?
Powstaje zatem pytanie.
Czy i w imię czego mamy pozostawać w związku z osobą, która nasze szczęście ma za nic, ma to głęboko w dupie?

W imię dobra dzieci???
Jakiego kurwa dobra? !!!!
Jak mamy przekazać dzieciom, nauczyć te małe istoty, czym jest szczęście, czym jest miłość jeżeli sami tego nie zaznajemy?
A może w imię dawnych, czasami pięknych czasów?
Tylko, że  nasze życie przecież buduje się na przyszłości, w oparciu o nasze plany na przyszłość a nie na wspomnieniach i życiu tym co już było, tym, cczego już nigdy nie będzie i nie wróci?
Zawsze, ale to zawsze chcemy kroczyć do przodu, a nie cofać się w swoim rozwoju, choćby emocjonalnym.

Dlaczego powyższe napisałem ?
Bo był taki moment mojej słabości, że mogłem oddać wszystko, żeby tylko powróciło to, co właśnie traciłem.
Nie zastanawiałem się wówczas nad możliwymi konsekwencjami przywrócenia dawnego stanu rzeczy.
Dziś dziękuję opatrzności, że mi nie odbiło i szybko podjąłem decyzję o tym, żeby zamknąć rozdział, do którego epilog moja na szczęście już ex sama napisała.
Co mogę Tobie teraz napisać?

Dzisiaj jestem osobą szczęśliwą,
Z podniesionym czołem patrzącą w przyszłość.
Jest koło mnie wspaniała kobieta, z którą wiąże swoją przyszłość.
Co ta przyszłość przyniesie? Tego nie wiem. Jestem jednak pełen nadziei.
Jedno wiem na pewno: Chcę być w swoim życiu szczęśliwy i już nikomu nie pozwolę na zniszczenie tych planów.

Piotr
Każdy człowiek jest zbiorem zasad, przekonań i wartości.
To zawsze one definiują to kim jestem i jak chce żyć..
Dlatego zawsze decyzja o tym jak należy postąpić w przypadku zdrady powinna być oparta wyłącznie o Twoje zasady.
Jeśli najważniejsze w Twoim życiu są: wierność, szczerość, zaufanie,
to zdrada uderza niczym wybuch jądrowy we wszystkie te wartości jednocześnie.
Skoro tak to zawsze będziesz czuł się źle przy osobie, która nie potrafiła uszanować tego co jest dla ciebie najważniejsze, co jest dla Ciebie świętością?
Dalsze trwanie w takim związku jest tylko katorgą,
Falą nachodzących ciągle wątpliwości związanych z faktem wewnętrznego kodeksu niepisanych praw.
Więc albo chcę żyć zgodnie z zasadami i wtedy oznacza to the ened małżeństwa,
Albo w przypadku, gdy niemal uczyniliśmy niewierną  niemal swoim bożkiem, całym światem, łamie to co było dotychczas kanonem i działając wbrew sobie, pozwala się lafiryndzie zostać..
Jednak wtedy
Każda kłótnia, każde niedomówienie, każde podejrzane zachowanie działa wtedy niczym przycisk detonatora?
Ciężko jest wtedy utrzymać nerwy na wodzy i nie wyperdolić wszystkiego w powietrze?
Bo przecież dałem szansę ?
I tak życie upływa, czas ucieka??  I gdy już zaczynamy żałować, że jednak nie wcisnęliśmy czerwonego przycisku: FIRE, jest z reguły za późno na cokolwiek..
Nasze najlepsze lata poszły bowiem w pizdu, zmarnowane na życie z kimś, kto nie dał nam tego szczęścia, które tak bardzo w swojej determinacji łączyliśmy z życiem z lafiryndą, która omal nas nie zabiła?.

Do utraconego raju nie powinno się wracać,
Zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się pewności, że był on naprawdę nim był.

Ona sama w życiu nie złoży pozwu! Jesteś jej jedynym kołem ratunkowym, jakie ma!
Pozbaw ją jakichkolwiek złudzeń. Dla niej to koniec. Bez drogi powrotnej?
Nie masz już wobec niej żadnych zobowiązań!
Nic już Ciebie z nią nie łączy prócz tego, że macie dzieci?

Pozdrawiam

Lubię czytać Twoje posty, twarde, brutalne, ale dają dużo do myślenia. Równierz pozdrawiam

407

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../
EXTRA_terrestrial,

Przykro mi to pisać, bo wielce sobie cenię Twoją obecność w tej cybernetycznej przestrzeni, ale jestem bardzo zniesmaczona Twoimi niedawnymi "wykształciusznymi" postami w tym wątku... Fe!
Módl się, Bracie żarliwie do boga Mungo, aby rzeczywistość, któregoś dnia, nie zweryfikowała boleśnie Twoich poglądów...

Z sympatią -
ab

I znów mam wrażenie że "ludzie mnie nie rozumieją". Podkreślam, że chodzi mi o umiejętność "ogarnięcia się", samodyscyplinę - której PRZEJAWEM (wskaźnikiem) może być osiągnięcie wykształcenia - dodałem do tego - "trudnego" a nie byle papierka. Co więcej pisałem wyraźnie, że interesuje mnie ono TYLKO w kontekście empatii i wglądu. I TYLKO wtedy. Samodyscyplina potrzebna jest po to aby mieć siłę, aby co bardziej atrakcyjnych absztyfikantów profilaktycznie omijać z daleka, a empatia i wgląd po to aby wiedzieć kogo omijać.

Piotr
To chyba mam nowe dane do profilu "zdradzacza" poza brakiem wglądu i empatii, dochodzi niskie poczucie własnej wartości przy dużej atrakcyjności  :-)

No wiesz sam wiem, że to dziwnie brzmi, atrakcyjna kobieta o niskim poczuciu wlasnej wartości.  Ale powiedz mi,czym innym można tlumaczyć jej ciągle poszukiwanie akceptacji dla wlasnej osoby? Jej czeste pytania do mnie, ktora z kobiet w jej pracy podoba mi sie najbardziej, albo niechec do pojscia z nami na basen, bo ja ktos znajomy w stroju zobaczy.

408

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wiecie co w sumie nie jestem zwolennikiem Disco Polo, ale ostatnio wpadła mi w ucho jedna piosenka, ona chyba najlepiej odzwierciedla to co teraz czuję, jak ktoś ma ochotę to może posłuchać na YouTubie, zespół nazywa się Megam, a piosenka ,,Wolności smak". smile

Ciekawe i kroteczka tutaj. Forum jednak potrafi zaskakiwac wink a autor "zaskakuje" mnie cały czas. Szkoda tylko ze to malzenstwo bylo "obrazem" dwojgiem zyjacym obok siebie ludzi. Dlatego tez ten smak wolnosci jest taki pociagajacy. Tutaj tragedii, o ktora sie tak caigle wola, wg. mnie nie ma.

np. "Kłótnie u nas żadko się zdarzały i to nie przez brak komunikacji między nami, jak to ktoś mi wcześniej zarzucił"

vs.

"faktycznie chyba pierwszy raz tak się właśnie czuła. Stwierdzam to na podstawie jej wypowiedzi na temat tej mojej koleżanki, bo choć ona żadnej krzywdy mojej żonie nie zrobiła, to ta w swoich wypowiedziach na jej temat, bardzo ją obrażała używając do tego słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Nic nie dawały moje tłumaczenia, że nic się złego nie dzieje, że ma dostep do wszystkiego i może sobie sprawdzać wszystko co chce w telefonie, na moim koncie na facebooku, że nic mnie z tą kobietą nie łączy oprócz starej przyjaźni, że się z nią nie spotykam. Cały czas utwierdzałem moją żonę w tym, że to ona jest kobietą mojego życia, że tylko ją kocham. Nic te tłumaczenia nie dawały, ona cały czas twierdziła, że nie jest o nią zazdrosna, ale jednocześnie w swoich wypowiedzich na jej temat traktowała ją jak największego wroga"


A tak wygladalo to idealne malzenstwo:

Najlepsze jest to, że w tym samym czasie pisywała sobie ze swoim byłym facetem, którego dla mnie zostawiła. Choć jej tłumaczyłem, że ja w tym jej pisaniu nie widzę żadnego problemu, dopóki nie przekrocz się pewnych granic. Wychodziło na to, że ona sobie mogła pisać z byłym a ja już nie. Dlatego też ja nie widziałem powodu dla którego miałbym zaprzestać kontaktu ze starą znajomą."


Przypominam co wczesniej pisalem:

"ja widze inny mechanizm. Kobieta "zgadzając" się na spotkania (flirt) meza z inna kobieta powoli tracila szacunek do samej siebie..."

"Kobiety dość jednoznacznie odczuwają te sytuacje"

Pisze to poniewaz chyba tak jak w watku Roberta, trzeba ciagle przypominac ze pomimo zdrady sytuacja, ktora panowala w malzenstwie autora a opisywana przez autora to zupelna fikcja. I tylko czasami wychodzi szydlo z worka ale jak w przypadku Roberta nie wyjdzie calkowice poniewaz tutaj autor jest raczej "zrownowazony" wiec sie do konca nie ujawni. Jednak ten nieprawdziwy obraz, brak samorelfleksji jest filarem dla autora w stosunku do obrony tego obrazu. A przeciez nic nie dzieje sie bez przyczyny i te przyczyny, ujawnione wczesniej w tym watku, jak najbardziej byly.

Np.

"Natomiast po tym co napisal autor widze ze myli proste pojecia:

"bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). "

Tak dokladnie wysylanie wiadomosci na portalach jest czyms co sie nazywa "randkowaniem" (scisle randka to spotkanie rzeczywiste) natomiast wyjscie do kina nie jest seksem. O co Ci wiec chodzilo? Ze ktos krytykuje Twoje wczesniejsze randkowanie z byla, nawet jesli to byly 2 spotkania w ciagu dwoch lat to nadal bylo codziennie pisanie na fb."

"I co teraz? Powoli drazac temat zaczyna wylaniac sie zupelnie inny obraz malzenstwa, gdzie oboje utrzymuja kontakty ze swoimi bylymi, gdzie maz swoim postepowaniem upadla zone, gdzie oboje stosuja taktyke wet za wet, gdzie sa wyjazdy, itp. Gdzie nie ma komunikacji, gdzie mimo ostrych reakcji na cos jest zupelna ignorancja i olewanie drugiej strony (bo mnie przeciez jest dobrze).
"

Nie rozumiem dlaczego nie powiedziec prawdy zamiast bronic fikcji. Nie powiedziec, tak bylem zlym mezem, upadlalem i doprowadzilem zone, razem z zona do kryzysowej sytaucji w naszym malzenstwie, gdzie w gruzach legl szacunek i uczucia. Efektem tego byla zdrada zony, za co ona w 100% odpowiada (za zdrade). Przeciez tak wlasnie prawdopodobnie bylo a nie jak opisuje to ostatnio autor. Co wiecej, samooszukiwanie siebie niczego w dalszym rezultacie nie przyniesie. Poniewaz...w dalszej perspektywie brak umocowania postepowania, zmian w stanie faktycznym spowoduje ze te postepowania, zmiany (przyszle) beda jak domki na piasku. I tak jak juz pisalem gdyby kiedykolwiek doszlo do prawdziwej rozmowy autora z zona, ale takiej w ktorej nie byloby narzucania swojego zdania i obrazu, prawdopodobnie zona podalaby wiele niepasujacych jej sytuacji, ktore wczesniej autor ignorowal, nie tylko te drastyczna, opisnana przez samego autora. Co nie zmienia jej winy w kwestii zdrady. Dlatego jak czytam jakie to malzenstwo bylo idealne to az mi rece opadaja. Jest tu calkowity brak autorefleksji. Calkowity.

Witaj Maniek :}. Widzę, że nadal uważasz, że to ja doprowadziłem moją żonę do zdrady. Wiesz analizując Twoje wpisy, jak to ja strasznie upadlałem moją żonę poprzez utrzymywanie wirtualnego kontaktu z moją ,,ex". gdzie kontakt ten od samego początku był jawny, nie ukrywany właśnie po to, żeby druga strona nie czuła się oszukiwana. Gdzie rozmowy były w sumie naprawdę czysto koleżeńskie, o jej poszukiwaniu pracy, o urządzaniu się w nowym mieszkaniu itp. itd. To ja się pytam o jakim upadlaniu Ty tu mówisz, a jeżeli załóżmy to nie była by moja ,,ex" a np. koleżanka z pracy to co też miałbym zrezygnować z kontaktów z tą kobietą, bez przesady w każdym związku człowiek zachowuje jednak pewien stopień niezależności. Nie jesteśmy dziećmi, żeby nasi partnerzy wybierali nam znajomych i przyjaciół. Fakt wszystko musi mieć swoje granice, po których przekroczeniu oczywiście interwencja partnera jest jak najbardziej uzasadniona i zrozumiała. Ja tych granic nie przekroczyłem i moja żona, akurat w kontaktach ze swoim ,,ex" również. Jej nerwowe reakcje na mój kontakt z koleżanką wynikał nie z faktu jej upadlania, ale po prostu ze zwykłego poczucia zagrożenia przez inną kobietę, można to trochę nazwać chorobliwą zazdrością, tak chorobliwą, bo nie miała o co być zazdrosną skoro wszystko było dla niej jawne i w żadnym momencie ja żony nie okłamałem. Idąc dalej tokiem Twojego myślenia, skoro zwykły koleżeński kontakt jest dla Ciebie upodleniem partnera, to czym w takim razie jest według Ciebie zdrada? Upodleniem do kwadratu? Czy w takim razie, według Ciebie zdradzone osoby są w jakiejś części usprawiedliwione z tego, że w ramach zemsty same zdradzą? Wiesz gdyby to tak funkcjonowało, to na tym forum nie byłoby nikogo o czystym sumieniu, bo każdy każdego by zdradził i byłoby kwita. Ja nigdzie nie pisałem, że byłem idealnym mężem, swoje wady mam jak każdy człowiek, dla mnie są one pewnie nie istotne a dla mojej żony pewnie coś tam bardziej nie pasowało. Wiesz jaka była różnica między mną a nią? A taka, że jeśli mi coś nie pasowało to potrafiłem jej to powiedzieć prosto w oczy, czasem mi się za to oberwało, był foch, kłótnia, że się czepiam i tyle wychodziło z mojego zwracania uwagi, na rzeczy które mi się w żonie nie podobały. Ona niestety w stosunku do mnie takich jasnych komunikatów nie przekazywała, nie mówiła co jej nie pasuje. Sam jesteś w związku więc pewnie wiesz, że kobiecego umysłu żaden facet nie jest ogarnąć w 100%, więc powiedz mi jak ja miałem do niej dotrzeć, siłą z niej wyciągnąć co jej we mnie nie pasuje? Nie da rady tego zrobić. Ostatnio jak rozmawialiśmy to zwróciłem jej na to uwagę, że szkoda, iż nie potrafiła mi wytknąć moich niedoskonałości, bo pewnie bylibyśmy w innym miejscu niż jesteśmy teraz sad. O zarzucie braku autorefleksji nawet nie będę polemizował, bo jeżeli u mnie jej brakuje, to co ja tutaj robię? Po co czytam wasze wpisy? Po co szukam informacji o schematach, przyczynach i konsekwencjach zdrady? Bo co takie sobie hobby znalazłem. Otóż nie, chcę zrozumieć moją żonę, chcę być po tym wszystkim mądrzejszym człowiekiem, tak aby drugi raz nie popełnić w moim życiu błędów, które niestety popełniłem. Miłego wieczorku. smile

Moim zdaniem wszystko się od ... czegos zaczyna. Niestety ale brakuje Ci autorefleksji i masz gotowa odpowiedz na każdy zarzut, nawet umiesz decydować o mysleniu kogos innego. Nie usprawiedliwiam zdrady Twojej zony ale pokazuje Ci pewien mechanizm. Wasz związek wogole nie był idealny, nie mam pojęcia skad takie Twoje spojrzenie na to? Utrzymywales codzienny kontakt z była, na co twoja zona protestowala. Zupelnie to olales i teraz masz tego skutki. W sumie masz to czego chciales. Nie wykazales się lojalnoscia wobec zony i vice versa. W sumie mysle ze sami ale oboje zniszczyliście relacje miedzy wami. W tej kwestii oboje jesteście tak samo winni, jeśli nie Ty bardziej. Tak to po prostu widze. Jakiejs wielkiej "bystrości" do tego nie potrzeba. Potem zyliscie jakiś czas ale obok siebie. Skutki tego już znasz.

409

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../
No wiesz sam wiem, że to dziwnie brzmi, atrakcyjna kobieta o niskim poczuciu wlasnej wartości.  Ale powiedz mi,czym innym można tlumaczyć jej ciągle poszukiwanie akceptacji dla wlasnej osoby? Jej czeste pytania do mnie, ktora z kobiet w jej pracy podoba mi sie najbardziej, albo niechec do pojscia z nami na basen, bo ja ktos znajomy w stroju zobaczy.

Na wszelki wypadek wytłumaczę się przed atakiem ewentualnych purystów językowych - kobieta bez poczucia własnej wartości może się wydawać niektórym nieatrakcyjna ;-)
Miałem na myśli -"ładna", "kobieca", "seksowna" głównie na wizus.

Nie mam jasności - albo uważała, że jest zbyt mało atrakcyjna aby NAPRAWDĘ mogła ci się podobać i wciąż obawiałą się "ataku" koleżanek z pracy. Albo zbierała na ciebie "materiał dowodowy" uzasadniający przyszłą zdradę - no przecież skoro jemu może się podobać ta koleżanka, to i mnie może się podobać znajomy z pracy.
Zdrada często odbywa się etapami, na których zdradzający tworzy kolejne, coraz bardziej "karkołomne" uzasadnienia dla swojej zdrady. Np, to chyba nic złęgo, że patrzę na niego, po "oswojeniu" się z "wymianą zalotnych spojrzeń" - to chyba nic złego, że mi się podoba. Potem to chyba nic złego że rozmawialiśmy w pracy dwie godziny o niespełnieniu w małżeństwie każdego z nas, po kilkudniowym "oswojeniu" tematu mamy już mnóstwo uzasadnień dlaczego "to nic złego", potem no pocałowałam go ale przecież nie zdradziłam męża - on wyjeżdża na te swoje wyjazdy - przecież robi to samo... Potem... wiadomo.

O co chodzi ze strojem - nie wiem. Czy wstydziłą się swego ciała bo widziała w nim mankamenty, czy wstydziła się być seksowna, bo spojrzenia na jej ciało coś w niej wyzwalały? Diabli wiedzą.

Ale jek pisał After to ostatnia rzecz którą warto się zajmować. Zajmować się trzeba zbieraniem dowodów zdrady i przygotowaniem rozwodu. Przejedź się po wątkach rozwodowych - zobacz jak kochanki chcące uniknąć orzekania o winie oskarżają swoich byłych mężów o pedofilię, przemoc domową. Jak ustawiają świadków. Tej wiedzy potrzebujesz najbardziej. Będziesz musiał udowodnić że byłeś dobrym mężem, wymiarowi sprawiedliwości który jest sfeminizowany. Będzie to przypominało udowadnianie, że nie jesteś wielbłądem, bo z definicji będziesz podejrzewany o straszne rzeczy. Będziesz potrzebował dokumentów, świadków, nagrań billingów. Kochanek może ustawić żonę tak aby wyszarpała od ciebie jak najwięcej majątku - on też chce z czegoś żyć. :-)

410

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
viola_vip_693 napisał/a:

Dodam jeszcze , że mnie zawsze ciągnęło do rozmowy z byłymi , gdy w moim związku działo się źle...

Wlasnie to jest jest chyba najwiekszy problem w dzisiejszych zwiazkach. Cos sie dzieje w relacji nie tak i pierwsza rzecz to te  osoby szukaja pocieszenia albo rozwiazania gdzies indziej (w ramionach kogos innego?)zamiast skupic sie na rozwiazaniu problemu razem. Nie ma juz chyba jakiejs lojalnosci, checi budowania czegos  z jedna osoba, bo i po co, kazdy w koncu sie troche znudzi po latach , a jesli pojawi cos nowego , motylki , niestety tego sie nie czuje do zony, meza po latach..Latwiej jest zabrac zabawki i bawic sie z kims innym.

Lexpar napisał/a:

Ruszysz gówno a pójdzesz siedzieć za człowieka.
Gówna (kochanka Twojej żony ) się nie rusza, bo śmierdzi.
Pamiętaj o tym.

Oczywiscie , ze ten facet nie powinien robic tego co robi  z mezatka, ale... no wlasnie to ale. Nic, ale to nic moim zdaniem nie usprawiedliwia zdrady. Oczywiscie ,ze ludzie znajda setki powodow zeby jakos takie zachowanie usprawiedliwic lub przynajmniez zracjonalizowac.Jesli sie jest w zwiazku to trzeba byc w nim 100%  i nie tylko jak wszystko jest pieknie, wtedy nawet nie trzeba sie starac i jest ok . Dopiero gdy przychodzi kryzys przekonujemy sie naprawde ile on byl warty....

411

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Witaj Piotr

Nie boli Ciebie jeszcze głowa od tego Twojego ciągłego analizowania? 
Odpuść już to sobie, przestań szukać setek odpowiedzi na pytanie, które ma tylko jedną odpowiedź:
BO ONA TEGO CHCIAŁA.

Nie tłumacz jej ?
Jest w pełni świadoma  i poczytalna?
Jest pustakiem, ale też nie jest idiotką,
Mózgu jej nie wycięto i doskonale wie co robi ?
Panie oczywiście zawsze znajdą na to jaieś móżgojebne uzasadnienie typu zauroczenie, pogubienie się, czegoś jej brakowało

Dla Ciebie Piotr już wystarczy to, że nie bacząc na nic, rozkłada nogi przed obcym facetem i pokazuje mu to, co było widokiem do tej pory zastrzeżonym dla Ciebie..
Co ją do tego skierowało, nie ma już żadnego znaczenia.
Nie ma większego upokorzenia mężczyzny, niemal jest to jego kastracja niż to co ona zrobiła?.
To nie jest jednorazowy wybryk, ??.
Tutaj ma miejsce pełne zaangażowanie uczuciowe, emocjonalne i fizyczne
To musisz wbić sobie do głowy.

Kochanka zostaw sobie na deser wink
Powtórzę ?
Z jego punktu widzenia czyjaś żona to zupełnie obca kobieta. On wobec Ciebie nie ma i nie miał jakichkolwiek zobowiązań?

Tak jak już wcześniej Tobie pisałem-
Nie jest w tej chwili dla Ciebie ważne, co Ty do niej czujesz. Dla Ciebie jest najważniejsze to co ona czuje do Ciebie?I kim dla niej jesteś
A tutaj masz czarno na białym:
Ona ma Ciebie, swoje dzieci głęboko w dupie!
Dla niej w tej chwili najlepiej by było, gdybyś zdechł?
Usunął się jej całkowicie z drogi. Jesteś dla niej po prostu nikim..
Człowieku, przecież ona nawet własnych dzieci jest/była gotowa się zrzec!
Samo to już powinno Ciebie otrzeźwić? I natychmiast spowodować stanowcze działania!
A Ty od ponad dwóch tygodni czekasz nie wiem tak naprawdę na co?

Zastanawianie się jest naprawdę świetne, ale to nie jest ten moment
Bo tak sobie siedzisz, myślisz, rozważasz ?..
A jak się już tak mocno zamyślisz to prawie nie czujesz tego fetoru, który druga strona zostawiła  pośrodku Twojego życia,
Zastanawianie się jest bowiem z gatunku tych niezwykle efektywnych zajęć życiowych pod tytułem  "jest mi strasznie ciężko, nie wiem co mam zrobić ", które do niczego nie służą poza samobiczowaniem siebie i swojego życia..

Ty wiesz doskonale, co masz zrobić. Myślisz, że jak odłożysz to w czasie, cokolwiek to zmieni?


Piotr
Zdrada, szczególnie ta wynikająca z długotrwałego romansu jest czymś, co powinno dać nam do myślenia w tylko w jednym kierunku. Do wykopania larwy raz na zawsze ze swojego życia ?.
Bo wcale  nie chodzi tutaj o zastanawianie się, czego nie dałeś, co mogłeś zrobić lepiej, czym mogłeś zaskakiwać, czy w czym byłeś "gorszy" od niego.. Czy jednak pozwolić jej wrócić?

Naturalnym prawem człowieka jest prawo do szczęścia.
Nikt i nic w żaden sposób nie ma prawa nam tego szczęścia odbierać lub uniemożliwiać jego zbudowanie tak jak MY tego chcemy i jak sobie je wyobrażamy?.
A czymże jest zdrada, jak nie brutalnym pogwałceniem podstaw szczęścia, które czasami latami próbowaliśmy budować z nasza partnerką?
Powstaje zatem pytanie.
Czy i w imię czego mamy pozostawać w związku z osobą, która nasze szczęście ma za nic, ma to głęboko w dupie?

W imię dobra dzieci???
Jakiego kurwa dobra? !!!!
Jak mamy przekazać dzieciom, nauczyć te małe istoty, czym jest szczęście, czym jest miłość jeżeli sami tego nie zaznajemy?
A może w imię dawnych, czasami pięknych czasów?
Tylko, że  nasze życie przecież buduje się na przyszłości, w oparciu o nasze plany na przyszłość a nie na wspomnieniach i życiu tym co już było, tym, cczego już nigdy nie będzie i nie wróci?
Zawsze, ale to zawsze chcemy kroczyć do przodu, a nie cofać się w swoim rozwoju, choćby emocjonalnym.

Dlaczego powyższe napisałem ?
Bo był taki moment mojej słabości, że mogłem oddać wszystko, żeby tylko powróciło to, co właśnie traciłem.
Nie zastanawiałem się wówczas nad możliwymi konsekwencjami przywrócenia dawnego stanu rzeczy.
Dziś dziękuję opatrzności, że mi nie odbiło i szybko podjąłem decyzję o tym, żeby zamknąć rozdział, do którego epilog moja na szczęście już ex sama napisała.
Co mogę Tobie teraz napisać?

Dzisiaj jestem osobą szczęśliwą,
Z podniesionym czołem patrzącą w przyszłość.
Jest koło mnie wspaniała kobieta, z którą wiąże swoją przyszłość.
Co ta przyszłość przyniesie? Tego nie wiem. Jestem jednak pełen nadziei.
Jedno wiem na pewno: Chcę być w swoim życiu szczęśliwy i już nikomu nie pozwolę na zniszczenie tych planów.

Piotr
Każdy człowiek jest zbiorem zasad, przekonań i wartości.
To zawsze one definiują to kim jestem i jak chce żyć..
Dlatego zawsze decyzja o tym jak należy postąpić w przypadku zdrady powinna być oparta wyłącznie o Twoje zasady.
Jeśli najważniejsze w Twoim życiu są: wierność, szczerość, zaufanie,
to zdrada uderza niczym wybuch jądrowy we wszystkie te wartości jednocześnie.
Skoro tak to zawsze będziesz czuł się źle przy osobie, która nie potrafiła uszanować tego co jest dla ciebie najważniejsze, co jest dla Ciebie świętością?
Dalsze trwanie w takim związku jest tylko katorgą,
Falą nachodzących ciągle wątpliwości związanych z faktem wewnętrznego kodeksu niepisanych praw.
Więc albo chcę żyć zgodnie z zasadami i wtedy oznacza to the ened małżeństwa,
Albo w przypadku, gdy niemal uczyniliśmy niewierną  niemal swoim bożkiem, całym światem, łamie to co było dotychczas kanonem i działając wbrew sobie, pozwala się lafiryndzie zostać..
Jednak wtedy
Każda kłótnia, każde niedomówienie, każde podejrzane zachowanie działa wtedy niczym przycisk detonatora?
Ciężko jest wtedy utrzymać nerwy na wodzy i nie wyperdolić wszystkiego w powietrze?
Bo przecież dałem szansę ?
I tak życie upływa, czas ucieka??  I gdy już zaczynamy żałować, że jednak nie wcisnęliśmy czerwonego przycisku: FIRE, jest z reguły za późno na cokolwiek..
Nasze najlepsze lata poszły bowiem w pizdu, zmarnowane na życie z kimś, kto nie dał nam tego szczęścia, które tak bardzo w swojej determinacji łączyliśmy z życiem z lafiryndą, która omal nas nie zabiła?.

Do utraconego raju nie powinno się wracać,
Zwłaszcza wtedy, gdy nie ma się pewności, że był on naprawdę nim był.

Ona sama w życiu nie złoży pozwu! Jesteś jej jedynym kołem ratunkowym, jakie ma!
Pozbaw ją jakichkolwiek złudzeń. Dla niej to koniec. Bez drogi powrotnej?
Nie masz już wobec niej żadnych zobowiązań!
Nic już Ciebie z nią nie łączy prócz tego, że macie dzieci?

Pozdrawiam

Podpisuje sie pod tym w 100%

412

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
maniek_z_maniek napisał/a:

Ciekawe i kroteczka tutaj. Forum jednak potrafi zaskakiwac wink a autor "zaskakuje" mnie cały czas. Szkoda tylko ze to malzenstwo bylo "obrazem" dwojgiem zyjacym obok siebie ludzi. Dlatego tez ten smak wolnosci jest taki pociagajacy. Tutaj tragedii, o ktora sie tak caigle wola, wg. mnie nie ma.

np. "Kłótnie u nas żadko się zdarzały i to nie przez brak komunikacji między nami, jak to ktoś mi wcześniej zarzucił"

vs.

"faktycznie chyba pierwszy raz tak się właśnie czuła. Stwierdzam to na podstawie jej wypowiedzi na temat tej mojej koleżanki, bo choć ona żadnej krzywdy mojej żonie nie zrobiła, to ta w swoich wypowiedziach na jej temat, bardzo ją obrażała używając do tego słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Nic nie dawały moje tłumaczenia, że nic się złego nie dzieje, że ma dostep do wszystkiego i może sobie sprawdzać wszystko co chce w telefonie, na moim koncie na facebooku, że nic mnie z tą kobietą nie łączy oprócz starej przyjaźni, że się z nią nie spotykam. Cały czas utwierdzałem moją żonę w tym, że to ona jest kobietą mojego życia, że tylko ją kocham. Nic te tłumaczenia nie dawały, ona cały czas twierdziła, że nie jest o nią zazdrosna, ale jednocześnie w swoich wypowiedzich na jej temat traktowała ją jak największego wroga"


A tak wygladalo to idealne malzenstwo:

Najlepsze jest to, że w tym samym czasie pisywała sobie ze swoim byłym facetem, którego dla mnie zostawiła. Choć jej tłumaczyłem, że ja w tym jej pisaniu nie widzę żadnego problemu, dopóki nie przekrocz się pewnych granic. Wychodziło na to, że ona sobie mogła pisać z byłym a ja już nie. Dlatego też ja nie widziałem powodu dla którego miałbym zaprzestać kontaktu ze starą znajomą."


Przypominam co wczesniej pisalem:

"ja widze inny mechanizm. Kobieta "zgadzając" się na spotkania (flirt) meza z inna kobieta powoli tracila szacunek do samej siebie..."

"Kobiety dość jednoznacznie odczuwają te sytuacje"

Pisze to poniewaz chyba tak jak w watku Roberta, trzeba ciagle przypominac ze pomimo zdrady sytuacja, ktora panowala w malzenstwie autora a opisywana przez autora to zupelna fikcja. I tylko czasami wychodzi szydlo z worka ale jak w przypadku Roberta nie wyjdzie calkowice poniewaz tutaj autor jest raczej "zrownowazony" wiec sie do konca nie ujawni. Jednak ten nieprawdziwy obraz, brak samorelfleksji jest filarem dla autora w stosunku do obrony tego obrazu. A przeciez nic nie dzieje sie bez przyczyny i te przyczyny, ujawnione wczesniej w tym watku, jak najbardziej byly.

Np.

"Natomiast po tym co napisal autor widze ze myli proste pojecia:

"bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). "

Tak dokladnie wysylanie wiadomosci na portalach jest czyms co sie nazywa "randkowaniem" (scisle randka to spotkanie rzeczywiste) natomiast wyjscie do kina nie jest seksem. O co Ci wiec chodzilo? Ze ktos krytykuje Twoje wczesniejsze randkowanie z byla, nawet jesli to byly 2 spotkania w ciagu dwoch lat to nadal bylo codziennie pisanie na fb."

"I co teraz? Powoli drazac temat zaczyna wylaniac sie zupelnie inny obraz malzenstwa, gdzie oboje utrzymuja kontakty ze swoimi bylymi, gdzie maz swoim postepowaniem upadla zone, gdzie oboje stosuja taktyke wet za wet, gdzie sa wyjazdy, itp. Gdzie nie ma komunikacji, gdzie mimo ostrych reakcji na cos jest zupelna ignorancja i olewanie drugiej strony (bo mnie przeciez jest dobrze).
"

Nie rozumiem dlaczego nie powiedziec prawdy zamiast bronic fikcji. Nie powiedziec, tak bylem zlym mezem, upadlalem i doprowadzilem zone, razem z zona do kryzysowej sytaucji w naszym malzenstwie, gdzie w gruzach legl szacunek i uczucia. Efektem tego byla zdrada zony, za co ona w 100% odpowiada (za zdrade). Przeciez tak wlasnie prawdopodobnie bylo a nie jak opisuje to ostatnio autor. Co wiecej, samooszukiwanie siebie niczego w dalszym rezultacie nie przyniesie. Poniewaz...w dalszej perspektywie brak umocowania postepowania, zmian w stanie faktycznym spowoduje ze te postepowania, zmiany (przyszle) beda jak domki na piasku. I tak jak juz pisalem gdyby kiedykolwiek doszlo do prawdziwej rozmowy autora z zona, ale takiej w ktorej nie byloby narzucania swojego zdania i obrazu, prawdopodobnie zona podalaby wiele niepasujacych jej sytuacji, ktore wczesniej autor ignorowal, nie tylko te drastyczna, opisnana przez samego autora. Co nie zmienia jej winy w kwestii zdrady. Dlatego jak czytam jakie to malzenstwo bylo idealne to az mi rece opadaja. Jest tu calkowity brak autorefleksji. Calkowity.

Witaj Maniek :}. Widzę, że nadal uważasz, że to ja doprowadziłem moją żonę do zdrady. Wiesz analizując Twoje wpisy, jak to ja strasznie upadlałem moją żonę poprzez utrzymywanie wirtualnego kontaktu z moją ,,ex". gdzie kontakt ten od samego początku był jawny, nie ukrywany właśnie po to, żeby druga strona nie czuła się oszukiwana. Gdzie rozmowy były w sumie naprawdę czysto koleżeńskie, o jej poszukiwaniu pracy, o urządzaniu się w nowym mieszkaniu itp. itd. To ja się pytam o jakim upadlaniu Ty tu mówisz, a jeżeli załóżmy to nie była by moja ,,ex" a np. koleżanka z pracy to co też miałbym zrezygnować z kontaktów z tą kobietą, bez przesady w każdym związku człowiek zachowuje jednak pewien stopień niezależności. Nie jesteśmy dziećmi, żeby nasi partnerzy wybierali nam znajomych i przyjaciół. Fakt wszystko musi mieć swoje granice, po których przekroczeniu oczywiście interwencja partnera jest jak najbardziej uzasadniona i zrozumiała. Ja tych granic nie przekroczyłem i moja żona, akurat w kontaktach ze swoim ,,ex" również. Jej nerwowe reakcje na mój kontakt z koleżanką wynikał nie z faktu jej upadlania, ale po prostu ze zwykłego poczucia zagrożenia przez inną kobietę, można to trochę nazwać chorobliwą zazdrością, tak chorobliwą, bo nie miała o co być zazdrosną skoro wszystko było dla niej jawne i w żadnym momencie ja żony nie okłamałem. Idąc dalej tokiem Twojego myślenia, skoro zwykły koleżeński kontakt jest dla Ciebie upodleniem partnera, to czym w takim razie jest według Ciebie zdrada? Upodleniem do kwadratu? Czy w takim razie, według Ciebie zdradzone osoby są w jakiejś części usprawiedliwione z tego, że w ramach zemsty same zdradzą? Wiesz gdyby to tak funkcjonowało, to na tym forum nie byłoby nikogo o czystym sumieniu, bo każdy każdego by zdradził i byłoby kwita. Ja nigdzie nie pisałem, że byłem idealnym mężem, swoje wady mam jak każdy człowiek, dla mnie są one pewnie nie istotne a dla mojej żony pewnie coś tam bardziej nie pasowało. Wiesz jaka była różnica między mną a nią? A taka, że jeśli mi coś nie pasowało to potrafiłem jej to powiedzieć prosto w oczy, czasem mi się za to oberwało, był foch, kłótnia, że się czepiam i tyle wychodziło z mojego zwracania uwagi, na rzeczy które mi się w żonie nie podobały. Ona niestety w stosunku do mnie takich jasnych komunikatów nie przekazywała, nie mówiła co jej nie pasuje. Sam jesteś w związku więc pewnie wiesz, że kobiecego umysłu żaden facet nie jest ogarnąć w 100%, więc powiedz mi jak ja miałem do niej dotrzeć, siłą z niej wyciągnąć co jej we mnie nie pasuje? Nie da rady tego zrobić. Ostatnio jak rozmawialiśmy to zwróciłem jej na to uwagę, że szkoda, iż nie potrafiła mi wytknąć moich niedoskonałości, bo pewnie bylibyśmy w innym miejscu niż jesteśmy teraz sad. O zarzucie braku autorefleksji nawet nie będę polemizował, bo jeżeli u mnie jej brakuje, to co ja tutaj robię? Po co czytam wasze wpisy? Po co szukam informacji o schematach, przyczynach i konsekwencjach zdrady? Bo co takie sobie hobby znalazłem. Otóż nie, chcę zrozumieć moją żonę, chcę być po tym wszystkim mądrzejszym człowiekiem, tak aby drugi raz nie popełnić w moim życiu błędów, które niestety popełniłem. Miłego wieczorku. smile

Moim zdaniem wszystko się od ... czegos zaczyna. Niestety ale brakuje Ci autorefleksji i masz gotowa odpowiedz na każdy zarzut, nawet umiesz decydować o mysleniu kogos innego. Nie usprawiedliwiam zdrady Twojej zony ale pokazuje Ci pewien mechanizm. Wasz związek wogole nie był idealny, nie mam pojęcia skad takie Twoje spojrzenie na to? Utrzymywales codzienny kontakt z była, na co twoja zona protestowala. Zupelnie to olales i teraz masz tego skutki. W sumie masz to czego chciales. Nie wykazales się lojalnoscia wobec zony i vice versa. W sumie mysle ze sami ale oboje zniszczyliście relacje miedzy wami. W tej kwestii oboje jesteście tak samo winni, jeśli nie Ty bardziej. Tak to po prostu widze. Jakiejs wielkiej "bystrości" do tego nie potrzeba. Potem zyliscie jakiś czas ale obok siebie. Skutki tego już znasz.

Maniek a o czyim myśleniu ja umiem decydować, bo nie za bardzo rozumiem o kogo Ci chodzi. Druga sprawa ja raczej chyba nigdzie nie użyłem  zwrotu, że nasze małżeństwo było idealne. Opisałem tylko jak wyglądało z mojego punktu widzenia, owszem uważam, że było udane ale nie idealne, bo idealnych chyba raczej nie ma. Jeśli piszesz, że było idealne, to to jest Twoje zdanie na moje spojrzenie o nim, i pewnego rodzaju wkładane w moje usta słów których ja tu nigdy nie użyłem. Z jednym się z Tobą zgodzę każdy skutek ma swoją przyczynę, ale w moim przypadku przyczyną na pewno nie był wirtualny kontakt z moją ex. Sorry ale z tym się nie zgodzę.

413

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../
No wiesz sam wiem, że to dziwnie brzmi, atrakcyjna kobieta o niskim poczuciu wlasnej wartości.  Ale powiedz mi,czym innym można tlumaczyć jej ciągle poszukiwanie akceptacji dla wlasnej osoby? Jej czeste pytania do mnie, ktora z kobiet w jej pracy podoba mi sie najbardziej, albo niechec do pojscia z nami na basen, bo ja ktos znajomy w stroju zobaczy.

Na wszelki wypadek wytłumaczę się przed atakiem ewentualnych purystów językowych - kobieta bez poczucia własnej wartości może się wydawać niektórym nieatrakcyjna ;-)
Miałem na myśli -"ładna", "kobieca", "seksowna" głównie na wizus.

Nie mam jasności - albo uważała, że jest zbyt mało atrakcyjna aby NAPRAWDĘ mogła ci się podobać i wciąż obawiałą się "ataku" koleżanek z pracy. Albo zbierała na ciebie "materiał dowodowy" uzasadniający przyszłą zdradę - no przecież skoro jemu może się podobać ta koleżanka, to i mnie może się podobać znajomy z pracy.
Zdrada często odbywa się etapami, na których zdradzający tworzy kolejne, coraz bardziej "karkołomne" uzasadnienia dla swojej zdrady. Np, to chyba nic złęgo, że patrzę na niego, po "oswojeniu" się z "wymianą zalotnych spojrzeń" - to chyba nic złego, że mi się podoba. Potem to chyba nic złego że rozmawialiśmy w pracy dwie godziny o niespełnieniu w małżeństwie każdego z nas, po kilkudniowym "oswojeniu" tematu mamy już mnóstwo uzasadnień dlaczego "to nic złego", potem no pocałowałam go ale przecież nie zdradziłam męża - on wyjeżdża na te swoje wyjazdy - przecież robi to samo... Potem... wiadomo.

O co chodzi ze strojem - nie wiem. Czy wstydziłą się swego ciała bo widziała w nim mankamenty, czy wstydziła się być seksowna, bo spojrzenia na jej ciało coś w niej wyzwalały? Diabli wiedzą.

Ale jek pisał After to ostatnia rzecz którą warto się zajmować. Zajmować się trzeba zbieraniem dowodów zdrady i przygotowaniem rozwodu. Przejedź się po wątkach rozwodowych - zobacz jak kochanki chcące uniknąć orzekania o winie oskarżają swoich byłych mężów o pedofilię, przemoc domową. Jak ustawiają świadków. Tej wiedzy potrzebujesz najbardziej. Będziesz musiał udowodnić że byłeś dobrym mężem, wymiarowi sprawiedliwości który jest sfeminizowany. Będzie to przypominało udowadnianie, że nie jesteś wielbłądem, bo z definicji będziesz podejrzewany o straszne rzeczy. Będziesz potrzebował dokumentów, świadków, nagrań billingów. Kochanek może ustawić żonę tak aby wyszarpała od ciebie jak najwięcej majątku - on też chce z czegoś żyć. :-)

Wiesz jej pytania do mnie o atrakcyjność jej koleżanek z pracy miały jeden cel, ona chciała usłyszeć, że to ona jest najpiękniejsza i ja jej zawsze to mówiłem, że jeśli miałbym wybierać, to mój wybór zawsze byłby ten sam, czyli ona, bo jest najpiękniejsza z nich wszystkich w mojej ocenie. I uwierz mi, to nie było lizusostwo, ale ja tak autentycznie uważałem i uważam nadal. Jeśli chodzi o strój, to tak wstydziła się swego ciała, bo widziała w nim wymyślone przez siebie mankamenty, których ja jakoś nie dostrzegałem i starałem się jej wytłumaczyć, że absolutnie nie ma się czego wstydzić. Wiem też jedno, że ona uważała, że takie moje odpowiedzi wynikają z faktu, że ja to mówię po to, żeby nie sprawiać jej przykrości i dlatego za wszelką cenę poszukiwała potwierdzenia tego w oczach innych osób, a raczej mężczyzn. :-(

414

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz jej pytania do mnie o atrakcyjność jej koleżanek z pracy miały jeden cel, ona chciała usłyszeć, że to ona jest najpiękniejsza i ja jej zawsze to mówiłem, że jeśli miałbym wybierać, to mój wybór zawsze byłby ten sam, czyli ona, bo jest najpiękniejsza z nich wszystkich w mojej ocenie. I uwierz mi, to nie było lizusostwo, ale ja tak autentycznie uważałem i uważam nadal. Jeśli chodzi o strój, to tak wstydziła się swego ciała, bo widziała w nim wymyślone przez siebie mankamenty, których ja jakoś nie dostrzegałem i starałem się jej wytłumaczyć, że absolutnie nie ma się czego wstydzić. Wiem też jedno, że ona uważała, że takie moje odpowiedzi wynikają z faktu, że ja to mówię po to, żeby nie sprawiać jej przykrości i dlatego za wszelką cenę poszukiwała potwierdzenia tego w oczach innych osób, a raczej mężczyzn. :-(

Czyli miała niskie poczucie własnej wartości, a Ty nie byłeś dla niej wystarczająco WAŻNY aby uwierzyła w to że jest piękna. Myślę jednak, że nie powinieneś się już martwić o jej poczucie własnej wartości. Znalazła właśnie "prawdziwy autorytet" i "alfę i omegę" w tych sprawach. W jego komplementy WOLI wierzyć bezgranicznie a on jej wiarę potwierdza każdej nocy dając "dowody miłości". Proponuję zaakceptować fakt, że każdy ma takie autorytety na jakie zasłużył i zająć się sprawami przyjemniejszymi.

415 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2015-02-18 00:30:19)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../
EXTRA_terrestrial,

Przykro mi to pisać, bo wielce sobie cenię Twoją obecność w tej cybernetycznej przestrzeni, ale jestem bardzo zniesmaczona Twoimi niedawnymi "wykształciusznymi" postami w tym wątku... Fe!
Módl się, Bracie żarliwie do boga Mungo, aby rzeczywistość, któregoś dnia, nie zweryfikowała boleśnie Twoich poglądów...

Z sympatią -
ab

I znów mam wrażenie że "ludzie mnie nie rozumieją". Podkreślam, że chodzi mi o umiejętność "ogarnięcia się", samodyscyplinę - której PRZEJAWEM (wskaźnikiem) może być osiągnięcie wykształcenia - dodałem do tego - "trudnego" a nie byle papierka. Co więcej pisałem wyraźnie, że interesuje mnie ono TYLKO w kontekście empatii i wglądu. I TYLKO wtedy. Samodyscyplina potrzebna jest po to aby mieć siłę, aby co bardziej atrakcyjnych absztyfikantów profilaktycznie omijać z daleka, a empatia i wgląd po to aby wiedzieć kogo omijać.

Wrócę na moment do tego:

EXTRA_terrestrial napisał/a:

Sprawdziłbym relacje z rodzicami i wykształcenie (jakość tegoż). Warto też przyjrzeć się ogólnemu poziomowi "ogarnięcia": planowanie, samodyscyplina, konsekwencja w realizacji celów.
Pozytywna relacja z obojgiem rodziców a zwłaszcza stabilność ich związku + umiejętność odraczania gratyfikacji dają IMHO jakieś podstawy. Reszta to empatia/wgląd/ czyli unikanie osób myślących życzeniowo, naginających obraz świata do chęci. Przydatne są osoby jednocześnie dobrze odgadujące emocje swoje i partnera.
Poza tym - warto zwrócić uwagę nie tylko na to, że kocha się ewentualnego partnera, ale skupić się na tym co się od niego dostaje - czy jakość oferowanego uczucia jest OK.
Kolejna sprawa - przetestować się trochę w związku nieformalnym. Najlepiek ok. 4-5 lat, bo po trzech obie strony już wystarczająco habituują na partnera zatem "zew biologiczny" nie działa, a działa już "siłą związku" jeśli jest udany - czyli to że się wykócili, dotarli, dostosowali i nauczyli współpracy.

EXTRA_terrestrial,

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Co Ty na to?

416

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz jej pytania do mnie o atrakcyjność jej koleżanek z pracy miały jeden cel, ona chciała usłyszeć, że to ona jest najpiękniejsza i ja jej zawsze to mówiłem, że jeśli miałbym wybierać, to mój wybór zawsze byłby ten sam, czyli ona, bo jest najpiękniejsza z nich wszystkich w mojej ocenie. I uwierz mi, to nie było lizusostwo, ale ja tak autentycznie uważałem i uważam nadal. Jeśli chodzi o strój, to tak wstydziła się swego ciała, bo widziała w nim wymyślone przez siebie mankamenty, których ja jakoś nie dostrzegałem i starałem się jej wytłumaczyć, że absolutnie nie ma się czego wstydzić. Wiem też jedno, że ona uważała, że takie moje odpowiedzi wynikają z faktu, że ja to mówię po to, żeby nie sprawiać jej przykrości i dlatego za wszelką cenę poszukiwała potwierdzenia tego w oczach innych osób, a raczej mężczyzn. :-(

Czyli miała niskie poczucie własnej wartości, a Ty nie byłeś dla niej wystarczająco WAŻNY aby uwierzyła w to że jest piękna. Myślę jednak, że nie powinieneś się już martwić o jej poczucie własnej wartości. Znalazła właśnie "prawdziwy autorytet" i "alfę i omegę" w tych sprawach. W jego komplementy WOLI wierzyć bezgranicznie a on jej wiarę potwierdza każdej nocy dając "dowody miłości". Proponuję zaakceptować fakt, że każdy ma takie autorytety na jakie zasłużył i zająć się sprawami przyjemniejszymi.

Dokladnie jest tak jak napisales. Ciekawy jestem o czym ona jutro bedzie chciala ze mna rozmawiac, jak dzis zazadalem od niej kategorycznie, ze ma zabrac z domu reszte ( wiekszosc ) swoich rzeczy, bo narazie prawie wszystko jest w domu, i,ze jak tego nie zrobi to sam ja spakuje i wywioze to do niej do pracy. Co znow wymysli, zebym tego nie zrobil. Mam jej juz naprawde momentami dosc :(

417

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

/.../
EXTRA_terrestrial,

Przykro mi to pisać, bo wielce sobie cenię Twoją obecność w tej cybernetycznej przestrzeni, ale jestem bardzo zniesmaczona Twoimi niedawnymi "wykształciusznymi" postami w tym wątku... Fe!
Módl się, Bracie żarliwie do boga Mungo, aby rzeczywistość, któregoś dnia, nie zweryfikowała boleśnie Twoich poglądów...

Z sympatią -
ab

I znów mam wrażenie że "ludzie mnie nie rozumieją". Podkreślam, że chodzi mi o umiejętność "ogarnięcia się", samodyscyplinę - której PRZEJAWEM (wskaźnikiem) może być osiągnięcie wykształcenia - dodałem do tego - "trudnego" a nie byle papierka. Co więcej pisałem wyraźnie, że interesuje mnie ono TYLKO w kontekście empatii i wglądu. I TYLKO wtedy. Samodyscyplina potrzebna jest po to aby mieć siłę, aby co bardziej atrakcyjnych absztyfikantów profilaktycznie omijać z daleka, a empatia i wgląd po to aby wiedzieć kogo omijać.

Wrócę na moment do tego:

EXTRA_terrestrial napisał/a:

Sprawdziłbym relacje z rodzicami i wykształcenie (jakość tegoż). Warto też przyjrzeć się ogólnemu poziomowi "ogarnięcia": planowanie, samodyscyplina, konsekwencja w realizacji celów.
Pozytywna relacja z obojgiem rodziców a zwłaszcza stabilność ich związku + umiejętność odraczania gratyfikacji dają IMHO jakieś podstawy. Reszta to empatia/wgląd/ czyli unikanie osób myślących życzeniowo, naginających obraz świata do chęci. Przydatne są osoby jednocześnie dobrze odgadujące emocje swoje i partnera.
Poza tym - warto zwrócić uwagę nie tylko na to, że kocha się ewentualnego partnera, ale skupić się na tym co się od niego dostaje - czy jakość oferowanego uczucia jest OK.
Kolejna sprawa - przetestować się trochę w związku nieformalnym. Najlepiek ok. 4-5 lat, bo po trzech obie strony już wystarczająco habituują na partnera zatem "zew biologiczny" nie działa, a działa już "siłą związku" jeśli jest udany - czyli to że się wykócili, dotarli, dostosowali i nauczyli współpracy.

EXTRA_terrestrial,

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Co Ty na to?

Tez znam podobna historie, z rodziny mojego dawnego bdb przyjaciela, ojciec wyksztalcony ekonomista, v-ce prezes sporej spólki, ogolnie szanowany przez otoczenie czlowiek. A w domu tyran, znecajacy sie nad rodzina psychicznie i fizycznie. W ttym temacie nie ma regul i schematow, dlatego dobieranie sobie partnera na podstawie posiadanego wyksztalcenia jako jednego z kryteriow wyboru nie ma dla mnie osobiscie sensu, bo stosujac to kryterium od razu można skreślić kogos kto moze sie okazac naprawde wartosciowym czlowiekiem.

418

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Tez znam podobna historie, z rodziny mojego dawnego bdb przyjaciela, ojciec wyksztalcony ekonomista, v-ce prezes sporej spólki, ogolnie szanowany przez otoczenie czlowiek. A w domu tyran, znecajacy sie nad rodzina psychicznie i fizycznie. W ttym temacie nie ma regul i schematow, dlatego dobieranie sobie partnera na podstawie posiadanego wyksztalcenia jako jednego z kryteriow wyboru nie ma dla mnie osobiscie sensu, bo stosujac to kryterium od razu można skreślić kogos kto moze sie okazac naprawde wartosciowym czlowiekiem.

Ta żona to ja... :-)

419 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-02-18 07:47:40)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Piotr74 napisał/a:

Tez znam podobna historie, z rodziny mojego dawnego bdb przyjaciela, ojciec wyksztalcony ekonomista, v-ce prezes sporej spólki, ogolnie szanowany przez otoczenie czlowiek. A w domu tyran, znecajacy sie nad rodzina psychicznie i fizycznie. W ttym temacie nie ma regul i schematow, dlatego dobieranie sobie partnera na podstawie posiadanego wyksztalcenia jako jednego z kryteriow wyboru nie ma dla mnie osobiscie sensu, bo stosujac to kryterium od razu można skreślić kogos kto moze sie okazac naprawde wartosciowym czlowiekiem.

Aurora, Piotr,
Przytoczone przez Was historie są bardzo pouczające, bo pokazują, że koncentrując się przy wyborze życiowego partnera na wykształceniu tegoż - można zaliczyć niezłą wtopę.
Jednak ET wyraźnie wyjaśnił (nawet dwukrotnie), że wykształcenie samo w sobie nie jest kryterium wyboru, ale jednym z elementów, świadczących o "ogarnięciu życiowym" potencjalnego partnera.
Na końcu chodzi o to, żeby intelekt i empatia wspólgrały z sobą ściśle i harmonijnie, ponieważ nawet Ci najbystrzejsi pod względem intelektualnym i wysokim ilorazie IQ przy braku inteligencji emocjonalnej mogą działać nielogicznie i nieudolnie kierować swoim życiem, pozwalając się nieść emocjom.

420

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:
aurora borealis napisał/a:

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Piotr74 napisał/a:

Tez znam podobna historie, z rodziny mojego dawnego bdb przyjaciela, ojciec wyksztalcony ekonomista, v-ce prezes sporej spólki, ogolnie szanowany przez otoczenie czlowiek. A w domu tyran, znecajacy sie nad rodzina psychicznie i fizycznie. W ttym temacie nie ma regul i schematow, dlatego dobieranie sobie partnera na podstawie posiadanego wyksztalcenia jako jednego z kryteriow wyboru nie ma dla mnie osobiscie sensu, bo stosujac to kryterium od razu można skreślić kogos kto moze sie okazac naprawde wartosciowym czlowiekiem.

Aurora, Piotr,
Przytoczone przez Was historie są bardzo pouczające, bo pokazują, że koncentrując się przy wyborze życiowego partnera na wykształceniu tegoż - można zaliczyć niezłą wtopę.
Jednak ET wyraźnie wyjaśnił (nawet dwukrotnie), że wykształcenie samo w sobie nie jest kryterium wyboru, ale jednym z elementów, świadczących o "ogarnięciu życiowym" potencjalnego partnera.
Na końcu chodzi o to, żeby intelekt i empatia wspólgrały z sobą ściśle i harmonijnie, ponieważ nawet Ci najbystrzejsi pod względem intelektualnym i wysokim ilorazie IQ przy braku inteligencji emocjonalnej mogą działać nielogicznie i nieudolnie kierować swoim życiem, pozwalając się nieść emocjom.

Zgadza się. Mi chodziło o to, że wykształcenie o ile ma być brane pod uwagę to jako jeden z ostatnich elementów wyboru. Bo zakładając, że ktoś uczyni z tego jeden z priorytetów, to może się minąć w swoim życiu z wieloma wartościowymi ludźmi, w tym ze swoim potencjalnym partnerem.

421

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

"Z jednym się z Tobą zgodzę każdy skutek ma swoją przyczynę, ale w moim przypadku przyczyną na pewno nie był wirtualny kontakt z moją ex. Sorry ale z tym się nie zgodzę."

Bo musialbys się sam przed sobą przyznać do tego ze zony nie szanowales a to jest najtrudniejsze. Wg. mnie to jednak postawowa przyczyna tego co się zaczelo dziac w waszym malzenstwie. Znam to z autopsji bo kiedyś zadzwoniłem do swojej bylej zony (chodzilo o jakies sprawy) to zakonczylo się niebotyczna awantura. To był tylko jeden telefon. Codzienny kontakt z była przerasta takie cos co sam odczulem kiedyś wielokrotnie. Tylko ze w moim przypadku ja tego kontaktu zaprzestałem. Zreszta o tym wszystkim już kilkukrotnie to samo pisałem. U Ciebie tutaj w ocenie tego bierze gore jakiś egocentryzm a nie logiczne myslenie. Rozmawiajac z kobietami jestem pewien ze w 95% przypadkow odczuly by one to jako brak elementarnego szacunku do ich osoby. Twoja zona nie tylko tak to odczuwala ale również dawala Ci o tym jednoznacznie znac. Niestety ale gore wzial Twój egozim i zapatrzenie w siebie. To co obserwujemy dzisiaj to po prostu skutki obopólnego braku szacunku jaki miał miejsce przynajmniej od roku w waszym malzenstwie.

422

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witaj Maniek smile
Jednak jesteś moim ulubieńcem.
Masz Ty coś w domu do powiedzenia, własne zdanie?
Nie wspominając już o jakichkolwiek kolezankach..
Bo aż boję się pomyśleć, co się z Tobą by wtedy działo smile
Po tym co napisałeś, widzę że jesteś ciężko przestraszony i siedzisz pod pantoflem

Jao że mam z byłą dziecko, to jest zupełnie naturalne, że z nią się kontaktuje...
Również są sprawy, które wymagają wspólnych z byłą decyzji
Moja o tym wie i nie robi z tego powodu wymówek czy też karczemnych awantur.
To kwestia przejrzystości,czciwosci... I zaufania do partnera..
Tylko tyle i aż tyle...
Pozdrawiam

423 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-02-18 18:25:41)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:

/.../ że wykształcenie samo w sobie nie jest kryterium wyboru, ale jednym z elementów, świadczących o "ogarnięciu życiowym" potencjalnego partnera. /.../.

Mam tu na myśli coś przypominającego "mięsień psychiczny", wolę. A gdyby szukać jakieś terminologii to termin "funkcje wykonawcze" odpowiada temu najlepiej. Jak dla mnie to "last frontier", nawiasem wytwór ostatnich milionów lat ewolucji człowieka - główna różnica w mózgu między zwierzęciem a człowiekiem leży właśnie w budowie płatów czołowych, realizujących kluczowy aspekt funkcji wykonawczych.

Dzięki tej grupie zdolności człowiek może - w ograniczonym zakresie - sam kształtować siebie. Zatem sytuację kryzysową -  jest w stanie rozwiązać świadomie a nie jak zwierzątko uzależnione od wyrzutu neurotransmiterów.

424

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Witaj Maniek smile
Jednak jesteś moim ulubieńcem.
Masz Ty coś w domu do powiedzenia, własne zdanie?
Nie wspominając już o jakichkolwiek kolezankach..
Bo aż boję się pomyśleć, co się z Tobą by wtedy działo smile
Po tym co napisałeś, widzę że jesteś ciężko przestraszony i siedzisz pod pantoflem

Jao że mam z byłą dziecko, to jest zupełnie naturalne, że z nią się kontaktuje...
Również są sprawy, które wymagają wspólnych z byłą decyzji
Moja o tym wie i nie robi z tego powodu wymówek czy też karczemnych awantur.
To kwestia przejrzystości,czciwosci... I zaufania do partnera..
Tylko tyle i aż tyle...
Pozdrawiam

Brawo After. Krótko, zwięźle i na temat.
Maniek tak sobie myślę, że Twój zarzut o braku szacunku można w sumie raczej skierować w stosunku do mojej żony. Bo czy nie brakiem szacunku z jej strony była próba narzucenia mi kontaktów ze ściśle określonymi, zaakceptowanymi przez nią osobami. Przecież to ociera się o próbę ubezwłasnowolnienia drugiej osoby, a już na pewno jest okazaniem braku szacunku i zaufania partnerowi. Teraz nie podobał się jej kontakt z ex, za chwilę nie podobałby się jej kontakt z Panem X, bo ma opinię bawidamka i jeszcze mnie ściągnie na złą drogę, a następna w kolejności byłaby Pani Y, bo jest po rozwodzie i pewnie szuka sobie faceta. Zgodziłbym się z Tobą, że kontakt z ex był by dla mojej żony poniżający, gdyby był utrzymywany w tajemnicy, gdyby się wydał po jakimś czasie, przypadkowo. Wtedy jak najbardziej, wszystko co napisałeś było by prawdą, ale nie w takiej sytuacji jak moja.

425

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

426

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

No ale bić się z kobietą, którą rzekomo kochasz o w końcu JEJ telefon... No ludzie! Wstydź się.

427

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

Szkoda gadać. Facet jest żenujący. Mściwy i zatruty własną żółcią.

428

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
marmolada1984 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

No ale bić się z kobietą, którą rzekomo kochasz o w końcu JEJ telefon... No ludzie! Wstydź się.

A gdzie ja napisałem, że się z nią biłem, odepchnąłem ją bo pogryzła mnie do krwi, co zabić miałem się dać bo to kobieta, ręki na nią nie podniosłem, nigdy i teraz też, a telefon nie jej tylko akurat mój, bo ja go kupiłem a ona go tylko użytkuje.

429

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
lifrinat napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

Szkoda gadać. Facet jest żenujący. Mściwy i zatruty własną żółcią.

Zobaczymy jaką będziesz miał opinię jak Ciebie kobieta z którą żyłeś tyle czasu zacznie zdradzać i okłamywać. Może ją jeszcze po główce pogłaszczesz. Ile Ty w ogóle człowieku masz lat?

430

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ooooooo, jak nie elegancko. Twój telefon bo ty kupiłeś... A ona ugryzła od razu czy najpierw poprosiła o zwrot telefonu?

Rozumiem, że nerwy puszczają, ale nie tylko jej.

431

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
marmolada1984 napisał/a:

Ooooooo, jak nie elegancko. Twój telefon bo ty kupiłeś... A ona ugryzła od razu czy najpierw poprosiła o zwrot telefonu?

Rozumiem, że nerwy puszczają, ale nie tylko jej.

Nie no oczywiście gryźć zaczęła od razu, bo na wściekliznę jest chora. Co to za pytanie. Słuchaj zdrada jest przestępstwem, przestępstwem wobec drugiego człowieka, wobec związku, dzieci. Czy idąc twoim tokiem myślenia Policja ma się pytać złodzieja, czy może zbierać dowody na jego przestępstwo, a jak on nie pozwoli to ma powiedzieć sorki, przepraszamy, nas tu w ogóle nie było. Szkoda gadać, przepraszam, że piszę w ten sposób ale jeszcze mi emocje nie opadły.

432

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

To koniec, definitywny koniec.

Wreszcie Piotr, wreszcie!

Chociaż scena z telefonem bardzo nieciekawa sad

433

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
lifrinat napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

Szkoda gadać. Facet jest żenujący. Mściwy i zatruty własną żółcią.

Zobaczymy jaką będziesz miał opinię jak Ciebie kobieta z którą żyłeś tyle czasu zacznie zdradzać i okłamywać. Może ją jeszcze po główce pogłaszczesz. Ile Ty w ogóle człowieku masz lat?

Jestem kobietą. Patrzę jak postępujesz, w jaki sposób piszesz i jak się przedstawiasz w postach. Rozumiem ciebie, w jakiej sytuacji się znalazłeś, nerwy puszczają, ale przyjrzyj się sobie. Na tym forum jest wiele osób, które przechodziło zdradę. Podpatrz też jak oni się zachowywali.

434 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-02-18 19:07:37)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:

/.../

To trochę tak, jakby szukać diamentów z złożach kimberlitowych... Prawdopodobieństwo trafienia na osobnika o zestawie wymienionych przez Ciebie cech i "okolicznościach przyrody" gwarantujących rozwój relacji z tymże jest równie rzadkie...

Lubisz historyjki, więc z życia wzięte...

Rodzice: małżeństwo z wieloletnim stażem, tatuś - pan profesor, prorektor, ze względu na dziedzinę specjalizacji - światowiec. Mamusia - już pracować nie musiała, ale też wykształcona, porządna kobitka.

Synek: kochany i kochający. Doktorat w wieku 29 lat, jeden z najmłodszych w historii tej uczelni w tamtym czasie. W wieku 33 -  dwa prestiżowe stypendia we Francji i Stanach Zjednoczonych, które uzyskało tylko 3 Polaków. Dwa bardzo trudne kierunki studiów. Rozliczne międzynarodowe kontakty, udziały w projektach badawczych, ekspertyzy, konferencje, publikacje naukowe. Błyskotliwy umysł, a przy tym skromność i świadome dążenie do realizacji celów = założenia rodziny. Zaradny. Wysoki, niezgorsza aparycja, może nie jakiś Alvaro, ale górny poziom średniej krajowej...

Zdarzało mu się szarpać żonę, kopnąć ją, podrapać, o innych formach lekceważenia nie wspomnę...

Co Ty na to?

Widziałem tu opisy dwu typów przemocowców.

SADYSTA - odczuwa satysfakcję z poniżania innych ludzi - w tle jest zwykle obserwacja osoby znaczącej poniżającej kogoś i bycie poniżanym samemu. Wykształcenie nie zabezpiecza przed byciem ofiarą przemocy lub obserwatorem przemocy jeśli rozpatrujemu je (INACZEJ NIŻ TO NAPISAŁEM) poza kontekstem innych właściwości. Był tu wątek dziewczyny, której facet rozwalał w gniewie komórki a potem, "bo przez nią rozwalił Ipoda" - zmuszał ją do odkupywania ich sobie (dziewczyna brała nawet jakieś kredyty). Wystarczy przyjrzeć się empatii i metodom działania - często w tle są cechy psychopatyczne - bezwzględny pragmatyzm dążący po trupach do celu. Kiedyś rozmawiałem 10 min telefonicznie z świeżopoślubionym mężem znajomej i po tych dziesięciu minutach wiedziałem, że czeka ją koszmar (chciał na mnie wymusić coś czego nie chciałem mu dać - hehe;-) niedoczekanie ;-) . Uciekła potem przed nim kilka krajów dalej. A to fajna dziewczyna była. Wg. donosów spokój odzyskała niedawno. 12 lat "w plecy". Tu ucieczka to jedyna droga :-( To sytuacja w której zadziałać może właściwie tylko policja.

Druga grupa to "nabyty przemocowiec" - gdy trafia na partnerkę dobrze posługującą się przekłamaniami komunikacyjnymi. Związek dwojga ludzi może mieć element stałej walki o ważność, proirytet potrzeb jednej i drugiej strony. Każdy walczy jak umie. Jeśli do tego dodać jakąś występującą u delikwenta bazową trudność w artykułowaniu własnych potrzeb, powstaje człowiek, który wielokrotnie wymanewrowywany przez partnerkę nie potrafi podjąć gry na jej poziomie, stale przegrywa swoje potrzeby w związku i w końcu czując, że to niesprawiedliwe idzie na skróty. W skrajnym przypadku partnerka  celowo zaognia sytuację aby do sytuacji przemocy doprowadzić, tak czyni jeśli dobrze umie "grać kartą" poczucia winy. Przemoc jest tu wyrazem rozpaczy i niemożności poradzenia sobie z grą "no fair". Coś takiego trochę przypominał wątek Roberta - wydaje mi się że tam był możliwy taki mechanizm. Takim przemocowcem może stać się wielu pozornie normalnych ludzi, zwłąszcza człowiek, który wcześniej nie zetknął się z tego rodzaju grą i nie jest w niej dobry - nie każdy umie po prostu zabrać manatki i się zwinąć, nie każdy ma 100% kontrolę emocji. Powinno to pójść na jakieś terapii z zakresu kontroli i wyrażania emocji + nauka niefałszowania komunikacji w związku przez oboje.

Nie wiem czy to już wszystkie warianty, może jeszcze jakiś tu jeszcze opiszą.
To ja na to :-)

435

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

To koniec, definitywny koniec.

Wreszcie Piotr, wreszcie!

Chociaż scena z telefonem bardzo nieciekawa sad

Wiem, że nie ciekawa ale skoro już mi się udało dorwać ten telefon to chciałem skończyć kopiować te smsy. Szkoda mi dzieciaków, że na to patrzyły, ja się cały czas wycofywałem, a ona normalnie w szale  na nic nie zwracała uwagi, pewnie jak by nóż miała pod ręką, to już bym do was nie pisał, nie poznaję tej kobiety, to nie jest moja żona. W końcu wyszedłem z dom, żeby dzieciaki na to nie patrzyły sad

436

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Przyszłość napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

To koniec, definitywny koniec.

Wreszcie Piotr, wreszcie!

Chociaż scena z telefonem bardzo nieciekawa sad

Wiem, że nie ciekawa ale skoro już mi się udało dorwać ten telefon to chciałem skończyć kopiować te smsy. Szkoda mi dzieciaków, że na to patrzyły, ja się cały czas wycofywałem, a ona normalnie w szale  na nic nie zwracała uwagi, pewnie jak by nóż miała pod ręką, to już bym do was nie pisał, nie poznaję tej kobiety, to nie jest moja żona. W końcu wyszedłem z dom, żeby dzieciaki na to nie patrzyły sad

Jestem przekonana, źe ja na Twoim miejscu nie sięgnęłabym po telefon przy dzieciach. Reakcję Twojej żony można było łatwo przewidzieć, widząc jej dotychczasowe poczynania,  a w dzieciach ta scena zostanie niestety na baaardzo długo sad
Widzisz, że działasz w emocjach zupełnie jak Ona ?

437

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
marmolada1984 napisał/a:

Ooooooo, jak nie elegancko. Twój telefon bo ty kupiłeś... A ona ugryzła od razu czy najpierw poprosiła o zwrot telefonu?

Rozumiem, że nerwy puszczają, ale nie tylko jej.

Nie no oczywiście gryźć zaczęła od razu, bo na wściekliznę jest chora. Co to za pytanie. Słuchaj zdrada jest przestępstwem, przestępstwem wobec drugiego człowieka, wobec związku, dzieci. Czy idąc twoim tokiem myślenia Policja ma się pytać złodzieja, czy może zbierać dowody na jego przestępstwo, a jak on nie pozwoli to ma powiedzieć sorki, przepraszamy, nas tu w ogóle nie było. Szkoda gadać, przepraszam, że piszę w ten sposób ale jeszcze mi emocje nie opadły.

No właśnie przestępstwem nie jest. A nawet idąc Twoim tokiem myslenia czy Policja moze torturowatorturowrturowaacac złodzieja by za wszelką cene zdobyc dowód kradzieży? ??

Ale jeśli bylo tak ze stoisz sobie z jej telefonem a ona dopada cie z zaskoczenia od razu gryzac to jesteś tutaj usprawiedliwiony. I to jest jej telefon :-)

Pięć oddechów i spokojnie.

438

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
lifrinat napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
lifrinat napisał/a:

Szkoda gadać. Facet jest żenujący. Mściwy i zatruty własną żółcią.

Zobaczymy jaką będziesz miał opinię jak Ciebie kobieta z którą żyłeś tyle czasu zacznie zdradzać i okłamywać. Może ją jeszcze po główce pogłaszczesz. Ile Ty w ogóle człowieku masz lat?

Jestem kobietą. Patrzę jak postępujesz, w jaki sposób piszesz i jak się przedstawiasz w postach. Rozumiem ciebie, w jakiej sytuacji się znalazłeś, nerwy puszczają, ale przyjrzyj się sobie. Na tym forum jest wiele osób, które przechodziło zdradę. Podpatrz też jak oni się zachowywali.

Sorki, ale po nicku nie było widać, że jesteś kobietą. A powiedz mi w jaki to ja się sposób przedstawiam, co takiego napisałem, żebyś mogła o mnie napisać, iż jestem żenujący, mściwy i zatruty własną żółcią. Czy ty w ogóle czytałaś cały wątek od początku. Czy według ciebie mściwy facet czeka prawie 3 miesiące od momentu dowiedzenia się o zdradzie ze złożeniem pozwu rozwodowego, czy mściwy facet zatruty własną żółcią mówi żonie, która od miesiąca mieszka z kochankiem, że ciągle ją kocha, wiesz dziś jak rozmawialiśmy, to powiedziałem żonie, że jeśli powodem jej odmowy powrotu, jest jakaś fałszywa duma, wstyd przed rodziną, że nie będzie im umiała spojrzeć w oczy, to ja jej powiedziałem,, że nikt poza nią nie jest dla mnie ważny, że opinie innych ludzi, rodziny, nawet mojej matki, która jedyna mi w tym momencie pomaga nie będą dla mnie żadną przeszkodą w jej powrocie, że jeżeli będzie chciała to urwę kontakt ze wszystkimi, że jak jej to pomorze, to możemy wyjechać do innego miasta. Tak się według ciebie zachowuje mściwy facet. No wybacz, chyba jesteś jednak bardzo młodą osobą i nie znasz życia, albo bardzo wybiórczo interpretujesz fakty.

439

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

Piotrze, co najmniej przykre jest to co się wydarzyło dzisiaj w twoim domu. Rozumiem, że czujesz złość na żonę po tym co przeczytałeś i jej atak na ciebie. Wiesz, ona zdaje sobie świetnie sprawę z tego po co to robisz i jak to  możesz wykorzystać, boi się o swój tyłek. Ona wie jakie konsekwencje poniesie, gdy udowodnisz jej winę. Ta sytuacja przerasta i ciebie i ją. Nie uważasz, że już wystarczy tego "zbierania dowodów"?
Oczywiście że trudno jest ci się pogodzić z tym, że kobieta z którą żyłeś -naście lat staje się z dnia na dzień dla ciebie obcą osobą. Nie możesz przewidzieć i kontrolować jej, tak jak i ona ciebie. Jesteście teraz w ekstremalnie złej relacji. Jak wyobrażasz sobie teraz kontakty z nią po tym co się stało?
Nie uważasz że nadszedł czas aby pogodzić się z tym co jest - ona wybrała już inną drogę, nie z tobą i dziećmi. Jesteś wolnym człowiekiem, zostałeś postawiony w sytuacji, gdy wyboru dokonała twoja żona. Teraz to ty wybierasz swój scenariusz na życie.
Postaraj się uspokoić nerwy, a swoją złość rozładować może na siłowni?

440

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
marmolada1984 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
marmolada1984 napisał/a:

Ooooooo, jak nie elegancko. Twój telefon bo ty kupiłeś... A ona ugryzła od razu czy najpierw poprosiła o zwrot telefonu?

Rozumiem, że nerwy puszczają, ale nie tylko jej.

Nie no oczywiście gryźć zaczęła od razu, bo na wściekliznę jest chora. Co to za pytanie. Słuchaj zdrada jest przestępstwem, przestępstwem wobec drugiego człowieka, wobec związku, dzieci. Czy idąc twoim tokiem myślenia Policja ma się pytać złodzieja, czy może zbierać dowody na jego przestępstwo, a jak on nie pozwoli to ma powiedzieć sorki, przepraszamy, nas tu w ogóle nie było. Szkoda gadać, przepraszam, że piszę w ten sposób ale jeszcze mi emocje nie opadły.

No właśnie przestępstwem nie jest. A nawet idąc Twoim tokiem myslenia czy Policja moze torturowatorturowrturowaacac złodzieja by za wszelką cene zdobyc dowód kradzieży? ??

Ale jeśli bylo tak ze stoisz sobie z jej telefonem a ona dopada cie z zaskoczenia od razu gryzac to jesteś tutaj usprawiedliwiony. I to jest jej telefon :-)

Pięć oddechów i spokojnie.

O jakich ty torturach mówisz? Co ja ją związałem i na jej oczach z przyjemnością, delektując się każdą chwilą kopiowałem sobie smsy na jej oczach. Skoro uważasz, że zdrada nie jest przestępstwem, to powiedz mi, dlaczego taki człowiek jak pułkownik Kukliński, został w PRLu skazany na karę śmierci za zdradę kraju. Jasne zaraz  powiesz, że to dwie różne rzeczy. Otóż nie zdrada to zdrada, złamanie przysięgi którą kiedyś się komuś dało, w przypadku zwykłych ludzi dotyczy wierności innej osobie, w przypadku mundurowych wierności swojemu krajowi. Dodam jeszcze, że absolutnie nie potępiam Kuklińskiego, bo działał w ramach tzw. wyższej konieczności. A okłamywanie mnie przez moją żonę przez tyle czasu, było według ciebie w porządku? Czy patrzenie mi prosto w oczy i mówienie kocham cię, a jednocześnie utrzymywanie kontaktu z przydupasem było ok? To nie jest znęcanie się nad moją psychiką, może nie live, ale z opóźnieniem?

441

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ok, może zbyt dosadnych określeń użyłam. Ja jestem kilka lat po 30. Sama doświadczyłam zdrady, sama też odeszłam od mężczyzny, bo nie chciałam z nim żyć (bez zdrady z mojej strony). Trochę mi się pocisnęło na usta, jak opisałeś tę sytuację, bo powiedz: czy jak się kocha drugiego człowieka, to tak się go upadla przy dzieciach (mogłeś te dowody jakoś inaczej zebrać). Poza tym, dlaczego tak długo oszukiwałeś się, że ona do ciebie wróci, dlaczego tak długo, przez wiele lat oszukiwałeś siebie, że obraz waszego małżeństwa jest taki cacy (i wierzyłeś naiwnie, że ona jest z tobą szczęśliwa). Dlaczego tak się porównujesz z tym facetem - gubisz wtedy siebie, działasz przez to w amoku, nie patrząc na krzywdy, starty, które serwujesz. Może ja jestem inna, jak przyszło do finalnej decyzji o rozstaniu, jedno z nas wyjechało na dłużej żeby ochłonąć, a po powrocie, na spokojnie było załatwianie spraw związanych z rozstaniem. I też była zdrada. Wiem jak to boli.

442

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
lifrinat napisał/a:

Ok, może zbyt dosadnych określeń użyłam. Ja jestem kilka lat po 30. Sama doświadczyłam zdrady, sama też odeszłam od mężczyzny, bo nie chciałam z nim żyć (bez zdrady z mojej strony). Trochę mi się pocisnęło na usta, jak opisałeś tę sytuację, bo powiedz: czy jak się kocha drugiego człowieka, to tak się go upadla przy dzieciach (mogłeś te dowody jakoś inaczej zebrać). Poza tym, dlaczego tak długo oszukiwałeś się, że ona do ciebie wróci, dlaczego tak długo, przez wiele lat oszukiwałeś siebie, że obraz waszego małżeństwa jest taki cacy (i wierzyłeś naiwnie, że ona jest z tobą szczęśliwa). Dlaczego tak się porównujesz z tym facetem - gubisz wtedy siebie, działasz przez to w amoku, nie patrząc na krzywdy, starty, które serwujesz. Może ja jestem inna, jak przyszło do finalnej decyzji o rozstaniu, jedno z nas wyjechało na dłużej żeby ochłonąć, a po powrocie, na spokojnie było załatwianie spraw związanych z rozstaniem. I też była zdrada. Wiem jak to boli.

Wcale nie chciałem jej przy dzieciach upadlać, telefon został w pokoju gdzie byłem ja, a ona była w tym czasie z dziećmi w drugim. Pech, że weszła kiedy ja byłem w połowie kopiowania. Sama zawołała starszego syna, żeby przyszedł i zobaczył co się dzieje, ja wiem, że to jej telefon, ale też i moje i naszych dzieci życie. Ona w tym swoim telefonie brutalnie deptała to co dla każdego normalnego człowieka jest ważne, uczciwość, zaufanie,i dochowanie danej przysięgi. Aby móc bronić siebie i dzieci muszę mieć narzędzia, jednym z nich są właśnie te smsy, Do tej pory nie miałem takiego bezpośredniego dowodu, który pokazywałby na relacje łączące ją z kochankiem. Jak to się mówi czasem trzeba wybrać mniejsze zło, bo tym większym byłoby to gdyby chłopcy trafili do jej nowej patologicznej rodziny.

443

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

No i wszystko jest jasne, była dzisiaj, rozmawiałem z nią a na laptopie zainstalowałem program do nagrywania, mam wszystko nagrane, ona nie ma zamiaru wracać nadal jest zakochana, stwierdziła nawet, że jeśli jej z tej miłości nici wyjdą to ona i tak nie wróci, bo nie wyobraża sobie nas razem sad Jej wybór, ja do niej rękę wyciągnąłem po raz ostatni. Udało mi się dorwać do jednego z jej telefonów i zrobić kopię smsów do jej kochasia. Wiecie co ona ma go zapisanego jako kochanie, a ja dla niej zawsze Pitek byłem, k...a, ale to boli sad. Niestety zauważyła, że kopiuję te smsy i zaczęła się jatka, na siłę chciała mi ten telefon wyrwać, pogryzła mnie po rękach, myślałem, że mi się do żywego mięsa wgryzie, w pewnym momencie nie wytrzymałem i ją odepchnąłem. Mało laptopa nie rozwaliła z nerwów. Normalnie wariatka, wpadła w szał, udało mi się wyjść z domu i na dworze skończyłem kopiować te smsy. Boże jak mi dzieci szkoda,że musiały na to patrzeć, na ich kochaną mamę w takim stanie, kurde nie chciałem tego, ale muszę mieć dowody, a teraz mam komplet, video, smsy i audio. Kurcze jak można być takim człowiekiem i wszystko poświęcić dla takiego dna. I jak ja mogłem być ślepy przez tyle lat z kim żyję pod jednym dachem. To koniec, definitywny koniec.

Piotrze, co najmniej przykre jest to co się wydarzyło dzisiaj w twoim domu. Rozumiem, że czujesz złość na żonę po tym co przeczytałeś i jej atak na ciebie. Wiesz, ona zdaje sobie świetnie sprawę z tego po co to robisz i jak to  możesz wykorzystać, boi się o swój tyłek. Ona wie jakie konsekwencje poniesie, gdy udowodnisz jej winę. Ta sytuacja przerasta i ciebie i ją. Nie uważasz, że już wystarczy tego "zbierania dowodów"?
Oczywiście że trudno jest ci się pogodzić z tym, że kobieta z którą żyłeś -naście lat staje się z dnia na dzień dla ciebie obcą osobą. Nie możesz przewidzieć i kontrolować jej, tak jak i ona ciebie. Jesteście teraz w ekstremalnie złej relacji. Jak wyobrażasz sobie teraz kontakty z nią po tym co się stało?
Nie uważasz że nadszedł czas aby pogodzić się z tym co jest - ona wybrała już inną drogę, nie z tobą i dziećmi. Jesteś wolnym człowiekiem, zostałeś postawiony w sytuacji, gdy wyboru dokonała twoja żona. Teraz to ty wybierasz swój scenariusz na życie.
Postaraj się uspokoić nerwy, a swoją złość rozładować może na siłowni?

Mam już wszystko co chciałem, dziś był ostatni dzień aby to zrobić, bo jutro rano adwokat. Nie wyobrażam sobie kontaktów z nią w ogóle, jeszcze przed awanturą siedziałem z nią i godzinę rozmawialiśmy, spokojnie. Ja nie chcę być jej wrogiem, nawet jak się rozejdziemy, ale ona musi mnie zacząć w końcu szanować, mnie i dzieci. To była moja ostatnia pojednawcza z nią rozmowa. Koniec jej jutro, koniec jej kłamstw to jest konec nas definitywny sad

444

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, źle się skończy ta walka o dzieci. Udowadnianie, kto z rodziców jest lepszy. One nie są u ciebie na pierwszym miejscu. Niestety rozrywa cie poczucie krzywdy, odrzucenia - dławisz się z bólu, jednocześnie tracąc zdrowy osąd. Pomimo całej sytuacji, powinieneś dbać o to, żeby sprawy z ich mamą były załatwiane poza domem. No bo jak teraz po tej całej akcji spojrzycie sobie w oczy, co dzieci pomyślą, jaką traumę im zgotowaliście w pamięci.

Słuchaj, to się już stało. Ona odeszła. Spróbuj się z tym pogodzić, pozwolić czasowi upłynąć po to, aby na spokojnie załatwić sprawy rozwodu, opieki nad dziećmi.

445

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
lifrinat napisał/a:

Piotrze, źle się skończy ta walka o dzieci. Udowadnianie, kto z rodziców jest lepszy. One nie są u ciebie na pierwszym miejscu. Niestety rozrywa cie poczucie krzywdy, odrzucenia - dławisz się z bólu, jednocześnie tracąc zdrowy osąd. Pomimo całej sytuacji, powinieneś dbać o to, żeby sprawy z ich mamą były załatwiane poza domem. No bo jak teraz po tej całej akcji spojrzycie sobie w oczy, co dzieci pomyślą, jaką traumę im zgotowaliście w pamięci.

Słuchaj, to się już stało. Ona odeszła. Spróbuj się z tym pogodzić, pozwolić czasowi upłynąć po to, aby na spokojnie załatwić sprawy rozwodu, opieki nad dziećmi.

Właśnie, że są na pierwszym miejscu, gdyby tak nie było, to dałbym sobie spokój, pozwoliłbym jej zabrać dzieci do siebie, ale one nie chcą tam iść i nie dlatego, że ja ich buntuję. Jeśli czytałaś cały wątek, to powinnaś zauważyć, że to ja na żonie wymuszałem jak najczęstszy kontakt z dziećmi, że byłem zły na nią, że mając wolny dzień nie zabrała ich nigdzie ani do nich nie przyjechała. Ja chcę ich dobra, dlatego będę walczył o to wszelkimi możliwymi sposobami, oni w jej nowym życiu i przy nowym menie, niczego dobrego nie zaznają. Nie pozwolę ich skrzywdzić, wiem że to ich matka, ale skoro ona śmie się tak sama nazywać, to dlaczego ich opuściła?

446

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Mam już wszystko co chciałem, dziś był ostatni dzień aby to zrobić, bo jutro rano adwokat. Nie wyobrażam sobie kontaktów z nią w ogóle, jeszcze przed awanturą siedziałem z nią i godzinę rozmawialiśmy, spokojnie. Ja nie chcę być jej wrogiem, nawet jak się rozejdziemy, ale ona musi mnie zacząć w końcu szanować, mnie i dzieci. To była moja ostatnia pojednawcza z nią rozmowa. Koniec jej jutro, koniec jej kłamstw to jest konec nas definitywny sad

Wiesz, ona nic nie musi ...  neutral
Ważne jest tylko to jakim ty jesteś człowiekiem.:)

447

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Mam już wszystko co chciałem, dziś był ostatni dzień aby to zrobić, bo jutro rano adwokat. Nie wyobrażam sobie kontaktów z nią w ogóle, jeszcze przed awanturą siedziałem z nią i godzinę rozmawialiśmy, spokojnie. Ja nie chcę być jej wrogiem, nawet jak się rozejdziemy, ale ona musi mnie zacząć w końcu szanować, mnie i dzieci. To była moja ostatnia pojednawcza z nią rozmowa. Koniec jej jutro, koniec jej kłamstw to jest konec nas definitywny sad

Wiesz, ona nic nie musi ...  neutral
Ważne jest tylko to jakim ty jesteś człowiekiem.:)

No ja jestem przecież żenujący, mściwy i zatruty własną żółcią.

448

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No tak "w złości nie ma litości". wink

449

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jestem kobieta, a nie potepiam Piotra, fakt raczej akcja z tel  przykra, ale coz, popatrzcie na te kobiete...
JAKA normalna kobieta porzuca dzieci dla jakiegos faceta, wlasne dzieci!!!
Latwo  jest komentowac, gorzej zrozumiec. Jakbym walczyla o dzieci, tez bym, stosowala zasade "wszystkie chwyty dozwolone"
Wiec dobrze Piotrze , ze klapki ci z oczu spadly, dobrze , ze zaczales walczyc!
POWODZENIA u adwokata

450 Ostatnio edytowany przez O'kruszynka (2015-02-18 22:25:52)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

"jaka normalna kobieta..."  dlatego pozwoliłam sobie napisać gdzieś wyżej, czy nie myślicie, że faktycznie jest na coś chora... tarczyca, guz trzustki... coś innego, co daje objawy nie tylko fizycznych zmian, ale właśnie zmian zachowania na takie złe, okrutne, destrukcyjne...
nie jest to realne?

451

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
marmolada1984 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nie no oczywiście gryźć zaczęła od razu, bo na wściekliznę jest chora. Co to za pytanie. Słuchaj zdrada jest przestępstwem, przestępstwem wobec drugiego człowieka, wobec związku, dzieci. Czy idąc twoim tokiem myślenia Policja ma się pytać złodzieja, czy może zbierać dowody na jego przestępstwo, a jak on nie pozwoli to ma powiedzieć sorki, przepraszamy, nas tu w ogóle nie było. Szkoda gadać, przepraszam, że piszę w ten sposób ale jeszcze mi emocje nie opadły.

No właśnie przestępstwem nie jest. A nawet idąc Twoim tokiem myslenia czy Policja moze torturowatorturowrturowaacac złodzieja by za wszelką cene zdobyc dowód kradzieży? ??

Ale jeśli bylo tak ze stoisz sobie z jej telefonem a ona dopada cie z zaskoczenia od razu gryzac to jesteś tutaj usprawiedliwiony. I to jest jej telefon :-)

Pięć oddechów i spokojnie.

O jakich ty torturach mówisz? Co ja ją związałem i na jej oczach z przyjemnością, delektując się każdą chwilą kopiowałem sobie smsy na jej oczach. Skoro uważasz, że zdrada nie jest przestępstwem, to powiedz mi, dlaczego taki człowiek jak pułkownik Kukliński, został w PRLu skazany na karę śmierci za zdradę kraju. Jasne zaraz  powiesz, że to dwie różne rzeczy. Otóż nie zdrada to zdrada, złamanie przysięgi którą kiedyś się komuś dało, w przypadku zwykłych ludzi dotyczy wierności innej osobie, w przypadku mundurowych wierności swojemu krajowi. Dodam jeszcze, że absolutnie nie potępiam Kuklińskiego, bo działał w ramach tzw. wyższej konieczności. A okłamywanie mnie przez moją żonę przez tyle czasu, było według ciebie w porządku? Czy patrzenie mi prosto w oczy i mówienie kocham cię, a jednocześnie utrzymywanie kontaktu z przydupasem było ok? To nie jest znęcanie się nad moją psychiką, może nie live, ale z opóźnieniem?

Piotr, słuchaj, ja swoje też przeszłam, dostałam kopa od życia. Ogólnie zarówno analogia do złodzieja jak i do płk. Kuklińskiego jest moim zdaniem nieudana. Możesz się z tym oczywiście nie zgadzać smile

Uważam za gnidę osobę, która bez skrupułów rani, żeruje na emocjach, na czyjejś uczciwości. Mówię jednocześnie, że jakkolwiek by nie było to uważam, że akty zemsty, rewanżu, podgrywek są niegodne. Uważam też, że szkoda na nie energii. Ja byłam od A do Z ok. Do samego końca. Klasa. Ty wybierasz inaczej. Ok - trudno czasem na świeżo powstrzymać się od pewnych ludzkich odruchów.

Piszesz na forum, toteż zakładam, że jesteś otwarty na inne punkty widzenia. Bynajmniej nie miałam zamiaru Cię atakować - mój przekaz to - ochłoń i zrób to z klasą - czyli konsekwentnie, w sądzie. I jak najszybciej to zakończ, dopóki TA sprawa się będzie ciągnęła dopóty będziesz nią zatruty.

452

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
marmolada1984 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
marmolada1984 napisał/a:

No właśnie przestępstwem nie jest. A nawet idąc Twoim tokiem myslenia czy Policja moze torturowatorturowrturowaacac złodzieja by za wszelką cene zdobyc dowód kradzieży? ??

Ale jeśli bylo tak ze stoisz sobie z jej telefonem a ona dopada cie z zaskoczenia od razu gryzac to jesteś tutaj usprawiedliwiony. I to jest jej telefon :-)

Pięć oddechów i spokojnie.

O jakich ty torturach mówisz? Co ja ją związałem i na jej oczach z przyjemnością, delektując się każdą chwilą kopiowałem sobie smsy na jej oczach. Skoro uważasz, że zdrada nie jest przestępstwem, to powiedz mi, dlaczego taki człowiek jak pułkownik Kukliński, został w PRLu skazany na karę śmierci za zdradę kraju. Jasne zaraz  powiesz, że to dwie różne rzeczy. Otóż nie zdrada to zdrada, złamanie przysięgi którą kiedyś się komuś dało, w przypadku zwykłych ludzi dotyczy wierności innej osobie, w przypadku mundurowych wierności swojemu krajowi. Dodam jeszcze, że absolutnie nie potępiam Kuklińskiego, bo działał w ramach tzw. wyższej konieczności. A okłamywanie mnie przez moją żonę przez tyle czasu, było według ciebie w porządku? Czy patrzenie mi prosto w oczy i mówienie kocham cię, a jednocześnie utrzymywanie kontaktu z przydupasem było ok? To nie jest znęcanie się nad moją psychiką, może nie live, ale z opóźnieniem?

Piotr, słuchaj, ja swoje też przeszłam, dostałam kopa od życia. Ogólnie zarówno analogia do złodzieja jak i do płk. Kuklińskiego jest moim zdaniem nieudana. Możesz się z tym oczywiście nie zgadzać smile

Uważam za gnidę osobę, która bez skrupułów rani, żeruje na emocjach, na czyjejś uczciwości. Mówię jednocześnie, że jakkolwiek by nie było to uważam, że akty zemsty, rewanżu, podgrywek są niegodne. Uważam też, że szkoda na nie energii. Ja byłam od A do Z ok. Do samego końca. Klasa. Ty wybierasz inaczej. Ok - trudno czasem na świeżo powstrzymać się od pewnych ludzkich odruchów.

Piszesz na forum, toteż zakładam, że jesteś otwarty na inne punkty widzenia. Bynajmniej nie miałam zamiaru Cię atakować - mój przekaz to - ochłoń i zrób to z klasą - czyli konsekwentnie, w sądzie. I jak najszybciej to zakończ, dopóki TA sprawa się będzie ciągnęła dopóty będziesz nią zatruty.

Wiesz ja nie znam Twojej historii, piszesz , ze zachowalas sie z klasa, uwierz mi tez staram sie postepowac bez emocji,nie uczynilem w swojej glowie z zony wroga.Na kazdym kroku staram sie ja dobrze traktowac, byla chora dalem jej kase na leki choc to kochas powinien o nia teraz dbac, przyjezdza czestuje ja obiadem, choc ona sama dzieciom nic nie ugotuje, pozwalam jej ze wszystkiego korzystac i mowie, ze poki co wszystko jest nasze wspolne. Znajomi, jej kolezanki wrecz mi mowia, ,ze po tym co ona nam zrobila, to jak ja moge byc dla niej jeszcze taki dobry. Wiesz pewnie sama jak orzekaja polskie sady w sprawie prawa do opieki nad dziecmi? Co mi przyjdzie z mojej klasy, jak polegnę w sądzie bo nie bede mial wystarczajacych dowodow i sad przyzna prawo do dzieci niezrownowazonej psychicznie zonie i jej podobno agresywnemu kochankowi. Co mi po mojej klasie jak dziecci by tam cierpialy?

453

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wiesz ja nie znam Twojej historii, piszesz , ze zachowalas sie z klasa, uwierz mi tez staram sie postepowac bez emocji,nie uczynilem w swojej glowie z zony wroga.Na kazdym kroku staram sie ja dobrze traktowac, byla chora dalem jej kase na leki choc to kochas powinien o nia teraz dbac, przyjezdza czestuje ja obiadem, choc ona sama dzieciom nic nie ugotuje, pozwalam jej ze wszystkiego korzystac i mowie, ze poki co wszystko jest nasze wspolne. Znajomi, jej kolezanki wrecz mi mowia, ,ze po tym co ona nam zrobila, to jak ja moge byc dla niej jeszcze taki dobry. Wiesz pewnie sama jak orzekaja polskie sady w sprawie prawa do opieki nad dziecmi? Co mi przyjdzie z mojej klasy, jak polegnę w sądzie bo nie bede mial wystarczajacych dowodow i sad przyzna prawo do dzieci niezrownowazonej psychicznie zonie i jej podobno agresywnemu kochankowi. Co mi po mojej klasie jak dziecci by tam cierpialy?

No to ok. Masz dowody, masz świadków - trzymam kciuki!

454

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../ Co mi przyjdzie z mojej klasy, jak polegnę w sądzie bo nie bede mial wystarczajacych dowodow i sad przyzna prawo do dzieci niezrownowazonej psychicznie zonie i jej podobno agresywnemu kochankowi. Co mi po mojej klasie jak dziecci by tam cierpialy?

Jeśli wasza "nierówna walka" zakończyła się widocznymi urazami u niej  - ona może zrobić obdukcję. Ty też zresztą, że przypomnę dla ścisłości.

455

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../ Co mi przyjdzie z mojej klasy, jak polegnę w sądzie bo nie bede mial wystarczajacych dowodow i sad przyzna prawo do dzieci niezrownowazonej psychicznie zonie i jej podobno agresywnemu kochankowi. Co mi po mojej klasie jak dziecci by tam cierpialy?

Jeśli wasza "nierówna walka" zakończyła się widocznymi urazami u niej  - ona może zrobić obdukcję. Ty też zresztą, że przypomnę dla ścisłości.

Nie bylo zadnej nierownej walki, byl jej atak furii, zaczela mnie gryzc po rekach tak, ze mam siniaki, ja sie od niej caly czas odsowalem, a ona napierala, w koncu tak mnie ugryzla przez koszulke za piers, ze normalnie mam rane do krwi, wtedy z bolu nie wytrzymalem i ja odepchnalem tylko od siebie po czym wyszedlem z domu. Ona nic sobie nie zrobila. A teraz mi sie jeszcze przypomnialem, ze jak jeszcze spokojnie rozmawialismy i jej powiedzialem, ze jesli sie rozejdziemy a za jakis czas kochas kopnie ja w tylek, a ja juz moze tez bede z kims zwiazany, to kto jej pomorze, jak wszyscy sie od niej odwrocili, to zasugerowala, ze ona sie zabije, nie powiedziala tego doslownie, ale powiedziala, ze opieka ja pochowa. Powiedzialem jej wtedy, ze znow wyklazl z niej jej egoizm, bo w ogole nie mysli o traumie jaka przezylyby dzieci wtedy i jak ona moze cos takiego mowic. Kurcze moze ona naprawde jest na cos chora?

Posty [ 391 do 455 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 5 6 7 8 9 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024