Piotr74 napisał/a:Szasza napisał/a:Nie.... czekaj. Jeszcze możesz rozpocząć nowy etap w życiu, wiadomo jest matką Twoich dzieci.... ale w obecnej sytuacji tylko to Was łączy no i wspomnienia... ale trzeba wziąć się w garść i żyć dalej i najlepiej w taki sposób w jaki będziemy się dobrze czuli. Powodzenia
Wiecie co w sumie nie jestem zwolennikiem Disco Polo, ale ostatnio wpadła mi w ucho jedna piosenka, ona chyba najlepiej odzwierciedla to co teraz czuję, jak ktoś ma ochotę to może posłuchać na YouTubie, zespół nazywa się Megam, a piosenka ,,Wolności smak". 
Ciekawe i kroteczka tutaj. Forum jednak potrafi zaskakiwac
a autor "zaskakuje" mnie cały czas. Szkoda tylko ze to malzenstwo bylo "obrazem" dwojgiem zyjacym obok siebie ludzi. Dlatego tez ten smak wolnosci jest taki pociagajacy. Tutaj tragedii, o ktora sie tak caigle wola, wg. mnie nie ma.
np. "Kłótnie u nas żadko się zdarzały i to nie przez brak komunikacji między nami, jak to ktoś mi wcześniej zarzucił"
vs.
"faktycznie chyba pierwszy raz tak się właśnie czuła. Stwierdzam to na podstawie jej wypowiedzi na temat tej mojej koleżanki, bo choć ona żadnej krzywdy mojej żonie nie zrobiła, to ta w swoich wypowiedziach na jej temat, bardzo ją obrażała używając do tego słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Nic nie dawały moje tłumaczenia, że nic się złego nie dzieje, że ma dostep do wszystkiego i może sobie sprawdzać wszystko co chce w telefonie, na moim koncie na facebooku, że nic mnie z tą kobietą nie łączy oprócz starej przyjaźni, że się z nią nie spotykam. Cały czas utwierdzałem moją żonę w tym, że to ona jest kobietą mojego życia, że tylko ją kocham. Nic te tłumaczenia nie dawały, ona cały czas twierdziła, że nie jest o nią zazdrosna, ale jednocześnie w swoich wypowiedzich na jej temat traktowała ją jak największego wroga"
A tak wygladalo to idealne malzenstwo:
Najlepsze jest to, że w tym samym czasie pisywała sobie ze swoim byłym facetem, którego dla mnie zostawiła. Choć jej tłumaczyłem, że ja w tym jej pisaniu nie widzę żadnego problemu, dopóki nie przekrocz się pewnych granic. Wychodziło na to, że ona sobie mogła pisać z byłym a ja już nie. Dlatego też ja nie widziałem powodu dla którego miałbym zaprzestać kontaktu ze starą znajomą."
Przypominam co wczesniej pisalem:
"ja widze inny mechanizm. Kobieta "zgadzając" się na spotkania (flirt) meza z inna kobieta powoli tracila szacunek do samej siebie..."
"Kobiety dość jednoznacznie odczuwają te sytuacje"
Pisze to poniewaz chyba tak jak w watku Roberta, trzeba ciagle przypominac ze pomimo zdrady sytuacja, ktora panowala w malzenstwie autora a opisywana przez autora to zupelna fikcja. I tylko czasami wychodzi szydlo z worka ale jak w przypadku Roberta nie wyjdzie calkowice poniewaz tutaj autor jest raczej "zrownowazony" wiec sie do konca nie ujawni. Jednak ten nieprawdziwy obraz, brak samorelfleksji jest filarem dla autora w stosunku do obrony tego obrazu. A przeciez nic nie dzieje sie bez przyczyny i te przyczyny, ujawnione wczesniej w tym watku, jak najbardziej byly.
Np.
"Natomiast po tym co napisal autor widze ze myli proste pojecia:
"bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). "
Tak dokladnie wysylanie wiadomosci na portalach jest czyms co sie nazywa "randkowaniem" (scisle randka to spotkanie rzeczywiste) natomiast wyjscie do kina nie jest seksem. O co Ci wiec chodzilo? Ze ktos krytykuje Twoje wczesniejsze randkowanie z byla, nawet jesli to byly 2 spotkania w ciagu dwoch lat to nadal bylo codziennie pisanie na fb."
"I co teraz? Powoli drazac temat zaczyna wylaniac sie zupelnie inny obraz malzenstwa, gdzie oboje utrzymuja kontakty ze swoimi bylymi, gdzie maz swoim postepowaniem upadla zone, gdzie oboje stosuja taktyke wet za wet, gdzie sa wyjazdy, itp. Gdzie nie ma komunikacji, gdzie mimo ostrych reakcji na cos jest zupelna ignorancja i olewanie drugiej strony (bo mnie przeciez jest dobrze).
"
Nie rozumiem dlaczego nie powiedziec prawdy zamiast bronic fikcji. Nie powiedziec, tak bylem zlym mezem, upadlalem i doprowadzilem zone, razem z zona do kryzysowej sytaucji w naszym malzenstwie, gdzie w gruzach legl szacunek i uczucia. Efektem tego byla zdrada zony, za co ona w 100% odpowiada (za zdrade). Przeciez tak wlasnie prawdopodobnie bylo a nie jak opisuje to ostatnio autor. Co wiecej, samooszukiwanie siebie niczego w dalszym rezultacie nie przyniesie. Poniewaz...w dalszej perspektywie brak umocowania postepowania, zmian w stanie faktycznym spowoduje ze te postepowania, zmiany (przyszle) beda jak domki na piasku. I tak jak juz pisalem gdyby kiedykolwiek doszlo do prawdziwej rozmowy autora z zona, ale takiej w ktorej nie byloby narzucania swojego zdania i obrazu, prawdopodobnie zona podalaby wiele niepasujacych jej sytuacji, ktore wczesniej autor ignorowal, nie tylko te drastyczna, opisnana przez samego autora. Co nie zmienia jej winy w kwestii zdrady. Dlatego jak czytam jakie to malzenstwo bylo idealne to az mi rece opadaja. Jest tu calkowity brak autorefleksji. Calkowity.