I kolejna sytuacja gdzie rodzice graja uczuciami swoich dzieci. Z tego opisu widze ze w tej kwestii, pomimo odpowiedzialności autora, zachowuje się on poniżej pewnego poziomu kosztem swoich dzieci. Co to jest np. wyrzucanie matki na oczach jej dzieci? Szok. Mnie się ciagle wydaje ze pomimo tragedii jaka się tu rozgrywa (glownie dla dzieci) to nadal pokutuje jakiś egozim (tak samo ja w przypadku flirtow przez internet i spotykania się kobieta po ujawnieniu romansu zony). Zona szmata czy nie, odpowiedzialna czy nie ma prawo widzieć się z dziecmi i szkoda ze nie wezwala Policji i nie zalozyla autorowi Niebieskiej Karty. Jedno to sprawy miedzy nimi a dwa kwestia dzieci. Tutaj w kwestii swojego zachowanai autor mnie nie "rozczarowal" tak samo jak wcześniej przez swoje "flirty" z Ex. Co to wogle jest za zachowanie, pogrywanie dziecmi, pojscie do pracy i się obrażanie, zawracanie z dziecmi?!!!! Autor ma zal do zony ze spedzila dzień z innym dzieckiem ale to jest jego zal a nie jego dzieci. Pogrywanie dziecmi to dla mnie objaw wielkiego szujostwa i ja to w zachowaniu autora jasno widze (czy kwestia jakości zabawek - ważne ze sa, ze jest pamięć). Ale przecież ważniejszy jest jego obraz, obraz jego zony niż dobro dzieci.
Na koniec uważam tak. Niech się sprawy tocza tak jak się maja toczyc.
Natomiast zaangażowanie przez autora dzieci do walki z zona, pokazywanie im obrazu zlej matki jest dla mnie (dodając do tego wcześniejszy obraz ich związku) tym czym jest, czyli to ze na 1 miejscu jest dbalosc "o obraz", dopiero daleko za tym jest dobro dzieci. A jeśli np. sad przyzna opieke, widzenia matce to tez autor będzie im zabranial spotykania się z Nia i jej kochankiem? Jest takie madre powiedzenie, z kim się przestaje takim się staje. A przecież zyli wiele lat razem. Przejmowali rozne swoje zachowania. Ja tu widze te same rzeczy w zachowaniu zony oraz autora, tylko ze skala, odcien tych rzeczy jest inna. Jakby "przerabiali" to samo ale jakby z innych stron.
Żeby nie być goloslownym to uważam, ze autor miał prawo do wzaburzenia, do wyrzucenia zony (takiego zachowania w tym momencie) ale potem zaczyna się zachowywać jak obrażalski nastolatek (biorac pod uwagę to ze sa to sytuacje z udzialem dzieci). Nawet wszelkie rozmowy prowadzi w obecności dzieci jakby to miało być jego podbudowa, jakby nie umial tego zalatwic sam. Dzieci w ten sposób sa pośrednio pokrzydzone przez jego egoizm, biora udział w sprawach niedostosowanych do ich poziomu rozwoju psychicznego. Sa wręcz arbitrami dla autora.
Rozumiem doskonale ze, NIE UMIEM CZYTAC ZE ZROZUMIENIEM. I ma wręcz z tego satysfkacje! Mam tylko nadzieje ze moja glupota okaze się pomocna.
Natomiast z punktu widzenia zony, wygląda to tak, ze ona nie chce bronic swojego obrazu, wręcz zgadza się na obraz zapropowany przez autora i przejmuje te role, tak samo jak przejmowala kazda inna, wczesniejsza narzucana jej role.
I teraz bardzo proste pytanie. Bardzo latwe porównanie do zrozumienia.
Mamy taka sytuacje. Dzieci maja dziadkow. Czy jeśli chcemy żeby dziadkowie byli dobrzy dla dzieci, nawiązywali i utrzymywali z nimi wiez (mniemam ze dla ich dobra) to czy wyrzucamy ich z domu?, zrywamy im kontakty?, czy odwrotnie, umożliwiamy im te kontakty?, stawiamy ich w dobrym swietle?, sami przygotowujemy odpowiedni grunt do tego? (pisze tu o dzieciach a nie o prywatnym stosunku rodzicow tych dzieci (czyli w domysle nas) do swoich rodzicow czy tesciow - dziadkow).
Rzeczy sa po prostu inne niż nam się wydaje. Warto to czasem dostrzec... z nadzieja dla dobra innych.
Zastanawialem się również dlaczego pisze tak jak pisze. Dlaczego doszukuje się "złych rzeczy" w postepowaniu autora, który przezywa tragedie? Bo musze również podjąć jakas autorefleksje. I zrozumialem ze to chodzi o rzeczy które mnie naturalnie raza. A w każdym zachowaniu autora jest cos co mnie razi. Poczawszy od rocznego flirtu z Ex, kontunulujac poprzez "idealne zrozumienie się w tym związku", kontynulujac przez randke z inna po godzinie "0", a skończywszy na pogrywaniu i wciąganiu we wszystko dzieci, budowaniu im obrazu zlej matki, działaniu wręcz aktywnym w tym kierunku. Dla mnie to się nazywa egocetryzm. Pytanie czy egocetryzm mogl doprowadzić do zdrady? Zawrocmy, zdrada jest zawsze działaniem jednej osoby, która za to odpowiada w 100%, natomiast cos doprowadzilo, doprowadzalo do kryzysu w tym malzenstwie. Pewne postawy, pewne zachowania, pewne stosunki wobec siebie. Teraz jest obrona swojego obrazu. Tak jak pisałem widziałem zachowania kolegi. Ktos komu zależy na rodzinie, dzieciach zachowuje się zupełnie inaczej. Nie wciąga dzieci w gierki z zona, nie pomiata jej obrazem wobec dzieci (sam ma prawo myslec co chce). Nawet slynna kroteczka dba o taki obraz w swoim bo wie jakie to jest ważne (jest praktyczna). Co wiec laczy takie postawy? Egoizm, zapatrzenie w siebie, widzenie tylko swoich spraw. Niech to będzie kubel zimnej wody dla autora, bo jeśli sam się nie zautoreflektuje, nie oddzieli od tego co było w 100%, to najwieksza traume zgotuje...swoim dzieciom. A przecież już to robi.