Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 41 42 43 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 2,731 do 2,795 z 2,855 ]

2,731

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Roxann napisał/a:
anderstud napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Zaczne od konca.

To ja zacznę może od początku smile
Że twoja żona czyta, to chyba nikt przy zdrowych zmysłach w to nie wątpi. Ty byś nie czytał, gdybyś wiedział, że taki wątek istnieje?
Poza tym uważam, że wiele Twoich treści tu zawartych było skierowanych wprost do niej właśnie oraz do tego jej przydupasa.

Zgadzam się w 100%. Myślę, że dlatego Piotr pisze tak wyważenie. Jakby bez emocji. Też nie chciał pociągnąć wątku tej niby "kochanki".
Może dlatego, że jestem kobietą, to jestem bardziej emocjonalna, ale w tym przypadku stoicki spokój Piotra aż mnie poraża. Tyle mu zonka wywinęła, a wystarczyło, że wróciła do domu i już jest "my". My ze sobą rozmawialiśmy, my taką decyzję podjęliśmy a sąd przybił brawo.
No fajnie rodzina niby cała ale gdzie godność? W tym zawieszonym rozwodzie? Ela pisała, że uczucia się mogły jeszcze nie wypalić, po takimś czymś? Nie wierzę, że mogą się jeszcze kochać. Dla dobra dzieci mogą chcieć być razem - ok. Tylko co potem? przecież to na zawsze zostaje. Piotr, jednak "Pituś" z Ciebie wink

Nie zna życia kto nie służył w Marynarce. Roxann.. Wiele przed Tobą. Zakochaj się i wejdź w związek 1+1 , miej dzieci, dotknij wspólnych tragedii i wielkiego szczęścia bez żadnych "ale"  w tle i zrozumiesz jak trudno wygasić uczucia. Obojętności w ich związku nie ma, gdyby tak było byliby dziś rozwiedzeni. Nie mówię, że się kochają w tradycyjnym rozumieniu miłości jako szacunku. Ale to silne uczucia.

Zobacz podobne tematy :

2,732

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ela, rozumiem, dlatego nie chcę się wdawać w polemiki z żonami, a tym bardziej zostawionymi z dziećmi. No nie. Może znów wykroczę poza wątek i odniosę personalnie ..do wpisy Summerki, że i ja i Piotr mieliśmy docelowych adresatów, nie wiem jakich miał Piotr, na pewno w domyśle swoją małżonkę i jej exa, choć temu zaprzecza, ale ja nie. Na pewno jednak nie były to porzucone żony z dziećmi. Bo doskonale rozumiałam, że mój „ból” po straconej „miłości” ma się nijak do tego co kobiety przechodzą zostając same z dziećmi. Inna rzecz, że ja na matkę polkę się nie nadaję, nie chcę małżeństwa. I chyba nie dlatego, że romans mi ten obraz wypaczył, ale ja się po prostu do tego nie nadaję. Nie wyobrażam żyć w domu z dziećmi i by to było moje życie, a co gorsza na czyimś garnuszku. A mąż powiedzmy sobie szczerze to osoba obca, w przeciwieństwie do dzieci. Ja wiem, że się kochają, przysięgają itd. ale dalej to obca osoba. Ja wychodzę z założenia, że chcemy być razem to jesteśmy. Żadna szopka przed ludźmi, rodziną w postaci przysięgi nie jest potrzebna. Ja bym się na nią nie zdobyła. Nie dlatego, że nie kocham, tylko wiem, jaki to absurd.
I czasem naprawdę ręce opadają, jak czytałam historie kobiet, matek, mężatek, co wyszły za mąż młodo nie pracując.. i na wychowaniu dzieci skupiając a potem lament że mąż chce opuścić i nie mają za co żyć. Może ja żyję w innym świecie, ale jak kobieta niepracująca  decyduje na dziecko kiedy mąż zarabia 2 czy 2,5 tys. .. jak się rozpada ma pretensje że nie ma za co żyć i dziecko? Decyzja o dziecku jest obopólna. Nie ma ono tylko łączyć, ale też trzeba go wychować i mieć za co. Ja sama zarabiam sporo więcej (i nie że chwalę), ale nie wiem czy zdecydowałabym się na dziecko bo wiem jaka to odpowiedzialność. Sama się wychowałam w wielodzietnej rodzinie. Mam n siostrzeńców i bratanic (i na odwrót). Spłodzić dzieci nie jest trudno, kwestia wychowania i zapewnienia im bytu. A ja wiem, że dłużej niż rok nie zostałabym w domu z dzieckiem. To na pewno. Nawet jakby mój facet zarabiał miliony.
Inna rzecz, że po tym co miałam w domu szalenie sobie cenię niezależność, że nie muszę się podporządkowywać, kogoś obawiać itd. W moim wątku mi zarzucono, że się ‘pochwaliłam’ zaręczynami.. ale one dla mnie niewiele znaczą pod tym tradycyjnym względem, bo ja nie zamierzam brać ślubu. Bo on byłby dla kogoś nie dla mnie. Ja takiej potrzeby nie mam choć Estem już 30+ tongue

2,733 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-04-04 20:35:53)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Absolutnie nie to miałam na myśli Roxann, pisząc " wejdź w związek.. To taka figura metaforyczna z tym trybem nakazującym. Nie to miałam na myśli, że wtedy ból jest większy czy coś w tym stylu.. Jeśli tak zostałam zrozumiana przepraszam Cię. Miałam na myśli to, że w takim związku na co dzień, z dziećmi, dramatami itp osobie z zewnątrz może się wydawać że oni już nie powinni się kochać, bo to niemożliwe, po tym co zaszło, ale jednak... W codziennym życiu nie odważyłabym sie doradzić sąsiadce, bo na mnie mogłaby spaść odpowiedzialność, a tu na forum dzielimy się dość otwarcie i mam nadzieję anonimowo i jak najbardziej uważam, że w sprawach małżęństwa mogą i powinni nawet wypowiadać się ci którzy nie byli w takowym. I nie oceniam Broń Boże niczyjego bólu .

2,734

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

przykro to czytać , przykro bo doskonale znam ten smak chwilowej radości bo wydaje Ci sie Piotr tak jak mi kiedyś , ze wróciła i wszystko moze byc tak jak by nic sie nie stało. Ta chwila ,czekałes na nią tak dlugo ,ze jest ok ,czas zrobił swoje , tesknota itd . bedzie super. No i mi tez sie kiedys tak wydawało , dalbym sie pochlastac za ta chwile - co ja mowie dałem i oddałem wszystko dosłownie i w przenośni i co co dzis z tego mam ? Ano nic , wstyd mi przed samym soba ze jestem takim naiwniakiem , wstyd mi ze nie słuchałem rad tak jak ty teraz bo ta chwila szczescia nie trwała długo , szybko wróciła proza życia szybko i nawet czas spedzony osobno nic tu nie naprawil. Dzis jestem sam i nie mam do kogo geby otworzyć , chciałem tu nawet cos o sobie napisac , ale jest mi poprostu wstyd , bo zrobiłem to samo co TY teraz. Nie wykopałem jej za drzwi bo miałem sentyment bo wierzyłem ze bedzie dobrze ....wróciła podbudowała swoje ego , zniszczyła wszytsko co nie udało sie za pierwszym razem.

2,735

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Zaczne od konca.

To ja zacznę może od początku smile
Że twoja żona czyta, to chyba nikt przy zdrowych zmysłach w to nie wątpi. Ty byś nie czytał, gdybyś wiedział, że taki wątek istnieje?
Poza tym uważam, że wiele Twoich treści tu zawartych było skierowanych wprost do niej właśnie oraz do tego jej przydupasa.
Co do przeciągania, to powiem Ci tak, ja złożyłem pozew 12 września, a rozprawę miałem wyznaczoną na 25 października.
Tego samego roku wyobraź sobie. Pojechałem do sądu na 10:00 a o 11:00 byłem już z powrotem, rozwiedziony. Taka sytuacja smile
Ale mniejsza o to. Tak czy siak dopiąłeś swego i tylko to jest teraz ważne. Jak to mówią na wojnie - nie rozlicza się zwycięzców.

Jasne, ze bym czytal, jak pewnie 95% osob w takiej sytuacji. Nie mam zadnego interesu w tym aby twierdzic, ze nie czytala, chociaz czytala. Ale widzisz, sek w tym, ze te 95% majac dostep do informacji jakie ja tutaj podawalem, przede wszystkim o ex, czy mojej relacji z inna kobieta, kiedy oficjalnie jeszcze bylismy w trakcie postepowania rozwodowego i moja zona szykowala sie do obrony w sadzie ja pierwszej rozprawie, zrobilo by skan moich postow tutaj, i uzyla by tego do wlasnej obrony. Ty bys tak zrobil?
Widzisz a ona tego nie zrobila, miala kilka moich wiadomosci sms i to wszystko.
Dlatego jestem pewny, ze nie zagladala tu i nie czytala. Dlaczego?.Moge sie tylko domyslac, ze nie chciala czytac o sobie tych wszystkich nieprzychylnych opinii. Jak to sie nazywa?.Mechanizm wyparcia chyba.
Co do terminow postepowania, moja pierwsza sprawa rozwodowa byla po pol roku od zlozenia pozwu, a druga po osmiu od pierwszej, wiec sa to bardzo indywidualne sprawy jak widac..

2,736 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2017-04-04 21:45:59)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Roxann napisał/a:

Witaj Piotrze,
Ja również spodziewałam się takiego obrotu sprawy, już po poście który napisałeś po dłuższej przerwie. Widać w nim było, że podjąłeś decyzję (co nie znaczy, że jesteś jej pewien), ale głównym argumentem było to, że teraz dzieci mają mamę i tatę pod jednym dachem a Ty rozwodem byś to im znowu skomplikował. Masz poczucie 2 a nawet 3 małych zwycięstw: uzyskałeś czy uzyskałbyś w rozwodzie to co chciałeś (rozwój z jej winy, opiekę nad dziećmi), zrobiłeś to co założyłeś w tytule wątku – „uratowałeś” żonę z toksycznej miłości (choć wiesz, że prawda jest nieco inna), no i to trzecie obecne – dzieci mają mamę i tatę. Jednak zwycięzcą się nie czujesz, bo i jak? W sumie każde inne rozwiązanie też byłoby w pewnym stopniu porażką. Też rozwód.  I również uważam, że Ty od początku do końca chciałeś powrotu żony. Tylko jakby nie było racjonalnych argumentów za. Zrobiłeś jednak coś co pozwoliło Ci choćby pozornie zachować twarz i poczuć zwycięsko – złożyłeś pozew, wywalczyłeś czy też spokojnie byś wywalczył opiekę nad dziećmi a to zawieszenie sprawy daje ci pewnego rodzaju ‘przewagę’ i ewentualny powód do ‘zastraszania’ małżonki. W końcu wie, że jesteś do tego zdolny i że nie jesteś takim znów „Pitkiem”.
Ku memu początkowemu zaskoczeniu padło tu porównanie Ciebie do mnie czy na odwrót w  kwestii ‘szukania widowni’. W pierwszym momencie mnie to rozbawiło, ale jak sobie o tym pomyślałam, i zaczęłam pisać Twój post, to rzeczywiście coś nas łączy. Oboje zwyciężyliśmy w jakimś stopniu (Ty ‘uratowałeś’ rodzinę, ja uwolniłam od toksycznej znajomości/romansu), ale nie czujemy się zwycięzcami. Oboje mieliśmy problem z podjęciem radykalnych kroków, trochę czekając aż się sprawa sama rozwiąże, podejmując w tym czasie takie, które powinniśmy (Ty założyłeś sprawę rozwodową, ja wyjechałam), ale bez większego przekonania. Dlatego pisaliśmy tu o każdym kroku, nawet małym postępie, by siebie utwierdzić, że robimy słusznie, by się nie poddawać. Mi i podejrzewam, że też Tobie rozmowy tu, wsparcie, dużo dawało. Wiadomo, Ty aż tak nie rozkminiałeś nad emocjami, ale … wiadomo, że sytuacje różne, a Ty jesteś facetem tongue
No i powiedzmy, że i u Ciebie i u mnie poniekąd sprawa sama się rozwiązała dzięki? temu, że to tak długo trwało. U Ciebie żona wróciła skruszona, a u „mojego” rodzina się powiększa.  Ty masz teraz „asa”, że jakby co to w każdej chwili możesz wrócić do rozwodu, a w moim przypadku te jego wszystkie peany o miłości do mnie w momencie kiedy spodziewa się dziecka z żoną (po nastu latach), to … no właśnie nawet nie wiem jakiego słowa użyć. hmm Ogólnie rzecz biorąc, obie rodziny ocalały, więc należało by się cieszyć. Jednak tak Ty wiesz w jakich okolicznościach ocalała twoja i ja wiem w jakich okolicznościach ocalała jego. Nie chciałabym porównywać twojej żony do prezia, bo wiem, że sytuacje zupełnie różne… ale… tak jak tu piszący wątpią, że twoja żona się opamięta i ten rozwód w tle nią wstrząśnie (no może na jakiś czas), ale jest wielce prawdopodobne, że za jakiś czas (bliżej nieokreślony) będziesz miał powtórkę. Ja co do prezia również nie mam żadnej wątpliwości, że dziecko nie będzie przeszkodą do dalszego romansowania. Oczywiście Ci tego nie życzę i trzymam kciuki by małżonka dojrzała emocjonalnie i doceniła rodzinę. Tylko chociaż w przypływie nowego „miesiąca miodowego” nie fundujcie sobie kolejnego dziecka wink
Powodzenia! smile

Roxann byc moze zakladajac nasze watki kierowalismy sie tymi samymi motywami. Mi tak jak Tobie rozmowa z uzytkownikami dala bardzo wiele, szczegolnie w poczatkowym okresie, kiedy opisywalem tu doslownie wszystko. To z tamtego okresu jest post, kiedy przezywalem, ze ja jestem w telefonie zapisany Pitek a lovelas kochanie. Smieje sie teraz jak sobie to przypomnialem. Wtedy tragedia, a dzis komedia. Co za roznica, jak jestemy zapisani w telefonach naszych partnerow, przeciez to bzdura jakas, bo liczy sie to jak nas traktuja. Zawsze bylem dla niej Pitkiem, i bylo dla mnie to naturalne, a tu wielka tragedia, bo nie kochanie. Co to by zmienilo, gdybym byl kochaniem, przeciez i tak by zrobila, to co zrobila. Jedni sa Pitkami, inni misiami, jeszcze inni kochaniami. Nic to nie zmienia.
Piniewaz tez odnioslas wrazenie, ze ja pisalem pod konkretnego odbiorce. Nigdy tego nie robilem pod zone, tym bardziej jej kochanka. Owszem zdazylo sie kilka postow, ktore byly skierowane do konkretnej osoby, ale nie byla nia moja zona.
A, ze nie chce sie rozpisywac na temat osoby trzeciej, wynika po pierwsze z szacunku do niej, a po drugie, ze slowa kiedys danego.
I jeszcze jedno, styl w jakim pisze, jest dla mnie naturalny, ja po prostu juz taki jestem.

2,737

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Ela210 napisał/a:

Dajesz Wam rok. Wiedz jednak,  że szaleństwem jest oczekiwać innych niż dotychczas rezultatów robiąc cały czas to samo...

Ciężko mi to jakoś precyzyjniej ubrać w słowa, bo to jest proces, którego chyba nie da się przyspieszyć, ale ważne by być na właściwej drodze i w Którymś z Was musi ta zmiana się rozpocząć. Nie ma też gwarancji, że będziecie razem. - osobiscie nie sądzę, by wasze uczucia się wypaliły do cna.. Waszą przeszłością nie przejmuj się aż tak bardzo jako barierą porozumienia, bo jeśli uda się Wam wyjść z tego etapu, nie ona będzie najważniejsza.

Elu ja to doskonale wiem, ze jezeli ten zwiazek mialby przetrwac, to musi sie sporo zmienic w naszym wzajemnym postepowaniu wzgledem siebie. Czy jestesmy do tego zdolni, to na dzien dzisiejszy nie wiem.
Padlo tu stwierdzenie w innym poscie, ze mam asa w rekawie, ze zawieszenie postepowania, bedzie dzialalo na zone jak strassak. Ja absutnie tak tego nie traktuje, zawieszenie ma to do siebie, ze wniosek o wznowienie moga zlozyc obie strony, wiec jesli ja bede sie zle zachowywal, albo jej sie znow odmieni, to sama moze zlozyc wniosek o wznowienie rozwodu. Poza tym, gdybym chcial ja zastraszyc, to doprowadzil bym rozwod do konca, bo wtedy mialbym wszystkie argumenty po swojej stronie i w przypadku jakiegokolwiek jej wybryku, moglbym z czystym sumieniem wywalic ja z mojego zycia. Bez czekania na jakiekolwiek decyzje sadu, bo te juz by byly za mna..
Wiem, ze gwarancji na to, ze bedziemy razem nie ma, ale mi nie zalezy ani na takich gwarancjach, ani na pozostaniu zony ze mna, ze wzgledu na jej strach. Uda sie, to sie uda. Nie uda sie, to trudno.
Widzisz czas ma w takich sytuacjach ma zarowno wady, jak i zalety. Zaleta jest to, ze czlowiek nabywa umiejetnosc rozmawiania o pewnych sprawach bez emocji, ktore zdazyly juz opasc. Kiedy nawet bolesna prawda o.pewnych wydarzeniach nie ma juz takiego wplywu na nasza psychike. Nie zamierzam wraca i nie robie tego w codziennym zyciu, do tego co bylo. Niie wypominam zonie tego co zrobila, bo to nie ma najmniejszego sensu. Skoro chcemy sprubowac, to ja musze zostawic ten temat za soba, a ona musi mi udowodnic, ze bylo warto. Kazde z nas ma cos do zrobienia.

2,738

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
przypominajka napisał/a:

przykro to czytać , przykro bo doskonale znam ten smak chwilowej radości bo wydaje Ci sie Piotr tak jak mi kiedyś , ze wróciła i wszystko moze byc tak jak by nic sie nie stało. Ta chwila ,czekałes na nią tak dlugo ,ze jest ok ,czas zrobił swoje , tesknota itd . bedzie super. No i mi tez sie kiedys tak wydawało , dalbym sie pochlastac za ta chwile - co ja mowie dałem i oddałem wszystko dosłownie i w przenośni i co co dzis z tego mam ? Ano nic , wstyd mi przed samym soba ze jestem takim naiwniakiem , wstyd mi ze nie słuchałem rad tak jak ty teraz bo ta chwila szczescia nie trwała długo , szybko wróciła proza życia szybko i nawet czas spedzony osobno nic tu nie naprawil. Dzis jestem sam i nie mam do kogo geby otworzyć , chciałem tu nawet cos o sobie napisac , ale jest mi poprostu wstyd , bo zrobiłem to samo co TY teraz. Nie wykopałem jej za drzwi bo miałem sentyment bo wierzyłem ze bedzie dobrze ....wróciła podbudowała swoje ego , zniszczyła wszytsko co nie udało sie za pierwszym razem.

Przykro mi, ze spotkalo Cie cos takiego. Byc moze, ze mojej zonie znow za jakis czas cos odwali, nie mam gwarancji, ze tak nie bedzie. Ale widzisz ja wychodze z zalozenia, ze skoro raz jej sie nie udalo mnie zniszczyc, to za drugim razem bedzie tak samo. Tyle tylko, ze jesli by sie cos takiego zdazylo, to ja nie bede mial juz zadnych sentymentow.

2,739

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Tu często na forum słyszymy takie sformułowanie że zdradzający małżonek  powinien nam udowodnić, że jest wart przebaczenia. To wydawałoby się logiczne i sprawiedliwe.. Ale.. nieskuteczne. Bo co uzyskujemy? Pokutę? A potem znowu grzesznik zrobi swoje.. Nie masz wpływu na swoją żonę. Masz tylko na siebie. A podstawowe pytanie- dlaczego dzieje się to, co się dzieje. Tak mi się wydaje, że  z pozycji ona słaba, grzeszna- ja silny- wybaczający będzie ciężko o zmianę.  Zmiana wymaga opuszczenia znanych ram, które kontrolujemy. Bo i tak już w tych ramach nie mamy kontroli, tylko nam się wydaje, że tak jest.

2,740

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Ela210 napisał/a:

Tu często na forum słyszymy takie sformułowanie że zdradzający małżonek  powinien nam udowodnić, że jest wart przebaczenia. To wydawałoby się logiczne i sprawiedliwe.. Ale.. nieskuteczne. Bo co uzyskujemy? Pokutę? A potem znowu grzesznik zrobi swoje.. Nie masz wpływu na swoją żonę. Masz tylko na siebie. A podstawowe pytanie- dlaczego dzieje się to, co się dzieje. Tak mi się wydaje, że  z pozycji ona słaba, grzeszna- ja silny- wybaczający będzie ciężko o zmianę.  Zmiana wymaga opuszczenia znanych ram, które kontrolujemy. Bo i tak już w tych ramach nie mamy kontroli, tylko nam się wydaje, że tak jest.

Masz racje., ale ja nie napisalem, ze ona ma mi udowodnic, ze jest warta mojego przebaczenia, tylko, ze ma mi udowodnic, ze dobrze zrobilem zawieszajac postepowanie. Z przebaczeniem to nie ma nic wspolnego.
Ludzie prubuja ratowac zwiazki a jednoczesnie caly czas rozdrapuja stare rany.
Chodzilo mi o to, ze jezeli oboje postanowilismy dac sobie czas, to oboje mamy sobie wzajemnie cos do udowodnienia. Ja to, ze bede potrafil zyc z nia normalnie, bez wyciagania wilka z szafy w chwikach kryzysu, a ona to, abym poczul, ze nie zrobilem bledu.Moglbym przyjac postawe roszczeniowa, i uznac, ze teraz to ona ma robic wszystko, zeby mi udowodnic, ze jest nadal warta mojego czasu i zainteresowania. Ale wtedy moglbym sobie od razu darowac, bo ile ktos moze wytrzymac takie cos. Herosi zyli tylko w mitach.

2,741

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../

/.../Byc moze, ze mojej zonie znow za jakis czas cos odwali, nie mam gwarancji, ze tak nie bedzie. Ale widzisz ja wychodze z zalozenia, ze skoro raz jej sie nie udalo mnie zniszczyc, to za drugim razem bedzie tak samo. Tyle tylko, ze jesli by sie cos takiego zdazylo, to ja nie bede mial juz zadnych sentymentow.

W zasadzie miałem się nie odzywać. Twoja decyzja, Twoje życie... ale, to co wytłuściłem, ta deklaracja...
Ileś ich padło z Twojej klawiatury podczas tych siedemdziesięciu kilku stron wątku, a w rezultacie wyszło jak wyszło...
Życie jest nieprzewidywane i jak w tym wątku, sprawdza się powiedzenie: nie strasz, nie strasz, bo się zes... tarzejesz.

2,742

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
starr napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../

/.../Byc moze, ze mojej zonie znow za jakis czas cos odwali, nie mam gwarancji, ze tak nie bedzie. Ale widzisz ja wychodze z zalozenia, ze skoro raz jej sie nie udalo mnie zniszczyc, to za drugim razem bedzie tak samo. Tyle tylko, ze jesli by sie cos takiego zdazylo, to ja nie bede mial juz zadnych sentymentow.

W zasadzie miałem się nie odzywać. Twoja decyzja, Twoje życie... ale, to co wytłuściłem, ta deklaracja...
Ileś ich padło z Twojej klawiatury podczas tych siedemdziesięciu kilku stron wątku, a w rezultacie wyszło jak wyszło...
Życie jest nieprzewidywane i jak w tym wątku, sprawdza się powiedzenie: nie strasz, nie strasz, bo się zes... tarzejesz.

Bylo ich pare, nie zaprzeczam. Tylko zauwaz, ze one wszystkie dotyczyly tej konkretnej sytuacji, i tego konkretnego romansu.
Przypomnij sobie rowniez sytuacje kiedy ona wrocila do domu od kochanka, moja reakcje na to i pewnosc siebie, ze teraz to juz na pewno wszystkoi bedzie dobrze.
Dzis tej pewnosci nie mam, dzis nie bronie jej, nie obwiniam bogu ducha winnego kochanka, ktory zwyczajnie zrobil to na co ona mu sama pozwolila.
Ktos napisal, ze udowodnilem jej, ze potrafie postawic na swoim. Bo tak jest faktycznie.
Albo wyciagnie z tego wnioski, albo nie.
Jesli nie, to trudno, Rozpaczal nie bede, nie bedzie Ratowac zone z toksycznej milosci, czy sobie odpuscic II.

2,743

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Tu często na forum słyszymy takie sformułowanie że zdradzający małżonek  powinien nam udowodnić, że jest wart przebaczenia. To wydawałoby się logiczne i sprawiedliwe.. Ale.. nieskuteczne. Bo co uzyskujemy? Pokutę? A potem znowu grzesznik zrobi swoje.. Nie masz wpływu na swoją żonę. Masz tylko na siebie. A podstawowe pytanie- dlaczego dzieje się to, co się dzieje. Tak mi się wydaje, że  z pozycji ona słaba, grzeszna- ja silny- wybaczający będzie ciężko o zmianę.  Zmiana wymaga opuszczenia znanych ram, które kontrolujemy. Bo i tak już w tych ramach nie mamy kontroli, tylko nam się wydaje, że tak jest.

Masz racje., ale ja nie napisalem, ze ona ma mi udowodnic, ze jest warta mojego przebaczenia, tylko, ze ma mi udowodnic, ze dobrze zrobilem zawieszajac postepowanie. Z przebaczeniem to nie ma nic wspolnego.
Ludzie prubuja ratowac zwiazki a jednoczesnie caly czas rozdrapuja stare rany.
Chodzilo mi o to, ze jezeli oboje postanowilismy dac sobie czas, to oboje mamy sobie wzajemnie cos do udowodnienia. Ja to, ze bede potrafil zyc z nia normalnie, bez wyciagania wilka z szafy w chwikach kryzysu, a ona to, abym poczul, ze nie zrobilem bledu.Moglbym przyjac postawe roszczeniowa, i uznac, ze teraz to ona ma robic wszystko, zeby mi udowodnic, ze jest nadal warta mojego czasu i zainteresowania. Ale wtedy moglbym sobie od razu darowac, bo ile ktos moze wytrzymac takie cos. Herosi zyli tylko w mitach.

To nierozdrapywanie nie ma wynikać z Twojego  czy Waszego postanowienia, tylko z tego, że przeszłość straciła swoją moc. Nawet bym tego nie nazwała przebaczeniem. To wymaga analizy waszego układu, nawet pozostawiając na boku przyczyny tego, dlaczego indywidualnie postepujecie tak a nie inaczej. Nastaw się na tą obserwację, bo z zewnątrz ciężko coś doradzić. Słowo klucz- szacunek dla drugiej strony- taki dla zasady, a nie w zamian za szacunek do nas.

2,744

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Ela210 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

Tu często na forum słyszymy takie sformułowanie że zdradzający małżonek  powinien nam udowodnić, że jest wart przebaczenia. To wydawałoby się logiczne i sprawiedliwe.. Ale.. nieskuteczne. Bo co uzyskujemy? Pokutę? A potem znowu grzesznik zrobi swoje.. Nie masz wpływu na swoją żonę. Masz tylko na siebie. A podstawowe pytanie- dlaczego dzieje się to, co się dzieje. Tak mi się wydaje, że  z pozycji ona słaba, grzeszna- ja silny- wybaczający będzie ciężko o zmianę.  Zmiana wymaga opuszczenia znanych ram, które kontrolujemy. Bo i tak już w tych ramach nie mamy kontroli, tylko nam się wydaje, że tak jest.

Masz racje., ale ja nie napisalem, ze ona ma mi udowodnic, ze jest warta mojego przebaczenia, tylko, ze ma mi udowodnic, ze dobrze zrobilem zawieszajac postepowanie. Z przebaczeniem to nie ma nic wspolnego.
Ludzie prubuja ratowac zwiazki a jednoczesnie caly czas rozdrapuja stare rany.
Chodzilo mi o to, ze jezeli oboje postanowilismy dac sobie czas, to oboje mamy sobie wzajemnie cos do udowodnienia. Ja to, ze bede potrafil zyc z nia normalnie, bez wyciagania wilka z szafy w chwikach kryzysu, a ona to, abym poczul, ze nie zrobilem bledu.Moglbym przyjac postawe roszczeniowa, i uznac, ze teraz to ona ma robic wszystko, zeby mi udowodnic, ze jest nadal warta mojego czasu i zainteresowania. Ale wtedy moglbym sobie od razu darowac, bo ile ktos moze wytrzymac takie cos. Herosi zyli tylko w mitach.

To nierozdrapywanie nie ma wynikać z Twojego  czy Waszego postanowienia, tylko z tego, że przeszłość straciła swoją moc. Nawet bym tego nie nazwała przebaczeniem. To wymaga analizy waszego układu, nawet pozostawiając na boku przyczyny tego, dlaczego indywidualnie postepujecie tak a nie inaczej. Nastaw się na tą obserwację, bo z zewnątrz ciężko coś doradzić. Słowo klucz- szacunek dla drugiej strony- taki dla zasady, a nie w zamian za szacunek do nas.

Ale ja o tym pisalem w mojej poprzedniej odpowiedzi do Ciebie. Ze przeszlosc stracila swoja moc, przede wszystkim poprzez czas ktory juz uplynal.
Co do szacunku, nigdy go do tej kobiety nie stracilem tak do konca, bo jest matka moich synow, jest czlowiekiem. Owszem stracilem, jako do zony.

2,745

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Co do szacunku, nigdy go do tej kobiety nie stracilem tak do konca, bo jest matka moich synow, jest czlowiekiem. Owszem stracilem, jako do zony.

Piotrze,
pozwoliłeś aby była nadal Twoją żoną...

2,746

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr tj twoje życie , w pewnym sensie rozumie i obmyślam sie co teraz czujesz , co chciałeś osiągnąć i na co czekałeś . Nie jestem tylko w stanie zrozumieć jak świadomie i wiedząc co miało miejsce chcesz to ciągnąć dalej - bo ja świadomości nie miałem , nie złapałem nikogo za rękę . A lebwidocznie każdy ma inny próg dostania po mordzie , dopóki nie stwierdzi ze nie ma sensu i czego naprawiać. Jedyne podobieństwo ze u mnie tez trwało to około dwóch lat . Widocznie ty musisz oberwać jeszcze bardziej , zeby to stwierdzić . Nie ma sie co dalej rozwodzić nad tym , żyj , działaj , naprawiaj

2,747

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

jezeli ten zwiazek mialby przetrwac, to musi sie sporo zmienic w naszym wzajemnym postepowaniu wzgledem siebie.

Brzmi koszmarnie. Nie dość, że zostałeś zdradzony i ośmieszony, to jeszcze chcesz się zmieniać, by związek mógł przetrwać. ?

(tak, widzę, że nie użyłeś takiej formy wypowiedzi, ale tak wynika z kontekstu Twoich ostatnich wypowiedzi).

Dostajesz takie wypowiedzi od użytkowników, bo to krzywdzi wewnętrzne poczucie sprawiedliwości - większość osób (i ja w sumie też) myśli tutaj "no jak to tak? wszystko jej uszło na sucho, postawiła na swoim? to chyba jakiś żart".

2,748

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Znam z otoczenia przypadek, kiedy to  po burzliwym romansie , wspólnym zamieszkaniu trwającym 3 lata, doszło do rozstania kochanków- równie burzliwego ( znienawidzili się). Skruszony mąż powrócił do małżonki, skruszona żona chciała powrócić do męża, ale bez powodzenia bo był już  na innym etapie życia. Wszystko wróciło do normy, kochankowie oprzytomnieli. Po półtora roku, przypadkiem ( jakaś sprawa kryminalna z udziałem kochanka) -okazało się, że romans został reaktywowany, tylko w głębokim podziemiu.  Spotkania w innej miejscowości, duża ostrożność. Szok dla wszystkich. Prawda jest taka, że tych dwoje zdrajców rozumie się jak łyse konie i przed sobą nie muszą niczego udawać, znają swoje prawdziwe oblicza, w chory sposób akceptują je. To takie bagno z którego trudno się wydostać. W tym przypadku jedynym wygranym okazał się mąż, który nie chciał powrotu wiarołomnej. Żona kochanka  zdruzgotana, tym bardziej, że sprawa stała się publiczna. Ja bym się bała reaktywacji romansu kiedy już kurz opadnie.

2,749 Ostatnio edytowany przez random.further (2017-04-05 10:35:03)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
WaltonSimons napisał/a:

Dostajesz takie wypowiedzi od użytkowników, bo to krzywdzi wewnętrzne poczucie sprawiedliwości - większość osób (i ja w sumie też) myśli tutaj "no jak to tak? wszystko jej uszło na sucho, postawiła na swoim? to chyba jakiś żart".

Mi nie chodziło o poczucie sprawiedliwości, gdybym i to brała pod uwagę pewnie bym sie z Toba, WaltonSimons zgodziła, ale mnie męczy coś innego smile.
Piotrowi chodziło o zachowanie rodziny, z dwojga małżonków Piotr wydaje sie tą osoba. która chce TRWAĆ i ciagnąć wózek do przodu (sam czy z żoną  czy z kimś). Czyli to On ma być gotowy do ponoszenia odpowiedzialności - dlatego wybór żony, do której nie czuje szacunku jako partnera do ciągnięcia tego wózka - może godzić w TRWANIE. Chodziło mi o rezultat decyzji - obawiam sie, że nie zapewni powodzenia po prostu.
I obym była w błędzie, jak starr napisał życie nieprzewidywalne jest.
W tym i urok życia i konieczność posiadania siły do jego okiełznania dla osiągnięcia właściwego celu, że juz o prawidłowym wyborze celu nie wspomnę smile smile smile.

2,750

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
WaltonSimons napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

jezeli ten zwiazek mialby przetrwac, to musi sie sporo zmienic w naszym wzajemnym postepowaniu wzgledem siebie.

Brzmi koszmarnie. Nie dość, że zostałeś zdradzony i ośmieszony, to jeszcze chcesz się zmieniać, by związek mógł przetrwać. ?

(tak, widzę, że nie użyłeś takiej formy wypowiedzi, ale tak wynika z kontekstu Twoich ostatnich wypowiedzi).

Dostajesz takie wypowiedzi od użytkowników, bo to krzywdzi wewnętrzne poczucie sprawiedliwości - większość osób (i ja w sumie też) myśli tutaj "no jak to tak? wszystko jej uszło na sucho, postawiła na swoim? to chyba jakiś żart".

Po prostu Piotr musi być jeszcze  lepszym mężem- jeszcze bardziej wyrozumiałym, nie wypominać, nie poruszać tematów, które mogły by urazić żonę, nie używać w żadnym razie argumentu odwieszenia ( bo jeszcze to żona je odwiesi jeśli się zdenerwuje) - no zmienić coś w swoim postępowaniu względem żony.

2,751

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

... Moja zona wie o jego istnieniu, wie, ze zalozylem taki watek, natomiast nigdy go nie czytala i nadal tego nie robi....

YHY JASNE !! ależ oczywiście, kto śmie wątpić ? ... a na poważnie to Ty w to wierzysz tak samo jak zapewne jak w "ślubuję Ci miłość wierność i uczciwość małżeńską". Zacząłem chyba Ci zazdrościć tych okularów różowych, które nagle znalazłeś na nosie ...

2,752

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Masz racje., ale ja nie napisalem, ze ona ma mi udowodnic, ze jest warta mojego przebaczenia, tylko, ze ma mi udowodnic, ze dobrze zrobilem zawieszajac postepowanie. Z przebaczeniem to nie ma nic wspolnego.
Ludzie prubuja ratowac zwiazki a jednoczesnie caly czas rozdrapuja stare rany.
Chodzilo mi o to, ze jezeli oboje postanowilismy dac sobie czas, to oboje mamy sobie wzajemnie cos do udowodnienia. Ja to, ze bede potrafil zyc z nia normalnie, bez wyciagania wilka z szafy w chwikach kryzysu, a ona to, abym poczul, ze nie zrobilem bledu.Moglbym przyjac postawe roszczeniowa, i uznac, ze teraz to ona ma robic wszystko, zeby mi udowodnic, ze jest nadal warta mojego czasu i zainteresowania. Ale wtedy moglbym sobie od razu darowac, bo ile ktos moze wytrzymac takie cos. Herosi zyli tylko w mitach.

To nierozdrapywanie nie ma wynikać z Twojego  czy Waszego postanowienia, tylko z tego, że przeszłość straciła swoją moc. Nawet bym tego nie nazwała przebaczeniem. To wymaga analizy waszego układu, nawet pozostawiając na boku przyczyny tego, dlaczego indywidualnie postepujecie tak a nie inaczej. Nastaw się na tą obserwację, bo z zewnątrz ciężko coś doradzić. Słowo klucz- szacunek dla drugiej strony- taki dla zasady, a nie w zamian za szacunek do nas.

Ale ja o tym pisalem w mojej poprzedniej odpowiedzi do Ciebie. Ze przeszlosc stracila swoja moc, przede wszystkim poprzez czas ktory juz uplynal.
Co do szacunku, nigdy go do tej kobiety nie stracilem tak do konca, bo jest matka moich synow, jest czlowiekiem. Owszem stracilem, jako do zony.

Straciles do niej szacunek jako do zony...dlatego zawiesiles postepowanie rozwodowe by ta zona nadal pozostala. Aha... no bardzo logiczne. A zrobiles to...bo dzieci chca zeby mama i tata byli razem. Szkoda tylko ze nie pomyslales ze dzieci sa...dziecmi. A jesli chcialyby sobie wyskoczyc z balkonu albo zebys kupil im zywego konia do malego mieszkanka to tez bys to zrobil? Bo jak dla mnie rozumny ojciec naklada odpowiedni filtr na "chcenie" dzieci i ma swiadomosc ze to czego na dany moment chca niekoniecznie jest tym co jest dla nich najlepsze w perspektywie ogolnej. Dla mnie zycie z rodzicami ktorzy sie nie kochaja i nie szanuja ale poswiecaja sie na oltarzu zle pojetego dobra rodziny na zdrowie im nie wyjdzie. Pomijam juz fakt ze przekazesz im tym wzorzec zachowania faceta ktory nie powinien miec szacunku do samego siebie tylko robic zawsze dobra mine do zlej gry nawet gdy jego uczucia zostaly totalnie zmiazdzone i olane. Az mi zal synow ze na takich ludzi chcesz ich wychowac. Zostaje sie tylko modlic by nie trafili w przyszlosci na takie larwy jak Twoja zona..bo biedni beda oj biedni.

2,753 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-04-05 11:38:55)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

My tu piszemy o zupełnie różnych rzeczach. Wy chcecie ratować poczucie dumy Piotra i poczucie sprawiedliwosci. Piotr kocha żonę zaborczą miłością-zaborczość nie w gestach i słowach, tylko w podejściu. żeby była szansa na prawdziwe porozumienie między nimi musi się życzliwie od niej oddalić i zobaczyć całość mechanizmu.. Ciężko to wytłumaczyć z tej perspektywy o której piszecie i nie ma to nic wspólnego ani z przebaczeniem, ani z poniżeniem, ani ze sprawiedliwością. Piotr ma więcej narzędzi w ręku niż żona do przejścia tego etapu.

2,754 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-04-05 12:26:23)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Ela210 napisał/a:

Piotr kocha żonę zaborczą miłością-zaborczość nie w gestach i słowach, tylko w podejściu. żeby była szansa na prawdziwe porozumienie między nimi musi się życzliwie od niej oddalić i zobaczyć całość mechanizmu.. Ciężko to wytłumaczyć z tej perspektywy o której piszecie i nie ma to nic wspólnego ani z przebaczeniem, ani z poniżeniem, ani ze sprawiedliwością. Piotr ma więcej narzędzi w ręku niż żona do przejścia tego etapu.

Ela, wciąż mi się wydaje, że dla ciebie miłość to tylko aspekt emocjonalny i nie bierzesz pod uwagę szacunku, czy też zaufania, ciepła i wzajemnej życzliwości, poczucia, że druga osoba jest jak opoka, na której moźna się wesprzeć EMOCJONALNIE w trudnych chwilach.
Z drugiej strony Piotrowi wcale na takim związku nie zależy. Dla niego ważna jest rodzina jako matka+ojciec+dzieci. On nie oczekuje od żony porozumienia intelektualno-duchowego, wystarczy, żeby nie puszczała się już więcej i będzie git.
Piotr to zupełnie inna liga niż TY smile


WaltonSimons napisał/a:

Dostajesz takie wypowiedzi od użytkowników, bo to krzywdzi wewnętrzne poczucie sprawiedliwości - większość osób (i ja w sumie też) myśli tutaj "no jak to tak? wszystko jej uszło na sucho, postawiła na swoim? to chyba jakiś żart".

Walt, no nie wiem, czy tak jest wszystko uszło jej na sucho. To, że znowu trafiła do męża po kilkukrotnych próbach ucieczki (pamiętajcie, że to nie był jej pierwszy raz i pierwszy romans), to już chyba samo w sobie może być karą. Jasne, że z boku może to tak wyglądać, bo nie straciła dachu nad głową i dzieci, ale przecież były powody, dla których wikłałą się juź od dawna w boczne relacje. Coś jej w związku z Piotrem doskwierało skoro podjęła kilkukrotne próby wyjścia z niego. Myślę, że gdyby kochanek nie był po prostu starym, niezaradny dziadem z bogatą przeszłością i zamiłowaniem do łatwych kobiet, ale ogarniętym facetem, to by teraz Piotr nie miał kogo pod dach przyjmować. Ale prawda też jest taka, że ogarnięty facet w dłuższej perspektywie nie poleci na puszczalską żonę innego faceta, któremu przyprawia ona rogi. Może trochę ją podupczyć i zostawić staremu, ale na poważniejszy związek raczej nie ma co liczyć. Reasumując, nie sądzę, źeby żonie Piotra się nagle Piotr spodobał jako mężczyzna i partner, raczej jest on z braku laku, a że ona też nie specjalnie moźe liczyć na poważne zainteresowanie kogoś, kto ma wobec kobiety jakieś wymagania oprócz sprawnego układania się w pozycji horyzontalnej, to związek Piotra i żony ma spore szanse na przetrwanie. Może nawet pojawią się kolejne próby odejścia, ale sytuacja zawsze wróci do punktu wyjścia. Zmiana mogłaby nastąpić wówczas, gdyby któreś  z nich obudziło się i przejrzało na oczy. Ale spokojnie, nie zanosi się na to big_smile
Finalnie Piotr ma to, czego potrzebuje, czyli FIGURĘ żony przy boku, a ona ma za swoje, bo dalej z tym samym beznadziejnym facetem będzie wiodła ten sam, beznadziejnie nudny żywot sad

2,755

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
feniks35 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
Ela210 napisał/a:

To nierozdrapywanie nie ma wynikać z Twojego  czy Waszego postanowienia, tylko z tego, że przeszłość straciła swoją moc. Nawet bym tego nie nazwała przebaczeniem. To wymaga analizy waszego układu, nawet pozostawiając na boku przyczyny tego, dlaczego indywidualnie postepujecie tak a nie inaczej. Nastaw się na tą obserwację, bo z zewnątrz ciężko coś doradzić. Słowo klucz- szacunek dla drugiej strony- taki dla zasady, a nie w zamian za szacunek do nas.

Ale ja o tym pisalem w mojej poprzedniej odpowiedzi do Ciebie. Ze przeszlosc stracila swoja moc, przede wszystkim poprzez czas ktory juz uplynal.
Co do szacunku, nigdy go do tej kobiety nie stracilem tak do konca, bo jest matka moich synow, jest czlowiekiem. Owszem stracilem, jako do zony.

Straciles do niej szacunek jako do zony...dlatego zawiesiles postepowanie rozwodowe by ta zona nadal pozostala. Aha... no bardzo logiczne. A zrobiles to...bo dzieci chca zeby mama i tata byli razem. Szkoda tylko ze nie pomyslales ze dzieci sa...dziecmi. A jesli chcialyby sobie wyskoczyc z balkonu albo zebys kupil im zywego konia do malego mieszkanka to tez bys to zrobil? Bo jak dla mnie rozumny ojciec naklada odpowiedni filtr na "chcenie" dzieci i ma swiadomosc ze to czego na dany moment chca niekoniecznie jest tym co jest dla nich najlepsze w perspektywie ogolnej. Dla mnie zycie z rodzicami ktorzy sie nie kochaja i nie szanuja ale poswiecaja sie na oltarzu zle pojetego dobra rodziny na zdrowie im nie wyjdzie. Pomijam juz fakt ze przekazesz im tym wzorzec zachowania faceta ktory nie powinien miec szacunku do samego siebie tylko robic zawsze dobra mine do zlej gry nawet gdy jego uczucia zostaly totalnie zmiazdzone i olane. Az mi zal synow ze na takich ludzi chcesz ich wychowac. Zostaje sie tylko modlic by nie trafili w przyszlosci na takie larwy jak Twoja zona..bo biedni beda oj biedni.

No właśnie. Małżeństwo to wyłącznie związek dwojga ludzi.  Dzieci się pewnie cieszą, że wszyscy są razem, ale ta radość nie powinna determinować postępowania małzonków. Bo na dłuższą metę, taka mieszkająca ze sobą rodzina, gdzie małżeństwo jest fikcją, nie może być szczęśliwa, również dla dzieci.
Jesli chce "uratować" rodzinę, to musi " uratować" małżeństwo, a małżeństwo jest szczęśliwe, kiedy ludzie szczerze chcą być ze sobą i czerpią z tego bycia radość.
Jeśli widzi na to szanse, to niech próbuje. Może mu się uda, życie jest nieprzewidywalne smile
No chyba, że chodzi o to, że wszyscy mają żyć zgodnie pod wspólnym dachem. Tutaj to wystarczy odpowiedni sposób uregulowania praw i obowiązków oraz dobra wzajemna komunikacja wink

2,756

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrek opamiętaj sie. W ogóle to jak ty możesz iść z nia do łóżka po tym wszystkim ? Nie mogę tego pojąć , masakra , nie ma takiej siły by sie przemoc nie ma ! Co innego jak byś nie wiedział ze cie zdradza ok , ale ty wiesz !

2,757

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie, no w tym monencie, chociaz nie za bardzo mam czas teraz, to jednak odpisze. Ludzie pichamujcie troche swoja fantazje, bo jak tak dalej pojdzie, to ja sie z forum dowiem, ze sie trzeciego dziecka spodziewam z zona.
Gdzie ja napisalem, ze my ze soba sypiamy?  Co do reszty rewelacji to pistaram sie odpowiedziec jak skoncze prace, bo teraz naprawde nie mam czasu. Pozdrawiam goraco.

2,758

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Nie, no w tym monencie, chociaz nie za bardzo mam czas teraz, to jednak odpisze. Ludzie pichamujcie troche swoja fantazje, bo jak tak dalej pojdzie, to ja sie z forum dowiem, ze sie trzeciego dziecka spodziewam z zona.
Gdzie ja napisalem, ze my ze soba sypiamy?  Co do reszty rewelacji to pistaram sie odpowiedziec jak skoncze prace, bo teraz naprawde nie mam czasu. Pozdrawiam goraco.

Wiesz tak jest z ludźmi, że oni patrząc na swoje uprzedzenia na siłę uwielbiają przepychać swoje racje wink. Życie jest tak nieprzewidywalne, że wymyślać można nieskończenie wiele sytuacji. Komuś tak się przytrafiło musi oznaczać, iż sytuacja powtórzy się komuś innemu? Wcale nie, ale lepiej tak twierdzić, bo w grupie raźniej? Gorzej jak ktoś nieogarnięty zaczyna wierzyć innym, zamiast pomyśleć. Radziłabym podejść do tego z ogromnym dystansem - chociaż to trudne.

2,759 Ostatnio edytowany przez odlotowy (2017-04-05 16:25:00)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

73 strony i o czym tu dywagować?
Autor wątku to niereformowalny Biały Rycerz, który chce zbawiać Świat, który go otacza. Pozbawiony jaj przez żonę, zarówno tych mentalnych i fizycznie.
Szkoda strzępić klawiatury dla takich jak on...rycerzyku...życzyłbym Tobie rozumu...ale na to już za późno.

2,760 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-04-05 20:24:07)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nie, no w tym monencie, chociaz nie za bardzo mam czas teraz, to jednak odpisze. Ludzie pichamujcie troche swoja fantazje, bo jak tak dalej pojdzie, to ja sie z forum dowiem, ze sie trzeciego dziecka spodziewam z zona.
Gdzie ja napisalem, ze my ze soba sypiamy?  Co do reszty rewelacji to pistaram sie odpowiedziec jak skoncze prace, bo teraz naprawde nie mam czasu. Pozdrawiam goraco.

Wiesz tak jest z ludźmi, że oni patrząc na swoje uprzedzenia na siłę uwielbiają przepychać swoje racje wink. Życie jest tak nieprzewidywalne, że wymyślać można nieskończenie wiele sytuacji. Komuś tak się przytrafiło musi oznaczać, iż sytuacja powtórzy się komuś innemu? Wcale nie, ale lepiej tak twierdzić, bo w grupie raźniej? Gorzej jak ktoś nieogarnięty zaczyna wierzyć innym, zamiast pomyśleć. Radziłabym podejść do tego z ogromnym dystansem - chociaż to trudne.

Wiadomo, że wszyscy nie zyjemy pod szablon i to co przytrafi sie komus nie musi i nam. Tylko ze w tej konkretnej sytuacji juz była akcja gdy Piotr przyjal skruszona małzonkę a ona ...odnowila romans z kochasiem. Nalezy wiec sie spodziewac powtorki z rozrywki i dramatu, no chyba ze tym razem zonka bedzie sie lepiej kamuflowac albo znalezienie nowego absztyfikanta nie bedzie juz takie proste. A tłumaczenie Piotra jest... bez sensu. Juz by lepiej powiedzial no moze jestem glupi ale tak wierze w happy ending tej historii. Wyszedlby na naiwniaka ale przynajmniej szczerego. A on...to co pisze kupy sie za przeproszeniem nie trzyma. Zaluje ze przedluzal decyzje o rozwodzie i w zwiazku z tym...przedluza ja jeszcze o kolejny rok. A skoro mozna o rok to czemu nie dluzej? Idac dalej tym tokiem rozumowania mozna  dojsc do etapu ze wogole juz sie nie bedzie oplacalo rozwodzic bo po co na stare lata sobie robic problem splacaniem sie, alimentami, przeprowadzkami. Juz lepiej siedziec w tym co jest i mieszkac jak wspollokatorzy na stancji modlac sie tylko by zona w razie romansow byla chociaz na tyle dyskretna by od smiechu sasiadow uszy nie puchly.

2,761

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
feniks35 napisał/a:
Leśny_owoc napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nie, no w tym monencie, chociaz nie za bardzo mam czas teraz, to jednak odpisze. Ludzie pichamujcie troche swoja fantazje, bo jak tak dalej pojdzie, to ja sie z forum dowiem, ze sie trzeciego dziecka spodziewam z zona.
Gdzie ja napisalem, ze my ze soba sypiamy?  Co do reszty rewelacji to pistaram sie odpowiedziec jak skoncze prace, bo teraz naprawde nie mam czasu. Pozdrawiam goraco.

Wiesz tak jest z ludźmi, że oni patrząc na swoje uprzedzenia na siłę uwielbiają przepychać swoje racje wink. Życie jest tak nieprzewidywalne, że wymyślać można nieskończenie wiele sytuacji. Komuś tak się przytrafiło musi oznaczać, iż sytuacja powtórzy się komuś innemu? Wcale nie, ale lepiej tak twierdzić, bo w grupie raźniej? Gorzej jak ktoś nieogarnięty zaczyna wierzyć innym, zamiast pomyśleć. Radziłabym podejść do tego z ogromnym dystansem - chociaż to trudne.

Wiadomo, że wszyscy nie zyjemy pod szablon i to co przytrafi sie komus nie musi i nam. Tylko ze w tej konkretnej sytuacji juz była akcja gdy Piotr przyjal skruszona małzonkę a ona ...odnowila romans z kochasiem. Nalezy wiec sie spodziewac powtorki z rozrywki i dramatu, no chyba ze tym razem zonka bedzie sie lepiej kamuflowac albo znalezienie nowego absztyfikanta nie bedzie juz takie proste. A tłumaczenie Piotra jest... bez sensu. Juz by lepiej powiedzial no moze jestem glupi ale tak wierze w happy ending tej historii. Wyszedlby na naiwniaka ale przynajmniej szczerego. A on...to co pisze kupy sie za przeproszeniem nie trzyma. Zaluje ze przedluzal decyzje o rozwodzie i w zwiazku z tym...przedluza ja jeszcze o kolejny rok. A skoro mozna o rok to czemu nie dluzej? Idac dalej tym tokiem rozumowania mozna  dojsc do etapu ze wogole juz sie nie bedzie oplacalo rozwodzic bo po co na stare lata sobie robic problem splacaniem sie, alimentami, przeprowadzkami. Juz lepiej siedziec w tym co jest i mieszkac jak wspollokatorzy na stancji modlac sie tylko by zona w razie romansow byla chociaz na tyle dyskretna by od smiechu sasiadow uszy nie puchly.

Feniks masz racje, ze na pierwszy rzut oka, moje tlumaczenie o czssie jest bezsensowne i wzajemnie sie wykluczajace. Ale tak nie jest. Chodzilo mi o to, ze zaluje, ze sprawa nie skonczyla sie szybko, bo po pierwsze czesc argumentow, przemawiajacych za rozwodem po prostu stracila racje bytu, czyli ona zakonczyla swoj romans, zaczela sie starac o dbudowe mojego zaufania i naprawe popsutych relacji z rodzina i znajomymi. Po drugie, ja przez wlasna glupote, rozwalilem cos, co bylo dla mnie wazne, w sensie moja znajomosc z inna kobieta. Po trzecie, czas ma to do siebie , ze zaciera pewne sprawy, wspomnienie o nich, a przez to spada motywacja do dzialania.
Dlatego zaluje, ze to tak dlugo trwalo. Natomiast teraz, skoro i tak juz przez ten czas te trzy elementy sa juz nie aktualne, to co mi szkodzi poczekac jeszcze rok. Nic nie ryzykuuje, oprocz czasu.
Moze nie bedzie szczesliwego zakonczenia, bo jedno z nas wroci do innej relacji, a moze jednak nie jest nam pisane rozstanie.
Jak bedzie to sie okaze, na pewno nie jestem tak naiwny, zeby slepo wierzyc w jej cudowna przemiane, jak przy pierwezym jej powrocie, ktorym wspomnialas.

2,762

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
odlotowy napisał/a:

73 strony i o czym tu dywagować?
Autor wątku to niereformowalny Biały Rycerz, który chce zbawiać Świat, który go otacza. Pozbawiony jaj przez żonę, zarówno tych mentalnych i fizycznie.
Szkoda strzępić klawiatury dla takich jak on...rycerzyku...życzyłbym Tobie rozumu...ale na to już za późno.

No coz, uwielbiam komentarze tego typu, ktore nic nie wnosza a sa pisane tylko po to, aby napisac cokolwiek.
Wiesz jesli mi szkoda strzepic klawiature na pisanie, to po prostu tego nie robie. A nie najpierw pisze, ze szkoda czasu na pisanie, a potem jednak pisze i to jeszcze bez wiekszego sensu.

2,763

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Łał, post ma już tyle czasu i sprawa dalej aktualna? Strasznie dużo stron jest zapisanych, więc czy mógłbym (bez czytania wszystkiego po kolei) wiedzieć na jakim aktualnie jesteś etapie, autorze?

2,764 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-04-06 00:57:27)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
feniks35 napisał/a:
Leśny_owoc napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nie, no w tym monencie, chociaz nie za bardzo mam czas teraz, to jednak odpisze. Ludzie pichamujcie troche swoja fantazje, bo jak tak dalej pojdzie, to ja sie z forum dowiem, ze sie trzeciego dziecka spodziewam z zona.
Gdzie ja napisalem, ze my ze soba sypiamy?  Co do reszty rewelacji to pistaram sie odpowiedziec jak skoncze prace, bo teraz naprawde nie mam czasu. Pozdrawiam goraco.

Wiesz tak jest z ludźmi, że oni patrząc na swoje uprzedzenia na siłę uwielbiają przepychać swoje racje wink. Życie jest tak nieprzewidywalne, że wymyślać można nieskończenie wiele sytuacji. Komuś tak się przytrafiło musi oznaczać, iż sytuacja powtórzy się komuś innemu? Wcale nie, ale lepiej tak twierdzić, bo w grupie raźniej? Gorzej jak ktoś nieogarnięty zaczyna wierzyć innym, zamiast pomyśleć. Radziłabym podejść do tego z ogromnym dystansem - chociaż to trudne.

Wiadomo, że wszyscy nie zyjemy pod szablon i to co przytrafi sie komus nie musi i nam. Tylko ze w tej konkretnej sytuacji juz była akcja gdy Piotr przyjal skruszona małzonkę a ona ...odnowila romans z kochasiem. Nalezy wiec sie spodziewac powtorki z rozrywki i dramatu, no chyba ze tym razem zonka bedzie sie lepiej kamuflowac albo znalezienie nowego absztyfikanta nie bedzie juz takie proste. A tłumaczenie Piotra jest... bez sensu. Juz by lepiej powiedzial no moze jestem glupi ale tak wierze w happy ending tej historii. Wyszedlby na naiwniaka ale przynajmniej szczerego. A on...to co pisze kupy sie za przeproszeniem nie trzyma. Zaluje ze przedluzal decyzje o rozwodzie i w zwiazku z tym...przedluza ja jeszcze o kolejny rok. A skoro mozna o rok to czemu nie dluzej? Idac dalej tym tokiem rozumowania mozna  dojsc do etapu ze wogole juz sie nie bedzie oplacalo rozwodzic bo po co na stare lata sobie robic problem splacaniem sie, alimentami, przeprowadzkami. Juz lepiej siedziec w tym co jest i mieszkac jak wspollokatorzy na stancji modlac sie tylko by zona w razie romansow byla chociaz na tyle dyskretna by od smiechu sasiadow uszy nie puchly.

Tylko wiesz u niektórych czuję, że szczególnie mają misję w wmawianiu pewnych rzeczy innym. Zgadzam się, że porady osób, które przeszły przez podobny temat maja na celu pomóc. Jednakże takie osoby poznaje się po wyważonych komentarzach skierowanych do poczynań autora. Rozwód to bardzo delikatna sprawa. Wiele osób już 'po' i które zmieniły się po tych przeżyciach stawia tezy adekwatne do ich położenia, a nie osoby chcącej pomocy.
Inaczej powinno się pomagać przed rozwodem (szczególnie, gdy ktoś podjął się naprawy związku), w czasie rozwodu i po wszystkim. A niestety tutaj (i w innych wątkach) ludzie od tak mając w poważaniu czego chce autor (dokładnie w jakim celu przybył) pisali co ma zrobić, na co ma się przygotować. Nie widzicie w takim postępowaniu efektu Rosenthala?

2,765 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-04-06 08:14:03)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:


Tylko wiesz u niektórych czuję, że szczególnie mają misję w wmawianiu pewnych rzeczy innym. Zgadzam się, że porady osób, które przeszły przez podobny temat maja na celu pomóc. Jednakże takie osoby poznaje się po wyważonych komentarzach skierowanych do poczynań autora. Rozwód to bardzo delikatna sprawa. Wiele osób już 'po' i które zmieniły się po tych przeżyciach stawia tezy adekwatne do ich położenia, a nie osoby chcącej pomocy.
Inaczej powinno się pomagać przed rozwodem (szczególnie, gdy ktoś podjął się naprawy związku), w czasie rozwodu i po wszystkim. A niestety tutaj (i w innych wątkach) ludzie od tak mając w poważaniu czego chce autor (dokładnie w jakim celu przybył) pisali co ma zrobić, na co ma się przygotować. Nie widzicie w takim postępowaniu efektu Rosenthala?

A ty nie masz tej misji? Cofnij się do posta, którego skierował do ciebie dziewan i przeczytaj go uważnie, bo dziewan zawarł w nim istotę tego, jak jesteś postrzegana przez użytkowników forum, czyli: "samochwała w kącie stała i wciąż tak opowiadała". Może wówczas zrozumiesz, że NICZYM nie różnisz się od innych wypowiadających się tu osób. Tak SAMO jak inni masz swoją interpretację i ocenę sytuacji i ją tutaj prezentujesz. Zresztą na życzenie zakładającego wątek na publicznym forum big_smile
Przykro mi, źe cię rozvzaruję, ale wcale nie różnisz się od tych, którzy szczególnie mają misję wmawiania pewnych rzeczy innym, a może nawet im przodujesz tongue
Jeszcze raz sprawdza się to, że u innych razi nas to, czego w sobie nie lubimy. Może więc po prostu zaakceptuj siebie taką jaką jesteś wink

2,766 Ostatnio edytowany przez bullet (2017-04-06 08:01:18)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:

....wiesz u niektórych czuję, że szczególnie mają misję w wmawianiu pewnych rzeczy innym....

Zapytam krótko, gdyż możliwe, że mi ta informacja umknęła: czy przeczytałaś cały watek ? Tak ponad tym dodam, że zanim założył swój wątek Piotr wstępnie opisywał swoją sprawę w czyimś wątku, "porzucony razem z dziećmi" - http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=70533&p=5

2,767 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-04-06 08:09:30)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
bullet napisał/a:
Leśny_owoc napisał/a:

....wiesz u niektórych czuję, że szczególnie mają misję w wmawianiu pewnych rzeczy innym....

Zapytam krótko, gdyż prawdopodobnie mi ta informacja umknęła: czy przeczytałaś cały watek ?

Myślę, że nawet ostatnich postów nie przeczytała, bo wówczas musiałaby się zorientować, że Piotr wyrzuca sobie to, że NIE posłuchał ŻADNYCH rad i ma żal do siebie, że nie pozwolił sobie niczego "wmówić", przez co jak sam stwierdził stracił czas i nerwy.

bullet napisał/a:

[Tak ponad tym dodam, że zanim założył swój wątek Piotr wstępnie opisywał swoją sprawę w czyimś wątku, "porzucony razem z dziećmi" - http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=70533&p=5

Warto może jeszcze, żeby ci, co nie przeczytali całego wątku zobaczyli inny wątek (pierwszy i jeszcze sprzed obecnej zdrady żony!!!) wątek Piotra, w którym jako laki741 opisuje on swoją miłość do ex, którą kochał przed ślubem, z którą kontakt odnowił po latach małżeństwa i której wyznawał swoje uczucia, będąc wciąż żonatym. Może wtedy inaczej zobaczą tę wielką miłość Piotra do żony wink

2,768

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:
bullet napisał/a:
Leśny_owoc napisał/a:

....wiesz u niektórych czuję, że szczególnie mają misję w wmawianiu pewnych rzeczy innym....

Zapytam krótko, gdyż prawdopodobnie mi ta informacja umknęła: czy przeczytałaś cały watek ?

Myślę, że nawet ostatnich postów nie przeczytała, bo wówczas musiałaby się zorientować, że Piotr wyrzuca sobie to, że NIE posłuchał ŻADNYCH rad i ma żal do siebie, że nie pozwolił sobie niczego "wmówić", przez co jak sam stwierdził stracił czas i nerwy.

bullet napisał/a:

[Tak ponad tym dodam, że zanim założył swój wątek Piotr wstępnie opisywał swoją sprawę w czyimś wątku, "porzucony razem z dziećmi" - http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=70533&p=5

Warto może jeszcze, żeby ci, co nie przeczytali całego wątku zobaczyli inny wątek (pierwszy i jeszcze sprzed obecnej zdrady żony!!!) wątek Piotra, w którym jako laki741 opisuje on swoją miłość do ex, którą kochał przed ślubem, z którą kontakt odnowił po latach małżeństwa i której wyznawał swoje uczucia, będąc wciąż żonatym. Może wtedy inaczej zobaczą tę wielką miłość Piotra do żony wink

Summerko, jak juz cos piszesz, to prosze sprawdz najpierw, a nie robisz zamet i wode z muzgu ludziom. Ten drugi watek o ex, byl zalozony juz po zdradzie zony, a nie przed, o ile nawet dobrze pamietam, ona wtedy nawet mieszkala z kochankiem. Wiec prosze nie przeinaczaj faktow, bo masz do tego niestety tendencje.

2,769 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-04-06 09:15:05)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
summerka88 napisał/a:
bullet napisał/a:

Zapytam krótko, gdyż prawdopodobnie mi ta informacja umknęła: czy przeczytałaś cały watek ?

Myślę, że nawet ostatnich postów nie przeczytała, bo wówczas musiałaby się zorientować, że Piotr wyrzuca sobie to, że NIE posłuchał ŻADNYCH rad i ma żal do siebie, że nie pozwolił sobie niczego "wmówić", przez co jak sam stwierdził stracił czas i nerwy.

bullet napisał/a:

[Tak ponad tym dodam, że zanim założył swój wątek Piotr wstępnie opisywał swoją sprawę w czyimś wątku, "porzucony razem z dziećmi" - http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=70533&p=5

Warto może jeszcze, żeby ci, co nie przeczytali całego wątku zobaczyli inny wątek (pierwszy i jeszcze sprzed obecnej zdrady żony!!!) wątek Piotra, w którym jako laki741 opisuje on swoją miłość do ex, którą kochał przed ślubem, z którą kontakt odnowił po latach małżeństwa i której wyznawał swoje uczucia, będąc wciąż żonatym. Może wtedy inaczej zobaczą tę wielką miłość Piotra do żony wink

Summerko, jak juz cos piszesz, to prosze sprawdz najpierw, a nie robisz zamet i wode z muzgu ludziom. Ten drugi watek o ex, byl zalozony juz po zdradzie zony, a nie przed, o ile nawet dobrze pamietam, ona wtedy nawet mieszkala z kochankiem. Wiec prosze nie przeinaczaj faktow, bo masz do tego niestety tendencje.


A rzeczywiście. Przepraszam. Zmyliło mnie to, że pisałeś tam o pierwszej zdradzie swojej żony, tej, która miała miejsce 2 lata przed tą ostatnią i zasugerowałam sobie, że miłość do ex była skutkiem pierwszej zdrady żony, tak samo jak miłość do kolejnej kobiety była wynikiem tej drugiej zdrady żony.
W każdym bądź razie przepraszam.




EDIT: znalazłam post, który mnie zmylił. To post nr 1929:

Piotr74 napisał/a:

Poprzedni romans zony mial miejsce na jesieni 2011 roku, ja pojawilem sie na forum bodajze w styczniu 2012.A wiec juz po. Poczytaj moje posty wtedy, jak pisalem o naszym malzenstwie, jak traktowalem zone majac swiadomosc tego, ze miala cos za uszami.
Nie wybielam sie, nie jest mi to do niczego potrzebne.
Nie oczekuje glaskania po glowce, nie po to tu przyszedlem.
Staram sie siebie poskladac po tym wszystkim.
Staram sie zrozumiec co sie ze mna teraz dzieje i pisze tu po to aby byc madrzejszym czlowiekiem.

2,770

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze

Podjąłeś decyzję i trzymam kciuki aby Wam się udało.
Mam tylko takie przemyślenia, że to co teraz robisz dalej stoi na głowie i nie trzyma się kupy.
Jeśli zawiesiłeś rozwód i dajesz Wam szanse, to jak sobie to wyobrażasz? Nie sypiasz z nią, ciągniesz wątek, w którym non stop opisujesz swoje motywacje dlaczego się z nią nie rozwiodłeś ( i na pewno nie jest to miłość do niej, tylko troska o dzieci ), nie masz emocji, które determinują odbudowę związku, więc czego się spodziewasz?

Jeśli Twoja postawa się nie zmieni, to żona i tak od ciebie odejdzie, bo żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie wytrzyma tego co jej teraz serwujesz!
Ratowanie małżeństwa ma sens kiedy jest uczucie i kiedy obie strony postanowią odbudować związek..
Do tego potrzebne jest wybaczenie i odpuszczenie win zdrajcy..

Pisząc ten wątek masz pełną świadomość, ze Twoja żona go czyta i teksty typu
" Dlatego zaluje, ze to tak dlugo trwalo. Natomiast teraz, skoro i tak juz przez ten czas te trzy elementy sa juz nie aktualne, to co mi szkodzi poczekac jeszcze rok. Nic nie ryzykuuje, oprocz czasu.
Moze nie bedzie szczesliwego zakonczenia, bo jedno z nas wroci do innej relacji, a moze jednak nie jest nam pisane rozstanie.
Jak bedzie to sie okaze, na pewno nie jestem tak naiwny, zeby slepo wierzyc w jej cudowna przemiane, jak przy pierwezym jej powrocie, ktorym wspomniałaś"

są pewnym straszakiem. Mówisz jej między wierszami - masz rok na to, aby udowodnić, że ...
Że Piotrze co.. Na co ma rok Twoja żona? To jakaś kara, bo inaczej to jej pokażesz? Co jej pokażesz - odejdziesz od niej?

Piotrze, jeśli podjąłeś decyzje o tym, że próbujesz to idź do psychologa i porozmawiaj z nim jak to zrobić, aby tego nie spieprzyć.
Bo fakt wypisywania tu takich pseudo pogróżek, odsunięcia jej od czułości i seksu, dobrze nie wróży Waszemu związkowi..

2,771 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2017-04-06 09:45:55)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takata napisał/a:

Piotrze

Podjąłeś decyzję i trzymam kciuki aby Wam się udało.
Mam tylko takie przemyślenia, że to co teraz robisz dalej stoi na głowie i nie trzyma się kupy.
Jeśli zawiesiłeś rozwód i dajesz Wam szanse, to jak sobie to wyobrażasz? Nie sypiasz z nią, ciągniesz wątek, w którym non stop opisujesz swoje motywacje dlaczego się z nią nie rozwiodłeś ( i na pewno nie jest to miłość do niej, tylko troska o dzieci ), nie masz emocji, które determinują odbudowę związku, więc czego się spodziewasz?

Jeśli Twoja postawa się nie zmieni, to żona i tak od ciebie odejdzie, bo żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie wytrzyma tego co jej teraz serwujesz!
Ratowanie małżeństwa ma sens kiedy jest uczucie i kiedy obie strony postanowią odbudować związek..
Do tego potrzebne jest wybaczenie i odpuszczenie win zdrajcy..

Pisząc ten wątek masz pełną świadomość, ze Twoja żona go czyta i teksty typu
" Dlatego zaluje, ze to tak dlugo trwalo. Natomiast teraz, skoro i tak juz przez ten czas te trzy elementy sa juz nie aktualne, to co mi szkodzi poczekac jeszcze rok. Nic nie ryzykuuje, oprocz czasu.
Moze nie bedzie szczesliwego zakonczenia, bo jedno z nas wroci do innej relacji, a moze jednak nie jest nam pisane rozstanie.
Jak bedzie to sie okaze, na pewno nie jestem tak naiwny, zeby slepo wierzyc w jej cudowna przemiane, jak przy pierwezym jej powrocie, ktorym wspomniałaś"

są pewnym straszakiem. Mówisz jej między wierszami - masz rok na to, aby udowodnić, że ...
Że Piotrze co.. Na co ma rok Twoja żona? To jakaś kara, bo inaczej to jej pokażesz? Co jej pokażesz - odejdziesz od niej?

Piotrze, jeśli podjąłeś decyzje o tym, że próbujesz to idź do psychologa i porozmawiaj z nim jak to zrobić, aby tego nie spieprzyć.
Bo fakt wypisywania tu takich pseudo pogróżek, odsunięcia jej od czułości i seksu, dobrze nie wróży Waszemu związkowi..

Takata, pisalem to x razy, napisze jeszcze raz. Moja zona nie czyta tego watku, naprawde. Wie, ze go zalozylem, kiedys dosc dawno sam go jej pokazywalem, przeczytala kilka pierwszych postow i stwierdzila, ze nie bedzie tego dalej czytala. Teraz nawet nie wiem, czy by potrafila sobie przypomniec gdzie ja zalozylem watek. Nie kieruje moich wypowiedzi tutaj absolutnie do niej i nigdy tego nie robilem. Na zdrowy rozum biorac, kto szykujacy sie do sprawy rozwodowej nie wykorzystalby informacji, ktore ja tutaj pidawalem? Kazdy by to zrobil, a ona tego nie zrobila, wiec jasne jest, ze nie zna tresci tego watku.
Poza tym, danie nam dodatkowego czasu jest po to, zebysmy oboje zrozumieli czego tak naprawde chcemy. To, ze z soba nie sypiamy, nie oznacza, ze nie okazujemy sobie czulosci w zaden inny sposob. Owszem jakies jej namiastki sie pojawiaja. Zdarza sie przytulanie, jakis buziak w policzek czy czola, wezmie mnie pod reke, gdy jestesmy na zakupach czy spacerze. To sa na razie male kroki, ale inne po tym wszystkim nie moga byc. Oboje sie od siebie oddalilismy dosc mocno. Ona miala swoj swiat, ja mialem swoj, w ktorym byl juz ktos inny. Wiec nie jest prosto wrocic tak od razu do siebie. Na to trzeba czasu.
I jeszcze jedno, ja nie ciagne tego watku, dla siebie, dla zony, nie pisze tu o moich rozterkach czy motywacjach, zeby sobie ulzyc, bo jak ktos napisal czuje, ze zle zrobilem. Nie. Ja nie wiem czy zrobilem dobrze, czy zle. To sie okaze za jakis czas. Pisze tu teraz tylko i wylacznie dlatego, bo uzytkownicy, ktorzy poswiecili swoj czas czytajac ten watek i piszac w nim, zasluguja na to, zebym im odpowiedzial, zeby moze co niektorzy zrozumieli co mna kierowalo. Zeby zobaczyli, ze zycie to nie schemat jednak zawsze, bo zdarzaja sie wyjatki. I nie zawsze jest tak, ze zdrada = rozwod, a potem nowe cudowne zycie. W wiekszosci wypadkow tak jest, ze zwiazki sie rozpadaja, ale czy w wiekszosci wypadkow, to nowe zycie po rozwodzie jest cudowne, to juz chyba nie tak do konca.

2,772

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Mądre słowa Takato. I niech Ci nie przyjdzie do głowy Piotrze ciągnąć do tego terapeuty żony, bo to tylko utrudni sprawę. Chodzi o Ciebie i o to, byś sam siebie lepiej zrozumiał. Od siebie musisz zacząć.

2,773

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Właśnie do tego wczoraj zmierzałem , bo ja sobie nie wyobrażam jak on moze iść z nia do łóżka . Leśny próbujesz wcisnąć swoje zdanie ale kompletnie nie wiesz o czym mówisz , a tak w ogóle poza tematem , ty jesteś starsza panna bez dzieci ? Takie wrażenie odnoszę ale mniejsza z tym ten związek jest pogrzebany juz dawno.

2,774

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Na moje oko to sprawy mają się tak, że Piotr za swoją misję życiową uznał udowodnienie niewiernej, która go zdradziła i zostawiła,
że "jeszcze tego pożałujesz i sama na kolanach do mnie przyjdziesz, zobaczysz" po czym uruchomił cały dostępny arsenał środków,
żeby tak się stało, co też ostatecznie jemu się udało, ale zamiast chełpić się zwycięstwem woli dalej odgrywać swoją rolę i stwarzać pozory,
że w gruncie rzeczy to on ma to wszystko gdzieś, a nie rozwiódł się tylko i wyłącznie przez wzgląd na dobre samopoczucie swoich dzieci.
Koniec i kropka. Dalej już cała reszta, to jest dorabianie na szybkiego jakichś koślawych teorii do bieżącego rozwoju wypadków.
Odpowiedź na pytanie dlaczego i po co to wszystko jest bardzo prosta - on ją ciągle kocha i jestem niemal na sto procent pewien,
że przyjąłby ją z powrotem nawet w szóstym miesiącu ciąży z fagasem. Mogę się o to założyć. Kochający mąż zrobi i wybaczy wszystko.
No ale oczywiście cały czas czuje na karku oddech żony, która "być może" cały czas śledzi jego poczynania na tym i może innym forum,
więc naturalnym w tej sytuacji jest, że pewnych rzeczy nie można pisać wprost, a innych najlepiej nie pisać wcale. Tak ja to widzę.

2,775 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-04-06 11:08:33)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:

Tak ja to widzę.

A wg mnie najbliżej sedna była wypowiedź, która pojawiła się już na 2 str. !!! tego wątku.
Facet, który to napisał pewnie jest niesamowity, a jego wypowuedź pełna, przemyślana i oparta na doświadczeniach

Glosator napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Ja cały czas mam nadzieję, że ona ocknie się z tego złego snu i do nas wróci. Znam ją, wiem, że nie jest złą kobietą, ma dobre serce i kocha nasze dzieci.

Wiesz, dosyć - przeczytałem większość Twoich wpisów i mam dosyć. Albo z Ciebie jest totalny pantofel, albo jesteś potwierdzeniem tezy, że kobiety nie zostawiają tylko mężczyzn z jajami, za to zostawiają takich, co są dobrzy, czuli ale przeraźliwie głupi.
Więc zacznę od więc i od początku. DOBRA KOBIETA NIGDY NIE ZOSTAWI DZIECI - to pierwsza sprawa, która jak czytałem, to mnie aż mdliło. Ona nie jest w żadnym śnie - ma faceta, który daje jej coś, czego nie dostawała od Ciebie i jest to dla niej tak ważne, że odsunęła się od własnych dzieci.
Druga sprawa - przestań manipulować dzieciakami. One i tak mają już cyrk - przestań dzieciom cokolwiek tłumaczyć. Że wróci czy nie wróci - zajmij się dziećmi, spraw, by ta resztka dzieciństwa nie skończyła się dla nich całkiem źle. Możesz dzieciom dać jeszcze sporo szczęścia.
Trzecia sprawa - uwierz, że ona Cię z tym 50-latkiem tak jak są razem obgaduje i idę o zakład, że mówi o Tobie tak: "Dobry z niego człowiek, ale taka życiowa dupa - mogę z nim robić co chcę". I tak jest. Ciągle powtarzam - nie wchodzi się dwa razy do tej samej wody. Ty zamiast zbierać dowody jej niewierności, pokazać i zebrać dowody, że porzuciła Ciebie i dzieci - zamiast wystąpić natychmiast o rozwód z orzeczeniem jej winy i doprowadzić ją do tego, by zaczęła zarabiać na siebie by spłacać alimenty - Ty się do niej łasisz, do sprawcy nieszczęscia Twojej rodziny i żebrzesz o uczucia? Rany julek! Toś ty głupi niemiłosiernie.
Słuchaj uważnie - ten typ kobiety, jak się nie kłóci - to znaczy, że jej nie zależy
Nie kłócą się tylko ludzie w związkach martwych. Pierwszym sygnałem, że związek umiera - to brak kłótni. To sobie mocno wbij do głowy
Czwarta sprawa - randki. Strasznie szybko do nich lecisz. Nie jesteś gotowy do żadnego związku i już podrywasz panny. Musisz najpierw załatwić swoje sprawy, bo nie będziesz uczciwy do innych kobiet. To, że im opowiadasz, pierdu pierdu - nie ma znaczenia. Kobiety bywają ślepe i zwykle nas nie słuchają - same sobie dopowiadają, łapiesz je na żałość, bo kobiety chcą opiekować się takim porzuconym, biednym śliniącym się tatusiem z dwoma synkami. Potem przekonają się, że masz niepozałatwiany sprawy, że jeszcze łkasz za niewierną cudzołożną żoną porzucającą męża i dzieci dla wielkiego ku...tasa. Ale ja sobie z tego co piszesz widzę, czemu ona to zrobiła.
Otóż jesteś niestety "taki dobry człowiek" - najgorszy typ faceta. Tak kocha romantycznie sukę, co porzuciła swoje młode. Wybacz, mocne słowa, ale ja chcę CI na łeb wylać kubeł zimnej wody i już tu nie zaglądać.



Piotr74 napisał/a:

Mówiłem jej, że nie wierzę, że ona już do mnie nic nie czuje i, że jak to powiedziała w naszym małżeństwie nie było nigdy miłości.

A ja bym jej wierzył. Chociaż z tego co pisze głupia jest, to jednak ma przebłyski szczerości. Tak, ona Cię nie kochała. I ona zapewne niewiele czuje. To co czuje jest na tyle silne, ze jej instynkt macierzyński znika. Chyba, że coś ukrywasz i do czegoś się nie przyznajesz.
Tak - nie dopuszczasz do siebie faktu, że ona Cię nie kochała. Wiele kobiet jest z facetami, które nie kochają. Są z nimi bo "dobre chłopy z nich są" - dadzą pieniądze, czasami przelecą, przytulą, zapłacą za edukację. Potem z czasem dochodzą do wniosku, że trzeba jednak mieć dziecko, bo to scala mocniej. Więc zachodzą w ciążę, dzieci nie za bardzo kochaja, bo dzieci nie są dla nich celem samym w sobie, radością życia, tym co scala kochających ludzi, ale są środkiem do celu. By faceta tak mocniej związać - bo jak dziecko jest, to przestaje myśleć, jest jeszcze bardziej naiwny i durny, daje się wykorzystywać. Czasami w kobiecie może jeszcze obudzić się instynkt macierzyński. A czasami on obumiera, jak kobieta widzi, ze dziecko jednak ogranicza i odbiera szereg możliwości - jakie daje jej kolorowe życie.
Tak - pomyśl przez chwilę, ze są matki, co topią swoje dzieci, po urodzeniu duszą - zgadnij, czy wszystkie kobiety są idealne? Otóż nie - jest wiele kobiet psychopatek niedojrzałych, ze zdeformowaną osobowością, egocentryczek, kobiet niezdolnych do miłości, etc. I Ty na taką trafiłeś. Czekajac na nią, czekasz jak na kata. Zamiast zacząć myśleć. Powiedzieć sobie uczciwie - to nie ta kobieta była, czas posprzątać, zadbać o dzieci i potem zrozumieć, czemu taką wybrałem, by następnej takiej unikać jak ognia.
W moim przekonaniu jesteś analfabetą jeśli chodzi o związki. Nie rozumiesz podstawowych rzeczy - więc się ucz. I wybij sobie z głowy, że ona wróci. Ja Ci powiem szczerze, ze jak wystąpisz o alimenty, to nawet jest szansa, że wróci - by ich nie płacić i pukać się na lewo i prawo.
Zrozum - kobieta porzucająca swoje dzieci, stawiająca je niżej niż mąż, kochanek, praca - jest popieprzona.
Koniec kropka.

Nie chce mi się komentować jej usprawiedliwiania, jaka biedna jest, jak daje się manipulować, no żałość mnie bierze. Ty nawet nie widzisz, jak żałosny jesteś. Niech dotrze do Ciebie wreszcie, że mój równolatek, traktujący kobiety jak maszyny do orgazmów, nie szanujący żadnej, w tym także twojej, by było to jasne - kawał chama - jest dla niej ukochanym jej mężczyzną. A to oznacza, że ona takiego chama, takiego samca bez zasad, obszczymurka i egoistę - POTRZEBOWAŁA! I POTRZEBUJE - bardziej, niż Ciebie i własne dzieci. Więc Twoje opisy, są nic nie warte bo pokazują, że nie znałeś w ogóle swojej żony. Powiem więcej - Ty opisujesz dwie kobiety - jedną, w którą Ty wierzysz i której nie znasz ale nam ją tu opisujesz, i drugą, której ty nie znasz, ale jest prawdziwą Twoją żoną.
Wiesz komu wierzę? Jej - i faktom, czyli temu co realne a nie urojone w Twojej głowie.

Znam ten sort kobiet, które porzucają mężów dla kochanków i zapominają o macierzyńskim instynkcie oraz potrzebie swoich dzieci. Znam. Mój kolega popełnił przez taką samobójstwo. Opowiem Ci jego historię - żona wyjechała do pracy w Niemczech, pozostawiwszy tu męża z dziećmi. Pieniądze przesyłała, pisała maile, smsy. Nagle się to skończyło. On wariował, szukał ją przez MSZ, policję, bo podejrzewał, że coś jej się stało. Jakże się zdziwił, jak w końcu zadzwoniła, prosząc by jej wybaczył, ale zakochała się i zostaje w Niemczech. Mówiła: "Dla dzieci będzie lepiej, jak będą z Tobą" Facet miał opad szczeny, pomagałem mu zrozumieć. Udało się. Ale ona po roku wróciła - jakby nigdy nic. On wrócił z pracy, opiekunki nie było, dzieci patrzyły jak ich matka robi obiad. Na początku zdębiał, potem zapomniał, bo się cieszył jak Ty - że zmądrzała, że przejrzała na oczy, że znowu są razem, nie kłócą się, i jest dobrze. Ja wtedy powiedziałem, ze jest dureń i że nic z tego nie będzie. Obraził się, kontakt się zerwał i... zadzwonił do mnie po 3 miesiącach, że ona znowu do Niemiec bez słowa pojechała. Tamten chciał by wróciła i .... wróciła. On nie wytrzymał - wbił się samochodem na czołówkę z tirem.
Dzieci pojechały do matki.


Przytoczyłem tę historię, bo widzę w niej Twoją przyszłość. Są toksyczne kobiety - kobiety-wampiry, i właśnie taka trafiła na Ciebie.
Nie kocha Cię i naprawdę Cię nigdy nie kochała. Mówi CI prawdę, bo w niej jeszcze tkwi współczucie. Resztki sumienia może...
A nie ma gorszej rzeczy jak kobieta, którą facet kocha, zaczyna go żałować i współczuć - nie ma bardziej upokarzającego uczucia. To tak, jakby baba Ci nasikała do kawy. Ty wypijesz, bo tam jest cząstka Twojej ukochanej - a nie widzisz, że to upokorzenie.
Niestety to się dla Ciebie źle skończy - za jakiś czas, jak ona zobaczy, że nadal za nią wyjesz, może odebrać Ci dzieci. Mimo, że nie będzie ich kochać, ale dzięki nim będzie mogła Cię doić i Tobą sterować. Nawet nie wiesz, że nie składając pozwu o rozwód z jej winy, nie zbierając dowodów i świadków wystawiasz siebie i swoje dzieci na zagrożenie, że trafią do związku Twojej żony, i nie będą kochane.
Dzieci sobie poradzą - kiedyś zrozumieją swoją sytuację. Będą Ciebie kochały, jeśli przestaniesz nimi manipulować. Nie tłumacz dzieciakom cały czas, bzdur. Nie rób tego co robisz. Dajesz prezenty od siebie. Mama nic nie dała? To mówisz, ze mama nic nie daje. Nie przychodzi, bo ma inne sprawy? Mówisz im prawdę. Okłamując, sprawisz, że kiedyś Cię za to znienawidzą. Bo poznają prawdę.
Przed cierpieniem ich nie ochronisz. Niestety nie potrafiąc samemu się wziąć w garść - pogarszasz sytuację. A powinieneś być oparciem dla dzieci.

I wiesz, napisałem to raz. Bo mogę się założyć, że niewiele z tego co napisałem przyjmiesz. Wiesz, ja czytałem co piszesz i mnie przeraża to ślepe i durne uczucie do kobiety, która gardzi tobą i dziećmi. Nie dziwię się, że okłamujesz siebie. No jesteś wciąż w szoku - bo wierzyłeś, że ona Cię kocha, a tak naprawdę ona Cię wykorzystywała. Pamiętam, jak ja sam nie mogłem uwierzyć w to, że moja mnie nie kochała. Tak samo ją tłumaczyłem. To efekt szoku i naszej głupoty. Otrząśnij się. Bo jak się spóźnisz, to ona wróci (i dalej będzie Tobą gardzić udając, że jej z Tobą dobrze)  albo odbierze Ci dzieci, gdy odkryje, że odrzucając je - wystawia sobie najgorszą z możliwych opinii. By więc zatkać ludziom gęby, weźmie i zabierze Ci dzieci i przekręci wszystko. Ty stracisz dzieci.

Jeśli wiec dalej będziesz tu się użalać, zaliczać panienki na serwisach randkowych biorąc je na litość i oczekując seksu oraz współczucia (co za żałość do kwadratu!) zamiast walczyć o wywalenie jej z życia na amen, załatwienia prawnej strony dobra dzieci i siebie samego, jeśli nie zadbasz o złożenie pozwu do sądu o alimenty to znaczy, ze rzeczywiście jesteś dupa nie facet i żona słusznie Cię zamieniła na pierwszego lepszego ch...a we wsi, albo jesteś zwykłym prowokatorem, który napisał taką badziew, bo potrzebuje ludzkiej litości, by się poczuć lepiej.

I to było wszystko w temacie.

2,776

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:

Na moje oko to sprawy mają się tak, że Piotr za swoją misję życiową uznał udowodnienie niewiernej, która go zdradziła i zostawiła,
że "jeszcze tego pożałujesz i sama na kolanach do mnie przyjdziesz, zobaczysz" po czym uruchomił cały dostępny arsenał środków,
żeby tak się stało, co też ostatecznie jemu się udało, ale zamiast chełpić się zwycięstwem woli dalej odgrywać swoją rolę i stwarzać pozory,
że w gruncie rzeczy to on ma to wszystko gdzieś, a nie rozwiódł się tylko i wyłącznie przez wzgląd na dobre samopoczucie swoich dzieci.
Koniec i kropka. Dalej już cała reszta, to jest dorabianie na szybkiego jakichś koślawych teorii do bieżącego rozwoju wypadków.
Odpowiedź na pytanie dlaczego i po co to wszystko jest bardzo prosta - on ją ciągle kocha i jestem niemal na sto procent pewien,
że przyjąłby ją z powrotem nawet w szóstym miesiącu ciąży z fagasem. Mogę się o to założyć. Kochający mąż zrobi i wybaczy wszystko.
No ale oczywiście cały czas czuje na karku oddech żony, która "być może" cały czas śledzi jego poczynania na tym i może innym forum,
więc naturalnym w tej sytuacji jest, że pewnych rzeczy nie można pisać wprost, a innych najlepiej nie pisać wcale. Tak ja to widzę.

Rany, no jak grochem o sciane. Zona nie czytala, nie czyta i watpie aby kiedykolwiek przeczytala, to co jest tu napisane. I od razu dodam, ze tylko na tym forum opisana jest ta historia, bo juz nastepna supersensacja sie szykuje, ze ja pisalem jeszcze gdzies. Tak trudno to zrozumiec? Nie jest fanka czytania czegokolwiek, nie udziela sie na zadnych forach, a jak juz cos czyta, to ewentualnie jakies kobiece porady co do pielegnacji wlosow, paznokci itp. Itd.
Masz racje, mialem jej do udowodnienia na poczatku pare rzeczy. To chyba normalne, bo wiekszosc zdradzonych osob to robi.
Ale na pewno nie zalezalo mi na jej powrocie na kolanach i ze strachu.
Jesliby zaszla w ciaze z kochankiem, to nie byloby powrotu, absolutnie. Dla mnie temat bylby zamkniety definitywnie. Ja mam wlasne dzieci do wychowania, cudze mi nie sa potrzebne do szczescia.

2,777

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takata napisał/a:

Piotrze

Podjąłeś decyzję i trzymam kciuki aby Wam się udało.
Mam tylko takie przemyślenia, że to co teraz robisz dalej stoi na głowie i nie trzyma się kupy.
Jeśli zawiesiłeś rozwód i dajesz Wam szanse, to jak sobie to wyobrażasz? Nie sypiasz z nią, ciągniesz wątek, w którym non stop opisujesz swoje motywacje dlaczego się z nią nie rozwiodłeś ( i na pewno nie jest to miłość do niej, tylko troska o dzieci ), nie masz emocji, które determinują odbudowę związku, więc czego się spodziewasz?

Jeśli Twoja postawa się nie zmieni, to żona i tak od ciebie odejdzie, bo żadna kobieta przy zdrowych zmysłach nie wytrzyma tego co jej teraz serwujesz!
Ratowanie małżeństwa ma sens kiedy jest uczucie i kiedy obie strony postanowią odbudować związek..
Do tego potrzebne jest wybaczenie i odpuszczenie win zdrajcy..

Pisząc ten wątek masz pełną świadomość, ze Twoja żona go czyta i teksty typu
" Dlatego zaluje, ze to tak dlugo trwalo. Natomiast teraz, skoro i tak juz przez ten czas te trzy elementy sa juz nie aktualne, to co mi szkodzi poczekac jeszcze rok. Nic nie ryzykuuje, oprocz czasu.
Moze nie bedzie szczesliwego zakonczenia, bo jedno z nas wroci do innej relacji, a moze jednak nie jest nam pisane rozstanie.
Jak bedzie to sie okaze, na pewno nie jestem tak naiwny, zeby slepo wierzyc w jej cudowna przemiane, jak przy pierwezym jej powrocie, ktorym wspomniałaś"

są pewnym straszakiem. Mówisz jej między wierszami - masz rok na to, aby udowodnić, że ...
Że Piotrze co.. Na co ma rok Twoja żona? To jakaś kara, bo inaczej to jej pokażesz? Co jej pokażesz - odejdziesz od niej?

Piotrze, jeśli podjąłeś decyzje o tym, że próbujesz to idź do psychologa i porozmawiaj z nim jak to zrobić, aby tego nie spieprzyć.
Bo fakt wypisywania tu takich pseudo pogróżek, odsunięcia jej od czułości i seksu, dobrze nie wróży Waszemu związkowi..

Takata, pisalem to x razy, napisze jeszcze raz. Moja zona nie czyta tego watku, naprawde. Wie, ze go zalozylem, kiedys dosc dawno sam go jej pokazywalem, przeczytala kilka pierwszych postow i stwierdzila, ze nie bedzie tego dalej czytala. Teraz nawet nie wiem, czy by potrafila sobie przypomniec gdzie ja zalozylem watek. Nie kieruje moich wypowiedzi tutaj absolutnie do niej i nigdy tego nie robilem. Na zdrowy rozum biorac, kto szykujacy sie do sprawy rozwodowej nie wykorzystalby informacji, ktore ja tutaj pidawalem? Kazdy by to zrobil, a ona tego nie zrobila, wiec jasne jest, ze nie zna tresci tego watku.
Poza tym, danie nam dodatkowego czasu jest po to, zebysmy oboje zrozumieli czego tak naprawde chcemy. To, ze z soba nie sypiamy, nie oznacza, ze nie okazujemy sobie czulosci w zaden inny sposob. Owszem jakies jej namiastki sie pojawiaja. Zdarza sie przytulanie, jakis buziak w policzek czy czola, wezmie mnie pod reke, gdy jestesmy na zakupach czy spacerze. To sa na razie male kroki, ale inne po tym wszystkim nie moga byc. Oboje sie od siebie oddalilismy dosc mocno. Ona miala swoj swiat, ja mialem swoj, w ktorym byl juz ktos inny. Wiec nie jest prosto wrocic tak od razu do siebie. Na to trzeba czasu.
I jeszcze jedno, ja nie ciagne tego watku, dla siebie, dla zony, nie pisze tu o moich rozterkach czy motywacjach, zeby sobie ulzyc, bo jak ktos napisal czuje, ze zle zrobilem. Nie. Ja nie wiem czy zrobilem dobrze, czy zle. To sie okaze za jakis czas. Pisze tu teraz tylko i wylacznie dlatego, bo uzytkownicy, ktorzy poswiecili swoj czas czytajac ten watek i piszac w nim, zasluguja na to, zebym im odpowiedzial, zeby moze co niektorzy zrozumieli co mna kierowalo. Zeby zobaczyli, ze zycie to nie schemat jednak zawsze, bo zdarzaja sie wyjatki. I nie zawsze jest tak, ze zdrada = rozwod, a potem nowe cudowne zycie. W wiekszosci wypadkow tak jest, ze zwiazki sie rozpadaja, ale czy w wiekszosci wypadkow, to nowe zycie po rozwodzie jest cudowne, to juz chyba nie tak do konca.


To jeszcze gorzej..
Nie wiem już za kogo się uważasz, było Truman show a teraz wychodzi że jakiś filantrop..
już nie chodzi o żonę, dzieci tylko o forumowiczów bo oni poświecili Ci czas więc Ty teraz musisz im odpłacić opisując co u Ciebie..

Piotrze, to jest zaburzenie..
Zajmij się chłopie sobą i swoją rodziną, i nie zastawiaj się forum..
Nic do Ciebie nie dotarło i nie dociera..
Cokolwiek byś zrobił źle czy dobrze zawsze znajdziesz na to wytłumaczenie aby było na Twoim..

Nie wyobrażaj sobie, że Twoje życie samo się poukłada i za rok będzie jasne co dalej..
Robisz byle jak więc i związek będziesz miał byle jaki..

Ale to Twoje decyzje, Twoje życie i Twoje powody przez które jesteś tu gdzie jesteś..

powodzenia..

2,778 Ostatnio edytowany przez bullet (2017-04-06 11:57:52)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

....Rany, no jak grochem o sciane. Zona nie czytala, nie czyta i watpie aby kiedykolwiek przeczytala, ....

parafrazując Ciebie: Rany, no jak grochem o ścianę. Żona Twoja czytała, czyta i będzie śledziła na bieżąco.
Jeśli chcesz w to wierzyć co napisałeś, to wierz, ale proszę przestań, z drugiej strony miałem Cię za bardziej rozgarnietego, czyżby to kolejna Twoja gra pod żonę by przeczytała jak ogromnie jej ufasz gdyż ciężko mi pojąć byś był aż tak naiwny .... nie wiem czemu zaczynam odczuwać zażenowanie. Podobnie pisałem Ci dwa lata temu, gdy po kolejnej ich kłótnie wziąłeś jej skruchę za dobrą monetę i w ramach wędrówki ludów wpuściłeś ją ponownie do swojego życia. Jak teraz zapierałeś się ... pisaliśmy, ze zmarnujesz lata, piszemy i dziś, a Ty znów, że deszcz pada tzn. nie czyta, a jakże

Piotr74 napisał/a:

Jesliby zaszla w ciaze z kochankiem, to nie byloby powrotu, absolutnie. Dla mnie temat bylby zamkniety definitywnie....

który to już temat byłby zamknięty DEFINITYWNIE ?
Kolego, Ty byś wtedy wbił do głowy i zapewne byś w to uwierzył, ze np jest wiatropylna, że to Twoje dziecko itp.
Żal patrzeć na degradację faceta

2,779

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Zeby zobaczyli, ze zycie to nie schemat jednak zawsze, bo zdarzaja sie wyjatki. I nie zawsze jest tak, ze zdrada = rozwod, a potem nowe cudowne zycie. W wiekszosci wypadkow tak jest, ze zwiazki sie rozpadaja, ale czy w wiekszosci wypadkow, to nowe zycie po rozwodzie jest cudowne, to juz chyba nie tak do konca.

No co ty świat im się zawali tongue. Stan szoku i zaprzeczenia...

2,780 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2017-04-06 12:28:20)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
bullet napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

....Rany, no jak grochem o sciane. Zona nie czytala, nie czyta i watpie aby kiedykolwiek przeczytala, ....

parafrazując Ciebie: Rany, no jak grochem o ścianę. Żona Twoja czytała, czyta i będzie śledziła na bieżąco.
Jeśli chcesz w to wierzyć co napisałeś, to wierz, ale proszę przestań, z drugiej strony miałem Cię za bardziej rozgarnietego, czyżby to kolejna Twoja gra pod żonę by przeczytała jak ogromnie jej ufasz gdyż ciężko mi pojąć byś był aż tak naiwny .... nie wiem czemu zaczynam odczuwać zażenowanie. Podobnie pisałem Ci dwa lata temu, gdy po kolejnej ich kłótnie wziąłeś jej skruchę za dobrą monetę i w ramach wędrówki ludów wpuściłeś ją ponownie do swojego życia. Jak teraz zapierałeś się ... pisaliśmy, ze zmarnujesz lata, piszemy i dziś, a Ty znów, że deszcz pada tzn. nie czyta, a jakże

Piotr74 napisał/a:

Jesliby zaszla w ciaze z kochankiem, to nie byloby powrotu, absolutnie. Dla mnie temat bylby zamkniety definitywnie....

który to już temat byłby zamknięty DEFINITYWNIE ?
Kolego, Ty byś wtedy wbił do głowy i zapewne byś w to uwierzył, ze np jest wiatropylna, że to Twoje dziecko itp.
Żal patrzeć na degradację faceta

Bullet, mi na prawde jest wszystko jedno, czy ona czyta, czy nie czyta. Nigdy sie tym specjalnie nie przejmowalem i nie robilem z tego tajemnicy. Jedyne co mnie wkurza, to to, ze ja bedac na miejscu, majac wiedze jaka mam i znajac ja jednak troche lepiej niz uzytkownicy, okazuje sie, ze wiem mniej niz oni. Napisze to jeszcze raz, gdyby znala temat watku, to jak 100% innych ludzi wykorzystala by ta wiedze w sadzie przeciwko mnie, wtedy kiedy jeszcze tego rozwodu chciala. Po co sie trudzila zdobywaniem moich smsow z zablokowanego telefonu, skoro mogla wejsc na publiczne forum i sobie pokopiowac wszystko co chce? Jesli by tu zagladala, to jak myslisz, bylaby na tyle odporna, zeby chociaz raz nie nawiazac w rozmowie do tego co ja tu, czy ktos inny napisal. Ja bym tak nie potrafil, mysle, ze Ty tez nie.
Dla mnie osobiscie to czy czyta, czy nie ma znaczenie zerowe, ale Ty i pare innych osob, wysowacie z tego jasny wniosek, ze moj sposob pisania jest skierowany pod nia. Nie jest i nigdy nie byl.
Jesli Ci teraz napisze, ze sytuacja jest inna, niz dwa lata temu, to tez nie uwierzysz, bo przeciez schemat musi dzialac. A sytuacja jest inna, bo wtedy ja faktycznie slepo wierzylem, ze jak wrocila to wszystko sie ulozy, a teraz tak nie jest. Z jednego prostego powodu, bo ja nie uwolnilem sie od zaangazowania emocjonalnego w inna kobiete. Rozumiesz to?  I mnie to grzeje, czy ona to przeczyta, czy nie przeczyta, bo wie o tym bezpisrednio ode mnie.
Zawiesilem sprawe miedzy innymi dlatego, zeby dac sobie i jej czas na to, zebysmy oboje sprubowali zbudowac cos na nowo, ale nie ma pewnosci czy cos z tego bedzie.
I nie ma tu zadnego szantazu i straszenia jej z mojej strony, ze jak czegos nie zrobi, to ja od niej odejde. Nie. Ona ma po prostu byc soba, bez udawania, bez robienia czegos na sile.
Ja doskonale wiem, ze jej uczucia nagle nie odzyly, i czort wie, czy kiedykolwiek wroca. Ale ona gdyby tu byla, i mogla cos takiego napisac, to zapewne napisalaby to samo o mnie.
Dla mnie temat jej czytelnictwa jest zamkniety, nie bede wiecej juz przekonywal nikogo do niczego.

2,781

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ale jak myślisz, czyta, co nie?
Przecież żartuję wink

2,782

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:

Ale jak myślisz, czyta, co nie?
Przecież żartuję wink

http://i.amz.mshcdn.com/3-OLKiXGVVyXPqM … .3a112.gif

Nawet troche podobna big_smile

2,783

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No ja czekam z zaciekawieniem na ciąg dalszy.... ;-D

2,784

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr jesli nawet prawda jest to co piszesz, ze oboje dajecie sobie szanse raczej juz z rozsadku, wygody i niecheci do rozwalania czegos biorac pod uwage ze te negatywne emocje i fakty jakby juz wyblakly a nie z racji tego ze wciaz bardzo kochasz zone i masz nadzieje ze Wam sie uda to wybacz...ale jestes serio glupi i to wytlumaczenie jest jeszcze gorsze niz te pozostale. A dlaczego? Bo uskuteczniasz od nowa caaly ten taniec chocholi co przed slubem. Tam podobnie rozsadek (ciaza) a nie  100% przekonanie do tej kobiety pchnelo Cie do slubu z nia i podobnie jak wtedy byles w emocjonalnym rozdarciu bo w glowie byla exowa tak i teraz sam piszesz ze masz nadal niewygaszone emocje wzgledem kobiety z ktora probowales cos tworzyc w trakcie separacji z zoneczka. Jak myslisz czy robiac 2 razy dokladnie to samo masz szanse osiagnac inny/ lepszy wynik? Bo dla mnie to glupota totalna i zerowa umiejetnosc wyciagania wnioskow i uczenia sie na bledach.

2,785

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
feniks35 napisał/a:

Piotr jesli nawet prawda jest to co piszesz, ze oboje dajecie sobie szanse raczej juz z rozsadku, wygody i niecheci do rozwalania czegos biorac pod uwage ze te negatywne emocje i fakty jakby juz wyblakly a nie z racji tego ze wciaz bardzo kochasz zone i masz nadzieje ze Wam sie uda to wybacz...ale jestes serio glupi i to wytlumaczenie jest jeszcze gorsze niz te pozostale. A dlaczego? Bo uskuteczniasz od nowa caaly ten taniec chocholi co przed slubem. Tam podobnie rozsadek (ciaza) a nie  100% przekonanie do tej kobiety pchnelo Cie do slubu z nia i podobnie jak wtedy byles w emocjonalnym rozdarciu bo w glowie byla exowa tak i teraz sam piszesz ze masz nadal niewygaszone emocje wzgledem kobiety z ktora probowales cos tworzyc w trakcie separacji z zoneczka. Jak myslisz czy robiac 2 razy dokladnie to samo masz szanse osiagnac inny/ lepszy wynik? Bo dla mnie to glupota totalna i zerowa umiejetnosc wyciagania wnioskow i uczenia sie na bledach.

Feniks nie porownuj czasu, kiedy podejmowalem decyzje o slubie z zona, do tego obecnie. Bo to sa zupelnie dwie, rozne rzeczywistosci.
Gdzie Ty wyczytalas, ze ja decydujac sie na zwiazek z zona, zrobilem to z rozsadku  i bez przekonania do zony jako kobiety z ktora chcialbym stworzyc rodzine. Bylo zupelnie odwrotnie. Ja sie cieszylem tym, ze zalozymy rodzine, nie mialem zadnych dylematow, a tym bardziej nie bylem rozdarty miedzy exowa a zona. Nie mialem, albo raczej mialem bardzo maly kontakt z exowa przez dwanascie lat, i wcale o niej nie myslalem. Moje watpliwosci zaczely sie w okresie rozkwitania romansu mojej zony i wtedy dopiero pojawily sie mysli, czy ja dobrze zrobilem, wybierajac zone, zamiast ex.
Kolejna roznica, jest taka, ze ja 16 lat temu faktycznie nie mialem pijecia z kim tao naprawde wiaze swoje zycie, nie znalem zony od strony, z jakiej dala sie piznac przez ostatnie dwa lata, nie znalem jej problemow rodzinnych, i zwiazanych z tym nalecialosci na jej psychike.
Teraz ja to wszystko wiem, wiec obecna decyzja jest o wiele bardziej swiadoma niz ta sprzed lat.

2,786 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-04-07 07:46:51)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Dla mnie osobiscie to czy czyta, czy nie ma znaczenie zerowe, ale Ty i pare innych osob, wysowacie z tego jasny wniosek, ze moj sposob pisania jest skierowany pod nia. Nie jest i nigdy nie byl.
Jesli Ci teraz napisze, ze sytuacja jest inna, niz dwa lata temu, to tez nie uwierzysz, bo przeciez schemat musi dzialac. A sytuacja jest inna, bo wtedy ja faktycznie slepo wierzylem, ze jak wrocila to wszystko sie ulozy, a teraz tak nie jest. Z jednego prostego powodu, bo ja nie uwolnilem sie od zaangazowania emocjonalnego w inna kobiete.

Ja wierzę, że tego wątku nie czyta żona Piotra - ona jest zbyt durną babą, no sorry.
Ale, jak większość, uważam, że jego posty mają konkretnego adresata i jest nim KOCHANKA Piotra. Zwróćcie uwagę jak gwałtownie zareagował na treści jej dotyczące oraz informacji o seksie z żoną, które mogłyby kochankę dotknąć i zniechęcić do niego. Piotr sobie zrobił z kochanki awaryjne wyjście i komunikuje się z nią za pośrednictwem forum, trzymając ją na emocjonalnej smyczy.
Piotr to zwyczajnie dwulicowy facecik. Niby odbudowuje związek z żoną, niby poświęca się dla rodziny, a tak naprawdę kombinuje na wielu frontach, trochę oficjalnie z żoną, na wszelki wypadek z kochanką za pośrednictwem forum. Dla mnie ten facet to głęboko zaburzony człowiek, pokiereszowany najpierw przez matkę, potem przez jedyną kobietę, której zaufał. Nie podniósł się po tym. Drepcze w kółko. Nie potrafi wybrać, bo każdy wybór może mieć fatalne skutki, więc wybrał stan zawieszenia, który trwa już latami.

2,787

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Dla mnie osobiscie to czy czyta, czy nie ma znaczenie zerowe, ale Ty i pare innych osob, wysowacie z tego jasny wniosek, ze moj sposob pisania jest skierowany pod nia. Nie jest i nigdy nie byl.
Jesli Ci teraz napisze, ze sytuacja jest inna, niz dwa lata temu, to tez nie uwierzysz, bo przeciez schemat musi dzialac. A sytuacja jest inna, bo wtedy ja faktycznie slepo wierzylem, ze jak wrocila to wszystko sie ulozy, a teraz tak nie jest. Z jednego prostego powodu, bo ja nie uwolnilem sie od zaangazowania emocjonalnego w inna kobiete.

Ja wierzę, że tego wątku nie czyta żona Piotra - ona jest zbyt durną babą, no sorry.
Ale, jak większość, uważam, że jego posty mają konkretnego adresata i jest nim KOCHANKA Piotra. Zwróćcie uwagę jak gwałtownie zareagował na treści jej dotyczące oraz informacji o seksie z żoną, które mogłyby kochankę dotknąć i zniechęcić do niego. Piotr sobie zrobił z kochanki awaryjne wyjście i komunikuje się z nią za pośrednictwem forum, trzymając ją na emocjonalnej smyczy.
Piotr to zwyczajnie dwulicowy facecik. Niby odbudowuje związek z żoną, niby poświęca się dla rodziny, a tak naprawdę kombinuje na wielu frontach, trochę oficjalnie z żoną, na wszelki wypadek z kochanką za pośrednictwem forum. Dla mnie ten facet to głęboko zaburzony człowiek, pokiereszowany najpierw przez matkę, potem przez jedyną kobietę, której zaufał. Nie podniósł się po tym. Drepcze w kółko. Nie potrafi wybrać, bo każdy wybór może mieć fatalne skutki, więc wybrał stan zawieszenia, który trwa już latami.

Summerko, jestem na tym forum zdaje sie dluzej niz Ty. Czytalem wiele Twoich postow, z wiekszascia sie zgadzam, ale jest tez kilka, ktore, mijaja sie z prawda, lub sa Twoja nadinterpretacja.
Nie zalezy mi na odswiezaniu watku, ale na odpisaniu Tobie , konkretnie tylko w tym temacie. Moze to wynik piwka, ktore dzis wypilem smile.
Widzisz, zycie nie jest dwubiegunowe, fajnie by bylo dla niektorych, gdyby tak bylo.
Ja nie potrzebowalem i nie potrzebuje forum do komunikowania sie z ,,kochanka".
Sa inne sposoby. Poza tym, niydy nie traktowalem tej kobiety jako kochanki, nie ma w moim slowniku takiego slowa.
Summerki, lubie czytac Twoje posty, jestes jedna z osob, ktore potrafia celnie ocenic problem, ale nie zawsze, i to miej na uwadz smile.

2,788

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Summerko, jestem na tym forum zdaje sie dluzej niz Ty. Czytalem wiele Twoich postow, z wiekszascia sie zgadzam, ale jest tez kilka, ktore, mijaja sie z prawda, lub sa Twoja nadinterpretacja.
Nie zalezy mi na odswiezaniu watku, ale na odpisaniu Tobie , konkretnie tylko w tym temacie. Moze to wynik piwka, ktore dzis wypilem smile.
Widzisz, zycie nie jest dwubiegunowe, fajnie by bylo dla niektorych, gdyby tak bylo.
Ja nie potrzebowalem i nie potrzebuje forum do komunikowania sie z ,,kochanka".
Sa inne sposoby. Poza tym, niydy nie traktowalem tej kobiety jako kochanki, nie ma w moim slowniku takiego slowa.
Summerki, lubie czytac Twoje posty, jestes jedna z osob, ktore potrafia celnie ocenic problem, ale nie zawsze, i to miej na uwadz smile.

Cześć Piotr smile Miło, że się odezwałeś.
Zatem piwko dało ci wystarczająco odwagi, żeby odnieść się po paru miesiącach do mojego postu. Hm...ciekawe...

Masz rację, Piotr pisząc, że czasami się mylę, nadinterpretuję lub popełniam inne błędy. Kto jest bez winy, niechaj pierwszy rzuci kamieniem. Mylić się rzeczą ludzką jest smile

Piszesz, że w twoim słowniku nie istnieje słowo "kochanka". Nigdy tak nie myślałeś zatem o kobiecie, która weszła w związek z tobą, mimo że byłeś i jesteś zresztą nadal formalnie związany z inną kobietą. Dla mnie taka kobieta to kochanka. Choć równie dobre w opisanej przez ciebie sytuacji byłoby także takie określenia jak: cichodajka, zapchajdziura, czasoumilacz. Zresztą nieważne. Może czas już przestać zawracać sobie nią głowę, skoro postanowiłeś odbudować relację z żoną, po tym jak nie wyszło twojej ślubnej z kochankiem? Czy dla mężczyzny, który związał się z mężatką poprawnie używam określenia "kochanek"? Dlaczego wciąż ciebie to gryzie i uruchamia myśli po alkoholu?
Może dlatego, że nie czujesz się wobec kochanki/cichodajki/zapchajdziury/czasoumilacza w porządku, bo wykorzystałeś ją, aby np. podnieść sobie samoocenę?
Już ci pisałam, ale powtórzę, że twoje poczucie winy w tym przypadku jest nieco nad wyraz, gdyż kobieta, która wchodzi w związek z facetem, który właśnie został zdradzony i jest pokiereszowany emocjonalnie oraz potrzebuje dowartościowania, sama musi być bardzo wyrachowaną osobą. Co prawda takie zachowanie może świadczyć także o jej poważnych deficytach emocjonalnych, np. potrzebie szukania opiekuna zamiast partnera itp. Ale w tym drugim przypadku wasz układzik też był skazany na niepowodzenie, bo w przypadku dwóch poranionych emocjonalnie osób najpierw każda powinna uleczyć swoje rany zanim stworzą coś wspólnie. Nie mówiąc już o tym, że dobrze byłoby zakończyć także swoje dotychczasowe związki zanim wejdzie się w kolejny.
Zatem Piotr przestań sobie wyrzucać winy, ale zacznij żyć tu i teraz.
Powodzonka.

2,789

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie było mnie jakiś czas na forum. Zerkam i nie wierzę. Sprawdzam datę... Myślę niemożliwe.
Piotr pamiętam twoje wypowiedzi sprzed kilku lat, nie ważne kiedy to dokładnie było. Rozumiem, że można wybaczyć, dać sobie i małżeństwu szansę. Sama tak zrobiłam, chociaż było to bardzo głupie to i tak w rezultacie nie żałuję, bo przekonałam się na 100 %, że to koniec i przy tym człowieku szczęśliwa nie będę a ja takiego życia dla siebie nie chcę.
Piotr czy ty potrafisz być z żoną szczęśliwy? Ja zrozumiałam, że nie udźwignęłabym tego.
Piotr zastanów się nad sobą. Co jest dla ciebie ważne? Jakbyś chciał żeby wyglądało twoje życie? Czy tobie w tym wszystkim będzie dobrze?
Zawsze możecie się z żoną rozstać po przyjacielsku, z szacunkiem biorąc pod uwagę wspólne lata, dzieci, miłość która kiedyś was łączyła.
Nie namawiam cię na rozwód czy rozstanie z żoną to jest twoje życie, twoje decyzje ... Tylko czy ty w tym jesteś szczęśliwy...?
Wybaczyć piękna rzecz, ale miłość jest chyba tym co w życiu najpiękniejsze i najważniejsze. Bez niej małżeństwa nie ma.

2,790 Ostatnio edytowany przez Lilka787 (2017-06-23 21:28:58)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Cześć Piotrek,
tak sobie myślę o tym co jest tu pisane na Twoim wątku i nasuwa mi się kilka pytań:

Dlaczego Twoja decyzja o pozostaniu z żoną jest tak bardzo negowana? Przecież w innych wątkach jest odwrotnie, piszą że z powodu zdrady nie warto przekreślać małżeństwa, jeśli było w nim w miarę dobrze. A ja pamiętam, że pisałeś że Twoja żona do momentu zdrady była dobrą żoną i matką.

Dlaczego Ty jesteś tak bardzo krytykowany, skoro dawanie szansy po zdradzie to niemal norma, nawet nie przypominam sobie historii, w której ktoś by nie dał takiej szansy. Ja tego osobiście nie rozumiem, ale skoro to tak powszechna reakcja to może to jest do czegoś potrzebne, może pozwala zmniejszyć ból, albo przygotowuje do ostatecznego rozstania. Ja nie wiem, ale nie widzę powodu dla którego i Ty nie miałbyś z tego skorzystać, skoro czujesz taka potrzebę.

Dlaczego gdybyś o tej zdradzie dowiedział się powiedzmy za 15 lat to miałbyś prawo wybaczyć a jak teraz to nie. Czyżby zdrada ulegała przedawnieniu?

Dlaczego mówią innym, że ze zdrady to można nawet i wielkie jakieś dobro wynieść, nie wiem coś uszlachetnić na przykład. Ja w to osobiście nie wierzę, ale przecież Ty masz prawo, jeśli chcesz.

Innym zdradzaczom każą nie przyznawać się, nic nie mówić żonie czy mężowi tylko sobie po prostu tak żyć jakby się nic nie stało, a przecież się stało, czy więc gdybyś o zdradzie żony nie wiedział, to już by znaczyło że wszystko jest OK.

Dlaczego innym zdradzaczom wolno wybaczyć, a Twojej żonie nie? Nikt Jej tak naprawdę nie zna, tylko z twoich opisów, które na pewno obiektywne być nie mogą. Ty znasz prawdę wiesz, że nie byłeś do końca wobec Niej w porządku, nie mówię przez to, że miała prawo zdradzić. Absolutnie nie miała, ale ma prawo żałować, ma prawo przeprosić, a Ty masz prawo wybaczyć jeśli tego właśnie chcesz.

Co jest lepsze dla dzieci, czy rozejście się rodziców czy próba odbudowy rodziny? Kto poza Tobą ma prawo o tym zdecydować i wziąć odpowiedzialność za tę decyzję?

Swego stanowiska wobec zdrady nie zmieniam, jest ona podła i okrutna, jest jedną z największych krzywd jakie można wyrządzić osobie najbliższej, osobie za którą wzięło się odpowiedzialność. Generalnie zdradzacze, którzy prowadzą podwójne życie są dla mnie obrzydliwi. Oczywiście to jest moje osobiste zdanie.

Lubię sobie od czasu do czasu porozmyślać i popisać w znajomych wątkach. Cieszę się że mam u Ciebie taką możliwość. smile

2,791

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:

Cześć Piotrek,
tak sobie myślę o tym co jest tu pisane na Twoim wątku i nasuwa mi się kilka pytań:

Dlaczego Twoja decyzja o pozostaniu z żoną jest tak bardzo negowana? Przecież w innych wątkach jest odwrotnie, piszą że z powodu zdrady nie warto przekreślać małżeństwa, jeśli było w nim w miarę dobrze. A ja pamiętam, że pisałeś że Twoja żona do momentu zdrady była dobrą żoną i matką.

Dlaczego Ty jesteś tak bardzo krytykowany, skoro dawanie szansy po zdradzie to niemal norma, nawet nie przypominam sobie historii, w której ktoś by nie dał takiej szansy. Ja tego osobiście nie rozumiem, ale skoro to tak powszechna reakcja to może to jest do czegoś potrzebne, może pozwala zmniejszyć ból, albo przygotowuje do ostatecznego rozstania. Ja nie wiem, ale nie widzę powodu dla którego i Ty nie miałbyś z tego skorzystać, skoro czujesz taka potrzebę.

Dlaczego gdybyś o tej zdradzie dowiedział się powiedzmy za 15 lat to miałbyś prawo wybaczyć a jak teraz to nie. Czyżby zdrada ulegała przedawnieniu?

Dlaczego mówią innym, że ze zdrady to można nawet i wielkie jakieś dobro wynieść, nie wiem coś uszlachetnić na przykład. Ja w to osobiście nie wierzę, ale przecież Ty masz prawo, jeśli chcesz.

Innym zdradzaczom każą nie przyznawać się, nic nie mówić żonie czy mężowi tylko sobie po prostu tak żyć jakby się nic nie stało, a przecież się stało, czy więc gdybyś o zdradzie żony nie wiedział, to już by znaczyło że wszystko jest OK.

Dlaczego innym zdradzaczom wolno wybaczyć, a Twojej żonie nie? Nikt Jej tak naprawdę nie zna, tylko z twoich opisów, które na pewno obiektywne być nie mogą. Ty znasz prawdę wiesz, że nie byłeś do końca wobec Niej w porządku, nie mówię przez to, że miała prawo zdradzić. Absolutnie nie miała, ale ma prawo żałować, ma prawo przeprosić, a Ty masz prawo wybaczyć jeśli tego właśnie chcesz.

Co jest lepsze dla dzieci, czy rozejście się rodziców czy próba odbudowy rodziny? Kto poza Tobą ma prawo o tym zdecydować i wziąć odpowiedzialność za tę decyzję?

Swego stanowiska wobec zdrady nie zmieniam, jest ona podła i okrutna, jest jedną z największych krzywd jakie można wyrządzić osobie najbliższej, osobie za którą wzięło się odpowiedzialność. Generalnie zdradzacze, którzy prowadzą podwójne życie są dla mnie obrzydliwi. Oczywiście to jest moje osobiste zdanie.

Lubię sobie od czasu do czasu porozmyślać i popisać w znajomych wątkach. Cieszę się że mam u Ciebie taką możliwość. :)

Dziekuke Lilka za Twoj wpis. Jest bardzo wywazony.
Zaluje troche, ze odswiezylem watek, ale procenty zrobily swoje, a ostatni wpis Summerki nie dawal mi spokoju, bo byl nie sprawiediiwy.
Zle napisalem w odpowiedzi, bo slowo kochanka/kochanek sa mi bliskie. Tylko ja okreslam tak ludzi, ktorzy z pelna swiadomoscia pakuja sie w zycie ludzi pozostajacych w zwoazku. Taka osoba byl kochanek mojej zony, ale nie byla nia kobieta, ktora poznalem w czasie , gdy moja zona mieszkala z kochankiem. To sa dwie rozne sprawy. Dlategp nigdy nie bylem i nie jestem zwolennikiem uogulnien. Wiekszosc ludzi zrozumie o co mi chodzi.
Co do mojego malzenstwa, ja nie wiem jak bedzie, decyzja o pozostaniu z zona wynikala glownie ze  wzglefu na dzieci, sa zwiazane z nami obojgiem. Staramy sie oboje naprawic to co sie popsulo. Moze sie uda, moze nie. Ale mam nadzieje, ze jesli nie, to rozstanie nasze bedzie normalne, bo rok temu byloby po trupach.
Milego weekendu zycze.

2,792 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-06-24 08:20:38)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Co do mojego malzenstwa, ja nie wiem jak bedzie, decyzja o pozostaniu z zona wynikala glownie ze  wzglefu na dzieci, sa zwiazane z nami obojgiem.

Czyli postanowiłeś postąpić dokładnie tak jak twoja mama. Widzisz analogię? Ona też trwała przy mężu przemocowcu dla dobra dzieci. Chociaż, jak pisałeś wcześniej, sam wolałbyś, aby matka nie poświęcała się dla ciebie. Ona wiedziała lepiej. Ty też wiesz lepiej, co jest dobre dla twoich symów niż oni sami. Gwarantuję ci, że oni też się zwiążą w przyszłości z kimś, kto nie będzie ich kochał i szanował, ale będą trwać w toksycznym układzie, bo tak trzeba. Bo taki wzór relacji wynieśli z rodzinnego domu. Szkoda chłopaków, bo wybiorą sobie jakąś borderkę lub zakompleksioną osobę. Widzisz analogię? To się nazywa dziedziczenie wzorców.

Zgadzam się z Lilką, że powinieneś wybaczyć już żonie. To do czego ja dodatkowo ciebie zachęcam to nie bezrefleksyjne wybaczenie, bo "tak trzeba". Spróbój zrozumieć problemy emocjonalne swojej żony, które pchnęły ją do zdrady, ale takźe zrozumieć swoją potrzebę trwania w związku mimo jego "patologii". To klucz do tego, żeby nie zrobić ze zdrady partnera "topora", który wisi nad związkiem.

A tak w ogóle to intuicyjnie czuję, że wybaczyć, ale wybaczyć tak prawdziwie, czyli uznać winę zdrajcy, ale odpuścić mu karę, potrafią tylko ludzie WIELCY. Maluczcy kiszą się w swej złości, żalu i gorzknieją. Zrozumienie i wybaczenie wymaga wg mnie jakiegoś wyższego levelu, czegoś więcej niż nieświadomego i automatycznego działania.
Pozdrawiam.

2,793

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Proszę Piotrze. Po prostu aż mnie w oczy raziła ta niesprawiedliwość z jaką zostałeś potraktowany.

Summerko to co napisałaś o wybaczaniu to jest dla mnie najcenniejsze zdanie z całego forum. Jest bardzo trafne.
Choć nawiasem mówiąc w jednym wątku popłynęłaś i dałaś się ponieść emocjom, co jak dla mnie czyni Cię bardziej ludzką. smile
Czasami treść którą chcesz przekazać nie dociera do adresata, bo forma przekazu jest źle dobrana. 

Widać, że chcesz dla Piotra i  Jego rodziny dobrze. Ja jednak widzę, że jest tu możliwy jeszcze inny scenariusz.
Piotr mógłby przyjrzeć się sobie wnikliwie i rozpocząć pracę nad tym co jest do poprawy, bo nie ma ludzi idealnych i każdy ma za zadanie udoskonalać siebie. Tak samo i żona Piotra, mogłaby pójść na indywidualna terapię, przepracować swojej zranienia, mogłaby zbudować siebie na nowo.

I wtedy tak jak pisze Piotr można spróbować odbudować tę rodzinę. Można nawzajem uznać swoje winy i dać sobie wybaczenie. Czy to nie byłby dobry obraz dla dzieci, że rodzice włożyli wysiłek by stać się lepszymi, by pokazać im że można się zmienić, że się kochają i szanują, że dobrze ze sobą żyją.

Co by to dało gdyby teraz rozstali się i nie zrobili nic wartościowego ze swoim życiem. Powielili by tylko te same schematy w kolejnych związkach. krzywdząc inne osoby. I pamiętajmy, że dla dzieci rozwód rodziców TO ZAWSZE TRAUMA.

Miłego weekendu smile

2,794

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Summerko piszesz o powielaniu schematow wyniesionych z dziecinstwa, tylko zapominasz o jednej sprawie. Ja wcale nie musialem powielac postepowania mojej mamy. Rownie dobrze moglem powielic postepowanie mojego ojca, czyli brak szacunku do mojej zony, klotnie i awantury. To nie jest tak, ze dorosli ludzie bezwiednie kopiuja to co zaobserwowali w dziecinstwie. Kazdy ma punkt odniesienia i w zaleznosci jak bardzo jest osoba refleksyjna, wyciaga wnioski z wlasnych doswiadczen.
Moj ojciec nie byl tyranem, ja osobiscie nigdy nie zaznalem z jego strony jakiejs przemocy. Byl czlowiekiem, ktory zmienial sie po alkoholu i cierpiala na tym moja mama.
Dlatego uwazalem, ze powinna sie z nim rozstac, bo krzywdzil glownie ja. Mnie przy okazji, bo jak to dziecko, nie pasowalo mi takie jej traktowanie.
Widzisz, to jest pidstawowa roznica miedzy sytuacja moich rodzicow a mojego malzenstwa. U nas nasze dzieci nigdy nie ogladaly i nie slyszaly takich scen i slow jak ja. Nasza rodzina byla pozbawiona przemocy i w czynach i w slowach. Wrecz przeciwnie, oboje z zona staralismy sie dbac o to, zeby dzieci nas szanowaly, zeby nie bylo sytuacji podwazania decyzji jednego z nas kiedy bylismy nawet skloceni.
Oni mieli i maja mame i tate i nie wazne jak sie nasze z zona wzajemne relacje ksztaltuja, ale chlopcy widza, ze szcunek nalezy sie nam obojgu, to jest sprawa priorytetowa.
Lilka, wydaje mi sie, ze ja mojej zonie wybaczylem, nie zalomnialem, ale wybaczylem. Sam nie jestem bez winy i nie moge teraz ciosac jej kolkow. Nie rozmawiamy o tym co bylo. Staram sie nie wracac do tamtego okresu, jesli juz to raczej w formie zartu.
Chlopcy maja obraz rodzicow, prawie taki jak kiedys, zartujacych ze soba, wyglupiajacych sie. Spedzajacych czas razem i nie stroniacych od drobnych gestow, ktore pokazuja dzieciom, ze mama i tata sa jednak razem.
Nie wiem, moze sie myle, ale to wlasnie te drobne gesty i to, ze jednak mimo wszystko postanowilismy dac nam szanse sa najlepsza lekcja dla naszych synow.
Nie jestem czlowiekiem msciwym, szkoda mi zycia na rozpamietywanie zla, ktore wyrzadzila mi zona. Cala historia pokazala mi to, ze nie znam jej do konca, a teraz wiem do czego jest zdolna, a ona wie, do czego zdolny jestem ja. Mam nadzieje, ze oboje wyciagniemy z tego dobre wnioski.

2,795

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Chlopcy maja obraz rodzicow, prawie taki jak kiedys, zartujacych ze soba, wyglupiajacych sie. Spedzajacych czas razem i nie stroniacych od drobnych gestow, ktore pokazuja dzieciom, ze mama i tata sa jednak razem.

Hm..., no tak, tylko czy jest to szczere, czy przekazywany obraz jest prawdziwy : jeśli tak - dobra to ścieżka; jeśli nie ?


Piotr74 napisał/a:

Nie wiem, moze sie myle, ale to wlasnie te drobne gesty i to, ze jednak mimo wszystko postanowilismy dac nam szanse sa najlepsza lekcja dla naszych synow.
Nie jestem czlowiekiem msciwym, szkoda mi zycia na rozpamietywanie zla, ktore wyrzadzila mi zona. Cala historia pokazala mi to, ze nie znam jej do konca, a teraz wiem do czego jest zdolna, a ona wie, do czego zdolny jestem ja. Mam nadzieje, ze oboje wyciagniemy z tego dobre wnioski.

smile Powodzenia

Posty [ 2,731 do 2,795 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 41 42 43 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024