Piotr74 napisał/a:
Summerko, piszesz, ze nie jestem typem osoby, ktora latwo przyjmuje inna niz wlasna perspektywe. Masz racje. Przybij wiec piatke, bo Ty tez jestes typem takiej osoby
.
Jak masz taką potrzebę, to mogę przybić ci piątkę. Jednak to nie ja opisałam na forum swoją historię, żeby otrzymać od innych osób ich spojrzenie, interpretację czy też ocenę swojej sytuacji. Taka drobna różnica
. Mam w twoim wątku solidny materiał, aby zbudować sobie pewien obraz ciebie, twojego życia, twojego związku, twojej osobowości i go przedstawiłam. Rozumiem, że forma ci się nie podoba, bo nie owijam gufffna w sreberka, ale taka właśnie jestem - nieidealna 
Summerko, ja naleze do ludzi ktorzy nie lubia cukrowania. Forma tego co piszesz jest mi obojetna, bo nie znamy sie realnie, a jak mialbym sie przejmowac opiniami osob ktorych nie znam, to wyladowalbym w domu wiecznej szczesliwosci
. Owszem opisalem tutaj moja historie, i w zwiazku z tym nie zamierzam nikogo krytykowac, bo to ja sie zdecydowalem na ,,obnazenie" moich emocji, nie Ty.
Ale tez nie ja, tylko Ty straszysz innych uzytkownikow, zgliszeniem do moderacji w sytuacji kiedy czujesz sie niepewnie. Dla mnie i mysle, ze nie tylko dla mnie daje to jasny obraz Twojej osoby.
I zeby nie bylo, nie jest to atak na Twoja osobe, bo chociaz jestes nieidelana, to i tak Cie lubie. Bo ja lubie ludzi tak ogolnie 
Piotr74 napisał/a: Zgadzam sie z Toba, ze matka wdrukowala we mnie pewne schematy zachowan, przeciez to jest oczywiste, bo wszyscy jestesmy uksztaltowani przez srodowisko w jakim sie wychowalismy. Tylko widzisz, niekoniecznie musi to byc to, o czym Ty mowisz. Ja nigdy nie godzilem sie na to, co dzialo sie w moim rodzinnym domu, sam mowilem mojej mamie, ze powinna sie rozstac z moim ojcem, bo widzialem, ze ich malzenstwo jest chore. Nie zrobila tego, pewnie dlatego, ze tak jak napisalas, chciala pomimo wszystko zachowac pozory pelnej rodziny. Ja bym zrobil inaczej, ale ja jestem jednak innym czlowiekiem niz ona.
Jest wielce prawdopodobne, że twoi synowie podobnie odbierają twoje małżeństwo jako ożywianie na siłę trupa, który i tak przez całe swoje życie chorował i ciągnął swój marny żywot sztucznie podtrzymywany. Patologia twojego małżeństwa jest inna niż twoich rodziców, ale to wcale nie oznacza, że jest ono lepsze. Po prostu brak miłości i szacunku przejawia się w innych formach, a dawca poświęca się w inny sposób.
Napisalem, ze ja jako dziecko sugerowalem mojej mamie, zeby sie rozwiodla. Moi synowie chca czegos wrecz innego. Jak myslisz, dlaczego? Sa nieszczesliwi w tej rodzinie?
Piotr74 napisał/a: Masz racje, ze decyzja o slubie z moja zona byla przyspieszona jej ciaza. Ale nie masz racji, ze zwiazalem sie z pierwsza lepsza kobieta, bo w czasie kiedy ja poznalem, spotykalem sie z ex, ktorej temat byl tu tak walkowany. Tak wiec mialem wybor.
Tak nie mam racji. Związałeś się z puszczalską, bo była miała dzieciak, co nie podobało się twojej mamusi, dla której jak wiemy POZORY prawidłowej rodziny były najważniejsze zamiast szczęścia jej dziecka 
Jak poznalem moja zone, to nie byla puszczalska, taki niuans malutki. Dziecko mojej ex, nie mialo dla mnie najmniejszego znaczenia, tym bardziej zdanie mojej matki w tym temacie. Gdybym byl pewny, tego, ze chce z nia byc, to ani moja matka, ani tysiac innych osob nie mialoby nic do gadania.
To moje zycie i moje wybory. Tak bylo, jest i bedzie.
Piotr74 napisał/a: Zgadzam sie z Toba, ze moje malzenstwo nie bylo pelne, ale czy nie jest tak w zdecydowanej wiekszosci zwiazkow?
Mijasz sie za to z prawda, mowiac, ze nie bylo w nim czulosci i bliskosci. Owszem byla, i to nawet sporo jej bylo. Nasze dzieci widzialy jak dwoje ludzi potrafi okazywac sobie czulosc. Widzialy rodzicow przytulajacych sie do siebie, widzialy matke, ktora siadala na kolanach ojca, chociaz obok byl wolny fotel, tylko po to, zeby sie przytulic. Widzialy te wszystkie drobne gesty, ktore swiadcza o bliskosci dwojga ludzi. Przeciez wlasnie chyba na tym polega ksztaltowanie w naszych dzieciach wiedzy o tym jak powinien wygladac zwiazek. Tak bylo i to przez wieksza czesc mojego malzenstwa. Jasne, ze zawsze mogloby byc tego wiecej, lepiej, ale i tak uwazam, ze chlopcy otrzymali od nas sporo pozytywnych wzorcow. Nie mowie tu oczywiscie o tym co sie dzialo przez ostatnie dwa lata.
Tak, tak i z tej wielkiej czułości zrodziły się wasze nielojalności, kłamstwa i zdrady
Nie rozumiesz, co oznacza bliskość i nie sądzę, że mógłbyś teraz zrozumieć coś, co jest dla ciebie abstrakcją nie do pojęcia. Szkoda moich słów a jak będziesz zainteresowany, to sobie doczytasz w innych wątkach, w których o tym pisałam. Jednak jak już wspominałam, raczej jesteś zamknięty na inne perspektywy 
Nasze nielojalnisci zrodzily sie z zupelnie innych rzeczy. Mysle, ze z takich samych jak w 99% historii opisywanych na tym forum. Czytalem wiele watkow, nie tylko o zdradach, wiec Twoja rada o poczytaniu jest troche nie aktualna 
I uwiez mi, co to jest bliskosc wiem doskonale, nie jest to dla mnie abstrakcja.
Zastanawiałam się czemu po ostatnich moich wpisach tak umilkłeś i zaczaiłeś się, żeby mnie "zaatakować" (zwracam uwagę na cudzysłów), gdy pojawi się taka możliwość. To częsta przywara ludzi zakompleksionych, którzy nie chcą wyjść na "małych" chociaż tacy właśnie są. Ale nie w twoim przypadku. Tak może zachować się Secondo, ale nie ty
Wiesz co mi wyszło? Myślę, że twój wątek czyta kobieta, z którą związałeś się po odejściu żony do kochanka, żeby ratować swoje nadwątlone poczucie własnej wartości. Nie wyszło wam z twojego powodu i ona właśnie mogła zrozumieć dlaczego. Bo jeśli jest wrażliwą i dobrą kobietą, która potrafi w odróżnieniu od twojej żony nie tylko brać, ale również dawać, to wasz związek był od początku skazany na porażkę. Ty nie wytrzymałbyś na dłuższą metę w związku, w którym zabrakłoby tobie emocji związanych z napięciem i poczuciem, że dajesz zdecydowanie więcej niż otrzymujesz. Ty preferujesz związek, w którym wciąż musisz się starać się i udowadniać, że jesteś wart miłości. Nie potrafisz w dłuższym okresie funkcjonować bez tych odczuć, które "karmią cię".