Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 39 40 41 42 43 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 2,601 do 2,665 z 2,855 ]

2,601 Ostatnio edytowany przez bullet (2017-03-13 11:00:18)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

sorry Piotr znowu wiosna, znów ten sam serial, i czytając powyższe można by pomyśleć, ze jesteś trolem. Zaczynasz kolejny romantyczny odcinek. Twoje dzieci i tak mają zryte życie, pokazać im co najwyżej możesz, że ich tato to facet bez jaj.
Jeśli teraz wymiękniesz dasz jej argument na przyszłość:

feniks35 napisał/a:

... jesli za pare  mscy malzonce znowu odkrobi i pojdzie w tango z kochasiem (nowym lub starym) to wstyd Ci bedzie nawet od nowa zaczynac ta walke, wloczyc sie po sadach itp. Jak wyjdziesz w oczach sedziego? Zona miala byc taka zła ze trzeba bylo  ja zostawic i walczyc o opieke nad dziecmi, potem juz cacy i ponownie be? Nic wtedy pewnie nie zrobisz...

dokładnie. Nie wiem jak to się nazywa fachowo ale gdzieś mi się obiło o ucho, ze chyba istnieje takie pojęcie "wybaczenie zdrady", nie można wykorzystać jej potem jako czynnika rozpadu małżeństwa i ew. orzekania winy bo przecież wybaczyłeś, jest coś chyba takiego ....

Po wtóre, ona pomyśli "skoro raz wybaczył, wybaczy znów" - uwzględniają jej chęć do pomocy psychologicznych niewątpliwie to nastąpi.
Taki dowcip mi się przypomniał i obyś kiedyś nie był tym pytanym małżonkiem
- Sąd - dlaczego żąda Pan rozwodu z żoną
- małżonek - nie pasujemy do siebie
na sali szepty i słychać jeden głos "patrzcie go, ona wszystkim pasuje tylko nie jemu"...



Po trzecie: dwa lata temu tez miałeś na wiosnę dylemat, okazało się, ze Twoja Pani bawi się Tobą. Twojej rodziny już nie ma, to tylko kwestia czasu kiedy się rozejdziecie, Ty patrząc na nią będziesz czuł coraz większe obrzydzenie, nie będziesz mógł tego znieść, zaczniesz np romansować, pić ... Może dojść do sytuacji, ze ona wystąpi o rozwód z orzekaniem Twojej winy. Odnoszę wrażenie, ze teraz buduje w Tobie poczucie winy by ugrać jak najwięcej przy rozwodzie, byś wymiękł, poczytaj inne watki, w których można przeczytać jak Pani potrafi się rozpłakać i szczerze żałować w trakcie rozprawy by nie było jej winy ale po chwili gdy nie idzie po jej myśli staje się zimną jędzą. Z wcześniejszej Twojej lektury wiemy, ze ona zagoniona do kąta nie miała skrupułów. Teraz próbuje ratować twarz, bo wyrok będzie na papierze, nie do cofnięcia, jak piętno na czole, zostanie na zawsze. Ona nadal będzie matką, ale ratuj siebie chłopie bo widzę, że znów Cię urabia. Jeśli nie wymiękniesz zobaczysz jej oblicze na rozprawie, jakie jest na prawdę.



Na koniec: jeśli po rozwodzie pozostaniecie przyjaciółmi, ona będzie dobrą matką i dobrą ex żoną możecie ..... wziąć ślub smile Piotr qwa, ratuj się daj sobie szansę !!!

Zobacz podobne tematy :

2,602

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Parę miesięcy udawania i wszystko po staremu. smile

2,603

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Była żona mojego narzeczonego, również chciała powrotu, kiedy nie wyszło jej z kochankiem. Bo kochanek wrócił do żony, jeśli ona wróciłaby do męża uratowałaby część swojego honoru. Brzmi podobnie a  ma to odbyć się Twoim kosztem oczywiście. Nie rozumiem jak może po tym wszystkim, stawiać Cię w sytuacji " ja nie chcę rozwodu". No i co z tego? Nie wygląda, żeby Ciebie szanowała, bo jeśli naprawdę coś by do niej dotarło ( co zrobiła) nie przyszłoby jej do głowy by oczekiwać od Ciebie powrotu. Brzmi jak królewna, nie zastanawia się nad niczym poza tym , żeby osiągnąć swój cel, w tym jest konsekwentna, a jej celem jest obecnie utrzymanie statusu żony.  Tylko wtedy nie poniesie porażki, bo przecież wszystko pozornie wróci do normy.
Mówisz o dzieciach, które przecież są świadome sytuacji- czy chciałbyś, żeby kiedyś w przyszłości takie postępowanie kobiety uznali za wzorzec? I co niektórym trzeba zrobić, żeby powiedzieli "dość"?

2,604

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Twój pierwszy wpis ma datę 01.02.2017.
Do teraz mija 25 miesiąc Twojej historii na forum , w realu przypuszczalnie jeszcze dłużej . W ciągu tych 25 miesięcy , żona przez 5 miesięcy zachowywała się "OK" Przez pozostałe 20 miesięcy starała się rozwalić co się da, nie zważając na dzieci anu na Ciebie, jedynie na swoją przyjemność.

Jest taka teoria , ze związek naprawia się tak długo jak długo się go psuło .
Zgodnie z ta teoria to jeszcze potrzeba 15 miesięcy intensywnych starań o naprawę Waszego związku
Starań żony , przez nią inspirowanych ale również z Twoim zaangażowaniem .

Inaczej, pomimo braku rozwodu formalnego będziecie rozwiedzeni emocjonalnie.

Czy żona będzie taka sama przykładna żona i matka po rozwodzie ?
Czy to tylko jej poza, w celu uniknięcia formalnego orzeczenia z określeniem jej wkładu w rozbicie rodzony ?

To pytania na które nie uzyskasz odpowiedzi , dopóki nie sprawdzisz w rzeczywistości.

2,605

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jeszcze w październiku własną ręką pisałeś:

Piotr74 napisał/a:
anderstud napisał/a:
eni.lij napisał/a:

ja go bardzo podziwiam przede wszystkim za to jakim jest ojcem. szkoda ze nie wszyscy faceci tacy sa.

Akurat tego nikt tutaj nie próbuje nawet kwestionować, mówimy tylko i wyłącznie o trójkącie on-ona-on,
gdzie dzieci oraz ich relacje z ojcem mają marginalne znaczenie, bo mamusia już dawno się na wszystkich wypięła.

Piotr74 napisał/a:

Wszystkie odczucia o ktorych piszesz w stosunku do tej kobiety mialy miejsce, ale tak do maja ubieglego roku.

Obaj wiemy, że w tym zdaniu nie ma słowa prawdy wink
Po mojemu, ale to tylko taka moja luźna obserwacja, wszystkie działania jakie w tej sprawie podejmujesz lub podjąć zamierzasz,
mają ostatecznie spowodować powrót skruszonej żony na łono rodziny, gdzie jest jej miejsce. Ty ją ciągle kochasz i to widać gołym okiem.
Ciągle gdzieś tam liczysz na to, że jak zacznie jej się palić koło dupy i grunt usuwać spod nóg, to Romeo ją przepędzi i znów będzie Twoja.
To dlatego Ci nie wypaliło z tą nową, którą poznałeś i z żadną inną Ci nie wypali, dopóki choć jedną nogą będziesz tkwił w bagnie przeszłości,
a na moje oko jesteś w nim zanurzony po same uszy. Przykro mi stary, ale z boku tak to właśnie wygląda. Może nie dla wszystkich tu obecnych,
ale dla tych, którzy sami przechodzili podobną gehennę, to są niestety oczywiste oczywistości. Nie gniewaj się, bo nie mam zamiaru Ci dopiec,
tylko po prostu nóż mi się w kieszeni otwiera jak to wszystko widzę i jeszcze jak tu gdzieś mi przeleciało, że ta Ona to wszystko tutaj czyta...
Jak dla mnie, to nawet nie musisz odpowiadać na ten post, tylko sam sobie weź odpowiedz czy nie mam racji i czy tego właśnie chcesz od życia.
Jest tyle wspaniałych kobiet na ziemi, które dałyby sobie nogę i rękę obciąć za takiego faceta, a Ty żeś się uparł na jakąś wywłokę,
która nawet jeśli kiedyś zechce do Ciebie wrócić, to chyba sam w to nie wierzysz, że zrobi to powodowana uczuciem. Po co Ci to? Na co?

Odpowiem na Twoj post uzywajac przenosni.
Otoz nie interesuje mnie przechodzony ,,towar" z odysku wink.
Widzisz gdybym chcial, zeby wacpanna skruszona kiedys wrocila na lono rodziny, to siedzialbym cicho i czekal na jej dzialania w kwestii rozwodu.
Jestem typem czlowieka, ktory nie dziala pod wplywem emocji raczej. I owszem, sporo czasu moja zona dostala na ochloniecie, ale ten czas sie dla niej definitywnie skonczyl. A ja, jezeli juz cos zaczynam robic, to doprowadzam zawsze sprawe do konca i z reguly ze skutkiem takim, jakiego oczekiwalem.
A w tej konkretnej sytuacji, porzadanym skutkiem jest rozwod i uzyskanie prawa do opieki nad dziecmi.
Z jednym sie zgodze, dopoki moja jz, bedzie krazyla wokol mnie niczym jakis sztuczny satelita, dopoty nie bede w stanie niczego fajnego zbudowac z inna kobieta. A ja nie mam zamiaru marnowac dalszego zycia siedzac w second handzie. wink.

Mówiąc szczerze byłem gotów postawić wtedy dolary przeciw gruszkom na wierzbie, że taki będzie finał tej historii i wiesz co?
Ja Ciebie chłopie doskonale rozumiem i pozwolę sobie nie zgodzić się z przedmówcami. Jeśli chcesz z nią zostać, to zostań. Serio. Gorzej już i tak nie będzie.
Nie musisz też wymyślać żadnych pokrętnych powodów, ale musisz dobrze to sobie przemyśleć i wszystko we łbie poukładać.
Musisz być przygotowany na to, że prędzej czy później nadejdą chwile zwątpienia, będziesz wtedy wył i walił pięścią w ścianę,
będziesz żałował podjętej decyzji i będziesz chciał to wszystko jakoś odkręcić, wywalić ją za drzwi raz na zawsze i mieć spokój.
Tak będzie i to nie raz i nie dwa. Naprawdę musisz się postarać wyłączyć na chwilę emocje i spokojnie pomyśleć - co wtedy zrobisz?

2,606

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

To ja też mam kawał, może trochę nie na temat

Ksiądz na spowiedzi pyta się gościa.
- Czy wyrzekasz się szatana?
- Nie mogę, mam z nim dwoje dzieci
:] hoho

2,607

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
zabpth napisał/a:

To ja też mam kawał, może trochę nie na temat

Ksiądz na spowiedzi pyta się gościa.
- Czy wyrzekasz się szatana?
- Nie mogę, mam z nim dwoje dzieci
:] hoho

Dobre big_smile

2,608

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrku... no to ja się boję, co teraz będzie...

2,609

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
O'kruszynka napisał/a:

Piotrku... no to ja się boję, co teraz będzie...

Nie boj sie Okruszku, wiadomo co bedzie, piekna wiosna smile

2,610

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziękuję za wasze wpisy. Wybaczcie, ale nie będę odpisywał indywidualnie na każdy. Postaram się zrobić to tym jednym postem.
Padł zarzut, że łatwo mnie urobić. Otóż nie, to o czym tu napisałem jest tylko w mojej głowie, jż nie ma absolutnie pojęcia, że jakieś wątpiwości siedzą w mojej głowie. Nie rozmawia ze mną na ten temat, a ja nie mam zamiaru inicjować takich rozmów, w końcu to nie mi, ale jej powinno zależeć. Braku alternatywy też się nie boję, bo poznałem jak związek kobiety i mężczyzny może wyglądać inaczej niż mój. Swiat ma tyle alternatyw do zaoferowania, że nie obawiam się samotności.
Doskonale wiem, dlaczego jż nie chce rozwodu i zdaję sobie sprawę jakie konsekwencje mógłbym ponieść w przypadku wycofania pozwu.
Jednak jestem tylko człowiekiem i mam prawo do wątpliwosci, a jako istota rozumna nawet obowiazek do rozważenia najlepszego rozwiązania.
Śmiesznie to brzmi, bo teraz to ja się zastanawiam, a kiedyś byłbym szczęśliwy z takiego obrotu sprawy.
Uzyskałem praktycznie wszystko co chciałem, mając taką opinię z RODK, mogę być pewny, że chłopcy zostaną ze mną, rozwód będzie z orzekaniem winy jż, ona teraz się stara, a ja zamiast cieszyć się ze zwycięstwa mam jakieś wątpliwości.
Patrząc z boku, sam bym stwierdził, że to jest dziwne. Ale czy dziwnym może być bezrefleksyjne pożegnanie się z przeszłościa?
Spokojnej nocy.

2,611

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Bezrefleksyjne? Nie rozumiem Cię, ale decyzję widać, że podjąłeś.
Twoja jż musi być wyjątkową kobietą i szczęściarą.

2,612

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Są takie tematy, gdzie niezależnie od wpisów autora można zamknąć oczy i powiedzieć, że jego partnerowi/partnerce ujdzie na sucho absolutnie wszystko.

To jeden z nich.

2,613

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
WaltonSimons napisał/a:

Są takie tematy, gdzie niezależnie od wpisów autora można zamknąć oczy i powiedzieć, że jego partnerowi/partnerce ujdzie na sucho absolutnie wszystko.

To jeden z nich.

A ja w jakiś sposób Piotra rozumiem, on bardzo kocha swoje dzieci i myślę, że dla nich jest w stanie naprawdę wiele znieść. Ja mam dla niego pełen szacun.

2,614 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-03-15 13:57:24)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Padł zarzut, że łatwo mnie urobić. Otóż nie, to o czym tu napisałem jest tylko w mojej głowie, jż nie ma absolutnie pojęcia, że jakieś wątpiwości siedzą w mojej głowie. Nie rozmawia ze mną na ten temat, a ja nie mam zamiaru inicjować takich rozmów, w końcu to nie mi, ale jej powinno zależeć.

Słowo "urobić" pojawiło się w cudzysłowie właśnie dlatego, że jesteś podatny na manipulację i nawet nie trzeba cię specjalnie przekonywać. Piotr, twoja żona jak nikt inny wie, jak tobą "zakręcić" i jeszcze może na końcu powiedzieć, że przecież o nic cię nie prosiła.

Piotr74 napisał/a:

Braku alternatywy też się nie boję, bo poznałem jak związek kobiety i mężczyzny może wyglądać inaczej niż mój. Swiat ma tyle alternatyw do zaoferowania, że nie obawiam się samotności.

Ale aktualnie nie masz lepszych alternatyw. Czyż się mylę? Zatem jeśli nie ma innych ciekawszych opcji to co miałoby stać na przeszkodzie oprócz twojego kolejnego "sfrajerowania się".

Piotr74 napisał/a:

Doskonale wiem, dlaczego jż nie chce rozwodu i zdaję sobie sprawę jakie konsekwencje mógłbym ponieść w przypadku wycofania pozwu.

I ona ma prawo zrobić wiele, żeby do tego nie dopuścić. Nawet może zacząć traktować ciebie z szacunkiem, jeśli wymaga tego sytuacja.

Piotr74 napisał/a:

Jednak jestem tylko człowiekiem i mam prawo do wątpliwosci, a jako istota rozumna nawet obowiazek do rozważenia najlepszego rozwiązania.

Jesteś człowiekiem jak my wszyscy. Jak każdy masz prawo do wątpliwości, wahań i chwil zwątpienia oraz nadziei. Ale jak każdy z nas masz też ROZUM, więc zacznij go używać w celu zadbania o siebie i szacunek dla siebie, aby inni też tak ciebie traktowali. Na razie robisz wszystko, żeby stać się forumowym królem frajerów.

Piotr74 napisał/a:

Śmiesznie to brzmi, bo teraz to ja się zastanawiam, a kiedyś byłbym szczęśliwy z takiego obrotu sprawy.
Uzyskałem praktycznie wszystko co chciałem, mając taką opinię z RODK, mogę być pewny, że chłopcy zostaną ze mną, rozwód będzie z orzekaniem winy jż, ona teraz się stara, a ja zamiast cieszyć się ze zwycięstwa mam jakieś wątpliwości.
Patrząc z boku, sam bym stwierdził, że to jest dziwne. Ale czy dziwnym może być bezrefleksyjne pożegnanie się z przeszłościa?

To wcale nie brzmi śmiesznie, ale żałośnie. Jesteś jednym z tych facetów, po których można "jeździć", ile się da, można na nich napluć, nie liczyć się ani z nimi, ani z wartościami, które są dla nich ważne a i tak "łykną" wszystko, po upoprzedniej obróbce racjonalizującej.

Zrobisz jak uważasz. Chociaż wygląda na to, że decyzję już podjąłeś. Cóż, niektórzy nawet na bolesnych błędach nie potrafią się uczyć i popełniają w pośpiechu i pochopnie wciąż te same pomyłki.

2,615 Ostatnio edytowany przez aurora borealis (2017-03-15 20:40:05)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

[...] Jednak jestem tylko człowiekiem i mam prawo do wątpliwosci, a jako istota rozumna nawet obowiazek do rozważenia najlepszego rozwiązania [...]

[...] mam jakieś wątpliwości.

Piotrze,

I tu, będąc na Twoim miejscu dłużej bym się zatrzymała. Masz jeszcze czas, by tym wątpliwościom, ich naturze oraz źródle z którego pochoodzą,
uważniej się przyjrzeć. Wątpliwości te mogą bowiem pochodzić zarówno ze strony Żony, podłego sposobu w jaki byłeś traktowany zarówno Ty, jak i cała Wasza Rodzina, ale także mogą one dotyczyć czegoś, co Ty w tej relacji zabałaganiłeś na przestrzeni całego czasu jej trwania. Być może dając "zielone światło" Żonie, chcesz dać je i sobie, wiedząc, że nie do końca w jakimś obszarze byłeś w porządku. Wycofanie pozwu rozwodowego byłoby wówczas "wyrównaniem rachunków" pomiędzy Wami, jednak zostalibyście w tym samym miejscu, w tym samym bagienku, mimo, iż do rozwodu by nie doszło...
Dlatego chyba warto pogłówkować nad tymi wątpliwościami, które Cię trapią...

A czy brałeś pod uwagę separację zamiast rozwodu? Separację z orzeczeniem o całkowitej winie Twojej Żony, bo przecież jest i takie rozwiązanie...

2,616 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2017-03-16 13:28:34)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
aurora borealis napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

[...] Jednak jestem tylko człowiekiem i mam prawo do wątpliwosci, a jako istota rozumna nawet obowiazek do rozważenia najlepszego rozwiązania [...]

[...] mam jakieś wątpliwości.

Piotrze,

I tu, będąc na Twoim miejscu dłużej bym się zatrzymała. Masz jeszcze czas, by tym wątpliwościom, ich naturze oraz źródle z którego pochoodzą,
uważniej się przyjrzeć. Wątpliwości te mogą bowiem pochodzić zarówno ze strony Żony, podłego sposobu w jaki byłeś traktowany zarówno Ty, jak i cała Wasza Rodzina, ale także mogą one dotyczyć czegoś, co Ty w tej relacji zabałaganiłeś na przestrzeni całego czasu jej trwania. Być może dając "zielone światło" Żonie, chcesz dać je i sobie, wiedząc, że nie do końca w jakimś obszarze byłeś w porządku. Wycofanie pozwu rozwodowego byłoby wówczas "wyrównaniem rachunków" pomiędzy Wami, jednak zostalibyście w tym samym miejscu, w tym samym bagienku, mimo, iż do rozwodu by nie doszło...
Dlatego chyba warto pogłówkować nad tymi wątpliwościami, które Cię trapią...

A czy brałeś pod uwagę separację zamiast rozwodu? Separację z orzeczeniem o całkowitej winie Twojej Żony, bo przecież jest i takie rozwiązanie...

Auroro, tak jak napisalas, mam jeszcze czas na dokladne przeanalizowanie moich watpliwosci, i korzystam z tego czasu. Nie podjalem zadnej decyzji, jak co niektorzy sie tutaj juz wypowiedzieli. Dla mnie kazda opcja jest w tej chwili prawdopodobna, w tym ta z separacja.
Nie przyszlo mi do glowy, ze wycofanie pozwu, byloby jak to napisalas ,,wyrownaniem rachunkow" z zona, bo ja z nia nie mam zadnych rachunkow do wyrownania. Nie zrobilem nic co daloby jej podstawe do takiego zachowania. Jasne, ze w calym okresie naszego malzenstwa pewnie popelnialem mniejsze lub wieksze przewinienia, ale kto ich nie popelnia? Jednak ich skala nie byla az taka, zeby na dwa lata sie ewakuowac z malzenstwa.
Moi bliscy radza mi doprowadzenie rozwodu do konca, ale jednoczesnie chcieliby, zebym zony nie zostawial. Patrzac z boku, jest to dosc dobra opcja, pod warunkiem, ze chce sie jeszcze z taka osoba tworzyc jakis zwiazek. Ale po pierwsze ja nie wiem czy chce, a po drugie, jesli bym chcial, to w sumie po co mi ten rozwod? Wiem, jest swoistym zabezpieczeniem dla mnie na wypadek kolejnego wyskoku jz. Takim bacikiem, ktory wisi nad jej glowa, i moze zostac uzyty w przypadku, kiedy jej zachowanie nie bedzie mi odpowiadalo. Tylko ja sobie zadaje pytanie, czy ktos, kto ma takiego straszaka nad soba, bedzie uczciwy w swoich poczynaniach? Ja osobiscie uwazam, ze nie, bo gdzies tam w podswiadomosci bedzie czul strach, a bycie z kims tylko dlatego, bo sie boi, dla mnie nie ma sensu.
Jesli doprowadze do rozwodu, to wolalbym, zebysmy sie jednak rozstali, bo wtedy kazde z nas moze sprubowac ulozyc sobie zycie na nowo. Ale tu pojawiaja sie znow dwa problemy, po pierwsze niechec jz do rozwodu, a po drugie, to o czym wspomnial zabpth, ze konczac nasze malzenstwo w tym momencie, kiedy teoretycznie od pieciu miesiecy jest spokoj w domu, zona jest przykladna matka i stara sie byc przykladna parnerka, to ja nagle stane sie tym zlym. Ktory jej nie dal szansy.
Wycofanie pozwu, spowoduje, ze strace wszystko to co osiagnalem, wiec to tez kiepska opcja.
Czeka mnie jeszcze rozmowa z moja pania mecenas, i mysle, ze dopiero po niej podejme ostateczna decyzje.
Milego dnia zycze smile

2,617

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Skąd masz tak silne poczucie obowiązku wobec niej? Dlaczego tak mocno wpływa na Twoje poczucie wartości?

2,618

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Skąd masz tak silne poczucie obowiązku wobec niej? Dlaczego tak mocno wpływa na Twoje poczucie wartości?

Dobre pytanie. Dbanie o jej komfort czy brak dyskomfortu wydaje się być przeznaczeniem Piotra.

2,619

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Skąd masz tak silne poczucie obowiązku wobec niej? Dlaczego tak mocno wpływa na Twoje poczucie wartości?

Mam silne poczucie obowiazku wobec mojej rodziny, ona jeszcze jest jej czlonkiem, wiec pewnie i wobec niej jakies jeszcze zostalo. Ale bardziej niz nia, przejmuje sie moimi synami, nie chcialbym, zeby za jakis czas okazalo sie, ze przez moje i zony glupie decyzje dotknelo ich jakies DDD. 
Nie bede zaprzeczal, ze jej los calkiem mnie nie obchodzi, bo tak nie bylo, i nie jest. Jakis czas temu, byla sytuacja, ze jej matka trafila do szpitala z podejrzeniem udaru. Zona strasznie to przezyla, jak dostala telefon z taka informacja. Pierwsze co mi przyszlo do glowy, gdy zobaczylem ja taka rozchisteryzowana i placzaca, to byla mysl i co teraz? Zaraz ostatnia sprawa, czy w obliczu takiej osobistej tragedii bede potrafil ja zostawic sama sobie? Jakim bym byl wtedy czlowiekiem? Mysle, ze gdyby wtedy faktycznie cos zlego stalo sie z jej matka, to nie byloby watpliwosci, nie zostawilbym jej sama sobie. Na szczescie nic zlego sie nie stalo, wiec ten dylemat i scenariusz jest nie aktualny.
Co do mojego poczucia wartosci jest ono na odpowiednim poziomie, i jz nie ma juz na szczescie na nie wiekszego wplywu.
Zawdzieczam to w sumie jej, bo po tych akcjach, ktore mi zafundowala mialem wystarczajaco duzo czasu na jego odbudowe i teraz to czy ja z nia zostane, czy nie. Czy jej jutro wszystko sie odwroci i zacznie na nowo romansowac, ze starym lub nowym kochankiem, to mnie to ani grzeje, ani ziebi.
Nauczylem sie zyc bez niej, poznalem sporo wartosciowych osob, nie mam problemu z rozpoczynaniem nowych znajomosci, i wcale nie sa mi do tego potrzebne jakies portale randkowe.
Na nowo stalem sie pewnym siebie mezczyzna, ktory nie utozsamia wlasnego szczescia z innym czlowiekiem.
Decydujac sie szesnascie lat temu na slub z moja zona, tak naprawde jej nie znalem. Nie znalem zawilosci jej rodziny, nie wiedzialem o problemach alkoholowych jej matki, a co za tym idzie, konsekwencji ktore jz poniosla w swojej psychice wychowujac sie w swoim domu.
Teraz jesli podejme decyzje, ze z nia zostane, to bedzie ona swiadoma, bo wiem z kim mam do czynienia, bo niczym mnie juz nie moze zaskoczyc.

2,620

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

To poczucie odpowiedzialności za kogoś, nawet za żonę to cecha nabyta. W domu rodzinnym raz i przez lata uzależnienia się od gierek żony to dwa. Nie bez powodu dążysz, by być tzw dobrym człowiekiem. Umiałbyś być s...synem by uratować komuś tyłek czy nie płacić za czyjeś grzeszki? Ja się łapię, że moja opinia o sobie zamąca mi umysł.

2,621 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-03-16 16:03:26)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotruś, pięknie możesz sobie wszystko zracjonalizować. Człowiek jak chce to wymyśli sobie tysiąc powodów, dla których postępuje w ten lub inny sposób. Możesz kreować wizję rodziny, która ulegnie całkowitemu rozpadowi po rozwodzie, co jest tak naprawdę tylko twoją interpretacją. Możesz w rozwodzie widzieć powód, dla którego twoje dzieci będą miały zwichrowaną psychikę, co jest bzdurą w przypadku wiele rozumiejących nastolatków. Możesz tworzyć hipotezy i teorie, które usprawiedliwią twoje pochopne podszyte niezrozumiałymi przez ciebie emocjami - WAHANIA I DZIAŁANIA. Ale to tylko przykrywka a pod spodem czai się coś zupełnie innego, czego nie chcesz zobaczyć. Kierując się swoim przeczuciem stawiam na to, że gdzieś głęboko w środku uważasz, że niemożliwe jest aby ktoś ciebie prawdziwie i głęboko pokochał. Nie wierzysz w to, że możesz być dla kogoś centrum wszechświata. Właśnie robisz kolejny krok, aby to twoje wewnętrzne, ukryte przekonanie o sobie wypełniło się jak samospełniająca się przepowiednia. Bierzesz minimum i tworzysz sobie do tego podbudowę, aby tylko nie konfrontować się ze swoimi lękami.

2,622

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

To poczucie odpowiedzialności za kogoś, nawet za żonę to cecha nabyta. W domu rodzinnym raz i przez lata uzależnienia się od gierek żony to dwa. Nie bez powodu dążysz, by być tzw dobrym człowiekiem. Umiałbyś być s...synem by uratować komuś tyłek czy nie płacić za czyjeś grzeszki? Ja się łapię, że moja opinia o sobie zamąca mi umysł.

Masz racje, ze te ceche nabywa sie w rodzinnym domu, wpoila mi ja moja matka. Nie, nie potrafilbym bym byc s...synem, dla osiagniecia wlasnych korzysci. Zawsze staralem sie zyc zgodnie z wpojonymi mi wartosciami i  mysle, ze bardzo ulatwia to zycie, bo czlowiek nie staje sie horagiewka, ktora obraca sie w te strone, z ktorej wiatr zawieje.

2,623

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:

Piotruś, pięknie możesz sobie wszystko zracjonalizować. Człowiek jak chce to wymyśli sobie tysiąc powodów, dla których postępuje w ten lub inny sposób. Możesz kreować wizję rodziny, która ulegnie całkowitemu rozpadowi po rozwodzie, co jest tak naprawdę tylko twoją interpretacją. Możesz w rozwodzie widzieć powód, dla którego twoje dzieci będą miały zwichrowaną psychikę, co jest bzdurą w przypadku wiele rozumiejących nastolatków. Możesz tworzyć hipotezy i teorie, które usprawiedliwią twoje pochopne podszyte niezrozumiałymi przez ciebie emocjami - WAHANIA I DZIAŁANIA. Ale to tylko przykrywka a pod spodem czai się coś zupełnie innego, czego nie chcesz zobaczyć. Kierując się swoim przeczuciem stawiam na to, że gdzieś głęboko w środku uważasz, że niemożliwe jest aby ktoś ciebie prawdziwie i głęboko pokochał. Nie wierzysz w to, że możesz być dla kogoś centrum wszechświata. Właśnie robisz kolejny krok, aby to twoje wewnętrzne, ukryte przekonanie o sobie wypełniło się jak samospełniająca się przepowiednia. Bierzesz minimum i tworzysz sobie do tego podbudowę, aby tylko nie konfrontować się ze swoimi lękami.

Summerko, gdybys mogla wiedziec jak bardzo sie mylisz w tej opinii. Niestety nie mam argumentow, ktore moglbym tu uzyc, poniewaz kiedys cos komus obiecalem, i zamierzam dotrzymac slowa. Jedyne co moge Ci napisac, to to, ze czasem rzeczy nie mozliwe, sa bardzo mozliwe, do tego stopnia, ze staja sie realne.

2,624 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-03-16 16:22:11)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Trochę mogę się domyślać wink
Była relacja smile Może nawet czułeś się w niej wyjątkowy i w pełni akceptowany, więc niech zgadnę...zrobiłeś coś, żeby się skończyła. To tylko potwierdzałoby moje przypuszczenia smile Ty po prostu jesteś typem masochisty, który (oczywiście nieświadomie) utrudnia sobie życie i nie potrafi w dłuższym czasie funkcjonować w zdrowym układzie. Typ masochistyczny dotyczy najczęściej dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, w której jedna osoba (przeważnie matka) cierpi, POŚWIĘCA SIĘ dla tzw. dobra rodziny. Typ masochistyczny jest bardzo trudny do "wyleczenia" sad

2,625

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, nie dla własnych korzyści, ale by po dupie nie dostać. Zdobędziesz taką umiejętność, możesz się rozwodzić lub nie.

2,626

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:

Trochę mogę się domyślać wink
Była relacja smile Może nawet czułeś się w niej wyjątkowy i w pełni akceptowany, więc niech zgadnę...zrobiłeś coś, żeby się skończyła. To tylko potwierdzałoby moje przypuszczenia smile Ty po prostu jesteś typem masochisty, który (oczywiście nieświadomie) utrudnia sobie życie i nie potrafi w dłuższym czasie funkcjonować w zdrowym układzie. Typ masochistyczny dotyczy najczęściej dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, w której jedna osoba (przeważnie matka) cierpi, POŚWIĘCA SIĘ dla tzw. dobra rodziny. Typ masochistyczny jest bardzo trudny do "wyleczenia" sad

Wychowalem sie w pelnej rodzinie, w odroznieniu od mojej jz, ale tak jak u niej, w mojej tez byl problem alkoholowy, z tym ze mial go moj ojciec, a u niej jej matka.
Wiem o tym, ze dzieci wychowujace sie w takim srodowisku, czesto maja problemy, w tym prezentuja, jak to nazwalas typ masochistyczny. Jednak mylisz sie w ocenie mojej osoby, ja nie jestem przedstawicielem tego typu, ani nie przejawiam objawow syndromu DDA.
Chodzilem indywidualnie do psychologa, bylem na badaniach RODK, i wedlug kazdej opinii jest ze mna wszystko w porzadku. Nie zaobserwowano u mnie niczego z rzeczy o ktorych piszesz.
Czasem, zeby cos popsuc, nie trzeba byc typem masochistycznym, ale wystarczy po prostu zrobic glupote.
Ja okazalem sie glupim mezczyzna w pewnej kwestii, i zdaje sobie z tego sprawe, ale nie o tym jest ten watek, wiec nie bede dalej ciagnal tego tematu.

2,627

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Piotrze, nie dla własnych korzyści, ale by po dupie nie dostać. Zdobędziesz taką umiejętność, możesz się rozwodzić lub nie.

Uwazam, ze ani dla wlasnych korzysci, ani by nie dostac po dupie, nie warto byc  s...synem. Mysle, ze i jeden i drugi cel, mozna osiagnac w cywilizowany sposob. I masz racje, moge sie rozwodzic i moge tego nie robic. Jestem wolnym czlowiekiem z wolna wola, a wszelkie konsekwencje beda tylko moim udzialem.

2,628

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Słono za to zapłacisz , bo ona cie zniszczy.


poczytaj dla przypomnienia wszystkie wypowiedzi jednego z użytkowników ja zacytuje tylko jeden post , a Ty przeczytaj i zapamiętaj


Witaj Piotr


Finał jest taki, że w ten poniedziałek wróciła, leży teraz na moich kolanach i śpi a ja głaszczę ja po głowie



Jak to przeczytałem, to omal się nie zakrztusiłem.
Biedne, nieszczęśliwe dziewczęcie,  po miesiącach harców z kochankiem przecież trzeba pocieszać po stracie ukochanego?.
Gratuluję Piotr, naprawdę gratuluję. Nie pomyliłem się co do finału?..
Szczęściara

Powinna na mszę dziękczynną dać lub na kolanach do Częstochowy zapindalać?
Jak widać na załączonym obrazku, niektórym facetom naprawdę do szczęścia niewiele potrzeba.
Tak jak w Pulp Fiction: "Poczujesz ukłucie, to twoja duma, musisz ją tylko stłumić".
Pozbądź się swojej męskiej dumy, swoich jaj. Zegnij kolana przed losem i przeznaczeniem.
Żyj szczęśliwie.
Ale na pewno nie jak mężczyzna.
Jeszcze nie raz zaboli, Nie martw się jednak.
Masz czas do końca życia, aby się przyzwyczaić. Możesz jednak być pewny, że wydarzy się to jeszcze nie raz,
No ale przecież masz do końca życia czas.
Żeby się przyzwyczaić.
Dwa razy( o tylu wiesz) zostałeś zdradzony i taki powrót- marzenie?
Myślisz o dzieciach, o rodzinie ?.
Dlaczego ona o tym nie myślała?
Widzę, że nadal masz zamiar robić za jej tatusia, mamusię i niańczyć te biedne, zagubione dziewczę.
Niektórzy twierdzą, że po zdradzie może być lepiej.Tylko podstawowe pytanie brzmi:
Dla kogo?
Wygląda na to, że dla niej na pewno już jest.
Może od razu zamiast się męczyć, pójdź na całość.
Wydrukuj i powieś na ścianie:
Moja żona mnie tak naprawdę dwa razy nie zdradziła,
Nawet jak zdradziła, to przecież nie chciała,
A nawet  jak chciała to nie wiedziała co robi, bo to przecie dobra kobieta jest,
A  to wszystko i tak nic nie znaczy, bo ją kocham nad życie.



Powtórzę:

Aby dać szansę,  trzeba być w pełni gotowym, by umieć nie wybaczyć i w każdej chwili wykopać za drzwi. Ale taką gotowość buduje się latami.
Ty nie jesteś gotowy ani na to aby wypłacić jej kopa, ani na to, aby z nią dalej żyć.
Rządzi Tobą nie miłość, ale strach przed zmianą, przed otwarciem się na świat i co gorsza, przed innym życiem.
Dajesz jej szansę, bo jesteś po prostu za miękki.
Wyzywasz czy to w myślach, czy też tutaj  faceta od wszelkich najgorszych.
A przecież, tak jak pisałem, on Ci nic nie był winny.
To jak nazwiesz swoją żonę, która Tobie ślubowała a się z nim puszczała?
Nie nazwiesz, bo jak nazwiesz po imieniu to będziesz się musiał zmierzyć z kolejnym problemem, a tak jest Ci łatwiej - zrzuciłeś winę na niego, ją oczyszczasz.
Z szacunku dla samego siebie nie powinieneś faceta, który przystawił Ci rogi nazywać zerem, ścierwem czy jak tam go nazywasz.
Bo jeśli taki facio grzmocił Ci żonę, to kim Ty jesteś?
Wg mnie to powinieneś iść do niego z flaszką i podziękować za to, że Ci oczy otworzył, jaką kobietą jest Twoja połowica.
Problem z Tobą jest jednak taki, że Ty nie chcesz mieć ich otwartych


Miłego popołudnia


koniec cytatu ....

2,629 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-03-16 19:47:53)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Trochę mogę się domyślać wink
Była relacja smile Może nawet czułeś się w niej wyjątkowy i w pełni akceptowany, więc niech zgadnę...zrobiłeś coś, żeby się skończyła. To tylko potwierdzałoby moje przypuszczenia smile Ty po prostu jesteś typem masochisty, który (oczywiście nieświadomie) utrudnia sobie życie i nie potrafi w dłuższym czasie funkcjonować w zdrowym układzie. Typ masochistyczny dotyczy najczęściej dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, w której jedna osoba (przeważnie matka) cierpi, POŚWIĘCA SIĘ dla tzw. dobra rodziny. Typ masochistyczny jest bardzo trudny do "wyleczenia" sad

Wychowalem sie w pelnej rodzinie, w odroznieniu od mojej jz, ale tak jak u niej, w mojej tez byl problem alkoholowy, z tym ze mial go moj ojciec, a u niej jej matka.
Wiem o tym, ze dzieci wychowujace sie w takim srodowisku, czesto maja problemy, w tym prezentuja, jak to nazwalas typ masochistyczny. Jednak mylisz sie w ocenie mojej osoby, ja nie jestem przedstawicielem tego typu, ani nie przejawiam objawow syndromu DDA.
Chodzilem indywidualnie do psychologa, bylem na badaniach RODK, i wedlug kazdej opinii jest ze mna wszystko w porzadku. Nie zaobserwowano u mnie niczego z rzeczy o ktorych piszesz.
Czasem, zeby cos popsuc, nie trzeba byc typem masochistycznym, ale wystarczy po prostu zrobic glupote.
Ja okazalem sie glupim mezczyzna w pewnej kwestii, i zdaje sobie z tego sprawe, ale nie o tym jest ten watek, wiec nie bede dalej ciagnal tego tematu.

Piotr, ja ciebie nie diagnozuję, ale interpretuję to, co tutaj piszesz, więc się jakoś specjalnie nie przejmuj ani moimi, ani nikogo innego dywagacjami. W wolnej chwili poczytaj sobie o osobowości masochistycznej i już.

To, na co jednak zwróciłam uwagę to fakt, że mylisz RODK z instytucją, która bada osobowość a tak nie jest. Nawet psycholog nie mówi pacjentowi o jego problemach używając określenia "zaburzenia masochistyczne" (sam przyznasz, że nie brzmi to dobrze i ładnie wink ), ale podczas terapii pomaga dostrzec pacjentowi, w jaki sposób funkcjonuje i co jest tego powodem oraz celem.
Poza tym masochistyczne zaburzenia osobowości nie są szkodliwe dla otoczenia, a osoba nią dotknięta szkodzi głównie sama sobie. Ponadto osobowość masochistyczną to często "efekt uboczny" wychowywania dziecka w PEŁNEJ rodzinie, w której jedno z rodziców POŚWIĘCA SIĘ dla dobra rodziny, aby właśnie ona trwała i przekazuje taki sam wzór dziecku, który go powiela. Chce dobrze a wychodzi ... Brzmi znajomo? Pomyśl o tym przy rozważaniach co jest dobre a co nie dla twoich dzieci, bo każdy kij ma dwa końce. Chcesz, żeby twoje dzieci powielały twój los? Nikogo nie skrzywdzą, oprócz siebie sad

Wg DSM aby rozpoznać masochistyczne zaburzenie osobowości osoba powinna spełniać co najmniej pięć z poniższych kryteriów:
1. pomimo tego, że inne możliwości są widoczne, dokonuje takich wyborów ludzi i sytuacji, które prowadzą do porażki,
2. nie daje sobie pomóc, odtrąca tych, którzy próbują
3. jeżeli osiąga sukces to reaguje na niego depresją, poczuciem winy, ściąga na siebie różne nieszczęśliwe wypadki,
4. prowokuje innych do gniewu i odrzucenia, po czym doznaje poczucia krzywdy, klęski, upokorzenia,
5. nie jest w stanie tolerować przyjemnych uczuć, satysfakcji, odrzuca ludzi i sytuacje, które mogłyby do tego prowadzić,
6. wychodzi jej pomaganie innym, a gdy ma coś zrobić dla siebie, również w najważniejszych dla niej sferach życia osobistego, to ponosi porażkę - pomimo tego, że posiada niezbędne zdolności i umiejętności aby osiągnąć sukces,
7. nie interesują ją ludzie, którzy dobrze się do niej odnoszą,
8. jest skłonna do ofiar i wyrzeczeń na rzecz osób, które wcale tego nie oczekują

2,630

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
przypominajka napisał/a:

Słono za to zapłacisz , bo ona cie zniszczy.


poczytaj dla przypomnienia wszystkie wypowiedzi jednego z użytkowników ja zacytuje tylko jeden post , a Ty przeczytaj i zapamiętaj


Witaj Piotr


Finał jest taki, że w ten poniedziałek wróciła, leży teraz na moich kolanach i śpi a ja głaszczę ja po głowie



Jak to przeczytałem, to omal się nie zakrztusiłem.
Biedne, nieszczęśliwe dziewczęcie,  po miesiącach harców z kochankiem przecież trzeba pocieszać po stracie ukochanego?.
Gratuluję Piotr, naprawdę gratuluję. Nie pomyliłem się co do finału?..
Szczęściara

Powinna na mszę dziękczynną dać lub na kolanach do Częstochowy zapindalać?
Jak widać na załączonym obrazku, niektórym facetom naprawdę do szczęścia niewiele potrzeba.
Tak jak w Pulp Fiction: "Poczujesz ukłucie, to twoja duma, musisz ją tylko stłumić".
Pozbądź się swojej męskiej dumy, swoich jaj. Zegnij kolana przed losem i przeznaczeniem.
Żyj szczęśliwie.
Ale na pewno nie jak mężczyzna.
Jeszcze nie raz zaboli, Nie martw się jednak.
Masz czas do końca życia, aby się przyzwyczaić. Możesz jednak być pewny, że wydarzy się to jeszcze nie raz,
No ale przecież masz do końca życia czas.
Żeby się przyzwyczaić.
Dwa razy( o tylu wiesz) zostałeś zdradzony i taki powrót- marzenie?
Myślisz o dzieciach, o rodzinie ?.
Dlaczego ona o tym nie myślała?
Widzę, że nadal masz zamiar robić za jej tatusia, mamusię i niańczyć te biedne, zagubione dziewczę.
Niektórzy twierdzą, że po zdradzie może być lepiej.Tylko podstawowe pytanie brzmi:
Dla kogo?
Wygląda na to, że dla niej na pewno już jest.
Może od razu zamiast się męczyć, pójdź na całość.
Wydrukuj i powieś na ścianie:
Moja żona mnie tak naprawdę dwa razy nie zdradziła,
Nawet jak zdradziła, to przecież nie chciała,
A nawet  jak chciała to nie wiedziała co robi, bo to przecie dobra kobieta jest,
A  to wszystko i tak nic nie znaczy, bo ją kocham nad życie.



Powtórzę:

Aby dać szansę,  trzeba być w pełni gotowym, by umieć nie wybaczyć i w każdej chwili wykopać za drzwi. Ale taką gotowość buduje się latami.
Ty nie jesteś gotowy ani na to aby wypłacić jej kopa, ani na to, aby z nią dalej żyć.
Rządzi Tobą nie miłość, ale strach przed zmianą, przed otwarciem się na świat i co gorsza, przed innym życiem.
Dajesz jej szansę, bo jesteś po prostu za miękki.
Wyzywasz czy to w myślach, czy też tutaj  faceta od wszelkich najgorszych.
A przecież, tak jak pisałem, on Ci nic nie był winny.
To jak nazwiesz swoją żonę, która Tobie ślubowała a się z nim puszczała?
Nie nazwiesz, bo jak nazwiesz po imieniu to będziesz się musiał zmierzyć z kolejnym problemem, a tak jest Ci łatwiej - zrzuciłeś winę na niego, ją oczyszczasz.
Z szacunku dla samego siebie nie powinieneś faceta, który przystawił Ci rogi nazywać zerem, ścierwem czy jak tam go nazywasz.
Bo jeśli taki facio grzmocił Ci żonę, to kim Ty jesteś?
Wg mnie to powinieneś iść do niego z flaszką i podziękować za to, że Ci oczy otworzył, jaką kobietą jest Twoja połowica.
Problem z Tobą jest jednak taki, że Ty nie chcesz mieć ich otwartych


Miłego popołudnia


koniec cytatu ....

Pamietam te wypowiedzi, o ile mnie pamiec nie myli sa autorstwa Aftera.  Ta konkretna ma juz prawie dwa lata.
Madry facet, i bardzo mi pomogl w tamtym czasie, chociaz nie posluchalem go do konca.
Od tamtego czasu zmienilo sie bardzo wiele. Dzis zaluje, ze wtedy go nie posluchalem, ze przyjalem zone z otwartymi ramionami. Dzis bym tego nie zrobil.
Dzis jestem wlasnie w takim miejscu o jakim on pisal, moge jej wybaczyc, ale rownie dobrze moge zakonczyc to raz na zawsze.
Nie obawiam sie, ze mnie zniszczy, bo nie udalo jej sie to przez ostatnie ponad dwa lata, wiec nie uda sie w przyszlosci.

2,631

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
summerka88 napisał/a:

Trochę mogę się domyślać wink
Była relacja smile Może nawet czułeś się w niej wyjątkowy i w pełni akceptowany, więc niech zgadnę...zrobiłeś coś, żeby się skończyła. To tylko potwierdzałoby moje przypuszczenia smile Ty po prostu jesteś typem masochisty, który (oczywiście nieświadomie) utrudnia sobie życie i nie potrafi w dłuższym czasie funkcjonować w zdrowym układzie. Typ masochistyczny dotyczy najczęściej dzieci z rodzin z problemem alkoholowym, w której jedna osoba (przeważnie matka) cierpi, POŚWIĘCA SIĘ dla tzw. dobra rodziny. Typ masochistyczny jest bardzo trudny do "wyleczenia" sad

Wychowalem sie w pelnej rodzinie, w odroznieniu od mojej jz, ale tak jak u niej, w mojej tez byl problem alkoholowy, z tym ze mial go moj ojciec, a u niej jej matka.
Wiem o tym, ze dzieci wychowujace sie w takim srodowisku, czesto maja problemy, w tym prezentuja, jak to nazwalas typ masochistyczny. Jednak mylisz sie w ocenie mojej osoby, ja nie jestem przedstawicielem tego typu, ani nie przejawiam objawow syndromu DDA.
Chodzilem indywidualnie do psychologa, bylem na badaniach RODK, i wedlug kazdej opinii jest ze mna wszystko w porzadku. Nie zaobserwowano u mnie niczego z rzeczy o ktorych piszesz.
Czasem, zeby cos popsuc, nie trzeba byc typem masochistycznym, ale wystarczy po prostu zrobic glupote.
Ja okazalem sie glupim mezczyzna w pewnej kwestii, i zdaje sobie z tego sprawe, ale nie o tym jest ten watek, wiec nie bede dalej ciagnal tego tematu.

Piotr, ja ciebie nie diagnozuję, ale interpretuję to, co tutaj piszesz, więc się jakoś specjalnie nie przejmuj ani moimi, ani nikogo innego dywagacjami. W wolnej chwili poczytaj sobie o osobowości masochistycznej i już.

To, na co jednak zwróciłam uwagę to fakt, że mylisz RODK z instytucją, która bada osobowość a tak nie jest. Nawet psycholog nie mówi pacjentowi o jego problemach używając określenia "zaburzenia masochistyczne" (sam przyznasz, że nie brzmi to dobrze i ładnie wink ), ale podczas terapii pomaga dostrzec pacjentowi, w jaki sposób funkcjonuje i co jest tego powodem oraz celem.
Poza tym masochistyczne zaburzenia osobowości nie są szkodliwe dla otoczenia, a osoba nią dotknięta szkodzi głównie sama sobie. Ponadto osobowość masochistyczną to często "efekt uboczny" wychowywania dziecka w PEŁNEJ rodzinie, w której jedno z rodziców POŚWIĘCA SIĘ dla dobra rodziny, aby właśnie ona trwała i przekazuje taki sam wzór dziecku, który go powiela. Chce dobrze a wychodzi ... Brzmi znajomo? Pomyśl o tym przy rozważaniach co jest dobre a co nie dla twoich dzieci, bo każdy kij ma dwa końce. Chcesz, żeby twoje dzieci powielały twój los? Nikogo nie skrzywdzą, oprócz siebie sad

Wg DSM aby rozpoznać masochistyczne zaburzenie osobowości osoba powinna spełniać co najmniej pięć z poniższych kryteriów:
1. pomimo tego, że inne możliwości są widoczne, dokonuje takich wyborów ludzi i sytuacji, które prowadzą do porażki,
2. nie daje sobie pomóc, odtrąca tych, którzy próbują
3. jeżeli osiąga sukces to reaguje na niego depresją, poczuciem winy, ściąga na siebie różne nieszczęśliwe wypadki,
4. prowokuje innych do gniewu i odrzucenia, po czym doznaje poczucia krzywdy, klęski, upokorzenia,
5. nie jest w stanie tolerować przyjemnych uczuć, satysfakcji, odrzuca ludzi i sytuacje, które mogłyby do tego prowadzić,
6. wychodzi jej pomaganie innym, a gdy ma coś zrobić dla siebie, również w najważniejszych dla niej sferach życia osobistego, to ponosi porażkę - pomimo tego, że posiada niezbędne zdolności i umiejętności aby osiągnąć sukces,
7. nie interesują ją ludzie, którzy dobrze się do niej odnoszą,
8. jest skłonna do ofiar i wyrzeczeń na rzecz osób, które wcale tego nie oczekują

Summerko, tak z ciekawosci, bralas kiedys udzial w badaniach RODK? Widzialas opinie wystawiona dla sadu przez taki osrodek?

2,632

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr, tytuł twojego posta jest znamienny_- Ty chcesz ratować żonę rycerzu... Ale pomyśl o tym, że pozwalając jej na takie traktowanie UNIEMOŻLIWIASZ jej zmianę. Daj jej kopniaka, to może jej pomóc... Jesteś w stanie na tyle się poświęcić dla niej, by to zaryzykować? Oj, wiem że trudno, przepraszam za te rebusy na noc. smile

2,633

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Summerko, tak z ciekawosci, bralas kiedys udzial w badaniach RODK? Widzialas opinie wystawiona dla sadu przez taki osrodek?

Widziałam Piotruś więcej opinii OZSS (czy jak wolisz RODK) niż bym chciała i wystarczająco dużo wiem na tem temat, aby jednoznacznie stwierdzić, że jest to opinia sporządzona na podstawie obserwacji, wywiadu i charakterystyk psychologicznych ukierunkowanych na analizę systemu zaburzeń rodzinnych i nie ma nic wspólnego z diagnozowaniem zaburzeń osobowości.

2,634

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Summerko, tak z ciekawosci, bralas kiedys udzial w badaniach RODK? Widzialas opinie wystawiona dla sadu przez taki osrodek?

Widziałam Piotruś więcej opinii OZSS (czy jak wolisz RODK) niż bym chciała i wystarczająco dużo wiem na tem temat, aby jednoznacznie stwierdzić, że jest to opinia sporządzona na podstawie obserwacji, wywiadu i charakterystyk psychologicznych ukierunkowanych na analizę systemu zaburzeń rodzinnych i nie ma nic wspólnego z diagnozowaniem zaburzeń osobowości.



Ela210 napisał/a:

Piotr, tytuł twojego posta jest znamienny_- Ty chcesz ratować żonę rycerzu... Ale pomyśl o tym, że pozwalając jej na takie traktowanie UNIEMOŻLIWIASZ jej zmianę. Daj jej kopniaka, to może jej pomóc... Jesteś w stanie na tyle się poświęcić dla niej, by to zaryzykować? Oj, wiem że trudno, przepraszam za te rebusy na noc. smile

Słuszne spostrzeżenie i sugestia smile
Należy jednak zważyć na fakt, że tak naprawdę poczynania Piotra nie są ukierunkowane na innych, ale na siebie, gdyż czuje się on sam z sobą dobrze wówczas, gdy moźe się POŚWIĘCAĆ dla innych. Piotr nie dostrzega swojej zależności od potrzeb i trudności doświadczanych przez innych, bo ma zinternalizowany przymus (obowiązek) "pomagania" i to ów wewnętrzny przymus determinuje jego postępowanie, samopoczucie i samoocenę.

2,635

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

To się porobiło Piotrek....
Stoisz przed nie lada dylematem i każdemu z tu piszących jest łatwo mówić co by zrobił-  dopóki sami nie muszą podejmować takich decyzji smile
Faktycznie to już ponad dwa lata ? Dużo. Tak mnie zastanawia jak Ty to znosisz, taki stan ciągłej gotowości, ciągłego poczucia zagrożenia, stanu gotowości do walki ? Przecież to niesamowicie wyczerpujące psychicznie. Pamiętam przeciez to jeszcze.
Tak się zastanawiam nad tą Twoją sytuacją i porównuje siłą rzeczy do swojej i z jednej strony Ci zazdroszczę, że masz taki wybór, że możesz odzyskać to co dla Ciebie jest tak cenne i powiem Ci że pewnie gdybym kiedyś dostał taką możliwość, to pewnie wtedy bym z niej skorzystał, choć nie mam pojęcia czy coś takiego można "udźwignac"  w dłuższej perpektywie. Pewnie trzeba do tego nadludzkiej siły charakteru i woli. Ale z drugiej strony, gdy minęło już tyle czasu, gdy już wiem i Ty wiesz, że marzeń nie da się skleic - dziś odrzucił bym taką możliwość. I choć wiele jest powodów, które przemawiają za taką decyzją, to ja podam Ci najważniejszy-  Ty nadal nie wiesz co w Niej jest prawdziwe, a co jest kłamstwem.
Znasz moje poglądy, więc wiesz że w moim odczuciu " w życiu kocha się tylko raz " niemniej czasami dobre i pozytywne cechy jednej osoby, nie zrównoważą pustej osobowości drugiej osoby.
Myślę że przynajmiej powinieneś doprowadzić ten rozwod do konca, warunki wyjściowe do tego masz bardzo dobre. A później zobaczysz co będzie, przeciez Ona i tak nigdzie nie zniknie, bo gdzie ? A dzięki temu będziesz przynajmniej zabezpieczony Ty, twoi synowie i ich przyszłość. Jej też coś udowodnisz ,że masz charakter i że w życiu zawsze płaci się za błędy.
Kto wie, może zobaczysz wreszcie jej prawdziwą twarz ?
Pozdrawiam....

2,636 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-03-18 11:35:15)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Często, nawet z ust zdradzonego, pada argument, że nie chce/nie umie sobie wyobrazić rozwodu, wyprowadzki, sprzedaży wspólnego dobra, szukania na nowo partnera, samotnego życia...

ale patrząc na ten temat widzimy, że czasem pozostanie kosztuje o wiele więcej sił i zdrowia. 2 lata życia w stresie i poniżeniu, aż wreszcie królowa stwierdziła, że korzystniej jest dla niej udawać dobrą żonę... hm. Warto było? Nie chcę odpowiadać za autora, ale moim zdaniem ten cyrk trzeba było zakończyć już pierwszego dnia.

jest spore prawdopodobieństwo, że w 2 lata byłoby już "pozamiatane", a autor miałby spokój, a może nawet nowy, udany związek.

Niestety, wygodne rozwiązanie czasem okazuje się niewygodne :C

2,637

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wraca nie wraca , rozwód musi doprowadzić teraz do końca , bo za "chwile" jak tego nie zrobi to on ! bedzie w sytuacji jakiej jest ona,z tym ze ona nie bedzie miala skrupułów by go rozjechać. Zadnych sentymentów i tj pewne ! taka jest roznica ze facet jeszcze bedzie mial sentyment mimo klęski i pomoże - kobieta zadnego .

2,638

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:

To się porobiło Piotrek....

Tak się zastanawiam nad tą Twoją sytuacją i porównuje siłą rzeczy do swojej i z jednej strony Ci zazdroszczę, że masz taki wybór, że możesz odzyskać to co dla Ciebie jest tak cenne i powiem Ci że pewnie gdybym kiedyś dostał taką możliwość, to pewnie wtedy bym z niej skorzystał, choć nie mam pojęcia czy coś takiego można "udźwignac"  w dłuższej perpektywie.

Raczej nie wychodzi w dalszej perspektywie w typowych przypadkach.
Nie chce pochopnie oceniać ale Piotr chyba umiałby z tym żyć - na ile prawdziwie, na ile z momentami gorzkich refleksji... diabli wiedza.
Ale Piotr, chyba jesteś : Ratownikiem - tylko czy Tobie to służy ?
Powodzenia.

2,639

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
przypominajka napisał/a:

taka jest roznica ze facet jeszcze bedzie mial sentyment mimo klęski i pomoże - kobieta zadnego .

I to jest najprawdziwsza prawda, widzę to niestety sam po sobie smile Ile to ja razy pomogłem tej swojej bż przez ostatni rok....
Ale Piotr musi zrozumieć że rozwod to absolutnie podstawowy warunek do wyjścia do czegokolwiek innego. Czy to do pomocy w usamodzielnieniu się żonie czy do pozostania jej w domu i budowy związku na nowo, czy do wielu innych....
Podstawa to zabezpieczyć swoje i dzieci interesy - a później można gdybac. ...

2,640

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:
przypominajka napisał/a:

taka jest roznica ze facet jeszcze bedzie mial sentyment mimo klęski i pomoże - kobieta zadnego .

I to jest najprawdziwsza prawda, widzę to niestety sam po sobie smile Ile to ja razy pomogłem tej swojej bż przez ostatni rok....
Ale Piotr musi zrozumieć że rozwod to absolutnie podstawowy warunek do wyjścia do czegokolwiek innego. Czy to do pomocy w usamodzielnieniu się żonie czy do pozostania jej w domu i budowy związku na nowo, czy do wielu innych....
Podstawa to zabezpieczyć swoje i dzieci interesy - a później można gdybac. ...

Każdy człowiek jest inny i ma prawo żyć jak chce. Dla jednego/jednej już lepiej pozostać, niż odejść i na odwrót - zależy od silnej psychiki (jedni wytrzymują więcej, inni szybko rozpadają się na kawałeczki i odrzucają innych - najczęściej plując żółcią - po podobnych historiach). Dlaczego ludzie (szczególnie rozwodnicy) tak uwielbiają manipulować innymi - jak powinni żyć, postępować, układać sobie życie. Przeczytałam cały wątek Piotra (no przyznam nie było łatwo) i moim zdaniem robił dobrze - bo zrobił jak chciał, a nie czego od niego oczekiwaliście. Przy ogólnym owczym pędzie i strachu przed przeżywaniem jakichkolwiek negatywnych emocji (ludzie są strasznie słabi psychicznie) powstają grupy narzucających wolę ludzi. Żeby ta wola jeszcze była obiektywna, a gdzie tam przepełniona personalnymi doświadczeniami i dozą subiektywnej oceny sytuacji - dlatego bardzo rzadko biorę za pewne informacje fakty wypowiadane z ust człowieka, który kipi zranioną dumą itp. Ludzie wymyślili elektronikę, internet, miliard historii opisanych i sprzedawanych pod postacią książek... zatem własne krzywdy, tym bardziej w wirtualnym świecie, można wyolbrzymić (nie mówię, że każdy tak robi, ale spokojnie większość, szczególnie zapominając o "własnych dokonaniach" na poczet tworzonego związku).
Zrobił jak chciał, zrobił co uważał za słuszne.

2,641

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:
dziewan napisał/a:
przypominajka napisał/a:

taka jest roznica ze facet jeszcze bedzie mial sentyment mimo klęski i pomoże - kobieta zadnego .

I to jest najprawdziwsza prawda, widzę to niestety sam po sobie smile Ile to ja razy pomogłem tej swojej bż przez ostatni rok....
Ale Piotr musi zrozumieć że rozwod to absolutnie podstawowy warunek do wyjścia do czegokolwiek innego. Czy to do pomocy w usamodzielnieniu się żonie czy do pozostania jej w domu i budowy związku na nowo, czy do wielu innych....
Podstawa to zabezpieczyć swoje i dzieci interesy - a później można gdybac. ...

Każdy człowiek jest inny i ma prawo żyć jak chce. Dla jednego/jednej już lepiej pozostać, niż odejść i na odwrót - zależy od silnej psychiki (jedni wytrzymują więcej, inni szybko rozpadają się na kawałeczki i odrzucają innych - najczęściej plując żółcią - po podobnych historiach). Dlaczego ludzie (szczególnie rozwodnicy) tak uwielbiają manipulować innymi - jak powinni żyć, postępować, układać sobie życie. Przeczytałam cały wątek Piotra (no przyznam nie było łatwo) i moim zdaniem robił dobrze - bo zrobił jak chciał, a nie czego od niego oczekiwaliście. Przy ogólnym owczym pędzie i strachu przed przeżywaniem jakichkolwiek negatywnych emocji (ludzie są strasznie słabi psychicznie) powstają grupy narzucających wolę ludzi. Żeby ta wola jeszcze była obiektywna, a gdzie tam przepełniona personalnymi doświadczeniami i dozą subiektywnej oceny sytuacji - dlatego bardzo rzadko biorę za pewne informacje fakty wypowiadane z ust człowieka, który kipi zranioną dumą itp. Ludzie wymyślili elektronikę, internet, miliard historii opisanych i sprzedawanych pod postacią książek... zatem własne krzywdy, tym bardziej w wirtualnym świecie, można wyolbrzymić (nie mówię, że każdy tak robi, ale spokojnie większość, szczególnie zapominając o "własnych dokonaniach" na poczet tworzonego związku).
Zrobił jak chciał, zrobił co uważał za słuszne.

smile
Zrobił jak chciał (a niby jak inaczej miał zrobić - żaden forumowicz z ekranu do Piotra nie przeskoczył i na smyczy nie pokierował w miejsce gdzie ma robic inaczej niż Piotr chce smile )- natomiast nie wiadomo czy dobrze zrobił i jak dobrze dla wszystkich zainteresowanych.
Wartość innych forumowych opinii to niemała wartość wielu odmiennych opinii i sposobów radzenia sobie w podobnych sytuacjach- można docenić można zlać.
To Piotr wybrał to miejsce na podzielenie się Swoją historią i konsekwentnie otrzymał to wszystko co forum ze sobą niesie smile, i moim zdaniem - dobrze się stało.
I oby w życiu Piotra również dobrze nastało a jak ? może Piotr napisze...

2,642

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie rozumiesz o co mi chodziło. Jako osoba znająca osobiście kilku rozwodników i rozwódek (w różnym wieku i z różnym bagażem doświadczeń) wyciągnęłam interesujące wnioski. Wybór "co dalej" ogromnie mówi o człowieku zarówno pokrzywdzonym/pokrzywdzonej z jakiegoś powodu tym rozwodem, jak i tym którzy chcieli takiego wyjścia. Dobry człowiek nie zamieni się w plującego jadem na lewo i prawo byłego męża/ byłą żonę. Osoby zawistne często poszukują poklasku i wywyższają swoją krzywdę - są strasznie subiektywni, niestabilni emocjonalnie przez co później uważają swoje dzieci (jeśli je posiadają) za własność. Łatwo ich rozpoznać oni nie zapytają się swoich dzieci czy im pewne sytuacje odpowiadają, oni/one z góry ZAKŁADAJĄ, że mają rację i powinno być tak jak oni chcą, bo to na pewno dobrze wpływa na dzieci (włącza się toksyczny rodzic). Może dziecko woli być z drugim rodzicem, może nie przeszkadzają mu partnerzy/partnerki? Dlaczego to co chce rodzic ma być ważniejsze od tego co chce dziecko (chyba, że uważają swoje dzieci za upośledzone)? Co więcej tego typu osoby rozgraniczają etapy znajomości spotykanie --> związek nieformalny --> narzeczeństwo --> ślub i według WŁASNYCH standardów (najczęściej szukają poklasków dla nich; tutaj na forum zdarzyło się to niejednokrotnie) uważają co mogli, a co nie. Co ich zdaniem nie powinno mieć wpływu na poszczególne (najczęściej późniejsze) etapy związku np. zdradziłem/zdradziłam, grałem/grałam na dwa fronty na etapie związek nieformalny to moje przewinienia nie wlicza się w etap ślubu. Wiem śmieszne, ale naprawdę tego typu ludzie istnieją! Relacja i jej budowanie jest ciągłym etapem. Od pierwszego spotkania do przysięgi małżeńskiej itp. Można wybaczyć, ale nie zapomnieć. Dlatego przykro mi było czytać jak pewni ludzie w jego wątku tak po nim jechali, bo nie postępował jak księstwo by sobie tego życzyło. W tym wypadku cieszę się, że nikt nie uwięził go na smyczy i nie prowadził. Zachowywali się jak obrońcy uciśnionych, ale tak naprawdę jakiego typu cele im przyświecały? Każdy o tym wie. Zawiść  i pielęgnowanie krzywdy to najgorsze cechy ludzi, i każdemu kto szuka drugiej połówki radziłabym takich ludzi omijać szerokim łukiem. Po tym jaki ktoś ma rzeczywiście charakter widać po traktowaniu matki i byłej żony - jeśli adorator jest rozwodnikiem to zawsze patrzę na jego relacje z byłą żoną. Nie ważne kto istotnie zawinił (najczęściej jest to mieszanka błędów obu stron rozciągniętych w czasie) nikt nie zmienia się wbrew sobie na gorsze. Nikt nie uwypukla swoich najgorszych cech przez kogoś, ona/on to robi BO CHCE.

random.further napisał/a:

I oby w życiu Piotra również dobrze nastało a jak ? może Piotr napisze...

Będzie lepiej, bo pokazał w porównaniu do innych, że MA JAJA. Obrał sobie drogę i szedł póki nie miał wątpliwości. Takich ludzi naprawdę cenię, bo ich jest bardzo mało w społeczeństwie. Ogólnie niby dwoje dorosłych ludzi zawiera związek małżeński, ale przy rozwodach (tym jadzie, towarzyszącemu chamstwu, aktom zazdrości, wywyższaniu się, ciąganiem dziecka na lewo i prawo zamiast wspólnie z nim usiąść i zapytać przy kim chce być - to swoją drogą rzadko ma miejsce przez strach rodzica i taktowanie "wolę mieszkać z mamą/tatą" jako odtrącenie...) oj widać kto kim jest. Najbardziej mnie śmieszy jak rozwodnicy/rozwódki źle prawią o swoich ex żonach/małżonkach. Przecież to kogo wybierzemy bardzo dużo świadczy o nas samych i taka jest prawda. Przeciwieństwa mogą się przyciągać, ale jeśli dotyczy to tylko i wyłącznie osobowości czy zainteresowań. Jednak nigdy z charakteru, czy RAM MORALNYCH. Pisząc swój wątek wiele osób szuka poklepania i aby przyciągnąć jak największą rzeszę ludzi pozytywnie do nich nastawionych przemilczają samych siebie. Dość dwulicowe, ale tonący łapie się brzytwy szczególnie gdy jest tym słabszym psychicznie w związku. Ciekawe ile osób tutaj mających wątki o swoim rozwodzie (szczególnie tak "mieszających z błotem" po byłych) pokazałaby swój temat znajomym, rodzinie, ex mężowi/żonie. Obstawiam, że 0,9%, bo trzeba byłoby odpowiadać na ich kontrargumenty co mogłoby ukazać ich samych w gorszym świetle, a część forumowiczów zmieniłaby okopy.

Dlatego Piotrze osobiście chylę czapkę z głowy.

2,643

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Odniosłam inne wrażenie.

O jajach Piotra - na pewno je ma.
O decyzjach Piotra - na pewno są Jego.
O wątpliwościach Piotra - na pewno je ma.

Piotrze, przeszedłeś wiele wraz z synami i żoną jeszcze, i długo to trwało - natomiast co w Tobie szumi i co dalej - dla mnie jest zagadką smile

2,644

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
random.further napisał/a:

O jajach Piotra - na pewno je ma.
O decyzjach Piotra - na pewno są Jego.
O wątpliwościach Piotra - na pewno je ma.

Ależ ja się z tobą w 100% zgadzam. Tylko tyle, że na te trzy kwestie najwięcej wpływu miał on sam, a nie opinia innych ludzi, którzy różne rzeczy mu proponowali - za co go chwalę.

2,645

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Cześć Piotr,
Trochę przerażajace jest to, co piszesz. Jakbyś się cofał, albo tak naprawdę nigdy nie zrobiłeś kroku do przodu i tylko "wziąłeś na przeczekanie" aż Twojej żonie minie "zakochanie", a w tym czasie tylko udawałeś, że umiesz żyć bez  emocji, które ona Ci funduje. To chyba rodzaj uzależnienia. Wydaje mi się, że w Twoim związku karty zawsze rozkładała i nadal rozkłada żona, Ty jesteś zdany na jej łaskę i niełaskę. Wystarczy Ci minimum ludzkiego traktowania, żebyś stracił instynkt samozachowawczy i samowolnie skazał się na namiastkę prawdziwego związku.

2,646

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:

Nie rozumiesz o co mi chodziło. Jako osoba znająca osobiście kilku rozwodników i rozwódek (w różnym wieku i z różnym bagażem doświadczeń) wyciągnęłam interesujące wnioski. Wybór "co dalej" ogromnie mówi o człowieku zarówno pokrzywdzonym/pokrzywdzonej z jakiegoś powodu tym rozwodem, jak i tym którzy chcieli takiego wyjścia. Dobry człowiek nie zamieni się w plującego jadem na lewo i prawo byłego męża/ byłą żonę. Osoby zawistne często poszukują poklasku i wywyższają swoją krzywdę - są strasznie subiektywni, niestabilni emocjonalnie przez co później uważają swoje dzieci (jeśli je posiadają) za własność. Łatwo ich rozpoznać oni nie zapytają się swoich dzieci czy im pewne sytuacje odpowiadają, oni/one z góry ZAKŁADAJĄ, że mają rację i powinno być tak jak oni chcą, bo to na pewno dobrze wpływa na dzieci (włącza się toksyczny rodzic). Może dziecko woli być z drugim rodzicem, może nie przeszkadzają mu partnerzy/partnerki? Dlaczego to co chce rodzic ma być ważniejsze od tego co chce dziecko (chyba, że uważają swoje dzieci za upośledzone)? Co więcej tego typu osoby rozgraniczają etapy znajomości spotykanie --> związek nieformalny --> narzeczeństwo --> ślub i według WŁASNYCH standardów (najczęściej szukają poklasków dla nich; tutaj na forum zdarzyło się to niejednokrotnie) uważają co mogli, a co nie. Co ich zdaniem nie powinno mieć wpływu na poszczególne (najczęściej późniejsze) etapy związku np. zdradziłem/zdradziłam, grałem/grałam na dwa fronty na etapie związek nieformalny to moje przewinienia nie wlicza się w etap ślubu. Wiem śmieszne, ale naprawdę tego typu ludzie istnieją! Relacja i jej budowanie jest ciągłym etapem. Od pierwszego spotkania do przysięgi małżeńskiej itp. Można wybaczyć, ale nie zapomnieć. Dlatego przykro mi było czytać jak pewni ludzie w jego wątku tak po nim jechali, bo nie postępował jak księstwo by sobie tego życzyło. W tym wypadku cieszę się, że nikt nie uwięził go na smyczy i nie prowadził. Zachowywali się jak obrońcy uciśnionych, ale tak naprawdę jakiego typu cele im przyświecały? Każdy o tym wie. Zawiść  i pielęgnowanie krzywdy to najgorsze cechy ludzi, i każdemu kto szuka drugiej połówki radziłabym takich ludzi omijać szerokim łukiem. Po tym jaki ktoś ma rzeczywiście charakter widać po traktowaniu matki i byłej żony - jeśli adorator jest rozwodnikiem to zawsze patrzę na jego relacje z byłą żoną. Nie ważne kto istotnie zawinił (najczęściej jest to mieszanka błędów obu stron rozciągniętych w czasie) nikt nie zmienia się wbrew sobie na gorsze. Nikt nie uwypukla swoich najgorszych cech przez kogoś, ona/on to robi BO CHCE.

random.further napisał/a:

I oby w życiu Piotra również dobrze nastało a jak ? może Piotr napisze...

Będzie lepiej, bo pokazał w porównaniu do innych, że MA JAJA. Obrał sobie drogę i szedł póki nie miał wątpliwości. Takich ludzi naprawdę cenię, bo ich jest bardzo mało w społeczeństwie. Ogólnie niby dwoje dorosłych ludzi zawiera związek małżeński, ale przy rozwodach (tym jadzie, towarzyszącemu chamstwu, aktom zazdrości, wywyższaniu się, ciąganiem dziecka na lewo i prawo zamiast wspólnie z nim usiąść i zapytać przy kim chce być - to swoją drogą rzadko ma miejsce przez strach rodzica i taktowanie "wolę mieszkać z mamą/tatą" jako odtrącenie...) oj widać kto kim jest. Najbardziej mnie śmieszy jak rozwodnicy/rozwódki źle prawią o swoich ex żonach/małżonkach. Przecież to kogo wybierzemy bardzo dużo świadczy o nas samych i taka jest prawda. Przeciwieństwa mogą się przyciągać, ale jeśli dotyczy to tylko i wyłącznie osobowości czy zainteresowań. Jednak nigdy z charakteru, czy RAM MORALNYCH. Pisząc swój wątek wiele osób szuka poklepania i aby przyciągnąć jak największą rzeszę ludzi pozytywnie do nich nastawionych przemilczają samych siebie. Dość dwulicowe, ale tonący łapie się brzytwy szczególnie gdy jest tym słabszym psychicznie w związku. Ciekawe ile osób tutaj mających wątki o swoim rozwodzie (szczególnie tak "mieszających z błotem" po byłych) pokazałaby swój temat znajomym, rodzinie, ex mężowi/żonie. Obstawiam, że 0,9%, bo trzeba byłoby odpowiadać na ich kontrargumenty co mogłoby ukazać ich samych w gorszym świetle, a część forumowiczów zmieniłaby okopy.

Dlatego Piotrze osobiście chylę czapkę z głowy.

I niby wszystko się zgadza, i wszystko tak pięknie napisane.... a drażni to jakoś czytającego.
Bo zabrakło najważniejszego, odpowiedzi na pytanie - dlaczego ktoś jest takim a nie innym rozwodnikiem ?
Bo ja np.posiadam cechy obydwu z opisanych grup rozwodniczych ? Wiec jak tu teraz można kogoś ocenić?  I jeszcze to piękne zdanie "z kim dziecko zostanie"...... Musi z kimś zostać?
A nie łatwiej stwierdzić, że akcja rodzi reakcje ? Ze doświadczenia wpływają na późniejsze zachowania ? Że ludzie posiadają w swojej duszy różne odcienie szarości?  Że nic w takich sytuacjach nigdy nie jest oczywiste ?
A ile Ex ma odwagę przyznać się publicznie do błędu ?
No ale nic, tak tylko sobie rozważam......

2,647

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:

Bo zabrakło najważniejszego, odpowiedzi na pytanie - dlaczego ktoś jest takim a nie innym rozwodnikiem ?

Pewnie ma to coś wspólnego z różnorodnością tworzonych związków - rozwodzą się ze sobą inne osobowości niż te które się ze sobą wiązały.
Piotr gdyby miał inna żonę i jednak sie rozwodził prawdopodobnie miałby inne wątpliwości smile
Wcale nie jestem pewna czy będzie dobrze Piotrowi (bardzo mu tego życzę) ale jeśli zostanie z żoną to po kolejnych 2 latach - jakie może mieć wątpliwości - a właściwie - jak wiele może ich mieć ?
I znów się zacznie... a może nie...

2,648 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-03-20 02:24:19)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:

I niby wszystko się zgadza, i wszystko tak pięknie napisane.... a drażni to jakoś czytającego.

Bo zabrakło najważniejszego, odpowiedzi na pytanie - dlaczego ktoś jest takim a nie innym rozwodnikiem ?
Napisałam to wcześniej. Każdy w swoim życiu przechodzi różne trudne chwile. Różni ludzie w tych samych sytuacjach inaczej się zachowują. Zatem od kogo to zależy - TYLKO OD NAS. Jedni dadzą się sprowokować, inni nie. Jedni będą chcieli ochłonąć, inni pójdą na całość ze swoim ego. Jedni zobojętnieją, inni pozostaną zawistni. Można by tak pisać w nieskończoność.
Nasze postępowanie zależy tylko i wyłącznie od nas samych, chyba że ktoś trzymał komuś broń przy potylicy itp. wówczas przeciętny człowiek podlega prawom natury. Szantaży emocjonalnych nie wliczam, bo zależy to od silnej psychiki.

dziewan napisał/a:

Bo ja np.posiadam cechy obydwu z opisanych grup rozwodniczych ?

Tego nie wiem równie dobrze może to być twoje subiektywne odczucie zatem do tego się nie odniosę. Tym bardziej, że nie wiem czy chodzi o wybiórcze cechy czy całe spektrum. Pozostawmy to bez komentarza, bo kto może to ocenić?

dziewan napisał/a:

Wiec jak tu teraz można kogoś ocenić?  (...)
A nie łatwiej stwierdzić, że akcja rodzi reakcje ?

To jest właśnie typowe odwlekanie winy jak najdalej od siebie, które rodzi arogancję. "A co ja mogłem zrobić?" - wszystko to ty decydujesz, a nawet jeśli ktoś zadecyduje za ciebie to dlatego, że na to pozwoliłeś. Każde zachowanie wywołuje reakcje, ale w jaki sposób zareaguje się to już nasza broszka. Np. gościu był pijany i szarpnął ciebie za rękaw (przez pomyłkę bo stracił równowagę, ale ty o tym nie wiesz) miałeś multum możliwości od dania panu w szczękę, poprzez olanie gościa, może nawet pomóc dojść do taksówki po rozpoczęcie pyskówki. Każda z tych reakcji powie jakim jesteś człowiekiem. Niestety nikt nie jest doskonały, ale niektórzy mają tendencje do nie przyjmowania do wiadomości kim w rzeczywistości są. Nie szanuję takich ludzi, bo nie potrafią przyznać się do błędu. Sama wiele razy w swoim życiu musiałam przeanalizować swoje zachowanie, przyznać się do popełnionych błędów i jak widać żyję, rozwijam się wink. Jeśli ktoś musi najpierw się zemścić/chcieć krzywdy drugiej osoby to ja dziękuję za przebywanie z kimś takim.

dziewan napisał/a:

I jeszcze to piękne zdanie "z kim dziecko zostanie"...... Musi z kimś zostać?

Tak musi z kimś zostać, aby mieć statyczne miejsce. Takie przenosiny z jednego domu do drugiego wprowadzają zamęt w życiu dziecka, które emocjonalnie nie jest na to gotowe i w przyszłości zaowocuje to różnymi problemami na tle emocjonalno-rozwojowym np. jąkanie się, zamykanie w sobie, gorsze wyniki w nauce (będzie odczuwało zagrożenie, bo ze względu jak dogadają się "dorośli" rodzice będzie musiał tam iść, a to STRES), odtrącanie jednego z rodziców. Dziecko to nie rzecz, że przystosuje się, bo tak chcą rodzice. To oni mają problem, nie on/ona. Niestety część rozwodników (szczególnie obrażonych na drugą stronę) mają to w 4 literach, bo przecież teraz oni tak cierpią ble ble ble ble. 
Dlatego kultura i dogadanie się jest istotne, a nie moje chcę. Czasami lepiej odpuścić dla dobra dziecka - nie potrafią tego ludzie, którzy podświadomie uważają je za własność; swoje dobro które chce przywłaszczyć druga strona. Wielu rodziców twierdzi, że jest w stanie cierpieć dla dziecka (zrobić wszystko) czy tak jest w rzeczywistości?
Moim zdaniem dzieci które nabyły problemy w związku z rozwodem rodziców (spowodowane ich zachowaniem) powinny rościć się o odszkodowanie, bądź oczekiwać sfinansowania ich wizyt u specjalisty/ów tak długo jak zajdzie potrzeba (wiek nie odgrywa roli). Podobne prawo powinni mieć DDA, bo przez rodziców mają problemy, które często nie pozwalają na normalne funkcjonowanie w społeczeństwie, bądź tworzenie związków.

dziewan napisał/a:

Ze doświadczenia wpływają na późniejsze zachowania ?

Tak, ale w zależności KIM JESTEŚMY tak będą wpływać tj. taką wzbudzą w nas reakcję. Jesteś mężczyzną, więc podam typowy problem występujący w tym męskim świecie. Podryw. Jeden zagada do 90 dziewczyn i pomimo nikłego odzewu dalej będzie pozytywnie nastawiony, a inny kompletnie załamie się po 4 nieudanych razach i zacznie obwiniać kobiety o za wysokie wymagania nieadekwatne do ich możliwości (chociaż z żadną nie był, więc jak może to ocenić). Niby pierwszy był w gorszej sytuacji, ale jego usposobienie/charakter/poglądy były tarczą na problemy. U drugiego natomiast tak małe problemy wywołały tak burzliwą reakcję. Jakim kruchym człowiekiem musiał być, że błahe sprawy wywołały taki system obronny? Powtórzę nic złego w tym, że ktoś ma słabszą psychikę. Zaczyna to się robić niepokojące jak nie chce przyjąć tego do wiadomości i zacząć pracować nad sobą, a woli pójść w drugą stronę - roszczeniowo podchodzić do świata.

dziewan napisał/a:

Że ludzie posiadają w swojej duszy różne odcienie szarości?  Że nic w takich sytuacjach nigdy nie jest oczywiste ?

Oczywiście, że tak. Ludzie nie są ani biali, ani czarni. Ale cechy "wychodzące" przez jakieś trudne sytuacje moim zdaniem są bardziej lub mniej sprzyjające rozwojowi. Zawiść i arogancja to chyba najgorsze cechy jakie można nabyć po rozwodzie. Człowiek staje się niewolnikiem swojego czasu. Inni z jego/jej otoczenia (szczególnie nowe partnerki/partnerzy) chcieliby pójść naprzód, ale nie mogą. To destrukcyjne cechy zarówno dla nich samych, jak i dla otoczenia - nie mówiąc o samych dzieciach.

dziewan napisał/a:

A ile Ex ma odwagę przyznać się publicznie do błędu ?

Patrząc na to, że po rozwodzie obydwoje stają się już ex dla siebie nawzajem to bardzo mały odsetek ludzi. To wymaga silnej psychiki, a tego brakuje jak nigdy w naszym społeczeństwie. Zauważyłam, że osoby postronne (ale zranione i o tej samej płci) szczują innych obrażając i dyskredytując (jeszcze) partnerów innych ludzi. Nie myślą czy to prawda, czy nie - bo ich to nie obchodzi. Tutaj chodzi o ich misje polegającą na mszczeniu się za własne winy na konkretnej grupie osób. Najniższa forma upodlenia w której nie obchodzi ich kim jest autor tematu, ani osoba rozchodząca się z nim/nią. Tylko ich zepsuta misja.
Jednakże pisząc o udostępnieniu prowadzonych dyskusji rozwodników na forum chodziło mi o fakt działania w sposób, który z góry działa na niekorzyść drugiej strony - bo jak ma się ona/on bronić? Przedstawić swój obraz wydarzeń? Może wyjdzie, że to oni-nieobecni są pokrzywdzeni, a tu na forum ludzie są umiejętnie manipulowani przez autora, który tworzy wokół siebie otoczkę ofiary. Często przemilczając swój negatywny wpływ (albo co gorsza nie dostrzegając go) na rozpad związku. Dlatego jestem pod wrażeniem Piotra. Co jak co, miał gorsze chwile, ale ogólnie patrząc na chorobę jego żony to próbował ukazać ją możliwie w jak najbardziej neutralnym świetle.

2,649 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-03-20 02:23:15)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:
dziewan napisał/a:
przypominajka napisał/a:

taka jest roznica ze facet jeszcze bedzie mial sentyment mimo klęski i pomoże - kobieta zadnego .

I to jest najprawdziwsza prawda, widzę to niestety sam po sobie smile Ile to ja razy pomogłem tej swojej bż przez ostatni rok....
Ale Piotr musi zrozumieć że rozwod to absolutnie podstawowy warunek do wyjścia do czegokolwiek innego. Czy to do pomocy w usamodzielnieniu się żonie czy do pozostania jej w domu i budowy związku na nowo, czy do wielu innych....
Podstawa to zabezpieczyć swoje i dzieci interesy - a później można gdybac. ...

Każdy człowiek jest inny i ma prawo żyć jak chce. Dla jednego/jednej już lepiej pozostać, niż odejść i na odwrót - zależy od silnej psychiki (jedni wytrzymują więcej, inni szybko rozpadają się na kawałeczki i odrzucają innych - najczęściej plując żółcią - po podobnych historiach). Dlaczego ludzie (szczególnie rozwodnicy) tak uwielbiają manipulować innymi - jak powinni żyć, postępować, układać sobie życie. Przeczytałam cały wątek Piotra (no przyznam nie było łatwo) i moim zdaniem robił dobrze - bo zrobił jak chciał, a nie czego od niego oczekiwaliście. Przy ogólnym owczym pędzie i strachu przed przeżywaniem jakichkolwiek negatywnych emocji (ludzie są strasznie słabi psychicznie) powstają grupy narzucających wolę ludzi. Żeby ta wola jeszcze była obiektywna, a gdzie tam przepełniona personalnymi doświadczeniami i dozą subiektywnej oceny sytuacji - dlatego bardzo rzadko biorę za pewne informacje fakty wypowiadane z ust człowieka, który kipi zranioną dumą itp. Ludzie wymyślili elektronikę, internet, miliard historii opisanych i sprzedawanych pod postacią książek... zatem własne krzywdy, tym bardziej w wirtualnym świecie, można wyolbrzymić (nie mówię, że każdy tak robi, ale spokojnie większość, szczególnie zapominając o "własnych dokonaniach" na poczet tworzonego związku).
Zrobił jak chciał, zrobił co uważał za słuszne.

Bez urazy, ale to chyba najgorsza argumentacja, jaką przeczytałem na tym forum od dawna.

Nawiązując do niej:po co więc fora internetowe, grupy dyskusyjne, po co pomoc bliskich bądź obcych osób? róbmy co uważamy za słuszne, olewajmy innych, miejmy jaja w robieniu na przekór poradom serc i doświadczeń innych... a gdy wlasna żona dwa lata pluje nam w twarz, no cóż, płaszczmy się, bo tak przecież chcemy (bo jesteśmy słabi, wygodni, uzależnieni od żony - powodów może być sto, nie odnoszę tego tutaj do Piotra).

Ale za to jakie wielkie jaja zawistnikom i hejterom z netu pokazaliśmy...

Życie nie polega na pokazywaniu "gawiedzi", że zrobimy po swojemu. Bo "gawiedzi" to na dobrą sprawę wisi. Pogadają, ponarzekają, doradzą, zmieszają z błotem.. po czym rozejdą się do domów, kręcąc głową i zapomną o bohaterze po pięciu minutach. A wówczas bohater, który odparł hejterskie komentarze i zrobił po swojemu zostaje ze skutkiem swojej decyzji po wsze czasy.

2,650 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-03-20 02:56:47)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
WaltonSimons napisał/a:

Bez urazy, ale to chyba najgorsza argumentacja, jaką przeczytałem na tym forum od dawna.

Nie jest najgorsza, ty jej po prostu nie zrozumiałeś wink. Odróżniasz proszenie o pomoc/zdanie w podjęciu decyzji, a nakierowywanie dyskusją w ten sposób, aby zrobić z siebie ofiarę? Ludzie z natury chcą pomagać jak widzą krzywdę. To normalne i dobre zachowania. Tylko jak to w życiu istnieją manipulatorzy. Nie ma nic złego w proszeniu o pomoc! Jednak rozwód to bardzo delikatna sprawa, w której często pierwsze skrzypce (najczęściej w początkowych stadiach) odgrywa chęć odwetu. Kto wówczas pokaże się w gorszym świetle? A jakie wyrobisz sobie zdanie na temat kogoś ex takiej argumentacji będziesz się trzymał.

WaltonSimons napisał/a:

róbmy co uważamy za słuszne, olewajmy innych, miejmy jaja w robieniu na przekór poradom serc i doświadczeń innych... a gdy wlasna żona dwa lata pluje nam w twarz, no cóż, płaszczmy się, bo tak przecież chcemy (bo jesteśmy słabi, wygodni, uzależnieni od żony - powodów może być sto, nie odnoszę tego tutaj do Piotra).

Widzisz, bo każdy żyje sam. Kumple z internetu się ulotnią, a on będzie musiał żyć z konsekwencjami ich rad. Dwoje ludzi postępując w identyczny sposób może wyjść na tym bardzo różnie. Doświadczenia są subiektywne, bo doradzający miał inną partnerkę/partnera, niż oczekujący poradę. Nie ogarniasz? To autor widzi co się wokół niego dzieje, to on przeżywa to wewnętrznie nie doradzający. Widzisz jego życie zza monitora, czy przypadkiem nie dopisujesz jego historii do własnych przeżyć? Każdy ma własny rozum, gdyby życiowe doświadczenia były wytyczną szczęścia to na starość nikt nie popełniałby błędów - a tak nie jest. Rozwód to bardzo skomplikowana sprawa dlaczego wszyscy tak notorycznie próbują sprowadzić ją do jednej zmiennej według której powinno się postępować?

WaltonSimons napisał/a:

Ale za to jakie wielkie jaja zawistnikom i hejterom z netu pokazaliśmy...1
Życie nie polega na pokazywaniu "gawiedzi", że zrobimy po swojemu. Bo "gawiedzi" to na dobrą sprawę wisi. Pogadają, ponarzekają, doradzą, zmieszają z błotem.. po czym rozejdą się do domów, kręcąc głową i zapomną o bohaterze po pięciu minutach. A wówczas bohater, który odparł hejterskie komentarze i zrobił po swojemu zostaje ze skutkiem swojej decyzji po wsze czasy.

Widzisz zbyt wiele w emocji w tym co napisałeś. Każdy ma prawo zrobić co chce - tylko, czy w przypadku wypełnienia rady obcej osoby, czy pójścia swoją drogą ZAWSZE konsekwencje ponosi on sam. W razie czego weźmiesz na klatę piekło jakie rozwodnik będzie musiał przeżywać po wdrożeniu w życie twojej rady? Dlatego powinno być: najpierw moje zdanie, później zdanie innych. Może okazać się, że wyjdzie jak Zabłocki na mydle automatycznie wprowadzając porady innych rozwodników do swojego życia. To nie matura z języka polskiego, aby był tylko jeden zestaw odpowiedzi kluczy. Co do hejterów dlaczego mieliby kogokolwiek obchodzić, aby robić im na przekór? Dziwne.

Nie żebym oczekiwała innej reakcji na moje podejście, ale zakładanie, że moje porady są wypadkową tego co dzieje się za monitorem i otrzymują łatkę praw niezmiennych to śmiech na sali. Ile widziałam rozwodów tyle widziałam różnych historii. Od powrotów, po terapie, aż po burzliwe rozprawy. To dwoje ludzi czynnie reagujących na swoje zachowania, przywiązanych do siebie... to że ty wolisz odejść od kogoś, nie znaczy że dla kogoś innego takie rozwiązanie będzie dobre.

2,651

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_ owoc napisał/a:
dziewan napisał/a:

I jeszcze to piękne zdanie "z kim dziecko zostanie"...... Musi z kimś zostać?

Tak musi z kimś zostać, aby mieć statyczne miejsce. Takie przenosiny z jednego domu do drugiego wprowadzają zamęt w życiu dziecka, które emocjonalnie nie jest na to gotowe i w przyszłości zaowocuje to różnymi problemami na tle emocjonalno-rozwojowym np. jąkanie się, zamykanie w sobie, gorsze wyniki w nauce (będzie odczuwało zagrożenie, bo ze względu jak dogadają się "dorośli" rodzice będzie musiał tam iść, a to STRES), odtrącanie jednego z rodziców. .

Odniose się tylko do tego, bo to szczególnie oburza.
Wiesz czym jest Opieka Naprzemienna ? Wiesz czym ona jest dla dziecka ? Najlepszym ze wszystkich złych rozwiązań, po rozpadzie rodziny, jakie mogą mu zapewnić kochający i odpowiedzialni rodzice. Dwoje dorosłych, którzy w imię zapewnienia dziecku jak najnormalniejszych warunków, muszą się ze sobą umieć porozumieć i działać wspólnie w celu dla jego dobra. Banał, ale zapewniam Cię, że nic tak nie studzi około rozwodowego konfliktu, jak przymus wypracowania wspólnego planu rodzicielskiego na następne lata. To wymaga dużo silnej woli, umiejętności powstrzymania emocji na wodzy, głębokiego schowania swoich uraz i dumy do kieszeni oraz..... kultury i poszanowania podejmowanych przez siebie decyzji. Ja jestem praktykiem w tym zakresie, i powiem Ci że gadasz farmazony, o czymś, o czym nie masz pojęcia. Dziecko nie potrzebuje jednego domu jako miejsca - bo tam dom, gdzie serce twoje. A serce mojego syna jest zarówno przy mnie, jak i przy jego mamie. To dzięki temu, że My potrafimy się jako dorośli porozumieć,  on czuje na codzien że ma mamę i tatę, nie musi wybierać, nie musi przesadnie tęsknic, wie że ma Nas zawsze przy sobie, że Go kochamy. To dzięki temu pomiędzy rodzicem a dzieckiem, nie tworzy się rów emocjonalny, mimo rozwodu rodziców.
I otóż mój syn rozwija i uczy się wspaniale, a nawet radzi sobie lepiej jak kiedys, niema leków ani przesadnego stresu, bo czuje że robimy wszystko aby dla niego zmieniło się jak najmniej, że robimy to dla niego. I to brednie, że dziecko się nie dostosuje - zrobi to, jeśli zobaczy że i rodzice w imię miłości do Niego, robią to samo. Myślisz że dziecko będzie szczesliwsze  jeśli będzie w oddali od jednego z rodziców?  Otóż nie, ja to przeżyłem i nie masz pojęcia jak potrafi pękac serce kilkulatkowi, za każdym razem, gdy żegna się z tatą/ mamą na następne tygodnie. Tego się nie da opisać,  to jest stes i zdruzgotane poczucie bezpieczeństwa i stabilności. Bo to nie miejsce powinno być stabilne - ale rodzice i środowisko.
Wiec masz żywy przykład porozumienia i wzniesienia się ponad złe emocje, w imię wyższego dobra. A te poglądy pani psycholog z ośrodka diagnostycznego z początków PRL......
Cóż radziłbym poczytac i nabrać dystansu.....
Na szczęście nawet w naszym kraju idzie już ku lepszemu w tej materii.
No ale podyskutować zawsze miło smile

2,652 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-03-20 12:42:54)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No cóż lepiej iść ku samodoskonaleniu, niż się poddać i jeszcze dawać sobie na to przyzwolenie ;). Słaba nie jestem, już niejedno doświadczyłam w życiu stąd moje wnioski (nie na szczęście rozwodu nie przechodziłam i nie zamierzam). Masz trzy możliwości:
1) upaść, usprawiedliwiać się i do tego wymagać akceptacji twoich błędów (byłego partnera już nie)- to robi większość w tym ty,
2) upaść, przeanalizować i zrobić coś ze sobą - zauważyć swoje błędy i przestać udawać księcia/księżniczkę,
3) nie dać się, pomimo gorszego czasu nie tracić nadziei - Piotr.

Każdy ma wady tylko właśnie taki brak pokory i zakrzywianie czasoprzestrzeni mnie irytuje w coraz szybciej rozrastającej się grupie. Coraz więcej chorób psychicznych, problemów na tle emocjonalnym oraz zaniki jakiś ram moralnych. Daj takim ludziom nie posiadających ŚWIADOMOŚCI O SOBIE SAMYM tworzyć podstawową jednostkę w społeczeństwie i katastrofa gotowa.
Bo mamy takie czasy - wszyscy tacy delikatni, trzeba na nich chuchać i dmuchać, bo zaraz zaczną płakać. Przychodzi życiowa tragedia i rozkładają się na łopatki plując jadem dookoła. Wywyższają swoje krzywdy jakoby na świecie nie było co najmniej milionów ludzi w gorszym położeniu. To tworzy w nich przeświadczenie o swojej wyjątkowości, chociaż tacy nie są - jest różnica pomiędzy akceptacją samego siebie, a zawyżaniem własnej wartości i wymaganie od świata, aby to przyjął od tak. To jest niepokojące, bo wskazuje, że społeczeństwo jest coraz słabsze psychicznie przy czym wskazuje cechy narcystyczno-egocentryczne. Jestem JA, ale kiedy ktoś atakuje moje JA jest źle przy czym moje zachowania ranią JA drugiej osoby. Rozwód to poważna sprawa to rozpad czegoś co miało zespoić dwoje ludzi dobrowolnie chcących spędzić z kimś życie. W małżeństwie jesteśmy MY, nie JA. Ludzie nie nadający się do związków (czy to na wskutek oddziaływania otoczenia na które reagował tak a nie inaczej, czy z powodu charakteru/kruchej psychiki) zakładają rodziny.

Generalnie nie mam siły tłumaczyć dorosłym ludziom czym jest samodoskonalenie się i praca nad sobą. Nauczyć przyznawania się do błędów, a nie zachowywania się jak mało dziecko, które żyjąc w swoim wyimaginowanym świecie próbuje zmienić pogląd innych na swój temat. Argumenty wielu ludzi to fakt, że górę biorą emocje - biorą i co tak trudno się przyznać, że zawaliło się przez siebie? One same koegzystują czy pochodzą od nas? Gdyby jeszcze WSZYSCY LUDZIE REAGOWALI TAK SAMO NA TAKIE SAMIE DOŚWIADCZENIA, ale tak nie jest. To oznacza, że nasze reakcje kierowane naszymi emocjami pochodzą od nas i my za nie odpowiadamy.
Tym właśnie różnią się staruszkowie idący za ręce ulicą od masy rozwodników w wieku 25-45 lat. Oni wymagają najpierw od siebie, później od innych. Jeśli ty jesteś słaby to jakiego związku wymagasz? Oczywiście zdrowy egoizm jest w cenie, ale jak na moje większość pod definicję egoizmu przypina wszystko co on chce.

Ktoś napisze "łatwo powiedzieć". Nie, ani łatwo nie jest być posiadaczką/posiadaczem takich poglądów, ani łatwo nie jest efektywnie wprowadzać je w życie. Jednak efekty wynikające z tego typu podejścia dają wspaniałe owoce. Taki ktoś zna siebie - zarówno swoje wady, jak i zalety. Wie co w rzeczywistości oferuje drugiej osobie. Nie bez powodu mówi się, że "łańcuch jest tak mocny jak jego najsłabsze ogniwo". Od etapu wyboru partnerki/partnera, poprzez tworzenie związku, aż do momentu jego zakończenia (czy to przez śmierć bliskiej osoby, czy rozwód) posiadanie lub brak świadomości osobie samym tworzy nasze życie, wpływa na podejmowane decyzje. Jeśli już masz świadomość bycia DDA, posiadaczem choroby dwubiegunowej możesz działać i zdajesz sobie sprawę gdzie choroba może ci najbardziej zaszkodzić.

2,653

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:

Powiem jedno.Psycholog widziala mojego syna przez godzine,powiedziala ze moj syn dobrze znosi zaistniala
sytuacje natomiast nic nie mowila o tym ze kontakty z kochankiem sluza mu. Powiedziala ze faktycznie na pewne rzeczy trzeba dac dziecku czas wiec raczej poparla moj poglad. Ja tez tylko tego w tej chwili oczekuje od mojej jz,zeby stopniowo dala czas naszemu dziecku na oswojenie sie z sytuacka.

Syna syn moj ale nie traktuje go jak rzecz tylko wierze ze musze mu pomoc w zrozumieniu meandrow zycia.

dłuższy okres adaptacyjny tym lepiej dla niego, bo on jest wrażliwy i ciężko wchodzi w nowe środowisko.

Więcej nie chciało mi się nawet cytować.
Wiesz to są twoje poglądy, a po przeczytaniu twojego wątku i zobaczenia jaką toczyliście batalię. To szkoda mi komentować to co napisałeś, bo bardzo mało pokrywa się z tym co teraz mi wygłosiłeś o kochających się i szanujących ludziach - a czasu nie cofniesz włącznie z doświadczeniami syna. Doskonale dostosowujesz swój kręgosłup moralny do obecnych emocji. Opadły to nagle chce naprzemiennej, a tak nie dawno gdybyś mógł zabiłbyś byłą żonę. Brawo rzeczywiście jesteś praktykiem, ale czy dobrym. Nie. Idę o zakład, że jeśli cokolwiek by się wydarzyło to emocje ZNOWU wzięłyby górę i w ten sposób będziesz dostosowywał poglądy w zależności od emocji. Czyli oskarżasz mnie o nie życiowość poglądów, a ty sam co? Trudno jest dyskutować z hipokrytami, którzy "po sprawie" (kompletnie oblewając) wymazali z pamięci kim byli i co zrobili egzystując w przekonaniu, że nie będzie "powtórki z rozrywki" . A czy syn miał z wami "jazdę" to nie nie małą wink.  Troszkę niesmaczne to było, ale różnych ludzi spotyka się na swojej drodze. Dlatego dziękuję za dyskusję z tobą i tak umocniła tylko moje poglądy.

2,654 Ostatnio edytowany przez WaltonSimons (2017-03-20 13:57:30)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:

Nie jest najgorsza, ty jej po prostu nie zrozumiałeś wink. Odróżniasz proszenie o pomoc/zdanie w podjęciu decyzji, a nakierowywanie dyskusją w ten sposób, aby zrobić z siebie ofiarę? Ludzie z natury chcą pomagać jak widzą krzywdę. To normalne i dobre zachowania. Tylko jak to w życiu istnieją manipulatorzy. Nie ma nic złego w proszeniu o pomoc! Jednak rozwód to bardzo delikatna sprawa, w której często pierwsze skrzypce (najczęściej w początkowych stadiach) odgrywa chęć odwetu. Kto wówczas pokaże się w gorszym świetle? A jakie wyrobisz sobie zdanie na temat kogoś ex takiej argumentacji będziesz się trzymał.

Nie sądzę, że posty na forum przekraczają moje zdolności zrozumienia smile Jeżeli uważasz, że Twoje teksty wymagają jakiejś wyższej hermeneutyki, to znaczy, że są po prostu źle (niezrozumiale) napisane, bez urazy. smile

Co do reszty, to owszem, istnieją manipulatorzy, ale pragnę zauważyć, że to anonimowe forum dyskusyjne, a nie podszepty przyjaciółki. Tutaj nikt nie ma żadnego interesu w tym, by Piotr zrobił tak lub inaczej. Nie znamy go, nigdy go nie poznamy, żaden z jego wyborów w żaden sposób nie wpłynie na nas pozytywnie lub negatywnie. Zdarzają się oczywiście osoby przewrotne, trolle, bądź ludzie niedojrzali, ale czytający nie jest przecież bezwolną kukłą, by stosował się co do joty do internetowych instrukcji.

Leśny_owoc napisał/a:

Widzisz, bo każdy żyje sam. Kumple z internetu się ulotnią, a on będzie musiał żyć z konsekwencjami ich rad. Dwoje ludzi postępując w identyczny sposób może wyjść na tym bardzo różnie. Doświadczenia są subiektywne, bo doradzający miał inną partnerkę/partnera, niż oczekujący poradę. Nie ogarniasz? To autor widzi co się wokół niego dzieje, to on przeżywa to wewnętrznie nie doradzający. Widzisz jego życie zza monitora, czy przypadkiem nie dopisujesz jego historii do własnych przeżyć? Każdy ma własny rozum, gdyby życiowe doświadczenia były wytyczną szczęścia to na starość nikt nie popełniałby błędów - a tak nie jest. Rozwód to bardzo skomplikowana sprawa dlaczego wszyscy tak notorycznie próbują sprowadzić ją do jednej zmiennej według której powinno się postępować?

Przecież ten temat odpowiada na Twoje pytania.
Dwa lata życia w stresie, znoszeniu poniżających wyskoków żony... i co dało to trwanie razem? otóż... nic. Piotr jest w punkcie wyjścia.
Ja nie zostałem zdradzony, więc nie, nie dopisuję jego historii do jego własnych przeżyć.

Leśny_owoc napisał/a:

Widzisz zbyt wiele w emocji w tym co napisałeś. Każdy ma prawo zrobić co chce - tylko, czy w przypadku wypełnienia rady obcej osoby, czy pójścia swoją drogą ZAWSZE konsekwencje ponosi on sam. W razie czego weźmiesz na klatę piekło jakie rozwodnik będzie musiał przeżywać po wdrożeniu w życie twojej rady?

Pytanie można odwrócić. Weźmiesz w razie czego na klatę piekło, jakie zafunduje mu żonka przy następnej zdradzie?
To słaby sposób myślenia, który prowadzi do tego, że w efekcie nie doradzisz czegokolwiek, bojąc się odpowiedzialności-widmo.

Leśny_owoc napisał/a:

Dlatego powinno być: najpierw moje zdanie, później zdanie innych. Może okazać się, że wyjdzie jak Zabłocki na mydle automatycznie wprowadzając porady innych rozwodników do swojego życia. To nie matura z języka polskiego, aby był tylko jeden zestaw odpowiedzi kluczy. Co do hejterów dlaczego mieliby kogokolwiek obchodzić, aby robić im na przekór? Dziwne.

Wygląda na to, że jedyną opcją, jaka Cię tutaj zainteresuje, jest uporczywe trwanie w małżeństwie, niezależnie od poniżeń, jakie się znosi.

Czy to na pewno inni są tu nieobiektywni? smile

Moim zdaniem to właśnie Ty jesteś nieobiektywna.

Tak jak poprzednio - bez urazy.

Leśny_owoc napisał/a:

Nie żebym oczekiwała innej reakcji na moje podejście, ale zakładanie, że moje porady są wypadkową tego co dzieje się za monitorem i otrzymują łatkę praw niezmiennych to śmiech na sali. Ile widziałam rozwodów tyle widziałam różnych historii. Od powrotów, po terapie, aż po burzliwe rozprawy. To dwoje ludzi czynnie reagujących na swoje zachowania, przywiązanych do siebie... to że ty wolisz odejść od kogoś, nie znaczy że dla kogoś innego takie rozwiązanie będzie dobre.

No i co z tego, ze coś widziałaś? Przemawia przez Ciebie właśnie brak obiektywności, bo te tezy sformułowałaś na podstawie kilku, może kilkunastu przypadków. smile Posiadłaś mądrość Boga, by głośić takie tezy? smile Dla Piotra wcale nie musi być dobre tkwienie w antyforumowym uporze. Być może właśnie lepsze dla niego byłoby rozwieść się dwa lata temu, do czego mogą zmobilizować go właśnie głosy krytyki jego postawy z tego forum. Tego nikt nie wie. W moim mniemaniu lepiej byłoby się rozwieść, co potwierdzone jest tym, że po dwoch latach Piotr jest w punkcie wyjścia. Umycie rąk wzorem Piłata nie jest w moim stylu, a "zrób, co uważasz za słuszne" to truizm i szkoda na takie bzdury klawiatury i forum dyskusyjnego, bo to jest żadna rada.

Mam nadzieję, że nie czujesz się urażona, bo nie miałem zamiaru Cię urazić. Uznaję jednak logikę, którą się kierujesz za nieadekwatną do idei forum dyskusyjnego. Ono właśnie po to jest, by dawać rady, by okazywać emocje, by komentować postawę autorów - bo oni też, przychodząc na takie forum, tego oczekują. Nie oczekują "rób co chcesz, rób co uważasz za słuszne, nie powiem Ci, co masz robić, bo nie wezmę na klatę konsekwencji moich słów" - bo to jest równoznaczne z napisaniem "...".

Czy wchodzisz na to forum, by przeczytać/napisać "..." ? nie? no właśnie.

2,655

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Bardzo pięknie popisane. I chyba trochę nieżyciowo. Handryczyć się, zwłaszcza o dzieci trzeba mieć z kim, naprawiać trzeba mieć z kim i rozmawiać trzeba mieć. Gro zdradzających tkwi w istnym szaleństwie (część ma nawet rzeczywiste zaburzenia) , zniszczy na swej drodze wszystko i wszystkich. Elementem tej samej bajki są właśnie dzieci. Ktoś zadał sobie trud ,by poznać opinie już dorosłych dzieci? Np wysłuchać żali, że ojciec lub matka nie potrafili w porę odejść? Nie każdy związek da się naprawić. Nie każdą relację da się naprawić. Nie każdego da się uleczyć.

2,656 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-03-20 14:52:50)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Bardzo pięknie popisane. I chyba trochę nieżyciowo. Handryczyć się, zwłaszcza o dzieci trzeba mieć z kim, naprawiać trzeba mieć z kim i rozmawiać trzeba mieć. Gro zdradzających tkwi w istnym szaleństwie (część ma nawet rzeczywiste zaburzenia) , zniszczy na swej drodze wszystko i wszystkich. Elementem tej samej bajki są właśnie dzieci. Ktoś zadał sobie trud ,by poznać opinie już dorosłych dzieci? Np wysłuchać żali, że ojciec lub matka nie potrafili w porę odejść? Nie każdy związek da się naprawić. Nie każdą relację da się naprawić. Nie każdego da się uleczyć.

Oczywiście, nie każdą relację da się naprawić. Ale co do dzieci obawiam się, że nie masz racji. Owszem, sa tu na forum dorosłe dzieci, które winią za swoje deficyty złą rodzinę.. Ale założę się, że jako mniejsze dzieci chciały mieć mamę i tatę razem. I to jest problem. Nie wierzę w nastolatki, które powiedzą mamie czy tacie, że chcą rozwodu. No chyba że to jest patologia pt pije i bije molestuje. Nie mówiąc o tym, że złość za rozstanie spadnie na rodzica, który zostaje z dziećmi, bo po prostu jest pod ręką. Krzywda już się wydarzyła i rozejście się rodziców tego nie zmieni, może zapewni trochę spokoju. A z drugiej strony często wpędzi w biedę. Znam przypadki gdy w jednej szkole spotykają się dzieciaki tego samego faceta, tylko że jeden ma miłość ojca i jego pieniadze, a swoje dziecko z byłą traktuje jak powietrze..pod każdym względem

2,657

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie bez powodu przeciwstawiłem dogadanie się dwojga ludzi mimo kryzysu ze związkami toksycznymi. Nie ma idealnego wyjścia, zawsze będą jakieś straty.
Co by nie powiedzieć, sam swoje przeszedłem, tzw dogadanie się było bardzo długo nierealne i tylko stanowczość, wypracowanie swoich granic pomogło. O dziwo małżeństwo nadal istnieje, ale nie jest powrotem do tego co było. I nie wszystko zależało ode mnie.
Miłość i kasa ojca? Fatalnie brzmi. Czegoś brakuje, czy na pewno z powodu tego faceta?

2,658 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-03-20 15:21:51)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
WaltonSimons napisał/a:
Leśny_owoc napisał/a:

Dlatego powinno być: najpierw moje zdanie, później zdanie innych. Może okazać się, że wyjdzie jak Zabłocki na mydle automatycznie wprowadzając porady innych rozwodników do swojego życia. To nie matura z języka polskiego, aby był tylko jeden zestaw odpowiedzi kluczy. Co do hejterów dlaczego mieliby kogokolwiek obchodzić, aby robić im na przekór? Dziwne.

Wygląda na to, że jedyną opcją, jaka Cię tutaj zainteresuje, jest uporczywe trwanie w małżeństwie, niezależnie od poniżeń, jakie się znosi.

Czy to na pewno inni są tu nieobiektywni? smile

Moim zdaniem to właśnie Ty jesteś nieobiektywna.

Tak jak poprzednio - bez urazy.

Nie sposób się z tobą nie zgodzić, WaltonSimon.
Jeszcze nie spotkałam się na netkobietach z tak bezpardonową oceną innych, dzieleniem opinii na dobre i złe, obiektywne i subiektywne bez krzty autorefleksji co do tego, jak bardzo jednostronne i ograniczone ma się samemu poglądy oraz z jednoczesnym osądzaniem innych od tych cnót, których niedostatek się prezentuje big_smile

Leśny Owocu może lepiej wróć do lasu zamiast nas pouczać jak i co powinniśmy myśleć, czuć i robić.

2,659 Ostatnio edytowany przez Ela210 (2017-03-20 15:26:07)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
apologises napisał/a:

Nie bez powodu przeciwstawiłem dogadanie się dwojga ludzi mimo kryzysu ze związkami toksycznymi. Nie ma idealnego wyjścia, zawsze będą jakieś straty.
Co by nie powiedzieć, sam swoje przeszedłem, tzw dogadanie się było bardzo długo nierealne i tylko stanowczość, wypracowanie swoich granic pomogło. O dziwo małżeństwo nadal istnieje, ale nie jest powrotem do tego co było. I nie wszystko zależało ode mnie.
Miłość i kasa ojca? Fatalnie brzmi. Czegoś brakuje, czy na pewno z powodu tego faceta?

Może i brzmi fatalnie, ale kobieta która została pozostawiona z 3 dzieci i długami byłego ( wspólnota majątkowa) kontrastuje z lekkim finansowo życiem kolejnej partnerki i nowego dziecka. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale sa przypadki które trudno sobie wyobrazić. Tak kasa ojca ma znaczenie, gdy pracujesz na 2 etaty i nie mozesz utrzymać domu, a on "nie ma" na alimenty, jakkolwiek materialistycznie by to nie zabrzmiało.

2,660

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Ela210 napisał/a:
apologises napisał/a:

Miłość i kasa ojca? Fatalnie brzmi. Czegoś brakuje, czy na pewno z powodu tego faceta?

Może i brzmi fatalnie, ale kobieta która została pozostawiona z 3 dzieci i długami byłego ( wspólnota majątkowa) kontrastuje z lekkim finansowo życiem kolejnej partnerki i nowego dziecka. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale sa przypadki które trudno sobie wyobrazić. Tak kasa ojca ma znaczenie, gdy pracujesz na 2 etaty i nie mozesz utrzymać domu, a on "nie ma" na alimenty, jakkolwiek materialistycznie by to nie zabrzmiało.

Myślisz Ela, że facet z dnia na dzień zmienił się nie do poznania? Wcześniej był oddanym ojcem rodziny, zaradnym i dbającym o dzieci i źonę facetem i nagle mu odbiło? Czy wcześniej jego żona nie widziała bądź nie chciała dostrzec jego "drobnych wad"?

2,661 Ostatnio edytowany przez Leśny_owoc (2017-03-20 15:41:06)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No cóż bezpośredniość nie jest w cenie wink. Niby wszyscy chcą, aby wykładać im kawę na ławę, a później widać co wychodzi - chcą usłyszeć tylko pochlebstwa. To moje spostrzeżenia, bardzo dobrze na nich wychodzę - pomimo ojca alkoholika (mam 26 lat ojciec pije od 30, czyli zanim się jeszcze urodziłam), dwulicowej rodziny (nadszarpnęli moim zaufaniem) itp. psycholog była pod wrażeniem, że pomocy nie potrzebuję. Jestem samodzielna, nigdy nie byłam w toksycznym związku (rozejścia były w porządku, zawsze traktowałam i byłam traktowana z szacunkiem), mam plany na przyszłość i niebawem kogoś poważniejszego w życiu. To tak jak z egzaminami, jeśli ktoś się do nich nie przyłożył to trudno oczekiwać efektów, a jeśli je zawalił to zamiast płakać powinien wyciągnąć wnioski. Jeśli ja pomimo tak lichej przeszłości wink (ludzie mają w życiu o wiele gorzej) jestem stabilna emocjonalnie i biorę na klatę swoje przewinienia nie koncentrując się wyłącznie na oskarżaniu innych to jest więcej, niż dobrze. To nie sztuka być mądrym po fakcie, sztuką jest tak siebie rozwijać, aby na ewentualne sytuacje się przygotować. Nie mając zdrowych wzorców jakim cudem nigdy nie uwikłałam się w toksyczne relacje? Bo pracowałam nad sobą. Mam kłamać, że świat to miłe miejsce? Wszystko co zrobiłeś/robisz będzie miało swoje konsekwencje w przyszłości szczególnie w ramach tworzenia związków. Ty wybierasz z kim chcesz być, ty wybierasz formy rozwiązywania konfliktów, ty wybierasz jaki/jaka jesteś na konkretnym stadium znajomości. Dlaczego ludzie jak zobaczą mur to siadają pod nim płacząc lub plując na niego zamiast szukać rozwiązania jak go przezwyciężyć? Ktoś pomyśli, że jestem zimna - ależ skąd moim zdaniem właśnie uświadomienie oraz wsparcie osób w nie poddawaniu się jest przejawem najwyższej empatii. Co jest lepsze dać rybę i głupio się uśmiechać. Czy dać wędkę i pokiwać głową - później ta osoba będzie mogła złowić sobie rybę na jaką będzie miała ochotę. Oczywiście każdy ma swoje zdanie i nie każdy chce mieć same 5 z przedmiotów zwanych rodzina, życie itp., ale argumentowanie swoich 3 i 2 jako skutek oddziaływania innych to już słabe. To normalne, że emocje w pewnych sytuacjach biorą górę, ale po co usprawiedliwiać swoje zachowanie?
To o czym tutaj napisałam nie jest trudne, jednakże wymaga konsekwencji i samozaparcia czego brakuje u przeciętnego Kowalskiego "co? mam się poświęcać... pff poświęcać mogą się dla mnie". Najczęściej przy rozwodach widać jak ktoś odrobił swoje lekcje. Wybaczyć można wszystko, ale nie zapomnieć - i to bardzo mądre podejście, bo ze względu na relacje wybaczam, ale zdroworozsądkowo nie wymazuje się pamięci. Ludzie boją się przyznawać do błędu, uwielbiają wręcz usprawiedliwiać swoje poczynania nawet te najbardziej aroganckie i paskudne myśli. Jedna taka osoba na kilkaset osób to nie problem, ale już kilkadziesiąt takich osób na kilkaset to poważny problem. Jakie mamy wartości - moim zdaniem coraz większa rzesza ludzi nie ma żadnych, a za jedyną wartość stawiają swoje ego. to po cholerę pchają się w związki jak się do nich nie nadają? Doszliśmy do punktu w rozwoju naszej cywilizacji, że na pewno większość osób boi się zaangażować w coś poważniejszego bojąc się zauroczenia w kobiecie/mężczyźnie o kompletnie innych ramach moralnych (które jak wiadomo wychodzą dość późno w związku, a uczucia nieustannie się rozwijają).
Tak wierzę w różne ideały i jestem z tego dumna. Gdyby nie ta moja cecha charakteru/pogląd skończyłabym jako marudząca bezrefleksyjna kobietka plująca na samców. Oczywiście każda przykra sytuacja w życiu byłaby winną innych. 

Wątpię, aby ktoś to zrozumiał dlatego Polacy/Polki mają takie wspaniałe osobowości, a w szczególności stosunek do drugiego człowieka znany na całym świecie wink. Nie chcesz się zmienić to dlaczego wymagasz tego od kogoś innego?

2,662

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:
Ela210 napisał/a:
apologises napisał/a:

Miłość i kasa ojca? Fatalnie brzmi. Czegoś brakuje, czy na pewno z powodu tego faceta?

Może i brzmi fatalnie, ale kobieta która została pozostawiona z 3 dzieci i długami byłego ( wspólnota majątkowa) kontrastuje z lekkim finansowo życiem kolejnej partnerki i nowego dziecka. Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale sa przypadki które trudno sobie wyobrazić. Tak kasa ojca ma znaczenie, gdy pracujesz na 2 etaty i nie mozesz utrzymać domu, a on "nie ma" na alimenty, jakkolwiek materialistycznie by to nie zabrzmiało.

Myślisz Ela, że facet z dnia na dzień zmienił się nie do poznania? Wcześniej był oddanym ojcem rodziny, zaradnym i dbającym o dzieci i źonę facetem i nagle mu odbiło? Czy wcześniej jego żona nie widziała bądź nie chciała dostrzec jego "drobnych wad"?

Oczywiście że musiała zauważać coś, skoro 2 dzieci z różnymi kobietami poza żoną wypłynęła w trakcie małżeństwa. Tylko po tym jakie spadły na nia problemy miała moment zastanowienia się czy nie lepiej było stolerować te kochanki..I nie wiem czy możnabyłoby ją za to potępiać. Bo poza skokami w bok mąż był do rany przyłóż..

2,663

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Ela210 napisał/a:

Oczywiście że musiała zauważać coś, skoro 2 dzieci z różnymi kobietami poza żoną wypłynęła w trakcie małżeństwa. Tylko po tym jakie spadły na nia problemy miała moment zastanowienia się czy nie lepiej było stolerować te kochanki..I nie wiem czy możnabyłoby ją za to potępiać. Bo poza skokami w bok mąż był do rany przyłóż..

Nie wiem na czym to "do rany przyłóż" mogło polegać, ale właśnie w tym szukałabym tego, co tej kobiecie tak naprawdę potrzeba, żeby uważała związek za satysfakcjonujący wink

2,664

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Leśny_owoc napisał/a:

To o czym tutaj napisałam nie jest trudne, jednakże wymaga konsekwencji i samozaparcia

To, co tutaj napisałaś to twój punkt widzenia i na tym pozostańmy, bo nie chciałabym zastosować twojej nazwijmy to: "metody" na udowadnianie, że jest tylko JEDNA I JEDYNA nazwijmy to: "racja"  big_smile

2,665

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Poza skokami w bok mąż był w porządku. No cóż, jedni wiodą podwójne życie, drudzy tego nie zauważają. Ratują nieistniejące związki, choćby w imię swojej miłości ( iluzja) , sprowadzają dzieci na świat.
Dziadostwo i podwójne życie jednych nie zwalnia innych przed najzwyklejszą  dbałością o siebie i osoby zależne. To nieporadność życiowa.
OK, wiem jak bardzo można tkwić w swojej iluzji, bezradności. Kto jednak może cokolwiek zmienić w swoim życiu, bo samo przewalenie całkowitej winy na tego/tą złego to dużo za mało.

Posty [ 2,601 do 2,665 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 39 40 41 42 43 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024