Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 38 39 40 41 42 43 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 2,536 do 2,600 z 2,855 ]

2,536

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

smile Witaj,
Przyszlość dobrze Cię podsumowała jak mi sie wydaje.
To odebrana nauczka do prostej prawdy : najpierw się zamyka a potem dopiero zaczyna na nowo. Nie masz teraz lekko, wiele konfrontacji przed Tobą, komplikowanie sobie codzienności nie wyjdzie Ci raczej na dobre.
Pewnie u Ciebie to zamykanie dłużej potrwa ale chyba powinieneś tylko na tym się skupić, doprowadzić do świadomego kierowania własnym życiem bez obaw.
Trzymaj się, Piotr

Zobacz podobne tematy :

2,537

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:

Cześć Piotr,
Dawno nie wypowiadałam się w Twoim wątku, chociaż zaglądam tu do Ciebie od czasu do czasu. Teraz też mam wątpliwości, czy pisać cokolwiek, bo nie jestem pewna, czy kto(co)kolwiek jest w stanie przedrzeć się przez ścianę Twoich mechanizmów obronnych. Zrobisz sobie z tym, co napiszę cokolwiek.
Niedługo będą 2 lata jak napisałeś tu pierwszy raz o sobie, swojej sytuacji i swoich odczuciach. I przez te 2 lata wg mnie niewiele się w Tobie zmieniło. Jasne, że pozbyłeś się złudzeń co do jeszcze żony, przestałeś wierzyć w część iluzji i zniekształceń rzeczywistości, które sam sobie stworzyłeś. Ale nic, albo prawie nic nie drgnęło w Twoim samopoznaniu. Nadal gdzieś błądzisz, nie potrafiąc ustalić, co jest dla Ciebie w życiu ważne. Poruszasz się po świecie, kierując trochę powinnościami, trochę chęciami wynikającymi z tego jak chciałbyś siebie postrzegać a nie jaki jesteś w rzeczywistości, bo nie dążysz do określenia swojej własnej tożsamości. Po części jeszcze odreagowujesz to, co się wydarzyło w Twoim życiu.
Każdy ma swój czas, każdy sam musi sobie dać szansę na samopoznanie, jednak obserwując Twoje zmagania czuję smutek i żal, że właściwie to nie przesunąłeś się nic dalej w samorozwoju. "Zatrzymałeś się" na pewnym etapie rozwoju.
Żebyśmy się dobrze zrozumieli to podkreślę raz jeszcze, że widzę zmiany w Twoim życiu i zachowaniu, które wynikają głównie z tego, że zostałeś zmuszony do skonfrontowania się z faktami i pozbycia złudzeń. Jednak dalej żyjesz automatycznie, bez większego wglądu w samego siebie. Takie to dla mnie przykre.
Życzę Tobie powodzenia
Pozdrawiam smile

Witaj Przyszlosc.
Witaj Finding.
Przyszlosc, sporo jest prawdy w tym co napisalas. Zgadzam sie z tym, ze zatrzymalem sie w pewnym momencie w poznawaniu samego siebie.
Prawie dwa lata juz tu jestem, od dwoch lat trwa romans mojej jz. A ja w sumie jestem dalej w tym samym miejscu. Co prawda do zakonczenia tej historii jest jhz blizej, niz dalej, i mam taka cicha nadzieje, ze przed druga rocznica mojego tu pobytu, bede mogl w koncu napisac, jaki jest final i zamknac ten etap mojego zycia oraz ten watek.
Natomiast zdaje sobie sprawe, ze samo orzeczenie rozwodu nie sprawi, ze doznam cudownego olsnienia, i bede wiedzial jak chce dalej pokierowac moim zyciem, a juz na pewno nie da mi instrukcji jak to zrobic, zeby bylo szczesliwe.
Wiele, przez ostatnie dwal lata zrozumialem, wiele spraw postrzegam inaczej. Ale widzisz tak jak w procesie leczenia jednym z wymogow jest wyeliminowanie patogenu powodujacego chorobe, tak w procesie dochodzenia do rownowagi psychicznej, jest wyeliminowanie czynnika ja zaburzajacego.
Ja nie mam niestety tego szczescia, ze osoba, ktora powinna zniknac z mojego zycia juz dawno temu, nie chce tego zrobic. I jak ten wirus ciagle zatruwa mi zycie.
Wiele bym dal, zeby uwolnic sie od mojej jz. Zeby nie musiec jej codzien ogladac. Niestety ona nie chce zniknac, nie chce podejmowac decyzji.
A ja wiem, ze przebywanie w jej towarzystwie mi nie sluzy, bo zaburza mi moj wewnetrzny spokoj.
Uwoerz nie jest latwo zachowac rownowage majac w domu takie jazdy jak ja. Mam nadzieje, ze kiedy nadejdzie ten moment, ze przestaniemy mieszkac razem, to bedzie wystarczajacy impuls do przejscia na kolejny etap w moim zyciu.
Widzisz ja za szybko chyba uwierzylem, ze juz jest ze mna wszystko ok. Za szybko i za wiele rzeczy chcialem zmienic w moim zyciu, a tak naprawde nie bylem na to gotowy i jeszcze dlugo nie bede.

2,538

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr, na to co robi jż nie masz wpływu, masz wpływ na to co zależy od Ciebie. Ale ty nic nie robisz. Chcesz się pozbyc jż - przestań płaci za mieszkanie i media i zacznij rozgląda się za nowym tylko dla siebie. Po trzech miesiącach dostaniecie wypowiedzenie. Po wyprowadzce powinieneś uregulowa dług. Żony nie będzie stac na wynajęcie mieszkania na tyle dużego aby zabrac synów do siebie. Pozbędziesz się żony i masz synów.

2,539

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Mam nadzieje, ze kiedy nadejdzie ten moment, ze przestaniemy mieszkac razem, to bedzie wystarczajacy impuls do przejscia na kolejny etap w moim zyciu.

Piotr, raczej nie.
Na pewno przestrzeń i czas Ci się oswobodzi ale do przodu to sam musisz wystartować, TY musisz.
Ona zawsze pozostanie matką dzieci - jesteś na nią skazany w kontaktach, po prostu gdy dobrze to rozegracie a Tobie zależy żeby kontakty Wasze nie były częste - musisz juz teraz mieć jasny obraz jak Ty to widzisz : gdzie mieszkasz Ty, gdzie ona, gdzie synowie, jak dzielicie opiekę.... - przemyśl sobie codzienne życie i ustaw je daleko od Niej, zajmij się (dziećmi przede wszystkim) a potem TYLKO sobą.

2,540

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Finding napisał/a:

Mam nadzieje, ze kiedy nadejdzie ten moment, ze przestaniemy mieszkac razem, to bedzie wystarczajacy impuls do przejscia na kolejny etap w moim zyciu.

Piotr, raczej nie.
Na pewno przestrzeń i czas Ci się oswobodzi ale do przodu to sam musisz wystartować, TY musisz.
Ona zawsze pozostanie matką dzieci - jesteś na nią skazany w kontaktach, po prostu gdy dobrze to rozegracie a Tobie zależy żeby kontakty Wasze nie były częste - musisz juz teraz mieć jasny obraz jak Ty to widzisz : gdzie mieszkasz Ty, gdzie ona, gdzie synowie, jak dzielicie opiekę.... - przemyśl sobie codzienne życie i ustaw je daleko od Niej, zajmij się (dziećmi przede wszystkim) a potem TYLKO sobą.

Wiesz problem nie jest w tym, ze ja nie mam tego poukladanego w glowie, bo jak najbardziej mam.
Jesli chlopcy zostana ze mna, to chcialbym zebysmy zostali tu gdzie mieszkamy, nie chce im fundowac kolejnej rewolucji w zyciu zwiazanej z przeprowadzka. Sa zzyci z tym miejscem, nie znaja innego.
Jezeli nie dogadam sie z jz, co do splaty jej czesci mieszkania, wtedy no coz trzeba bedzie je sprzedac, i poszukac czegos innego.
Taka sama ewentualnosc wchodzi w rachube, jesli ona nie bedzie sie chciala wyprowadzic pomimo rozwodu, a to jest bardzo prawdopodobne, bo pomimo zlozonej w sadzie deklaracji, ze jesli chlopcy zostana ze mna, to ona wyprowadzi sie do kochanka, to ostatnio jak ja o to pytalem, czy podtrzymuje to nadal, to tylko sie glupio usmiechnela i powiedziala, ze jestem chyba smieszny, bo ona sie nigdzie nie wyprowadzi.
A ja nie mam z nia zamiaru przebywac pod jednym dachem ani jednego dnia po zakonczeniu sprawy.
Na sile jej wyrzucic nie moge, wiec w takim wypadku zabiore chlopcow i my sie wyprowadzimy,  a na spokojnie zajme sie sprzedaza mieszkania.
Co do opieki to sprawe tez mam ulozona, chce ja sprawowac wylacznie, bez jej pomocy. Ona nie ma takiej mozliwosci, zeby zapewnic opieke dzieciom samodzielnie, nie pozwala jej na to praca, ani sytuacja w jej rodzinie, bo tam nie ma co liczyc na pomomoc kogokolwiek. Kochanek tez jej nie pomoze, nie zajmuje sie swoim najmlodszym dzieckiem, to tym bardziej nie zajmie sie jej.
Wiem o tym, ze ona zawsze bedzie matka, nie neguje tego i nie mam zamiaru utrudniac jej kontaktu z dziecmi, ale ja bede chcial go ograniczyc z nia maksymalnie.
Nie oczekuje od niej zadnej pomocy, skoro zdecydowalem sie ubiegac o opieke, to zrobie wszystko, zeby sobie z tym poradzic samemu.
I wszystko by bylo w porzadku, gdyby ta kobieta wykazala sie rowniez taka samodzielnoscia, bo jak slysze, ze jesli dzieci z nia zostana, to ja nadal mam w zasadzie robic to samo co teraz , to ja sie pytam po co jej w takim wypadku ta opieka. A gdzie wtedy czas dla mnie, gdzie moje zycie? Ona bedzie balowala z kochankiem, a ja bede darmowa opiekunka?
Przeczytalem tu wiele historii gdzie ludzie sie rozchodzili, gdzie raz lepiej, raz gorzej sie dogadywali, ale nie spotkalem sie w nich z taka postawa jaka prezentuje moja jz. Ludzie podejmowali decyzje o rozstaniu i ponosili wszystkie konsekwencje z tym zwiazane, zachowywali sie w jakis tam dojrzaly sposob. A tej dojrzalosci i gotowosci do poniesienia konsekwencji brakuje mojej jz.

2,541

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

smile Piotr,
obawiam się udzielania rad. Jesli masz poukładane i wiesz co należy zrobić - czy nie powinieneś realizować niejako obok toczącej sie sprawy rozwodowej ?

2,542 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2016-10-15 10:06:28)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wiele, przez ostatnie dwal lata zrozumialem, wiele spraw postrzegam inaczej. Ale widzisz tak jak w procesie leczenia jednym z wymogow jest wyeliminowanie patogenu powodujacego chorobe, tak w procesie dochodzenia do rownowagi psychicznej, jest wyeliminowanie czynnika ja zaburzajacego.

Piotr, nie wydaje mi się, że po pierwsze jest możliwe całkowite pozbycie się "patogenu", czy też "czynnika zaburzajacego" z Twojego otoczenia. Po drugie, to nie patogen jest Twoim największym zagrożeniem, ale Ty sam, albo konkretniej, Twoje nieświadome impulsy i reakcje, którym za nic na świecie nawet nie chcesz dostrzec a tymbardziej przyjrzeć się im z bliska. W ten oto sposób to, co dawniej pozwoliło Tobie przeżyć i pewnie było na tamte czasy dla Ciebie dobre, teraz powoduje, że kręcisz się w kółko i nie potrafisz nadać swojemu życiu konkretnego kierunku, chwytając się powierzchownych "rozwiązań" i "usprawiedliwień". To o tym braku wglądu pisałam, nadal nie wiesz, co Tobą kieruje.

2,543 Ostatnio edytowany przez Summertime (2016-10-15 11:09:40)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Uupsss.

Wybaczcie wczesniej dalam odp na stary post.już go zedytowałam.

Pozdrawiam.

2,544

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wiele, przez ostatnie dwal lata zrozumialem, wiele spraw postrzegam inaczej. Ale widzisz tak jak w procesie leczenia jednym z wymogow jest wyeliminowanie patogenu powodujacego chorobe, tak w procesie dochodzenia do rownowagi psychicznej, jest wyeliminowanie czynnika ja zaburzajacego.

Piotr, nie wydaje mi się, że po pierwsze jest możliwe całkowite pozbycie się "patogenu", czy też "czynnika zaburzajacego" z Twojego otoczenia. Po drugie, to nie patogen jest Twoim największym zagrożeniem, ale Ty sam, albo konkretniej, Twoje nieświadome impulsy i reakcje, którym za nic na świecie nawet nie chcesz dostrzec a tymbardziej przyjrzeć się im z bliska. W ten oto sposób to, co dawniej pozwoliło Tobie przeżyć i pewnie było na tamte czasy dla Ciebie dobre, teraz powoduje, że kręcisz się w kółko i nie potrafisz nadać swojemu życiu konkretnego kierunku, chwytając się powierzchownych "rozwiązań" i "usprawiedliwień". To o tym braku wglądu pisałam, nadal nie wiesz, co Tobą kieruje.

Przyszlosc ja prosty czlowiek jestem ;).
Jasne, ze w mojej sytuacji ,,patogen", juz zawsze bedzie, ale ja chce ograniczyc jego oddzialywanie na mnie :).
Doskonale wiem, ze dla mnie najwiekszym zagrozeniem sa moje impulsy, wpojone mi wartosci. I wcale nie sa one nie swiadome.
Wiesz dla mnie zawsze priorytetem byla rodzina, najblizsze mi osoby. Kiedys matka z ojcem, potem zona i dzieci.
Moze dlatego, pomimo braku z mojej strony doswiadczenia w relacjach damsko meskich, bylem wierny mojej zonie. Dlatego ona i dzieci byly number fist. Dlatego nie pozwolilbym nigdy na jej obrazanie przez moich rodzicow, bo dla mnie byloby to rownoznaczne z obrazaniem mojej osoby.
Gdzies tu pojawil sie ostatnio watek, gdzie autorka skarzy sie, ze tesciowie ja permanentnie ponizaja, a jej maz nic z tym nie robi.
Przyszlosc, ja moze jestem czlowiek starej daty, mimo wieku. Ale dla mnie moj dom i moja rodzina to jest twierdza. Kazdy, kto spruboje ja sforsowac, musi liczyc sie z tym, ze stawie opor.
Nie wazne, ze to beda rodzice, kochanek czy jeszcze ktos inny. Kazdy, kto jest wrogiem bliskich mi osob, jest moim wrogiem.
I widzisz caly problem jest w tym, ze ja nie potrafilem odpowiednio wczesnie przeniesc mojej jz z miejsca bliska osoba, na miejsce ktos obojetny.
To jest moj problem, ona i nasze powiazania.
Dlatego czuje, ze jesli zniknie z mojego codziennego zycia, to bede gotowy, na kolejny etap.
Przyszlosc, moze i nie widzisz tego w tym co pisze, moze i sam bym nie widzial. Bo niestety slowo pisane ma to do siebie, ze bez krytycznie przyjmuje to, co autor chce, lub moze napisac.
Uwierz mi, gdybym tak na sto procent pisal wszystko to, co wydarzylo sie w moim zyciu przez ostatnie dwa lata, i co ostatnio sie dzieje, to Twoj obraz mojej osoby uleglby diametralnej zmianie.
Kiedy zalozylem tu konto i napisalem pierwszego posta, liczylem chyba na cod. Wtedy pisalem wszystko, zgodnie z prawda. Teraz moze 10% z tego co sie dzieje.
I wiesz bardzo, ale to bardzo chcialbym napisac juz ostatni post w tym watku.

2,545

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Z góry najmocniej przepraszam, że nie wpiszę się w sentymentalną nutę i nie będę tak delikatny,
ale jak na moje oko sytuacja od dwóch lat się nie zmienia i wygląda następująco:
Autor cały czas żyje złudzeniami, że jakieś tam działania pozorowane sprawią iż koszmar się skończy.
Żona zobaczy, zrozumie i takie tam bla bla bla, po czym rzuci kochasia i przyjdzie błagać o wybaczenie.
Żona natomiast świetnie się bawi, bo ma wszystko czego jej trzeba i głęboko w dupie wszystkich innych,
a najmniej się przejmuje samopoczuciem autora akurat, który kalafiorem jej wisi czy on jest i co on tam sobie robi.
Z kolei kochaś jeśli przejmuje się czymkolwiek, to tylko tym, żeby mieć cały czas jakąś gąskę pod ręką,
nawet cudzą żonę, która od dwóch lat mieszka z mężem i nie zrobiła nic, żeby coś w tej kwestii zmienić.
Cała trójka toleruje obecny stan rzeczy i jakoś nikt się nie garnie specjalnie, żeby cokolwiek z tym robić,
a więc można spokojnie przyjąć, że dopóki jest jak jest, to każdemu taka sytuacja odpowiada.
Autor dalej może żyć w świecie swoich fantazji, żona może dalej robić co jej się tylko podoba,
a kochać nie musi robić kompletnie nic, dopóki czuje się w miarę bezpieczny i ma wszystko pod kontrolą.
A weź Ty autor wystaw królewnie walizki za drzwi, daj kopa w dupę na rozpęd i pogoń do tego jej księcia.
Dwa lata człowieku. Dwa lata, których nikt Ci nie wróci, a z tego co tu widać, przez następne dwa nikt nie zrobi nic.
Nawet jak się rozwiedziecie (w co i tak wątpię tak swoją drogą) to stan faktyczny pozostanie bez zmian.
I już dzisiaj w ciemno mogę się o to z każdym założyć. Sam robisz sobie krzywdę, a z tego i tak już nic nie będzie.
Zapomnij i weź się w końcu ogarnij stary, bo życia szkoda, a mamy tylko jedno.

2,546

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:

Z góry najmocniej przepraszam, że nie wpiszę się w sentymentalną nutę i nie będę tak delikatny,
ale jak na moje oko sytuacja od dwóch lat się nie zmienia i wygląda następująco:
Autor cały czas żyje złudzeniami, że jakieś tam działania pozorowane sprawią iż koszmar się skończy.
Żona zobaczy, zrozumie i takie tam bla bla bla, po czym rzuci kochasia i przyjdzie błagać o wybaczenie.
Żona natomiast świetnie się bawi, bo ma wszystko czego jej trzeba i głęboko w dupie wszystkich innych,
a najmniej się przejmuje samopoczuciem autora akurat, który kalafiorem jej wisi czy on jest i co on tam sobie robi.
Z kolei kochaś jeśli przejmuje się czymkolwiek, to tylko tym, żeby mieć cały czas jakąś gąskę pod ręką,
nawet cudzą żonę, która od dwóch lat mieszka z mężem i nie zrobiła nic, żeby coś w tej kwestii zmienić.
Cała trójka toleruje obecny stan rzeczy i jakoś nikt się nie garnie specjalnie, żeby cokolwiek z tym robić,
a więc można spokojnie przyjąć, że dopóki jest jak jest, to każdemu taka sytuacja odpowiada.
Autor dalej może żyć w świecie swoich fantazji, żona może dalej robić co jej się tylko podoba,
a kochać nie musi robić kompletnie nic, dopóki czuje się w miarę bezpieczny i ma wszystko pod kontrolą.
A weź Ty autor wystaw królewnie walizki za drzwi, daj kopa w dupę na rozpęd i pogoń do tego jej księcia.
Dwa lata człowieku. Dwa lata, których nikt Ci nie wróci, a z tego co tu widać, przez następne dwa nikt nie zrobi nic.
Nawet jak się rozwiedziecie (w co i tak wątpię tak swoją drogą) to stan faktyczny pozostanie bez zmian.
I już dzisiaj w ciemno mogę się o to z każdym założyć. Sam robisz sobie krzywdę, a z tego i tak już nic nie będzie.
Zapomnij i weź się w końcu ogarnij stary, bo życia szkoda, a mamy tylko jedno.



Uważam podobnie , az przykro patrzeć na to.

2,547

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

ale chlopcy nie badzcie tacy krytyczni dla autora. dla niego rodzina to twierdza jak to okreslil. nie jest mu tak latwo to zburzyc to nie jest takie latwe zrobic hop siup i po sprawie.byc moze powinien to szybko rozegrac bo sie krzywdzi bo cos tam ale to nie takie proste .ma z ta kobieta dzieci ona jest czlonkiem jego twierdzy jakby nie bylo . moge sobie tylko wyobrazic jak mu ciezko. nie twierdze ze powinien z nia byc bo w koncu bardzo go skrzywdzila ale niech zrobi to co uwaza za stosowne sam swoim tempem w zgodzie ze soba. na to trzeba czasu zeby stala mu sie obojetna jezeli wogole tego chce.ja go bardzo podziwiam przede wszystkim za to jakim jest ojcem. szkoda ze nie wszyscy faceci tacy sa. dla faceta najwazniejsze powinny byc dzieci potem dopiero zona kochanka itd. dzieci zawsze beda jego, zona konkubina czy jakas tam kochanka niekoniecznie.

2,548

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ja mu nie udzielam rad bo juz jest na to późno. Z reszta nikt ich nie słuchał i ja też smile , nie pozostaje nic innego jak tylko sie temu przyglądać ...

2,549 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2016-10-15 23:43:53)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:

Z góry najmocniej przepraszam, że nie wpiszę się w sentymentalną nutę i nie będę tak delikatny,
ale jak na moje oko sytuacja od dwóch lat się nie zmienia i wygląda następująco:
Autor cały czas żyje złudzeniami, że jakieś tam działania pozorowane sprawią iż koszmar się skończy.
Żona zobaczy, zrozumie i takie tam bla bla bla, po czym rzuci kochasia i przyjdzie błagać o wybaczenie.
Żona natomiast świetnie się bawi, bo ma wszystko czego jej trzeba i głęboko w dupie wszystkich innych,
a najmniej się przejmuje samopoczuciem autora akurat, który kalafiorem jej wisi czy on jest i co on tam sobie robi.
Z kolei kochaś jeśli przejmuje się czymkolwiek, to tylko tym, żeby mieć cały czas jakąś gąskę pod ręką,
nawet cudzą żonę, która od dwóch lat mieszka z mężem i nie zrobiła nic, żeby coś w tej kwestii zmienić.
Cała trójka toleruje obecny stan rzeczy i jakoś nikt się nie garnie specjalnie, żeby cokolwiek z tym robić,
a więc można spokojnie przyjąć, że dopóki jest jak jest, to każdemu taka sytuacja odpowiada.
Autor dalej może żyć w świecie swoich fantazji, żona może dalej robić co jej się tylko podoba,
a kochać nie musi robić kompletnie nic, dopóki czuje się w miarę bezpieczny i ma wszystko pod kontrolą.
A weź Ty autor wystaw królewnie walizki za drzwi, daj kopa w dupę na rozpęd i pogoń do tego jej księcia.
Dwa lata człowieku. Dwa lata, których nikt Ci nie wróci, a z tego co tu widać, przez następne dwa nikt nie zrobi nic.
Nawet jak się rozwiedziecie (w co i tak wątpię tak swoją drogą) to stan faktyczny pozostanie bez zmian.
I już dzisiaj w ciemno mogę się o to z każdym założyć. Sam robisz sobie krzywdę, a z tego i tak już nic nie będzie.
Zapomnij i weź się w końcu ogarnij stary, bo życia szkoda, a mamy tylko jedno.

He, he. W sumie wszystko dobrze napisales, tylko spozniles sie z tym postem o jakis rok smile.
Pewnie nie przebrnales przez te 67 stron, wiec po krotce Ci streszcze.
Otoz szanowna pani jz miala spakowane walizki. Mieszkala z kochankiem nawet trzy miesiace, po czym wrocila do domu imitujac chec odbudowy naszych relacji a ja sie na to dalem nabrac.
Byla tez moja wyprowadzka na dwa tygodnie w listopadzie ubieglego roku, bo juz nie wytrzymywalem z nia psychicznie, ale za rada mojej pani mecenas, wrocilem do domu, bo mialbym male szanse ubiegajac sie o opieke nad synami.
Wszystkie odczucia o ktorych piszesz w stosunku do tej kobiety mialy miejsce, ale tak do maja ubieglego roku. Potem stala mi sie obojetna, co nie oznacza, ze nie prubowala z czestotliwoscia srednio co trzy miesiace cos dla siebie jeszcze ugrac. Tylko dla mnie to juz byla tylko gra na czas z jej strony.
Masz racje, ona nie zrobila kompletnie nic aby doprowadzic do rozwodu, do konca nie wierzyla, ze ja zloze pozew, wiec byla bardzo zdziwiona, kiedy go dostala. Malo tego, probowala mnie odwiesc od tej decyzji do ostatniej chwili.
Tak wiec widzisz kolego, ze teza o tym, ze nikt nic z tym nie robi, i ze mi taka sytuacja pasuje jest bledna. Tylko widzisz, caly problem w tym, ze najbardziej zainteresowana osoba, czyli jz nie zrobila kompletnie nic w kwestii rozwodu.
Tak samo jej kochas. Wiesz ja, doskonale wiem dlaczego akurat on toleruje sytuacje w ktorej wybranka jego serca, zamiast mieszkac z nim, codziennie wraca do domu, w ktorym jest stary maz. I chyba kazdy logicznie myslacy czlowiek sam na to wpadnie, tylko jakos moja jz na to nie wpadla, ale na szczescie to nie jest juz od dawna moj problem.
Obecnie jestesmy po pierwszej sprawie w lipcu, w przyszlym tygodniu mamy badania w RODK, i jesli wszystko dobrze pojdzie to najprawdopodobniej w styczniu bedzie druga sprawa, i jak twierdzi moja adwokatka, bedzie ona ostatnia. Po orzeczeniu rozwodu zostanie zlozony wniosek do sadu o zniesienie wspolwlasnosci mieszkania i wtedy bede mogl sie w koncu fizycznie uwolnic od tej kobiety. Zreszta, jesli ona sie nie wyniesie po ostatniej sprawie, to ja sam to zrobie, tylko na ten moment nie wiem, czy sam, czy z dziecmi.
Milego weekendu smile.

2,550

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

ja go bardzo podziwiam przede wszystkim za to jakim jest ojcem. szkoda ze nie wszyscy faceci tacy sa.

Akurat tego nikt tutaj nie próbuje nawet kwestionować, mówimy tylko i wyłącznie o trójkącie on-ona-on,
gdzie dzieci oraz ich relacje z ojcem mają marginalne znaczenie, bo mamusia już dawno się na wszystkich wypięła.

Piotr74 napisał/a:

Wszystkie odczucia o ktorych piszesz w stosunku do tej kobiety mialy miejsce, ale tak do maja ubieglego roku.

Obaj wiemy, że w tym zdaniu nie ma słowa prawdy wink
Po mojemu, ale to tylko taka moja luźna obserwacja, wszystkie działania jakie w tej sprawie podejmujesz lub podjąć zamierzasz,
mają ostatecznie spowodować powrót skruszonej żony na łono rodziny, gdzie jest jej miejsce. Ty ją ciągle kochasz i to widać gołym okiem.
Ciągle gdzieś tam liczysz na to, że jak zacznie jej się palić koło dupy i grunt usuwać spod nóg, to Romeo ją przepędzi i znów będzie Twoja.
To dlatego Ci nie wypaliło z tą nową, którą poznałeś i z żadną inną Ci nie wypali, dopóki choć jedną nogą będziesz tkwił w bagnie przeszłości,
a na moje oko jesteś w nim zanurzony po same uszy. Przykro mi stary, ale z boku tak to właśnie wygląda. Może nie dla wszystkich tu obecnych,
ale dla tych, którzy sami przechodzili podobną gehennę, to są niestety oczywiste oczywistości. Nie gniewaj się, bo nie mam zamiaru Ci dopiec,
tylko po prostu nóż mi się w kieszeni otwiera jak to wszystko widzę i jeszcze jak tu gdzieś mi przeleciało, że ta Ona to wszystko tutaj czyta...
Jak dla mnie, to nawet nie musisz odpowiadać na ten post, tylko sam sobie weź odpowiedz czy nie mam racji i czy tego właśnie chcesz od życia.
Jest tyle wspaniałych kobiet na ziemi, które dałyby sobie nogę i rękę obciąć za takiego faceta, a Ty żeś się uparł na jakąś wywłokę,
która nawet jeśli kiedyś zechce do Ciebie wrócić, to chyba sam w to nie wierzysz, że zrobi to powodowana uczuciem. Po co Ci to? Na co?

2,551

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze no to jak w końcu jest? kochasz ja? nienawidzisz? jest Ci obojetna?czy sam nie wiesz?

2,552

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Piotrze no to jak w końcu jest? kochasz ja? nienawidzisz? jest Ci obojetna?czy sam nie wiesz?



(...Może nie dla wszystkich tu obecnych,
ale dla tych, którzy sami przechodzili podobną gehennę, to są niestety oczywiste oczywistości....)


wink

2,553

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ależ ci faceci długo kochają.

2,554

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
anderstud napisał/a:
eni.lij napisał/a:

ja go bardzo podziwiam przede wszystkim za to jakim jest ojcem. szkoda ze nie wszyscy faceci tacy sa.

Akurat tego nikt tutaj nie próbuje nawet kwestionować, mówimy tylko i wyłącznie o trójkącie on-ona-on,
gdzie dzieci oraz ich relacje z ojcem mają marginalne znaczenie, bo mamusia już dawno się na wszystkich wypięła.

Piotr74 napisał/a:

Wszystkie odczucia o ktorych piszesz w stosunku do tej kobiety mialy miejsce, ale tak do maja ubieglego roku.

Obaj wiemy, że w tym zdaniu nie ma słowa prawdy wink
Po mojemu, ale to tylko taka moja luźna obserwacja, wszystkie działania jakie w tej sprawie podejmujesz lub podjąć zamierzasz,
mają ostatecznie spowodować powrót skruszonej żony na łono rodziny, gdzie jest jej miejsce. Ty ją ciągle kochasz i to widać gołym okiem.
Ciągle gdzieś tam liczysz na to, że jak zacznie jej się palić koło dupy i grunt usuwać spod nóg, to Romeo ją przepędzi i znów będzie Twoja.
To dlatego Ci nie wypaliło z tą nową, którą poznałeś i z żadną inną Ci nie wypali, dopóki choć jedną nogą będziesz tkwił w bagnie przeszłości,
a na moje oko jesteś w nim zanurzony po same uszy. Przykro mi stary, ale z boku tak to właśnie wygląda. Może nie dla wszystkich tu obecnych,
ale dla tych, którzy sami przechodzili podobną gehennę, to są niestety oczywiste oczywistości. Nie gniewaj się, bo nie mam zamiaru Ci dopiec,
tylko po prostu nóż mi się w kieszeni otwiera jak to wszystko widzę i jeszcze jak tu gdzieś mi przeleciało, że ta Ona to wszystko tutaj czyta...
Jak dla mnie, to nawet nie musisz odpowiadać na ten post, tylko sam sobie weź odpowiedz czy nie mam racji i czy tego właśnie chcesz od życia.
Jest tyle wspaniałych kobiet na ziemi, które dałyby sobie nogę i rękę obciąć za takiego faceta, a Ty żeś się uparł na jakąś wywłokę,
która nawet jeśli kiedyś zechce do Ciebie wrócić, to chyba sam w to nie wierzysz, że zrobi to powodowana uczuciem. Po co Ci to? Na co?

Odpowiem na Twoj post uzywajac przenosni.
Otoz nie interesuje mnie przechodzony ,,towar" z odysku wink.
Widzisz gdybym chcial, zeby wacpanna skruszona kiedys wrocila na lono rodziny, to siedzialbym cicho i czekal na jej dzialania w kwestii rozwodu.
Jestem typem czlowieka, ktory nie dziala pod wplywem emocji raczej. I owszem, sporo czasu moja zona dostala na ochloniecie, ale ten czas sie dla niej definitywnie skonczyl. A ja, jezeli juz cos zaczynam robic, to doprowadzam zawsze sprawe do konca i z reguly ze skutkiem takim, jakiego oczekiwalem.
A w tej konkretnej sytuacji, porzadanym skutkiem jest rozwod i uzyskanie prawa do opieki nad dziecmi.
Z jednym sie zgodze, dopoki moja jz, bedzie krazyla wokol mnie niczym jakis sztuczny satelita, dopoty nie bede w stanie niczego fajnego zbudowac z inna kobieta. A ja nie mam zamiaru marnowac dalszego zycia siedzac w second handzie. wink.

2,555

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Piotrze no to jak w końcu jest? kochasz ja? nienawidzisz? jest Ci obojetna?czy sam nie wiesz?

Eni.lij, kochalem kiedys, nienawidzilem jakis czas, teraz jest mi obojetna i wiem to doskonale.
Nie czekam, ani nie licze na jej cudowne nawrocenie, bo tacy ludzie jak ona tego nie robia. Sporo czasu mi to zajelo, ale w koncu to do mnie dotarlo. I chocby na kolanach, w pokutnym worku do mnie kiedys przyszla, to powiem jej tylko czesc i pojde dalej swoja droga.
Etap mojego bycia z ta kobieta dobiega konca, i to definitywnego. smile

2,556

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
eni.lij napisał/a:

Piotrze no to jak w końcu jest? kochasz ja? nienawidzisz? jest Ci obojetna?czy sam nie wiesz?

Eni.lij, kochalem kiedys, nienawidzilem jakis czas, teraz jest mi obojetna i wiem to doskonale.
Nie czekam, ani nie licze na jej cudowne nawrocenie, bo tacy ludzie jak ona tego nie robia. Sporo czasu mi to zajelo, ale w koncu to do mnie dotarlo. I chocby na kolanach, w pokutnym worku do mnie kiedys przyszla, to powiem jej tylko czesc i pojde dalej swoja droga.
Etap mojego bycia z ta kobieta dobiega konca, i to definitywnego. smile

A jak będziesz żył i co będziesz robił Piotrek po rozwodzie, gdy już ona albo ty opuścicie wasze wspólne mieszkanie, z chłopcami lub bez nich? Jak wtedy będziesz żył? Do czego będziesz dążył? Co będzie sprawiało ci radość? Co będzie dawało ci satysfakcję? Jak myślisz jak to będzie?

2,557

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No to sobie kobiecina doigrala. ponoc obojetnosc to juz koncowy etap zwiazku. poki jeszcze jest nienawisc to jeszcze cos mozna ratowac bo to jest jakies uczucie wzgledem danej osoby. ta nienawisc moze sie obrócic w milosc ale obojetnosc to juz jest brak jakiegokolwiek uczucia. zreszta piotrze jak widac wcale nie masz ochoty tego ratowac. poza tym co tu ratowac ja mysle ze ona Ciebie tez nie kocha po prostu z kochankiem jej sie przestalo ukladac i robi podchody.w takiej sytuacji to juz raczej tylko rozwod, podzial opieki nad dziecmi i tyle. Widze chlopaki ze nie tylko my kobiety cierpimy przez facetow. Niektore kobiety tez potrafia byc ,,niezłe".

2,558

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
summerka88 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
eni.lij napisał/a:

Piotrze no to jak w końcu jest? kochasz ja? nienawidzisz? jest Ci obojetna?czy sam nie wiesz?

Eni.lij, kochalem kiedys, nienawidzilem jakis czas, teraz jest mi obojetna i wiem to doskonale.
Nie czekam, ani nie licze na jej cudowne nawrocenie, bo tacy ludzie jak ona tego nie robia. Sporo czasu mi to zajelo, ale w koncu to do mnie dotarlo. I chocby na kolanach, w pokutnym worku do mnie kiedys przyszla, to powiem jej tylko czesc i pojde dalej swoja droga.
Etap mojego bycia z ta kobieta dobiega konca, i to definitywnego. :)

A jak będziesz żył i co będziesz robił Piotrek po rozwodzie, gdy już ona albo ty opuścicie wasze wspólne mieszkanie, z chłopcami lub bez nich? Jak wtedy będziesz żył? Do czego będziesz dążył? Co będzie sprawiało ci radość? Co będzie dawało ci satysfakcję? Jak myślisz jak to będzie?

Wiesz, po ponad pietnastu latach zycia z kims, czlowiek zapomina, jak to bylo, kiedy byl sam.
Radosc sprawia mi spedzanie czasu z synami, obserowanie jak rosna, jak sie rozwijaja. I to sie nie zmieni.
Zycie w pojedynke, bedzie pewnie mialo swoje plusy i minusy, ale na pewno pozwoli mi na poczucie sie w pelni wolnym czlowiekiem, bo teraz jeszcze tak nie jest, co skutecznie stara sie mi przypominac co jakis czas moja jz.
Nie czuje sie we wlasnym domu po prostu swobodnie, a chyba kazdy chce miec ten komfort, ze jego dom i jego zycie, to jego sprawa i nikogo obcego, nie powinno ono interesowac.
Nie mozna sie czuc wolnym, jesli w zasadzie obcy juz czlowiek, rosci sobie prawa do ingerowania czy komentowania tego co robie.
Mnie juz nie interesuje jak, gdzie i z kim ona spedza czas, natomiast ja ciagle slysze jakies glupie komentarze, o kolejnych kochankach, o moim spedzaniu czasu z chlopcami.

Nie mam zamiaru szukac nowej milosci na sile, nie bede zadnej ,,przybranej" mamy wprowadzal do naszego domu. Chce poswiecic maksimum czasu dla synow i wynagrodzic im maksymalnie to co ich spotkalo.
A jesli kiedys na mojej drodze stanie jakas kobieta, to byc moze uda sie jeszcze stworzyc z nia cos fajnego.
Nie jestem stworzony do zycia w pojedynke, wiec pewnie za jakis czas kos nowy pojawi sie w moim zyciu, ale nic na sile :).

2,559

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

No to sobie kobiecina doigrala. ponoc obojetnosc to juz koncowy etap zwiazku. poki jeszcze jest nienawisc to jeszcze cos mozna ratowac bo to jest jakies uczucie wzgledem danej osoby. ta nienawisc moze sie obrócic w milosc ale obojetnosc to juz jest brak jakiegokolwiek uczucia. zreszta piotrze jak widac wcale nie masz ochoty tego ratowac. poza tym co tu ratowac ja mysle ze ona Ciebie tez nie kocha po prostu z kochankiem jej sie przestalo ukladac i robi podchody.w takiej sytuacji to juz raczej tylko rozwod, podzial opieki nad dziecmi i tyle. Widze chlopaki ze nie tylko my kobiety cierpimy przez facetow. Niektore kobiety tez potrafia byc ,,niezłe".

Ja wiem, ze ona mnie nie kocha, malo tego, wydaje mi sie, ze moze nawet i prawde kiedys mowila, ze ona nigdy mnie nie kochala.
Zreszta nie wiem, czy ta kobieta wogole jest zdolna do milosci, bo z mojej wiedzy wynika, ze swojego ksiecia tez nie kocha smile. Kiedys przez jakis czas, zostawialem w domu dyktafon, to bylo jeszcze w ubieglym roku. Tyle klamstw, ktore ona mu serwowala rozmawiajac z nim przez telefon, swiadczy tylko o tym, ze jej uczucie nie jest szczere.
Ten ich zwiazek to ogolnie jakas parodia, ona mu mowi, ze go kocha, on udaje, ze jej wierzy. No ale jaki moze byc zwiazek dwojga zdradzaczy? Jak to sie mowi, trafila kosa na kamien he, he.
Jak dla mnie to tacy ludzie jak ona powinni chodzic z plaketka ,,Uwaga obiekt potencjalnie niebezpieczny" wink, bo maskowac sie i udawac zupelnie kogos innego niz jest to ona dobrze potrafi.

2,560

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jestesmy po badaniach w RODK. A wiec kolejny etap za mna. Poszedlem tam na luzie. Uznalem, ze co ma byc to bedzie, wazne zeby po tym wszystkim chlopcy mieli w miare normalne zycie.
Rozmawialem z nimi wczesniej, prosilem zeby w czasie rozmowy z psychologiem mowili to co czuja i czego chca i nie martwili sie tym, ze jakakolwiek decyzje podejma, to ona zmieni moje podejscie i uczucia do nich.
Mysle, ze poskutkowalo, bo w czasie badan zachowywali sie na luzie i nie byli zestresowani.
Wydaje mi sie, ze trafilismy na dobrych specjalistow, atmosfera byla naprawde w porzadku.
Pojechalismy tam we czworke i razem weszlismy.
Jak by ktos z boku popatrzyl, to w zyciu by nie pomyslal, ze my sie rozwodzimy.
Zupelnie inaczej niz na pierwszej sprawie w lipcu smile.
Byly testy, trzy. Rozmowa z pania psycholog. Bardzo mila kobieta z duzym doswiadczeniem, bo jak stwierdzila, rozwodzi juz trzecie pokolenie wink.
Kilka razy pytala mnie, czy podtrzymuje decyzje o rozwodzie i dlaczego ja podtrzymuje.
Jak pozniej rozmawialem z jz, to tez ja o to pytala i co prawda nie powiedziala mi wprost, co odpowiedziala, ale dala do zrozumienia, ze ona juz rozwodu nie chce, bo jak to stwierdzila, jesli ja odpowiedzialem w ten sam sposob jak ona, to zaden sad nam rozwodu nie da. Nie wiem, czy to naiwnosc czy glupota jz.
Mlodszy syn czul sie tam na tyle dobrze, ze jak wychodzilismy, to stwierdzil, ze bardzo mu sie podobalo i czy jeszcze kiedys tam pojdziemy smile.
Od starszego wiem, ze pytany o to z kim bedzie chcial zostac po rozwodzie, odpowiedzial, ze ze mna. Nie powiem jest to jakas satysfakcja dla mnie po tym wszystkim, przez co przeszlismy. Mlodszy na takie samo pytanie odpowiedzial, ze chcialby byc nadal i ze mna i z mama.
Pozostalo czekac na sporzadzenie opinii i wyznaczenie kolejnej sprawy, tak wiec rok zakoncze jeszcze jako oficjalnie zonaty mezczyzna i moze sie zdazyc, ze  rowno w druga rocznice zalozenia tego watku napisze, ze jestem juz po wszystkim smile.
Co do atmosfery w domu, to jest poprawna. Wczorajszy caly dzien spedzilismy we czworke. Bylismy na spacerze, poszlimy na pizze a wieczorkiem wyskoczylismy na basen.
Eh, gdyby nie ten syf jakiego narobila jz, to normalnie wzor rodziny sad.
Spokojnej nocy.

2,561

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Bardzo dobry z Ciebie czlowiek Piotrze a przede wszystkim ojciec. Szkoda ze tak Ci sie zycie potoczylo ale masz przynajmniej dzieci wiec tak naprawde sam w zyciu nigdy nie bedziesz. Rozumiem ze sprawy zony z kochankiem niezbyt poprawnie sie ukladaja . Tak z tego przynajmniej wnioskuje. Czy ona wogole utrzymuje jeszcze z nim kontakt?Dobrze chociaz ze jakos sie dogadujecie w domu i nie ma toksycznej atmosfery.

2,562

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Bardzo dobry z Ciebie czlowiek Piotrze a przede wszystkim ojciec. Szkoda ze tak Ci sie zycie potoczylo ale masz przynajmniej dzieci wiec tak naprawde sam w zyciu nigdy nie bedziesz. Rozumiem ze sprawy zony z kochankiem niezbyt poprawnie sie ukladaja . Tak z tego przynajmniej wnioskuje. Czy ona wogole utrzymuje jeszcze z nim kontakt?Dobrze chociaz ze jakos sie dogadujecie w domu i nie ma toksycznej atmosfery.

Czy ja wiem, czy jestem dobrym czlowiekiem?
Moze raczej staram sie nim byc. Raz mi to wychodzi lepiej, raz gorzej, chyba jak kazdemu.
Uznaje, ze kazdy czlowiek ma prawo do bledow, nie ma ludzi doskonalych. Sek w tym, zeby umiec sie do tych bledow przyznac, wyciagac z nich wnioski i przede wszystkim nikogo swiadomie nie krzywdzic, a jesli juz sie to mimo wszystko zrobi, to potrafic sie do tego przyznac i zrobic wszystko, zeby wynagrodzic zlo, ktore komus sprawilo przykrosc.
Na ten moment jz, nie utrzymuje kontaktu z kochankiem. Jak dlugo tak bedzie, nie wiem i w sumie mnie to nie interesuje.
Takich zwrotow akcji jak obecny bylo juz kilka, wiec ja sie juz na to uodpornilem smile. I miedzy innymi dlatego moja odpowiedz na pytanie, czy nadal ch e rozwodu mogla byc tylko jedna, tak chce i nie zmienie zdania.
Natomiast ciesze sie, ze w jakis normalny sposob w koncu ze soba rozmawiamy bo zycie w toksycznym domu jest straszne dla mnie, a juz dla dzieci to totalna tragedia sad.

2,563

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Oj tam nie badz taki skromny. Zona rozumiem traktowala Cie troche jak kolo ratunkowe. Zle z kochankiem to bach do meza. Rozumiem Cie ze nieraz zmiekles no ale w koncu ile mozna? Nie dziwie sie ze w koncu powiedziales dosc. To swiadome krzywdzenie to dla mnie najgorsze wydaje mi sie ze to oznaka braku milosci od tej osoby. Przeciez gdyby sie kogos kochalo to by sie nie wbijalo noza prosto w serce tej osobie. Moj maz przynajmniej przyznal szczerze ze mnie wtedy jak to sie dzialo nie kochal. Zreszta nie wmowilby mi ze bylo inaczej.Nie uwierzylabym nigdy ze mozna kochac i robic cos takiego. A to ciekawe ze zona nie utrzymuje kontaktow z nim . A taki pewnie mial byc wspanialy. I gdzie ta wielka jej milosc sie nagle podziala?

2,564

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze napisz tu czasem. Jak znajdziesz nowa milosc to tez sie pochwal. Moze nie bedzie za bardzo pasowalo juz do tytulu (w sumie juz nie pasuje) ale w koncu to Twoj watek z Twoja historia. Zastanawia mnie jeszcze tylko jedno. Czy ona Cie kiedys za to przeprosila czy uznala ze nie ma za co?

2,565 Ostatnio edytowany przez bullet (2016-10-25 07:27:45)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

wg mnie treść świadczy, że nie uwolniłeś się mentalnie od jż i tak szybko nie uwolnisz, nawet po rozwodzie. Uwierz, ze jeszcze czekają Cię "plusy dodatnie" i "plusy ujemne".
Teraz emocji nie ma bo jż chyba jest w szoku emocjonalnym ale obstawiam, ze jak trochę się otrząśnie, da Ci solidne bęcki.
Zatracasz czujność, a Ty nie powinieneś mieć skrupułów !!! Ona Cię sprowadziła do parteru później jeszcze leżącego kopała, a Ty z nią na pizzę chodzisz ? O matko i córko !
Brakuje jeszcze kawy rano do łóżka, podgrzewania kapciuszków i ciepłego posiłku gdy przychodzi strudzona ...
Przypomnij sobie emocje jakie odczuwałeś  ... gdy Twoja jż świadomie zerowała Twoje ego.

2,566

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Oj tam nie badz taki skromny. Zona rozumiem traktowala Cie troche jak kolo ratunkowe. Zle z kochankiem to bach do meza. Rozumiem Cie ze nieraz zmiekles no ale w koncu ile mozna? Nie dziwie sie ze w koncu powiedziales dosc. To swiadome krzywdzenie to dla mnie najgorsze wydaje mi sie ze to oznaka braku milosci od tej osoby. Przeciez gdyby sie kogos kochalo to by sie nie wbijalo noza prosto w serce tej osobie. Moj maz przynajmniej przyznal szczerze ze mnie wtedy jak to sie dzialo nie kochal. Zreszta nie wmowilby mi ze bylo inaczej.Nie uwierzylabym nigdy ze mozna kochac i robic cos takiego. A to ciekawe ze zona nie utrzymuje kontaktow z nim . A taki pewnie mial byc wspanialy. I gdzie ta wielka jej milosc sie nagle podziala?

Alez ona mi przez ostatnie dwa lata wiele razy mowila, ze mnie nie kocha, ze w sumie nigdy mnie nie kochala.
I o ile na poczatku ja w to nie wierzylem, o tyle teraz jest to dla mnie jak najbardziej realne.
W kolejnym poscie pytalas, czy ona mnie kiedykolwiek przeprosila.
Otoz tak, raz sie jej kiedys zdarzylo przeprosic. Ale jakie byly motywy tych przeprosin i co chciala nimi uzyskac, tego nie wiem. Bo nic one nie zmienily w poznoejszym jej postepowaniu.
Nie utrzymuje kontaktu, bo nagle okazalo sie, ze ten ideal, wcale nie jest taki idealny.
Bo wyszlo na to, ze to wszystko co o nim mowila jego byla zona i wszystkie osoby, ktore go znaja, to nie pomowienia zlosliwych ludzi, tylko sama prawda.
A do niej chyba dociera, ze jej przeswiadczenie o tym, ze on sie dla niej zmieni, to bylo tylko pobozne zyczenie, ktore z realnym zyciem nie ma nic wspolnego.
Poza tym, od poczatku calego tego romansu, znajome osoby, ktore wiedzialy jak jest, jaki on jest mialy takie same zdanie, co do finalu.
Wszyscy twierdzili, lacznie ze mna, ze dopoki on sobie za free uzywa na mezatce, dopoty jego milosc bedzie wielka i bezgraniczna. Ale w momencie, kiedy cala historia zacznie dobiegac konca i jego wybranka wreszcie bedzie wolna kobieta, to nagle zaczna sie problemy. No i tak jest faktycznie. A zeby nie bylo, ze to on jest winny rozpadu ich zwiazku, to robi jz dalej wode z mozgu i wpedza ja w poczucie winy, ze to przez nia im nie wyszlo. B przeszkadza mu, ze jakis klient z nia rozmawia w sklepie, a jakos mu nie przeszkadzalo jak jego krolewna wracala codzien do starego meza, czy w maju spedzila z nim bez dzieci weekend nad morzem.
Dla mnie to jest ewidentna manipulacja, ktora ma na celu wymiksowanie sie, z czegos co przestaje byc dla niego wygodne smile.

2,567

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
bullet napisał/a:

wg mnie treść świadczy, że nie uwolniłeś się mentalnie od jż i tak szybko nie uwolnisz, nawet po rozwodzie. Uwierz, ze jeszcze czekają Cię "plusy dodatnie" i "plusy ujemne".
Teraz emocji nie ma bo jż chyba jest w szoku emocjonalnym ale obstawiam, ze jak trochę się otrząśnie, da Ci solidne bęcki.
Zatracasz czujność, a Ty nie powinieneś mieć skrupułów !!! Ona Cię sprowadziła do parteru później jeszcze leżącego kopała, a Ty z nią na pizzę chodzisz ? O matko i córko !
Brakuje jeszcze kawy rano do łóżka, podgrzewania kapciuszków i ciepłego posiłku gdy przychodzi strudzona ...
Przypomnij sobie emocje jakie odczuwałeś  ... gdy Twoja jż świadomie zerowała Twoje ego.

Bullet niczego nie musze sobie przypominac, bo o wszystkim pamietam smile.
Nie trace czujnosci i wiem do czego zmierzam.
Wiesz ja teraz stosuje zasade ,,wszystko moge, nic nie musze" smile.
Na pizze poszlismy wszyscy, bo chlopcy mnie zapytali, czy mama moze z nami isc, ja jej nie zapraszalem. Zrobilem przyjemnosc dzieciom.
Moge jej wysluchac, nie musze wierzyc w to co mowi.
Moge z nia rozmawiac, ale nie musze tego robic.
Moge byc szczesliwy, ale nie musze mojego szczescia utozsamiac z jej osoba.
Moge po prostu zyc juz bez niej i nie musze sie martwic tym, ze to zycie bedzie jakies gorsze.
Moge jej wybaczyc, ale nie musze.
Wszystko moge, i to jest wlasnie cudowne uczucie, ze nie musze mojego moge utozsamiac z jej osoba. smile

2,568

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Moge sobie tylko wyobrazic jak ona sie czuje kiedy dzieci pytaja czy mama moze z nami pojsc na pizze.Z lekka bym sie czula zlekcewazona i troche jak intruz bo moze dzieci by chcialy zebym poszla ale Ty niekoniecznie.Dokladnie tak bym to odebrala. No ale wlasciwie to sama sobie zapracowala na Twoja obojetnosc wzgledem jej osoby. Nie znam jej wiec nie wiem ale mnie by chyba bolalo. Nie wiem czy dalabym rade cos takiego znosic na co dzien. Wlasciwie to samo sie to wszystko zemscilo na niej:wypalony kochanek,Twoja obojetnosc ktora w pewnym momencie sama Ci sie wlaczyla. Nawet chocbys sie chcial odegrac to nic nie musiales robic w tym kierunku. Samo przyszlo.

2,569

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Moge sobie tylko wyobrazic jak ona sie czuje kiedy dzieci pytaja czy mama moze z nami pojsc na pizze.Z lekka bym sie czula zlekcewazona i troche jak intruz bo moze dzieci by chcialy zebym poszla ale Ty niekoniecznie.Dokladnie tak bym to odebrala. No ale wlasciwie to sama sobie zapracowala na Twoja obojetnosc wzgledem jej osoby. Nie znam jej wiec nie wiem ale mnie by chyba bolalo. Nie wiem czy dalabym rade cos takiego znosic na co dzien.


Ona po prostu dostała to, na co zasłużyła. Życie ją zweryfikowało.



Piotrze, czytałam co prawda tylko kilka pierwszych stron i streszczenie, które tu komuś ostatnio napisałeś... Ale po tym wszystkim muszę napisać kilka zdań:
Zrobiłeś na mnie piorunujące wrażenie.

Jak to mówią, prawda bywa palcem w gardle dla tych, którzy się jej nie spodziewają smile A Ty przez cały ten czas, odkąd dowiedziałeś się o zdradzie, potrafiłeś zachować klasę, spokój, szacunek, miłość do rodziny i dzieci.
To się nazywa mężczyzna, a nie byle sraluch.

Pozdrawiam i gratuluję postawy smile

2,570

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No no Piotrze skoro kobiety sie tak nad Toba zachwycaja to Ty bez problemu znajdziesz tą swoją wartosciową. Oczywiscie jak juz przyjdzie na to czas i bedziesz na to gotowy.

2,571

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dreepano napisał/a:
eni.lij napisał/a:

Moge sobie tylko wyobrazic jak ona sie czuje kiedy dzieci pytaja czy mama moze z nami pojsc na pizze.Z lekka bym sie czula zlekcewazona i troche jak intruz bo moze dzieci by chcialy zebym poszla ale Ty niekoniecznie.Dokladnie tak bym to odebrala. No ale wlasciwie to sama sobie zapracowala na Twoja obojetnosc wzgledem jej osoby. Nie znam jej wiec nie wiem ale mnie by chyba bolalo. Nie wiem czy dalabym rade cos takiego znosic na co dzien.


Ona po prostu dostała to, na co zasłużyła. Życie ją zweryfikowało.



Piotrze, czytałam co prawda tylko kilka pierwszych stron i streszczenie, które tu komuś ostatnio napisałeś... Ale po tym wszystkim muszę napisać kilka zdań:
Zrobiłeś na mnie piorunujące wrażenie.

Jak to mówią, prawda bywa palcem w gardle dla tych, którzy się jej nie spodziewają smile A Ty przez cały ten czas, odkąd dowiedziałeś się o zdradzie, potrafiłeś zachować klasę, spokój, szacunek, miłość do rodziny i dzieci.
To się nazywa mężczyzna, a nie byle sraluch.

Pozdrawiam i gratuluję postawy smile

Dziekuje za mile slowa i rowniez pozdrawiam smile

2,572

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

No no Piotrze skoro kobiety sie tak nad Toba zachwycaja to Ty bez problemu znajdziesz tą swoją wartosciową. Oczywiscie jak juz przyjdzie na to czas i bedziesz na to gotowy.

Eni.lij nie ma sie nad kim zachwycac. Jestem tylko zwyklym czlowiekiem, mam swoje wady jak kazdy i zdaje sobie z nich sprawe. Moze nawet nie ze wszystkich, bo to co dla kogos jest zaleta, dla kogos innego moze byc wada.
Jak kazdy popelniam bledy, jak wiekszosc wyciagam z nich wnioski i jak sam tylko potrafie staram sie zyc normalnie, tak aby nikogo nie skrzywdzic. Nie zawsze mi sie to niestety udaje sad.
Moze kiedys i poznam jeszcze jakas fajna kobiete, ale na pewno nie jest to jeszcze ten moment.
Temu forum zawdzieczam bardzo wiele, wszystkim osobom, ktore tu zabraly swoj glos w moim watku. Wszystko jedno, czy w sposob dla mnie przychylny, czy nie. Kazdej z nich serdecznie dziekuje.
Dzieki temu forum zrozumialem wiele spraw, i to zarowno teoretycznie jak i praktycznie wink.
Ciesze sie, ze jakis czas temu przyszedl mi do glowy pomysl, zeby tu napisac. I chociaz w zyciu bym nie przypuszczal, ze tyle osob poswieci swoj czas na czytanie moich wypocin, a tym bardziej na opisywanie wlasnego zdania, tak teraz wiem, ze bylo warto.
Bo o ile mi to za wiele nie pomoglo w sensie uratowania mojej rodziny, o tyle byc moze bedzie to dla kogos innego lekcja jak nie nalezy postepowac w sytuacji podobnej do mojej.

2,573

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Kazdej z nich serdecznie dziekuje.

Czyli, że co, że Lily też? smile
Wybacz jeśli było za ostro.

Trzymaj się Piotrek.

2,574

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lilka787 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Kazdej z nich serdecznie dziekuje.

Czyli, że co, że Lily też? smile
Wybacz jeśli było za ostro.

Trzymaj się Piotrek.

Oczywiscie Lilus, Tobie rowniez dziekuje, i Twojej kolezance ,,wiedzmie" wink tez smile.
Pozdrawiam was obie smile.

2,575

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziękuję Piotrze, ja również życzę wszystkiego dobrego.
A pozdrowienia przekażę. smile

2,576

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dobry wieczor drogie forumowiczki i drodzy forumowicze oraz cisi czytelnicy wink.
Wpadlem dzis, przez czysty przypadek na pewien utwor muzyczny. Mysle, ze powinien sie on stac hymnem tego dzialu forum. Jest przepiekny i idealnie oddaje sytuacje wiekszosci osob, ktore tu zagladaja.
Mam prosbe, do kazdego z uzytkownikow, przesylajcie go kazdej nowej osobie w tym dziale, bo jego wymowa jest wieksza niz tysiace napisanych slow. Pozdrawiam wszystkich i spokojnej nocy zycze.

https://www.youtube.com/watch?v=uqiuZNg2aRM

2,577

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ja bym radziła,  dać jej wolna wolę i niech robi co chce.Jak w końcu przyjdzie dzień gdy ten pseudo zwiazek sie rozpadnie to wtedy ona zmadrzeje.Tylko wtedy moze byc za pozno, bo chyba nie bedziesz chcial z nią być? Nie lituj sie nad nią, jest dorosła i swiadoma tego co robi. Rozumiem, ze jej uczucia wzgledem ciebie wygasły, ale skoro wybrała jakiegos palanta który jeszcze da jej popalić , bo z twoich opisów wynika ze to jakiś lawirant zwichrowany, w dodatku bez szacunku wobec kobiet.Więc można się spodziewać że i ona mocno się rozczaruje.Z takimi facetami zaden zwiazek nie moze się udać, bo takie związku są z reguły toksyczne. Więc skoro ona tak nisko sie ceni wybierajac kogoś takiego, to naprawdę nei masz czego załować tylko dbaj o dzieci.

2,578

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witam po dluzszej przerwie.
Przed chwila otrzymalem od mojej pani mecenas maila ze skanem opinii wydanej przez RODK.
Powinienem skakac z radosci i cieszyc sie, ale jakos nie potrafie.
Opinia jest dla mnie korzystna i wskazujaca mnie, jako rodzica, ktory jest w stanie zapewnic synom dalszy prawidlowy rozwoj i stabilnosc emocjonalna.
Jednak jakos brakuje we mnie tego entuzjazmu. Jestem o kolejny krok blizej zakonczenia tej historii, ale tak naprawde to moja wygrana bedzie Pyrrusowym zwyciestwem.
Bo czyz mozna sie cieszyc z faktu, ze wygrana jest jednoczesnie porazka?
Przeciez tak naprawde to w calej tej historii, sa sami przegrani.
Zupelnie inaczej sobie wyobrazalem moja reakcje, na opinie, ktora tak jednoznacznie wskaze z kim powinni zostac po rozwodzie synowie.
Powinienem sie cieszyc, a jednak jest mi smutno.

2,579

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze doskonale Cie rozumiem. Szkoda tego wszystkiego zlego co sie stalo bo teraz cokolwiek nie bedzie to juz nie bedzie to co bylo ,juz nie to samo. Ciezko sie pogodzic z tak wielkimi zmianami pomimo ze dla Ciebie korzystnymi. Niestety nie pozostaje Ci nic innego tylko przyjac te zmiany do wiadomosci niby satysfakcjonujace ale...tak nie do konca. Pociesz sie ze wiekszosc tutaj piszacych musi pogodzic sie z czyms. Cokolwiek nie bedzie zycze Ci powodzenia.

2,580

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dzień dobry Piotrku. Będzie dobrze, wiesz o tym. Będzie!

2,581

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Witam po dluzszej przerwie.
Przed chwila otrzymalem od mojej pani mecenas maila ze skanem opinii wydanej przez RODK.
Powinienem skakac z radosci i cieszyc sie, ale jakos nie potrafie.
Opinia jest dla mnie korzystna i wskazujaca mnie, jako rodzica, ktory jest w stanie zapewnic synom dalszy prawidlowy rozwoj i stabilnosc emocjonalna.
Jednak jakos brakuje we mnie tego entuzjazmu. Jestem o kolejny krok blizej zakonczenia tej historii, ale tak naprawde to moja wygrana bedzie Pyrrusowym zwyciestwem.
Bo czyz mozna sie cieszyc z faktu, ze wygrana jest jednoczesnie porazka?
Przeciez tak naprawde to w calej tej historii, sa sami przegrani.
Zupelnie inaczej sobie wyobrazalem moja reakcje, na opinie, ktora tak jednoznacznie wskaze z kim powinni zostac po rozwodzie synowie.
Powinienem sie cieszyc, a jednak jest mi smutno.

Spokojnie stary, to co czujesz jest całkowicie normalne.
Ja czułem to samo po Rodk a szczególnie po wyjściu z sali rozpraw, gdy orzeczono rozwod.
Porażka. Tak smakuje porażka, największa w życiu. I choćbyśmy odnieśli jeszcze i tysiąc zwyciestw w swoim życiu, to i tak nic nie zmieni. Bo świadomość tej porażki będzie już zawsze gdzieś tam w Nas, świadomość że tak naprawdę to nikt nic nie wygrał, wszyscy uczestnicy tego tragicznego spektaklu przegrali. Tylko nie wszyscy zdają sobie jeszcze z tego sprawę.
Dzieci żal, lat żal, miłości żal.......
Ale najważniejsze to wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość, zmienić filozofię życiową, rozliczyć się z samym sobą i poprostu iść dalej.........
A To....... schowaj głęboko w sobie, wmów sobie ze to już nie isnieje, nigdy nie istniało, to była złuda i nie warto o tym pamiętać. Z tym poprostu trzeba nauczyć się żyć, zaakceptować tą sytuację i mówić sobie stale " dam radę bo mam po co ".
Jak to mówią, życie toczy się dalej i od Nas Piotrze zależy jak ono będzie wyglądać. Spraw aby Twoje jeszcze było kolorowe ☺
Powodzenia stary

2,582

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Eni.lij, O'kruszynko dziekuje za cieple slowa.
Pozdrawiam was rownie cieplo, mam nadzieje, ze przyda sie na listopadowe chlody wink.

2,583

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Witam po dluzszej przerwie.
Przed chwila otrzymalem od mojej pani mecenas maila ze skanem opinii wydanej przez RODK.
Powinienem skakac z radosci i cieszyc sie, ale jakos nie potrafie.
Opinia jest dla mnie korzystna i wskazujaca mnie, jako rodzica, ktory jest w stanie zapewnic synom dalszy prawidlowy rozwoj i stabilnosc emocjonalna.
Jednak jakos brakuje we mnie tego entuzjazmu. Jestem o kolejny krok blizej zakonczenia tej historii, ale tak naprawde to moja wygrana bedzie Pyrrusowym zwyciestwem.
Bo czyz mozna sie cieszyc z faktu, ze wygrana jest jednoczesnie porazka?
Przeciez tak naprawde to w calej tej historii, sa sami przegrani.
Zupelnie inaczej sobie wyobrazalem moja reakcje, na opinie, ktora tak jednoznacznie wskaze z kim powinni zostac po rozwodzie synowie.
Powinienem sie cieszyc, a jednak jest mi smutno.

Spokojnie stary, to co czujesz jest całkowicie normalne.
Ja czułem to samo po Rodk a szczególnie po wyjściu z sali rozpraw, gdy orzeczono rozwod.
Porażka. Tak smakuje porażka, największa w życiu. I choćbyśmy odnieśli jeszcze i tysiąc zwyciestw w swoim życiu, to i tak nic nie zmieni. Bo świadomość tej porażki będzie już zawsze gdzieś tam w Nas, świadomość że tak naprawdę to nikt nic nie wygrał, wszyscy uczestnicy tego tragicznego spektaklu przegrali. Tylko nie wszyscy zdają sobie jeszcze z tego sprawę.
Dzieci żal, lat żal, miłości żal.......
Ale najważniejsze to wyciągnąć z tego wnioski na przyszłość, zmienić filozofię życiową, rozliczyć się z samym sobą i poprostu iść dalej.........
A To....... schowaj głęboko w sobie, wmów sobie ze to już nie isnieje, nigdy nie istniało, to była złuda i nie warto o tym pamiętać. Z tym poprostu trzeba nauczyć się żyć, zaakceptować tą sytuację i mówić sobie stale " dam radę bo mam po co ".
Jak to mówią, życie toczy się dalej i od Nas Piotrze zależy jak ono będzie wyglądać. Spraw aby Twoje jeszcze było kolorowe ☺
Powodzenia stary

Dziewan wiesz mi jest po prostu zwyczajnie zal, ze moi synowi nie beda dorastali w pelnej rodzinie.
Sam nie mialem dziecinstwa takiego, ktorym mozna by sie chwalic i chcialem aby moje dzieci tego nie doswiadczyly, ale mi sie nie udalo.
Poza tym zachodze w glowe, jak moglem tyle lat zyc z osoba, ktora wedlog specjalisy z RODK wykazuje ,,cechy osobowosci niedojrzalej, uwarunkowanej deprywacja potrzeb uczuciowych, aktualnie o cechach DDA.
Stosowanie w sytuacjach trudnych, niedojrzalych mechanizmow zaradczych, - wypieranie, myslenie zyczeniowe".
Ja to czulem, ale jak moglem byc na tyle slepy, zeby nic z tym nie zrobic?

2,584 Ostatnio edytowany przez dziewan (2016-11-28 02:11:00)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Kochałeś, tyle już wystarczy by znieść naprawdę wiele, by przymknąć oczy, by wziąć ciężar na siebie, by w imię tego Wielkiego Marzenia - szczęśliwej Rodziny, znosić wszystko.
Obydwaj mieliśmy dzieciństwo do d..... więc chcieliśmy zrobić wszystko, żeby stworzyć normalny, szczęśliwy dom dla swoich bliskich i siebie. Za wszelką cenę i nawet wbrew zdrowemu rozsądkowi, bo jak to ? Przecież miłość wszystko przezwycięży?  Ale to tylko my chcieliśmy. ......
Ale wiesz co ?
Właśnie dzięki tym przeżyciom z dzieciństwa i dzięki wyciągnięciu z tego wniosków, dzięki charakterowi , jesteśmy dobrymi ojcami, choć nie - Ty czy ja, jestem Tatą.
I to ma swoją wartość i to jest ważne. My widać jesteśmy dobrzy w tym i inni mogą Ci tego zazdrościć.

A ten żal ukryj głęboko, bo on zawsze gdzieś tam na dnie serca będzie, lecz ważne żeby już nigdy nad Tobą nie zaplanował. Czasu nie cofniemy, trzeba się nauczyć z tym żyć.
Dasz radę

2,585

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Cześć Piotr,

Piotr74 napisał/a:

Powinienem sie cieszyc, a jednak jest mi smutno.

Nie dziwię się, że nie jest Ci do śmiechu, bo to pyrrusowe zwycięstwo.

Ale wiesz, co mnie najbardziej ucieszyło w Twoich ostatnich wypowiedziach? Otóż to:

Piotr74 napisał/a:

Poza tym zachodze w glowe, jak moglem tyle lat zyc z osoba, ktora wedlog specjalisy z RODK wykazuje ,,cechy osobowosci niedojrzalej, uwarunkowanej deprywacja potrzeb uczuciowych, aktualnie o cechach DDA.
Stosowanie w sytuacjach trudnych, niedojrzalych mechanizmow zaradczych, - wypieranie, myslenie zyczeniowe".
Ja to czulem, ale jak moglem byc na tyle slepy, zeby nic z tym nie zrobic?

Bo wreszcie zaczynasz dostrzegać, że SAM wybrałeś osobę z pewnymi cechami osobowościowymi. A to, że przez tak długi czas nie dostrzegałeś lub bardziej nie chciałeś dostrzegać w swojej żonie niedojrzałości i - jak sam pisałeś - Wasz związek był dla Ciebie udany dopóty, dopóki żona nie zaangażowała się w romans, jest dla Ciebie wskazówką. Albo za nią pójdziesz i dowiesz się czegoś o sobie i o swoich uwarunkowaniach albo zostaniesz tam, gdzie jesteś.

Powodzenia smile

2,586

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:

Cześć Piotr,

Piotr74 napisał/a:

Powinienem sie cieszyc, a jednak jest mi smutno.

Nie dziwię się, że nie jest Ci do śmiechu, bo to pyrrusowe zwycięstwo.

Ale wiesz, co mnie najbardziej ucieszyło w Twoich ostatnich wypowiedziach? Otóż to:

Piotr74 napisał/a:

Poza tym zachodze w glowe, jak moglem tyle lat zyc z osoba, ktora wedlog specjalisy z RODK wykazuje ,,cechy osobowosci niedojrzalej, uwarunkowanej deprywacja potrzeb uczuciowych, aktualnie o cechach DDA.
Stosowanie w sytuacjach trudnych, niedojrzalych mechanizmow zaradczych, - wypieranie, myslenie zyczeniowe".
Ja to czulem, ale jak moglem byc na tyle slepy, zeby nic z tym nie zrobic?

Bo wreszcie zaczynasz dostrzegać, że SAM wybrałeś osobę z pewnymi cechami osobowościowymi. A to, że przez tak długi czas nie dostrzegałeś lub bardziej nie chciałeś dostrzegać w swojej żonie niedojrzałości i - jak sam pisałeś - Wasz związek był dla Ciebie udany dopóty, dopóki żona nie zaangażowała się w romans, jest dla Ciebie wskazówką. Albo za nią pójdziesz i dowiesz się czegoś o sobie i o swoich uwarunkowaniach albo zostaniesz tam, gdzie jesteś.

Powodzenia smile

Wiesz ja mam taka nature, ze nie lubie stac w jednym miejscu, i wiem, ze to co sie wydarzylo przez ostatnie dwa lata bylo impulsem do wielu zmian w moim zyciu. To co kiedys wydawalo mi sie czyms nie realnym, nagle stalo sie czyms zupelnie normalnym.
A najbardziej sie ciesze z tego, ze odzyskalem poczucie wlasnej wartosci, ze nie utozsamiam bycia szczesliwym czlowiekiem od zachowan i postepowania innych ludzi, szczegolnie tych na ktorych mi zalezy.
I nigdy, ale to nigdy nie bedzie tak, ze moje szczescie bedzie przypisane do jakiejs kobiety jak numer startowy do zawodnika na skoczni. Taki przyklad, bo akurat sezon na skoki sie zaczal wink.
Pozdrawiam i milego weekendu zycze.

2,587

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz ja mam taka nature, ze nie lubie stac w jednym miejscu, i wiem, ze to co sie wydarzylo przez ostatnie dwa lata bylo impulsem do wielu zmian w moim zyciu. To co kiedys wydawalo mi sie czyms nie realnym, nagle stalo sie czyms zupelnie normalnym.
A najbardziej sie ciesze z tego, ze odzyskalem poczucie wlasnej wartosci, ze nie utozsamiam bycia szczesliwym czlowiekiem od zachowan i postepowania innych ludzi, szczegolnie tych na ktorych mi zalezy.
I nigdy, ale to nigdy nie bedzie tak, ze moje szczescie bedzie przypisane do jakiejs kobiety jak numer startowy do zawodnika na skoczni. Taki przyklad, bo akurat sezon na skoki sie zaczal wink.
Pozdrawiam i milego weekendu zycze.

Wykonałeś Piotr74 gigantyczną pracę, szkoda, że to było jak operacja na otwartym sercu...
Również miłego łykendu dla Ciebie i chłopaków smile

2,588

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
starr napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz ja mam taka nature, ze nie lubie stac w jednym miejscu, i wiem, ze to co sie wydarzylo przez ostatnie dwa lata bylo impulsem do wielu zmian w moim zyciu. To co kiedys wydawalo mi sie czyms nie realnym, nagle stalo sie czyms zupelnie normalnym.
A najbardziej sie ciesze z tego, ze odzyskalem poczucie wlasnej wartosci, ze nie utozsamiam bycia szczesliwym czlowiekiem od zachowan i postepowania innych ludzi, szczegolnie tych na ktorych mi zalezy.
I nigdy, ale to nigdy nie bedzie tak, ze moje szczescie bedzie przypisane do jakiejs kobiety jak numer startowy do zawodnika na skoczni. Taki przyklad, bo akurat sezon na skoki sie zaczal wink.
Pozdrawiam i milego weekendu zycze.

Wykonałeś Piotr74 gigantyczną pracę, szkoda, że to było jak operacja na otwartym sercu...
Również miłego łykendu dla Ciebie i chłopaków smile

Taki ,,zówik" ze mnie, powoli ( dwa lata ), ale do przodu.
I dlatego tak mnie ruszyl ten post Rumpela, ze tutaj nie mozna znalezc pomocy.
Jak to mowia, jak ktos chce to znajdzie, jak nie chce, to nie zobaczy, chocby sie przewrocil wink.

2,589 Ostatnio edytowany przez starr (2016-12-10 01:24:24)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../

Taki ,,zówik" ze mnie, powoli ( dwa lata ), ale do przodu.
I dlatego tak mnie ruszyl ten post Rumpela, ze tutaj nie mozna znalezc pomocy.
Jak to mowia, jak ktos chce to znajdzie, jak nie chce, to nie zobaczy, chocby sie przewrocil wink.

Żółwik, nie żółwik ważne, że do przodu...
Jednak nie dla wszystkich pokazanie kierunku działania jest wystarczające... W przypadku Rumpla, gdyby posłuchał rad, byłby po rozwodzie. A tak ma swoją kochaną zonę przy sobie... On wybaczył... Ale każdy ma inne oczekiwania od partnerstwa...
Najgorsze, że niektórzy jakby oczekiwali, ze za nich podejmie się decyzję i weźmie na siebie odpowiedzialność za skutki tych decyzji... (nie piszę a'propos Rumpla)

2,590

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze poczytalam troche Twoje wpisy sprzed juz prawie 2 lat i moge powiedziec ze niesamowite jak ta historia Cie odmienila. Mysle ze dzisiaj jestes juz zupelnie innym czlowiekiem chyba jak kazdy zdradzony. Szkopuł w tym ze to nie odmienia tak od razu tylko to dzieje sie z biegiem czasu. Kiedys najwazniejsza byla dla Ciebie zona nawet pomimo tego co Ci zrobila mozna powiedziec ze nawet ją troche usprawiedliwiales troche zebrales o jej uczucia ,na poczatku moze nawet szukales troche jakiejs winy w sobie. Niesamowite co dzieje sie z czlowiekiem zaraz po a jak to sie widzi po latach. Troche jakbym widziala tez siebie zaraz po no a potem zaczyna sie powoli widziec wszystko inaczej. Dzisiaj dla Ciebie najwazniejszy jestes Ty sam i nie uzalezniasz swojego szczescia od niej ani od nikogo .I tak trzymaj. Mysle ze kazdy z nas chyba tak ma po zdradzie tylko na to potrzeba czasu. Wniosek z tego taki ze ludzie po zdradzie staja sie juz zupelnie innymi ludzmi. Mozna by powiedziec ze ten co zdradza jednak tez troche traci. Moze niewielkie pocieszenie ale zawsze jakies.

2,591

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
starr napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../

Taki ,,zówik" ze mnie, powoli ( dwa lata ), ale do przodu.
I dlatego tak mnie ruszyl ten post Rumpela, ze tutaj nie mozna znalezc pomocy.
Jak to mowia, jak ktos chce to znajdzie, jak nie chce, to nie zobaczy, chocby sie przewrocil wink.

Żółwik, nie żółwik ważne, że do przodu...
Jednak nie dla wszystkich pokazanie kierunku działania jest wystarczające... W przypadku Rumpla, gdyby posłuchał rad, byłby po rozwodzie. A tak ma swoją kochaną zonę przy sobie... On wybaczył... Ale każdy ma inne oczekiwania od partnerstwa...
Najgorsze, że niektórzy jakby oczekiwali, ze za nich podejmie się decyzję i weźmie na siebie odpowiedzialność za skutki tych decyzji... (nie piszę a'propos Rumpla)

Jak już napisałem w tamtym temacie ... Źle chyba sformułowałem ten post. Chodziło mi bowiem o to że nikt mu tu nie da gotowej recepty na jego problem a rozwiązanie musi znaleźć sam i tylko sam bo jest to jego życie i jeżeli podejmuje jakąś decyzję to musi się liczyć z konsekwencjami podjętej decyzji.
Rumpel

2,592

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Piotrze poczytalam troche Twoje wpisy sprzed juz prawie 2 lat i moge powiedziec ze niesamowite jak ta historia Cie odmienila. Mysle ze dzisiaj jestes juz zupelnie innym czlowiekiem chyba jak kazdy zdradzony. Szkopuł w tym ze to nie odmienia tak od razu tylko to dzieje sie z biegiem czasu. Kiedys najwazniejsza byla dla Ciebie zona nawet pomimo tego co Ci zrobila mozna powiedziec ze nawet ją troche usprawiedliwiales troche zebrales o jej uczucia ,na poczatku moze nawet szukales troche jakiejs winy w sobie. Niesamowite co dzieje sie z czlowiekiem zaraz po a jak to sie widzi po latach. Troche jakbym widziala tez siebie zaraz po no a potem zaczyna sie powoli widziec wszystko inaczej. Dzisiaj dla Ciebie najwazniejszy jestes Ty sam i nie uzalezniasz swojego szczescia od niej ani od nikogo .I tak trzymaj. Mysle ze kazdy z nas chyba tak ma po zdradzie tylko na to potrzeba czasu. Wniosek z tego taki ze ludzie po zdradzie staja sie juz zupelnie innymi ludzmi. Mozna by powiedziec ze ten co zdradza jednak tez troche traci. Moze niewielkie pocieszenie ale zawsze jakies.

Eni.lij cieszę się, że opisałem tutaj tę historię. Ja to forum traktowałem na początku trochę jak bloga. Ot napisałem, wylałem z siebie własne myśli. Ludzie zaczęli pisać, więc wypadało odpowiadać, czasem z kimś się pospierać. Dostałem tu mnóstwo wartościowych rad i to zarówno od osób mi życzliwych jak i tych z drugiej strony ,,barykady".
Masz rację, dziś jestem zupełnie innym człowiekiem. Przez te dwa lata, moje spojrzenie na otaczający mnie świat uległo diametralnej zmianie. Trochę się czuję tak, jak bym miał wcześniej jakąś wadę wzroku, a teraz noszę dobrze dobrane okulary wink.
Wiesz chciałbym bardzo, żeby ta historia, kiedyś komuś pomogła. Żeby kiedyś, ktoś zamiast marnować dwa lata z życia, które jest tak cenne dla każdego z nas, nie popełniał moich błędów.
Tak naprawdę przecież wystarczy faktycznie przeczytać kilka pierwszych stron i kilka ostatnich, żeby zobaczyć jak zdrada potrafi zmienić człowieka, nawet takiego, który ślepo kochał swoją drugą połówkę.
Pozdrawiam gorąco i życzę Wesołych Świąt smile.

2,593

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze nie wiem czy nie bylo to wiecej niz 2 lata zycia w zaslepieniu. Te ostatnie dwa lata to chyba trzezwienie i zakladanie odpowiednio dobranych okularow. Szkoda tylko ze czlowiek musi przejsc przez takie bagno zeby widziec wszystko poprawnie. Nie wiem czy Twoja historia komus pomoze. No moze komus kto juz wdepnal bo ten co nie to raczej ciezko zeby zrozumial. Zdrada bardzo zmienia wiem to i ja. Moze w tym calym bagnie nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo bo widzi sie co w zyciu tak naprawde najwazniejsze jest. I dostrzega sie przede wszystkim siebie i wlasne JA. Zycze Ci rowniez Wesolych Swiat ze swoimi dzieciaczkami. W koncu dzieci to najcenniejszy dar jaki w zyciu mamy. Zawsze beda nasze co by nie bylo.

2,594

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
eni.lij napisał/a:

Piotrze nie wiem czy nie bylo to wiecej niz 2 lata zycia w zaslepieniu. Te ostatnie dwa lata to chyba trzezwienie i zakladanie odpowiednio dobranych okularow. Szkoda tylko ze czlowiek musi przejsc przez takie bagno zeby widziec wszystko poprawnie. Nie wiem czy Twoja historia komus pomoze. No moze komus kto juz wdepnal bo ten co nie to raczej ciezko zeby zrozumial. Zdrada bardzo zmienia wiem to i ja. Moze w tym calym bagnie nie ma tego zlego co by na dobre nie wyszlo bo widzi sie co w zyciu tak naprawde najwazniejsze jest. I dostrzega sie przede wszystkim siebie i wlasne JA. Zycze Ci rowniez Wesolych Swiat ze swoimi dzieciaczkami. W koncu dzieci to najcenniejszy dar jaki w zyciu mamy. Zawsze beda nasze co by nie bylo.

Eni.lij dobrze to ujęłaś, ostatnie dwa lata to był proces dobierania odpowiednich soczewek do zaślepienia, które trwało o wiele dłużej smile.
Jasne, że ta historia nie pomoże komuś, kto nie wdepnął w takie coś. Mi chodziło o ludzi, którzy będą na początku drogi, na której ja się znalazłem dwa lata temu. Żeby nie tracili czasu na dywagacje a może tak,  może inaczej. Może to nie on/ona tylko im ktoś tak namieszał w głowie. Nikt im nie namieszał, oni po prostu tacy są i tego im trzeba.
A nam zostało tylko dbać o dzieci, jeśli są, a potem o siebie. big_smile

2,595 Ostatnio edytowany przez bullet (2016-12-23 08:56:27)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

....zamiast marnować dwa lata z życia, które jest tak cenne dla każdego z nas, nie popełniał moich błędów.....

Witaj Piotr .... jeśli się cofniesz to przeczytasz, że to samo pisaliśmy Ci od początku, że zmarnujesz lata, a efekt końcowy jest do przewidzenia .... tylko czasu szkoda. Na świecie tyle fajnych "babeczek" (jak mawia Pann Józek od kurczaków), że bez sensu marnować go dla kobiety, która i tak wcześniej czy później stanie się ex. Ja zmarnowałem 2,5 roku. Ty prawie 2 lata. Oby dzięki Twojemu, lekko rozbudowanemu wątkowi, ktoś się na czas otrząsnął. Wesołych Świąt

2,596

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dobry wieczór., lub raczej noc smile
Wiosna się zbliża,a z nią chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu.
Trzy tygodnie mi zostały na jej podjęcie i powiem wam szczerze, że nie wiem co mam zrobić.
Jż od 5 miesiecy jest przykładną matką i żoną, to znaczy tą drugą stara się być.
Każde wspomnienie o czekającej nas sprawie kwituje, że ona rozwodu nie chce.
Nagle znów jestem jej mężem, nagle szuka kontaktu, bliskości. Teraz znów liczy się moje zdanie, dzwoni do mnie wychodzac i wracajac z pracy, dzwoni w przerwach.
Zmieniła pracę mówiąc koleżankom i szefowej, że jednym z powodów jest niechęć do oglądania kochanka.
W sumie gdyby tylko o te gesty chodziło, to one i tak nic nie zmieniają, ale sa jeszcze chlopcy.
Oni to wszystko widzą, są świadomi tego, że ich mama jest taka jak była, że jest szansa, żeby świat im sie nie wywrócił do góry nogami.
A ja nie wiem co mam zrobić. Nie kocham już tej kobiety, jest jakas więź emocjonalna owszem, bo ciężko, żeby jej po tylu latach nie było, ale nie wiem, czy po tym wszystkim jestem w stanie zacząć znów na nowo żyć z taką kobietą.
Gdyby była możliwość założenia nowego wątku, to pewnie bym to zrobił i zatytułował ,,Ratować siebie z toksycznej miłości" big_smile

2,597

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Dobry wieczór., lub raczej noc smile
Wiosna się zbliża,a z nią chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu.
Trzy tygodnie mi zostały na jej podjęcie i powiem wam szczerze, że nie wiem co mam zrobić.
Jż od 5 miesiecy jest przykładną matką i żoną, to znaczy tą drugą stara się być.
Każde wspomnienie o czekającej nas sprawie kwituje, że ona rozwodu nie chce.
Nagle znów jestem jej mężem, nagle szuka kontaktu, bliskości. Teraz znów liczy się moje zdanie, dzwoni do mnie wychodzac i wracajac z pracy, dzwoni w przerwach.
Zmieniła pracę mówiąc koleżankom i szefowej, że jednym z powodów jest niechęć do oglądania kochanka.
W sumie gdyby tylko o te gesty chodziło, to one i tak nic nie zmieniają, ale sa jeszcze chlopcy.
Oni to wszystko widzą, są świadomi tego, że ich mama jest taka jak była, że jest szansa, żeby świat im sie nie wywrócił do góry nogami.
A ja nie wiem co mam zrobić. Nie kocham już tej kobiety, jest jakas więź emocjonalna owszem, bo ciężko, żeby jej po tylu latach nie było, ale nie wiem, czy po tym wszystkim jestem w stanie zacząć znów na nowo żyć z taką kobietą.
Gdyby była możliwość założenia nowego wątku, to pewnie bym to zrobił i zatytułował ,,Ratować siebie z toksycznej miłości" big_smile

Ale to już termin rozprawy macie? Jak tak to decyzje chyba już podjęte, a jeżeli teraz się zastanawiasz to znaczy że jednak chyba nie chcesz. Ja zawsze uważam że lepsze najgorsze decyzje niż ich brak, i to absolutnie w każdej dziedzinie, nie tylko związki, jeżeli zdecydujesz się o nie rozwodzeniu to tak trochę jak brak decyzji.
Nie kochacie się, to oczywiste, więc zaraz ktoś napiszę że jak się nie kochacie to lepiej się rozstać żeby dzieci nie oglądały, ale prawda taka że z połowa małżeństw tak funkcjonuje w Polsce, może niekoniecznie okraszone zdradą, ale brak miłość a w zamian właśnie jakaś więź emocjonalna wynikająca z przyzwyczajenia, plus często zbyt dużo zachodu żeby się rozejść, to też wiele małżeństw czy związków tak sobie funkcjonuje, i nawet te pary nie zdają sobie sprawy że nie ma między nimi już "miłości". I dzieci tez są i widzą ale nie wiedzą, żyją dorastają funkcjonują, nic niezwykłego.
Ja tak poczytywałem sobie Twój wątek, i nie wiem czy to że się stara nie wywołuje poczucia jakiejś winy w Tobie, w końcu walczyłeś kiedyś o ocalenie małżeństwa, teraz Ona się stara i nie chce rozwodu dzieci również wiadome, a ludzie często mają taką cecha że dostosowują się do oczekiwań większości. Tak naprawdę to teraz jeszcze się okaże że to TY ten zły będziesz, bo 5m-c jest ok, jej wybryki przycichły, i nagle bum rozwód, którego nikt oprócz Ciebie nie chce. Postrzeganie otoczenia może niewidzialnie wpływać właśnie na twoje wahania.
Ja bym pogonił, bo szkoda marnować szanse na pokochanie kogoś innego, a wtedy nawet zwykły seks jest smaczniejszy, bo seks pewnie teraz już masz od małżonki. Ale taką zwykłą mechanikę da ci również prostytutka.
Takie luźne myśli, absolutnie nie mam zdania co powinieneś zrobić, bo nie mam takiej wiedzy czy doświadczeń.
Powodzenia
Pozdrawiam

2,598

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze czy ty chcesz wejść drugi raz do tej samej "rzeki"?
Jak nie ma miłości między wami, to pretekstem/powodem do pozostania w toksycznej relacji mają być wasze dzieci?
Cóż, wasze dzieci niebawem wyfruną z rodzinnego gniazda i kto w nim pozostanie- dwoje obcych sobie ludzi? Czy nie zasługujesz na coś więcej?
Życzę tobie trzeźwego spojrzenia w przeszłość i dobrej decyzji dla siebie. To przecież jest twoja decyzja i twój wybór, pamiętaj że to ty poniesiesz tego konsekwencje.
Pozdrawiam i życzę powodzenia w tej trudnej drodze zdrowienia.

2,599 Ostatnio edytowany przez feniks35 (2017-03-13 08:19:13)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jak dla mnie rezygnujac z rozwodu zrobisz wielkie kuku i sobie i dzieciom wlasnie.
Przeciez jej starania to nic innego jak proba obłaskawienia Cie, wzbudzenia poczucia winy ze oto zostawisz ja teraz, taka przykladna zone i matke. To proba gry na emocjach rowniez dzieci ktore zapewne w tej sytuacji tez wola zeby mama zostala bo znowu jest miło, fajnie i rodzinnie. Tylko ze dzieci nie rozumieja i nie wiedza czegos co Ty jako stary chlop i facet ktory zna ta kobiete najdluzej wiedziec powinien. To jest taktyka a nie zadna przemiana. Z kochankiem nie wyszlo wiec trzeba sie ewakuowac do bezpiecznego ukladu czyli meza. No i jesli teraz ten maz zmieknie i wycofa sprawe o rozwod to juz wygrana na calej linii. Bo nawet jesli za pare  mscy malzonce znowu odkrobi i pojdzie w tango z kochasiem (nowym lub starym) to wstyd Ci bedzie nawet od nowa zaczynac ta walke, wloczyc sie po sadach itp. Jak wyjdziesz w oczach sedziego? Zona miala byc taka zła ze trzeba bylo  ja zostawic i walczyc o opieke nad dziecmi, potem juz cacy i ponownie be? Nic wtedy pewnie nie zrobisz. A ona czujac sie bezkarnie ponownie polynie na calego majac w d... nie tylko Ciebie ale i dzieci. Tak jak miala je juz w d... bedac z ex kochasiem. Chcesz im naprawde fundowac taka hustawke emocji? Przeciez jesli ona naprawde sie zmienila to dbac bedzie o dzieci niezaleznie czy jest Twoja zona czy nie, okazywac im milosc troske zainteresowanie. A jesli ta troska i matczyne zaangazowanie jest warunkowe - pod warunkiem ze mieszka i zyje z wami pod jednym dachem to kopa w d... i niech lepiej nie daje nic i nie maci w glowach.
Czytalam Twoj watek i naprawde bylam pod wrazeniem ze konsekwentnie realizowales swoj plan. Dzis niestety mam wrazenie ze wrociles do punktu wyjscia czyli tlumaczenia znowu swojej malzonki, podtrzymywania fikcji dla dzieci itp. Kiedys dawales im prezenty w imieniu mamusi zeby im nie bylo przykro a dzis robisz jeszcze gorzej, pozwalasz mamusi zostac mimo krzywd i swinstw ktore wam uczynila.

2,600 Ostatnio edytowany przez summerka88 (2017-03-13 10:34:58)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Dobry wieczór., lub raczej noc smile
Wiosna się zbliża,a z nią chyba najtrudniejsza decyzja w moim życiu.
Trzy tygodnie mi zostały na jej podjęcie i powiem wam szczerze, że nie wiem co mam zrobić.
Jż od 5 miesiecy jest przykładną matką i żoną, to znaczy tą drugą stara się być.
Każde wspomnienie o czekającej nas sprawie kwituje, że ona rozwodu nie chce.
Nagle znów jestem jej mężem, nagle szuka kontaktu, bliskości. Teraz znów liczy się moje zdanie, dzwoni do mnie wychodzac i wracajac z pracy, dzwoni w przerwach.
Zmieniła pracę mówiąc koleżankom i szefowej, że jednym z powodów jest niechęć do oglądania kochanka.
W sumie gdyby tylko o te gesty chodziło, to one i tak nic nie zmieniają, ale sa jeszcze chlopcy.
Oni to wszystko widzą, są świadomi tego, że ich mama jest taka jak była, że jest szansa, żeby świat im sie nie wywrócił do góry nogami.
A ja nie wiem co mam zrobić. Nie kocham już tej kobiety, jest jakas więź emocjonalna owszem, bo ciężko, żeby jej po tylu latach nie było, ale nie wiem, czy po tym wszystkim jestem w stanie zacząć znów na nowo żyć z taką kobietą.
Gdyby była możliwość założenia nowego wątku, to pewnie bym to zrobił i zatytułował ,,Ratować siebie z toksycznej miłości" big_smile

Łatwo jest cię "urobić" Piotrze. Wystarczy trochę poprawnych, wypracowanych słów i zachowań a już masz wątpliwości, jesteś bliski zmiany swojego stanowiska o 180 stopni. Mimo że jesteś świadomy tego, źe zachowanie twojej żony nie jest spowodowane nagłą zminą jej uczuć, wartości czy choćby życiowych priorytetów, ale kieruje się zwykłym BRAKIEM ALTERNATYW. Bo co się z nią stanie po rozwodzie? Zostanie samotną rozwódką, odpowiedzialną za rozpad związku, z łatką puszczalskiej, która nie miała najmniejszych wątpliwości, żeby opuścić męża i dzieci, gdy tylko pojawił się facet, prawiący jej słodkie słówka.
Chcesz wierzyć, że się zmieniła, że "zmądrzała" i być może doceniła jeśli nie ciebie, to przynajmniej waszą rodzinę. To ją sprawdź. Ludzie nie potrzebują "papierka", aby tworzyć rodzinę. Rozwiedź się z nią i zobacz, czy nadal będzie jej zależało na wasżej rodzinie. Zresztą ślub zawsze można wziąć ponownie. To może być też symboliczny początek nowego związku, ewentualny ponowny ślub.
Co do dzieci, to rozowód nie spowoduje, że twoja żona przestanie nagle być ich matką lub ty ich ojcem. Wydaje mi się, że próbujesz sobie zracjonalizować kierunek działań, do których cię ciągnie. Dzieci stają się twoją wymówką, która ma uprawdopodobnić twoje odczucia i być może decyzje. Ale to tylko pretekst. Pomyśl o ty, co tobą tak naprawdę kieruje. Czy nie jest to STRACH przed nową sytuacją. Czy OBAWA przed wzięciem na siebie odpowiedzialności za samego siebie i swoje poczynania? Czy tak jak w przypadku twojej żony (jak sądzę) aktualnie brak atrakcyjnych alternatyw i w związku z tym masz większa skłonność do zaryzykowania związku, z kimś, kto pokazał tobie, jak niewiele ty, wasz związek, wasze dzieci znaczą wobec "słodkich słówek" przypadkowego faceta.

Posty [ 2,536 do 2,600 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 38 39 40 41 42 43 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024