A może mu zwyczajnie ... wstyd ?
Wreszcie ... ?
I bardzo dobrze! Znaczy że forum pomaga....
Mi pomogło
Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Strony Poprzednia 1 … 30 31 32 33 34 … 44 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
A może mu zwyczajnie ... wstyd ?
Wreszcie ... ?
I bardzo dobrze! Znaczy że forum pomaga....
Mi pomogło
a kto w ogóle zdemaskował Piotra i jakim cudem to zrobił? to jest bardzo interesujące
Bullet, co nie, skoczyły se laski do gardeł, która jest ważniejszą kochanką
Kochanką byłby okey, ale r-kochanką, zajętego faceta? Przyznam się szczerze w życiu nie widziałem tak głupich "kur", jak te dwie, które by o to sprzeczały się. Mam nadzieję, że moderacja szybko zadziała, bo na moje nerwy też, nawet po usypiającym piwku, z okazji rajdowania RK, nic nie pomaga
a kto w ogóle zdemaskował Piotra i jakim cudem to zrobił? to jest bardzo interesujące
Z jego 2 nickiem chyba dziś Zwyczajny_facet choć i ja i m.in. maniek nie wierzyliśmy w jego nieskazitelność.. zresztą wczoraj pisałam o tym w innym wątku... http://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=84734&p=4
ale jako (była) kochanka cóż mam do powiedzenia przy zdradzonym facecie? ja jestem nikim a on wniesiony na ołtarze
Witam wszystkich.
Jestem w domu i mogę spokojnie teraz czytać i pisać.
Po pierwsze chciałbym wszystkich przeprosić, którzy poczuli się w jakikolwiek sposób oszukani.
Nie to było i jest moją intencją i na pewno nie zależało mi i nie zależy mi na kreowanie się na ofiarę.
Konto Lakiego założyłem w 2012 roku, kiedy przez jakiś czas pracowałem za granicą i jakoś tak przypadkiem trafiłem na to forum.
Nie udzielałem się za bardzo, było kilka postów, w tym opisujący historię mojego małżeństwa. I pomimo tego, że żona była już po jakimś pierwszym romansie, to pisałem wtedy, że moje małżeństwo jest szczęśliwe, że żonę kocham bardzo. Bo jej wybaczyłem i zaufałem na nowo. Po powrocie do Polski, nie zaglądałem tu wcale.
Po drugie. W momencie wykrycia zdrady, nie trafiłem tu od razu, a prawie po dwóch miesiącach, po wielkiej huśtawce nastrojów, po dwóch wyprowadzkach żony. Byłem sam z dziećmi w domu, przypomniałem sobie o tym forum i wróciłem.
Założyłem nowe konto, bo moja sytuacja była już diametralnie inna niż kilka lat temu.
Moja ex nie siedziała mi w głowie przez te wszystkie lata mojego małżeństwa, zresztą żadna inna kobieta mi nie siedziała. W moim sercu i mojej głowie było miejsce tylko dla jednej osoby i była nią żona. Mam taki niestety charakter, że jestem uparty, pewnie to zaważyło na tym, że nie chciałem zrezygnować z kontaktu z ex, kiedy już go odzyskałem. Ale nie rozumiem nadal, dlaczego uważacie, że kilka słów dziennie zamienionych z osobą którą zna się 25 lat jest wystarczającym powodem do zdrady mojej żony. Nie było mowy o żadnym uczuciu, o żadnej relacji między nami.
Wychodząc z takiego założenia, jakie wy przyjmujecie, to żaden kolejny związek jest skazany na porażkę a partnerzy mogą się wzajemnie zdradzać, bo któreś ma kontakt z ex, bo np. są wspólne dzieci i trzeba często ze sobą rozmawiać, mało tego spotykać się ze sobą.
Ktoś napisał, że żona zostawiła mi dzieci, żebym zobaczył co to znaczy się nimi zajmować. Nie musiała tego robić, bo ja doskonale to wiedziałem, zajmowaliśmy się nimi oboje, nigdy nie było tak, że wszystkie sprawy związane z dziećmi były na głowie żony, a ja sobie hulałem po świecie.
Ktoś inny, chyba Elle zarzuca mi, że żona była w moim odczuciu zawsze tą drugą. Otóż nie była, zawsze była tą pierwszą, o ex w ogóle nie myślałem, nie tęskniłem za nią, nie brakowało mi jej. Wręcz odwrotnie było z żoną, wyjeżdżając nawet na krótkie kilkudniowe delegacje zawsze bardzo do żony tęskniłem, rozmawialiśmy wtedy dużo przez telefon, czasami po kilka godzin po pracy.
To że, w pewnym momencie poczułem, że wraca uczucie do ex było spowodowane tym, że zostałem odtrącony przez żonę. Tym, że powiedziała kilka bardzo bolesnych dla mnie słów i pokazała, że nasze małżeństwo i ja nic dla niej nie znaczą, bo przecież ona się zakochała ale wcale tego nie chciała. W 2011 też nie chciała? Ex nie było wtedy, więc co było?
Ex w tamtym momencie rozmawiała ze mną, pocieszała w jakiś sposób, więc wydawało mi się, że może coś do mnie czuć. Starałem się z nią rozmawiać na ten temat, pytałem o jej relację z partnerem, bo nie chciałem burzyć jej i jemu życia. Sam to przechodzę i wiem jak to boli.
To. że napisałem te chyba cztery posty z mojego pierwszego konta, wynikało z tego, że chciałem poznać intencje ex, a wiedziałem, że jeśli to zrobię tutaj, to żadnej opinii nie będzie, tylko taka nagonka jak dzisiaj.
Macie sporo racji, że nie jestem bez winy, na pewno robiłem coś nie tak, tylko problem polega na tym, że moja żona nie chciała o tym ze mną rozmawiać. Nie była ze mną uczciwa i to mnie boli najbardziej.
Nie można nikogo zmusić do miłości, przestała mnie kochać, muszę się z tym pogodzić, ale chyba mam prawo od niej wymagać uczciwości?
Ja jej nigdy nie okłamałem wcześniej, zawsze mówiłem jej prawdę, zresztą po tylu latach oboje potrafimy wyczuć, gdy któreś z nas jest nie szczere.
Czasem napiszę coś pod wpływem emocji, jak np. to, że się wyprowadzę z domu i zostawię teraz dzieci, ale to są emocje, to jest chwila w której zanika logiczne myślenie. Jeżeli ktoś z was by się nad tym zastanowił, to może doszedłby do wniosku, że w tym co piszę jestem jednak autentyczny.
Nie chcę tu nikogo czarować, przypisywać sobie jakieś super cechy, bo jestem zwyczajnym człowiekiem, mam swoje wady. A to, że staram się ułożyć swoje życie nie jest chyba żadną zbrodnią.
Zona jak będzie chciała to zrobi użytek z tego forum, trudno. Pisząc tu liczę się z taką ewentualnością.
Teraz mam tylko jeden cel, nie chcę aby nasze dzieci cierpiały przez naszą głupotę. A jak będzie to czas pokaże.
Pozdrawiam wszystkich.
Ech ty Pioter..
Namiszał namiszał i co?
A ja to sobie myślę, że 90% problemów w relacjach to taka licha komunikacja właśnie.. Jedno coś chce, ale drugie ma w dupju albo nie słucha akurat w tym czasie, to wtedy to pierwsze się unosi duma, obraża, czuje odrzucone i się zaczyna sabotaż - podświadome rozsadzanie relacji od środka. Bierna agresja - można ten sposób "komunikacji" spokojnie porównać do 'raka', który toczy się wewnątrz relacji.
I jak już wpieprzy taką relację kawałek po kawałku, to zostaje wydmuszka.. wystarczy dmuchnięcie i wszystko z hukiem upada.
Tyle, że tam nie było już fundamentów od dawna, ale że gruchnęło i wzięło i pierd..ło z hukiem, to się wydaje z początku, że oto nastąpiła nagła detonacja..
i pozamiatane.
Ludzie nie umieją ze sobą gadać. smutne w uj..
Ech ty Pioter..
Namiszał namiszał i co?
A ja to sobie myślę, że 90% problemów w relacjach to taka licha komunikacja właśnie.. Jedno coś chce, ale drugie ma w dupju albo nie słucha akurat w tym czasie, to wtedy to pierwsze się unosi duma, obraża, czuje odrzucone i się zaczyna sabotaż - podświadome rozsadzanie relacji od środka. Bierna agresja - można ten sposób "komunikacji" spokojnie porównać do 'raka', który toczy się wewnątrz relacji.
I jak już wpieprzy taką relację kawałek po kawałku, to zostaje wydmuszka.. wystarczy dmuchnięcie i wszystko z hukiem upada.
Tyle, że tam nie było już fundamentów od dawna, ale że gruchnęło i wzięło i pierd..ło z hukiem, to się wydaje z początku, że oto nastąpiła nagła detonacja..i pozamiatane.
Ludzie nie umieją ze sobą gadać. smutne w uj..
Tak Elle masz racje, tylko zeby byla rozmowa to musza byc dwie osoby, bo jak jest jedna to jest monolog.
A u mnie to wlasnie tak wygladalo od jakiegos czasu.
Odnoszę wrażenie, że ten post nie wyszedł spod pióra Piotra...
Niemniej jednak proszę Piotrze, byś pozbierał to wszystko do kupy i broń Boże nie wpadł na to, by utrzymywać ten twór, który w waszym przypadku zwie się małżeństwem dla dobra dzieci. Rozejdź się z żoną. Ona Ciebie nie kocha. Ty jej również.
I nie jest zbrodnią próba poukładania sobie życia. Każdy ma do tego prawo. Każdy...
Nie odpowiedziałeś mi na wcześniej zadane pytanie dotyczace zachowań dzieci. Twój pomysł z wyprowadzką... Wiem, że byłeś spokojny o ich zachowanie i relacje z mamą... Nie wyszedłbyś stamtąd, gdyby zanosiły się płaczem... Nie zrobiłby tego nikt z nas w takiej sytuacji.
Kumam.
Ale wątpię czy na tym etapie da się jeszcze coś z tym zrobić i to odkręcić.. Wymagałoby to od was obojga ogromnej pokory i choćby tlącego się ogarka z uczucia.. Nie wiem czy po tylu ranach, jakie sobie zadaliście ono jeszcze się tli, z tego co widać po zonie chyba za dużo tego było.
Jeśli Twoja autorefleksja jest szczera to jest to plus z tej całej sytuacji, jakby to nie brzmiało, ale czasem nie da się ze zgliszczy relacji odbudować - nie w danej konfiguracji..
Odnoszę wrażenie, że ten post nie wyszedł spod pióra Piotra...
Niemniej jednak proszę Piotrze, byś pozbierał to wszystko do kupy i broń Boże nie wpadł na to, by utrzymywać ten twór, który w waszym przypadku zwie się małżeństwem dla dobra dzieci. Rozejdź się z żoną. Ona Ciebie nie kocha. Ty jej również.
I nie jest zbrodnią próba poukładania sobie życia. Każdy ma do tego prawo. Każdy...
Nie odpowiedziałeś mi na wcześniej zadane pytanie dotyczace zachowań dzieci. Twój pomysł z wyprowadzką... Wiem, że byłeś spokojny o ich zachowanie i relacje z mamą... Nie wyszedłbyś stamtąd, gdyby zanosiły się płaczem... Nie zrobiłby tego nikt z nas w takiej sytuacji.
Dzieci przez caly czas byly w znanym sobie srodowisku, byly ze mna i czuly sie w miare bezpiecznie.
Nawet pani psycholog, ktora z nimi rozmawiala, powiedziala, ze sa nad wyraz spokojne i malo zestresowane.
Ja mysle, ze one nie dopuszczaly do siebie mysli, ze my tak naprawde sie rozstaniemy.
Poza malymi epizodami, jednym razem, kiedy starszy syn na samym poczatku sie poplakal i powiedzial, ze dlaczego akurat jego musialo to spotkac to nic szczegolnego w ich zachowaniu sie nie zmienilo.
Mlodszy syn powiedzial raz zonie, krotko po jej powrocie, kiedy mu dokuczala za bardzo, zeby sobie wracala do swojego pana.
Kumam.
Ale wątpię czy na tym etapie da się jeszcze coś z tym zrobić i to odkręcić.. Wymagałoby to od was obojga ogromnej pokory i choćby tlącego się ogarka z uczucia.. Nie wiem czy po tylu ranach, jakie sobie zadaliście ono jeszcze się tli, z tego co widać po zonie chyba za dużo tego było.
Jeśli Twoja autorefleksja jest szczera to jest to plus z tej całej sytuacji, jakby to nie brzmiało, ale czasem nie da się ze zgliszczy relacji odbudować - nie w danej konfiguracji..
Dlatego ja juz nie mam zamiaru dalej walczyc o cos co jest nie do uratowania czy odbudowy.
Chce w miare bezproblemowo zakonczyc ten nasz etap zycia, tak aby dzieci na tym nie ucierpialy.
A potem, ulozyc sobie zycie na nowo, z kims kto bedzie ze mna rozmawial a nie tylko sluchal, lub udawal, ze slucha.
Powtorze to jeszcze raz, zona byla zawsze dla mnie na pierwszym miejscu, nigdy nie bylo nikogo wazniejszego, lacznie z moja wlasna matka.
Dlatego tak bardzo zabolalo to co zrobila, bo poswiecilem jej cale moje dotychczasowe zycie, odsunalem sie od znajomych, pozrywalem kontakty, bo liczyla sie tylko ona i czas z nia spedzony.
Więc powiem Tobie, że ten spokój u Dzieci to tylko pozory. One przygotowywały się do tego co nieuniknione Piotrze.
Czuwałeś przy nich podczas ich snu? Nie zgrzytały zębami przez sen? Nie obgryzały paznokci? Nie chodzily zamyślone?
A ten tekst syna skierowany do mamy, by wracała do tamtego pana? Sądzisz, że tego dziecko chciało? Nie... Ono krzyczało: mamo, dlaczego nie slyszysz, kiedy mówię, że cię kocham?!
Myślę, że najprawdopodobniej poczują ulgę, kiedy podejmiecie konkretne kroki w celu zakonczenia życia w kłamstwie.
To zgliszcza. Moze się i tli, ale z tego pożaru już nie będzie Piotrze. Czas kontynuować uzupelnianie braków w złozonym wniosku o pozwolenie za rozbiórkę. To będzie bardzo kosztowna inwestycja. Ale to inwestycja w inne życie. Dla dzieci. Dla niej. Dla Ciebie.
Dzieci potrzebują ciągłości, stałości. To daje im poczucie bezpieczeństwa. Tak myślę. Ty im to Piotr zapewniasz.
Czy zmieniło się ich życie aż tak bardzo. Były z tobą wcześniej. Ważne, że nie zmienia się też ich sytuacja bytowa, bo to niestety też rzutuje na poczuciu bezpieczeństwa dzieci. Ważne, żebyś nie utrudniał żonie kontaktów z dziećmi, ale też nie wmawiał im, że mama ich kocha. Jeśli kocha to same to poczują. Zwyczajnie nie wtrącaj się może w ich relacje.
Dzieci potrzebują ciągłości, stałości. To daje im poczucie bezpieczeństwa. Tak myślę. Ty im to Piotr zapewniasz.
Czy zmieniło się ich życie aż tak bardzo. Były z tobą wcześniej. Ważne, że nie zmienia się też ich sytuacja bytowa, bo to niestety też rzutuje na poczuciu bezpieczeństwa dzieci. Ważne, żebyś nie utrudniał żonie kontaktów z dziećmi, ale też nie wmawiał im, że mama ich kocha. Jeśli kocha to same to poczują. Zwyczajnie nie wtrącaj się może w ich relacje.
Przeciez nie utrudniam, mieszka z nimi, maja ja na codzien. A co ona z tym zrobi, jak to wykorzysta , to juz jej problem.
Poranila ich bardzo tym co zrobila, teraz przed nia mnostwo pracy, aby to im zrekompensowac.
Piotr nie zarzucam ci utrudniania żonie kontaktów z dziećmi tylko piszę, że to ważne abyś tego nie robił, bo dzieci ci to kiedyś mogą wypomnieć. Nie wiesz też czy sam ich nie poraniłeś niechcący i myślę, że przed Tobą również mnóstwo pracy.
Piotr nie zarzucam ci utrudniania żonie kontaktów z dziećmi tylko piszę, że to ważne abyś tego nie robił, bo dzieci ci to kiedyś mogą wypomnieć. Nie wiesz też czy sam ich nie poraniłeś niechcący i myślę, że przed Tobą również mnóstwo pracy.
Masz racje, przede mna tez.
Ech...Piotr
Nadal uważam, że miałeś i masz ogromny problem z ogarnięciem własnych emocji.
Bo rozumiem, że potraktowałeś znajomość z Ex jak potencjalny plater na zranione serduszko i ego oraz na zachwiane zdradą żony poczucie własnej wartości(?) i zacząłeś do Ex podbijać, aby przejść z relacji koleżeńskiej na romantyczną i w ten beznadziejny sposób podnieść sobie samoocenę, niszcząc przy okazji jej związek(?)
Na szczęście Ex miała trochę oleju w głowie żeby nie dawać złudnych nadziei na związek komuś, kim ona nie jest zainteresowana a on sam wybrał ją z powodu chęci zatkania dziury po zdradzie żony, bo była pod ręką. Jeszcze cierpliwie i dyplomatycznie unikała odpowiedzi na Twoje deklaracje i sondowanie jej, zamiast odstrzelić Ciebie. Nieźle.
Piotr, nie myślisz o podjęciu terapii indywidualnej, która pomogłaby Tobie uporać się z tym kotłowiskiem myśli i emocji, które wciąż masz w głowie i ruszyć do przodu bez powodowania dodatkowych "szkód" ?
Pozdrawiam
Ech...Piotr
Nadal uważam, że miałeś i masz ogromny problem z ogarnięciem własnych emocji.
Fakt, ale kto nie ma/miałby w takiej sytuacji? Arnold Schwarzenegger w filmie na T.?
Bo rozumiem, że potraktowałeś znajomość z Ex jak potencjalny plater na zranione serduszko i ego oraz na zachwiane zdradą żony poczucie własnej wartości(?) i zacząłeś do Ex podbijać, aby przejść z relacji koleżeńskiej na romantyczną i w ten beznadziejny sposób podnieść sobie samoocenę, niszcząc przy okazji jej związek(?)
Standardowa reakcja ludzka. A u kobiet wręcz wzorcowa. Słaba reakcja, bo z założenia zmierzająca do podreperowania swojego ego kosztem ego cudzego, ale standardowa i ludzka.
Na szczęście Ex miała trochę oleju w głowie żeby nie dawać złudnych nadziei na związek komuś, kim ona nie jest zainteresowana a on sam wybrał ją z powodu chęci zatkania dziury po zdradzie żony, bo była pod ręką. Jeszcze cierpliwie i dyplomatycznie unikała odpowiedzi na Twoje deklaracje i sondowanie jej, zamiast odstrzelić Ciebie. Nieźle.
Ex nie miała żadnego oleju w głowie ani nie w głowie była jej cierpliwość i dyplomacja tylko przedłużała gierkę pompując swoje ego kosztem ego Piotra. Też standard. Nie róbcie z autora jedynego winnego a z obu kobiet niewinnych leliji, proszę.
Przyszłość napisał/a:Ech...Piotr
Nadal uważam, że miałeś i masz ogromny problem z ogarnięciem własnych emocji.Fakt, ale kto nie ma/miałby w takiej sytuacji? Arnold Schwarzenegger w filmie na T.?
Nie miałby ktoś, kto spróbowałby zrozumieć rady osób, które tutaj nie szczędziły mu słów, mające mu uświadomić, co się dzieje w jego "pamięci operacyjnej", czyli wspomniane schematy, schematy,...
No dobrze, mleko się rozlało.
Piotr po pierwszej zdradzie swojej zony, zamiast przywrócić ją do porządku,
obłożyć kijami i dołożyć pasem, zaczął robić maślane oczy do innej.
Ewidentnym skutkiem powyższego, żona Piotra w dwa lata później poszła na całość.
Nie miała zakodowanego odruchu Pawłowa, że w przypadku zdrady dostanie po łapach.
Ot i podsumowanie.
Kto wyrobi odruch Pawłowa u żony Piotra ?
- KOCHANEK
I dlatego go kocha.
"Kończ waść, wstydu oszczędź" - to mam ochotę napisać wszystkim tutaj piszącym a w szczególności autorowi tematu. Tu na to wszystko brak słów i zarówno jego puszczalska żonka jak i on są bardziej żałośni i melodramatyczni niż wszystkim nam się pewnie wydaje. W dodatku to skrupulatnie egoistyczne i wyrachowane osoby, zasłaniają się dobrem dzieci i moralnością ale tylko wtedy gdy im to wygodne. Bardziej przerażające jest to że tak niedorośli i niedorozwinięci emocjonalnie ludzie mogli wziąć ślub i co gorsza spłodzić dzieci. Zobaczmy na sytuację - nie każdy może jeździć samochodem (prawo jazdy), być nauczycielem (studia pedagogiczne) ale każdy - nawet skończona świnia, idiota i debil może zostać rodzicem. Jednak prawdą jest to że w latach 90' zaczął się stopniowy postęp debilizacji społeczeństwa. Niestety takie są efekty. Eh... Szkoda dzieci...
Ech ty Pioter..
Namiszał namiszał i co?
A ja to sobie myślę, że 90% problemów w relacjach to taka licha komunikacja właśnie.. Jedno coś chce, ale drugie ma w dupju albo nie słucha akurat w tym czasie, to wtedy to pierwsze się unosi duma, obraża, czuje odrzucone i się zaczyna sabotaż - podświadome rozsadzanie relacji od środka. Bierna agresja - można ten sposób "komunikacji" spokojnie porównać do 'raka', który toczy się wewnątrz relacji.
I jak już wpieprzy taką relację kawałek po kawałku, to zostaje wydmuszka.. wystarczy dmuchnięcie i wszystko z hukiem upada.
Tyle, że tam nie było już fundamentów od dawna, ale że gruchnęło i wzięło i pierd..ło z hukiem, to się wydaje z początku, że oto nastąpiła nagła detonacja..i pozamiatane.
Ludzie nie umieją ze sobą gadać. smutne w uj..
Elle to nie jest 90%, to jest 100%.
Wiem coś na ten temat bo sam to przeżyłem.
Ja nie mówiłem co czuję, czego oczekuje, czego pragnę a moja żona również.
Niby byliśmy razem, ale to była iluzja, byliśmy obok siebie.
Ja oczekiwałem aby moja małżonka czytała mi w myślach i ona również.
A to goofno prawda.
Po zarejestrowaniu się na tym forum, po otrzymaniu wielu kopniaków od innych jego użytkowników zrozumiałem wszystko i walczę o swoje małżeństwo i walczę o siebie i walczę o żonę.
To już jest 3 lata.
Ale nie żałuję.
Żałuję tylko tych zmarnowanych lat gdy żyliśmy obok siebie.
A mogło być tak pięknie. Mam świadomośc iż to, że nadal jesteśmy razem i wierzę, że będziemy do naszych ostatnich dni dodaje mi skrzydeł.
Natomiast co do Piotra to poniosłem porażkę i już nigdy nie bedę się tak emocjonalnie angażował.
Pozdrawiam
Elle88 napisał/a:Ech ty Pioter..
Namiszał namiszał i co?
A ja to sobie myślę, że 90% problemów w relacjach to taka licha komunikacja właśnie.. Jedno coś chce, ale drugie ma w dupju albo nie słucha akurat w tym czasie, to wtedy to pierwsze się unosi duma, obraża, czuje odrzucone i się zaczyna sabotaż - podświadome rozsadzanie relacji od środka. Bierna agresja - można ten sposób "komunikacji" spokojnie porównać do 'raka', który toczy się wewnątrz relacji.
I jak już wpieprzy taką relację kawałek po kawałku, to zostaje wydmuszka.. wystarczy dmuchnięcie i wszystko z hukiem upada.
Tyle, że tam nie było już fundamentów od dawna, ale że gruchnęło i wzięło i pierd..ło z hukiem, to się wydaje z początku, że oto nastąpiła nagła detonacja..
1
i pozamiatane.
Ludzie nie umieją ze sobą gadać. smutne w uj..Elle to nie jest 90%, to jest 100%.
Wiem coś na ten temat bo sam to przeżyłem.
Ja nie mówiłem co czuję, czego oczekuje, czego pragnę a moja żona również.
Niby byliśmy razem, ale to była iluzja, byliśmy obok siebie.
Ja oczekiwałem aby moja małżonka czytała mi w myślach i ona również.
A to goofno prawda.
Po zarejestrowaniu się na tym forum, po otrzymaniu wielu kopniaków od innych jego użytkowników zrozumiałem wszystko i walczę o swoje małżeństwo i walczę o siebie i walczę o żonę.
To już jest 3 lata.
Ale nie żałuję.
Żałuję tylko tych zmarnowanych lat gdy żyliśmy obok siebie.
A mogło być tak pięknie. Mam świadomośc iż to, że nadal jesteśmy razem i wierzę, że będziemy do naszych ostatnich dni dodaje mi skrzydeł.
Natomiast co do Piotra to poniosłem porażkę i już nigdy nie bedę się tak emocjonalnie angażował.
Pozdrawiam
Przykro mi, ze uwazasz, ze w moim przypadku poniosles porazke.
Nikt z was nie musi sluchac moich tlumaczen i wierzyc w nie. Nie mam prawa tego oczekiwac.
Nie znam Twojej historii, nie wiem czy jest na tym forum.
Mimo wszystko kibicuje Ci, aby spelnily sie Twoje pragnienia.
Tez zawsze marzylem o tym aby wspolnie zestarzec sie z moja zona jako ta jedyna kobieta mojego zycia, ale zabraklo tego o czym pisala Elle. To jest nauczka dla mnie na przyszlosc.
z mojego malzenstwa raczej nic nie bedzie. Ona powoli zaczyna sie zachowywac tak jak w okresie kiedy mieszkala z kochankiem.
Wczoraj uslyszalem bardzo mile slowa, ze zaluje, ze ma ze mna dzieci, ja nie bylem dluzny, powiedzialem, ze zaluje, ze ja poznalem, ze zmarnowala mi tyle lat zycia.
Wcale tak nie mysle, ale znow te emocje.
Dzis rano mnie przepraszala, ja ja tez.
Musimy to zakonczyc jak najszybciej.
Piotrze to nie jest pierwsza jak i zapewne ostatnie porażka (chciałbym żeby była ostatnia).
Wierz mi, że mocno zaangażowałem się w Twojej sprawie.
Czy warto było ????, czas pokaże. Jednak bez względu na to, życzę Tobie jak i Twojej żonie wszystkiego najlepszego.
Pozdrawiam
Piotrze... Nastał nowy Dzień. Czy nie pora zrobić coś z nim? A potem kolejnym? Przed Tobą tygodnie, miesiące. Lata... Spraw by nie były namiastką Życia a Życiem.
Po wszystkim co spotkało Ciebie, jakich wyborów dokonałeś Ty i Twoja żona, unieś głowę. Jeśli trzeba będzie postawić się losowi, zrób to. Zawsze w chwili, gdy będziesz miał już wszystkiego dość, możesz zapytać: kto jeszcze chce mi dołożyć? I bierz to na siebie. Choć przyznam Tobie, że nadejdzie moment, że ten, który zamachnie się na Ciebie ręką, zwątpi w pewnym momencie. Łatwo jest bowiem teoretyzować nie zastanawiając się choćby przez chwilę: co ja k...wa robię...
Nie bacząc na to, ile jeszcze nam życia zostało, starajmy się wysupłać z siebie jego resztki.
Chcesz kochać - kochaj... Chcesz pójść do przodu - pójdź. Wystarczy jeden jedyny krok...
Wszystko się ułoży. Musi...
Elle88 napisał/a:Ech ty Pioter..
Namiszał namiszał i co?
A ja to sobie myślę, że 90% problemów w relacjach to taka licha komunikacja właśnie.. Jedno coś chce, ale drugie ma w dupju albo nie słucha akurat w tym czasie, to wtedy to pierwsze się unosi duma, obraża, czuje odrzucone i się zaczyna sabotaż - podświadome rozsadzanie relacji od środka. Bierna agresja - można ten sposób "komunikacji" spokojnie porównać do 'raka', który toczy się wewnątrz relacji.
I jak już wpieprzy taką relację kawałek po kawałku, to zostaje wydmuszka.. wystarczy dmuchnięcie i wszystko z hukiem upada.
Tyle, że tam nie było już fundamentów od dawna, ale że gruchnęło i wzięło i pierd..ło z hukiem, to się wydaje z początku, że oto nastąpiła nagła detonacja..i pozamiatane.
Ludzie nie umieją ze sobą gadać. smutne w uj..Elle to nie jest 90%, to jest 100%.
Wiem coś na ten temat bo sam to przeżyłem.
Ja nie mówiłem co czuję, czego oczekuje, czego pragnę a moja żona również.
Niby byliśmy razem, ale to była iluzja, byliśmy obok siebie.
Ja oczekiwałem aby moja małżonka czytała mi w myślach i ona również.
A to goofno prawda.
Po zarejestrowaniu się na tym forum, po otrzymaniu wielu kopniaków od innych jego użytkowników zrozumiałem wszystko i walczę o swoje małżeństwo i walczę o siebie i walczę o żonę.
To już jest 3 lata.
Ale nie żałuję.
Żałuję tylko tych zmarnowanych lat gdy żyliśmy obok siebie.
A mogło być tak pięknie. Mam świadomośc iż to, że nadal jesteśmy razem i wierzę, że będziemy do naszych ostatnich dni dodaje mi skrzydeł.
Natomiast co do Piotra to poniosłem porażkę i już nigdy nie bedę się tak emocjonalnie angażował.
Pozdrawiam
Widzisz i nagle piszesz z sensem a okazuje sie ze Twoje malzenstwo nie jest "krzystalowe". Moze zaangazowales sie w ten watek poniewaz poczules pewne podobienstwo do sytuacji Piotra? Eh, rece opadaja jak wychodza coraz to nowe rewelacje dyskutantow...dobrze ze chociaz jest ta zdolnosc do autorefleksji, to dobrze
Nie "zaatakowalem" Cie bezpodstawnie poniewaz...dosc jasno pisalem o sytuacji w tym zwiazku, o spotkaniach autora z kobieta w kawiarni, itp. inne "rewelacje". Piszac wtedy ze sie z tym zdaniem nie zgadzasz a teraz ze to by jednak jest postepowanie przeciwko malzenstwu, pokazujesz jakis niepojety dla mnie dualizm w ocenie tej samej sytuacji. A ona nie powinna zalezec od osoby, tylko od faktow. Ale nie rozumiesz do konca (nie tylko np. mojej sytuacji) poniewaz nie przezyles wiekszosci rzeczy, o ktorych ludzie tutaj pisza. Mialem nadzieje ze bedziesz dawal rady odnoszace sie do Twojego malzenstwa, np. jak naprawiac, a tu taki klops i rozczarowanie ale i w koncu sens tej postawy (twojej) sie ukazal. Teraz to ja rozumiem a zrozumiec moge.
Bardzo rozczarowal mnie tu niejaki After. Facet, ktory zaczal na mnie najezdzac kiedy staralem sie mu pokazac ze zycie w zwiazku "wolnym" musialo doprowadzic do rozpadu zwiazku przez mozliwosci zaagazowania sie emocjonalno-uczuciowego w inna relacje. Wylal na mnie i na zone autora wiadro pomyj. Ale nie w tym rzecz. Pisze on czesto "madrze" ale jest przesiakniety nienawiscia i brakiem zrozumienia co do przyczyny, sytuacji w swoim bylym zwiazku. Ta nienawisc i zlosc az wyziera i tak samo jak u autora tego watku brakuje w tym aspekcie autorefleksji. A chcialem tylko pomoc.
Nie oni jedyni sie tak zachowywali. Tworzac tow. wzajemnej adoracji polepszali swoje samopoczucie kosztem...okazalo sie ze glupoty. Nie ma tu zadnego usprawiedliwienia na nieumiejetnosc czytania ze zrozumieniem, czy "pomylke". Po prostu kolejny raz emocje przeslonily rzeczywistosc. U mezczyzn tak byc nie powinno.
Moze warto by wyciagnac z tego jakies wnioski na przyszlosc?
Bardzo pozytwnie zaskoczyla mnie natomiast ponizsza wypowiedz:
Piotrze, jak już do Ciebie dotrze, że i Ty jesteś współwinny tej sytuacji w małżeństwie to idź do żony i jej o tym powiedz. Może nawet przeproś. I jeśli zależy Ci na małżeństwie to zacznij je odbudowywać bez jakiegoś dziwnego i niezrozumiałego przeciągania liny kto (bardziej) winny. Nie walcz! To nie ma sensu. Jeżeli jednak uznasz/uznacie, że nie ma już czego ratować, to się rozstańcie bez dramatów, na poziomie. A nie jakieś dziwne jazdy ?to ja się teraz wyprowadzę? itd.
Trochę więcej autorefleksji i pokory! Chociażby przez wzgląd na dzieci...
Powodzenia!
Poniewaz osoba ktora to napisala przeszla swoista ewolucje/rewolucje tu na tym forum i w swoim zyciu, w przeciwienstwie do niektorych i potrafila dokladnie oddac to o co tutaj chodzi. Wlasnie, wlasnie dzieki swojemu doswiadczeniu i zdolnosci do autorefleksji.
Zmartwil mnie tez jeden wpis:
Tasiemka72 napisał/a:Kolejny raz przekonać się jak łatwo nabrać się na wykreowany obraz innego człowieka, wykreowany jego własnymi słowami a może półprawdami... Smutne...
Fakt. Też się dałam nabrać.
Aż mi teraz niedobrze...wróciła reakcja psychosomatyczna, o której zdążyłam zapomnieć.
Porąbane to wszystko.
Moze tym razem ja bym mogl Ci cos doradzic? Otoz mysle ze jako osoba myslaca raczej wylacznie pozytwnie znowu zaczelas niedostrzegac roznych rzeczy (oby to nie dotyczylo twojego malzenstwa) gdyz "zawiodla cie intuicja". To teraz trzeba by interpolowac, znowu, na nowo przyjrzec sie swoim relacjom, podsumowac jakby ostatni okres zycia i moze znowu na cos zwrocic uwage?
No i Elle. Rzeczywiscie po twoim pytaniu odnosnie gdzie jestem zaczalem sie zastanawiac...ale nad tym, czy jestesmy po tej samej stronie barykady. Bo piszesz dosanie ale bardzo...wasko. Wymyslilem wiec dla Ciebie taki przyklad do zastanowienia sie.
Otoz zeby wyrosly owoce jablka szczepi sie je na podstawce jabloni, czasami szczepi sie niektore drzewa, krzewy na innych gatunkach ale to wymaga sporej wiedzy. Z reguly jednak inne "kombinacje" nie daja tej odpowiedniej sily do wzrtosu, owocowania.
Jednak w calosci rzeczywistosci mamy rozne owoce, rozne krzewy, rozne drzewa. One wspoistnieja w jednym srodowisku. Dotykaja sie nie tylko pniem (jak zwiazkek, rodzina) ale korzeniami, liscmi, powietrzem i w rzeczywitosci eterem. Sa roznorodne i wspoistnieja, jak roznorodne sa zwiazki i ludzie, ktorzy wspolistnieja. Jest to taki plan zycia, ktory nie zamyka sie na idealne dopasowanie sie dwoch "szczepow". Cel zycia, doswiadczenie, nauczenie sie czegos, niekoniecznie w izolacji od innych (choc i takie przypadki sa).
Chcialbym zebys ten plan zobaczyla, wyszla ze skorupy w ktorej Ci dobrze ale samotnie. Do tego trzeba jednak czesto kroku w tyl, wziecia swojego "krzyza", ktory sie odrzuca.
Staram sie pisac w celu jedynie pokazania czegos. Nie musze miec racji. Ale nie mam tutaj innego celu.
Pozdrawiam
Zmartwil mnie tez jeden wpis:
Przyszłość napisał/a:Tasiemka72 napisał/a:Kolejny raz przekonać się jak łatwo nabrać się na wykreowany obraz innego człowieka, wykreowany jego własnymi słowami a może półprawdami... Smutne...
Fakt. Też się dałam nabrać.
Aż mi teraz niedobrze...wróciła reakcja psychosomatyczna, o której zdążyłam zapomnieć.
Porąbane to wszystko.Moze tym razem ja bym mogl Ci cos doradzic? Otoz mysle ze jako osoba myslaca raczej wylacznie pozytwnie znowu zaczelas niedostrzegac roznych rzeczy (oby to nie dotyczylo twojego malzenstwa) gdyz "zawiodla cie intuicja". To teraz trzeba by interpolowac, znowu, na nowo przyjrzec sie swoim relacjom, podsumowac jakby ostatni okres zycia i moze znowu na cos zwrocic uwage?
To nie intuicja mnie zawiodła, Maniek, bo ona cały czas mi mówiła, że Piotr jedzie na emocjach i ani myśli włączyć racjonalne myślenie. Zresztą przez cały wątek skutecznie ignorował moje posty, w których nie było recept a tylko myśli skłaniający do autorefleksji i/lub spojrzenia z dystansu na sytuację.
A ja po prostu po raz enty zawiodłam się na wierze w ludzkie możliwość zapanowania nad emocjami przez kogoś, kto ma tyle szczęścia w całym nieszczęściu, że trafia na forum, na którym dostaje potężną dawkę wiedzy i ma możliwość nie tylko autorefleksji, ale i samorozwoju.
Jednak jak Piotr sam to przyznał jest uparciuszkiem i z uporem maniaka prezentował od początku do końca opór przed wzięciem sterów w swoje ręce i jechał na autopilocie na czołowe zderzenie.
maniek_z_maniek napisał/a:Zmartwil mnie tez jeden wpis:
Przyszłość napisał/a:Fakt. Też się dałam nabrać.
Aż mi teraz niedobrze...wróciła reakcja psychosomatyczna, o której zdążyłam zapomnieć.
Porąbane to wszystko.Moze tym razem ja bym mogl Ci cos doradzic? Otoz mysle ze jako osoba myslaca raczej wylacznie pozytwnie znowu zaczelas niedostrzegac roznych rzeczy (oby to nie dotyczylo twojego malzenstwa) gdyz "zawiodla cie intuicja". To teraz trzeba by interpolowac, znowu, na nowo przyjrzec sie swoim relacjom, podsumowac jakby ostatni okres zycia i moze znowu na cos zwrocic uwage?
To nie intuicja mnie zawiodła, Maniek, bo ona cały czas mi mówiła, że Piotr jedzie na emocjach i ani myśli włączyć racjonalne myślenie. Zresztą przez cały wątek skutecznie ignorował moje posty, w których nie było recept a tylko myśli skłaniający do autorefleksji i/lub spojrzenia z dystansu na sytuację.
A ja po prostu po raz enty zawiodłam się na wierze w ludzkie możliwość zapanowania nad emocjami przez kogoś, kto ma tyle szczęścia w całym nieszczęściu, że trafia na forum, na którym dostaje potężną dawkę wiedzy i ma możliwość nie tylko autorefleksji, ale i samorozwoju.
Jednak jak Piotr sam to przyznał jest uparciuszkiem i z uporem maniaka prezentował od początku do końca opór przed wzięciem sterów w swoje ręce i jechał na autopilocie na czołowe zderzenie.
Wiele osob Przyszlosc, zwlaszcza w tym watku zaczelo prezentowac poziom A i A dyskutujacych na ostatnich stronach tego watku, bez odniesienia sie do podawanych przez samego autora faktow, a byli to i stali i nowi bywalcy tego forum. Kto jak kto, ale to wlasnie autor tego watku nie dawal sie tym emocjom poniesc. Co wiecej dazyl on w okreslonym kierunku (czasami bezdusznie ale i sobie tej bezdusznosci nie zalowal) raczej racjonalnie. Oczywiscie calkowicie bezkrytycznie i anty-autorefleksyjnie. Widzisz dalej widzisz tu emocje, ale to byly Twoje emocje, innych emocje. To wlasnie autor te emocje zwykle wywazal, wyciszal. Dobrze ze wyszlo ze to pewna manipulacja, ktorej sie poddaliscie. Sytuacja jednak sie powtarza bo to przeciez nie pierwszy watek o podobnym skutku.
Napisze jeszcze cos od siebie. Autor tutaj opisal jak to jego dziecko wychodzi z pretensja do matki zeby sobie poszla do tamtego pana. To zdanie dziecka wynika wlasnie z takiej wczesniejszej manipulacji obrazem calej sytuacji, w tym swoim obrazem. Rozgrywaniem tego wobec dzieci. Dziecko tutaj oczekuje jedynie spokoju, jasnej sytuacji, wsumie malo je na tym etapie obchodzi kto z kim i gdzie ale czy jest spokoj, czy ma uczucia do siebie od rodzicow i ich miedzy soba. Nie chce brac udzialu w walce ale oczekuje deklaracji tak ja Ciebie kocham bez wzgledu na sytuacje i szanuje Twoja milosc w stosunku do Twojego drugiego rodzica. Oczywiscie na poczatku jest zal, chec walki i zemsty, dopieczenia komus. Tylko ze ludzie dzieci nie posiadajacy, zawarli tutaj duzo rad, wogole nie biorac tego aspektu pod uwage (dzieci). Ale tej pary do walki (u autora) nie bylo tez z wewnetrznego powodu, tego ze byla wina wewnatrz autora, nie mogl wiec on grac czysto co jakby paralizowalo jego dzialania. To jest prawdziwy powod dlaczego tej sytuacji nie rozwiazal.
Ktos sie tutaj zapytal dlaczego cos widzialem. Nie czuje sie z tego powoduj jakis dumny. Ale wynikalo to z pewnej analogii, wyobrazenia siebie w podobnej sytuacji. Dla mnie symptomatyczne bylo wlasnie umowienie sie z kims w kawiarni kiedy zona wyprowadzila sie z domu. Bylo to dla mnie nielogiczne poniewaz w podobnej sytuacji albo bym sie zalamal, albo zajmowal sie wyjasnieniem spraw, interakcja z dziecmi ale nigdy na tym etapie nie zastosowalbym zasady klina. Zasade klina stosuje sie bowiem w zupelnie innej sytuacji kiedy zyje sie z kims i dla wlasnej satysfakcji, z zemsty...(nie pochwalam tego). Ta zasada byla tu nieco stosowana ale wczesniej. Dla mnie taki maly symptom buduje obraz sytuacji bo wszystko musi miec swoje LOGICZNE uzasadnienie. Po prostu nie ma skutku bez przyczyny. A jesli cos takiego sie dzieje to wynika to z innych rzeczy w tym jakosci relacji w zwiazku, latwego poszukiwania plastra na problemy w zwiazku, itp. Czegos co bylo wczesniej.
I to jest cala tajemnica mojego wnioskowania.
Co wiecej pod wplywem roznych przemyslen, rowniez bycia na tym forum, przedstawilem sposoby ratowania tego zwiazku. Poza konieczna motywacja wewnetrzna na zwiazek (ktora tutaj sie okazala motywacja na akceptacje (czegos co nie bylo do akceptacji, czyli powrotu do starego)- to nie moj wniosek ale sluszny), potrzeba odbudowy relacji i bliskosci (tu bylo odwrotnie chocby spanie obok siebie), przyznania sie do swojego wkladu (ale nie winy za zdrade) co do jakosci zwiazku na rowni z zona, budowy relacji!!!! (wlasnie budowy relacji!!!!) od nowa razem z zona na zasadzie rownosci i partnerstwa! (glaskanie na kolanach jest jedynie chwilowym zapewnieniem potrzeby bliskosci i akceptacji, nie jest wyrazem tego o czym pisze przed nawiasem), a nie obojetnosci na to, itd. I to wlasnie ze te korzenie zlych relacji byly wczesniej, tym bardziej powinno sugerowac odrzucenie tego co bylo. Nalezy drazyc powody ale jak to zostalo tu napisane..."I jeśli zależy Ci na małżeństwie to zacznij je odbudowywać bez jakiegoś dziwnego i niezrozumiałego przeciągania liny kto (bardziej) winny" bo liczy sie cel a przy okazji niejako mozna i te wszystkie niejasnosci wyjasnic.
Pisalem tez o jednej ciekawej rzeczy. Mozliwosc powrotu zony to mozliwosci wysluchania jej zali, jej stanowiska ale to by zaistnialo wobec sytuacji akceptacji zony, poczucia bezpieczenstwa, jakby to czula. Czy do tej hipotetycznej sytuacji, z ktorej autor dowiedzialby sie wszystkiego o sobie, doszlo? Pisalem o tym, ze to by dalo wiele w aspekcie zrozumienia wszystkiego, calej tej sytuacji.
Przyszłość napisał/a:maniek_z_maniek napisał/a:Zmartwil mnie tez jeden wpis:
Moze tym razem ja bym mogl Ci cos doradzic? Otoz mysle ze jako osoba myslaca raczej wylacznie pozytwnie znowu zaczelas niedostrzegac roznych rzeczy (oby to nie dotyczylo twojego malzenstwa) gdyz "zawiodla cie intuicja". To teraz trzeba by interpolowac, znowu, na nowo przyjrzec sie swoim relacjom, podsumowac jakby ostatni okres zycia i moze znowu na cos zwrocic uwage?
To nie intuicja mnie zawiodła, Maniek, bo ona cały czas mi mówiła, że Piotr jedzie na emocjach i ani myśli włączyć racjonalne myślenie. Zresztą przez cały wątek skutecznie ignorował moje posty, w których nie było recept a tylko myśli skłaniający do autorefleksji i/lub spojrzenia z dystansu na sytuację.
A ja po prostu po raz enty zawiodłam się na wierze w ludzkie możliwość zapanowania nad emocjami przez kogoś, kto ma tyle szczęścia w całym nieszczęściu, że trafia na forum, na którym dostaje potężną dawkę wiedzy i ma możliwość nie tylko autorefleksji, ale i samorozwoju.
Jednak jak Piotr sam to przyznał jest uparciuszkiem i z uporem maniaka prezentował od początku do końca opór przed wzięciem sterów w swoje ręce i jechał na autopilocie na czołowe zderzenie.Wiele osob Przyszlosc, zwlaszcza w tym watku zaczelo prezentowac poziom A i A dyskutujacych na ostatnich stronach tego watku, bez odniesienia sie do podawanych przez samego autora faktow, a byli to i stali i nowi bywalcy tego forum. Kto jak kto, ale to wlasnie autor tego watku nie dawal sie tym emocjom poniesc. Co wiecej dazyl on w okreslonym kierunku (czasami bezdusznie ale i sobie tej bezdusznosci nie zalowal) raczej racjonalnie. Oczywiscie calkowicie bezkrytycznie i anty-autorefleksyjnie. Widzisz dalej widzisz tu emocje, ale to byly Twoje emocje, innych emocje. To wlasnie autor te emocje zwykle wywazal, wyciszal. Dobrze ze wyszlo ze to pewna manipulacja, ktorej sie poddaliscie. Sytuacja jednak sie powtarza bo to przeciez nie pierwszy watek o podobnym skutku.
Napisze jeszcze cos od siebie. Autor tutaj opisal jak to jego dziecko wychodzi z pretensja do matki zeby sobie poszla do tamtego pana. To zdanie dziecka wynika wlasnie z takiej wczesniejszej manipulacji obrazem calej sytuacji, w tym swoim obrazem. Rozgrywaniem tego wobec dzieci. Dziecko tutaj oczekuje jedynie spokoju, jasnej sytuacji, wsumie malo je na tym etapie obchodzi kto z kim i gdzie ale czy jest spokoj, czy ma uczucia do siebie od rodzicow i ich miedzy soba. Nie chce brac udzialu w walce ale oczekuje deklaracji tak ja Ciebie kocham bez wzgledu na sytuacje i szanuje Twoja milosc w stosunku do Twojego drugiego rodzica. Oczywiscie na poczatku jest zal, chec walki i zemsty, dopieczenia komus. Tylko ze ludzie dzieci nie posiadajacy, zawarli tutaj duzo rad, wogole nie biorac tego aspektu pod uwage (dzieci). Ale tej pary do walki (u autora) nie bylo tez z wewnetrznego powodu, tego ze byla wina wewnatrz autora, nie mogl wiec on grac czysto co jakby paralizowalo jego dzialania. To jest prawdziwy powod dlaczego tej sytuacji nie rozwiazal.
Ktos sie tutaj zapytal dlaczego cos widzialem. Nie czuje sie z tego powoduj jakis dumny. Ale wynikalo to z pewnej analogii, wyobrazenia siebie w podobnej sytuacji. Dla mnie symptomatyczne bylo wlasnie umowienie sie z kims w kawiarni kiedy zona wyprowadzila sie z domu. Bylo to dla mnie nielogiczne poniewaz w podobnej sytuacji albo bym sie zalamal, albo zajmowal sie wyjasnieniem spraw, interakcja z dziecmi ale nigdy na tym etapie nie zastosowalbym zasady klina. Zasade klina stosuje sie bowiem w zupelnie innej sytuacji kiedy zyje sie z kims i dla wlasnej satysfakcji, z zemsty...(nie pochwalam tego). Ta zasada byla tu nieco stosowana ale wczesniej. Dla mnie taki maly symptom buduje obraz sytuacji bo wszystko musi miec swoje LOGICZNE uzasadnienie. Po prostu nie ma skutku bez przyczyny. A jesli cos takiego sie dzieje to wynika to z innych rzeczy w tym jakosci relacji w zwiazku, latwego poszukiwania plastra na problemy w zwiazku, itp. Czegos co bylo wczesniej.
I to jest cala tajemnica mojego wnioskowania.
Co wiecej pod wplywem roznych przemyslen, rowniez bycia na tym forum, przedstawilem sposoby ratowania tego zwiazku. Poza konieczna motywacja wewnetrzna na zwiazek (ktora tutaj sie okazala motywacja na akceptacje (czegos co nie bylo do akceptacji, czyli powrotu do starego)- to nie moj wniosek ale sluszny), potrzeba odbudowy relacji i bliskosci (tu bylo odwrotonie chocby spanie obok siebie), przyznania sie do swojego wkladu (ale nie winy za zdrade) co do jakosci zwiazku na rowni z zona, budowy relacji!!!! (budowy relacji) od nowa razem z zona, a nie obojetnosci, itd. I to wlasnie ze te korzenie zlych relacji byly wczesniej, tym bardziej powinno sugerowac odrzucenie tego co bylo. Nalezy drazyc powody ale jak to zostalo tu napisane..."I jeśli zależy Ci na małżeństwie to zacznij je odbudowywać bez jakiegoś dziwnego i niezrozumiałego przeciągania liny kto (bardziej) winny" bo liczy sie cel a przy okazji niejako mozna i te wszystkie niejasnosci wyjasnic.
Pisalem tez o jednej ciekawej rzeczy. Mozliwosc powrotu zony to mozliwosci wysluchania jej zali, jej stanowiska ale to by zaistnialo wobec sytuacji akceptacji zony, poczucia bezpieczenstwa, jakby to czula. Czy do tej hipotetycznej sytuacji, z ktorej autor dowiedzialby sie wszystkiego o sobie, doszlo? Pisalem o tym, ze to by dalo wiele w aspekcie zrozumienia wszystkiego, calej tej sytuacji.
Maniek nigdy nie manipulowalem dziecmi, nie staralem sie wzbudzac w nich negatywnych emocji i nie kreowalem zlego wizerunku ich matki.
Dzieci same wyciagaly wnioski z tego co sie dzieje. Owszem, pewnie jakies bledy popelnilem, chocby kupowanie prezentow, ktore pozniej wreczala im mama.
Nie wynikalo to jednak z mojej checi manipulacji, tylko z braku wiedzy i doswiadczenia jak powinienem sie w tym momencie zachowac.
Wcale nie jest tak jak piszesz, ze dzialalem bez emocji, bo wlasnie one doprowadzily do wielu moich bledow, bo dzialalem instynktownie a nie racjonalnie.
To co powiedzial mlodszy syn do zony, bylo wynikiem tego, ze chociaz ma dopiero 7 lat, to doskonale zdawal sobie sprawe, co zrobila jego mama. Kiedys gdy jej z nami nie bylo powiedzial mi, zebym uwazal, zeby mama sie w tym panu nie zakochala. To wlasnie mlodszy syn byl bardziej bezposredni w swojej ocenie sytuacji.
Maniek,
Bliskie są mi słowa pewnej amerykańskiej pisarki o tym, że "nie widzimy rzeczy takimi, jakimi są. Widzimy je takimi, jakimi my jesteśmy"
To fakt, że Piotr nie dawał się ponieść emocjom innych, bo on poddawał się swoim własnym emocjom, tak samo jak nie chciał uczyć się na cudzych błędach na rzecz swoich własnych i tak samo jak nie chciał korzystać z cudzych doswiadczeń, ale pragnął zdobyć swoje własne. Za każdą cenę. I po części właśnie tę cenę braku otwarcia na cudze emocje, doświadczenia i błędy teraz płaci. I znowu widzę wcielone w życie przysłowie o Polaku mądrym po szkodzie.
I wcale nie mam pretensji o to, że Piotr kierował się swoim "rozumem", ale o to, że nawet nie próbował skorzystać z moźliwości rozszerzenia swojej własnej perspektywy, że pozwolił swoim emocjom na zawładnięcie umysłem, nie dopuszczając do siebie myśli, że "jedzie" na schemacie emocjonalnym. On działał dla mnie jak automat, wyuczony zachowań "adekwatnych" do sytuacji i na stereotypach myślowych. A wszystko dlatego, że sam przywiązał się do jedynej wizji rzeczywistości, w której może być szczęśliwy. Normalnie: klapki na oczach i dyktatura emocji
Co do dzieci, dla mnie nie ulega wątpliwości, że nie były one figurami w tej rozgrywce pomiędzy Piotrem i jego żoną, a tylko pionkami. Zarówno dla Piotra i jego źony, jak i dla sporej grupy udzielających się tutaj osób.
Co do reszty to nie wypowiem się, bo nie sądzę, iż Piotr świadomie szukał plasterka, czy też klina. Znowu zadziałał schemat i wzorzec emocjonalny. A że nie słucha nikogo oprócz własnych emocji, napędzanych własnymi myślami, których nie potrafi kontrolować, to...i tak dalej.
[Kiedys gdy jej z nami nie bylo powiedzial mi, zebym uwazal, zeby mama sie w tym panu nie zakochala. To wlasnie mlodszy syn byl bardziej bezposredni w swojej ocenie sytuacji.
Trzeba bylo wiec cos z tym zrobic i ze soba jesli celem bylo malzenstwo partnerskie ale nie bylo, ktore polega na wzajemnym poszanowaniu swoich oczekiwan oraz na pracy nad zwiazkiem w sferze budowania relacji. Symptom bowiem oddalenia pojawil sie juz wczeniej, jak nie od poczatku. I wszystko bylo by ok (i ludzie by mieli racje, i ty mialbys racje), gdyby nie jeden dysonans, gdyby nie to ciagle, bezkrytyczne niewidzenie niczego u siebie (pisalem o tym juz na pierwszych stronach tego watku, ze nawet slynny, uparty Robert to widzial!). I uwierz, budowanie zwiazku jest mozliwe nawet jesli ludzie sa do siebie "niedopasowani", poniewaz mozna znalezc elementy wspolne zycia, ktore jednak musza byc zywe a nie byc jedynie obrazem. Nie da sie tez budowac na nienawisci, niecheci, nie da sie budowac jakiejs wymyslonej karykatury bez pelnego oddania i autorefleksji. Kiedy liczy sie przyszlosc kwestia winy ma drugorzedne znaczenie, znaczenie podstawowe ma zdiagnozowanie przyczym i praca nad tymi przyczynami (zdrada jest efektem, ktoryms z kolei). Twoje zaklinanie rzeczywistosci nic tu nie da.
Piotrze
Jak widzisz na forum nie ma szarości, kiedyś byłeś białym Gandalfem dziś jesteś Okiem Saurona, który jest sprawca wszystkiego co złe..
Myślę, że czas, abyś przestał się tłumaczyć, bo nie zrobiłeś nic złego i to nie ty poszedłeś w "długą" zostawiając dzieci..
Twoja żona, wróciła ze względu na siebie i swoją wygodę. Nie dla Ciebie, nie dla dzieci i teraz Ty musisz się określić co dalej.
Jeśli jesteś w stanie tolerować jej niewierność ( bo to się nie zmieni ) to możecie tak funkcjonować przez kolejne lata dla tzw. "dobra dzieci". Jeśli nie - to czas wziąć rozwód zamknąć ten rozdział w Twoim życiu.
Co do Twojego "pseudo romansu" ze swoją ex, to niewiele ma on ma wspólnego z obecną Twoją sytuacją.. każdy z nas, kiedy jest poraniony szuka bliskości w innej życzliwej mu osobie. A że myślałeś iż może z tego coś będzie jak żona Cię ostatecznie zostawi - to widzisz - nic z tego nie będzie, bo dla niej jesteś przyjacielem..
Zamknij jeden etap swojego życia a potem wszystko Ci się poukłada..
Powodzenia Piotr.
Piotrze
Jak widzisz na forum nie ma szarości, kiedyś byłeś białym Gandalfem dziś jesteś Okiem Saurona, który jest sprawca wszystkiego co złe..
Myślę, że czas, abyś przestał się tłumaczyć, bo nie zrobiłeś nic złego i to nie ty poszedłeś w "długą" zostawiając dzieci..
Twoja żona, wróciła ze względu na siebie i swoją wygodę. Nie dla Ciebie, nie dla dzieci i teraz Ty musisz się określić co dalej.
Jeśli jesteś w stanie tolerować jej niewierność ( bo to się nie zmieni ) to możecie tak funkcjonować przez kolejne lata dla tzw. "dobra dzieci". Jeśli nie - to czas wziąć rozwód zamknąć ten rozdział w Twoim życiu.
Co do Twojego "pseudo romansu" ze swoją ex, to niewiele ma on ma wspólnego z obecną Twoją sytuacją.. każdy z nas, kiedy jest poraniony szuka bliskości w innej życzliwej mu osobie. A że myślałeś iż może z tego coś będzie jak żona Cię ostatecznie zostawi - to widzisz - nic z tego nie będzie, bo dla niej jesteś przyjacielem..
Zamknij jeden etap swojego życia a potem wszystko Ci się poukłada..
Powodzenia Piotr.
Czytajac powyzsze ma sie wrazenie ze wszystko wraca i wlasnie takie glosy wprowadzaja niestety ale wiele...zlego poniewaz jednoczesnie ze zrozumieniem jakiejs sytuacji wprowadzaja mysl przewodnia dla tolerancji i akceptacji sytuacji permamentnej czyli stalej sytuacji atmosfery i zdrady emocjonalnej. Od siebie raczej powiem ze nie chcialbym miec partnerki, ktora utrzymuje kontakt z innym, podobnie jak i wiekszosc mezczyzn i kobiet.
Moze nalezy lepiej przypomniec slowa piosenki, Ale to juz bylo i nie wroci wiecej, oby nie wrocilo...
Piszac obecnie chcialem tylko wyjasnic pewne aspekty ze swojego punktu widzenia, z osobami ktore w jakis sposob cenie (jesli nie cenie to raczej sa mi obojetne i wtedy wogole nie pisze), cos tam tez sam zrozumialem (bo staram sie czytac uwaznie ze zrozumieniem), rykoszetem odpowiedzialem na cos tam autorowi, i na tym koniec. Nie widze bowiem sensu powtarzana sie, zdania nie zmienilem, a wiele przemyslen i rad juz dawno tutaj wczesniej napisalem.
Co do reszty to nie wypowiem się, bo nie sądzę, iż Piotr świadomie szukał plasterka, czy też klina. Znowu zadziałał schemat i wzorzec emocjonalny. A że nie słucha nikogo oprócz własnych emocji, napędzanych własnymi myślami, których nie potrafi kontrolować, to...i tak dalej.
Tego właśnie nie rozumiem, ale przeciez nie musze rozumiec wszystkich schematow i programow emocjonalnych. Jestem tylko ciekawy co by bylo w hipotetycznej sytuacji ze ktos taki jak autor, bylby w zwiazku z ta wymarzona partnerka i co wtedy z takim schematem? Kryzys, wypalenie po X latach czy szczesliwe malzenstwo az po grob? W tej materii dobre rozeznanie moze miec Elle, ale ja to az sie boje pytac, bo nie wiem czy to bedzie "calościowa odpowiedz" (lepsza jednak kazda niz zadna). Sam tego nie wiem. Na ile nasze wewnetrzne schematy moga nas opanowac. Niestety wplyw tego widze, ubolewam jesli prowadzi to do autodestrukcji. W swoim zyciu przeciwstawilem temu okreslony cel, ktory realizuje. Ale pewnych rzeczy, przyznaje nie rozumiem. Np. jasne dla mnie bylo to, ze zycie w stalej obojetnosci czy atmosferze awantury (nawet jesli uzasadnionej, ale co z tego?) prowadzi do niszczenia relacji a nie jej odbudowy. To ze wymaga to pokory, pozbycia sie ego przy jednoczesnym zachowaniu poczucia wlasnej wartosci to tez pewien odcien tego aspektu (budowy, wybaczania).
Mańku, oczywiście, że nie jest dobrze, gdy w związku gości zdrada emocjonalna, ale Piotr tłumaczył to już chyba ze 100 razy, że kontakt i emocje ze swoją ex miał, jak zona szła w długą..
Tu w tym wątku rozpatrujemy co powinien zrobić Piotr w danej konkretnej sytuacji, a dla poniektórych zmienia się ona jak w kalejdoskopie, qrwy robią świętą, bo Piotr miał czelność mailować i smsować z ex.
Fakty jednak pozostają stałe - to żona Piotra porzuciła jego i dzieci i to żona Piotra poszła mieszkać z kochankiem - nie Piotr. I nie ma co kombinować jakby było gdyby np. ex Piotra go zechciała, bo tego pewnie nie wie nawet sam Piotr.
Witam.
W sumie miałem już tu nie pisać. ale wydaje mi się, że należy się wszystkim osobom, które zaangażowały się w mój wątek kilka słów o obecnej sytuacji, a przede wszystkim innym zagubionym, którzy tu trafią ku przestrodze.
Otóż sytuacja wygląda w ten sposób, że moja jż miesiąc po powrocie do domu odnowiła znajomość z kochankiem. Dlatego wszelkie moje prośby i oczekiwania co do jej zachowania trafiały jak groch o ścianę.
Ja tak jak pisałem wcześniej też kogoś poznałem. Ale, żeby była jasność, ta osoba w najmniejszym stopniu nie przyczyniła się do obecnej sytuacji.
Chciałem bardzo ratować naszą rodzinę, nie patrzyłem na mój honor, pozwoliłem wrócić jż, nie robiłem scen, broniłem jej, starałem się zapomnieć.
Ale to były jednostronne działania, w takich sytuacjach najszczersze chęci nic nie dadzą jeśli druga strona nie chce.
Chciałbym ostrzec wszystkich innych, którzy znajdą się w podobnej do mojej sytuacji, aby nie powielali moich błędów, aby słuchali rad ludzi, którzy przeszli to wcześniej, a nie ślepo wierzyli, że ich sytuacja jest inna. Nie warto. Ja wierzyłem, że przecież moja jż jest inna, że pogubiła się, a teraz wychodzi pełna jej perfidia.
Żyjemy pod jednym dachem, ona swoim życiem, ja moim.
Czekam na papiery z sądu, ale już wiem, że nie będzie tak łatwo jak jeszcze w marcu mi się wydawało.
Szkoda mi chłopców bo patrzą na to wszystko.
Ona ma kogoś, ja też.
Chore to wszystko jakieś.
Niby rodzina w całości. ale jakaś patologia z tego wychodzi.
Nie tego oczekiwałem.
Chciałbym aby to wszystko się skończyło jak najszybciej.
Chciałbym aby moi synowie nie ucierpieli przez głupotę własnych rodziców.
uff napisałeś...
chciałam wiele razy zapytać, jak tam chłopcy, ale bałam się, bo ostatnio jak tu zapytałam (a na maila nie można do Ciebie napisać), to ruszyłam "lawinę" postów...
myślę, że Każdy, z tych którzy przychodzą na forum z takim zakrętem życiowym jak m.in. Twój, będzie starał się iść własną ścieżką... pomimo rad, postów krzyczących i tych głaszczących. Sam wiesz, bo tak właśnie zrobiłeś... i za jakiś czas napiszą dokładnie to, co Ty dzisiaj. Ale poparte własnym - niestety bolesnym- doświadczeniem. Wydaje mi się, że człowiek bardzo rzadko uczy się na błędach czyiś.
I sam wiesz, że nie zrobiłbyś inaczej.
Przecież ludziom potrzebne są własne "błędy", bo z nich rodzi się ta tzw życiowa mądrość, z nich może wykluć się dojrzałość i siła.
ech, ale się na-wy-mądrzałam.
Dobrego tygodnia Piotr.
Witam.
Chciałem bardzo ratować naszą rodzinę, nie patrzyłem na mój honor, pozwoliłem wrócić jż, nie robiłem scen, broniłem jej, starałem się zapomnieć.
Ale to były jednostronne działania, w takich sytuacjach najszczersze chęci nic nie dadzą jeśli druga strona nie chce.
No właśnie brakło zaangażowania obu stron ... niestety jeden nie może za dwóch... ale to nie znaczy że wszystkie przypadki kończą się tak samo.Nie mozna generalizować i radzić wszystkim wg własnego przypadku
rumpel
Piotr74 napisał/a:Witam.
Chciałem bardzo ratować naszą rodzinę, nie patrzyłem na mój honor, pozwoliłem wrócić jż, nie robiłem scen, broniłem jej, starałem się zapomnieć.
Ale to były jednostronne działania, w takich sytuacjach najszczersze chęci nic nie dadzą jeśli druga strona nie chce.No właśnie brakło zaangażowania obu stron ... niestety jeden nie może za dwóch... ale to nie znaczy że wszystkie przypadki kończą się tak samo.Nie mozna generalizować i radzić wszystkim wg własnego przypadku
rumpel
Rumpel ja nie generalizuje, napisalem i radze na przykladzie mojej sytuacji.
Moj watek jest dosc obszerny i mimo, ze pojawily sie pod koniec obiekcje, ze nie do konca przedstawialem sytuacje obiektywnie, to jednak tak nie bylo.
Staralem sie pisac na biezaco, prawie tak, jak bym prowadzil bloga.
Moje uczucia, przemyslenia, reakcje byly jak najbardziej autentyczne.
Ogólnie jestem zwolennikiem dawania szansy, jestem zwolennikiem próbowania, ale moja historia nauczyla mnie, aby nie idealizawoć partnera.
Mozna z kims zyc naprawde dlugo i tak naprawde nie znac tej osoby.
uff napisałeś...
chciałam wiele razy zapytać, jak tam chłopcy, ale bałam się, bo ostatnio jak tu zapytałam (a na maila nie można do Ciebie napisać), to ruszyłam "lawinę" postów...myślę, że Każdy, z tych którzy przychodzą na forum z takim zakrętem życiowym jak m.in. Twój, będzie starał się iść własną ścieżką... pomimo rad, postów krzyczących i tych głaszczących. Sam wiesz, bo tak właśnie zrobiłeś... i za jakiś czas napiszą dokładnie to, co Ty dzisiaj. Ale poparte własnym - niestety bolesnym- doświadczeniem. Wydaje mi się, że człowiek bardzo rzadko uczy się na błędach czyiś.
I sam wiesz, że nie zrobiłbyś inaczej.
Przecież ludziom potrzebne są własne "błędy", bo z nich rodzi się ta tzw życiowa mądrość, z nich może wykluć się dojrzałość i siła.
ech, ale się na-wy-mądrzałam.Dobrego tygodnia Piotr.
O'kruszynko na maila można napisać, poszukaj a znajdziesz odpowiedni adres
Jestes bardzo mądrą osobą. Szkoda, że tak żadko udzielasz sie na forum.
Masz rację, chyba jednak każdy z nas ma nadzieję na to, że jest wyjątkowy, że jego sytuacja jest inna i z tego bierze sie chęć pójścia własną drogą.
Ale ta nadzieja jest złudna, ludzkim życiem rządzą schematy.
Jestem na forum cały czas, nie piszę bo jest mi po prostu głupio z mojej głupoty, z mojego wyidealizowanego zapatrywania na otaczający mnie świat.
https://m.youtube.com/watch?v=5eFdt6Y_34E
Oj stary z tą wyjątkowoscia to masz racje, każdemu się wydaje że jego zwiazek jest wyjątkowy a relacja z patnerem na jakimś specjalnym, niemal metafizycznym poziomie.
A tu wychodzi jedna prawda, że ludzki egoizm nie zna granic. Nam tego egoizmu zabrakło w pewnej chwili i dla tych, w sumie słusznych, wyższych celów jak rodzina czy ta metafizyczna miłość, daliśmy się kopać komuś kogo juz dawno temu powinniśmy wyrzucić z życia.
A jak rozwija się Twój nowy związek bo jakby u mnie trochę czytałeś?
Oj stary z tą wyjątkowoscia to masz racje, każdemu się wydaje że jego zwiazek jest wyjątkowy a relacja z patnerem na jakimś specjalnym, niemal metafizycznym poziomie.
A tu wychodzi jedna prawda, że ludzki egoizm nie zna granic. Nam tego egoizmu zabrakło w pewnej chwili i dla tych, w sumie słusznych, wyższych celów jak rodzina czy ta metafizyczna miłość, daliśmy się kopać komuś kogo juz dawno temu powinniśmy wyrzucić z życia.
A jak rozwija się Twój nowy związek bo jakby u mnie trochę czytałeś?
Jak sie rozwija, chyba tak jak kazdy by chcial.
Duzo rozmow, na kazdy temat.
Duzo troski, zainteresowania.
Wspólne plany.
Troszkę przezzkadza odległosć, ale wszystko jest do zaakceptowania jesli sie czuje, ze może to być coś najwspanialszego co nam się w życiu trafiło.
Teraz odliczam czas do następnego weekendu bo będzie wspaniały, jedyny w swoim rodzaju.
Jeden już za nami, był super, traz czas na kolejny.
W fajnym miejscu z cudowną osobą.
Jak sie rozwija, chyba tak jak kazdy by chcial.
Duzo rozmow, na kazdy temat.
Duzo troski, zainteresowania.
Wspólne plany.
Troszkę przezzkadza odległosć, ale wszystko jest do zaakceptowania jesli sie czuje, ze może to być coś najwspanialszego co nam się w życiu trafiło.
Teraz odliczam czas do następnego weekendu bo będzie wspaniały, jedyny w swoim rodzaju.
Jeden już za nami, był super, traz czas na kolejny.
W fajnym miejscu z cudowną osobą.
Oj Piotruś, obyś się tym razem nie przejechał i znów nie idealizował tej osoby a jak widać masz ku temu ciągoty.
Chyba warto by było skończyć jedno zanim się zaczniesz rozpływać nad drugim, ale to Twoje życie..
Nie wiem jak sobie ten rozwód z żoną dogracie bo chyba już teraz macie "coś" na siebie a raczej przeciwko sobie w sądzie.
Tak, dobrze powiedziałeś że dzieci najbardziej ucierpią przez Waszą głupotę.
Nie bronie jej ale Twoja wina na pewno też jest znacząca. Mniejsza jednak o to. Teraz już raczej nie ma odwrotu i czego naprawiać bo każde żyje swoim życiem choć pod jednym dachem.
Jedyne co można życzyć byście jakoś się dogadali z rozwodem i dziećmi. Jednak myślę, że wojna wciąż będzie trwać, jak się komuś nie ułoży, albo gorzej itd. ale obym się myliła.
Wy, jak wy.. ale dzieci szkoda.....
Pamiętaj tylko że to też jest schemat.
Pierwszy związek po rozstaniu to rzut na głęboką wodę, odreagowanie, często silne emocje , które tylko nam się wydają, wyobrażenie i idealizacja tej nowej osoby.
I w 99% przypadków to kończy się klapą.
Dlatego warto narzucić sobie dużo samokontroli, aby nie popłynąć na jeszcze gorsze manowce.
Wiem, mnie też jest fajnie, rozumiem to, ale wiem też że muszę podejść do tego przede wszystkim ostrożnie i racjonalnie i Tobie też to doradzam.
Piotr74 napisał/a:Jak sie rozwija, chyba tak jak kazdy by chcial.
Duzo rozmow, na kazdy temat.
Duzo troski, zainteresowania.
Wspólne plany.
Troszkę przezzkadza odległosć, ale wszystko jest do zaakceptowania jesli sie czuje, ze może to być coś najwspanialszego co nam się w życiu trafiło.
Teraz odliczam czas do następnego weekendu bo będzie wspaniały, jedyny w swoim rodzaju.
Jeden już za nami, był super, traz czas na kolejny.
W fajnym miejscu z cudowną osobą.Oj Piotruś, obyś się tym razem nie przejechał i znów nie idealizował tej osoby a jak widać masz ku temu ciągoty.
Chyba warto by było skończyć jedno zanim się zaczniesz rozpływać nad drugim, ale to Twoje życie..
Nie wiem jak sobie ten rozwód z żoną dogracie bo chyba już teraz macie "coś" na siebie a raczej przeciwko sobie w sądzie.
Tak, dobrze powiedziałeś że dzieci najbardziej ucierpią przez Waszą głupotę.
Nie bronie jej ale Twoja wina na pewno też jest znacząca. Mniejsza jednak o to. Teraz już raczej nie ma odwrotu i czego naprawiać bo każde żyje swoim życiem choć pod jednym dachem.
Jedyne co można życzyć byście jakoś się dogadali z rozwodem i dziećmi. Jednak myślę, że wojna wciąż będzie trwać, jak się komuś nie ułoży, albo gorzej itd. ale obym się myliła.
Wy, jak wy.. ale dzieci szkoda.....
No wiesz, z całym szacunkiem do Ciebie, ale jak piszesz zakończýć jedno aby zaczać drugie, to brzmi to troche ironicznie.
Ja próbowałem, chciałem to wszystko posklejać, ale moje chęci nie wystarczyly.
Piotr, po pierwsze od strony prawnej :
- dopóki nie będziesz miał rozwodu, to Twoje związki (romanse) bedą traktowane jako co najmniej wina rozpadu z Twojego powodu.
Po drugie - tak po ludzku:
- dałeś "szansę" malżeństwu, powrót żony od kochanka ale... żona zachowywała się nie tak jak tego oczekiwałeś,
no i co ?
sam poszedłeś w długą.
Nie jesteś lepszy od żony.
Najpierw zakończ jedno, potem zaczynaj drugie.
Zarowno od strony prawnej jak i "ludzkiej" jesteś spalony.
Gdzie ta troska o dzieci, gdzie ta troska o "zabłąkaną żonę" ?
Teraz, jesteś na najlepszej drodze żeby stracić opiekę nad dziećmi - kochanek żony przejmie Twoją rolę opiekuna, wychowacy - chcesz tego ???
A tak po "ludzku" to zwątpiłam w Ciebie.
Okazałeś się nie lepszym od zony.
Te wszystkie tłumaczenia dlaczego kontaktowałeś sie z ex- od kilku lat... poszły się....
Gdzie ta Twoja, do tej pory taaaaka wielka troska o dzieci ???
Zadbałeś tylko o swoje potrzeby.
No wiesz, z całym szacunkiem do Ciebie, ale jak piszesz zakończýć jedno aby zaczać drugie, to brzmi to troche ironicznie.
Ja próbowałem, chciałem to wszystko posklejać, ale moje chęci nie wystarczyly.
Do mnie? Co najwyżej do mego faceta. Ale ok. Nie generalizujmy jednak.
Moja sytuacja zupełnie inna niż Twoja.
Tylko chęci nigdy nie wystarczą.
Ja jednak kompletnie nie rozumiem Twego zachowania, tłumaczeń, ale to też inna kwestia - nie muszę. Choć irytuje mnie jak robisz z siebie ofiarę.
Może powinieneś zmienić wątek, założyć inny?
i już nie podbijając stron (cytując) podpisuję się pod tym co napisał/a Secondo wyżej obiema rękoma
Piotrze... Tylko tyle jestem w stanie Tobie powiedzieć...
Straszne jest to co Piotrze robisz. Ja się wypowiedziałam na początku, ale mnie zlinczowali, bo nie do końca stanęłam po twojej stronie. Widać miałam rację. A wolałabym jej nie mieć.
Obrzydliwe zachowanie was obojga i tylko dzieci szkoda. Mam nadzieje, że nie będziesz się starał o rozpad małżeństwa z winy żony, bo nie tylko ona zawiniła. Bądź szczery jak nie z nami to sam ze sobą, że po części sam to spieprzyłeś. Co za bagno.
Straszne jest to co Piotrze robisz. Ja się wypowiedziałam na początku, ale mnie zlinczowali, bo nie do końca stanęłam po twojej stronie. Widać miałam rację. A wolałabym jej nie mieć.
Obrzydliwe zachowanie was obojga i tylko dzieci szkoda. Mam nadzieje, że nie będziesz się starał o rozpad małżeństwa z winy żony, bo nie tylko ona zawiniła. Bądź szczery jak nie z nami to sam ze sobą, że po części sam to spieprzyłeś. Co za bagno.
Zgadza sie sam to spieprzylem.
Bo nie słuchałem ludzi mi tu radzących. Bo wierzyłem, że moja żona jest wyjątkowa, że przecież ona jest na pewno zmanipulowana.Że nie wykorzysta perfidnie mojej do niej słabości i jej powrót oznacza koniec jej romansu i daje szanse na odbudowanie naszej rodziny.
Bardzo się zawiodłem i jestem sam na siebie zły.
Jest mi już obojętne czy rozwód bedzie z orzekaniem o jej winie czy nie. Chciałbym tylko aby odbyło się to w miarę szybko i bezboleśnie dla dzieci.
Nie wiem tylko co uwazasz za straszne w moim postępowaniu?
Czy to, ze kogos poznalem jest czyms zlym?
Czy uwazasz, ze mam w nieskonczonosc czekac i wybaczac?
A ona bedzie mnie wciaź oszukiwac i klamac.
Wychodze z zalożenia, że de facto jestem już wolnym człowiekiem, żadna więź mnie z jż nie łączy oprócz papierka, który niebawem straci swą moc.
Najważniejsze, że sam sobie nie masz nic do zarzucenia...
Żona z pewnością myśli podobnie też o sobie...
zatem rozwód to tylko formalność
eh tak to już bywa jak dwoje niedojrzałych ludzi zaczyna się "bawić" w małżeństwo i rodzinę..
Najważniejsze, że sam sobie nie masz nic do zarzucenia...
Żona z pewnością myśli podobnie też o sobie...
zatem rozwód to tylko formalnośćeh tak to już bywa jak dwoje niedojrzałych ludzi zaczyna się "bawić" w małżeństwo i rodzinę..
Oj Anastacjaa, a znasz powiedzenie przyganiał kocioł garnkowi?
A jaką dojrzałością wykazał się Twój wspaniały książę romansując z Tobą, będąc jeszcze w związku ze swoją żoną. Jaką dojrzałością wykazałaś się Ty wchodząc między niego a jego żonę, zamiast poczekać aż skończy swoje małżeństwo.
Ja nigdzie i nigdy nie mówiłem, ze nie mam sobie nic do zarzucenia, nie jestem chodzacym idealem, ale nie dalem tez podstaw do tego aby byc tak potraktowanym jak zrobila to ze mna jz.I to nie jeden raz.
Głupi byłem bo jej po raz kolejny uwierzyłem, ale to był ten ostatni raz.
I taka prośba na przyszłość, zanim kogoś będziesz krytykować, to popatrz najpierw na własną sytuację i czy faktycznie nie masz sobie nic do zarzucenia.
Miłego wieczoru życzę.
Anastacjaa napisał/a:Najważniejsze, że sam sobie nie masz nic do zarzucenia...
Żona z pewnością myśli podobnie też o sobie...
zatem rozwód to tylko formalnośćeh tak to już bywa jak dwoje niedojrzałych ludzi zaczyna się "bawić" w małżeństwo i rodzinę..
Oj Anastacjaa, a znasz powiedzenie przyganiał kocioł garnkowi?
A jaką dojrzałością wykazał się Twój wspaniały książę romansując z Tobą, będąc jeszcze w związku ze swoją żoną. Jaką dojrzałością wykazałaś się Ty wchodząc między niego a jego żonę, zamiast poczekać aż skończy swoje małżeństwo.
Ja nigdzie i nigdy nie mówiłem, ze nie mam sobie nic do zarzucenia, nie jestem chodzacym idealem, ale nie dalem tez podstaw do tego aby byc tak potraktowanym jak zrobila to ze mna jz.I to nie jeden raz.
Głupi byłem bo jej po raz kolejny uwierzyłem, ale to był ten ostatni raz.
I taka prośba na przyszłość, zanim kogoś będziesz krytykować, to popatrz najpierw na własną sytuację i czy faktycznie nie masz sobie nic do zarzucenia.
Miłego wieczoru życzę.
Ale ja nie sprzeczam się z Tobą co jest bardziej białe czy szare. Równie dobrze mógłbyś się wypowiedzieć w moim wątku (choć już zamknięty) by mi powiedzieć, że nie grałam "czysto". W sumie prawda. Dlatego też się wypowiadam w Twoim wątku, bo jak zresztą wcześniej pisałam jakieś analogie widzę (choć wiadomo sytuacje zupełnie inne).
I to nie tak, że przyganiał kocioł garnkowi. Może właśnie widzę to trochę z innej strony i mnie razi to jak się wybielasz, co i mi zarzucano. Ja jednak już nabrałam dystansu do swojej sytuacji ale od rozwodu minęło pół roku. Także te emocje są już jakby za mną. I mogę na nie z boku spojrzeć.
Piotr, gdybyś miał choć trochę oleju w głowie, nie pisałbyś tu już nigdy więcej, bo to żałosne jest. Czytam i myślę sobie, jak wstrętnymi i zakłamanymi osobami jesteście.
Zmieniasz historie to tu to tam, gadasz co ci ślina na język przyniesie...zero konsekwencji, ZERO.
Skończ to, poproś o zamknięcie tematu.
Zajmij się dzieciakami, bo aż żal mi się to wszystko czyta.
Ty gó...o z tego wyniosłeś. NIC człowieku.........Zarzucał żonie niemalże niedorozwój intelektualny....wiesz, mi się zdaje, że IQ macie całkiem podobne.
Facet bez refleksji, bez empatii....pakuje się w nowy związek, mieszka z żoną...
Eh, weź się ogarnij. Co ja mówię Ty się nie ogarniesz.
Szczęśliwości zatem.
Ale weź już ten pożal się boże temat zamknij...weź już idź stąd po prostu.
Piotr, gdybyś miał choć trochę oleju w głowie, nie pisałbyś tu już nigdy więcej, bo to żałosne jest. Czytam i myślę sobie, jak wstrętnymi i zakłamanymi osobami jesteście.
Zmieniasz historie to tu to tam, gadasz co ci ślina na język przyniesie...zero konsekwencji, ZERO.
Skończ to, poproś o zamknięcie tematu.
Zajmij się dzieciakami, bo aż żal mi się to wszystko czyta.
Ty gó...o z tego wyniosłeś. NIC człowieku.........Zarzucał żonie niemalże niedorozwój intelektualny....wiesz, mi się zdaje, że IQ macie całkiem podobne.
Facet bez refleksji, bez empatii....pakuje się w nowy związek, mieszka z żoną...
Eh, weź się ogarnij. Co ja mówięTy się nie ogarniesz.
Szczęśliwości zatem.
Ale weź już ten pożal się boże temat zamknij...weź już idź stąd po prostu.
Czy ktos Cie prosi o czytanie?
Nie masz ochoty to po prostu tego nie rób.
Bez empatii powiadasz?
Czy to ja ten dom opuscilem?
Ja zostawilem dzieci dla zaspokojenia moich wlasnych zachcianek?
A teraz co, ja sie mam wyprowadzic, bo nie mam zamiaru wiecej znosic klamst, manipulacji, knucia za moimi plecami?
Wez sie zastanow najpierw co piszesz, a potem to rob.
I jeszcze tak dla przypomnienia, czasy cenzury skonczyly sie w 1989r, ale moze tam sie Twoj czas zatrzymal.
Watek zamkne kiedy uznam za stosowne, na pewno nie dlatego, bo ktos mi kaze to zrobić.
O moje dzieci sie nie martw, bo maja odpowiednia opieke.
A co do zmian historii, to co Ty mi mozesz zarzucic?
Ze zapytalem o coś pod innym nickiem, bo gdybym to zrobil pod swoimm to reakcja bylaby taka jaka byla.
Nie wyparłem sie tego i nie zwiałem z tąd jak tchórz.
Jeszcze raz nie masz ochoty, nie czytaj, idz na spacer albo poczytaj ksiazke, ale nie udzielaj sie, jesli temat Cie nie interesuje i przede wszystkim nie obrazaj, bo Nie znasz siebie, a tym bardziej mnie.
Czyli zero autorefleksji:p
Ale czemu się dziwic.
Mój czas nigdzie się nie zatrzymał, wręcz przeciwnie. Też wiele błędów w życiu popełniłam
Tyle ze do mnie cos dotarlo...do was absolutnie nic.
Nie będę się produkować i tłumaczyć, o co mi chodzi z tymi zmianami historii. 50-siąt kilka stron pokazuje, że to i tak nic nie da.
Ponawiam zatem prośbę, byś jednak przemyslal zamknięcie tematu. Mi by było wstyd. Tak po ludzku wstyd, no i byłabym zażenowana samą sobą, własną hipokryzją i nieumiejętnością uczenia się choć najmniejszych rzeczy.
Ps: a kto się dziećmi opiekuje skoro twierdzisz, ze są pod dobrą opieką?
Dobra, Piotr, o żonie Twojej pogadalim przez 55 ostatnich stron.
Może teraz o Tobie ?
Wtedy dyskusja się wyrówna, ciężar argumentów będzie miał szansę rozłożyć się na Waszą OBOPÓLNĄ odpowiedzialność.
Bo jak na razie, to Tyś jest cudny jak woda z Lichenia, a ona szmata.
Jednak jak to przyrównać do Twojej RZECZYWISTEJ sytuacji i faktycznego postępowania ... to mnie jakoś tak ... wstyd by było ...
Latać za byłym, zadurzona po uszy, a tu wypłakiwać, że mój mąż to ciul, bo się za innymi ogląda.
Nie umiałabym tak.
Czyli zero autorefleksji:p
Ale czemu się dziwic.
Mój czas nigdzie się nie zatrzymał, wręcz przeciwnie. Też wiele błędów w życiu popełniłam
Tyle ze do mnie cos dotarlo...do was absolutnie nic.
Nie będę się produkować i tłumaczyć, o co mi chodzi z tymi zmianami historii. 50-siąt kilka stron pokazuje, że to i tak nic nie da.
Ponawiam zatem prośbę, byś jednak przemyslal zamknięcie tematu. Mi by było wstyd. Tak po ludzku wstyd, no i byłabym zażenowana samą sobą, własną hipokryzją i nieumiejętnością uczenia się choć najmniejszych rzeczy.Ps: a kto się dziećmi opiekuje skoro twierdzisz, ze są pod dobrą opieką?
Święty Mikołaj się nimi opiekuje, robił to zresztą przez ostatnie 14 lat
Pewnie, że jest mi wstyd niektórych spraw, wiem, że nie byłem do końca w porządku pytając o coś pod drugim nickiem, żałuję tego i orzepraszałem wszystkich, którzy poczuli się tym urażeni, czy spowodowało to u nich jakiś niesmak.
Nie bylo to w porządku i wiem o tym.
Ale wiesz jaka jest różnica między kimś kto potrafi się przyznać do błedu a kimś kto tego nie potrafi zrobić?
Ten drugi ucieknie, schowa się gdzieś i nie będzie słuchał krytyki.
Pierwszy tego nie zrobi.
I ja narazie tez nie mam zamiaru.
Sam od siebie staram sie nic nie pisac, ale odpowiedziec zawsze moge i wybacz, ale nie masz prawa mi takiej mozliwosci odebrac.
A jesli ktos czytajac te historie wysnuje jakies madre wnioski dla samego siebie, patrzac na to jakie bledy ja popelnilem, czy tez nadal popelniam, i ich dzieki temu uniknie, to ja bede mial jakas mala satysfakcje z tego.
Zakliknęłam na wątek i widzę, że całkiem, całkiem, sobie radzisz Piotr
Dla wszystkich "przeciwników" i "fanów" wątku Piotra, oraz dla Piotra dedykują Perfekt-Niepokonani, życząc miłego wieczoru
Gdy emocje już opadną
Jak po wielkiej bitwie kurz
Gdy nie można mocą żadną
Wykrzyczanych cofnąć słów
Czy w milczeniu białych haniebnych flag
Zejść z barykady
Czy podobnym być do skały
Posypując solą ból
Jak posąg pychy samotnie stać
Gdy ktoś, kto mi jest światełkiem
Gaśnie nagle w biały dzień
Gdy na drodze za zakrętem
Przeznaczenie spotka mnie
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc, że
Los inny mi pisany jest
Płyniemy przez wielki Babilon
Dopóki miłość nie złowi nas
W korowodzie zmysłów możemy trwać
Niepokonani
Nim się ogień w nas wypali
Nim ocean naszych snów
Łyżeczką się odmierzyć da
Trzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, której nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas
http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&frm=1&source=web&cd=1&cad=rja&uact=8&ved=0CCAQFjAAahUKEwjI_ZOL4oXGAhVkKXIKHUtfAJ8&url=http%3A%2F%2Fwww.tekstowo.pl%2Fpiosenka%2Cperfect%2Cniepokonani.html&ei=S4N4VYisF-TSyAPLvoH4CQ&usg=AFQjCNGBpY74IeMOyy7nA3fqzKuZZVyVsA
Dobra, Piotr, o żonie Twojej pogadalim przez 55 ostatnich stron.
Może teraz o Tobie ?
Wtedy dyskusja się wyrówna, ciężar argumentów będzie miał szansę rozłożyć się na Waszą OBOPÓLNĄ odpowiedzialność.
Bo jak na razie, to Tyś jest cudny jak woda z Lichenia, a ona szmata.Jednak jak to przyrównać do Twojej RZECZYWISTEJ sytuacji i faktycznego postępowania ... to mnie jakoś tak ... wstyd by było ...
Latać za byłym, zadurzona po uszy, a tu wypłakiwać, że mój mąż to ciul, bo się za innymi ogląda.
Nie umiałabym tak.
A co chciałabyś wiedzieć konkretnie o mnie. Pytaj to odpowiem.
Kiedy tu przyszedlem to mojej jz nie bylo w domu, po raz drugi sie wyprowadzila zostawiajac mnie z dziecmi samego.
Wiem, ze niektorzy uwaźają, ze moje kontakty z ex przyczynily sie do obecnej sytuacji, ale jeszcze raz przypomne, co przyczynilo sie do jej zachowania 4 lata temu kiedy tematu ex nie bylo?
Dlaczego teraz po powrocie, na wszelkie moje propozycje byla jedna odpowiedz nie?
Kiedys w trakcie naszej rozmowy powiedzialem jz, ze ona ma po prostu problem z bycia wierna. I to co zrobila z naszym malzenstwem zrobi ze swoim kazdym kolejnym zwiazkiem.
Ale to na szczescie nie jest juz moj problem.
Konkretnie Piotr, to chciałabym dowiedzieć się, czy Twoim zdaniem Ty ponosisz jakąkolwiek odpowiedzialność / winę, za rozpad Waszego małżeństwa ?
Czy uważasz, że Twoje postępowanie mogło skrzywdzić Twoją żonę ?
Czy sądzisz, że Twoje zaangażowanie emocjonalnie w Twoją ex, mogło mieć jakikolwiek wpływ na postępowanie Twojej żony ?
Konkretnie Piotr, to chciałabym dowiedzieć się, czy Twoim zdaniem Ty ponosisz jakąkolwiek odpowiedzialność / winę, za rozpad Waszego małżeństwa ?
Czy uważasz, że Twoje postępowanie mogło skrzywdzić Twoją żonę ?
Czy sądzisz, że Twoje zaangażowanie emocjonalnie w Twoją ex, mogło mieć jakikolwiek wpływ na postępowanie Twojej żony ?
Jesli chodzi o pierwsze pytanie to tak, uwazam, ze ponosze odpowiedzialnosc za rozpad naszego malzenstwa.
Moja wina jest taka, ze zone zawsze traktowalem na pierwszym miejscu, jej potrzeby, jej zachcianki byly dla mnie wazniejsze od tego czego ja potrzebowalem.
Nie widzialem problemu w tym, ze dawalem wiecej niz dostawalem.
Prosty przyklad, wiesz ile razy dostalem od niej jakikolwiek prezent urodzinowy czy gwiazdkowy?
Moze z piec, przez 14 lat malzenstwa. Ona dostawala zawsze i z kazdej okazji.
Druga sprawa, od wrzesnia, kiedy zaczela romansowac, czujac jakas obojetnosc z jej strony, nic z tym nie robilem.
Wynikalo to glownie z tego, ze po prostu mialem dosyc takiego mnie traktowania.
Mialem dosyc tej dysproporcji, proszenia sie o wszystko, o uczucia, o sex, o jej uwage.
Stwierdzilem, ze nigdy wiecej o nic jie bede jej prosil.
Odsunalem sie od niej, tak jak ona odemnie.
Drugie pytanie. Nigdy nie bylo sytuacji, aby moje postępowanie moglo by ja w jakikolwiek sposób skrzywdzić.
Nigdy nie było sytuacji, aby miala prawo czuć sie kimś mniej waznym niz np. moja matka.
Nigdy nie bylo sytiacji, aby mogla miec jakiekolwiek watpliwosci co do mojej wiernosci.
Nigdy nie bylo sytuacji, aby mogla czuc sie odrzucona przezemnie, malo atrakcyjna w moich oczach.
Nigdy niczego jej nie wypominalem, nigdy nie mowilem, ze cos mi sie w niej nie podoba.
Zawsze kiedy pytala, czy uwazam ja za atrakcyjna kobiete, to mowilem, ze taka jest.
Trzecie pytanie. Moje zaangazowanie emocjonalne w kontakcie z Ex pojawilo sie wtedy kiedy wiedzialem juz o romansie, kiedy caly grudzien z nim walczylem, a zamiast jasnej odpowiedzi koncze z tym, slyszalem, mi na nim zalezy.
Kiedy ona wyprowadzila sie w styczniu po raz piewszy.
Ja bylem wtedy otumaniony, targaly mna rozne emocje, od nienawisci do milosci do jz.
Ex wtedy ze mna byla, wirtualnie, telefonicznie, pocieszala, tlumaczyla.
Zle odebralem jej intencje, wrocily wspomnienia.
Ale mojej jz wtedy nie bylo w domu.Ja juz wtedy slyszalem, ze ona mnie nie kocha i nigdy tego uczucia nie bylo, a drugie dziecko to jej zachcianka.
W jaki sposob mialoby to wplynac na jej zachowanie?
Ona juz podjela decyzje.
A to co bylo wczesniej z ex to byla zwykla znajomosc i to tylko wirtualna.
Powiedzenie komus milego dnia, czy co slychac nie jest chyba powodem do zdrady?
Jesli masz jeszcze jakies pytania to prosze.
Dziękuję Ci Piotr za odpowiedzi ...
Niestety, ciągle stosujesz takie uniki, być może to nieświadome u Ciebie, być może mechanicznie powielasz jakiś wykształcony wcześniej schemat ...
Nawet teraz - ja pytam o Ciebie, a z Twoich odpowiedzi robi się tasiemiec - bo ona to, ona tamto, ja wprawdzie też coś tam, ALE ZA TO ONA .... bo jej, bo dla niej, bo przez nią ...
Być może czujesz gdzieś głęboko, że schrzaniłeś sprawę na równi z nią, że Twoja cegiełka dorzucona do wszystkiego pomogła rozpirzyć małżeństwo - ale na obecnym etapie zaprzeczania i wybielania siebie samego - nie przyznasz się do tego. Nawet sam przed sobą, a co dopiero jakoś tak jak tutaj - publicznie
Smutne to, ale cóż, jak mawiają starożytni Rosjanie - na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje ...
Dziękuję Ci Piotr za odpowiedzi ...
Niestety, ciągle stosujesz takie uniki, być może to nieświadome u Ciebie, być może mechanicznie powielasz jakiś wykształcony wcześniej schemat ...
Nawet teraz - ja pytam o Ciebie, a z Twoich odpowiedzi robi się tasiemiec - bo ona to, ona tamto, ja wprawdzie też coś tam, ALE ZA TO ONA .... bo jej, bo dla niej, bo przez nią ...
Być może czujesz gdzieś głęboko, że schrzaniłeś sprawę na równi z nią, że Twoja cegiełka dorzucona do wszystkiego pomogła rozpirzyć małżeństwo - ale na obecnym etapie zaprzeczania i wybielania siebie samego - nie przyznasz się do tego. Nawet sam przed sobą, a co dopiero jakoś tak jak tutaj - publicznie
Smutne to, ale cóż, jak mawiają starożytni Rosjanie - na pochyłe drzewo i Salomon nie naleje ...
Chcialem Ci odpowiedziec jak najdokladniej, dlatego taki tasiemiec wyszedl.
Zreszta, ja tak po prostu mam. Lubie pisac i przelewac moje mysli na papier, w tym wypadku na ekran.
To, ze pisze ona to czy tamto, wynika z tego, ze moje reakcje i zachowania wynikaly z jej, to chyba normalne?
Nie ma skutku bez przyczyny.
Jezeli to rozjasni w jakis sposob Twoj poglad na moja sytuacje to napisze jeszcze cos takiego.
Moja jz zanim zwiazala sie ze mna miala juz doswiadczenie, ja nie bylem jej pierwszym mezczyzna, bylo ich chyba z 4 lub 5, natomiast ona byla dla mnie moja pierwsza kobieta i taka pozostawala przez wszystkie lata naszego malzenstwa.
Pomysl teraz, czy gdybym jej nie kochal, gdyby mi nie zalezalo, nie wiedzac jak moze byc z inna kobieta, to dochowalbym jej wiernosci przez tyle lat?
Okazji do zdrady mialem multum, nie mialaby nawet mozliwosci dowiedziec sie o jakims moim skoku w bok, ale tego nie zrobilem. Zdazaly sie sytuacje gdzie kobieta jasno mowila, ze chce sie ze mna przespac, nawet jedna z jej kolezanek z pracy mi to proponowala, ale nigdy tego nie zrobilem.
Dlaczego?
Bo kochalem moja zone, bo ja szanowalem, bo nie potrafilbym jej spojrzec w oczy po czyms takim i jej oklamac.
Zakliknęłam na wątek i widzę, że całkiem, całkiem, sobie radzisz Piotr
Dla wszystkich "przeciwników" i "fanów" wątku Piotra, oraz dla Piotra dedykują Perfekt-Niepokonani, życząc miłego wieczoru
![]()
Gdy emocje już opadną
Jak po wielkiej bitwie kurz
Gdy nie można mocą żadną
Wykrzyczanych cofnąć słów
Czy w milczeniu białych haniebnych flag
Zejść z barykady
Czy podobnym być do skały
Posypując solą ból
Jak posąg pychy samotnie staćGdy ktoś, kto mi jest światełkiem
Gaśnie nagle w biały dzień
Gdy na drodze za zakrętem
Przeznaczenie spotka mnie
Czy w bezsilnej złości łykając żal
Dać się powalić
Czy się każdą chwilą bawić
Aż do końca wierząc, że
Los inny mi pisany jestPłyniemy przez wielki Babilon
Dopóki miłość nie złowi nas
W korowodzie zmysłów możemy trwać
Niepokonani
Nim się ogień w nas wypali
Nim ocean naszych snów
Łyżeczką się odmierzyć daTrzeba wiedzieć kiedy ze sceny zejść
Niepokonanym
Wśród tandety lśniąc jak diament
Być zagadką, której nikt
Nie zdąży zgadnąć nim minie czas
http://www.google.pl/url?sa=t&rct=j&q=&esrc=s&frm=1&source=web&cd=1&cad=rja&uact=8&ved=0CCAQFjAAahUKEwjI_ZOL4oXGAhVkKXIKHUtfAJ8&url=http%3A%2F%2Fwww.tekstowo.pl%2Fpiosenka%2Cperfect%2Cniepokonani.html&ei=S4N4VYisF-TSyAPLvoH4CQ&usg=AFQjCNGBpY74IeMOyy7nA3fqzKuZZVyVsA
Iwonko fajna wstawka muzyczna. Tyle, ze ja czuje sie pokonany.
Przez moja uparta nature i glupote.
Ale zycie mamy tylko jedno, wiec:
https://m.youtube.com/watch?v=CP0Xwyn87CI
Milej nocy wszystkim zycze.
Strony Poprzednia 1 … 30 31 32 33 34 … 44 Następna
Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź
Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności
© www.netkobiety.pl 2007-2024