Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 2,855 ]

131

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

A ja bym chciała, żeby ci wszyscy mężczyźni, którzy wypowiadali się w temacie Piotra wypowiadali się dokładnie tak samo w wątkach, gdzie piszą zdradzone kobiety.
I nie piszę tego złośliwie, a wręcz odwrotnie: bo wiele tamtych wątków przewala się po  kilkanaście stron, z których większość odpowiedzi można podsumować jednym zdaniem: przebacz i żyj ze zdradzaczem dalej. To kobiety tworzą wątki na sposoby jak wybaczyć, jak zaufać. Ale gdy facet napisze, że pomimo tego, że żona dorobiła mu rogi i chce walczyć o małżeństwo to wasze wypowiedzi zaczynają się od tego by leciał do adwokata. Dlaczego Piotr nie może wybaczyć, bo dzieci, bo dom, bo wspólne lata, bo pomimo tego kocha? Dlaczego nie może oprzeć swojego wybaczenia na tych samych powodach dla których kobiety wybaczają?

Dlaczego jak kobieta odchodzi od dzieci to jest wyzywana od najgorszych i twierdzi się, że jest pozbawiona instynktu macierzyńskiego? A co z instynktem tacierzyńskim? Ojcowie kochają mniej? Ich miłość jest mniej istotna? Czym społeczeństwo usprawiedliwia odejście ojca od dzieci do jakiejś 20-letniej lali? Dlaczego on nie jest napiętnowany? Przecież odejście od rodziny niezależnie czy to kobieta czy mężczyzna to trauma dla dziecka.
Panowie czy moglibyście równie dobitnie pisać tym kobietom, żeby otworzyły oczy, żeby walczyły o siebie?

Zobacz podobne tematy :

132

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:

A ja widze inny mechanizm. Kobieta zgadzając się na spotkania meza z inna kobieta powoli tracila szacunek do samej siebie. Nie dzialo się to nagle ale przez dlugi okres czasu. Kiedy go stracila, romans nie był już poblemem bo nie bylo już szacunku. Dlatego wlasnie pisze o braku tego szacunku do siebie, co również wynika z postepowania autora, nie miał go dla zony (randkujac z była) i również dla siebie (randkujac po zdradzie). To proste bledy, wyniki braku komunikacji miedzy nimi wcześniej. Ale tragiczne w skutkach. Tak jak krople drazyly z czasem rozwalily ten związek. Jedynie kobieta, która akceptuje codzienny kontakt i czeste spotkania swojego meza/chłopaka z była dziewczyna może się ze mna tutaj nie zgodzić. Jedynie co autor może zrobić by pomoc zonie do żeby odzyskala do siebie szacunek. Na pewno konieczne do tego jest poniesienie przez nia konsekwnecji własnego postepowania a co potem, pokaze czas. Odzyskanie szacunku jej do samej siebie jest ważne również dla ich dzieci. W końcu kontakt z matka będą miały caly czas. Mysle ze autorka jest obecnie w dole. Sama jednak musi z tego wyjsc. Predzej czy później do tego dojdzie. Natomiast jakie to będą konsekwnecje to zależy od autora. Wybaczenie i ew. odbudowa jest możliwa tylko wtedy kiedy z tamtej strony będzie zal. A go nie będzie jeśli autor będzie tolerowal zachowanie zony, ja kto robil wcześniej. Autor musi zajac jednoznaczna postawe braku akceptacji postepowania zony, przestać grac dziecmi i innymi kobietami oraz niestety pogodzić się z faktem roznych części wspólnych, których nie może odmowic zonie. Na razie wyrzucil ja z mieszkania ale to dalej jest jej mieszkanie i mieszkanie ich dzieci. To również stanowi problem dla wszystkich.

Nawet kwestia "winy" przed sadem nie jest taka oczywista. Na miejscu zony autora nie mialbym najmniejszego problemu z udowodnieniem również winy meza za obecny (w czasie rozprawy) stan rzeczy. No ale ona nie jest taka sprytna. Jest to osoba zupełnie zagubiona obecnie w tym co robi. Coz, widze to tak jak to widze.

Wiesz nie wiem dlaczego z uporem maniaka, cały czas piszesz o jakimś moim randkowaniu. Ja nic takiego nie pisałem. Czy dla ciebie jedno wyjście na kawę z osobą, którą zna się 25 lat w okresie 2 lat to jest randkowanie, czy pisanie do siebie zwykłych grzecznościowych wiadomości typu: co słychać, jak minął dzień to coś złego. Dla mnie nic złego w tym nie było i dlatego nie ukrywałem tego przed żoną, nie uważam też, że coś takiego mogło u niej spowodować utratę szacunku do samej siebie. Jeżeli ona ten szacunek straciła, to teraz, po tym co zrobiła i z tego wcale bym się nie zdziwił. Powiem więcej wydaje mi się, że tak właśnie jest, że zaczyna dostrzegać co zrobiła, bo chodzi struta, nerwowa i ogólnie nie sprawia wrażenia osoby szczęśliwie zakochanej. To samo dotyczy mojego niby randkowania po jej odejściu na portalach randkowych pisałem, że nie szukam tam miłości i żadnych przygód, fakt może musiałem trochę podbudować moje ego i dlatego wpadł mi do głowy pomysł założenia tam sobie konta. Ale absolutnie nie można tego nazwać randkowaniem, bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). W każdym razie teraz odpuściłem sobie już to pisanie bo nie mam do tego głowy ani ochoty. A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

133 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-02-04 20:35:17)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz to nie jest typowy romans w pracy. Owszem żona poznała faceta w pracy bo on tam codziennie przyjeżdżał jako dostawca, żona pracuje w sklepie. Tak jak pisałem, oni znają się z pięć lat, ale dopiero pod koniec września lub na początku października zaczęli się spotykać, i to akurat już w momencie, kiedy on tam przestał już przyjeżdżać jako dostawca codziennie, bo zrezygnowano z towaru z tej firmy.
Właśnie dzięki temu, że byliśmy z żoną bardzo blisko zawiązani, że znaliśmy się jak tzw. łyse konie, to ja prawie na samym początku zauważyłem, że coś się dzieje nie tak. Nie odbierała tel. ode mnie jak wracała wieczorem z pracy, widziałem samochód tego gościa jak odwoziłem ją do sklepu do pracy, widziałem ich kiedyś razem w sklepie jak stali blisko siebie. Wszystko to mi się nie podobało, ale ze względu na to, że właśnie tak długo się znali i nic złego się wcześniej nie działo to nie podejrzewałem na początku, że coś między nimi jest i wierzyłem w jej tłumaczenia. Ale mimo wszystko nie dawało mi to spokoju, więc doprowadziłem do sytuacji, że naocznie przekonałem się, że ona z nim coś kombinuje i było to 2 miesiące po tym jak coś zaczęło się dziać, więc wydaje mi się, że to dość szybko. Potem już lawinowo pojawiły się kolejne dowody i sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, tzn. jej tłumaczenia, że musi z tym skończyć poukładać sobie w głowie, dni wspaniałe, kiedy czułem, że znów jest ok między nami, a zaraz potem zjazd w dół i jej odsuwanie się ode mnie. Straszna huśtawka nastrojów od szczęścia do wściekłości. nie życzę tego nikomu, żeby coś takiego musiał przechodzić.

No fajnie, ale widzisz, to że jest coś nie tak wyłapać można nie na podstawie dowodów ale na podstawie fałszu w głosie, sposobu w jaki kobieta cię całuje po powrocie do domu, po tym czy sama inicjuje coś w seksie, czy się wciąż o ciebie troszczy i o tobie myśli (czemu daje wyraz). To jest coś na co IMHO musiałeś być ślepy. Jeśli nie zejdziesz na ten poziom w relacji, to właściwie jak byś był z obcym człowiekiem.

Piszesz że zaczęli się spotykać gdy skończyła się "dostawa". Po prostu wcześniej spotykali się w sklepie i nie musieli szukać dodatkowej okazji. Gdy okazja zniknęła podjęli działana aby ją przedłużyć. Nie można wykluczyć że szukała jakiś okazji wcześniej skoro  w waszej relacji NAGLE I WIDOCZNIE nic się nie zmieniło. Pewnie była już zepsuta wcześniej tylko tego nie widziałeś.

A z innej mańki, rozinięta została tu teoria, że kiedy miałeś tą no... przyjacielską relację z dawną miłościa i stale do niej chodziłeś, żona czuła się tym upokorzona jako kobieta. Może napisz jak na to reagowałą.

Oczywiście te wszystkie rozkminy to sprawa drugoplanowa. Na dziś najważniejsze dla mnie byłoby dobrze przygotować rozwód, tak żeby nie dać się puścić z torbami + zabezpieczyć emocjonalnie dzieci co nie jest równoznaczne z ich oszukiwaniem. Raczej należy wspierać je w ich emocjonalnych reakcjach na rzeczywistość ale jej nie fałszować.

134

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz to nie jest typowy romans w pracy. Owszem żona poznała faceta w pracy bo on tam codziennie przyjeżdżał jako dostawca, żona pracuje w sklepie. Tak jak pisałem, oni znają się z pięć lat, ale dopiero pod koniec września lub na początku października zaczęli się spotykać, i to akurat już w momencie, kiedy on tam przestał już przyjeżdżać jako dostawca codziennie, bo zrezygnowano z towaru z tej firmy.
Właśnie dzięki temu, że byliśmy z żoną bardzo blisko zawiązani, że znaliśmy się jak tzw. łyse konie, to ja prawie na samym początku zauważyłem, że coś się dzieje nie tak. Nie odbierała tel. ode mnie jak wracała wieczorem z pracy, widziałem samochód tego gościa jak odwoziłem ją do sklepu do pracy, widziałem ich kiedyś razem w sklepie jak stali blisko siebie. Wszystko to mi się nie podobało, ale ze względu na to, że właśnie tak długo się znali i nic złego się wcześniej nie działo to nie podejrzewałem na początku, że coś między nimi jest i wierzyłem w jej tłumaczenia. Ale mimo wszystko nie dawało mi to spokoju, więc doprowadziłem do sytuacji, że naocznie przekonałem się, że ona z nim coś kombinuje i było to 2 miesiące po tym jak coś zaczęło się dziać, więc wydaje mi się, że to dość szybko. Potem już lawinowo pojawiły się kolejne dowody i sytuacja zmieniała się jak w kalejdoskopie, tzn. jej tłumaczenia, że musi z tym skończyć poukładać sobie w głowie, dni wspaniałe, kiedy czułem, że znów jest ok między nami, a zaraz potem zjazd w dół i jej odsuwanie się ode mnie. Straszna huśtawka nastrojów od szczęścia do wściekłości. nie życzę tego nikomu, żeby coś takiego musiał przechodzić.

No fajnie, ale widzisz, to że jest coś nie tak wyłapać można nie na podstawie dowodów ale na podstawie fałszu w głosie, sposobu w jaki kobieta cię całuje po powrocie do domu, po tym czy sama inicjuje coś w seksie, czy się wciąż o ciebie troszczy i o tobie myśli (czemu daje wyraz). To jest coś na co IMHO musiałeś być ślepy. Jeśli nie zejdziesz na ten poziom w relacji, to właściwie jak byś był z obcym człowiekiem.

Piszesz że zaczęli się spotykać gdy skończyła się "dostawa". Po prostu wcześniej spotykali się w sklepie i nie musieli szukać dodatkowej okazji. Gdy okazja zniknęła podjęli działana aby ją przedłużyć. Nie można wykluczyć że szukała jakiś okazji wcześniej skoro  w waszej relacji NAGLE I WIDOCZNIE nic się nie zmieniło. Pewnie była już zepsuta wcześniej tylko tego nie widziałeś.

A z innej mańki, rozinięta została tu teoria, że kiedy miałeś tą no... przyjacielską relację z dawną miłościa i stale do niej chodziłeś, żona czuła się tym upokorzona jako kobieta. Może napisz jak na to reagowałą.

Oczywiście te wszystkie rozkminy to sprawa drugoplanowa. Na dziś najważniejsze dla mnie byłoby dobrze przygotować rozwód, tak żeby nie dać się puścić z torbami + zabezpieczyć emocjonalnie dzieci co nie jest równoznaczne z ich oszukiwaniem. Raczej należy wspierać je w ich emocjonalnych reakcjach na rzeczywistość ale jej nie fałszować.

te subtelne sygnały o których piszesz jak najbardziej do mnie docierały, zauważyłem zmianę w jej zachowaniu, podejściu do mnie, w okazywaniu uczuć, ja to wszystko widziałem i czułem, dlatego tak szybko domyśliłem się prawdy. Co do ich wcześniejszych relacji to wiem na 100%, że nic się miedzy nimi nie działo, tak jak pisałem wcześniej ten pan, jest bardzo kochliwy, kochał się już wcześniej we wszystkich kobietach z tego sklepu, łącznie z bratową mojej żony. Pech chciał, że na ostatnią swoją ofiarę wybrał moją żonę i zbiegło się to w czasie z wywaleniem go ze sklepu. Sama moja żona wypowiadała się na jego temat niezbyt pochlebnie, a teraz ją tak zmanipulował, że twierdzi, że to zupełnie inny człowiek. Wspaniały, prawdomówny, potrafiący kochać mężczyzna. Kpina jakaś to jest jego obraz jaki on sprytnie zbudował w jej świadomości i będzie na nim jechał do pierwszej jego wpadki, a znając jego mentalność i sposób bycia długo nie będzie potrafił udawać. A wtedy moja zaślepiona żona przeżyje szok. Zresztą już go chyba przeżywa, bo tak jak pisałem nie sprawia wrażenia osoby szczęśliwie zakochanej.

135

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

I jeszcze jedno:

Piotr74 napisał/a:

[/.../A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?

Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

136

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Aniaa34 napisał/a:

/.../
Panowie czy moglibyście równie dobitnie pisać tym kobietom, żeby otworzyły oczy, żeby walczyły o siebie?

Mnie byłoby trudno pisać co jest lepsze dla kobiety, ze względu a różnicę płci. Możliwe zresztą że kobiety i mężczyźni przypisują różną "negatywną wartość" różnym elementom zdrady, zatem sądzę, że taka postawa jest uzasadniona.

137

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:

I jeszcze jedno:

Piotr74 napisał/a:

[/.../A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?

Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

Wiesz ja mam może inny system wartości. Owszem również uważam, że zdrada to najgorsza rzecz którą można zrobić swojemu partnerowi. Ale ja w moim życiu kieruję się zasadą, że każdemu należy się druga szansa. Inna sprawa, czy ten ktoś będzie umiał z tej szansy skorzystać. Ja wierzę, znając moją żonę, wiedząc jakie relacje między nami były przed tym co zrobiła, że potrafiłaby z tej szansy skorzystać odpowiedzialnie i nigdy więcej by tego nie zrobiła. Na pewno moje wybaczenie nie było by oparte tylko na jej słowach. Terapia małżeńska, psycholog, wyciągnięcie od niej w końcu tego co ją popchnęło do tego co zrobiła to podstawa. No i oczywiście zmiana mojego podejścia do niej, stawianie większych wymogów co do jej zachowania w stosunku do mnie, okazywaniu uczuć i tym podobne rzeczy. Mówiąc krótko będzie się musiała bardzo starać aby odbudować moje zaufanie i zasłużyć na moje przebaczenie.

138

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)

EXTRA_terrestrial,
Mogłeś sobie darować tę "wizualizację" na tym etapie, na którym jest Autor wątku. Długo z nim zostanie.

Piotr
EXTRA_terrestrial ma rację pisząc, że zdrada kasuje związek :-(
Już nigdy nie byłby on taki sam, jak go pamiętasz.
Tylko wydaje się Tobie, że Twoja miłosć i Wasze dobre chęci pozwoliłyby wrócić do stanu związku SPRZED ZDRADY.
Tak samo jak wydaje się Tobie teraz, że nadal ją kochasz - to rozpacz po utracie złudzeń i strach przed tym, co będzie i czego jeszcze nie potrafisz sobie wyobrazić. Dlatego zresztą tak bardzo pragniesz zatrzymać to, co BYŁO.

139 Ostatnio edytowany przez After (2015-02-04 22:35:20)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr,
Kolejny raz pozwolę sobie zacytować to co napisałem do Dziewana. Może to rozjaśni Tobie co nieco jeśli chodzi o Twoje podejście do żony:

akt...
Baba w potwornie paskudny sposób zostawiła Cię dla innego,  w jej mniemaniu lepszego modelu,
Ale...
Czy ją kochasz czy nie- tego małżeństwa już nie ma.
A wobec takiego zachowania z jej strony już nic z tego nie będzie,
Co Tobie radzę?
Odetnij się i pod żadnym pozorem już się nie kontaktuj.
Nie da się powiadasz?
Uwierz mi, da się.... Syn nie jest dla Ciebie żadnym alibi

Wyzywasz w myślach faceta per "skurwiel", chcesz mu spuścić w pierdol
- faceta, który  nic Tobie nie był winny.
W takim razie jak nazwiesz swoja żonę, która się z nim puszcza?
Nie nazwiesz, bo jak nazwiesz po imieniu to będziesz się musiał zmierzyć z potężnym problemem,
A tak jest Ci łatwiej - zrzucasz winę na niego,
I to jest włanie żałosne w Twoim toku myślenia .

Z szacunku dla samego siebie nie powinieneś faceta, który przystawił Ci rogi nazywać "skurwielem" czy "ścierwem".
Bo jeśli  taki "skurwiel" i "ścierwo" grzmoci Twoją żonę, to w takim razie kim jesteś Ty?

Według mnie to zapierdalaj do sklepu po dużą flaszkę whisky i idź do gościa aby go wyściskać i podziękować za to, że Tobie otworzył szeroko oczy .
Bo zobaczyłeś, kim jest naprawdę kobieta, która była Twoją żoną
Problem z Tobą jest taki, że Ty nie chcesz mieć otwartych oczu.
Wolisz wspomnienia od prawdy.
A prawda mój drogi mężczyzno ma to do siebie, że bywa odarta z taktu..
Wolisz tęsknić, płakać, użalać się nad swoim losem
Zamiast jak na mężczyznę przystało, chwycić życie za bary,
Wykopać z hukiem i fajerwerkami qrewnę ze swojego życia na zawsze,
Wyciągnąć wnioski dla siebie, i wyrwać do przodu...
Bo czas nie stoi w miejscu...
Tego czasu który zmarnujesz na analizowaniu tego, na co i tak już wpływu nie masz, nikt Ci nie zwróci!
Więc facet,
Zrób potężny zamach nogą, wypłać jej potężnego kopa i zostaw ją złodziejowi
Bo jedyną rzeczą, na jaką masz teraz wpływ, to to co jest przed Tobą.

Oczywiście zawsze możesz jej pozwolić wrócić- To jest wyłącznie Twoje życie i to Ty poniesiesz skutki i koszty takiej a nie innej decyzji...
To co piszę ja, co piszą inni to wyłącznie nasze zdanie..
Z tego co piszemy wybierasz wyłącznie to co Tobie pasuje do układanki..

Jednego musisz być pewien..
Po zdradzie nigdy w związku nie będzie takie samo i nigdy nie będzie jak dawniej.
Niektórzy twierdzą, że może być lepiej.
Tylko podstawowe pytanie brzmi:
Dla kogo? Dla niej na pewno. Bo dupa uratowana.
Czy dla Ciebie też?
Nie, jak będziesz w jej oczach dalej dupą a nie mężczyzną!
W dodatku, o ile nie pozbawisz ją dosłownie wszystkiego,nie doprowadzisz do tego, że to Ty będziesz dyktował warunki, dosłownie jej nie przeczołgasz, to ona tak naprawdę nie zrozumie, co naprawdę zrobiła i do czego sama doprowadził, a w jej głowie będziesz jeszcze długo przegrywał jako mąż z jej kochankiem. W swoich myślach będzie wiąż żyła wspomnieniami tych upojnych chwil z nim spędzonych, tego zajebistego seksu
A gdy Ty będziesz walczyć z demonami- bo to masz jak w banku, wypominając jej jak bardzo Ciebie skrzywdziła, jedyną myślą w jej głowie będzie to, abyś się wreszcie zamknął
To jakbyś chodził po nieoznakowanym polu minowym, z granatem z wyciągniętą zawleczką
I jeszcze jedno- ..

Widzisz, Ty myślisz o dzieciach, o rodzinie ...
Dlaczego ona o tym ona nie myślała?
Po prostu się boisz,
Boisz się, że zostaniesz sam.
A prawda jest taka, że to kobiecie samej będzie ciężej niż Tobie.

Piotr
Jeśli chcesz osiągnąć to, czego nigdy nie miałeś, musisz robić to, czego nigdy nie robiłeś! wink
Jeżeli ktoś kiedykolwiek Tobie powiedział, że jesteś słaby,że nigdy nie dotrzesz tam, gdzie zamierzałeś dotrzeć,
to najwyższy czas udowodnić, że nie miał racji.
Że wbrew wszystkim i wszystkiemu zdobędziesz to co wydawałoby się nie zdobycia.

Najtrudniejszą decyzją to jest być wiernym ...
Do śmierci.
Nie mów mi tu o trudach, bo za tą najtrudniejszą nie obstaje chyba nikt, choć może się mylę...
Mało tego, że nie obstaje, to taka decyzja jest w większości wypadków obśmiewana.
Wiem chyba czemu.
Bo osoby wierne są dla wszelkiej maści qrewien czy też chujoplątów wyrzutem sumienia.
A dzisiejsze życie to przecież rozrywka i nic nie powinno jej zakłócać, prawda?
No bo żyje się tylko raz!

Pytanie
Tylko po co robić sobie z kogoś żywego bożka - centrum wszechświata ? A tak jest w Twoim jak widzę przypadku.
To nie jest naturalny stan człowieka czy relacji międzyludzkich i nikt takiej presji,odpowiedzialności nie chce na sobie nieść - Nikt nie chcebyć dla kogoś całym światem..
Bo to jest ciężar, którego można nie udźwignąć.
Może to i romantyczne,
Ale jak dla mnie na dłuższą metę to trąci lekką psychozą...
O sile miłości bowiem nie musi świadczyć (i raczej nie świadczy) przyjęcie postawy kurzajki na stopie partnera,partnerki..zrośniętej w taki sposób, że tylko narzędzie chirurgiczne jest w stanie ją usunąć,

Kiedyś mój przyjaciel podesłał mi taki o to cytat:
BÓG jest wzorem mądrości: mnóstwo dzieci, żadnych alimentów, żadnej żony i żadnej teściowej.
Objawia się wybranym, rozmawia z nielicznymi i wpuszcza do swoich wielu mieszkań kogo chce.
I dzięki tej Bożej Mądrości niektóre dzieci darzą Go Zaufaniem, Uwielbieniem i Miłością.

Wiesz Piotr,
Może  jednak od razu pójdź na całość,
Wydrukuj sobie i przykleisz sobie w formie tapety na ścianie:
Żona mnie tak naprawdę nie zdradziła,
Nawet jeśli zdradziła, to przecież nie chciała,
A jak chciała to nie wiedziała co robi, bo to dobra kobieta jest,
A i tak to nic nie znaczy, bo ją kocham nad życie .


Dobrej nocki

140

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:

/.../
Tak samo jak wydaje się Tobie teraz, że nadal ją kochasz - to rozpacz po utracie złudzeń i strach przed tym, co będzie i czego jeszcze nie potrafisz sobie wyobrazić. Dlatego zresztą tak bardzo pragniesz zatrzymać to, co BYŁO.

Czemu tak uważasz? Ja niestety obawiam się że autor ją rzeczywiście kocha. I to bardziej niż swoje dobre mniemanie o sobie.  Tzn. kocha jej nieprawdziwy obraz (bo była kim innym niż sądził).

Lęk przed utratą tego co było miałby być wystarczający dla wytworzenia iluzji uczucia? Skoro rzeczywistość jest taka że ktoś przekreślił to co było? Nie "czuję tego" ewentualnie rozwiń.

Podsumowując, uważam, że kocha. Wciąż ją -żonę a raczej to kim sądził że ona jest. I zresztą dlatego serwowałem ten bezlitosny tekst. Być może w najbliższych dniach będzie podejmował decyzję co dalej. Lepiej żeby podejmował takie decyzję świadom wszystkich emocji, które wchodzą lub wejdą tu w grę. Nie można BAĆ się do nich podejść. Zdrada wydaje mi się czymś okropnym IMHO.

141

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

/.../
Wiesz ja mam może inny system wartości.

Ok, Piotr. :-|

142

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
mohic napisał/a:

Ale raczej ciężko będzie znaleźć jakieś wytłumaczenie tego co zrobiła, przynajmniej ja nie potrafię. Nie rozumiem, gdy ktoś robi coś takiego dobremu, kochającemu partnerowi, gdy w związku wszystko było dobrze, gdy został zawarty z prawdziwej miłości i ogólnie nic nie można było mu zarzucić, a tak się stało w tym przypadku, i w sumie mam wrażenie, że w wielu przypadkach jest właśnie tak. Chyba tylko egoizm, brak miłości, albo jakieś zwichrowanie psychiczne może za tym stać.
Chyba dalej ją kochasz, w sumie nie przejdzie Ci to na zawołanie, jak za przyciśnięciem jakiegoś guzika. Ale trzeba to jakoś przetrwać, nie ma co robić sobie nadziei, bo na razie tylko dokładasz sobie przez to cierpienia do tego, które już miałeś od kiedy zaczęła Cię krzywdzić.

Tak kocham ją bardzo, nie potrafię o niej przestać myśleć. Ciągle siedzi w moim sercu i mojej głowie. Pomimo tego bólu który mi zadała, tego upokorzenia, ja nadal ją kocham i nie wiem jak to zrobić, żeby to zmienić. Tak jak napisałeś, nie da się tego uczucia wymazać z dnia na dzień. Ciągle wspominam te wszystkie nasze miłe chwile, nasze wygłupy, żarty. My potrafiliśmy razem wariować jak nastolatki, chociaż u mnie już 40 na karku. Często łapaliśmy się na tym, że w tym samym momencie wypowiadaliśmy to samo zdanie na jakiś temat, jak można to inaczej nazwać jak nie braterstwo myśli, skoro w tym samym momencie myśleliśmy o tym samym. Myślę, że w związkach, gdzie nie ma uczucia,gdzie ludzie żyją obok siebie a nie ze sobą to takie sytuacje się nie zdarzają. Szkoda mi strasznie tego wszystkiego, nie wiem, czy jeszcze spotkam w moim życiu drugą taką osobę.
Wczoraj znów się pokłóciliśmy, kazałem jej zabrać resztę jej rzeczy z domu, mówiłem spokojnie, a ona zaczęła sobie wycieczki osobiste po mnie robić, że niby znów robię coś na pokaz, że jak dzieci na basen zabrałem, to żeby jej na złość zrobić, że robię z niej wyrodną matkę i tak od słowa do słowa, tak mi podniosła ciśnienie, że spokojna rozmowa zamieniła się w awanturę :-(.Starszy syn strasznie się tym przejął, popłakał się biedny. Jak z nim potem rozmawiałem i próbowałem go uspokoić, to mi powiedział, że dlaczego akurat jego musiało to spotkać i, że boi się o mamę, że ten dziad może jej coś zrobić. Normalnie serce pękało mi na pół jak tego słuchałem i patrzyłem na załamanego syna. A moja żona tylko pogłaskała go po głowie i sobie wyszła, bo musiała jechać szykować się do pracy. Sama sprowokowała awanturę i z jej konsekwencjami zostawiła nas samych :-( Musze faktycznie jak najszybciej pozałatwiać formalności związane z rozwodem, bo takim postępowaniem ona nas wszystkich, łącznie z sobą wykończy psychicznie.

Chyba Twoje ostatnie zdanie z tej wypowiedzi najlepiej podsumowuje tę całą sytuację.
A co do tych uczuć, to potrzeba dużo czasu, żeby minęły, uspokoiły się. Daj go sobie, nie obwiniaj się o to, że znowu minęło parę dni i jeszcze Ci nie przeszło. W ten sposób powinno Ci być lżej, niż jakbyś próbował coś na sobie wymusić.

143

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wiesz nie wiem dlaczego z uporem maniaka, cały czas piszesz o jakimś moim randkowaniu. Ja nic takiego nie pisałem. Czy dla ciebie jedno wyjście na kawę z osobą, którą zna się 25 lat w okresie 2 lat to jest randkowanie, czy pisanie do siebie zwykłych grzecznościowych wiadomości typu: co słychać, jak minął dzień to coś złego. Dla mnie nic złego w tym nie było i dlatego nie ukrywałem tego przed żoną, nie uważam też, że coś takiego mogło u niej spowodować utratę szacunku do samej siebie. Jeżeli ona ten szacunek straciła, to teraz, po tym co zrobiła i z tego wcale bym się nie zdziwił. Powiem więcej wydaje mi się, że tak właśnie jest, że zaczyna dostrzegać co zrobiła, bo chodzi struta, nerwowa i ogólnie nie sprawia wrażenia osoby szczęśliwie zakochanej. To samo dotyczy mojego niby randkowania po jej odejściu na portalach randkowych pisałem, że nie szukam tam miłości i żadnych przygód, fakt może musiałem trochę podbudować moje ego i dlatego wpadł mi do głowy pomysł założenia tam sobie konta. Ale absolutnie nie można tego nazwać randkowaniem, bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). W każdym razie teraz odpuściłem sobie już to pisanie bo nie mam do tego głowy ani ochoty. A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

A nie bałbyś się, że ciebie czymś zarazi po takich ekscesach?;)
Łatwo jej odpuszczasz winy. "Jeżeli" zaczęło do niej coś docierać teraz, to tylko przez to że nie czuje się bezpieczna z tamtym facetem, a ty swoim zachowaniem, "obojętnością"  wink zdezorientowałeś ją. U ciebie było jej łatwo, nie musiała się o ciebie starać, niczego nie wymagałeś od niej, a teraz ty "postawiłeś" jej się. Ona była pewna że po swoim odejściu chodzisz załamany, a tu taki "zonk" jej zrobiłeś- spakowane rzeczy, zmienione zamki, chyba nie poznaje ona już ciebie, zaintrygowałeś ją. Chcesz ją odzyskać, to stawiaj swoje warunki i bądź konsekwentny, niech ona stara się o ciebie, niech naprawia zło, które wyrządziła tobie i dzieciom. A póki co zadbaj o swoje sprawy od strony prawnej. Swoją konsekwentną postawą wzbudzisz w niej szacunek, a i pewnie złość, bo utraciła kontrolę nad tobą, nie będzie miała dostępu do kasy, a wręcz sama poniesie koszty  swojej decyzji jeśli wystąpisz o alimenty na dzieci .

144

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

A z innej mańki, rozinięta została tu teoria, że kiedy miałeś tą no... przyjacielską relację z dawną miłościa i stale do niej chodziłeś, żona czuła się tym upokorzona jako kobieta. Może napisz jak na to reagowałą.
Po pierwsze nie chodziłem do niej tylko utrzymywaliśmy kontakt przez telefon, sms i facebooka, w ten ostatni sposób najczęściej. Natomiast widywać się prawie nie widywaliśmy, oprócz tej jednej kawy, było kilka zupełnie przypadkowych spotkań na mieście, czy w jakimś sklepie. Mimo, że nie ukrywałem moich kontaktów z ta kobietą przed żoną i tłumaczyłem jej, że nie musi sie czuć w jakikolwiek sposób przez nią zagrożona, to faktycznie chyba pierwszy raz tak się właśnie czuła. Stwierdzam to na podstawie jej wypowiedzi na temat tej mojej koleżanki, bo choć ona żadnej krzywdy mojej żonie nie zrobiła, to ta w swoich wypowiedziach na jej temat, bardzo ją obrażała używając do tego słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Nic nie dawały moje tłumaczenia, że nic się złego nie dzieje, że ma dostep do wszystkiego i może sobie sprawdzać wszystko co chce w telefonie, na moim koncie na facebooku, że nic mnie z tą kobietą nie łączy oprócz starej przyjaźni, że się z nią nie spotykam. Cały czas utwierdzałem moją żonę w tym, że to ona jest kobietą mojego życia, że tylko ją kocham. Nic te tłumaczenia nie dawały, ona cały czas twierdziła, że nie jest o nią zazdrosna, ale jednocześnie w swoich wypowiedzich na jej temat traktowała ją jak największego wroga. Najlepsze jest to, że w tym samym czasie pisywała sobie ze swoim byłym facetem, którego dla mnie zostawiła. Choć jej tłumaczyłem, że ja w tym jej pisaniu nie widzę żadnego problemu, dopóki nie przekrocz się pewnych granic. Wychodziło na to, że ona sobie mogła pisać z byłym a ja już nie. Dlatego też ja nie widziałem powodu dla którego miałbym zaprzestać kontaktu ze starą znajomą.

145

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:

I jeszcze jedno:

Piotr74 napisał/a:

[/.../A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?

Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

Wiesz, w bardzo dosadny sposób opisałeś mi moją małżonkę :-( Nie będę ściemniał, że wcale mi takie myśli nie przychodzą do głowy. Że moja wyobraźnia nie działa. Ale uczciwie też powiem, że ze wszystkich sił staram się wyprzeć z mojej głowy obraz mojet żony oddającej się innemu facetowi. Nie chcę nawet myśleć, że ktoś inny dotyka ją w sposób zarezerwowany do tej pory tylko dla mnie. Moźe właśnie w tym tkwi mój problem, że ja nie chcę w to uwierzyć. Tak teraz doszedłem do wniosku, że ja zachowuję się po częsci tak jak moja żona, bo mimo, iż wiem, że pewnie jest tak jak to napisałeś, to ja tego za wszelką cenę nie chcę przyjąć do wiadomości, oddalam od siebie na siłę moment pogodzenia się z prawdą i utraty wizerunku mojej żony jako idealnej kobiety. Ona robi to samo w stosunku do tamtego faceta. Pomimo, że sama jeszcze całkiem niedawno nie uważała go za wartosciowego człowieka, pomimo, że wszyscy którzy go znają, nie wyrażają się o nim pochlebnie. Podsówają jej róźne dowody i argumenty na to, że to jest człowiek niegodny zaufania i uczucia jakim go obdarzyła. To ona tak jak ja, boi sie przyznać, że ci wszyscy ludzie mają rację i nadal tkwi w tym chorym i fałszywym wyobrażeniu o tym człowieku. :-(

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:

I jeszcze jedno:

Piotr74 napisał/a:

[/.../A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?

Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

Wiesz, w bardzo dosadny sposób opisałeś mi moją małżonkę :-( Nie będę ściemniał, że wcale mi takie myśli nie przychodzą do głowy. Że moja wyobraźnia nie działa. Ale uczciwie też powiem, że ze wszystkich sił staram się wyprzeć z mojej głowy obraz mojet żony oddającej się innemu facetowi. Nie chcę nawet myśleć, że ktoś inny dotyka ją w sposób zarezerwowany do tej pory tylko dla mnie. Moźe właśnie w tym tkwi mój problem, że ja nie chcę w to uwierzyć. Tak teraz doszedłem do wniosku, że ja zachowuję się po częsci tak jak moja żona, bo mimo, iż wiem, że pewnie jest tak jak to napisałeś, to ja tego za wszelką cenę nie chcę przyjąć do wiadomości, oddalam od siebie na siłę moment pogodzenia się z prawdą i utraty wizerunku mojej żony jako idealnej kobiety. Ona robi to samo w stosunku do tamtego faceta. Pomimo, że sama jeszcze całkiem niedawno nie uważała go za wartosciowego człowieka, pomimo, że wszyscy którzy go znają, nie wyrażają się o nim pochlebnie. Podsówają jej róźne dowody i argumenty na to, że to jest człowiek niegodny zaufania i uczucia jakim go obdarzyła. To ona tak jak ja, boi sie przyznać, że ci wszyscy ludzie mają rację i nadal tkwi w tym chorym i fałszywym wyobrażeniu o tym człowieku. :-(

Człowieku, skoro ona odeszła do innego i z nim mieszka i śpi, to co myślisz, że głaszczą się po główkach? Dopuść wreszcie do swojego toku myślenia rzeczywistość.

147

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Aniaa34 napisał/a:

A ja bym chciała, żeby ci wszyscy mężczyźni, którzy wypowiadali się w temacie Piotra wypowiadali się dokładnie tak samo w wątkach, gdzie piszą zdradzone kobiety.
I nie piszę tego złośliwie, a wręcz odwrotnie: bo wiele tamtych wątków przewala się po  kilkanaście stron, z których większość odpowiedzi można podsumować jednym zdaniem: przebacz i żyj ze zdradzaczem dalej. To kobiety tworzą wątki na sposoby jak wybaczyć, jak zaufać. Ale gdy facet napisze, że pomimo tego, że żona dorobiła mu rogi i chce walczyć o małżeństwo to wasze wypowiedzi zaczynają się od tego by leciał do adwokata. Dlaczego Piotr nie może wybaczyć, bo dzieci, bo dom, bo wspólne lata, bo pomimo tego kocha? Dlaczego nie może oprzeć swojego wybaczenia na tych samych powodach dla których kobiety wybaczają?

Dlaczego jak kobieta odchodzi od dzieci to jest wyzywana od najgorszych i twierdzi się, że jest pozbawiona instynktu macierzyńskiego? A co z instynktem tacierzyńskim? Ojcowie kochają mniej? Ich miłość jest mniej istotna? Czym społeczeństwo usprawiedliwia odejście ojca od dzieci do jakiejś 20-letniej lali? Dlaczego on nie jest napiętnowany? Przecież odejście od rodziny niezależnie czy to kobieta czy mężczyzna to trauma dla dziecka.
Panowie czy moglibyście równie dobitnie pisać tym kobietom, żeby otworzyły oczy, żeby walczyły o siebie?

Aniaa34 z całym szacunkiem dla Ciebie, ale nie wrzucaj wszystkich facetów do jednego worka.
Jak chcesz pogadać ( bez podtekstów) to proszę na priv.
Osobiście czuje się dotknięty Twoim postem.

148

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Po przejściach 48 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
EXTRA_terrestrial napisał/a:

I jeszcze jedno:

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?

Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

Wiesz, w bardzo dosadny sposób opisałeś mi moją małżonkę :-( Nie będę ściemniał, że wcale mi takie myśli nie przychodzą do głowy. Że moja wyobraźnia nie działa. Ale uczciwie też powiem, że ze wszystkich sił staram się wyprzeć z mojej głowy obraz mojet żony oddającej się innemu facetowi. Nie chcę nawet myśleć, że ktoś inny dotyka ją w sposób zarezerwowany do tej pory tylko dla mnie. Moźe właśnie w tym tkwi mój problem, że ja nie chcę w to uwierzyć. Tak teraz doszedłem do wniosku, że ja zachowuję się po częsci tak jak moja żona, bo mimo, iż wiem, że pewnie jest tak jak to napisałeś, to ja tego za wszelką cenę nie chcę przyjąć do wiadomości, oddalam od siebie na siłę moment pogodzenia się z prawdą i utraty wizerunku mojej żony jako idealnej kobiety. Ona robi to samo w stosunku do tamtego faceta. Pomimo, że sama jeszcze całkiem niedawno nie uważała go za wartosciowego człowieka, pomimo, że wszyscy którzy go znają, nie wyrażają się o nim pochlebnie. Podsówają jej róźne dowody i argumenty na to, że to jest człowiek niegodny zaufania i uczucia jakim go obdarzyła. To ona tak jak ja, boi sie przyznać, że ci wszyscy ludzie mają rację i nadal tkwi w tym chorym i fałszywym wyobrażeniu o tym człowieku. :-(

Człowieku, skoro ona odeszła do innego i z nim mieszka i śpi, to co myślisz, że głaszczą się po główkach? Dopuść wreszcie do swojego toku myślenia rzeczywistość.

Przecież ja doskonale o tym wiem, dzieckiem nie jestem. Napisałem tylko tyle, że nie dopuszczam do siebie myśli o tym. Staram się sobie tylko wyobrazić, że to co się dzieje to jest, jakiś zły sen z którego zaraz się obudzę.

149

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:

I jeszcze jedno:

Piotr74 napisał/a:

[/.../A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?
Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

EXTRA_terrestrial
Jesteś WIELKI http://emotikona.pl/emotikony/pic/0recourse.gif
Podpisuję się pod tym obiema rękami.

150 Ostatnio edytowany przez Lexpar (2015-02-05 08:42:06)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wiesz, w bardzo dosadny sposób opisałeś mi moją małżonkę :-( Nie będę ściemniał, że wcale mi takie myśli nie przychodzą do głowy. Że moja wyobraźnia nie działa. Ale uczciwie też powiem, że ze wszystkich sił staram się wyprzeć z mojej głowy obraz mojet żony oddającej się innemu facetowi. Nie chcę nawet myśleć, że ktoś inny dotyka ją w sposób zarezerwowany do tej pory tylko dla mnie. Moźe właśnie w tym tkwi mój problem, że ja nie chcę w to uwierzyć. Tak teraz doszedłem do wniosku, że ja zachowuję się po częsci tak jak moja żona, bo mimo, iż wiem, że pewnie jest tak jak to napisałeś, to ja tego za wszelką cenę nie chcę przyjąć do wiadomości, oddalam od siebie na siłę moment pogodzenia się z prawdą i utraty wizerunku mojej żony jako idealnej kobiety. Ona robi to samo w stosunku do tamtego faceta. Pomimo, że sama jeszcze całkiem niedawno nie uważała go za wartosciowego człowieka, pomimo, że wszyscy którzy go znają, nie wyrażają się o nim pochlebnie. Podsówają jej róźne dowody i argumenty na to, że to jest człowiek niegodny zaufania i uczucia jakim go obdarzyła. To ona tak jak ja, boi sie przyznać, że ci wszyscy ludzie mają rację i nadal tkwi w tym chorym i fałszywym wyobrażeniu o tym człowieku. :-(

Piotrze ale Twoja żona mu się już oddała i musisz to zrozumieć.
Chyba, że chcesz łykać plemniki kochanka.
Czy Ty myślisz, że ona mu loda nie robiła?
Twój cyrk i Twoje małpy.
Ja będac na Twoim miejscu nigdy do żony bym się nie zbliżył.

151

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Cześć Piotr
Widzę, że nie spisz po nocach sad Znam ten stan. Nie ma czego się wstydzić..

Tak jak pisałem, idź do lekarza. Dobierze odpowiednie leki, abyś mógł się chociaż trochę wysypiać i w miarę normalnie funkcjonować
Musisz teraz szczególnie dbać o siebie, o swoje zdrowie,
Masz wspaniałe dzieciaki - chłopaku masz dla kogo żyć!.
One chcą widzieć silnego ojca, który zapewni im bezpieczeństwo, a nie oglądać wrak człowieka!
Dużo magnezu i witamin z grupy B. Stres w jakim teraz jesteś, wysysa magnez jak odkurzacz...

Jak można, zrób sobie urlop z dziećmi i wyjedź gdzieś na tydzień,
Odpoczniesz chociaż trochę od tego burdelu psychicznego,
Masz przyjaciół ale takich sprawdzonych, na dobre i złe?
Nie wstydzić się i spotykaj się z nimi. Mów otwarcie, co się dzieje.
Bo oni i tak widzą, Tego się nie da ukryć....

Ja zawsze będę to powtarzać. Czy tego chcemy, czy nie -  jesteś na wojnie. Nie chciałeś jej, ale jesteś. Tutaj nie ma miejsca ani na miłość, ani na sentymentu.
Musisz by w swoim postępowaniu na tyle zderminnowany, pokazać swoją siłę, że samo to zmusi do kapitulacji. Jak już tak czytasz, przeczytaj *Sztukę wojny"

Cały czas myślisz o daniu jej szansy. Robisz błąd. Mylisz pojęcia. Na danie szansy trzeba zasłużyć. A od jej dania do wybaczenie droga baaardzo długa...
W tej chwili włącz logikę, a nie kieruj się uczuciem.

Patrz na to co widzisz, a nie na to, co chciałbyś wiedzieć!
Zafiksowałeś się na obrazie kogoś, kogo już nie ma!  I nie będzie.
Ona przekroczyła Rubikon, kości zostały rzucone... Poszła na całość...
Zastanów się, która kobieta chcąc mieć drogę do powrotu otwartą wynajmuje mieszkanie, w dodatku na siebie.
Równie dobrze przecież mogli się bzykac po hotelach.
No chyba, że jest gotowa do odejścia

Zabrzmi to dla Ciebie okrutnie, ale uwierz mi to w tej chwili dla Ciebie będzie najlepsze.
Dopuścć do siebie, że jej już W Twoim życiu nie ma... Jako żony i partnerki
Sorki facet, ale nie pieprz mi głupot, że ją znasz i wiesz co ona teraz myśli.
Masz naprzeciw siebie wroga, który gdyby mógł, wbił by Cię w podłogę!
Bo jesteś przeszkodą ba jej drodze do szczęść.

Jest wyłącznie na Ciebie wqrwiona, że odciąłeś ją od kasy. Bo do tego momentu byłeś wyłącznie jej bankomatem..
Skoro istnieje między wami wspólnota majątkowa, to ona płacąc za mieszkanie Was okrada. Wydaje na kochanka również Twoje pieniądze, pieniądze dzieci!
Masz prawo domagać się zwrotu połowy tej kwoty!

Pobudka Piotr, nie myśl tylko ostro działaj. Bo nie dość, że złodziej ukradł Tobie żonę, to jeszcze okrada Ciebie i Twoje dzieci...

I jeszcze jest coś, co zwróciło moją uwagę...  Pisałeś, że stała się zazdrosna o Twoją była,  O kontakt z nią...

Widzisz Piotr, to jest również przycisk, który w Twojej głowie powinien uruchomić alarm. One mają mentalność Kalego...
Nagle stają się cholernie zazdrosne, chociaż nie mają powodu.
Po prostu nagle zaczynają patrzeć i oceniać innych przez pryzmat tego co same robią..

Myślą, że skoro ja, to i on przecież może. I czują się zagrożone...
Ale kieruje nimi nie wyrzut sumienia, tylko wyłącznie strach, że gdy sprawa z kochankiem się rypnie, nie będzie gdzie wracać.
Bo jej miejsce u boku mężczyzny zajmie miejsce inna kobieta...
I jej byt jest zagrożony..

Nie mów, że wiesz od kiedy to trwa. Znasz wyłącznie czubek góry lodowej.  Dokładnie mówiąc, wiesz tylko tyle. Ile sam ustaliłeś
Tak to działa Piotrze ..

Miłego dnia życzę

152 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-05 12:08:50)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Na miejscu zony autora nie miałbym najmniejszego problemu z udowodnieniem również winy męża za obecny (w czasie rozprawy) stan rzeczy

Maniek
W zasadzie już jesteś jej adwokatem, mieszając swoimi wywodami  w głowie Piotra bez szczegółowego zaznajomienia się z tematem.
Na zasadzie wiem że dzwonią, ale nie wiem w którym kościele.
Póki co, robisz to za darmo
Zgłoś się do niej, to zarobisz chociaż pieniądze

Piszesz juz n-ty post po kolei pod moim adresem, mimo ze nie odpowiadalem. Szukasz wiec zaczepki. Masz jakis problem ze soba bo tylko tak mozna wytlumaczyc Twoja aktywnosc tutaj? Na szczescie mamy wolnosc slowa i wypowiedzi jeszcze wiec kazdy ma prawo wyrazic swoje zdanie. Stosowanie manipulacji, podpuszczanie i obrazanie, jak to starasz sie robic nic ci nie da. Pisanie np. czegos takiego: "Zgłoś się do niej, to zarobisz chociaż pieniądze" po prostu obnaza Twoje PROSTACTWO. Niestety ale przekraczasz juz granice kultury zachowania (pod ktorym to juz nickiem?).

Kazdy, ale to kazdy ma prawo wyrazac swoje zdanie tutaj, w pewnej formie a autor jak chce moze z tego wyciagac wnioski. Moim zdaniem, znalazlem prawdopodobna przyczyne zachowania zony i wbrew pozorom nie uwazam tego malzenstwa za idealne. Poniewaz, przede wszystkim w sytuacji tragedii nie ma praktycznie mozliwosci pocieszania sie kims innym, nie na tym etapie. Dla mnie jest oczywste ze wczesniej byly zaburzone tam wiezi i komunikacja. Skoro to widze to o tym pisze. Natomiast jak ktos widzi prosto to pisze prosto. I ma do tego prawo. Sytuacja zdrady i postepowania zony autora nie ulega zmianie w mojej ocenie. Ocena tego jest dla mnie jednoznacznie negatywna. Natomiast dla autora poza "zalatwieniem" obecnej sytuacji wazne jest przepracowanie jej, zwlaszcza ze zona to matka jego dzieci. Kazda nienawisc i odczucie zlosci bedzie sie odbijalo na psychice dzieci. Zrozumienie postepowania zony ma za zadanie zrozumienie danej sytuacji, byc moze kiedys w przyszlosci.

Niestety w wypowiedzi autora sa sprzecznosci, przede wszystkim:

"moja żona doskonale wiedziała i wie nadal, ze jest najważniejszą kobietą w moim życiu"

W takiej sytuacji pod zadnym ale to zadnym pozorem nie utrzymuje sie codziennego kontaktu z byla dziewczyna i nie umawia sie nia na randki. Mysle ze to jest proste jak drut i chyba nie wymaga dalszego wyjasniania.

Poza tym autorytarne stwierdzenie, ze "o komunikacji Piotr też pisał- rozumieli się doskonale" niczego nie wnosi poniewaz Nie, nie rozumieli sie skoro oboje szukali sobie "pocieszania" na boku zarowno w trakcie jak i po.

Natomiast po tym co napisal autor widze ze myli proste pojecia:

"bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). "

Tak dokladnie wysylanie wiadomosci na portalach jest czyms co sie nazywa "randkowaniem" (scisle randka to spotkanie rzeczywiste) natomiast wyjscie do kina nie jest seksem. O co Ci wiec chodzilo? Ze ktos krytykuje Twoje wczesniejsze randkowanie z byla, nawet jesli to byly 2 spotkania w ciagu dwoch lat to nadal bylo codziennie pisanie na fb.

Powiem tak. Jesli ktos cos robi co pokazuje brak szacunku do siebie, to oznacza nie mnie nie wiecej, ze ten szacunek stracil juz wczesniej. Najczesciej sie bierze to z braku okazywania szacunku ze strony drugiej osoby. Wystarczy z ta osoba cos "czula", "podejrzewala" i mogla sie tym karmic. Liczne wyjazdy autora na pewno tez nie byly bez znaczenia.Ten mechanizm pokazalem bo nic nie dzieje sie bez przyczyny. Rozumiem ze trudna jest kwestia zrozumiena ale odrzucenia swojej winy. To sie z reguly laczy a wcale tak nie trzeba.

Poniewaz jestescie jednak zlosliwi to powiem tak. Chcielibyscie zeby to wszystko bylo takie proste. To nalezalo by sie zwiazac z mezczyzna. Stworzyc zwiazek gejowski i wtedy wszystko byloby proste. Wszystko opieraloby sie na slowach. Niestety ale z kobietami tak prosto nie jest.

Osobiscie uwazam, tak jak wczesniej napisalem ze to czy autor bedzie z zona czy nie zalezy nie tylko od niego ale od postawy zony, ktora musialaby sie opamietac. Natomiast kwestia samego wybaczenia (kiedys) opiera sie rowniez na zrozumieniu drugiego czlowieka. Gdyby kiedykolwiek doszloby do szczerej rozmowy miedzy nimi, jestem pewien ze zona wypowiedzialaby mnostwo rzeczy (pretensji), ktorych nigdy wczesniej nie wypowiadala a ktore ukrywala w sobie, bo przeciez wszystko bylo takie idealne.

Nie jest moim zadaniem bronic zony autora, tym bardziej za jakies marne pieniadze. Jednak dla mnie oczywiste jest ze obraz 100% idealnego meza i 100% zlej zony nie jest prawdziwy. Podobnie bylo w slynnym watku Roberta. Tam tez byl "idealny" maz i "zla" zona. Takie obrazy nigdy nie sa prawdziwe.

Piotr74 napisal:

A z innej mańki, rozinięta została tu teoria, że kiedy miałeś tą no... przyjacielską relację z dawną miłościa i stale do niej chodziłeś, żona czuła się tym upokorzona jako kobieta. Może napisz jak na to reagowałą.
Po pierwsze nie chodziłem do niej tylko utrzymywaliśmy kontakt przez telefon, sms i facebooka, w ten ostatni sposób najczęściej. Natomiast widywać się prawie nie widywaliśmy, oprócz tej jednej kawy, było kilka zupełnie przypadkowych spotkań na mieście, czy w jakimś sklepie. Mimo, że nie ukrywałem moich kontaktów z ta kobietą przed żoną i tłumaczyłem jej, że nie musi sie czuć w jakikolwiek sposób przez nią zagrożona, to faktycznie chyba pierwszy raz tak się właśnie czuła. Stwierdzam to na podstawie jej wypowiedzi na temat tej mojej koleżanki, bo choć ona żadnej krzywdy mojej żonie nie zrobiła, to ta w swoich wypowiedziach na jej temat, bardzo ją obrażała używając do tego słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Nic nie dawały moje tłumaczenia, że nic się złego nie dzieje, że ma dostep do wszystkiego i może sobie sprawdzać wszystko co chce w telefonie, na moim koncie na facebooku, że nic mnie z tą kobietą nie łączy oprócz starej przyjaźni, że się z nią nie spotykam. Cały czas utwierdzałem moją żonę w tym, że to ona jest kobietą mojego życia, że tylko ją kocham. Nic te tłumaczenia nie dawały, ona cały czas twierdziła, że nie jest o nią zazdrosna, ale jednocześnie w swoich wypowiedzich na jej temat traktowała ją jak największego wroga. Najlepsze jest to, że w tym samym czasie pisywała sobie ze swoim byłym facetem, którego dla mnie zostawiła. Choć jej tłumaczyłem, że ja w tym jej pisaniu nie widzę żadnego problemu, dopóki nie przekrocz się pewnych granic. Wychodziło na to, że ona sobie mogła pisać z byłym a ja już nie. Dlatego też ja nie widziałem powodu dla którego miałbym zaprzestać kontaktu ze starą znajomą.



To co czytamy wyzej jest conajmniej szokujace. Juz po pierwszym takim sygnale powinienes zerwac na 100% kontakt z byla. Zona wiec to przezywala ale wszystko bylo przeciez z Twojej strony wspaniale, nie bylo tajemnic. Jednak swoim postepowaniem upokarzales ciagle zone stad opisany mechanizm utraty szacunku do samej siebie. Ona to gleboko przezywala a Ty to zlewales (mechanizm braku komunikacji miedzy wami). Swoim postepowaniem pokazales ze Twoje slowa i czyny to zupelnie co innego. W takiej sytuacji slowa traca znaczenie.

"Najlepsze jest to, że w tym samym czasie pisywała sobie ze swoim byłym facetem, którego dla mnie zostawiła. Choć jej tłumaczyłem, że ja w tym jej pisaniu nie widzę żadnego problemu, dopóki nie przekrocz się pewnych granic. Wychodziło na to, że ona sobie mogła pisać z byłym a ja już nie. Dlatego też ja nie widziałem powodu dla którego miałbym zaprzestać kontaktu ze starą znajomą."

Pytanie czy robila to pierwsza czy po tym jak Ty to robiles bo wtedy to jest rekacja na to co ktos drugi robi.

I co teraz? Powoli drazac temat zaczyna wylaniac sie zupelnie inny obraz malzenstwa, gdzie oboje utrzymuja kontakty ze swoimi bylymi, gdzie maz swoim postepowaniem upadla zone, gdzie oboje stosuja taktyke wet za wet, gdzie sa wyjazdy, itp. Gdzie nie ma komunikacji, gdzie mimo ostrych reakcji na cos jest zupelna ignorancja i olewanie drugiej strony (bo mnie przeciez jest dobrze).

Dla mnie wystarzy i nie zamierzam dalej brac udzialu w tym "dziwnym watku". Co pokazalem to pokazalem a wnioski wyciagnijcie sobie sami.

P.S.

"i nadal tkwi w tym chorym i fałszywym wyobrażeniu o tym człowieku. :-("

To wyobrazenie nalezy predzej czy pozniej zniszczyc ale potrzeba rowniez autorefleksji, ktorej wlasciwie nie ma.

153

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
After napisał/a:

Na miejscu zony autora nie miałbym najmniejszego problemu z udowodnieniem również winy męża za obecny (w czasie rozprawy) stan rzeczy

Maniek
W zasadzie już jesteś jej adwokatem, mieszając swoimi wywodami  w głowie Piotra bez szczegółowego zaznajomienia się z tematem.
Na zasadzie wiem że dzwonią, ale nie wiem w którym kościele.
Póki co, robisz to za darmo
Zgłoś się do niej, to zarobisz chociaż pieniądze

Piszesz juz n-ty post po kolei pod moim adresem, mimo ze nie odpowiadalem. Szukasz wiec zaczepki. Masz jakis problem ze soba bo tylko tak mozna wytlumaczyc Twoja aktywnosc tutaj? Na szczescie mamy wolnosc slowa i wypowiedzi jeszcze wiec kazdy ma prawo wyrazic swoje zdanie. Stosowanie manipulacji, podpuszczanie i obrazanie, jak to starasz sie robic nic ci nie da. Pisanie np. czegos takiego: "Zgłoś się do niej, to zarobisz chociaż pieniądze" po prostu obnaza Twoje PROSTACTWO. Niestety ale przekraczasz juz granice kultury zachowania (pod ktorym to juz nickiem?).

Kazdy, ale to kazdy ma prawo wyrazac swoje zdanie tutaj, w pewnej formie a autor jak chce moze z tego wyciagac wnioski. Moim zdaniem, znalazlem prawdopodobna przyczyne zachowania zony i wbrew pozorom nie uwazam tego malzenstwa za idealne. Poniewaz, przede wszystkim w sytuacji tragedii nie ma praktycznie mozliwosci pocieszania sie kims innym, nie na tym etapie. Dla mnie jest oczywste ze wczesniej byly zaburzone tam wiezi i komunikacja. Skoro to widze to o tym pisze. Natomiast jak ktos widzi prosto to pisze prosto. I ma do tego prawo. Sytuacja zdrady i postepowania zony autora nie ulega zmianie w mojej ocenie. Ocena tego jest dla mnie jednoznacznie negatywna. Natomiast dla autora poza "zalatwieniem" obecnej sytuacji wazne jest przepracowanie jej, zwlaszcza ze zona to matka jego dzieci. Kazda nienawisc i odczucie zlosci bedzie sie odbijalo na psychice dzieci. Zrozumienie postepowania zony ma za zadanie zrozumienie danej sytuacji, byc moze kiedys w przyszlosci.

Niestety w wypowiedzi autora sa sprzecznosci, przede wszystkim:

"moja żona doskonale wiedziała i wie nadal, ze jest najważniejszą kobietą w moim życiu"

W takiej sytuacji pod zadnym ale to zadnym pozorem nie utrzymuje sie codziennego kontaktu z byla dziewczyna i nie umawia regularnie z nia na randki. Mysle ze to jest proste jak drut i chyba nie wymaga dalszego wyjasniania.

Poza tym autorytarne stwierdzenie, ze "o komunikacji Piotr też pisał- rozumieli się doskonale" niczego nie wnosi poniewaz Nie, nie rozumieli sie skoro oboje szukali sobie "pocieszania" na boku zarowno w trakcie jak i po.

Posłuchaj, a najlepiej przeczytaj ze zrozumieniem opis moich relacji z dawną koleżanką. Nigdzie, ale to nigdzie nie pisałem, że regularnie umawiałem się z nią na randki, bo takowych nie było i nie ma. Z tą osobą byłem na jednej kawie i to też raczej ciężko nazwać randką. To byłe zwykłe spotkanie po latach dwojga ludzi, którzy znają się ćwierć wieku. Jestem wdzięczny za każdą wypowiedź, również Twoje. Ale chcąc zabierać głos, trzeba najpierw wiedzieć o czym się pisze. Polecam jeszcze raz przeczytać to co pisałem wcześniej. Pozdrawiam. Piotr

154

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze pierwsze sygnały zauważyłeś w październiku ze cos jest nie tak. Czy wcześniej naprawdę nie było żadnych sygnałów czy ich po prostu nie dostrzegałeś/nie chciałeś widzieć  ??

Dziwi mnie troche sytuacja ze po 2 mc romansu , kobieta ,żona burzy swój cały świat. Wyprowadza sie z domu , odsuwa sie od dzieci , otoczenia, ryzykuje utratę pracy .
Jak dla mnie ten romans musiał rozwijać sie dluuuugo przed tym jak sie o tym dowiedziałeś.

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ryba81 napisał/a:

Piotrze pierwsze sygnały zauważyłeś w październiku ze cos jest nie tak. Czy wcześniej naprawdę nie było żadnych sygnałów czy ich po prostu nie dostrzegałeś/nie chciałeś widzieć  ??

Dziwi mnie troche sytuacja ze po 2 mc romansu , kobieta ,żona burzy swój cały świat. Wyprowadza sie z domu , odsuwa sie od dzieci , otoczenia, ryzykuje utratę pracy .
Jak dla mnie ten romans musiał rozwijać sie dluuuugo przed tym jak sie o tym dowiedziałeś.

Dla mnie też jest niewytłumaczalne zachowanie małżonki po tak krótkim romansie. On musiał trwać od dawna a tutaj tylko się to skumulowało. Piotrze stań na własnych nogach i otrząśnij się z letargu i ślepą wiarą w swoją, już byłą (emocjonalnie) małżonką.

156

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witaj Maniek
Strasznie widzę nerwowo reagujesz . ..

Masz cokolwiek konstruktywnego do zaoferowania Piotrowi na ten moment? -
To daj konkretną  wskazówkę, radę ::Jak ma postępować i co ma zrobić aby stanął na nogach... Jak ma wyjść na prostą,....

Tak jak napisałem,. To nie moment na rozkminianie i analizy związku.
Na to przyjdzie czas. Bo aby to zrobić, trzeba mieć spokój w głowie...

Osobiscie uwazam, tak jak wczesniej napisalem ze to czy autor bedzie z zona czy nie zalezy nie tylko od niego................

W sytuacji zdrady decyzja należy wyłącznie do ofiary... Tutaj postawa żony nie ma najmniejszego znaczenia. Jej pozostaje tylko jedno... Cierpliwie czekać i walczyć o otrzymanie szansy. Bez żadnych gwarancji, że taką szansę otrzyma.

Pozdrawiam i życzę Tobie miłego dnia

157

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr,
Byłeś u lekarza i prawnika ?

158

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Lexpra wrzucam was wszystkich do jednego worka, bo żaden z was nie napisze tego samego kobiecie co piszecie Piotrowi. Żaden w was nie napisze "odejdź od męża". Jakby w kwestii zdrady istniały podwójne standardy. Piszecie Piotrowi, że zachowuje się nie po męsku, że słaby. Że dwa miesiące minęły, a on jeszcze rozwodu nie ma?! Toż to plama na honorze prawdziwego faceta!
A teraz widać, ze Piotr nie do końca ma aż tak szlachetny i nieskalany charakter. Że sam ma swoje za uszami. Że sam podważył zaufanie swojej zony do siebie. Widać zabolało ją to bardziej niż okazywała. A może kontakty z byłym były formą zemsty byś sam poczuł jak to jest?

Piotrze nie jesteś aż taki niewinny jak to próbujesz pokazać. I nie możesz z ręka na sercu powiedzieć: to wszystko wina mojej żony.
Zdrada to nie przyczyna kryzysu w małżeństwie, ale jego końcowym efektem, że coś złego się działo. Nie popieram zdrady i nie usprawiedliwiam jej. Ale życie nie jest czarno-białe.

159 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-05 12:32:13)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

"Owszem pisaliśmy ze sobą dość często, prawie codziennie,"

"Mimo, że nie ukrywałem moich kontaktów z ta kobietą przed żoną i tłumaczyłem jej, że nie musi sie czuć w jakikolwiek sposób przez nią zagrożona, to faktycznie chyba pierwszy raz tak się właśnie czuła. Stwierdzam to na podstawie jej wypowiedzi na temat tej mojej koleżanki, bo choć ona żadnej krzywdy mojej żonie nie zrobiła, to ta w swoich wypowiedziach na jej temat, bardzo ją obrażała używając do tego słów powszechnie uznawanych za niecenzuralne. Nic nie dawały moje tłumaczenia, że nic się złego nie dzieje, że ma dostep do wszystkiego i może sobie sprawdzać wszystko co chce w telefonie, na moim koncie na facebooku, że nic mnie z tą kobietą nie łączy oprócz starej przyjaźni, że się z nią nie spotykam. Cały czas utwierdzałem moją żonę w tym, że to ona jest kobietą mojego życia, że tylko ją kocham. Nic te tłumaczenia nie dawały, ona cały czas twierdziła, że nie jest o nią zazdrosna, ale jednocześnie w swoich wypowiedzich na jej temat traktowała ją jak największego wroga"

"To byłe zwykłe spotkanie po latach dwojga ludzi, którzy znają się ćwierć wieku"

Może napisz wątek pt. "Co czuje kobieta kiedy jej facet utrzymuje kontakt z byłą, mimo, że jednoznacznie zasygnalizowała mu, że sobie tego nie zyczy" to wtedy czegos sie dowiesz, bo z uczuciami swojej zony to raczej sie nie liczyles i wtedy ona stacila szacunek do samej siebie muszac ciagle godzic sie na cos na co sie nie godzila (nie umiala tego nazwac ale to przeciez czula i JEDNOZNACZNIE okazywala).

"Zdrada to nie przyczyna kryzysu w małżeństwie, ale jego końcowym efektem, że coś złego się działo"

Dokładnie. Dla mnie oczywiste jest to, ze mimo ogromnej traumy, ktora przezywa autor, 100% winy zony za zdrade, to autor w glownej mierze przyczynil sie do powstania kryzysu w ich malzentwie przez swoje postepowanie i "zniszczenie" słów przysięgi "miłość, wierność", ktore po prostu podeptał. Żona też, bo powinna postawić ultimatum na jego kontakty z byłą (koleżanka - jak to niewinnie brzmi wink ) ale nie potrafiła, mimo że okazywała złość (przeżywając ból, może nawet rozpacz przez postepowanie swojego męza) o czym autor wiedział ale miał to gdzieś. Żeby to zobaczyc "wystarczy" wczuć się w sytuacje jego żony, okazać empatie, co nie oznacza usprawiedliwiać. Oczywiscie, autor nie "zdradził" zony przez uprawianie seksu z inna, ale "zdradził w inny sposob. To przeciez jest oczywiste dla kazdego psychologa i wiekszosci kobiet.

160 Ostatnio edytowany przez After (2015-02-05 12:47:33)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Maniek, jeszcze trochę, a staniesz się moim ulubieńcem....
Ponoć czytania tekstu ze zrozumieniem uczą już w szkole podstawowej...
Gwoli Twojej informacji - kryzys w związku bardzo rzadko jest przyczyną zdrady
Związek scala szacunek i zaufanie. To jest jego zawór bezpieczeństwa
A Twojej teorii, że spotkanie ze znajomą kobietą po latach na kawie to przyczyna zdrady będzie głośno...

Witaj Aniu,
Zamiast odpowiedzi, coś Tobie zacytuję :
Mężczyzna nigdy nie zrozumie kobiety, a kobieta nigdy nie zrozumie mężczyzny i to jest właśnie ta rzecz, której kobiety i mężczyźni nigdy nie zrozumieją..
Dlatego lepiej doradzi zdradzona kobieta zdradzonej kobiecie,
A zdradzonemu mężczyźnie ten, który był w podobnej sytuacji
Z prostego powodu - nawzajem lepiej się rozumieją...

Pozdrawiam

161

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ryba81 napisał/a:

Piotrze pierwsze sygnały zauważyłeś w październiku ze cos jest nie tak. Czy wcześniej naprawdę nie było żadnych sygnałów czy ich po prostu nie dostrzegałeś/nie chciałeś widzieć  ??

Dziwi mnie troche sytuacja ze po 2 mc romansu , kobieta ,żona burzy swój cały świat. Wyprowadza sie z domu , odsuwa sie od dzieci , otoczenia, ryzykuje utratę pracy .
Jak dla mnie ten romans musiał rozwijać sie dluuuugo przed tym jak sie o tym dowiedziałeś.

Na 100% jestem pewny, że nie trawa to dłużej niż od października. Wcześniej naprawdę było wszystko ok. Ja znam bardzo dobrze moją żonę, potrafię wyczuć kiedy kłamie i jest nieszczera. Zdradzają ją wtedy różne gesty, nie patrzy mi w oczy jak do mnie mówi, nie udziela od razu odpowiedzi tylko po chwili namysłu albo nie odpowiada wcale i takie tam jeszcze inne rzeczy ją zdradzają. A co do samego romansu, to były jak to ktoś wcześniej napisał te subtelne sygnały typu brak czułości z jej strony, brak zainteresowania moją osobą, rzadsze rozmowy telefoniczne, brak naszych zwykłych żartów. Do tego doszło kilka innych materialnych wskazówek np. samochód tego gościa stojący pod sklepem kiedy ją tam zawoziłem do pracy, widok jej i jego stojących blisko siebie za ladą i niespodziewających się mojego wejścia do sklepu, a ostatecznie potwierdziłem swe przypuszczenia widząc jak ona wieczorem po pracy wsiada do jego samochodu i razem odjeżdżają z spod sklepu, pojechałem za nimi, ale po jakimś czasie zauważyli, że jadę za nimi i normalnie zaczęli uciekać przede mną.  Teraz jak sobie to przypomnę to wyglądało to jak w jakimś amerykańskim filmie sensacyjnym, nocna pogoń za dwójką przestępców ciemnymi miejskimi ulicami. Potem doszły kolejne dowody w postaci filmiku z monitoringu sklepowego i miałem pełną jasność sytuacji. Moja żona na początku się wszystkiego wypierała, jak prosiłem ją, żeby mi wyjaśniła co się dzieje to odwracała i spuszczała głowę nic nie mówiąc. Dopiero jak odkrywałem kolejne karty i przedstawiałem niezbite dowody, to wtedy zaczynała ze mną rozmawiać. Były jej łzy, zapewnienia, że ona się pogubiła, że postara się wszystko naprawić, że musi sobie poukładać to w głowie i takie tam inne bzdury, które okazały się jednym wielkim kłamstwem.

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, przestań używać stwierdzenia, że Ty bardzo dobrze znasz swoją żonę, gdyż jak się okazało, to wcale jej nie znasz a widzisz tylko co chcesz zobaczyć. To nie mogło trwać krótko, tylko Ty byłeś ślepy, lub zaślepiony i wpatrzony w siebie i w to, aby Tobie było dobrze i wygodnie, nie zwracając uwagi na zachowanie żony. Ona na pewno w jakiś sposób dawała sygnały, lecz ich nie chciałeś widzieć. Tobie było fajnie, miałeś dwie kobiety i byłeś w siódmym niebie. Uderz się w piersi i przyznaj że sam po części ją do tego doprowadziłeś, co nie usprawiedliwia jej zdrady.

163

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Czemu tak uważasz? Ja niestety obawiam się że autor ją rzeczywiście kocha. I to bardziej niż swoje dobre mniemanie o sobie.  Tzn. kocha jej nieprawdziwy obraz (bo była kim innym niż sądził).

Lęk przed utratą tego co było miałby być wystarczający dla wytworzenia iluzji uczucia? Skoro rzeczywistość jest taka że ktoś przekreślił to co było? Nie "czuję tego" ewentualnie rozwiń.

Podsumowując, uważam, że kocha. Wciąż ją -żonę a raczej to kim sądził że ona jest. I zresztą dlatego serwowałem ten bezlitosny tekst. Być może w najbliższych dniach będzie podejmował decyzję co dalej. Lepiej żeby podejmował takie decyzję świadom wszystkich emocji, które wchodzą lub wejdą tu w grę. Nie można BAĆ się do nich podejść. Zdrada wydaje mi się czymś okropnym IMHO.

ET,
Fakt, nie czujesz tongue. Chociaż jesteś bardzo blisko. Bo Piotr faktycznie kocha wyobrażenie swojej żony, podkręcone dodatkowo strachem przed NOWYM i w konsekwencji paniczną próbą obrony STAREGO obrazu żony. Ale lęk nie wytworzyłby iluzji uczucia - rozbawiło mnie to niemiłosiernie big_smile.
W pewnym sensie Piotr uskutecznia teraz samoobronę. Walczy o utrzymanie iluzji ICH miłości. Ucieka od trudnych emocji kosztem prawdy o sobie samym, żonie i całym "związku". Nie chce dopuścić do siebie myśli, że to wszystko nie jest warte nawet funta kłaków. Inaczej zobaczyłby, że to jakiś wypaczony obraz miłości i tego, jak powinna go traktować kochająca kobieta.
Cóż zawiedzenie się na kimś, kto miał nam dawać ciągłe szczęście, miłość i wsparcie to ogromny cios i trzeba sporej dawki trzeźwego osądu i...doświadczenia żeby poprzez rozpacz i strach zobaczyć rzeczy takimi, jakie są. To trzymanie się wyidealizowanego wizerunku żony i małżeństwa jest trochę jak taki "wentyl bezpieczeństwa", aby nie oszaleć, gdy zbyt dużo prawdy o partnerze, o związku i w konsekwencji o "miłości" trzeba przyjąć niespodziewanie na raz.
Myślę, że w przypadku Piotra głównie to, że żona, która go porzuciła nie kochała go ani przez moment. Przecież miłość nie jest obwarowana listą oczekiwań i warunków oraz nie zakłada, że po okresie przydatności, bez podania przyczyny, bez okresu wypowiedzenia zamyka się ten rozdział. Miłość albo jest, albo jej nie ma - nie znika jak kamfora. To trudna do przyjęcia prawda o ICH miłości.
Jest chociaż trochę jaśniej?

Piotr,
Sorki, źe pisze powyżej o Tobie w 3ciej osobie.
Współczuję sytuacji. Wiele osób na tym forum przechodziło dokładnie przez to co Ty. Czytaj uważnie wypowiedzi nawet jeśli bolą, bo dotykają najwrażliwszych strun. Ostatecznie i tak od Ciebie zależy, co dla siebie weźmiesz z tej "nauki", którą tutaj dostajesz i Ty decydujesz, co dalej z tym zrobisz. Każdy ma prawo dochodzić do swoich wniosków w swoim czasie i w wyniku swoich własnych (i nie tylko) doświadczeń, które ma prawo SAM sobie wybrać.

164

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Aniaa34 napisał/a:

Lexpra wrzucam was wszystkich do jednego worka, bo żaden z was nie napisze tego samego kobiecie co piszecie Piotrowi. Żaden w was nie napisze "odejdź od męża". Jakby w kwestii zdrady istniały podwójne standardy. Piszecie Piotrowi, że zachowuje się nie po męsku, że słaby. Że dwa miesiące minęły, a on jeszcze rozwodu nie ma?! Toż to plama na honorze prawdziwego faceta!
A teraz widać, ze Piotr nie do końca ma aż tak szlachetny i nieskalany charakter. Że sam ma swoje za uszami. Że sam podważył zaufanie swojej zony do siebie. Widać zabolało ją to bardziej niż okazywała. A może kontakty z byłym były formą zemsty byś sam poczuł jak to jest?

Piotrze nie jesteś aż taki niewinny jak to próbujesz pokazać. I nie możesz z ręka na sercu powiedzieć: to wszystko wina mojej żony.
Zdrada to nie przyczyna kryzysu w małżeństwie, ale jego końcowym efektem, że coś złego się działo. Nie popieram zdrady i nie usprawiedliwiam jej. Ale życie nie jest czarno-białe.

Aniu, nie chcę się tłumaczyć, bo nie mam z czego. Nie rozumiem, o jakim podważaniu zaufania mojej żony do mnie Ty mówisz. Słuchaj ja nigdy, ale to nigdy jej nie okłamałem. O spotkaniu mojej byłej i wymienieniu się z nią nr tel. powiedziałem mojej żonie tego samego dnia. O moim wyjściu na kawę też wiedziała, często z nią pisałem, kiedy żona siedziała obok mnie i sama mogła czytać o czym piszemy. Czy Ty nigdy nie słyszałaś o normalnych damsko - męskich stosunkach? Akurat w moim wypadku na stopie czysto koleżeńskiej. A gdyby się zdarzyło, że oprócz stopy koleżeńskiej łączyła by nas również praca, to co, miałbym zmieniać moją pracę bo to moja była. No wybacz. Ja właśnie po to o wszystkim mówiłem mojej żonie, żeby ani przez moment nie czuła się zagrożona i oszukiwana. Zawsze wyznawałem zasadę, że każde z nas ma wolną rękę w dobieraniu sobie znajomych czy przyjaciół, ja nie robiłem wyrzutów mojej żonie za korespondencję z jej byłym, bo miałem do niej pełne zaufanie i tego samego oczekiwałem od niej. Bo tak naprawdę na czym jak nie na pełnym zaufaniu do drugiej osoby można zbudować udany związek dwojga ludzi?

165

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wiesz nie wiem dlaczego z uporem maniaka, cały czas piszesz o jakimś moim randkowaniu. Ja nic takiego nie pisałem. Czy dla ciebie jedno wyjście na kawę z osobą, którą zna się 25 lat w okresie 2 lat to jest randkowanie, czy pisanie do siebie zwykłych grzecznościowych wiadomości typu: co słychać, jak minął dzień to coś złego. Dla mnie nic złego w tym nie było i dlatego nie ukrywałem tego przed żoną, nie uważam też, że coś takiego mogło u niej spowodować utratę szacunku do samej siebie. Jeżeli ona ten szacunek straciła, to teraz, po tym co zrobiła i z tego wcale bym się nie zdziwił. Powiem więcej wydaje mi się, że tak właśnie jest, że zaczyna dostrzegać co zrobiła, bo chodzi struta, nerwowa i ogólnie nie sprawia wrażenia osoby szczęśliwie zakochanej. To samo dotyczy mojego niby randkowania po jej odejściu na portalach randkowych pisałem, że nie szukam tam miłości i żadnych przygód, fakt może musiałem trochę podbudować moje ego i dlatego wpadł mi do głowy pomysł założenia tam sobie konta. Ale absolutnie nie można tego nazwać randkowaniem, bo jeżeli według ciebie wysłanie kilku wiadomości w ciągu dnia jest randkowaniem, to pewnie wspólne wyjście do kina byłoby już sexem ;-). W każdym razie teraz odpuściłem sobie już to pisanie bo nie mam do tego głowy ani ochoty. A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

A nie bałbyś się, że ciebie czymś zarazi po takich ekscesach?;)
Łatwo jej odpuszczasz winy. "Jeżeli" zaczęło do niej coś docierać teraz, to tylko przez to że nie czuje się bezpieczna z tamtym facetem, a ty swoim zachowaniem, "obojętnością"  wink zdezorientowałeś ją. U ciebie było jej łatwo, nie musiała się o ciebie starać, niczego nie wymagałeś od niej, a teraz ty "postawiłeś" jej się. Ona była pewna że po swoim odejściu chodzisz załamany, a tu taki "zonk" jej zrobiłeś- spakowane rzeczy, zmienione zamki, chyba nie poznaje ona już ciebie, zaintrygowałeś ją. Chcesz ją odzyskać, to stawiaj swoje warunki i bądź konsekwentny, niech ona stara się o ciebie, niech naprawia zło, które wyrządziła tobie i dzieciom. A póki co zadbaj o swoje sprawy od strony prawnej. Swoją konsekwentną postawą wzbudzisz w niej szacunek, a i pewnie złość, bo utraciła kontrolę nad tobą, nie będzie miała dostępu do kasy, a wręcz sama poniesie koszty  swojej decyzji jeśli wystąpisz o alimenty na dzieci .

Iwono, mądrze prawisz.

166 Ostatnio edytowany przez ryba81 (2015-02-05 13:43:36)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
ryba81 napisał/a:

Piotrze pierwsze sygnały zauważyłeś w październiku ze cos jest nie tak. Czy wcześniej naprawdę nie było żadnych sygnałów czy ich po prostu nie dostrzegałeś/nie chciałeś widzieć  ??

Dziwi mnie troche sytuacja ze po 2 mc romansu , kobieta ,żona burzy swój cały świat. Wyprowadza sie z domu , odsuwa sie od dzieci , otoczenia, ryzykuje utratę pracy .
Jak dla mnie ten romans musiał rozwijać sie dluuuugo przed tym jak sie o tym dowiedziałeś.

Na 100% jestem pewny, że nie trawa to dłużej niż od października. Wcześniej naprawdę było wszystko ok. Ja znam bardzo dobrze moją żonę, potrafię wyczuć kiedy kłamie i jest nieszczera. Zdradzają ją wtedy różne gesty, nie patrzy mi w oczy jak do mnie mówi, nie udziela od razu odpowiedzi tylko po chwili namysłu albo nie odpowiada wcale i takie tam jeszcze inne rzeczy ją zdradzają. A co do samego romansu, to były jak to ktoś wcześniej napisał te subtelne sygnały typu brak czułości z jej strony, brak zainteresowania moją osobą, rzadsze rozmowy telefoniczne, brak naszych zwykłych żartów. Do tego doszło kilka innych materialnych wskazówek np. samochód tego gościa stojący pod sklepem kiedy ją tam zawoziłem do pracy, widok jej i jego stojących blisko siebie za ladą i niespodziewających się mojego wejścia do sklepu, a ostatecznie potwierdziłem swe przypuszczenia widząc jak ona wieczorem po pracy wsiada do jego samochodu i razem odjeżdżają z spod sklepu, pojechałem za nimi, ale po jakimś czasie zauważyli, że jadę za nimi i normalnie zaczęli uciekać przede mną.  Teraz jak sobie to przypomnę to wyglądało to jak w jakimś amerykańskim filmie sensacyjnym, nocna pogoń za dwójką przestępców ciemnymi miejskimi ulicami. Potem doszły kolejne dowody w postaci filmiku z monitoringu sklepowego i miałem pełną jasność sytuacji. Moja żona na początku się wszystkiego wypierała, jak prosiłem ją, żeby mi wyjaśniła co się dzieje to odwracała i spuszczała głowę nic nie mówiąc. Dopiero jak odkrywałem kolejne karty i przedstawiałem niezbite dowody, to wtedy zaczynała ze mną rozmawiać. Były jej łzy, zapewnienia, że ona się pogubiła, że postara się wszystko naprawić, że musi sobie poukładać to w głowie i takie tam inne bzdury, które okazały się jednym wielkim kłamstwem.

Piotrze powiem Ci niestety z własnego doświadczenia( zdrada męża - romans).
To co teraz wydaje Ci sie pewnie na 100% - czyli romans od października to jest tylko wierzchołek góry. Wcześniejsze sygnały były zakryte obowiązkami domowymi, bieżącymi sprawami, może delegacjami, złym samopoczuciem.Z pozoru była normalność ale nie była.

Zwróć uwagę ze pisałeś z koleżanka od 2013r żonie to  niby nie przeszkadzało ale jednak głośno obrażała ją. Nie wiem jak długo utrzymywałeś czy dalej utrzymujesz kontakt z ta koleżanka ale podczas Twojego pisania żona również mogła robić to samo  z tym ze w ukryciu przed Toba . Sama w sobie winy nie widziała bo ty robiłeś to samo. Teraz nie widzisz tych sygnałów -  ja sygnały ( mniej widoczne - których nie chciałam widzieć ) zobaczyłam dopiero kilka miesięcy po wyjściu zdrady na jaw. Bolało.

Nie sugeruje ze Ty czy kolezanka jestescie winny , to jest tylko możliwy scenariusz w ktorym mogłes nie zauwazyc pewnych rzeczy ktore zobaczysz po czasie .

To co bedzie , nikt nie jest w stanie przewidziec ........
To co było ( jakie było wasze małżeństwo ) , niestety wyjdzie w najblizszym czasie .........

167

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze74 podczytuje Twój wątek w ukryciu, nie wypowiadam się, gdyż niezłą już tutaj Ci burze mózgu urządzono...ja jedyne co dodam od siebie to to abyś nie robił nic czego nie czujesz, nie zmuszaj się do niczego, daj sobie czas na ogarnięcie całej tej sytuacji i nie śpiesz się z podejmowaniem radykalnych decyzji...

168

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:

I jeszcze jedno:

Piotr74 napisał/a:

[/.../A tym bardziej, że tak naprawdę, jak pisałem ciągle kocham moją żonę i powiem wam szczerze, że jeżeli przyszła by skruszona, świadoma tego co zrobiła i pełna żalu za to, gotowa do podjęcia walki o odbudowę naszego małżeństwa, to pewnie starałbym się jej wybaczyć i podjąć z nią wspólnie tą walkę. Co z tego by wyszło, czas by pokazał, jeżeli wykazałaby się odrobiną mądrości życiowej, to drugi raz by do takiej sytuacji nie dopuściła i może bylibyśmy jeszcze razem szczęśliwi. Czas pokaże jak będzie, na tą chwilę nie jestem jeszcze na to gotowy aby skreślić ją i wyrzucić z mojego życia całkowicie.

Jak już pisałęm, jestem raczej zwolennikiem kasowania związku po zdradzie (są sytuacje utraty poczytalności - np.: w chorobach mózgu ale to zupełnie nie ten problem).

Napiszę dlaczego:

Dlatego, że zdrada oznacza, że związek nie był dla danej osoby ważny, dlatego, że zdrada jest krzywdą, której nie da się zapomnieć. Zrób sobie taką symulację - twoja żona uprawia seks na pieska z obcym facetem i krzyczy aby rżnął ją mocniej i mocniej, albo z apetytem liże mu penisa...Nie bój się, wyobraź to sobie :-)
Twoja żona dopuszczała aby ktoś inny podobał się bardziej niż ty i czerpała z tego satysfakcję. Ok. Ma prawo, ale na jakiej podstawie przyjąć że nagle zacząłeś się jej znów podobać jeśli wróci? :-)
Jeśli decydujemy się zdradzić to znaczy że krzywdzimy partnera. Jeśli żona zdecydowała się ciebie skrzywdzić oznacza to, że jesteś dla niej niewiele wart.
Kolejna sprawa, świadczy o tym że jest zdolna do oszustwa w najważniejszej "wspólnej" sprawie jaką jest związek. Skoro raz była, czemu zakładać, że nie będzie drugi raz? Są na tym świecie faceci lepiej rokujący niż to indywiduum, które opisujesz.
Kolejna sprawa, warto mieć szacunek do siebie i wymagania wobec partnera. Przyjmowanie skruszonej żony po orgiach z kochankiem mocno by mi się z tym szacunkiem kłóciło.
Sama osoba kochanka świadczy też o jej głupocie, po co brać sobie na głowę na resztę życia użeranie się z kimś, kto nie ma parametrów intelektualnych/osobowościowych aby docenić to kim jesteś i zamiast tego podąża za psim instynktem? Po co się męczyć do końca życia?
I jak chciałbyś ocenić, czy jej żal jest prawdziwy a nie bierze się z lęku przed utratą kasy i bezpieczeństwa? Po czymś takim? W oparciu o jakie fakty chciałbyś jej zaufać? Co musiałaby zrobić? A jeśli była z tobą od początku "bez miłości" ale nie widziaęś tego - bo podejrzanie wielu rzeczy nie widziałeś?
Zdrada oznacza przeciaż zakłamanie - innymi słowy dana osoba jest w stanie zakłamywać sobie obraz rzeczywistości mówiąc aż do końca że wszystko jest w porządku. To bardzo trudny do zmiany mechanizm. Jak zaufać komuś tak zakłamanemu?

Uważam, że jest bezpieczna granica kompromisów z sobą samym. Jeśli jesteś dla siebie samego mało ważny - tak mało, że na to się zgodzisz, jeśli uważasz że twoja miłość do żony jest ważniejsza od Ciebie, to nie licz że będziesz przez nią traktowany jako ktoś ważny i znaczący. Będzieśz miśkiem, któremu można podeptać twarz i jeszcze będzie się uśmiechał. Ale to moje zdanie - i opis tego jak ja bym się czuł.

No nic dodać, nic ująć.
Wielki szacun http://emotikona.pl/emotikony/pic/0recourse.gif dla Ciebie.
Jesteś mądrym i poukładanym facetem?

169

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Aniaa34 napisał/a:

Lexpra wrzucam was wszystkich do jednego worka, bo żaden z was nie napisze tego samego kobiecie co piszecie Piotrowi. Żaden w was nie napisze "odejdź od męża". Jakby w kwestii zdrady istniały podwójne standardy. Piszecie Piotrowi, że zachowuje się nie po męsku, że słaby. Że dwa miesiące minęły, a on jeszcze rozwodu nie ma?! Toż to plama na honorze prawdziwego faceta!
A teraz widać, ze Piotr nie do końca ma aż tak szlachetny i nieskalany charakter. Że sam ma swoje za uszami. Że sam podważył zaufanie swojej zony do siebie. Widać zabolało ją to bardziej niż okazywała. A może kontakty z byłym były formą zemsty byś sam poczuł jak to jest?

Piotrze nie jesteś aż taki niewinny jak to próbujesz pokazać. I nie możesz z ręka na sercu powiedzieć: to wszystko wina mojej żony.
Zdrada to nie przyczyna kryzysu w małżeństwie, ale jego końcowym efektem, że coś złego się działo. Nie popieram zdrady i nie usprawiedliwiam jej. Ale życie nie jest czarno-białe.

Aniaa34 przykro mi, że tak uważasz.
Może nie czytałaś moich wszystkich postów, ale ja wielokrotnie pisałem kobietom udzielającym się na tym forum aby wystawiły walizki za drzwi swojemu partnerowi lub kopnęły go w doopę.

Ty jednak wszyskich facetów wrzucasz do jednego wora.

170

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, przestań używać stwierdzenia, że Ty bardzo dobrze znasz swoją żonę, gdyż jak się okazało, to wcale jej nie znasz a widzisz tylko co chcesz zobaczyć. To nie mogło trwać krótko, tylko Ty byłeś ślepy, lub zaślepiony i wpatrzony w siebie i w to, aby Tobie było dobrze i wygodnie, nie zwracając uwagi na zachowanie żony. Ona na pewno w jakiś sposób dawała sygnały, lecz ich nie chciałeś widzieć. Tobie było fajnie, miałeś dwie kobiety i byłeś w siódmym niebie. Uderz się w piersi i przyznaj że sam po części ją do tego doprowadziłeś, co nie usprawiedliwia jej zdrady.

A kiedy on miał dwie kobiety http://emotikona.pl/emotikony/pic/zdziwko.gif.

171

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, przestań używać stwierdzenia, że Ty bardzo dobrze znasz swoją żonę, gdyż jak się okazało, to wcale jej nie znasz a widzisz tylko co chcesz zobaczyć. To nie mogło trwać krótko, tylko Ty byłeś ślepy, lub zaślepiony i wpatrzony w siebie i w to, aby Tobie było dobrze i wygodnie, nie zwracając uwagi na zachowanie żony. Ona na pewno w jakiś sposób dawała sygnały, lecz ich nie chciałeś widzieć. Tobie było fajnie, miałeś dwie kobiety i byłeś w siódmym niebie. Uderz się w piersi i przyznaj że sam po części ją do tego doprowadziłeś, co nie usprawiedliwia jej zdrady.

Nie no sorry, oczywiście, żyję z kimś pod jednym dachem 14 lat, nie jedno razem przeszliśmy, zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, wyznawaliśmy te same wartości i ja jej nie znam. Owszem nie znam jej w chwili obecnej, nie rozumiem jej postępowania, bo to nie jest ta sama kobieta. Ja wiem na pewno, że ten romans zaczął się w październiku lub z końcem września. A wy jak chcecie wierzyć to wierzcie a jak nie to nie. Sam nie rozumiem tego jak ona się mogła zmienić w tak krótkim czasie

172

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, przestań używać stwierdzenia, że Ty bardzo dobrze znasz swoją żonę, gdyż jak się okazało, to wcale jej nie znasz a widzisz tylko co chcesz zobaczyć. To nie mogło trwać krótko, tylko Ty byłeś ślepy, lub zaślepiony i wpatrzony w siebie i w to, aby Tobie było dobrze i wygodnie, nie zwracając uwagi na zachowanie żony. Ona na pewno w jakiś sposób dawała sygnały, lecz ich nie chciałeś widzieć. Tobie było fajnie, miałeś dwie kobiety i byłeś w siódmym niebie. Uderz się w piersi i przyznaj że sam po części ją do tego doprowadziłeś, co nie usprawiedliwia jej zdrady.

Jedziesz po bandzie.
To Ty uderz się w pierś, bo za chwilę okaże się, że żona Piotra jest cacy a on jest beee.
Bo to on wsadził ją w łapy kochanka.
Nie, to jest chore.
Jak ak moźna mysleć, nie kumam.

173 Ostatnio edytowany przez Po przejściach 48 (2015-02-05 13:57:54)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, przestań używać stwierdzenia, że Ty bardzo dobrze znasz swoją żonę, gdyż jak się okazało, to wcale jej nie znasz a widzisz tylko co chcesz zobaczyć. To nie mogło trwać krótko, tylko Ty byłeś ślepy, lub zaślepiony i wpatrzony w siebie i w to, aby Tobie było dobrze i wygodnie, nie zwracając uwagi na zachowanie żony. Ona na pewno w jakiś sposób dawała sygnały, lecz ich nie chciałeś widzieć. Tobie było fajnie, miałeś dwie kobiety i byłeś w siódmym niebie. Uderz się w piersi i przyznaj że sam po części ją do tego doprowadziłeś, co nie usprawiedliwia jej zdrady.

Nie no sorry, oczywiście, żyję z kimś pod jednym dachem 14 lat, nie jedno razem przeszliśmy, zawsze byliśmy ze sobą szczerzy, wyznawaliśmy te same wartości i ja jej nie znam. Owszem nie znam jej w chwili obecnej, nie rozumiem jej postępowania, bo to nie jest ta sama kobieta. Ja wiem na pewno, że ten romans zaczął się w październiku lub z końcem września. A wy jak chcecie wierzyć to wierzcie a jak nie to nie. Sam nie rozumiem tego jak ona się mogła zmienić w tak krótkim czasie

A nie zastanawiałeś się nad tym że ona mogła się zmienić w tak krótkim czasie mając dość Twojej konwersacji (kontaktów) ze swoją byłą i doszła do wniosku że masz ją w głębokim poszanowaniu. Uznała że skoro Ty możesz, to ona też, tylko że w jej przypadku zaszło to za daleko.

174

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Lexpar napisał/a:
Po przejściach 48 napisał/a:

Piotrze, przestań używać stwierdzenia, że Ty bardzo dobrze znasz swoją żonę, gdyż jak się okazało, to wcale jej nie znasz a widzisz tylko co chcesz zobaczyć. To nie mogło trwać krótko, tylko Ty byłeś ślepy, lub zaślepiony i wpatrzony w siebie i w to, aby Tobie było dobrze i wygodnie, nie zwracając uwagi na zachowanie żony. Ona na pewno w jakiś sposób dawała sygnały, lecz ich nie chciałeś widzieć. Tobie było fajnie, miałeś dwie kobiety i byłeś w siódmym niebie. Uderz się w piersi i przyznaj że sam po części ją do tego doprowadziłeś, co nie usprawiedliwia jej zdrady.

A kiedy on miał dwie kobiety http://emotikona.pl/emotikony/pic/zdziwko.gif.

Trochę mnie dziwi że z racji swojego wieku nie znasz podstawowych cech zdrady. Otoz dla mezczyzny zdradą bardziej bolesna jest fizyczna zdrada kobiety niz jej uczuciowe zaangazowanie (patrz "Tristan i Izolda) natomiast dla kobiety, odwrotnie, bardziej bolesna jest zdrada uczuciowa. Jest nia wlasnie utrzymywanie stalego codziennego kontaktu z byla dziewczyna, przeciez autor sam pisze ze byly wyzwiska pod jej adresem ze strony zony a jednoczesnie pisze ze "bylo wspaniale" bo zona siedziala obok i czytala jego posty wink Tylko ze zona tej sytuacji nie akceptowala, co trwalo przynajmniej ponad rok zanim z jej strony doszlo do zdrady. Rok to dlugo jesli sie zyje w ciaglym napieciu i koniecznosci "tolernacji dla internetowej sympatii". Dla kobiety to co robil maz to zdrada uczuciowa (poswiecal czas innej kobiecie) i to caly czas sygnalizowala (i to jeszcze przy niej co jest dodatkowym ciosem). Zabraklo tu przede wszystkim szacunku do zony niestety. To ja zniszczylo. Slusznie czy nie fakt pozostaje faktem. Jesli sie tego nie rozumie to rzeczywiscie trzeba byc zupelnie pozbawionym empatii dla drugiej osoby czlowiekiem sad

175

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr,
Mi również wydawało su, że znam się swoją żonę. Ba, na tyle byłem tego pewien, że pierwszą informację, jaką miałem potraktowałem jako coś niemożliwego.
Ona, wróg zdrady, mająca poukładany świat wartości - nigdy w życiu. Dalbym sobie palca obciąć. Całe szczęście,że nikomu tego ni mówiłem
Dziś chodziłbym bez palca
Uwierz nam, wiesz dokładnie tyle i tylko tyle, ile sam ustaliles. Ona się przyzna wyłącznie do tego, co i tak już wiesz.
A to jest, tak jak napisałem, wyłącznie wierzchołek góry lodowej.

Nie bądź taki stanowczy w tym co mówisz. Zdrajcy to mistrzostwo świata jeśli chodzi o kamuflaż i logistykę.
Naprawdę wystarczy . np wyjść na zakupy...
A już nie wspomnę o lewych kartach-moja qrewna kartę dekoowała w szufladzie z bielizną , w telefonie kochanek zapisany jako Asia itd, itd

Ucz się, może się przydać w życiu następnym razem


Pogubilam się lub nie wiem  jest najczęściej slyszanym przez mężczyzn usprawiedliwieniem zdrady ich kobiet:) Nie zdziw się, jak usłyszysz, że zdrady w zasadzie nie było, bo mu albo nie stanął, albo on jest impotentem...

Przecież nie powie uczciwie , że puściła się z nudów lub bo tego chciała.

Pozdrawiam

Błagam,
Nie wpedzajcie Piotra w poczucie winy! Spotkał się raz, korespondowal oficjalnie, niczego nie ukrywając.
Ja również spotykałem się z koleżankami, nie robiłem z tego tajemnicy, również moja ex spotykała się z kolegami. Nie ma naprawdę nic w tym złego jeśli jest zaufanie..
Nie dajmy się zwariować
Ale..
Zazdrość zazwyczaj się pojawia wówczas, gdy samemu ma się coś za uszami
Tak było z moją ex, podejrzewam, że tak jest w wielu innych przypadkach
Powód opisałem we wcześniejszym poście

176 Ostatnio edytowany przez kicur (2015-02-05 14:31:06)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

After mylisz koleżankę z Ex !!! To że kobiety mają inne podejście to nie znaczy że masz przyzwolenie na krzywdzenie.
Maniek ma rację ona wyzywała, torturował ją rok ona czytała jego posty a jemu się to podobało. After skończ Waś i wstydu oszczędź obyś ty nie miał czegoś takiego za kołnierzem. Moja żona właśnie cierpiała w poprzednim małżeństwie przez takie @@@@ właśnie z rozmowami z EX. To że dla egoisty, hipokryty, który sam siebie zakłamuje, jest to tylko koleżanka dla żony zawsze będzie ex. Nie można więc pisać z jednej perspektywy bez uwzględnienia całości.

177 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-05 15:06:25)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Co do zdrady zgadzam sie, jednak:

"Ja również spotykałem się z koleżankami, nie robiłem z tego tajemnicy, również moja ex spotykała się z kolegami. Nie ma naprawdę nic w tym złego jeśli jest zaufanie.. "

Zona autora jednak wyraznie sygnalizowala ze nie zyczy sobie tej znajomosci a to nie oznacza zgody, nawet jesli nie robi sie z tego tajemnicy, bo...nie potrafila ostawic ultimatum. Jest to wiec zasadnicza roznica w ocenie tej sytuacji. Nie kazdy jest jednak "ostry" w postepowaniu, nie kazdy umie stawiac ultimatum.

Coz, z tego co czytam wylania sie dosc jasny efekt prowadzenia takich "wolnych" zwiazkow gdzie partnerzy spotykaja sie z osobami plci przeciwnej na gruncie towarzyskim (nie zawodowym) bez siebie nawzajem. Ja na to patrze statystycznie a nie osobowo na zasadzie zwiazek-przyczyna > zwiazek-skutek (bo zawsze jest ktos pierwszy co zrobi pierwszy w takiej sytuacji). Przede wszystkim dochodzi do oslabienia wiezi, nawiazania wiezi z inna osoba (szczegolnie ze strony kobiety). Pozwalanie swiadomie swojej kobiecie na to, na takie spotkania, to jest jak swiadome pchanie jej w lapy innego mezczyzny. Przeciez na tym wlasnie polegalo poznanie sie was wczesniej. Na spotkaniach. Od tego sie zaczelo. Jesli wiec nie wyznaczy sie wyraznej granicy a tej nie wyznaczono, skutki sa takie jakie sa. Tak samo internet. To ze nie dochodzi do spotkania fizycznego nie oznacza ze nie dochodzi do powstania wiezi. Dlaczego np. kobiety oburzaja sie ze ich mezowie nawiazuja kontakty na fb, na portalach randkowych, itp. Bo wiedza ze ze strony kobiety dochodzi do emocjonalnego nawiazania wiezi. Dlatego juz na tym etapie to stopuja.

Mysle ze tutaj nie mozna powiedziec ze w 100% wine za okreslona sytuacje w zwiazku (nie mowiac o zdradzie) ponosi zdradzajacy parner. Ale tutaj, w obu waszych przypadkach sami sobie, oraz swoim zonom pozwoliliscie na osobiste kontakty towarzyskie z plcia przeciwna, mimo ze byliscie z nimi w zwiazku. A to nie te czasy ze ludzie nie sa podatni na rozne manipulacje, gesty, slowa jak kiedys. Wy sie okazaliscie "silniejsi", wasze zony "slabe" ale co z tego? Wczesniej zabraklo zwyklego pragmatyzmu, gore brala wlasna przyjemnosc, nieumiejetnosc wlasnej rezygnacji z kontaktow towarzyskich z osobami plci przeciwnej czego z reguly wymaga zwiazek. W takim wypadku nie nalezalo po prostu wchodzic w zwiazek. Dlaczego np. zwykle obserwuje ze nadmierna adoracja, rozmowa nawet faceta z inna kobieta wywoluje zdecydowana reakcje ich partnerek? Zwykła głupia zazdrość czy może jakiś jednak pragmatyzm?

Oczywiscie to co pisze pokazuje tylko mozliwe powody okreslonych zachowan osob w zwiazku i dotyczy tylko tego. Sama ocena pozostaje w gestii osob bezposrednio zainteresowanych.

178 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-02-05 15:07:01)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Przyszłość napisał/a:

Czemu tak uważasz? Ja niestety obawiam się że autor ją rzeczywiście kocha. I to bardziej niż swoje dobre mniemanie o sobie.  Tzn. kocha jej nieprawdziwy obraz (bo była kim innym niż sądził).

Lęk przed utratą tego co było miałby być wystarczający dla wytworzenia iluzji uczucia? Skoro rzeczywistość jest taka że ktoś przekreślił to co było? Nie "czuję tego" ewentualnie rozwiń.

Podsumowując, uważam, że kocha. Wciąż ją -żonę a raczej to kim sądził że ona jest. I zresztą dlatego serwowałem ten bezlitosny tekst. Być może w najbliższych dniach będzie podejmował decyzję co dalej. Lepiej żeby podejmował takie decyzję świadom wszystkich emocji, które wchodzą lub wejdą tu w grę. Nie można BAĆ się do nich podejść. Zdrada wydaje mi się czymś okropnym IMHO.

ET,
Fakt, nie czujesz tongue. Chociaż jesteś bardzo blisko. Bo Piotr faktycznie kocha wyobrażenie swojej żony, podkręcone dodatkowo strachem przed NOWYM i w konsekwencji paniczną próbą obrony STAREGO obrazu żony. Ale lęk nie wytworzyłby iluzji uczucia - rozbawiło mnie to niemiłosiernie big_smile.
W pewnym sensie Piotr uskutecznia teraz samoobronę. Walczy o utrzymanie iluzji ICH miłości. Ucieka od trudnych emocji kosztem prawdy o sobie samym, żonie i całym "związku". Nie chce dopuścić do siebie myśli, że to wszystko nie jest warte nawet funta kłaków. Inaczej zobaczyłby, że to jakiś wypaczony obraz miłości i tego, jak powinna go traktować kochająca kobieta.
Cóż zawiedzenie się na kimś, kto miał nam dawać ciągłe szczęście, miłość i wsparcie to ogromny cios i trzeba sporej dawki trzeźwego osądu i...doświadczenia żeby poprzez rozpacz i strach zobaczyć rzeczy takimi, jakie są. To trzymanie się wyidealizowanego wizerunku żony i małżeństwa jest trochę jak taki "wentyl bezpieczeństwa", aby nie oszaleć, gdy zbyt dużo prawdy o partnerze, o związku i w konsekwencji o "miłości" trzeba przyjąć niespodziewanie na raz.
Myślę, że w przypadku Piotra głównie to, że żona, która go porzuciła nie kochała go ani przez moment. Przecież miłość nie jest obwarowana listą oczekiwań i warunków oraz nie zakłada, że po okresie przydatności, bez podania przyczyny, bez okresu wypowiedzenia zamyka się ten rozdział. Miłość albo jest, albo jej nie ma - nie znika jak kamfora. To trudna do przyjęcia prawda o ICH miłości.
Jest chociaż trochę jaśniej?
/.../.

Oczywiscie, dzięki i pewnie Piotr też zyska czytając to drugi raz innymi słowami. Jednak narzuciłbm tu pewne uszczegółowienie. Sądzę, że zdrada jednego z małżonków nie jest w każdym przypadku dowodem na to, że wcześniej (w jakimś okresie) miłości nie było. Sądzę jednak, że AKURAT Piotr mógł wcale nie być kochany, a nawet NIGDY nie być kochany i właściwie o tym nie wiedział.

179

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Niczego nie mylę, koleżanka to koleżanka, kolega to tylko kolega..
Po prostu najzwyklejsze znajomości jakie każdy człowiek ma. Z lat szkolnych, że studiów....
Zresztą moja ex dziewczyna również jest moją koleżanką, jakby co..
A moja ex wife puściła się nie z którymś z tego grona jej kolegów...

Zasada przy zdradzie jest bardzo prosta. Jak ktoś chce zdradzić, to zrobi to tak czy inaczej. A powód zawsze się znajdzie..
Zdradzają również ludzie przyzwoici,
Tutaj nie ma żadnych reguł, a z małżeństwa robić państwo policyjne, więzienie ?
Sorry, ja w to nie wchodzę

180 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-02-05 15:35:23)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
EXTRA_terrestrial napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Czemu tak uważasz? Ja niestety obawiam się że autor ją rzeczywiście kocha. I to bardziej niż swoje dobre mniemanie o sobie.  Tzn. kocha jej nieprawdziwy obraz (bo była kim innym niż sądził).

Lęk przed utratą tego co było miałby być wystarczający dla wytworzenia iluzji uczucia? Skoro rzeczywistość jest taka że ktoś przekreślił to co było? Nie "czuję tego" ewentualnie rozwiń.

Podsumowując, uważam, że kocha. Wciąż ją -żonę a raczej to kim sądził że ona jest. I zresztą dlatego serwowałem ten bezlitosny tekst. Być może w najbliższych dniach będzie podejmował decyzję co dalej. Lepiej żeby podejmował takie decyzję świadom wszystkich emocji, które wchodzą lub wejdą tu w grę. Nie można BAĆ się do nich podejść. Zdrada wydaje mi się czymś okropnym IMHO.

ET,
Fakt, nie czujesz tongue. Chociaż jesteś bardzo blisko. Bo Piotr faktycznie kocha wyobrażenie swojej żony, podkręcone dodatkowo strachem przed NOWYM i w konsekwencji paniczną próbą obrony STAREGO obrazu żony. Ale lęk nie wytworzyłby iluzji uczucia - rozbawiło mnie to niemiłosiernie big_smile.
W pewnym sensie Piotr uskutecznia teraz samoobronę. Walczy o utrzymanie iluzji ICH miłości. Ucieka od trudnych emocji kosztem prawdy o sobie samym, żonie i całym "związku". Nie chce dopuścić do siebie myśli, że to wszystko nie jest warte nawet funta kłaków. Inaczej zobaczyłby, że to jakiś wypaczony obraz miłości i tego, jak powinna go traktować kochająca kobieta.
Cóż zawiedzenie się na kimś, kto miał nam dawać ciągłe szczęście, miłość i wsparcie to ogromny cios i trzeba sporej dawki trzeźwego osądu i...doświadczenia żeby poprzez rozpacz i strach zobaczyć rzeczy takimi, jakie są. To trzymanie się wyidealizowanego wizerunku żony i małżeństwa jest trochę jak taki "wentyl bezpieczeństwa", aby nie oszaleć, gdy zbyt dużo prawdy o partnerze, o związku i w konsekwencji o "miłości" trzeba przyjąć niespodziewanie na raz.
Myślę, że w przypadku Piotra głównie to, że żona, która go porzuciła nie kochała go ani przez moment. Przecież miłość nie jest obwarowana listą oczekiwań i warunków oraz nie zakłada, że po okresie przydatności, bez podania przyczyny, bez okresu wypowiedzenia zamyka się ten rozdział. Miłość albo jest, albo jej nie ma - nie znika jak kamfora. To trudna do przyjęcia prawda o ICH miłości.
Jest chociaż trochę jaśniej?
/.../.

Oczywiscie, dzięki i pewnie Piotr też zyska czytając to drugi raz innymi słowami. Jednak narzuciłbm tu pewne uszczegółowienie. Sądzę, że zdrada jednego z małżonków nie jest w każdym przypadku dowodem na to, że wcześniej (w jakimś okresie) miłości nie było. Sądzę jednak, że AKURAT Piotr mógł wcale nie być kochany, a nawet NIGDY nie być kochany i właściwie o tym nie wiedzieć.

Rozumiem o czym piszecie. Ale jesli wziac pod uwage temat watku, to ze jest mozliwosc uratowania tego zwiazku ale pod warunkiem zrozumienia wlasnych bledow, ich nie powielania, nawrocenia sie partnera, przepracowania tego, obliguje do pisania tego co sie spostrzega. Dla mnie osobiscie, co juz wiele razy pisalem, nie jest to kwestia milosci ale kwestia szacunku. Bo jak mozna mowic o milosci kiedy dla wlasnej przyjemnosci, niecheci rezygnacji z przyjemnosci nie szanuje sie drugiego czlowieka w taki otwarty wrecz sposob utrzymujac CODZIENNY kontakt z EX? Jesli tak to powinniscie byc konsekwetni i albo napisac ze oboje sie nie kochaja albo ze to nie jest kwestia milosci. Tylko napierw egoizm (milosc wlasna, wyborazenia) > brak szacunku > zniszczenie szacunku u siebie > brak lub niedostrzeganie milosci > "wolna amerykanka" a tak naprawde poszukiwania wsparcia gdzie indziej w...wyniku KOMPLETNEJ IGNORANCJI ze strony partnera na sprzeciw wobec JEGO CODZIENNYCH, NA OCZACH kontaktow z EX.

Niestety ale zona autora tylko poglebila swoj problem w taki sposob. Autor skoro sa takie roznice w ich mentalnosci moze jednak zonie ten mechanizm uswiadomowic, sam jednak musialby przed soba przyznac sie do "pewnej winy" (oczywiscie nie jest to wina za zdrade). W ten sposob moze jej pomoc, wtedy ona bedzie mogla sama umiejscowic przyczyny swoich zachowan.

W czym jednak twki postawowa kwestia. Otoz napisze ogolnie. Mezczyzna mowi cos powiedzmy to A, kobieta mowi cos, powiedzmy to B. Oboje siebie "sluchaja" ale tak naprawde nie "sluchaja". Opis tej samej sytuacji u nich jest zupelnie inny, zupelnie inaczej to odbieraja. A jest wrecz sprzeczne z B, nie maja plaszczyzn wspolnych. To mozna zrozumiec. Jednak stale tkwienie w takiej sytuacji (co jasno widac ze mialo miejsce w zwiazku autora) prowadzi do sytuacji osamotnienia w zwiazku. Kazde zaczyna zyc swoim zyciem. Dla jednego oznaką stalosci i milosci jest powierzchownosc, dla drugiego prawdziwe okazywanie uczuc (chocby przez szacunek).

Sprawa jest prosta. Jesli kocham zone nie utrzymuje kontaktow z EX oraz nadmiernych stosunkow towarzyskich bez udzialu zony z innymi kobietami. Tego samego oczekuje od zony. I nie ma to nic wspolnego z wiezieniem czy policja w zwiazku bo to nie oznacza kontroli tylko postawienie sobie jasnych i scislych granic przede wszystkim dla swojego wlasnego zachowania (jesli nie wymagam od siebie to nie moge wymagac od kogos). Inaczej, w wiekszosci przypadkow rani sie partnera i nie okazuje mu szacunku co rodzi rozne skutki, z ktorych najgorszym jest utrata szacunku partnera do samego siebie, kiedy musi sie godzic na cos na co sie nie godzi. Jest to cos na ksztalt traumy psychicznej a w mozgu ksztaltuje sie podobny wzorzec co w przypadku przemocy psychicznej i fizycznej z ta tylko roznica ze bez typowego uzaleznienia. Jest wrecz odwrotnie, przy braku bodzcow ze strony partnera jest chec odreagowania, podjecia przeciwdzialan, podswiadoma chec ukarania partnera.

181

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
kicur napisał/a:

After mylisz koleżankę z Ex !!! To że kobiety mają inne podejście to nie znaczy że masz przyzwolenie na krzywdzenie.
Maniek ma rację ona wyzywała, torturował ją rok ona czytała jego posty a jemu się to podobało. After skończ Waś i wstydu oszczędź obyś ty nie miał czegoś takiego za kołnierzem. Moja żona właśnie cierpiała w poprzednim małżeństwie przez takie @@@@ właśnie z rozmowami z EX. To że dla egoisty, hipokryty, który sam siebie zakłamuje, jest to tylko koleżanka dla żony zawsze będzie ex. Nie można więc pisać z jednej perspektywy bez uwzględnienia całości.

O jakich torturach piszesz, o jakim podobaniu mi się tego, że ona czyta naszą korespondencję, gdzie ja napisałem, że mi się to podobało? Ja powtórzę jeszcze raz, nic mnie z tamtą kobietą wtedy nie łączyło ani nie łączy obecnie. Nerwowe reakcje mojej żony wynikały, nie z faktu, że piszę akurat z tą kobietą, tylko z faktu, że w ogóle piszę z kobietą. Było to dla niej zaskoczeniem, bo teraz wiem, że ona była przekonana, że ja nie jestem zdolny do żadnych relacji z innymi kobietami, że tylko z nią. Nawet teraz, gdy się kłócimy, nawet dzisiaj padło to stwierdzenie z jej ust, na mój argument, że ja jej nigdy nie zdradziłem, że ja nie miałem do tego okazji. A gdy jej odpowiedziałem, że zdrada to nie jest kwestia okazji, tylko wartości moralnych i uczucia jakie się ma do drugiej osoby, że gdybym chciał to okazji było mnóstwo, tylko ja takich wrażeń po prostu nie szukałem, to nie wiedziała co ma powiedzieć. Tak więc, czy ja pisałem z ex, czy pisałbym ze zwykłą znajomą z pracy jej reakcja na to byłaby taka sama. Ona po prostu jak to ktoś napisał, miała mnie za takiego domowego misia, który należy tylko do niej i nie potrafi nic zrobić bez jej zgody. Właśnie to ją najbardziej bolało, że ja uczciwie na jej oczach i z jej wiedzą pisałem z inną kobietą, a ona nie mając żadnego argumentu w postaci moich kłamstw czy ukrywania czegokolwiek, nie miała już tej pewności, że cokolwiek ona nie zrobi, to ja zawsze będę jej. Ktoś pytał też, wcześniej kto zaczął pierwszy pisać ze swoim ex ja czy ona. Z tego co pamiętam to ona, bo moja koleżanka założyła konto na fb dopiero wiosną ubiegłego roku.

182

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
kicur napisał/a:

After mylisz koleżankę z Ex !!! To że kobiety mają inne podejście to nie znaczy że masz przyzwolenie na krzywdzenie.
Maniek ma rację ona wyzywała, torturował ją rok ona czytała jego posty a jemu się to podobało. After skończ Waś i wstydu oszczędź obyś ty nie miał czegoś takiego za kołnierzem. Moja żona właśnie cierpiała w poprzednim małżeństwie przez takie @@@@ właśnie z rozmowami z EX. To że dla egoisty, hipokryty, który sam siebie zakłamuje, jest to tylko koleżanka dla żony zawsze będzie ex. Nie można więc pisać z jednej perspektywy bez uwzględnienia całości.

O jakich torturach piszesz, o jakim podobaniu mi się tego, że ona czyta naszą korespondencję, gdzie ja napisałem, że mi się to podobało? Ja powtórzę jeszcze raz, nic mnie z tamtą kobietą wtedy nie łączyło ani nie łączy obecnie. Nerwowe reakcje mojej żony wynikały, nie z faktu, że piszę akurat z tą kobietą, tylko z faktu, że w ogóle piszę z kobietą. Było to dla niej zaskoczeniem, bo teraz wiem, że ona była przekonana, że ja nie jestem zdolny do żadnych relacji z innymi kobietami, że tylko z nią. Nawet teraz, gdy się kłócimy, nawet dzisiaj padło to stwierdzenie z jej ust, na mój argument, że ja jej nigdy nie zdradziłem, że ja nie miałem do tego okazji. A gdy jej odpowiedziałem, że zdrada to nie jest kwestia okazji, tylko wartości moralnych i uczucia jakie się ma do drugiej osoby, że gdybym chciał to okazji było mnóstwo, tylko ja takich wrażeń po prostu nie szukałem, to nie wiedziała co ma powiedzieć. Tak więc, czy ja pisałem z ex, czy pisałbym ze zwykłą znajomą z pracy jej reakcja na to byłaby taka sama. Ona po prostu jak to ktoś napisał, miała mnie za takiego domowego misia, który należy tylko do niej i nie potrafi nic zrobić bez jej zgody. Właśnie to ją najbardziej bolało, że ja uczciwie na jej oczach i z jej wiedzą pisałem z inną kobietą, a ona nie mając żadnego argumentu w postaci moich kłamstw czy ukrywania czegokolwiek, nie miała już tej pewności, że cokolwiek ona nie zrobi, to ja zawsze będę jej. Ktoś pytał też, wcześniej kto zaczął pierwszy pisać ze swoim ex ja czy ona. Z tego co pamiętam to ona, bo moja koleżanka założyła konto na fb dopiero wiosną ubiegłego roku.

Czyli dokladnie bylo tak jak myslalem. Widzisz autorze tutaj wychodzi jasno ze dla Ciebie wazniejsza byla kwestia Twojego EGO niz kwestia uczuc i szacunku do Twojej zony. Twoja zona wyraznie Ci zasygnalizowala problem, ktory olales bo tak Ci bylo przyjemnie i wygodnie. Zaczela na to reagowac a Ty dalej NIC. ZERO POPRAWY. Niestety ale to Ty pierwszy przekroczyles granice lojalnosci i szacunku w waszym zwiazku. To ze umiesz ja przegadac w rozmowie nie oznacza ze ona nie czuje tego co mowi. Ona mowi co mysli ale moze sobie wielu rzeczy nie uzmyslawiac. Mnie np. zrozumienie pewnych postepowan kobiet podsunely same kobiety, czego wczesniej nie rozumialem i potem trudno bylo sie z tym nie zgodzic jak wiazalem juz logicznie opis z postepowaniem. Ktos Ci tu pisze ze pewne rzeczy sa "tortura" a Ty dalej swoje. Nie obchodzi Cie co czuje drugi czlowiek, tylko co sam czujesz, co sam rozumujesz. Moim zdaniem sam sobie zgotowales ten los. Szkoda ze tego nie rozumiesz. Z zona zawsze wygrasz na argumenty ale z prawda juz nie. Jedynie mozesz sobie przyjac jakis obraz sytuacji. Tak samo jak sie dobrze czules piszac z kolezanka mimo ze w tym samym czasie Twoja zona czula sie podle, pokazujac Ci to a ty po prostu miales to w .. dupie.

183

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
kicur napisał/a:

After mylisz koleżankę z Ex !!! To że kobiety mają inne podejście to nie znaczy że masz przyzwolenie na krzywdzenie.
Maniek ma rację ona wyzywała, torturował ją rok ona czytała jego posty a jemu się to podobało. After skończ Waś i wstydu oszczędź obyś ty nie miał czegoś takiego za kołnierzem. Moja żona właśnie cierpiała w poprzednim małżeństwie przez takie @@@@ właśnie z rozmowami z EX. To że dla egoisty, hipokryty, który sam siebie zakłamuje, jest to tylko koleżanka dla żony zawsze będzie ex. Nie można więc pisać z jednej perspektywy bez uwzględnienia całości.

O jakich torturach piszesz, o jakim podobaniu mi się tego, że ona czyta naszą korespondencję, gdzie ja napisałem, że mi się to podobało? Ja powtórzę jeszcze raz, nic mnie z tamtą kobietą wtedy nie łączyło ani nie łączy obecnie. Nerwowe reakcje mojej żony wynikały, nie z faktu, że piszę akurat z tą kobietą, tylko z faktu, że w ogóle piszę z kobietą. Było to dla niej zaskoczeniem, bo teraz wiem, że ona była przekonana, że ja nie jestem zdolny do żadnych relacji z innymi kobietami, że tylko z nią. Nawet teraz, gdy się kłócimy, nawet dzisiaj padło to stwierdzenie z jej ust, na mój argument, że ja jej nigdy nie zdradziłem, że ja nie miałem do tego okazji. A gdy jej odpowiedziałem, że zdrada to nie jest kwestia okazji, tylko wartości moralnych i uczucia jakie się ma do drugiej osoby, że gdybym chciał to okazji było mnóstwo, tylko ja takich wrażeń po prostu nie szukałem, to nie wiedziała co ma powiedzieć. Tak więc, czy ja pisałem z ex, czy pisałbym ze zwykłą znajomą z pracy jej reakcja na to byłaby taka sama. Ona po prostu jak to ktoś napisał, miała mnie za takiego domowego misia, który należy tylko do niej i nie potrafi nic zrobić bez jej zgody. Właśnie to ją najbardziej bolało, że ja uczciwie na jej oczach i z jej wiedzą pisałem z inną kobietą, a ona nie mając żadnego argumentu w postaci moich kłamstw czy ukrywania czegokolwiek, nie miała już tej pewności, że cokolwiek ona nie zrobi, to ja zawsze będę jej. Ktoś pytał też, wcześniej kto zaczął pierwszy pisać ze swoim ex ja czy ona. Z tego co pamiętam to ona, bo moja koleżanka założyła konto na fb dopiero wiosną ubiegłego roku.

Czyli dokladnie bylo tak jak myslalem. Widzisz autorze tutaj wychodzi jasno ze dla Ciebie wazniejsza byla kwestia Twojego EGO niz kwestia uczuc i szacunku do Twojej zony. Twoja zona wyraznie Ci zasygnalizowala problem, ktory olales bo tak Ci bylo przyjemnie i wygodnie. Zaczela na to reagowac a Ty dalej NIC. ZERO POPRAWY. Niestety ale to Ty pierwszy przekroczyles granice lojalnosci i szacunku w waszym zwiazku. To ze umiesz ja przegadac w rozmowie nie oznacza ze ona nie czuje tego co mowi. Ona mowi co mysli ale moze sobie wielu rzeczy nie uzmyslawiac. Mnie np. zrozumienie pewnych postepowan kobiet podsunely same kobiety, czego wczesniej nie rozumialem i potem trudno bylo sie z tym nie zgodzic jak wiazalem juz logicznie opis z postepowaniem. Ktos Ci tu pisze ze pewne rzeczy sa "tortura" a Ty dalej swoje. Nie obchodzi Cie co czuje drugi czlowiek, tylko co sam czujesz, co sam rozumujesz. Moim zdaniem sam sobie zgotowales ten los. Szkoda ze tego nie rozumiesz. Z zona zawsze wygrasz na argumenty ale z prawda juz nie. Jedynie mozesz sobie przyjac jakis obraz sytuacji. Tak samo jak sie dobrze czules piszac z kolezanka mimo ze w tym samym czasie Twoja zona czula sie podle, pokazujac Ci to a ty po prostu miales to w .. dupie.

A przeczytałeś dokładnie co ja napisałem? Czyli co uważasz, że ja się musiałem godzić na jej korespondencję z jej byłym facetem, bo to ona pierwsza miała z nim kontakt, ale jak ja już taki kontakt nawiązałem to to były dla niej tortury? Przecież to się kupy nie trzyma. Pisałem wcześniej, że ani ja nie ingerowałem w to z kim ona utrzymuje kontakt, ani ona nie powinna tego robić ze mną. Czy ty w swoim związku potrzebujesz zgody na każdą znajomość od swojej drugiej połowy? Jeśli tak to współczuję. A gdzie w takim razie jest tu miejsce na zaufanie? Wybacz ale ja dalej uważam, że zaufanie to podstawa i dopóki korespondowanie z kimś, ba nawet ewentualne spotkania na kawie nie przekroczą pewnych granic, to nie jest to podstawa do robienia komukolwiek wyrzutów z kim utrzymuje kontakty, a tym bardziej nie jest powodem do obniżenia własnej czy też drugiej osoby samooceny czy też utraty szacunku.

184

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Niczego nie mylę, koleżanka to koleżanka, kolega to tylko kolega..
Po prostu najzwyklejsze znajomości jakie każdy człowiek ma. Z lat szkolnych, że studiów....
Zresztą moja ex dziewczyna również jest moją koleżanką, jakby co..
A moja ex wife puściła się nie z którymś z tego grona jej kolegów...

Zasada przy zdradzie jest bardzo prosta. Jak ktoś chce zdradzić, to zrobi to tak czy inaczej. A powód zawsze się znajdzie..
Zdradzają również ludzie przyzwoici,
Tutaj nie ma żadnych reguł, a z małżeństwa robić państwo policyjne, więzienie ?
Sorry, ja w to nie wchodzę

Zgadzam się z Tobą w stu procentach :-)

185 Ostatnio edytowany przez takasobiejaS (2015-02-05 16:24:03)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze!
Przeczytałam Twoj wątek dwukrotnie,  nadal uważam,  ze powinienes zgłosić się gdzies po pomoc.  Uważam,  ze popełniasz błąd samodzielnie  analizując,  dociekając dlaczeego...kiiedy...jak.
Twoja zona się zakochała,  zostawiła rodzinę , dzieci!! dla jakiegoś patalacha...
Zamiast czekac, liczyc na powrót,  analizowac, dzialaj.
Idz do prawnika, zażądaj alimentów od zony na dzieci.
Idz się przebadać,  to nie są żarty,  sprawdź czy czyms cie nie zaraziła.

Z rozum, że zona odeszła,  wybrała innego, nie pisz, ze dobrze ja znasz. Jakby tak bylo,  to nie doszłoby do tej sytuacji. Musisz zrozumiec jedno, Twoja żona nie jest taka jak myślałeś.  Ona nie uległa manipulacji, ona sama wybrała tamtego. Nigdy juz nie bedzie jak bylo.

Rusz, ze swoim życiem,  pokaz jej,  że nie zniszczyla Cię do końca.  Jak narazie ona gra toba, a Ty sie dajesz.... Pewnie jakby dzis zaplakana stanela w drzwiach przyjął byś ja z radością. 
Piotrze bądź facetem!!!!!

186

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:

Piotrze!
Przeczytałam Twoj wątek dwukrotnie,  nadal uważam,  ze powinienes zgłosić się gdzies po pomoc.  Uważam,  ze popełniasz błąd samodzielnie  analizując,  dociekając dlaczeego...kiiedy...jak.
Twoja zona się zakochała,  zostawiła rodzinę , dzieci!! dla jakiegoś patalacha...
Zamiast czekac, liczyc na powrót,  analizowac, dzialaj.
Idz do prawnika, zażądaj alimentów od zony na dzieci.
Idz się przebadać,  to nie są żarty,  sprawdź czy czyms cie nie zaraziła.

Z rozum, że zona odeszła,  wybrała innego, nie pisz, ze dobrze ja znasz. Jakby tak bylo,  to nie doszłoby do tej sytuacji. Musisz zrozumiec jedno, Twoja żona nie jest taka jak myślałeś.  Ona nie uległa manipulacji, ona sama wybrała tamtego. Nigdy juz nie bedzie jak bylo.

Rusz, ze swoim życiem,  pokaz jej,  że nie zniszczyla Cię do końca.  Jak narazie ona gra toba, a Ty sie dajesz.... Pewnie jakby dzis zaplakana stanela w drzwiach przyjął byś ja z radością. 
Piotrze bądź facetem!!!!!

Jutro idę do psychologa i mam umówione spotkanie z adwokatem. Tak masz rację, gdyby stanęła w drzwiach zapłakana, ze skruchą i autentycznym żalem to bym ją przyjął. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia, a ja ciągle mam nadzieję, że ona się opamięta. Zgadza się ona sama wybrała tamtego, nikt jej lufy do skroni nie przystawiał, nie zmienia to faktu, że została zmanipulowana i jak to się kiedyś mówiło perfidnie uwiedziona. Pisałem tu już o tym, że podstawowy problem mojej żony to jej niska samoocena i zbytnie uleganie wpływom innych ludzi. Ten facet po prostu trafił na podatny grunt ze swoimi komplementami. Mojej żonie nie wystarczało to, że mi się podoba, że dla mnie jest tak samo atrakcyjna jak 14 lat temu, oczekiwała potwierdzenia tego od kogoś innego i to dostała. Dziś jej mówiłem, że najważniejsze dla niej powinno być to czy dla mnie jest atrakcyjną, piękną kobietą, zdanie innych do szczęścia nie powinno być jej do szczęścia potrzebne.

187 Ostatnio edytowany przez takasobiejaS (2015-02-05 16:48:01)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:

Piotrze!
Przeczytałam Twoj wątek dwukrotnie,  nadal uważam,  ze powinienes zgłosić się gdzies po pomoc.  Uważam,  ze popełniasz błąd samodzielnie  analizując,  dociekając dlaczeego...kiiedy...jak.
Twoja zona się zakochała,  zostawiła rodzinę , dzieci!! dla jakiegoś patalacha...
Zamiast czekac, liczyc na powrót,  analizowac, dzialaj.
Idz do prawnika, zażądaj alimentów od zony na dzieci.
Idz się przebadać,  to nie są żarty,  sprawdź czy czyms cie nie zaraziła.

Z rozum, że zona odeszła,  wybrała innego, nie pisz, ze dobrze ja znasz. Jakby tak bylo,  to nie doszłoby do tej sytuacji. Musisz zrozumiec jedno, Twoja żona nie jest taka jak myślałeś.  Ona nie uległa manipulacji, ona sama wybrała tamtego. Nigdy juz nie bedzie jak bylo.

Rusz, ze swoim życiem,  pokaz jej,  że nie zniszczyla Cię do końca.  Jak narazie ona gra toba, a Ty sie dajesz.... Pewnie jakby dzis zaplakana stanela w drzwiach przyjął byś ja z radością. 
Piotrze bądź facetem!!!!!

Jutro idę do psychologa i mam umówione spotkanie z adwokatem. Tak masz rację, gdyby stanęła w drzwiach zapłakana, ze skruchą i autentycznym żalem to bym ją przyjął. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia, a ja ciągle mam nadzieję, że ona się opamięta. Zgadza się ona sama wybrała tamtego, nikt jej lufy do skroni nie przystawiał, nie zmienia to faktu, że została zmanipulowana i jak to się kiedyś mówiło perfidnie uwiedziona. Pisałem tu już o tym, że podstawowy problem mojej żony to jej niska samoocena i zbytnie uleganie wpływom innych ludzi. Ten facet po prostu trafił na podatny grunt ze swoimi komplementami. Mojej żonie nie wystarczało to, że mi się podoba, że dla mnie jest tak samo atrakcyjna jak 14 lat temu, oczekiwała potwierdzenia tego od kogoś innego i to dostała. Dziś jej mówiłem, że najważniejsze dla niej powinno być to czy dla mnie jest atrakcyjną, piękną kobietą, zdanie innych do szczęścia nie powinno być jej do szczęścia potrzebne.

Naprawde uważasz,  że bylbys w stanie zapomnieć,  wybaczyć?   Widzisz Ty teraz boisz sie, jesteś na etapie strachu przed nowym, przed utrata tego co bylo. Boisz się ruszyc dalej... To nie miłość , to strach.... Wątpię,  że po tym wszystkim co zrobila Tobie,  dzieciom, bylbys w stanie wybaczyć.  Poza tym jak ktoś raz zdradził....zrrobi to znowu.  Szczególnie jak wybaczenie dostanie od reki...

Wybacz,  że to piszę , ale myślę , że żona od dawna cie nie kochała.  Jezeli kiedykolwiek wróci,  to tylko z wygody, przyzwyczajenia.  Ona cię juz nie pokocha.  To nie sa podstawy dbudowania związku

188

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:

Piotrze!
Przeczytałam Twoj wątek dwukrotnie,  nadal uważam,  ze powinienes zgłosić się gdzies po pomoc.  Uważam,  ze popełniasz błąd samodzielnie  analizując,  dociekając dlaczeego...kiiedy...jak.
Twoja zona się zakochała,  zostawiła rodzinę , dzieci!! dla jakiegoś patalacha...
Zamiast czekac, liczyc na powrót,  analizowac, dzialaj.
Idz do prawnika, zażądaj alimentów od zony na dzieci.
Idz się przebadać,  to nie są żarty,  sprawdź czy czyms cie nie zaraziła.

Z rozum, że zona odeszła,  wybrała innego, nie pisz, ze dobrze ja znasz. Jakby tak bylo,  to nie doszłoby do tej sytuacji. Musisz zrozumiec jedno, Twoja żona nie jest taka jak myślałeś.  Ona nie uległa manipulacji, ona sama wybrała tamtego. Nigdy juz nie bedzie jak bylo.

Rusz, ze swoim życiem,  pokaz jej,  że nie zniszczyla Cię do końca.  Jak narazie ona gra toba, a Ty sie dajesz.... Pewnie jakby dzis zaplakana stanela w drzwiach przyjął byś ja z radością. 
Piotrze bądź facetem!!!!!

Jutro idę do psychologa i mam umówione spotkanie z adwokatem. Tak masz rację, gdyby stanęła w drzwiach zapłakana, ze skruchą i autentycznym żalem to bym ją przyjął. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia, a ja ciągle mam nadzieję, że ona się opamięta. Zgadza się ona sama wybrała tamtego, nikt jej lufy do skroni nie przystawiał, nie zmienia to faktu, że została zmanipulowana i jak to się kiedyś mówiło perfidnie uwiedziona. Pisałem tu już o tym, że podstawowy problem mojej żony to jej niska samoocena i zbytnie uleganie wpływom innych ludzi. Ten facet po prostu trafił na podatny grunt ze swoimi komplementami. Mojej żonie nie wystarczało to, że mi się podoba, że dla mnie jest tak samo atrakcyjna jak 14 lat temu, oczekiwała potwierdzenia tego od kogoś innego i to dostała. Dziś jej mówiłem, że najważniejsze dla niej powinno być to czy dla mnie jest atrakcyjną, piękną kobietą, zdanie innych do szczęścia nie powinno być jej do szczęścia potrzebne.

Naprawde uważasz,  że bylbys w stanie zapomnieć,  wybaczyć?   Widzisz Ty teraz boisz sie, jesteś na etapie strachu przed nowym, przed utrata tego co bylo. Boisz się ruszyc dalej... To nie miłość , to strach.... Wątpię,  że po tym wszystkim co zrobila Tobie,  dzieciom, bylbys w stanie wybaczyć.  Poza tym jak ktoś raz zdradził....zrrobi to znowu.  Szczególnie jak wybaczenie dostanie od reki...

Nikt nie mówi o wybaczeniu od ręki, bezwarunkowym. Nie wiem czy bym umiał wybaczyć i zapomnieć, ale wiem, że chciałbym chociaż spróbować.

189

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Jutro idę do psychologa i mam umówione spotkanie z adwokatem. Tak masz rację, gdyby stanęła w drzwiach zapłakana, ze skruchą i autentycznym żalem to bym ją przyjął. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia, a ja ciągle mam nadzieję, że ona się opamięta. Zgadza się ona sama wybrała tamtego, nikt jej lufy do skroni nie przystawiał, nie zmienia to faktu, że została zmanipulowana i jak to się kiedyś mówiło perfidnie uwiedziona. Pisałem tu już o tym, że podstawowy problem mojej żony to jej niska samoocena i zbytnie uleganie wpływom innych ludzi. Ten facet po prostu trafił na podatny grunt ze swoimi komplementami. Mojej żonie nie wystarczało to, że mi się podoba, że dla mnie jest tak samo atrakcyjna jak 14 lat temu, oczekiwała potwierdzenia tego od kogoś innego i to dostała. Dziś jej mówiłem, że najważniejsze dla niej powinno być to czy dla mnie jest atrakcyjną, piękną kobietą, zdanie innych do szczęścia nie powinno być jej do szczęścia potrzebne.

Naprawde uważasz,  że bylbys w stanie zapomnieć,  wybaczyć?   Widzisz Ty teraz boisz sie, jesteś na etapie strachu przed nowym, przed utrata tego co bylo. Boisz się ruszyc dalej... To nie miłość , to strach.... Wątpię,  że po tym wszystkim co zrobila Tobie,  dzieciom, bylbys w stanie wybaczyć.  Poza tym jak ktoś raz zdradził....zrrobi to znowu.  Szczególnie jak wybaczenie dostanie od reki...

Nikt nie mówi o wybaczeniu od ręki, bezwarunkowym. Nie wiem czy bym umiał wybaczyć i zapomnieć, ale wiem, że chciałbym chociaż spróbować.

Piszesz, że żona zostala zmanipulowana, uwiedziona.... a może ona zwyczajnie się zakochała !

190

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, powiedz mi a jak Twoje dzieci, jak one to przeżywają?  Ile rozumieją z całej sytuacji?

191

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:

Naprawde uważasz,  że bylbys w stanie zapomnieć,  wybaczyć?   Widzisz Ty teraz boisz sie, jesteś na etapie strachu przed nowym, przed utrata tego co bylo. Boisz się ruszyc dalej... To nie miłość , to strach.... Wątpię,  że po tym wszystkim co zrobila Tobie,  dzieciom, bylbys w stanie wybaczyć.  Poza tym jak ktoś raz zdradził....zrrobi to znowu.  Szczególnie jak wybaczenie dostanie od reki...

Nikt nie mówi o wybaczeniu od ręki, bezwarunkowym. Nie wiem czy bym umiał wybaczyć i zapomnieć, ale wiem, że chciałbym chociaż spróbować.

Piszesz, że żona zostala zmanipulowana, uwiedziona.... a może ona zwyczajnie się zakochała !

Tak dokładnie ona tak twierdzi, że się zakochała. Tylko ja wiem, że to jej zakochanie to wynik manipulacji tamtego człowieka, on nie jest szczery w stosunku do niej, potrafił stworzyć w jej umyśle obraz osoby zupełnie innej niż jest w żeczywistości. Dlatego nic dobrego z tego nie będzie :-(

192 Ostatnio edytowany przez Po przejściach 48 (2015-02-05 17:20:55)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Nikt nie mówi o wybaczeniu od ręki, bezwarunkowym. Nie wiem czy bym umiał wybaczyć i zapomnieć, ale wiem, że chciałbym chociaż spróbować.

Piszesz, że żona zostala zmanipulowana, uwiedziona.... a może ona zwyczajnie się zakochała !

Tak dokładnie ona tak twierdzi, że się zakochała. Tylko ja wiem, że to jej zakochanie to wynik manipulacji tamtego człowieka, on nie jest szczery w stosunku do niej, potrafił stworzyć w jej umyśle obraz osoby zupełnie innej niż jest w żeczywistości. Dlatego nic dobrego z tego nie będzie :-(

Ona swoje, a on swoje. Czy Ty siedzisz w jej głowie żeby to wiedzieć, po Twoich wypowiedziach i upartym zachowaniu sądzę, że to Ty wepchnąłeś ją w ramiona tamtego, więc teraz patrz na siebie, bo ona już ma to co chciała.
Czy Ty jesteś jakimś psychologiem żeby to wiedzieć?

193

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:

Piotrze, powiedz mi a jak Twoje dzieci, jak one to przeżywają?  Ile rozumieją z całej sytuacji?

Starszy syn dużo rozumie, wie co się dzieje, że matka odeszła do innego mężczyzny, ostatnio powiedział, że dlaczego jego to musialło to spotkać. Młodszy nie zabardzo jeszcze rozumie i całe szczęście :-(

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:

Piotrze, powiedz mi a jak Twoje dzieci, jak one to przeżywają?  Ile rozumieją z całej sytuacji?

Starszy syn dużo rozumie, wie co się dzieje, że matka odeszła do innego mężczyzny, ostatnio powiedział, że dlaczego jego to musialło to spotkać. Młodszy nie zabardzo jeszcze rozumie i całe szczęście :-(

Ty skup się teraz na nich, a nie na roztrząsaniu, co by było gdyby, bo jeszcze i dzieci stracisz jak będziesz w ten sposób postępował.

195

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

LUDZIE!  LITOŚCI!
Macie jakiś problem ze sobą lub ze swoimi związkami?
Bo jak widzę, aby się spotkać z kolegą lub koleżanką trzeba napisać podanie, dołączyć uzasadnienie, wnieść stosowną opłatę skarbową.
A po powrocie trzeba się wypowiadać i zdać szczegółową relację...
Dziękuję opatrzności że się nie dałem odciąć od swoich znajomych.
Bo tam właśnie dostałem wsparcie..

Człowiek leży na ziemi, skopany już wystarczająco przez jeszcze jego księżniczkę , Ledwo psychicznie to wytrzymuje, 
A stado wron zafiksowalo się na tej nieszczesnej, oficjalnej znajomości .

Piotr rozpaczliwie szuka pomocy,
I co?
Napotyka ścianę pseupsychologów i filozofów nie posiadających umiejętności czytania ze zrozumieniem.
Napisał raz - mi jego wyjaśnienie wystarczy.

To forum jest po to by pomagać, pomóc wstać z gleby,
Czy też po to by dokopać jeszcze bardziej leżącemu ?
Bo widzę, że paru userow za punkt honoru postawiło sobie, aby za wszelką cenę udowodnić, że kawa to podstawowy problem.
I zamiast otrzymać wsparcie, musi udowadniać, że nie jest wielbłądem

Chcecie wyładować swoje frustracje - jest tutaj parę gwiazd typu koteczka i jej podobnych.
Tam można się naprawdę wykazać,
I nawracać wszystkie te biedne zagubione, pogubione chodzące nieszczęścia na drogę cnoty

Macie jakieś konstruktywne propozycje na pomoc, czy dalej będzie trwało kopanie leżącego.

Piotr,
Konsekwentnie i stanowczo szykuj jedno zdecydowane uderzenie. Takie, że gdy uderzysz, będzie to niczym tsunami,
Daj już sobie spokój z tłumaczeniem się...

Miłego popołudnia

Posty [ 131 do 195 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024