Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 24 25 26 27 28 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,626 do 1,690 z 2,855 ]

1,626

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

1. Czy chęć powrotu do stałego partnera po zdradzie istnieje naprawdę, czy jest jakąś fikcją literacką,

Oczywiście - istnieje. Pytanie o motywacje. Jak wiemy (również z tego Forum) bywają różne, niestety w większości to powody drugorzędne z punktu widzenia autentyzmu uczuć, jak np.: wygoda, niechęć do rewolucji w życiu (kwestie ekonomiczne, ew. podział majątku, małe dzieci, "co ludzie powiedzą?!" etc.) Znacznie rzadziej powodem jest faktyczna skrucha - trudno o niej mówić, gdy ktoś znika nam z pola widzenia na długie tygodnie, miesiące czy nawet lata (!) i wchodzi w romans na całego.
Za "pomyłkę" i "wypadek przy pracy" -choć mocno naciągany to termin, to jeszcze jak Cię mogę gdy jest to jednorazowa sytuacja. W innym wypadku mamy celowe i przemyślane działanie, bez sentymentów, bez rozterek i wewnętrznego rozdarcia, nie czarujmy się.



A ci niedowartościowani monogamiści, zasmakowawszy tego, są już zwykle dla swoich byłych partnerów straceni na zawsze - nieważne, czy na rzecz tej czy kolejnej kochanicy?

Tu nie chodzi o rozróżnienie monogamizm czy poligamizm. Tu chodzi o prostą rzecz: jeśli kogoś kocham to nie widzę nikogo innego równie atrakcyjnego, kto mógłby mi 'zespół cech' mojego partnera/partnerki w pełni zastąpić, dlatego nawet nie szukam takich wrażeń. a jeśli szukam - nie kocham, albo nie potrafię kochać , ale to jeszcze osobny temat- permanentny zdradzacz ma ZAWSZE problemy z bliskością rozumianą jako intymność, nie czysty seks, on się bliskości panicznie boi. Zdrady są zasłoną dymną dla tego problemu, bo podświadomie on czuje, że jest to rodzaj jego 'obrony' przed nadmiernym zaangażowaniem w 1 relacje i osobę, ryzykując zranienie. Dlatego woli to ryzyko rozłożyć sobie na kilka i wówczas nie jest w pełni zaangażowany w nic smile Tak działa zaburzona psychika.
Ale to nie ten temat wink


Jak ustalić czy zaufanie można uznać za (przynajmniej częściowo) odbudowane? Co jeśli zdradzający twierdzi, że się stara, a my tego nie widzimy?

To proste - najłatwiej to poznać po odczuciach, jakie nam towarzysza w trakcie odbudowywania. Czy czujemy, że partner jest emocjonalnie z nami blisko, czy raczej stwarza pozory bliskości. Tego się nie da oszukać, jeśli ktoś ma dobry kontakt ze sobą, ze swoimi emocjami.

Zobacz podobne tematy :

1,627

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Elle,
Brakowało mi tutaj Ciebie.
Cieszę się, że ponownie jesteś smile

Ale mam problem z tym, co dzisiaj piszesz, bo tak w 80-90% mogłabym Tobie przykladnąć, ale te wielkości brakujące do setki mnie powstrzymują.

1,628

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witam was wieczorową porą. Od wczoraj pojawiło się wiele wpisów, więc nie będę odpowiadał indywidualnie na każdy z nich, co mam nadzieję mi wybaczycie, ale postaram się odpowiedzieć na kilka zadanych pytań.
Poruszony został ponownie tamat dzieci, jako mojego argumentu za powrotem żony. Tak faktycznie było, bo właśnie głównie ze względu na nie chciałem dać jej i sobie również na odbudowę naszego małżeństwa. Jest to szansa z której jak narazie żona nie w pełni korzysta. Nigdzie nie pisałem, że zamierzam czekać w nieskończoność na pozytywną przemianę mojej żony, że zamierzam się poświęcać na ołtarzu rodziny.Pisałem o próbie odbudowy, ale wcale nie zakładałem, że ona się powiedzie i, że w przypadku niepowodzenia nasze małżeństwo przetrwa.
Nie mam zamiaru sztucznie podtrzymywać przy życiu coś, co tak naprawdę jest już dawno zimnym trupem.
Nie jestem masochistą i nie mam zamiaru męczyć się z kimś, kto tak naprawdę sam nie wie czego chce. Kwestie mojej samooceny są też na normalnym poziomie i wcale nie uważam, abym miał jakiś problem sam ze sobą, żebym czuł się kimś gorszym, mniej wartościowym.
Żona przez te prawie trzy miesiące jej nieobecności tylko podbudowała mnie w tym, że jestem sobie w stanie poradzić równie dobrze jak nie lepiej nawet bez niej.
Jeżeli chodzi o kwestie naszych kontaktów intymnych, to ich nie ma i podejrzewam, że jeszcze długo nie będzie. Ani mnie do niej nie ciągnie, ani ona sama niczego nie inspiruje, zresztą dla mnie to źadna nowość, bo przez tyle lat zdąrzyłem się już do tego przyzwyczaić. Ona nigdy nie była stroną inicjującą zbliżenia między nami.
Odnośnie mojej listy warunków jej powrotu, to jednak kilka z nich zostało spełnionych, nie ma kontaktu z kochankiem, jest rozdzielność majątkowa, powiedziała mi kiedy i gdzie przespała się z nim pierwszy raz, stara się mi tłumaczyć z wszelkich moich wątpliwości. Nie chce iść jedynie na terapię, a oprócz tego ja po prostu nie czuję jej bliskości, dążenia do odbidowy tego czegoś, co w każdym związku jest najważniejsze czyli dawania partnerowi poczucia, że jest się dla niego najważniejszą osobą na świecie.
Reasumując mam czasem wrażenie czytając wasze wpisy, że chcielibyście już poznać finał mojej historii, ale niestety muszę was zmartwić, bo ja sam go nie znam.
Każdy kolejny dzień daje nowy jej odcinek i jak to się wszystko skończy to wie tylko Ten, który jest gdzieś wysoko i spokojnie patrzy na nasze poczynania na tym ziemskim padole.
Pozdrawiam wszystkich i życzę spokojnej nocy.

1,629

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Przyszłość, czy mogłabyś napisać, w jakich punktach się nie zgadzasz i przedstawić swoje poglądy?

1,630

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, nie odpowiedziałeś na moje pytanie,  jedynie potwierdziłeś jego pierwszą część.
Unikasz odpowiedzi? Ok, jeśli tak faktycznie jest.

1,631

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze

Rzadko udzielam się w Twoim wątku, ale jestem jego wiernym czytelnikiem i życzę Ci, aby Tobie się udało ( z żoną czy bez ) i abyś zaczął być szczęśliwy i spełniony..
Wybacz ale teraz parę słów do dziewczynek, które założyły sobie na Twoim wątku swoiste TWA i nie zważając na czyjekolwiek uczucia dają upust swoim niejednokrotnie rynsztokowym wypowiedziom.
Drogie Panie, bez względu na to co zrobiła żona Piotra i jak bardzo go zraniła, to nie macie prawa ubliżać jej wymyślać fikcyjnych scenariuszy z obrazowymi scenkami jej możliwych zachowań. To co robicie jest obrzydliwe.. Ciekawe jakbyście się czuły, gdyby ktokolwiek odnosił się w ten sposób do osób wam bliskim np. Waszych rodziców, czy dzieci..
Piotra historia nie jest wyjątkowa, jest jedną z wielu, a jego żona dopuściła się zdrady, nie zabójstwa..
Nie wiem skąd więc w Was tule jadu i uwielbienia dla wypowiedzi Elle, której porównania są co najmniej niesmaczne.
Nie odnoszę się do tego czy Elle ma racje w swoich wypowiedziach czy nie, ale sama forma jest niedopuszczalna..

1,632 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-04-28 10:45:22)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Enona napisał/a:

Przyszłość, czy mogłabyś napisać, w jakich punktach się nie zgadzasz i przedstawić swoje poglądy?

Enona,
Niechętnie, ale tak na szybko postaram się spełnić Twoją prośbę.
Jednak uprzednio muszę zaznaczyć, że ja generalnie zgadzam się z sensem i treścią wypowiedzi Elle, z ich ogólnym wydźwiękiem. Ja "protestuję" przeciwko 0-1 podchodzeniu do tematu i generalizowaniu.



Elle88 napisał/a:

Analogicznie: Zapytaj jakiegokolwiek faceta, który stracił głowę dla kochanki jak smakuje potem seks z żoną, od której się w te ramiona kochanki uciekło. To jak 'pamięć mięśniowa' -tego się nie wymaże z głowy, no, chyba że lepszym jeszcze doświadczeniem/emocjami (seksem). W większości przypadków to niemożliwe, bo zdradzający wchodząc w relację z kochankiem/-ką na nowo jakby 'koduje' swoją seksualność tak, że od tej pory jego ciało przyzwyczaja się do innych/nowych bodźców i to je będzie z podnieceniem ściśle kojarzyć.

Także od tej pory mąż/żona/stały partner to będzie opcja podstawowa, a kochaś (porzucony czy porzucający) -wersja upgradowana i pełna sentymentów (patrz obrona kochanka przez starą Piotrka) itd. etc.

Myślę, że powyższe baaaardzo często jest prawdziwe, ale krzywdzące jest uogólnianie i rozciągania jej na wszystkie, czy też większość przypadków romansowania. Powiedziałabym, że po zdradzie/romansie oboje partnerzy mogą wypracować/zakodować w kontaktach seksualnych nową "jakość". Z własnego doświadczenia mogę napisać, że chociaż może się wydawać, że po wielu latach wspólnej relacji seksualnej trudno o zaskoczenie, to jednak w rzeczywistości okazuje się to realne, a nowe doświadczenia "przykrywają" poprzednie. Zresztą takie przykrycie dotyczy takźe innych aspektów wspólnej relacji.
Oczywiście, nic się samo nie zadzieje. Myślę, że jeśli zdradzacz i zdradzony po prostu wracają do starej relacji zamiast budować nową, to zdradzający faktycznie pozostaje emocjonalnie w związku z kochanką/kiem i w zakodowanej w tamtej relacji seksualności.

Elle88 napisał/a:

Enona :  Wg mojego doświadczenia i przekonania, osoba zdradzana tylko w 1 przypadku nie odczuwa obrzydzenia przed kontaktem fizycznym z partnerem, który zdradził/zdradza - gdy ma ciągoty (uświadomione lub nie) w kierunku bycia rogaczem.

W innym wypadku powrót do sytuacji sprzed zdrady, a co za tym idzie - do pełnej bliskości wymaga czasu, duuużo czasu, wielkiej wyrozumiałości, cierpliwości i starań o odbudowanie zaufania po stronie zdradzającego. Inaczej jest to dla osoby oszukanej niemożliwe i wysoce odrzucające.

Chociaż ja sama po zdradzie czułam obrzydzenie do swojego zdradzacza i dokładnie tak jak piszę Elle potrzebowałam czasu oraz przekonywujących starań z jego strony, aby to odczucie zniwelować, to znam kilka osób po zdradzie, które właściwie bez jakiejkolwiek pauzy wróciły do bliskości fizycznej. Nawet przez chwilę nie posądza(ła)m te osoby o ekscytowanie się (świadome czy nie) faktem bycia rogaczem. Sądzę, że było to raczej spowodowane histeryczną próbą "uwiedzenia" zdradzacza w obliczu strachu uwarunkowanego wizją samotności. Jest to dla mnie osobiście poniżająco-odrzucające, ale myślę, że dość powszechne i nie mające nic wspólnego z ciągotami w kierunku posiadania poroża.
Jestem przekonana, że w sporej części historii pojawiających się na forum stykamy się także z pragnieniem osoby zdradzonej do odzyskania przedmiotu a nie podmiotu dotychczasowej relacji (tak odbieram sytuację Piotra). Ale bynajmniej nie jest to miłość, prędzej poczucie przynależności albo wspólnoty, więzi. Wówczas seks staje się tylko środkiem do celu, jednak skazanym raczej na niepowodzenie.

Elle88 napisał/a:

1. Czy chęć powrotu do stałego partnera po zdradzie istnieje naprawdę, czy jest jakąś fikcją literacką,

Oczywiście - istnieje. Pytanie o motywacje. Jak wiemy (również z tego Forum) bywają różne, niestety w większości to powody drugorzędne z punktu widzenia autentyzmu uczuć, jak np.: wygoda, niechęć do rewolucji w życiu (kwestie ekonomiczne, ew. podział majątku, małe dzieci, "co ludzie powiedzą?!" etc.) Znacznie rzadziej powodem jest faktyczna skrucha - trudno o niej mówić, gdy ktoś znika nam z pola widzenia na długie tygodnie, miesiące czy nawet lata (!) i wchodzi w romans na całego.
Za "pomyłkę" i "wypadek przy pracy" -choć mocno naciągany to termin, to jeszcze jak Cię mogę gdy jest to jednorazowa sytuacja. W innym wypadku mamy celowe i przemyślane działanie, bez sentymentów, bez rozterek i wewnętrznego rozdarcia, nie czarujmy się.

Znowu mam problem z powodu generalizowania i uogólniania. Pewnie często można powyższe uznać za fakt, ale nie jest to regułą.
Już to tutaj pisałam, ale powtórzę.
Z moich doświadczeń wynika, że jeśli światem zdradzacza zatrzęsienie w posadach, gdy uświadomi sobie perfidię własnych działań, gdy dotrze do prawdziwych źródeł swojego zachowania, zyskując zupełnie nową perspektywę i docierając do PRAWDY, tylko wówczas jest szansa na prawdziwą skruchę i rzeczywiste pragnienie powrotu do stałego partnera i podjęcia wysiłku naprawienia wyrządzonej krzywdy. I nie ma tu znaczenia, czy zdrada była jednorazowa, czy mamy do czynienia z długotrwałym romansem.
Jednak często sytuacja jest faktycznie taka, jak opisuje Elle i jaką często obserwujemy tutaj na forum: gdy zdradzacz uświadamia sobie tylko własne koszty i straty i/lub dochodzi do wniosku, że kochanek/ka to gorsza opcja i tylko powierzchownie skruszony wraca do stałego partnera, uzyskując właściwie "darmowe" wybaczenie (zresztą podobnie jest gdy trafia w ramiona naiwnej kochanki).



Chciałabym jeszcze nawiązać do jednego postu. Myślę, że dużo racji w swojej wypowiedzi ma złata, która napisała, że drugą osobę kocha się za coś. Doprecyzowałabym, że drugą osobę kocha się za to, jaka ta osoba jest, za jej wyjątkowość w naszym odbiorze. Po zdradzie jednak ta wyjątkowa dla nas osoba traci swoją wyjątkowość. Osobiście, uważam za rodzaj makabrekski historie, gdzie zdradzone osoby piszą jak bardzo kochają zdradzacza. Dla mnie to jakiś absurd i samooszukiwanie. Chyba faktycznie trzeba mieć inklinacje do noszenia z dumą poroża, aby deklarować bezwarunkową miłość do zdradzacza. Częściej jednak są to nieuświadomine emocje zdradzonego: strachy, lęki i obawy.



Po co Enona drążysz ten temat? Wyciągasz wnioski na przyszłość czy myślisz o reaktywacji związku ze zdradzaczem? Jeśli to drugie to szczerze i serdecznie odradzam.



Piotr,
Sorki za off-topic.

1,633 Ostatnio edytowany przez Lexpar (2015-04-28 10:52:51)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takata napisał/a:

Piotrze

Rzadko udzielam się w Twoim wątku, ale jestem jego wiernym czytelnikiem i życzę Ci, aby Tobie się udało ( z żoną czy bez ) i abyś zaczął być szczęśliwy i spełniony..
Wybacz ale teraz parę słów do dziewczynek, które założyły sobie na Twoim wątku swoiste TWA i nie zważając na czyjekolwiek uczucia dają upust swoim niejednokrotnie rynsztokowym wypowiedziom.
Drogie Panie, bez względu na to co zrobiła żona Piotra i jak bardzo go zraniła, to nie macie prawa ubliżać jej wymyślać fikcyjnych scenariuszy z obrazowymi scenkami jej możliwych zachowań. To co robicie jest obrzydliwe.. Ciekawe jakbyście się czuły, gdyby ktokolwiek odnosił się w ten sposób do osób wam bliskim np. Waszych rodziców, czy dzieci..
Piotra historia nie jest wyjątkowa, jest jedną z wielu, a jego żona dopuściła się zdrady, nie zabójstwa..
Nie wiem skąd więc w Was tule jadu i uwielbienia dla wypowiedzi Elle, której porównania są co najmniej niesmaczne.
Nie odnoszę się do tego czy Elle ma racje w swoich wypowiedziach czy nie, ale sama forma jest niedopuszczalna..

takata nie jestem kobietą.
Jestem facetem i wierz mi, że żona Piotra to kobieta nie godna uwagi, to ( nie będę używał słów powszechnie uznawanych za wulgarne).....zwykła ........ etc.
Dla mnie jak matka opuszcza swoje dzieci i leci do kochanka to jest śmieciem.
Owszem, nie musi kochać ojca swoich dzieci.
Ale jest jakaś kolej rzeczy.
Czyli, odchodzę od męża, zabieram dzieci i oddaję się kochankowi.

1,634

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Lexpar
Czytam wątek Piotra i wiem co zrobiła jego żona jemu i ich dzieciom.
Fatalna sprawa, ale nie jest to powód, aby ją upokarzać i wyzywać..
Jeśli adwersarze tego wątku nie szanują jej to niech uszanują Piotra..
To przecież jego żona i matka jego dzieci i bez względu na to jak się zachowała zawsze nią będzie..

Można powiedzieć wszystko, ale niech to ma jakiś poziom i nie ubliża autorowi i inny czytelnikom, którzy życzą Piotrowi jak najlepiej a i jego żony nie mają zamiaru publicznie linczować..

Piotr zrobi to, co sam postanowi i udowodnił to nie raz na tym forum. Jednym słowem psy szczekają a karawana  jedzie dalej, bez względu na to czy w dobrym kierunku czy nie...

1,635

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takata napisał/a:

Lexpar
Czytam wątek Piotra i wiem co zrobiła jego żona jemu i ich dzieciom.
Fatalna sprawa, ale nie jest to powód, aby ją upokarzać i wyzywać..
Jeśli adwersarze tego wątku nie szanują jej to niech uszanują Piotra..
To przecież jego żona i matka jego dzieci i bez względu na to jak się zachowała zawsze nią będzie..

Można powiedzieć wszystko, ale niech to ma jakiś poziom i nie ubliża autorowi i inny czytelnikom, którzy życzą Piotrowi jak najlepiej a i jego żony nie mają zamiaru publicznie linczować..

Piotr zrobi to, co sam postanowi i udowodnił to nie raz na tym forum. Jednym słowem psy szczekają a karawana  jedzie dalej, bez względu na to czy w dobrym kierunku czy nie...

Żona Piotra sama się upokorzyła i nadała sobie nazwę .. i sama siebie , Piotra i swojej rodziny nie uszanowała.
Więc wybacz, ale Twoje oburzenie jest co najmniej nie na miejscu.
I tak , masz rację - niestety matką tych biednych dzieci zawsze będzie.. bo co do bycia żoną .. słyszałaś o rozwodach ???

Poziom to powinna pani żona trzymać , a nazywanie po imieniu zdarzeń i osób  - to nie my ubliżamy Piotrowi i jego żonie . . ale ona i jej zachowanie. I nie tylko jak zdradzała, teraz jej postawa jest kolejnym ubliżaniem Piotrowi i rodzinie... a idąc dalej .. Piotr sam się upokarza zgadzając się a jej "postawę "...

Forum jest dla wszystkich, każdy kto ma chęć może wyrazić swoją opinię .. to jeden z elementów wolności słowa .. i wybacz . linczu publicznego nie ma - bo ani Piotr ani jego puszczalska żona nie są osobami publicznymi... no chyba że ktoś zna adres  ???:)

Mnie jak nie pasują wpisy i style autorów .. to nie czytam, nie piszę .. i  "IDĘ dalej "... ale nikogo nie umoralniam...

pozdrawiam ciepło tongue

1,636 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2015-04-28 13:44:54)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takata napisał/a:

Piotrze

Rzadko udzielam się w Twoim wątku, ale jestem jego wiernym czytelnikiem i życzę Ci, aby Tobie się udało ( z żoną czy bez ) i abyś zaczął być szczęśliwy i spełniony..
Wybacz ale teraz parę słów do dziewczynek, które założyły sobie na Twoim wątku swoiste TWA i nie zważając na czyjekolwiek uczucia dają upust swoim niejednokrotnie rynsztokowym wypowiedziom.
Drogie Panie, bez względu na to co zrobiła żona Piotra i jak bardzo go zraniła, to nie macie prawa ubliżać jej wymyślać fikcyjnych scenariuszy z obrazowymi scenkami jej możliwych zachowań. To co robicie jest obrzydliwe.. Ciekawe jakbyście się czuły, gdyby ktokolwiek odnosił się w ten sposób do osób wam bliskim np. Waszych rodziców, czy dzieci..
Piotra historia nie jest wyjątkowa, jest jedną z wielu, a jego żona dopuściła się zdrady, nie zabójstwa..
Nie wiem skąd więc w Was tule jadu i uwielbienia dla wypowiedzi Elle, której porównania są co najmniej niesmaczne.
Nie odnoszę się do tego czy Elle ma racje w swoich wypowiedziach czy nie, ale sama forma jest niedopuszczalna..

Niestety, Takata masz racje... ale to do Nich nie dotrze... .

Żeby nie było, też czasem tracę cierpliwość w niektórych wątkach, i "ponosi mnie", ale staram się nie przeginać, czy mi się udaje czy nie, to nie mnie to oceniać.

1,637

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

przykro się czyt takie historie sad

1,638

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
chceuciekacstad napisał/a:
takata napisał/a:

Lexpar
Czytam wątek Piotra i wiem co zrobiła jego żona jemu i ich dzieciom.
Fatalna sprawa, ale nie jest to powód, aby ją upokarzać i wyzywać..
Jeśli adwersarze tego wątku nie szanują jej to niech uszanują Piotra..
To przecież jego żona i matka jego dzieci i bez względu na to jak się zachowała zawsze nią będzie..

Można powiedzieć wszystko, ale niech to ma jakiś poziom i nie ubliża autorowi i inny czytelnikom, którzy życzą Piotrowi jak najlepiej a i jego żony nie mają zamiaru publicznie linczować..

Piotr zrobi to, co sam postanowi i udowodnił to nie raz na tym forum. Jednym słowem psy szczekają a karawana  jedzie dalej, bez względu na to czy w dobrym kierunku czy nie...

Żona Piotra sama się upokorzyła i nadała sobie nazwę .. i sama siebie , Piotra i swojej rodziny nie uszanowała.
Więc wybacz, ale Twoje oburzenie jest co najmniej nie na miejscu.
I tak , masz rację - niestety matką tych biednych dzieci zawsze będzie.. bo co do bycia żoną .. słyszałaś o rozwodach ???

Poziom to powinna pani żona trzymać , a nazywanie po imieniu zdarzeń i osób  - to nie my ubliżamy Piotrowi i jego żonie . . ale ona i jej zachowanie. I nie tylko jak zdradzała, teraz jej postawa jest kolejnym ubliżaniem Piotrowi i rodzinie... a idąc dalej .. Piotr sam się upokarza zgadzając się a jej "postawę "...

Forum jest dla wszystkich, każdy kto ma chęć może wyrazić swoją opinię .. to jeden z elementów wolności słowa .. i wybacz . linczu publicznego nie ma - bo ani Piotr ani jego puszczalska żona nie są osobami publicznymi... no chyba że ktoś zna adres  ???:)

Mnie jak nie pasują wpisy i style autorów .. to nie czytam, nie piszę .. i  "IDĘ dalej "... ale nikogo nie umoralniam...

pozdrawiam ciepło tongue

Ja zgadzam się z Takata.
Jak zauważyłaś, forum jest dla wszystkich, więc takie osoby jak Takata też mają prawo wyrazić swoje zdanie, a to, że jest odmienne od Twojego nie znaczy od razu, że gorsze i moralizujące... .

Aaaa i co poniektórzy też umoralniają i jakoś ich nie krytykujesz (chodzi o żonę Piotra).

Żeby nie było , Wy naprawdę macie sporo racji w tym, co piszecie, ale można to wyrazić w mniej dosadny, uwłaczający konkretną osobę sposób.

I pamiętajmy, to jest życie Autora, nie nasze. My możemy napisać Mu co sądzimy, ale to czy skorzysta z naszych rad, to już nie nasza sprawa.

1,639

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Krejzolka82 napisał/a:
chceuciekacstad napisał/a:
takata napisał/a:

Lexpar
Czytam wątek Piotra i wiem co zrobiła jego żona jemu i ich dzieciom.
Fatalna sprawa, ale nie jest to powód, aby ją upokarzać i wyzywać..
Jeśli adwersarze tego wątku nie szanują jej to niech uszanują Piotra..
To przecież jego żona i matka jego dzieci i bez względu na to jak się zachowała zawsze nią będzie..

Można powiedzieć wszystko, ale niech to ma jakiś poziom i nie ubliża autorowi i inny czytelnikom, którzy życzą Piotrowi jak najlepiej a i jego żony nie mają zamiaru publicznie linczować..

Piotr zrobi to, co sam postanowi i udowodnił to nie raz na tym forum. Jednym słowem psy szczekają a karawana  jedzie dalej, bez względu na to czy w dobrym kierunku czy nie...

Żona Piotra sama się upokorzyła i nadała sobie nazwę .. i sama siebie , Piotra i swojej rodziny nie uszanowała.
Więc wybacz, ale Twoje oburzenie jest co najmniej nie na miejscu.
I tak , masz rację - niestety matką tych biednych dzieci zawsze będzie.. bo co do bycia żoną .. słyszałaś o rozwodach ???

Poziom to powinna pani żona trzymać , a nazywanie po imieniu zdarzeń i osób  - to nie my ubliżamy Piotrowi i jego żonie . . ale ona i jej zachowanie. I nie tylko jak zdradzała, teraz jej postawa jest kolejnym ubliżaniem Piotrowi i rodzinie... a idąc dalej .. Piotr sam się upokarza zgadzając się a jej "postawę "...

Forum jest dla wszystkich, każdy kto ma chęć może wyrazić swoją opinię .. to jeden z elementów wolności słowa .. i wybacz . linczu publicznego nie ma - bo ani Piotr ani jego puszczalska żona nie są osobami publicznymi... no chyba że ktoś zna adres  ???:)

Mnie jak nie pasują wpisy i style autorów .. to nie czytam, nie piszę .. i  "IDĘ dalej "... ale nikogo nie umoralniam...

pozdrawiam ciepło tongue

Ja zgadzam się z Takata.
Jak zauważyłaś, forum jest dla wszystkich, więc takie osoby jak Takata też mają prawo wyrazić swoje zdanie, a to, że jest odmienne od Twojego nie znaczy od razu, że gorsze i moralizujące... .

Aaaa i co poniektórzy też umoralniają i jakoś ich nie krytykujesz (chodzi o żonę Piotra).

Żeby nie było , Wy naprawdę macie sporo racji w tym, co piszecie, ale można to wyrazić w mniej dosadny, uwłaczający konkretną osobę sposób.

I pamiętajmy, to jest życie Autora, nie nasze. My możemy napisać Mu co sądzimy, ale to czy skorzysta z naszych rad, to już nie nasza sprawa.

i dlatego ja pisze co sądzę, i skoro ten wpis skierowałaś do mnie , to czytaj proszę ze  zrozumieniem. smile nie napisałam że czyjeś zdanie jest gorsze .

A o tym czyje to życie jest .. wiemy wszyscy.
I nie po to tu jesteśmy by owijać w bawełnę i karmić kogokolwiek mrzonkami " żyli długo i szczęśliwie " . Każdy z nas pisze co widzi, a często jak ma doświadczenia w podobnej materii .. to co  czuje , co przeżył.. i te rady najcenniejsze .



Nie wiem dlaczego przypomniał mi się wpis oburzonego Piotra .. po tym jak córka kochanka nazwała jego żonę .... zgodnie z jej zachowaniem . ... zaślepienie Piotra zrozumiałe.. ale domaganie się jakiś szacunków dla tego typu osób jak jego żona.... no nie qumam celu.

1,640 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-04-28 15:26:47)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Przyszłość , Ja nie widzę sprzeczności w tym co dopisałaś Ty, a wcześniej napisałam ja smile Po prostu doprecyzowałaś temat o 'wyjątkowe' przypadki i jak najbardziej ma to sens.
Ale ja często odnoszę się do pewnych schematów i wzorców zachowań, które pokazują pewną tendencję i skłonności, które w 99% się z reguły sprawdzają, głównie dlatego, że znając sposób myślenia i zachowanie danej osoby na dany moment (oraz z przeszłości) i wiedząc, że nie podjęła ona (ani nie przewiduje podjąć w najbliższym czasie) intensywnej pracy nad sobą i samorozwojem, można bardzo łatwo i z dużą dozą prawdopodobieństwa przewidzieć dalszy rozwój wypadków z finałem włącznie.
Co innego, gdy ktoś w trakcie lub zaraz po tym, jak 'narobił gnoju', jest otwarty na poszerzanie świadomości, terapie, etc. i sam szuka sposobów, wyraża ku zmianie chęci, ale jak widzimy w przyp. Piotrka i 3/4 innych, to są sytuacje liczone w promilach procenta.

1,641 Ostatnio edytowany przez Krejzolka82 (2015-04-28 15:42:09)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
chceuciekacstad napisał/a:
Krejzolka82 napisał/a:
chceuciekacstad napisał/a:

Żona Piotra sama się upokorzyła i nadała sobie nazwę .. i sama siebie , Piotra i swojej rodziny nie uszanowała.
Więc wybacz, ale Twoje oburzenie jest co najmniej nie na miejscu.
I tak , masz rację - niestety matką tych biednych dzieci zawsze będzie.. bo co do bycia żoną .. słyszałaś o rozwodach ???

Poziom to powinna pani żona trzymać , a nazywanie po imieniu zdarzeń i osób  - to nie my ubliżamy Piotrowi i jego żonie . . ale ona i jej zachowanie. I nie tylko jak zdradzała, teraz jej postawa jest kolejnym ubliżaniem Piotrowi i rodzinie... a idąc dalej .. Piotr sam się upokarza zgadzając się a jej "postawę "...

Forum jest dla wszystkich, każdy kto ma chęć może wyrazić swoją opinię .. to jeden z elementów wolności słowa .. i wybacz . linczu publicznego nie ma - bo ani Piotr ani jego puszczalska żona nie są osobami publicznymi... no chyba że ktoś zna adres  ???:)

Mnie jak nie pasują wpisy i style autorów .. to nie czytam, nie piszę .. i  "IDĘ dalej "... ale nikogo nie umoralniam...

pozdrawiam ciepło tongue

Ja zgadzam się z Takata.
Jak zauważyłaś, forum jest dla wszystkich, więc takie osoby jak Takata też mają prawo wyrazić swoje zdanie, a to, że jest odmienne od Twojego nie znaczy od razu, że gorsze i moralizujące... .

Aaaa i co poniektórzy też umoralniają i jakoś ich nie krytykujesz (chodzi o żonę Piotra).

Żeby nie było , Wy naprawdę macie sporo racji w tym, co piszecie, ale można to wyrazić w mniej dosadny, uwłaczający konkretną osobę sposób.

I pamiętajmy, to jest życie Autora, nie nasze. My możemy napisać Mu co sądzimy, ale to czy skorzysta z naszych rad, to już nie nasza sprawa.

i dlatego ja pisze co sądzę, i skoro ten wpis skierowałaś do mnie , to czytaj proszę ze  zrozumieniem. smile nie napisałam że czyjeś zdanie jest gorsze .

A o tym czyje to życie jest .. wiemy wszyscy.
I nie po to tu jesteśmy by owijać w bawełnę i karmić kogokolwiek mrzonkami " żyli długo i szczęśliwie " . Każdy z nas pisze co widzi, a często jak ma doświadczenia w podobnej materii .. to co  czuje , co przeżył.. i te rady najcenniejsze .



Nie wiem dlaczego przypomniał mi się wpis oburzonego Piotra .. po tym jak córka kochanka nazwała jego żonę .... zgodnie z jej zachowaniem . ... zaślepienie Piotra zrozumiałe.. ale domaganie się jakiś szacunków dla tego typu osób jak jego żona.... no nie qumam celu.

Chceuciekacstad, zawsze staram się czytać ze zrozumieniem, ale w" praniu wychodzi" czy mi się udało:)
Oczywiście masz rację, że nie spodobało Ci się moje słowo "gorsze" , po prostu złego słowa użyłam, sorki.
Ale zrozumiałam naprawdę Twój post.

Najlepsze w tym wszystkim jest to,  że nam piszącym w tym wątku  chodzi o to samo , tylko każdy z nas używa innych słów, innych sformułowań... .
I na tym może zakończmy ten "wątek w wątku":)

Pozdrawiam Cię:)

1,642

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

#1624

Elle88 napisał/a:

(..)
EDIT:  Zwróćcie teraz uwagę jak w kontekście tego o czym piszemy brzmi tytuł tego wątku, nadany przez Piotra smile
Czy aby na pewno nie pomylił się co do podmiotu swojego pytania i zamiast żony nie powinno być: "Czy ratować SIEBIE z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?"
Piotr zdecydowanie sobie SIEBIE odpuścił wink(...)

#1071

arcymiś napisał/a:

(...)
I tytuł wątku powinien być chyba inny.
"Ratować męża z toksycznej miłości czy sobie odpuścić"

Piotr postanowi oszukiwać się metodycznie -etapami.Ciekawi mnie tylko ,co teraz wymyślisz.Bo to co robisz nie miało i nadal  nie ma absolutnie żadnego sensu.

1,643

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrek,
emocje emocjami, ale nie trać rozumu i zabezpiecz swoją przyszłość.
To nie powinno tak wyglądać, wspólczuję, bo pewnie liczyłeś  na skruchę
i na słowa : ale byłam głupia, mogłam stracić takiego mężczyznę , jak Ty.... teraz już zawsze i na wieczność tylko Ty...
A tu lipa. Serio, zadbaj o swoje sprawy finansowe,mieszkaniowe , abyś nie został na lodzie.

1,644

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ja nie będę robić z Piotra sobie polewki

Tragiczne jest w tej historii to, że ani ona nic nie zrozumiała, ale i Piotr nic nie zrozumiał
Pisałem, że będzie przegrywał w jej głowie porównanie z kochankiem?
I przegrywa.
Gdyby Piotr wykorzystał rady, jakie tutaj otrzymał, byłaby jakaś minimalna ale szansa.
No cóż, również wcześniej pisałem, że decyzja już zapadła tylko resztki uczucia jeszcze ją blokują.
Ale rozpoczęło się końcowe odliczanie
Zegar odlicza nieubłaganie czas do katastrofy.
Szkoda, że większość żeby zrozumieć najpierw musi boleśnie doświadczyć tego na własnej skórze.

Rozmawiałam z osobami, które zdradziły i po powrocie do małżonka wcale nie miały jakichś sentymentów do ubocznego związku, a wręcz nie mogły na te osoby patrzeć, o nich wspominać

Tia, na pewno. smile
To  mechanizm wyparcia i zaklinania rzeczywistości
Efekt wstydu i upokorzenia, jakiego doznaje zakochana w kochanku kobieta, gdy zamiast nowego etapu życia u jego boku, brutalnie jej uświadomiono, że była dla niego wyłącznie vaginą.

1,645

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Krótko, bo mnóstwo dziś wieczór pracy. Przyszłość, dziękuję za odpowiedź. Wiem, że nie jest ona łatwa. Drążę, żeby zrozumieć przeszłość i jakoś zintegrować zło, które zaistniało, z dobrem. Dlatego wszystkim krytykom odpowiadam, że nie ma tu złośliwości i obrażania autora. Gdyby była, musiałabym sama siebie obrażać. Jest tendencja do drążenia, by zbliżyć się do istoty sprawy. A że to często błądzenie, a że ta istota cuchnie i boli? Cóż...

Niemniej jednak, jeśli Piotrze, czujesz się w jakikolwiek sposób dotknięty, bardzo ze swojej strony przepraszam.

1,646

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
After napisał/a:

Ja nie będę robić z Piotra sobie polewki

Tragiczne jest w tej historii to, że ani ona nic nie zrozumiała, ale i Piotr nic nie zrozumiał
Pisałem, że będzie przegrywał w jej głowie porównanie z kochankiem?
I przegrywa.
Gdyby Piotr wykorzystał rady, jakie tutaj otrzymał, byłaby jakaś minimalna ale szansa.
No cóż, również wcześniej pisałem, że decyzja już zapadła tylko resztki uczucia jeszcze ją blokują.
Ale rozpoczęło się końcowe odliczanie
Zegar odlicza nieubłaganie czas do katastrofy.
Szkoda, że większość żeby zrozumieć najpierw musi boleśnie doświadczyć tego na własnej skórze.

Rozmawiałam z osobami, które zdradziły i po powrocie do małżonka wcale nie miały jakichś sentymentów do ubocznego związku, a wręcz nie mogły na te osoby patrzeć, o nich wspominać

Tia, na pewno. smile
To  mechanizm wyparcia i zaklinania rzeczywistości
Efekt wstydu i upokorzenia, jakiego doznaje zakochana w kochanku kobieta, gdy zamiast nowego etapu życia u jego boku, brutalnie jej uświadomiono, że była dla niego wyłącznie vaginą.

After , dorzuć do pieca bo wygasa , a nie widać tu przyszłości...

1,647

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witam wszystkich.
Chciałbym wam powiedzieć, że jestem wdzięczny wam wszystkim za wypowiadania swoich opinii w moim wątku. Zdaję sobie sprawę, że jest to miejsce publiczne i opisując tu moją historię brałem pod uwagę to, że spotkam się z różnymi opiniami.
Wiem, że w większości życzycie mi dobrze, a sposób w jaki piszecie absolutnie mi nie przeszkadza i tym bardziej nie czuję się w jakiś szczególny sposób urażony przez kogokolwiek. Nie należę do ludzi małostkowych, mam dystans do siebie i wiem, że co niektóre bardziej dosadne wpisy, nie wynikają ze złośliwości ich autorów lecz ze sposobu ich komunikacji.Taka już ludzka natura, że niektórzy dość dosadnie nazywają rzeczy po imieniu, a inni robią to w bardziej stonowany sposób, więc daleki jestem od unoszenia się honorem, czy obrażania na kogokolwiek.
Pozdrawiam wszystkich i życzę spokojnej nocy. smile

1,648

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
NieZnamSiebie napisał/a:

Piotrze, nie odpowiedziałeś na moje pytanie,  jedynie potwierdziłeś jego pierwszą część.
Unikasz odpowiedzi? Ok, jeśli tak faktycznie jest.

Nie unikam odpowiedzi, wczoraj odpisałem ogólnie, na te kwestie które mi się najbardziej zakodowały.
Wracając do Twojego pytania. Uważam, że jest pewna różnica w zakończeniu związku w sytuacji gdy oboje rodzice są w domu razem z dziećmi, kiedy nie ma fizycznie osób trzecich ich rozdzielających.
Dzieci zdawały sobie sprawę co zrobiła ich matka i szczególnie starszy syn pewnie nie zapomni tego nigdy.
Ja pozwalając na jej powrót chciałem doprowadzić do sytuacji, aby widziały, że pomimo wyrządzonej nam przez nią krzywdy, nie skreśliłem jej i chciałem dać szansę na dalsze trwanie naszej rodziny w pełnym składzie.
Myślę, że jeżeli teraz dojdzie do naszego rozstania to o wiele łatwiej będzie im wytłumaczyć dlaczego tak się stało, niż w sytuacji kiedy ich matki nie było przy nich.
Nie będą czuły się porzucone, a w przypadku rozwodów w sytuacji gdy jedno z rodziców wcześniej odchodzi do kochanka tak się często dzieje.
Myślę, że docenią to, że próbowałem mimo wszystko zachować znany im świat a, że mi się nie udało, to pewnie kiedyś zrozumieją.

1,649 Ostatnio edytowany przez złata (2015-04-29 04:37:59)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dobrych snów

1,650

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Ja cały czas mam nadzieję, że ona ocknie się z tego złego snu i do nas wróci. sad

Jeśli obraz tamtego gościa jest taki jak przedstawiłeś to albo wróci dosyć szybko, albo ma już przygotowany pozew rozwodowy i razem z nowym kochasiem kombinują jak ogołocić cię z kasy, jeśli to im się uda, to wtedy przypomni sobie także o dzieciach. Tym bardziej, że tamten gość zapewnie nie pali się do płacenia nawet za swoje, a co dopiero za obce dzieciaki.

Moja rada zajmij się teraz zabezpieczeniem spraw majątkowych, wspólne konta, pełnomocnictwa, zamki zmień w mieszkaniu to podstawa, w małżeństwie nie ma czegoś takiego jak kradzież, może pod twoją nieobecność podjechać ciężarówką i ogołocić ci kwadrat do pustych ścian. Szybko rozdzielność majątkowa, sprawdź czy już jakichś długów nie narobiła, czy nie ma czegoś kupionego np. na twoją działalność gospodarczą. I zacznij szukać adwokata ds. rozwodowych, jeżeli jakimś cudem temat się ułoży, to najwyżej nie skorzystasz z jego usług za które zapłacisz i będziesz parę tysi w plecy, a jeśli będzie ci potrzebny a nie będziesz go miał, to możesz wylądować na ulicy z alimentami i komornikiem na resztę życia.

Pamiętaj też, że kobiety prawie nigdy nie składają pozwów rozwodowych pod wpływem impulsu, czy chwilowego nastroju. Akurat w tej sprawie na ogół bywają bardzo wyrachowane i racjonalne, zwłaszcza gdy mają u boku kurdupla dwie lewe ręce, nieroba i dziecioroba. Chociaż tamten wcale nie musi naciskać na ten rozwód, ale naciskać będzie ona, żeby się z nią ożenił, więc wcześniej musi rozwieść się z tobą. W sądzie rodzinnym szykuj się na mordobicie, jeśli będzie z orzekaniem winy to krew się leje. Pamiętaj o planach sądowych tylko z adwokatem i co najwyżej z własnymi rodzicami i to pod warunkiem, że jesteś pewien, że nie wypaplają komukolwiek, nawet własnemu bratu, czy siostrze ani słowa o szczegółach takich spraw. Pamiętaj, że brat to brat, ale może mieć żonę, dla której ty jesteś obcy człowiek, a ona od dawna bratnia dusza. Dlatego też trzeba uważać, bo na takiej sprawie można mieć wbity nóż z najmniej oczekiwanej strony.

No a co do tego złego snu, jeśli koleś jest taki jak go opisałeś, to mogę się chyba bezpiecznie założyć, że szybko i równie gwałtownie się w nim odkocha, ale to nie będzie ani za tydzień, ani za miesiąc, może za trzy miesiące, pół roku, rok. Wtedy pewnie zrozumie, że zrobiła głupotę i chociaż nagadała ci straszynych rzeczy i zachowała się jak ostatnia, to znając życie jeśli będziesz wciąż sam to do ciebie wróci, honor to jest coś zupełnie abstrakcyjne dla kobiet, więc tego możesz się spodziewać. To za jakiś czas, ale teraz buzują feromony i hormony, jest zakochana i żadne racjonalne argumenty nie mają szans żeby chociaż jakieś wątpliwości wzbudzić. Taki stan jak przy dobrym urżnięciu się, teraz ona nie posłucha naprawdę nikogo w tej sprawie, nawet gdyby jej najlepsza psiapsiółka poradziła jej przemyśleć postępowanie, to nie posłucha, co najwyżej ją znienawidzi, bo każdy kto krytykuje, a już nie daj Boże przeszkadza to śmiertelny wróg, który stoi na drodze miłości. Wrogiem nr 1 jesteś ty. Przekonasz się o tym. Moja rada przypadkiem nie płaszcz się przed nią nie proś żeby wróciła itd... nie ma żadnych szans, że cię posłucha, tylko będziesz jeszcze bardziej upodlony. Ciężkie czasy przed tobą, ale co zrobisz, w łeb sobie strzelisz? Bez sensu? Ją zatłuczesz też bez sensu, może jakibyś jej parę razy wypłacił z liścia kiedy jeszcze byliście razem to sprawy potoczyły by się inaczej. A synom powiedz kim okazała się mamusia, to żaden wstyd szczególnie dla nich, żonę się wybiera, matkę się ma jaka by nie była.

A jak za czas jakiś przyjdzie z płaczem, że chce wszystko naprawić, to dzisiaj pewnie jeszcze byś się ucieszył, ale uwierz mi za rok sam już nie będziesz chciał. Bo po takim numerze to ja powiem, że nie bardzo sobie wyobrażam dalsze trwanie w związku np. gdyby to mnie dotyczyło. Gdyby ślubna się gdzieś na imprezie schlała i puściła z przystojnym ochroniarzem czy ratownikiem, a potem widziałbym autentyczne wyrzuty sumienia, tym bardziej, że gościa widziała po raz pierwszy w życiu, to może z czymś takim dałbym sobie radę i wybaczył. Oczywiście kontynuacja związku byłaby na innych zasadach, pani na krótkiej smyczy pod kontrolą, ewentualnie odwykówka alkoholowa, generalnie przez pierwsze lata żyłaby ze mną jak Arabem. Ale czegoś takiego jak wywinęła twoje, tego co powiedziała, tu już nie ma czego odbudowywać i wybaczać po prosty. Trzym się chłopie.

1,651

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wszystko ładnie pięknie.
Tylko, że Piotr NIE CHCE tego robić.

1,652

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
IsaBella77 napisał/a:

Wszystko ładnie pięknie.
Tylko, że Piotr NIE CHCE tego robić.

To czego on chce jest trzeciorzędne.On tu jest pasażerem.Stery są w innych rękach.Przy zdradzie najtrudniejsze jest to ,że zdradzony musi prawie zawsze postępować dokładnie odwrotnie do tego co zamierza.On jest cały czas na mentalnej smyczy.Nic się nie zmienia.A to ,że pańcia ciałem jest w "domu" nic nie znaczy.To obecnie żona -zombie.Horror klasy D się zrobił.

1,653

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Paweld1974 napisał/a:

Pamiętaj też, że kobiety prawie nigdy nie składają pozwów rozwodowych pod wpływem impulsu, czy chwilowego nastroju. Akurat w tej sprawie na ogół bywają bardzo wyrachowane i racjonalne,

Ciekawe spojrzenie ... A mężczyźni wg. Ciebie działają impulsywnie?  Zdradzają i myk pozew bez refleksji?  Dobre sobie

A! I potraktowanie żony z liścia. .. Honor dla kobiet to abstrakcja ...
Znawca sie znalazł ...

Napisałabym coś więcej ale chcę jeszcze zostać na tym forum...

Masakra!

1,654

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Minął więc miesiąc, Piotr i żonka dalej zapewne tworzą iluzję "idyllicznej" rodziny. Przyznam szczerze, nie wiem jakie znaczenie miało mieć to czy pójdzie do tego szamana, ale nawet tego nie jest w stanie zrobić. Często się zastanawiam jak to możliwe że Piotr nie czuje do siebie odrazy, że zezwala żeby takie "coś" chodziło po domu jak gdyby nigdy nic. Nie wiem jak niskie można mieć poczucie własnej wartości, żeby k***ę za żonę brać i jeszcze nic nie robić sobie z jej wyskoków. smile Prawdę powiedziawszy nie dziwię się, że jego żona się puszcza... Jak bym miał żonę, która siedzi cichutko pod miotłą, nie potrafi postawić na swoim i wziąć spraw w swoje ręce, nie mającą za grosz honoru i szacunku do siebie to prawdopodobnie nigdy by nie została moją żoną, albo ewentualnie jakbym był psycholem to też miałbym o niej takie zdanie albo też posuwałbym inne na boku. Piotr czasem ma przebłyski że coś jest nie tak ale zwykle tylko na chwilę i wtedy układa sobie "konsekwentny" plan działania który na widok żoneczki ze łzami lega szybko w niebycie. Żałosne, to nie jest mężczyzna.

1,655

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ezail napisał/a:

Minął więc miesiąc, Piotr i żonka dalej zapewne tworzą iluzję "idyllicznej" rodziny. Przyznam szczerze, nie wiem jakie znaczenie miało mieć to czy pójdzie do tego szamana, ale nawet tego nie jest w stanie zrobić. Często się zastanawiam jak to możliwe że Piotr nie czuje do siebie odrazy, że zezwala żeby takie "coś" chodziło po domu jak gdyby nigdy nic. Nie wiem jak niskie można mieć poczucie własnej wartości, żeby k***ę za żonę brać i jeszcze nic nie robić sobie z jej wyskoków. smile Prawdę powiedziawszy nie dziwię się, że jego żona się puszcza... Jak bym miał żonę, która siedzi cichutko pod miotłą, nie potrafi postawić na swoim i wziąć spraw w swoje ręce, nie mającą za grosz honoru i szacunku do siebie to prawdopodobnie nigdy by nie została moją żoną, albo ewentualnie jakbym był psycholem to też miałbym o niej takie zdanie albo też posuwałbym inne na boku. Piotr czasem ma przebłyski że coś jest nie tak ale zwykle tylko na chwilę i wtedy układa sobie "konsekwentny" plan działania który na widok żoneczki ze łzami lega szybko w niebycie. Żałosne, to nie jest mężczyzna.

A wedłóg Ciebie prawdziwy mężczyzna ma prawo lżyć matkę swoich dzieci od k...w, ma prawo poniżać ją przed nimi, ma prawo zapodać jej kopa i wywalić z domu? To chyba trochę inaczej nas wychowano.
Ona zrobiła straszną rzecz naszej rodzinie, nie twierdziłem i nie twierdzę, że jej to kiedykolwiek zapomnę i wybaczę.
Ale mimo tego, nie zamierzam jej traktować gorzej od naszego psa, który mieszka z nami. Co wedle Ciebie powinienem zrobić. Wygonić ją z domu? Zawieźć do jakiegoś schroniska dla bezdomnych? Ona i tak ma już przypiętą łatkę niezbyt pochlebną dla kobiety i będzie musiała z nią żyć.
A ja jeszcze nie wiem co zrobię, rozmawiałem z nią o tym. Pytałem jej co zrobi, jeśli dojdzie do rozwodu i od niej odejdę. Nie ukrywałem przed nią, że istnieje taka możliwość. Tylko, że ona w to nie wierzy i nie bierze pod uwagę tego, że to co zrobiła, zabiło dawnego jej męża i, że ja nie jestem już tą samą osobą co kilka miesięcy temu.

1,656

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

No, to trochę Piotr, czarna d..., takie poddanie się temu co los przyniesie. O ile ma to służyć zebraniu sił po dość dramatycznym okresie w Twoim życiu to ok, jeżeli to ma być sposób na życie, to szkoda życia. Już wiesz, że nie wybaczysz? Żona nie widzi zmian w Tobie, czy taki przyjęła "sposób" odpowiadania na dziwne w sumie pytanie w tej sytuacji?
Kopanie leżącego z pewnością nie definiuje prawdziwego mężczyzny.

1,657

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
złata napisał/a:

No, to trochę Piotr, czarna d..., takie poddanie się temu co los przyniesie. O ile ma to służyć zebraniu sił po dość dramatycznym okresie w Twoim życiu to ok, jeżeli to ma być sposób na życie, to szkoda życia. Już wiesz, że nie wybaczysz? Żona nie widzi zmian w Tobie, czy taki przyjęła "sposób" odpowiadania na dziwne w sumie pytanie w tej sytuacji?
Kopanie leżącego z pewnością nie definiuje prawdziwego mężczyzny.

Wiesz ja nie należę do ludzi którzy poddają się temu co los przyniesie. Staram się raczej sam definiować moją rzeczywistość.
Nie opisuję tu wszystkich wydarzeń z mojego życia, a dzieje się ostatnio wiele, bo nie czuję takiej potrzeby.
Żona była nauczona tego, że w każdej sytuacji mogła na mnie polegać, nigdy jej nie zawiodłem i była zawsze pewna tego, że jej nie okłamię i nigdy od niej nie odejdę do innej kobiety.
Ja natomiast nigdy nie zakładałem, że mógłbym ją zdradzić. Była jedyną kobietą mojego życia, przez własną głupotę straciła to wszystko.
Teraz podchodzę do mojego życia, tak jakbym wszystko zaczynał na nowo.
Moje małżeństwo w tej formie jakim było do tej pory dla mnie już nie istnieje.
Ona tego nie dostrzega, albo nie chce dostrzegać.
Myśli, że ja przejdę do porządku dziennego nad tym co zrobila i bardzo się myli w tym temacie.

1,658

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Myśli, że ja przejdę do porządku dziennego nad tym co zrobila i bardzo się myli w tym temacie.

Fajnie, że wreszcie to dostrzegłeś..
Ona NAPRAWDĘ w to wierzy i tak myśli i to jest największa kicha w tym temacie, bo to oznacza, że ona mając takie podejście nie czuje żadnego impulsu by się starać.


Muszę Cię zmartwić, ale ludzie o mentalności "przechodzimy nad największym syfem do porządku dziennego" to ci sami od wielkiego różowego słonia w salonie. Prędzej będzie próbowała zrobić z Ciebie histeryka i niepoczytalnego wariata niż wyjdzie milimetr ze swojego poczucia komfortu tak, by Tobie było lepiej psychicznie.

Ale przede wszystkim tak po prostu objawia się wypalenie uczuciowe, gdzie kompletnie zwisa nam i powiewa samopoczucie partnera, chcemy tylko świętego spokoju i żyć dniem dzisiejszym - i to jest jej podejście moim zdaniem.

1,659

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Myśli, że ja przejdę do porządku dziennego nad tym co zrobila i bardzo się myli w tym temacie.

Fajnie, że wreszcie to dostrzegłeś..
Ona NAPRAWDĘ w to wierzy i tak myśli i to jest największa kicha w tym temacie, bo to oznacza, że ona mając takie podejście nie czuje żadnego impulsu by się starać.


Muszę Cię zmartwić, ale ludzie o mentalności "przechodzimy nad największym syfem do porządku dziennego" to ci sami od wielkiego różowego słonia w salonie. Prędzej będzie próbowała zrobić z Ciebie histeryka i niepoczytalnego wariata niż wyjdzie milimetr ze swojego poczucia komfortu tak, by Tobie było lepiej psychicznie.

Ale przede wszystkim tak po prostu objawia się wypalenie uczuciowe, gdzie kompletnie zwisa nam i powiewa samopoczucie partnera, chcemy tylko świętego spokoju i żyć dniem dzisiejszym - i to jest jej podejście moim zdaniem.

I tu się z Toba zgodze w 100% Elle. Taka jest wlasnie moja żona. Zapatrzona w siebie, w jej komfort psychiczny i materialny. Myslaca o tym, ze ja zawsze bede przy niej, ale dla niej niestety ta piekna bajka niebawem sie skonczy.

1,660

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ech... Żebyś sam wierzył w to co piszesz.

Jest takie powiedzenie, "krowa, która dużo muczy.." i to tyczy się nie tylko seksu, ale ogólnie działania - im więcej gadania i ostrzegania przed tym, co się zamierza zrobić, tym mniej samego działania. Dostrzegasz też taką zależność?

Zrób coś, a potem nam o tym opowiedz, dla odmiany.

Po prostu szkoda Cię chłopie, ale najwyraźniej taki typ zadufanej w sobie egoistki Cię w głębszych pokładach podświadomości podnieca.

1,661 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-05-04 09:09:08)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

..Pytałem jej co zrobi, jeśli dojdzie do rozwodu i od niej odejdę. ...ona w to nie wierzy i nie bierze pod uwagę tego, że to co zrobiła, zabiło dawnego jej męża i, że ja nie jestem już tą samą osobą co kilka miesięcy temu.

Czyli inaczej mówiąc stwierdziła "nie strasz, nie strasz bo się zes.asz"
W ten sposób pokazuje Ci miejsce w szeregu (wg niej), że nie brała na poważnie tego co mówisz. Byłeś, jesteś i będziesz wyłącznie bankomatem.
Zero refleksji z jej strony, zero żalu. Ona wręcz nie żałuje tego co zrobiła.
Kolejna jazda to tylko kwestia czasu.

1,662

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Oj smutne to Piotrze wszystko.
Wydawało się że masz szanse żeby to wszystko jeszcze jakoś ułożyć a tu d....a.
Żona wróciła, ale teraz wyraźnie widać ze za szybko ją przyjąłes bo zabrakło  tu poniesienia konsekwencji przez nią, żeby poczuła co zrobiła.
Myślałeś że bedzie jak kiedyś w waszej rodzinie a okazało się że jej czyny i słowa tak bardzo zmieniły Ciebie, że Ty sam już nie jesteś w stanie wykrzesać z siebie entuzjamu dla tej idei waszej rodziny.
I jesteś znowu na rozdrożu, bo co byś nie postanowił co dalej to i tak bez ofiar się nie obejdzie.
Teraz jesteś nawet w gorszej sytuacji niz na początku bo to Ty będziesz odchodzącym, niby tym gorszym a tylko Ty bedziesz znał prawdę, ile Cię to kosztowało.
Oczywiście zaraz się odezwa Tu ci od ochrony majątków ale prawda jest taka że gdy w grę wchodzi miłość i rodzina to pieniądze gówno znaczą.
Faktycznie może ewentualny rozwód (nienawidzę tego słowa) jest jedynym sposobem aby Ona coś zrozumiała.
Ale może jest też jedyną szansą dla Ciebie, bo wierzysz w końcu że jeszcze znajdziesz szczęście więc jest jeszcze w Tobie wiara w ludzi mimo tego wszystkiego.

1,663 Ostatnio edytowany przez ezail (2015-05-04 18:00:33)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
ezail napisał/a:

Minął więc miesiąc, Piotr i żonka dalej zapewne tworzą iluzję "idyllicznej" rodziny. Przyznam szczerze, nie wiem jakie znaczenie miało mieć to czy pójdzie do tego szamana, ale nawet tego nie jest w stanie zrobić. Często się zastanawiam jak to możliwe że Piotr nie czuje do siebie odrazy, że zezwala żeby takie "coś" chodziło po domu jak gdyby nigdy nic. Nie wiem jak niskie można mieć poczucie własnej wartości, żeby k***ę za żonę brać i jeszcze nic nie robić sobie z jej wyskoków. smile Prawdę powiedziawszy nie dziwię się, że jego żona się puszcza... Jak bym miał żonę, która siedzi cichutko pod miotłą, nie potrafi postawić na swoim i wziąć spraw w swoje ręce, nie mającą za grosz honoru i szacunku do siebie to prawdopodobnie nigdy by nie została moją żoną, albo ewentualnie jakbym był psycholem to też miałbym o niej takie zdanie albo też posuwałbym inne na boku. Piotr czasem ma przebłyski że coś jest nie tak ale zwykle tylko na chwilę i wtedy układa sobie "konsekwentny" plan działania który na widok żoneczki ze łzami lega szybko w niebycie. Żałosne, to nie jest mężczyzna.

A wedłóg Ciebie prawdziwy mężczyzna ma prawo lżyć matkę swoich dzieci od k...w, ma prawo poniżać ją przed nimi, ma prawo zapodać jej kopa i wywalić z domu? To chyba trochę inaczej nas wychowano.
Ona zrobiła straszną rzecz naszej rodzinie, nie twierdziłem i nie twierdzę, że jej to kiedykolwiek zapomnę i wybaczę.
Ale mimo tego, nie zamierzam jej traktować gorzej od naszego psa, który mieszka z nami. Co wedle Ciebie powinienem zrobić. Wygonić ją z domu? Zawieźć do jakiegoś schroniska dla bezdomnych? Ona i tak ma już przypiętą łatkę niezbyt pochlebną dla kobiety i będzie musiała z nią żyć.
A ja jeszcze nie wiem co zrobię, rozmawiałem z nią o tym. Pytałem jej co zrobi, jeśli dojdzie do rozwodu i od niej odejdę. Nie ukrywałem przed nią, że istnieje taka możliwość. Tylko, że ona w to nie wierzy i nie bierze pod uwagę tego, że to co zrobiła, zabiło dawnego jej męża i, że ja nie jestem już tą samą osobą co kilka miesięcy temu.

Tak Piotrze - prawdziwy mężczyzna widzi świat takim jaki jest a nie takim jaki chciałby go widzieć. Nie masz za grosz konsekwencji, dawałeś jej miesiąc na "ogarnięcie się" cokolwiek by to znaczyło i jej wyraźną chęć odbudowy tej prowizorycznej miłości która Was łączyła. I co? Minął miesiąc, a Ty niby coś tam zaczynasz rozumieć, że to nie jest to ale dalej siedzisz cicho w dziurze i poza pomrukiwaniem, że odejdziesz - nie robisz nic. Już wyobrażam sobie jak mówisz żonie że odchodzisz i to koniec. Ona wtedy pada na kolana i prosi o wybaczenie i mówi że już nigdy nie wystawi tyłka komuś innemu, a Ty ze łzami w oczach mówisz że na to czekałeś i przyjmujesz ją jak królową. smile A potem znów będziesz zbierać resztki po obleśnych kolesiach Twojej żonki. Podobno macie wspólny dom. To nie jest skomplikowana sprawa żeby sprzedać dom, rozdzielić kasę na pół i weźmiesz z dzieciakami jakieś mieszkanie, jej zasądzą alimenty... Aha no zapomniałem - Ty nawet jak żoncia była z gachem to dawałeś jej kasę na prezenty dla Twoich dzieci. Może jeszcze poprosisz sąd o to aby zasądzili Ci alimenty na żonę? Bądź poważny - naprawdę uważasz się za mężczyznę? Nie chciałbym mieć takiego ojca, mój jest konsekwentnym moralistą i jakby przyszło co do czego to zrobiłby taki dym, że było by pozamiatane raz i na zawsze.

1,664

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ezail napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
ezail napisał/a:

Minął więc miesiąc, Piotr i żonka dalej zapewne tworzą iluzję "idyllicznej" rodziny. Przyznam szczerze, nie wiem jakie znaczenie miało mieć to czy pójdzie do tego szamana, ale nawet tego nie jest w stanie zrobić. Często się zastanawiam jak to możliwe że Piotr nie czuje do siebie odrazy, że zezwala żeby takie "coś" chodziło po domu jak gdyby nigdy nic. Nie wiem jak niskie można mieć poczucie własnej wartości, żeby k***ę za żonę brać i jeszcze nic nie robić sobie z jej wyskoków. smile Prawdę powiedziawszy nie dziwię się, że jego żona się puszcza... Jak bym miał żonę, która siedzi cichutko pod miotłą, nie potrafi postawić na swoim i wziąć spraw w swoje ręce, nie mającą za grosz honoru i szacunku do siebie to prawdopodobnie nigdy by nie została moją żoną, albo ewentualnie jakbym był psycholem to też miałbym o niej takie zdanie albo też posuwałbym inne na boku. Piotr czasem ma przebłyski że coś jest nie tak ale zwykle tylko na chwilę i wtedy układa sobie "konsekwentny" plan działania który na widok żoneczki ze łzami lega szybko w niebycie. Żałosne, to nie jest mężczyzna.

A wedłóg Ciebie prawdziwy mężczyzna ma prawo lżyć matkę swoich dzieci od k...w, ma prawo poniżać ją przed nimi, ma prawo zapodać jej kopa i wywalić z domu? To chyba trochę inaczej nas wychowano.
Ona zrobiła straszną rzecz naszej rodzinie, nie twierdziłem i nie twierdzę, że jej to kiedykolwiek zapomnę i wybaczę.
Ale mimo tego, nie zamierzam jej traktować gorzej od naszego psa, który mieszka z nami. Co wedle Ciebie powinienem zrobić. Wygonić ją z domu? Zawieźć do jakiegoś schroniska dla bezdomnych? Ona i tak ma już przypiętą łatkę niezbyt pochlebną dla kobiety i będzie musiała z nią żyć.
A ja jeszcze nie wiem co zrobię, rozmawiałem z nią o tym. Pytałem jej co zrobi, jeśli dojdzie do rozwodu i od niej odejdę. Nie ukrywałem przed nią, że istnieje taka możliwość. Tylko, że ona w to nie wierzy i nie bierze pod uwagę tego, że to co zrobiła, zabiło dawnego jej męża i, że ja nie jestem już tą samą osobą co kilka miesięcy temu.

Tak Piotrze - prawdziwy mężczyzna widzi świat takim jaki jest a nie takim jaki chciałby go widzieć. Nie masz za grosz konsekwencji, dawałeś jej miesiąc na "ogarnięcie się" cokolwiek by to znaczyło i jej wyraźną chęć odbudowy tej prowizorycznej miłości która Was łączyła. I co? Minął miesiąc, a Ty niby coś tam zaczynasz rozumieć, że to nie jest to ale dalej siedzisz cicho w dziurze i poza pomrukiwaniem, że odejdziesz - nie robisz nic. Już wyobrażam sobie jak mówisz żonie że odchodzisz i to koniec. Ona wtedy pada na kolana i prosi o wybaczenie i mówi że już nigdy nie wystawi tyłka komuś innemu, a Ty ze łzami w oczach mówisz że na to czekałeś i przyjmujesz ją jak królową. smile A potem znów będziesz zbierać resztki po obleśnych kolesiach Twojej żonki. Podobno macie wspólny dom. To nie jest skomplikowana sprawa żeby sprzedać dom, rozdzielić kasę na pół i weźmiesz z dzieciakami jakieś mieszkanie, jej zasądzą alimenty... Aha no zapomniałem - Ty nawet jak żoncia była z gachem to dawałeś jej kasę na prezenty dla Twoich dzieci. Może jeszcze poprosisz sąd o to aby zasądzili Ci alimenty na żonę? Bądź poważny - naprawdę uważasz się za mężczyznę? Nie chciałbym mieć takiego ojca, mój jest konsekwentnym moralistą i jakby przyszło co do czego to zrobiłby taki dym, że było by pozamiatane raz i na zawsze.

Masz prawo mieć swoje zdanie, nie neguję tego. Ale weź pod uwagę, że otaczający nas świat nie jest czarno - biały.
Jasne minął miesiąc więc mógłbym zafundować dzieciom kolejną gwałtowną rewolucję pt. ,, Wynocha z domu podła kobieto". Tylko pytam po co?
Co to zmieni w mojej sytuacji? Ja nie ubarwiam swojego życia, potrafię nazywać rzeczy po imieniu, ale zwolennikiem rewolucji nie jestem.
Żona nie spełniła moich oczekiwań co do jej postawy po powrocie, i ja się liczyłem z tym, że tak może być.
Nie oznacza to jednak tego, że ja to zaakceptowałem i się z tym pogodziłem.
Rzadziej tu teraz zaglądam i mniej piszę, ale nie oznacza to tego, że zamknąłem się w jakiejś skorupie i czekam na cud.
Zaczynam brać moje sprawy we własne ręce, i powoli realizuję mój plan który wstrząśnie życiem mojej żony jeszcze bardziej niż wywalenie jej z domu.
Niestety nie będę tu o tym pisał, bo nie widzę takiej potrzeby, natomiast uwierz mi, nie trzeba czasem działać gwałtownie aby osiągnąć jakiś cel. A przemyślane działanie daje czasem większy efekt niż burzliwa rewolucja.
I na koniec powiem Ci jeszcze jedno, nie sztuką jest wygrać wojnę niszcząc wszystko do okoła, sztuką jest odnieść zwycięstwo przy jak najmniejszych stratach.
Ktos tu kiedyś napisał, że jestem upartym człowiekiem i miał rację. Taki właśnie jestem, wyznaczam sobie cele i robię wszystko aby je osiągnąć.
Takim celem był powrót żony, takim celem było nie dopuszczenie do kontaktu dzieci z jej kochankiem i takim celem jest doprowadzenie do sytuacji w której ona będzie autentycznie żałowała tego co zrobiła.
Bo żal na pokaz nie jest mi do niczego potrzebny. Za złe uczynki należy ponieść konsekwencje i ona je poniesie.

1,665

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Nie zgadzam się i nie wierzę w ani jedno słowo co piszesz. A już kwintesencja tego to to że jesteś uparty i konsekwentnie dążysz do celu. Nie zdziwiłbym się gdybyś w wyniku rozwodu skończył w wynajmowanym mieszkaniu, z alimentami, weekendowymi wizytami u dzieci, gołym tyłkiem i ręką w nocniku. To prawda, że zwycięstwo należy odnosić szybko i bez strat, ale w Twoim przypadku jak na razie jest dokładnie odwrotnie. Niszczysz tą rodzinę od środka i dajesz zły wzór przez ten toksyczny układ. Mnie oskarżasz o to że widzę świat biało-czarno ale u Ciebie wszystko jest szare i nie ma granicy gdzie jest dobro i zło a nawet jeśli jest to nie ma dla Ciebie znaczenia.

1,666 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-05-06 10:38:51)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Acha, czyli teraz APEL OTWARTY do żony - "Uważaj, Niewierna, bo wióry będą lecieli od teraz!!" Said , Pioter, str. 44. 
Zapisali?
To paczym dalej.

1,667 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-05-06 11:54:39)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Niestety zgodze sie z tym ze wasze niektore komentarze robia sie juz niesmaczne. I to nie w kwestii merytorycznosci ale w kwestii "otoczki" czyli konkretnego odniesienia do sytuacji i osoby autora. Wiem ze sam nie jestem od tego wolny ale wywiazanie sie takiej wiezi emocjonalnej, zaangazowania niestety zaczernia obraz sytuacji. To co mnie razi to brak autorefleksji nad przyczynami ale niektorzy tacy sa "prosci". Nie da sie ich zmnienic. Druga sprawa to zgoda na obojetnosc. Z tym sie tez gleboko nie zgadzam. Ale ... "powoli realizuję mój plan który wstrząśnie życiem mojej żony jeszcze bardziej niż wywalenie jej z domu" tutaj w koncu nie widze zgody na obojetnosc. Nie jest to moze realizowane tak jak powinno byc, jasno, transparetnie ale moze ten czlowiek inaczej nie umie, moze taka ma inercje. Jesli tak jest, i nie ma tej bezwglednej zgody na obojetnosc to nie jest to juz samo dno rozwiazywania problemow. Moze byc wiec tak samo jak w watku Roberta, ze wiekszosc nie bedzie miala tej swojej racji. Ale do tego najtrudniej sie jest przyznac, nieprawdaz? Najlatwiej jest leciec po powierzchownosci?

Niestety, nie bronie tutaj autora ale widze tez ze jakies takie waskie zapatrzenie i zaslepienie. tu jest I zawsze jak sie pojawia jakis plomyk nalezy go podsycac a nie gasic czyms czego nie ma, nie tylko u autora ale przede wszystkim u nas? samych. He, he jakie to wszystko jest tnace hipokryzja...

1,668

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

"powoli realizuję mój plan który wstrząśnie życiem mojej żony jeszcze bardziej niż wywalenie jej z domu."
Czyli co, kupiłeś maszynkę i ogolisz jej brwi jak będzie spała?

Wchodzisz na ścieżkę zemsty. Zamiast załatwić to sposób w na tyle zdrowy i czysty, na ile sytuacja pozwala, czyli jasne postawienie sytuacji i rozwód, Ty tkwisz przy żonie, ale zaczynasz tworzyć wokół siebie niezdrową atmosferę.
Na pozór, w codziennym życiu wszystko ok, ale:
- zranione uczucie, nieumiejętność odejścia, nienawiść do niej za to co zrobiła, niechęć do siebie za słabość
- miłość pomieszana z nienawiścią
- drobne lub mniej drobne akty zemsty, przeplatające codzienność, która przecież jest w sumie ok.
Taki w sumie ładnie wykończony dom, z którego szczelin sączy się trucizna, a ściany, kiedy przyłożyć rękę, pulsują nerwowym rytmem.
Jak zamierzasz wychować w tej atmosferze dzieci, tak, żeby dać im poczucie bezpieczeństwa? Możesz sobie wmawiać, że dzieci to nie będzie dotyczyć. Będzie. Na myśl, że mogłabym być dzieckiem wychowywanym w takim domu, skóra mi cierpnie.

1,669

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witaj Piotr
Nie pisałem, bo cóż ja mam napisać skoro z uporem godnym lepszej sprawy, zamiast zająć się sobą i pracą nad sobą, marnujesz swoje zdrowie i nerwy, tracisz swój cenny czas, którego nikt już Tobie nie zwróci.
Ty nazywasz to co robisz uporem, a ja desperacją.
I tak naprawdę w ciągu tego miesiąca nie osiągnąłeś żadnego z założonych celów poza tym, że ona jest teraz w domu.
Tylko rodzi się pytanie;
PO CO Tobie kobieta zoombie?
Kobieta, która ani Ciebie nie kocha , ani nie szanuje i która myśli wyłącznie o tym abyś się wreszcie zamknął i dał jej święty spokój?

Nie nastąpił cud w postaci ulotnienia się jej uczucia do kochanka, bo nie zafundowałeś jej takich emocji, tego o czym pisałem,
Takiego swoistego trzesienia ziemi,aby naprawdę poczuła, że traci grunt pod nogami. Emocji, że tak powiem na wyższym poziomie, niż to jej uczucie do kochasia
I wbrew temu co myślisz, nie chronisz dzieci przed traumą. Bo za moment będą miały kolejną...
Wiesz dlaczego ona myśli, że jej się upiecze?
Bo jej na to pozwoliłeś od samego początku, jeszcze zanim wróciła do domu
I żadna, ale to żadna  Twoja decyzja nie była przemyślaną.
To było i jest wręcz chaotyczne, rozpaczliwe z Twojej strony działanie aby ją odzyskać.
Myśłisz, że jej przekonanie o tym,  że jej się upiecze bierze się z powietrza?
Ależ skąd.
To kumulacja Twojego  "planowanego działania" i  Twojego zachowania sprzed jej powrotu. Zapominasz, że kobiety potrafią doskonale rozgrywać właśnie takie sytuacje.
A Ty całym swoim postępowaniem na własne życzenie od razu ustawiłeś się na z góry przegranej pozycji.

Zrozum, kobieta to nie rzecz, przedmiot pozbawiony mózgu.
To tak jak i Ty-  to myślący człowiek, potrafiący podjąć decyzję. Co pokazała Tobie aż nad wyraz efektownie, aczkolwiek w bolesny dla Ciebie sposób.
Nikt Ci jej nie ukradł, nikt jej do niczego nie przymuszał ani nie była w letargu choć cały czas myślisz o kochanku, jako złodzieju.
Z kochasiem nic Cię nie wiąże i tak naprawdę on w tym układzie dla Ciebie nie jest istotny, nie istnieje i nie jest wart nawet najmniejszej Twojej uwagi.
On tylko zrobił to co wielu innych facetów robi przed nim-skorzystał po prostu z okazji, która się pojawiła. Ot i wszystko.
Myślenie u faceta typu:jakiś złodziej ukradł mi zabawkę i to wszystko przez niego, bo gdyby nie on to byłoby inaczej" jest samooszukiwaniem się, samoponiżeniem, brakiem szacunku do siebie i jest zwyczajnie żałosne. Podczas gdy kobieta się śmieje w żywe oczy.
Przyjmij wreszcie do wiadomości, że kobieta  jest "Twoją" wyłącznie tak długo jak jak długo ona tego chce.
Ale skoro zachciało jej się być kogoś innego to puść ją wolno z pełnymi tego dla niej konsekwencjami.

Pisałem, że robisz wszystko od dupy strony i to znajduje potwierdzenie. A efekty tego ? nawet szkoda gadać.
Jak dla mnie to wciąż żyjesz w romantycznym świecie złudzeń i poboznych życzeń.
Prowadzisz dialog sam ze sobą, odlatujesz w romantyczne rejony uczuć, a żona w duchu uśmiecha się na myśl o tej cudownej przygodzie jaką się jej udało jeszcze życiu wyrwać.

Jak słyszę teksty typu: "aby zrozumiała błąd", "przestraszyła się, że traci wszystko", "zrozumie wreszcie, że mogła zniszczyć i nie może z tym pogodzić" - dla mnie to jest strasznie naiwne bo akurat w tym momencie to facet zobaczy dokładnie takie jej zachowanie i usłyszy z jej ust słowa, których nie mógł się do tej pory doczekać.
Tak naprawdę to "przestraszyła się" tylko tego, że kończy się wygodne, bezpieczne życie i zostanie w  czarnej dupie, że ją obsmarują, że zrobi zrobi z siebie idiotkę, a nie dlatego że straci bo  skrzywdziła druga istotę, która dla niej dałaby się pociąć. Że wyrządziła potworną krzywdę swoim dzieciom
Chłopie, gdyby na chwilę obecną nawet wszystkie Twoje warunki byłyby spełnione, to możesz być pewien jednego.
Z nią już niczego nigdy nie będziesz pewien. I może się zdarzyć, że nie będziesz miał gdzie wrócić, a w słuchawce telefonu usłyszysz: Abonent ma wyłączony telefon lub jest poza zasięgiem, gdy trafi na sprytniejszego od tego, który ją ostatnio bzykał.
Po jaką cholerę więc się męczysz i co chcesz jeszcze jej pokazać,?

Jeśli chciałeś zemsty, to najlepsza do niej okazja już była. Trzeba było ją zostawić kochankowi, niech on się nią zajmuje, opiekuje , głaszcze i przytula.
A nie desperacko, poniżając się, uwłaczając swojej godności próbować wyrwać ją z jego rąk.
To tyle

Pozdrawiam

1,670

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

a ja powiem tylko że chciałabym żeby ktoś mnie tak kochał...i szkoda że nie docenia tego co miała. Daj sobie spokój , jest tak perfidna że nie warto. ok, jednorazowy błąd, no może można wybaczyć, ale takie zachowanie...? Mąż jej nie pasuje, no ok, zdarza się, ale dzieci zostawić? no nie, tego nie umiem zrozumieć

1,671

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jak tam Piotrek Ci się układa?

1,672

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:

Jak tam Piotrek Ci się układa?

Nie układa się wcale.
Jestem po powaznej rozmowie z zona, wczoraj wieczorem.
Powiedzialem jej, ze nie widze naszego małżeństwa w takiej formie jak teraz. Oddalilem sie od niej bardzo, nie zalezy mi juz tak jak wczesniej. Oświadczyłem, że nie chce żyć z taka kobieta jak ona i chce rozwodu.
Nie potrafię zapomniec tego co zrobila, a ona wcale mi w tym nie pomaga.
Po co mamy sie ze soba wzajemnie meczyc.
Ona jak uslyszala, ze chce rozwodu, to zaczela mowic, ze nie chce tego, ze zalezy jej na tym, aby dzieci mialy pelna rodzine, zebysmy byli dalej razem ze wzgledu na synow.
Teraz jej zalezy, ale wczesniej jakos o tym nie myslala.
Widzi, ze sie zmienilem, ze nie poswiecam jej tyle czasu co kiedys, ze stalem sie chlodny emocjonalnie w stosunku do niej.
Nie ma we mnie juz tej czulosci i zainteresowania jej osoba. Praktycznie zyjemy obok siebie a nie ze soba.
Jestem dzis tak podminowany, ze najchetniej spakowalbym sie i wyprowadzil z domu, ale nie moge tego zrobic ze wzgledu na synow.
Jednym slowem wszystko jest nie tak jak chcialem i zmierza do rowalenia z wielkim hukiem.
Milego dnia wszystkim zycze.

1,673

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr każdy Ci mówił...

Teraz ona się zmieni o 180 stopni bo pali się jej grunt pod nogami..

Dobra decyza.. znajdziesz szczęście u boku innej kobiety.

Powodzenia

1,674

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wiesz co, jedno to że Ona się może rzeczywiście nie stara.
Może nie pokazuje Ci ze zależy jej na rodzinie, że wróciła nie ze strachu o swoj los a dlatego ze zależało jej na Tobie.
Ja nie wiem jak taka osoba powinna się zachowywać po powrocie, ale jeśli Ty liczyles na "gorący" wybuch uczuć, roolercoster w sypialni, wyjadanie sobie z dziubkow czyli tak jak pewnie zachowywala się gdy była z kochankiem to zawiodles się.  I powinieneś jej to wyraźnie powiedzieć.
Że oczekujesz kobiety która udowodni Ci że Cie kocha, że jak szalona będzie zachowywać również z Tobą, że rozumie że to Tobie jest trudniej w tej sytuacji.
Z drugiej strony wiem że pewnie ciężko jest Ci pozbyć sie pewnej sztywności, dystansu do niej, ja to rozumiem.
Ale może trudno, rzuć się na głęboką wodę,  puść to wszystko na żywioł i pokaż że Ty tez kochasz, ze Ci zależy.
Nie ważne co się stanie, bo co ona Ci może jeszcze ewentualnie zrobić?  Złamie Ci znowu serce? Wolne żarty, ciebie juz to tak nie ruszy, a będziesz mógł sobie ew. powiedzieć że zrobiłeś wszystko żeby tworzyć z ta kobietą związek, normalną rodzine.
Puść wodze fantazji, chcesz iść na spacer z nią, to bierz ją i idź,  chcesz zjeść kolacje na dachu wieżowca to zabierz ją,  chcesz ja zerznąć to ja zerznij itd.
Bo z rozmów z kobietami wynika jedno, że inicjatywa i decyzyjnosc musi wychodzić od Ciebie, inaczej nic się zmieni w jej postrzeganiu Ciebie.
Zrób wszystko żeby pozniej nie pluć sobie w brodę.

1,675

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziewan,
nikogo nie można zmusić do kochania i nie można kochać za dwoje.
Żona Piotra nawet gdy "przełamie się" i kiedyś będzie fizycznie z nim się kochać, to myślami, "sercem" będzie gdzie indziej- niestety  sad
i to, że Piotr będzie uatrakcyjniał jej czas niczego nie zmieni, ona i tak tego nie doceni, bo nie jest to ważne dla niej co robi Piotr ponieważ w jej myślach jest ktoś inny  sad
to jest życie obok siebie ze względu na dzieci i jej wygodę, ale co będzie dalej tego nie wie nikt...
Decyzja o przyszłości leży w rękach Piotra, ale świadomość że nie jest się "tym jedynym" jest bolesna i można tego nie udźwignąć, i nie ma prawa nikt od niego tego oczekiwać, 
co robi żona Piotra? ano jest fizycznie, bo emocjonalnie bardzo dawno temu "wybyła" przed pierwszą jej zdradą...
Żona Piotra ma bardzo poważny problem z bliskością w relacji ale nic nie chce z tym zrobić niestety  sad 
Dlatego dopóki tego nie zrozumie i nie będzie chciała "coś z tym zrobić" schemat- odchodzę od ciebie i wracam-"bo ty tego chcesz" -będzie nieustannie się powtarzać.
To jest niszczące dla partnera, który jest narażony na takie zachowanie partnerki i "zrobi wszystko z miłości", ponieważ jest to syndrom uzależnienia od bycia w związku. U podłoża tego uzależnienia leży wychowanie rodziców- "miłość aż po grób", i taka "filozofia" jest bardzo niebezpieczna i szkodliwa dla dorosłych dzieci, które trwają w toksycznych relacjach.

Dopóki żona Piotra sama z własnej woli nie zechce "siebie uratować" dopóty będzie powtarzać schematy toksycznych relacji  z Piotrem, z innymi- zbliżyć się i porzucić, i nigdy nie będzie ona w stanie stworzyć "zdrowego związku".
Tak jak już gdzies wcześniej pisałam, w związku każdy w 50% powinien dawać coś z siebie i w 50% brać od kogoś, i to jest "zdrowa wymiana".


Ze względu na swoje zdrowie psychiczne oraz dzieci, Piotr może "powinien" odpuścić dalszą relację z żoną ponieważ ona "nie chce siebie ratować", ale to moje skromne zdanie.
Przykre to Piotrze, ale ratuj siebie. Miłość może u ciebie "jeszcze i jest ale jednostronna i to z twojej strony, i rzeczywiście bezwarunkowa, dlatego tak cierpisz.
Ciesz się każdym dniem, tym co masz, i nie trać radości życia przez tą sytuację , bo nie jesteś ofiarą.

Pozdrawiam wszystkich życząc pięknego dnia smile

1,676

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:

Dziewan,
nikogo nie można zmusić do kochania i nie można kochać za dwoje.
Żona Piotra nawet gdy "przełamie się" i kiedyś będzie fizycznie z nim się kochać, to myślami, "sercem" będzie gdzie indziej- niestety  sad
i to, że Piotr będzie uatrakcyjniał jej czas niczego nie zmieni, ona i tak tego nie doceni, bo nie jest to ważne dla niej co robi Piotr ponieważ w jej myślach jest ktoś inny  sad
to jest życie obok siebie ze względu na dzieci i jej wygodę, ale co będzie dalej tego nie wie nikt...
Decyzja o przyszłości leży w rękach Piotra, ale świadomość że nie jest się "tym jedynym" jest bolesna i można tego nie udźwignąć, i nie ma prawa nikt od niego tego oczekiwać, 
co robi żona Piotra? ano jest fizycznie, bo emocjonalnie bardzo dawno temu "wybyła" przed pierwszą jej zdradą...
Żona Piotra ma bardzo poważny problem z bliskością w relacji ale nic nie chce z tym zrobić niestety  sad 
Dlatego dopóki tego nie zrozumie i nie będzie chciała "coś z tym zrobić" schemat- odchodzę od ciebie i wracam-"bo ty tego chcesz" -będzie nieustannie się powtarzać.
To jest niszczące dla partnera, który jest narażony na takie zachowanie partnerki i "zrobi wszystko z miłości", ponieważ jest to syndrom uzależnienia od bycia w związku. U podłoża tego uzależnienia leży wychowanie rodziców- "miłość aż po grób", i taka "filozofia" jest bardzo niebezpieczna i szkodliwa dla dorosłych dzieci, które trwają w toksycznych relacjach.

Dopóki żona Piotra sama z własnej woli nie zechce "siebie uratować" dopóty będzie powtarzać schematy toksycznych relacji  z Piotrem, z innymi- zbliżyć się i porzucić, i nigdy nie będzie ona w stanie stworzyć "zdrowego związku".
Tak jak już gdzies wcześniej pisałam, w związku każdy w 50% powinien dawać coś z siebie i w 50% brać od kogoś, i to jest "zdrowa wymiana".


Ze względu na swoje zdrowie psychiczne oraz dzieci, Piotr może "powinien" odpuścić dalszą relację z żoną ponieważ ona "nie chce siebie ratować", ale to moje skromne zdanie.
Przykre to Piotrze, ale ratuj siebie. Miłość może u ciebie "jeszcze i jest ale jednostronna i to z twojej strony, i rzeczywiście bezwarunkowa, dlatego tak cierpisz.
Ciesz się każdym dniem, tym co masz, i nie trać radości życia przez tą sytuację , bo nie jesteś ofiarą.

Pozdrawiam wszystkich życząc pięknego dnia smile

Iwonko ze swoim postem trafilas idealnie.
Czytajac to co napisalas i opis mojej zony mialem wrazenie, ze znasz ja osobiscie.
Jest dokladnie tak jak napisalas. Wczoraj to znow uslyszalem.
Ja mam byc wyrozumialy, niczego nie zadac i nic nie oczekiwac, bo jej jest ciezko i ciagle o nim mysli.
Powiedzialem jej, ze w takim razie niech do niego wraca a mi d..y nie zawraca.
Jej stwierdzenie, ze przeciez to tylko mysli, bo kontaktu z nim nie ma i nie chce miec, to jakas kpina w jej wykonaniu.
Ja mam byc szczesliwy samym faktem jej obecnosci.
Ma pecha tym razem, bo mi na jej obecnosci juz nie zalezy.
Powiedzialem jej wczoraj, ze faktycznie tak jak radzil mi After, powinienem pojsc do pajaca i kupic mu pozadna whisky w podziekowaniu za otwarcie mi oczu kim ona tak naprawde jest.
Mowilem jej, ze nie rozumiem jak mozna uslyszec, ze jest sie dziwka i k...a z ust jego corki, a mezowi powiedziec, ze ma sie fagasa w glowie caly czas. Powiedzialem ze widocznie to lubi, skoro jej to nie odrzuca od niego.
Widzialem wczoraj pewien strach i zwatpienie w jej oczach, gdy uslyszala, ze nie chce z nia dalej zyc i chce rozwodu.
Dzisiaj rano potrafila nawet rano zadzwonic i zainteresowac sie, czy odwiozlem dzieci do szkoly, bo przez ostatnie dwa tygodnie nawet to jej nie interesowalo, twierdzila, ze nie miala czasu, zeby na minute zadzwonic i zapytac, ale na pogaduszki z bratowa czas miala.

1,677

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Więc Piotrze "Kochaj i rób co chcesz"  smile
"Jej stwierdzenie, ze przeciez to tylko mysli, bo kontaktu z nim nie ma"-
tak ale to tylko i wyłącznie ona panuje nad swoimi myślami, i to jej wola co ona z nimi zrobi. Świadomość tego jest kluczowa i gdyby tylko to rozumiała  sad

1,678

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Iwona40 napisał/a:

Więc Piotrze "Kochaj i rób co chcesz"  smile
"Jej stwierdzenie, ze przeciez to tylko mysli, bo kontaktu z nim nie ma"-
tak ale to tylko i wyłącznie ona panuje nad swoimi myślami, i to jej wola co ona z nimi zrobi. Świadomość tego jest kluczowa i gdyby tylko to rozumiała  sad

Ale chyba nie rozumie, badz nie chce tego zrozumiec.
A mnie to wszystko coraz bardziej lotto smile

1,679

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Dzisiaj rano potrafila nawet rano zadzwonic i zainteresowac sie, czy odwiozlem dzieci do szkoly, bo przez ostatnie dwa tygodnie nawet to jej nie interesowalo, twierdzila, ze nie miala czasu, zeby na minute zadzwonic i zapytac, ale na pogaduszki z bratowa czas miala.

Tak jak pisałam wcześniej , zmiana ponieważ grunt się pali. To jest tylko wyuczona gra.. bo wie, że bankomat chce odejść ..

Piotr otwierasz oczy, trochę pózno..

Odejdz od tej kobiety i nawet się za nią nie oglądaj, bo nie ma za kim.

Kobieta która wyparła się własnych dzieci, miesiąc czasu bzykała się z kochasiem a jak ją kopnał w tyłek to szybko wróciła z podkulonym ogonem.. byłeś tylko jej opcją..

1,680

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, czy masz już wyznaczony termin sprawy rozwodowej, bo z tego co wyczytałam, to pozwu nie wycofałeś?
Jeśli nie, to doprowadź do spawy sadowej, bo Twoja zona myśli, że dalej żartujesz i że to chwilowa sytuacja..
Może to ją otrzeźwi..

1,681 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-05-18 13:16:21)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dzisiaj rano potrafila nawet rano zadzwonic i zainteresowac sie, czy odwiozlem dzieci do szkoly, bo przez ostatnie dwa tygodnie nawet to jej nie interesowalo, twierdzila, ze nie miala czasu, zeby na minute zadzwonic i zapytac, ale na pogaduszki z bratowa czas miala.

Dalej zwracasz uwagę na każde wahnięcie wiatru i odczytujesz z niego sygnały na tak, na zmianę co Piotrek?

I również ciekawa jestem odpowiedzi na pytanie co z rozwodem.

Choć pewnie "nie masz do tego głowy" = odwlekam go dalej.

1,682

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Cześć Piotr.
Pamiętasz, jak pisałem, że w jej głowie będziesz długo przegrywał z kochankiem?
No i co- pomyliłem się?
Zabrałeś się po swojemu, całkowicie od dupy strony, to masz to przed czym wszyscy Ciebie ostrzegali. Jeśli miałeś do tej pory jakiekolwiek złudzenia, nadzieję- pora wreszcie zobaczyć świat takim jakim jest naprawdę. Pora przestać udawać ślepca.
Ile masz zamiar jeszcze czekać i na co?
Jesteś tutaj, na tym portalu od lutego a w zasadzie, poza tym, że lafirynda jest w domu, znajdujesz się w tym samym miejscu.
Straciłeś swój cenny czas, straciłeś zdrowie i nerwy- a tego nikt Tobie nie zwróci,
A efekty Twojego postępowania wzbudzają tylko mój uśmiech politowania bo kompletnie nic z tego co pisałem do Ciebie nie dotarło.
Noż kuźwa, jak tak można nie szanować Piotrze siebie i tolerować z jej strony kompletny brak szacunku?
No skoro jej tak ciężko, to przeproś panią za to, że masz czelność jej cokolwiek wypominać. Całuj jej szlachetne stopy, bo łaskawie przecież wróciła. smile
Przecież widzę to ja, widzą inni, że ona ma w dupie Ciebie, Twoje uczucia. A zależy jej wyłącznie na utrzymaniu jej dotychczasowego status quo, którego będzie bronić za wszelką cenę, grając na przeczekanie. Ale to nie kto inny, jak Ty sam jej na to pozwoliłeś

Trzeba być naprawdę kompletnym ślepcem, aby tak długo nie widzieć, że jesteś wyłącznie bankomatem i jedynym gwarantem jej pozycji i wygodnego życia.

Ja mam byc wyrozumialy, niczego nie zadac i nic nie oczekiwac, bo jej jest ciezko i ciagle o nim mysli.

Takie słowa adresowane do Ciebie dla niej powinny oznaczać definytywny koniec i powinna być NATYCHMIAST spakowana!

Nie ma się co oszukiwać, czarować i zaklinać rzeczywistości. To koniec!
Masz do czynienia z wyrachowaną, cyniczną kobietą. Im szybciej ją wykopiesz ze swojego życia, tym lepiej dla Ciebie

Zdeptano Cię, ktoś zadecydował za Ciebie o Twoim najbardziej intymnym obszarze jakim są Twoje własne emocje, cierpienie, poczucie własnej wartości.
Ale Ty pozwalasz, że ten ktoś nadal o tym decyduje. Niczym pasożyt żeruje i karmi się Twoim uczuciem.
Musisz sobie uświadomić,a przede wszystkim tej lafiryndzie, że teraz już nic nie musisz.
Bo teraz nie masz żadnego obowiązku by ten ciężar, jaki wrzuciła na Twoje plecy wlec na sobie.
Zadecydowano za Ciebie.
Teraz musisz zadecydować Ty i to tylko i wyłącznie o sobie.
Zawsze lepiej późno niż wcale.
Nie zgadzaj się, by ktoś decydował za Ciebie, by bawił się Tobą. Rozważ tę jakże nieatrakcyjną myśl w zestawieniu z tym, że tam na zewnątrz tego duszącego kokonu splecionego z cierpienia, z pytań, na które nawet jesli, co i tak wątpliwe, ktoś Ci odpowie to i tak skłamie,
Że tam na zewnątrz jest wielki świat, w którym możesz dosłownie wszystko, w którym są jeszcze cudowni ludzie, w którym nie ma miejsca na poświęcanie się i cierpienie w imię złudzeń.
Rozważ, ustaw się w obu kontekstach i wreszcie podejmij decyzję.
Jesteś jedynym, który to może zrobić.
Ona zachowuje się wręcz szablonowo, typowo dla wszystkich qrewien i qrewiczów....
Nasrała na środku pokoju, czuć fetor ale od razu postawa zbitej sarenki....
I czekanie,
A może kupa, której narobiła przestanie śmierdzieć. Lub Ty, co by było jej na rękę, do tego fetoru się przyzwyczaisz.
Nie przestanie śmierdzieć nigdy Piotr! Bo ten fetor już zostanie przy niej na zawsze.
A posprzątać ten burdel jakiego narobiła musisz niestety TY. Bo ona w życiu tego nie zrobi!
Chłopaku, po uj się męczyć z kimś, kto ostentacyjnie demonstruje, na czym( to widać) i na kim tak naprawdę jej zależy.

Pozdawiam
After

1,683 Ostatnio edytowany przez bullet (2015-05-18 15:04:41)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

dla mnie najgorsze w tym wątku jest to, że u Piotra dzieje się tak jakby jego żona stosowała schemat mojej bż. Toczka w Toczkę.
Też się wyprowadziła,
też wróciła,
też nie chciała rozwodu,
też nie chciała chodzić na terapię.


Ostatecznie pogodziła się z kochankiem bo "miłość" zwyciężyła i do niego poszła.
Ja straciłem kilka lat próbując ratować to czego uratować nie można było.

1,684

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
dziewan napisał/a:

Wiesz co, jedno to że Ona się może rzeczywiście nie stara.
Może nie pokazuje Ci ze zależy jej na rodzinie, że wróciła nie ze strachu o swoj los a dlatego ze zależało jej na Tobie.
Ja nie wiem jak taka osoba powinna się zachowywać po powrocie, ale jeśli Ty liczyles na "gorący" wybuch uczuć, roolercoster w sypialni, wyjadanie sobie z dziubkow czyli tak jak pewnie zachowywala się gdy była z kochankiem to zawiodles się.  I powinieneś jej to wyraźnie powiedzieć.
Że oczekujesz kobiety która udowodni Ci że Cie kocha, że jak szalona będzie zachowywać również z Tobą, że rozumie że to Tobie jest trudniej w tej sytuacji.
Z drugiej strony wiem że pewnie ciężko jest Ci pozbyć sie pewnej sztywności, dystansu do niej, ja to rozumiem.
Ale może trudno, rzuć się na głęboką wodę,  puść to wszystko na żywioł i pokaż że Ty tez kochasz, ze Ci zależy.
Nie ważne co się stanie, bo co ona Ci może jeszcze ewentualnie zrobić?  Złamie Ci znowu serce? Wolne żarty, ciebie juz to tak nie ruszy, a będziesz mógł sobie ew. powiedzieć że zrobiłeś wszystko żeby tworzyć z ta kobietą związek, normalną rodzine.
Puść wodze fantazji, chcesz iść na spacer z nią, to bierz ją i idź,  chcesz zjeść kolacje na dachu wieżowca to zabierz ją,  chcesz ja zerznąć to ja zerznij itd.
Bo z rozmów z kobietami wynika jedno, że inicjatywa i decyzyjnosc musi wychodzić od Ciebie, inaczej nic się zmieni w jej postrzeganiu Ciebie.
Zrób wszystko żeby pozniej nie pluć sobie w brodę.

Dziewan chyba coś Ci się pomyliło.
Jak się kocha to się nie zdradza, to nie zostawia się dzieci oraz męża i rozkłada nogi kochankowi.
Żona Piotra już go dawno nie kocha.
A gadanie, że wróciła po to aby rodzina była w komplecie to jest pieprzenie kotka za pomocą młotka.
Teraz to Piotr tworzy dzieciom życiowy horror.
Dzieci wbrew pozorom są świetnym psychologami i dla nich życie gdzie rodzice są obok siebie a nie ze sobą jest dramatem. Skąd wezmą przykład żeby dawać miłość, żeby okazywać sobie szacunek, żeby sobie wzajemnie pomagać etc. Czy teraz mają dobre wzorce?
Nie nie mają.
Skoro mama ich jest w domu to czy są szczęśliwe to niech Piotr sam sobie odpowie.
Ponadto chyba sam Piotr nie zdaje sobie sprawy co go czeka i dopóki nie wyjdzie z http://emotikona.pl/emotikony/pic/2dziura.gif to szykuje sobie piekło na ziemii.

1,685

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Przykro mi Piotrze , ale tez powinienes pomyslec o samym sobie , o dzieciach .
Bo zapewne bedzie grała na twych uczuciach , przeciez ona niechce zmian , niechce poprawy waszych relacji .
ona tylko szuka chwilowego schronienia do nastepnego razu

1,686

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wiecie czytalem wasze wszystkie dzisiejsze wpisy i powiem, ze wszyscy macie racje, mieliscie ja wczesniej, ale ja mosialem sprobowac.
Teraz wiem, ze nie bylo warto, ale bede mial czyste sumienie, ze probowalem, ze chcialem, ale ktos to wszystko zmarnowal.

1,687

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wiecie czytalem wasze wszystkie dzisiejsze wpisy i powiem, ze wszyscy macie racje, mieliscie ja wczesniej, ale ja mosialem sprobowac.
Teraz wiem, ze nie bylo warto, ale bede mial czyste sumienie, ze probowalem, ze chcialem, ale ktos to wszystko zmarnowal.

Tak jest, Piotrek.
Fajny i porządny z Ciebie człowiek, szkoda Ciebie dla tej hetery.

Chciałeś i spróbowałeś, najważniejsze, że nie chcesz w to g... brnąc dalej.

1,688

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:
Piotr74 napisał/a:

Wiecie czytalem wasze wszystkie dzisiejsze wpisy i powiem, ze wszyscy macie racje, mieliscie ja wczesniej, ale ja mosialem sprobowac.
Teraz wiem, ze nie bylo warto, ale bede mial czyste sumienie, ze probowalem, ze chcialem, ale ktos to wszystko zmarnowal.

Tak jest, Piotrek.
Fajny i porządny z Ciebie człowiek, szkoda Ciebie dla tej hetery.

Chciałeś i spróbowałeś, najważniejsze, że nie chcesz w to g... brnąc dalej.

Tak nie chce.
Wiecie co, dzis wieczorem, w sumie moze z godzine temu, wlaczylem na TV ytube, a ona do mnie, zebym jej puscil ,,Żółte tulipany", bo w radiu slyszala, puscilem jej i powiedzialem, ze jutro takie dostanie.
Ona albo jest taka glupia, albo taka udaje, ze nie widzi tego co sie dzieje miedzy nami.
Eh szkoda po prostu gadac na ten temat.

1,689

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Wiecie czytalem wasze wszystkie dzisiejsze wpisy i powiem, ze wszyscy macie racje, mieliscie ja wczesniej, ale ja mosialem sprobowac.
Teraz wiem, ze nie bylo warto, ale bede mial czyste sumienie, ze probowalem, ze chcialem, ale ktos to wszystko zmarnowal.

Witam Cię:)

Suma sumarum dobrze się stało, jak się stało.
Musisz pamiętać, że to jest Twoje życie i nikt z nas piszących na forum nie przeżyje go za Ciebie.
I dlatego dobrze się stało, że pomimo ogromnej krytyki z naszej strony (przy czym wiesz, że to było dla Twojego dobra) zrobiłeś co uważałeś za stosowane i że sam zrozumiałeś, że nie warto być z tą Kobietą.
Jak sam napisałeś, teraz nikt na czele z Tobą nie może Ci zarzucić, że nie walczyłeś.
Próbowałeś, nie udało się. Koniec.

Super:)

Powodzenia:)

Aha i taka prośba, abyś definitywnie zakończył ten rozdział, żebyś znowu nie dał się "omamić" tej Kobiecie. Proszę.

1,690

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wiecie co, dzis wieczorem, w sumie moze z godzine temu, wlaczylem na TV ytube, a ona do mnie, zebym jej puscil ,,Żółte tulipany", bo w radiu slyszala, puscilem jej i powiedzialem, ze jutro takie dostanie.

Kurde, Piotrek, już parę razy nam wspominałeś, że żona nie należy intelektualnie do tej górnej półki i my ci wierzymy, ale gust muzyczny też dośc przaśny i niewyszukany ma.
Nic tylko siarczyście się zamachnąć i klepnąć się z głośnym klaśnięciem w udzisko, w trakcie słuchania big_smile Oj dadana łoj łoj łoj

Posty [ 1,626 do 1,690 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 24 25 26 27 28 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024