Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Strony Poprzednia 1 23 24 25 26 27 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 1,561 do 1,625 z 2,855 ]

1,561

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr: może przegapiłem lub mnie coś ominęło więc spytam bo nie doczytałem czy udzieliłeś odpowiedzi, być może tak:
"Czy wycofałeś pozew rozwodowy" ?

Zobacz podobne tematy :

1,562

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:
Magita napisał/a:

Piotrze, od Twojego pierwszego postu minelo niewiele czasu. Pisales: kocham ja nad zycie, jest wartosciowa osoba. Chciales ratowac zone z toksycznej milosci - i uratowales. Zona odeszla od kochanka i wrocila do domu, do ciebie i dzieci. I zachowuje sie tak "jakby nic sie nie stalo". Dla mnie to dobrze. Gdyby maz odszedl do kochanki, a pozniej zgodnie z moja i jego wola, wrocil do domu, chcialabym, by zachowywal sie tak, jakby tej "toksycznej milosci" nie bylo. Tobie jednak czegod brakuje. Czego Piotrze?

Piszesz, ze zona nie okazuje skruchy, co to znaczy? Czy ona ma teraz zachowywac sie inaczej niz przed swoja zdrada? Obawiam sie, ze nie tedy droga. Jesli chciales powrotu i ona tez, to czas zachowywac sie tak jak przedtem. Jesli potrzebne jest Ci cos od niej, przeprosiny? Obietnice? Powiedz jej to, ale na to, czy to otrzymasz, nie masz gwarancji. I Ty i Twoja zona jestescie wolnym ludzmi, chociaz w zwiazku malzenskim,  i obydwoje macie wolna wole co zachowan i reakcji na zachowania dtugiej strony.

Aha i jeszcze jedno, osoba wspierajaca czesto moze bardzo zaszkodzic. Nie twierdze, ze tak jest u Ciebie. Ale malzenskie problemy najlepiej jest omawiac i rozwiazywac we dwojke lub/i z pomoca osob niezwiazanych emocjonalnie z zadna ze stron.

Ty chyba nie czytasz ze zrozumieniem...
Zona Piotra wrocila , mowiac przy okazji, ze kocha wziaz kochanka, a Piotr ma to zrosumiec...
Odmawia terapii u psychologa.
Zamiast skruchy, zamiat checi naprawy , analizy, wytlumaczenia na co zasluguje Piotr, ona zyje jakby nic sie nie stalo...
Ona nie wykazala zadnej skruchy, nie zapracowala na powrot i wybaczenie, ani Piotra , ani dzieci.  A on ot tak poprostu ma sie cieszyc, ze Pani wrocila...
Najlepiej niech jeszcze z nikim o tym nie rozmawia, nie slucha rad ludzi mu zyczliwych. Tylko, ze ludzie bliscy Piotrowi chyba,  czesto stojac z boku widza wiecej niz on sam.

A ja popieram stanowisko ze problemy z zona Piotr powinien rozwiązywać sam a nie przy udziale "osoby wspierającej". Nie wystarczyło mu forum ze musiał poszukać bardziej osobistej relacji z kimś (jak mniemam stad)? To jest zapraszanie osoby trzeciej do waszego związku. Piotr od zony oczekujesz ze będzie pracowała nas wasza relacja a sam wasze problemy " przegadujesz" z jakąś inna panią???
Powtarzasz schemat sprzed zdrady zony  jak dla mnie ...znowu jakaś pokrewna dusza z która dzielisz problemy zamiast omawiać je z zona. Jeśli czujesz ze nic z tego nie będzie to wyloz karty na stół, weź rozwód i nie rob kobiecie nadziei ze może z czasem uda wam się odbudować małżeństwo na nowych zasadach. Bo na ta chwile to w moim odczuciu wczules się w role ofiary złej zony i wygodnie Ci z tym chyba, a przy okazji tyle osób poklepie Cie  po plecach i pozachwyca jaki Ty dzielny i wspaniały. Masz 40 lat na karku i jestes facetem wiec i zachowuj sie jak facet podejmujac meskie decyzje a nie umartwiasz się  na ołtarzu rodziny  i karmisz swoim nieszczęściem przy okazji rekompensując sobie jakieś deficyty emocjonalne u osoby postronnej. Serio ktoś musi Ci podpowiadac co masz myśleć i robić? Trochę to sliskie w mojej ocenie..zona zrobiła to co zrobiła ale Ty tez teraz zachowujesz się niezbyt ok. Wóz albo przewóz Piotr.

1,563

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
feniks35 napisał/a:
takasobiejaS napisał/a:
Magita napisał/a:

Piotrze, od Twojego pierwszego postu minelo niewiele czasu. Pisales: kocham ja nad zycie, jest wartosciowa osoba. Chciales ratowac zone z toksycznej milosci - i uratowales. Zona odeszla od kochanka i wrocila do domu, do ciebie i dzieci. I zachowuje sie tak "jakby nic sie nie stalo". Dla mnie to dobrze. Gdyby maz odszedl do kochanki, a pozniej zgodnie z moja i jego wola, wrocil do domu, chcialabym, by zachowywal sie tak, jakby tej "toksycznej milosci" nie bylo. Tobie jednak czegod brakuje. Czego Piotrze?

Piszesz, ze zona nie okazuje skruchy, co to znaczy? Czy ona ma teraz zachowywac sie inaczej niz przed swoja zdrada? Obawiam sie, ze nie tedy droga. Jesli chciales powrotu i ona tez, to czas zachowywac sie tak jak przedtem. Jesli potrzebne jest Ci cos od niej, przeprosiny? Obietnice? Powiedz jej to, ale na to, czy to otrzymasz, nie masz gwarancji. I Ty i Twoja zona jestescie wolnym ludzmi, chociaz w zwiazku malzenskim,  i obydwoje macie wolna wole co zachowan i reakcji na zachowania dtugiej strony.

Aha i jeszcze jedno, osoba wspierajaca czesto moze bardzo zaszkodzic. Nie twierdze, ze tak jest u Ciebie. Ale malzenskie problemy najlepiej jest omawiac i rozwiazywac we dwojke lub/i z pomoca osob niezwiazanych emocjonalnie z zadna ze stron.

Ty chyba nie czytasz ze zrozumieniem...
Zona Piotra wrocila , mowiac przy okazji, ze kocha wziaz kochanka, a Piotr ma to zrosumiec...
Odmawia terapii u psychologa.
Zamiast skruchy, zamiat checi naprawy , analizy, wytlumaczenia na co zasluguje Piotr, ona zyje jakby nic sie nie stalo...
Ona nie wykazala zadnej skruchy, nie zapracowala na powrot i wybaczenie, ani Piotra , ani dzieci.  A on ot tak poprostu ma sie cieszyc, ze Pani wrocila...
Najlepiej niech jeszcze z nikim o tym nie rozmawia, nie slucha rad ludzi mu zyczliwych. Tylko, ze ludzie bliscy Piotrowi chyba,  czesto stojac z boku widza wiecej niz on sam.

A ja popieram stanowisko ze problemy z zona Piotr powinien rozwiązywać sam a nie przy udziale "osoby wspierającej". Nie wystarczyło mu forum ze musiał poszukać bardziej osobistej relacji z kimś (jak mniemam stad)? To jest zapraszanie osoby trzeciej do waszego związku. Piotr od zony oczekujesz ze będzie pracowała nas wasza relacja a sam wasze problemy " przegadujesz" z jakąś inna panią???
Powtarzasz schemat sprzed zdrady zony  jak dla mnie ...znowu jakaś pokrewna dusza z która dzielisz problemy zamiast omawiać je z zona. Jeśli czujesz ze nic z tego nie będzie to wyloz karty na stół, weź rozwód i nie rob kobiecie nadziei ze może z czasem uda wam się odbudować małżeństwo na nowych zasadach. Bo na ta chwile to w moim odczuciu wczules się w role ofiary złej zony i wygodnie Ci z tym chyba, a przy okazji tyle osób poklepie Cie  po plecach i pozachwyca jaki Ty dzielny i wspaniały. Masz 40 lat na karku i jestes facetem wiec i zachowuj sie jak facet podejmujac meskie decyzje a nie umartwiasz się  na ołtarzu rodziny  i karmisz swoim nieszczęściem przy okazji rekompensując sobie jakieś deficyty emocjonalne u osoby postronnej. Serio ktoś musi Ci podpowiadac co masz myśleć i robić? Trochę to sliskie w mojej ocenie..zona zrobiła to co zrobiła ale Ty tez teraz zachowujesz się niezbyt ok. Wóz albo przewóz Piotr.

uważam podobnie co przedmówca.
Piotr tak bardzo pragnął żeby żona wróciła... a teraz odgrywa ofiarę .. kolejny raz brak konsekwencji.
Uważam że należy ostro ponaglać żonę do terapii.. jeśli nie dla Was to dla dzieci.
Przypominam , ze one tu najwięcej tracą , bo są ofiarami bezwolnymi, nie mogą odejść i nie patrzyć na to bagno. Nie mogą decydować.
kolejny raz zapominasz o nich Piotr..

no ale co tam my się znamy.. my tylko przeszliśmy podobne sytuacje.

1,564 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-04-20 20:13:17)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Enona napisał/a:

Byłoby bardzo cenne, gdyby wypowiedział się tu ktoś, kto był takim powracającym. Jak się zachowywał i dlaczego? Jak odbierał zachowanie drugiej strony? Czy się udało?

Wszystko zostało powiedziane tylko autor olal większość rad, sugestii a co najważniejsze konkretnych rzeczy do autorefleksji. Tak jakbys mowila do sciany.

"Właśnie w tym sęk, że ona uważa i zachowuje się tak jak by nic się nie stało.Jakby nie było tych ostatnich miesięcy"

"Masz rację obojętnieję."

Mysle ze powyższe mowi samo za siebie. Brak wymagan od zony i od siebie, zupełny brak konsekwnecji, zupełny brak autorefleksji nad sprawami fundamentalnymi, które były wcześniej poruszane.

I KROPKA NAD I

"Nie zamierzem jej do niczego namawiać, niczego od niej nie oczekuję"

"do psychologa nadal sie nie wybiera. Szczerze mówiąc już mnie to nie interesuje czy pujdzie czy nie"

DLACZEGO? DLACZEGO? DLACZEGO?

Przeciez zona wrocila, lezy na kolanach autora, który ja glaszczae. Nie ma klotni. Nikt nikogo nie zdradza. A wiec o co w tym wszystkim chodzi?

Tacy ludzie nie powinni po prostu tworzyć zwiazkow bo do nich nie dorośli a co więcej, niczego się na swoich bledach nie nauczyli.

Co z tego ze np. autor się "otrząśnie" i ew. pozna kogos innego czy starego? Nadal będzie tylko powierzchowność.

...bo przyczyny leza gdzie indziej, glebiej i sa umiejscowione wcześniej w czasie, poczawszy od dzieciństwa, przykladow rodzicow, poprzez brak milosci miedzy nimi, konczac na czynnikach charakterologicznych. Sa to kwestie podstawowe. A wszystko inne sa rzeczami wtórnymi, wynikającymi w podstaw.

Wiele czytałem tutaj tematow ale tak "bezsensownego" podejścia do "naprawy" związku jeszcze nie czytałem. Sorry za te słowa ale nie umiem klamac.

1,565

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Enono
Byłam taką powracającą. Zdradziłam męża, później on się odegrał, w końcu zeszliśmy się. Z resztą, znasz tą historię.
Ale wiesz? Wszystko wydawało się oke, kurde, tak jakby nie było tych zdrad. Niesamowite! Ale i dziwne. Czasem sobie myślałam: hej, czy to prawidłowo, że zachowujemy się tak jakby nic się nie wydarzyło?
Zrozumiałam dopiero 3 tyg temu.
To jednak nie jest oke:(
To mega nie jest oke sad sad
To znaczy, że zdarajca jest pozbawiony empatii.
Szczerze? Dopiero ostatnia sytuacja uzmysłowiła mi jak musiał czuć się mąż, gdy powiedziałam Nie Kocham.
Dopiero teraz obudziły się we mnie prawdziwe wyrzuty sumienia po ubiegłorocznychhttp://emotikona.pl/emotikony/pic/036.gif świństwach.
Dopiero teraz, w chwili gdy sama zaangażowałam się w Nas i on zdradził kolejny raz. Kolejny. A dla mnie tak jakby pierwszy. Pierwszy bo w momencie gdy ja chciałam Nas odbudować. Pierwszy raz szczerze. Pierwszy raz pojawiły się czyste intencje. Właśnie wtedy dostałam od Niego w łeb. W najmniej spodziewanym momencie. Bolało, boli ciągle. Wcześniejsze Jego czyny robiły na mnie pozorne wrażenie. Dlaczego? Bo w sumie to miałam wywalone co z Nami będzie, tylko dorabiałam sobie do tego własne ideologie.
Brakowało mi autorefleksji. No ale jak tu dokonać refleksji skoro brak empatii.
Do czego zmierzam...
Piotrze obawiam się, że z Twoją żoną jest identycznie. Po czymś takim nie można wrócić jak gdyby nigdy nic.
Dam sobie głowę uciąć, że Ona nie czuje żalu. Że nie wstydzi się sama za siebie. Że nie rwie sobie włosów z głowy wyobrażając sobie co Ty czułeś gdy w drobny mak rozpadał się cały Twój świat.
Gdyby zrobiła rachunek sumienia, dziś byłbyś wystraszonym, niepewnym, ale pełnym nadziei człowiekiem. Nie musiałaby nosić Cię na rękach. To po prostu się czuje kiedy partner chce Ci coś wynagrodzić, kiedy chce odzyskać Twoją miłość, chce Ci zadośćuczynić.
Ty - zamiast z nadzieją patrzeć w przyszłość - obojętniejesz. Czujesz, że coś tu jest nie halo. I dobrze czujesz. Intuicja Cię nie zawodzi.
Jednak boisz się jej posłuchać. No bo przecież wróciła. Jest! Masz ją! Masz to czego chciałeś. Tylko to nie wygląda do końca tak jak sobie wyobrażałeś.
Nie bój się. Intuicja jest Twoim przyjacielem. Słuchając jej nie zejdziesz na manowce.
Ty jako ofiara zdrady nie możesz pozwolić na zamiecenie sprawy pod dywan. Wiem, że strach przed ponowną stratą żony blokuje Twój bunt.
Nie chcesz się zbyt wiele odzywać, aby nie rozdrażnić żony, jeszcze znowu by odeszła.
Uświadom sobie, że takim postępowaniem wyrządzasz krzywdę Waszemu małżeństwu. Co to za żona, która nie czuje skruchy po zdradzie?
Co to za żona, która rozdrażniona Twoim żalem ponownie odchodzi? Co to za żona, która nie daje Ci tak potrzebnego teraz wsparcia?
Ty masz prawo być smutny! Masz prawo wypytywać! Masz prawo robić jej wyrzuty! A ona ma obowiązek to wszystko znosić, jeśli chce Was podnieść z ziemi. Po zdradzie nie przechodzi się z dnia na dzień na tryb: nic się nie stało.
Piotrze, bądź szczery sam ze sobą. To również wymaga odwagi - dojście do prawdy i wypowiedzenie jej sobie głośno w twarz.
Nie martw się jeśli ta prawda Cię potwornie zaboli. Zobacz ile już przeszedłeś. Nadal żyjesz, przeżyjesz i tym razem.
Człowiek upada, ale potem się podnosi. Wsparcie ludzi stąd nie zniknie. Należysz do tego klanu i będziemy podnosić się razem z Tobą.
Ważne żebyś zrozumiał, że zasługujesz na coś więcej niż życie w wyimaginowanym świecie.

1,566

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
maniek_z_maniek napisał/a:
Enona napisał/a:

Byłoby bardzo cenne, gdyby wypowiedział się tu ktoś, kto był takim powracającym. Jak się zachowywał i dlaczego? Jak odbierał zachowanie drugiej strony? Czy się udało?

Wszystko zostało powiedziane tylko autor olal większość rad, sugestii a co najważniejsze konkretnych rzeczy do autorefleksji. Tak jakbys mowila do sciany.

"Właśnie w tym sęk, że ona uważa i zachowuje się tak jak by nic się nie stało.Jakby nie było tych ostatnich miesięcy"

"Masz rację obojętnieję."

Mysle ze powyższe mowi samo za siebie. Brak wymagan od zony i od siebie, zupełny brak konsekwnecji, zupełny brak autorefleksji nad sprawami fundamentalnymi, które były wcześniej poruszane.

I KROPKA NAD I

"Nie zamierzem jej do niczego namawiać, niczego od niej nie oczekuję"

"do psychologa nadal sie nie wybiera. Szczerze mówiąc już mnie to nie interesuje czy pujdzie czy nie"

DLACZEGO? DLACZEGO? DLACZEGO?

Przeciez zona wrocila, lezy na kolanach autora, który ja glaszczae. Nie ma klotni. Nikt nikogo nie zdradza. A wiec o co w tym wszystkim chodzi?

Tacy ludzie nie powinni po prostu tworzyć zwiazkow bo do nich nie dorośli a co więcej, niczego się na swoich bledach nie nauczyli.

Co z tego ze np. autor się "otrząśnie" i ew. pozna kogos innego czy starego? Nadal będzie tylko powierzchowność.

...bo przyczyny leza gdzie indziej, glebiej i sa umiejscowione wcześniej w czasie, poczawszy od dzieciństwa, przykladow rodzicow, poprzez brak milosci miedzy nimi, konczac na czynnikach charakterologicznych. Sa to kwestie podstawowe. A wszystko inne sa rzeczami wtórnymi, wynikającymi w podstaw.

Wiele czytałem tutaj tematow ale tak "bezsensownego" podejścia do "naprawy" związku jeszcze nie czytałem. Sorry za te słowa ale nie umiem klamac.

Maniek Ty chyba czegoś nie zrozumiałeś.
To, że obojętnieję na całą sytuację, na zachowanie żony jest wynikiem jej postępowania.
Cieszyłem się kiedy podjęła decyzję o powrocie, ale zupełnie czegoś innego się po niej spodziewałem.
Wyrządziła mi i dzieciom straszną krzywdę, liczyłem na jakąs pokorę z jej strony, wyraźne sygnały, że zależy jej na mnie, na rodzinie.
Takich sygnałów nie ma, nie ma skruchy, nie ma słow przepraszam, wybacz mi, zrobię wszystko abyśmy byli razem.Tego po prostu nie ma.
Z czego mam się więc cieszyć, z kąd brać siłę i wiarę w to, że z nas może jeszcze coś będzie?
Nie mam ochoty i siły na jej dalsze uświadamianie, pokazywanie palcem, że ma zrobić to czy tamto.
Jeśli sama nie wie, jak powinna się zachowywać, co powinna zrobić aby odbudować nasze wzajemne relacje, to mogłaby właśnie pójśc do psychologa, poczytac jakieś książki, poszukać wiedzy w internecie, ale po co?
Przecież wedłóg niej nic się nie stało, ona się źle czuje a ja mam to zrozumieć. Dziś znów to usłyszałem.
Jak ja się czuję to już nie jest takie ważne.
Nie pisz mi o jakiejś niby mojej powierzchowności, bo jeśli bym taki był to bym tu nawet nie zajrzał, nie polemizowałbym z Tobą i innymi forumowiczami.
Analizuję każdy wpis w tym wątku, zastanawiam się nad ich przekazem, porównuję zachowanie moje i mojej żony do historii innych ludzi tu piszących, a to, że nie zawsze robię tak jak mi ktoś radzi, wynika tylko z tego, że działam na podstawie własnego doświadczenia, wiedzy i intuicji.

1,567

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
bullet napisał/a:

Piotr: może przegapiłem lub mnie coś ominęło więc spytam bo nie doczytałem czy udzieliłeś odpowiedzi, być może tak:
"Czy wycofałeś pozew rozwodowy" ?

Nie nie wycofałem.

1,568

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotrze, stoisz na rozdrozu. Od tego, co zrobisz teraz, zalezec bedzie Twoje zycie, zycie Twojej rodziny. Ty ciagle jestes jej glowa. Zastanow sie, czy chesz ratowac swoja rodzine. Jesli tak, a moze warto (ale to Ty wiesz najlepiej), to nie czekaj, ze zona wezmie ciezar naprawy na siebie. Ona zdradzila, to fakt, ale to WAM obojgu malzenstwo sie posypalo. To obydwoje doprowadziliscie od kryzysu.

Teraz kazde z osobna, nie ogladajac sie na partnera, ma robic wszystko, by malzenstwo zylo. Na razie moze nie byc pieknie, na pewno nie, moze byc trudno. Ale moze warto dac sobie czas i zobaczyc, czy odbudujecie Wasza relacje, a raczej zbudujecie na nowo.

Nie oczekuj, ze zona bedzie wyrazac skruche i przepraszac. Jesli to zrobi, to dobrze, ale jesli nie, to nie slowa sa najwazniejsze, ale jej zachowanie. Jest jej ciezko, moge sobie tylko wyobrazic jak bardzo, Tobie Piotrze tez, ale to, co mozecie zrobic to jak nalepiej spelniac swoje role - Ty meza i ojca a ona - zony i matki. Nie chodzi o to, zeby zona sie kajala i wyrazala skruche, ale zeby pokazala swoim zachowaniem, ze jest twoja zyciowa partnerka i matka.

Inna sprawa, czy Ty Piotrze jestes w stanie pogodzic sie z tym, ze zona Cie zdradzila, ze byla z innym mezczyzna. To jest baaaardzo trudne i wymaga czasu i olbrzymiej dojrzalosci. Rzadko jest ona naszym udzialem. Przepraszam, ale nie pamietam, czy korzystasz z terapii indywidualnej. Temat zdrady jest do przepracowania indywidualnie, inaczej nie pozwolisz ani sobie ani zonie ruszyc z miejsca.

1,569

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Magita napisał/a:

Piotrze, stoisz na rozdrozu. Od tego, co zrobisz teraz, zalezec bedzie Twoje zycie, zycie Twojej rodziny. Ty ciagle jestes jej glowa. Zastanow sie, czy chesz ratowac swoja rodzine. Jesli tak, a moze warto (ale to Ty wiesz najlepiej), to nie czekaj, ze zona wezmie ciezar naprawy na siebie. Ona zdradzila, to fakt, ale to WAM obojgu malzenstwo sie posypalo. To obydwoje doprowadziliscie od kryzysu.

Teraz kazde z osobna, nie ogladajac sie na partnera, ma robic wszystko, by malzenstwo zylo. Na razie moze nie byc pieknie, na pewno nie, moze byc trudno. Ale moze warto dac sobie czas i zobaczyc, czy odbudujecie Wasza relacje, a raczej zbudujecie na nowo.

Nie oczekuj, ze zona bedzie wyrazac skruche i przepraszac. Jesli to zrobi, to dobrze, ale jesli nie, to nie slowa sa najwazniejsze, ale jej zachowanie. Jest jej ciezko, moge sobie tylko wyobrazic jak bardzo, Tobie Piotrze tez, ale to, co mozecie zrobic to jak nalepiej spelniac swoje role - Ty meza i ojca a ona - zony i matki. Nie chodzi o to, zeby zona sie kajala i wyrazala skruche, ale zeby pokazala swoim zachowaniem, ze jest twoja zyciowa partnerka i matka.

Inna sprawa, czy Ty Piotrze jestes w stanie pogodzic sie z tym, ze zona Cie zdradzila, ze byla z innym mezczyzna. To jest baaaardzo trudne i wymaga czasu i olbrzymiej dojrzalosci. Rzadko jest ona naszym udzialem. Przepraszam, ale nie pamietam, czy korzystasz z terapii indywidualnej. Temat zdrady jest do przepracowania indywidualnie, inaczej nie pozwolisz ani sobie ani zonie ruszyc z miejsca.

Z tą wypowiedzią zgadzam się w 100 %. Dokładnie tak to wygląda, wiem z własnego doświadczenia.

Pozdrawiam rumpel

1,570

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr
Czytam ten wątek i nie jestem skarbnicą mądrości. Mogę jedynie pisać o tym co przeżyłam a przeżyłam 7 lat po zdradzie próbując samodzielnie poskładać relację. Nie powiem wydawało się że wszystko jest ok. Może nie było wielkiej skruchy właściwie nie było jej chyba wcale. Miało być zapomnienie i nie wracanie do przeszłości- bez "odgrzewania kotletów" jak mawiał mój ex.

Niby wszystko było nowe, otoczenie, dom, nawet garstka znajomych. Wszystko zamiecione pod dywan wyszło przy robieniu większych porządków.
I nie myśl sobie że miałam szansę na remis, choć takiej nie pragnęłam smile Okazuje się że co wolno wojewodzie...
Chcę tylko powiedzieć że to wszystko co się u Was teraz dzieje ma wpływ na dzieci, na ich naukę wzajemnych relacji między dorosłymi ludźmi, na zaufanie i poczucie własnej wartości.

Nie mówię że macie nie próbować, ale czekać aż samo przejdzie przykryte warstwą kurzu...
Też nie lubicie odgrzewanych kotletów? usmażycie nowe na starym oleju?

Chyba warto się dowiedzieć co naprawdę Was teraz łączy a co wówczas podzieliło...
Nie chodzi o wybielanie i szukanie dziury w całym ale o zrozumienie i świadome decyzje bo od tych dziś zależy budowa nowego domu...
A jak fundamenty są słabe to wiadomo że budolwla może się zawalić czyniąc większe szkody niż w tej chwili.

Piotr i nie piszę że tylko Twoja żona -bo "zgrzeszyła" winna zrobić rachunek sumienia.
On powinien być Wasz wspólny i szczery choć rozumiem Cię, że możesz nie chcieć dokładać sobie cierpień i rozdrapywać ran.

Niewyczyszczona rana goi się trudniej a czasem doprowadza do śmierci.
Tyle z mojej strony.

1,571

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Madowa napisał/a:

Enono
Byłam taką powracającą. Zdradziłam męża, później on się odegrał, w końcu zeszliśmy się. Z resztą, znasz tą historię.
Ale wiesz? Wszystko wydawało się oke, kurde, tak jakby nie było tych zdrad. Niesamowite! Ale i dziwne. Czasem sobie myślałam: hej, czy to prawidłowo, że zachowujemy się tak jakby nic się nie wydarzyło?
Zrozumiałam dopiero 3 tyg temu.
To jednak nie jest oke:(
To mega nie jest oke sad sad
To znaczy, że zdarajca jest pozbawiony empatii.
Szczerze? Dopiero ostatnia sytuacja uzmysłowiła mi jak musiał czuć się mąż, gdy powiedziałam Nie Kocham.
Dopiero teraz obudziły się we mnie prawdziwe wyrzuty sumienia po ubiegłorocznychhttp://emotikona.pl/emotikony/pic/036.gif świństwach.
Dopiero teraz, w chwili gdy sama zaangażowałam się w Nas i on zdradził kolejny raz. Kolejny. A dla mnie tak jakby pierwszy. Pierwszy bo w momencie gdy ja chciałam Nas odbudować. Pierwszy raz szczerze. Pierwszy raz pojawiły się czyste intencje. Właśnie wtedy dostałam od Niego w łeb. W najmniej spodziewanym momencie. Bolało, boli ciągle. Wcześniejsze Jego czyny robiły na mnie pozorne wrażenie. Dlaczego? Bo w sumie to miałam wywalone co z Nami będzie, tylko dorabiałam sobie do tego własne ideologie.
Brakowało mi autorefleksji. No ale jak tu dokonać refleksji skoro brak empatii.
Do czego zmierzam...
Piotrze obawiam się, że z Twoją żoną jest identycznie. Po czymś takim nie można wrócić jak gdyby nigdy nic.
Dam sobie głowę uciąć, że Ona nie czuje żalu. Że nie wstydzi się sama za siebie. Że nie rwie sobie włosów z głowy wyobrażając sobie co Ty czułeś gdy w drobny mak rozpadał się cały Twój świat.
Gdyby zrobiła rachunek sumienia, dziś byłbyś wystraszonym, niepewnym, ale pełnym nadziei człowiekiem. Nie musiałaby nosić Cię na rękach. To po prostu się czuje kiedy partner chce Ci coś wynagrodzić, kiedy chce odzyskać Twoją miłość, chce Ci zadośćuczynić.
Ty - zamiast z nadzieją patrzeć w przyszłość - obojętniejesz. Czujesz, że coś tu jest nie halo. I dobrze czujesz. Intuicja Cię nie zawodzi.
Jednak boisz się jej posłuchać. No bo przecież wróciła. Jest! Masz ją! Masz to czego chciałeś. Tylko to nie wygląda do końca tak jak sobie wyobrażałeś.
Nie bój się. Intuicja jest Twoim przyjacielem. Słuchając jej nie zejdziesz na manowce.
Ty jako ofiara zdrady nie możesz pozwolić na zamiecenie sprawy pod dywan. Wiem, że strach przed ponowną stratą żony blokuje Twój bunt.
Nie chcesz się zbyt wiele odzywać, aby nie rozdrażnić żony, jeszcze znowu by odeszła.
Uświadom sobie, że takim postępowaniem wyrządzasz krzywdę Waszemu małżeństwu. Co to za żona, która nie czuje skruchy po zdradzie?
Co to za żona, która rozdrażniona Twoim żalem ponownie odchodzi? Co to za żona, która nie daje Ci tak potrzebnego teraz wsparcia?
Ty masz prawo być smutny! Masz prawo wypytywać! Masz prawo robić jej wyrzuty! A ona ma obowiązek to wszystko znosić, jeśli chce Was podnieść z ziemi. Po zdradzie nie przechodzi się z dnia na dzień na tryb: nic się nie stało.
Piotrze, bądź szczery sam ze sobą. To również wymaga odwagi - dojście do prawdy i wypowiedzenie jej sobie głośno w twarz.
Nie martw się jeśli ta prawda Cię potwornie zaboli. Zobacz ile już przeszedłeś. Nadal żyjesz, przeżyjesz i tym razem.
Człowiek upada, ale potem się podnosi. Wsparcie ludzi stąd nie zniknie. Należysz do tego klanu i będziemy podnosić się razem z Tobą.
Ważne żebyś zrozumiał, że zasługujesz na coś więcej niż życie w wyimaginowanym świecie.

Dziękuję za ten wpis.

1,572

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Ten watek jest dziwny i tak sie zastanawialem co chce tu przekazac. Otoz wydaje mi sie ze problemy leza nie tylko w przeszlosci ale rowniez w tym ze ta "rodzinia" ciagle zyje w jakis trojkatach czy czworokatach emocjonalno-uczuciowych. To ze oboje nie pracuja nad zwiazkiem tez jest oczywiste. Zwykle po zdradzie ludzie albo sie rozstaja (nie mogac pokonac poczucia krzywdy, zalu, zlosci, nienawisci) albo sie schodza (budujac zwiazek od nowa). Tutaj mamy najgorsze rozwiazanie, czyli obojetnosc. To co mnie razi to ze autor pisze w innych watkach jak to cudownie polatal rodzine (czego mu zycze) a jednoczesnie nic nie robi w tym kieurnku a od zony niczego nie wymaga. Jest to wiec bardzo wielki antyprzyklad tego jak powinno byc. Kiedy sie nad tym zastanawialem to doszedlem do wniosku ze samo pisanie tutaj nie pokazuje nam tego ze jestesmy z roznych srodowisk, ludzmi z roznymi cechami. I kiedy zna sie te rozne srodowiska (a wielu nie zna) to wie sie ze tam sprawy w rozny sposob dzialaja. Jednakze obnoszenie sie ze swoim "sukcesem", przy calkowitym odrzuceniu autorefleksji nad przyczynami, jest samooszukiwaniem sie i nie prowadzi do niczego. Taka osoba jesli pisze w innych watkach zwracajac uwage na swoj jako przyklad "sukcesu" po prostu oszukuje innych i siebie, wprowadza czytajacych w blad.

Z uwagi na powyzsze ten watek (duzy objetosciowo) jest bezsensu. Ale to tez jest tak jak w wychowaniu. Jesli sie wymaga to sie osiaga "sukcesy" badz "porazki". Jesli sie nie wymaga "porazka" jest niemal pewna. Sklejajac zwiazek nie mozna liczyc ze wszystko jakos samo sie pozbiera. Trzeba, jak w kazdej sprawie, wyznaczyc sobie piorytety, cele, wrecz narzucic niektore dzialania (powierzchownosci) ktore maja prowadzic do odnowienia relacji. Nawet samo spanie obok siebie bez wspolzycia jest podnoszeniem do ^2 obojetnosci bo w zwiazku jest sie albo nie, jakies ciche "seksulanie dni" to karykatura.

Tyle tylko mozna powiedziec ze mamy przyklad jak nie nalezy postepowac, poczawszy od utrzymywania stalych relacji z osobami trzecimi, poprzez rozgrywki dziecmi, poprzez zerowy poziom pracy nad zwiazkiem, konczac na postepowaniu, ktore idzie w kierunku obojetnosci.

To takie ostrzezenie dla czytajacych.

1,573

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Maniek a w którym to ja niby wątku pokazuję mój przyklad jako sukces, bo jakoś nie mogę skojarzyć?
Wiesz wcale nie uważam, abym takowy osiągnoł i aby było mi to dane w najbliższej przyszłości.
Wcale nie uważam, że nie wymagam niczego od żony, ona doskonale wie, czego od niej oczekuję, bo jej to po powrocie mówiłem wielokrotnie, ale skoro w odpowiedzi słyszę, że ona ma ciężko, że na terapię nie pójdzie a jeszcze broni swohego kochanka kiedy niezbyt pochlebnie o nim mówię, to wybacz ale ręce mi opadają i tracę ochotę do xzegokolwiek co jest z nią związane.
Nie wiem może Ty uważasz, że powinienem się kajać przed nią z radości, że jaśnie pani wróciła i błagać na kolanach, żeby przemyślała swoje postępowanie i raczyła skorzystać z pomocy psychologa.
Niestety nie mam zamiaru tego robić, może jeszcze ze dwa, trzy miesiące temu bym to robił, teraz już nie.

1,574 Ostatnio edytowany przez chceuciekacstad (2015-04-21 11:59:31)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Maniek a w którym to ja niby wątku pokazuję mój przyklad jako sukces, bo jakoś nie mogę skojarzyć?
Wiesz wcale nie uważam, abym takowy osiągnoł i aby było mi to dane w najbliższej przyszłości.
Wcale nie uważam, że nie wymagam niczego od żony, ona doskonale wie, czego od niej oczekuję, bo jej to po powrocie mówiłem wielokrotnie, ale skoro w odpowiedzi słyszę, że ona ma ciężko, że na terapię nie pójdzie a jeszcze broni swohego kochanka kiedy niezbyt pochlebnie o nim mówię, to wybacz ale ręce mi opadają i tracę ochotę do xzegokolwiek co jest z nią związane.
Nie wiem może Ty uważasz, że powinienem się kajać przed nią z radości, że jaśnie pani wróciła i błagać na kolanach, żeby przemyślała swoje postępowanie i raczyła skorzystać z pomocy psychologa.
Niestety nie mam zamiaru tego robić, może jeszcze ze dwa, trzy miesiące temu bym to robił, teraz już nie.

Piotr, a żona wie że wniosek rozwodowy dalej w sądzie ? może już termin dostałeś ? To ją może pospieszy ... skoro ona nie wykazuje chęci do poprawy .. zmiany.. zrozumienia..

Ja bym zażądała terapii .. skoro straciłeś ochotę na cokolwiek..to co Ci zależy ? nic nie masz do stracenia... no może poza iluzją rodziny.. którą teraz tworzysz z puszczalską żoną.

Kiedyś pisałeś że robisz to wszystko (powrót zony.. i td) żebyś sobie kiedyś nie zarzucił że nie spróbowałeś wszystkiego by ratować... bądź konsekwentny . Odpuściłeś ..bo ona nie taka jak się spodziewałeś ???
uprzedzaliśmy Cię że tak będzie... jeśli ona wróci ot tak.. bez konsekwencji czynów. To był Twój wybór- jej powrót .

Piotr , tak po męsku ... walnij pięścią w stół... i wyrzuć emocje... masz prawo się denerwować... i wqurwić . Ileż można udawać że nic się nie stało.
Ty nie czekaj na jej łaskawie decyzję.. Ty zażądaj tego od niej! niech to będzie ta konsekwencja jej zdradzieckich czynów.

1,575 Ostatnio edytowany przez smallangel (2015-04-21 12:15:56)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

chceuciekacstad- jak można kogoś zmusić do terapii? Myślisz, że wtedy ta terapia będzie miała efekt? Ktoś musi chcieć terapii by miała ona jakieś efekty.

Piotr, ja wiem czym jest ta obojętność. Miałam to samo. 4 miesiące to trwało, było mi obojętne wszystko. Przestraszyłam się tego w gruncie rzeczy. Potem przyszło przebudzenie. To tak jakby ładowanie akumulatorów.
Też po zdradzie Męża miałam wrażenie, że nie robi NIC, tylko co można zrobić by Nas usatysfakcjonowało. Umiesz to sprecyzować, bo ja wtedy nie umiałam. Co by nie było, NIC nie potrafiło złagodzić bólu, cierpienia, po prostu nic.

Bardzo skłaniam się temu co napisała Magita.
Autorefeksje - to klucz do sukcesu przynajmniej u mnie. Zmieniłam front działania. Po jakimś czasie widoczne były starania się Męża. To tak jakby w Nim się coś obudziło. I oboje budowaliśmy nasze małżeństwo od nowa. I wtedy moje słowa, prośby miały inne znaczenie dla Niego.

1,576

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
smallangel napisał/a:

chceuciekacstad- jak można kogoś zmusić do terapii? Myślisz, że wtedy ta terapia będzie miała efekt? Ktoś musi chcieć terapii by miała ona jakieś efekty.

Piotr, ja wiem czym jest ta obojętność. Miałam to samo. 4 miesiące to trwało, było mi obojętne wszystko. Przestraszyłam się tego w gruncie rzeczy. Potem przyszło przebudzenie. To tak jakby ładowanie akumulatorów.
Też po zdradzie Męża miałam wrażenie, że nie robi NIC, tylko co można zrobić by Nas usatysfakcjonowało. Umiesz to sprecyzować, bo ja wtedy nie umiałam. Co by nie było, NIC nie potrafiło złagodzić bólu, cierpienia, po prostu nic.

Bardzo skłaniam się temu co napisała Magita.
Autorefeksje - to klucz do sukcesu przynajmniej u mnie. Zmieniłam front działania. Po jakimś czasie widoczne były starania się Męża. To tak jakby w Nim się coś obudziło. I oboje budowaliśmy nasze małżeństwo od nowa. I wtedy moje słowa, prośby miały inne znaczenie dla Niego.

Jeśli żona Piotra nie chce nawet iść na pierwszą wizytę by zobaczyć jak to wygląda i na czym polega , to nie wie czy ta terapia jej pomoże czy nie.
Tu nie o samą terapię chodzi ale o chęć zrobienia czegokolwiek by zrozumieć siebie i swój związek, małżeństwo. Żeby naprawiać trzeba wiedzieć co się zepsuło.
Nie znam Twojej historii smallangel, ale mnie zapaliłyby się lampki kontrolne gdyby zdradzający bronił swojego kochanka .
U Ciebie mąż też wrócił bo to TY robiłaś wszystko żeby zostawił kochankę ? U Piotra ewidentnie to on chciał, a żona raczej nie miała innej opcji.
Być może te starania Piotra skłoniły ja do powrotu .. tyle że jego euforia opadła i oboje wpadli w marazm.
Teraz czekają aż to drugie zrobi coś co da efekt WOW .

1,577

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Dziś pokusiłam się ,aby poczytać trochę ,całości nie zaliczyłam kilka stron początku i koniec.
Jestem tak jak Ty osobą zdradzoną.Czytając odniosłam wrażenie ,że gaśniesz.
Jednak to Ty sam musisz być przed samym sobą szczery-czy dasz radę!
Ja dwa lata czekałam na deklarację,miałam jakiś scenariusz na życie jak będzie wyglądać.
Gdy nareszcie usłyszałam te słowa nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia.
Zadawałam sobie tyle pytań,dlaczego teraz itp.
Miałam w sobie tyle wiary ,a teraz pozostało tylko
NIE DAM RADY ,NIE MA WE MNIE TEJ WALKI,BO ZOSTAŁA NIEDOCENIONA KIEDY TEGO PRAGNĘŁAM
Może to strach przed ponownym ciosem.
Teraz żyję myśląc o sobie,z człowiekiem ,który się stara .
A JA CHCĘ UFAĆ ,KOCHAĆ,CZUĆ SIĘ WAŻNĄ.
CO Z TEGO MAM ,BÓG JEDEN WIE,CO TERAZ W MOIM ŻYCIU JEST PRAWDZIWE!
Wiem jedno,łatwiej zacząć coś od nowa niż naprawiać.Ja dałam sobie czas,a czego Ty chcesz?

1,578

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Poczekam jeszcze 10 dni zanim napiszę coś konstruktywnego, a widzę że będzie co. Podobno Piotr - wzór rygoru i frajerstwa w jednym dał miesiąc tej nie powiem komu (takie pod latarnią stoją) na ogarnięcie się i jak widzę zaczyna się robić ciekawie. Ale obstawiam że za te 10 dni żoncia będzie dalej mieszkać z Piotrkiem i będą mieć romantyczne masaże w ubraniach a Piotrek będzie to usprawiedliwiał wyimaginowanym dobrem dzieci.

1,579

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
ezail napisał/a:

Poczekam jeszcze 10 dni zanim napiszę coś konstruktywnego, a widzę że będzie co. Podobno Piotr - wzór rygoru i frajerstwa w jednym dał miesiąc tej nie powiem komu (takie pod latarnią stoją) na ogarnięcie się i jak widzę zaczyna się robić ciekawie. Ale obstawiam że za te 10 dni żoncia będzie dalej mieszkać z Piotrkiem i będą mieć romantyczne masaże w ubraniach a Piotrek będzie to usprawiedliwiał wyimaginowanym dobrem dzieci.

Dosc dosadnie powiedziane, ale niestety zgdzam sie z ta wypowiedzia...

Piotr  nie zrobi NIC.  Najgorsze, ze bierne zycie obok, niestety, predzej czy pozniej wykonczy oboje...
Gdyby tu jeszcze milosc byla, ale ona go nie kocha, on powoli zaczyna to dostrzegac...

Powiedz Piotr co zamierzasz, gdy zona odmowi terapiii, a wlasnie tak bedzie, ona nie chce naprawiac, ona chce bys sie wyniosl. Co zrobisz:
wyprowadzisz sie ty?
kazesz wyprowadzi  sie zoni?

Jak wyprowadzisz sie ty przegrasz na calej linii, jesli ona to nie wiem jak ja chcesz do tego zmusic?

1,580 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-04-22 11:32:05)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

To moze konkretniej? Ujme to w punktach. Porownam to do slynnych watkow Roberta i Kroteczki. Moze ktos cos z tego wyniesie.

Do ratowania zwiazku w sytuacji autora potrzeba przede wszystkim:

- autorefleksji nad powodami okreslonych sytuacji (tego w tym watku zupelnie tego nie ma, ZERO, np. Robert pisal o tym ciagle z tym ze przewaznie przez przymat zony ale widziale wiele, nawet Kroteczka napisala o prawdziwych powodach swojego malzenstwa, mimo ze nie umiala powiazac tego z sytuacja obecna)

- dzialania w celu uczestniczenia w terapii malzenskie i to oboje!!!! a nie jedna osoba(co powinno byc niezbywalna konsekwencja powrotu zony do domy, wymaganym warunkiem, przez co mozna poznac powody, przyczyny, co robic dalej dzieki specjalscie bo akurat te osoby Piotra i jego zona do samodzielnej naprawy zwiazku zdolni chyba nie sa, np. ani Robert ani Kroteczka czegos takiego nie brali pod uwage dlatego swojego problemu nie rozwiazali, pamietam ze autorka Mruffka takie rozwiazanie przyjela i widac bylo szanse na naprawde jej malzenstwa dzieki terpapii oraz brak tej szansy i porozumienia z mezem w momencie kiedy maz te terapie odrzucal)

- urwania w 100% wszelkich kontaktow emocjonalnych z plcia przeciwna, co w istotny sposob przeszkadza w naprawie zwiazku gdyz zabiera czas i mysli, emocje, mozliwosc przezywania z partnerem (np. w Robert takich kontaktow nie podejmowal, skupial sie tylko na zwiazku przez co "mial" szanse i dobre chwile, Krotka odwrotnie na kochanku, wiec nie miala ani szans ani motywacji do naprawy zwiazku)

- nie wiklanie dzieci w problemy malzenskie (tylko w tym autor zmienil podjescie pod wplywem komentarzy, np. Robert i Kroteczka nigdy tego nie robili)

Poniewaz obydwa watki Roberta i Kroteczki mialy swoj okreslony (negatywny wydzwiek) powyzsze porownanie zrobilem po to, zeby pokazac iz watek Piotra jest o wiele "gorszy". Po to, bo spokoj, wrecz czasami nieemocjonalnosc autora sprowadza czytelnikow na manowce. Nam sie wydaje ze spokoj, swoiste wywazenie sa "dobra" droga postepowania. Wprowadza to jednak w blad.

Ogolnie rzeczy maja swoja nature. Poniewaz ta natura jest podobna, te same sytuacje powtarzaja sie u roznych ludzi. To co nalezy robic to wyciagac z tego wnioski.

Czyli autorefleksja, terapia, slupienie sie wylacznie na sobie, nie wiklanie dzieci (chyba ze wspolne wypady), wprowadzenie elementow naprawczych w postaci wspolnych rozmow, spedzania czasu, wypadow, robienia czegos, szukania tego co laczy na podstawie tego co bylo, itd.

1,581

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Wybacz jej. Tworzycie nowy rodzaj związku - otwarty na "gości" Będziecie mieli mnóstwo nowych znajomych i co wspominać na starość..a reszta bałwanów co cie krytykuje - zazdrośnicy. 3maj sie i bawcie się nadal..

1,582

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Witam wszystkich,
Witaj Piotr

ona ma ciężko,że na terapi? nie pójdzie a jeszcze broni swojego kochanka kiedy niezbyt pochlebnie o nim mówię

Jej jest ciężko? U..... 
No tak, bądź cierpliwy i wyrozumiały, bo qrewna tęskni za kochankiem.
Tobie przecież ciężko nie jest....
Jeszcze się nad czymś zastanawiasz?
Postawileś warunki, na jakich mogła wrócić. Jak widać, ścieka to po niej jak woda po kaczce.  Ciesz się rogaty mężu, bo gwiazda wróciła
Pisałem ju? dużo wcześniej:ona nic nie zrozumiała i jak widać dalej nic nie rozumie.
Skoro tak, to naprawdę szkoda Twojego cennego czasu Piotr, którego nikt Tobie nie zwróci.
Ona chyba tej szansy nie chce, więc nie widzę sensu w ogóle zastanawiać się nad dalszym ciągiem Waszego małżeństwa.
Nie daje się przecież na siłę czegoś, kto tego nie chce.

Może się mylę , ale decyzja jeszcze się nie przebiła przez barykadę nazwijmy to miłości , przywiązania i strachu przed nieznanym.

Piotr
Tak długo jak bedziesz utożsamiał tą panią sklepową ze swoim osobistym szczęściem , tak długo będziesz zagubiony i nieszczęśliwy. .
Przecież od samego początku jasno widać, że w Twoim umyśle ona to Twój największy wróg a jej powrót to dla Ciebie największa nagroda.
Zastanawia mnie cały czas, czemu większość zdradzonych ludzi niestety nie może zrozumieć tego, że  osoba którą  utożsamiają ze swoim szczęściem i której wyrwanie z łóżka kochanka czy też kochanki postawili za swój główny cel, jest właśnie największą przeszkodą do jego osiągnięcia....
Nawet nie wiesz Piotrze, jakie to niesamowite i zadziwiające uczucie gdy nagle zaczniesz dzielić z kimś innym swoje myśli ale już bez tego chorego bagażu , bez tych wyniszczających emocji, do których umysł się narkotycznie niemal przyzwyczaił, skoro dzień w dzień mu towarzyszyły.
Pojawia  się nagle to wspaniałe poczucie wyzwolenia i normalności .
Trudno to nawet opisać

Popełniasz wręcz książkowe błędy, nie chciałeś nas słuchać.
Wolisz uczyć się na własnych błędach...
No to płacisz tego cenę .
Jeśli chcesz, żeby naprawdę cokolwiek zrozumiała i abyś przynajmniej odzyskał jej szacunek(bo póki widać wyraźnie, że tak naprawdę to co jej mówisz i Ciebie ma w dupie), to niestety ale musisz ją znów wykopać za drzwi.
W jej oczach zachowujesz się jak ciapek, którym tamten nie był ,
A one ciapka i jego zdanie domyślasz się chyba, gdzie mają?
Musisz wiedzieć że kobiety są  bezlitosne. One słuchają i rozmawiają wyłącznie mężczyznami .
Przykro mi, ale po tym jak ona się zachowuje, co mówi i że broni kochanka Ty dla niej nim nie jesteś.
Czyli ma nad Tobą pełną kontrolę i przewagę. Cokolwiek byś nie myślał, tak jest.
No ale czasamii trzeba się przekonać na własnej skórze żeby móc to zrozumieć ..

Naprawdę nie ma najmniejszego sensu kontynuować związku po zdradzie.
Trzeba natychmiast i odejść, i dla niej zniknąć,
Zero rozmów, zero kontaktu, jeśli już to wyłącznie z dziećmi
Na początku  jest ciężko ale już za miesiąc, dwa, może trzy będziesz  się cieszyć życiem i upajać się tym, jak ona zacznie o Ciebie walczyć, a Ty będziesz jej mówił , że w Twoim życiu już nie ma dla niej miejsca.
Wiem co piszę, bo tak było w moim przypadku.
To jest najpiękniejsze w byciu zdradzonym, tylko że trzeba to dobrze rozegrać
A wiem, że to jest bardzo trudne. Bo na początku trzeba zacisnąć zęby i to wytrzymać
Ale mozesz mi wierzyć : Warto!

Znam wiele kobiet, które są dalej ze zdrajcami, ale nie znam żadnego faceta, który dalej jest ze zdrajczynią. 
A ich proporcje sa w miarę równe

Osobiście wolę patrzeć na rzeczywistość i ją oceniać taką jaka jest, a nie kierować się czarami i zakleciami

Ludzie popełniają mniejsze lub większe błedy
Ale zdrada to jest błąd niewybaczalny.
Bo wybaczyć można jedynie to, co ktoś zrobił bezwiednie, przypadkowo, omyłkowo.
Nikt jednak mi nie wmówi, że zdradza się przez pomyłkę lub że to jest błąd ,
Każdy zdrajca doskonale wie co robi.
Chyba nikomu nie trzeba tego uzasadniać.
Oczywiście zawsze się znajdzie jakaś cioteczka dobra rada, która powie Ci tu, że skoro walczyłeś o qrewnę i dałeś szansę, to jesteś wielkim człowiekiem i Twoja miłość pokona wszystko i temu podobne bzdety,
No ale sam widzisz jak to jest z tą miłością i gdzie ta Twoja wielka miłość Ciebie zaprowadziła.
Pozdrawiam

1,583

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Podczytuję trochę i poczułam się wywołana do tablicy smile

maniek_z_maniek napisał/a:

- dzialania w celu uczestniczenia w terapii malzenskie i to oboje!!!! a nie jedna osoba(co powinno byc niezbywalna konsekwencja powrotu zony do domy, wymaganym warunkiem, przez co mozna poznac powody, przyczyny, co robic dalej dzieki specjalscie bo akurat te osoby Piotra i jego zona do samodzielnej naprawy zwiazku zdolni chyba nie sa, np. ani Robert ani Kroteczka czegos takiego nie brali pod uwage dlatego swojego problemu nie rozwiazali, pamietam ze autorka Mruffka takie rozwiazanie przyjela i widac bylo szanse na naprawde jej malzenstwa dzieki terpapii oraz brak tej szansy i porozumienia z mezem w momencie kiedy maz te terapie odrzucal)

Czyli autorefleksja, terapia, slupienie sie wylacznie na sobie, nie wiklanie dzieci (chyba ze wspolne wypady), wprowadzenie elementow naprawczych w postaci wspolnych rozmow, spedzania czasu, wypadow, robienia czegos, szukania tego co laczy na podstawie tego co bylo, itd.

i przyznam mańkowi rację ... bez ogólnie podjętych działań/chęci z dwóch stron i powyższego - czarno to widzę

a terapia - to chyba podstawa i jeżeli nie chce - nie zmusisz - ale w sytuacji zdrady, chęci naprawy - mus

maniek czy u mnie jest poprawa... słabo to widzę, niby podjęte zostały próby ratowania, ale bez konsekwencji w działaniach daleko się nie zajedzie. Terapia, elementy naprawcze - to coś co podtrzymuje "przy życiu", ale jeżeli powoli odpuszcza się - respirator zostaje odłączony i dooopa. Jesteśmy na początku drogi ze świadomością, że poniosło się porażkę. A sama, ciągle przypominając o "elementach naprawczych" daleko nie zajadę. Miała być walka/rewolucja o wychodzi jak wychodzi...


jakie to wszystko popierdzielone.

.

1,584

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Przepraszam, że nie przebrnąłem przez cały wątek więc być może jakieś drugie dno mi umknęło, ale po lekturze pierwszej i ostatniej strony stawiam tezę, że podstawowym problemem jest to, że on i ona do siebie po prostu nie pasują. Autor to grzeczny misiek przytulasek, po studiach, który i łezkę uroni i kosmyczkiem żoninych włosów się pobawi... I nie przeklnie, nie nakrzyczy tylko zawsze wybaczy, bo ma dobre serduszko. A ona to prosta baba po zawodówie, która robi się mokra nie na myśl o pięknych słówkach z ust jakiegoś wrażliwego domatora tylko na myśl o sponiewieraniu przez jakiegoś testosteronowego samca. A pewnie i w pysk lubi też dostać...

1,585

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

wont, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości i podoba mi się Twój sposób opisania problemu. W zasadzie, to można byłoby wyciąć wszystkie pozostałe wątki i pozostać tylko przy Twoim komentarzu- trafiłes bowiem w samo sedno. To taka ruska baba, co to lubi, jak chłop ją bije, bo jesli nie bije, to znaczy, że nie kocha, a jej przez to wątroba gnije. Piotr to taki marzyciel, fantasta i filozof grecki- dlatego ta baba co chwilę się puszcza z jakimś silnym i chamskim samcem.
Uśmiałam się z Twojego posta wont.

1,586

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
julkaxx napisał/a:

wont, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości i podoba mi się Twój sposób opisania problemu. W zasadzie, to można byłoby wyciąć wszystkie pozostałe wątki i pozostać tylko przy Twoim komentarzu- trafiłes bowiem w samo sedno. To taka ruska baba, co to lubi, jak chłop ją bije, bo jesli nie bije, to znaczy, że nie kocha, a jej przez to wątroba gnije. Piotr to taki marzyciel, fantasta i filozof grecki- dlatego ta baba co chwilę się puszcza z jakimś silnym i chamskim samcem.
Uśmiałam się z Twojego posta wont.

To tak idąc tym tropem myślenia, ta ruska baba przekroczyła pewną granicę, pewnie gdzieś w okolicy Doniecka, i trafiła na Ukraińskiego chłopa, który nie da sobą pomiatać i pokaże jej gdzię ruskie baby zimują smile.
A tak na poważnie, może i byłem mażycielem, może i fantastą, ale ona skutecznie to we mnie zabiła, należy jej się za to medal. Bić jej nie mam zamiaru bo to nie moja bajka, ale poczuje na wlasnej skórze co to znaczy czuć się odstawioną na boczny tor.

1,587

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr odstaw ją do bocznego. Postaw ją wraz z jej przybytkiem pod jego drzwiami  i powiedz temu chłopu, że od teraz, to on będzie utrzymywał tę babę i mordował się z nią. a zresztą może on wcale nie bedzie się z nią mordował? Może on akurat bedzie szczęśliwy mając tak szacowną i szanującą się kobietę? Kto ich tam wie? Morale i mądrość tego faceta raczej nie są zbyt wysokie.
Już to komuś pisałam, też jakiemuś zdradzonemu przez pipę facetowi, ale Tobie to też powtórzę.
Dobra żona mężowi korona
A z latawicą jak jest?- to tak jakbyś chcąc ozdobić ryj świni przywieszając na nim złoty kolczyk.
Powodzenia.

1,588

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
julkaxx napisał/a:

wont, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości i podoba mi się Twój sposób opisania problemu. W zasadzie, to można byłoby wyciąć wszystkie pozostałe wątki i pozostać tylko przy Twoim komentarzu- trafiłes bowiem w samo sedno. To taka ruska baba, co to lubi, jak chłop ją bije, bo jesli nie bije, to znaczy, że nie kocha, a jej przez to wątroba gnije. Piotr to taki marzyciel, fantasta i filozof grecki- dlatego ta baba co chwilę się puszcza z jakimś silnym i chamskim samcem.
Uśmiałam się z Twojego posta wont.

To tak idąc tym tropem myślenia, ta ruska baba przekroczyła pewną granicę, pewnie gdzieś w okolicy Doniecka, i trafiła na Ukraińskiego chłopa, który nie da sobą pomiatać i pokaże jej gdzię ruskie baby zimują smile.
A tak na poważnie, może i byłem mażycielem, może i fantastą, ale ona skutecznie to we mnie zabiła, należy jej się za to medal. Bić jej nie mam zamiaru bo to nie moja bajka, ale poczuje na wlasnej skórze co to znaczy czuć się odstawioną na boczny tor.

Masakra, właśnie to przewidziałam, że jesteś takim uparciuszkiem, że Twoje musi być na wierzchu, a teraz jej pokażesz gdzie raki zimują, fundując jej festiwal chłodu i biernej agresji. Do niczego dobrego to nie prowadzi. Tylko na oczach Waszych dzieci będzie się odbywał proces gnilny Waszej relacji.

1,589

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
panibaronowa napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
julkaxx napisał/a:

wont, zgadzam się z Tobą w całej rozciągłości i podoba mi się Twój sposób opisania problemu. W zasadzie, to można byłoby wyciąć wszystkie pozostałe wątki i pozostać tylko przy Twoim komentarzu- trafiłes bowiem w samo sedno. To taka ruska baba, co to lubi, jak chłop ją bije, bo jesli nie bije, to znaczy, że nie kocha, a jej przez to wątroba gnije. Piotr to taki marzyciel, fantasta i filozof grecki- dlatego ta baba co chwilę się puszcza z jakimś silnym i chamskim samcem.
Uśmiałam się z Twojego posta wont.

To tak idąc tym tropem myślenia, ta ruska baba przekroczyła pewną granicę, pewnie gdzieś w okolicy Doniecka, i trafiła na Ukraińskiego chłopa, który nie da sobą pomiatać i pokaże jej gdzię ruskie baby zimują smile.
A tak na poważnie, może i byłem mażycielem, może i fantastą, ale ona skutecznie to we mnie zabiła, należy jej się za to medal. Bić jej nie mam zamiaru bo to nie moja bajka, ale poczuje na wlasnej skórze co to znaczy czuć się odstawioną na boczny tor.

Masakra, właśnie to przewidziałam, że jesteś takim uparciuszkiem, że Twoje musi być na wierzchu, a teraz jej pokażesz gdzie raki zimują, fundując jej festiwal chłodu i biernej agresji. Do niczego dobrego to nie prowadzi. Tylko na oczach Waszych dzieci będzie się odbywał proces gnilny Waszej relacji.

Wiesz w pewnym sensie masz rację, jestem uparciuszkiem i to nawet dosc duzym patrzac na moje gabaryty.
Co do reszty to sie akurat nie zgodze. Nie funduje zonie zadnego festiwalu chlodu i agresji. Wrecz przeciwnie caly czas wyciagam do niej reke i chce aby udalo nam sie na nowo odbudowac nasze relacje. Jednak w pojedynke tego nie zrobie, jesli tak jak np. wczoraj proponuje, ze wybralibysmy sie gdzies tylko we dwoje na weekend i w odpowiedzie slysze, ze jak mamy gdzies jechac to tylko z dziecmi, jesli za kazdym razem kiedy uzyje obrazliwego okreslenia w stosunku do jej kochanka slysze z jej ust jego obrone, to moje checi do dalszej walki spadaja do poziomu minimum.
Jezeli dalej bedzie to tak wygladalo to po prostu nasze drogi rozejda sie na zawsze i wtedy ona zobaczy co to znaczy byc odstawiona na boczny tor. Taki byl sens mojego poprzedniego wpisu, ma szanse i tylko od niej zalezy czy z niej skorzysta.

1,590

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Hehe, to było do przewidzenia: dzieci zamiast romantycznego tete a tete, z prostego powodu - posłużą jako "cock blocker", czyli ograniczenie intymności.
żonka nadal przeżywa niemożność uprawiania namiętnego seksu z kochankiem, wiedząc, że musi zadowolić się rutynowym bzykaniem z Tobą, wybiera opcję 'skróconą', czyli zabiera dzieci.
To działa na identycznej zasadzie jak grupowe wyjścia i wyjazdy z kimś nakręconym na nas, gdy jest dla nas opcją friend-zone, a Ty jesteś friend odkąd wystawiła Cie z kochankiem i to on jest ten od harców i fikołków, a Ty jesteś ten dobry misnio: wygodna i bezpieczna opcja, tyle że.. nie wzbudzająca pożądania & namiętności.

To co jeszcze planujesz zrobić? Może weź kredyt pod zastaw domu i zaproponuj jej noc w Dubaju? Może wtedy 'za ojczyznę' to z Tobą zrobi..

Bo już stajesz na fiutku żeby to naprawić, pozostaje stanąc na głowie i wyskoczyć z kasy wink

pondro

1,591

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Hehe, to było do przewidzenia: dzieci zamiast romantycznego tete a tete, z prostego powodu - posłużą jako "cock blocker", czyli ograniczenie intymności.
żonka nadal przeżywa niemożność uprawiania namiętnego seksu z kochankiem, wiedząc, że musi zadowolić się rutynowym bzykaniem z Tobą, wybiera opcję 'skróconą', czyli zabiera dzieci.
To działa na identycznej zasadzie jak grupowe wyjścia i wyjazdy z kimś nakręconym na nas, gdy jest dla nas opcją friend-zone, a Ty jesteś friend odkąd wystawiła Cie z kochankiem i to on jest ten od harców i fikołków, a Ty jesteś ten dobry misnio: wygodna i bezpieczna opcja, tyle że.. nie wzbudzająca pożądania & namiętności.

To co jeszcze planujesz zrobić? Może weź kredyt pod zastaw domu i zaproponuj jej noc w Dubaju? Może wtedy 'za ojczyznę' to z Tobą zrobi..

Bo już stajesz na fiutku żeby to naprawić, pozostaje stanąc na głowie i wyskoczyć z kasy wink

pondro

Nie zamierzam nic robić na siłę, nie chce to nie, jej problem. Ja na siłę jej nie mam zamiaru do niczego namawiać.
Jak to się mówi, obudzi sie po prostu kiedyś  z ręką w przysłowiowym nocniku i wtedy może nabierze ochoty na wspólny wyjazd i odbudowę naszego małżeństwa, ale będzie już za późno.

1,592

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotruś..zejdź na ziemię z pogróżkami. Od 1-szej strony je czytamy. Nie kompromituj się już wink

A to 'kiedyś', to jakeśmy wszyscy "moc" Twojego słowa poznali, to do momentu az Twoja stara sama od ciebie odejdzie, bo Ciebie na to nie było stać, nie stać i nie będzie stać.
GET REAL.

1,593

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

On top
Elle gdzieś Ty się podziewała kobieto?
My jak Skerlocki snuliśmy różne teorie i próbowaliśmy rozwiązać zagadkę smile
Off top

1,594

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Madowa :  Tak, wiem. Dzięki, że się martwiliście smile U mnie wszystko ok, po prostu już się "wypsztykałam" z nabojów i nie mam weny powtarzać w kółko tego samego, bo sama dla siebie wydaję się wtedy nudna wink
A temat Piotrusia obserwuję sobie, bo go polubiłam.

A że z niego cipka męska rasowa, to inna sprawa. wink

1,595

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

A jak on się, Elle, wg Ciebie powinien wzorcowo zachować?

PS Ja też się cieszę, że Cię widzę. Tzn. Twoje literowe ubranko.

1,596

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Piotruś..zejdź na ziemię z pogróżkami. Od 1-szej strony je czytamy. Nie kompromituj się już wink

A to 'kiedyś', to jakeśmy wszyscy "moc" Twojego słowa poznali, to do momentu az Twoja stara sama od ciebie odejdzie, bo Ciebie na to nie było stać, nie stać i nie będzie stać.
GET REAL.

Myśl co chcesz ale to ,,kiedyś" jest bliżej niż dalej, a tak oprócz tego, to akurat ja należę do ludzi którzy nie żucają słów na wiatr i tak jak to słusznie Panibaronowa napisała jestem dość upartym człowiekiem, który jeśli coś postanowi to z reguły osiąga swój cel. A tak poza tematem to jestem ta rasowa ale z ogonkiem z przodu wink

1,597

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Enona : Hejka smile

Jak powinien się zachowywać? Jak człowiek, nie żebrak.
I ta iluzja 'kontroli' kiedy stara się koło niego kręci. Tak jakby to cokolwiek w ich relacjach zmieniało..Piotruś jest na etapie wiary w to, że bycie Rycerzem (takim wyjętym z odrealnionych nieco baśni) zawsze się sprawdza - nawet jak księżniczka po zawodówce i z rozciągniętym ponad normę odbytem wink

Jeszcze kilka m-cy tego ciorania nosem przy ziemi i robienia za wycieraczkę i pojawią się pierwsze nieśmiałe brzaski przechodzenia na język ziemian wink
Piotruś powoli podniesie lewą nóżkę, potem prawą- powstanie z kolan i spojrzy na małżowinkie taka jaka jest - czyli mało wyszukaną koneserką wrażeń spod znaku ostrego unga bunga, nie Aniołka i seksownej nienasyconej kociczki, jaka jawi się naszemu autorowi na dzień dzisiejszy.

Ale to jeszcze nie teraz wink

1,598

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Madowa :  Tak, wiem. Dzięki, że się martwiliście smile U mnie wszystko ok, po prostu już się "wypsztykałam" z nabojów i nie mam weny powtarzać w kółko tego samego, bo sama dla siebie wydaję się wtedy nudna wink

Czyli potwierdziła się nasza hipoteza smile

Dobrze Cię widzieć smile

1,599

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

ej, bo ja to mam wrażenie, że bardziej się zafiksowałeś na odebraniu złoczyńcy, co Twoje i sam możesz sobie nawet nie zdawać z tego sprawy, że chodziło bardziej o Twoje uparciuszkowe ego niż o ratowanie żony z toksycznej miłości.

1,600

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
panibaronowa napisał/a:

ej, bo ja to mam wrażenie, że bardziej się zafiksowałeś na odebraniu złoczyńcy, co Twoje i sam możesz sobie nawet nie zdawać z tego sprawy, że chodziło bardziej o Twoje uparciuszkowe ego niż o ratowanie żony z toksycznej miłości.

Jasne, że tak. Zawsze w takich przyp. chodzi o ego.
O Miłość nie trzeba walczyć - ona jest, albo jej nie ma. Jeśli ktoś zdradza to mamy ta drugą opcję (podpowiedź dla "obłędnych" Rycerzy wink)

Reszta to odgrywanie schematu i wzorca ofiary. Z tymże czasem paradoks wzorca ofiary materializuje się pod przykrywką 'dobrego samarytanina' -człowieka z misja naprawczą lub Anioła zemsty, lub mix obydwu (w różnych proporcjach), do tego dochodzi akt męczeństwa - nieodłączny etap by wiarygodnie te role móc odegrać wink

Grę aktorską można zakończyć dopiero, gdy grający zda sobie sprawę z tego, że jedyną widownią dla tego szaleństwa jest on sam wink

1,601

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:
panibaronowa napisał/a:

ej, bo ja to mam wrażenie, że bardziej się zafiksowałeś na odebraniu złoczyńcy, co Twoje i sam możesz sobie nawet nie zdawać z tego sprawy, że chodziło bardziej o Twoje uparciuszkowe ego niż o ratowanie żony z toksycznej miłości.

Jasne, że tak. Zawsze w takich przyp. chodzi o ego.
O Miłość nie trzeba walczyć - ona jest, albo jej nie ma. Jeśli ktoś zdradza to mamy ta drugą opcję (podpowiedź dla "obłędnych" Rycerzy wink)

Reszta to odgrywanie schematu i wzorca ofiary. Z tymże czasem paradoks wzorca ofiary materializuje się pod przykrywką 'dobrego samarytanina' -człowieka z misja naprawczą lub Anioła zemsty, lub mix obydwu (w różnych proporcjach), do tego dochodzi akt męczeństwa - nieodłączny etap by wiarygodnie te role móc odegrać wink

Grę aktorską można zakończyć dopiero, gdy grający zda sobie sprawę z tego, że jedyną widownią dla tego szaleństwa jest on sam wink

oszty w mordę i nożem, Elle, jesteś poetą smile no bo tak mi się od początku wydawało, że ten bezczelny cham se przyszedł i se wziął, i teraz ma oddawać, bo Piotr będzie piszczał. No ale jakaś taka ta żona, no co z nią teraz zrobić, jak ona taka wymiętolona.

1,602

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Elle88 napisał/a:

Piotruś..zejdź na ziemię z pogróżkami. Od 1-szej strony je czytamy. Nie kompromituj się już wink

A to 'kiedyś', to jakeśmy wszyscy "moc" Twojego słowa poznali, to do momentu az Twoja stara sama od ciebie odejdzie, bo Ciebie na to nie było stać, nie stać i nie będzie stać.
GET REAL.

Myśl co chcesz ale to ,,kiedyś" jest bliżej niż dalej, a tak oprócz tego, to akurat ja należę do ludzi którzy nie żucają słów na wiatr i tak jak to słusznie Panibaronowa napisała jestem dość upartym człowiekiem, który jeśli coś postanowi to z reguły osiąga swój cel. A tak poza tematem to jestem ta rasowa ale z ogonkiem z przodu wink

OMG!! Nie rzucasz slow na wiatr hehh , a przypomnieć tobie , co pisales o warunkach jakie musi spełnić żona ,abyś pozwolił jej wrocic??
Cala listę miales iiii .......
Piotr w tym właśnie problem, ze ty dużo mówisz, jaki to ty prawdziwy facet jesteś, a nie robisz NIC!!! na poparcie tych slow.

1,603 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-04-27 00:42:59)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Chodzi o to, że stara go "wykiwa" - w tym sensie, że jej jest wsio rawno. Zobaczyła jak to jest gdy nogi same się rozjeżdżają na myśl o konkretnym bolcu (sorry Piotrek) i tego wrażenia się nie zapomina.

Analogicznie: Zapytaj jakiegokolwiek faceta, który stracił głowę dla kochanki jak smakuje potem seks z żoną, od której się w te ramiona kochanki uciekło. To jak 'pamięć mięśniowa' -tego się nie wymaże z głowy, no, chyba że lepszym jeszcze doświadczeniem/emocjami (seksem). W większości przypadków to niemożliwe, bo zdradzający wchodząc w relację z kochankiem/-ką na nowo jakby 'koduje' swoją seksualność tak, że od tej pory jego ciało przyzwyczaja się do innych/nowych bodźców i to je będzie z podnieceniem ściśle kojarzyć.

Także od tej pory mąż/żona/stały partner to będzie opcja podstawowa, a kochaś (porzucony czy porzucający) -wersja upgradowana i pełna sentymentów (patrz obrona kochanka przez starą Piotrka) itd. etc.


To teraz oficjalnie: Witam wszystkich po przerwie i dobranoc! wink

1,604

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
takasobiejaS napisał/a:
Piotr74 napisał/a:
Elle88 napisał/a:

Piotruś..zejdź na ziemię z pogróżkami. Od 1-szej strony je czytamy. Nie kompromituj się już wink

A to 'kiedyś', to jakeśmy wszyscy "moc" Twojego słowa poznali, to do momentu az Twoja stara sama od ciebie odejdzie, bo Ciebie na to nie było stać, nie stać i nie będzie stać.
GET REAL.

Myśl co chcesz ale to ,,kiedyś" jest bliżej niż dalej, a tak oprócz tego, to akurat ja należę do ludzi którzy nie żucają słów na wiatr i tak jak to słusznie Panibaronowa napisała jestem dość upartym człowiekiem, który jeśli coś postanowi to z reguły osiąga swój cel. A tak poza tematem to jestem ta rasowa ale z ogonkiem z przodu wink

OMG!! Nie rzucasz slow na wiatr hehh , a przypomnieć tobie , co pisales o warunkach jakie musi spełnić żona ,abyś pozwolił jej wrocic??
Cala listę miales iiii .......
Piotr w tym właśnie problem, ze ty dużo mówisz, jaki to ty 7prawdziwy facet jesteś, a nie robisz NIC!!! na poparcie tych slow.

Może i z boku to tak wygląda jak piszesz, lista była i dotyczyła jej powrotu do małżeństwa, do związku. Ona jak narazie wróciła tylko do własnego domu i co bym nie robił miała do tego prawo, bo jest jego współwłaścicielką.
To co wymieniałem jako warunki które musi spełnić aby można było mówić o odbudowie naszego małżeństwa, to była moja lista oczekiwań, ona jej nie wypełnia w całości, wię ja uważam, że nie ma podstaw do dalszych starań z mojej strony.
Prawda jest taka, że jeśli ona nie zmieni swojego podejścia do naszej sytuacji to nasze małżeństwo się skończy, bo ja nie mam zamiaru żyć dalej z kimś takim jak ona. Kobietą pozbawioną autorefleksji, wyczucia sytuacji i której na mnie nie zależy.
Znam ją na tyle i wiem, że jeśli zostanie sama, to wtedy jej się dopiero oczy otworzą na to co zrobiła i co straciła przez własną głupotę.

1,605

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Znam ją na tyle i wiem, że jeśli zostanie sama, to wtedy jej się dopiero oczy otworzą na to co zrobiła i co straciła przez własną głupotę.

Symulacja rozmowy telefonicznej

Stara Piotra (za jakiś bliżej nieokreślony czas): Puk, puk kochany mężusiu? smile
Ja już zrozumiałam, co straciłam. Wszystko przez moją głupotę sad
Tero jestę taka samotna i smutnoooo... buuuu..Już wszystko zrozumiałam. To kiedy po mnie przyjedziesz, jestem u Zbynia.
Oj znasz! To ten sam co 2 lata temu, nie udawaj Greka Piotrusiu :*

Piotruś: Już po Ciebie jadę, Skarbeńku! Po drodze zajadę do McDriva po Twój ulubiony deserek. Tak się cieszę, że już wszystko zrozumiałaś, Kochanie.
Zawsze powtarzam, że do trzech razy sztuka. No, góra 8-miu, w Twoim przypadku, Skarbeńku, no, ale ty jesteś wyjątkowa. Pędzęęęę:)))

1,606

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Znam ją na tyle i wiem, że jeśli zostanie sama, to wtedy jej się dopiero oczy otworzą na to co zrobiła i co straciła przez własną głupotę.

Symulacja rozmowy telefonicznej

Stara Piotra (za jakiś bliżej nieokreślony czas): Puk, puk kochany mężusiu? smile
Ja już zrozumiałam, co straciłam. Wszystko przez moją głupotę sad
Tero jestę taka samotna i smutnoooo... buuuu..Już wszystko zrozumiałam. To kiedy po mnie przyjedziesz, jestem u Zbynia.
Oj znasz! To ten sam co 2 lata temu, nie udawaj Greka Piotrusiu :*

Piotruś: Już po Ciebie jadę, Skarbeńku! Po drodze zajadę do McDriva po Twój ulubiony deserek. Tak się cieszę, że już wszystko zrozumiałaś, Kochanie.
Zawsze powtarzam, że do trzech razy sztuka. No, góra 8-miu, w Twoim przypadku, Skarbeńku, no, ale ty jesteś wyjątkowa. Pędzęęęę:)))

Dobre, nie powiem rozbawił mnie Twój scenariusz. Jednak życie pisze je w różny sposób, więc równie dobrze może usłyszeć w słuchawce, że : wybrany abonenent jest już dla ciebie nie osiągalny. smile

1,607

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Elle88 napisał/a:

Znam ją na tyle i wiem, że jeśli zostanie sama, to wtedy jej się dopiero oczy otworzą na to co zrobiła i co straciła przez własną głupotę.

Symulacja rozmowy telefonicznej

Stara Piotra (za jakiś bliżej nieokreślony czas): Puk, puk kochany mężusiu? smile
Ja już zrozumiałam, co straciłam. Wszystko przez moją głupotę sad
Tero jestę taka samotna i smutnoooo... buuuu..Już wszystko zrozumiałam. To kiedy po mnie przyjedziesz, jestem u Zbynia.
Oj znasz! To ten sam co 2 lata temu, nie udawaj Greka Piotrusiu :*

Piotruś: Już po Ciebie jadę, Skarbeńku! Po drodze zajadę do McDriva po Twój ulubiony deserek. Tak się cieszę, że już wszystko zrozumiałaś, Kochanie.
Zawsze powtarzam, że do trzech razy sztuka. No, góra 8-miu, w Twoim przypadku, Skarbeńku, no, ale ty jesteś wyjątkowa. Pędzęęęę:)))

Dobre, nie powiem rozbawił mnie Twój scenariusz. Jednak życie pisze je w różny sposób, więc równie dobrze może usłyszeć w słuchawce, że : wybrany abonenent jest już dla ciebie nie osiągalny. smile

Piotrus , Elle scenariusz już przerabiałeś ( patrz ostatnie uratowanie !) .. tylko bez opcji "ja zrozumiałam co straciłam " , no chyba że podnóżek (czyt. Piotr ) jest na tyle cenny , a Twój scenariusz .. never . Bo Ty jesteś facet w gadce ....only.

Witaj Elle , jak miło że jesteś smile

1,608

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Znam ją na tyle i wiem, że jeśli zostanie sama, to wtedy jej się dopiero oczy otworzą na to co zrobiła i co straciła przez własną głupotę.

Symulacja rozmowy telefonicznej

Stara Piotra (za jakiś bliżej nieokreślony czas): Puk, puk kochany mężusiu? smile
Ja już zrozumiałam, co straciłam. Wszystko przez moją głupotę sad
Tero jestę taka samotna i smutnoooo... buuuu..Już wszystko zrozumiałam. To kiedy po mnie przyjedziesz, jestem u Zbynia.
Oj znasz! To ten sam co 2 lata temu, nie udawaj Greka Piotrusiu :*

Piotruś: Już po Ciebie jadę, Skarbeńku! Po drodze zajadę do McDriva po Twój ulubiony deserek. Tak się cieszę, że już wszystko zrozumiałaś, Kochanie.
Zawsze powtarzam, że do trzech razy sztuka. No, góra 8-miu, w Twoim przypadku, Skarbeńku, no, ale ty jesteś wyjątkowa. Pędzęęęę:)))

No Elle jedziesz po bandzie http://emotikona.pl/emotikony/pic/zdziwko.gif.

1,609 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-04-27 12:46:09)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

chceuciecstad : Hej smile Jestem, choć teraz tylko w wybranych tematach wink

1,610

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Piotr, nie uważasz, że cały czas działasz pod publiczkę, a nie ma w tym Ciebie. Mężczyznom trudniej uporać się ze zdradą kobiety, bo muszą się dodatkowo mierzyć z tym całym społecznym odium "rogacza", z tych względów bardzo rzadko przyznają się do tego co im zrobiła ich kobieta.   Zobacz, najpierw musiałeś pokazać, że wygrasz z tym drugim, i to w Twoich wpisach aż uderzało po oczach. W większości u panów się ten syndrom walki o samicę pojawia, jedni, do osiągnięcia celu, stosują metodę "na misia", inni, jak pisał After, osiągają cel poddając się wysoce prawdopodobnemu rozwojowi wypadków w postaci "upadku motylków". Efekt ten sam, ten drugi okazał się gorszy. Przy metodzie "na misia" można pozostawić dobre wrażenie, że się dało szansę. Teraz konfrontując się z krytyką "świata" co do przyjęcia żony po zdradzie, pokażesz, że masz jaja i ją odstawisz. Już jesteś na tej drodze mentalnie, tylko jeszcze masz problemy z logistyką. A gdzie w tym wszystkim Ty, Twoje własne motywacje, przemyślenia. Piszesz, że żona nie ma autorefleksji, a Ty masz? Piszesz, że naprawiasz proponując wspólny wyjazd. Żona nie chce bez dzieci. Zastanowiłeś się albo dopytałeś dlaczego? O takich propozycjach wyjazdów słyszałam. Mężczyźni proponują, a kobiety nie chcą, bo wiedzą, że od własnej głowy się nie ucieknie i skoro nie ma żadnej komunikacji w domu, nie będzie jej i na wyjeździe.  Nadajesz żonie na tego faceta, a ona go broni. Dlaczego? Z uwagi na sentyment i uczucie do niego? Dlaczego więc z nim nie została, pisałeś, że on chciał. Może wcale go nie broni, tylko nie chce o nim rozmawiać, jego obciążać wyłączną winą, bo wie, że ona i tylko ona nawaliła, tamten facet jest nieistotny. Rozmawiałam z osobami, które zdradziły i po powrocie do małżonka wcale nie miały jakichś sentymentów do ubocznego związku, a wręcz nie mogły na te osoby patrzeć, o nich wspominać.Wygląda to wszystko mało ciekawie, bo od samego początku nie miałeś kontaktu z samym sobą, motywacje wybaczenia były powierzchowne (można to tłumaczyć szokiem), nie wiesz w sumie co i komu wybaczyć chciałeś, nie znasz przyczyn odejścia żony i przyczyn powrotu, nie odpowiedziałeś sobie, czym jest zdrada żony dla Ciebie, czy Ty w ogóle jesteś w stanie jej to wybaczyć, a jeżeli tak to dlaczego, czego oczekujesz od Waszej relacji dziś, co poza motywacją pokazania jaki jesteś dobry, że pozwalasz wrócić i ze żona ma prawo do lokalu, było powodem zgody na jej powrót, dlaczego uważasz, że ona się nie stara, czego brakuje w jej zachowaniu byś uznał, że jest w miarę ok, czy w ogóle coś takiego istnieje? Na to wszystko patrzą dzieci.

1,611

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Broni czy nie broni to zmiana obrazu kochanka na "zly" jest niezwyke istotna (trzeba umiec zaargumentowac dlaczego i to udowodnic, pokazac wplyw tego, skutki) albo trzeba poszukac w cechach kochanka tego czego brakuje zonie i to sobie przyswoic. Takie "brutalne" jest zycie nieestety. Ale pytania z poprzedniego postu sa istotne. Dlaczego zono wrocilas? Jakie aspekty pozytywne, negatywne widzisz w naszym malzenstwie. I jakie ja widze (autor). To chyba minimum minimow od czego nalezy zaczac.

1,612

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

) albo trzeba poszukac w cechach kochanka tego czego brakuje zonie i to sobie przyswoic.

Albo trzeba siebie pokochać i zaakceptować w 100% i poszukać kogoś, przy kim nie trzeba będzie odgrywać teatrzyku i tańców chocholich, kto będzie nas chciał takim jakim jesteśmy. Ale to wyższa szkoła jazdy, tylko dla ludzi, którzy wierzą, że Miłości nie trzeba sobie u kogoś 'wypracować' czy wyżebrać wink

A Ty do której grupy byś się zaliczył, Mańku? Czasami mam wątpliwości czytając Twoje wpisy.. wink

1,613

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

) albo trzeba poszukac w cechach kochanka tego czego brakuje zonie i to sobie przyswoic.

Albo trzeba siebie pokochać i zaakceptować w 100% i poszukać kogoś, przy kim nie trzeba będzie odgrywać teatrzyku i tańców chocholich, kto będzie nas chciał takim jakim jesteśmy. Ale to wyższa szkoła jazdy, tylko dla ludzi, którzy wierzą, że Miłości nie trzeba sobie u kogoś 'wypracować' czy wyżebrać wink

A Ty do której grupy byś się zaliczył, Mańku? Czasami mam wątpliwości czytając Twoje wpisy.. wink

Elle , bo w dobie nawoływań z każdej strony że o związek trzeba walczyć, trzeba dbać, trzeba naprawić, trzeba się ciągle starać bo.. .. bardzo łatwo stracić z oczu granice , gdzie jest jeszcze  dbanie o związek a gdzie już żebranie i wypracowywanie "zasłużyłem " na ta miłość.

1,614 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-04-27 14:20:43)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
chceuciekacstad napisał/a:
Elle88 napisał/a:

) albo trzeba poszukac w cechach kochanka tego czego brakuje zonie i to sobie przyswoic.

Albo trzeba siebie pokochać i zaakceptować w 100% i poszukać kogoś, przy kim nie trzeba będzie odgrywać teatrzyku i tańców chocholich, kto będzie nas chciał takim jakim jesteśmy. Ale to wyższa szkoła jazdy, tylko dla ludzi, którzy wierzą, że Miłości nie trzeba sobie u kogoś 'wypracować' czy wyżebrać wink

A Ty do której grupy byś się zaliczył, Mańku? Czasami mam wątpliwości czytając Twoje wpisy.. wink

Elle , bo w dobie nawoływań z każdej strony że o związek trzeba walczyć, trzeba dbać, trzeba naprawić, trzeba się ciągle starać bo.. .. bardzo łatwo stracić z oczu granice , gdzie jest jeszcze  dbanie o związek a gdzie już żebranie i wypracowywanie "zasłużyłem " na ta miłość.

Dokładnie, proszę Pani wink

Dopiero w momencie gdy sami u siebie dostrzeżemy skłonności do manipulacji w tym kontekście (o które przecież nigdy byśmy się nie podejrzewali ) i przepracujemy to, dopiero od tego momentu mamy 'przetartą szybkę', klapki z oczu spadają i możemy kochać kogoś ZA NIC i sami otwieramy się na Miłość ZA NIC. No, może za to, że jesteśmy wink, a co wcześniej nigdy nie było wystarczające, bo trzeba było albo umieć zwisać na żyrandolu w łóżku, albo godzić się na niestworzone historie (często bardzo upokarzające- włącznie ze zdradami, trójkątami, etc.) by "ukochany"/"ukochana" zechcieli..nie odejść. Ach... ;P

A potem się okazało, że swoim odejściem zrobili nam największa przysługę - pozwalając zyskać perspektywę, a z nią wiedzę o tym, czym Miłość NIE JEST. smile

1,615

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

A gdzie tu nawoływanie z każdej strony, że o związek trzeba walczyć. Właśnie nawołuje się, że nie trzeba, bo o miłość się nie walczy ona jest, etc. Dzisiaj właśnie trudniej o utrzymanie związku po, bo trzeba się zmierzyć z dopuszczonym racjonalizowaniem tego co się zdarzyło i obroną siebie. Lata temu nie było tak intensywnej dyskusji, możliwości, praw do rozbicia rodziny. 
Nie zgodzę się Maniek z tym ocenianiem cech kochanka/ki, nie sprawdziłam, ale wydaje mi się, że to nie kwestia konkretnych cech czy zachowań kochanka, raczej może jego aktywności w adoracji i zgody na wejście w lewy układ. Zdrada to ułomność tego kto zdradza, a nie cudowne cechy kochanka/ki, a podkreślane cechy np uważnie słuchał, był mega przystojny, romantyczny, nie liczył kasy, i inne bzdety to tylko swoiste usprawiedliwienie, no bo kto by w takiej sytuacji nie uległ...
Jesteś Elle pewna, że obcego człowieka można pokochać za nic i on nas może pokochać za nic, tylko za to, że jesteśmy? jak za nic to nawet zdrada nie powinna przeszkadzać bo on nadal jest a my kochamy za to, że jest. Może jestem niedojrzała, ale za nic kocham tylko dzieci. Męża pokochałam za wiele, wiele różnych jego wyjątkowych cech, a jak one poginęły w akcji to to kochanie jest dość pogmatwane.

1,616 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-04-27 16:21:53)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Jesteś Elle pewna, że obcego człowieka można pokochać za nic i on nas może pokochać za nic, tylko za to, że jesteśmy? jak za nic to nawet zdrada nie powinna przeszkadzać

Widzę, że konieczne jest doprecyzowanie wink
Oczywiście, że kochamy "za coś", ale w znaczeniu posiadania przez kogoś 'zespołu cech', które są dla nas atrakcyjne długofalowo i w sposób naturalny nas pociągają i dopełniają.
Pisząc o tym, że "kochamy za nic" użyłam skrótu myślowego, bo pominęłam powyższe założenie, uznając je za oczywistość, a skupiłam się na tym by oddzielić wyraźnie granice, gdzie staramy się z całych sił kogoś przekonać, że zasługujemy na to by nas nie zdradzać, nie wykorzystywać naszej dobroci, by nas pożądać, kochać, etc.
To było to "nic" w znaczeniu właśnie, że albo jesteśmy dla kogoś wystarczającą całością i wówczas nie ma on potrzeby rozglądać się na boki, albo jesteśmy opcją, którą w razie 'gorszego dnia' czy okresu, można łatwo zastąpić. I wówczas kocha się "za coś", czyli TYLKO WTEDY I DOPÓKI ktoś spełnia nasze oczekiwania/zachcianki w 100%.

*Przy czym (to bardzo istotne):  Gdy mamy do czynienia z osoba niezaburzoną, o poczuciu wartości na normalnym poziomie, kochającą i szanującą siebie - to taka osoba, gdy będzie coś nie tak i nie będzie czuła się spełniona w związku oczywiście, że będzie próbowała problem rozwiązać lub związek zakończyć, ale zrobi to bez 'dramatów' i krzywych jazd, które mają za zadanie niedopieszczone ego dowartościować - jak to się dzieje w przypadku osób z zaniżonym poczuciem wartości, które brak zainteresowania sobą muszą nadrobić, a partnera ukarać zdradą.

W przypadku gdy w związku dobiorą się 2 osoby o zaniżonym poczuciu wartości, wówczas dzieje się jak u Piotra- 'ofiara' racjonalizuje działania zdradzacza i stara się go "Zrozumieć" tak, by nie musieć konfrontować się z niewygodnymi dla siebie emocjami, a są to przede wszystkim przekonanie o własnej ułomności i nie zasługiwaniu na partnera, który by nas w 100% akceptował i kochał, ergo: nie zdradzał.

Mam nadzieję, że teraz jaśniej wink

1,617 Ostatnio edytowany przez NieZnamSiebie (2015-04-27 19:13:05)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

Prawda jest taka, że jeśli ona nie zmieni swojego podejścia do naszej sytuacji to nasze małżeństwo się skończy, bo ja nie mam zamiaru żyć dalej z kimś takim jak ona. Kobietą pozbawioną autorefleksji, wyczucia sytuacji i której na mnie nie zależy.
Znam ją na tyle i wiem, że jeśli zostanie sama, to wtedy jej się dopiero oczy otworzą na to co zrobiła i co straciła przez własną głupotę.

W zasadzie już tylko Twoja historia trzyma mnie na tym forum.
Opierając się na zacytowanym zdaniu, pytam się teraz Ciebie, co z dziećmi?
Niedawno były 'argumentem', który przesądził o jej powrocie do domu....teraz twierdzisz, że jeśli żonka nie SPEŁNI oczekiwań z listy, już po waszym małżeństwie.
Wytłumacz mi zatem, bo chyba głupia jestem.....uprzednio bałeś się reakcji dzieci i tego, że obwinią ciebie za utrudnienie matce powrotu do domu (no a zakładam że dzieciaki świadome były sytuacji w taki czy inny sposób; w końcu widziały fagasa).
Teraz okazuje się, że możesz zakończyć małżeństwo, bo....
Dzieci o LIŚCIE nie wiedzą, będą jedynie widzieć, jak ta cała szopka chyli się ku upadkowi, by w końcu paść.
Patrząc zdroworozsądkowo, właśnie wtedy będą mieć do ciebie pretensje.
No ale skoro to już nie argument....

1,618

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

NieZnamSiebie: Z dziećmi "argument" polegał na klasycznej manipulacji, by wzbudzić w niewiernej poczucie winy by jakoś zmusić ją do powrotu - skoro nie dla Piotra, to przecież "ach, te dzieci!" I to jedno mu się udało, po wielu m-cach W KOŃCU wzbudził w niej wyrzuty sumienia.

Jednak w momencie gdy zrozumiał, że ona naprawdę wróciła tylko z powodu dzieci, nie dla niego (patrz sytuacja w domu oraz ostatnia sytuacja z wyjazdem, gdzie dzieci miały robić za klasyczne "przyzwoitki" i ograniczyć im możliwości kontaktów intymnych i ogólnie bycia ze sobą w sposób romantyczny na wyjeździe) dotarło do niego, że kompletnie nie o to mu w tym powrocie chodziło i że to wszystko nie tak.
Miała mieć wyrzuty sumienia, które zblokowały by ją przed powtórką z rozrywki skutecznie, a jednocześnie powaliły na kolana przed Piotrem, którego to miała udręczona tymiż wyrzutami i głodna przebaczenia, hołubić już do końca.

Tymczasem ona ani go nie hołubi, za to kochanka wspomina z czułością i broni przy każdej okazji, a na wizję wspólnego wyjazdu i nawiązania i podtrzymywania romantycznej więzi między nimi reaguje nerwowo, wykorzystując co się da by zablokować ewentualną sposobność do zbliżenia się z autorem.
A teraz patrzym, kiedy zona przykręci zupełnie kurek na seks. Ewentualnie kiedy Piotr sam nie wytrzyma obserwując jej 'nieobecny wzrok' w trakcie.

1,619 Ostatnio edytowany przez Iwona40 (2015-04-27 21:31:59)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:

[...] jestem dość upartym człowiekiem, który jeśli coś postanowi to z reguły osiąga swój cel.

Zacytuję słowa piosenki K.Prońko "I co z tego dziś masz..."  sad

Jaki Piotrze wyznaczyłeś SOBIE cel, co chcesz TERAZ osiągnąć dla siebie wiedząc, że żona nie ma zamiaru popracować nad waszą relacją/nie chce brać udziału w terapii/?

Wiesz, że argument - trwanie w małżeństwie dla tzw.dobra dzieci, jest/było blefem ponieważ :
1. nikt nie jest niczyją własnością- każdy jest wolnym człowiekiem; albo chce się z kimś być, kochać go albo nie ; "miłość jest" niezależna; bliskości w relacji nie da się stworzyć na siłę
2. powrót żony do domu nie jest gwarancją jej miłości do ciebie
3, wróciła, bo czuje się winna wobec dzieci; w stosunku do ciebie to bardziej litość, wyrachowanie, wygodnictwo?
3. zdrady żony ujawniły i obnażyły nędzę jej uczuć, niedojrzałość; brak satysfakcjonującej ją relacji - hipotetyczna "analiza żony" została już tutaj przez wiele osób przedstawiona (deficyty...; wpisanie żony w rolę nieporadnego dziecka),ale również nadopiekuńcza rola ciebie jako męża

4. dzieci widzą, czują, myślą; są świetnymi obserwatorami; wiedzą "jak jest miedzy rodzicami", co zrobiła ich mama-zawsze to będą pamiętać i ponoszą koszty emocjonalne "eksperymentów" dorosłych.

5. żona mieszka z tobą i z dziecmi, ale myślami jest gdzie indziej, z kims innym, może to ukrywać ale wiesz jaka jest prawda; ona tobie do tego prawdopodobnie się nie przyzna bo kłamstwo i oszukiwanie ciebie wychodziło jej dobrze; teraz możliwe że "zrobiła sobie przerwę" od kochanka i tym bardziej może za nim tęsknić- coś co nie jest osiągalne daje motywację do ..., idealizuje się tą osobę; to jest jej poświęcenie się, ofiara dla dobra dzieci;

6. to tylko kwestia czasu kiedy wszystko wróci "na stare tory", kiedy nastąpi kolejny kryzys, załamanie... z powodu ..., ale to ty i dzieci kolejny raz poniesiecie za to konsekwencje- znasz już ten scenariusz...

Elle88: A teraz patrzym, kiedy zona przykręci zupełnie kurek na seks
A w ogóle czy jest dotyk, bo seks to fizyczna forma okazywania miłości i bliskości, zarezerwowana wyłącznie dla ukochanego, ale może cóś nie doczytałam

1,620

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

5. żona mieszka z tobą i z dziecmi, ale myślami jest gdzie indziej, z kims innym, może to ukrywać ale wiesz jaka jest prawda; ona tobie do tego prawdopodobnie się nie przyzna bo kłamstwo i oszukiwanie ciebie wychodziło jej dobrze; teraz możliwe że "zrobiła sobie przerwę" od kochanka i tym bardziej może za nim tęsknić- coś co nie jest osiągalne daje motywację do ..., idealizuje się tą osobę; to jest jej poświęcenie się, ofiara dla dobra dzieci;

True 100%, ale Piotr robi wszystko, żeby nie skonfrontować się z niewygodną prawdą. Sądzi, że im dłużej odwlecze ten moment, tym mniej będzie bolało, a to tak nie działa.


A w ogóle czy jest dotyk, bo seks to fizyczna forma okazywania miłości i bliskości, zarezerwowana wyłącznie dla ukochanego, ale może cóś nie doczytałam, albo jakaś staroświecka jestem, bo w wyzwolonych związkach można przecież "uprawiać seks" i niekoniecznie kogoś kochać...

Ale tak mają tylko 2 rodzaje osób:

- które kiedyś zostały przez kogoś skrzywdzone i nie potrafią wyjść z roli ofiary, dlatego dziś to oni traktują innych (a przede wszystkim siebie) instrumentalnie, bo "nie wierzą w miłość", choć brali za nią to, co obok miłości nie stało, skoro byli zdradzani

- osoby głęboko zaburzone (narcyzi, psychopaci, socjopaci wszelkiej maści, etc.)

Normalny człowiek potrzebuje COŚ czuć by móc się kochać, a nie "rąbać" z drugim człowiekiem. Ja nie potrafię się "rąbać" już od kilku lat wink dlatego seks bez uczuć dla mnie nie istnieje

1,621

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

Chodzi o to, że stara go "wykiwa" - w tym sensie, że jej jest wsio rawno. Zobaczyła jak to jest gdy nogi same się rozjeżdżają na myśl o konkretnym bolcu (sorry Piotrek) i tego wrażenia się nie zapomina.

Analogicznie: Zapytaj jakiegokolwiek faceta, który stracił głowę dla kochanki jak smakuje potem seks z żoną, od której się w te ramiona kochanki uciekło. To jak 'pamięć mięśniowa' -tego się nie wymaże z głowy, no, chyba że lepszym jeszcze doświadczeniem/emocjami (seksem). W większości przypadków to niemożliwe, bo zdradzający wchodząc w relację z kochankiem/-ką na nowo jakby 'koduje' swoją seksualność tak, że od tej pory jego ciało przyzwyczaja się do innych/nowych bodźców i to je będzie z podnieceniem ściśle kojarzyć.

Także od tej pory mąż/żona/stały partner to będzie opcja podstawowa, a kochaś (porzucony czy porzucający) -wersja upgradowana i pełna sentymentów (patrz obrona kochanka przez starą Piotrka) itd. etc.

Wielkie dzięki za ten wpis. Rzuca on nowe światło na to, nad czym się teraz zastanawiam, a jednocześnie - rodzi nowe pytania. A ponieważ przesunęłaś nim nieco granice szczerości w pisaniu nt. seksu po zdradzie, pozwolę sobie podzielić się swoimi pytaniami i wątpliwościami. Temat wydaje mi się bardzo ważny: w końcu większość opisanych tu historii dotyczy zdrady fizycznej i wszystko, co się dzieje jest z seksem bardzo mocno związane. A jednocześnie nie jest tu zbyt często tak bezkompromisowo poruszany. Domyślam się, czemu: bo cholernie boli.

W ocenie sytuacji & postawy Piotra widzę dwie frakcje. Jedni zwracają uwagę na to, że stawia żonie zbyt dużo warunków, wszak chciał "tylko", żeby wróciła, powinien teraz trwać w swej łagodności i cierpliwości. Drudzy zaś kładą nacisk na niepokojące, także w aspekcie seksualnym, zachowanie żony.

To, co napisałaś, Elle o nowym kodowaniu swojej seksualności w zdradzie, bardzo mnie przekonuje. Nazwałaś to, co mnie przeraża i odstręcza w osobie zdradzającej, co jest najtrudniejsze do przezwyciężenia. Zastanawiałam się, czy napisać o tym u siebie, czy tu, ponieważ jednak jest to związane z Twoim tutaj wpisem, pozwalam sobie na małą prywatę. Otóż w mojej sytuacji było dokładnie odwrotnie. To ja - zdradzona - nie miałam ochoty na zbliżenia, zamykając drogę do odbudowy intymności. Powody mogły być różne, w każdym razie było to bardzo organiczne. Zastanawiam się natomiast, czym można wytłumaczyć to, że osoba zdradzająca dążyła do tych kontaktów (mimo, że odchodząc deklarowała, że straciła pożądanie do mnie). Może niektórzy pamiętają z mojego wątku upokarzający i niechlubny moment porównywania mnie przez byłego z kochanką podczas trwania romansu i podsumowanie, że w łóżku byłam lepsza. Nie mam wątpliwości, że jakie nie byłyby intencje zdradzającego po zdradzie, jej fizyczny wymiar wiąże się z jakimś przekodowaniem. Zastanawiam się, jak jest tutaj. Czy przyzwyczajenie do stałej partnerki i seksu z nią może być na tyle silne, że okazuje się trudne do odrzucenia? A może kochanka jest w niektórych wypadkach tylko katalizatorem przewrotu kopernikańskiego w czyimś podejściu do seksu, tzn. pozwala wyjść poza monogamię, nie będąc jednocześnie celem sama w sobie. Dodam, że w swoich dążeniach do seksu po zakończeniu romansu mój ex był bardzo napastliwy, a jeden raz, kiedy to zrobiliśmy zapamiętałam jako gwałtowniejszy i bardziej agresywny niż dotąd.

1,622

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Piotr74 napisał/a:
Secondo1 napisał/a:

Piotr, fajnie.
Jesteś kochającym mężem, dobrym ojcem.
Ale, do cholery! ,
Jesteś kiepskim "facetem".

Ty nakladasz na siebie zobowiązania, stawiasz warunki który TY masz spełnić, żeby zona wróciła, żeby Wasze małżeństwo odzylo.
To przecież nie tak!
Jakie warunki postawisz żonie?
Co ona ma zrobić żebyś ja przyjął?

Zgadzając się bezwarunkowo, nie wskazując jej co ona ma zmienić w sobie, robisz krzywdę nie tylko sobie ale i jej.
Kochasz ja?
To wskaż jej drogę, jej naprawy.

Ależ ona wie co musi zrobić, aby w ogóle doszło do rozmowy o jej ewentualnym powrocie:
1. Zrywa z kochankiem, traktuje go z buta i w czasie ewentualnej ich rozmowy jestem przy niej obecny. aby frajer nie mógł dalej nią manipulować.
2. Terapia psychologiczna nas obojga, musimy się dowiedzieć co w nas siedziało, że doszło do tego do czego doszło.
3. Opowiedzenie ze szczegółami jak doszło do zdrady, gdzie, kiedy, jak.
4. Zgoda na ograniczone zaufanie i tłumaczenie mi wszelkich moich wątpliwości.
5. Być może zmiana pracy.
6. Rozdzielność majątkowa.
Oraz kilka pomniejszych warunków, które mogę postawić w przyszłości.
I najważniejsze musi pogodzić się z tym, że ja nie daję jej, żadnych gwarancji, że tym razem to mi coś nie odwali.

Piotr to jedna z  list z warunkami jakie musi spełnić zona,  aby "doszło do rozmowy" o jej powrocie...
Jako człowiek, który jak sam piszesz o sobie " nie rzuca slow na wistr " oczywiście zastosowales sie do tego co napisales?!?

1,623

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Tak tak wink
A świstak siedzi i dalej zawija smile

1,624 Ostatnio edytowany przez Elle88 (2015-04-27 21:58:47)

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Enona :  Wg mojego doświadczenia i przekonania, osoba zdradzana tylko w 1 przypadku nie odczuwa obrzydzenia przed kontaktem fizycznym z partnerem, który zdradził/zdradza - gdy ma ciągoty (uświadomione lub nie) w kierunku bycia rogaczem.

W innym wypadku powrót do sytuacji sprzed zdrady, a co za tym idzie - do pełnej bliskości wymaga czasu, duuużo czasu, wielkiej wyrozumiałości, cierpliwości i starań o odbudowanie zaufania po stronie zdradzającego. Inaczej jest to dla osoby oszukanej niemożliwe i wysoce odrzucające.

Ale w praktyce, jak można się przekonać, nie brakuje osób zaburzonych, o znikomym poczuciu własnej wartości, które gotowe są "wybaczyć" zdrady prawie z marszu, a tak naprawdę prawdziwym motywem wybaczenia jest głębokie wewnętrzne (choć rzadko uświadomione) przekonanie, że partner ma pełne prawo tak nas traktować i ranić, bo jest się od niego w jakimś sensie gorszym, czyli klasyczny schemat 'Pani/Pana na piedestale', a jak wiadomo - ktoś na piedestale jest nieosiągalny i budzi pożądanie (niestety chore i wynikające z psychicznych i emocjonalnych problemów).

Podsumowując: powrót do pełnej bliskości z kimś, kto nas zdradzał jest niemożliwe z punktu widzenia osoby prawdziwie kochającej SIEBIE, bez uprzedniego 'zadośćuczynienia' i odbudowy zaufania (przynajmniej częściowo) ze strony romansującego.
Jednak jeśli mamy zaburzony obraz siebie i poczucia własnej wartości, wówczas pozwolimy takiemu partnerowi na Piedestale przekroczyć wszystkie nasze granice i po nóżkach będziemy całować za samą możliwość przebywania w jej/jego obecności, za każda cenę.
Jest to oczywiście opcja żałosna i na dłuższa metę kompletnie nieatrakcyjna nawet dla patologicznego zdradzacza, ku rozczarowaniu wielu rogaczy zapewne wink


EDIT:  Zwróćcie teraz uwagę jak w kontekście tego o czym piszemy brzmi tytuł tego wątku, nadany przez Piotra smile
Czy aby na pewno nie pomylił się co do podmiotu swojego pytania i zamiast żony nie powinno być: "Czy ratować SIEBIE z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?"
Piotr zdecydowanie sobie SIEBIE odpuścił wink

1,625

Odp: Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?
Elle88 napisał/a:

W innym wypadku powrót do sytuacji sprzed zdrady, a co za tym idzie - do pełnej bliskości wymaga czasu, duuużo czasu, wielkiej wyrozumiałości, cierpliwości i starań o odbudowanie zaufania po stronie zdradzającego. Inaczej jest to dla osoby oszukanej niemożliwe i wysoce odrzucające.

Podsumowując: powrót do pełnej bliskości z kimś, kto nas zdradzał jest niemożliwe z punktu widzenia osoby prawdziwie kochającej SIEBIE, bez uprzedniego 'zadośćuczynienia' i odbudowy zaufania (przynajmniej częściowo) ze strony romansującego.

Ale:
1. Czy chęć powrotu do stałego partnera po zdradzie istnieje naprawdę, czy jest jakąś fikcją literacką, jeśli - jak piszesz - zdrada przekodowuje coś w człeku nieodwołalnie, oświetlając "nowość" powabem nie do odrzucenia? Czy nie jest tak, że tylko silni ludzie potrafią się temu oprzeć albo tacy, którzy już się kiedyś naużywali i już ich do tego nie ciągnie? A ci niedowartościowani monogamiści, zasmakowawszy tego, są już zwykle dla swoich byłych partnerów straceni na zawsze - nieważne, czy na rzecz tej czy kolejnej kochanicy?
2. Jak ustalić czy zaufanie można uznać za (przynajmniej częściowo) odbudowane? Co jeśli zdradzający twierdzi, że się stara, a my tego nie widzimy? Jest chyba jakaś granica oczekiwań zdradzonego, za którą rozciąga się frustrujący bezmiar pragnienia wiecznej skruchy. Jak wymierzyć, czy to zdradzony za dużo wymaga, czy zdradzający za mało daje?

Posty [ 1,561 do 1,625 z 2,855 ]

Strony Poprzednia 1 23 24 25 26 27 44 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Ratować żonę z toksycznej miłości czy sobie odpuścić?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024