Witam wszystkich. Widzę, że dzisiejsze wydarzenie bardzo was wszystkich poruszyło. Co nie którzy poużywali sobie na mnie, no cóż, każdy ma prawo do własnych poglądów i własnej oceny mojej osoby. Dziękuję mimo wszystko za każdy wpis, z wieloma się nie zgadzam, ale nie będę teraz polemizował z każdym, bo szkoda na to czasu. Większość z was uważa, że źle zrobiłem, że sie poniżyłem. Pozwolicie jednak, że zachowam swoje odrębne na ten temat zdanie. Ja wiem, że w takich sytuacjach jak moja niektóre zachowania ludzkie są schematyczne, ale jeśli te schematy były za każdym razem takie same, to już dawno ktoś opublkowałby instrukcję obsługi życia po zdradzie i zbiłby na tym fortunę. Niestety takiej instrukcji nie ma, bo życie każdego z nas jest inne i dzięki temu fascynujące. Ja nie prosiłem żony o powrót, nie rozmawiałem z nią o tym od bardzo dawna, decyzję o powrocie podjęła sama, bez żadnych nacisków moich. O złożonym pozwie nic nie wie i nie mam zamiaru jej mówić, dowie się jak dostanie listcz sądu. Z kochasiem też się nie pokłóciła, więc ten motyw też odpada. Ja wiem, że ona nie wróciła do mnie i dla mnie. Rozmawiałem z nią dzisiaj bardzo krótko, pogadamy pewnie więcej jak wróci z pracy. Ona zrozumiała co zrobiła i ile straciła. Wróciła głównie ze względu na dziec, a ja głównie ze względu na ten sam powód pozwoiłem na to. Rozmawiałem z synami wczoraj i pytałem, czy chcieliby aby mama wróciła, jak myślicie, co powiedzieli? Czy uważacie, że dla dzieci nie warto zaryzykować? Ja na pewno się zmieniłem przez te trzy miesiące, jestem zupełnie innym człowiekiem, ona to zauważyła. Wie, że jeżeli trzeba, to potrafię być stanowczy i już tak łatwo nie dam sobą sterować. Wiem, że czeka nas bardzo ciężki ojres w naszym życiu, że będą mną targały wątpliwości, czy dobrze zrobiłem, że moje zaufanie do niej jest na poziomie zerowym, albo jeszcze niższym. Bardzo będzie musiała się starać, aby to wszystko odbudować. Nie mam gwarancji, że nam się uda, ale wolę spróbować i się przekonać, niż żyć do końca moich dni, ze świadomością, że może jednak nie zrobiłem wszystkiego co było można, aby naszą rodzinę uratować.Nie zamierzam odchodzić z forum, obrażać się na kogokolwiek, wymądrzać, że ja mam rację a wy nie, bo nas nie znacie. Ja nie jestem tego typu człowiekiem, który jak usłyszy parę słów krytyki, to zmyka do innej piaskownicy. Poznaliście mnie już trochę i jedno czego nie możecie mi zarzucić, to tom że nie mam własnego zdania, poglądów i, że nue potrafię ich bronić. Pisałem już tu na forum, że jestem dość nie pokornym człowiekiem z dużą dawką indywidualizmu. Nigdy nie dawałem się zaszufladkować, a moje postępowanie jest takie jakie ja uważam za stosowne, a nie jak mi ktoś powie. Pomogliście mi bardzo w ostatnim czasie, za to jestem bardzo wdz?ęczny, ale czy to, że postąpiłem tak jak ja uważałem za stosowne, daje co niektórym prawo do obrażania mnie. Nie chcę się wdawać w polemiki indywidualnie z co poniektórymi forumowiczami, powiem tylko jedno, że wyznacznikiem męskości nie jest załatwienie sprawy w najprostszy sposób jakim jest rozwód. Dla mnie prawdziwą siłą charakteru jest zmierzenie się z tym problemem, walka do końca o zachowanie rodziny w całości, bo rodzina to dla mnie sprawa najważniejsza w życiu. Prawdziwy mężczyzna ma zawsze swoje zdanie i choćby mu 100 osób wpajało co innego, to go nie zmieni, jeśli uważa je za słuszne. Nie jestem już zapatrzony ślepo w żonę, sam mam wątpliwości, czy jeszcze chcę z nią być. Może okazać się, że nie będę potrafił, ale odchodząc od niej będę miał satysfakcję, że nie pozwoliłem jej zmarnować sobie życia z tym frajerem. Targają mną różne wątpliwości, jeszcze wczoraj nie wiedziałem, że ona wróci, jej dzisiejsza deklaracja była dla mnie zaskoczeniem, nie wiem jeszcze jak to będzie dalej wyglądało, na pewno nie mam zamiaru rezygnować z mojej niezależności i na pewno nie wpuszczę żony do mojego wewnętrznego świata jeszcze przez długi czas. Pozdrawiam was wszystkich i spokojnej nocy życzę. Znikam bo jadę po żonę do pracy.