Dzisiaj w tv był taki dokument, młodzi mężczyźni odpowiadali na pytania dotyczące związków, marzeń, rozstań, miłości. I jak ich tam odpowiadało kilku tak "rozumienie" miłości było skrajnie różne ( w większości po odpowiedziach wnioskować by można, że nigdy jej nie przeżyli, i definicja kochania pozostawała w sferze marzeń lub wręcz odarta była z piękna ). Na te nasze własne definicje składają się różne rzeczy, generalnie to wszystko co tworzy nasza własną, niepowtarzalną i wyjątkową historię. A co się składa na Twoją definicję miłości, Piotr? Uważasz, że z miłością zawsze łączy się dążenie do tego, by kochana osoba stawała się coraz lepszą, piękniejszą wersją samego siebie? Czy Twoja miłość do żony tu i teraz pozwala jej stawać się lepszą? Słyszałeś coś o tzw. twardej miłości? Uważasz, że istnieje w ogóle coś takiego, wiesz jakby w praktyce taka twarda miłość miała być okazywana? I jeszcze tak mi się nasunęło, czy Ty Piotr w życiu podejmowałeś sam ważkie w skutkach decyzje ( nie chodzi mi o wybór samochodu, mieszkania, czy opiekunki dla dzieci)? Tak się przyjrzyj, byłeś w swoim życiu sterem, żeglarzem i okrętem, czy raczej płynąłeś? Jak pisałeś wybór żony to trochę mama, trochę ciążą, tak? Może błędnie ale odniosłam wrażenie, że opadłeś z sił, jakby przerastała Cię okresowo wizja konieczności podjęcia tak trudnej i ważnej decyzji, bo nie podejmowałeś dotąd tak trudnych decyzji lub podjąłeś jakąś i po czasie okazała się zła, a Ty straciłeś zaufanie do siebie. Miałam sama kiedyś taki etap i np w 2009r. mówiłam sobie chciałabym już być w 2012, wtedy wszystko na pewno będzie poprostowane (czytaj: samo się poukłada) i straciłam trochę czasu (szczególnie czasu dzieci, który mija b. szybko i bezpowrotnie).
Do Mańka - wybieram opcję racjonalizowania (oczywiście jak mi wiedzy, doświadczenia i rozumu starcza) z nutką optymizmu i pokory wobec zdarzeń i ludzkich wyborów. Ciężkie klimaty karmiczno - jakieś tam omijam, bo lżej już mi z poczuciem, że coś jeszcze sama mogę. Każdy z nas wybiera jakąś z opcji i się w niej utwierdza, czy dobrze, czy źle i tak się dowiemy za lat ileś, a kto ma rację, kto wie lepiej, kto dojrzalej żyje - musiałby ocenić jakieś sędzia obiektywny, ponadludzki. Ze mną taki rozmawiać nie chce. A z poradami, piszemy i wychodzi, że sugerujemy komuś rozwiązanie najlepsze, ale to tylko nasze najlepsze, oparte na naszym doświadczeniu i skąpo dozowanych danych autora (choć tutaj dzięki bogatym wypowiedziom Twoim Piotr, tak się wyklarowało, trochę gmatwając, ale - ta niezmienna postawa żony...) . Dobrze jak jest trochę odcieni.
Do Aftera - spuścił Pan lekuchno z tonu . Czy przed zdradą też miałeś takie podejście do kwestii postępowania po zdradzie, czy poukładałeś to sobie tak później? Miałeś wsparcie przyjaciół, rodziny w takiej a nie innej decyzji? Wiedziałeś, że tylko tak możesz się zachować, sam z siebie, czy na skutek reakcji najbliższych, samej zdradzającej? Czyli w sumie to samo co do Piotra tylko z innej strony, skąd ta stanowczość, pewność i "brak litości"? Nadal Cię to co zrobiła b. żona złości, czy czujesz się od tych złych uczuć wolny? Czy rodzina akceptowała byłą synową?
"Cię to co zrobiła b. żona złości, czy czujesz się od tych złych uczuć wolny? Czy rodzina akceptowała byłą synową?"
Moim zdaniem to jest efekt braku wybaczenia sobie. Ale zeby wybaczyc sobie nalezy rowniez w miare obiektywnie zobaczyc, okreslic swoja role w tej sytuacji co nie oznacza koniecznosci zmiany decyzji tylko jej lepsze zrozumienie. After, z tego co pisal prowadzil z zona zupelnie "wolny" zwiazek wiec raczej nie powinieni nie spodziewac sie zdrady. Raczej jest zdziwiony ze przy tak otwartym i "wolnym" charakterze zwiazku (bo przeciez bylo fajnie i mega przyjemnie prowadzic odrebne zycia towarzyskie) zona jednak zdecydowala sie odejsc od tego fajnego ukladu, ktory stworzyl. Niestety ale tutaj oznaczalo by to twarde zderzenie sie z rzeczywistocia. Z blednym wyobrazeniem na temat oczywistych skutkow okreslonych sytuacji. Co wiecej znam taka "wolna" pare osobiscie ale tam ta "zdrada" jest ukryta przed drugim. Takie zwiazki moze sie sprawdzaly jesli byly zawierane ze 40-50 lat temu ale nie dzisiaj. Trudno jednak dyskutowac nad oczywista oczywistoscia a jesli ktos nie chce czegos zobaczyc (bo to niszczy jego obraz jaki sobie wytworzyl) to raczej nie zobaczy.
Na szczescie na tym forum glosy tego typu nie stanowia 99% calosci.
Ale nad konsekwencja postepowania to bym sie zastanowil. Jednak wychowanie przez "twarde wychowanie" powinno byc skuteczne.
Iwona40 napisała :
uważam ze kochasz żonę, ponieważ jesteś dobrym człowiekiem, a to nie jest oznaka głupoty, ani słabości. To twoja siła i twoja moc
W jednym zgoda - bycie dobrym człowiekiem jest zaletą, a nie wadą
Jednak szanowna Pani, miłość jako taka, a szczególnie miłość do zdrajcy i jej okazywanie zawsze jest słabością a nie siła i mocą... .
Zdrajcy zawsze bezwzględnie to wykorzystują...
I ona również to robi. To dlatego pozwalać sobie na wiele....
Zbyt wiele....
Bo jej siłą jest właśnie miłość Piotra... Będzie ją wykorzystywać tak długo, dopóki będzie to u niego to mogła wyczytać
Kochać trzeba miłością mądrą, a nie nie ślepą.Dobrej nocki
Wiesz After, nie zamierzam się z tobą spierać o to kto ma rację, ani nie chciałabym oceniać Piotra po tym co on pisze o sobie, chociaż czasem zdarza mi się to czynić .;) Jesteśmy różnymi osobami, mamy swój indywidualny bagaż doświadczeń, sposób widzenia świata, etc. To nie jest przecież ani dobre, ani złe.
Piotr sam wie co dla niego jest najlepsze teraz i jak traktować ma swoją żonę, co zrobić lub czego nie robić. On ma swoją własną definicję miłości, i każdy z nas ją ma również. Sytuacja kryzysu w relacji konfrontuje nasz sposób postrzegania, myślenia o sobie, partnerze, relacji; następuje przewartościowanie pewnych wartości.
Moją intencją w napisaniu tego postu było podważenie przekonania Piotra o jego głupocie. Ty After nie do końca to chyba zrozumiałeś..
Miłego popołudnia tobie życzę.
Trafiłam dzisiaj na ciekawą książkę, w której autor pisze, że :
"Jakość twojej relacji miłosnej i jej trwałość zależy w głównej mierze od twojej siły osobowości.... Dobry związek zaczyna się w twoim sercu. Jeśli to serce zalęknione i niepewne, przeniesiesz tę niepewność mechanizmem projekcji na partnera relacji i na większość sytuacji.
...Jeden z paradoksów twojej siły, która potrzebna jest do budowania dobrej relacji miłosnej, dotyczy samotności.... Chodzi o zdolność do akceptacji siebie poza relacjami, poza kontekstem wspólnoty, ocen, oczekiwań, norm społecznych. Chodzi o zdolność do realizowania własnego życia na własny koszt... im bardziej czujesz się wewnętrznie silna, niezależna, gotowa do realizacji wszelkich możliwych zadań, jakie stawia przed tobą życie, tym stajesz się osobą atrakcyjniejszą dla siebie, a przez to dla innych. Tym bardziej relacja miłosna służy miłości i budowaniu więzi, a drugi człowiek jest ci po prostu bliski. Im silniej koncentrujesz uwagę na potrzebach, które związek ma zaspokoić, a partner pomóc ci zrealizować, tym słabiej możesz dostrzegać wyrazistość i siłę uczucia..."
Autor książki zachęca do udzielenia sobie odpowiedzi na pytania: W jakim stopniu ja sam dla siebie jestem atrakcyjną osobą? Co tu i teraz sprawia, że jestem w opisany wyżej sposób interesujący, fascynujący dla samego siebie? Co sprawia, że odczuwam spokój, - że jest mi przyjemnie,- że czuję się silny?...
Jeżeli zainteresowało to ciebie Piotrze, to znajdziesz więcej w książce M. Bennewicza- "Miłość toksyczna, miłość dojrzała".
Trafiłam dzisiaj na ciekawą książkę, w której autor pisze, że :
"Jakość twojej relacji miłosnej i jej trwałość zależy w głównej mierze od twojej siły osobowości.... Dobry związek zaczyna się w twoim sercu. Jeśli to serce zalęknione i niepewne, przeniesiesz tę niepewność mechanizmem projekcji na partnera relacji i na większość sytuacji.
...Jeden z paradoksów twojej siły, która potrzebna jest do budowania dobrej relacji miłosnej, dotyczy samotności.... Chodzi o zdolność do akceptacji siebie poza relacjami, poza kontekstem wspólnoty, ocen, oczekiwań, norm społecznych. Chodzi o zdolność do realizowania własnego życia na własny koszt... im bardziej czujesz się wewnętrznie silna, niezależna, gotowa do realizacji wszelkich możliwych zadań, jakie stawia przed tobą życie, tym stajesz się osobą atrakcyjniejszą dla siebie, a przez to dla innych. Tym bardziej relacja miłosna służy miłości i budowaniu więzi, a drugi człowiek jest ci po prostu bliski. Im silniej koncentrujesz uwagę na potrzebach, które związek ma zaspokoić, a partner pomóc ci zrealizować, tym słabiej możesz dostrzegać wyrazistość i siłę uczucia..."
Autor książki zachęca do udzielenia sobie odpowiedzi na pytania: W jakim stopniu ja sam dla siebie jestem atrakcyjną osobą? Co tu i teraz sprawia, że jestem w opisany wyżej sposób interesujący, fascynujący dla samego siebie? Co sprawia, że odczuwam spokój, - że jest mi przyjemnie,- że czuję się silny?...
Jeżeli zainteresowało to ciebie Piotrze, to znajdziesz więcej w książce M. Bennewicza- "Miłość toksyczna, miłość dojrzała".
Dzięki za podpowiedź, postaram się przeczytać. A tak na marginesie to ja czuję się silny, nie rozkleiłem się jakoś specjalnie, nie biorę leków, nie byłem u psychiatry a u psychologa byłem dwa razy. Wiem czego chcę i będę do tego dążył w każdy możliwy sposób, łącznie z rozwodem, który jeśli pozwoli mi odbudować moją relację z żoną, to będzie jednym z narzędzi. Kocham ją i chcę z nią być nadal, dla siebie i dla synów, ale tym razem już na innych zasadach. Jeśli je zaakceptuje to będziemy razem, jeśli nie to trudno, jestem przygotowany chyba już na taką ewentualność. Jedno wiem na pewno , nie pozwolę sobie zniszczyć poczucia własnej wartości nikomu, a tym bardziej jż.
656 2015-03-04 19:13:23 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-03-04 20:17:04)
/.../ Kocham ją i chcę z nią być nadal, dla siebie i dla synów, /.../.
Jedna uwaga - Ty ją kochasz, ale na jakiej - "na miły Bóg" - podstawie uważasz, że ona kocha Ciebie? To chyba jednak jest tak, że jeśli się męża kocha, to nie szuka się kolejnych facetów po to aby z którymś wejść w trwały układ seksualny. To nie jest tak, że się kocha i zdradza, ale albo kocha albo zdradza. IMHO znacznie mniej "bogate" w treści zdrady - w tym zdrady bez seksu, zdrady "tylko emocjonalne", jednorazowe incydenty, rodzą pytania o to czy bycie z kimś komu na mnie zależy znacznie mniej ma jakikolwiek sens i nie jest na dłuższą metę zagrożeniem dla poczucia własnej wartości - bo człowiek decyduje się na "asymetryczny" związek. Związek z kimś komu na zdradzonym i jego uczuciach mało zależy - co właśnie udowodnił.
Czy wierzysz, że wróci do ciebie (jeśli wróci) to właśnie z powodu tej - TRUDNEJ DO DOPATRZENIA SIĘ "MIŁOŚCI" w jej dotychczasowym zachowaniu? A jeśli nawet - ile warta jest "miłość" zdradzacza? Wrócić może i wróci, ale czy "z miłości" i "z miłością" to jakoś wątpię. Wróci gdy jej nie wypali z tym facetem. A przecież problem polega na tym, że jej "miłość" do Ciebie już wcześniej budziła wątpliwości. Jak odróżnisz czy znów nie udaje lecz nagle pokochała cię w pełni i naprawdę? Przecież ona jest mistrzynią w udawaniu uczucia, a ty mistrzem w niezauważaniu, że jest inaczej. I niby jak "wywołać" w niej prawdziwą miłość DO CIEBIE? Zawiedzenie się na tym facecie nie jest rownoznaczne z automatycznym "zakochaniem" w tobie. Raczej z docenieniem, że układ z tobą jest wygodniejszy.
Daj sobie spokój z nią jest tyle fajnych dziewczyn rozejrzyj się dookoła a zobaczysz światełko:)
Piotr, obawiam się, że niestety żyjesz iluzją pod tylułem: "Wszystko jeszcze będzie ok". Życzę Ci, abyś dał radę, gdy ta iluzja zniknie.
659 2015-03-04 19:32:39 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-03-04 19:33:49)
Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.
660 2015-03-04 19:50:46 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-03-04 20:19:19)
/.../
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
/.../
Zwłaszcza, że nawet jak się "złożysz" w tej ofierze, to szczerze mówiąc, współczuję życia z psudomiłością w tle. Brak prawdziwej miłości z jej strony wyjdzie "uszmi" i porami skóry, będzie stale przypominał o sobie zachowaniami drobnymi i wielkimi, w łóżku i poza łóżkiem, będzie w sposobie siedzenia i mówienia, w sposobie jak na ciebie patrzy (i częściej - nie patrzy), przymus widoczny będzie w każdym działaniu mającym związek z tobą... Będzie widoczny w braku szacunku, w zapominaniu o tobie momentach ważnych, w braku rozmowy, zainteresowania Twoimi sprawami i stanem, w braku doceniania Tego co robisz i kim jesteś, w braku dążenia "ku tobie", spędzania z tobą czasu, czynienia ci drobnych przyjemniości, czułości,w braku tęsknoty gdy cię nie ma...W braku dumy z ciebie gdy na to zaslugujesz, a pamiętaniu tylko Twych błędów. A ty będziesz robił kolejne drobne ustępstwa przesuwając granice własnej tolerancji... I tak przez lata. A w niej narastać będzie frustracja i chęć poczucia znów tych samych emocji - tylko z kimś trafniej wybranym.
Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.
Ja już się zmieniłem, nigdzie nie napisałem, że chcę się poświęcić na ołtarzu spójności rodziny, absolutnie nie mam takiego zamiaru. Owszem chcę ratować nasz związek ale nie za wszelką cenę i tylko na moich warunkach. Nie wiem jak będzie, może być tak, że ona wróci a ja odejdę od niej, bo nie wybaczę jednak. Zależy jak ona się zachowa. Czy zrozumie co zrobiła. Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
/.../ Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
Jestem przekonany, że może zrozumieć że nie powinna czynić ci krzywdy. Jednak zrozumienie, że cię skrzywdziła może wyzwolić w niej tylko LITOŚĆ, POCZUCIE WINY, chęć BYCIA LEPSZYM co nie jest równoznaczne z "ZAKOCHANIEM" i MIŁOŚCIĄ. O ile mnie pamięć nie myli nie znam osoby, która była się w stanie DWA RAZY zakochać w tej samej osobie. Jej miłość - miłość kobiety nie będzie więc już spoiwem waszego związku. Będzie jakiś "zamiennik", daleki od tego czego człowiek w całej swej istocie pragnie i do czego jest zdolny.
Piotr74 napisał/a:/.../ Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
Jestem przekonany, że może zrozumieć że nie powinna czynić ci krzywdy. Jednak zrozumienie, że cię skrzywdziła może wyzwolić w niej tylko LITOŚĆ, POCZUCIE WINY, chęć BYCIA LEPSZYM co nie jest równoznaczne z "ZAKOCHANIEM" i MIŁOŚCIĄ. O ile mnie pamięć nie myli nie znam osoby, która była się w stanie DWA RAZY zakochać w tej samej osobie. Jej miłość - miłość kobiety nie będzie więc już spoiwem waszego związku. Będzie jakiś "zamiennik", daleki od tego czego człowiek w całej swej istocie pragnie i do czego jest zdolny.
Ja nie myślę o ponownym zakochaniu a o odblokowaniu uczucia, które było a jest zasypane teraz stertą kłamstw i obłudy, którą jej fagas codziennie tłoczy do głowy i robi jej pranie mózgu. Jak się z tego wyzwoli i przyjdzie mi powiedzieć, że mnie nie kocha i nie kochała, wtedy uwierzę. Na tą chwilę wiem, że ona nie jest sobą, zresztą nie tylko ja tak twierdzę, ale wszyscy którzy ją znają.
664 2015-03-04 20:31:23 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-03-04 20:40:06)
Przyszłość napisał/a:Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.Ja już się zmieniłem, nigdzie nie napisałem, że chcę się poświęcić na ołtarzu spójności rodziny, absolutnie nie mam takiego zamiaru. Owszem chcę ratować nasz związek ale nie za wszelką cenę i tylko na moich warunkach. Nie wiem jak będzie, może być tak, że ona wróci a ja odejdę od niej, bo nie wybaczę jednak. Zależy jak ona się zachowa. Czy zrozumie co zrobiła. Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
Piotr,
Nawet nie wiesz, jak doskonale rozumiem to, co piszesz. Zdaje się, że w moim wątku też pojawiła się podobna wymiana argumentów
Bardzo nie chcę napisać tego, co teraz napiszę, bo ja nie wierzę, że Twoja żona jest w stanie przejść taką metamorfozę, ale chcę być z Tobą szczera.
Przyznaję Tobie rację - możliwe jest, że Twoja żona zrozumie własne zachowanie, motywy swojego postępowania, zapragnie i dokona zmiany siebie, dojrzale Ciebie wybierze i pokocha, każdego dnia będzie swoim zachowaniem, gestami i słowami udowadniać swoje oddanie, swoje zaangażowanie, swoje uczucia do Ciebie.
Tylko, że Twoja zmiana, którą już dostrzegasz, Twoja transformacja, którą odczuwasz, ona jeszcze się nie zakończyła, ona wciąż jeszcze trwa.
W pewnym momencie Twoje uczucia się zmienią, bo Ty się zmienisz i zrozumiesz, że ona też jest inną osobą niż ta, którą pokochałeś. Co wtedy?
Piotr74 napisał/a:Przyszłość napisał/a:Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.Ja już się zmieniłem, nigdzie nie napisałem, że chcę się poświęcić na ołtarzu spójności rodziny, absolutnie nie mam takiego zamiaru. Owszem chcę ratować nasz związek ale nie za wszelką cenę i tylko na moich warunkach. Nie wiem jak będzie, może być tak, że ona wróci a ja odejdę od niej, bo nie wybaczę jednak. Zależy jak ona się zachowa. Czy zrozumie co zrobiła. Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
Piotr,
Nawet nie wiesz, jak doskonale rozumiem to, co piszesz. Zdaje się, że w moim wątku też pojawiła się podobna wymiana argumentów
Bardzo nie chcę napisać tego, co teraz napiszę, bo ja nie wierzę, że Twoja żona jest w stanie przejść taką metamorfozę, ale chcę być z Tobą szczera.Przyznaję Tobie rację - możliwe jest, że Twoja żona zrozumie własne zachowanie, motywy swojego postępowania, zapragnie i dokona zmiany siebie, dojrzale Ciebie wybierze i pokocha, każdego dnia będzie swoim zachowaniem, gestami i słowami udowadniać swoje oddanie, swoje zaangażowanie, swoje uczucia do Ciebie.
Tylko, że Twoja zmiana, którą już dostrzegasz, Twoja transformacja, którą odczuwasz, ona jeszcze się nie zakończyła, ona wciąż jeszcze trwa.
W pewnym momencie Twoje uczucia się zmienią, bo Ty się zmienisz i zrozumiesz, że ona też jest inną osobą niż ta, którą pokochałeś. Co wtedy?
Odpowiem krótko nie wiem. Teraz piszę co czuję w tej chwili, nie wiem co będę czuł jutro, moje uczucia są jak kalejdoskop. Płynnie przesuwają się od bezgranicznej wiary, że będzie dobrze, do bezgranicznego zwątpienia. Pewnie przyjdzie taki dzień, że zatrzymają się gdzieś po środku i to będzie oznaczało obojętność, pogodzenie się z tym co jest i brakiem szansy na cokolwiek, nawet gdyby ona wtedy bardzo chciała cofnąć czas.
Odpowiem krótko nie wiem. Teraz piszę co czuję w tej chwili, nie wiem co będę czuł jutro, moje uczucia są jak kalejdoskop. Płynnie przesuwają się od bezgranicznej wiary, że będzie dobrze, do bezgranicznego zwątpienia. Pewnie przyjdzie taki dzień, że zatrzymają się gdzieś po środku i to będzie oznaczało obojętność, pogodzenie się z tym co jest i brakiem szansy na cokolwiek, nawet gdyby ona wtedy bardzo chciała cofnąć czas.
Problem w tym, że przygotowałeś sobie scenariusz na obecny stan uczuć a Twoja zmiana może być największym zaskoczeniem, gdy zaczną się urzeczywistniać Twoje mysli.
Dobry wieczór, witam wszystkich
Iwonka,Piotr nie pomyliłem się.
Owszem, miłość sama w sobie nie jest złem i daje siłę.
Pod jednym wszakże warunkiem warunkiem. Nie jest miłość jednostronna.
W innym przypadku zawsze jest słabością.
I działa destrukcyjnie...
ET ujął to bardzo celnie w którymś ze swoich postów :
"Stroną słabszą w związku jest zawsze ta, która bardzo kocha i której bardziej na związku, małżeństwie zależy... "
Szczególnie mocno ta słabość się ujawnia, jest bardzo widoczna gdy mamy do czynienia ze zdradą.
Witaj Zlata
Oczywiście,źe to co teraz piszę opieram na swoich wcześniejszych doświadczeniach, na osobistych przeżyciach...
Bylem kiedyś zdradzony przez dziewczynę, popełniłem wtedy chyba wszystkie możliwe błędy, jakie można w takiej sytuacji popełnić..
Ale otrzymaną bolesną lekcję odrobiłem...
Z korzyścią dla siebie i komfortu mojego życia.
Eksperyment, który opiera się na zburzeniu dotychczasowego swojego świata wartości i zasad tak czy inaczej zawsze kończy się katastrofą..
Przynajmniej ja nie znam osobiście takiego przypadku zakończonego sukcesem...
Tak, miałem wsparcie rodziny i sprawdzonych przyjaciół od których jak czytałaś, nie dałem się odciąć. Ale nie na zasadzie zrób to lub tamto. To była moja autonomiczna decyzja.
Wiesz, moja eks była w oczach moich rodziców niemal chodzącym ideałem...
Do tego stopnia, że w pierwszym momencie wręcz nie chcieli mi uwierzyć...
Juź pisałem: mam swój sytem wartości, zbiór zasad, którymi zawsze się kieruję w swoim źyciu. Nie ma w nim miejsca na brak szacunku i lojalności.Nie ma w nim miejsca na zdradę. Tak źyję i tego wymagam od innych. Lojalności, szczerości, szacunku zarówno od przyjaciół, jak i od swojej źony czy teź obecnie partnerki.
Moja gwiazda doskonale to wiedziała,
Tylko miała pecha, bo nigdy nie podejrzewała, do czego zresztą mi sama się przyznała, źe będę tak konsekwentnym i taki będzie finał tej jej ''przygody''.
Pol ludzku jej wybaczyłem, podziękowałem jej za wspólnie spędzone lata i dar, jakim jest nasze dziecko i ...
Odszedłem...
Czy jestem juź wolny od emocji? Tak, jestem, choć jakiś źal pozostał. Ale to nie jest nienawiść
Maniek
Jesteś moim niedoścignionym mistrzem Jak Ty chłopaku szybko wyssane z palca teorie tworzysz.....
Piotr,
Jednak to co napisałem na samym początku, nie jest źadną pomyłką czy teź niezrozumieniem.
Ty ją kochasz ale miłością głupią.... Niebezpieczną
Przede wszystkim dla Ciebie samego....
Zmień swój tok rozumowania, bo przegrasz swoje źycie!
Ty nie ją kochasz .
Ty kochasz obraz osoby, której juź nie ma ....
Naprawdę zacznij się kierować tym co jest brutalną dla Ciebie rzeczywistością,
Tym co widzisz i słyszysz....
Naiwność w źyciu to nie jest cnota, Piotr...
Wiem, wiem..
Nadzieja zawsze umiera jako ostatnia
Tylko wielokrotnie źycie pokazuje, źe znacznie lepsze jest jedno zdecydwowane,krótkie cięcie niź skazywanie się na cierpienie bez końca..
Ona nie nadaje sie do `zadnego stabilnego związku...
Jeśli wróci, to moźesz mi wierzyć, tylko i wyłącznie z wyrachowania.
Ale juź zawsze będzie stale skanowała teren..
Jeśli lubisz adrenalinę, źycie na krawędzi i tego do szczęścia Tobie potrzeba, to daj jej wr?cić
Przy niej ekstremanre doznania masz zapewnione...
Przemyśl sobie to wszystko, co napisaliśmy...
Miłego wieczoru źyczę
/.../
Pewnie przyjdzie taki dzień, że zatrzymają się gdzieś po środku i to będzie oznaczało obojętność, pogodzenie się z tym co jest i brakiem szansy na cokolwiek, nawet gdyby ona wtedy bardzo chciała cofnąć czas.
Nie jestem tego pewien, ale jakoś się "wczuj w siebie" i sprawdź, czy nie chcesz po prostu "wygrać z fagasem", a potem i tak ją zostawić. IMHO wystarczy zostawić.
669 2015-03-04 23:25:53 Ostatnio edytowany przez starr (2015-03-04 23:26:21)
Dołączam do Twojego wątku. Zacznę czytanie od początku... Jeszcze raz przepraszam za posłużenie się Twoim tekstem na wątku "nienagłupszej"
Dołączam do Twojego wątku. Zacznę czytanie od początku... Jeszcze raz przepraszam za posłużenie się Twoim tekstem na wątku "nienagłupszej"
Żaden problem, nie masz za co przepraszać
Piotr74 napisał/a:/.../
Pewnie przyjdzie taki dzień, że zatrzymają się gdzieś po środku i to będzie oznaczało obojętność, pogodzenie się z tym co jest i brakiem szansy na cokolwiek, nawet gdyby ona wtedy bardzo chciała cofnąć czas.Nie jestem tego pewien, ale jakoś się "wczuj w siebie" i sprawdź, czy nie chcesz po prostu "wygrać z fagasem", a potem i tak ją zostawić. IMHO wystarczy zostawić.
Wiesz jakaś nutka rywalizacji pewnie we mnie jest, ale gdyby moją motywacją była zemsta po zdradzie, to zrobiłbym to już 3 lata temu.
Przyszłość napisał/a:Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.Ja już się zmieniłem, nigdzie nie napisałem, że chcę się poświęcić na ołtarzu spójności rodziny, absolutnie nie mam takiego zamiaru. Owszem chcę ratować nasz związek ale nie za wszelką cenę i tylko na moich warunkach. Nie wiem jak będzie, może być tak, że ona wróci a ja odejdę od niej, bo nie wybaczę jednak. Zależy jak ona się zachowa. Czy zrozumie co zrobiła. Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
ktoś kto uzależnia swoje szczęście od czynów innych osób, nigdy nie będzie szczęśliwy...
Gdybyś szanował siebie , kochał siebie zrobiłbyś wszystko to co najlepsze dla Ciebie tu i teraz , również dla Twoich dzieci. A Ty wolisz uwiesić się myśli że przecież ona i tak przejrzy na oczy... i tak osiągnie dno .. i masz nadzieję być tym bohaterem który ją uratuje .. i żyli długo i szczęśliwie.
Możesz sobie wmawiać żeby było Ci lepiej , że ona nie jest sobą , że gość ją zmanipulował, omamił .. ale to wymówki jakie robisz sam dla siebie żeby nie widzieć prawdy. Bo prawda nie jest miła.
Bo co jeśli teraz właśnie Twoja żona jest na prawdę sobą ????
nikt to kocha nie robi takich rzeczy ukochanej osobie... obudź się .
Piotr74 napisał/a:Przyszłość napisał/a:Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.Ja już się zmieniłem, nigdzie nie napisałem, że chcę się poświęcić na ołtarzu spójności rodziny, absolutnie nie mam takiego zamiaru. Owszem chcę ratować nasz związek ale nie za wszelką cenę i tylko na moich warunkach. Nie wiem jak będzie, może być tak, że ona wróci a ja odejdę od niej, bo nie wybaczę jednak. Zależy jak ona się zachowa. Czy zrozumie co zrobiła. Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
ktoś kto uzależnia swoje szczęście od czynów innych osób, nigdy nie będzie szczęśliwy...
Gdybyś szanował siebie , kochał siebie zrobiłbyś wszystko to co najlepsze dla Ciebie tu i teraz , również dla Twoich dzieci. A Ty wolisz uwiesić się myśli że przecież ona i tak przejrzy na oczy... i tak osiągnie dno .. i masz nadzieję być tym bohaterem który ją uratuje .. i żyli długo i szczęśliwie.
Możesz sobie wmawiać żeby było Ci lepiej , że ona nie jest sobą , że gość ją zmanipulował, omamił .. ale to wymówki jakie robisz sam dla siebie żeby nie widzieć prawdy. Bo prawda nie jest miła.
Bo co jeśli teraz właśnie Twoja żona jest na prawdę sobą ????nikt to kocha nie robi takich rzeczy ukochanej osobie... obudź się .
Zgadzam sie z jednym, z tym , ze zona dopiero teraz jest soba, trzeba miec silna motywacje, aby kochajaca matka porzucila wlasne dzieci. Wiec jak silne musi byc uczucie do tego mezczyzny!!!!!! Nie kupuje tlumaczenia Piotra , ze kochanek ja zmanipulowal...
Uwazam, ze Piotr boi sie ruszyc dalej, boi sie nie znanego, woli wrocic do tego co stare, niz zaczyna od nowa.
Bledem jest czekanie, na zone, na to, ze otrzezwieje, ze sie obudzi. Tak sie nie stanie,
gdzies czytalam, ze jak kobieta odchodzi to, zostawia, to z reguly juz nie wraca.
Ona jest bardzo emocjonalnie i uczuciowo zwiazana z tym mezczyna.
Przyjdzie dzien , ze Piotr zda sobie sprawe, ze nie ma sensu czekac, ze czas ruszyc dalej, dla swojego dobra no i najwazniejsze dla dobra dzieci.
Piotrze, opowiem Ci w skrócie rodzinną historię - mój ukochany Dziadek, człowiek honorowy, prawdziwy dżentelmen, był kiedyś w podobnej sytuacji. Mianowicie moja babcia-idiotka wyjechała kiedyś na wakacje bez niego, bodajże do Bułgarii. W tej Bułgarii zdradziła go w namiocie z dentystą ze Szczecina. Masakra była, bo był tam wujo i ciocia i jeszcze inne osoby, co sobie potem z Dziadka jaja robiły. Mój Dziadek się o wszystkim dowiedział oczywiście, ale babci nie zostawił. Bo jak to tak, kobietę, żonę, przecież wziął za nią odpowiedzialność, mieli dwoje dzieci. Mężczyźni się tak nie zachowują. Babcia przez resztę życia traktowała go właśnie tak - wiedziała, że może mu wszystko zrobić, że jest bezkarna, obwiniała go o brak kariery śpiewaczki operowej, o wojnę, o wszystkie plagi egipskie. Mówiła do niego per idioto. Dziadek wszystko znosił z godnością, trwał przy niej jak głaz. Był wspaniałym facetem. Wiesz co wyznał mojej mamie, jak miał już osiemdziesiąt parę lat? Że żałuje, że jej wtedy, po tym dentyście, nie rzucił, ale zrobił to dla dzieci. A wiesz, co powiedziała moja mama? Całe życie dziwiłam się, że tego nie zrobiłeś.
Witam wszystkich.
Myślę, że wy wszyscy, którzy przechodziliście przez to co ja doskonale rozumiecie moją huśtawkę nastrojów i uczuć do jż. Sam nie rozumiem jak można popadać w takie skrajności. Od wiary, że wszystko da się naprawić, do totalnego zwątpienia i prawie nienawiści do jż. Gdzieś mi się wyłączyło logiczne myślenie. Dzisiaj zdarzyło mi się pierwszy raz zapomnieć wykupić bileciku w strefie płatnego parkowania jak podjechałem do jż do pracy aby odebrać młodszego syna od niej. Normalnie sam sobie się dziwię jak można być tak otumanionym. Odebrałem dziś nowiutkie autko służbowe i na dzień dobry opłata karna za niedozwolone parkowanie . Kierowca z ponad 20 letnim stażem. Szkoda gadać, staram się o niej nie myśleć a siedzi mi w głowie jak jakiś kleszcz, wysysając ze mnie życie i radość z niego
Miłego wieczoru wszystkim.
Hej Piotr, rozumiem to. Mam za sobą dwa ciężkie rozstania. Ostatnie wydaje się gorsze. Liczysz jeszcze na to, że będzie dobrze, że wszystko będzie jak dawniej. Rozstanie z naprawdę bliskim człowiekiem, którego się kochało/kocha jest jak żałoba. Niezapłacony bilet za parkowanie to normalne w twoim stanie.
Oddal się od niej emocjonalnie, staraj się nie podążać za nią myślami. Wiem, łatwiej powiedzieć niż zrobić, ale innej drogi nie znam.
/.../ Całe życie dziwiłam się, że tego nie zrobiłeś.
Szkoda, że nie wrzuciłaś tego do wątku niemagłupszej. Ona bardzo tego potrzebuje.
Dobry wieczór Piotr.
http://www.netkobiety.pl/t82116.html
Zerknąłeś tam?
Dobry wieczór Piotr.
http://www.netkobiety.pl/t82116.html
Zerknąłeś tam?
Witaj Okruszynko. Nie ale zaraz zerknę.
O'kruszynka napisał/a:Dobry wieczór Piotr.
http://www.netkobiety.pl/t82116.html
Zerknąłeś tam?Witaj Okruszynko. Nie ale zaraz zerknę.
A nie jednak czytałem ten wątek, facet poradził sobie w expresowym tempie. Ja już sam nie wiem czego chcę, jak jestem przy jż, to chcę żeby wróciła, jak się do mnie ex odezwie, to mam uśmiech od ucha do ucha i nabieram pewności, że czas skończyć moje małżeństwo, otworzyć sobie drogę na nowe życie.na znalezienie kobiety, która będzie potrafiła docenić moją miłość do niej. Jakieś rozchwianie emocjonalne jest we mnie teraz, czytam to forum, i aż wstyd się przyznać, czasem łzy mi polecą. Kurde facet ponad 100kg żywej jeszcze wagi, którego nikt na ulicy nie odważy się zaczepić, a użala się nad sobą jak jakaś panienka
Wiesz musisz sobie odpowiedziec wreszcie na to pytanie?
Czy jej jeszcze chcesz czy juz nie?
A jak ja podejmiesz to zgodzic sam przed soba na wszystkie kosekwencje.
Tu musze zgodzic sie z Afterem ze jesli ja chcesz to musisz bezwzgednie odebrac jej wszystko co ma dla niej jakakolwiek wartosc,zeby nie miala zadnego innego wyboru:albo Ty albo ulica.
Dopiero wtedy mozesz probowac odzyskac jej uczucie i pokazac ze dla nikogo innego po za Toba juz nie ma wartosci.
A jesli jej nie chcesz.... no coz ja nienawidze ale watpie czy Tobie to uczucie by pomoglo.
Mysle ze w koncu zobojetniejesz ale to bedzie swiadczylo tylko o Twoim dobrym charakterze i ze jestes dobrym czlowiekiem.
Witaj Piotr
To może Tobie pomóc zrozumieć to wszystko, co się teraz z Tobą dzieje...
Pojawia się lęk, żadne miejsce na świecie nie wydaje się nam bezpieczne.
Stan alarmu, w jakim już od pierwszej fazy znajduje się organizm powoduje problemy ze snem i nieustanne Reakcja na zdradę w małżeństwie jest reakcją na stratę, bardzo podobną w swym przebiegu do okresu żałoby. Tutaj co prawda nikt nie umiera, ale tak naprawdę umiera jakieś nasze dotychczasowe wyobrażenie na temat związku i wspólmałżonka.
Etap pierwszy czyli SZOK.
To moment, w którym dowiadujemy się o zdradzie. Czasem wprost, czasem poprzez osoby trzecie, narastające podejrzenia.
Możemy doznać rzeczywistego szoku, możemy krzyczeć, bić, płakać, a później nie pamiętać ani chwili z tych kilku godzin "po". Albo też możemy zapaść się w sobie, w pewnego rodzaju otępienie, trwające, lub narastające przez dłuższy czas.
Tak, czy inaczej,w końcu nasze myśli ogarnia zamęt, wzburzenie i bezradność. Dochodzi do tego,że ZAPRZECZAMY wiadomej prawdzie. (To "nie może być prawda", "on/ona tylko chce mnie nastraszyć"). Szukamy usprawiedliwienia dla kazdej podejrzanej sytuacji. Jednocześnie znajdujemy się (cały nasz organizm) w stanie alarmu, na podwyższonych obrotach. Dla ochrony przed tak gwałtownym cierpieniem wchodzimy w proces dystansowania się ( wydaje się nam ,że patrzymy na siebie z boku, tak jakby nie biorąc udziału w całej sytuacji, tylko oglądając ją jak film w kinie).
Kiedy szok mija następuje drugi etap, czyli UŚWIADOMIENIE SOBIE STRATY.Ochronne, izolujące od bólu działanie pierwszej fazy kończy się. Czujemy i cierpimy. Przygniata nas ogromny ciężar, którego nie da się pozbyć prawie ani na chwilę. Zarazem w środku nas kipi wulkan sprzecznych emocji. To wybuchamy gniewem, to poczuciem winy i wstydem. Stajemy się niezwykle drażliwi na wszystko co mówią inni. reagujemy natychmiast i z pełną bezwzględnością. To właśnie na tym etapie wybuchamy (niektórzy) pretensjami pod adresem Kościoła i Boga.
Uświadamiamy sobie, że wszystko, na co w życiu liczyliśmy w związku z drugim człowiekiem jest chwiejne i niepewnepobudzenie (często nawet siedzieć spokojnie przez dłuzszą chwilę się nie da, tak nas "nosi").
Nasze siły powoli wyczerpują się, ale jest to normalna reakcja na przewlekły stres. Dzięki temu dążymy do przejścia do fazy trzeciej.
Faza trzecia to etap WYCOFYWANIA się z kontaktów i OCHRONY SIEBIE
Zaczyna się wtedy, gdy ciało i umysł czlowieka są na skraju wyczerpania.Energia z poprzednich etapów znika, pojawia się zmęczenie. Dzięki temu przyhamowaniu, wycofujemy się na dłuższy czas z kontaktów z innymi, duzo śpimy i spędzamy samotnie czas. W zasadzie nasza reakcja przypomina depresję, ale tutaj stanowczo jesteśmy nastawieni na odzyskanie sił.
Niestety nie jest to faza zupełnego spokoju, a raczej jest to faza cichej rozpaczy. Nadwątlone siły powodują zapadanie na zdrowiu i poczucie nieustannego zmęczenia.
To jest też czas PRZYPOMINANIA sobie i konfrontowania szczegółów naszego życia "przed zdradą". Brzmi to dosyć sadystycznie, ale to dokładne analizowanie szczegółów i katowanie się wspomnieniami pozwala nam uświadomić sobie, że coś bezpowrotnie minęło. Nie małżeństwo, ale pewne wyobrażenie o nim. Im bardziej sobie to uświadomimy, tym szybciej bedziemy gotowi na wprowadzanie zmian i budowanie od nowa. A także na przebaczenie.
Tak więc faza trzecia to rozpamiętywanie szczegółów, kłótnie z najbliższymi. Żeby móc wejść w następny etap niezbędne jest stawienie czoła trudnym emocjom: żalowi i smutkowi. Nie zaprzeczać napięciom, nie czekać, że się uspokoją, tylko rozmawiać, płakać, roztrząsać. Az do ukojenia, a to może trwać. Kazdy przechodzi przez te fazy we własnym tempie.
Faza druga i trzecia będą przeplatać się. Po okresie wycofania znów może nadejść okres wzmożonych emocji (nieco słabszych niż poprzednio) i znów okres ochrony. Jest to niezwykle mądrze pomyślane, bo gdyby nie te zmniejszające się dawki, to doznanie całego bólu na raz byloby nie do wytrzymania. Ta cyklicznośc prowadzi do wygaszenia emocji i bólu. Kiedy to nastąpi, możemy wkroczyć w fazę czwartą,
FAZY CZWARTEJ NIE MA OPISANEJ DOKŁADNIE ,ale myśle ,ze to jest ruszenie do przodu z partnerem lub bez niego to jest myslę układanie życia wg swoich zasad.
Pozdrawiam serdecznie
683 2015-03-06 12:52:00 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-03-06 12:55:57)
Piotr74 napisał/a:Przyszłość napisał/a:Piotr,
Wyraźnie widać, jak czekasz na nieuniknione.
Założyłeś (zresztą nie bezpodstawnie), że Twoja żona prędzej czy później zobaczy to, co widzisz Ty, czyli, że wdepnęła w bagno i/lub znudzi się obecnemu kochasiowi, ewentualnie pojawią się pomiędzy kochankami zgrzyty, problemy, może zwykle codzienne życie i prozaiczne sprawy, które doprowadzą do ich rozstania.
A wówczas zapewne ona pobiegnie do Ciebie błagając o wybaczenie - jakby nie patrzeć zawsze ocierałeś jej łzy.
Ta wizja Ciebie uspakaja. Czekasz na jej urzeczywistnienie. Czasami się niecierpliwisz, chociażby jak w ostatnią niedzielę, gdy nie został zrealizowany Twój scenariusz i żona nie pojawiła się o "wyznaczonej" w scenariuszu porze - to nieco burzy założoną przez Ciebie przewidywalność i nieuniknioność zdarzeń.
Ale pomyśł wreszcie o sobie w kontekście tego, co napisał już ET, bo zawarł w swoim poście to, co istotne.
Nie składaj się w ofierze na ołtarzu spójności rodziny.
Uwierz mi, nawet jak ona spełni wszystkie Twoje warunki i oczekiwania - w co szczerze wątpię - to i tak już nigdy nie wróci to, co było. Wszystko się zmieni a najbardziej Ty sam.Ja już się zmieniłem, nigdzie nie napisałem, że chcę się poświęcić na ołtarzu spójności rodziny, absolutnie nie mam takiego zamiaru. Owszem chcę ratować nasz związek ale nie za wszelką cenę i tylko na moich warunkach. Nie wiem jak będzie, może być tak, że ona wróci a ja odejdę od niej, bo nie wybaczę jednak. Zależy jak ona się zachowa. Czy zrozumie co zrobiła. Podam przykład. Do więzień trafiają złodzieje, mordercy i inna patologia. Pobyt w Zakładzie Karnym ma z resocjalizować takich ludzi. W 90% przypadków raczej się to nie udaje, ale 10% wychodzi odmienionych, świadomych zła jakie wyrządzili. Dlaczego mam z góry przyjąć, że moja jż będzie w tej pierwszej grupie, ludzi nie rozumiejących zła jakie wyrządzili. W którymś poście pisałem, że jestem z natury optymistą i wolę tak postrzegać otaczający mnie świat i jeżeli jest choć cień nadziei na to, że ona zrozumie co zrobiła i co traci, to ja chcę żyć tą nadzieją. Jak to mówią nadzieja umiera ostatnia
Piotr,
Nawet nie wiesz, jak doskonale rozumiem to, co piszesz. Zdaje się, że w moim wątku też pojawiła się podobna wymiana argumentów
Bardzo nie chcę napisać tego, co teraz napiszę, bo ja nie wierzę, że Twoja żona jest w stanie przejść taką metamorfozę, ale chcę być z Tobą szczera.Przyznaję Tobie rację - możliwe jest, że Twoja żona zrozumie własne zachowanie, motywy swojego postępowania, zapragnie i dokona zmiany siebie, dojrzale Ciebie wybierze i pokocha, każdego dnia będzie swoim zachowaniem, gestami i słowami udowadniać swoje oddanie, swoje zaangażowanie, swoje uczucia do Ciebie.
Tylko, że Twoja zmiana, którą już dostrzegasz, Twoja transformacja, którą odczuwasz, ona jeszcze się nie zakończyła, ona wciąż jeszcze trwa.
W pewnym momencie Twoje uczucia się zmienią, bo Ty się zmienisz i zrozumiesz, że ona też jest inną osobą niż ta, którą pokochałeś. Co wtedy?
Nie ma sobie co wyrzucać Przyszlosc pisania prawdy. Natomiast nie wierzysz w jej realizacje ponieważ oboje wiemy ze potrzeba jakiegoś "umocowania" do zmiany. Jakis "warunków" w postaci np. nawrócenia się na wiare, zobaczenia wartości pod wpływem tragedii, nauczeniem się "bezwglednie czegos" pod wpływem czasu, pokory wobec "warunków". Oczywiście kiedy jedno będzie ewolulowac drugie będzie stać w miejscu z tym ze, ja tutaj az tak wielkich roznic "miedzy nimi" nie widze a jest tak dlatego ze widze ile człowiekowi narzuca jego kontrukcja fizyczna (mozg, ciało, umocowanie w określonych zachowaniach warunkowanych te konstrukcja). Dlatego dla mnie mogą to być bardzo podobne doświadczenia karmiczne, bardzo podobnych do siebie dusz, tylko ze "wykonywane", kazde z innej strony. A co mnie wcale nie zaskoczylo to to, ze autor podchodzi do tego logicznie, co mnie cieszy - to ze "widzi siebie" i nie ulega wpływom, to co martwi - to często pojawiajaca się "malostkowosc" co do zdarzeń. No ale nikt nie jest idealny.
Pytanie jest rzeczywiście ciekawe takie, co w razie ew. powrotu jeśli chodzi o uczucia (hipotetyczne), wymagania, sposób postepowania? Autorytarne odpowiedzi osob, które sobie tego nie wyobrazaja niosa ze sobą 0 treści. Te które widza i znaja taka możliwość nie widza jej w obecnej sytuacji. I to również jest oczywiste. Prawdziwe odejście od siebie nastapilo już lata temu. Gdyby cos nastapilo to skad wziac kryteria oceny ze byłoby dobrze? Skad umiejetnosc okresowej oceny wartości kolejnego związku (z obecna zona, czy kims innym)? Obawiam się ze tutaj, pomimo jednak dość jednoznacznego ukierunkowania, takiej refleksji zupełnie nie ma. Może to nie ten czas. Może tylko ja to tak widze. Jednak bez niej wszystko będzie stało w miejscu. Może być nawet tak, ze to zona "pojdzie dalej" jak zmusi ja do tego "niekomfortowa" sytuacja egzystencjalna w przyszłości. Trudno wiec nawet przewidzieć prawdziwe rezultaty dzialan wszystkich osob.
684 2015-03-06 12:55:42 Ostatnio edytowany przez chceuciekacstad (2015-03-06 12:56:52)
Piotr74 napisał/a:O'kruszynka napisał/a:Dobry wieczór Piotr.
http://www.netkobiety.pl/t82116.html
Zerknąłeś tam?Witaj Okruszynko. Nie ale zaraz zerknę.
A nie jednak czytałem ten wątek, facet poradził sobie w expresowym tempie. Ja już sam nie wiem czego chcę, jak jestem przy jż, to chcę żeby wróciła, jak się do mnie ex odezwie, to mam uśmiech od ucha do ucha i nabieram pewności, że czas skończyć moje małżeństwo, otworzyć sobie drogę na nowe życie.na znalezienie kobiety, która będzie potrafiła docenić moją miłość do niej. Jakieś rozchwianie emocjonalne jest we mnie teraz, czytam to forum, i aż wstyd się przyznać, czasem łzy mi polecą. Kurde facet ponad 100kg żywej jeszcze wagi, którego nikt na ulicy nie odważy się zaczepić, a użala się nad sobą jak jakaś panienka
Czy wartość człowieka i jego szczęście określa tylko partner ??? Albo zona albo ex?? Piotr, co Ty boisz się ciemności , że nie możesz pobyć sam ??? Dziećmi się zajmij .. bo one dopiero mają rozpierdol w głowach.
Czytam Twój wątek Piotr i powiem tak.
Dla mnie wydajesz się mocno zakompleksionym facetem, z jakiś powodów żona była dla Ciebie rodzajem nagrody.. to u Ciebie chyba był wpis że zostawiła dla Ciebie chłopaka ?? Czułeś się kimś??? lepszym ?? Wybrała Ciebie . a teraz wybrała innego.. i Ty za wszelka cenę chcesz ta swoją" nagrodę z powrotem ".
Uważam że to nie Twoja żona, nie jest sobą , ale Ty - ona manipulowała Tobą od zawsze , dawała Ci coś czego potrzebowałeś- możliwość opiekowania się nią bo to dawało Ci poczucie że jak będziesz taki zajebisty to Cię nie zostawi . ..
W waszym związku to ona "rozdaje karty ". Nawet będąc z kochankiem ustawia Cię jak chce.. jednym słówkiem czy gestem.
To nie ona jest słaba , ale Ty .
Nie chcę Cię obrazić, sama przeszłam przez zdradę , ex chciał wracać .. ale po tym jak się wzięłam w garść i odcięłam od niego.. finansowo , mentalnie i fizycznie...
Też płakał że mu źle z nową kobietą , że wie że źle robi .. po czym wracał do niej na noc i gadał co innego do niej
aaa jeszcze jedno - unikaj na razie kontaktów z ex.. lub nie mów o nich żonce..bo rozwód może być z Twojej winy...
685 2015-03-06 13:55:07 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-03-06 14:10:05)
"aaa jeszcze jedno - unikaj na razie kontaktów z ex.. lub nie mów o nich żonce..bo rozwód może być z Twojej winy..."
Dla mnie to ciekawe stwierdzenie wobec faktu ze te kontakty były. Nie, nie chce wracac do starego, ponieważ mój "obraz" się zmienil i widze ze do "odejścia" mentalnego doszło o wiele wcześniej, i to u obojga biorac pod uwagę późniejsze rozne zachowania autora (z tym ze to jest u niego nieuświadomione). Po prostu chciałem jedynie odniesc się do samego faktu, bez jakby "odniesienia się do faktu" ze cos co w ocenie Sadu determinuje wine strony postepowania (tutaj rozwodu) czyli w istocie jest istotnym aspektem sprawy, w ocenie kogos innego "jest bez znaczenia". Nigdy jednak takie nie było. Można to ukrywać przed sadem, przed sobą (to drugie ma dla mnie istotniejsze znaczenie) ale wtedy przekresla się możliwość tzw. swiadomego zycia, zdawania sobie sprawy z istoty faktow a nie ich bagatelizowania. W końcu to bagatelizowanie jest przyczyna obecnej sytuacji bo nie doszło do naprawy zesputego mechanizmu, który w ocenie autora dzialal przecież "idealanie". Takiej samorefleksji brakuje również ciagle czepiajacemu się mnie Afterowi , który uważa, ze charakter jego "wolnego" związku, w oczywisty sposób nie doprowadzil do zdrady. Bo często jest tak ze przy okazji udziału w jakiś watkach, robimy tez cos dla siebie, możemy cos zrozumiec. Warto wiec wyjść ze skorupy i pochylić się nad innym człowiekiem, sobą, nie być "głupio-upartym" po to choćby żeby nie tkwic wciąż w jednym miejscu, kiedy wszystko inne się zmienia. Nie odrzucajmy tej szansy. Np., gdybym spotkal dziewczyne, która utrzymywala by kontakty z ex, to z dzisiejszym doświadczeniem nie wchodziłbym w taki związek, w którym obecna bylaby osoba 3cia, to nie byłoby dla mnie bez znaczenia, bo oznaczaloby ze ta osoba pełni wazna role w jej zyciu a dla mnie niekoniecznie jest tam miejsce. Autor, jeśli dla niego to było bez znaczenia?, jeśli nie oddzieli tego aspektu w sobie, nie przefiltruje tego aspektu swojego bycia, nie uświadomi dlaczego robi cos co robi, nie wyjdzie poza własne ego (bo na razie tłumaczy to jedynie swoja checia robienia czegos), to w razie jakiś przyszłych problemów, z dużym prawdopodobieństwem, będzie powielal te podświadome mechanizmy "zemsty" i "radzenia sobie" czy "nieuświadomionej fascynacji", które tutaj jasno widze.
Podsumujmy. Brak refleksji nad sobą (autorefleksji) to brak możliwości uświadomienia sobie mechanizmow naszego postepowania, co będzie skutkowało powielaniem tych samych mechanizmow (mechanizmow oznacza ze nie koniecznie identycznych sytuacji) postepowania, z podobnymi skutkami w przyszłości. Kiedy sa to mechanizmy wieloletnie, w których tkwimy tym trudniej jest je w tym czasie zauwazyc, ale tym latwiej jest po, na co może być szansa wlasnie obecnie.
"aaa jeszcze jedno - unikaj na razie kontaktów z ex.. lub nie mów o nich żonce..bo rozwód może być z Twojej winy..."
Dla mnie to ciekawe stwierdzenie wobec faktu ze te kontakty były. Nie, nie chce wracac do starego, ponieważ mój "obraz" się zmienil i widze ze do "odejścia" mentalnego doszło o wiele wcześniej, i to u obojga biorac pod uwagę późniejsze rozne zachowania autora (z tym ze to jest u niego nieuświadomione). Po prostu chciałem jedynie odniesc się do samego faktu, bez jakby "odniesienia się do faktu" ze cos co w ocenie Sadu determinuje wine strony postepowania (tutaj rozwodu) czyli w istocie jest istotnym aspektem sprawy, w ocenie kogos innego "jest bez znaczenia". Nigdy jednak takie nie było. Można to ukrywać przed sadem, przed sobą (to drugie ma dla mnie istotniejsze znaczenie) ale wtedy przekresla się możliwość tzw. swiadomego zycia, zdawania sobie sprawy z istoty faktow a nie ich bagatelizowania. W końcu to bagatelizowanie jest przyczyna obecnej sytuacji bo nie doszło do naprawy zesputego mechanizmu, który w ocenie autora dzialal przecież "idealanie". Takiej samorefleksji brakuje również ciagle czepiajacemu się mnie Afterowi
, bo często jest tak ze przy okazji udziału w jakiś watkach, robimy tez cos dla siebie. Warto wiec wyjść ze skorupy i pochylić się nad innym człowiekiem, nie być "głupio-upartym" po to choćby żeby nie tkwic wciąż w jednym miejscu, kiedy wszystko inne się zmienia. Np., gdybym spotkal dziewczyne, która utrzymywala by kontakty z ex, to z dzisiejszym doświadczeniem nie wchodziłbym w taki związek, w którym obecna bylaby osoba 3cia. Autor, jeśli nie oddzieli tego aspektu w sobie, nie przefiltruje tego aspektu swojego bycia, to w razie jakiś przyszłych problemów, z dużym prawdopodobieństwem, będzie powielal te podświadome mechanizmy "zemsty" i "radzenia sobie", które tutaj jasno widze.
Podsumujmy. Brak refleksji nad sobą (autorefleksji) to brak możliwości uświadomienia sobie mechanizmow naszego postepowania, co będzie skutkowało powielaniem tych samych mechanizmow (mechanizmow oznacza ze nie koniecznie tych samych postepowan) postepowania, z podobnymi skutkami w przyszłości. Kiedy sa to mechanizmy wieloletnie, w których tkwimy tym trudniej jest je w tym czasie zauwazyc, ale tym latwiej jest po, na co może być szansa wlasnie obecnie.
MAniek, jak jest prawda co do kontaktów Piotra z jego ex , wie tylko Piotr i ona.
Sądu w to nie mieszaj .:) a tym bardziej prawdy..bo wyrok sądu a prawda to często dwa sprzeczne oblicza tej samej sprawy
maniek_z_maniek napisał/a:"aaa jeszcze jedno - unikaj na razie kontaktów z ex.. lub nie mów o nich żonce..bo rozwód może być z Twojej winy..."
Dla mnie to ciekawe stwierdzenie wobec faktu ze te kontakty były. Nie, nie chce wracac do starego, ponieważ mój "obraz" się zmienil i widze ze do "odejścia" mentalnego doszło o wiele wcześniej, i to u obojga biorac pod uwagę późniejsze rozne zachowania autora (z tym ze to jest u niego nieuświadomione). Po prostu chciałem jedynie odniesc się do samego faktu, bez jakby "odniesienia się do faktu" ze cos co w ocenie Sadu determinuje wine strony postepowania (tutaj rozwodu) czyli w istocie jest istotnym aspektem sprawy, w ocenie kogos innego "jest bez znaczenia". Nigdy jednak takie nie było. Można to ukrywać przed sadem, przed sobą (to drugie ma dla mnie istotniejsze znaczenie) ale wtedy przekresla się możliwość tzw. swiadomego zycia, zdawania sobie sprawy z istoty faktow a nie ich bagatelizowania. W końcu to bagatelizowanie jest przyczyna obecnej sytuacji bo nie doszło do naprawy zesputego mechanizmu, który w ocenie autora dzialal przecież "idealanie". Takiej samorefleksji brakuje również ciagle czepiajacemu się mnie Afterowi
, bo często jest tak ze przy okazji udziału w jakiś watkach, robimy tez cos dla siebie. Warto wiec wyjść ze skorupy i pochylić się nad innym człowiekiem, nie być "głupio-upartym" po to choćby żeby nie tkwic wciąż w jednym miejscu, kiedy wszystko inne się zmienia. Np., gdybym spotkal dziewczyne, która utrzymywala by kontakty z ex, to z dzisiejszym doświadczeniem nie wchodziłbym w taki związek, w którym obecna bylaby osoba 3cia. Autor, jeśli nie oddzieli tego aspektu w sobie, nie przefiltruje tego aspektu swojego bycia, to w razie jakiś przyszłych problemów, z dużym prawdopodobieństwem, będzie powielal te podświadome mechanizmy "zemsty" i "radzenia sobie", które tutaj jasno widze.
Podsumujmy. Brak refleksji nad sobą (autorefleksji) to brak możliwości uświadomienia sobie mechanizmow naszego postepowania, co będzie skutkowało powielaniem tych samych mechanizmow (mechanizmow oznacza ze nie koniecznie tych samych postepowan) postepowania, z podobnymi skutkami w przyszłości. Kiedy sa to mechanizmy wieloletnie, w których tkwimy tym trudniej jest je w tym czasie zauwazyc, ale tym latwiej jest po, na co może być szansa wlasnie obecnie.
MAniek, jak jest prawda co do kontaktów Piotra z jego ex , wie tylko Piotr i ona.
Sądu w to nie mieszaj .:) a tym bardziej prawdy..bo wyrok sądu a prawda to często dwa sprzeczne oblicza tej samej sprawy
Nie tylko ale również i zona wiedziala. Sam pisal ze był to codzienny kontakt przez fb, i ze stosunek jego zony do tego był negatywny. Wczesniej przed podaniem informacji o sytuacji z przed 3 lat, te oczywista "zdrade emocjonalna" bralem za bezposrednia "przyczyne" zdrady zony. Obecnie widze to inaczej, ale wybacz, o wszystkim już pisałem szczegolowo.
688 2015-03-08 00:41:28 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2015-03-08 00:55:01)
Piotr74 napisał/a:Piotr74 napisał/a:Witaj Okruszynko. Nie ale zaraz zerknę.
A nie jednak czytałem ten wątek, facet poradził sobie w expresowym tempie. Ja już sam nie wiem czego chcę, jak jestem przy jż, to chcę żeby wróciła, jak się do mnie ex odezwie, to mam uśmiech od ucha do ucha i nabieram pewności, że czas skończyć moje małżeństwo, otworzyć sobie drogę na nowe życie.na znalezienie kobiety, która będzie potrafiła docenić moją miłość do niej. Jakieś rozchwianie emocjonalne jest we mnie teraz, czytam to forum, i aż wstyd się przyznać, czasem łzy mi polecą. Kurde facet ponad 100kg żywej jeszcze wagi, którego nikt na ulicy nie odważy się zaczepić, a użala się nad sobą jak jakaś panienka
Czy wartość człowieka i jego szczęście określa tylko partner ??? Albo zona albo ex?? Piotr, co Ty boisz się ciemności , że nie możesz pobyć sam ???
Dziećmi się zajmij .. bo one dopiero mają rozpierdol w głowach.
Czytam Twój wątek Piotr i powiem tak.
Dla mnie wydajesz się mocno zakompleksionym facetem, z jakiś powodów żona była dla Ciebie rodzajem nagrody.. to u Ciebie chyba był wpis że zostawiła dla Ciebie chłopaka ?? Czułeś się kimś??? lepszym ?? Wybrała Ciebie . a teraz wybrała innego.. i Ty za wszelka cenę chcesz ta swoją" nagrodę z powrotem ".
Uważam że to nie Twoja żona, nie jest sobą , ale Ty - ona manipulowała Tobą od zawsze , dawała Ci coś czego potrzebowałeś- możliwość opiekowania się nią bo to dawało Ci poczucie że jak będziesz taki zajebisty to Cię nie zostawi . ..
W waszym związku to ona "rozdaje karty ". Nawet będąc z kochankiem ustawia Cię jak chce.. jednym słówkiem czy gestem.To nie ona jest słaba , ale Ty .
Nie chcę Cię obrazić, sama przeszłam przez zdradę , ex chciał wracać .. ale po tym jak się wzięłam w garść i odcięłam od niego.. finansowo , mentalnie i fizycznie...
Też płakał że mu źle z nową kobietą , że wie że źle robi .. po czym wracał do niej na noc i gadał co innego do niejaaa jeszcze jedno - unikaj na razie kontaktów z ex.. lub nie mów o nich żonce..bo rozwód może być z Twojej winy...
Witam wszystkich. Na poczatek chcialbym zyczyc wszystkim Paniom wszystkiego dobrego z okazji waszego jutrzejszego swieta
Chceuciekacstad nie uwazam abym wyznacznikiem mojej wartosci uczynil jz czy ex, nie jestem tez jakims zakompleksionym typem czlowieka, wrecz odwrotnie, naleze do ludzi pewnych siebie z dosc wysoka samoocena. Wiesz ja faktycznie traktowalem jz jak najwspanialszy dar od losu, bo ona naprawde byla cudowna, kochajaca kobieta. Przez te wszystkie lata niczego mi z jej strony nie brakowalo, okazywala jak jestem dla niej wazny, a mi sprawialo przyjemnosc troszczenie sie o nia i dbanie o to aby byla szczesliwa.
Piotrze (Piotrku!) miłej niedzieli z chłopakami!
Piotrze (Piotrku!) miłej niedzieli z chłopakami!
Dziekuje. W planach mamy basen :-D Chlopcy sie ciesza. Ciekawe czy ich szanowna mamusia ma zamiar ich odwiedzic dzisiaj, bo ma wolne, ale oczywiscie nic nie mowila czy przyjedzie, najwyzej pocaluje klamke jak nas nie bedzie.
Chceuciekacstad nie uwazam abym wyznacznikiem mojej wartosci uczynil jz czy ex, nie jestem tez jakims zakompleksionym typem czlowieka, wrecz odwrotnie, naleze do ludzi pewnych siebie z dosc wysoka samoocena. Wiesz ja faktycznie traktowalem jz jak najwspanialszy dar od losu, bo ona naprawde byla cudowna, kochajaca kobieta. Przez te wszystkie lata niczego mi z jej strony nie brakowalo, okazywala jak jestem dla niej wazny, a mi sprawialo przyjemnosc troszczenie sie o nia i dbanie o to aby byla szczesliwa.
Piotr musisz popatrzeć na to co było z dystansu. Pomyśl jak wiele dobrego cię od niej spotkało. Dała ci przez tyle lat dużo szczęścia, urodziła ci cudowne dzieci. Ciesz się tymi wspomnieniami, wiele kobiet i mężczyzn nigdy nie zaznało choćby kilku lat fajnego związku. To jest coś za co należy być wdzięcznym losowi.
A teraz przyszłośc - zastanów się czy mógłbyś być szczęśliwy z inną kobietą, czy pamięć o byłej nie uniemożliwi ci zbudowanie fajnego drugiego związku. Jeśli czujesz że liczy się tylko ona, to musisz działać tak aby możliwe było za parę lat zbudowanie nowego związku z nią.
Ja uważam że mężczyzna którego zdradziła żona musi się psychicznie "oczyścić" - to w przypadku mężczyzn może nastąpić przez spotykanie się z innymi kobietami. Musi "oczyścić" się przed sobą i otoczeniem. Inaczej ty zawsze będziesz czuł się lepszo-gorszy. Czyli niby będziesz miał poczucie wyższości że ty byłeś fair, ale w rzeczywistości będziesz się czuł gorszy, że to ty jesteś ten zdradzony.
Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet.
Za parę miesięcy spojrzysz na wszystko inaczej.
692 2015-03-08 18:29:47 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-03-08 20:40:01)
Piotr74 napisał/a:Chceuciekacstad nie uwazam abym wyznacznikiem mojej wartosci uczynil jz czy ex, nie jestem tez jakims zakompleksionym typem czlowieka, wrecz odwrotnie, naleze do ludzi pewnych siebie z dosc wysoka samoocena. Wiesz ja faktycznie traktowalem jz jak najwspanialszy dar od losu, bo ona naprawde byla cudowna, kochajaca kobieta. Przez te wszystkie lata niczego mi z jej strony nie brakowalo, okazywala jak jestem dla niej wazny, a mi sprawialo przyjemnosc troszczenie sie o nia i dbanie o to aby byla szczesliwa.
Piotr musisz popatrzeć na to co było z dystansu. Pomyśl jak wiele dobrego cię od niej spotkało. Dała ci przez tyle lat dużo szczęścia, urodziła ci cudowne dzieci. Ciesz się tymi wspomnieniami, wiele kobiet i mężczyzn nigdy nie zaznało choćby kilku lat fajnego związku. To jest coś za co należy być wdzięcznym losowi.
A teraz przyszłośc - zastanów się czy mógłbyś być szczęśliwy z inną kobietą, czy pamięć o byłej nie uniemożliwi ci zbudowanie fajnego drugiego związku. Jeśli czujesz że liczy się tylko ona, to musisz działać tak aby możliwe było za parę lat zbudowanie nowego związku z nią.
Ja uważam że mężczyzna którego zdradziła żona musi się psychicznie "oczyścić" - to w przypadku mężczyzn może nastąpić przez spotykanie się z innymi kobietami. Musi "oczyścić" się przed sobą i otoczeniem. Inaczej ty zawsze będziesz czuł się lepszo-gorszy. Czyli niby będziesz miał poczucie wyższości że ty byłeś fair, ale w rzeczywistości będziesz się czuł gorszy, że to ty jesteś ten zdradzony.
Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet.
Za parę miesięcy spojrzysz na wszystko inaczej.
"powinieneś zacząć spotykać się z kobietami"..."oczywiście nie raniąc tych kobiet"
Twoje madrosci sa...rynsztokowe
Współczuje Cie ponieważ jesteś jak kamień, który...ciągnie innych ku przepaści.
693 2015-03-08 18:40:44 Ostatnio edytowany przez Piotr74 (2015-03-08 18:42:40)
Piotr74 napisał/a:Chceuciekacstad nie uwazam abym wyznacznikiem mojej wartosci uczynil jz czy ex, nie jestem tez jakims zakompleksionym typem czlowieka, wrecz odwrotnie, naleze do ludzi pewnych siebie z dosc wysoka samoocena. Wiesz ja faktycznie traktowalem jz jak najwspanialszy dar od losu, bo ona naprawde byla cudowna, kochajaca kobieta. Przez te wszystkie lata niczego mi z jej strony nie brakowalo, okazywala jak jestem dla niej wazny, a mi sprawialo przyjemnosc troszczenie sie o nia i dbanie o to aby byla szczesliwa.
Piotr musisz popatrzeć na to co było z dystansu. Pomyśl jak wiele dobrego cię od niej spotkało. Dała ci przez tyle lat dużo szczęścia, urodziła ci cudowne dzieci. Ciesz się tymi wspomnieniami, wiele kobiet i mężczyzn nigdy nie zaznało choćby kilku lat fajnego związku. To jest coś za co należy być wdzięcznym losowi.
A teraz przyszłośc - zastanów się czy mógłbyś być szczęśliwy z inną kobietą, czy pamięć o byłej nie uniemożliwi ci zbudowanie fajnego drugiego związku. Jeśli czujesz że liczy się tylko ona, to musisz działać tak aby możliwe było za parę lat zbudowanie nowego związku z nią.
Ja uważam że mężczyzna którego zdradziła żona musi się psychicznie "oczyścić" - to w przypadku mężczyzn może nastąpić przez spotykanie się z innymi kobietami. Musi "oczyścić" się przed sobą i otoczeniem. Inaczej ty zawsze będziesz czuł się lepszo-gorszy. Czyli niby będziesz miał poczucie wyższości że ty byłeś fair, ale w rzeczywistości będziesz się czuł gorszy, że to ty jesteś ten zdradzony.
Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet.
Za parę miesięcy spojrzysz na wszystko inaczej.
Kroteczko może i masz rację, ale w tej chwili ani nie mam czasu, ani ochoty na spotkania z innymi kobietami, nie jetem jeszcze na to gotowy i nie chcę nikogo skrzywdzić, dawać nadziei na coś co z mojej strony jest w tej chwili niemożliwe. Może za parę miesięcy, kiedy będę już po rozwodzie i będę bardziej stabilny emocjonalnie, to wtedy o tym pomyślę, teraz wolę sobie takie spotkania odpuścić.
Jż była dzisiaj od dwóch dni traktuję ją jak powietrze, nie odzywam się do niej, odpowiadam tylko na jej pytania i to tylko te, na które muszę. Nie złożyłem jej życzeń z okazji Dnia Kobiet, a ona zaczęła znów swoją gierkę, starała się mnie zaczepiać, rozśmieszyć, tym razem jej się to nie udało. W międzyczasie jak ona była, zadzwoniła moja ex aby podziękować za życzenia, jż słyszała moją z nią rozmowę. Chciała dzisiaj zabrać spódniczkę którą jej kupiłem na sylwestra, chociaż wiedziała, że to jest jedyna rzecz, której nie będę jej chciał oddać. Nie wiem, może głupi jestem, ale nie chcę, żeby ona w niej paradowała przed swoim gachem. Fajna, skórzana mini, bardzo seksownie w niej wygląda, ale kupiłem ją dla mojej żony, po to aby mi się w niej podobała a nie jakiemuś gnojowi. Jezu jaką ona awanturę o nią zrobiła, ja się nic nie odzywałem, prosiłem tylko, żeby ją zostawiła, może sobie zabierać co chce, ale nie to. Pościągała pierścionki z palców, odgrażała się, że odwiezie resztę rzeczy bo też ja je kupiłem, szok. Przy okazji nie omieszkała zwyzywać ex, powiedziała, że mogę oddać to wszystko tej k....e. Ona ma nierówno pod sufitem, jak można obrażać kogoś kto nic jej nie zrobił. Zapytałem jej dlaczego to robi, przecież ma mnie w d...e, czy uważa, że moją ex można porównywać do jej gacha, że ona zrobiła to co on, a ona na to że tak. Gratuluję jej celności w porównywaniu sytuacji. Wyszła niedawno strasznie obrażona. Jestem z siebie dumny, że nie dałem się jej sprowokować, że nie krzyczałem, nie kłóciłem się tylko zachowałem spokój. Mam małą satysfakcję, że to jej nerwy zaczynają puszczać.
Może i lepsi, ale za to wyizolowani. Żyją jak w Matriksie. Na innym poziomie świadomości. Mam 42 lata, dużo w życiu przeszłam. Zastanawia mnie dlaczego pomimo wszystko tak bardzo kochasz swoją żonę i z uporem maniaka pragniesz jej pomóc. Czy faktycznie z czystej miłości, czy ze strachu, kompleksów ? Czy boisz się, że wraz z nią coś utracisz? Że już sobie nie ułożysz życia? Że będziesz musiał zaczynać wszystko od nowa, a było tak cudnie i wygodnie? Zawsze w takich sytuacjach szkoda dzieciaków. Ale, cóż począć takie mamy wyluzowane czasy, że każdy może z każdym zawsze i wszędzie :)Nie Ty pierwszy i nie ostatni samotny rodzic. Twoi chłopcy są już na tyle duzi, że sami potrafią ocenić sytuację i wyrobić sobie zdanie. Nie wybielaj matki i nie próbuj jej usprawiedliwiać. To jej zadanie. Jest dorosła. Jeżeli to zaprzepaści- jej strata. Olać to. chłopcy dadzą sobie radę, z kochającym ich ojcem. A może z czasem stworzysz nowy związek, w którym cała czwórka będzie szczęśliwa ? Tylko nie za szybko. Żeby nowy etap rozpocząć, trzeba najpierw stary zakończyć. Pozamykaj sprawy rozwodowe. Ogarnij się, odetchnij pełną piersią, poczuj się wolny i powoli zacznij się rozglądać. Ale nie dlatego, żeby byłej pokazać na co Cię stać, tylko dlatego, bo ona będzie Ci zupełnie obojętna, a Ty będziesz spragniony nowej miłości. Powodzenia.
sorki zapomniałam wkleić Twój post. Pisałeś w nim o jej ojcu i o tym, że ludzie którzy kochają są lepsi.
sorki zapomniałam wkleić Twój post. Pisałeś w nim o jej ojcu i o tym, że ludzie którzy kochają są lepsi.
ak
Bo tak właśnie myślę, że ludzie szczęśliwie zakochani stają się lepsi, pogodniejsi, patrzą z optymizmem na otaczający ich świat. Wszystko wydaje się wtedy łatwiejsze do realizacji a ludzie na ulicy nie wydają się już tacy szarzy i ponurzy.
/.../
Kroteczko może i masz rację, ale w tej chwili ani nie mam czasu, ani ochoty na spotkania z innymi kobietami, nie jetem jeszcze na to gotowy i nie chcę nikogo skrzywdzić, dawać nadziei na coś co z mojej strony jest w tej chwili niemożliwe. Może za parę miesięcy, kiedy będę już po rozwodzie i będę bardziej stabilny emocjonalnie, to wtedy o tym pomyślę, teraz wolę sobie takie spotkania odpuścić.Jż była dzisiaj od dwóch dni traktuję ją jak powietrze, nie odzywam się do niej, odpowiadam tylko na jej pytania i to tylko te, na które muszę. Nie złożyłem jej życzeń z okazji Dnia Kobiet, a ona zaczęła znów swoją gierkę, starała się mnie zaczepiać, rozśmieszyć, tym razem jej się to nie udało. W międzyczasie jak ona była, zadzwoniła moja ex aby podziękować za życzenia, jż słyszała moją z nią rozmowę. Chciała dzisiaj zabrać spódniczkę którą jej kupiłem na sylwestra, chociaż wiedziała, że to jest jedyna rzecz, której nie będę jej chciał oddać. Nie wiem, może głupi jestem, ale nie chcę, żeby ona w niej paradowała przed swoim gachem. Fajna, skórzana mini, bardzo seksownie w niej wygląda, ale kupiłem ją dla mojej żony, po to aby mi się w niej podobała a nie jakiemuś gnojowi. Jezu jaką ona awanturę o nią zrobiła, ja się nic nie odzywałem, prosiłem tylko, żeby ją zostawiła, może sobie zabierać co chce, ale nie to. Pościągała pierścionki z palców, odgrażała się, że odwiezie resztę rzeczy bo też ja je kupiłem, szok. Przy okazji nie omieszkała zwyzywać ex, powiedziała, że mogę oddać to wszystko tej k....e. Ona ma nierówno pod sufitem, jak można obrażać kogoś kto nic jej nie zrobił. Zapytałem jej dlaczego to robi, przecież ma mnie w d...e, czy uważa, że moją ex można porównywać do jej gacha, że ona zrobiła to co on, a ona na to że tak. Gratuluję jej celności w porównywaniu sytuacji. Wyszła niedawno strasznie obrażona. Jestem z siebie dumny, że nie dałem się jej sprowokować, że nie krzyczałem, nie kłóciłem się tylko zachowałem spokój. Mam małą satysfakcję, że to jej nerwy zaczynają puszczać.
Hehe, Kroteczka i jej metody "OCZYSZCZANIA", no nie wpadłem, że można to tak nazwać :-)))
I znów kojarzy mi sie to jakoś kanalizacyjnie-łazienkowo.
Ale do ad remu. Na mój gust dziewczyna chce nadać twoim kontaktom z ex charakter "zdrady" po to aby "OCZYŚCIĆ" się /znów to słowo ;-))/ ze zdrady własnej. Jak widaćoczyszczenie się to dla zdradzających istotny problem. Co do kontaktów z ex należy zadbać o to aby nie przekroczyły granic "zdrady emocjonalnej" aby bogu ducha winna "stara miłość" nie miała dylematów przed sądem co zeznawać, bo z pewnością zostanie wezwana i BARDZO dokładnie odpytana.
Piotr74 napisał/a:/.../
Kroteczko może i masz rację, ale w tej chwili ani nie mam czasu, ani ochoty na spotkania z innymi kobietami, nie jetem jeszcze na to gotowy i nie chcę nikogo skrzywdzić, dawać nadziei na coś co z mojej strony jest w tej chwili niemożliwe. Może za parę miesięcy, kiedy będę już po rozwodzie i będę bardziej stabilny emocjonalnie, to wtedy o tym pomyślę, teraz wolę sobie takie spotkania odpuścić.Jż była dzisiaj od dwóch dni traktuję ją jak powietrze, nie odzywam się do niej, odpowiadam tylko na jej pytania i to tylko te, na które muszę. Nie złożyłem jej życzeń z okazji Dnia Kobiet, a ona zaczęła znów swoją gierkę, starała się mnie zaczepiać, rozśmieszyć, tym razem jej się to nie udało. W międzyczasie jak ona była, zadzwoniła moja ex aby podziękować za życzenia, jż słyszała moją z nią rozmowę. Chciała dzisiaj zabrać spódniczkę którą jej kupiłem na sylwestra, chociaż wiedziała, że to jest jedyna rzecz, której nie będę jej chciał oddać. Nie wiem, może głupi jestem, ale nie chcę, żeby ona w niej paradowała przed swoim gachem. Fajna, skórzana mini, bardzo seksownie w niej wygląda, ale kupiłem ją dla mojej żony, po to aby mi się w niej podobała a nie jakiemuś gnojowi. Jezu jaką ona awanturę o nią zrobiła, ja się nic nie odzywałem, prosiłem tylko, żeby ją zostawiła, może sobie zabierać co chce, ale nie to. Pościągała pierścionki z palców, odgrażała się, że odwiezie resztę rzeczy bo też ja je kupiłem, szok. Przy okazji nie omieszkała zwyzywać ex, powiedziała, że mogę oddać to wszystko tej k....e. Ona ma nierówno pod sufitem, jak można obrażać kogoś kto nic jej nie zrobił. Zapytałem jej dlaczego to robi, przecież ma mnie w d...e, czy uważa, że moją ex można porównywać do jej gacha, że ona zrobiła to co on, a ona na to że tak. Gratuluję jej celności w porównywaniu sytuacji. Wyszła niedawno strasznie obrażona. Jestem z siebie dumny, że nie dałem się jej sprowokować, że nie krzyczałem, nie kłóciłem się tylko zachowałem spokój. Mam małą satysfakcję, że to jej nerwy zaczynają puszczać.
Hehe, Kroteczka i jej metody "OCZYSZCZANIA", no nie wpadłem, że można to tak nazwać :-)))
I znów kojarzy mi sie to jakoś kanalizacyjnie-łazienkowo.Ale do ad remu. Na mój gust dziewczyna chce nadać twoim kontaktom z ex charakter "zdrady" po to aby "OCZYŚCIĆ" się /znów to słowo ;-))/ ze zdrady własnej. Jak widaćoczyszczenie się to dla zdradzających istotny problem. Co do kontaktów z ex należy zadbać o to aby nie przekroczyły granic "zdrady emocjonalnej" aby bogu ducha winna "stara miłość" nie miała dylematów przed sądem co zeznawać, bo z pewnością zostanie wezwana i BARDZO dokładnie odpytana.
Nie zostanie bo moja jż nie zna adresu, zreszta ja tez nie, a poza tym nasze kontakty sa troche zadsze, nad czym akurat ubolewam bo z nikim mi sie tak dobrze nie rozmawia jak z nia i nikt mnie tak nie rozumie jak ona. Ja nawet nie wiedzialem, ze zadzwoni do mnie, ale wykorzystala moment, ze jej faceta nie bylo przy niej.
...
Wiem, że moje słowa pisane tutaj wcale jakieś magicznie pomocne nie są, ale tak sobie pomyślałam (obserwując inne wątki, też te "odwrotne" do Twojego),
że jeśli uda Ci się "nie wymięknąć" w Jej stronę i nadal kierować się tym co sobie poukładałeś w głowie i czynach... to sam wtedy zaobserwujesz Jej reakcję.
Bo jeśli po jakimś czasie Twojej silnej postawy pojawi się w Niej gniew (że nie udał się plan zmiękczenia Cię),
będziesz wtedy wiedział na ile Jej obecny nastrój i łzy są prawdziwe (bo się pogubiła, bo żałuje, bo jest chora),
a na ile - jak tu Ci piszą - są zagraniem by się "zabezpieczyć" opieką z Twojej strony.Nie chcę Cię do niczego namawiać (nie mam ABSOLUTNIE prawa), bo oczywiście opcja że Ona jest teraz "prawdziwa" - Jej zachowanie i łzy... jest jak najbardziej możliwa.
Ale jeśli znajdziesz siłę by wytrwać w swoich postanowieniach, to może uda się nic nie stracić, a tylko zyskasz.
Przepraszam, że cytuję sama siebie.
Wcale nie chcę pokazać, że jestem naj-naj-mądralińska albo coś... ale tak Ci kiedyś napisałam jak wyżej i... chyba się to właśnie dzieje.
Albo się mylę.
Wiem, że to nic nie wnosi do "dyskusji".
Dobrej nocy.
O'kruszynka napisał/a:...
Wiem, że moje słowa pisane tutaj wcale jakieś magicznie pomocne nie są, ale tak sobie pomyślałam (obserwując inne wątki, też te "odwrotne" do Twojego),
że jeśli uda Ci się "nie wymięknąć" w Jej stronę i nadal kierować się tym co sobie poukładałeś w głowie i czynach... to sam wtedy zaobserwujesz Jej reakcję.
Bo jeśli po jakimś czasie Twojej silnej postawy pojawi się w Niej gniew (że nie udał się plan zmiękczenia Cię),
będziesz wtedy wiedział na ile Jej obecny nastrój i łzy są prawdziwe (bo się pogubiła, bo żałuje, bo jest chora),
a na ile - jak tu Ci piszą - są zagraniem by się "zabezpieczyć" opieką z Twojej strony.Nie chcę Cię do niczego namawiać (nie mam ABSOLUTNIE prawa), bo oczywiście opcja że Ona jest teraz "prawdziwa" - Jej zachowanie i łzy... jest jak najbardziej możliwa.
Ale jeśli znajdziesz siłę by wytrwać w swoich postanowieniach, to może uda się nic nie stracić, a tylko zyskasz.Przepraszam, że cytuję sama siebie.
Wcale nie chcę pokazać, że jestem naj-naj-mądralińska albo coś... ale tak Ci kiedyś napisałam jak wyżej i... chyba się to właśnie dzieje.
Albo się mylę.
Wiem, że to nic nie wnosi do "dyskusji".Dobrej nocy.
Wiesz, że chyba masz rację, trzymaj za mnie kciuki abym nie wymiękł, chcę być taki jak dziś, bez emocji, zimny i obojętny w jej stronę. Chcę aby zobaczyła, że przekroczyła granicę mojego upodlenia, że wcale nie jest tak, że nie potrafię bez niej żyć. Nie spodziewałem się ani takiej awantury o głupią spódniczkę anie tych wyzwisk pod adresem ex. Strasznie ją chyba zabolało, że nie złożyłem jej życzeń z okazji Dnia Kobiet a ex złożyłem i ona do mnie zadzwoniła. Myślała, że kilka jej uśmieszków i żartów znów mnie zmiękczy, tym razem się pomyliła.
Hehe, Kroteczka i jej metody "OCZYSZCZANIA", no nie wpadłem, że można to tak nazwać :-)))
I znów kojarzy mi sie to jakoś kanalizacyjnie-łazienkowo.Ale do ad remu. Na mój gust dziewczyna chce nadać twoim kontaktom z ex charakter "zdrady" po to aby "OCZYŚCIĆ" się /znów to słowo ;-))/ ze zdrady własnej. Jak widaćoczyszczenie się to dla zdradzających istotny problem. Co do kontaktów z ex należy zadbać o to aby nie przekroczyły granic "zdrady emocjonalnej" aby bogu ducha winna "stara miłość" nie miała dylematów przed sądem co zeznawać, bo z pewnością zostanie wezwana i BARDZO dokładnie odpytana.
ET pisz sobie co chcesz. Ja nie piszę że "oczyścić" ma się jego żona, ale on. Jej nic już nie pomoże, zostanie na zawsze tą złą. Wiem co mówię. Zawsze w oczach rodziców, dzieci, koleżanek i całego otoczenia będzie winna.
Alkoholik jak przestanie pić staje się niemal święty, ta co zdradziła jest potępiona na zawsze. Zdrada kobiety ma u nas rangę gwałtu na dziecku. Kobieta nie może się zakochać, zgłupiec. Zobacz jak opisuje się zdradę mężczyzny a jak kobiety. Mężczyzna nie mógł się oprzeć bo jakaś laska mu tyłek postawiła, a kobieta? Sama wchodzi gachowi do łóżka.
Mężczyzna który wróci na łono rodziny jest bohaterem, poczytaj wątki zdradzonych żon, jakie są dumne że jest z nimi, jak on się stara, etc - superhero.
Kobieta jest nikim, nie ma prawa do błędu, kobietom się nie wybacza. Dlatego tutaj taka niechęć do tego że możesz ją jeszcze kochać, co więcej sam siebie za to nienawidzisz.
Trzymam kciuki oczywiście! wszystkie cztery!
(ale boję się... że właśnie zabijana jest Miłość... chyba że nie można już mówić o Miłości przez duże eM... chyba że to już - albo w ogóle- nie To. chyba że wszystkie te wydarzenia pokazały właśnie że to nie test TA Miłość... Boję się chociaż wiem, że moje "bojesie" nic nie wnosi ani nie wynosi ani nie znaczy...
-wybacz za ten nawias).
ale Trzymam kciuki za Ciebie! i Chłopaków!
703 2015-03-08 22:04:00 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-03-08 22:05:31)
/.../
ET pisz sobie co chcesz. Ja nie piszę że "oczyścić" ma się jego żona, ale on. Jej nic już nie pomoże, zostanie na zawsze tą złą. Wiem co mówię. Zawsze w oczach rodziców, dzieci, koleżanek i całego otoczenia będzie winna.Alkoholik jak przestanie pić staje się niemal święty, ta co zdradziła jest potępiona na zawsze. Zdrada kobiety ma u nas rangę gwałtu na dziecku. Kobieta nie może się zakochać, zgłupiec. Zobacz jak opisuje się zdradę mężczyzny a jak kobiety. Mężczyzna nie mógł się oprzeć bo jakaś laska mu tyłek postawiła, a kobieta? Sama wchodzi gachowi do łóżka.
Mężczyzna który wróci na łono rodziny jest bohaterem, poczytaj wątki zdradzonych żon, jakie są dumne że jest z nimi, jak on się stara, etc - superhero.
Kobieta jest nikim, nie ma prawa do błędu, kobietom się nie wybacza. Dlatego tutaj taka niechęć do tego że możesz ją jeszcze kochać, co więcej sam siebie za to nienawidzisz.
Tak, w istocie istnieje asymetria jeśli chodzi o reakcję społęczną na zdradę kobiety i mężczyzny. Prawdopodobnie dlatego, że jeszcze nie wszystko zostało rozwalcowane przez "nowy wspaniały świat" czy inny "gender" zakładający ujednolicenie ról mężczyzny i kobiety w związku. Ale czas płynie, i nowy wspaniały świat skutkuje coraz soczystszymi wątkami ze zdradą kobiety jako głównym tematem na tym forum.
Lubie "se" pogadać czasem z ludźmi którym nadmiar wykształcenia nie pogmatwał systemu wartości. Kiedyś od jakiegoś budowlańca usłyszałem taką metaforę zdrady mężczyzny i kobiety:
"Wyobraż Pan sobie, że mieszkasz z rodziną w suterenie, gdzie okno jest nisko. Jeśli mężczyzna zdradza, to tak jakby otworzył okno i napluł z niego na zewnątrz. Jeśli kobieta zdradza, to tak jakby otworzyła okno, wyszła z pokoju i z dworu napluła do środka." /cytat niedokładny ;-)/
Miał racę, czy nie miał? Bo ja nie jestem do końca pewien jak to osądzić. Poglądy mój budowlaniec miał niewątpliwie bardzo "NIEGENDER" ;-)
Tak, w istocie istnieje asymetria jeśli chodzi o reakcję społęczną na zdradę kobiety i mężczyzny. Prawdopodobnie dlatego, że jeszcze nie wszystko zostało rozwalcowane przez "nowy wspaniały świat" czy inny "gender" zakładający ujednolicenie ról mężczyzny i kobiety w związku. Ale czas płynie, i nowy wspaniały świat skutkuje coraz soczystszymi wątkami ze zdradą kobiety jako głównym tematem na tym forum.
Lubie "se" pogadać czasem z ludźmi którym nadmiar wykształcenia nie pogmatwał systemu wartości. Kiedyś od jakiegoś budowlańca usłyszałem taką metaforę zdrady mężczyzny i kobiety:
"Wyobraż Pan sobie, że mieszkasz z rodziną w suterenie, gdzie okno jest nisko. Jeśli mężczyzna zdradza, to tak jakby otworzył okno i napluł z niego na zewnątrz. Jeśli kobieta zdradza, to tak jakby otworzyła okno, wyszła z pokoju i z dworu napluła do środka." /cytat niedokładny ;-)/
Miał racę, czy nie miał? Bo ja nie jestem do końca pewien jak to osądzić. Poglądy mój budowlaniec miał niewątpliwie bardzo "NIEGENDER" ;-)
Jasne. Do czego ten świat zmierza ...? Ujednolicenie ról - samo zuo. Współczesna kobieta musi sobie często sama radzić i sobie radzi, nie ma wyboru. Mężczyźni są słabi - piją, łamią prawo, porzucaja - kobieta musi sobie poradzić - to jest ten p..przony gender ET.
Czyli jak facet zdradza to opluwa otoczenie a jak kobieta to swoje gniazdo? Nie wydaje mi się. Facet ma przyzwolenie pluć do gniazda, kobieta nie.
Trzymam kciuki oczywiście! wszystkie cztery!
(ale boję się... że właśnie zabijana jest Miłość... chyba że nie można już mówić o Miłości przez duże eM... chyba że to już - albo w ogóle- nie To. chyba że wszystkie te wydarzenia pokazały właśnie że to nie test TA Miłość... Boję się chociaż wiem, że moje "bojesie" nic nie wnosi ani nie wynosi ani nie znaczy...
-wybacz za ten nawias).ale Trzymam kciuki za Ciebie! i Chłopaków!
Okruzynko masz rację moja jż dokonuje codziennie brutalnej egzekucji na moim uczuciu do niej, powoli, systematycznie niszczy we mnie to co jest najlepsze. to co pewnie nie jedna kobieta by doceniła. Mam nadzieję, że nie zniszczy wszystkiego, nie chcę stać się bezwzględnym, oziębłym typem, który będzie się z zemsty bawił uczuciami kobiet. Chcę zostać taki jak jestem, chcę w przyszłości znów pokochać całym sobą, oddać moje serce w dobre ręce, komuś kto nie zrobi mu krzywdy
kroteczka dlatego ten straszny gender jest tak w niesmak facetom. Strasznie im się świat przez to gmatwa, a tyle go sobie układali. Wszystko było tak jak chcieli, aż tu nagle kobiety zaczęły się buntować.
Dlatego przestałam odpowiadać Piotrowi. Nie przekrzyczy się tych wszystkich kur.w, szmat i innych inwektyw, które tu poleciały. I jeszcze te nie męskie zachowanie Piotra i nazywanie go ci.pą, bo faceci piszą zostaw szmatę, a ten z uporem maniaka za nią tęskni i jeszcze ma czelność mieć nadzieję.
kroteczka dlatego ten straszny gender jest tak w niesmak facetom. Strasznie im się świat przez to gmatwa, a tyle go sobie układali. Wszystko było tak jak chcieli, aż tu nagle kobiety zaczęły się buntować.
Dlatego przestałam odpowiadać Piotrowi. Nie przekrzyczy się tych wszystkich kur.w, szmat i innych inwektyw, które tu poleciały. I jeszcze te nie męskie zachowanie Piotra i nazywanie go ci.pą, bo faceci piszą zostaw szmatę, a ten z uporem maniaka za nią tęskni i jeszcze ma czelność mieć nadzieję.
Aniu przecież nie odpowiadasz tym strasznym facetom tylko mi nie krępuj się . Masz swoje zdanie, to nie bój się go wypowiadać, nie ma nic gorszego jak dać się zakrzyczeć i pod wpływem innych zmieniać swój światopogląd. Dojrzały człowiek ma ukształtowaną psychikę i wie co jest dla niego dobre, może brać pod uwagę zdanie innych ale nie musi. Własne wartości i poglądy powinny być najważniejsze.
kroteczka dlatego ten straszny gender jest tak w niesmak facetom. Strasznie im się świat przez to gmatwa, a tyle go sobie układali. Wszystko było tak jak chcieli, aż tu nagle kobiety zaczęły się buntować.
Dlatego przestałam odpowiadać Piotrowi. Nie przekrzyczy się tych wszystkich kur.w, szmat i innych inwektyw, które tu poleciały. I jeszcze te nie męskie zachowanie Piotra i nazywanie go ci.pą, bo faceci piszą zostaw szmatę, a ten z uporem maniaka za nią tęskni i jeszcze ma czelność mieć nadzieję.
Otóż to Ania. A najlepsze że przodują w tym kobiety i to te które wybaczyly swoim zdradzaczom.
Nie tylko mężczyźni są mizoginami, wiele kobiet również. Uważają się za gorsze od mężczyzn.
Kobieta która zdradziła jest zawsze k.rwa. Co by nie zrobiła wcześniej czy później. Mężczyzna jest zawsze biednym misiem. A jak wróci do prawowitej to już należy mu się piedestal - taaaakie poświęcenie. I nawet żal takiego misia.
709 2015-03-08 22:41:14 Ostatnio edytowany przez horses (2015-03-08 23:09:15)
Piotr74 napisał/a:Chceuciekacstad nie uwazam abym wyznacznikiem mojej wartosci uczynil jz czy ex, nie jestem tez jakims zakompleksionym typem czlowieka, wrecz odwrotnie, naleze do ludzi pewnych siebie z dosc wysoka samoocena. Wiesz ja faktycznie traktowalem jz jak najwspanialszy dar od losu, bo ona naprawde byla cudowna, kochajaca kobieta. Przez te wszystkie lata niczego mi z jej strony nie brakowalo, okazywala jak jestem dla niej wazny, a mi sprawialo przyjemnosc troszczenie sie o nia i dbanie o to aby byla szczesliwa.
Piotr musisz popatrzeć na to co było z dystansu. Pomyśl jak wiele dobrego cię od niej spotkało. Dała ci przez tyle lat dużo szczęścia, urodziła ci cudowne dzieci. Ciesz się tymi wspomnieniami, wiele kobiet i mężczyzn nigdy nie zaznało choćby kilku lat fajnego związku. To jest coś za co należy być wdzięcznym losowi.
A teraz przyszłośc - zastanów się czy mógłbyś być szczęśliwy z inną kobietą, czy pamięć o byłej nie uniemożliwi ci zbudowanie fajnego drugiego związku. Jeśli czujesz że liczy się tylko ona, to musisz działać tak aby możliwe było za parę lat zbudowanie nowego związku z nią.
Ja uważam że mężczyzna którego zdradziła żona musi się psychicznie "oczyścić" - to w przypadku mężczyzn może nastąpić przez spotykanie się z innymi kobietami. Musi "oczyścić" się przed sobą i otoczeniem. Inaczej ty zawsze będziesz czuł się lepszo-gorszy. Czyli niby będziesz miał poczucie wyższości że ty byłeś fair, ale w rzeczywistości będziesz się czuł gorszy, że to ty jesteś ten zdradzony.
Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet.
Za parę miesięcy spojrzysz na wszystko inaczej.
Oczyscić się w ten sposób? Spotykając się z innymi kobietami. To jest chore. To nie rada, tylko nadzieja tych , co zdradzają.
Nadzieja, że partner też chociaż trochę okaże się świnią, że nie tylko oni - zdrajcy zrobili coś złego.
Zdradzony człowiek bardzo cierpi. Oczyszcza się poprzez pogodzenie się z ta chorą sytuacją, którą zgotował jemu i rodzinie zdrajca. Musi wyzbyc się smutku, żalu, poczucia bycia zdeptanym, a także w wielu przypadkach pogardy dla niewiernego małżonka -
bo są dzieci, bo jednak coś się jeszcze czuje, bo może jednak warto....
Chora, podła rada !
"Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet. "
Czyli ma iść do prostytutki? To podniesie jego poczucie własnej wartości?
Piotrze,
nie idź tą drogą. Nie rzucaj się w wir seksznajomości. Nie masz potrzeby poprawiać poczucia swojej wartości.
Bo jesteś wartościowym człowiekiem. Twoja żona, gdyby " tylko " porzuciła Ciebie byłaby po prostu niewierną, nie zasługującą na Ciebie kobietą. Ale ona porzuciła w dużym stopniu także dzieci. A to nie jest normalne. Nie wiem, co dolega Twojej żonie.
Wpadła w jakis amok. To nie jest tylko złe, to jest chore.
Ale nie krzywdź innych kobiet w odwecie za zachowanie żony. Bo kobiety się angażują. I nie wpadaj w większe bagno emocjonalne.
Na spokojnie układaj życie. Może z ta eks, może z inną.
Bardzo często słyszałam od osób, które zdradziły i chciały zostawić współmałżonka : byłoby mi na rękę, gdyby i on miał kogoś na boku.
Oczyscić się w ten sposób? Spotykając się z innymi kobietami. To jest chore. To nie rada, tylko nadzieja tych , co zdradzają.
Nadzieja, że partner też chociaż trochę okaże się świnią, że nie tylko oni - zdrajcy zrobili coś złego.
Zdradzony człowiek bardzo cierpi. Oczyszcza się poprzez pogodzenie się z ta chorą sytuacją, którą zgotował jemu i rodzinie zdrajca. Musi wyzbyc się smutku, żalu, poczucia bycia zdeptanym, a także w wielu przypadkach pogardy dla niewiernego małżonka -
bo są dzieci, bo jednak coś się jeszcze czuje, bo może jednak warto....
Chora, podła rada !
"Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet. "
Czyli ma iść do prostytutki? To podniesie jego poczucie własnej wartości?
Mówię tylko o sytuacji jeśli chce kiedyś zbudować coś z żoną. Musi ja oddemonizowac. I powinien to zrobić dla siebie nie dla niej.
Horses nie mówię o prostytutkach czy nawet o seksie. Mówię o spotykaniu się, randce zwykłej.
Inaczej w swoich oczach będziesz się widział przede wszystkim jako rogacz, a nie mężczyzna. Taka jest nasza kultura i musi z tym żyć.
Jeśli natomiast nie chcesz nic już od niej to oczywiście klasyfikacja jej jako k.rwy jak najbardziej poprawi twoje samopoczucie.
711 2015-03-08 23:07:01 Ostatnio edytowany przez EXTRA_terrestrial (2015-03-08 23:15:09)
/.../
Jasne. Do czego ten świat zmierza ...? Ujednolicenie ról - samo zuo. Współczesna kobieta musi sobie często sama radzić i sobie radzi, nie ma wyboru. Mężczyźni są słabi - piją, łamią prawo, porzucaja - kobieta musi sobie poradzić - to jest ten p..przony gender ET.Czyli jak facet zdradza to opluwa otoczenie a jak kobieta to swoje gniazdo? Nie wydaje mi się. Facet ma przyzwolenie pluć do gniazda, kobieta nie.
Tu chyba bardziej chodzi o to, że kobiety i mężczyźni różnią się motywacjami do podejmowania czynności seksualnych. I jest to wbrew różnym "gendernaukom" całkowicie uzasadnione. Jak kiedyś gdzieś napisano facetowi do seksu potrzebne jest tylko miejsce, kobiecie zaś bardzo dobre uzasadnienie. Istnieje więc np. pogląd, że u faceta podjęciu czynności seksualnych nie musi towarzyszyć zaangażowanie uczuciowe, zaś kobieta, aby czuć się dobrze woli "dorobić" sobie do tego teorię o uczuciu do obiektu i o jego uczuciu do niej (niezależnie od prawdziwości tej teorii).
Jest to jakieś uogólnienie - mi wydaje się ono prawdziwe, ale proszę mnie poprawić jeśli nie mam racji. Bo z pewnością nie w każdym przypadku i każdej sytuacji. W przypadkach zdrady trzeba przyjrzeć się motywacjom - czysto seksualne, jednorazowe wyskoki, wydają się jeszcze odwracalne jeśli są powody aby "na siłę" spajać związek(dzieci, silne uczucie do partnera, a "skok w bok" w stanie "pomroczności jasnej", czynniki religijne). Gdy w grę wchodzą uczucia - jak w tym wątku, trudno IMHO coś sklecić z powrotem.
Chodzi więc o to, że przypisując mężczyznom motywację "głównie seksualną" a kobietom "głównie uczuciową" w potocznej ocenie następstwa zdrady mężczyzny mają mniej destruktywny dla uczucia między małżonkami charakter niż zdrada kobiety. Tak miałoby być "statystycznie" i stąd ta asymetria postaw społecznych.
W praktyce jednak najlepiej ocenić każdą sytuację oddzielnie, bo może się okazać, że mężczyzna w zdradzie szuka włąśnie uzupełnienia emocjonalnych brakó w związku nie umiejąc podjąć prób jego naprawy, zaś kobieta szuka głónie podniet erotycznych. Takie sytuacje opisywano też na tym forum.
712 2015-03-08 23:14:32 Ostatnio edytowany przez horses (2015-03-08 23:24:34)
horses napisał/a:Oczyscić się w ten sposób? Spotykając się z innymi kobietami. To jest chore. To nie rada, tylko nadzieja tych , co zdradzają.
Nadzieja, że partner też chociaż trochę okaże się świnią, że nie tylko oni - zdrajcy zrobili coś złego.
Zdradzony człowiek bardzo cierpi. Oczyszcza się poprzez pogodzenie się z ta chorą sytuacją, którą zgotował jemu i rodzinie zdrajca. Musi wyzbyc się smutku, żalu, poczucia bycia zdeptanym, a także w wielu przypadkach pogardy dla niewiernego małżonka -
bo są dzieci, bo jednak coś się jeszcze czuje, bo może jednak warto....
Chora, podła rada !
"Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet. "
Czyli ma iść do prostytutki? To podniesie jego poczucie własnej wartości?Mówię tylko o sytuacji jeśli chce kiedyś zbudować coś z żoną. Musi ja oddemonizowac. I powinien to zrobić dla siebie nie dla niej.
Horses nie mówię o prostytutkach czy nawet o seksie. Mówię o spotykaniu się, randce zwykłej.
Inaczej w swoich oczach będziesz się widział przede wszystkim jako rogacz, a nie mężczyzna. Taka jest nasza kultura i musi z tym żyć.Jeśli natomiast nie chcesz nic już od niej to oczywiście klasyfikacja jej jako k.rwy jak najbardziej poprawi twoje samopoczucie.
Krotka, czy Ty naprawdę nie rozumiesz, że poczucia własnej wartości nie trzeba budować na tym, że ktoś na mnie leci, ktos mnie pożąda?
Leci, pożada bo mam fajne ciało i jestem ! chętna.
Nie tędy droga.
Oddemonizować? Czyli co musi zobaczyc, że każdy jest zdolny do seksu na boku? Nie rozumiem. Co za bzdury!
Jesli ta kobieta będzie chciała wrócić to musi jej wybaczyć, zaufać i postarac się zapomnieć.
horses napisał/a:Oczyscić się w ten sposób? Spotykając się z innymi kobietami. To jest chore. To nie rada, tylko nadzieja tych , co zdradzają.
Nadzieja, że partner też chociaż trochę okaże się świnią, że nie tylko oni - zdrajcy zrobili coś złego.
Zdradzony człowiek bardzo cierpi. Oczyszcza się poprzez pogodzenie się z ta chorą sytuacją, którą zgotował jemu i rodzinie zdrajca. Musi wyzbyc się smutku, żalu, poczucia bycia zdeptanym, a także w wielu przypadkach pogardy dla niewiernego małżonka -
bo są dzieci, bo jednak coś się jeszcze czuje, bo może jednak warto....
Chora, podła rada !
"Wiem że wszyscy mnie tu skrytykuja ale powinieneś zacząć spotykać się z kobietami, a nawet więcej, oczywiście nie raniąc tych kobiet. "
Czyli ma iść do prostytutki? To podniesie jego poczucie własnej wartości?Mówię tylko o sytuacji jeśli chce kiedyś zbudować coś z żoną. Musi ja oddemonizowac. I powinien to zrobić dla siebie nie dla niej.
Horses nie mówię o prostytutkach czy nawet o seksie. Mówię o spotykaniu się, randce zwykłej.
Inaczej w swoich oczach będziesz się widział przede wszystkim jako rogacz, a nie mężczyzna. Taka jest nasza kultura i musi z tym żyć.Jeśli natomiast nie chcesz nic już od niej to oczywiście klasyfikacja jej jako k.rwy jak najbardziej poprawi twoje samopoczucie.
Nazwanie mojej jż k...a absolutnie nie poprawia mojego samopoczucia, bo gdybym ją tak kiedykolwiek nazwał, to z kim ja żyłem tyle lat, kto jest matką moich synów. Nie, nie nazwę jej tak nigdy. Za bardzo ją jeszcze kocham, za wiele wspomnień mnie z nią wiąże, za bardzo dzieci ją kochają, nie zasługuje na takie określenie. Dziwię się tylko, że jej jako kobiecie takie słowo przeszło bez problemu w stosunku do mojej ex, która nic złego jej nie zrobiła.
/.../
Nazwanie mojej jż k...a absolutnie nie poprawia mojego samopoczucia, bo gdybym ją tak kiedykolwiek nazwał, to z kim ja żyłem tyle lat, kto jest matką moich synów. Nie, nie nazwę jej tak nigdy. Za bardzo ją jeszcze kocham, za wiele wspomnień mnie z nią wiąże, za bardzo dzieci ją kochają, nie zasługuje na takie określenie. Dziwię się tylko, że jej jako kobiecie takie słowo przeszło bez problemu w stosunku do mojej ex, która nic złego jej nie zrobiła.
Niestety - sądzę że różnice między Tobą a żoną obejmują też tzw. "kulturę osobistą" a także wszystko to dzięki czemu część ludzi stara się ją posiąść i przestrzegać a część nie.
Piotr74 napisał/a:/.../
Nazwanie mojej jż k...a absolutnie nie poprawia mojego samopoczucia, bo gdybym ją tak kiedykolwiek nazwał, to z kim ja żyłem tyle lat, kto jest matką moich synów. Nie, nie nazwę jej tak nigdy. Za bardzo ją jeszcze kocham, za wiele wspomnień mnie z nią wiąże, za bardzo dzieci ją kochają, nie zasługuje na takie określenie. Dziwię się tylko, że jej jako kobiecie takie słowo przeszło bez problemu w stosunku do mojej ex, która nic złego jej nie zrobiła.Niestety - sądzę że różnice między Tobą a żoną obejmują też tzw. "kulturę osobistą" a także wszystko to dzięki czemu część ludzi stara się ją posiąść i przestrzegać a część nie.
Niestety masz rację, poziom mojej kultury osobistej do jej ma się tak jak dysputy na ławeczce pod sklepikiem wiejskim do konwersacje na holach uniwersyteckich. Aż dziw, że mi to do tej pory nie przeszkadzało.