Ostra wymiana i dobrze, niech iskrzy.
Mussuka, prawie wszystko co piszesz ma sens. Jest tu logika, zdrowy rozsądek, fajnie się to czyta.
Tylko ten ton wypowiedzi, jakąś pogardą bije.
Mussuka napisał/a:Mnie nigdy nie zdradzono, wiesz czemu? Bo nie dalam pozwolenia, jasno i wyraznie mowiac, ze nie bedzie nigdy i nigdzie zadnej taryfy ulgowej.
Wsadź te słowa między książki. Super, że stawiasz jasne, określone granice. Super, że jestes silną, niezależną, szanującą się kobietą.
Na plus dla Ciebie. Wrazie katastrofy (tfu,tfu,tfu ) masz duże szanse wyjść z tego obronna ręką. Pamietaj tylko, że granice, stanowczość są wyłącznie dla Ciebie.
Chyba, że liczysz na podświadome odziaływanie strachu na partnera, ale co to da?
Profilaktyka, tak, oczywiście. Uważam, że dużo zależy od naszego zachowania i w sporym % można zniwelować te przykre doświadczenie, jakim jest zdrada. Nie ma jednak 100% gwarancji.
Zdrada to indywidualna, niezależna decyzja zdradzacza.
Bo w związku jest za słodko, za łatwo, za ciężko, wszystko razem, bo była okazja, bo fiut stał, bo cipka była wilgotna no i najczęstsza przyczyna : kryzys, emocjonalne oddalenie się.
Życie weryfikuje, nie raz moneta się odwraca i ci co krzyczą najgłośniej...
Elle88 napisał/a:Mnie zależy na byciu uczciwą wobec siebie. A to osiągnę będąc uczciwą wobec innych.
Ok. Mówię tylko, że ludzie często mylą Miłość ze strachem przed byciem samemu ze sobą, bo nie lubią siebie i swojego życia, dlatego zawsze muszą się pod czyjeś "podczepić".
Widać to najlepiej po braku granic - taka osoba pozwala na zbyt dużo i nigdy nie wyciąga konsekwencji, tłumacząc to "wielką miłością",a tak naprawdę kryje się pod tym paniczny lęk.
Tyle.
Elle, dobrze napisane. Po takich przejściach dobrze jest zacząć rozmawiać z samym sobą, powoli, cierpliwie. Przestać się bać, nie stronić od konfrontacji ze zdradzaczem,z sobą.
I tak, człowiek sobie myśli, że są przecież uniwersalne zasady, takie jak na przykład wierność. I co? Dupa, tak nie jest.
To dobry moment na weryfikację otaczającego nas świata, nas samych. Czas postawienia nienaruszalnych granic i choćby się waliło iść do przodu, ponieważ warto.
Moje życie kocham i szanuję. Raz się rodzę, raz umieram. Przejdę przez Nie godnie i najlepiej jak potrafię.
Mussuka napisał/a:Rozbita34 napisał/a:Mussuka - w pewnym sensie zgadzam się z Tobą, jest tylko małe ale nigdy nie byłaś w takiej sytuacji jak autorka - i obyś nie była, nie wiesz jak byś się zachowała, nie przeżyłaś czegoś takiego.
Blad. To, ze sie nie spadlo na glowe nie oznacza, ze nie wiadomo, jakie skutki mozna po takim upadku odczuc. I mozna sie do tego profilaktycznie przygotowac " w duchu". A potem przy odrobinie slnej woli zastosowac w praktyce.
Doskonale wiem, co dzis i w obecnej chwili zrobilabym i zrobie odkrywszy, ze moj ukochany sypial przez rok z inna kobieta a z wieloma innymi randkowal. I to juz jest przyklad naprawde ekstremalny. Mam wlasny dom, duze dzieci, prace, swoje zycie. Nie jestem w zaden sposob uzalezniona od mojego partnera i nigdy w zyciu nie bylam, nawet jako panienka na dorobku. Wiec pewna swiadomosc tego, co moge zrobic, mam. Nie zostalby dluzej niz potrzebuje czasu na spakowanie sie, jakies kilka, kilkanascie godzin. A co potem? A to juz bardzo wiele zalezaloby od niego. I od mojego widzimisie.
Nie potrafie czuc milosci ani checi bycia z kims na dobre i na zle, jesli on mi tyle zlego wyrzadzil.
A to, jak koncza sie te historie na forum, niestety swiadczy o ogromnym uzaleznieniu sie wielu kobiet od najwiekszych nawet lajdakow. Jak komus pasuje ten wzor powielac, jego wybor.
Błąd. Gdy spadniesz na głowę, zacznie się w niej kręcić. Porządnie Tobą wstrząśnie i zdanie możesz zmienić, coś tam możesz bełkotać tracąc zdrowe, logiczne myslenie.
Skutki zdrady możesz przewidzieć, tak, ale nie własnych reakcji.
W zależności od "kalibru", jednak to zawsze jest SZOK i obuchem w łeb. Jesteś człowiekiem, nie maszyną. Zdrada złamie każdego. Nieważna jest płeć, waga, wzrost.
Czym bardziej kochasz, tym mocniej zaryjesz gębą o asfalt.
Pitu, pitu, a serce i tak boli.
No i skąd możesz wiedzieć jak bardzo jesteś współuzależniona emocjonalnie?
Życie nie raz mnie "sprawdzało" i zawsze reagowałem w skrajnych, krytycznych sytuacjach. Czy to w nocy, w ciemnej alei, czy w czasie szoku dowiedziawszy się o tym, że jż "kocha" innego.
Reakcje szybkie, instynktowne, chroniące mnie. Przejmuję wtedy inicjatywę.
Znamy się na ile nas sprawdzono. Damn it, its all about.
Mussuka napisał/a:Przyszłość napisał/a:Paradoks polega na tym, że rok temu mówiłabym dokładnie tak samo jak Ty, że życie ze zdrajcą = brak godności i dumy, poniżenie, desperacja, wstyd i jeszcze pewnie trochę.
To tylko swiadczy o tym, ze dla Ciebie to byly puste slowa i obietnice dane samej sobie. I ze w zasadzie te wartosci (godnosc, duma, wstyd, desperacja itp) tak w zasadzie niewielkie maja w Twoim zyciu znaczenie. I to nas jednak rozni. Godnosc i duma to dla mnie ogromne wartosci w zyciu, ponad wszystko.
I dla mnie, zdradzonego szanowna Mussak'o.
Powiedzieć, a zrobić to przepaść.
Po 3 miesięcznej "separacji", osobnego mieszkania razem dałem szanse na moich warunkach.
Czułem, że musiałem spróbować. Żona, dzieci, dom, 13 lat wspólnego życia.
Godność, szacunek na pierwszym miejscu. Za tym idą : prawdomówność/brak kłamstw, manipulacji, budowa zaufania, wzajemna praca nad sobą oraz związkiem.
Żona się starała, na "swój" sposób. Dla mnie egzaminu nie zdała. Z powodu kłamstwa ponownie "serce mi zadrżało".
Obiecałem coś sobie. Jestem już gdzie indziej.
Nie żałuję żadnej swojej decyzji.
Spokuj ducha, że się zrobiło wiele - bezcenne.
Anne sama dojdzie do wielu wniosków. Nie musimy się nad nią pastwić.
Niech działa tak, by była szczęśliwa i co równie ważne, by nie żałowała własnych decyzji.
Dla każdego to znaczy co innego i nam chu... do tego 
Szanuję tych co próbują budować i tych co odchodzą.