Atrakcyjność zewnętrzna kobiety, zwłaszcza młodej, zawsze przyciąga mężczyznę i to każdego (mówię o hetero), niezależnie od wieku.
Pytanie do autorki, bo nie wyjaśniła tego do tej pory: co miała na myśli nazywając mężczyzn, którzy przewinęli się przez jej życie "frajerami"?
Bo dla mnie, frajer to obelżywe i mające upokorzyć określenie kogoś, kto ufał, a został z rozmysłem wystawiony do wiatru.
To tak, na marginesie.
Natomiast, odnosząc się do dyskusji w sprawie "syndromu" atrakcyjnej kobiety , w/g mnie ustalić należy, kim jest "normalny" facet. Moim zdaniem, to ktoś przeciętny, zarówno fizycznie, jak i w sensie intelektualnym i emocjonalnym.
Takich jest większość.
Idąc tym tropem, mogę ich podzielić na trzy grupy:
1. Napotyka taki obiektywnie atrakcyjną kobietę. I co robi?
Myśli z a n i ą: "Czego ten przeciętniak ode mnie chce, mam zostać jego dziewczyną? Nie dla psa kiełbasa! Jak ja się z nim pokażę przyjaciółkom. Mogę mieć przystojniejszego, zamożniejszego, etc." I odpuszcza, zanim rozpocznie rozmowę.
2. Przedstawiciel tej grupy myśli już za siebie: "Co z tego, że ona mówi, że chce być tylko ze mną. Mało jest atrakcyjniejszych ode mnie facetów, którzy kręcą się wokół i ślinią się do niej? Prędzej, czy później zacznę na spacerze zaczepiać rogami o niżej opadające gałęzie w parku". Ten również odpuszcza.
3. W tej grupie znajdują się mężczyźni, określani przez autorkę "frajerami", czyli ci, którzy odważyli się związać z atrakcyjną kobietą, mimo lęków, opisanych w pkt. 1 i 2, a koniec końców okazali się niegodnymi (cokolwiek miałoby to znaczyć) jej głębszego zaangażowania.
Zdaję sobie sprawę, że to, co napisałem, jest daleko idącym uproszczeniem, ale sądzę, że jednak jest coś na rzeczy.
Poddaję to Paniom i Panom pod rozwagę. Pozdrawiam.