Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 261 do 282 z 282 ]

261

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Tak może wyglądać dojrzała miłość, ale też spójność - stan, w którym to, co robisz, jest tym, czego w pełni chcesz,
w którym akceptujesz to, co się dzieje,
w którym masz zdrowe poczucie własnej wartości i odblokowaną seksualność, która pozwala rozkoszować się przyjemnościami.

Nie wiem, czy sama postawiłabym znak równania pomiędzy sytuacją, w której to, co robię jest tym, czego chcę a .. tym, co akceptuję, że się dzieje.
Ale rozumiem, czego poszukujesz.
Ja bym chyba bała się tego szukać bo raczej nie wierzę, że to znajdę.
I nie wynika to z całej tej sytuacji, która mnie tak boleśnie pokieraszowała. To kwestia charakteru.
Akceptuję - a raczej wciąż się tego uczę.
Robię wiele rzeczy, które chcę ale.. także te, które muszę.
Ale jest mi z tym całkiem hmmm... normalnie.

I teraz zaczęłam zastanawiać się nad kondycją mojej psychiki !!!

Jednak wszystko, co napisałam do Ciebie w mailu to prawda. Moje życie jest tak inne od tego, które miałam wcześniej i ja tak inaczej funkcjonuję, że jeśli chciałabym cokolwiek zmienić, to byłoby to niewiele.

Zobacz podobne tematy :

262

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
poszukiwaczka1975 napisał/a:

?..jestem już innym człowiekiem w innym miejscu mojego życia...

Poszukiwaczko,
Cieszę się, że wygrzebałaś się z dołka. Dzielna dziewczyna! smile
Super jeśli mogłam Tobie choćby odrobinę pomóc.

BTW: ale pojechałaś z tą aurą big_smile Ludzie nie na mnie, tylko na nas "podejrzliwie" spoglądali. Przypominam, że szłyśmy zapłakane i roześmiane jednocześnie.
Ale dobrze to spotkanie wspominam - wspaniałe uczucie oczyszczenia smile

Betsy80 napisał/a:

Zazdroszczę rozmowy w cztery oczy i wspólnego spaceru...
Naprawdę.

Betsy, ja chętnie spotkałabym się z Tobą, gdybyś nie mieszkała na drugim końcu Polski smile

Betsy80 napisał/a:

Nie wiem, czy sama postawiłabym znak równania pomiędzy sytuacją, w której to, co robię jest tym, czego chcę a .. tym, co akceptuję, że się dzieje.
Ale rozumiem, czego poszukujesz.

A wiesz, że ja do końca tego nie rozumiem big_smile tzn. poczyniłam w ostatnim czasie pewne obserwacje, ale JESZCZE nie wiem, co to oznacza, a tym bardziej, co z tym dalej zrobić.

Betsy80 napisał/a:

Akceptuję - a raczej wciąż się tego uczę.
Robię wiele rzeczy, które chcę ale.. także te, które muszę.
Ale jest mi z tym całkiem hmmm... normalnie.

Mimo całej dobrej woli nie da się uniknąć w życiu sytuacji, w których spotykające nas rzeczy witane będą przez nas z mniejszą chęcią niż inne, bardziej pożądane. Taki lajf smile

Betsy80 napisał/a:

I teraz zaczęłam zastanawiać się nad kondycją mojej psychiki !!!

Jeśli to przez te moje rozkminy to niedobrze sad
Z drugiej strony, nie wiem jak Ty, ale ja nigdy wcześniej nie zatrzymywalam się jakoś specjalnie na sobie.

263

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Takie odnoszę wrażenie, że poszukujesz szczęścia absolutnego a także dążysz do całkowitej kontroli nad swoim życiem i swoimi uczuciami. Że to wszystko musi być takie wymierne, łatwe do zmierzenia. Że wtedy jest to a teraz jest to. Dokładnie to i koniec.
Oczywiście popraw mnie, jeśli się mylę big_smile

Ja także wcześniej nie zatrzymywałam się na sobie aż tak bardzo.
Już chyba mi to nawet zaczyna doskwierać, za dużo mnie we mnie. Muszę wypośrodkować .

264

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Takie odnoszę wrażenie, że poszukujesz szczęścia absolutnego a także dążysz do całkowitej kontroli nad swoim życiem i swoimi uczuciami. Że to wszystko musi być takie wymierne, łatwe do zmierzenia. Że wtedy jest to a teraz jest to. Dokładnie to i koniec.
Oczywiście popraw mnie, jeśli się mylę

Nie będę Ciebie poprawiać - masz prawo do swoich spostrzeżeń.
W ogóle to świetna sprawa zobaczyć siebie oczami zewnętrznego obserwatora smile

Ja także wcześniej nie zatrzymywałam się na sobie aż tak bardzo.
Już chyba mi to nawet zaczyna doskwierać, za dużo mnie we mnie. Muszę wypośrodkować

Betsy, zacznij flirtować ze swoimi myślami big_smile
Co mam na myśli?
Zrozumiesz, gdy oglądniesz: https://m.youtube.com/watch?v=buXMJaoyTM0&list=PL13C815FCD166D08E
Otrzymałam niegdyś ten link od już nie udzielającego się tutaj jednego z forumowiczów. Wówczas było to dla mnie bardzo ożywcze i pomocne w pracy nad sobą "od środka do zewnątrz" (od 6tego odcinka przestaje się czuć dyskomfort)
Hm....Cudownych ludzi tu spotkałam, różnych w różnym czasie a jakby dedykowani byli dla danej chwili smile
Nic się nie dzieje przypadkowo

265

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Miłość to nie staw, w którym można zawsze znaleźć swoje odbicie. Miłość ma przypływy i odpływy. Ma też swoje rozbite okręty, zatopione miasta, ośmiornice, skrzynie złota i pereł. Ale perły leżą głęboko.

Przyszłość,
zaglądam czasem do Ciebie..Zycze aby wszystko się ułozylo.
Bardzo spodobał mi się ten cytat, jest w nim sama prawda.
czasem ludzie mylą ten odpływ uczuć z początkiem końca milosci a wcale tak nie jest
u mnie nie raz jest taka faza a nawet wzrost uczuć negatywnych i nie pozostaje nic innego jak to przeczekać.
Kiedyś myślałam, że to jest straszne, że ludzie oddalają się od siebie ale jeśli jest fundament to to minie i znów przyjdą dobre momenty.
Ja już takich odplywow zaliczyłam kilka.Na szczescie nie az tak tragicznych i nie przez zdradę ale po prostu za sprawą zycia.Trzymam sie wtedy pozytywów, nawet tak drobnych, pije meliske i czekam na swój czas.Grunt to sie nie bać, cokolwiek sie zdarzy...na wiele rzeczy nie mamy wpływu.
Zycze Ci powodzenia!!!!;)))

266

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Bardzo dziękuję MamoNalijki smile
Kazdy filtruje to, co czyta i widzi przez własne doświadczenia i swój światopogląd. Ten filtr jest uzależniony od miejsce, w którym jesteśmy w danym momencie w życiu.
Myślę MamoNalijki, że jesteś w fantastycznym momencie swojego życia, w którym uczucia są motywacją dla rozumu, który potrafi je odpowiednio angażować.
I niech tak zostanie!
Pozdrawiam smile

267

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

hej przyszłość odezwij się na mojego maila
przez przypadek usunięty został przeze mnie twój
a za troszku może mnie nie być na forum,
pozdrawiam

268

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

hej przyszłość odezwij się na mojego maila
przez przypadek usunięty został przeze mnie twój
a za troszku może mnie nie być na forum,
pozdrawiam

Done big_smile

269

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszłość,
Mam wielką prośbę o powtórzenie spotkania.
Bardzo potrzebuję porozmawiać z tobą, bo tylko ty mnie rozumiesz.

270 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-01-20 15:02:18)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
poszukiwaczka1975 napisał/a:

Przyszłość,
Mam wielką prośbę o powtórzenie spotkania.
Bardzo potrzebuję porozmawiać z tobą, bo tylko ty mnie rozumiesz.

Poszukiwaczko,
Jestem do końca tygodnia za granicą.
Proponuję sobotę to samo miejsce i godzinę.
Będzie OK ?

271

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:
poszukiwaczka1975 napisał/a:

Przyszłość,
Mam wielką prośbę o powtórzenie spotkania.
Bardzo potrzebuję porozmawiać z tobą, bo tylko ty mnie rozumiesz.

Poszukiwaczko,
Jestem do końca tygodnia za granicą.
Proponuję sobotę to samo miejsce i godzinę.
Będzie OK ?

Jest bosko.

272 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-01-21 14:44:07)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Bosko to dopiero będzie big_smile
Ubierz się ciepło i wygodnie, bo porywam Ciebie do magicznego miejsca.

273

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszlosc, może bys czasami pisala (innym) jak odnaleźć spokoj w sobie (sam dzisiaj tego potrzebowałem ale niepoprawnie pomocni, jak zwykle okazali się moi przyjaciele, nie ma ich już na tym swiecie). Bo okazuje się ze do zrozumienia problemu, prawdziwego pochylenia się nad nim, potrzeba odegnać emocje, po to żeby myslec trzeźwo. Często zwracasz uwagę na to jak emocje zawladuja ludzmi, i nie widza oni innych rozwiazan niż tylko popadanie w rozpacz i zlosc do samych siebie. Nikt nie jest od tego wolny ale można probowac, choćby probowac tego nie kultywować. Jest to wiec kwestia charakteru, pewnego umocowania w zyciu, czystego sumienia, dobrych wyborow, poczucia wartości samego siebie, itp. Warto na to wlasnie zwracać uwagę.

274 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-01-22 09:24:38)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszlosc, może bys czasami pisala (innym) jak odnaleźć spokoj w sobie (sam dzisiaj tego potrzebowałem ale niepoprawnie pomocni, jak zwykle okazali się moi przyjaciele, nie ma ich już na tym swiecie). Bo okazuje się ze do zrozumienia problemu, prawdziwego pochylenia się nad nim, potrzeba odegnać emocje, po to żeby myslec trzeźwo. Często zwracasz uwagę na to jak emocje zawladuja ludzmi, i nie widza oni innych rozwiazan niż tylko popadanie w rozpacz i zlosc do samych siebie. Nikt nie jest od tego wolny ale można probowac, choćby probowac tego nie kultywować. Jest to wiec kwestia charakteru, pewnego umocowania w zyciu, czystego sumienia, dobrych wyborow, poczucia wartości samego siebie, itp. Warto na to wlasnie zwracać uwagę

Maniek,
Słyszałeś o Prawie Rudina, które mówi, że w sytuacji kryzysowej, kiedy trzeba będzie wybierać między różnymi alternatywami, większość ludzi wybierze rozwiązanie najgorsze. Dlatego w firmach tworzone są zasady i procedury reagowania w kryzysie.
Szkoda, że nie ma takiej instrukcji postępowania, gdy spotykają nas traumatyczne wydarzenia w życiu osobistym smile
Zauważyłeś jak ludzie w szoku i/lub kryzysie pozbawieni osądu z zewnątrz mają tendencję do nadawania swoim emocjom i uczuciom cech statyczności, stałości i ostateczności?
A przecież każda emocja "wybrzmiewa"...
My, ludzie często zapominamy, że sami tworzymy swoje okoliczności życiowenie i nie jesteśmy przez nie ograniczani i ukierunkowywani (chyba, że sami sobie na to pozwolimy).
Co więcej, wszyscy posiadamy zdolności poznawcze, przez co potrafimy przezwyciężać wpływ okoliczności i uzyskujemy możliwość wywierania wpływu na swoje życie i działania.
Wiem doskonale, jak smakuje rozczarowanie. Jednak sprowadzanie całej swojej przeszłości, ba teraźniejszości i przyszłości do jednego lub kilku "kulminacyjnych" wydarzeń w życiu to poważne nadużycie w stosunku do samego siebie. Wbrew pozorom sami dokonujemy wyboru jak ma wyglądać nasze życie - przeszłość (?), teraźniejszość (!) i przyszłość (!).
Można tkwić całymi latami w poczuciu żalu,
Można uznać, że ktoś zniszczył nasze życie.
Ale można również wyjść z roli ofiary, spojrzeć na rzeczywistość taką , jaka ona jest (bez kryteriów oceny i filtrów) i zobaczyć jaką piękną bajkę o sobie samym i o naszym otoczeniu stworzyliśmy, a potem przyjąć odpowiedzialność za własne wyobrażenia.
Nie twierdzę, że jest to proste i tak łatwe jak trwanie w poczuciu bezradności, bezsilności i bezwolności oraz że to przyniesie szczęście, ale jestem przekonana, że zyskuje się dzięki takiej zmianie hm...postawy poczucie MOCy i kontroli nad własnymi emocjami, a w konsekwencji własnym życiem.
Takie podejście pozwala również na pełną integrację siebie samego, bo pozwala połączyć emocje z logiką, logikę z ciałem, ciało z emocjami.
Potrafię do takiego spojrzenia przekonać osoby, z którymi mam interakcję one-on-one, bo to wymaga pewnego otwarcia danej osoby na inne możliwości a tutaj na forum ludzie najczęściej chcą otrzymać gotowe przepisy, co i jak zrobić, bez wglądu w samego siebie.
Nie wiem, czy dla Ciebie to jasne, co piszę smile ale tak to mniej więcej wygląda.

275 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-01-23 22:28:13)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Tak jest to dla mnie jasne. Dziekuje. Mysle ze piszesz o emocjach, trudno sie od nich uwolnic. Po prostu zastanawialem sie co u Ciebie jest tym zrodlem spokoju, czy jest to kwestia charakteru czy innych dzialan. Bo w kwestii charakteru to nie ma o czym dyskutowac, jest to ulatwienie (podziekuj losowi) natomiast widac ze do tego dodalas autorefleksje i pewnie jakies skopiowanie z firmowych dzialan. Ja postapilem inaczej. Poniewaz mam raczej emocjonalna osobowosc, zdusilem bol przez miesiac pijac jednoczesnie prowadzac rozmowy z przyjaciolmi, bardzo czesto przebywalem w saunie, ktora mam kolo domu, dzieki czemu dalem bardzo duzo relaksowi ciala i wychodzac z picia podjalem krucjate w rodzinie, uswiadamiajac wszystkich co sie stalo i wymagajac wyciagniecia z tego konsekwnecji wobec sprawcy czyli dazylem do wykluczenia z rodziny, co w pewnym skutkiem sie udalo (jednak drugi brat stosuje pewna wojne podjazdowa bedac 5ta kolumna tamtego, robi proby zeby jednak byl powrot do "normalnosci"). Dla mnie jednak, wbrew temu co mi przypisalas, powrotu do normalnosci jeszcze nie ma, zwlaszcza w sensie pogodzenia sie i akceptacji kogos takiego. Powoli tez przestaje akceptowac postepowanie i zachowanie pozostalego brata, ktory nie okazal mi realnego wspolczucia. Natomiast jak widac ja zastosowalem srodki zewnetrzne i wspomagacze w celu wyciszenia mysli i emocji. Zrobilem wiecej, ale to zbyt osobiste zeby o tym pisac. Jednak uwazam ze nie przerobilem tematu do konca z zona. Wzialem w tym tygodniu "urlop" i zaczalem z nia rozmawiac. Skonczylo sie to kompletnym rozbiciem nas obojga i dalej brakiem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie dlaczego. Dzis czeka mnie trudny powrot do domu i pogodzenie sie z tym ze swojej odpowiedzi nie uzyskam moze juz nigdy. Moze kiedys, moze za wiele lat. Moze w nagrode za swoja cierpliwosc (odpowiedz mam w sensie zrozumienia motywow postepowania drugiego czlowieka, czesciowo z jej slow, z interpretacji przyjaciol, z swoich przemyslen ale brak mi tej kropki nad i, tego wypowiedzianego konkretnie przez Nia). Tylko w tej sytuacji trudno mi jest kochac (w sensie zewnetrznego okazywania uczuc z wlasnej inicjatywy). Moze kochac nie umiem wogole. Moze nie chce okazac slabosci. Chce widziec zal zony, ktorego dzis juz tak intensywnego nie ma, poniewaz swoje nawrocenie przezyla ona sama 2 lata temu. Ja w tym nie uczestniczylem. Teraz to swiadomie rozgrzebalem kiedy bylo dobrze (po 3 mies. od ostatniej takiej rozmowy), zeby to przerobic. I znowu sie czegos dowiedzialem ale duzym kosztem. Chyba prawdziwego powodu tego dlaczego mi powiedziala, jednoczesnie wiedzac ze sama wczesniej z tym skonczyla i nie mowila mi zeby mnie tym nie obarczac. Chodzilo o to, zeby kolejna potencjalna osoba w rodzinie nie zostala skrzywdzona (obserwacja z ostatniego wesela) a sama nie umiala nic z tym zrobic. Prozaiczne to i szyderczo ironicznie, ze ktos, kto nawet o tym nie wie, nie bedzie siedzial w gownie tylko dlatego ze ktos poszedl za glosem odpowiedzialnosci, a skutki tego najwieksze ponosze ja, powinienem napisac moja rodzina, ale traume najwieksza mam niestety ja. To ja ciagle do tego wracam w swoich myslach. Wracajac do emocji, czasami wydawalo mi sie ze swiadome wyzbycie sie emocji, bez znieczulaczy moze prowadzic do obojetnosci. Dzis wiem ze zona nie jest mi obojetna. Ale Ona nie daje sie poniesc emocjom. Natrafiam na mur. Dzisiaj (piatek) nie stosuje wiec juz znieczulaczy, i jest to dziwna sytuacja. Przeciez az tak nie kontroluje emocji. A wiec czas jest kolejnym czynnikiem wyciszajacym emocje. Mija pol roku od godz. 0, od kiedy sie dowiedzialem. Musze podjac decyzje czy akceptuje brak odpowiedzi, czy chce wspierac zone, ktora tego wsparcia teraz potrzebuje, i nie ja go otrzymam, tylko ona ode mnie. Ale taka jest realna sytuacja dzis z nadzieja pieknego jutra.

Przepraszam ze zawalilem Twoj watek bo mialo byc tylko o pozytywnym wplywie braku kierowania sie emocjami w rozwiazywaniu spraw. A wiec jest to zapewne i charakter i pewne swiadome dzialania, czas oraz w moim przypadku czasowe znieczulacze oraz pelny dlugotrwaly relaks ciala. Na pewnych emocjach zapewnie nie dalo by sie rozwiazac sytuacji wogole, czlowiek nie zrozumialby samego siebie, obudowalby sie skorupa i niczego by sie nie nauczyl. Tylko dlaczego ta nauka jest taka bolesna?

Kupilem wiec wino, odbyliśmy ze sobą rozmowe...i cos się oczyscilo, spokojnie podeszlem do roznic miedzy nami, roznic w spojrzeniu, wysluchalismy siebie oboje...

276 Ostatnio edytowany przez Przyszłość (2015-01-24 16:32:18)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Maniek,
Moje ogólne wrażenie: po przeczytaniu Twoich kilku ostatnich postów: jesteś rozchwiany emocjonalnie, drażliwy i zdekoncentrowany -  spróbuj wyciszyć się, odpocząć, nabrać dystansu. Nie mam jednak nic przeciwko temu żebyś w tym wątku wyrzucił z siebie to, co Ciebie uwiera :-) To publiczne forum.

Poruszyłeś dwie kwestie: jedna dotycząca moich "predyspozycji" i/lub sposobów radzenia sobie z emocjami po zdradzie; druga to Twoje zmagania z traumą zdrady i jej następstwami.
Spróbuję ustosunkować się do obu.

Zobacz na mój nick: PRZYSZŁOŚĆ.
Myślisz, że to przypadeowe "imię"?
Niby tak, gdyż logująć się na forum podałam pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy.
Ale nic się nie dzieje przypadkiem :-)
Moi przyjaciele czasami śmieją się, że ja dzisiaj jestem w pojutrzu :-D
Fakt, zanim zrobię krok do przodu, już mam w głowie sekwencję możliwych jego następstw, kalkuluję prawdopodobieństwo realizacji poszczególnych scenariuszy, co wymaga uwzględnieniu różnych okoliczności, których prawdopodobieństwo szacuję...itd
Myślami jestem dwa kroki do przodu.
Skąd takie podejście?
Masz rację upatrując w życiu zawodowym źrodeł moich zachowań i "przygotowania" na perturbacje w życiu osobistym. Wykonywałam zawód wymagający ode mnie całkowitego opanowania emocji, przy jednoczesnej wierze w siebie i w trafność własnych osądów oraz analiz i podjętych na ich podstawie decyzji. Wielokrotnie znajdowałam się w sytuacji, gdy od mojego działania, opartego wyłącznie na logicznym rozumowaniu i wnioskowaniu oraz od mojej zdolności do postrzegania i celności osądu zależała nie tylko moja PRZYSZŁOŚĆ.
Przy tym wszystkim, miałam szczęście spotkać na swojej drodze ludzi, którzy wiele mnie nauczyli i przygotowali na to, co następowało później :-)  Dostrzegli we mnie potencjał, który odpowiednio ukierunkowywali.

Ale mylisz się jeśli sądzisz, że mnie ominęły te wszystkie emocje i ból, które towarzyszą wszystkim odkrywającym zdradę. Miałam taki czas, kiedy zasypiałam myśląc, że zdradził, a pierwszą myślą po przebudzeniu było: zdradził. Na początku, podobnie jak Ty uciekałam, nie w alkohol, ale w sport (całe swoje życie jestem aktywna fizycznie - mam nawet na swoim koncie osiągnięcia), zwiększając ilość treningów. Często również uskuteczniałam mój ulubiony sposob na pozbycie się napięć: wsiadałam w samochód, radio na maxa, pedał gazu na maxa i mój krzyk na maxa. Tak wiem, głupie na maxa :-)) Ale pomagało. Problem w tym, że tylko doraźnie a ja potrzebowałam kompleksowego rozwiązania, więc nawykowo zaczęłam działać z poziomu rozumu, dążąc do skompletowania jak największej ilości faktów i przystąpienia do ich analizy

Oczywiście interesowały mnie motywy działania mojego męża, głównie jego wyrachowanie, zdolność do prowadzenia podwójnego życia. To jednak miało drugorzędne znaczenie, bo w tamtym momencie on
był dla mnie "skreślony".
Najbardziej zastanawiające było dla mnie w tym wszystkim MOJE zachowanie, podczas gdy mój mąż romansował. Te wszystkie różne: mniejsze i większe, drobne i grubsze budzące mój niepokój zdarzenia; towarzyszące mi całymi miesiącami,latami przeczucia (intuicja?), poczucie dyskomfortu i moja w tym wszystkim BIERNOŚĆ.
Zaczęłam myśleć, jak to możliwe, że ja, ponoć inteligentna kobieta ignorowałam własne przeczucia i obiektywne fakty, usuwałam z pamięci wydarzenia, zniekształcając obraz rzeczywistości. Po co sama siebie oszukiwałam? Dlaczego tonęłam we własnych złudzeniach? To był pierwszy krok - uświadomiłam sobie własne działania, potem przyszedł czas na drugi krok - czyli odszukanie ich powodów. To było proste. Szybko wywnioskowałam, że w ten sposób NIEŚWIADOMIE przykrywałam bolesne emocje, które towarzyszyły samej myśli, że mój mąż mógłby mnie oszukiwać, Zmniejszałam w ten sposób swój strach i niepokój, które czułam. Pogrzebałam w podręcznikach dotyczących psychologii i już wiedziałam, że to klasyczny mechanizm obronny.
Stałam się ŚWIADOMA swoich przeszłych ZACHOWAŃ I ICH MOTYWÓW. Ale nadal przede mną było wyzwanie jak nie pozwolić aby w życiu teraźniejszym i przyszłym kierowała mną podświadomość.
I tak oto zaczęła się moja przygoda z wiedzą opartą głównie o ogólnie pojętą neurobiologię. Zaczęłam intersować się dotychczas dla mnie odległymi dziedzinami nauki, ale również z teoriami z pogranicza religi i duchowości.
W rezultacie odkryłam, ba wciąż odkrywam, że świadome działania kształtują moją teraźniejszość i przyszłość, że we mnie samej są odpowiedzi, że świat jest takim, jakim chcę go widzieć i źe sama jestem swoim "twórca i przewodnikiem" we wszechświecie.
Niech to Ciebie jednak nie zmyli, nie myśl, że "odleciałam" :-) nadal twardo stąpam po ziemi.

Należałoby w tym miejscu przynajmniej wspomnieć  o wybaczeniu, bo to akt przebaczenia a nie wyciszenie emocji jest drogą do spokoju i równowagi pomiędzy emocjami, umysłem i ciałem. Pisałam na tym forum już wielokrotnie na ten temat, ale to najbliższa mi definicja:

Przyszłość napisał/a:

Wybaczyć NIE znaczy bagatelizować czy udawać, że nic się nie stało,
Wybaczyć NIE znaczy ani usprawiedliwić, ani zrozumieć
Wybaczyć NIE znaczy również zapomnieć i nadal ufać bezgranicznie i być już na zawsze w zażyłych relacjach ze zdradzaczem.
Wybaczyć TO znaczy wyjść z roli ofiary i nie wchodzić w rolę kata
Wybaczyć TO znaczy nie pielęgnować urazy i zaniechać życia przeszłością na rzecz teraźniejszości i przyszłości
Wybaczyć TO znaczy zrezygnować z zemsty
Wybaczyć TO znaczy pogodzić się z tym miejscem w życiu, w którym się jest.

Wybaczenie jest dla mnie naturalną konsekwencją wcześniej opisanych kroków, na czele z osiągnięciem samoświadomości i świadomości rzeczywistości, którą sie kreuje. Przebaczenie przyniosi z sobą spokój, bo wybacza się głównie SOBIE swoje własne wyobrażenia i oczekiwania poprzez zrozumienie jak powstawały i determinowały odbiór rzeczywistości.

A teraz zajmijmy się chwilę Tobą big_smile

Ogólnie jestem przeciwniczką podawania ludziom gotowych rozwiązań, udzielania "najlepszych" rad, dokonywania na ich użytek "najwłaściwszych" osądów. Lubię podrzucać myśli, mącić i mieszać a wszystko to po to, aby zmusić do myślenia, do przejrzenia się samemu sobie i wykreowanej przez siebie rzeczywistości, w której dominują założenia, wyobrażenia i oczekiwania oparte o nabyte wzorce i schematy.
Nie zmienię swojego podejścia w Twoim przypadku również, sorry. :-(
Są tu inni specjaliści od "wywalanie kawy na ławę" :-)

Twoja sytuacja jest o tyle trudniejsza i bardziej skomplikowana od innych historii traktujących o zdradzi, że zostałeś zdradzony dwukrotnie. Raz przez żonę, dwa przez własnego brata. W związku z tym zasięg rażenia zdrady jest u Ciebie większy.

Dla mnie jednak, wbrew temu co mi przypisalas, powrotu do normalnosci jeszcze nie ma, zwlaszcza w sensie pogodzenia sie i akceptacji kogos takiego.

Maniek, jeżeli za normalność uważasz powrót do stanu sprzed informacji o zdradzie, to nie wierzę, że świadomie uważasz za możliwy powrót do normalności. Bo to niemożliwe. Ja wskazywałam na Twoją gotowość do konfrontacji, zrezygnowanie z ucieczki czyli świadome wyłączenie przez Ciebie mechanizmów obronnych, których celem jest oszczędzenie Tobie bólu.

Jednak uwazam ze nie przerobilem tematu do konca z zona. Wzialem w tym tygodniu "urlop" i zaczalem z nia rozmawiac. Skonczylo sie to kompletnym rozbiciem nas obojga i dalej brakiem jednoznacznej odpowiedzi na pytanie dlaczego. Dzis czeka mnie trudny powrot do domu i pogodzenie sie z tym ze swojej odpowiedzi nie uzyskam moze juz nigdy. Moze kiedys, moze za wiele lat.

Tak, to Twoje rozbicie widać w Twoich ostatnich wypowiedziach na forum :-(
Maniek, czas nie leczy ran, czas przyzwyczaja do bólu a nieprzepracowana emocje i traumy wciąż w nas tkwią i pochłaniają nasze zasoby energii do przykrywania ran.
Jeszcze jedno: czy bierzesz pod uwagę, że Twoja żona nie zna odpowiedzi na pytanie DLACZEGO? Źe u niej też działają mechanizmy obronne, które utrudniają lub wręcz uniemożliwiają przy jej poziomie świadomości (strzelam, bo nie mam pojęcia) konfrontację z własnymi schematami?

Musze podjac decyzje czy akceptuje brak odpowiedzi, czy chce wspierac zone, ktora tego wsparcia teraz potrzebuje, i nie ja go otrzymam, tylko ona ode mnie. Ale taka jest realna sytuacja dzis z nadzieja pieknego jutra.

Ech Maniek, nic nie musisz...

277

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszłość, chciałam tylko powiedzieć: Świetny post smile <zółwik>

278

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszłość, bardzo cenię Twoje wypowiedzi, lubię jak piszesz. Mądra babka z Ciebie. Jestem na początku tej drogi, którą Ty przebyłaś. Uważam ją za jedyną, słuszną. Pozdrawiam.

279

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Elle, lifrinar,
Dziękuję za dobre słowo smile

Lifrinat,
Powodzenia w drodze !

280 Ostatnio edytowany przez maniek_z_maniek (2015-01-25 14:25:06)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Dziekuje. Rzeczywiscie odrobiłem te lekcje przed wchodzeniem na forum dzisiaj. Pozmienialy się piorytety i hierarchia pewnych spraw. Ponieważ pewne role w zyciu wymagają pewnych określonych postaw i można, wręcz należy od tych pewnych rol wymagac pewnych postaw, jeśli ich nie ma a w rezultacie okazało się ze nie ma, to nie da się utrzymać tej roli, zarówno u siebie jak u kogos innego. Zmiana "wymagan" wynikajaca ze zmiany "roli" powoduje (bo wynikało to z samoobserwacji) unormowanie emocjonalne. Po prostu nie da się utrzymać myśli, watpliosci jednocześnie wymagając żeby okazany obraz pokrywal się z wymaganiami roli, czyli zony, meza.

"Wybaczyć NIE znaczy również zapomnieć i nadal ufać bezgranicznie i być już na zawsze w zażyłych relacjach ze zdradzaczem."

Glownie chodzilo o powyższy punkt, pozostale sa dla mnie oczywiste. Była sprzeczność roli z faktami, stanem faktycznym, nie dalo się tego pogodzić co się usilnie staralem robic starając się utrzymać "stary" obraz związku, jakby powrot do przeszlosci był możliwy. Możliwy jednak nie jest. Dlaczego po 3 mies. spokoju, z pozoru załatwienia spraw, chciałem do tego wracac. Powod był we mnie, katalizatorem był pogrzeb w rodzinie a powodem brak uzgodnienia rzeczywistego obrazu z wyobrażeniem tego jak powinno być.

Teraz czytając Twoja wypowiedz Przyszlosc widze wiele, wiele zgodności. Dziekuje Ci jeszcze raz. Za czas i refleksje.

Nie można konstruktywnie zyc, wychowywać dzieci, udzielać się w domu i pracy majac wątpliwości (uzasadnione). Pewnie zadzialal jakiś mechanizm przystosowawczy. Czlowiek wybacza ale jednocześnie broni klasycznego obrazu, zony, meza ale tego nie da się pogodzić.

Tak podobnie jak Ty patrze w Przyszlosc. To moja stara sentencja, która kiedyś brzmiała: "Patrze przed siebie, nigdy za siebie", o której trochę zapomniałem. W tym przypadku, moim, twoim, innych wyborem jest to ze można zyc razem, tworzyć dom, rodzine, wychowywać dzieci, ale nie ma już tego balastu w postaci musu, jest odczucie wolności wyboru i wbrew pozorom wyglada na to ze daje to więcej energii do działania niż klasyczny "układ malzenski". Sa tego oczywiście konsekwnecje, taki związek nie może być już taki scisly. Nie ma już tego poczucia odpowiedzialności za druga osobe, jej postepowanie, oraz inne rzeczy się zmieniają.

Podsumowujac to prostymi słowami, można bronic az do upadłego obrazu malzenstwa, zony, meza, ich roli jednocześnie codzeinnie zderzając ten obraz ze sprzeczna rzeczywistoscia, czując zal, bol ... albo ... wybrać takie rozwiązanie (wymaga to zmiany myslenia, obrazu, piorytetow), które w swoim rezultacie daja stalosc emocji, uczuc, ważne tez kiedy się jest przykładem dla innych (np. dzieci w rodzinie) czyli taka stala postawe stala ... jednoczenie ... być otwartym na pozytywne sygnaly, działania, uczucia ze strony drugiej osoby (swojej w kierunku tej osoby). To jakby zupełnie od nowa wchodzić w nowa role bez przymusu, bez starych wymagan, w zgodzie ze sobą, bez zalu do kogos drugiego ze jest taki jaki jest... czego pierwszym krokiem jest ... wybaczenie samemu sobie.

Mysle ze tez chodzilo o to:

"Wybaczyć NIE znaczy ani usprawiedliwić, ani zrozumieć". Bardzo, ale to bardzo pragnąłem usprawiedliwiać. To wlasnie brak możliwości usprawiedliwienia czegos nowego, czego się teraz dowiedziałem (dzięki spokojnej, obustronnej, rzeczowej rozmowie przy winie) spowodowal zmiane podejścia do sytuacji (byl to ogromny cios dla mnie, kolejny fakt, rzecz, której nie byłem już w stanie unieść) a alternatywa byloby popadniecie w marazm i rozpacz (w rzeczywistości nad samym sobą).

Co do reszty to nie chce się niepotrzebnie rozpisywać. Trafnie ujelas i nazwalas większość mechanizmow, które zaobserwowałem również u siebie. Dziekuje kolejny raz.

Jest jeszcze jedna kwestia. Jest nia kwestia celowego działania kogos przeciwko czemus (mojej rodzinie). Ten problem w tej chwili nieco mnie przerasta i odpowiedzi na sposób działania musze poszukać w sobie (żeby uwolnić się od skutkow tego działania we mnie - jednoczesnie nie chce podejmowac dzialan "na zewnątrz" żeby nie wywolywac chaosu i w rezultacie złych skutkow, te działania które podjelem do tej pory praktycznie wystarczyly do fizycznego usuniecia tej osoby z rodziny, pozostale kwestie to obecność określonego działania we mnie, w kims oraz skutki tego wobec mojej bratowej). Nie jest to jednak temat do dyskusji w tym watku, zwłaszcza ze zahacza o sprawy trochę "nie z tego swiata".

281

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Nie można konstruktywnie zyc, wychowywać dzieci, udzielać się w domu i pracy majac wątpliwości (uzasadnione). Pewnie zadzialal jakiś mechanizm przystosowawczy. Czlowiek wybacza ale jednocześnie broni klasycznego obrazu, zony, meza ale tego nie da się pogodzić.

Maniek,
Wątpliwości...nie biorą się znikąd smile
Nie odpuszczaj teraz, przyjrzyj się im uważnie a możesz zyskać swoją własną szerszą perspektywę, z której spojrzysz na świat dookoła. Nie otrzymasz odpowiedzi precyzyjnych i zadawalających, ale więcej zrozumienia i akceptacji dla swoich własnych ...odczuć.

Sposób, w jaki ludzki mózg jest zbudowany sprawia, że widzimy tylko to, w co wierzymy, że jest możliwe. Dopasowujemy to do pewnego wzorca, który już istnieje w nas poprzez nasze uwarunkowania.  W konsekwencji my tworzymy rzeczywistość, jesteśmy "maszynami" produkującymi rzeczywistość i to my bezustannie tworzymy efekty rzeczywistości - odbierając naszymi zmysłami TO, co uprzednio odbiło się w lustrze naszej pamięci.
Zdecydowana większość z nas ma w umyśle dość szczegółowe ?wytyczne? na własne życie oraz zarysowaną wizje swojej roli i miejsca . Ten wzorzec,"skrypt życiowy" lub jak Ty to określasz "klasyczny obraz" określa to, kim jesteśmy, do czego dążymy i jak to osiągniemy. Wzorzec/obraz/skrypt powstaje jako suma naszych doświadczeń: życiowych (nabytych głownie w okresie dzieciństwa), uczuć, nakazów i  zakazów, oczekiwań wobec nas oraz obserwacji, jak radzić sobie z problemami. Najistotniejsza treść skryptu pochodzi z najbliższego otoczenia w okresie dojrzewania czyli od naszych rodziców, którzy na swoim przykładzie oraz poprzez zakazy i nakazy "pomagają kreować nam rzeczywistość".
Jeśli myślimy o rzeczach czynimy rzeczywistość bardziej konkretną niż ona jest. I oto - dlaczego grzęźniemy i "tkwimy" w jednostajnej rzeczywistości naszych własnych mysli, idei,...

Spróbuj potraktować rzeczywistość jak nieskończoną możliwość.
Powodzenia smile

Posty [ 261 do 282 z 282 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024