Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować? - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 282 ]

66

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
podobna napisał/a:

Przyszłość nie chcę, a raczej nie chciałam rozwodu, bo żyłam w fikcyjnej nadziei, że on tak naprawde mnie kocha, ale o tym nie wie wink wiem, to głupie, teraz myślę juz inaczej. Nie pozostawił mi złudzeń, że jestem kompletnie nieważna w jego życiu. Pozew złożyłam pod koniec lutego, czekam na rozprawę.

OK, chyba rozumiem.
Podjęłaś racjonalną decyzję. Ale nie jesteś do niej przekonana, bo wydaje się Tobie, że tracisz szansę na poczucie bliskości oraz opiekę drugiej osoby ?
Jednak tego już nie było od dłuższego czasu.
To smutne, gdy po wielu wspólnych latach nie żadnych ciepłych uczuć.
Widzę wśród niektórych znajomych rozwiedzionych par, że po rozwodzie mają lepsze relacje, bardziej doceniają siebie nawzajem niż to miało miejsce podczas gdy byli małżeństwem.
Może tak będzie i u Ciebie.

Jeśli pragniesz spotkać kogoś kto będzie dla Ciebie partnerem i przyjacielem, to załóż proszę, że tak się stanie prędzej czy później. Wtedy, gdy przyjdzie na to czas.
Uśmiechaj się rano do siebie i innych ludzi, bo to może właśnie tego dnia wydarzy się coś szczególnego, co odmieni Twoje życie. Patrz śmiało w przyszłość, już nic nie jest w stanie Cię złamać, bo przetrwałaś krzywdę, którą wyrządził Tobie ktoś bardzo bliski.
Mocno Cię śkiskam.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Ale z tamtym facetem, który mnie zdradzał i oszukiwał ja już nie chcę być. Aby myśleć o wspólnej przyszłości on musi się zmienić. Jego system wartości musi się zmienić. A jego zachowanie i postawa ten system wartości musi potwierdzać. I ja muszę uwierzyć, że ta zmiana się dokonała. Wtedy będę gotowa spróbować i dać szansę. Niby tej samej osobie, ale jednak zupełnie innej.

Póki co przeszłość nie pozwala mi patrzeć na niego inaczej niż przez pryzmat zdrady, oszustw i braku szacunku do mnie.
Ale może trzeba więcej czasu.
A może nigdy nie będę mogła "być ponad tym" co się wydarzyło.
Stoję na krawędzi.
Niby bym chciała, ale się boję spróbować, zaufać na nowo.
I wtedy myślę łatwiej jest odejść, zamknąć ten rozdział mojego życia i zacząć pisać nowy, rozdział bez zdrajcy.

Przyszłość, mam podobną sytuację i podobne przemyślenia.
Ale mam małą wiarę, że dorosły człowiek z ukształtowaną osobowością może się zmienić (to nie tylko o mężach, o nas też). Po kilku miesiącach życia na krawędzi obłędu teraz osiągnęłam kiepski stan stabilny. Już nie stoję na krawędzi. Teraz spokojnie przechadzam się wzdłuż wink
Czas jest w takich przypadkach najlepszy, tylko jego potrzebujemy. Będziesz mogła "być ponad to" - ja już jestem. Zajęło mi to kilka miesięcy. Pomógł mi psycholog, czas i ja sama.
I wcale nie chcę spróbować zaufać. Bo to się nigdy nie wydarzy. Mogę spróbować żyć bez zaufania, ale nie zaufam NIGDY.
Może zostanę, może odejdę. Jeszcze nie wiem. I daję sobie prawo do tej niewiedzy.

68 Ostatnio edytowany przez podobna (2014-03-20 23:44:47)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Na razie jestem na etapie nieinteresowania się życiem mojego jeszcze-męża. Wiadomości z jego nowego życia za bardzo mnie jeszcze ranią. Bo jak może czuć się kobieta, jeszcze w końcu żona, gdy jej wiarołomny mąż przedstawia w Święta swojej rodzinie nową kobietę? Nie wyobrażam sobie, że miałabym usiąść z nim przy stole i wypić kawę miło gawędząc. To jakaś abstrakcja. Co innego, gdybyśmy wspólnie podjęli decyzję o rozstaniu, gdyby nie było tego wszystkiego, co się wydarzyło. Co innego, gdyby każde z nas było po rozstaniu samo, bo i taką parę znam (fakt, że są dużo starsi, ale jednak). Ja nie boję się tego, że sobie nie poradzę, bo zawsze byłam na szczęście niezależna i finansowo i ogólnie. Można powiedzieć, że każda z ważnych decyzji w małżeństwie była podjęta przeze mnie. Byłam bardziej dominująca w naszym związku. Mąż oczywiście na koniec mi to wypomniał, zapominając jakby o tym, że sam nie potrafił i nie chciał podejmować żadnych decyzji. Udało mu się podjąć tylko tę, o największym polu rażenia, o rozwodzie. Opieka i troska.... hm, już dawno tego nie doświadczyłam. Nie byłam w małżeństwie szczęśliwa, raczej względnie bezpieczna. To dla mnie za mało. Nawiasem mówiąc to też okazało się moją wadą - po co w ogóle chciałam czegoś więcej, skoro mogłam się cieszyć tym, co mam? Po co marzylam o budowie własnego domu, po co chciałam drugiego dziecka? No i mam za swoje.

Zgadzam się z LonelyCat, że można osiągnąć stan bycia "ponad tym". Ja tak miałam po pierwszym trzęsieniu ziemi i również zajęło mi to kilka miesięcy. Ale zanim to nastąpiło czułam się tak, jakbym umierała w środku. To stan nie do opisania. Teraz z perspektywy czasu uważam, ze powinnam wtedy zakończyć to małżeństwo.

69

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Podobna, mozna sie tak zastanawiac, ja teraz tez wiele zrobilabym inaczej. Mam do niego zal, ze nie mial odwagi powiedziec mi jak zaczal romans, bo wtedy nie bylabym taka porozbijana i przeczolgana. Moze wtedy udaloby sie cos uratowac. Ale on nie chcial ratowac i nie chce. Teraz stoi w rozkroku, ale jedna noga bardziej z nia, a ja mam ochote mu obciac ta "moja" noge i sie uwolnic. Tu juz nie ma zadnej przyszlosci dla nas. Chce strasznie mocno wierzyc, ze jest przyszlosc dla mnie. Wiem, ze jakas jest, zawsze jest, ale ja chce byc szczesliwa, chce sie podniesc i z usmiechem patrzec na nowy dzien. Nie chce byc samotna, zgorzkniala i caly czas uzalezniona od niego.
Wypominam sobie, ze gdybym byla inna, moze byloby inaczej, ze moze spieprzylam to zycie na wlasne zyczenie. Ale co sie stalo nie odstanie sie, nie zmienie przeszlosci.

70

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
LonelyCat napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Ale z tamtym facetem, który mnie zdradzał i oszukiwał ja już nie chcę być. Aby myśleć o wspólnej przyszłości on musi się zmienić. Jego system wartości musi się zmienić. A jego zachowanie i postawa ten system wartości musi potwierdzać. I ja muszę uwierzyć, że ta zmiana się dokonała. Wtedy będę gotowa spróbować i dać szansę. Niby tej samej osobie, ale jednak zupełnie innej.

Póki co przeszłość nie pozwala mi patrzeć na niego inaczej niż przez pryzmat zdrady, oszustw i braku szacunku do mnie.
Ale może trzeba więcej czasu.
A może nigdy nie będę mogła "być ponad tym" co się wydarzyło.
Stoję na krawędzi.
Niby bym chciała, ale się boję spróbować, zaufać na nowo.
I wtedy myślę łatwiej jest odejść, zamknąć ten rozdział mojego życia i zacząć pisać nowy, rozdział bez zdrajcy.

Przyszłość, mam podobną sytuację i podobne przemyślenia.
Ale mam małą wiarę, że dorosły człowiek z ukształtowaną osobowością może się zmienić (to nie tylko o mężach, o nas też). Po kilku miesiącach życia na krawędzi obłędu teraz osiągnęłam kiepski stan stabilny. Już nie stoję na krawędzi. Teraz spokojnie przechadzam się wzdłuż wink
Czas jest w takich przypadkach najlepszy, tylko jego potrzebujemy. Będziesz mogła "być ponad to" - ja już jestem. Zajęło mi to kilka miesięcy. Pomógł mi psycholog, czas i ja sama.
I wcale nie chcę spróbować zaufać. Bo to się nigdy nie wydarzy. Mogę spróbować żyć bez zaufania, ale nie zaufam NIGDY.
Może zostanę, może odejdę. Jeszcze nie wiem. I daję sobie prawo do tej niewiedzy.

LonelyCat, cieszę się, że napisałaś.
Tak dobrze czuć, że ktoś ma podobne przemyślenia i stan uczuć - szkoda tylko, że nie są one pozytywne.
Ja zaczynam wierzyć, że dorosły człowiek może się zmienić.
Widzę jak mnie ostatnie wydarzenia zmieniły, tj zarówno zdrady, jak i spotkania z psycholożkami.
Wiele sobie uświadomiłam i zrozumiałam.
To wpłynęło na to, jak się teraz zachowuję, co jest dla mnie ważne.
Przebudowuję swój świat.
A jeśli ja mogę się zmienić, to może każdy.
To, co napisałaś o próbie życia bez zaufania zamiast próbie zaufania początkowo przeraziło mnie.
Nigdy nie brałam pod uwagę takiego rozwiązania, a jest warte przynajmniej rozważenia.

71

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
podobna napisał/a:

Na razie jestem na etapie nieinteresowania się życiem mojego jeszcze-męża. Wiadomości z jego nowego życia za bardzo mnie jeszcze ranią. Bo jak może czuć się kobieta, jeszcze w końcu żona, gdy jej wiarołomny mąż przedstawia w Święta swojej rodzinie nową kobietę? Nie wyobrażam sobie, że miałabym usiąść z nim przy stole i wypić kawę miło gawędząc. To jakaś abstrakcja. Co innego, gdybyśmy wspólnie podjęli decyzję o rozstaniu, gdyby nie było tego wszystkiego, co się wydarzyło. Co innego, gdyby każde z nas było po rozstaniu samo, bo i taką parę znam (fakt, że są dużo starsi, ale jednak). Ja nie boję się tego, że sobie nie poradzę, bo zawsze byłam na szczęście niezależna i finansowo i ogólnie. Można powiedzieć, że każda z ważnych decyzji w małżeństwie była podjęta przeze mnie. Byłam bardziej dominująca w naszym związku. Mąż oczywiście na koniec mi to wypomniał, zapominając jakby o tym, że sam nie potrafił i nie chciał podejmować żadnych decyzji. Udało mu się podjąć tylko tę, o największym polu rażenia, o rozwodzie. Opieka i troska.... hm, już dawno tego nie doświadczyłam. Nie byłam w małżeństwie szczęśliwa, raczej względnie bezpieczna. To dla mnie za mało. Nawiasem mówiąc to też okazało się moją wadą - po co w ogóle chciałam czegoś więcej, skoro mogłam się cieszyć tym, co mam? Po co marzylam o budowie własnego domu, po co chciałam drugiego dziecka? No i mam za swoje.

Zgadzam się z LonelyCat, że można osiągnąć stan bycia "ponad tym". Ja tak miałam po pierwszym trzęsieniu ziemi i również zajęło mi to kilka miesięcy. Ale zanim to nastąpiło czułam się tak, jakbym umierała w środku. To stan nie do opisania. Teraz z perspektywy czasu uważam, ze powinnam wtedy zakończyć to małżeństwo.

Podobna,
Dobrze, że marzyłaś.
Marzenia góry przenoszą. Marzyciele pchają świat do przodu.
Czasami myślę, że moim błędem był brak marzeń (tak, marzeń zamiast oczekiwań) szczęśliwej, dozgonnej, niezachwianej, miłości.

To może banalne stwierdzenie, ale ja naprawdę myślę, że Twój mąż na Ciebie nie zasługuje.
A ta decyzja o największym polu rażenia - szkoda, że nie była Twoją.
I nawet nie chodzi o to, że powinnaś ją podjąć 4 lata temu.
Ty sama powinnaś ją podjąć, bo dałoby to Tobie namiastkę kontrolowania swojego życia i decydowania o tym, jak ono ma wyglądać.

72

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Sol_1 napisał/a:

Podobna, mozna sie tak zastanawiac, ja teraz tez wiele zrobilabym inaczej. Mam do niego zal, ze nie mial odwagi powiedziec mi jak zaczal romans, bo wtedy nie bylabym taka porozbijana i przeczolgana. Moze wtedy udaloby sie cos uratowac. Ale on nie chcial ratowac i nie chce. Teraz stoi w rozkroku, ale jedna noga bardziej z nia, a ja mam ochote mu obciac ta "moja" noge i sie uwolnic. Tu juz nie ma zadnej przyszlosci dla nas. Chce strasznie mocno wierzyc, ze jest przyszlosc dla mnie. Wiem, ze jakas jest, zawsze jest, ale ja chce byc szczesliwa, chce sie podniesc i z usmiechem patrzec na nowy dzien. Nie chce byc samotna, zgorzkniala i caly czas uzalezniona od niego.
Wypominam sobie, ze gdybym byla inna, moze byloby inaczej, ze moze spieprzylam to zycie na wlasne zyczenie. Ale co sie stalo nie odstanie sie, nie zmienie przeszlosci.

Sol, śledzę Twoją historię na forum.
Powyższy post świadczy o tym, że zaczynasz ogarniać sytuację, bo jeszcze kilka dni temu wcale tak nie było.
zaczynam rozumieć dlaczego osoby wychodzące z nałogu mają takich "opiekunów", którzy wspierają ich w drodze do wyjścia z nałogu.
Twój mąż jest dla Ciebie takim uzależnieniem.
Czy jest obok Ciebie teraz ktoś, kto mógłby Cię wspierać bezpośrednio? Nie wirtualnie, jak my tutaj.

73

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:
LonelyCat napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Ale z tamtym facetem, który mnie zdradzał i oszukiwał ja już nie chcę być. Aby myśleć o wspólnej przyszłości on musi się zmienić. Jego system wartości musi się zmienić. A jego zachowanie i postawa ten system wartości musi potwierdzać. I ja muszę uwierzyć, że ta zmiana się dokonała. Wtedy będę gotowa spróbować i dać szansę. Niby tej samej osobie, ale jednak zupełnie innej.

Póki co przeszłość nie pozwala mi patrzeć na niego inaczej niż przez pryzmat zdrady, oszustw i braku szacunku do mnie.
Ale może trzeba więcej czasu.
A może nigdy nie będę mogła "być ponad tym" co się wydarzyło.
Stoję na krawędzi.
Niby bym chciała, ale się boję spróbować, zaufać na nowo.
I wtedy myślę łatwiej jest odejść, zamknąć ten rozdział mojego życia i zacząć pisać nowy, rozdział bez zdrajcy.

Przyszłość, mam podobną sytuację i podobne przemyślenia.
Ale mam małą wiarę, że dorosły człowiek z ukształtowaną osobowością może się zmienić (to nie tylko o mężach, o nas też). Po kilku miesiącach życia na krawędzi obłędu teraz osiągnęłam kiepski stan stabilny. Już nie stoję na krawędzi. Teraz spokojnie przechadzam się wzdłuż wink
Czas jest w takich przypadkach najlepszy, tylko jego potrzebujemy. Będziesz mogła "być ponad to" - ja już jestem. Zajęło mi to kilka miesięcy. Pomógł mi psycholog, czas i ja sama.
I wcale nie chcę spróbować zaufać. Bo to się nigdy nie wydarzy. Mogę spróbować żyć bez zaufania, ale nie zaufam NIGDY.
Może zostanę, może odejdę. Jeszcze nie wiem. I daję sobie prawo do tej niewiedzy.

LonelyCat, cieszę się, że napisałaś.
Tak dobrze czuć, że ktoś ma podobne przemyślenia i stan uczuć - szkoda tylko, że nie są one pozytywne.
Ja zaczynam wierzyć, że dorosły człowiek może się zmienić.
Widzę jak mnie ostatnie wydarzenia zmieniły, tj zarówno zdrady, jak i spotkania z psycholożkami.
Wiele sobie uświadomiłam i zrozumiałam.
To wpłynęło na to, jak się teraz zachowuję, co jest dla mnie ważne.
Przebudowuję swój świat.
A jeśli ja mogę się zmienić, to może każdy.
To, co napisałaś o próbie życia bez zaufania zamiast próbie zaufania początkowo przeraziło mnie.
Nigdy nie brałam pod uwagę takiego rozwiązania, a jest warte przynajmniej rozważenia.

Przyszłość, to nie tak, że uczucia nie są pozytywne. Nie do końca. Po prostu są mało pozytywne "w związku ze związkiem" smile. Jest pewne oczekiwanie na rozwój wypadków, rozwój uczuć (dopuszczam tez możliwość ich wygaśnięcia i osiągnięcia obojętności. Teraz WSZYSTKO jest możliwe... Ja też czuję w sobie zmianę, ale to nie jest zmiana mnie samej, tylko kwestia doświadczenia, przez które przeszłam. Pomyśl o swojej zmianie w ten sposób. Wiele przeszłaś, i to zmieniło Twój świat i Twoje postępowanie. Ale czy na pewno zmieniło Ciebie?
Odnośnie braku zaufania to wcale nie uważam tego za przerażające - chociaż spodziewam się, ze mogłaś odebrać moją koncepcję jako przerażającą (ja bym raczej powiedziała oryginalną). Jego brak na szczęście nie wywołuje u mnie poczucia zagrożenia i chęci sprawdzania. Po prostu go nie ma.
Ściskam mocno

74

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
LonelyCat napisał/a:

Przyszłość, to nie tak, że uczucia nie są pozytywne. Nie do końca. Po prostu są mało pozytywne "w związku ze związkiem" smile. Jest pewne oczekiwanie na rozwój wypadków, rozwój uczuć (dopuszczam tez możliwość ich wygaśnięcia i osiągnięcia obojętności. Teraz WSZYSTKO jest możliwe... Ja też czuję w sobie zmianę, ale to nie jest zmiana mnie samej, tylko kwestia doświadczenia, przez które przeszłam. Pomyśl o swojej zmianie w ten sposób. Wiele przeszłaś, i to zmieniło Twój świat i Twoje postępowanie. Ale czy na pewno zmieniło Ciebie?
Odnośnie braku zaufania to wcale nie uważam tego za przerażające - chociaż spodziewam się, ze mogłaś odebrać moją koncepcję jako przerażającą (ja bym raczej powiedziała oryginalną). Jego brak na szczęście nie wywołuje u mnie poczucia zagrożenia i chęci sprawdzania. Po prostu go nie ma.
Ściskam mocno

Nigdy nie wierzyłam w to, że ludzie się zmieniają, że ich osobowość się może zmienić.
I nadal tak uważam. I w tym znaczeniu przyznaję Tobie rację, że moja osobowość się nie zmieniła.
Ale moje priorytety się zmieniły.
A w ślad za tym, zmieniło się moje zachowanie.
Zatem ja się zmieniłam.
I DOBRZE, lepiej późno niż...

I masz 100% rację, że to doświadczenia ostatnich m-cy tę zmianę zapoczątkowały. Przecież jesteśmy sumą uwarunkowań biologicznych, wychowania, wykształcenia i doświadczeń życiowych.

Jednak ta uczuciowa pustka, obojętność, która przyszła po utracie miłości bardzo mi ciąży.
Chciałabym znowu kochać romantycznie. I ufać.
Jest we mnie tęsknota za bliskością, jednością, wzajemnym oddaniem.
Ale wiesz co LonlyCat
Mimo, że do 40tki już bliżej mam niż dalej.
Mimo, że doświadczenia ostatnich miesięcy mam kiepskie.
Czuję, że jeszcze będzie mi to dane.
Bo tego chcę.
Bo na to zasłużyłam.

75

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:
LonelyCat napisał/a:

Przyszłość, to nie tak, że uczucia nie są pozytywne. Nie do końca. Po prostu są mało pozytywne "w związku ze związkiem" smile. Jest pewne oczekiwanie na rozwój wypadków, rozwój uczuć (dopuszczam tez możliwość ich wygaśnięcia i osiągnięcia obojętności. Teraz WSZYSTKO jest możliwe... Ja też czuję w sobie zmianę, ale to nie jest zmiana mnie samej, tylko kwestia doświadczenia, przez które przeszłam. Pomyśl o swojej zmianie w ten sposób. Wiele przeszłaś, i to zmieniło Twój świat i Twoje postępowanie. Ale czy na pewno zmieniło Ciebie?
Odnośnie braku zaufania to wcale nie uważam tego za przerażające - chociaż spodziewam się, ze mogłaś odebrać moją koncepcję jako przerażającą (ja bym raczej powiedziała oryginalną). Jego brak na szczęście nie wywołuje u mnie poczucia zagrożenia i chęci sprawdzania. Po prostu go nie ma.
Ściskam mocno

Jednak ta uczuciowa pustka, obojętność, która przyszła po utracie miłości bardzo mi ciąży.
Chciałabym znowu kochać romantycznie. I ufać.
Jest we mnie tęsknota za bliskością, jednością, wzajemnym oddaniem.
Ale wiesz co LonlyCat
Mimo, że do 40tki już bliżej mam niż dalej.
Mimo, że doświadczenia ostatnich miesięcy mam kiepskie.
Czuję, że jeszcze będzie mi to dane.
Bo tego chcę.
Bo na to zasłużyłam.

Mądra dziewczynka smile
Jeszcze nie dojrzałam do takiego myślenia. Na razie zakotwiczyłam się przy moim "tu i teraz". Ale już nie myślę obsesyjnie o tym, co się wydarzyło. Nie myślę też o tym, czy na coś zasługuję czy nie. Przestałam tez myślec o tym, ze na zdradę nie zasłużyłam. W ogóle nie myślę w takich kategoriach. Cieszę się, ze już nie trzymam rozpaczliwie nosa na powierzchni. Teraz chyba siedzę na pomoście wink no może pływam na materacu smile

76

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Zazdraszczam dziewczyny, co probuje wejsc na materac moj maz mnie wciaga pod wode....Moze jeszcze za wczesnie

77

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
podobna napisał/a:

Zgadzam się z LonelyCat, że można osiągnąć stan bycia "ponad tym". Ja tak miałam po pierwszym trzęsieniu ziemi i również zajęło mi to kilka miesięcy. Ale zanim to nastąpiło czułam się tak, jakbym umierała w środku. To stan nie do opisania. Teraz z perspektywy czasu uważam, ze powinnam wtedy zakończyć to małżeństwo.

Podobna,
Nie wiem, jak to się stało, ale dopiero teraz zobaczyłam ten akapit. Było dokładnie tak, jak piszesz... Stan nie do opisania. Gdyby nie terapia kryzysowa, którą wtedy przechodziłam, nie wiem, jak to by się skończyło. Stan był dla mnie o tyle nowy, ze ja zawsze byłam raczej pozbierana i zdecydowanie działająca. A tu: totalne rozsypanie, na pierwiastki... Gdyby nie mój zły ówczesny stan mój mąż wyleciałby z domu w ciągu godziny... Ale ja w tej pomrocznosci WIEDZIAŁAM, ze nie dam rady odpowiadać spokojnie dzieciom na pytanie, kiedy tata przyjdzie... Wiec został, a ja musiałam znosić jego nieporadną obecność albo zwykłą nieobecność.
W trakcie tego doła kończyłam związek (w myślach i na sesjach) kilkanaście razy. Pani psycholog kilka razy mnie przed tym powstrzymała. Nadal, choć jestem "ponad to" (albo mi się tak wydaje), mam ochotę odejść. Szukam racjonalnego argumentu. Czasem na siłę. Czuję, ze należy się rozstać, bo co po takim armageddonie może zostać? Nic...

78

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Sol_1 napisał/a:

Zazdraszczam dziewczyny, co probuje wejsc na materac moj maz mnie wciaga pod wode....Moze jeszcze za wczesnie

Sol - czytałam Twoją smutną historię sad
Nie wypowiadałam się na Twoim wątku, bo nic mądrzejszego, niż to, co tam Dziewczyny napisały, nie wymyśliłabym.
Rozumiem, że nie masz siły na zdecydowany krok - każda z nas przez taką niemoc przechodziła. Ale spróbuj chociaż raz go zrobić - poczujesz się silniejsza, to da Ci moc chociaż na chwilę. To będzie Twoje wejście na materac. Wywal go, bo (sorry) masz do czynienia z wyjątkową łajzą. Za jakiś czas będziesz żałować, ze tak się podkładałaś. Ja na przykład żałuję, ze mi zabrakło sił na zdecydowane działanie.
I jeszcze jedno - jeżeli masz taką możliwość, idź na terapię. To naprawdę pomaga.

79

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
LonelyCat napisał/a:
podobna napisał/a:

Zgadzam się z LonelyCat, że można osiągnąć stan bycia "ponad tym". Ja tak miałam po pierwszym trzęsieniu ziemi i również zajęło mi to kilka miesięcy. Ale zanim to nastąpiło czułam się tak, jakbym umierała w środku. To stan nie do opisania. Teraz z perspektywy czasu uważam, ze powinnam wtedy zakończyć to małżeństwo.

Podobna,
Nie wiem, jak to się stało, ale dopiero teraz zobaczyłam ten akapit. Było dokładnie tak, jak piszesz... Stan nie do opisania. Gdyby nie terapia kryzysowa, którą wtedy przechodziłam, nie wiem, jak to by się skończyło. Stan był dla mnie o tyle nowy, ze ja zawsze byłam raczej pozbierana i zdecydowanie działająca. A tu: totalne rozsypanie, na pierwiastki... Gdyby nie mój zły ówczesny stan mój mąż wyleciałby z domu w ciągu godziny... Ale ja w tej pomrocznosci WIEDZIAŁAM, ze nie dam rady odpowiadać spokojnie dzieciom na pytanie, kiedy tata przyjdzie... Wiec został, a ja musiałam znosić jego nieporadną obecność albo zwykłą nieobecność.
W trakcie tego doła kończyłam związek (w myślach i na sesjach) kilkanaście razy. Pani psycholog kilka razy mnie przed tym powstrzymała. Nadal, choć jestem "ponad to" (albo mi się tak wydaje), mam ochotę odejść. Szukam racjonalnego argumentu. Czasem na siłę. Czuję, ze należy się rozstać, bo co po takim armageddonie może zostać? Nic...

Myślę, że głównym powodem, dla którego nam się nie udało było to, że w mniemaniu mojego męża to ja miałam się poprawić, bo on był przeciez idealny: nie pił, nie bił, pracował, umiał w domu naprawić prawie wszystko. A ja za wiele przecież wymagałam, do tego ta rutyna, za mało sexu i jeszcze moje marudzenie, że chciałabym, żeby nasze dziecko miało rodzeństwo. Jak żyć z taką żoną? wink Być może powinnam wtedy nalegać na terapię małżeńską, ale tkwiłam w amoku i uważałam, ze sami damy radę. Nie daliśmy, a raczej nie dałam rady. Walka jednostronna zawsze skazana jest na niepowodzenie. Teraz w całej jaskrawości widzę, jaka byłam naiwna - przecież mój mąż nigdy nie żałował tego, co zrobił, nie okazał żadnej skruchy i tak na dobrą sprawę to tamta się wycofała. Pewnie gdyby nie to, miotałby się tak, jak mąż SOL, której historię przeczytałam. Co do stanów, których nigdy wczesniej nie przechodziłam.... kiedy decyzja o rozwodzie była już nieodwołalna codziennie, ale to codziennie budziłam się z łomoczącym sercem. Miałam wrażenie, że wyskoczy mi z klaty. Przeszło po 3 miesiącach, wprost proporcjonalnie do mojego powrotu do pozycji pionowej.

80

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Sol_1 napisał/a:

Zazdraszczam dziewczyny, co probuje wejsc na materac moj maz mnie wciaga pod wode....Moze jeszcze za wczesnie

Nie ma czego zazdrościć, kochana. Przecież wszystko leży w Twoich rękach. Teraz jesteś, jak marionetka, pociągana za sznurki. Zerwij te sznurki i zacznij działać samodzielnie. Na początek odetnij się od męża. To naprawdę pomaga w "odkochaniu". Im mniej będziesz wiedziała o szczegółach jego poplątanego życia, tym lepiej dla Twojej psychiki. Polecam aktywność wszelkiego typu. Ja co drugi dzień jestem na zajęciach fitnessu, kolejne dwa popołudnia spędzam na basenie. Zostawiam sobie po prostu minimum czasu na analizowanie. Włączony na okrągło proces myślenia na temat obecnej sytuacji jest zdradliwą pułapką. Przekierowywanie myśli to też niezły sposób. Na początku nienawidziłam weekendów - miałam za dużo czasu wolnego, a to oznaczało napływ myśli. Pierwszy weekend, na który się cieszyłam był dla mnie oznaką, że idzie ku lepszemu :-). Złapiesz w końcu równowagę, ja w to wierzę. A kiedy to zrobisz, ocenisz na trzeźwo sytuację i zrozumiesz, że nie jesteś w stanie zmusić nikogo do miłości. To co wymuszone nie cieszy, prawda?

81

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:
podobna napisał/a:

Na razie jestem na etapie nieinteresowania się życiem mojego jeszcze-męża. Wiadomości z jego nowego życia za bardzo mnie jeszcze ranią. Bo jak może czuć się kobieta, jeszcze w końcu żona, gdy jej wiarołomny mąż przedstawia w Święta swojej rodzinie nową kobietę? Nie wyobrażam sobie, że miałabym usiąść z nim przy stole i wypić kawę miło gawędząc. To jakaś abstrakcja. Co innego, gdybyśmy wspólnie podjęli decyzję o rozstaniu, gdyby nie było tego wszystkiego, co się wydarzyło. Co innego, gdyby każde z nas było po rozstaniu samo, bo i taką parę znam (fakt, że są dużo starsi, ale jednak). Ja nie boję się tego, że sobie nie poradzę, bo zawsze byłam na szczęście niezależna i finansowo i ogólnie. Można powiedzieć, że każda z ważnych decyzji w małżeństwie była podjęta przeze mnie. Byłam bardziej dominująca w naszym związku. Mąż oczywiście na koniec mi to wypomniał, zapominając jakby o tym, że sam nie potrafił i nie chciał podejmować żadnych decyzji. Udało mu się podjąć tylko tę, o największym polu rażenia, o rozwodzie. Opieka i troska.... hm, już dawno tego nie doświadczyłam. Nie byłam w małżeństwie szczęśliwa, raczej względnie bezpieczna. To dla mnie za mało. Nawiasem mówiąc to też okazało się moją wadą - po co w ogóle chciałam czegoś więcej, skoro mogłam się cieszyć tym, co mam? Po co marzylam o budowie własnego domu, po co chciałam drugiego dziecka? No i mam za swoje.

Zgadzam się z LonelyCat, że można osiągnąć stan bycia "ponad tym". Ja tak miałam po pierwszym trzęsieniu ziemi i również zajęło mi to kilka miesięcy. Ale zanim to nastąpiło czułam się tak, jakbym umierała w środku. To stan nie do opisania. Teraz z perspektywy czasu uważam, ze powinnam wtedy zakończyć to małżeństwo.

Podobna,
Dobrze, że marzyłaś.
Marzenia góry przenoszą. Marzyciele pchają świat do przodu.
Czasami myślę, że moim błędem był brak marzeń (tak, marzeń zamiast oczekiwań) szczęśliwej, dozgonnej, niezachwianej, miłości.

To może banalne stwierdzenie, ale ja naprawdę myślę, że Twój mąż na Ciebie nie zasługuje.
A ta decyzja o największym polu rażenia - szkoda, że nie była Twoją.
I nawet nie chodzi o to, że powinnaś ją podjąć 4 lata temu.
Ty sama powinnaś ją podjąć, bo dałoby to Tobie namiastkę kontrolowania swojego życia i decydowania o tym, jak ono ma wyglądać.

Masz rację, to powinna być moja decyzja. Wątpię, żebym cierpiała mniej, ale rzeczywiście miałabym przynajmniej świadomość podjęcia tej decyzji samodzielnie. W jakim wieku są Twoje dzieci i czy zauważyły, że atmosfera w Waszym domu się zmieniła?

82

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Probuje przeciac sznurki, ale mi nie wychodzi. Ten dom tez jego i wraca tu kiedy chce, jak wczoraj w nocy. Pytam go dzisiaj co zamierza co dalej, a on z pyskiem, ze nie bedzie rozmawial. Mamy kurde po 12 lat i mozemy wszystko zamiesc pod dywan.

83

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
podobna napisał/a:

W jakim wieku są Twoje dzieci i czy zauważyły, że atmosfera w Waszym domu się zmieniła?

Chłopcy mają 15 i 9 lat.
Ogólnie atmosfera w domu... jest świetna.
Jest lepiej niż przed wyjściem zdrady na światło dzienne.
Życie rodzinne kwitnie Dużo czasu spędzamy wszyscy razem, wspólnie. W domu i poza nim.
M. przestał wyjeżdżać tak często, prawie nie siedzi przed kompem wieczorami - wcześniej to była norma. Wcześniej stresy z pracy bardzo często przenosił do domu - teraz ten problem nie istnieje.
W stosunku do chłopaków zrobił się bardziej cierpliwy i wyrozumiały.
Dla mnie jest wprost ujmująco uprzejmy.
Nie dajemy też chłopcom poznać, że coś się dzieje między nami - rozmawiamy na trudne tematy poza domem (często w samochodzie w garażu) lub wieczorami cichutko.

84

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

czytam to co piszecie i myślę sobie, że chociaż fakty są inne jednak schematy takie same ...

ja nie doświadczyłam zdrady, rozstawałam się z moim mężem z innych powodów
po latach widzę, że zawsze jest tak samo - zmieni się, zmieni, ja się zmienię...tak bardzo chyba w to po prostu chcemy wierzyć
a tak naprawdę mało co się...zmienia
tylko upływa czas, dzieci dorastają, my się starzejemy
terapie, rozważania, naprawy...
a w środku pustka z którą jest coraz trudniej żyć

85

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

czytam to co piszecie i myślę sobie, że chociaż fakty są inne jednak schematy takie same ...

ja nie doświadczyłam zdrady, rozstawałam się z moim mężem z innych powodów
po latach widzę, że zawsze jest tak samo - zmieni się, zmieni, ja się zmienię...tak bardzo chyba w to po prostu chcemy wierzyć
a tak naprawdę mało co się...zmienia
tylko upływa czas, dzieci dorastają, my się starzejemy
terapie, rozważania, naprawy...
a w środku pustka z którą jest coraz trudniej żyć

Prawda, prawda i jeszcze raz prawda.
W moim przypadku potrzebna była zdrada, żebym sobie powiedziała DALEJ TAK NIE CHCĘ ŻYĆ.
I wytrwam w tym postanowieniu, sama albo z kimś.

86

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Kilka lampek wina,
Dużo, bardzo dużo ognia,
I się wszystko skomplikowało

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Kilka lampek wina,
Dużo, bardzo dużo ognia,
I się wszystko skomplikowało

zostalas uwiedziona ? wink

88

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
eine_gute_ehefrau napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Kilka lampek wina,
Dużo, bardzo dużo ognia,
I się wszystko skomplikowało

zostalas uwiedziona ? wink

Tak, pozwoliłam się uwieść.
I nie żałuję.
Dowiedziałam się też czegoś nowego o sobie.
Chociaż bardziej trafnie byłoby powiedzieć, że odkryłam zmianę w mojej seksualności lub w podejściu do seksu.
Nie miałam pojęcia, że zmiany, które we mnie zaszły i zachodzą dotyczą tak wielu obszarów.
Kim ja będę, gdy dotrę na koniec tej drogi, kttórą teraz idę?

89

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

przez męża zdrajcę wielokrotnego?

90

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszlosc, to na prawde nic nie znaczy. Jestesmy tylko ludzmi.
Poradzisz sobie, zobaczysz

91

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
End_aluzja napisał/a:

przez męża zdrajcę wielokrotnego?

dokładnie TAK

92

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Sol_1 napisał/a:

Przyszlosc, to na prawde nic nie znaczy. Jestesmy tylko ludzmi.
Poradzisz sobie, zobaczysz

Sol,
nie ma z czym sobie radzić.

Miałam jakąś dziką satysfakcję, gdy on następnego dnia myślał, że to koniec okresu próby, że teraz będziemy już żyli długo i szczęśliwie...
a ja na to, że TO BYŁ TYLKO SEKS.

On najlepiej wie, co to znaczy

93

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

;-)

94

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

jesteś pewna, że idziesz do przodu...

95

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

jesteś pewna, że idziesz do przodu...

In_ka,
ja już niczego nie jestem pewna.
W tej sytuacji, w której się znalazłam, nawet nie wiem, co to znaczy iść do przodu.
Bo ja wciąż nie mam obranego kierunku.
Wiem, że mój dotychczas poukładany, idealny świat rozpadł się na kawałki a ja zastanawiam się, czy i co warto pozbierać i poukładać na nowo, co zmienić i wymienić.

Ale nie tylko.
Spadły mi z oczu klapki/różowe okulary i zaczęłam dostrzegać swoją naiwność
To, jak dbałam o wszystko i wszystkich dookoła i zapominałam o sobie, swoich potrzebach.
Ale to się zmienia.
Dostrzegam w sobie zmiany na wielu płaszczyznach.
Pozwalam sobie na błądzenie, kontrolowane zaniedbania, doświadczanie i sprawdzanie.

Seks, który dotychczas był dla mnie aktem oddania i okazania miłości ukochanej osobie teraz stał się dla mnie źródłem czystej przyjemności.
Odkrjyłam w sobie pokłady całkiem nowej namiętności, bardziej dzikiej, nieskrępowanej.

To, co mnie tylko ogranicza w tej sytuacji i komplikuje sprawy to wewnętrzne przekonanie o tym, że z nikim innym nie mogłabym być taka wolna, swobodna, żeby nie powiedzieć swawolna.

In_ka, nie wiem dlaczego! ale czuję, że mi sprzyjarz i Twoje pytanie trochę mnie przestraszyło.

96

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

bo to pytanie jest dla ciebie - nie dla mnie...

tak odbieram to co piszesz - ..." nie mam obranego kierunku"
właśnie, dokładnie tak...

może czas jest tobie potrzebny, więcej czasu...

97

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

bo to pytanie jest dla ciebie - nie dla mnie...

tak odbieram to co piszesz - ..." nie mam obranego kierunku"
właśnie, dokładnie tak...

może czas jest tobie potrzebny, więcej czasu...

Dzięki In_ka
Pewnie masz rację, że potrzebuję więcej czasu.
Tylko ja jestem zadaniowcem i ten stan zawieszenia jest dla mnie nie-naturalny, nie-oczywisty.

Z pewnością nie chciałabym się zagubić w poszukiwaniu właściwej drogi.
Po lekturze forum widzę, że czasami oczywiste dla osób trzecich błędy, nie dostrzegają sami zainteresowani.
Stąd moja obawa, gdy "zawiesiłaś" pytanie.

98

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszłość,
pieknie sie Ciebie czyta.Na rozdrozu. Zadaniowiec w zawieszeniu.
Wiesz,czasami zawieszenie nie jest zle,mozna zamienic np. na czas trwania procesu.
A przeciez kazdy proces,ma jakis tam czas trwania?

Powodzenia w odnajdowaniu SIEBIE

99 Ostatnio edytowany przez fer papillon (2014-03-30 00:54:40)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przepraszam. z gory przepraszam za to co za chwile napisze, ten temat zaczyna jeszcze bardziej otwierac moje oczy i tak juz baaardzo szeroko otwarte. Moge powiedziec jest to jeden wielki shit. Przyslosc. Dalas z siebie absolutnie wszystko. I jezeli twoj maz tego nie widzial, bo musial poczuc adrenalinke to niech sie cap jeden wali. Tu nie mowimy o jednej kochance....
Bardzo podobal mi sie komentarz Garego NET FACETA! powiem jedno: dzieki stary !!!!! Teraz juz wiem. Bede tak samo jak inni kolesie uwodzic i tak sie wami bawic i tez tak jak ty nam, kobietom, ja polece facetom, moze i przyszlemu mezowi lekture ksiazki "Kup bilety na mecz mojemu kochankowi". WIem jedno po takim wpisie twoje osiagi jak i kazdego innego faceta... zredukowane zostana do maksymalenie niskiego poziomu, a pisk waszego meskiego ego bedzie slyszalny nawet na ksiezycu.
A dlaczego? a no wlasnie dlatego, bo przecietne meskie, natestosteronyzowane ego daje facetom poczucie wyjatkowosci. Niestety Gary, problem tkwi w tym, ze wy jestescie prostszy od instrukcji skladania mebla z ikei i  gdyby nie wierne wam kobiety, dbajace i opierajace wam tylki, zginelibyscie marnie.
Ksiazka "Kup bilety na mecz mojemu kochankowi" jeszcze nie zostala wydana ale ja poswiece moj czas i taka napisze !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
KOLESIE, JESTESCIE GOWNO WARCI i TYLE.
Nie macie jaj aby skonczyc zwiazek ale macie jaja aby manipulowac i wykorzystywac. Fantazja i zadowolenie wlasnego ego jest dla was wazniejsza niz wasze zony i dzieci, ba kochajace was kochanki zawsze beda dla was "dziurami"....
Co to jest za shit? Jakies jawne pranie mozgu.
A my kobiety, mamy tanczyc na tym wiecznym go go, walczyc ze zmarszczkami i celulitem i ciagle zyc w strachu, bo moze nie jestem idealna ale nie przeciez ja sie myle teraz mi sie powie ze zdrada jest najlepszym sposobem do uzdrowienia naszej relacji. Qrwa co to ma byc?

Tak, edytuje to co napisalam, bo dochodze do wniosku, ze zwiazki monogamiczne sa bzdura. Ich poprostu nie ma. MOze lepiej od razu  pozwolic facetom na poligamie i dzieki temu przynajmniej bedziemy znaly te inne, moze dzieki temu ONI nie bede musieli klamac i manipulowac a my w razie problemow, kryzysow bedziemy mogly sie komunikowac tworzac grupy wsparcia. np w momencie kiedy ON nie bedzie radzil sobie z ujsciem negatywnych emocji, nadmiarem testosteronu i bedzie wyladowywal na mnie swoja zlosc to w tym ukladzie zawsze bede mogla zadzonic do Basi albo Kasi i prosic o pomoc.
Why not?

100 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-03-30 00:46:47)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Uspokoj cycki kobieto... nie generalizuj i nie mow "wy faceci", bo są też mądrzy i wartościowi, którzy umieją postawić sprawe jasno i umieją być odpowiedzialni. Są też kobiety, które robią tak samo jak przypadek wyżej i nic sobie z tego nie robią(chwile mają kaca moralnego) - ale tak jak mowie, są to wciąż niegodni życia ludzie - karma do nich wróci. Nie teraz to na innym świecie. Ani zemsta ani gniew tu nie pomoże. Są jednostki i "jednostki". Z jednymi sie wiąże, z niektórymi nawet nie idzie porozmawiać. Emocji mniej, a więcej racjonalizmu i będzie dobrze.  Nie wiem czy zostalas tak mocno skrzywdzona przez zycie, ale jesli tak zawsze sie wypowiadasz i to nie chwila nerwów to zalecam terapie i odcięcie sie od tych natrętnych myśli... zycie jest piekne i da sie spotkac fajnych ludzi, tylko trzeba umiec ich w pore selekcjonować. Niektorzy po prostu przyciagają takich osobników, więc czasem warto zmienic otoczenie, zmienic siebie, rozwijać, a nie szukać problemu w innych. Facet skrzywdzil, jest szują to sie go zostawia i życzy "powodzenia". Łatwo na pewno nie jest, ale nie ma co obarczać od razu winą całe grono mężczyzn, bo ilu to dobrych osobników jest odrzucanych przez was, czasem nawet na starcie? Wiadomo, zawsze lepiej na początku niż po założeniu rodziny i kilkunastu latach małżeństwa, ale fakt jest fakt. Nie ma ludzi idealnych ,którzy nie krzywdzą. Życie jest długie i w każdym wieku da sie znalezc chwile szczęścia i iść do przodu. A żeby iść do przodu trzeba złą przeszłość odciąć od siebie - czas i pozytywne nastawienie do swiata i ludzi to pierwsze co jest potrzebne do tego. Trzeba sobie i komus dac szanse.

101 Ostatnio edytowany przez fer papillon (2014-03-30 00:56:36)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
thepass napisał/a:

Uspokoj cycki kobieto... nie generalizuj i nie mow "wy faceci", bo są też mądrzy i wartościowi, którzy umieją postawić sprawe jasno i umieją być odpowiedzialni. Są też kobiety, które robią tak samo jak przypadek wyżej i nic sobie z tego nie robią(chwile mają kaca moralnego) - ale tak jak mowie, są to wciąż niegodni życia ludzie - karma do nich wróci. Nie teraz to na innym świecie. Ani zemsta ani gniew tu nie pomoże. Są jednostki i "jednostki". Z jednymi sie wiąże, z niektórymi nawet nie idzie porozmawiać. Emocji mniej, a więcej racjonalizmu i będzie dobrze.  Nie wiem czy zostalas tak mocno skrzywdzona przez zycie, ale jesli tak zawsze sie wypowiadasz i to nie chwila nerwów to zalecam terapie i odcięcie sie od tych natrętnych myśli... zycie jest piekne i da sie spotkac fajnych ludzi, tylko trzeba umiec ich w pore selekcjonować. Niektorzy po prostu przyciagają takich osobników, więc czasem warto zmienic otoczenie, zmienic siebie, rozwijać, a nie szukać problemu w innych. Facet skrzywdzil, jest szują to sie go zostawia i życzy "powodzenia". Łatwo na pewno nie jest, ale nie ma co obarczać od razu winą całe grono mężczyzn, bo ilu to dobrych osobników jest odrzucanych przez was, czasem nawet na starcie? Wiadomo, zawsze lepiej na początku niż po założeniu rodziny i kilkunastu latach małżeństwa, ale fakt jest fakt. Nie ma ludzi idealnych ,którzy nie krzywdzą. Życie jest długie i w każdym wieku da sie znalezc chwile szczęścia i iść do przodu. A żeby iść do przodu trzeba złą przeszłość odciąć od siebie - czas i pozytywne nastawienie do swiata i ludzi to pierwsze co jest potrzebne do tego. Trzeba sobie i komus dac szanse.

Ile procent z tych troli powie ci prawde. A cycuszki spokojne i slodkie jak maliny smile Nie ma karmy jaki i sprawiedliwosci smile
Obudz sie !

102

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

To dobrze, że chociaż one są słodkie i spokojne! Teraz jeszcze czas na całą Ciebie.
Wszystko jest tylko trzeba zacząć wierzyć. Dobre rzeczy dzieją się gdy w nie uwierzymy.
Jestem obudzony, ale dzięki że sie troszczysz bym nie spał w nocy.

103

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

do thepass: mam 38 lat. 4 zwiazki na koncie. Mase kolezanek z takimi opowiesciami smile Nadal atrakcyjna, niestlamszona. Dochodze do wniosku, ze to my kobiety pozwalamy tym trolom kwitnac. To my im wybaczamy. Wierz mi, ja tez wybaczalam. TEraz majac swoje lata mam to gdzies. Chce zabawy, moze nawet odwetu, wiec tak bede robic. Ktos kto ma rodzine i dzieci i robi takie rzeczy osobie z ktora dzieli to zycie nie jest wart niczego, zero zrozumienia. Dlaczego? bo postawil na szali zycie swoich bliskich kosztem swoich fantazji, egoizmu. I wierz mi, przeszlam wiele ale nie pozwole aby jakis NET FACET mial czelnosc zamieszczac na forum porady typu- przeczytaj ksiazke "kup kochance meza kwiaty". takie rzeczy mozna napisac nastolatce ale nie komus z kilkunastoletnim stazem w zwiazku.
To jest jak kopniak w d..pe.

104

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
thepass napisał/a:

To dobrze, że chociaż one są słodkie i spokojne! Teraz jeszcze czas na całą Ciebie.
Wszystko jest tylko trzeba zacząć wierzyć. Dobre rzeczy dzieją się gdy w nie uwierzymy.
Jestem obudzony, ale dzięki że sie troszczysz bym nie spał w nocy.

Absolutnie wisi mi czy spisz czy nie. Absolutne "0" troski smile wylacz testosteron nadjacy twojemu zyciu poczucie wyjatkowosci smile
Zapewniam, jest takie same jak wiekszosci z nas smile

105 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-03-30 01:27:55)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Dużo łatwiej jest ignorować, a szczególnie w internecie. Za dużo w Tobie emocji. Co z tego, że on tak napisał? Zmienisz go? Wytłumaczysz takim podejściem? Możesz się z nim nie zgodzić i ja moge Ci przytaknąć. Mogą zrobić to inne osoby. W kupie siła. Nie lepiej tak? A to jest internet, wolność słowa. O wiele gorsze rzeczy można czytać tutaj. Okej, masz tyle lat, masz masę koleżanek z takimi historiami - może tak jak pisałem - takie grono po prostu. Ja zawsze sobie dobieram znajomych podobnych do mnie i gdyby jakiś "kolega" tak postąpił jak ten mężuś to uwierz nie miałby czego dalej u nas szukać. I to już jest karma - zostaje sam i jest też pouczony, bo my mamy zasady i nauczymy go ich, albo niech się nie pokazuje nam na oczy. Za to faceci podobnego typu będą wiesz co robili? Klepali się po pleckach i mówili, że dobrze zrobił, jeszcze niech kilka innych dziewczyn obróci i będą mu przyklaskiwać. Różni są ludzie. Tak jak nie każdy ksiądz jest pedofilem tak jak... i tak dalej. I możesz mieć setki przykładów, że jest tak a nie inaczej, bo Ty to widziałaś, słyszałaś, ale nadal to będzie generalizowanie bo już w mieście obok wszyscy są inni, a tam przecież nie byłaś.

Widzisz, próbowałem troche Cie rozluznic, to się czepiasz. Ale jak tam wolisz.

106 Ostatnio edytowany przez fer papillon (2014-03-30 01:43:13)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
thepass napisał/a:

Dużo łatwiej jest ignorować, a szczególnie w internecie. Za dużo w Tobie emocji. Co z tego, że on tak napisał? Zmienisz go? Wytłumaczysz takim podejściem? Możesz się z nim nie zgodzić i ja moge Ci przytaknąć. Mogą zrobić to inne osoby. W kupie siła. Nie lepiej tak? A to jest internet, wolność słowa. O wiele gorsze rzeczy można czytać tutaj. Okej, masz tyle lat, masz masę koleżanek z takimi historiami - może tak jak pisałem - takie grono po prostu. Ja zawsze sobie dobieram znajomych podobnych do mnie i gdyby jakiś "kolega" tak postąpił jak ten mężuś to uwierz nie miałby czego dalej u nas szukać. I to już jest karma - zostaje sam i jest też pouczony, bo my mamy zasady i nauczymy go ich, albo niech się nie pokazuje nam na oczy. Za to faceci podobnego typu będą wiesz co robili? Klepali się po pleckach i mówili, że dobrze zrobił, jeszcze niech kilka innych dziewczyn obróci i będą mu przyklaskiwać. Różni są ludzie. Tak jak nie każdy ksiądz jest pedofilem tak jak... i tak dalej. I możesz mieć setki przykładów, że jest tak a nie inaczej, bo Ty to widziałaś, słyszałaś, ale nadal to będzie generalizowanie bo już w mieście obok wszyscy są inni, a tam przecież nie byłaś.

Widzisz, próbowałem troche Cie rozluznic, to się czepiasz. Ale jak tam wolisz.

thepass: masz racje tylko DLACZEGO JEST WAS TAK MALO? Please explain to me!!!!! Tego nie da sie wytlumaczyc karma. Prosze nie sciemniaj.
KArma: w moim zyciu, zawsze dbalam o rownowage, z calym szacunkiem dla wiekszych i mniejszych zwierzat. Do facetow podchodzilam zawsze ze zrozumieniem... KARMA, musialam niezle na Karmic w poprzednim zyciu... , ale coz czepiam sie... zaraz, zaraz skad ja to znam????

107 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-03-30 01:46:06)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Mało jest wartościowych ludzi po prostu. Ludzi - ogólnie. A wartościowy nie znaczy też, że nie ma innych wad, których np ten zdradzający nie ma. Bo to "obrotny chłopak" przeciez jest. Po angielsku też chcesz nawijać ; ) ? Well...

Ja do Ciebie całkiem pozytywnie, a Ty mi, że Ci wisi to, że mam zwykłe życie i w ogóle atak personalny. Logiczne, że się to nazywa czepianie.

Tak czy siak dobrej nocki życze "panno 0 troski" : )

108

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
thepass napisał/a:

Mało jest wartościowych ludzi po prostu. Ludzi - ogólnie. A wartościowy nie znaczy też, że nie ma innych wad, których np ten zdradzający nie ma. Bo to "obrotny chłopak" przeciez jest. Po angielsku też chcesz nawijać ; ) ? Well...

Malo jest wartosciowych ludzi czy facetow? Obrotny powiadasz? Kazda z nas tez tak potrafilaby sie obracac. Wierz mi smile

109 Ostatnio edytowany przez thepass (2014-03-30 01:49:54)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Jak pisze ludzi to mówie o ludziach. Dla mnie nie ma lepszej czy gorszej płci, za to są lepsi i gorsi ludzie. Ja wierze, że potrafiłybyście, naprawde. Tylko jeśli nie robicie to dobrze, zawsze możecie się czuć lepsze niż inni, którzy te wszystkie umiejętności wykorzystują np do krzywdzenia. Człowiek też potrafi zabić ,bo nie jest to trudna czynność tak ogólnie, ale tego nie robi. Takie skrajne porównanie.

110

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
thepass napisał/a:

Jak pisze ludzi to mówie o ludziach. Dla mnie nie ma lepszej czy gorszej płci, za to są lepsi i gorsi ludzie. Ja wierze, że potrafiłybyście, naprawde. Tylko jeśli nie robicie to dobrze, zawsze możecie się czuć lepsze niż inni, którzy te wszystkie umiejętności wykorzystują np do krzywdzenia. Człowiek też potrafi zabić ,bo nie jest to trudna czynność tak ogólnie, ale tego nie robi. Takie skrajne porównanie.

Wiesz, ja juz stracilam motywacje, ja juz nie chce sie czuc lepsza. Ja juz nie mam parcia na bycie bohaterem, nie chce byc Antygona, nike, czy silaczka...
Ja chce byc kobieta nieoszukiwana. Nie wiem czy potrafisz to zrozumiec. Mam nadzieje ze tak.
A jakies dygresje o zabijaniu, prosze... juz lepiej idz spac. Buziaki

111

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
End_aluzja napisał/a:

Basia. Jako zdradzona Zona powiem jedno. To nie prawda ze zdrada cementuje związki ze ludzie wychodzą bardziej związani.
Prawda jest taka ze masz racje przyszłość. Ze zanim będziesz gotowa pokochac faceta który jest przy tobie. Musisz przeżyć żałobę po byłym mężu. Bo jego już nie ma.. I nie będzie.
Wasz związek nigdy nie będzie taki jak kiedyś.
To doskonale ze rozumiesz ze na sobie musisz sie skupić.
I tak. Wybaczenie musi dotyczyć ciebie.

Tak przeżyć trzeba żałobę po "śmierci"
Nie wierzyłam dopóki sama tego nie przeżyłam.
Nic już nie będzie takie samo.
Ani nikt już nie będzie taki sam...

112

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Jak to powiedziała jedna znajoma

...jak trzeba zdradzać jaja ma wielkie jak arbuzy, jak idzie posprzątać to nagle on nie wie i co teraz zrobi?...

113

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

U mnie, po tym, jak wydały się zdrady ja widziałam pierwszy raz w życiu jak mój M płacze, gdy kazałam mu się wynieść z domu zanim do niego wrócę.
Teraz widzę przerażenie w jego oczach, czuję jak nie może opanować drżenia, gdy zimnym, pozbawionym emocji głosem mówię, że go nie kocham, że go nie chcę, że on ze mnie zrezygnował już kilka lat temu a teraz ja rezygnuję z niego.
Czuję jak mnie obserwuje.
Jaki jest smutny, gdy mi jest źle.
Jak "walczy" o mój dobry nastrój.
Te wszystkie niewerbalne reakcje pokazują mi, że on faktycznie nie chce mnie stracić. Oczywiście jest cała masa słów i czynów z jego strony, które mają mi udowodnić, jak bardzo mu na mnie zależy, ale nie zwracam na nie tak bardzo uwagi, jak na mowę ciała, gesty, mimikę.

Mój maż zdradzając tez na mnie tak patrzył. Jak zbity pies.
A i tak zdradzał i niszczył. Ranił.
Nie ma na to reguły, ale ogromnie dużo jest podobnych zdrad, podobnych historii.

114

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
sun-moon napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

U mnie, po tym, jak wydały się zdrady ja widziałam pierwszy raz w życiu jak mój M płacze, gdy kazałam mu się wynieść z domu zanim do niego wrócę.
Teraz widzę przerażenie w jego oczach, czuję jak nie może opanować drżenia, gdy zimnym, pozbawionym emocji głosem mówię, że go nie kocham, że go nie chcę, że on ze mnie zrezygnował już kilka lat temu a teraz ja rezygnuję z niego.
Czuję jak mnie obserwuje.
Jaki jest smutny, gdy mi jest źle.
Jak "walczy" o mój dobry nastrój.
Te wszystkie niewerbalne reakcje pokazują mi, że on faktycznie nie chce mnie stracić. Oczywiście jest cała masa słów i czynów z jego strony, które mają mi udowodnić, jak bardzo mu na mnie zależy, ale nie zwracam na nie tak bardzo uwagi, jak na mowę ciała, gesty, mimikę.

Mój maż zdradzając tez na mnie tak patrzył. Jak zbity pies.
A i tak zdradzał i niszczył. Ranił.
Nie ma na to reguły, ale ogromnie dużo jest podobnych zdrad, podobnych historii.

Ja nie mam wątpliwości, że M. teraz jest szczery.
Zastanawiam się tylko, czy człowiek, który całymi latami kłamał, oszukiwał, prowadził podwójne życie jest w stanie już do tego nie wracać.

115

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Zastanawiam się tylko, czy człowiek, który całymi latami kłamał, oszukiwał, prowadził podwójne życie jest w stanie już do tego nie wracać.

Słuchaj, zawsze gdzieś na dnie serca będzie nieufność.
Ale jak to mówią nie ryzykujesz nie jedziesz.

Trochę szaleństwa w życiu się przydaje przecież.
A jak podjęłaś "świadome" ryzyko to zdajesz sobie sprawę ze będziesz cierpiała.

Ja zaufałam.
Boje się.
Ale mam wybór zaufać lub stracić i żałować ze nie spróbowałam.
Wiem ze może będę cierpiała.
Wiem ale może będę cierpiała bardziej nie próbując.

Jak to mówią ...co ma wisieć nie utonie...

116 Ostatnio edytowany przez fer papillon (2014-03-31 19:54:35)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
sun-moon napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Zastanawiam się tylko, czy człowiek, który całymi latami kłamał, oszukiwał, prowadził podwójne życie jest w stanie już do tego nie wracać.

Słuchaj, zawsze gdzieś na dnie serca będzie nieufność.
Ale jak to mówią nie ryzykujesz nie jedziesz.

Trochę szaleństwa w życiu się przydaje przecież.
A jak podjęłaś "świadome" ryzyko to zdajesz sobie sprawę ze będziesz cierpiała.

Ja zaufałam.
Boje się.
Ale mam wybór zaufać lub stracić i żałować ze nie spróbowałam.
Wiem ze może będę cierpiała.
Wiem ale może będę cierpiała bardziej nie próbując.

Jak to mówią ...co ma wisieć nie utonie...

Czlowiek, ktory latami zdradzal raczej sie nie zmieni. Nie mowimy tutaj o jednej przygodzie...
Napisalas w swoim pierwszym poscie, ze chcialas separacji, bo wyczuwalas ze wasz zwiazek nie ma sensu i moze potrzebujecie czasu na przemyslenie spraw oddzielnie. Byl to z twojej strony bardzo uczciwy krok.
On nie chcial, chociaz mimo to nadal mial romanse na boku. Zastanow sie czy postapilabys tak samo jak on. Raczej nie, bo wasze malzenstwo i dzieci byly dla ciebie priorytetem.

Te spojrzenia zbitego psa, tez znam...
Kobitko, badz twarda. Jezeli chcesz mu dac szanse to oczywscie zrob to ale na twoim miejscu przygotowalabym sobie plan awaryjny. Za to co on ci zafundowal, juz nie mozesz spokojnie i slepo ufac. Postaw na siebie. Niech bedzie brylokiem - mezem i ojcem twoich dzieci ale teraz powinnas myslec glownie o sobie.
Dalabym mu tyle zajec, aby nie mial czasu pomyslec o romansach.
Jezeli zacznie kwekac to smialo zacznij sie rozgladac za innym partnerem. Nie jest jeszcze za pozno.

117

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Napusałam do X widomość na FB z prośbą o kontakt. Wbrew swoim zasadom włamałam się na jego skrzynkę mailową. Była wyczyszczona, ale moją uwagę zwróciła wiadomość od koleżanki ( nazwijmy ją Y) wysłana na adres, na który właśnie się włamałam i kolejny, którego nie znałam. Umawiam nas na terapię rodzinną.
Po kilku dniach przypomniałam sobie o tym fakcie i weszłam na skrzynkę, wpisałem standardowe hasło, które używamy w sklepach internetowych i byłam w środku. Skrzynka totalnie pusta, ale za minutę wskoczyła wiadomość od Y, że ona kocha i tęskni i już się wspólnych lat doczekać nie może. SZOK NR 2. Pokazuję mu tę wiadomość. On mówi, że faktycznie z sobą puszą, że jej wieloletni związek się sypie i ona jest w trudnej sytuacji i szuka u niego wsparcia, ale seksu między nimi nie było (dla facetów nie ma seksu=nie było zdrady). Kończy definitywnie tę znajomość jeszcze tego samego dnia. Znowu szaleję, znam Y, więc z nią rozmawiam. Ona potwierdza jego wersję. On teraz już bardziej gorliwie prosi o wybaczenie, zapewnia o miłości, mówi, że się pogubił.
Odzywa się X. Rozmawiamy. Wtedy się dowiaduję, że nie spotkali się w grudniu. Ich ... związek zakończył się w maju. Po nitce do kłębka ojazało się, że od września M ma romans z Y. SZOK NR 3. Umieram.

Do tego, kilka skrzynek mailowych i wlasnie na tej skrzynce znalazlas wiadomosc od Y, "że ona kocha i tęskni i już się wspólnych lat doczekać nie może". Tak pisze kobieta niesamowicie zakochana, ktora potwirdzi wszystko co jej kochanek jej kaze (ciekawe jak jej nasciemnial) jezeli to przyjacielska rozmowa o zwiazku Y to po co ta konspiracja, dlaczego nie ma innych wczesniejszych wiadomosci potwierdzajacych ta wersje wydarzen. Twoj malzonek zaprzeczyl ale ty i tak dowidzialas sie ze sklmal bo X przyznala sie, ze twoj kochajacy maz wczesniej spotykal sie z nia a potem rozpoczal romans z Y...
...
A ty nadal organizowalas terapie malzenska....
KOBIETO !!! wiem to wszystko jest straszne ale ukladaj sobie zycie poki jeszcze nie jest za pozno, bo za 10 lat twoj kochajacy maz wymieni ci na mlodszy i lepszy model.

118

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
fer papillon napisał/a:

Do tego, kilka skrzynek mailowych i wlasnie na tej skrzynce znalazlas wiadomosc od Y, "że ona kocha i tęskni i już się wspólnych lat doczekać nie może". Tak pisze kobieta niesamowicie zakochana, ktora potwirdzi wszystko co jej kochanek jej kaze (ciekawe jak jej nasciemnial) jezeli to przyjacielska rozmowa o zwiazku Y to po co ta konspiracja, dlaczego nie ma innych wczesniejszych wiadomosci potwierdzajacych ta wersje wydarzen. Twoj malzonek zaprzeczyl ale ty i tak dowidzialas sie ze sklmal bo X przyznala sie, ze twoj kochajacy maz wczesniej spotykal sie z nia a potem rozpoczal romans z Y...

Pewnie masz rację, ale czy to coś zmienia?
Zarówno X, jak i Y weszły w związki z M. wiedząc o mnie i dzieciach ( Y nawet wiedziała o X! )
Podjęły decyzję o związku z kłamcą, oszustem i zdrajcą.
I konsekwencje tych decyzji poniosły.
Ja poniosę konsekwencje swoich decyzji.

fer papillon napisał/a:

A ty nadal organizowalas terapie malzenska....
KOBIETO !!! wiem to wszystko jest straszne ale ukladaj sobie zycie poki jeszcze nie jest za pozno, bo za 10 lat twoj kochajacy maz wymieni ci na mlodszy i lepszy model.

Chronologia zdarzeń była trochę inna, bo terapia rodzinna to skutek szoku nr 1, jeszcze przed nr 2 i nr 3. Ale to i tak bez znaczenia, bo celem terapi nie jest "pogodzenie nas".
Wciąż nie wiem, czy będziemy przez te 10 lat razem, ale jeśli Twój scenariusz się zrealizuje to
- jego wybór, jego decyzja, jego strata,
- tych 10 lat może być najlepszych z całego naszego związku,

Pozdrawiam serdecznie.

119

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Pewnie masz rację, ale czy to coś zmienia?
Zarówno X, jak i Y weszły w związki z M. wiedząc o mnie i dzieciach ( Y nawet wiedziała o X! )
Podjęły decyzję o związku z kłamcą, oszustem i zdrajcą.
I konsekwencje tych decyzji poniosły.
Ja poniosę konsekwencje swoich decyzji.

One weszly w ta relacje, bo sie zakochaly. Ty nie wiesz co twoj M im nasciemnial. Moze wlasnie im mowil, ze jego malzenstwo jest porazka i bedzie sie chcial z toba rozwodzic, i ze to kwestia czasu. To ze Y wiedziala o X to nic nie zmienia, moze poza tym, ze to powinno jej dac do czachy, ze koles lata na boki. X zrozumiala i jak dowidziala sie  o Y zdecydowala sie zakonczyc romans.
Zalezy na jakim etapie jest Y, moze po kitach jakie jej wcisnal, nadal zyje nadzieja, ze kiedys bedzie mogla zajac twoje miejsce.
I takie niestety jestesmy. Caly czas wierzymy. Niestety.
I teraz Y, jak kiedys X bedzie trwala w hibernacji mozliwe, ze nawet latami, i bedzie zyla nadzieja, ze to co obiecal jej M kiedys sie zisci. I tak bedze tesknic za iluzja wytworzana przez nieuczciwego faceta.
Oj niestety, tez czasem tak mysle czemu kobiety tak latwo polykaja te klamstwa, zamiast postawic sprawe jasno i powiedziec kochasiowi aby najpierw rozwiazal swoje problemy a potem jezeli tak kocha to niech wroci. Wierze, ze gdybysmy im na to nie pozwolily inaczej wygladalaby sytuacja wielu kobiet, zwlaszcza zon.
Przyszlosc, trzymam kciuki. Badz silna i dbaj o siebie. Wiem, ze go kochasz ale zycie w iluzji i klamstwach jest jednym z najgorszych, zwlaszcza kiedy latka mija i masz swiadomosc, ze moglas moze miec lepsze zycie, z partnerem, ktory ciebie nie oszukuje i zasluguje na twoje uczucia.
Rowniez pozdrawiam.

120

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Przyszłość czy szukasz usprawiedliwienia dla męża...
czy motywacji dla ... siebie

jestem dzisiaj w okrutnym nastroju - prawdy bez ogródek
czego szukasz?
w co chcesz uwierzyć?
że może coś się zmienić, że On się zmieni...nie zmieni
może tylko my się zmienimy ...ale czy warto?????????????

121 Ostatnio edytowany przez fer papillon (2014-03-31 23:50:36)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

Przyszłość czy szukasz usprawiedliwienia dla męża...
czy motywacji dla ... siebie

jestem dzisiaj w okrutnym nastroju - prawdy bez ogródek
czego szukasz?
w co chcesz uwierzyć?
że może coś się zmienić, że On się zmieni...nie zmieni
może tylko my się zmienimy ...ale czy warto?????????????

Zgadzam sie z in_ka.
Obawiam sie, ze Przyszlosc, jest jedna z tych kobiet co wierza, ze moga kontrolowac i zmienic partnera. I bedzie wierzyla w te gre pozorow. Jego obietnice, slowa kocham cie, i cale bla bla bla.
To jest strata czasu i woda na jego mlyn.
A dla kobiety zdradzonej, nie ma nic gorszego niz wlasnie utracone zaufanie. Kazdy jego wyjazd, kazde spoznienie, bedzie przywolaniem mysli o zdradzie. To bedzie jak koszmar ciagnacy sie latami. No chyba, ze potrafisz wylaczyc myslenie.
I dodtakowo powiedziec sobie, dobra chce miec meza, nie zalezy mi na blizszej relacji, chce aby dzieci mialy ojca. Tak tez mozna zyc ale jezeli w swoim zwiazku szukasz czegos wiecej, i zwlaszcza ze juz wczesniej dawalas mu szansy to po takim numerze, sorry ale obawiam sie, ze mocno sie oszukujesz. Piszac jego strata, piszesz nieprawde. Na koniec to ty utoniesz w lzach i poczuciu zmarnowania zycia. Czasami lepiej odejsc, chocazby na pare miesiecy. I moze po tym czasie zobaczyc czy jest jeszcze co zbierac i czy ty nadal go kochasz.
Odejcie, da ci poczucie szacunku do wlasnej siebie ale i rowniez odbudujesz szacunek w jego oczach. Wierz mi, jak ktos chce zdradzac to bedzie to robil i nie wazne czy jest w zwiazku czy nie.
Gdybym byla na twoim miejscu, zlozylabym o separacje. To tez udowodniloby ci na ile mu zalezy. A i tobie daloby wolnosc do otwarcia na inne relacje.

No chyba, ze okropnie boisz sie samotnosci i wybierasz cierpienie u boku pozornie kochajacego meza.
Oszusta, ktory nie tylko oklamywal ciebie ale i inne kobiety.
Pisze takie rzeczy nie po to aby ciebie zranic ale po to aby moze zachecic cie do projekcji wlasnej przyszlosci w takim zwiazku.
Na NET kobietach znajdziesz cala mase takich historii i wiekszosc z nich zakonczona tekstem, "zmarnowalam tyle czasu"... gdybym byla madrzejsza...

122

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

ale my wcale nie chcemy być mądrzejsze...
bo droga do tego jest tak bardzo bolesna
lubimy tkwić w naszych "kurwidołkach"
tak mamy...

123 Ostatnio edytowany przez fer papillon (2014-04-01 00:32:50)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

ale my wcale nie chcemy być mądrzejsze...
bo droga do tego jest tak bardzo bolesna
lubimy tkwić w naszych "kurwidołkach"
tak mamy...

smile In_ka. Obydwie kumamy baze
Bolesna to malo powiedziane, nikomu nie bede sciemniac ze jest latwo, i pewnie kazdy to inaczej przechodzi ale powiem jedno, naprawde warto !!!!! Bol moze wyrwac serce z piersi ale potem nastepuje odrodzenie i przyplyw niesamowitej sily. Odzyskujemy szacunek do samych siebie.
Szacunek do siebie samego jest wlasnie umiejetnoscia wyznaczania granic i oddzieleniem klamstw od rzeczywistosci.
Kazdej z moich kolezanek radze, aby nie dala sie wciagnac w slowa niepokryte dzialaniami. Wchodzenie w relacje a co gorsze wciaganie sie w pseudo problemy faceta bedacego w zwiazku i wiszenie na jego objetnicach jest wielkim bledem i strata czasu. Przy ladowaniu sie w relacje z kolesiem w zwiazku powinno sie stosowac zasade najpierw ROZWIAZANIE a potem DZIALANIE.
Najpierw on sie decyduje (w prawo albo w lewo) i rozwiazuje swoje problemy, a potem moze byc dzialanie i budowanie relacji. Inaczej mamy takiego pana, ktory oszukuje nie tylko swoja "glowna partnerke" ale i te poboczne rowniez, bo takie rozwiazanie mu najbardziej pasuje, dlaczego? bo zarowno i glowna jak i poboczne partnerki beda zyly nadzieja, ze on sie zmieni. A on z minka zbitego pieska nadal bedzie klaskal w lapki...
Dlatego tkwimy w naszych "kurwidolkach", jak trafnie napisala in_ka

124

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
in_ka napisał/a:

Przyszłość czy szukasz usprawiedliwienia dla męża...
czy motywacji dla ... siebie

jestem dzisiaj w okrutnym nastroju - prawdy bez ogródek
czego szukasz?
w co chcesz uwierzyć?
że może coś się zmienić, że On się zmieni...nie zmieni
może tylko my się zmienimy ...ale czy warto?????????????

In_ka,
Czego szukam? Odpowiedzi na wiele pytań.
Ale przede wszystkim szukam... miłości.
W co chę uwierzyć? Dobre pytanie.
W przyzwoitość.
W ponadczasowe, uniwersalne wartości.
Czy on się zmieni, czy ja się zmienię?
To już sdzieje.
Ja już jestem inna, on też się zmienia.
Czy warto się zmieniać?
Według mnie zmiany są nieodzowne i konieczne.

125

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
fer papillon napisał/a:
in_ka napisał/a:

Przyszłość czy szukasz usprawiedliwienia dla męża...
czy motywacji dla ... siebie

jestem dzisiaj w okrutnym nastroju - prawdy bez ogródek
czego szukasz?
w co chcesz uwierzyć?
że może coś się zmienić, że On się zmieni...nie zmieni
może tylko my się zmienimy ...ale czy warto?????????????

Zgadzam sie z in_ka.
Obawiam sie, ze Przyszlosc, jest jedna z tych kobiet co wierza, ze moga kontrolowac i zmienic partnera. I bedzie wierzyla w te gre pozorow. Jego obietnice, slowa kocham cie, i cale bla bla bla.
To jest strata czasu i woda na jego mlyn.
A dla kobiety zdradzonej, nie ma nic gorszego niz wlasnie utracone zaufanie. Kazdy jego wyjazd, kazde spoznienie, bedzie przywolaniem mysli o zdradzie. To bedzie jak koszmar ciagnacy sie latami. No chyba, ze potrafisz wylaczyc myslenie.
I dodtakowo powiedziec sobie, dobra chce miec meza, nie zalezy mi na blizszej relacji, chce aby dzieci mialy ojca. Tak tez mozna zyc ale jezeli w swoim zwiazku szukasz czegos wiecej, i zwlaszcza ze juz wczesniej dawalas mu szansy to po takim numerze, sorry ale obawiam sie, ze mocno sie oszukujesz. Piszac jego strata, piszesz nieprawde. Na koniec to ty utoniesz w lzach i poczuciu zmarnowania zycia. Czasami lepiej odejsc, chocazby na pare miesiecy. I moze po tym czasie zobaczyc czy jest jeszcze co zbierac i czy ty nadal go kochasz.
Odejcie, da ci poczucie szacunku do wlasnej siebie ale i rowniez odbudujesz szacunek w jego oczach. Wierz mi, jak ktos chce zdradzac to bedzie to robil i nie wazne czy jest w zwiazku czy nie.
Gdybym byla na twoim miejscu, zlozylabym o separacje. To tez udowodniloby ci na ile mu zalezy. A i tobie daloby wolnosc do otwarcia na inne relacje.

No chyba, ze okropnie boisz sie samotnosci i wybierasz cierpienie u boku pozornie kochajacego meza.
Oszusta, ktory nie tylko oklamywal ciebie ale i inne kobiety.
Pisze takie rzeczy nie po to aby ciebie zranic ale po to aby moze zachecic cie do projekcji wlasnej przyszlosci w takim zwiazku.
Na NET kobietach znajdziesz cala mase takich historii i wiekszosc z nich zakonczona tekstem, "zmarnowalam tyle czasu"... gdybym byla madrzejsza...

Fer papillon,
Masz rację, jestem jedną z tych osób, które wierzą w ludzi, w to, że każdy może zaglądnąć w głąb siebie i przewartościować swoje dotychczasowe życie w każdym momencie.
Niektórzy potrzebują do tego wstrząsających wydarzeń,
A w przypadku niektórych pojawia się myśl, niepokój, które kiełkują i baaaardzo powoli prowadzą do zmian.
Jeszcze inni, mimo że mogliby się i swoje życie zmienić, nigdy tego nie zrobią, bo nie chcą.

Jaka będzie w przyszłości moja relacja z M? Z uporem maniaka będę powtarzała NIE WIEM dopóki nie podejmę ostatecznej decyzji.
Na razie jest mi dobrze tak jak jest między nami - w przeciwieństwie do M., którego ten stan zawieszenia męczy.
W tej chwili mam całą jego atencję,
Jestem każdego dnia adorowana i rozpieszczana,
Spełniane są wszystkie moje życzenia - nawet te niewypowiedziane, bo kto je zna lepiej niż on.
To baaaardzo wygodna dla mnie teraźniejszość.
Pod warunkiem, że się nie myśli o przeszłości i przyszłości.
Ile czasu to potrwa nie wiem.

126

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

Zastanawiam się tylko, czy człowiek, który całymi latami kłamał, oszukiwał, prowadził podwójne życie jest w stanie już do tego nie wracać.

Przyszłość- Moze naiwnie wierze ale wierze ze jeśli nas zdradzone  zdrada zmieniła to i zdradzaca zmieni pod warunkiem ze on zrozumie swój błąd i chce naprawdę go naprawić .
Ja jestem już rok po wszystkim .Dałam szanse .
Co zauwazyłam po moim M. Jest spokojniejszy , czasem mam wrażenie ze kamień spadł mu z serca ze tamto bagno sie już skończyło. Po podwójne życie z jednej strony jest ekscytujące ale z drugiej ciągła kombinacja.
On wie ze to jedyna szansa , a ja wiem ze jeśli to sie powtórzy ja już nie będę płakać i teraz ciesze sie teraźniejszością.
Nikt nie da nam gwarancji ze to sie nie powtórzy , ale również nie da gwarancji ze kolejny partner nie okaże sie takim samym zdradzaczem .Ile jest historii dziewczyn ze kolejni partnerzy również zdradzali . Nikt nie zagwarantuje ze dalsze życie będzie usłane różami.

127

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
ryba81 napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Zastanawiam się tylko, czy człowiek, który całymi latami kłamał, oszukiwał, prowadził podwójne życie jest w stanie już do tego nie wracać.

Przyszłość- Moze naiwnie wierze ale wierze ze jeśli nas zdradzone  zdrada zmieniła to i zdradzaca zmieni pod warunkiem ze on zrozumie swój błąd i chce naprawdę go naprawić .
Ja jestem już rok po wszystkim .Dałam szanse .
Co zauwazyłam po moim M. Jest spokojniejszy , czasem mam wrażenie ze kamień spadł mu z serca ze tamto bagno sie już skończyło. Po podwójne życie z jednej strony jest ekscytujące ale z drugiej ciągła kombinacja.
On wie ze to jedyna szansa , a ja wiem ze jeśli to sie powtórzy ja już nie będę płakać i teraz ciesze sie teraźniejszością.
Nikt nie da nam gwarancji ze to sie nie powtórzy , ale również nie da gwarancji ze kolejny partner nie okaże sie takim samym zdradzaczem .Ile jest historii dziewczyn ze kolejni partnerzy również zdradzali . Nikt nie zagwarantuje ze dalsze życie będzie usłane różami.

Dzięki Ryba,
Gratuluję Tobie odwagi i decyzji, bo drogę wybrałaś chyba tę trudniejszą.
Mam nadzieję, że była ona najlepsza dla Ciebie.

To, co mnie bardzo porusza, gdy czytam o historiach i wyborach podobnych do Twoich to pewien smutek, który przez nie przebija.
Pogodzenie się z SZARĄ rzeczywistością
Odarcie z marzeń,
Życie z balastem.

Czy to tak jest, gdy decydujesz się na danie szansy zdrajcy?

128

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:

To, co mnie bardzo porusza, gdy czytam o historiach i wyborach podobnych do Twoich to pewien smutek, który przez nie przebija.
Pogodzenie się z SZARĄ rzeczywistością
Odarcie z marzeń,
Życie z balastem.

Czy to tak jest, gdy decydujesz się na danie szansy zdrajcy?

Przyszlosc, tak jest po prostu po doswiadczeniu zdrady.
Tracimy czystosc odbioru naszego swiata, ktory sobie wybudowalysmy, swiata ktory zostal nam zniszczony, rozczarowal nas,
odarl ze zludzen i pozbawil magii.

I juz nie wazne jest czy dasz szanse zdradzaczowi, czy jakiemus innemu
wazne i smutne jest to ze juz wiesz, ze zycie nie jest tak idealne jak to sobie zalozylysmy i nigdy z nikim idealne juz nie bedzie.
Bo to co nam zdradzonym odbiera doswiadczenie zdrady, odebrane moze zostac tylko raz.
Rozumiesz ?

129 Ostatnio edytowany przez ryba81 (2014-04-01 16:11:00)

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?
Przyszłość napisał/a:
ryba81 napisał/a:
Przyszłość napisał/a:

Zastanawiam się tylko, czy człowiek, który całymi latami kłamał, oszukiwał, prowadził podwójne życie jest w stanie już do tego nie wracać.

Przyszłość- Moze naiwnie wierze ale wierze ze jeśli nas zdradzone  zdrada zmieniła to i zdradzaca zmieni pod warunkiem ze on zrozumie swój błąd i chce naprawdę go naprawić .
Ja jestem już rok po wszystkim .Dałam szanse .
Co zauwazyłam po moim M. Jest spokojniejszy , czasem mam wrażenie ze kamień spadł mu z serca ze tamto bagno sie już skończyło. Po podwójne życie z jednej strony jest ekscytujące ale z drugiej ciągła kombinacja.
On wie ze to jedyna szansa , a ja wiem ze jeśli to sie powtórzy ja już nie będę płakać i teraz ciesze sie teraźniejszością.
Nikt nie da nam gwarancji ze to sie nie powtórzy , ale również nie da gwarancji ze kolejny partner nie okaże sie takim samym zdradzaczem .Ile jest historii dziewczyn ze kolejni partnerzy również zdradzali . Nikt nie zagwarantuje ze dalsze życie będzie usłane różami.

Dzięki Ryba,
Gratuluję Tobie odwagi i decyzji, bo drogę wybrałaś chyba tę trudniejszą.
Mam nadzieję, że była ona najlepsza dla Ciebie.

To, co mnie bardzo porusza, gdy czytam o historiach i wyborach podobnych do Twoich to pewien smutek, który przez nie przebija.
Pogodzenie się z SZARĄ rzeczywistością
Odarcie z marzeń,
Życie z balastem.
Czy to tak jest, gdy decydujesz się na danie szansy zdrajcy?

Wiesz co to nie jest smutek pogodzenia sie z szara rzeczywistością. Ja nie jestem z nim bo muszę , bo nie mam innego wyjścia ( dziecko , finanse, dom  inne argumenty jakie maja kobiety ). Jestem z nim bo chce i on tego chce. Droga jest trudna - tak jest nadal trudna. Wiem ze balast zdrady będzie już do końca życia czy z nim , czy bez niego. Zdrada to nie jest tylko konflikt miedzy małżonkami. To jest również całe otoczenie w którym  żyliśmy  , znajomi którzy wiedzieli o romansie  i nie wydali  go , To  brak zaufania do "pseudoprzyjaciól " którzy wiedzieli a nie chcieli sie wtrącać. To znajomi i rodzina którzy dowiedzieli sie po fakcie . . Po zdradzie wybudował sie u mnie pancerz obronny. Wiemy jakie błędy popełniliśmy. 

Odarcie z marzen ??  Nie dlaczego ?? Ja chyba dopiero teraz spełniam swoje marzenia  smile Teraz inwestuje w siebie , teraz Ja dla siebie jestem najważniejsza a on mi w tym pomaga , dopinguje smile . On jest elementem mojego życia ale nie sensem życia .
Mam swoje małe cele i osiągnięcia , niezależne od niego. Zawsze byłam w cieniu mojego M. To on sie rozwijał , awansował a ja praca dom dziecko, a teraz sytuacja sie wyrównała choć powiem wiecej to on sie teraz mna chwali moimi osiągnięciami .Jestem taka jaka była przed małzeńswem . 

Teraz po wszystkim mam odwagę na sporty ekstremalne tongue kiedyś chyba nie dałabym rady

Jestem silniejsza, dojrzalsza,niezależna ,  może mniej ufna do wszystkich (nie tylko zdradzacza) , może jestem mniej wrażliwa ale jestem szczęśliwa .:)


Czasem mam ochote wyslac kurewnie kwiaty tongue to taki chyba żart na prima aprilis tongue

130

Odp: Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Eine Gute, OK Rozumiem.
Nie wiem tylko, czy to co napisałaś mnie dotyczy.
Ja wcześniej nie miałam złudzeń, że świat wokół mnie jest idealny.
Stałam twardo na ziemi.
Zdaje się, że miałam złudzenia, że facet, którego wybrałam na męża i ojca moich dzieci będzie kimś przyzwoitym. Nie sądziłam, że może zachować się jak pozbawiony zasad i elementarnej lojalności gnojek.
I to tych złudzeń się pozbyłam.

Ryba,
M. mówi mi wprost, że kamień spadł mu z serca jak wszystko się wydało.
Porażka. Bo los dał mu szansę.
Zakończył jeden romansik, ale zaraz lekko wskoczył w następny.
Mam wrażenie, że jakbym się nie dowiedziała, to potem byłby następny i kolejny
Niby inteligentny i błyskotliwy facet a takie bezmyślne działanie.
Nie trzyma się to dla mnie kupy.

Ale teraz ja - podobnie jak Ty - postawiłam na siebie, na realizację swoich odkładanych na później marzeń.
Ostatnio moja przyjaciółka powiedziała, że jeżeli zdradzonym osobom tak jak mi błyszczą się oczy, gdy mówią o tym, jak zmieniać swój świat, to coś jest nie w porządku z tymi niezdradzanymi.

Cieszę się, że Was tu znalazłam i mogę wymienić spostrzeżenia.

Posty [ 66 do 130 z 282 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » ROZSTANIE, FLIRT, ZDRADA, ROZWÓD » Tragedia w 3 aktach. Jest co ratować?

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024