Nektarynka53 napisał/a:Widzisz KAŻDY się wypowiada mając na względzie SWOJE WŁASNE DOŚWIADCZENIA. Dlatego są różne opinie na dany temat. Dla mnie czy Pan, czy Pani nie ma najmniejszej różnicy.
Natan.75 sądzę, że bardzo dobrze postąpiłeś odchodząc od żony. Nic dobrego by z tego nie wynikło. Jednak dotknęło mnie to, że Sam miałeś pretensje do żony o "gadanie" za plecami, a Sam na FORUM PUBLICZNYM nieźle Sobie poużywałeś. Chciałeś otrzymać od forum KONKRETNE wsparcie, a jak jego nie otrzymałeś (zaplanowałeś coś, a to nie wyszło) to zaczęło się dziać. Sam oznajmiłeś, że po ponownym przeczytaniu postów byłeś zdziwiony co napisałeś. Radzę (na serio nie po złości) wyciągnąć wnioski na przyszłość i popracować nad swoimi reakcjami na niekorzystne dla Ciebie sytuacje.
Tak czy owak życzę powodzenia i znalezienia lepszej partnerki w przyszłości
.
Znów musze tu napisać, bo ciągle jestem wzywany do tablicy.
Nektarynko, owszem, każdy ma jakieś doświadczenia, ale nie zawsze takie same, bądź analogiczne do tych, na jakich temat udziela odpowiedzi. I stąd często dość dziwne interpretacje i słowa (czasem burzace krew), bo wielu rzeczy i sytuacji NIE DA SIĘ - ot tak - WYOBRAZIĆ. To tak, jakby ktoś czytając wątek o bólu i dylematach osoby zdradzonej radził kopnięcie w tyłek zdradzacza, jednocześnie nie bedąc takim przeżyciem dotknięty. I jeszcze słowa (często tu pisane) "ja na twoim miejscu...". A zazwyczaj jak ktoś tak pisze, to znalazłszy się w takim momencie WŁASNEGO życia dziwi się swoim reakcjom i nagle zupełnie inaczej patrzy na problem. I wypowiedzi osób, które z przemocą psychiczną, czy toksycznym związkiem nie miały do czynienia są tylko konfabulowaniem, teoretyzowaniem na temat. Ale nie umniejsza to ich wkładu, broń boże. Jednak dobrze byłoby aby sobie chociaż próbowały wyobrazić i wczuć się w rolę. Tylko tyle.
Piszesz, że sobie poużywałem na FORUM PUBLICZNYM. Z całym szacunkiem, ale publicznym byłoby - w pełni tego słowa znaczeniu - wtedy, gdyby każda tu osoba była znana z twarzy, imienia, danych... Wtedy to jest publiczne, bo można rozpoznać w realu. To już bardziej "publicznym" jest chyba portal randkowy, bo tam zazwyczaj umieszcza się własną podobiznę, podaje wymiary czy zdradza jakieś preferencje. To Forum publiczne jest z tego względu, że każdy tu może założyć konto, zalogować się, każdy może załozyć swój własny wątek i ustosunkować się do wypowiedzi innych. Nie ma barier wyznaniowych, ze wzgledu na płeć czy status materialny. I tylko tyle jest tego "publicznego". Reszta jest całkowitą ANONIMOWOŚCIĄ, bo każdy ma swój nick, awatar i ukryte dane e-mailowe. I dlatego tu tyle ludzkich wynurzeń, osobistych historii i obnarzeń swojego "ja".
Biorąc powyższe pod uwagę: nie widzisz żadnej różnicy między opowiadaniem w samych "antysuperlatywach" o partnerze osobom bliskim, znajomym, z którymi ten "zły i mierny" partner ma co dnia prawie do czynienia (i potem czuje, że jest "coś nie tak") a opowiadaniem jako osoba ANONIMOWA o osobie ANONIMOWEJ na tym Forum? Ja różnicę widzę i to sporą. Ale to ja.
Sugerujesz, że coś sobie zaplanowałem? Jeśli już to fakt: wygadanie się, wyrzucenie tego z siebie. A podawanie konkretnych przykładów nie służyło "użalaniu sie nad sobą" a jedynie udowadnianiu, że moje wątpliwości i rozkminy nie pochodzą z mojej bujnej wyobraźni. I owszem, byłem zdziwiony swoim pisaniem, bo teraz - patrząc chłodnym okiem - już nie miałbym takich jak wtedy dylematów. Tylko, że jak w czymś się siedzi - trudno nabrać dystansu do właściwej oceny.
O moje reakcja na sytuacje "niekorzystne" nie musisz sie martwić. Jestem spokojnym facetem i trudno mnie wyprowadzić z równowagi. Dowodem tego choćby moje małżeństwo - w przeciwnym razie w pilnym trybie i w sposób dość radykalny nastąpiłby koniec znacznie wcześniej.
A rozwijając jeszcze to moje "poużywanie sobie" i "obsmarowywanie" - jakoś każdy zakładany tu wątek dotyczy kogoś trzeciego, nieświadomego, że jest tematem dyskusji. Czyli wszyscy tu kogoś obsmarowywują, prawda? Bo można przecież założyć, że autorzy ubarwiają i fantazjują przedstawiając swoje bolączki. Dla mnie to jest na tyle anonimowe, że znamion oczerniania nie ma. Ale to znowu tylko moje zdanie.
żyworódka napisał/a:...ty masz za sobą długoletni związek, a żona jak piszesz raczej nie.
Może tu tkwi problem, w waszym niedopasowaniu się charakterami, przyzwyczajeniami.
Może zachowania kobiety, z którą byłeś wcześniej związany, bardzo odbiegały od zachowań twojej żony i nie potrafiłeś się przestawić.
Dla żony byłeś jej pierwszym, poważnym kandydatem na związek, który zaowocował małżeństwem.
Różnica wieku 10 lat między małżonkami, też jest dosyć spora.
Z wiekiem pewne zachowania wchodzą w rutynę, a raczej tak jest, że to strona starsza bardziej narzuca swoją wolę osobie młodszej.
Dlaczego od razu zakładasz, że starsza osoba i bardziej doświadczona narzuca swój schemat? Może w świecie tak bywa, ale u mnie nie. Zdziwię Cię, nie narzucałem niczego, wręcz to mnie narzucano schemat zaobserwowany w domu rodzinnym małżonki. Tak zaobserwowałem. Pisałem już tu o tym. Mnie nie odpowiadał związek mijających się, mieszkających "obok siebie" osób. Wielokrotnie pytałem, dlaczego nie dopuszcza innej formy wspólnego życia, wspólnych wyjść, wypadów, spacerów, normalnych rozmów na każdy temat. Dlaczego nie dopuszcza jako czegoś koniecznego w związku (myliłbym się?) zwykłej serdeczności, ciepła. Banały, wiem. A w odpowiedzi słyszałem za każdym razem, że to są infantylne oczekiwania i dorośli ludzie takich dziecinnych rzeczy nie potrzebują w związku. Wiem już, że nie pasowaliśmy. Ja potrzebowałem związku, w którym dobrze się czuję, z radością wracam i wypoczywam - znajduję wytchnienie. Doszło do tego, że zacząłem lepiej sie czuć w pracy, a na myśl o powrocie do domu czułem poddenerwowanie. Tak być nie powinno, prawda? I żeby nie było, że w domu ja tylko: gazeta, piwko, kanapa i telewizor - bo za chwilę ktoś mi coś takiego zarzuci. Tak samo jak nie narzucałem (a tylko dziwiłem się) jakichś własnych wypracowanych zasad związku, tak samo nie narzucałem innych rzeczy: jak konieczność jej sprzątania (już mi to tu zarzucono), gotowania i innych... Nie oczekiwałem i nie wymagałem. Sam potrafiłem o to zadbać w miarę czasu i możliwości. Fakt, szybko okazało się, że nie mam o niczym pojęcia (bo nawet prania nie umiałem rozwiesić należycie) - ale to już tu pisałem. Jeśli już ktoś komuś tu coś narzucał - to chyba mnie: inny sposób ubierania się, jedzenia, spania, jezu... I tak, teraz sam się temu swojemu pisaniu dziwię. A, że często stawałem okoniem - bo nie potrzebowałem "matki" - były spięcia i awantury. Stawałem okoniem - ktoś mi zarzuci, że wydzierałem ryja - a ja tylko nie zgadzałem się, dyskutowałem, przekonywałem, że jest mi tak lepiej i wygodniej itp. Chociaż i tak zazwyczaj ustępowałem. A może powinienem właśnie się wydrzeć, prawda? Ale daleko mi do chamstwa... A szkoda.
Rozwijając myśl o "narzucaniu" - wybacz mi, że tak się przyczepiłem do tego - muszę wspomnieć o narzucaniu nawet własnych poglądów, a za coś takiego uważam kwestionowanie mojego zdania i doprowadzanie zwykłej rozmowy do awantury (temat bez znaczenia, bo nawet rozmowa o obejrzanym filmie i wyrażenie swoich odczuć skutkowała wybuchem złości, szydzeniem czy tekstami typu: "głupio myślisz"), bo miałem inny pogląd na zagadnienie. Doszło już do tego, że w obawie przed kolejną kłótnią wolałem nie zdradzać się ze swoimi wrażeniami. I tak, dziwię się teraz.
Mogę sypać przykładami (chociaż już mi się nie chce), by nie być znów posądzonym o bezpodstawne obsmarowywanie.
Z tą różnicą wieku i wiekiem jako takim - trafiłaś mniej wiecej.
Kilka lat się znaliśmy, owszem, ale mieszkanie razem było sporadyczne (typu wspólne weekendy czy jakieś wspólne wyjazdy). Fakt, zauważałem różne, czasem nieciekawe zagrania, ale wyrozumiale to traktowałem i brałem poprawki na emocje, zdenerwowanie itp. Dopiero po ślubie, jakiś miesiąc zaczęła ze mną mieszkać. Od czego się to zaczęło - pisałem. Od rozpaczy za "przyjacielem". Z perspektywy czasu uważam, że dorosłe życie "z kimś" ją najnormalniej przerosło, bo nie miała z tym wcześniej do czynienia.
Fakt, masz rację pisząc, że był brak dopasowania charakterami. Ja spokojny, opanowany, ona nerwowa i wybuchowa. Ale - na usprawiedliwienie własnej głupoty i naiwności - przy mnie była spokojniejszą osobą, łagodniejszą. Ba! Sama wielokrotnie wspominała, że dopiero przy mnie (w porównaniu do wcześniejszych partnerów) czuje się dobrze i ją "wyciszam". Długo to jak już widzimy nie trwało.
Widać nie robiłem tego jednak nazbyt dobrze 