Moja żona oczernia mnie za plecami - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Moja żona oczernia mnie za plecami

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 66 do 130 z 153 ]

66

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Zakładam, że pytanie skierowane jest do mnie smile
Jeśli rozmowy nie przynoszą żadnych skutków to takiemu Panu, po wyczerpaniu wszelkich prób dotarcia do niego, dziękuję.
Oczywiście najpierw musiałabym wyjść za mąż za osobnika, który z komunikowaniem się ma problemy, szczerość i bezpośredniość uważam za pewną podstawę w bliskich relacjach międzyludzkich, jeśli tego nie ma, do małżeństwa nie ma podstaw, dla mnie.

To, że próbował, to jedno, to, że nie dotarł to drugie. Czy robił to tak jak powinien tego nie wiemy. Rozmawiać też trzeba umieć, szczególnie w kwestiach spornych, gdzie pojawiają się sprawy wywołujące chęć obrony u drugiej strony, a u obu chęć posiadania racji. Jeśli przerasta to nasze możliwości komunikowania się to wyjdzie z tego nie rozmowa a kłótnia.

Zobacz podobne tematy :

67

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Agnik, ale w klotni nie ma niczego zlego. O ile ktos potrafi sie klocic. To tak, jak z rozmowa. Tyle ze klotnia pozwala uwolnic negatywne emocje. Czlowiek sie nie dusi, powie, co go boli i juz. Mowie o klotni, a nie wzajemnym obrazaniu sie i waleniu piescia w stol (chociaz w sumie to lepsze niz wyzwiska). A zona autora nie rozumie, ze klocic tez sie mozna w sposob kulturalny. Jest porywcza i napastliwa, wiecznie niezadowolona. Autor powinien dowiedziec sie od zony, czego ona tak naprawde chce od zycia i czego oczekuje od niego, jako meza.

68

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Natanie, czy pomoglysmy Ci chociaz troche? Jak masz zamiar dalej postapic?

69 Ostatnio edytowany przez Joga (2014-02-14 10:09:48)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
agnik napisał/a:

Oczywiście najpierw musiałabym wyjść za mąż za osobnika, który z komunikowaniem się ma problemy, szczerość i bezpośredniość uważam za pewną podstawę w bliskich relacjach międzyludzkich, jeśli tego nie ma, do małżeństwa nie ma podstaw, dla mnie.

To, że próbował, to jedno, to, że nie dotarł to drugie. Czy robił to tak jak powinien tego nie wiemy. Rozmawiać też trzeba umieć, szczególnie w kwestiach spornych, gdzie pojawiają się sprawy wywołujące chęć obrony u drugiej strony, a u obu chęć posiadania racji. Jeśli przerasta to nasze możliwości komunikowania się to wyjdzie z tego nie rozmowa a kłótnia.

Podpisuję się pod twoją wypowiedzią smile Problem polega na tym, że w większości związki, to suma uczuć i "motylków w brzuchu", nie ma miejsca na racjonalne myślenie.

Kiedy ja byłam w kiepskim związku, z facetem który kompletnie nie dorósł - pomimo swojego wieku - to w końcu byłam tak zmęczona i rozwalona psychicznie, że postanowiłam odejść. Oczywiście, nie przestaje się kochać w trzy minuty, nie ma takiej opcji "reset uczuć" i do przodu ale ja potrafiłam szczerze i do bólu przyznać przed sobą, że to nie ma sensu, że nie tego oczekuję od związku i partnera, że przyszłość z kimś kogo się kocha niekoniecznie rysuje się na różowo. Sama miłość to jednak zbyt mało.

Tylko, że do takich wniosków i decyzji trzeba dojrzeć, mieć odwagę i nie czepiać się drugiej osoby jak "tonący brzytwy" myśląc "kurcze a może to już ostatni facet/kobieta na ziemi, który mnie pokochał/ła". Trzeba się zdecydować albo wiemy czego chcemy i absolutnie nie chcemy od życia albo żyjemy złudnymi nadziejami, budujemy sobie wyimaginowaną rzeczywistość i oszukujemy siebie i partnera, że będzie dobrze, choć przesłanek ku temu, nie ma żadnych.
Autor wątku sam podejmie decyzję.


Ps. taka refleksja na koniec, żona Natana z jakiegoś powodu pewnie nie czuje się szczęśliwa i dlatego wylewa swoje żale do mamusi. problem moim zdaniem polega na tym, że w waszym związku brakuje kolejnego elementu przyjaźni gdyby twoja żona była dla ciebie najlepszym przyjaciele a ty dla niej, nigdy by cie nie obgadywała ani nie wysmiewała.

70

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Joga, tym razem to ja podpisuje sie pod Twoja wypowiedzia. Milosc to nie tylko motylki w brzuchu. To ciezka praca i wspolna odpowiedzialnosc. Ale zeby to zrozumiec, czlowiek musi byc dojrzaly- dojrzaly psychicznie. Zona autora nie jest dojrzala. Moze trzeba dac jej czas no to, by dorosla do malzenstwa?

71

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
natan.75 napisał/a:
Joga napisał/a:
natan.75 napisał/a:

Dziękuję. Myślę, że powinienem jednak zrobić to, co uważałem za ostateczność - obnażenie naszych spraw przed teściami. Muszę jednak wyrazić swoje spojrzenie i powiedzieć jak jest z mojego punktu widzenia. To, co jest w ich oczach dotychczas - to "córeczka" idealna i jej mąż - leniwy, niechlujny obibok... Czas to zmienić. W zasadzie jestem gotowy na taką rozmowę. Wiem, że obrót może być zaskakujący (liczę się z awanturą z ich strony, bo jakże to tak mówić o córuni) ale już mi jest wszystko jedno.

A ja myślę, że ta rozmowa z teściami niczego nie wniesie i nie zmieni. Moim zdaniem jest zbędna. Bo co chcesz przez to osiągnąć? Jeśli masz nadzieję, że zmienią zdanie o córce to już cię mogę zapewnić, że nie. Ona nadal będzie idealna a ty będziesz awanturnikiem. Jeśli masz nadzieję, że taka rozmowa zawstydzi/zmieni twoją żonę to też raczej na to nie licz.
Najlepiej byłby porozmawiać poważnie z żoną i wybrać się razem na terapię. Psycholog może pomógłby twojej żonie przewartościować pewne sprawy i pokazałby na czym polega małżeństwo i co jest w nim najważniejsze.

Ta rozmowa mogłaby coś jednak zmienić, nie tyle, że wyprostuje mój wypaczony wizerunek, ale też uświadomi im, że niekoniecznie jest tak, jak rysuje to ich córka. Bo i też na podstawie jej słów dają jej jakies rady. No sorry, ale by coś doradzać wypada poznać drugą stronę. A nawet jeśli nic taka rozmowa nie da i skończy się awanturą - mam to już gdzieś, przynajmniej będę mieć świadomość, że coś się starałem wyprostować. A terapia? Owszem, sugerowałem żonie psychologa, bo ma problemy z kontrolą negatywnych emocji... Nie poszła na umówioną wizytę.

Chwilka,chwilka.Ja napisałam,że mój mąż nieco obgadywał mnie przed moimi rodzicami.Oni mu wierzyli a ja nie komentowałam.Kiedy w końcu się odezwałam uwierzyli mi.Uwierzyli na tyle,ze do teraz są przekonani,że (mimo już im nic nie mówię) wszystkiemu jest winie ON.Moi teściowie wierza oczywiście swemu synowi i nawet jeśli ten mnie nie obgaduje to moja teściowa dzieli się z nim swymi obserwacjami i "obgaduje" mnie.
Cieszę się jednak,że otworzyłam wtedy usta.

72

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Gojka, ja rowniez jestem za tym, by autor sprostowal slowa zony. Co mu szkodzi porozmawic z tesciami? Tym bardziej, ze nie sa do siebie wrogo nastawieni. Nic nie straci, a zyskac moze. I to duzo. Bo moze zyskac swoje malzenstwo. Moze zyskac zone, ktora zrozumie, jak niestosowne jest jej zachowanie. A o to przeciez chodzi. Nie zmienia to faktu, ze zona powinna miec wiecej obowiazkow, niz tylko spanie do poludnia. Nie chodzi o to, by ja upokorzyc, badz rozkazywac, a odciazyc autora. Facet sie kiedys wypali.

73 Ostatnio edytowany przez natan.75 (2014-04-19 20:02:57)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Witam ponownie. Nie wiem, czy ktoś jeszcze śledzi tu mój wątek.
Rozmawiałem, ale nie tak jak chciałem. Była dość mocna rozmowa, ale tylko z teściową, bo teść sie zmył (juz wytresowany) i nie zabierał głosu. W sumie rozmowa nic nie dała, bo niby jak miała? Teściowa to matka zony, a wiele zachowań żony swe źródło miało w wychowaniu. Czasem czułem się jakbym rozmawiał z dwoma zonami smile
Niby powiedziałem co chciałem, uzasadniałem sensownie swoje stanowisko i kazdego innego bym chyba przekonał. Niepotrzebne to było.
Chciałem cos jeszcze dopisać, coś chyba istotnego. Kiedyś, na innym forum też szukałem pomocy w zrozumieniu tego, co mnie spotykało w moim związku ze strony żony. To była inna sprawa, ale też wyjątkowo mnie dołująca: jej podejście do mnie. Zdaniem mojej partnerki:
Źle obieram ziemniaki, źle je gotuję, źle gotuję wodę na herbatę, źle robię kanapki (zbyt "bogato", bez względu na to, że sam dwie kromki przekładam plastrem sera, a dla niej robię z wędliną, serem, pomidorem i dodatkami - innym osobom przedstawia tylko to, że robię "rozrzutnie" kanapki, ale bez słowa, że to dla niej - robi ze mnie nienażartego, rozrzutnego egoistę).
Dalej: źle piorę, źle składam brudne ubrania do kosza, źle wieszam na suszarce, źle przesadzam kwiatki, źle je ustawiam, zakładam złe ubranie, źle dopasowuje kolory stroju, źle śpię, źle jem, źle prowadzę samochód (kwestionowanie moich 28 letnich umiejętności bezwypadkowej codziennej jazdy ze strony półtorarocznej i okazjonalnej ledwie adeptki), źle myję zęby, źle korzystam z prysznica, źle wychowuję psa...
Kiedyś po kilku dniach pobytu w domu rodzinnym przyjechała do mnie. Jak zwykle pojechałem do pracy rano nazajutrz. Wracam, a ona siedzi przy komputerze, nawet nie chciało jej się oderwać, by się przywitać. Cały dzień przetrwoniła. Powiedziałem, ze mogłaby chociaż umyć naczynia w kuchni - obruszyła się i zaatakowała, że nie jest moją "sprzątaczką".
Okazało się, że innym opisała to jako awanturę, którą jej zrobiłem, bo nie umyła moich brudnych garów. A ja tylko tak nie umiałbym - siedzieć cały dzień i nic nie wspomóc, choćby to nie było moje...
Kiedyś kupiłem zły chleb. Wstaję rano, pracuję od 8 do 16, wychodzę o 7 rano, wracam ok. 17. Ona nie pracuje (szuka pracy), śpi do południa dzień w dzień, wieczory zarywa przy kompie. Zadzwoniła z prośbą, bym kupił jakiś chleb. O tej porze kupiłem ostatni mocniej wypieczony (ale nie spalony). Okazało się, jak wróciłem po pracy i ze spaceru z psem (prosto po pracy biorę go na spacer, pierwszy ma ze mną rano, a ostatni wieczorem), że kupiłem ZŁY chleb, bo spalony. Wytłumaczyłem, że o tej porze trudno kupić inny po drodze. Więc usłyszałem, ze mogłem kupić inny gatunek, lub gdzieś indziej. Nie dałem rady - wyrzuciłem, ze wobec tego powinna znaleźć chwilę w ciągu dnia i samej wcześniej pójść i kupić jaki chce. Ona wstaje w południe, po czym przesiaduje przy komputerze prawie cały czas. I się zaczęło... W konsekwencji zabrała w awanturze swoje rzeczy i wyniosła się do domu rodzinnego. Po tygodniu nie wiedziała jak wrócić...
Dużo by ty wymieniać. Czy takie relacje są normalne? Czy jest tu miejsce na jakieś pozytywne uczucie (o którym bywam zapewniany?) Czy wytrzymalibyście w takim związku?
Ja nie dawałem już rady - traciłem poczucie własnej wartości słysząc co krok kwestionowanie wszystkiego we mnie.
Cóż, tak było wcześniej. Ponad miesiąc temu odezwała się do niej firma w sprawie pracy. Jako, że firma była dość daleko od domu urwałem się z pracy, podjechałem po żonę i pojechalismy na wstępną rozmowę. Została przyjęta i zacząć miała od następnego dnia. Dojazd do pracy był z przesiadkami więc uznałem, że będę ją wozić rano a potem odbierać (nadopiekuńczość?). I tak też było: wstawanie wczesnie rano (ona wiecznie nieszczęśliwa i naburmuszona z tego powodu), jazda do jej firmy, potem jazda do mojej pracy. Po pracy jazda po żonę i powrót do domu wieczorem. Dziennie 80 kilometrów. Niby niewiele, ale... Dziwiło mnie to, że wiedząc iż gnam by jak najmniej się spóźnić do swojej pracy, ze auto nie jest pierwszych lotów i niedomaga, że po drodze jest duzy ruch - nie była zainteresowana czy bezpiecznie dotarłem, czy dużo sie spóźniłem. Nic, potrafiła milczeć cały dzień bez żadnego kontaktu. Owszem, pierwszego dnia sam z siebie napisałem jej, ze dotarłem, ze spóźniłem sie kwadrans, że jest w miarę ok, ze zyczę jej spokojnej pracy, że ... Odpowiedziała i jakis kontakt był. Ale nazajutrz nie napisałem i juz była całkowita cisza. i tak wyglądały pierwsze dni. Owszem, gdy miała problem po kilku dniach pracy- nagle o mnie sobie przypomniała i okazałem się przydatny, bo po przyjechaniu po nią jeszcze wraz z nią siedziałem nad problemem ze dwie godziny pokazując jej co i jak robic. Cżesto starałem sie zrozumieć tą jej obojętność, ten brak zainteresowania moim powrotem, moim bezpieczeństwem, brak potrzeby kontaktu przez calutki bozy dzień. Dla niej to albo albo: albo martwa cisza (co uważa za normalne w związku) albo "wiszenie na telefonie". A ja potrzebowałem tylko zwykłego kontaktu. To chyba normalne, ze będąc z kimś, kochając - czujemy taką potrzebę w ciągu dnia, gdy jesteśmy daleko? Ot, głupi sms, przypomnienie się, napisanie czegos miłego. Rozumiałbym jeszcze, ze pracuje na akord przy taśmie przez dziewięć godzin bez wytchnienia, ale akurat jej pracę znam, bo mam podobną i wiem doskonale jak wygląda - nie miała żadnych problemów z sięgnięciem po telefon gdyby tylko chciała. Postanowiliśmy wspólnie z teściami o zakupie dla niej auta. Ale mimo szukania i licznych ofert - zawsze coś było nie tak, wciąż zmiany typu i marki i opcji... Padały nawet argumenty, by poczekać z zakupem, bo moze ceny spadną. Oberwało mi się, gdy wspomniałem, że jakoś nikogo nie interesuje to, ze odwlekając zakup auta nikogo jakoś nie interesuje to ile płacę za paliwo tak jeżdżąc ( a pali trochę, bo jest duże) ani ile moje auto jeszcze wytrzyma. Po paru tygodniach takiego intensywnego jeżdżenia padło mi auto i musiała dojeżdżać autobusami z przesiadką. To tylko pogłębiało jej złe nastroje. Oczywiście w dalszym ciągu miała problemy z kontaktowaniem się. Zazwyczaj wracała późnym popołudniem. Ja wracając wcześniej, wiedząc, że przyzwyczajona jest do jedzenia obiadów - przygotowywałem z myslą o niej ciepłe posiłki... Któregoś dnia - jak zwykle bez kontaktu żadnego - wróciła później niż zwykle, a obiad był przygotowany znacznie wczesniej i czekał w garach... Na moje pytanie, czy nie mogła mnie poinformować, ze będzie później zaczęła się pieklić i posuwać jak zwykle do jakichś lekceważących słów. Miarkę przebrało to, ze zaczęła z jakimś pogardliwym uśmiechem do mnie mówić... Moja małżonka nie byłaby sobą gdyby czegoś negatywnego mi nie wytknęła. W zasadzie na każdym kroku. Przyznacie chyba, ze przy odrobinie złej woli to można każdemu coś ciągle wytykać? I u mnie tak właśnie bywało. Nie będę się tu rozwodzić nad poszczególnymi scenkami, bo za dużo tego było. przykład z ostatniego czasu: tydzień temu żona nalewając rosół na talerze (rosół który przywiozła teściowa), gdy byliśmy już sami, nalała zbyt dużo i w efekcie z obu talerzy się wylało na ławę... I się zaczęło: gówniane talerze, pieprzona ława, że ma dość tego mieszkania (mieszkamy u mnie i gro sprzętów jest moich - czyli gównianych jej zdaniem), moje pytanie (przecież nic się nie stało, to tylko rozlany rosół - można wytrzeć i po problemie) tylko jak zwykle ją rozsierdziło i mnie też zaczęło się obrywać. Nie będę tu przytaczać wszystkiego, bo po co? Faktem jest, że zacząłem znów być krytykowany (że mam na wszystko wyj...ne, bo nie przejmuję się, że jestem brudas, że jej "byli" to tacy świetni jednak byli faceci, że...). Od słowa do słowa wywiązała się awantura z jej strony. Ja nie cierpię awantur, kłótni i jak zwykle nie starałem się jej stawić czoła w rzucaniu kalumni. Z resztą, nawet trudno jej wówczas wejść w słowo. Efekt? Dałem jej tydzień na spakowanie się i wyprowadzkę, bo już miałem dość tego... Każdy wspólny czas, wekeend to pasmo jej wybuchów. Ten tydzień jakby trochę ...skruszała, bo tym razem postawiłem sprawę ostro. Wcześniej miały podobne sytuacje już miejsce, ale jakoś dogadywaliśmy się i przez chwilę bywało spokojnie... Tym razem już mi wystarczyło. Któregoś dnia wróciłem z pracy, zrobiłem z myślą o niej (mimo wszystko) krokiety z kapustą i grzybami. Zadałem sobie trud (kto to robił od podstaw - wie ile to zabawy), gdy wróciła z pracy (pracuje wreszcie od trzech tygodni i ostatni tydzień ma tam podobno nawał zajęć) podałem jej licząc, że choć to jest w stanie docenić.
Płonne nadzieje. Przyszła do pokoju z "uwagą", że  nie powinienem używać do rozrabiania ciasta naleśnikowego przystawki z "jej robota", bo ona jest tylko do bicia piany i lekkiego ciasta. Gdy zapytałem, czy to tak ważne, przecież ciasto na naleśniki jest lekkie i nic nie zepsułem - zaczęło się: że ale mogłem zepsuć, że byłby problem z kupieniem nowej przystawki, i takie tam... I się znów zaczęło, że mam wszystko w dupie, na niczym mi nie zależy, że... Na moje pytanie, czy w obecnej sytuacji, gdy nasze "małżeństwo" wisi na włosku ważniejszy jest dla niej jakiś plastikowy element niż naprawa naszego związku - znów wybuchła wściekłością... Przy okazji dowiedziałem się, ze ten robot jest jej (dostalismy go w ślubnym prezencie...).
Powiedzcie sami, czy robiąc z myślą o niej te pieprzone krokiety nie wykazałem jakiejś dobrej woli, chęci naprawy?
Czy jej wybuch miał uzasadnienie, szczególnie w obecnej sytuacji?
Przyszła sobota... Nic nie wskazywało, że będzie walczyć o nas. Zaczęła pakowanie, a ja zabrałem psa na długi spacer. Jednak nie umiałem nie mysleć i uświadomiłem jej, że to wyprowadzka w jedną stronę, bez powrotu. Zasugerowałem jej, ze gdyby jej zależało - zostałaby by o nas walczyć. Została. Ustaliliśmy, ze podejmujemy terapię bo to jedyny dla nas ratunek. Znalazłem poradnie i umówiłem sie na pierwsze spotkanie. Byłem i od razu dałem znać zonie by zadzwoniła i też ustaliła termin spotkania. Nie zadała sobie tego trudu. Olała a na moje pytania mówiła, ze nie widzi sensu w terapii, bo nic jej nie da. Zwątpiłem... Cóż, dalej było jak było a ja czułem, ze to agonia zwiazku z rozpaczliwymi próbami ratowania ale tylko z mojej strony...
W czasie naszego małżeństwa wiele złego o sobie usłyszałem: że nie nadaję sie na męża, ze jej "byli" pod każdym względem byli lepsi ode mnie, ze mężów mozna mieć wielu a przyjaciół, pracę już nie, że niczego w zyciu nie osiągnąłem i nic nie jestem wart, że niczym sie nie interesuję, że ona na mnie nie moze liczyć, że jestem... Nigdy nie dało sie spokojnie z nią porozmawiać, bo wystarczyło powiedzieć coś, co było odmienne od jej zdania - już wybuchała, podnosiła głos, posuwała sie do szyderstw i krytyki ("głupio myślisz" to najdelikatniesze jej słowa). W efekcie już mało rozmawialismy, a ja czułem obawy przed ujawnianiem swoich pogladów, myśli.
Auto dla niej zostało zakupione. Nie jest wprawnym kierowcą... Pierwszy dzień, gdy sama miała jechać autem do pracy, rano prosiłem ją o to, by puściła mi tylko sygnał na telefon, gdy podjedzie bezpieczna pod swoja firme. Tylko o tyle ja prosiłem. Pamietam ten specyficzny grymas irytacji bez słowa na jej twrzy. Nie dała znaku zycia. Zaniepokojony dzwoniłem do jej mamy, ale tam też żadnego sygnału od zony nie było. Żadnego telefonu do jej firmy nie miałem i nie mam. Niepokoiłem sie jak cholera. Pomyslałem, że moze zapomniała telefonu (nigdy jej sie to nie zdarzało) i wziąwszy taksówkę wyrwałem sie z pracy i pojechałem do domu. I okazało się, ze telefon został w przedpokoju... Szukałem w necie, potem w jej telefonie jakiegos numeru do pracy - znalazłem, dzwoniłem. Żona dopiero popołudniem zadzwoniła do mnie na firmowy telefon, ze jest wszystko ok. Miała możliwość to zrobić z samego rana, miała mozliwość napisać e-maila (ma neta w pracy) do mnie, wiadomość na gg, czy zadzwonić do mojej pracy. Gdyby tylko zależało jej na uspokojeniu kogoś, kto się o nią martwi. Cóż, odebrałem to jak zlekceważenie mnie i moich obaw, uczuć. Kolejne...
Jakoś ...trudno jej zrozumieć, że o dobre relacje nalezy dbac na rózne sposoby, nawet w ciągu dnia utrzymując kontakt. Na moje pytanie, czy dla niej to problem rano, podjeżdżając pod swoja pracę puścić mi sygnał z telefonu ( bym wiedział, że bezpiecznie dotarła) wściekała się i mówiła, ze to praca i nie moze sobie ot tak dzwonić. I oczywiście musiała dodać, że "mężów mozna mieć wielu, a pracę ma sie jedną i o nią jest trudno..." Ręce mi opadły.
Dziś sobota, jutro juz święta. Wczoraj sie rozstaliśmy a ja chodzę po ścianach...
Podobno umówiła się na spotkanie z terapeutką. Szkoda, ze nie zdążyliśmy z tym zanim.
Czasem miałem wrażenie, ze związałem sie z kimś o cechach Borderline, bo czułem i czuję się jak ofiara kogos takiego. Moje poczucie wartości równe jest zeru. Czuję się nikim, zerem, degeneratem. Zastanawiam się, czy napisać do teściowej (byłej) coś, o czym nie ma pojęcia - o próbie samobójczej sprzed kilku lat, gdy żona (nie bylismy jeszcze razem) wylądowała na odtruciu w szpitalu, o tym, ze kilka miesiecy temu szukała w necie silnych srodków nasennych bez recepty... Że powinna poczytać o Borderline w necie, bo to chyba dotyka jej córkę. Powinienem? By miała baczenie na córkę?
Dlaczego nie umiem sie z tego uwolnić i jest mi źle?
Co zrobilibyście na moim miejscu z tym wszystkim?
Chyba potrzebuję pomocy.

74 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2014-04-19 21:33:38)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Witaj Natanie, przykro mi, ze nie udalo Ci sie uratowac Twojego zwiazku. No coz, probowales juz wielu sposobow. Tak, jak pisalam, nie jestem zwolenniczka rozwodu "od razu", ale i nie zwolenniczka tkwienia w martwym malzenstwie. A ono bylo martwe. Ty robiles wiele, naprawde sie starales. Nie mozesz sobie zarzucic, ze nie probowales. Dlaczego masz poczucie mniejszej wartosci? Jezeli bylo tak, jak opisales, to jestes bardzo wartosciowym czlowiekiem. Jaka jest moja rada? : Zapomnij o zonie, staraj sie nie myslec o niej i nie rozpamietywac nieudanego malzenstwa. Dzieci chyba nie macie, a wiec jestes w lepszej sytuacji z tego powodu. Nic nie stoi na przeszkodzie, bys poznal kobiete, ktora doceni Ciebie i Twoja prace. A wierz mi, na swiecie jest pelno kobiet, ktore sa naprawde wartosciowe. Zycze powodzenia w dalszym zyciu. Bez toksycznej zony smile i mimo wszystko Wesolych swiat!

P.S- sam widzisz, do jakiego stanu psychicznego doprowadzila  Cie ta kobieta. Warto o kogos takiego walczyc, zamartwiac sie? Nie lepiej poszukac kogos bardziej odpowiedniego, z mniej roszczeniowym podejsciem do zycia? Cale zycie chcesz byc pomiatany, niedoceniony, zly? Potraktuj to rozstanie jako dar od losu i szanse na ulozenie sobie zycia na nowo, tak bys mogl o sobie powiedziec: JESTEM SZCZESLIWYM CZLOWIEKIEM, MAM MIESZKANIE, PRACE I OSOBE, KTORA KOCHAM I KTORA KOCHA MNIE. Co do tego, czy mowic bylej tesciowej o tych srodkach nasennych: NIE. Nie mow nic, nie kontaktuj sie. To juz nie Twoja sprawa, Ty zamkinj tamten rozdzial. Teraz niech oni sie o corke martwia. To, ze powiesz im, czego Twoja zona szukala w internecie jest jak zostawienie za soba furtki: chcesz sie z nimi skontaktowac, znowu sie zamartwiac o zone, myslec... Po co Ci to?

75

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Ewika99, dziękuję. Mój obecny stan określiłbym jako fatalny, ale wyjdę z tego. Dziękuję, że napisałaś. Spokojnych świąt Ci życzę

76

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Otwórzcie mi oczy, bo chyba pewne fakty do mnie nie docierają. W ubiegły piatek rozstałem sie z moją żoną (niecały rok małżeństwa) i dopiero dziś, w drugi dzień świąt dotarły do mnie pewne fakty, których przeciez byłem świadkiem.
Żona pakując się zabierała również jak swoje, bez pytania rzeczy, które dostalismy w ślubnym prezencie (np. robot kuchenny). Nawet wyciągała jedzenie z lodówki (nawiasem mówiąc kupione jak zawsze z moich pieniędzy) i po uznaniu, że tego nie zjem - zabierała. A ja jeszcze - wiedząc, że nie ma kasy - po kryjomu wcisnąłem jej dwie stówki do portfelika smile
Jak określilibyście takie coś? Bo, że mnie jako frajera - to wiem:)

77

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Dałeś z siebie zrobić frajera, robisz z siebie dalej. Ona to tylko wykorzystuje, bo sama nie jest dobrą osobą.

78

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Thepass ma racje. Wybacz za dosadnosc, ale sam prosiles o ocene sytuacji. No wiec jak bym okreslila to wszystko?: Wasze malzenstwo to zwiazek dwojga niedojrzalych ludzi (tak, Natanie, bo do rozwodu tez trzeba dojrzec, a Ty masz problem pogodzic sie z tym, ze Wasz zwiazek to pomylka), malzenstwo frajera (jak sam okresliles, wiec wybacz) i cwanej intrygantki skrzyzowanej z manipulatorka... Nie miesci mi sie w glowie, jak mozna zabierac jedzenie z lodowki... A Ty musisz dawac sie tak wykorzystywac? Troche to wszystko dziecinne. Albo sie rozchodzicie i kazdy zyje swoim zyciem, uklada je na nowo. Albo staracie sie oboje uratowac to malzenstwo. Twoja zona wydaje mi sie straszna choleryczka majaca problemy z wlasnymi emocjami. Taki typ ksiezniczki,ktorej wszystko sie nalezy. W jakim ona jest wieku? A Toba chyba kieruja w duzej mierze uczucia, jakie (nie wiem, jakim cudem) zywisz ciagle do zony. Im szybciej te klapki z oczu Ci spadna, tym lepiej... Chyba, ze jestes typem meczennika, ktory odnajduje jakis rodzaj przyjemnosci w tym, ze wlasna zona go gnebi...

79

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Dziękuję Wam za szczere słowa. Fakt, coś chyba ze mna jest nie tak. Z żoną nie mam od momentu rozstania żadnego kontaktu i jakoś mi lepiej. Powoli nabieram dystansu i zaczynam dostrzegać rzeczy, których wcześniej nie widziałem. W czwartek - czyli jutro - podobno żona miała umówioną wizytę u terapetki (dla par), u której parę tygodni temu ja już byłem. Nie wiem, czy tam pójdzie, bo raz - nie miała żadnej na to ochoty (mimo, że kiedyś wspólnie ustalilismy, że terapia to jedyny dla nas ratunek - liczyłem, że podczas zajęć żona uświadomi sobie błędy w swoim podejściu), a teraz - nie wiem czy jest sens. Po wspólnym ustaleniu terapii - byłem zapoczątkować wspólna pracę. Mieliśmy iść oboje, ale żona ...znalazła sobie wymówkę i usprawiedliwienie w tamtym dniu - w efekcie byłem sam. Miałem nadzieję, że natychmiast po mnie w najbliższych dniach umówi sie i podejmie to, co zacząłem. Cóż, jakoś nie miała na to czasu ani ochoty odwlekając decyzję o terapii. Sam jeden niczego nie zrobiłbym. Jak napisałem - jutro, w czwartek podobno idzie. Szczerze mówiąc nie wiem, czy mnie to jeszcze interesuje. Wątpię w jakąkolwiek jej przemianę, otrząśnięcie się i zmianę.
Teraz w samotności "katuję się" przypominaniem sobie wielu rzeczy i z każdą chwilą czuję, że się oddalam. W sumie wziąwszy pod uwagę słowa małżonki - ona powinna być teraz szczęśliwa. Zwróciłem jej już wolność, a formalnie - to tylko kwestia czasu. Słyszałem nie raz jaki to jestem beznadziejny, że "na męża się nie nadaję", że "nic w życiu nie osiągnąłem i niczego się nie dorobiłem", że "mężów można mieć wielu", że "inny facet to... (byłby lepszy)", że "najprostszej rzeczy nie umiem zapamiętać i się nauczyć". W sumie według jej słów byłem totalnym nieudacznikiem i zerem. W świetle tego wszystkiego powinna czuć teraz radość, bo chyba każdy inny facet będzie dla niej lepszy niż ja:)
A jesli takie słowa, jak te, które cytowałem, były obliczone tylko na dokopanie mi, "zmotywowanie" (świetna motywacja) i zniszczenie mojego "ja" - to chyba pomyłką z jej strony było mówienie o jakimś uczuciu i nazywanie go "kochaniem". Bo widać odmiennie to słowo rozumieliśmy. Żona miłością nazywała chyba uczucia, które dla mnie bardziej zasługują na nazwę "pogarda", "lekceważenie" i "nienawiść".

80

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Smutne to, ale juz dawno po takich słowach powinienes ją jak najmocniej kopnąć w ten duży zad pełen wad.

81

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

W czwartek mamy już "razem" terapię. I mam wątpliwości, czy ma to jeszcze sens. Przez cały ten czas nie kontaktowaliśmy się ze sobą. Myślę, że żona konsekwentnie obrabiała mi tyłek przed rodzina i znajomymi przez ten czas - bo co miała powiedzieć? Że rozstaliśmy się? Że ...nogę złamałem i dlatego mnie nie ma z nią? Jestem pewien, że mówiła o rozstaniu bądź separacji, a na zapytania dlaczego -  z pewnością nadawała na mnie, o swoich słowach i zachowaniach konsekwentnie milcząc... I pewnie wszyscy jej współczuli, że na takiego ...trafiła, że dobrze, że się uwolniła. Bo gdyby było inaczej i umiała być uczciwą wobec samej siebie (i mnie przy okazji) - mówiąc jak było naprawdę - z pewnością miałaby inne porady i sugestie, aby jednak tego małżeństwa nie niszczyła a popracowała nad sobą i swoimi emocjami. I w przeciągu tego całego wolnego czasu (święta, potem majowy weekend) znalazłaby chęć, czas i motywację by mnie odwiedzić. Ja tam, do jej rodzinnego domu nie chcę już jechać, bo nie wiem jak zostałbym przyjęty. Z pewnego, niezależnego źródła wiem, że żona opisując nasze "nieporozumienia" opisuje w sposób nierzetelny, przemilczając lub bagatelizując swoje zachowania i nie wspominając o swoich tekstach do mnie. A to chyba rzucałoby zupełnie inne światło na naszą sytuację. I też zupełnie inne miałaby porady i z inną reakcją miałaby do czynienia. Nie wiem, czy się ktoś tu ze mną zgodzi?
Obecnie nie wiem, czy się zdecyduję, ale rezygnacja oznaczać już będzie jedno, ostateczne rozwiązanie, bo nie umiem żyć w takim zawieszeniu. Jeśli nawet tą terapie podejmiemy, "uratujemy" małżeństwo i znów zaczniemy być razem - jak mam postępować, jak się zachowywać w towarzystwie całej rodziny i znajomych, którzy mają tak wypaczone i zmanipulowane zdanie na mój temat? Czy - jeśli terapia odniesie skutek - coś z tym mogę zrobić? To będzie cholernie dla mnie niezręczne.
Jeszcze jedno pytanie: jak uświadomić żonie (mam jeszcze nadzieję, że terapia mogłaby w tym pomóc), że fundamentem związku i podstawą wszystkiego jest wzajemne poszanowanie, ciepło, wyrozumiałość i serdeczność, a nie materializm? Że wszystko inne to drugorzędne sprawy? Bo materializm, kasa i chyba wygoda to dla niej podstawa... I może o to wszystko się rozbiło? Jak jej to uświadomić i zmienić postrzeganie związku? Czy to w ogóle możliwe?

82

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Nie wiem, czy ktokolwiek śledzi jeszcze ten mój wątek... Wczoraj nastąpiły pewne okoliczności, które całkowicie w moich oczach przekreśliły sens terapii i całe to małżeństwo...

83

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Jeśli nawet pomimo terapii okazało się, że jest wam razem "nie po drodze" to nie ma sensu ciągnąc tego małżeństwa.
Zrobiłeś co mogłeś, teraz czas zacząć układać sobie życie na nowo.

84

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
agnik napisał/a:

Jeśli nawet pomimo terapii okazało się, że jest wam razem "nie po drodze" to nie ma sensu ciągnąc tego małżeństwa.
Zrobiłeś co mogłeś, teraz czas zacząć układać sobie życie na nowo.

Terapię mieliśmy zacząć dopiero dzisiaj...
Wczoraj pojechałem do żony (od trzech tygodni mieszka z rodzicami) by porozmawiać i wyczuć, czy chce to małżeństwo ratować i czy ma sens terapia. Okazało się, że była umówiona (wieczór) i właśnie chciała jechać sama do mieszkania mężczyzny (wieloletniego "przyjaciela"), z którym była "bliżej" kiedyś, parę lat temu... Trochę pokrzyżowałem jej plany.
Dla mnie to ewidentnie świadczy o tym, jak zależy jej na naprawie małżeństwa i że powinna chcieć spotkać się porozmawiać ze mną, a nie samej jechać do mieszkania innego mężczyzny (i być tam z nim sam na sam), nawet jeśli miał to być tylko rozmowa.
Mógł on - jeśli tak jej zależało - przyjechać do niej (pod obecność jej rodziców), czy mogli się spotkać na neutralnym gruncie. Ale nie u niego w domu.
Najdziwniejsze w tym jest to, że jej mama (kobieta "z zasadami") o tym wiedziała i nie widziała niczego niestosownego w tym, że jej córka - mężatka z rozsypującego się małżeństwa - sama, niczym wolna panienka jedzie do mieszkania mężczyzny, z którym kiedyś wylądowała już w łóżku. "Żona" uważała (rozmawialiśmy wczoraj trochę), że może robić co chce i spotykać się z kim chce i gdzie chce, bo "mamy separacje". Jak dla mnie to wszystko świadczy o tym, że nie zależy jej na tym małżeństwie i nie ma zamiaru naprawiać, tylko dożynać je już do końca...
W świetle tego nie widzę sensu już ratować coś, czego nie ma.

85

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Podjąłeś decyzję, w mojej skromnej opinii słuszną.
Teraz po prostu się tego trzymaj, rozwiedź się, wyciągnij wnioski tak żeby na kolejną partnerkę nie wybrać kobiety podobnej to Twojej żony.

A co do teściowej, niektórzy mają podwójne standardy. Oni i ich dzieci mogą coś robić i to jest okej, ale jeśli robi to np. córka sąsiadki to jest ostatnią lafiryndą wink Nie powinieneś się przejmować takimi ludźmi.

86

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
agnik napisał/a:

Podjąłeś decyzję, w mojej skromnej opinii słuszną.
Teraz po prostu się tego trzymaj, rozwiedź się, wyciągnij wnioski tak żeby na kolejną partnerkę nie wybrać kobiety podobnej to Twojej żony.

A co do teściowej, niektórzy mają podwójne standardy. Oni i ich dzieci mogą coś robić i to jest okej, ale jeśli robi to np. córka sąsiadki to jest ostatnią lafiryndą wink Nie powinieneś się przejmować takimi ludźmi.

Wiem, że słuszną, tylko cholernie bolesną...
Te "podwójne standardy" to eufemizm z Twojej strony. Nazwijmy to po imieniu: obłuda...

87

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Dziękuję natan.75 za Twój post na moim wątku. Przeczytałam Twój wątek. Może mam teraz bardzo krytyczne spojrzenie po moim doświadczeniu, ale odpowiedz sobie na pytanie: Czy moja żona mnie kocha? Kto kocha nie rani, nie obgaduje męża, nie wymyśla, DBA O NIEGO. Pisałeś, że żona nie pracuje i co zwróciło moją uwagę - siedzi na komputerze. Sprawdź ją, sprawdź historię przeglądania. Jeżeli traktuje Cię jak wroga, może w kim innym ma przyjaciela. Rozmowa z teściami nic nie da...dopóki nie będziesz wiedział co leży u podstaw zachowania Twojej żony. Jeżeli nic się nie sprawdzi, może jej miłość już się skończyła? Spróbuj poobserwować jej reakcję, mowę ciała, dźwięk głosu. To są drobiazgi, przez które kobietom budzi się czujność. Pisałam, że mój facet się zmienił, było to ledwo zauważalne np. zrobiliśmy sobie wspólne zdjęcie 4 dni przed rozstaniem (zanim dowiedziałam się, że smsuje z kimś innym) i nie objął mnie, po takich paru drobiazgach ogarnia nas przeczucie, że coś się dzieje. Mnie przeczucie nie zawiodło. Jeżeli możesz to spróbuj wyjść z roli ofiary i spojrzeć na Wasze małżeństwo z boku, jak ktoś obcy. Decyzję co z tym zrobić możesz podjąć tylko Ty. Powodzenia Ci życzę.

88

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Teraz doczytałam do końca, jednak "przyjaciel"...Twoja decyzja jest dobra. Wiem co czujesz i może Cię to pocieszy, że mam to samo.

89 Ostatnio edytowany przez kosmiczny nick (2014-05-08 21:12:01)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Dziwna i znajoma jakoś mi sytuacja...:)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Z jednej strony wiele osób piszących w tym wątku ma rację i Twoja żona faktycznie Cię wykorzystuje. Z drugiej strony(na podstawie własnych obserwacji i doświadczeń) powiem, że nie zawsze jest to celowe działanie. Każdy popełnia błędy, każdemu zdarza się zagubić w życiu. Wszystko zależy oczywiście od początkowego podejścia, jednak myślę, że generalnie z pewnymi decyzjami nie powinno się śpieszyć. W pewnych sytuacjach zamiast się rozstać definitywnie, dobrze jest dać sobie czas, by się zdystansować i spojrzeć na pewne rzeczy trzeźwym okiem. Czasem to pomaga uratować relację, czasem nie. Różnie bywa.
Pozdrawiam

91 Ostatnio edytowany przez natan.75 (2014-05-08 22:15:47)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
mysterious_chocolate napisał/a:

...Każdy popełnia błędy, każdemu zdarza się zagubić w życiu. Wszystko zależy oczywiście od początkowego podejścia, jednak myślę, że generalnie z pewnymi decyzjami nie powinno się śpieszyć. W pewnych sytuacjach zamiast się rozstać definitywnie, dobrze jest dać sobie czas, by się zdystansować i spojrzeć na pewne rzeczy trzeźwym okiem. Czasem to pomaga uratować relację, czasem nie. Różnie bywa.
Pozdrawiam

Uważasz, że w obliczu tego, co miało miejsce wczoraj ( a to tylko przedsmak tego, co będzie potem: bo pewnie potem bedą kolejne "przyjacielskie spotkania", tyle, ze już przy alkoholu, a "kobieta pijana - d...pa sprzedana", tym bardziej, ze ta kobieta własnego męża nie szanuje, ma do niego "żal" - o co??? - i go ma głęboko w du...e) miałbym ...uzbroić sie w cierpliwość i "dać sobie czas"? Na co? Na to, ze się wyszaleje i wróci pojmująca wreszcie, ze ten facet (ja znaczy), frajer jest jedynym, który mimo wszystko ja kocha? Chyba jej dać czas na poszukanie "lepszego" faceta... A jak nie znajdzie, albo nie wyjdzie - wróci ...do mnie?
Na tym ma polegać "przerwa w związku"? Ok, ja ten czas (w samotności) spędzałem i spędzam na: pracy, wychodzeniu z kochanym i kochającym psiskiem (tylko ona zawsze cieszyła sie na mój widok...), sprzątaniu, odnawianiu mieszkania... I przede wszystkim na pracy nad sobą, na analizowaniu sytuacji, weryfikowaniu własnych zachowań, tłumaczeniu jej zachowań, szukaniu i czytaniu o zasadach w związkach (mimo, ze mam już za sobą niezłe doświadczenia)... Jak świr?
Ona - jak widzisz - nie.
Ona miast pracować nad sobą, nie wiem: czytać w necie o podstawach związków, o lojalności, o relacjach - ona woli się sam na sam spotykać z jakimś wątpliwym "znajomym". Po co? To praca nad związkiem, który sypie sie w pył czy dożynanie go? Bo jak dla mnie to dożynanie z premedytacją...
I miałbym cierpliwie czekać aż się wyszaleje, opamięta i ...skruszona wróci do mnie?
Mam gdzieś juz taką kobietę.
Jatakajedna, właśnie patrzę juz na to nasze "małżeństwo" z boku, juz z dużego (w świetle naszej ...rozmowy w przerwie terapi) oddalenia.
Aktualnie czuję się zwolniony ze wszystkiego, czego powinienem przestrzegać wobec "żony". Zacznę robić to, co ona sama, bo "mamy przecież separację", a to - wedle (jeszcze) żony oznacza, ze mogę robić co mi sie podoba i nikt nie moze mi czegoś zabronić, narzucić - słowem: "hulaj dusza piekła nie ma". Piszę to na podstawie tego, co dziś usłyszałem od własnej "żony".
Nie mam zamiaru czekać samotnie i cierpliwie aż sie opamieta...
Wystarczy mi juz tego wszystkiego.
Mnie już tego aż zanadto...
Dość!

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Uważam, że jest różnie w życiu i nie wszystko widać na pierwszy rzut oka. Nigdzie nie napisałam, że ta kobieta pracuje nad waszym związkiem.
Cóż, każdemu jest potrzebny w życiu zimny prysznic.
Życzę dużo siły, pozdrawiam

93

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

No wiec odpowiem, pomimo dlugiej nieobecnosci. To jest forum. Tu uzytkownicy odpisuja i odnosza sie do postow tych, ktorzy pisza. Nikt z nas owszem, nie zna drugiej strony medalu, ale to dlatego, ze jej nie bylo. Ale nie o tym. Moze i gowno wiem o Waszym malzenstwie, moze i jestem smieszna, jak insynuowalas, ale to nie zmienia faktu, ze oboje jestescie niedojrzali. Jedno drugiego obsmarowalo od gory do dolu zamiast albo walczyc o zwiazek albo faktycznie sie rozstac. Zamiast rozwiazac Wasze problemy, Wy sie przejmujecie tym, co mysla o Was anonimowi ludzie na forum. A nie przedstawiliscie sie w zbyt korzystnym swietle. OBOJE. Nie wiem, kto ma racje, nie wiem, ktore z Was pisze prawde. Widocznie kazde ma na swoimi sumieniu jakies "grzeszki". Aha, to nie forum jest smieszne, ale Wy sami. Zarowno z jednej jak i drugiej strony nie ma ani troche lojalnosci. Wolicie sie obrzucac blotem publicznie. Tylko pogratulowac. Mysle, ze wiele osob bedzie mialo podobne zdanie.

94 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2014-05-10 23:28:58)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
grazynamaria napisał/a:

Jaka byłaby odpowiedź Twojej żony gdyby to przeczytała? Co miałaby na usprawiedliwienie? Co by potwierdziła a czemu zaprzeczyła?  Jak sądzisz ?

Ponieważ autor nie odpowiedział na zadane pytania, doczekałaś się odpowiedzi od jego żony.
Gratuluję intuicji i przewidywalności. smile
Zatem widzimy drugą stronę medalu!!!
Witaj Tazona, tak jak piszesz, "strusie pochowały głowę w piasek".
Ooooo przepraszam, masz jedną odpowiedź:

tażona napisał/a:
Ewika99 napisał/a:

No wiec odpowiem, pomimo dlugiej nieobecnosci. To jest forum. Tu uzytkownicy odpisuja i odnosza sie do postow tych, ktorzy pisza. Nikt z nas owszem, nie zna drugiej strony medalu, ale to dlatego, ze jej nie bylo. Ale nie o tym. Moze i gowno wiem o Waszym malzenstwie, moze i jestem smieszna, jak insynuowalas, ale to nie zmienia faktu, ze oboje jestescie niedojrzali. Jedno drugiego obsmarowalo od gory do dolu zamiast albo walczyc o zwiazek albo faktycznie sie rozstac. Zamiast rozwiazac Wasze problemy, Wy sie przejmujecie tym, co mysla o Was anonimowi ludzie na forum. A nie przedstawiliscie sie w zbyt korzystnym swietle. OBOJE. Nie wiem, kto ma racje, nie wiem, ktore z Was pisze prawde. Widocznie kazde ma na swoimi sumieniu jakies "grzeszki". Aha, to nie forum jest smieszne, ale Wy sami. Zarowno z jednej jak i drugiej strony nie ma ani troche lojalnosci. Wolicie sie obrzucac blotem publicznie. Tylko pogratulowac. Mysle, ze wiele osob bedzie mialo podobne zdanie.

Jak chcesz wiedzieć, to mnie nigdy by nie przyszło do głowy tak opisywac sprawy swojego małżenstwa czy życia czy czegokolwiek na forum - ani o mnie ani o mężu ani o niczym. Bo w ogóle z takiego czegos nie korzystam. Fakt - to jest obrzucanie błotem, ale skoro mój mąż sobie na to pozwolił i to tak szczegółowo, że aż żałośnie, a wy wszyscy mu przyklaskaliście i zgodnie na hura tez obrzucaliście kogoś błotem - w tym przypadku mnie - nie widzę powodu, dla kórego nie miałabym odpowiedzieć. Musiałam sie zniżyc do poziomu męża i was wszystkich żeby odpłacić Mu pięknym za nadobne. A skoro poznaliście takie szczegóły o mnie - czemu nie moim mężu? Hę?
A pisanie teraz o obrzucaniu błotem i niedojrzałości to możesz sobie darować, bo byłaś pierwsza do tego - do oceniania, obrażania i rzucania kamieniami na kogoś kogo nie znasz tylko dlatego, że dałaś sobie takie prawo przez anonimowość tego forum. Teraz się nie zasłaniaj naszą niedojrzałością. I mylisz się jeśli sądzisz, że się przejmuję tym co myślą ludzie z forum. Ja się conajwyżej mogę przejmować tym co zrobił mój mąż i na co wystawił mnie i nasze sprawy. A skoro już to zrobił ja tylko dodałam resztę szczegółów. Miejcie przynajmniej pełny obraz czyichś brudów. Dla mnie to wszystko tutaj to tylko powód do zastanawiania sie nad sensem ratowania małżeństwa. Bo mój mąż - utwierdzony jeszcze przez was - na pewno już tego sensu nie widzi. I tyle z mojej strony w tym temacie. Nie zamierzam dłużej w tym uczestniczyć. I tak nikt z was nie ma już po co odpowiadać. Mnie to już nie obchodzi. macie całą sytuację, róbcie z tym co chcecie, to wątek męża i nie zamierzam dalej w tym uczestniczyć.

Masz rację, że za dużo w wypowiedziach było "błota",.....i hehe..... przodowała w nich Ewika. Ona tak ma, bardzo wierzy w słowo pisane i się bardzo 'angażuje' w wypowiedziach, w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Zaglądałam czasem do tego wątku, ale.....jakoś nie po drodze było mi się wypowiedzieć.
Pewnie dlatego.
Sprostuję tylko, że nie wszyscy tak bezgranicznie wierzyli w opisaną historię, czy obrzucali Cię kalumniami, bo niektóre wypowiedzi były wyważone jak np. mysterious_chocolate, agnik, a grazynamaria moim zdaniem, wręcz wyczuwała manipulacje Twojego męża.

Masz zupełną rację, że nie ma najmniejszego powodu przejmować się opiniami forumowiczów, pisali to, co wyczytali z postów Twojego męża, a pisał on baaaaardzo obrazowo i z detalami.....pewnie pod narkozą tych brudnych walających się skarpetek i odoru nieumytych naczyń.
Też nie jestem pedantką, ale takie widoki przyprawiłyby mnie o mdłości, co nie znaczy, żebym to ja doprowadzała mieszkanie do 'użyteczności'. A Ty to robiłaś, czego nie pochwalam.
Wszak dała Bozia rączki dwie, niech zrobi z nich użytek.
Powiem Ci, że już kiedyś były na tym forum wątki, w którym doszło do konfrontacji. W jednym aktualna narzeczona z byłą narzeczoną faceta i chyba kobiety z jej partnerem.
Tak jak i w Twoim przypadku, te same fakty przedstawiane były w innym świetle.

Teraz, to ja tak sobie myślę, czy z kolei odezwie się autor wątku/Twój mąż.
Jeśli......to czy zaprzeczy?
Albo.....wywlecze jeszcze więcej i więcej opowieści o tej ZŁEJ ŻONIE?

Pozdrawiam Cię.

95 Ostatnio edytowany przez Ewika99 (2014-05-11 09:26:55)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
żyworódka napisał/a:
grazynamaria napisał/a:

Jaka byłaby odpowiedź Twojej żony gdyby to przeczytała? Co miałaby na usprawiedliwienie? Co by potwierdziła a czemu zaprzeczyła?  Jak sądzisz ?

Ponieważ autor nie odpowiedział na zadane pytania, doczekałaś się odpowiedzi od jego żony.
Gratuluję intuicji i przewidywalności. smile
Zatem widzimy drugą stronę medalu!!!
Witaj Tazona, tak jak piszesz, "strusie pochowały głowę w piasek".
Ooooo przepraszam, masz jedną odpowiedź:

tażona napisał/a:
Ewika99 napisał/a:

No wiec odpowiem, pomimo dlugiej nieobecnosci. To jest forum. Tu uzytkownicy odpisuja i odnosza sie do postow tych, ktorzy pisza. Nikt z nas owszem, nie zna drugiej strony medalu, ale to dlatego, ze jej nie bylo. Ale nie o tym. Moze i gowno wiem o Waszym malzenstwie, moze i jestem smieszna, jak insynuowalas, ale to nie zmienia faktu, ze oboje jestescie niedojrzali. Jedno drugiego obsmarowalo od gory do dolu zamiast albo walczyc o zwiazek albo faktycznie sie rozstac. Zamiast rozwiazac Wasze problemy, Wy sie przejmujecie tym, co mysla o Was anonimowi ludzie na forum. A nie przedstawiliscie sie w zbyt korzystnym swietle. OBOJE. Nie wiem, kto ma racje, nie wiem, ktore z Was pisze prawde. Widocznie kazde ma na swoimi sumieniu jakies "grzeszki". Aha, to nie forum jest smieszne, ale Wy sami. Zarowno z jednej jak i drugiej strony nie ma ani troche lojalnosci. Wolicie sie obrzucac blotem publicznie. Tylko pogratulowac. Mysle, ze wiele osob bedzie mialo podobne zdanie.

Jak chcesz wiedzieć, to mnie nigdy by nie przyszło do głowy tak opisywac sprawy swojego małżenstwa czy życia czy czegokolwiek na forum - ani o mnie ani o mężu ani o niczym. Bo w ogóle z takiego czegos nie korzystam. Fakt - to jest obrzucanie błotem, ale skoro mój mąż sobie na to pozwolił i to tak szczegółowo, że aż żałośnie, a wy wszyscy mu przyklaskaliście i zgodnie na hura tez obrzucaliście kogoś błotem - w tym przypadku mnie - nie widzę powodu, dla kórego nie miałabym odpowiedzieć. Musiałam sie zniżyc do poziomu męża i was wszystkich żeby odpłacić Mu pięknym za nadobne. A skoro poznaliście takie szczegóły o mnie - czemu nie moim mężu? Hę?
A pisanie teraz o obrzucaniu błotem i niedojrzałości to możesz sobie darować, bo byłaś pierwsza do tego - do oceniania, obrażania i rzucania kamieniami na kogoś kogo nie znasz tylko dlatego, że dałaś sobie takie prawo przez anonimowość tego forum. Teraz się nie zasłaniaj naszą niedojrzałością. I mylisz się jeśli sądzisz, że się przejmuję tym co myślą ludzie z forum. Ja się conajwyżej mogę przejmować tym co zrobił mój mąż i na co wystawił mnie i nasze sprawy. A skoro już to zrobił ja tylko dodałam resztę szczegółów. Miejcie przynajmniej pełny obraz czyichś brudów. Dla mnie to wszystko tutaj to tylko powód do zastanawiania sie nad sensem ratowania małżeństwa. Bo mój mąż - utwierdzony jeszcze przez was - na pewno już tego sensu nie widzi. I tyle z mojej strony w tym temacie. Nie zamierzam dłużej w tym uczestniczyć. I tak nikt z was nie ma już po co odpowiadać. Mnie to już nie obchodzi. macie całą sytuację, róbcie z tym co chcecie, to wątek męża i nie zamierzam dalej w tym uczestniczyć.

Masz rację, że za dużo w wypowiedziach było "błota",.....i hehe..... przodowała w nich Ewika. Ona tak ma, bardzo wierzy w słowo pisane i się bardzo 'angażuje' w wypowiedziach, w negatywnym tego słowa znaczeniu.
Zaglądałam czasem do tego wątku, ale.....jakoś nie po drodze było mi się wypowiedzieć.
Pewnie dlatego.
Sprostuję tylko, że nie wszyscy tak bezgranicznie wierzyli w opisaną historię, czy obrzucali Cię kalumniami, bo niektóre wypowiedzi były wyważone jak np. mysterious_chocolate, agnik, a grazynamaria moim zdaniem, wręcz wyczuwała manipulacje Twojego mężą.

Żyworódko, NIE WIERZĘ bezgranicznie w słowo pisane. Jeżeli odpowiadam na posty to odnoszę się wyłącznie do tego, co jest napisane. To raz. Dwa- naprawdę widzisz tylko moje negatywne wpisy? Serio? Ze niby ja tak obrzucam błotem wszystkich wokół? Coz, chyba nie czytasz dokładnie tego forum. Zapewniam Cie, ze jest duzo wiecej innych uzytkownikow, ktorzy (gdyby sie wypowiedzieli) nie przebieraliby w slowach. Bo w sytuacji, jaka tu zostala opisana na klawiature cisna sie mocniejsze sformulowania. Zreszta, ja tez dostalam nieraz po glowie na tym forum i potraktowalam to jako spojrzenie na moja sytuacje z innej strony. Wnisoki wyciagnelam. A ze zona autora czuje sie urazona? No coz... Ja pewnie tez bym byla, gdyby maz przedstawil mnie w takim swietle. Jednak nadal mysle, ze to raczej nie poprawi ich stosunkow. Tazona pisze, ze nie chce sie udzielac juz w tym watku, jednak ciagle dopisuje jakies fakty, wyjasnia, tlumaczy. Ja sie pytam- po co? Przeciez nie interesuje jej opinia tego smiesznego forum. Po co wybielac sie przed ludzmi, ktorych sie nie zna? Prostowac to wszystko? Nie lepiej zajac sie w koncu tym nieszczesnym zwiazkiem? Wiem, wiem- zla Ewika napisala za duzo mocnych slow. Moze i tak, ale mysle, ze jednak gruba przesada jest zarzut, ze obrzucilam kogos blotem- gdyby tak bylo, to gwarantuje, ze juz dawno zostalabym zbanowana. Nazwanie kogos manipulatorka to obrzucenie blotem? Ok, znamy druga strone medalu, ale wciaz nie wiemy, czyja jest racja. Zakladam, ze oboje maja troche racji, ale jeszcze wiecej za uszami.

Poza tym, Zyworodko, zamiast zarzucac mi zbytnie zaangazowanie na forum, radze spojrzec Ci na ilosc Twoich postow, a ilosc moich. Kto bardziej udziela sie na forum? Pozostawiam to jako pytanie czysto retoryczne, bo widac na pierwszy rzut oka. Poza tym jestes pewna, ze Twoje wypowiedzi sa zawsze takie podbudowujace?

96 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2014-05-11 10:38:06)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Dobrze się składa, że druga strona napisała. Śledzę różne historie forumowe od bardzo dawna. Ta jest jedną z takich, gdzie możemy sobie to i owo porównac.

Ja mam pytania do tażona:
- ile lat ma dziecko?
- nie pracujesz, dlaczego?
- skorzystasz z psychoterapii?

Faktycznie jesteś bardzo emocjonalną osobą. Naprawdę robiłaś awantury o nie taki chleb, składanie ubrań i tym podobne? Też tego nie znoszę, dlatego wolę szafy i wieszaki, wieszaki, wieszaki. Mąż rzuci skarpetki? Ok, kopniakami dojadą do kosza na brudną bieliznę, otworzę go i wceluję. Takie cwiczenie sprawnościowe.
Fugi? Przecież to łatwizna! Samej bym położyła, i to takie jakie mnie się podobają. Tutaj wg mnie przesadziłaś. To już nie te czasy, gdy dzielono prace na typowo męskie i kobiece.

Powiem szczerze - stoicie twardo na swoich stanowiskach, żadne nie ustąpiło tak naprawdę ani na krok, trwacie przy swoich nawykach, nie wiecie co to kompromis. Każde małżeństwo coś takiego przeżywa, ale powoli nad tym pracuje.
Ja widzę dla was światełko w tunelu. OBOJE musicie pójsc na terapię. Serio!
W tej chwili jesteście na etapie: po mojemu i nijak inaczej. Zacięliście się na nim i tyle.

Polecam wyluzowanie. Jak mój mąż nie ma nastroju, weny twórczej, nic nie zrobi. Nie poganiam, nie pitolę nad uchem, nigdy! On się weźmie i zrobi dwa razy tyle, wszystko w swoim czasie. Gdybym truła, byłoby tak jak w tym temacie. Mąż podobnie. Nie ma obiadu, to nie ma. Sam sobie zrobi. Chłopakom też ręce do tyłka nie przyrosły.

97

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
chaber05 napisał/a:

Dobrze się składa, że druga strona napisała. Śledzę różne historie forumowe od bardzo dawna. Ta jest jedną z takich, gdzie możemy sobie to i owo porównac.

Ja mam pytania do tażona:
- ile lat ma dziecko?
- nie pracujesz, dlaczego?
- skorzystasz z psychoterapii?

Faktycznie jesteś bardzo emocjonalną osobą. Naprawdę robiłaś awantury o nie taki chleb, składanie ubrań i tym podobne? Też tego nie znoszę, dlatego wolę szafy i wieszaki, wieszaki, wieszaki. Mąż rzuci skarpetki? Ok, kopniakami dojadą do kosza na brudną bieliznę, otworzę go i wceluję. Takie cwiczenie sprawnościowe.
Fugi? Przecież to łatwizna! Samej bym położyła, i to takie jakie mnie się podobają. Tutaj wg mnie przesadziłaś. To już nie te czasy, gdy dzielono prace na typowo męskie i kobiece.

Powiem szczerze - stoicie twardo na swoich stanowiskach, żadne nie ustąpiło tak naprawdę ani na krok, trwacie przy swoich nawykach, nie wiecie co to kompromis. Każde małżeństwo coś takiego przeżywa, ale powoli nad tym pracuje.
Ja widzę dla was światełko w tunelu. OBOJE musicie pójsc na terapię. Serio!
W tej chwili jesteście na etapie: po mojemu i nijak inaczej. Zacięliście się na nim i tyle.

Polecam wyluzowanie. Jak mój mąż nie ma nastroju, weny twórczej, nic nie zrobi. Nie poganiam, nie pitolę nad uchem, nigdy! On się weźmie i zrobi dwa razy tyle, wszystko w swoim czasie. Gdybym truła, byłoby tak jak w tym temacie. Mąż podobnie. Nie ma obiadu, to nie ma. Sam sobie zrobi. Chłopakom też ręce do tyłka nie przyrosły.

Wlasnie Chaber. To jest chyba dosc mlode malzenstwo, kwestia dotarcia sie. A i sztuka kompromisu szwankuje...

98

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Chaber ,bardzo mi się spodobało Twoje podejście do tematu. W małżeństwie nie zawsze jest tak różowo i nie zawsze umiemy iść na kompromis.Fajnie ,gdy widzimy ,że coś jest nie tak i dajemy sobie trochę luzu i potrafimy spojrzeć na naszego partnera tak,jakbyśmy ,aby On nas zobaczył, z naszymi zaletami i wadami.Bo każdy ma zalety ,a nie tylko wady.
Każdy ma złe i dobre dni. Pomagajmy sobie ,a nie walczmy ze sobą. Wiem łatwiej powiedzieć ,niż zrobić . Niekiedy uczymy się tego całe życie,ale to też jest plus .Bo lepiej się uczyć ,niż stać w miejscu ,albo wręcz się cofać.To forum ,to skarbnica mądrości ,a szydercy ,albo nie doświadczeni zdarzają się wszędzie.
Oby im się udało . Pozdrawiam.

99 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2014-05-11 11:19:45)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Fakt, nie wiedzą co to kompromis, zaufanie ( dotyczy tego śledzenia) i nie mieszanie wszystkich dookoła w swoje sprawy.

Mam nadzieję, że Natan da sobie spokój z dręczeniem teściów ( o ile to prawda).

Dlatego chciałabym jak najdalej mieszkac od dzieci i nie byc zasypywana tego typu donosami. Młodzi się pogodzą, nie będą nawet pamiętali o awanturach, a rodzice niestety tak. To siedzi jak zadra, taka nasza biologia. Kochamy i chronimy dzieci, nawet te dorosłe, nie wybaczamy tak łatwo.

Każdego z nas bolałyby donosy. Mąż skarżący się "mamusi" na żonkę, żona mieląca jęzorem na męża, lecąca na skargę do swojej mamusi i tatusia z byle pierdołą. Szukamy wsparcia u rodziców, wiadomo, ale angażowanie ich w byle niesnaski? Dlatego tak to ubodło Natana i odreagował wylaniem żali.

W tej chwili jest, że tak powiem remis. Tażona zdawała relacje rodzicom, Natan kablował nam. Od was drodzy małżonkowie zależy teraz dalszy ciąg. Nadal zachęcam do terapii. Ktoś musi wam uświadomic jakie błędy popełniacie i nauczyc je rozwiazywac.
Oby wam się udało.

Dlaczego terapia? Bo tam będą bezstronni ludzie (najczęściej dwoje psychoterapeutów), a rodzina wiadomo, obiektywna nigdy nie będzie.

100 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2014-05-11 12:26:29)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
Ewika99 napisał/a:
żyworódka napisał/a:

(...)Masz rację, że za dużo w wypowiedziach było "błota",.....i hehe..... przodowała w nich Ewika. Ona tak ma, bardzo wierzy w słowo pisane i się bardzo 'angażuje' w wypowiedziach, w negatywnym tego słowa znaczeniu.(...)

Żyworódko, NIE WIERZĘ bezgranicznie w słowo pisane. (...)Jeżeli odpowiadam na posty to odnoszę się wyłącznie do tego, co jest napisane.(...)
(...)Poza tym, Zyworodko, zamiast zarzucac mi zbytnie zaangazowanie na forum, radze spojrzec Ci na ilosc Twoich postow, a ilosc moich. Kto bardziej udziela sie na forum? Pozostawiam to jako pytanie czysto retoryczne, bo widac na pierwszy rzut oka. Poza tym jestes pewna, ze Twoje wypowiedzi sa zawsze takie podbudowujace?

hehe.....Ewiko coś z Twoimi oczami nie ten tego. big_smile, a Twoje odnoszenie się w wypowiedziach "wyłącznie do tego, co jest napisane" też pozostaje wiele do życzenia.
W mojej wypowiedzi, którą powyżej zacytowałam BRAK jest jakiejkolwiek wzmianki/zarzutu pod Twoim adresem, sugerującym "zbytnie zaangażowanie na forum". To już jest Twoja nadinterpretacja, czyli 'wmawianie mi dziecka w brzuch' i to pomimo Twojej wcześniejszej deklaracji.

Ponieważ powołujesz się na moją dużo ilość napisanych postów, (które niejako mają świadczyć o MOIM "zbytnim zaangażowaniu na forum", w stosunku do ilości postów przez Ciebie napisanych, to poczułam się niejako zobligowana do zrobienia wyliczeń i tak:
- ja zarejestrowałam się na forum dn.24-02-2011 roku, czyli na dzień dzisiejszy jestem czynnym jego uczestnikiem przez około 39 miesięcy, ilość postów 1940.
- Ty Ewiko, zarejestrowałaś się na forum dn.18-10-2013 roku, czyli na dzień dzisiejszy jesteś jego czynnym uczestnikiem ok. 7 miesięcy, ilość postów 572.
Z moich wyliczeń wynika, że: 39 miesięcy -7 miesięcy= 32 miesiące jest między nami różnicy.
Zatem, skoro w czasie tych 7 miesięcy napisałaś aż 572 posty, a ja tylko 1940 postów w ciągu 39 miesięcy, to jesteś w wielkim błędzie przypisując mi tak duże zaangażowanie, bo powinnam napisać ich średnio o 5,6 razy więcej od Ciebie, czyli ok. 3203 postów.
Oczywiście boleję nad tym, że niestety, ale brak czasu nie pozwala mi sprostać takim wymogom.....ale dzięki Ci, że mi to uświadomiłaś.....chociaż zrobiłaś to niechcący, bo Twój zarzut miał iść w odwrotną stronę, że chyba 'siedzę' na forum.
Osobiście nie mam NIC do tego, KTO i ILE wykazuje zaangażowania w życiu forum i dla mnie jest sprawą bardzo niestosowną/nietaktowną powoływać się na tego rodzaju argumenty, no bo w imię czego.....przeforsowania jakiś swoich racji?
W sumie jest to 'ni przypiął ni przyłatał' do toczącej się historii.

Ponadto zauważ, że słowo "błoto" dałam w cudzysłów.....ale, jak sama twierdzisz, z Twojej strony padło "dużo mocnych słów", a Twoja sygnaturka:

Natura dała nam dwoje oczu, dwoje uszu, ale tylko jeden język po to, abyśmy więcej patrzyli i słuchali, niż mówili
  Sokrates

zatem działaj zgodnie z nią!
Pozwoliłam sobie na taki off-topp, no bo, uznałam, że dobrze pewne kwestie sobie wyjaśnić.

Ewika99 napisał/a:

(...)Ok, znamy druga strone medalu, ale wciaz nie wiemy, czyja jest racja. Zakladam, ze oboje maja troche racji, ale jeszcze wiecej za uszami.

Zgadzam się i cieszę, że doszłaś w końcu do takiego wniosku.
Ale to nie nam rozstrzygać, kto ma jej więcej, a może po równo..... bo tego się po prostu nie da.....tutaj.

101 Ostatnio edytowany przez żyworódka (2014-05-11 12:13:32)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Zdublowałam post.

102

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Przepraszam tażona, fakt - nie wszystko doczytałam.

Jestem zupełnie innym typem. Nie trzymam się kurczowo podziału ról: męskie, żeńskie. Naprawdę jesteśmy wyluzowanym małżeństwem, a techniczne robótki lubię ( po mamusi, dla której budowlanka nie oraz elektryka nie ma tajemnic). Radzę sobie sama, bo mąż od 20 lat pracuje tylko i wyłącznie delegacyjnie. Wiem, wielu się dziwi, ale tak żyje mnóstwo ludzi.  Pisałam trochę ze swojego punktu widzenia.
Faktem jest, że nie wszystkim musi to odpowiadac. No i męża mam nie czepliwego, z ogromnym poczuciem humoru. Remonty czasami trwały, ale jak coś nagle dupnęło, stawał na wysokości zadania.

Obydwoje opisaliście w sposób bardzo emocjonalny swoje krzywdy. Jeśli każde z was uważa, że nic się da zrobic, to niestety tylko rozstanie. Nie obraźcie się, ale po przeczytaniu tego wszystkiego, mam wrażenie, iż oboje jesteście strasznie czepliwi.

Ps.
Na jednym z forów pewna uczestniczka z humorem opisywała jak sobie radzi ze stertą ciuchów, a do drzwi dzwonią nieoczekiwani goście. Duża poszwa i łubudubu do niej wszystko co zalega. Możecie się śmiac, świetna rada, parokrotnie zastosowana.

103

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Błąd ! Tażona, ty się wypowiadasz za męża, że niby odbieranie jemu zajęc typowo męskich, uzna za coś złego. A nuż by mu się podobało? No wiesz, takie taplanie we dwoje, w jakiejś wspólnej robocie wzmaga więzi.

Nie bronię Ewiki, ale w wielu kwestiach miała rację. Jesteś księżniczkowata. Gdzie praca? Gdzie dokładanie do wspólnego budżetu? DG prowadzisz? Podobno coś tam sprzedajesz przez neta.
Mąż nie musiałby sam kłasc tych płytek, stac byłoby was na fachowca.

Jak sobie wyobrażasz dalsze życie? Dzieci planujesz? I co, tylko mąż ma pracowac? Ma AŻ takie zarobki?
Druga sprawa - w pracy to tak niby milusio jest, stresów nie ma? Ja niejednokrotnie zapuszczam chałupę, bo jestem tak psychicznie i fizycznie wykończona, że szok. Gdybym czasami nie poleżała sobie na kanapie, i w ciszy, zwariowałabym.
Nie musiałaś pracowac na mieszkanie ( domyślam się, że jest mężowskie), jak na razie wielkich wyrzeczeń nie ponosisz. Natomiast sprzątnięcie chałupy, gdy w sumie nie pracujesz, chyba nie przekracza twoich możliwości.

Bądźmy szczerzy, nie przepracowujesz się.

Mam nadzieję, że mąż się odezwie. Jemu też się należy parę słów prawdy.

104

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Tazona, z tymi brudnymi, rozrzuconymi skarpetkami, to było tak na wyrost, bo Ty pisałaś o rozrzucanych ubiorach, a mnie one pasowały do obrazu nieumytych garnków. Fakt, mogłam to ująć w cudzysłów. Zwracam mężowi honor.

Powiem tak:
z Twoich wypowiedzi i sposobu przekazywania swoich myśli, dla mnie wynika, że jesteś osobą odznaczającą się pozytywnymi cechami charakteru: życiowo zorganizowaną, poukładaną, o określonych celach, marzeniach i dążeniu do ich realizacji nawet w szczegółach, skrupulatna w drobiazgach, dla niektórych w pierdołach.

To tak ogólnie. Ale ponad to, to każdy ma swoje jakieś przywary, bo jesteś np. wybuchowa. Zdarza się, że te pozytywne cechy charakteru są bardzo często uciążliwe dla otoczenia, w tym konkretnym przypadku dla Twojego męża, o innym zapatrywaniu na życie. Ty chcesz obiadu, on nie musi, Ty lubisz porządek, a jemu to nie przeszkadza i dobrze się w tym czuje.

Ale życie składa się z tych drobiazgów, czasem okazuje się, że bywają dla nas ważne, bo nadajemy im rangę znaczenia na to jak jesteśmy traktowani przez drugą osobę. Lekceważone, ignorowane nakładają się na siebie, tworząc kopiec jak ze siana lub nawet betonowy mur. Rozgrzebywane, nie zawsze już wiemy/pamiętamy, co było pod spodem, czyli od czego się zaczęło, co dało zalążek sporom i czyje. co jest czyje.

Twój mąż miał 'wpadkę' z tym przypieczonym chlebem, a mój z czekoladą. Leżałam chora i bardzo zachciało mi się czekolady z orzechami, a on kupił mi gorzką. Wysłałam syna i......on tez mi kupił gorzką. No i była awantura.....hihiiii teraz to się z tego śmieję.
Mężczyźni, to chyba inny gatunek ludzi.....bo często, gęsto słuchają, a nie słyszą, patrzą, a nie widzą!
Dla moich mężczyzn było 'wsio rybka', przecież kupili mi CZEKOLADĘ!

Oczywiście, że pisz, bo to teraz też jest TWOJE forum......ech, Ewika, zastanów się zanim coś znowu 'palniesz, a nie nabijesz'.

105 Ostatnio edytowany przez chaber05 (2014-05-11 20:46:04)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Ależ przeczytał wątek i pytam, chcę się utwierdzic. Dlaczego jesteś taka opryskliwa?
Natan w lutym pisał, że nie pracujesz i śpisz do południa. Czyli masz już pracę? On kłamał? O to mi chodzi.

Masz całą listę zarzutów wobec męża. Jego też na tą okolicznosc odpytam.

Terapię powinno prowadzic dwóch psychoterapeutów. Na ilu spotkaniach byliście? Zapewne chodzi ci o plan działania. Nie wiem czy ci pomogę, ale przeczytaj.http://forum.gazeta.pl/forum/w,898,150745176,150745176,terapeuci_i_superwizja.html
Link nie poszedł, ale na forum "życie rodzinne" piszą o superwizji w psychoterapii. Coraz trudniej o profesjonalizm w terapii.

106

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Zyworodko, gdzie ja napisalam, ze Tazona nie moze korzystac z forum? Zarzucasz mi problem z oczami, a chyba Twoje tez nie sa w porzadku. Chcialabym wyrazic podziw, ze tak skrupulatnie obliczylas czas, jaki poswiecam forum, ale jakos nie potrafie. Zreszta z Twoich obliczen nic konkretnego nie wynika. W ciagu 2 lat moge nie osiagnac takiego wyniku, jak Ty. A coraz rzadziej zagladam, wiec jest to wielce prawdopodobne... Niewazne.
Tazona- pisalas, ze jedyne, co napisalam, to to, ze oboje macie cos za uszami. A co Ci doradzic, skoro Ty zadnych rad nie dopuszczasz? Chaber Ci dobrze radzila, byscie wyluzowali i co? Nie, bo nie. Nie, bo ma byc na Twoim/meza i koniec. Nie pisalam, ze jestescie mlodzi. Pisalam, ze wydaje mi sie, ze Wasze malzenstwo jest mlode i chyba mialam racje. Gdy tak probuje sobie wyobrazac Wasz zwiazek to w pierwszej kolejnosci do glowy przychodzi mi niedojrzalosc. Wasza niedojrzalosc do zwiazku. Nie uzgodniliscie, kto czym sie zajmuje? Nie potraficie zrobic nic sami z siebie, bez zadnej laski, dla wspolmalzonka. O wszystko toczycie wojny, niedlugo bedziecie sie licytowac, kto wiecej krokow zrobil danego dnia i komu bardziej nalezy sie za to odpoczynek na kanapie. Taki mam obraz Waszego malzenstwa. Rowniez po przeczytaniu Twoich postow. A wystarczyloby nieraz odpuscic. Kiedys prosilam meza, by naostrzyl noze. A ze jakos sie zabieral do tego dwa tygodnie (na szlifierce ostrzy zazwyczaj, wiec szybko by mu to poszlo) wzielam te noze i naostrzylam oselka. Tak samo bylo z lozeczkiem, w ktorym zepsula sie szuflada. Sama naprawilam i jakos nie mialam o to zalu do meza. Widzialam tez, ze zyskuje w jego oczach to, ze potrafie sobie poradzic sama, ze nie czekam jak hrabianka, az wroci z pracy i naprawi. Rozumiesz? Ja tez jestem mloda mezatka (chociaz z mezem jestesmy od 7 lat razem), ale juz pojelam, ze czasem trzeba odpuscic i nie przejmowac sie pierdolami. Niektore rzeczy mozna zrobic samemu. Moj maz tez o tym wie. Wiec nie kicam wkolo niego, ale tez i nie staram sie robic awantur o byle glupote. I Tobie tez radze (chociaz zaraz napiszesz, ze moje rady masz gdzies). Gdybym miala robic awanture z powodu nie takiego zakupu, jaki chcialam to klocilibysmy sie baaaardzo czesto, bo moj maz nigdy z zakupow nie wywiaze sie w 100%, ale to taka jego przypadlosc i urok. A Ty jestes bardzo emocjonalna osoba. Na krytyke reagujesz opryskliwoscia. Az sie zastanawiam, czy Twoj maz faktycznie to wszystko podkolorowal. Przynajmniej jesli chodzi o klotnie "o byle co".
Chaber, dobrze radzisz z terapia, ale tego musza chciec oboje malzonkowie. A czuje, ze jakos im nie po drodze w tej kwestii.

107

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

No wiec faktycznie Wasze malzenstwo stapa po kruchym lodzie. Zle mnie zrozumialas- nie chodzi o wyluzowanie na wszystkich plaszczyznach, ale o takie czesciowe odpuszczenie. Pisalas, ze probowalas cos z tym zobic- nie podzialalo. Teraz terapia i efekt raczej mierny. Teraz, gdy czytam Twoje posty to moge bardziej obiektywnie spojrzec na sytuacje. I jezeli Cie urazilam to przepraszam. Wyniklo to z tego, ze jezeli ktos pisze na forum to wychodze z zalozenia, ze pisze prawde. Moze dlatego, ze sama nie mam potrzeby koloryzowania i pisze, jak jest? Wiem, ze uzywam mocnych i dosadnych slow na forum. Ale mam tez taka jedna ceche, ktora uwazam za swoja wielka zalete: potrafie sie przyznac do bledu, potrafie pokornie wysluchac i przyjac krytyke. I nie rozumiem osob, ktorzy sie obrazaja, gdy uslysza/przeczytaja dosadne slowa. Wiec mysle, ze powinniscie sobie wiele z mezem wyjasnic, ale mam rowniez nieodparte wrazenie, ze Ty juz nie chcesz ratowac tego malzenstwa, ze juz polozylas na nim kreske. Coz, w niektorych przypadkach jest to najlepsze rozwiazanie. Szkoda, ze Twoj maz sie "zmyl". Nie odnosi sie do Tego, co napisalas. Przestraszyl sie?

108

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
tażona napisał/a:

Szczerze? Nie wiem, może zapomniał o tym wątku, może go ukradkiem czyta. Tak naprawdę to niewiadomo. Nie mam obecnie z Nim kontaktu, szczególnie od kłótni po terapii. To małżeństwo było od początku bardzo trudne, mają na to wpływ i nasze trudne charaktery i może nasz wiek i różnice w podejściu do niektórych spraw. Przez to faktycznie stapaliśmy po kruchym lodzie i ciężko było nam odpuścić. Wpadliśmy chyba w wir zbytnich oczekiwań i wymagań od siebie nawzajem i jednoczesnie tych oczekiwań nie spełnialiśmy - tak z perspektywy czasu piszę. Teraz udaje mi się dużo więcej rozumieć, ale wyjaśnienia z mężem juz nic nie dadzą. Nie na tym etapie. Zbyt sie zacietrzewił, zamknął w swoim myśleniu i nie potrafi trzeźwo ocenić sytuacji. To widać przeciez nawet tu na forum. Nie postawiłam kreski nad tym związkiem. Mój mąz o tym wie, mówiłam to wiele razy i tu mogę, że jeśli bym nic już do Niego nie czuła i by mi na Nim nie zalezało to poprostu bym odeszła, załatwiła formalności i byśmy sie rozeszli. Ale na obecną chwile nie jestem w stanie nic zrobić. Poprostu chwilo odpuszczam, bo i tak nie dotrę do męża. Myślę dodatkowo, że potrzebna nam jest tez indywidualna terapia, każdemu z nas osobna. Ale to sie zobaczy. I wydaje mi się, że lepiej chyba dla męża żeby tez i tu chwilowo nie pisał - mogłoby to spowodować nawrót negatywnych emocji i dalsze w nich trwanie. A ja liczę na to, że się własnie z czasem z nich uwolni. Po Jego ostatnim poscie widać, że Mu sie czara przelała. Niestety teraz sam musi dojść do trzeźwości oceny sytuacji.
Przeprosiny przyjęte. Ja na początku nie zamierzałam właściwie reagować i się odzywać, ale idąc dalej w kolejne posty i widząc co mąż pisze i po nim wy, to juz było za wiele. Na męża sie wściekłam, że aż do tego sie posunął, na forumowiczow, że tak bezkrytycznie przyjęli to za pewnik - jeszcze mogę to zrozumieć, ale można - nawet w takim odpowiadaniu - nie używać inwektywów i tak daleko idących domysłów - szczególnie kiedy sam autor wątku tego nie robił (chociaż milczenie to potwierdzenie, tak samo jak nie zaprzeczenie, ale to już swoją drogą, znam swojego męża więc nie dziwi mnie to). No to chyba tyle. Aha, mąż sie napewno nie przestraszył, On nie z takich - i zapewniam, że jakby pamiętał/chciał to by sie włączył i odpisywał.

No coz... Pozostaje mi zyczyc Wam tylko powodzenia oraz duzo cierpliwosci, wyrozumialosci, sily i checi na drodze do ratowania malzenstwa. Jak widzisz, ta niedobra Ewika przejawia tez cechy calkiem ludzkie i pozytywne. W sumie to Twoj maz przedstawil sie jako mezczyzna bardzo pokrzywdzony i nieszczesliwy. A Ty przedstawilas jego inna twarz. Twarz mezczyzny twardego i bezkompromisowego. Ciezka walka Was czeka, walka o zwiazek oczywiscie. Mysle, ze nie powinniscie poprzestac na tzm jednym spotkaniu z terapeuta. Nikt nie powiedzial, ze bedzie latwo.

109

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Początkowo każdy jest zacietrzewiony i trwa uparcie "w swoim". Jeśli żadne z was nie zechce współpracowac, nie zechce poprawy - żadna terapia nie przyniesie skutków. Psychoterapeuci nie są cudotwórcami. O ile do niej dojdzie, przygotujcie się na rok, może dwa.

Jesteście dziwnym małżeństwem. Jakby w ogóle nie zakochanym w sobie. Wszystko kręci się wokół obowiązków domowych, plus te litanie wymagań.
Jeszcze pamiętam "nasze" początki, czyli te 26 lat temu. Towarzyszył nam jednak bałagan, ale i radosc. Po co ścielic łóżko, skoro bywa często wykorzystywane. Graty nie pozmywane, no bo mogły poczekac, cieszyliśmy się sobą. Przez całe małżeństwo nigdy nie usłyszałam bzdetów o zdradach, sama takich podejrzeń nie wysuwałam, choc mąż delegacyjny, a ja obecnie pracuje w męskim gronie. Przymykaliśmy i przymykamy oko na nasze wady. Kryzys nas też nie ominął, prawie każde małżeństwo coś takiego przeżywa. Tylko problemy bywają inne.


Tutaj też się zgodzę z Ewiką: obraz męża wyrysowany tym razem przez żonę, nabrał innych barw.

110 Ostatnio edytowany przez natan.75 (2014-08-30 20:29:40)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Wybaczcie, że po takim czasie milczenia, ale ...uważam, iz winien to jestem osobom tu piszącym.
Nie pisałem widząc "zaistnienie" ...tzw. "małżonki". Cóż, wiedziałem, że moje dopisywanie niczego dobrego nie wniesie a tylko zainicjuje przepychankę/pyskówkę. Wolałem zamilknąć.
Ufam, że zyskam jednak zrozumienie.
Do rzeczy.
Co do moich "długów" smile
Cóż, jeśli fakt posiadania zaległości finansowych rzędu pary tysięcy (przy dwutysięcznej pensji przy stałym zatrudnieniu) to coś nie do przejścia - ok... Pomijam fakt, że "małżonka" wioedziała, ze miałem ...tyły.
Co do "bałaganiarstwa". Cóż, skarpetek ani majtek ani nic innego ze swojej garderoby nie pozostawiałem ...gdzie bądź. Bałaganiarstwo to moja niechęć do składania ubrań w kostkę i na półkę za każdym razem. A dlaczego? Ano dlatego, ze choćby z racji kilkukrotnego w ciągu dnia wychodzenia z psiakiem (a w domu bedąc przebieram się za każdym razem w domowe ciuchy) nie widziałem sensu składać ubrań do szafy - wolałem je pozostawiać złożone na pralce w łazience... Bałaganiarstwo? No może i tak...
"Woniejących", brudnych skarpetek w pokoju, brudnych majtek na żyrandolu tudziesz przpoconych koszulek nie rozkładałem gdzie bądź smile
Ech...
Więc sobie darujcie to zagadnienie...
Jak ma się sprawa ...na dzisiaj?
Ano następująco... Z drugiego "seansu" terapii małżeńskiej zrezygnowaliśmy oboje niezależnie. Ja - bo zbyt dużo kosztowało mnie to emocji i finansów (dwie stówki, które ja płaciłem ze swojej kieszeni). ona - bo "nie chciała słuchać kolejnych żali pod swoim adresem".
Cóż... Tydzień, dwa później - przytłoczony emocjami - pojechałem do niej, do jej rodzinnego domu porozmawiać, skłonić żonę do ratowania małżeństwa, do walki o nie, ale walki "ramię w ramię", by wróciła do mnie, do nas, bysmy razem poszli jednak dalej na terapię, abysmy starali sie coś zmienić, aby to ...małżeństwo miało szansę PRZETRWAĆ. I pojechałem porozmawiać, ot, tylko tyle...
Próbowałem ja nakłonić do powrotu, do walki w imię małżeństwa, w imię czegoś - CHYBA NAJWAŻNIEJSZEGO - istotnego... Tym bardziej, że juz nie ufałem, ze jest ze mną fair, że nie spotyka sie z tym swoim "przyjacielem", tym bardziej nie ufałem wiedząc, że nawet matka nic złego w tym przeciez nie widziała! Co usłyszałem? Że gościu (ten "przyjaciel"), który mając lat trzydzieściparę, żadnego dłuższego związku, wciąż to nowe laski (ja w jego wieku miałem na karku już kilkunastoletni udany wówczas zwiazek) ma większe pojęcie o zasadach związku niz ja... I to powiedziane z wyraźnym szyderstwem prosto w moja twarz. Od własnej żony... A potem argumenty za jej pozostaniem u rodziców: może robic co chce, rozmawiać (przez neta), spotykać się z kim chce i nikt juz jej (czyli ja - jej MĄŻ) nie ogranicza. A na koniec słowa jej: jak ci nie pasują moje zasady to odejdź! Na te słowa z jej strony wstałem i wyszedłem już BEZ ŻADNEGO SŁOWA. To była "nasza" ostatnia rozmowa i ostatnie spotkanie...
Potem jakieś "e-mailowe" próby wyprostowania własnych słów, ale nic więcej co kosztowałoby trochę czasu i zachodu... NIC. A potem - wówczas jeszcze "szukałem" jej śladów w necie - jej pojawienie się na jednym z portali randkowych... Noż, Kur...a.
Ciekawostka: jej "doskonały przyjaciel" (mając kolejna dziewczynę) tam też jest bywalcem smile
Tak postępuje, kurwa mać,  ŻONA? Nawet w czasie separacji?
A ja nadal jak zakonnik smile Co na to osoby mające coś do mnie tutaj?
Wybaczcie...
Aktualnie już nie chcąc sie denerwować (moje serce płata mi dość ryzykownego figla) i z tego względu odpuściłem sobie na stałe śledzenie poczynań "żony" i konsultuję się aktualnie z prawnikiem w sprawie rozwodu. Z tzw. "małżonką" nie mam kontaktu juz od dwóch miesięcy (od ostanich emaili, których z jej zstrony już nie czytałem, a trzy mijają od czasu naszej ostatniej "rozmowy" w cztery oczy) i jakoś stała mi się obojetna... Aż sam jestem tym zaskoczony, że tak szybko to umarło...
Ciekaw jestem wpisów osób, które dały sie zwieść "małżonce" i przyznawały jej ...trochę racji. Co teraz napiszecie? smile
Mimo wszystko pozdrawiam serdecznie!
Jakim według Was jestem gnojem?

111

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Hm...
Przeczytałam cały wątek i... nijak nie mogę znaleźć postów (oprócz jednego zacytowanego) żony autora - może zniknęły podczas awarii systemu. Szkoda.

Moje refleksje na podstawie tych informacji, które są?
Nie wierzę, że autor wątku był ślepy, głupi i ożenił się z potworem.
Nie wierzę, że żona autora nagle po ślubie zmieniła o 180 stopni swe oblicze.
Nie wierzę, że autora aureola uciska, a jego żona chadza z diabłem pod rękę.
Nie wierzę w czarno-białe obrazy jakiegokolwiek związku.

Zacytuję pierwsze zdania posta rozpoczynającego cały wątek (tak, wiem, dawno to było):

natan.75 napisał/a:

(...)Czy to normalne i uzasadnione, że moja małżonka w sposób wyjątkowo tendencyjny obgaduje mnie w rozmowach ze swoją matką? Wciąż się żali, krytykuje, wyciąga same negatywy (...)

Normalne/nienormalne. To nie ta kategoria. Nie dziwi mnie to, że żona, gdy w związku źle się dzieje, leci do bliskiej osoby, by odgadać się, wyrzucić negatywne emocje przeszkadzające w życiu i nabrać dystansu do sprawy. Nie dziwi mnie to, że bliską osobą jest jej matka. Panie mają ze sobą dobry kontakt, żona autora ufa swej mamie, to i z nią kontaktuje się, gdy potrzebuje odpluć się. Podobnie robi mąż, autor wątku. Odpluwa się, odgaduje, wyrzuca negatywne emocje. Robi to tu, na forum.
Jaka w tym między nimi różnica? Żadna. Co ich łączy? Każdego z nich coś w związku uwiera, każdemu przeszkadzają zachowania drugiej osoby, oboje nie potrafią się dogadać. Nie dogadują się, bo albo nigdy tego nie umieli/nigdy się tego nie nauczyli, albo (co mniej prawdopodobne, ale możliwe) zapomnieli tej sztuki.

Kiedy ktoś zapomina sztuki porozumiewania się? Czasem wtedy, gdy emocje zalewają rozum, a ten przestaje (na szczęście tylko na jakiś czas) funkcjonować. Co dzieje się w takiej sytuacji? Nie słyszy się tego, co mówi druga osoba. Cały czas przed oczami przesuwa się napis "On/ona jest winny/a. Ty jesteś skrzywdzony/a." I z pozycji osoby skrzywdzonej usiłuje rozmawiać.

Czytając posty odniosłam wrażenie, że autor doskonale ukrywał swe uczucia przed żoną. Zbierał i upychał żal, smutek, rozgoryczenie, rozczarowanie, it.p.. Zbierał, zbierał, zbierał. Im więcej ukrywał, tym bardziej był politycznie poprawny, tym bardziej 'starał się', tym bardziej manifestował, tym tworzył większy dystans. On taki poprawny, taki cudny, ona taka 'be'. Czytając posty autora widzę, wbrew jego słowom, sporo pogardy do żony. Tak, wiem. Często jest ona przykrywką dla innych uczuć.

Tymczasem żona też nie wytrzymywała atmosfery i usiłowała dogadać się z mężem. Nie. Nie pomyliłam się. Przecież te docinki to, oprócz chęci wyładowania trudnych uczuć (żalu, smutku, rozgoryczenia, rozczarowana it.p.), próba wszczęcia awantury. Awantura, wbrew pozorom, pozwala na oczyszczenie atmosfery. Cóż działo się między małżonkami? Ona - cała w emocjach, zaczepiająca, szukająca kontaktu. On - lodowato spokojny, wyprostowany - z kijem od szczotki zamiast kręgosłupa, pouczający, moralizujący. Przypomnijcie sobie swoje emocje, swoje zachowanie, gdy byliście/byłyście pełni/e emocji, a druga strona flegmatycznie odpowiadała "uspokój się".


Czytając posty autora przypomniała mi się bajka "Żuraw i czapla".

Może jednak oboje przypomną sobie to, co ich połączyło?
Może wreszcie większą uwagę przyłożą do tego, co ich łączy zamiast do tego, co ich dzieli? Może pomyślą, czy chcą być i żyć z tą drugą osobą mimo? Może nauczą się dogadywać? Może zobaczą rzeczywistość?

Może autor wyjdzie z roli wiecznie pokrzywdzonego? Może uświadomi sobie, że rola żony różni się od roli matki a rola męża od roli ojca? Może swe deficyty rozwiąże podczas własnej terapii, nie zaś od żony oczekiwać będzie wyrozumiałości? Może nauczy się mówić wprost o sobie i swych uczuciach?
Może żona nauczy się mówić wprost o sobie i swych uczuciach?

Oby.

112

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

O Natan się pojawił! Całkowicie zgadzam się z Wielokropkiem. Chłopie, czy ty musisz kropić wiecznie skrzywdzonego? Po przeczytaniu wersji obu stron, jestem bardziej zorientowana. Tobie Natan ciągle źle i mało, ile będziesz pracował nad tym udoskonalaniem żony? A ten niby przyjaciel żony, znów jakaś projekcja?

Z zakonnikiem świetna myśl, idealne miejsce dla ciebie, bo do życia małżeńskiego to ty się nie nadajesz. Żadna nie sprosta, powtarzam ŻADNA.

113

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
chaber05 napisał/a:

O Natan się pojawił! Całkowicie zgadzam się z Wielokropkiem. Chłopie, czy ty musisz kropić wiecznie skrzywdzonego? Po przeczytaniu wersji obu stron, jestem bardziej zorientowana. Tobie Natan ciągle źle i mało, ile będziesz pracował nad tym udoskonalaniem żony? A ten niby przyjaciel żony, znów jakaś projekcja?

Z zakonnikiem świetna myśl, idealne miejsce dla ciebie, bo do życia małżeńskiego to ty się nie nadajesz. Żadna nie sprosta, powtarzam ŻADNA.

Przykro mi, ale jeśli chciałaś jeszcze dokopać psychicznie "leżącemu" to spóźniłaś się parę miesięcy. Już dawno ochłonąłem po tamtych emocjach.
Nie mam pojęcia czemu zawdzięczam aż taką napastliwość?
W zasadzie wątek już przestał być aktualnym, ale skoro są wpisy (i to o takim wydźwięku) odpiszę...
Mnie ciągle źle i mało? Nie rozumiem. Albo nie czytałaś całości, albo zaślepiona jakąś złością tendencyjnie oceniasz.
O ile pamiętam, to nie mnie ciągle było "źle i mało", a bardziej żonie, czego sama nie omieszkiwała co dnia prawie manifestować: czy wiecznym niezadowoleniem ze wszystkiego, czepliwością, wysoce rozwiniętym "krytkanctwem", złością, niekontrolowanymi wybuchami agresji słownej z zupełnie błahych powodów (jakich powodów? Wystarczy poczytać) czy wreszcie tekstami, dla których w związkach nie powinno być nigdy miejsca.
Nawiązując tu do słów Wielokropka czuję się upoważniony do odpowiedzi: chyba jest jednak jakaś subtelna różnica między obmawianiem/oczernianiem - jeśli już tak na to patrzeć - współmałżonka (dziękuję Olinko za poprawienie tematu - tamten faktycznie niefortunny) przed bliskimi i znajomymi, z którymi ten współmałżonek ma styczność, a anonimowo anonimowej osoby przed anonimowymi obcymi osobami? Według mnie jest różnica. Może jestem bardzo ograniczony intelektualnie, ale nie dostrzegam w nieustannym niszczeniu psychicznym i podkopywaniu poczucia wartości ...prób "dogadania się" ze strony małżonki. Jak dla mnie to nazbyt wyrafinowane próby. Nie wiem jak rozumieć też słowa Wielokropka "...rola żony różni się od roli matki"? Właśnie świadom tej różnicy i chcąc mieć żonę za partnerkę a nie "matkę", którą chyba chciała być "matkując mi" (poprawiając, krytykując, kwestionując, wymuszając itp) nie potrafiłem akceptować takich relacji.
"Może autor wyjdzie z roli wiecznie pokrzywdzonego? Może uświadomi sobie, że rola żony różni się od roli matki...Może żona nauczy się mówić wprost o sobie i swych uczuciach"
Już uporałem się z tamtymi emocjami. Myślę też, że oboje, ale każde z nas z osobna nauczyło się mówić. Ja w swoim świecie, żona w swoim. I tak już zostanie.
Wracam do słów Chaber. Nie pracowałem nad "udoskonalaniem żony" (a tym bardziej nie pracuję nad tym), jeśli już to usilnie próbowałem uprzytomnić jej, że w związku powinno być miejsce w pierwszej kolejności jako podstawie: na ciepło, serdeczność i szacunek. Z mojej strony to było - mam prawo tak twierdzić? Bez względu na opinię wiem jaki byłem wobec małżonki i co zaznawałem od niej.
Z czasem zaczęło się robić nieprzyjemnie i ogłupiały tym, co spotykałem - tu zacząłem pisać. Owszem, w emocjach. Już nie mam tamtych "pokrzywdzonego" odczuć. Uporałem się z tym wszystkim i nabrałem dystansu. To chyba normalne, że ludzie pisząc tu piszą często w stanie zagubienia, dołu psychicznego - a wydźwięk takiego pisania jest właśnie często taki. To coś złego? O owym "przyjacielu" wystarczająco już chyba napisałem by teraz wracać do tego tematu. Dla kogoś potrafiącego analizować i wiązać fakty to, co opisałem jest chyba klarowne. I nie nazwie tego "projekcją". Mam prawo tak myśleć? Być może pojawili się jacyś nowi "przyjaciele" z portali randkowych - to normalne według Ciebie postępowanie żony kogoś takiego jak ja, prawda? W swej naiwności uważałem, że póki jestem związany z żoną - świństwem byłoby szukanie wrażeń. Stąd porównanie się do zakonnika.
Z tym zakonnikiem to chyba lekko Cię poniosło. Z całym szacunkiem, ale nie masz żadnych podstaw czegoś takiego mi insynuować. Pisząc tamte słowa coś innego (szkoda, że na to nie zwróciłaś uwagi) starałem się uwypuklić. Zachowanie i postępowanie małżonki po rozstaniu. Rozumiem, że to normalne i nie rodzące żadnych wątpliwości posunięcia nijak nie uderzające we mnie i w sens ewentualnego dalszego związku? Widać faktycznie coś ze mną jest nie tak. Wybacz, ale ostatnie słowa dotyczące mojego "nadawania się" pozostawię jednak już bez komentarza. Chyba pomyliłaś wątki.
Nie widzę sensu sztucznie podtrzymywać życia tego nieaktualnego wątku, więc już kończę pisanie...
Pozdrawiam serdecznie.

114

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Zajrzałam do Twego wątku, Natanie, tylko dlatego, że WCZORAJ poprosiłeś mnie o wyrażenie swej opinii. By spełnić Twą prośbę kilkukrotnie przeczytałam cały wątek i sporo czasu przeznaczyłam na sformułowanie swych myśli. Napisałam swój post na podstawie informacji (a raczej Twej opinii o problemach małżeńskich) przedstawionych przez Ciebie w tym wątku.
Gdybym wiedziała, że zależy Ci na przeczytaniu określonego tekstu, napisałabym go, nie nazywając go jednak swymi refleksjami. Strzępić języka po próżnicy nie lubię, zajęć mam też wystarczająco dużo.

Wiem też, że moja opinia jest moim zdaniem na temat. Nikt z nim nie musi się zgadzać. I zgody nie oczekiwałam. Oczekiwałam (nie jest to adekwatne słowo, innego jednak nie mogę znaleźć) jednak chwili refleksji.



Natanie, ponieważ decyzję podjąłeś, nie zajrzę już do Twego wątku. Tylko, skoro decyzję podjąłeś, po co prosiłeś mnie o opinię? To pytanie retoryczne.

115

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Nadal masz żal do żony, ale i do innych kobiet tez byś miał. Przemyśl to, co napiszę: z niczym się nie uporałeś, nie umiesz przyjąć krytyki. Sam niby szukasz ciepła, a wieje od ciebie arktycznym chłodem. Ubierasz swoje emocje w ogromną ilość słów. Tworzysz iluzję delikatnego, kruchego, wrażliwego mężczyzny, na którego nałożono wymagania nie do spełnienia.

Czytałam odpowiedzi żony. Fakt, trochę ją pocisnęłam, ale brzmiała klarownie. Ty zbudowałeś w głowie obraz żony idealnej i tego się trzymasz. Nie pomyliłeś wątków i faktycznie jest z tobą coś nie tak. Jeśli 75 w nicku jest rokiem urodzenia - wyjaśniam: z wiekiem nasze upodobania i gusty są już tak wyklarowane i sztywne, że trudno jest ustąpić, dopasować, pójść na kompromis. Ty chyba jesteś tego najlepszym dowodem.

116

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Smutne to wszystko. Dwoje ludzi o różnych charakterach próbujących się na swój sposób dogadać. Nic nam nie wiadomo dlaczego naprawdę żona nie czuła się szczęśliwa w tym związku, choć mąż bardzo się starał. Piszecie, że zachowywała się jak księżniczka. Z wątku wynika, że autor starał się być bardzo opiekuńczy, a żona i tak wytykała mu błędy i skarżyła się  na charakter męża. Ciekawe, co naprawdę nie podobało jej się w tym charakterze, bo na pewno nie to, co krytykowała czyli jakieś drobne rzeczy, jak kupienie nieodpowiedniego  chleba. Wielokropek napisała, ze mogło być odwrotnie. To mąż przyczynił się do rozpadu związku. Dlaczego oboje nie umieli określić, czego od siebie nawzajem oczekują?

117

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Cześć natan , wiem że wątek już nie aktualny ale może zerkniesz kiedyś.
Nikt tutaj Cię nie zrozumie bo nikt nie przeżył tego co Ty , ale ja wiem o co Ci chodzi bo Twoje małżeństwo to wypisz wymaluj moje. Dosłownie wszystkie zachowania Twojej żony pokrywają się z moją byłą małżonką - ja wytrzymałem 4 lata. Podam Ci parę przykładów żebyś mógł porównać:
Czy mogłabyś posprzątać w łazience po sobie , chciałbym się wykąpać ale poprostu nie da się tam wejść (włosy,podpaski,mokre ręczniki na podłodze,porozwalane buty) - odpowiedź - sam jesteś brudas ja nie będę sprzątać , nie jestem Twoją sprzątaczką.
Zrobisz coś na obiad - ja już się nagotowałam - nie jestem Twoją kucharką itp
Żona - muszę kupić buty bo nie mam w czym chodzić, znalazłam takie fajne za 750 zł. Ja- ok fajnie ale mamy spore rachunki do zapłacanie i narazie nie dam rady kupić w tej cenie może coś tańszego? - Żona - ty sknero zawsze na mnie oszczędzasz. Potem leciała do rodziców i znajomych i opowiadała jaka ona jest przepracowana obowiązkami domowymi a ja tyran siedze przy tv i sknerze kasiore. A ja głupi zasuwałem gotowałem, sprzątałem , remontowałem , naprawiałem.
Remontowałem sam - wszystkiego się uczyłem i potrafię sam dużo zrobić, wszyscy mnie chwalili oprócz żony - zawsze wszystko było żle , za tanio , za wolno , nie tak jak ona chciała mimo że wcześniej jasno mówiła co chce - oczywiście ona zawsze stała z boku i nie pomogła oprócz ewentualnego wyśmiania za coś co Ci akurat nie wyszło.Dla niej miałem dwie lewe ręce , za mało zarabiałem, generalnie wszystko co ze mną jest zwiażane jest i było do dupy, wakacje itp. Miała wszystko o nic nie musiała się martwić wszystko było na mojej głowie.Mimo iż zrobiliśmy sporo i sporym kosztem żona zawsze na pytanie znajomych jak idzie remont odpowiadała że nic się nie dzieje i spoglądała wymownie na mnie.
W każdej pracy miała wrogów, jak wracała to jak mówiła była wykończona psychicznie przez tych debili i oczywiście musiała odreagować kłótniami ze mną. Nie ważne czy kłótnia zaczeła się o to że rąk nie wytarłem, czy nie chciałem jechać po coś do sklepu, powód zawsze się znalazł. Tak jak pisałeś , krzyki, ironia, uśmieszki,wzrokiem chciała zabić, nie podoba się to se zmień, mój były był taki i taki a Ty jesteś nikim. Póżniej płacz , zastawianie mi dzwi jak chciałem wyjść ale oczywiście później obgadywała mnie równo robiąc z siebie ofiarę.
Tak naprawdę byłem w sytuacji bez wyjścia, zostałem tak zmanipulowany że poczułem się jak okropna osoba i beznadziejny partner. Postanowiłem więcej uwagi poświęcić o jak biednej mojej żonie. Wyjazdy, samochód żeby autobusami nie jeździła bo tam ją molestowali, obiadki sratki,ogródki kwiatuszki - i co i nic , moja królewna poczuła się tak pewnie że już nic nie robiła a mnie traktowała jeszcze gorzej. "Karała" mnie brakiem sexu , osobne święta, odcieła od swojej rodziny i znajomych gdzie byłem uważany chyba już za samego diabła. Nie miałem na nic ochoty, zaniedbałem pracę , kasy coraz mniej, o własnych hobby już nie wspominam.
Także ja Cię rozumiem i ja wiem że z takimi osobami nie da się normalnie rozmawiać,wytłumaczyć. Ona zawsze będzie miała rację i zawsze z siebie zrobi ofiarę a z Ciebie potwora, i nowo poznane osoby przekona do swoich racji. Napewno z nami jako facetami też jest coś nie tak , zamiast od razu stanowczo powiedzić "nie" to brneliśmy w to gówno i pragneliśmy dalej "opiekować" się naszymi księżniczkami.
Nie wiem co u Ciebie teraz ale napewno Twoja była nie da Ci spokoju, ona wróci po jakimś czasie żeby zobaczyć czy nadal ma Cie w garści. Stanie się to jak jej nie wypali z nowym albo on po jakimś czasie zorientuje się co jest grane.
Moja po rozstaniu generalnie zachowywała się jakby nic się nie stało - miła przez telefon , kochanie,skarbie - jest tylko małe ale - zawsze coś odemnie chciała. Zerwij kontakt dla własnego zdrowia.

Pozdr

118

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Pawle, tak bardzo pławisz się w swoich pretensjach, że chyba całego wątku nie czytałeś. Prześledź dokładnie, a sam zobaczysz do czego w końcu Natan się przyznaje, co napisała jego żona. Wyobrażał sobie, że ona ma sprzątać zawsze i tylko ona, wszak wziął ją pod swój dach. Jako żona ma się dokładać do budżetu, a chwilowy brak pracy z jej strony był powodem wpadnięcia prawie w histerię.

Ciekawe co by napisała żona Pawła. Możliwe, że znów przecieralibyśmy oczy ze zdumienia.

119

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Chaber czy mogłabys cos więcej napisać o wypowiedziach zony? Widzę ze jesteś w temacie a tamte posty sa pokasowane.

120 Ostatnio edytowany przez Olinka (2014-11-22 22:36:44)

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami
chaber05 napisał/a:

Pawle, tak bardzo pławisz się w swoich pretensjach, że chyba całego wątku nie czytałeś. Prześledź dokładnie, a sam zobaczysz do czego w końcu Natan się przyznaje, co napisała jego żona. Wyobrażał sobie, że ona ma sprzątać zawsze i tylko ona, wszak wziął ją pod swój dach. Jako żona ma się dokładać do budżetu, a chwilowy brak pracy z jej strony był powodem wpadnięcia prawie w histerię.

Chaber, to chyba jakiś żart z Twojej strony. Piszesz tak by napsuć komuś krwi?
Z całym szacunkiem, ale posiadasz zaskakującą umiejętność specyficznej interpretacji jednoznacznych faktów.
Sama nie prześledziłaś chyba dokładnie wątku, a bijesz tu pianę i zarzucasz rzeczy wyssane ze swojego palca. Co sam przyznaję? Do czego się przyznaję?"ona ma sprzątać zawsze i tylko ona"
Ja sobie wyobrażałem, że żona jest tylko do sprzątania? Potrafisz taką bezczelnością poirytować. Gdzie to pisze? Pisałem, że nie oczekiwałem, że ma być sprzątającą. Na czego [wulgaryzm] podstawie tak twierdzisz?
"Jako żona ma się dokładać do budżetu"
Tu już Twoje "wariacje na temat" przechodzą ludzkie pojęcie. Nie! Nigdy nie robiłem żadnych uwag na ten temat i nie oczekiwałem czegoś, co mi tu teraz [wulgaryzm] zarzucasz. Na czego podstawie tak twierdzisz?
"chwilowy brak pracy z jej strony"
Jeśli już to nie chwilowy, bo przez cały krótki okres małżeństwa małżonka nie pracowała. Więc to Twoje "chwilowy" jest wyjątkowo tendencyjną prowokacją! A pracę i owszem, podjęła w ostatnim miesiącu "bycia razem", ale potem odeszła, więc "kasy" - jeśli już - nawet z tego nie zobaczyłem (a w jakiś sposób jeśli już o tym mowa inwestowałem w jej pracę czy ją dowożąc codziennie, czy finansując dojazdy). Jednak nigdy nie był to dla mnie problem, bo zawsze uważałem, że jak się jest "razem" to wszystko zostaje "nasze", nawet wydatki. Piszesz o jakiejś histerii jakbym to ja w nią z tego powodu wpadał. To już przegięcie. Nie mam pojęcia skąd w Tobie tyle opacznego czytania rzeczy jednoznacznie brzmiących?
Czytając Twoje Chaber, wypowiedzi widzę trochę niespójności w wygłaszanych tezach.
Mnie poprzednio zarzuciłaś jakąś "projekcję" na temat przyjaciela małżonki, a sama co piszesz w jednym z wątków?

chaber05 napisał/a:

Sama jestem długoletnią mężatką i jakoś wiem, co może sprawić mężowi przykrość (...) może korzystać z mojego telefonu, a ja z jego i również uważa, iż przyjaźń damsko-męska nie istnieje. Żeby w małżeństwie dobrze się działo, trzeba mieć jakieś zasady, kręgosłup moralny i zawsze ich przestrzegać.

A przyjaciel przewijał się cały czas.
Czy małżonka wpadła w czarną rozpacz gdy miała do mnie przyjechać mieszkać (miesiąc po ślubie) i nie mogła się spotkać z przyjacielem? Tak czy nie? [wulgaryzm]
Czy kontaktowała się z nim i kasowała ślady tych konwersacji? Tak czy nie?
Czy tuz po odejściu z małżeństwa od razu poleciała sama do niego, do jego mieszkania? Tak czy nie?
Czy podczas mojej z nią ostatniej rozmowy (końcówka maja), w której starałem się ją nakłonić do powrotu i ratowania małżeństwa, szydziła ze mnie porównując tego przyjaciela jako "lepszego" ode mnie? Tak czy nie?
Wiec zastanów się zanim coś napiszesz.
Jakoś dziwnym trafem omijasz zagadnienia, które nie pasowałyby do Twojej teorii wedle której całe zło było z mojej strony. Czytałaś o poczynaniach małżonki po odejściu? O jej pojawieniu się na portalach randkowych? Tak czy nie? I co? To nie było warte wzmianki, bo rzucałoby niefajne światło na małżonkę?
A sama coś innego gdzie indziej głosisz:

chaber05 napisał/a:

Mój mąż również pracuje poza domem (..) Mąż zjeżdża na dłużej (..) Zawsze zaliczamy wówczas lekką ścinę. Zazdrości u nas nie ma, a od portali społecznościowych trzymamy się z daleka.
(..) będąc żoną, zaczęła żyć jak ktoś stanu wolnego. (..) Żona twoje poświęcenie i pracę uznała za coś, co się jej należy jak psu buda - smutne i mało chwalebne.

Wolałbym, abyś najpierw DOKŁADNIE przeczytała cały wątek, zastanowiła się nad niektórymi tu sprawami, spróbowała się wczuć w niektóre sytuacje i dopiero wtedy napisała coś, co miałoby pokrycie w rzeczywistości.
Szkoda też, że ni słowem nie ustosunkowałaś się do często rzucanych w moją stronę tekstów typu: na męża się nie nadajesz, mężów można mieć wielu, wszystko jest przez ciebie, to twoja wina, nic w życiu nie osiągnąłeś itp. Czym zasłużyłem na takie coś? Czym? Może tylko tym, że byłem pod ręką jako worek do odreagowania agresji i złości o wszystko? Nawet kiedyś zapytałem dlaczego tak się do mnie odzywa, dlaczego swoją złość (wywołaną przez innych) wyładowuje pod byle pretekstem na mnie - odpowiedziała, że jestem przecież jej mężem. Czyli jak? Może na te tematy zaczniesz fantazjować?
Do Pawła:
Podobne relacje, ale są duże różnice. W przeciwieństwie do Twojej, moja była bardzo dbającą o porządek. Awantury i zostawione (do następnego mojego przebrania się) ciuchy w łazience a nie złożone w szafie; krytyka mojego rozwieszania prania na suszarce. Potrafiła nawet takimi rzeczami zatruć relacje. Wracając tu jeszcze do pisania chaber - nie uważam się za fleję i brudasa. Jednak pracując i mając jakieś dodatkowe zajęcia nie miałem tyle czasu na ekstra sprzątanie co ona siedząca w domu. Mimo wstawania dzień w dzień w okolicach południa potrafiła utrzymywać porządek w domu. Mieszkanie nie miało 300 metrów kwadratowych, więc nie stanowiło to nie lada wyzwania. Ja sam też w miarę możliwości i sił ją w tym uzupełniałem (korzystając, że jeszcze spała potrafiłem wysprzątać całą łazienkę i umyć okna w kuchni. Bo jeszcze nie zepsuła swoimi pretensjami mi humoru. Jak wstała już miała kwasy). Moja żona była aż nazbyt oszczędną (np. awantura o to, że kupiłem trzy a nie dwie makrele) i to odbierało jakąkolwiek chęć na spontaniczność, bo każdy jej przejaw wiązał się z awanturami (o kupioną czekoladę chociażby). Jakiekolwiek gdzieś wyjście razem wiązało się z godzinnymi przygotowaniami i nie było do pomyślenia spontanicznie wyjść np. na jakiś wypad czy wspólny spacer z psem. Już nie wspomnę, że zawsze miała jakieś "ale" do mojego wyglądu czy ubrania, czym odbierała jakąkolwiek już chęć. Zachowania, krytyka, wieczne niezadowolenie i brak doceniania czegokolwiek był na porządku dziennym, jak u Ciebie. I tak samo moje samopoczucie było podobne do Twojego. Współczuję takiego doświadczenia.
Szczerze mówiąc, to mam już dość tego tematu i odgrzebywania tego, o czym chciałbym już zapomnieć. Najlepiej byłoby ten wątek już zamknąć.

121

Odp: Moja żona oczernia mnie za plecami

Witam chaber

Wiem że mój post wygląda jak oskarżenie, piszę tylko o wadach byłej, oczywiście przed ślubem wydawała mi się wręcz idealną partnerką. Wszystko zaczeło się po zamieszkaniu razem.
Ja wiem co by moja była żona o mnie napisała, że jestem prostak,cham,brudas,za mało zarabiam,za często choruje,nic nie umiem zrobić,nie wspieram ją w trudnych chwilach,sknera,moja rodzina to złodzieje,znajomi to prostaki,nie nadaje się na ojca (za mało zarabiam,nie wytrzymałbym jej humorów w ciąży),itp itd mógłbym wymieniać aż baza danych by się wywaliła. Kiedy nasi znajomi powiedzieli mi co ona o mnie wygaduje poprostu nie dowierzałem. Niestety próba konfrontacji tych zarzutów z moją byłą okazała się porażką , wszyscy kłamią, ona mnie kocha (komu wierzysz mnie czy im?) , zerwanie kontaktów ze znajomymi. Moja rodzina kłamie - zerwanie kontaktów z moją rodziną.Wszyscy którzy mieli jakieś odmiennie zdanie od mojej żony zostali odsunięci. Na nic zdały się moje próby pogodzenia - wszyscy byli fałszywi i zakłamani. Każde jej niepowodzenie (praca,brak hobby,choroba,kłótnia z matką itp) jest moją winą bo ... i tutaj wymienia swoje argumenty wyssane z palca.
Ja rozumiem nikt nie jest ideałem, każdy na swoje wady ale żyć z takim człowiekiem poprostu się nie da(zn da się jeśli zrezygnujesz z siebie). Myślę że nie nazwałabyś swojego partnera popierdol.. debilem i zrobiła mu godzinną awanturę za to że z blatu spadła pokrywka od garnka (nawet gdybyś była zła na niego o coś). Takich przykładów jest dużo. Po ataku furii ona Cie przeprasza, błaga żebyś nie odchodził, płacze,zatrzymuje Cie siłą,w końcu czujesz się winny i zostajesz. Po paru godzinach z uśmiechem pyta się slodko - kochanie jedziemy gdzieś w weekend? - co z tego  że jeszcze parę godzin temu byłem największym złem - nic się nie stało. I tak w kółko wszystko się powtarza po paru dniach albo nawet w następny.
Normalna reakcja osoby to próba konfrontacji tych zarzutów,zrozumienia (pisanie na forach),obrona, w końcu jak ktoś Cię zwymyśla to się obrażasz. Ale z taką osobą rozmawiasz jak z dzieckiem, ona tupie nogą bo ona chce zabawkę, a spróbuj zabrać zabawkę - to się wtedy działo.

pozdr

Posty [ 66 do 130 z 153 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » RELACJE Z PRZYJACIÓŁMI, RELACJE W RODZINIE » Moja żona oczernia mnie za plecami

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024