miłość? szczęście? kompromis? gubię się... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Strony Poprzednia 1 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 456 do 520 z 569 ]

456

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

monia, a w czym ma mu to przeszkadzac, jesli np. ma jeszcze gdzies swoje drugie zycie? Pania dochodzaca, z ktora niekoniecznie zaraz chce brac slub? Tu ma teraz spokoj, dziecko sobie bawi, wikt i opierunek bz., podotyka czasem zone, ale jak automat - bo sobie takie reguly wymyslil, zle mu sie nie dzieje - bo nigdzie swoich uczuc nie ulokowal. Tylko w sobie.

No tak...racja. A to tylko dowodzi, że musowo jest jakaś inna lala na boku.

Zobacz podobne tematy :

457

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
moniaCo napisał/a:
Mussuka napisał/a:

monia, a w czym ma mu to przeszkadzac, jesli np. ma jeszcze gdzies swoje drugie zycie? Pania dochodzaca, z ktora niekoniecznie zaraz chce brac slub? Tu ma teraz spokoj, dziecko sobie bawi, wikt i opierunek bz., podotyka czasem zone, ale jak automat - bo sobie takie reguly wymyslil, zle mu sie nie dzieje - bo nigdzie swoich uczuc nie ulokowal. Tylko w sobie.

No tak...racja. A to tylko dowodzi, że musowo jest jakaś inna lala na boku.

niestety ja w cuda i nawet Swietego Mikolaja nie wierze. I nie wierze, ze tak ot bez powodu, czy z powodu jakiejs tam nowej figury i emancypacji zony, maz nagle przestaje odczuwac ochote na seks. Jak chory to do lekarza, jak zmeczony to odpoczac - ale on nie chce ani jednego ani drugiego ani trzeciego, czyli bliskosci cielesnej z kobieta, ktora, jak sam mowi, kocha:) Ta, Ruskie tez nam milosc bratnia obiecywali.

458

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

Ta, Ruskie tez nam milosc bratnia obiecywali.

FAKT, a jego ciągnie tam na wschód i to mocno...

już mi lepiej, posklejałam się trochę

dziękuję, że jesteście!

DAM RADĘ I ZDOBĘDĘ SER!!!!!!!!!

459

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

już mi lepiej, posklejałam się trochę

dziękuję, że jesteście!

DAM RADĘ I ZDOBĘDĘ SER!!!!!!!!!

prosiemy !:-)))
zdobedziesz Ser!

460

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

lepiej, zebys sie posklejala, jak juz bedziesz wiedziala w jaki wzorek chcesz sie posklejac, bo bedziesz sie tak sklejac i rozpadac wielokrotnie na chybcika.
Jest taki termin w psychologii "Pozytywna Dezintegracja". Mowi o tym w skrocie, ze aby sie na nowo posklejac trzeba sie najpierw  rozpasc. I nie trzeba sie spieszyc ze sklejaniem.
Ser nie zajac nie ucieknie.

461

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

lepiej, zebys sie posklejala, jak juz bedziesz wiedziala w jaki wzorek chcesz sie posklejac, bo bedziesz sie tak sklejac i rozpadac wielokrotnie na chybcika.
Jest taki termin w psychologii "Pozytywna Dezintegracja". Mowi o tym w skrocie, ze aby sie na nowo posklejac trzeba sie najpierw  rozpasc. I nie trzeba sie spieszyc ze sklejaniem.
Ser nie zajac nie ucieknie.

Ja już wiem czego chcę, ale nie wiem czy to jest możliwe. Coraz bardziej w to wątpię... Chciałabym aby on mnie zauważył, by on mnie kochał i czuł się ze mną dobrze itd. chciałabym naszego wspólnego sera...
ale czy on chce...?
łudzę się, że tak...
jeszcze się trochę łudzę...
jeszcze trudno mi się pogodziś, że nie...

462 Ostatnio edytowany przez Pytajka (2013-12-04 14:59:25)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

Silky,

lepiej, zebys sie posklejala, jak juz bedziesz wiedziala w jaki wzorek chcesz sie posklejac, bo bedziesz sie tak sklejac i rozpadac wielokrotnie na chybcika.
Jest taki termin w psychologii "Pozytywna Dezintegracja". Mowi o tym w skrocie, ze aby sie na nowo posklejac trzeba sie najpierw  rozpasc. I nie trzeba sie spieszyc ze sklejaniem.
Ser nie zajac nie ucieknie.

Ja już wiem czego chcę, ale nie wiem czy to jest możliwe. Coraz bardziej w to wątpię... Chciałabym aby on mnie zauważył, by on mnie kochał i czuł się ze mną dobrze itd. chciałabym naszego wspólnego sera...
ale czy on chce...?
łudzę się, że tak...
jeszcze się trochę łudzę...
jeszcze trudno mi się pogodziś, że nie...

Silky, dzieki dziewczynom z forum odkryłam prawdę, stara jak świat. Nie mam - podobnie jak Ty, wpływu na zachowanie partnera. Mam wpływ tylko na własne zachowanie.
Jednak cały czas analizujesz Jego. Bez sensu, On zrobi co będzie chciał, z czym będzie mu wygodnie.

Chcesz, żeby on chciał tego co Ty chcesz, jakkolwiek to zagmatwane. Tylko On nie chce. Nie ma widoków, żeby zachciał, chyba brak również dalszej perspektywy na zmianę.
Teraz próbujesz oszukać siebie, żeby jednak mieć powód, żeby z Nim być, żeby samej nie ponieść odpowiedzialności, żeby nie czuć ciężaru podjęcia decyzji o zakończenia małżeństwa. Czekasz aż On coś zrobi - albo się zmieni (co raczej nie nastąpi) albo odejdzie. I będziecie się "boksować" i trwać czas długi.

Osobiście brak seksu utożsamiałabym w tym konkretnym przypadku z brakiem uczuć z Jego strony, brakiem miłości.

463

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, wplyw mozesz miec tylko na to, czego Ty chcesz. Nie na to, czego chce on.
Nie wiem, czy on ma problem z poczuciem bezpieczenstwa, czy z utrara kontoli, czy rzeczywiscie chodzi o inna kobiete? Czem sie tak "okopal" na jednej pozycji. Zreszta nie wiem, czy o wazne zebys zrozumiala jego. Wazniejsze zebys zrozumiala siebie.
I nie win sie za to, ze sie zmienilas. Twoja zmiana byla odpowiedzia na konkretne sytuacje, na jego zachowanie. Pewnie nie byloby tej  Twojej zmiany, gdyby bylo Ci dobrze.
Jakie plany macie na Swieta, na Sylwestra?
Na razie chyba po prostu trzeba zyc, skoro nie czas na wiecej zmian? Moze troche sie wycofac do srodka, bo nie chodzi o zmiany na zewnatrz. One tylko odzwierciedlaja to, co dzieje sie we wnetrzu.

464

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

Silky,

lepiej, zebys sie posklejala, jak juz bedziesz wiedziala w jaki wzorek chcesz sie posklejac, bo bedziesz sie tak sklejac i rozpadac wielokrotnie na chybcika.
Jest taki termin w psychologii "Pozytywna Dezintegracja". Mowi o tym w skrocie, ze aby sie na nowo posklejac trzeba sie najpierw  rozpasc. I nie trzeba sie spieszyc ze sklejaniem.
Ser nie zajac nie ucieknie.

Ja już wiem czego chcę, ale nie wiem czy to jest możliwe. Coraz bardziej w to wątpię... Chciałabym aby on mnie zauważył, by on mnie kochał i czuł się ze mną dobrze itd. chciałabym naszego wspólnego sera...
ale czy on chce...?
łudzę się, że tak...
jeszcze się trochę łudzę...
jeszcze trudno mi się pogodziś, że nie...

Ale Ty chcesz, żeby osioł się koniem arabskim czystej krwi stał. Z całym szacunkiem Sylky, ale z tego co kiedyś opisywałaś, to Ty wyszłaś za mąż za osła właśnie i po iluś tam latach się zorientowałaś. Na Twoim miejscu przestałabym chcieć, żeby on się zmienił, tylko zaczęłabym chcieć, żeby poznikały ostatnie wyobrażenia o nim, co sobie przez te lata skrupulatnie nagromadziłaś.

Czy jeśli się zmieni, to przez kolejne lata nie zadasz sobie pytania, czy on tego nie udaje przypadkiem? Czy nie robi tak jak Ty chcesz? Moim zdaniem to za długo trwa, zbyt wiele kłótni, zbyt wiele rozmów by w końcu miało coś w nim kliknąć samoistnie i on sam z siebie tak się zmienił, jak Ty chcesz.
Mussu powtarzała już od dłuższego czasu - z tej mąki chleba nie będzie. I ja też tak myślę, zupełnie Wasze linie się nie przecinają i się nie przetną, bo idziecie równolegle.

465

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Pytajka napisał/a:
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

Silky,

lepiej, zebys sie posklejala, jak juz bedziesz wiedziala w jaki wzorek chcesz sie posklejac, bo bedziesz sie tak sklejac i rozpadac wielokrotnie na chybcika.
Jest taki termin w psychologii "Pozytywna Dezintegracja". Mowi o tym w skrocie, ze aby sie na nowo posklejac trzeba sie najpierw  rozpasc. I nie trzeba sie spieszyc ze sklejaniem.
Ser nie zajac nie ucieknie.

Ja już wiem czego chcę, ale nie wiem czy to jest możliwe. Coraz bardziej w to wątpię... Chciałabym aby on mnie zauważył, by on mnie kochał i czuł się ze mną dobrze itd. chciałabym naszego wspólnego sera...
ale czy on chce...?
łudzę się, że tak...
jeszcze się trochę łudzę...
jeszcze trudno mi się pogodziś, że nie...

Silky, dzieki dziewczynom z forum odkryłam prawdę, stara jak świat. Nie mam - podobnie jak Ty, wpływu na zachowanie partnera. Mam wpływ tylko na własne zachowanie.
Jednak cały czas analizujesz Jego. Bez sensu, On zrobi co będzie chciał, z czym będzie mu wygodnie.

Chcesz, żeby on chciał tego co Ty chcesz, jakkolwiek to zagmatwane. Tylko On nie chce. Nie ma widoków, żeby zachciał, chyba brak również dalszej perspektywy na zmianę.
Teraz próbujesz oszukać siebie, żeby jednak mieć powód, żeby z Nim być, żeby samej nie ponieść odpowiedzialności, żeby nie czuć ciężaru podjęcia decyzji o zakończenia małżeństwa. Czekasz aż On coś zrobi - albo się zmieni (co raczej nie nastąpi) albo odejdzie. I będziecie się "boksować" i trwać czas długi.

Osobiście brak seksu utożsamiałabym w tym konkretnym przypadku z brakiem uczuć z Jego strony, brakiem miłości.

zbieram siły
nie chcę robić nic pochopnie
jeszcze nie doszłam do swojej ściany... jeszcze trochę...
trudno to opisać na forum i czasu też brak, ale widzę jak wiele się zmienia: we mnie, w nas, pomiędzy nami, w nim
Widzę wiele zmian...
Potrzebuję czasu
Ile? Nie wiem...
To jeszcze nie ten moment...

466

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

pisalam posta rownoczesnie Z Pytajka. Jak zamiescilam swojego przeczytalam jej. Obie zobaczylysmy to samo.
Moze to Ci to pomoze tez zobaczyc to samo? I rozszerzyc nieco punkt widzenia jesli punkt w ogole mozna rozszerzyc :-)

467 Ostatnio edytowany przez Pytajka (2013-12-04 15:11:57)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Pytajka napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Ja już wiem czego chcę, ale nie wiem czy to jest możliwe. Coraz bardziej w to wątpię... Chciałabym aby on mnie zauważył, by on mnie kochał i czuł się ze mną dobrze itd. chciałabym naszego wspólnego sera...
ale czy on chce...?
łudzę się, że tak...
jeszcze się trochę łudzę...
jeszcze trudno mi się pogodziś, że nie...

Silky, dzieki dziewczynom z forum odkryłam prawdę, stara jak świat. Nie mam - podobnie jak Ty, wpływu na zachowanie partnera. Mam wpływ tylko na własne zachowanie.
Jednak cały czas analizujesz Jego. Bez sensu, On zrobi co będzie chciał, z czym będzie mu wygodnie.

Chcesz, żeby on chciał tego co Ty chcesz, jakkolwiek to zagmatwane. Tylko On nie chce. Nie ma widoków, żeby zachciał, chyba brak również dalszej perspektywy na zmianę.
Teraz próbujesz oszukać siebie, żeby jednak mieć powód, żeby z Nim być, żeby samej nie ponieść odpowiedzialności, żeby nie czuć ciężaru podjęcia decyzji o zakończenia małżeństwa. Czekasz aż On coś zrobi - albo się zmieni (co raczej nie nastąpi) albo odejdzie. I będziecie się "boksować" i trwać czas długi.

Osobiście brak seksu utożsamiałabym w tym konkretnym przypadku z brakiem uczuć z Jego strony, brakiem miłości.

zbieram siły
nie chcę robić nic pochopnie
jeszcze nie doszłam do swojej ściany... jeszcze trochę...
trudno to opisać na forum i czasu też brak, ale widzę jak wiele się zmienia: we mnie, w nas, pomiędzy nami, w nim
Widzę wiele zmian...
Potrzebuję czasu
Ile? Nie wiem...
To jeszcze nie ten moment...

Wiem, bo każda z Nas potrzebuje innego wymiaru czasu. Jednym przychodzi to łatwiej i trwa krócej, inne ciągną to bardzo długo.

To jest Twój czas na dokonanie Twojej decyzji, o rozstaniu lub trwaniu. Nie zadręczaj się jednak myślami z serii "bo gdyby on się zmienił" "bo chciałabym żeby zauważył" ... to tylko bardziej wytrąca z równowagi trzeba się nieźle nagimnastykować żeby do pionu się ustawić.
Nie analizuj Jego. Stracony czas. Zmarnowane nadzieje.

Teo w zakrętkach bardzo fajny cytat przywołała o "subtelnym" mordowaniu najbliższych. Jakkolwiek to nie brzmi to zmuszając facetów do zmian stojących w zupełnej sprzeczności z ich charakterem, naturą - mordujemy ich własne JA, tylko w imię czego? Same się na "krzesło" skazujemy ...

468

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

To my sie mozemy zmieniac. I liczyc na to, ze nasi faceci beda chcieli sie zmieniac z nami. Nie dla nas.
Ale moze nie beda chcieli? Co nie oznacza, ze nasza zmiana jest daremna.
Silky, zebys nie wiem jak chciala, zeby bylo inaczej, Twoja droga i droga Twojego meza to dwie rozne drogi (kazdy czlowiek ma swoja droge). Inaczej sie nie da.
I albo jest Wam po drodze albo nie jest.
Jesli nie jest, to juz sama zdecydujesz co zrobic.

469 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-12-20 16:42:22)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

I tak minęły kolejne tygodnie a ja wciąż w punkcie wyjścia...
Prawie...
wiem, co bym chciała, czuję że kocham
widzę, że on się czasem stara, czasem zupełnie wręcz przeciwnie
ja czasem jestem silna, czasem się łamię, nie radzę sobie zupełnie
jakieś przykre słowa w międzyczasie, czasem chłód
czasem miłe słowa, ciepło
widzę, ze tkwię w miejscu...
polecono mi psychologa stacjonarnego (tak mi chyba jednak bardziej pasuje - tak czy inaczej dziękuję Teo - pani Gosia swoje zrobiła, teraz potrzebuję czegoś innego) - umówiłam się

Widzę, że sama nie jestem w stanie się ze sobą uporać, nie wiem czy
- nadinterpetuję fakty, gesty, słowa, histeryzuję a w rzeczywistości on się stara, kocha i męczy z moimi histeriami (to jego nazewznictwo na momenty, gdy sobie nie radzę, gdy czuję się samotna, smutno mi) czy jestem do przesady miła i męcząca?
-czy jestem naiwną kobietą dającą sobie nawijać makaron na uszy i zadowalającą się ochłapami i rzucaną raz na jakis czas marchewką, a on jest ze mną dla dziecka i tzw. świętego spokoju (bo to jednak wygoda mieć żonę)?

I jak tu rozwiązać taki dylemat?

470

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Cały czas sprawdzam wątek, czy pojawił się jakiś nowy post...szkoda tyle czasu minęło a Ty nadal jesteś w tym samym miejscu sad mam nadzieję, że w końcu pójdziesz do przodu ze swoim życiem....nawet jeśli musiałabyś iść sama...stanie w miejscu to chyba najgorsze co może być-a zwłaszcza w tej sytuacji, w której jesteś teraz....

471

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, moja sytuacja jest poniekąd podobna.
Też to ja mam "odjazdy" i robię problemy, on się wtedy obrazi i czeka aż przeproszę.
Też chciałabym czegoś od życia, a jemu wystarczy po pracy siedzieć przed komputerem plus seks raz na jakiś czas.
Z moich obserwacji wynika, że to jest normalne, że facet po ślubie się nie stara. Myśli, że wszystko mu się należy, jeśli jeszcze cokolwiek pomaga w domu to jest półbogiem.

Nic niestety nie doradzę, bo sama jestem w swoim przypadku bezsilna, ale mam nadzieję, że dojdziesz do ładu z Twoim mężem.

472

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witajcie w nowym roku
Czy coś się zmieniło? Chyba trochę tak
Przed świętami mąż przyznał, że nie może zrozumieć jak to możliwe że mnie dominował, przecież tego nie chciał, nie widział - wciąż jeszcze tego nie widzi, ale dociera do niego, że ja tak się czułam. Znów chciał odchodzić. Dlaczego? Bo stosowal wobec mnie przemoc psychiczną i nie miał tego świadomości, bo ja się bałam jego reakcji. Bo kobiety bite też trwają przy swoich katach. Więc uważał, że tak będzie lepiej - dla mnie - uwolni mnie od tego
Starał się wytłumaczyć, że długie lata mi to odpowiadało, pierw tego nie widziałam, później akceptowałam, że zaczęło mnie to uwierać jakiś rok temu. Mówiłam, że sama nad tym, nad sobą pracuję, bo gdybym ja zachowywała się inaczej to nie pozwoliłabym mu na takie traktowanie. Uświadamiałam mu, że fakt, że o tym z nim rozmawiam, potrafię powiedzieć świadczy o tym, że pracuję nad tym, nad lękiem przed jego reakcją.
Powiedział, że kocha mnie bardzo i nie może sobie poradzić z tym, że mnie dominował, że zawsze chciał bym była szczęśliwa! Poprosiłam byśmy zamknęli stary rozdział, zaczeli pisać nowy...
Nie będzie łatwo!!!
Powiedziałam, że go kocham, że nie mam żalu, nie mam urazy, chcę zacząć z czystą kartą, chcę wszystko do końća przepracować i isć do przodu!! Powiedziałam też, że poczekam na niego... Mogę mu pomóc jeśli mi powie jak... Ale jeśli on się z tym nie upora to nic z tego nie będzie...
Od tego czasu jest jakoś inaczej, na jego twarzy zaczyna pojawiać się uśmiech...
Wczoraj ja mogłam poleżeć w wannie, on bawił się z młodym klockami, wygłupiali się ze sterowanym helikopterem

Wczoraj byłam też na pierwsej wizycie u psychologa. Pierw diagnoza, a później mi coś zaproponuje. Kolejne spotkanie w środę...

Może...

Wszystkego dobrego dla Wszystkich na cały 2014!!

473

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Bez sensu marnuję swoje życie! Zamiast żyć i cieszyć się życiem, żyć tak jakby każdy dzień miał być tym ostatnim w moim życiu ja żyje czekając na kolejny dzień, wierząc że będzie lepszy od dnia dzisiejszego, że jutro coś się zmieni.
Nie obejrzę się, a życie minie...

Bo nastroje dobre, ale ja wciaż czekam... czekam na odrobinę czułości, na bliskość...
zaczęłam bardziej obserwować co się dzieje...
od 1 stycznia mnie nie pocałował, nie dotknął, nie przytulił... nic... jak sama nie pocałuję to nic się nie dzieje z jego strony...

474

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Bez sensu marnuję swoje życie! Zamiast żyć i cieszyć się życiem, żyć tak jakby każdy dzień miał być tym ostatnim w moim życiu ja żyje czekając na kolejny dzień, wierząc że będzie lepszy od dnia dzisiejszego, że jutro coś się zmieni.
Nie obejrzę się, a życie minie...

Bo nastroje dobre, ale ja wciaż czekam... czekam na odrobinę czułości, na bliskość...
zaczęłam bardziej obserwować co się dzieje...
od 1 stycznia mnie nie pocałował, nie dotknął, nie przytulił... nic... jak sama nie pocałuję to nic się nie dzieje z jego strony...

No popatrz , może już nie jesteś dla niego atrakcyjna? Nie zastanawiałaś się nad tym?
Jeśli chcesz być dotykana , pożądana musisz mu się podobać , może nie chce mu się wysilać bo go nie kręcisz już? Nie wiem jak wygląda z Tobą , niemniej z tego co piszesz to tłumaczy brak atrakcyjności lub nowa kobieta. Nie interesuje się Tobą fizycznie , nie wiem jak psychicznie... Facet to wzrokowiec i tego nie zmienisz , nie jest taki jak Ty , nie działa na niego to samo co na Ciebie tj bliskość etc.

Oczywiście atrakcyjność możesz podnosić to tylko zależy od Ciebie...

475

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
alienpl napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Bez sensu marnuję swoje życie! Zamiast żyć i cieszyć się życiem, żyć tak jakby każdy dzień miał być tym ostatnim w moim życiu ja żyje czekając na kolejny dzień, wierząc że będzie lepszy od dnia dzisiejszego, że jutro coś się zmieni.
Nie obejrzę się, a życie minie...

Bo nastroje dobre, ale ja wciaż czekam... czekam na odrobinę czułości, na bliskość...
zaczęłam bardziej obserwować co się dzieje...
od 1 stycznia mnie nie pocałował, nie dotknął, nie przytulił... nic... jak sama nie pocałuję to nic się nie dzieje z jego strony...

No popatrz , może już nie jesteś dla niego atrakcyjna? Nie zastanawiałaś się nad tym?
Jeśli chcesz być dotykana , pożądana musisz mu się podobać , może nie chce mu się wysilać bo go nie kręcisz już? Nie wiem jak wygląda z Tobą , niemniej z tego co piszesz to tłumaczy brak atrakcyjności lub nowa kobieta. Nie interesuje się Tobą fizycznie , nie wiem jak psychicznie... Facet to wzrokowiec i tego nie zmienisz , nie jest taki jak Ty , nie działa na niego to samo co na Ciebie tj bliskość etc.

Oczywiście atrakcyjność możesz podnosić to tylko zależy od Ciebie...

wypowiem sie poniewaxz widzialam autorke na zdjeciach i jesli ona nie jest atrakcyjna, to ja juz nie wiem kto jest. Koles ma muchy w nosie i zdechlego ptaka w portkach - koniec diagnozy.

476

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, a może Tarota postawić? Czasem to pomaga ^^

477 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2014-01-07 15:54:08)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Mussu - mistrzyni porównań
Teo - wysłałam Ci maila

Alien - brak zainteresowania moją osobą i fizycznie i emocjonalnie :-( Czuję się samotna w małżeństwie. Wątek jest długi, zaczęło się od zmian w mojej głowie, dojrzewania do pewnych zmian, zauważenia przeze mnie pewnych zachowań, na które godziłam sie przez długie lata. Machina ruszyła. W efekcie jest teraz coś co przypomina z boku szczęśliwe małżeństwo, ale z bliska bez bliskości fizycznej i emocjonalnej (bo sex raz na jakiś czas, inicjowamy przeze mnie bliskością nazwać nie można). Bliskość emocjonalną łapiemy raz na jakiś czas, na chwilę po "trudnych" rozmowach, gdy ociera się o rozstanie. Im trudniejsza rozmowa tym większa bliskość - na moment (kilka godzin, 1-2 dni). Problemem nie jest brak sexu czy czułości z jego strony - to są chyba skutki...

478

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

czyli ciagle zyjesz na hustawce, bo 4.01 bylas pelna nadziei...a 7.01 pelna zalu...
Niepewnosc z powodu braku przewidywalnosci - to cos, do czego on Cie doprowadza. To bron emocjonalna ktora on bez umiaru wykorzystuje przeciwko Tobie.
Nie czekaj na jutro, bo to dzisiaj ma byc dobrze!

479 Ostatnio edytowany przez alienpl (2014-01-07 17:18:18)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Mussu - mistrzyni porównań
Teo - wysłałam Ci maila

Alien - brak zainteresowania moją osobą i fizycznie i emocjonalnie :-( Czuję się samotna w małżeństwie. Wątek jest długi, zaczęło się od zmian w mojej głowie, dojrzewania do pewnych zmian, zauważenia przeze mnie pewnych zachowań, na które godziłam sie przez długie lata. Machina ruszyła. W efekcie jest teraz coś co przypomina z boku szczęśliwe małżeństwo, ale z bliska bez bliskości fizycznej i emocjonalnej (bo sex raz na jakiś czas, inicjowamy przeze mnie bliskością nazwać nie można). Bliskość emocjonalną łapiemy raz na jakiś czas, na chwilę po "trudnych" rozmowach, gdy ociera się o rozstanie. Im trudniejsza rozmowa tym większa bliskość - na moment (kilka godzin, 1-2 dni). Problemem nie jest brak sexu czy czułości z jego strony - to są chyba skutki...

No cóż , współczuję Ci. Co prawda nie znam Twojego faceta , niewiele o nim wiem. Ale jest możliwość by rozbudzić w nim pożądanie Ciebie , z tego co ktoś wspomniał podobno z urodą nie masz problemu a faceci są łatwiejsi niż myślisz...

Zakładając oczywiście że fizycznie z nim wszystko ok...

Niemniej uważam że nie robisz tak jak powinnaś robić przez co , facet nawet nie musi się wysilać / przejmować. Wiem że Cię to boli , ale to Ty się męczysz nie on...

Pytanie do czego jesteś zdolna?

Kiedy pękniesz , wybuchniesz? Bo czas tyka i koniec się zbliża...

480 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2014-01-08 09:31:46)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

czyli ciagle zyjesz na hustawce, bo 4.01 bylas pelna nadziei...a 7.01 pelna zalu...
Niepewnosc z powodu braku przewidywalnosci - to cos, do czego on Cie doprowadza. To bron emocjonalna ktora on bez umiaru wykorzystuje przeciwko Tobie.
Nie czekaj na jutro, bo to dzisiaj ma byc dobrze!

Witaj Miriamm
Tak, wciąż nie udaje mi się odzielić moich emocji i nastrojów od jego. Staram się, czasem mi się udaje, ale...

4 stycznia wydawało mi się, że coś ruszyło do przodu. Chyba troszkę ruszyło, bo widzę że on się więcej śmieje czy uśmiecha. Nowy rok mieliśmy bardzo hmmm intensywny w doznania we dwoje. Miałam nadzieję, że tu też się coś ruszyło, odblokowalo, że zaczyna mnie widzieć. Pierwsze dni nowego roku było trochę inne, bardziej swobodne, ale z każdym dniem coraz bardziej widzę, że te nasze zbliżenie w nowy rok to znów był tylko zryw, nic więcej. Znów widzę, że on żyje tak, jakby mnie obok nie było. Niezapytany nic raczej nie powie, niepocałowany nie pocałuje. Przez pierwsze dni niwego roku siadalam z nim wieczorem, przytulałam się, zagadywałam, uśmiechałam, ale to nie ma chyba jednak sensu... dlaczego ja mam to ciągnąć? Dlaczego ja mam szukać tego kontaktu z nim. Pogorszyło się chyba od mojegy wyjścia w niedzielę 5, wieczorem do koleżanki na ploteczki, czekoladki, pizzę i wino. Sobotę wieczór chciałam spędzić z mężem, zaproponowałąm podrzucenie młodego do mojej mamy po południu byśmy mieli trochę czasu dla siebie. Nie chciał, powiedział że to nie jest dobry pomysł. Zaproponowałam więc, że położę młodego wcześniej spać i pobędziemy razem. Skończyło się na tym, że ok 19 musiał jechać do pracy, wrócił o 21. W międzyczasie znalazłam sobie film na komp i jak wrócił do go zaprosiłam do sypialni. Przyszedł, położył się, chwilę pooglądał i zasnął. Nie dotykając, nie przytulając, nie romawiając.

Dziś, na 15:30 idę znów do psychologa.

Do mojej głowy wciąż dobijają się myśli (fakty), że on nie jest mną po prostu zainteresowany jako osobą. Jako matką dziecka - tak, jako gospodynią domową - tak, jako żoną, przyjaciółką czy kochanką - nie.
Mówiłam, że wybieram się do psychologa, na kiedy mam wyznaczoną wizytę - nie zapytał czy byłam, jak było (ok, nie uznaje tego, nie inetersuje się)
ale
wie, że byłam u lekarza i powinnam iść na mały zabieg ginekologiczny, ale nie interesuje się również tym (ani jak się czuję, ani czy idę, kiedy, gdzie) - odwlekam to w sumie bez sensu od jesieni. To już sprawa mojego zdrowia, nie fanaberia!

Staram się stanąć mocno na SWOICH nogach i pozwolić sobie na WŁASNE decyzje i wzięcie odpowiedzialności za własne życie. I jakoś mi to nie wychodzi. Chyba nad tym muszę popracować najbardziej z psycholog - na wyznaczaniu własnych granic, otwartym mówieniu o swoich uczuciach, na uniezależnieniu się emocjonalnym od innych, w tym od męża

I tym optymistycznym akcentem mówię wszystkim miłego dnia i zabieram się za pracę!!!!

481

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Oj silky silky, jak czytam opisy Waszych "wspolnych" czulych chwil i tego jak on sie "garnie" do spedzania czasu z Toba, to mysle sobie tak - jak Ty sie silky w 2014 nie rozwiedziesz z tym rozpieszczonym i niedopieszczonym maminsynkiem, to mi kaktus na glowie wyrosnie. Najpiekniejsze lata swojego zycia marnujesz, jeden po drugim a efekt jak byl taki jest. Zobacz ile to juz czasu tu piszesz i NIC sie nie zmienilo. I sie nie zmieni, bo on ma zakodowane w swojej glowie, ze to ON jest wybrancem, cherubinem, swiatloscia w nocy i takie tam. I z tronu tak szybko nie zlezie. A kto go do tego przyzwyczail, skad te nauki pobieral? Podadaj z tesciowa. Jeszcze tesciowa.

482

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

A kto go do tego przyzwyczail, skad te nauki pobieral? Podadaj z tesciowa. Jeszcze tesciowa.

Już gadałam i widzę jaka ślepa byłam!! Widzę w jej domu i NIE CHCĘ tak! Święta spędzaliśmy u teściów i nie były to święta w atmosferze takiej jaką lubię.
Teściowej już powiedziałam, że jeżeli nasze rozmowy mają wyglądać tak jak wyglądają to nie ma sensu byśmy rozmawiały. Próbowała mnie przekonać, że zraniłam męża mówiąc, że mam wątpliwości czy go kocham i że teraz powinnam zapomnieć o swoich emocjach i uczuciach i skupić się na nim. Że powinnam mu dać czas, pokazać jak bardzo kocham. Że powinnam odciąć się od koleżanek, nie zaperaszać nikogo do nas (nawet mojej najlbliższej rodziny-mama czy brat z dzieciakami) i spędzać czas z mężem. A jeżeli on nawet nie będzie nic mówił i będzie mnie ignorował to powinnam usiąść obok i po prostu z nim być.
Powiedziałam teściowej grzecznie, że ja wiem co powinnam! Że ja mam prawo do swoich uczuć tak samo jak mój mąż. I że nie będę z nią rozmawiała w ten sposób. Podziękowałam grzecznie za chęć pomocy i powiedziałam do usłyszenia.
Nie próbowała więcej

Dopiero teraz, po prawie 12 latach znajomości dotarło do mnie jaki on ma wzorzec rodziny z domu, jaka jest jego matka. I ja taka nie jestem i nie będę!!

Czy się rozwiodę? Nie mam zielonego pojęcia!! Wiem, że jestem samodzielna finansowo i wciąż tu jestem bo chcę/ bo nie potrafię inaczej. Ale wiem, że przyczyną mojego bycia z mężem nie są pieniądze i brak samodzielności finansowej. I to też jest ważne!

483

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Ale wiem, że przyczyną mojego bycia z mężem nie są pieniądze i brak samodzielności finansowej. I to też jest ważne!

Tak, ale czy jest tym milosc? Juz w to watpie. Bardziej przyzwyczajenie do niego, do waszego wspolnego dotad zycia a nie czysta szalona i goraca milosc. OK, gorac z czasem schladza sie..ale wybacz..nie do temperatury cieklego azotu. To u Was to nie uczucie, to jakas zabawaw przekladanie klockow i skamienielina.

484

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

chcialabys jego zaangazowania. On Ci go nie daje w takim stopniu, w jakim jest Ci ono potrzebne.
Nie bronie go, ALE: on ma prawo byc inny niz Ty.
A Ty masz prawo chciec czegos innego.
Nie wymusisz na nim, zeby byl taki jak chcesz. Zreszta, czy chcialabys cokolwiek wymuszac?
Proponujesz mu inny model zycia niz ten, ktory on rozumie. Naucz go innego modelu, a jesli nie chce/nie bedzie chcial sie nauczyc zaakceptuj to. I albo zyj szczesliwa z tym co masz, albo odejdz szukac szczescia gdzie indziej.
Kiedys byc moze bedziesz musiala zrozumiec, ze grozi Ci frustracja do konca zycia, jesli nie zweryfikujesz swoich oczekiwan.
Oczywiscie: Patologio precz!! czyli nie mowimy tu o lekcewazeniu, nieszanowaniu, nieliczeniu sie z Toba. Ale mowimy o tym, ze byc moze czulosc, zainteresowanie, troska nie wroca w takim stopniu, wjakim tego oczekujesz.

485 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2014-01-08 12:40:51)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

chcialabys jego zaangazowania. On Ci go nie daje w takim stopniu, w jakim jest Ci ono potrzebne.
Nie bronie go, ALE: on ma prawo byc inny niz Ty.
A Ty masz prawo chciec czegos innego.
Nie wymusisz na nim, zeby byl taki jak chcesz. Zreszta, czy chcialabys cokolwiek wymuszac?
Proponujesz mu inny model zycia niz ten, ktory on rozumie. Naucz go innego modelu, a jesli nie chce/nie bedzie chcial sie nauczyc zaakceptuj to. I albo zyj szczesliwa z tym co masz, albo odejdz szukac szczescia gdzie indziej.
Kiedys byc moze bedziesz musiala zrozumiec, ze grozi Ci frustracja do konca zycia, jesli nie zweryfikujesz swoich oczekiwan.
Oczywiscie: Patologio precz!! czyli nie mowimy tu o lekcewazeniu, nieszanowaniu, nieliczeniu sie z Toba. Ale mowimy o tym, ze byc moze czulosc, zainteresowanie, troska nie wroca w takim stopniu, wjakim tego oczekujesz.

Zdaję sobie z tego sprawę. Wiem, że na siłę go nie zmienię. Wiem, że potrzebuję tego (bliskości emocjonalnej i fizycznej) jak powietrza. Psycholog mi już wspominała, że będę się musiała sama ze sobą uporać i ustalić co da mi szczęście, a co go nie da, czy jestem w stanie zrezygnować z części "powietrza", zaakceptować kompromis i być wciąż w zgodzie ze sobą i odnaleźć szczęście. Czy żaden kompromis szczęścia mi nie da. A do tego potrzebuję się uwolnić od szukania akceptacji w mężu, muszę popracować nad własnym postrzeganiem siebie i akceptacją własnego ja i własnych wyborów. Jednym słowem muszę jeszcze trochę dojrzeć, dorosnąć, nauczyć się asertywności. I mam nadzieję, że psycholog mi w tym pomoże

486

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witaj Silky smile Dawno mnie tu u ciebie nie było, ale przeczytałam od deski do deski i mam nieodparte wrażenie, że stoisz w miejscu... Niby lepiej rozumiesz siebie i swoje potrzeby, niby inaczej patrzysz na męża i już nie chcesz go zmieniać na siłę, ale chyba tak naprawdę niewiele się zmieniło. Ciągle uzależniasz swoje samopoczucie od niego, ciągle szukasz jego bliskości (z tego co piszesz chwilami wręcz rozpaczliwie). Z jednej strony nabierasz samoświadomości, z drugiej, chyba trochę na siłę, starasz się przekonać siebie, że jakieś sympatyczne gesty z jego strony świadczą o chęci zmiany. Nie czujesz się ani kochana ani akceptowana, ale próbujesz przekonać samą siebie, że będzie lepiej, bo akurat dziś on się uśmiechnął aż dwa razy.... A kiedy cię olewa łapiesz doła...

Mam nadzieję, że Twoja pani psycholog pomoże ci przepracować to wszystko i znajdziesz w sobie siłę, żeby ruszyć z miejsca. Niestety, podobnie jak koleżanki, myślę, że już tylko jeden kierunek wam został... sad I zgadzam się z Mussuką; to co piszesz to obraz relacji między ludźmi, których łączą: przyzwyczajenie, wspólne sprawy, dziecko ale na pewno nie miłość, pożądanie i pragnienie spędzenia ze sobą każdego dnia.

487

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Skończyło się na tym, że ok 19 musiał jechać do pracy, wrócił o 21. W międzyczasie znalazłam sobie film na komp i jak wrócił do go zaprosiłam do sypialni. Przyszedł, położył się, chwilę pooglądał i zasnął. Nie dotykając, nie przytulając, nie romawiając.

Ja bardzo przepraszam, ale jaką on ma pracę, że on NAGLE musi jechać do niej o 19 i wraca o 21 ?? Jak daleko jest ta praca od domu? Kurwa, Silky, sorry za bluzga, ale inaczej się nie da! Jak on nie pojechał poruchać jakiejś lali, to słowo daje zacznę biegać nago po ulicy!! Chciałaś wieczór we dwoje, ale powiedział, ze to zły pomysł. Powód? Wiedział, ze mu się kroi wieczorne wyjście. Wrócił, położył się i zasnął. Na budowie zapierdziela i tony cementu przenosi?! Uczulenie go na pyłki kwiatowe z okazji zimowej wiosny zaatakowało?! Chirurgiem specjalistycznym jest, że go do nagłego przypadku wezwali i tylko on może uratowac komuś życie?!?!

Silky błagam Cię, przestań!!!

488

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

teo...
weterynarz

jak twój chomik zachoruje, to patato przyjedzie i będzie reanimował...

489

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

teo...
weterynarz

jak twój chomik zachoruje, to patato przyjedzie i będzie reanimował...

Taki weterynarz na telefon? To on musi krocie zarabiać! I jedyny w okolicy? A całodobowe kliniki dla zwierząt? Ależ on ma wygodną tę pracę! Jakie możliwości stwarza!

490

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:
End_aluzja napisał/a:

teo...
weterynarz

jak twój chomik zachoruje, to patato przyjedzie i będzie reanimował...

Taki weterynarz na telefon? To on musi krocie zarabiać! I jedyny w okolicy? A całodobowe kliniki dla zwierząt? Ależ on ma wygodną tę pracę! Jakie możliwości stwarza!

Stety/niestety na telefon dla swoich stałych klientów. Z punktu widzenia klienta - fajna sprawa, doktor do którego mają zaufanie jest pod telefonem nawet w nocy, mają komfort psychiczny, jak mają pytanie mogą dzwonić. Z punktu widzenia rodziny - do kitu, rodzina nie ma komforu psychicznego bo nigdy nie wie kiedy tata będzie musiał jechać coś uzdrawiać.

Tak było zawsze. Kończy pracę, powinien być teoretycznie w domu w ciągu 30 minut, a bywa różnie. Wczoraj np. 1,5h później. Róznie! I właściwie nigdy (poza nielicznymi wyjątkami) mnie nie informuje o której będzie. W tygodniu nie ma go w domu od 8 do 18:30-20:00 na ogół. W soboty od 9 do 14:30-16:30. Niedziele teoretycznie wolne. W wigilię pracował, w sylwestra pracował, w wielki piątek będzie pracował. Ten typ tak ma bo tak chce mieć. Nie chce mieć więcej czasu dla rodziny - bo gdyby chciał to by potrafił!! Nie wierzę, że się nie da! Jak za dużo pacjentów to można podnieść ceny (sorry Monia)! Zostaną tylko Ci, którym na prawdę zależy. Ale jak się ma misję to cóż... Kwestia priorytetów! Albo sie uzdrawia świat i zadowala wszystkie pańcie z pieseczkami, albo ma się czas dla tej jedynej (chyba, że ja o czymś nie wiem i to nie ja jestem ta jedyna)

W każdym razie temat pracy jest nie do ruszenia. A krocie niestety nie zarabia bo ma opory przed podnoszeniem cen :-(
Nie polecam bycia żoną lekarza weterynarii! Nie ja jedna mam męża prowadzącego taki tryb życia (bardziej w pracy niż w domu). Jego pracownice spędzają z nim więcej czasu niż własna żona czy syn.
Smutne, ale tak już jest i nie zmienię tego, bo on tego nie chce zmienic!

Dziś też nie wiem o której wróci? normalnie o 18:30? A może znów o 20?

W każdym razie staram się uczyć asertywności w myśleniu i działaniu!

491

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

(chyba, że ja o czymś nie wiem i to nie ja jestem ta jedyna)

Ekhm... Silky... Będę brutalna, ale tak trzeba. OCZYWISTE jest, że NIE jesteś tą jedyną!! Od roku co najmniej! I jeśli nawet taki cud się stał, że Kartofel nie dupczy na boku (choć naprawdę bardzo wątpię), to Ty w jego oczach NIE jesteś tą jedyną! Nie jesteś nawet na 2 miejscu! Nie wiem ile potrzeba Ci jeszcze czasu i tego pierdzielenia o tym co czujesz i jak czujesz, żeby to w końcu zrozumieć... sad
Silky, z jakiś powodów mam do Ciebie sentyment, bo widzę w Tobie potencjał kobiety, która nie da się wplątać w ciąg jęków, narzekań i teoretycznej bezradności. Widać, że ty chcesz coś zmienić i chcesz to ruszyć, ale jednocześnie nie dopuszczasz myśli, że tego się NIE da zmienić. Walisz głową w mur z każdym miesiącem opisując nam przeróżne techniki i odpowiednie nachylenia głowy względem muru. Dzisiaj Silki powali czołem, a jak za tydzień nic się nie zmieni, to spróbuje tyłem głowy. Tył zawiódł, to może skronią? Poczym dostajemy wysyp żali jak to Cię głowa napierdala od tego ciągłego walenia. Robisz sobie chwilę przerwy, smarujesz maścią, przyklejasz plaster i od początku! Może jednak źle tym czołem waliłaś miesiąc temu więc teraz znowu spróbujesz, ale pod innym kątem...

Kochana moja... Odpowiedz mi proszę na pytanie, ale tak szczerze, PO CO Ty chcesz to ratować? Czemu zmuszasz kartofla do zmian, których on nie chce i nie zechce i ich NIGDY nie wprowadzi? Tylko proszę nie farmazonić, że kochasz. Miłości jest wiele odmian. Ty kochasz, ale on Ciebie nie. Chociaż ja nie wiem, czy Ty rzeczywiście go kochasz.
Czemu, kiedy za każdym razem chce się wyprowadzać, Ty go zatrzymujesz?! Nie rozumiem tego. Skoro on deklaruje miłość, to związek przetrwa i on sam się zacznie starać! Wiesz, dlaczego on tak ciagle mówi o wyprowadzce? Bo chce żebyś go zatrzymywała, ego sobie reperuje, to jest jak z ciągłym pytaniem zakochanych "kochasz mnie?". Przecież wiadomo, ze tak, ale lubimy to słyszeć.

Niech on się w końcu wyniesie! Pomieszkaj bez niego ze 3 miesiące, nabierz perspektywy wreszcie.

492

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zgadzam się z Teo że kartofla się nie da zmienić że to kartofel będzie chciał ciebie zmienić tak żeby jemu było dobrze a nie tobie.A co do jego wyprowadzki to dobry pomysł..

493

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Niech on się w końcu wyniesie! Pomieszkaj bez niego ze 3 miesiące, nabierz perspektywy wreszcie.

Ja juz to dawno pisalam - spakowac manatki i niech idzie sobie, a Ty silky wreszcie zaczniesz ZYC, smiac sie i swobodnie oddychac, a nie bedziesz wegetowac i dusic sie u jego boku.

Kurde, jakby mi chlop takie cyrki wyprawial z tym swoim niby harmonogramem pracy i raz byl a raz nie byl, swiatek piatek od rana do wieczora, to juz dawno mieszkalby na kozetce w swojej klinice albo u mamusi albo kij go wie gdzie..byle nie ze mna. Przeciez takimi niby dyzurami to wszystko mozna sobie tlumaczyc i robic co sie tylko zywnie podoba, nie koniecznie zaraz lala na boku ale grzyb wie co i gdzie on naprawde wyczynia w tej swojej "ciezkiej" pracy weterynarza. Wybacz silky, ale znam paru lekarzy, w tym chirurgow, pracujacych prywatnie i w szpitalu i nawet oni maja jakis ulozony grafik i nie ma mocnych, zeby zastepstwa nie bylo i lekarz byl na kazde gwizdniecie. I jakos bajki o reanimowanym o polnocy chomiku nie kupuje, nawet scenarzysci w Shreku takiego kitu nie wsadzaja.
W bambo Cie ten Twoj kochany robi jak nic a Ty swiecie w kazde jego slowo wierzysz.

I zgadzam sie w 1000% z Teo - on juz Cie dawno przestal kochac..o ile kiedykolwiek naprawde kochal, bo i tu mam powazne watpliwosci. Ten typ, ktory opisujesz nie potrafi kochac nikogo poza soba tak naprawde. Zamiast dawac mu swoje zdjecie w ramce na biurko, ktore potem swiatla dziennego nie widzialo, lepiej opraw mu jego podobizne, moze z pierwszej komunii (pewnie wygladal jak aniolek caly w loczkach) - te na pewno sobie postawi i bedzie sie do niej codziennie modlil.

494

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Kochana moja... Odpowiedz mi proszę na pytanie, ale tak szczerze, PO CO Ty chcesz to ratować?
...
Czemu, kiedy za każdym razem chce się wyprowadzać, Ty go zatrzymujesz?!

Tak sczerze to chyba się jednak boję takiej zmiany, rozwodu. Boję się jak będą wyglądały nasze kontakty po rozstaniu. To jest problem mojej osoby, do przepracowania z psychologiem - zawsze bałam się podejmowania niewygodnych decyzji, chciałam wszystkich wokół uszczęsliwić, myślieć za wsytkich i nawet wyprzedzać ich potrzeby i spełniać je by byli zadowolenia, być dobra dla wszystkich, siebie stawiając na ostatnim miejscu. Psycholog już to wyłapała. Może jak sie z tym uporam to będzie mi łatwiej. Rozmawialyśmy już odrobinę o moim dzieciństwie i spełnianiu oczekiwań rodziców - to ja byłam tą córeczką, którą się chwalono znajomym i nie mogłam mieć gorszysch stopni - zawsze ładna, mądra, dodatkowe zajęcia pozaszkolne i oczekiwanie, że taka właśnie będę cały czas... 
Teraz wciąż trudno mi myśleć przede wszystkim o sobie, o swoich potrzebach. Nie wychowano mnie w atmosferze pełnej akceptacji, na akceptację musiałam pracować. Myślę o Potato, o synu. Wiem, że syn mi nie podziękuje że byłam w związku który mi nie dawał szczęścia. Wiem, że dzieci rodziców rozwiedzionych ale szcześliwych nie mają żalu do rodziców o rozwód. Teoretycznie wiem, że rozwód to nie koniec świata, a czasem nawet początek! Ale szczerze to się boję takiej zmiany, tego że zostanę sama, boję się pytań synka o tatę.
Muszę zrobić porządek w swojej głowie


Teo napisał/a:

Nie rozumiem tego. Skoro on deklaruje miłość, to związek przetrwa i on sam się zacznie starać! Wiesz, dlaczego on tak ciagle mówi o wyprowadzce? Bo chce żebyś go zatrzymywała, ego sobie reperuje,

Cóż mogę napisać, wygląda na to, że masz rację.

Teo napisał/a:

Niech on się w końcu wyniesie! Pomieszkaj bez niego ze 3 miesiące, nabierz perspektywy wreszcie.

Wiem, że mogłoby to być dobrym rozwiązaniem - czasowa separacje. Z mojej strony. On twierdzi, że jak wyjdzie z tego domu to już nigdy tu nie wróci, że nie będzie czasowego rozstania. Albo rybki albo akwarium. Hmmm... jak chlopiec, obrazi się i pójdzie. Wczoraj wieczorem coś wisiało. Widzę, że jest mocno nie halo, ale nie robię nic. Tym razem nie zaczynam rozmów. Już wiem, że do niczego nie prowadzą. Jak on zacznie, proszę bardzo, niech powie co che powiedzieć.
Wczoraj wieczorem porosilam przyjaciółkę, by nie wyłączała telefonu na noc  bo mogę jej potrzebować. Wczoraj wieczorem miałam tumiwisizm. Wczoraj wieczorem byłam gotowa go nie zatrzymać. Jeszcze nie gotowa by wystawić walizki i samej to zaproponować, ale by go nie zatrzymywać

495

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

[ To jest problem mojej osoby, do przepracowania z psychologiem - zawsze bałam się podejmowania niewygodnych decyzji, chciałam wszystkich wokół uszczęsliwić, myślieć za wsytkich i nawet wyprzedzać ich potrzeby i spełniać je by byli zadowolenia, być dobra dla wszystkich, siebie stawiając na ostatnim miejscu. Psycholog już to wyłapała. Może jak sie z tym uporam to będzie mi łatwiej. Rozmawialyśmy już odrobinę o moim dzieciństwie i spełnianiu oczekiwań rodziców - to ja byłam tą córeczką, którą się chwalono znajomym i nie mogłam mieć gorszysch stopni - zawsze ładna, mądra, dodatkowe zajęcia pozaszkolne i oczekiwanie, że taka właśnie będę cały czas... 
Teraz wciąż trudno mi myśleć przede wszystkim o sobie, o swoich potrzebach. Nie wychowano mnie w atmosferze pełnej akceptacji, na akceptację musiałam pracować.
Muszę zrobić porządek w swojej głowie

hej Silky.
i tu bedzie pies pogrzebany Silky.W tym . Spelnialas pewna ROLE. Wypelnialas ja idealnie przez wiele lat. Teraz pewnie wiele lat bedzie trwalo by sie od tego uwolnic.Zrozumiec, ze nie musisz byc idealna, nie musisz spelniac CZYICHS oczekiwan.

Masz byc jaka jestes i to wystarczy.

496 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2014-01-10 11:14:36)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Teo napisał/a:

Kochana moja... Odpowiedz mi proszę na pytanie, ale tak szczerze, PO CO Ty chcesz to ratować?
...
Czemu, kiedy za każdym razem chce się wyprowadzać, Ty go zatrzymujesz?!

Tak sczerze to chyba się jednak boję takiej zmiany, rozwodu. Boję się jak będą wyglądały nasze kontakty po rozstaniu. To jest problem mojej osoby, do przepracowania z psychologiem - zawsze bałam się podejmowania niewygodnych decyzji, chciałam wszystkich wokół uszczęsliwić, myślieć za wsytkich i nawet wyprzedzać ich potrzeby i spełniać je by byli zadowolenia, być dobra dla wszystkich, siebie stawiając na ostatnim miejscu. Psycholog już to wyłapała. Może jak sie z tym uporam to będzie mi łatwiej. Rozmawialyśmy już odrobinę o moim dzieciństwie i spełnianiu oczekiwań rodziców - to ja byłam tą córeczką, którą się chwalono znajomym i nie mogłam mieć gorszysch stopni - zawsze ładna, mądra, dodatkowe zajęcia pozaszkolne i oczekiwanie, że taka właśnie będę cały czas... 
Teraz wciąż trudno mi myśleć przede wszystkim o sobie, o swoich potrzebach. Nie wychowano mnie w atmosferze pełnej akceptacji, na akceptację musiałam pracować. Myślę o Potato, o synu. Wiem, że syn mi nie podziękuje że byłam w związku który mi nie dawał szczęścia. Wiem, że dzieci rodziców rozwiedzionych ale szcześliwych nie mają żalu do rodziców o rozwód. Teoretycznie wiem, że rozwód to nie koniec świata, a czasem nawet początek! Ale szczerze to się boję takiej zmiany, tego że zostanę sama, boję się pytań synka o tatę.
Muszę zrobić porządek w swojej głowie


Teo napisał/a:

Nie rozumiem tego. Skoro on deklaruje miłość, to związek przetrwa i on sam się zacznie starać! Wiesz, dlaczego on tak ciagle mówi o wyprowadzce? Bo chce żebyś go zatrzymywała, ego sobie reperuje,

Cóż mogę napisać, wygląda na to, że masz rację.

Teo napisał/a:

Niech on się w końcu wyniesie! Pomieszkaj bez niego ze 3 miesiące, nabierz perspektywy wreszcie.

Wiem, że mogłoby to być dobrym rozwiązaniem - czasowa separacje. Z mojej strony. On twierdzi, że jak wyjdzie z tego domu to już nigdy tu nie wróci, że nie będzie czasowego rozstania. Albo rybki albo akwarium. Hmmm... jak chlopiec, obrazi się i pójdzie. Wczoraj wieczorem coś wisiało. Widzę, że jest mocno nie halo, ale nie robię nic. Tym razem nie zaczynam rozmów. Już wiem, że do niczego nie prowadzą. Jak on zacznie, proszę bardzo, niech powie co che powiedzieć.
Wczoraj wieczorem porosilam przyjaciółkę, by nie wyłączała telefonu na noc  bo mogę jej potrzebować. Wczoraj wieczorem miałam tumiwisizm. Wczoraj wieczorem byłam gotowa go nie zatrzymać. Jeszcze nie gotowa by wystawić walizki i samej to zaproponować, ale by go nie zatrzymywać

Jessssu, krotko to wszystko skomentuje, bo juz cierpliwosc trace - jak Ty jestes od niego silky uzalezniona. Przepraszam ale uczepilas sie zycia z nim jak rzep psiego ogona. I nadal i nadal nie rozumiesz, ze odejscie chocby na chwile to dla Ciebie nie kara a wybawienie. To jest niedorosniety gnojek, bawi sie Toba, nowa ladna zabawka - dlaczego na to pozwalasz? Na co TY czekasz? Wisi cos a Ty nic. On mowi, ze albo rybki albo akwarium - a Ty nic.On wraca jak chce, fochy stroi kiedy chce - a Ty nic. Bo Ty musisz sobie cos tam uswiadomic, przepracowac, pogadac z psychologiem, znalezs winy w SOBIE - kit i pic na wode.

Z jednym sie zgadzam - boisz sie samotnosci. Bo finanse masz ok, dom Ci zostanie (albo pol), rodzina Cie nie wyklnie (a jak tak to CO?), synek - masz moja gwarancje - lepiej ten rozwod przezyje niz Ty, koniec swiata tez nie nastapi. Wiesz co da Ci rozstanie z Potato - wolnosc. I odzyskanie pewnosci siebie oraz wlasnej wartosci w swoich oczach. On jest jak betonowy pancerz, ktory dzwigasz na sobie kazdego dnia, jak peknie i zrzucisz z siebie to poczujesz (choc w to teraz nie wierzysz) niesamowita lekkosc.

Ja tylko nadal nie wiem na co Ty czekasz, na co liczysz, czemu nie powiesz mu - to koniec, odejdz i daj mi zyc po mojemu. To by byla wreszcie meska decyzja i cos, co by nim wstrzasnelo. Bo on sie nie spodziewa zadnej sily w Tobie, mysli, ze to gra, jakies dziecinne przepychanki. Dasa sie, obraza, potem przytuli (dobry pan) i znow podasa. Smarkacz jakich malo spotkalam w swoim zyciu. I Ty z takim chcesz reszte zycia spedzic?

497

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

to prawda silky, to kurcze wszystko prawda

jedno musisz sobie uświadomić
ja do tego doszłam jak straciłam dziecko a potem zdradził mnie mąż

\żę nie ja jestem bogiem
nie ja podejmuje wszystkie decyzje zyciowe
nie dzieki mnie kręci się ziemia
mam mały, malutki kawałeczek- siebie
i jesli ten kawałek na coś oddziałowuję - TO NIE JEST STEROWALNE I STEROWANE - przeze mnie

nigdy nie wiesz, jaki naprawde wywierasz wpływ- bo to przechodzi przez innych, indywidualnych, niezależnych ludzi z włąsna wolą

dlatego to nie ty musisz w sobie przepracowywać jak się będziesz czuć, gdy nie uszczęśliwisz całego świata
ty masz po prostu sobie uświadomić - że absolutnie, w żadnych obszarze, w żadnym zakresie nie odpowiadasz za ten świat

uwolnij się od złego myslenia

ja tez jestem takim dzieckiem - nie stawiania poprzeczki córce, którą trzeba się chwalić i ma spełnić wymagania
ale dziecka, o którym rodzice zawsze mówili - TY? ty dasz sobie zawsze radę

wiesz co to oznacza??
że zawsze radę musisz sobie dawac.. to taki prikaz...


i ciezko sie było z tego uwolnić

wiesz, kiedy poczułam, że jestem już wolna?
byłam na nartach
to był osttani zjazd -taką bardzo zmrozoną, oblodzoną skarpą.. na sam dół

silky - ja dałabym radę -zawsze daję
napięte nogi, przyspieszony puls, malutkie momenty strachu jak nagle zjeżdzasz na lodzie i nie panujesz nad nartami

ale przeciez wiemy, jak sobie poradzić, jak potem złapać przyczepność

i wiesz co zrobiłam??
odwróciłam się (nie na pięcie, ale na nartach).. i powiedziałam
ja nie jadę tym lodowiskiem
nie muszę, nie chcę
wsiadam do kolejki i czekam na was na dole


rozumiesz silky - owszem, zawsze dajesz sobie rade
bo czemu nie?
ale nie musisz
możesz nie chciec, może ci się nie chciec
przyznac się przed samą sobą, że to zycie jest większe niż my.. że ten świat jest większy niż my.. że nie mamy sznureczków w ręku i możemy tylko, po proostru i aż..,. ZYĆ, ZYĆ pełnią kazdego dnia...
to ODWAGA


kiedys jeden psychoterapeuta powiedział mi..
ma PAni ogromne szczęscie, własnie skończyła pani trzydzieści sześc lat i uświadomiła sobie pani to, co większość ludzi wie od dziecka - że nie ma Pani wpływu na ten świat wkoło, rodzinę, choroby, kataklizmy....
\przez 36 lat była Pani szczęsliwym spontanicznym dzieckiem
teraz staje się pani dorosła....

już Pani rozumie
nie ma Pani wpływu na to, co się wydarzy
ale ma PANI wpływ na to, CO PANI Z TYM ZROBI

to się nazywa wolna wola
i to największy dar, jaki mamy

498

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Wiesz dlaczego podświadomie chcesz, żeby wyszło, że Kartofel ma jakąś lale na boku? Bo by to z Ciebie zdjęło "odpowiedzialność" za zakończenie związku. Dało "prawdziwy" powód i usprawiedliwienie. A tak, jak mu powiesz, że ma się wyprowadzić "bez powodu" to Ty będziesz "winna" i Ty w to wierzysz bezgranicznie. To przykre jest...
Nie chcesz wziąć życia we własne ręce, bo byłby to krok w dorosłość, tak jak pisała Endi.

499 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2014-01-10 12:03:15)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Wiesz dlaczego podświadomie chcesz, żeby wyszło, że Kartofel ma jakąś lale na boku? Bo by to z Ciebie zdjęło "odpowiedzialność" za zakończenie związku. Dało "prawdziwy" powód i usprawiedliwienie. A tak, jak mu powiesz, że ma się wyprowadzić "bez powodu" to Ty będziesz "winna" i Ty w to wierzysz bezgranicznie. To przykre jest...
Nie chcesz wziąć życia we własne ręce, bo byłby to krok w dorosłość, tak jak pisała Endi.

Na dzień dzisiejszy muszę Ci przyznać całkowitą rację :-(
Nie usprawiedliwiam się, chcę to zmienić, chcę dorosnąć!
Tylko, że na razie mam wciąż nowe guzy na głowie od tego walenia pod różnym kątem
Wierzę, że mi sie uda dorosnąć!!

500

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Teo napisał/a:

Wiesz dlaczego podświadomie chcesz, żeby wyszło, że Kartofel ma jakąś lale na boku? Bo by to z Ciebie zdjęło "odpowiedzialność" za zakończenie związku. Dało "prawdziwy" powód i usprawiedliwienie. A tak, jak mu powiesz, że ma się wyprowadzić "bez powodu" to Ty będziesz "winna" i Ty w to wierzysz bezgranicznie. To przykre jest...
Nie chcesz wziąć życia we własne ręce, bo byłby to krok w dorosłość, tak jak pisała Endi.

Na dzień dzisiejszy muszę Ci przyznać całkowitą rację :-(
Nie usprawiedliwiam się, chcę to zmienić, chcę dorosnąć!
Tylko, że na razie mam wciąż nowe guzy na głowie od tego walenia pod różnym kątem
Wierzę, że mi sie uda dorosnąć!!

silky, czy Ty potrafisz zadzwonic do meza i powiedziec - chcialabym abys wrocil dzis o tej i tej godzinie, bo chce  jechac z Toba na zakupy? A jak nie dzis (bo tak ad hoc to moze nie moc) to jutro - ustaw tak wizyty,zebysmy np. o 18-tej pojechali doXYZ sklepu.

Co on na to odpowie?

501

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:
silkytouch napisał/a:
Teo napisał/a:

Wiesz dlaczego podświadomie chcesz, żeby wyszło, że Kartofel ma jakąś lale na boku? Bo by to z Ciebie zdjęło "odpowiedzialność" za zakończenie związku. Dało "prawdziwy" powód i usprawiedliwienie. A tak, jak mu powiesz, że ma się wyprowadzić "bez powodu" to Ty będziesz "winna" i Ty w to wierzysz bezgranicznie. To przykre jest...
Nie chcesz wziąć życia we własne ręce, bo byłby to krok w dorosłość, tak jak pisała Endi.

Na dzień dzisiejszy muszę Ci przyznać całkowitą rację :-(
Nie usprawiedliwiam się, chcę to zmienić, chcę dorosnąć!
Tylko, że na razie mam wciąż nowe guzy na głowie od tego walenia pod różnym kątem
Wierzę, że mi sie uda dorosnąć!!

silky, czy Ty potrafisz zadzwonic do meza i powiedziec - chcialabym abys wrocil dzis o tej i tej godzinie, bo chce  jechac z Toba na zakupy? A jak nie dzis (bo tak ad hoc to moze nie moc) to jutro - ustaw tak wizyty,zebysmy np. o 18-tej pojechali doXYZ sklepu.

Co on na to odpowie?

To zależy ile będzie miał pracy. Jeżeli będzie chodziło o coś typu zakupy to jestem pewna, że powie że zrobimy je w weekend. W tygodniu ma dużo zabiegów (widziałam kalendarz). W chwili obecnej ma tak z pracą, że są na granicy ogarnięcia ilości pacjentów przez 2 lekarzy, ale jeszcze za mało by zatrudnić nowego lekarza. Często są dni, że latają we dwójkę na wysokości lamperii, a i dziewczynki asystentka i recepcjonistka mają co robić. W wyjątkowych sytuacjach zdarza się, że mają mniej pracy.
W tym tygodniu mial cały dzień wolny gdy sam potrzebował jechać z autem do innego miasta na serwis. Czyli jak chce to potafi.
Natomiast ja muszę mieć poważny powód by wyszedł z pracy. Teraz gdy ma lekarkę, którą może zostawić jest już łatwiej. Ale on żyje swoją pracą i nie portafi bez niej. Dla niego klienci są najważniejsi
Na pewno są ważniejsi niż zakupy z żoną. Zanosi nam się na wymianę samochodu dla mnie. Oczywiście sama sobie wybierałam, bo on nie ma czasu. Powiedział - wybierz co ci odpowiada, to ty będziesz tym jeździć.

Trochę faktów
Gdy braliśmy ślub - 2008 dopiero co otworzył lecznicę. Nie wziął wolnego na ten dzień! Niewiele brakowało, a by się spóźnił.
Podróży poślubnej nie było, a zdjęcia z fotografem były w niedzielę - bo w poniedziałek musiał już być w pracy
Gdy urodził sie nasz synek - 2009 - wciąż był sam w lecznicy - synek urodził się o 6:40 a tata o 10:00 był już w pracy. Nie zamknął lecznicy ani na godzinę z tego powodu. PRzyjeżdzał do nas na chwilę rano i wieczorem do szpitala

Jeśli sam uważa, że powinien wyjść z pracy to wychodzi.

502

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky...
Wiem z autopsji jaki to strach...te zmiany, rozstanie. Wpadłam w panikę...bo jak to będzie? Jak to córka przyjmie, strach przed nieznanym...czy dam sobie radę, kto mi pomoże w tym czy w tamtym?

Kochana..Ty sobie doskonale dasz radę....i organizacyjnie i finansowo, bo w końcu całą domową logistykę i tak ogarniasz sama...

I uwierz mi...poczujesz ulgę, bo wreszcie będziesz wiedziała na czym stoisz.
Zycie emocjami i nastrojami męzusia wykończyło mnie...święty spokój był bezcenny...choć okupiony bólem i łzami.

503

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dziękuję

Powiedzcie mi proszę jak to jest z tymi decyzjami. Bo niby wiem, że pancerz, że wolność. Ale jak być samemu pewnej tej decyzji, którą się chce podjąć. Bo nie jestem pewna. Niby chcę, ale nie chcę. Bo to co jest to znam i wiem jak jest. A to, co mnie ewentualnie czeka - tego nie znam. Wiem, nigdy nie będę wiedziała czy będzie lepiej dopóki nie spróbuję. Zawsze jak coś robię to staram sie do tego przygotować maksymalnie dobrze, nigdy nie lubię robić czegoś czego nie jestem pewna. I teraz właśnie jest taki moment - nie jestem pewna
Czy Wy byłyście pewne swoich decyzji i wyborów? Szukowałyście w głowie scenariusz? Czy to był impuls? Mussu - u Ciebie przełomowy był zjazd na nartach. Moja przyjaciółka też wspominała o pewnych sytuacjach, które w jakiś taki symboliczny sposób zmiły nastawienie i pozwoliły na podjęcie decyzji. A u mnie jest tak ogólnie byle jak i nie jestem pewna czy dobrze zrobię wykonując ten skok na głęboką wodę
Czy nie ma pewności? Przychodzi ona dopiero po czasie, jak już się wyląduje na 4 łapach?

504

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Dziękuję

Powiedzcie mi proszę jak to jest z tymi decyzjami. Bo niby wiem, że pancerz, że wolność. Ale jak być samemu pewnej tej decyzji, którą się chce podjąć. Bo nie jestem pewna. Niby chcę, ale nie chcę. Bo to co jest to znam i wiem jak jest. A to, co mnie ewentualnie czeka - tego nie znam. Wiem, nigdy nie będę wiedziała czy będzie lepiej dopóki nie spróbuję. Zawsze jak coś robię to staram sie do tego przygotować maksymalnie dobrze, nigdy nie lubię robić czegoś czego nie jestem pewna. I teraz właśnie jest taki moment - nie jestem pewna
Czy Wy byłyście pewne swoich decyzji i wyborów? Szukowałyście w głowie scenariusz? Czy to był impuls? Mussu - u Ciebie przełomowy był zjazd na nartach. Moja przyjaciółka też wspominała o pewnych sytuacjach, które w jakiś taki symboliczny sposób zmiły nastawienie i pozwoliły na podjęcie decyzji. A u mnie jest tak ogólnie byle jak i nie jestem pewna czy dobrze zrobię wykonując ten skok na głęboką wodę
Czy nie ma pewności? Przychodzi ona dopiero po czasie, jak już się wyląduje na 4 łapach?

czekaj czekaj, na nartach to Endi chciala sie zabijac:) Ja na lodzie jedynie lyzwy zakladam:) Ja sie rodzicom zbuntowalam na 16-tych urodzinach kolezanki z podstawowki, poznalam zlego chlopaka i on mnie z rodzicielskich kajdan uwolnil:)) Z panienki w plisowanej spodniczce stalam sie ognista punkowa z zyletami w uszach i petem w zebach, doslownie;) ale tylko na pol roku:)) jak w Rancho;)

Silky, nie bylam pewna na 100% ale bylo na tyle zle (mowie o rozwodzie) w ostatnich dniach, ze przy byle pretekscie czara sie przelala i powiedzialam koniec. I nie zalowalam, wiedzialam, ze nie moze byc juz gorzej niz jest. Ze co niby, ze mi kasy zabraknie? Na oszczednosci sie przygotowalam, ze bede musiala dom zmienic? Trudno, czlowiek nie piec, da sie ruszyc. Ze sama zostane? Przeciez i tak poniekad bylam sama, tylko zaobraczkowana i nietykalna. Zrobilam sobie taka wizje wprzod - jak to bedzie za lat 10, 20 - ja i on starszawi, stetryczali, bez usmiechow, bez energii, bez rozmow, bez czulosci - i pomyslalam, ze rownie dobrze moge sobie juz teraz mogile kopac, bo wiele moje zycie przedi po zgonie roznic sie nie bedzie.

Rodzinie nie mowilam, nasluchalabym sie o swojej glupocie, braku odpowiedzialnosci, rozbitej rodzinie, biednych dzieciach, mojej niewatpliwie samotnosci do konca zycia, klopotach finansowych na granicy smierci glodowej itp. O wstydzie przed rodzina i ludzmi nie wspominajac.

Moje zycie = moje decyzje. Swiadome choc czesto kontrowersyjne dla innych. Ale to ja zyje za siebie, nie oni. I nie ja dla nich.

Jak sie los potoczyl po rozstaniu to sama wiesz, lepiej nie moglam sobie wymarzyc. Za 3 miesiace 4 rocznica i jest wspaniale. Czego i Tobie silky zycze.

505

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

czekaj czekaj, na nartach to Endi chciala sie zabijac:) Ja na lodzie jedynie lyzwy zakladam:) .

Wybaczcie, robię kilka rzeczy jednocześnie - i pracuję i piszę z Wami i jeszcze mi mąż sms przysłał (odpowiedziałam)

Mussuka napisał/a:

Ja sie rodzicom zbuntowalam na 16-tych urodzinach kolezanki z podstawowki, poznalam zlego chlopaka i on mnie z rodzicielskich kajdan uwolnil:)) Z panienki w plisowanej spodniczce stalam sie ognista punkowa z zyletami w uszach i petem w zebach, doslownie;) ale tylko na pol roku:)) jak w Rancho;) .

Oj, dużo nas łączy ;-)
Ja miałam wygolone boki, włosy pomalowane na fioletowo -  różowo i sztruksy na agrafki (o zgrozo!!! Kto obcina nogawki w białych levisach by je pofarbować - jedną na czerwono, drugą na zielono i pryczepić agrafkami zpowrotem!!), włóczyłam się ze znajomymi i rozklejałam naklejki z A. Później był etap na Kaliber 44, Prodigy, później Nick Cave. Raz okłamałam poważnie rodziców - powiedziałam, że jadę do koleżanki a pojechałam sama na imprezę. Nie wróciłam na noc. Nocowałam u znajomego. Jaki scenariusz - możecie się domyślić. Nie rozmawialiśmy już nigdy więcej, miałam 16 lat.
Wyleczyłam sie z tego (buntu młodzieńczego i stwarzania samemu sobie zagrożenia) na Woodstoku. Zobaczyłam dzieciaki z woreczkami z klejem, śpiące w kontenerach na śmieci - sex, drugs and rock and roll zadziałały na mnie jak kubeł zimnej wody. Druga połowa liceum - bawiłam się, a jakże ale z umiarem, z instynktem samozachowawczym, tak by mieć i fajną zabawę i nieczepiających się rodziców.
Ale fazę buntu przeszłam, buntowałam się. Ale cały czas, pomimo wybryków, wagarów, imprez miałam dobre stopnie - trochę dla siebie bo chciałam iść na studia, a trochę dla świętego spokoju!

Mussuka napisał/a:

Zrobilam sobie taka wizje wprzod - jak to bedzie za lat 10, 20 - ja i on starszawi, stetryczali, bez usmiechow, bez energii, bez rozmow, bez czulosci - i pomyslalam, ze rownie dobrze moge sobie juz teraz mogile kopac, bo wiele moje zycie przedi po zgonie roznic sie nie bedzie.

Też mam taką wizję. Jeszcze mam w sobie dużo energii, uśmiechu, radości z życia i nie chcę tego stracić

Mussuka napisał/a:

Rodzinie nie mowilam, nasluchalabym sie o swojej glupocie, braku odpowiedzialnosci, rozbitej rodzinie, biednych dzieciach, mojej niewatpliwie samotnosci do konca zycia, klopotach finansowych na granicy smierci glodowej itp. O wstydzie przed rodzina i ludzmi nie wspominajac.

Moja mama wie co się dzieje, mówiłam jej o możliwym rozejściu się. Mówi, może nie, że szkoda, ale mam w niej wsparcie. Nie neguje. Przytula. Pewnie tego nie chce, ale nie narzuca swojego myślenia. Wiem, że będzie ze mną cokolwiek nie zrobię

Mussuka napisał/a:

Jak sie los potoczyl po rozstaniu to sama wiesz, lepiej nie moglam sobie wymarzyc. Za 3 miesiace 4 rocznica i jest wspaniale. Czego i Tobie silky zycze.

Nie dziękuję ;-)

506

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky... no i gdzie się podziała zbuntowana Punkówa?? Wow, RAZ powiedziałaś rodzicom, że idziesz do koleżanki, a potem na imprezie wylądowałaś. Zawiodłaś ich i poczułaś ten zawód więc się z buntu wyleczyłaś. To samo jest z Kartoflem - zbuntowałaś się raz - powiedziałaś, co Ci nie pasuje, a on strzelił focha i się wyprowadza. Zawiodłaś go. Jak mogłaś mu to zrobić?! I teraz pokutujesz, teraz jesteś "wyleczona z buntu".

Żadnej decyzji NIGDY nie będziesz pewna w 100 %, ale podjędzie działania choćby złego, jest dużo lepsze niż nicnierobienie.

Wiesz jaką ja mam Twoją czarną wizję? Ty przepracujesz to wszystko, dojrzejesz w końcu, stwierdzisz, że koniec i dość, ale będziesz wtedy miała 40, a może więcej lat. Wpadniesz w wir odchodzenia i rozwodów, a gdy to się w końcu skończy i usiądziesz jako wolna kobieta zauważysz, że straciłaś 10 lat ze swojego życia na "dojrzewanie".
TERAZ jesteś młoda, TERAZ możesz wszystko! Dlatego Ci tak "trujemy", bo masz czas, ale go nie masz! Nikt za Ciebie decyzji nie podejmie. Przestań się przejmować swoim "buntem". Nie przeglądaj się w oczach innych! Bo, tak naprawdę, to Twoje życie i Ty je przeżywasz i na końcu i tak zostaniesz sama, jak każdy z nas. I wtedy spojrzysz w lustro i zobaczysz ogromne, pełne cierpienia rozczarowanie - Twoje własne, Twoją własną osobą. Tego chcesz?

507

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Silky... no i gdzie się podziała zbuntowana Punkówa?? Wow, RAZ powiedziałaś rodzicom, że idziesz do koleżanki, a potem na imprezie wylądowałaś. Zawiodłaś ich i poczułaś ten zawód więc się z buntu wyleczyłaś.

Nie, buntowałam się dalej (ale fakt, zawsze nie do końca, tak dyplomatycznie, by nie przeginać by mieć jednak poprawne kontakty z rodzicami)
z punkowania wyleczyłam się sama jakiś chyba rok później, na woodstocku - sama stwierdziłam, że to nie dla mnie
Sama podjęłam decyzję o zmianie liceum - pod wpływem rodziców poszłam do szanowanego (zramolałego) liceum w moim mieście. Chciałam się bawić, nie tylko uczyć! Moja przyjaciółka poszła do drugiego szanowanego (nowoczesnego, z eksperymentalnym systemem kształcenia). Nie chciałam być grzeczną dziewczynką z tradycyjnego liceum, powiedziałam mamie - zmieniam szkołę, ta druga jest lepsza, da mi więcej możliwości.
Mama mi pomogła z papierami, nie oponowała

Także, czasem mi się udawało podejmować samodzielne decyzje! Pan mąż mi chyba podciął skrzydła, które powoli wyrastały z moich ramion. Zakochałam się i zmieniłam postrzeganie swoich wartości, siebie. Sama postawiłam go przed sobą na liscie oczekujących na spełniania oczekiwań

Co jeszcze zrobiłam sama, czego nie popierali inni? Na 2 roku studiów wzięłam pierwszy w życu kredyt (debet do konta 2 500zł) i KUPIŁAM SOBIE PSA!
Tak, to była moja własna decyzja, wszyscy mi odradzali! Nikt nie traktował tego poważnie. Ale ja chciałam i potrafiłam pojechać pociągiem do Warszawy po szczeniaczka, za ogromną jak dla mnie wówczas sumę 2 500 zł (2001rok).


Teo napisał/a:

Wiesz jaką ja mam Twoją czarną wizję? Ty przepracujesz to wszystko, dojrzejesz w końcu, stwierdzisz, że koniec i dość, ale będziesz wtedy miała 40, a może więcej lat. Wpadniesz w wir odchodzenia i rozwodów, a gdy to się w końcu skończy i usiądziesz jako wolna kobieta zauważysz, że straciłaś 10 lat ze swojego życia na "dojrzewanie".
TERAZ jesteś młoda, TERAZ możesz wszystko! Dlatego Ci tak "trujemy", bo masz czas, ale go nie masz! Nikt za Ciebie decyzji nie podejmie. Przestań się przejmować swoim "buntem". Nie przeglądaj się w oczach innych! Bo, tak naprawdę, to Twoje życie i Ty je przeżywasz i na końcu i tak zostaniesz sama, jak każdy z nas. I wtedy spojrzysz w lustro i zobaczysz ogromne, pełne cierpienia rozczarowanie - Twoje własne, Twoją własną osobą. Tego chcesz?

Przyjaciółka mi na to nie pozwoli!
TY czytasz to, wiem. I wiem, że mi nie pozwolisz na taki błąd :-)

Wiem, to moje życie, moje decyzje! I moje konsekwencje! Muszę SAMA!

508

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Teo napisał/a:

Wiesz jaką ja mam Twoją czarną wizję? Ty przepracujesz to wszystko, dojrzejesz w końcu, stwierdzisz, że koniec i dość, ale będziesz wtedy miała 40, a może więcej lat. Wpadniesz w wir odchodzenia i rozwodów, a gdy to się w końcu skończy i usiądziesz jako wolna kobieta zauważysz, że straciłaś 10 lat ze swojego życia na "dojrzewanie".
TERAZ jesteś młoda, TERAZ możesz wszystko! Dlatego Ci tak "trujemy", bo masz czas, ale go nie masz! Nikt za Ciebie decyzji nie podejmie. Przestań się przejmować swoim "buntem". Nie przeglądaj się w oczach innych! Bo, tak naprawdę, to Twoje życie i Ty je przeżywasz i na końcu i tak zostaniesz sama, jak każdy z nas. I wtedy spojrzysz w lustro i zobaczysz ogromne, pełne cierpienia rozczarowanie - Twoje własne, Twoją własną osobą. Tego chcesz?

Przyjaciółka mi na to nie pozwoli!
TY czytasz to, wiem. I wiem, że mi nie pozwolisz na taki błąd :-)

Wiem, to moje życie, moje decyzje! I moje konsekwencje! Muszę SAMA!

Widzisz, kolejny błąd. Znowy opierasz na kimś swoje zycie. "Przyjaciółka Ci nie pozwoli", "my Ci nie pozwolimy". Źle. Przyjaciółce nagle się plany zmienią, może wyjechać, nagle może będzie potrzebować zająć się SWOIM życiem. To samo my - ja mogę z dnia na dzień rzucić forum, Mussu dostanie nawału pracy itp, itd. Nie możesz się opierać wciaż na kimś!

A! No i Ty nic nie musisz, zapamiętaj to sobie. Układaj i postanawiaj sobie co chcesz. Nie musisz od niego odchodzić, nie musisz być szczęśliwa, nie musi Ci być super. Nie musisz się przejmować i nie musisz się nie przejmować.

509

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Widzisz, kolejny błąd. Znowy opierasz na kimś swoje zycie. "Przyjaciółka Ci nie pozwoli", "my Ci nie pozwolimy". .

To było z uśmiechem, poniżej napisałam "Wiem, to moje życie, moje decyzje! I moje konsekwencje! Muszę SAMA"

Teo napisał/a:

A! No i Ty nic nie musisz, zapamiętaj to sobie. Układaj i postanawiaj sobie co chcesz. Nie musisz od niego odchodzić, nie musisz być szczęśliwa, nie musi Ci być super. Nie musisz się przejmować i nie musisz się nie przejmować.

Muszę w sensie chcę być szczęśliwa! 

Mam mętlik w głowie.
Mam ochotę i zabieram młodego dziś na lody - już się umówiliśmy wczoraj :-)

510

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky - nic nie musisz
tym bardziej nic nie musisz sama
tu juz jest błąd
coś nie gra, a ty zakłądasz, że ty MUSISZ to zrobić/rozwiązać/zmienić

nie silky ty możesz to przyjąć, albo i nie
i to wszystko

NIE TY DECYDUJESZ
to jest twoja syzyfowa praca.
założenie, że jak ty się postarasz.. to ty zmienisz meża, to ty zmienisz wasze życie

nie kochana....
ty zrobiłas juz DOKŁADNIE wszystko, co mogłaś - wyraziłaś swoje potrzeby, nauczyłas się je okreslać i wiesz, co ty masz do zaoferowania

reszta należy od jego DECYZJI - co on z tym zrobi

nie zależy to od ciebie
naprawdę, naprawde NIE MASZ na to żadnego wpływu

511

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

silky - nic nie musisz
tym bardziej nic nie musisz sama
tu juz jest błąd
coś nie gra, a ty zakłądasz, że ty MUSISZ to zrobić/rozwiązać/zmienić

nie silky ty możesz to przyjąć, albo i nie
i to wszystko

NIE TY DECYDUJESZ
to jest twoja syzyfowa praca.
założenie, że jak ty się postarasz.. to ty zmienisz meża, to ty zmienisz wasze życie

nie kochana....
ty zrobiłas juz DOKŁADNIE wszystko, co mogłaś - wyraziłaś swoje potrzeby, nauczyłas się je okreslać i wiesz, co ty masz do zaoferowania

reszta należy od jego DECYZJI - co on z tym zrobi

nie zależy to od ciebie
naprawdę, naprawde NIE MASZ na to żadnego wpływu

Zaczyna do mnie to docierać!
Sama sobie zrobiłam takie zaległości emocjonalne, zaległości w myśleniu sama o sobie, sama pozwoliłam by było tak jak było
I sama muszę wiedzieć, czy mi pasuje życie u boku takiego faceta czy nie
Ode mnie zależy czy zostanę czy nie
Od niego zależy czy zostanie czy nie

Tak? O to chodzi? Tak mi sie wydaje ;-)

512 Ostatnio edytowany przez pomaranczowa 1 (2014-01-10 17:01:24)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

ja mysle Siky , ze Endi chce Ci powiedziec: nie wszystko zalezy od nas. nie na wszystko mamy wplyw, odpusc troche, nie napinaj sie tak wewnetrznie:-)
nie jestes TYTANEM nie masz mocy naprawiania wszystkich i wszystkiego/ nie musisz miec ciagle konroli nad wszystkim i planu
:-))

cos w ten desen.

ja np leze teraz ! na lozku, laptop mam i ksiazke otwarta. Mitting mialam zwolywac. Papiery jakies leza.

Ale cieknie z nosa. wiec leglam :-))

daj tez sobie czasami na Leerlauf (tu sie mowi ) to chyba bedzie "na  luz "

513 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2014-01-10 17:06:45)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dobra Dziewczęta, zmykam na razie i DZIĘKUJĘ
Jadę po młodego i lecimy na LODYYYYY!!!!! Sobie też wezmę, a co!

514

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Dobra Dziewczęta, zmykam na razie i DZIĘKUJĘ
Jadę po młodego i lecimy na LODYYYYY!!!!! Sobie też wezmę, a co!

wez sobie twoja ulubiona (podwojna porcje ) i rozkoszuj sie chwila !
:-))i nie mysl przez te godzine  albo ile tam :-)))

515

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
pomaranczowa 1 napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Dobra Dziewczęta, zmykam na razie i DZIĘKUJĘ
Jadę po młodego i lecimy na LODYYYYY!!!!! Sobie też wezmę, a co!

wez sobie twoja ulubiona (podwojna porcje ) i rozkoszuj sie chwila !
:-))i nie mysl przez te godzine  albo ile tam :-)))

Tak, moje ulubione lody to te podwójne, największe :-)

Czuję się dziś zmęczona - odwaliłam kawał pracy w pracy i jeszcze z Wami :-)
czuję się spełniona i jadę się relaksować

Udanego popołudnia i weekendu

516

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
pomaranczowa 1 napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Dobra Dziewczęta, zmykam na razie i DZIĘKUJĘ
Jadę po młodego i lecimy na LODYYYYY!!!!! Sobie też wezmę, a co!

wez sobie twoja ulubiona (podwojna porcje ) i rozkoszuj sie chwila !
:-))i nie mysl przez te godzine  albo ile tam :-)))

Tak, moje ulubione lody to te podwójne, największe :-)

Czuję się dziś zmęczona - odwaliłam kawał pracy w pracy i jeszcze z Wami :-)
czuję się spełniona i jadę się relaksować

Udanego popołudnia i weekendu

Pa Silky !
I wierz w siebie !
:-)))

:-)

517

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

tak silky - masz do dyspozycji mały wycinek szczęscia, który musi byc umiejscowiony w tobie
taki, jak czujesz np. na lodach z synem

a cała reszta - to nie twoje zabawki

jesli w relacji ze swoim mężem czujesz się bezwartościowa, bezradna, manipulowana - TO TAK WŁASNIE JEST
to nie jest kwestia zmiany interpretacji czy kwalifikacji czynó
to to, co czujesz

518

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Moj dawny przyjaciel powiedzial kiedys, ze milosc jest jak budowanie mostu nad rzeka. Kazda ze stron zaczyna z przeciwnego brzegu i powinni sie spotkac posrodu. Ktoras ze stron moze budowac wolniej, ale kazda MUSI budowac swoja czesc. W przeciwnym razie most predzej czy pozniej sie zawali... Zastanow sie Silky, czy Twoj maz buduje swoja polowke mostu?

Wiesz, ostatnie dwa miesiace nauczyly mnie, ze zzycie jest zbyt krotkie i kruche, zeby marnowac je na strach.  Nie boj sie zmiany tylko dlatego, ze niesie ze soba cos nieznanego. Bo, tak jak napisala Teo, obudzisz sie za 10, a moze 20 lat; swiadoma swoich bledow i bardzo nieszczesliwa. Czerp z tych drobnych radosci ktore masz pelnymi garsciami i nie pozwol, zeby ktokolwiek zatrul ci je swoimi humorami, a jesli bedzie probowal, to kopnij go w 4 litery smile To jest TWOJ czas i tylko od ciebie zalezy jak go wykorzystasz smile

519

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

nie jestem pewna, czy moge Ci doradzac, bo sama sobie jeszcze nie do konca poradzilam.
Wiem tylko z autopsji (o tym zreszta juz pisaly i Endi i Teo i inne) ze nawet gdybys wszystko robila perfekcyjnie albo nawet jeszcze lepiej, wygladala najpiekniej, spelniala kazde jego oczekiwania jeszcze zanim wypowie zyczenie, i tak moglby Cie nie chciec, bo to nie o to chodzi. Nie tedy droga.
Zgadzam sie, ze trzeba odpuscic - ale odpuscic tak na prawde. A nie tak, ze w srodku bedzie Ci sie serce kroic, bo bedziesz odpuszczac i jednoczesnie smucic sie tym, co widzisz.
Zycze Ci, zebys nie utknela w miejscu, w ktorym teraz jestes zbyt dlugo.

Ps. moje ulubione lody to sorbet cytrynowy, strasznie mi sie zachcialo zjesc lody :-)

520 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2014-01-14 09:50:45)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witajcie
Witaj Casjopea, przesyłam dla Ciebie specjalne uściski!!! Dziękuję, że się pojawiłaś i cieszę się że jesteś z nami!!

Weekend był ciężki. Po raz kolejny zmieniam kąt nachylenia główki w walce z murem. Nie będę opisywać całości zdarzeń. W każdym razie w nocy z piątku na sobotę znów cieżkie rozmowy, do 5 rano. Pierwszy raz nie zatrzymywalam go gdy mówił o wyprowadzce. Nie uniósł jednak wagi swojej decyzji, bo nic nie zrobił. Byłam obojętna. Zranił mnie słowami, czułam że podeptał moją seksualność... Sobota dzień - mijaliśmy się. Niedziela - tak zorganiowałam dzień by nie być w domu, by synek nie widział napięcia. Byłam obojętna. Ale nie mogłam patrzeć jak momentami bawi się z synkiem by za chwilę go olać (bo zmęczony i się nie wyspał przecież).
W nocy z soboty na niedzielę nie mogłam spać. On wrócił z pracy i niedługo potem położył się i zasnął. Spał do wieczora. Ja w dzień byłam bardzo zmęczona, oczy mi się zamykały, ale uśmieachałam się i bawiłam z synkiem. O 21 miałam max, wysłałam synka na dół by sprawdził czy tatuś śpi, a jeśli nie to by zostali razem. Zostali, a ja starałam się zasnąć. Zasnęłam dopiero o 23, a obudziłam się po 1. Nie mogłam spać do 4. Trochę leżałam obok niego, później poszłam na kanapę. Leżałam obok i myślałam tylko o tym by mnie nie dotknął - NIE MIAŁAM na to ochoty. Pierwszy raz w życiu nie chciałam by mnie dotykał, przytulał, całował...
W niedzielę wieczorem znów zaczął rozmowy. Skończyło się na tym, że spróbujemy jeszcze. Jeszcze raz zmieniłam kąt nachylenia główki i poczekam aż mnie mur walnie - już mi się nie chce walić samemu. Zaczął całować, dotykać - powiedzialam STOP, nie chcę, nie potrafię. Zraniłeś mnie słowami i potrzebuję czasu!

Podsumowując wszystkie nasze rozmowy:
- odunęłam się od niego latem, poczuł się odrzucony (tak, przyznaję, miałam mnóstwo myśli, wątpliwości, wsiąkłam w forum, w książki, nie zwracałam na niego większej uwagi)
- zmieniłam się, nie jestem już tą samą osobą (tak, ale uważam, że po prostu dorastam emocjonalnie, staję sie bardzieś świadoma siebie, swoich emocji, pewna siebie)
- powiedziałam mu, że mnie dominował (tak, powiedziałam tak bo tak czułam i czasem wciaż tak czuję i mówię od razu)
- nie może się pogodzić z tym, że mnie dominował i że się bałam jego reakcji - przecież mnie kocha i nigdy tego nie chciał, więc jakim cudem ja tak to czułam? On tego nie rozumie i uważa, że to jest nienormalne
- powiedziałam mu, że go nie kocham (powiedziałam, że mam wątpliwości, w listopadzie, że nie kocham tego zimnego faceta, któy jest teraz, że tak nie chcę)
- on nie wierzy w to, że ja go kocham
- on nie rozumie dlaczego moje potrzeby seksualne się zmieniły (było różnie, lepiej, gorzej, kiedyś mi się nie chciało, później było ok; a teraz chcę dużo i inaczej, jestem otwarta)
- moje słowa, że schudłam, pierwszy raz w życiu akceptuję się całkowicie, czuję się piękna, mądra itd nie docierają do niego - to jest nienormalne  - kiedyś by go to cieszyło, że chcę sexu, teraz uważa że to nienoramalne!
- JA ZABRAŁAM mu WSZYSTKO CO NAJCENNIEJSZE przez swoje w/w działania
- on czuje sie przez to na 70 lat, że swoje już w życiu przeżył, nic go nie czeka, nic go nie cieszy, nic nie ma sensu, na nic nie ma ochoty, nic nie chce, nic nie oczekuje
- nie ufa mi, nie wierzy, nie rozumie!!!

Ja jestem winna całemu złu! A do tego zachowuję się jakby ktoś mną manipulował (w domyśle psycholog, forum, książki, koleżanki?)

W każdym razie jeszcze spróbuję... choć to już chyba tylko kwestia czasu... Mam wrażenie, że byłby szczęśliwy gdybym przytyła, wskoczyłą w jeansy i swetr, zamknęła się w domu i grzecznie czekała z kapciami w zębach na męża...
Nie zawrócę!
Poczekam jeszcze na rozwój wydarzeń... Uśmiecham się do siebie! Bo moje życie jest kolorowe! Bo ja chcę żyć i nie dam się zdusić!
Nie ważne co on zrobi - JA JESTEM i BĘDĘ z uśmiechem patrzeć w przyszłość! Bo życie przede mną!

Posty [ 456 do 520 z 569 ]

Strony Poprzednia 1 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024