miłość? szczęście? kompromis? gubię się... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 326 do 390 z 569 ]

326

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, ciesz się chwilą. Należy Ci się.

Jeśli jego zachowanie faktycznie wynikało ze zmęczenia, to jest dobry punkt odniesienia. Teraz możesz mu powiedzieć, że chyba czas nieco tryb życia zmienić, bo jego zmęczenie wpływa na Wasz związek. Niech przestanie być męczennikiem z wyboru tylko zacznie myśleć o swojej rodzinie.

Całuski, Alleluja i do przodu! smile

Zobacz podobne tematy :

327

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Bezpiecznej podrozy, zabierzcie ze soba fajne wspomnienia, troche slonca i szczescia smile

328

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Jestem w domu
Nastroje ok

Jak to możliwe, że czasem jest tak fajnie (jak teraz na przykład), że mówi że kocha, że tylko ja się liczę, że zaczynam to czuć... a innym razem taki zimny, zły i niedostępny mówi, że jak chcę to on się może wyprowadzić, że mogę złożyć papiery rozwodowe...
dwa, zupełnie różne oblicza jednego człowieka...
namieszane mam w głowie...
trzymam się tego, co jest teraz...
do następnego razu...

329

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

podobnie jak poprzednio, zacznę od tego, że ciągle czytam Twoją historię i ciągle Ci kibicuję i ... ciągle nie podzielam większości wyrażanych tu opinii. Nie widzę w tym, co opisujesz męża-tyrana czy męża-terrorysty, który nie może się pogodzić z tym, że się zmieniłaś i jest jak dziecko, któremu zabawka wymyka się z rąk. I miałam Ci to napisać wcześniej, ale ponieważ większość udzielających się tu osób ma jednak inne zdanie, postanowiłam milczeć, także dlatego, że uznałam, iż może jednak jestem zaślepiona swoim poglądem, a Tobie dzieje się krzywda, której po prostu ja nie widzę.

Z mojej perspektywy Twój mąż ma najdalej jeden problem i jest nim pracoholizm. Piszesz tu o facecie, który spędza w pracy większą część nie tylko dnia, ale każdego tygodnia. O kimś, kto pewnie czuje się za tę pracę odpowiedzialny i całkiem nią żyje. Żyje nią tak dalece, że możliwe, że stracił zupełnie poczucie miary w tym co robi. Możliwe, że zdarza mu się potraktować Cię jak podwładną i oczekiwać, że wykonasz jego polecenie (każdemu się to zdarza, przynajmniej i mi i mojemu mężowi). Możliwe, że ma poczucie, ponieważ nie spędzasz jak on całych dni w pracy, że masz dużo wolnego czasu, więc możesz jakieś rzeczy zrobić szybciej. Możliwe, że jest po prostu bardzo zmęczony. Bo opisujesz tu faceta wykończonego pracą i napiętego jak strunę. Takiej osobie nie wystarczy, że spędzi pół dnia wolnego w domu, żeby przestała być np. nerwowa. Ty masz czas w ciągu dnia na kosmetyczki, fryzejerów, fitnes, choć wiem, że pracujesz i zajmujesz się dzieckiem, ale zadaj sobie pytanie, cze ze swojego tygodnia pracy, Twój mąż mógłby wygospodarować na takie rzeczy tyle czasu ile Ty? I zabrałaś tego zmęczonego gościa na wakacje, którym on, jak każdy pracoholik się opierał, i  odkrywasz, że są w nim ciągle pokłady tego, kogo pokochałaś. Jak dla mnie nie ma w tym absolutnie nic dziwnego. Używasz w dyskusjach z mężem - w tych, które tu opisujesz - argumentów z jego punktu widzenia pewnie atakujących. Że się zmieniłaś, że już nie będzie jak dawniej, itd. A może powinnaś przez chwilę nie prowadzić rozmowy na tak wysokim poziomie abstrakcji, skoro wiesz, że jest on drażliwy, ale zamiast wykladać o swojej przemianie i zmianę oczekiwań (a to brzmi jak próba podkopania fundamentu związku i jak dla mnie od razu negatywnie ustala rozmowę) zaczeła od małych rzeczy? Jak Ci przeszkadza bałagan w kuchni, to powiedz o bałaganie, a nie o swoim nowym ja. To może budzić mniejszy sprzeciw.

To jego mowienie, że on się może wyprowadzić i możesz złożyć papiery rozwodowe itd, to pewnie wynik niezrozumienia. O tym też już Ci wcześniej pisałam. Sądzę, że on może kompletnie nie wiedzieć o co Ci chodzi. I pomyśl o tym tak: wracasz zmęczona z pracy, padasz na przyslowiowy pysk, masz poczucie, że dla swojej rodziny robisz to wszystko, a słyszysz tylko, że robisz to źle, że jesteś nieczuły, zły itd. Mi też by się nie chciało dyskutować, powiedziałabym: To się rozwiedź i poszłabym spać.

I mam jeszcze jedną kwestię, o niej też wspominałam. Seks ma w Twojej relacji z mężem bardzo dziwne miejsce. Wydaje się być dla Ciebie po prostu wazniejszy niż dla niego. Traktujesz go trochę jak rodzaj barometru tego związku. To, co Ty odbierasz, jako karanie brakiem seksu itd może być banalnym mechanizmem - Twój mąż nie ma ochoty na seks, bo się posprzeczaliście. To nie kara, ani nie szantaż. Nie. Po prostu brak ochoty i tyle. Wolisz naprawdę, żeby był jak maszynka, która choćby sie świat walił, odbywała z Tobą stosunek, bo w ten sposób Ty sprawdzasz czy ciągle Cię kocha i czy jest między Wami bliskość? Ta sytuacja, którą opisałaś po powrocie z długiego wyjazdu, że wtedy mąż Ci odmówił. Wtedy koleżanki Ci t przytakiwały, że jak Ty się ubierzesz w seksowną bieliznę, to on powinien stawać na wysokości zadania itd. Nie wiem. Ja tak nie widzę świata. Czasem się nie ma ochoty. Tak po prostu. Jest się zmęczonym po pracy właśnie, albo zwyczajnie się nie ma nastroju. Wtedy żadna bielizna na to nie pomaga. Może zamiast wskakiwać w bieliznę, warto najpierw się zorientować czy przypadkiem nie próbuje się w ten sposób czegoś wymusić. Miałam kiedyś kolegę, który był w podobnej relacji, jak sądzę. Jego żona robiła tak: wyczuwała, że on wracał w kiepskim humorze  z pracy, wtedy nabierała ochoty na seks, przebirała się w seksowne stroje, on na ten seks ochoty nie miał, więc nie robili tego, po czym ona popadała w przekonanie, że on jej już nie kocha, że ich związek się wypalił, itp. Tymczasem on był po prostu zmęczony i pozbawiony ochoty.

Ten wyjazd, który mieliście i którego osobiście strasznie Ci zazdroszczę powinien, moim zdaniem, pokazać Ci, że to nie Ty masz problem z mężem, ani nie mąż z Tobą, ale, że Twój mąż ma problem z pracą i nieumiejętnoścą szybkiego regenerowania się. Jak sama widzisz, po tym jak się go wyrwie ze środowiska pracy, odkrywasz nagle, że ciągle Cię kocha, że jesteś dla niego najważniejsza i że mozecie się kochać co noc. Następnym razem, gdy czegoś nie zrobi tak, jak będziesz oczekiwała, gdy nie będzie miał ochoty na seks itd. pomyśl o tym. Pomyśl, że to nie jakiś obcy człowiek, który się tak strasznie zmienił, ale Twój mąż, tylko po prostu potrzebujący odpoczynku. I moim zdaniem o tym powinnaś z nim naprawdę rozmawiać. Jest teraz dobry moment, ponieważ bardzo dokladnie widać jaki to zmęczenie ma na niego i na Wasz związek destrukcyjny wpływ.
Bardzo serdecznie Cię pozdrawiam i życzę powodzenia Wam obojgu.

330

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Chcialam odniesc sie do postu Krynoliny a mianowicie zostalo to napisane obiektywnie i zgadzam sie z tym co napisalas. Przekazalas to w sposob w jaki Silky Touch moze to odbierac. Takze Silky przeczytaj i napisz nam co o tym myslisz.

331

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

No oczywiscie, pracoholizm wszystko tlumaczy. Np. to, ze zona wraca po 5-ciu dniach i "steskniony" maz  nawet nie wstanie jej przywitac, pocalowac i podac filizanke herbaty; ze jadac na wspolne wakacje nie ma sie sily wlasnych majtek spakowac; ze majac malego syna nie chce mu sie z nim na spacer isc czy w pile pokopac w weekend (za to z kumplami na wodke owszem jest i czas i sily) - co jeszcze ten pracoholizm ma wytlumaczyc? Np. to, ze zona nie POWINNA rozmawiac za dlugo z kolezanka przez telefon, ze jej zdjecie na biurku to bylaby obraza majestatu, ze kwiatki kupic to moze sobie sama i to od wielkiego dzwonu, ale czekoladki asystentkom to mozna i nawet wypada czasem sprezentowac - tak, za to wszystko winny jest pracoholizm.

A ja nazywam sie od dzis Smerfetka.

332

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

No oczywiscie, pracoholizm wszystko tlumaczy. Np. to, ze zona wraca po 5-ciu dniach i "steskniony" maz  nawet nie wstanie jej przywitac, pocalowac i podac filizanke herbaty; ze jadac na wspolne wakacje nie ma sie sily wlasnych majtek spakowac; ze majac malego syna nie chce mu sie z nim na spacer isc czy w pile pokopac w weekend (za to z kumplami na wodke owszem jest i czas i sily) - co jeszcze ten pracoholizm ma wytlumaczyc? Np. to, ze zona nie POWINNA rozmawiac za dlugo z kolezanka przez telefon, ze jej zdjecie na biurku to bylaby obraza majestatu, ze kwiatki kupic to moze sobie sama i to od wielkiego dzwonu, ale czekoladki asystentkom to mozna i nawet wypada czasem sprezentowac - tak, za to wszystko winny jest pracoholizm.

A ja nazywam sie od dzis Smerfetka.

Jak dla mnie to większośc z tych rzeczy tłumaczy pracoholizm. Plus to, że między Silky a jej mężem dochodzi do napięć i kłótni i może po prostu mąż bywa - tak zwyczajnie, po ludzku - pozbawiony ochoty, bo obrażony. Normalni ludzie się czasem obrażają, i wtedy niekoniecznie lecą z herbatką i super cieszą się na powrót małżonka.
Jak dla mnie ten facet, to normalny facet. Mój mąż nie kupuje mi kwiatów sam, jeśli już to kupujemy je w trakcie wspólnych zakupów. Ale jak w pracy jest komuś wdzięczny, to kupi praliny. To naprawdę nie jest dziwne, nie powoduje, że czuję się zaniedbana itd. I nie myślę nad tym godzinami, bo jakoś nie widzę, że te kwiatki mi się należą, bo jesteśmy razem. Czasem z okazji rocznicy jemy wspólnie kolację, nawet nam do głowy nie przychodzą prezenty itd, bo... mamy np. cięzki okres w pracy. Ja po prostu uważam, że sytuacja Silky zależy od tego jak się to czyta. Można to czytać tak, jak Ty Mussuka, a można inaczej. Ta sytuacja nie jest oczywista.

333

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Wiesz krynolina, mozna jesc na codzien kapusniak i godzic sie na to a mozna miec ochote na krewetki czy kawior. Ja osobiscie nie akceptuje minimalizmu w zyciu. I nie o to chodzi, ze mam wymagania co do partnera nie z tej ziemi ale o to jak ja sie w takim zwiazku czuje. Jesli wracam po paru dniach a jemu nie chce sie tylka podniesc zeby mi buziaka dac, to mam tyle samo motywacji, zeby mu pozniej koszule prac czy schabowe tluc. Niech idzie i sam sie obsluzy. I na miejscu silky juz nie raz bym to powiedziala.

Ja kwiatkow tez od bylego nie dostawalam, nie bylo takiej okazji czy potrzeby - w jego mniemaniu. Moze i nie, ale jestem kobieta, ktora kwiatki lubi i on wiedzac o tym MOGL o tym czasem pamietac.Teraz je dostaje bez okazji i jest mi zwyczajnie milo, czuje, ze ten czlowiek mysli o mnie i o tym, ze sprawi mi tym przyjemnosc. I nie wyobrazam sobie sytuacji, zeby moj partner czestowal czekoladkami panny w pracy a mnie traktowal jak kuchte, ktorej nalezy sie jedynie codzienna krytyka. Docenia ich wklad i ptrace, dlaczego nie docenia mojego?

Dlaczego silky ma spuscic uszy po sobie i akceptowac chamskie czesto zachowanie jej meza, dlaczego ma pozwalac wmawiac sobie nieustannie wine za to czy tamto? Ma racje, ze wymaga partnerstwa i zrozumienia, a pan nie ma 6 lat, zeby sie nadymac, fochy robic i szantazowac rozwodem czy wyprowadzka.

O zenujacym zachowaniu w sypialni nie bede pisac, to jest cos abnormalnego.

Masz takie zycie, jakie sobie sama urzadzisz albo na jakie sie zgodzisz. Silky podniosla poprzeczke i ma racje. Troche pozno to zrobila i teraz wszelkie zmiany moga wydac sie niemozliwe ale ma wybor - albo skakac jak maz zaswista albo walczyc o takie zycie, zeby i jej w nim bylo dobrze.

334

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Krynolina,
ale w takim razie co to jest za zwiazek, kazdy zyje wlasnym zyciem?
Facet w zwiazku ze swoja choroba (pracoholizm) manipuluje zona?
Przeciez oni ze soba rozmawiali na ten temat i on usiluje cala wine zwalic na Silky?
Co do nie poderwania zadka z kanapy: dla mnie to jest po prostu bycie niegrzecznym.

Powiem tak, mozliwe, ze racja jest po polowie. Mozliwe, ze facet nie widzi w swoim zachowaniu nic zlego.
Jesli tak jest, to Silky ma inne oczekiwania co do zwiazku. I w tym jej kibicuje, bo jak sie ma razem dziecko i sie razem mieszka, to zwiazek powinien Ci dawac oparcie. A nie strach, ze za kazdym razem jak sie spoznisz do domu, maz urzadzi CI awanture.

Nawet jesli przyjmiemy, ze to przez pracoholizm - facet zachowuje sie jak rozpieszczony egoista. I do tego zachowuje sie niegrzecznie. Wszystko zalezy, na ile pozwolimy sobie wejsc na glowe. Moim zdaniem Potato skacze Silky po glowie w narciarskich butach.

335

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witajcie

Z całą pewnością prawda jest gdzieś po środku. Z całą pewnością widzicie obraz sytuacji jedynie moimi oczyma, nieobiektywnie. Z całą pewnością długie lata akceptowałam ten stan. Tak jak jest teraz nie było od początku, gdzieś się zaczęło pojawiać, a ja nic z tym nie robiłam. Z biegiem lat odpowiadało mi coraz mniej ale nie potrafiłam tego zmienić. Dla świętego spokoju robiłam tak jak chciał mój mąż. W pewnym momenice było tego już za dużo

Są momenty w naszym związku, nawet teraz, że jest fajnie i czuję się usatysfakcjonowana.
Są momenty, że mam ochotę to rzucić w ....

Pracocholizm. Ja rozumiem pracę. Ale nie godzę się na brak równowagi pomiędzy pracą a rodziną. Mój mąż nie pracuje w korporacji, ma własną działalność. Pracuje tyle ile sam uzna za odpowiednie. Jak byliśmy 7 dni na urlopie to firma się nie zawaliła, pracownice dały radę! Od wielu, wielu lat próbowałam wyrwać więcej jego czasu dla siebie, później dla rodziny. Ale nie da się, a przynajmniej mi się do tej pory nie udało:(
Ja mam więcej czasu? Nie sądzę. Ja chciałabym mieć więcej czasu. Chodzę do kosmetyczki, na fitnes, do fryzjera. Ale czy nie mam do tego prawa? Czy ktoś na siłę pcha mojego męża na wizytę domową, do pacjenta, po 19? Czy ktoś go do tego zmusza? Nie! On sam o tym decyduje, czy pójdzie na fitnes czy pojedzie do klienta. Dla ścisłości - moje bieganie do kosmetyczki i do fryzjera odbywa się 1x w miesiacu (to chyba nie jest szaleństwo). Na fitnesy staram się chodzić 2x w tygodniu. Staram się, a wychodzi różnie. Swoje wyjście odpracowuję czasem po 22. Tak, bo ja mam nienormowany czas pracy. I to jest moje przekleństwo. Pracuję w domu, co jest moim kolejnym przekleństwem. Skoro jestem w domu to zawsze mogę coś załatwić prawda? Moją pracę można przerwać w dowolnym momencie i zrobić coś innego. To czego nie zrobie w dzień mogę skończyć w nocy.

Można dużo pracować, ale do żony powinno się uśmiechać.

We wtorek wróciliśmy z urlopu. Wczora był pierwszy dzień w pracy. Dziś rano musiał dłużej pospać, bo jest zmęczony, bo słabo spał. A ja zamiast pracować od 7 tak jak chciałam, pozwoliłam mu pospać i sama ogarnęłam młodego, zawiozłam do przedszkola, zrobiłam po drodze zakupy, obudziłam męża, zrobiłam mu śniadanie i dopiero siadam do pracy. Dlaczego to zrobiłam? Bo widziałam, że jest zmęczony. Ja mogę swoją pracę skończyć w nocy jeśli się nie wyrobię.

Nie chcę żyć tak jak żyłam. Nie mówię, że mój mąż jest zły. To ja nie wyznaczyłam żadnych granic w naszych relacjach i ja pozwoliłam by mnie tak traktował. Nie oczekuję fanfar na swoją cześć i noszenia na miękkim dywanie.
Ja chciałabym by mąż na mnie nie warczał gdy nie powieszę ręcznika w łazience, by nie obrażał się i nie robił awantury gdy nie odbiorę jego teleofonu, by słuchał i szanował to co mówię. By nie robił bałaganu (znów zapomniał odnieść kubki, husteczki, buty, ubrania na miejsce), by poproszony o pomoc był gotowy do pomocy.
Jesteśmy razem 11 lat. Czy to oznacza, że nie trzeba nigdy żonie mówić, że ładnie wygląda? Że nie trzeba żony przytulać? Że nie trzeba nawet wstać z kanapy, wnieść walizki czy zrobić herbaty gdy żona wraca po 5 dniach? Czy to znaczy, że dziś (gdy wczoraj robiłam dopiero pranie po wakacjach) trzeba mieć kwaśną minę, bo czysta i wyprasowana w szafie jest tylko 1 koszula, nie w tym kolorze, jaki się chciało założyć? Czy to znaczy, że gdy żona mówi, że ją bolą plecy i jest zmęczona nie można powiedzieć - odpocznij? Czy trzeba zawsze mówić - ja też? Czy to znaczy, że na żonie można rozładowywać napięcia i stresy z pracy? Bo żona wytrzyma? Czy to znaczy, że do żony można mówić: "wiem, że jak cię nie op...dolę to się nie ograniesz". Czy to znaczy, że gdy żona prosi: postarajmy się dla nas, damy radę? Można odpowiedzieć: "jak mnie nie będziesz wk...ć"?

Czy chcę zbyt wiele?

Wiem, że mój mąż dużo pracuje, że jest przemęczony. Wiem, że powinnam być wyrozumiała. Ale pewnych zachowań nie mogę dłużej akceptować.

Wg mojego męża, wszystko jest ok, a problemy się pojawiają bo ja go wk...iam, bo robię wszystko by go zdenerwować.

Czasem czuję, że go kocham, że on mnie kocha, że jest fajnie i jestem szczęśliwa
ale
czasem nie czuję tej miłości, widzę faceta, który zabija wzrokiem i mówi, że jak ja chcę to on się może wyprowadzić, a ja mogę złożyć papiery rozwodowe. Wówczas mam ochotę sie teleportować gdzieś daleko...

I płakać mi się chce, gdy widzę że inni mężowie, wykonujący ten sam zawód mają czas dla swoich żon i rodzin. Można, trzeba tylko chcieć! Wszystko kwestią priorytetów...


Chcę poczuć się znów szczęśliwa u boku męża. Chcę czuć, że mu na mnie zależy.

336 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2013-10-31 11:37:49)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky, wszystko co wyzej napisalas to swieta prawda i madre slowa - MASZ prawo do tego wszystkiego, co tam wymienilas.
I powiem Ci jeszcze, ze on nie wie jakiego ma aniola w domu, bo jakby na taka cholere jak ja trafil, to juz by nie pytal czy ma sie spakowac tylko dawno zbieral by swoje ciuchy po calym ogrodzie i okolicy.

Noz mi sie w kieszeni otwiera, jak czytam o kwasnej minie czy tym, ze on Cie musi do pionu ustawic opi...lajac.

Zaslugujesz silky na zupelnie inne zycie i traktowanie i ja przynajmniej nie lykam argumentu pracoholizm. Mialam przez siedem lat pod nosem szefa pracoholika - prezesa ogromnej krajowej finansowej instytucji, pracowal sam od rana do wieczora, nam - asystentkom w zyciu nie kazal zostawac dluzej niz np. godzine, wiedzac, ze mamy domy i dzieci a swoja zone traktowal z takim szacunkiem i miloscia, ze az bylo milo popatrzec i posluchac. Pracoholizm i naprawde wymagajace jego obecnosci obowiazki nie staly na przeszkodzie by cenic wlasna zone. Ale to czlowiek z wielka klasa.

Inny przyklad to byla jedna dyrektorka w tej samej firmie, pani ok. 55 lat, po ktora maz CODZIENNIE (z wyjatkami na podroze) przyjezdal po pracy samochodem, rano jesli mogl tez przywozil - miala klopoty z chodzeniem ale na taksowki z pewnoscia bylo ja stac. Co roku na ich rocznice slubu do gabinetu przysylal jej ogromny bukiet roz - trudno bylo nie zauwazyc, czasem jakis upominek. Jej maz - prezes jednego z bankow. Bardzo zapracowany. I wciaz w swojej zonie (swoja droga niezla megiera dla nas byla:) zakochany. Da sie? Da.

Niestety jest jedno takie powiedzenie - z chama pana nie zrobisz. Przepraszam silky, ale ja tak widze Twojego "zapracowanego" meza. I nie o kwiatkach akurat mysle. Od niego nawet plastikowego wiechcia juz bym nie chciala.

337

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Chciałam napisac to samo co ty napisalas silky.
Uważam ze pracoholizm ani inna wada... Nie jest usprawiedliwieniem dla emocjonalnego szantażu obrazania i takiego traktowania.

Wypowiedz krynoliny i serafiny to  ty przez ostatnie 11 lat prawda?? Kiedy zawsze znalazł sie sposób jak chamidlo usprawiedliwić. Bo zmęczony. Bo zapracowany.
Nie jego wina.
Jego i tylko jego.
Jeśli ktoś cie rani. Uderzy. Lekceważy zdradza. Nie ma znaczenia dlaczego to zrobił. Znaczenie ma to---- co zrobił.
Rozumiejąc tokiem krynoliny--- gdyby cie mąż bił to na pewno z powodu problemów w pracy i przemocy w jego rodzinie pochodzenia.
To tak nie dziala. Za czyny będziemy i jesteśmy rozliczani.
Tak jak uważam.
Nie ma znaczenia dlaczego twój mąż zachowuje sie czasami w sposób zupełnie nieakxeptowalny. Ważne ze tak sie zachowuje a ty ba to nie pozwalasz.
Dzisiaj bardziej wkurwiajacy dzien w pracy to prawo do większego focha??? Bzdura!!!

Masz prawo do szacunku. Miłości. Zaufania. Masz prawo tego oczekiwać.
Nie ma innej opcji.

338

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Hej.

Krynolina, jesli nawet maz sylki bylby pracoholikiem, co jest baaardzo powaznym problemem, to nie zwalnia go to z odpowiedzialnosci za zwiazek. To uzaleznienie, z ktorego, jak kazdego innego nalogu nalezy sie leczyc, a nie usprawiedliwiac tym swoje braki. Ale wydaje mi sie, ze nie tedy droga - byc moze faktycznie jest zmeczony pracą, albo sfrustrowany, bo pracuje dlugo i intensywnie, - ale w dalszym ciagu to jego wybor. Podejmujac taka decyzje (o oddaniu sie wielogodzinnej pracy) musi sie liczyc z tym, ze byc moze ten wariant nie bedzie odpowiadal jego zonie. Byc moze zabraklo tu dialogu na tym polu i proby znalezienia zlotego srodka. Ale do tego tez potzreba dobrej woli i odrobiny wysilku. Nie mowiac juz o sposobie traktowania jej (i slowach tu przytoczonych) - to dla mnie jest najbardziej szokujace.

Byc moze jest wiele takich malzenstw, jak piszesz, a pewnie i wiele gorszych - ale to nie znaczy, ze nie mozna walczyc o to, by bylo lepiej i zadowalac sie przecietnoscia i nudą. Ale na bliskosc i namietnosc w zwiazku musza pracowac OBIE strony, inaczej wszystko o kant d. rozbic.  silky sie podniosla, i bardzo dobrze, ale teraz jej maz musi dorownac jej kroku.

Ale jest jeszcze jedna sprawa sylky, - to to, jak go postrzegasz. Jesli jednego dnia wydaje Ci sie kochajacy, a innego zimny, to cos tu jest nie halo na łączach.. (w Twoim odbiorze jego osoby) - bo ludzie na ogol sa "jedni" (jednorodni). Mozna sie klocic i godzic, ale to, jak go opisujesz swiadczy o tym, ze odbierasz go skrajnie, zerojedynkowo - a ludzie zazwyczaj sa gdzies posrodku, wraz ze swoimi wadami i zaletami. To jest dla mnie zastanawiajace..

339

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Benita72 napisał/a:

Podejmujac taka decyzje (o oddaniu sie wielogodzinnej pracy) musi sie liczyc z tym, ze byc moze ten wariant nie bedzie odpowiadal jego zonie. Byc moze zabraklo tu dialogu na tym polu i proby znalezienia zlotego srodka. Ale do tego tez potzreba dobrej woli i odrobiny wysilku.

Jak go poznałam od razu wiedziałam, z czym to się je. Mam to samo wykształcenie, długo myślałam, że będę pracowała w tym samych charakterze co on. Niestety/stety okazało sie że się nie da (już to gdzieś pisałam w wątku). Widziałam, że będzie dużo pracował, że będzie pracował w weekendy, czasem trochę w nocy. Wiedziałam i akceptuję to. Zgodziłam się na to na samym początku.
Co mnie martwi - pracuje więcej niż kiedyś, czasem mam wrażenie że ucieka w pracę by nie być w domu. Martwi mnie to, że gdy jest w domu, to nie jest w nim aktywnie. Leży na kanapie i ogląda TV. Mało czasu (nawet w weekendy) spędza z dzieckiem. To nie chodzi tylko o to, że ja chcę go dla siebie. Ja chcę by żył! Nie chcę by padł za przeproszeniem na serce z przepracowania i przemęczenia!
A nawet jak już jest na tej kanapie, to czy nie można odwazjemnić pocałunku żony? Czasem nawet obiad je na tej kanapie. Często zasypia na niej wieczorami jak kładę młodego (staram sie go zawsze zaciągnąć do normalnego łóżka, żeby go plecy nie bolały). Rozumiem, że raz na jakiś czas, czasem częściej można być przemęczonym, mieć wszystko w nosie, można zalec na kanapie. Ale raz na jakiś czas, nie co dzień p opracy sad

Benita72 napisał/a:

Nie mowiac juz o sposobie traktowania jej (i slowach tu przytoczonych) - to dla mnie jest najbardziej szokujace..

wg mnie to też nie podlega dyskusji. Ja nigdy się w ten sposób do niego odzywam. Uważam, że on też nie ma prawa do mnie tak mówić. Przez szacunek właśnie. Takie słowa długo pozostają w pamięci i ranią.

Benita72 napisał/a:

Byc moze jest wiele takich malzenstw, jak piszesz, a pewnie i wiele gorszych - ale to nie znaczy, ze nie mozna walczyc o to, by bylo lepiej i zadowalac sie przecietnoscia i nudą. Ale na bliskosc i namietnosc w zwiazku musza pracowac OBIE strony, inaczej wszystko o kant d. rozbic...

Na wyjeździe się dało, czyli się da.


Benita72 napisał/a:

silky sie podniosla, i bardzo dobrze, ale teraz jej maz musi dorownac jej kroku

mam już świadomość, że niczego nie musi. Jeśli będzie chciał to się postara. Nie samą pracą człowiek żyje.

Benita72 napisał/a:

Ale jest jeszcze jedna sprawa sylky, - to to, jak go postrzegasz. Jesli jednego dnia wydaje Ci sie kochajacy, a innego zimny, to cos tu jest nie halo na łączach.. (w Twoim odbiorze jego osoby) - bo ludzie na ogol sa "jedni" (jednorodni). Mozna sie klocic i godzic, ale to, jak go opisujesz swiadczy o tym, ze odbierasz go skrajnie, zerojedynkowo - a ludzie zazwyczaj sa gdzies posrodku, wraz ze swoimi wadami i zaletami. To jest dla mnie zastanawiajace..

Miałam na myśli jego podejście do mnie. Gdy jest ok, jest fajnie. Rozmawiamy, uśmiecha się. Ale jak jest na mnie zły to nie odzywa się do mnie całymi dniami, wzrok ma lodowaty, traktuje mnie jak powietrze i wówczas nie czuję miłości z jego strony. Zimny, obcy facet, który nawet na Ciebienie spojrzy gdy się mijacie w domu, który wychodzi z domu bez słowa i wraca bez słowa. Gdy coś go pytasz, patrzy od niechcenia, odburkuje pod nosem i marszczy brwi w nieprzyjemnym grymasie twarzy. Całą mową ciała pokazuje Ci, że nie ma ochoty na twoje towarzystwo.

340 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-11-01 09:22:26)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
krynolina napisał/a:

Z mojej perspektywy Twój mąż ma najdalej jeden problem i jest nim pracoholizm. Piszesz tu o facecie, który spędza w pracy większą część nie tylko dnia, ale każdego tygodnia. O kimś, kto pewnie czuje się za tę pracę odpowiedzialny i całkiem nią żyje. Żyje nią tak dalece, że możliwe, że stracił zupełnie poczucie miary w tym co robi. Możliwe, że zdarza mu się potraktować Cię jak podwładną i oczekiwać, że wykonasz jego polecenie (każdemu się to zdarza, przynajmniej i mi i mojemu mężowi). .

Nie traktuje mnie jak podwładną. Przyznał się kiedyś, że do pracownic NIGDY nie odnosi się tak jak do mnie. Dlaczego? Bo one zaraz by się popłakały i nie dałoby się pracować. Powiedział to dokładnie tymi słowami. Gdy im wraca uwagę waży każde słowo. Kiedyś przyznał, że w domu odreagowuje stres. Ale ja już dłużej nie chcę być rozładowywaczem stresu. Przyjmowałam to długo na siebie. Ale te słowa ranią. Mam poczucie niesprawiedliwości. Jestem dla niego wsparciem, ale nie mogę być workiem treningowym do rozładowywania stresu.


krynolina napisał/a:

Możliwe, że ma poczucie, ponieważ nie spędzasz jak on całych dni w pracy, że masz dużo wolnego czasu, więc możesz jakieś rzeczy zrobić szybciej.

Moja praca jest inna, co nie znaczy że nie spędzał całych dni w pracy. Wstaję 6:30. Ogarniam młodego, budzę męża, siadam do komputera, mąż wraca robię mu śniadanie, ogarniam troszkę dom (150m), pracuję do 16:20, jadę po młodego, gotuję obiad, wstawiam pranie (3-4x w tygodniu), bawimy się, po 19 wrzucam młodego do wanny i w tym czasie prasuję, kładę młodego i jest 20:30. Też mam prawo być czasem zmęczona. Czasem, gdy ma więcej pracy siadam do niej już o 6-7 rano (mąż wiezie młodego do przedszkola) albo po 21. Do tego oczywiście wciskam gdzieś sprzątanie dokładniejsze, mycie łazienek, dbadnie o trawnik, robienie zakupów i czasem załatwianie coś dla męża.

krynolina napisał/a:

Możliwe, że jest po prostu bardzo zmęczony. Bo opisujesz tu faceta wykończonego pracą i napiętego jak strunę. Takiej osobie nie wystarczy, że spędzi pół dnia wolnego w domu, żeby przestała być np. nerwowa. Ty masz czas w ciągu dnia na kosmetyczki, fryzejerów, fitnes, choć wiem, że pracujesz i zajmujesz się dzieckiem, ale zadaj sobie pytanie, cze ze swojego tygodnia pracy, Twój mąż mógłby wygospodarować na takie rzeczy tyle czasu ile Ty?.

Tak, gdyby chciał. Do fryzjera chodzi. Kiedyś chodził na siłownię, squasha. Kiedyś spotykaliśmy się co weekend ze znajomymi. Wczoraj gdy dzwoniłam do niego do pracy to go nie było, pojechał ze znajomą pojeździć jej autem.

krynolina napisał/a:

Jak Ci przeszkadza bałagan w kuchni, to powiedz o bałaganie, a nie o swoim nowym ja. To może budzić mniejszy sprzeciw.

mówię. To, ze nie będzie jak dawniej, że się zmieniłam mówię tylko gdy wjeżdżamy na te tematy. Mówię: 'odnoś proszę naczynia do kuchni'. Używam słów proszę, dziękuję. Nie mówię 'masz to robić'. Mówię - chłopaki od dziś mamy zasady: każdy odnosi swoje naczynia do kuchni, ok? Chciałam zrobić kontrakt dla całej rodziny, kto co robi i powiesić go gdzieś w widocznym miejscu. Młody też lubi mieć obowiązki. Ale nie znajduje na to czasu. Wiem, piszę na forum a czas ten mogłabym poświęcić na to na co mi go brakuje. Ale muszę mieć chwilę dla siebie. Jak piszę tutaj, to wieczorem już nie mam czasu na czytanie. Ile czasu tu spędzam? Nie więcej niż godzinę dziennie aktywynie pisząc. To mój odpoczynek. Ile czasu mąż siedzi przed TV? Min 3h dziennie. Nie licytuję się, ale też mam prawo zrobić coś dla siebie.

krynolina napisał/a:

To jego mowienie, że on się może wyprowadzić i możesz złożyć papiery rozwodowe itd, to pewnie wynik niezrozumienia. O tym też już Ci wcześniej pisałam. Sądzę, że on może kompletnie nie wiedzieć o co Ci chodzi. I pomyśl o tym tak: wracasz zmęczona z pracy, padasz na przyslowiowy pysk, masz poczucie, że dla swojej rodziny robisz to wszystko, a słyszysz tylko, że robisz to źle, że jesteś nieczuły, zły itd. Mi też by się nie chciało dyskutować, powiedziałabym: To się rozwiedź i poszłabym spać. .

Ja nigdy bym tak nie powiedziała.

krynolina napisał/a:

I mam jeszcze jedną kwestię, o niej też wspominałam. Seks ma w Twojej relacji z mężem bardzo dziwne miejsce. Wydaje się być dla Ciebie po prostu wazniejszy niż dla niego. Traktujesz go trochę jak rodzaj barometru tego związku. To, co Ty odbierasz, jako karanie brakiem seksu itd może być banalnym mechanizmem - Twój mąż nie ma ochoty na seks, bo się posprzeczaliście. To nie kara, ani nie szantaż. Nie. Po prostu brak ochoty i tyle. Wolisz naprawdę, żeby był jak maszynka, która choćby sie świat walił, odbywała z Tobą stosunek, bo w ten sposób Ty sprawdzasz czy ciągle Cię kocha i czy jest między Wami bliskość? Ta sytuacja, którą opisałaś po powrocie z długiego wyjazdu, że wtedy mąż Ci odmówił. Wtedy koleżanki Ci t przytakiwały, że jak Ty się ubierzesz w seksowną bieliznę, to on powinien stawać na wysokości zadania itd. Nie wiem. Ja tak nie widzę świata. Czasem się nie ma ochoty. Tak po prostu. Jest się zmęczonym po pracy właśnie, albo zwyczajnie się nie ma nastroju. Wtedy żadna bielizna na to nie pomaga. Może zamiast wskakiwać w bieliznę, warto najpierw się zorientować czy przypadkiem nie próbuje się w ten sposób czegoś wymusić. .

Jak przyjechałam, nie byliśmy posprzeczani. Było ok. Nie wskoczyłam w sexi gatki. Podeszłam tak jak przyjechałam, siadłam obok na kanapie i chciałam pocałować. Pocałowałam ale nie odwzajemnił. Poprosił o herbatę. Był zmęczony. Ja też, ale herbatę zrobiłam.
Ile razy w ciągu miesiąca Twój mąż Cię sam  siebie przytula i całuje? Nie mówię o scenach jak z filmów romantycznych, chodzi o zwykły buziak? Co mówi gdy jedzie do pracy?
Mi tego brakuje! I to jest barometr, nie sex.


krynolina napisał/a:

Pomyśl, że to nie jakiś obcy człowiek, który się tak strasznie zmienił, ale Twój mąż, tylko po prostu potrzebujący odpoczynku. I moim zdaniem o tym powinnaś z nim naprawdę rozmawiać. Jest teraz dobry moment, ponieważ bardzo dokladnie widać jaki to zmęczenie ma na niego i na Wasz związek destrukcyjny wpływ.

Caly czas tak myślę. Rozmawiałam z nim na ten temaz z 1000x. On nie widzi problemu w tym, że tyle pracuje. On nie chce tego zmieniać. Rozmawiała z nim też o tym i jego matka. Oczywiście, będę próbowała dalej.
Wczoraj był czwartek, wróciliśmy we wtorek, a on już był zmęczony jak przed urlopem. Wiem, ze 7 dni to krótko by wypocząć. Staram się być wyrozumiała...

Ale staram się też pewne rzeczy zmienić (np. traktowanie mnie). Czasami mi się wydaje, że praca to tylko wymówka by móc mnie tak traktować, by być w domu tylko gościem...

Pozdrawiam serdecznie i idę bo młody się obudził. (to była chwila ukradziona przeze mnie dla mnie, gdy mąż śpi i się regeneruje)

341

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky tak czytam Twoją histrię i myślę, że pracoholizm to nie przyczyna Twoich problemów. Przecież z tego co piszesz pracoholikem był zawsze, od początku koncentrował się na swojej karierze a byłaś z nim szczęśliwa! Również, to, że dużo wnosisz do zwązku, poświęcasz się dla niego, przecież tak było od początku, choćby to jeżdżenie do niego co wekend po jedenaście godzin, nie każda by się na to zgodziła, a Ty jeździłaś i byłaś z nim szczęśliwa! Musiał dawać Ci coś w zamian, że wyszłaś za mąż i byłaś szczęśliwa!!! Tego już nie ma, intuicja daje Ci znać, że jest źle. Dzisiaj musi już dzwonić jak Dzwon Zygmunta, że tak bardzo się starasz (gratuluję schudnięcia, wspaniały efekt uboczny). Silky zastanów się dokładnie kiedy straciłaś poczucie bezpieczeństwa i pomyśl co się w tym okresie zmieniło w waszym lub jego życiu. Widać, że przekierował swoje zaangażowanie gdzie indziej, ucieka od Was. Może kogoś poznał, zatrudnił nową asystętkę, wspiera nową znajomą, może nową pacjetkę? Co sie stało, że tak ostygł względem Ciebie, może emocjonalnie jest już z kimś innym???

342

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Powiem tak, nie brałam tego pod uwagę choć inne dziewczyny wysnuwały taką teorię już, ale jakoś mi się to nie składało.. Ale teraz... kurcze... W interesach jest tak, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze i to się w 95% sprawdza. Natomiast wielokrotnie ( w tym na swoim przykładzie) sprawdziłam, że jeśli nie wiadomo o co chodzi z facetami, to chodzi o inną babę, no jak nic! Sorry Silky, ale z tego całego burdelu tylko ta odpowiedź wydaje mi się najbardziej sensowna...

343

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, gdy przeczytałam dzisiaj, że PRACOHOLIK po siedmiodnowej przerwie w pierwszym dniu pracy nie odbiera od żony w środku dnia telefonu, bo poszedł pojeździć ze znajomą samochodem, to pierwasza myśl jaka mi przyszła do głowy to: tak, pewnie, testują samochód, chyba że w najbliższych krzakach ( wybacz Silky ). Widzisz, my kobiety już tak mamy, że potrafimy na siłę i z pełnym samowyparciem dorobić do zwykłego qrestwa całą ideologię, tylko czy to zmienia istotę rzeczy? Nie wiem Silky, może się mylę, może Tobie trafił się wyjątkowy egzemplarz, ale taka rada osoby patrzącej z boku: zanim weźmiesz się z psychologiem za zgłębianie jego (skąplikowanego???) toku myślenia to najpierw wyklucz ( ale tak na 100% ) to co w tej sytuacji BARDZO rzuca się w oczy.

344

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky cały czas zapiera się, że mąż jej nie zdradza mimo, że on ma ku temu idealne warunki, a ona w sumie nigdy go nie sprawdziła. Silky zobacz ile wątków na tym forum o kobietach, które były PEWNE że facet nigdy by ich nie zdradził, że nie zdradza i niestety miały bolesną życiową nauczkę, że w życiu niczego nie można być pewnym. Powiem Ci co mi najbardziej nie pasuje w tym wszystkim. Właśnie sex. Każdy normalny człowiek ma potrzeby sexualne. Ja nawet jak z mężem mieliśmy kryzysy, kłóciliśmy się, nie odzywaliśmy się do siebie to uprawialiśmy sex - bo mieliśmy swoje potrzeby. Może na wakacjach było fajnie bo tylko ty byłaś pod ręką??? Skoro taka jesteś pewna, że Cię nie zdradza dlaczego nie sprawdzisz jego bilingów? nie wynajmiesz detektywa? Facet nie przyzna Ci się do zdrady dopóki nie będziesz miała twardych dowodów. Dla mnie to nie jest normalne, że zdrowy, młody facet nie ma ochoty na sex z żoną. Zmęczenie nie jest dla mnie wymówką, bo jeżeli każdy zmęczony człowiek nie uprawiałby sexu to chyba większość by go nie uprawiała.

345

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
nowalijka napisał/a:

Może na wakacjach było fajnie bo tylko ty byłaś pod ręką???

To jest dość bolesne, aczkolwiek bardzo trafne spostrzeżenie. Bo jaki właściwie miał powód żeby uprawiać z tobą seks na wakacjach, a nie uprawiać go w domu? Nie oszukujmy się, on jest weterynarzem (z tego co zrozumiałam), jak każda praca jest ona wyczerpująca, ale serio? Nie jest prezesem gigantycznego koncernu i nie obraca milionami i nie odpowiada głową za każdą złotówkę straty na giełdzie!
Na wakacjach do pracy nie chodził. Wyspał się, ale w domu z tego co widać, to też się wysypia, bo zrobisz za niego wszystko. Nic nie robił na wakacjach, ale w domu też nic nie robił. Jedyny czynnik łączący, to byłaś Ty przez cały czas. Ergo, nie miał w pracy kogo wydupczyć, to na wakacjach wydupczył Ciebie.

Kochana moja, ja Cię bardzo, bardzo przepraszam za te słowa i mam ogromną szczerą nadzieję, że kartofel okaże się tylko zwykłym, leniwym, roszczeniowym dupkiem, ale kurcze... te sygnały zaczynają aż wrzeszczeć! sad

346

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Przepraszam Silky nie doczytałam wcześniej, że jest weterynarzem, więc wycofuję te słowa o nowej pacjętce, tak daleko to moja wyobraźnia nie sięga.

347

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Sar@ napisał/a:

Przepraszam Silky nie doczytałam wcześniej, że jest weterynarzem, więc wycofuję te słowa o nowej pacjętce, tak daleko to moja wyobraźnia nie sięga.

Chociaż to by tłumaczyło aż takie zmęcznie... XD Przepraszam big_smile Musiałam XD

348

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Ostro...
Idę jednak w zaparte i nie dopuszczam do siebie tej myśli.
Auto testował z naszą wspólną znajomą - niedawno zmieniła. Nie odebrał telefonu bo dzwoniłam na starcjonarny a w firmie go nie było.
Odnośnie sexu w domu. To nie jest tak, że nie ma. Jest! Nie tyle ile ja bym chciała, ale jest (kiedyś to ja chciałam mniej i on czekał) Co prawda w 80% to ja inicjuję, ale jest.
Na wakacjach było duużo lepiej, to fakt. Był wyraźnie wyluzowany...
Zmęczony bywa bardziej niż tylko pracą - ma alergię na koty i niestety objawia się ona katarem, a ten jak wiadomo nie sprzyja wysypianiu się. A leki, które czasem bierze sprawiają, że bywa bardziej nerwowy.

Złość, ciche dni, awantury - Wydaje mi się, że on tak reaguje gdy ja teraz staram się nie poddawać szantażowi. Dziś też była akcja i znów jest zły i milczy. Ja po prostu staram się nie dawać sobą więcej manipulować. On wie o forum, choć nie czytał bo nie wie co to za forum. Wypowiadał się dziś mówiąc delikatnie 'mocno nieprzychylnie' na temat mojego uczestnictwa na forum i czytania lektur psychologicznych. Stwierdził "czytaj to sobie, a zobaczysz co się stanie". Wg niego między nami jest coraz gorzej i jest to wina forum i książek. Nie napiszę więcej co mówił, bo to nie ma sensu. A zaczęło się od tego, że nie mógł znaleźć sandałów, które porzucił jakiś czas temu w kuchni i tam też dziś leżały. Odpowiedziałam, że są tam gdzie je zostawiłeś.

Echh.... nie wiem co z tego będzie.... nie potrafimy przetrwać dłużej niż 10 dni bez wojny... wierzę, że to nie kwestia innej kobiety, że to sprawa tylko między nami... bez osób trzecich...

349

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:
Sar@ napisał/a:

Przepraszam Silky nie doczytałam wcześniej, że jest weterynarzem, więc wycofuję te słowa o nowej pacjętce, tak daleko to moja wyobraźnia nie sięga.

Chociaż to by tłumaczyło aż takie zmęcznie... XD Przepraszam big_smile Musiałam XD

Ale właścicielki pieseczków i koteczków lecą na panów doktorów, a ten mój obrączki nie nosi...
no i wiem, że się podoba kobietom (sam się kiedyś nawet tym chwalił sad )
i wszyscy go chwalą jaki to on nie jest miły i rozmowny, i przyjemny, i kompetenty, i zawsze znajdzie czas i zawesz odbierze telefon itd itd itd

350

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

"Nie odebrał telefonu bo dzwoniłam na stacjonarny a w firmie go nie było." Tak więc jego pracoholizm możesz raczej wykluczyć, bo osoby uzależnionej, po siedmiodniowym odstawieniu to byś z firmy siłą nie wyciągnęła!

351

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Sar@ napisał/a:

"Nie odebrał telefonu bo dzwoniłam na stacjonarny a w firmie go nie było." Tak więc jego pracoholizm możesz raczej wykluczyć, bo osoby uzależnionej, po siedmiodniowym odstawieniu to byś z firmy siłą nie wyciągnęła!

chyba, że ktoś podjeżdża dosyć nowym mercedesem, którym możesz się chwilę pobujać...
A mój M lubi samochody...

352

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

SILKY !!! wymówki, wymówki i jeszcze raz wymówki i to wcale nie jego, a Twoje! Do tego doszło, że sama go tłumaczysz i sama wiesz, co sobie powiedzieć, żeby się uspokoić!

Pierwsza rzecz to dla mnie jest idiotyzm bycie weterynarzem posiadając uczulenie na koty, ale ok... są masochiści na tym świecie...

No więc tak, dostałyśmy pełną litanię, że katarek, że kotki, że zmęczony, że bierze leki, że nie bierze leków, że lubi samochody, że seks jest, ale go nie ma, ale jest!

Silky, błagam Cię! To już jest takie żałosne, że aż boli sad

Wiem jedno, że faceci nie sa masochistami i jakby ten jego katarek i te kotki takie uciążliwe były, to by cos na to poradził, a jak nie radzi, to widać nie jest tak źle. Albo jest takim głąbem w co wątpię...

Silky... kurcze... dopuść do siebie to, co się dzieje, a nie to, co Tobie się wydaje...

353

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Teo napisał/a:

Silky... kurcze... dopuść do siebie to, co się dzieje, a nie to, co Tobie się wydaje...

Teo
właśnie siedzę z whisky przed komputerem
właśnie na moją skrzynkę mailową przyszedł pozew rozwodowy, jaki składała moja przyjaciółka...
jeszcze nie jestem gotowa...

ale jestem już coraz bardziej zmęczona...

354

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Teo napisał/a:

Silky... kurcze... dopuść do siebie to, co się dzieje, a nie to, co Tobie się wydaje...

Teo
właśnie siedzę z whisky przed komputerem
właśnie na moją skrzynkę mailową przyszedł pozew rozwodowy, jaki składała moja przyjaciółka...
jeszcze nie jestem gotowa...

ale jestem już coraz bardziej zmęczona...

Kochana, ale nie musisz od razu rozwodu brać. Przede wszystkim musisz się z tego wyrwać. Zacznij patrzeć jak jest, trzeźwo, bez tłumaczeń, bez wymówek. Szkoda życia i zdrowia.

355

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Nie chcę brać rozwodu!
Chcę by mój mąż mnie zrozumiał, chcę być z nim szczęśliwa!

356

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Drogie Panie,

powinnam odpisać, skoro włożyłam na krótką chwilę kij w mrowisko, postaram się jak najkrócej.
Odwołuję to, co napisałam o pracoholizmie. Odwołuję, bo nie miałam pojęcia, Silky w jakim języku mąż się do Ciebie odnosi. Nie sądziłam, że pod "warczy na mnie" kryją się takie teksty, o jakich napisałaś. Masz absolutnie rację, że to nie jest zasadniczy problem Waszej relacji, choć upieram się, że jeden z nich, o czym zresztą sama piszesz, gdy mówisz, że on nie umie znaleźć równowagi miedzy domem a pracą i w domu jest jedynie fizycznie obecny. Mnie natomiast zastanawia jak właściwie było na początku Waszego związku? Piszesz tu, że to Ty nauczyłaś go, że wszystko będzie zrobione, ugotowane, podane pod nos, więc zastanawiam się czy faktycznie on takie rzeczy robił wcześniej, czy może po prostu przesiadł się z domu mamusi, która podtykała mu wszystko do życia z Tobą i teraz jest zdziwiony, że ktoś chce by się włączył do aktywnego życia rodziny?

Mussuka napisała mi tu, że - streszczając - trzeba w życiu chcieć mieć restaurację pięciogwiazdkową i poprzeczkę podnieść wyżej, bo nie należy godzić się na wieczne jedzenie w barze mlecznym. I stwierdziła, że może ja to lubię, ale nie powinno się tego lubić. Jako offtopic powiem, że mój mąż niekoniecznie kupuje mi kwiaty, ja niekoniecznie kupuję mężowi prezenty na rocznicę, niekoniecznie uprawiamy seks, gdy to drugie namawia, a pierwsze jest zmęczone, ale za to ten sam mój mąż po sto razy dziennie mówi, że mnie kocha, w domu nasza praca rozkłada się po połowie, a gdy mam o godz. 23 ochotę na lody, to jest gotowy iść w zimie przez śnieg do sklepu po nie. Problem niektórych pań tutaj polega na tym, że nie rozumieją, że 1. nie są księżniczkami, a związek nie polega na obsługiwaniu ich, ale na relacji partnerskiej. I nie sądzę Silky, żebyś Ty chciała pięciogwiazdkowej restauracji, w moim przekonaniu Ty jesteś rozsądniejsza, a to, czego chcesz to raczej sprawnie działający hostel. Moje małżeństwo to hostel, ale rozumiem, że życie przez 90 % czasu pozbawione jest po wielu latach związku jakichś szczególnych uniesień, dlatego te pozostałe 10% gdy się pojawiają jest takie cenne. Tobie chodzi o to, żeby mieć z mężem nie super związek, ale po prostu normalny związek, z tego co tu opisujesz. Taki, w którym mąż pomaga Ci w domu, czasem gdzieś razem wyskoczycie, a Ciebie po prostu szanuje. Jak dla mnie to po prostu coś zwyczajnego, czego - sądząc po języku, jaki przytoczyłaś, że mąż do Ciebie używa (nawet od czasu do czasu) - po prostu nie masz.

Jeśli zaś chodzi o wątek zdrady, to też się szczerze dziwię. Może znowu włożę kij w mrowisko, ale wydaje mi się, że na forum jest kilka typów osób szukających porad. Są takie, które mają swoją tezę i chcą jej potwierdzenia na forum (np. panie zdradzane, które i tak chcą z mężem zostać i szukają tu kogoś, kto je utwierdzi w tej decyzji). Z takimi ludźmi toczy sie pozorna rozmowa, bo tacy ludzie i tak wiedzą co zrobią. Są osoby, dla których to, co tu padnie nie ma znaczenia, bo są tak podatne na wpływy w realnym świecie, że choćby całe forum krzyczało: zostaw gościa, który Cię bije, to one i tak go kochają, bo gdy się pakowały i miały uciekać, to on przyszedł i powiedział, że je kocha, to one dają kolejną szansę itd. A Ty, Silky jesteś rzadkim przykładem osoby, dla której to, co się tu dzieje ma duże znaczenie i powoduje, że dużo o tym myślisz, zastanawiasz się i nawet próbujesz wcielać w życie. I nagle znalazły się tu panie, które, choć niekoniecznie wprost, ale namawiają Cię po prostu na rozwód. Tu już od dawna nie ma rad, co zrobić, ale jest lament, że "Silky nie mogę patrzeć na to, co ten gnój Ci robi, bo nie chce z Tobą seksu". Ten gnój, to mąż Silky, z którym ona póki co się nie rozwodzi. I przyznam, że ze zdumieniem czytam z jaką łatwością wczoraj towarzystwo tu zebrane orzekło, że mąż Cię zdradza, a wcześniej namawiało Cię na przesiadkę do pięciogwiazdkowej restauracji. Problem polega na tym, że Silky jest znacznie rozsądniejsza niż większość proszących tu o porady i ma, jak mi się zdaje, trochę inne podejście do małżeństwa, niż królujące powszechnie. Rozwód jest zawsze najprostszym wyjściem i ogromną porażką, a traktuje się go trochę jak remedium - źle Ci z nim? nie pomaga Ci w  domu i nie daje kwiatów? Rozwiedź się! No najwyraźniej nei dla wszystkich tędy droga. W moim przekonaniu, choć rzeczy, które robi mąż Silky są okropne, to nie są naprawdę jakąś podstawą do rozwodu. I nei mówię tu o tym, czy dla sądu by były, ale moralnie nie są. Małżeństwa, co Silky dobrze rozpoznaje, się naprawia, a nie kończy, gdy nie grają jak chcemy. I tak się zastanawiam, czy kobiety, które z taką pewnością piszą tu, że mąż Silky ją zdradza, że powinna wziąć się w garść i coś zrobić, rozumieją, że Silky nie jest większośćią osób tu i że traktuje to serio? Czy te panie są gotowe ponieść odpowiedzialność za rozpad czyjegoś małżeństwa? (To swoją drogą jest namacalny dowód, że psychologiem - wbrew powszechnemu społeczznemu przekonaniu - nie może być każdy). Padają tu piękne słowa, o tym, że Silky powinna podnieść głowę, poczuć się mocna itd, ale - Drogie Panie - przekładacie swoje historie i doświadczenia na Silky. To nie jest analogiczna sytuacja do sytuacji zdrady ( w której - o dziwo! - jakoś prawie nikt nie widzi powodu do rozwodu, ale w wypaleniu emocjonalnym już jak najbardziej). Ani do przemocy domowej. To jest po prostu małżeństwo na zakręcie, gdzie pan faktycznie ma problem, nei zachowuje się jak należy, gdzie mowi rzeczy, których nie powinien Silky powiedzieć, ale gdzie wszystko jest do naprawy, także dlatego, że Silky tego chce. Nie należy takiej osobie pisać o wymówkach, wymówkach, wymówkach, szczególnie,gdy się nie zna całej prawdy. A nikt z nas tu prawdy nie zna. I gdy np. Teo dziś rano pije kawkę w domu, przeglądając forum i czekając co Silky napisze i czy może wreszcie stanie na nogi (czyt. zostawi gnoja), to w domu Silky trwa prawdziwe życie, prawdziwe uczucia, prawdziwe sprawy. Może to mój problem, ale ja mogę spekulować, że mąż Silky jest pracoholikiem, co jest mało szkodliwą spekulacją, natomiast namawianie Silky do rozwodu (oznaczające zresztą zupełne niezrozumienie jej postawy, bo to, że ona rozwodu nie chce lub jeszcze nie chce, jest jasne od początku), wyjaśnianie jej, że mąż ma kogoś na boku itd. to jakieś szaleństwo. Bezmyślne szaleństwo. Mój mąż wykonuje wolny zawód, ma swoje biuro, sam wybiera sprawy, którymi się zajmuje i decyduje o czasie jaki pracy poświęca. Wprawdzie mąż akurat lubi dom i bycie w domu, ale jak idzie do biura, to zdarza się, że choć powinien tam być, to go nie ma. I nie odbiera telefonu. I czasem się spóźnia i nie przychodzi na umówioną godzinę. I czy to naprawdę znaczy, że ma romans? Litości. To nie jest tylko głupia pisanina na forum, ale odpowiedzialność za cudze życie. Bo nawet jeśli mąż zdradza Silky, to ona powinna się o tym przekonać, sama do tego dojść itd. A nie panie z forum powinny o tym decydować.

Po raz kolejny powiem, że Ci, Silky kibicuję, bo dla mnie Twoja chęć posklejania związku, a nie pójścia na skróty do rozwodu jest od początku oczywista. A to rzadka wartość dzisiaj. Powodzenia.

357

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
krynolina napisał/a:

Mój mąż wykonuje wolny zawód, ma swoje biuro, sam wybiera sprawy, którymi się zajmuje i decyduje o czasie jaki pracy poświęca. Wprawdzie mąż akurat lubi dom i bycie w domu, ale jak idzie do biura, to zdarza się, że choć powinien tam być, to go nie ma. I nie odbiera telefonu. I czasem się spóźnia i nie przychodzi na umówioną godzinę. I czy to naprawdę znaczy, że ma romans? Litości.

Ale jeżeli do tego dodać to,że mąż jest wiecznie zmęczony i NIE chce uprawiać sexu z żoną to już jest podejrzane. Nie twierdzę, że silky jest zdradzana. Ale to wszystko jest dziwne.

Na początku kibicowałam silky [ w sumie nadal mam nadzieję, że jednak uda jej się uratować to małżeństwo], ale z każdym jej postem mamy większy, inny obraz sytuacji. I nie ma się nam co dziwić, że znając większy obraz sytuacji możemy zmienić zdanie. Wiadomo, że tylko i wyłącznie silky wie co się dzieje w jej związku.

Z każdym kolejnym postem mamy też inny obraz na silky i rzeczywiście jak to wcześniej było napisane teraz widać same wymówki. Silky ma wymówkę na wszystko.

Dopiero teraz wiem, że jej mąż to weterynarz. MASAKRA... rozumiem, że czasami w pracy może być ciężko, ale CODZIENNIE???? Ciągle taki zmęczony? to nie jest normalne... i mówcie co chcecie ale jeżeli mąż odmawia żonie sexu to też nie jest normalne....

To jest forum i każdy może wypowiedzieć swoje zdanie. Ja nie mówię "weź rozwód" "on Cię zdradza", po prostu wypowiadam swoje spostrzeżenia. Żeby rozwiązać problem najpierw trzeba poznać przyczynę. Może on jest na coś chory???

Uważam, że silky jest mądra i rozważna i nad każdą decyzją zastanowi się parę razy. Sama najlepiej wie co czuje i co dzieje się w jej małżeństwie. Nie sądzę, że jak ktoś napisze,  żeby wzięła rozwód bo on taki niedobry to ona od razu to zrobi.

358

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Nowalijka sa ludzie ktorzy nie wiadomo jaka prace by wykonywali to sa zmeczeni. Wiem, jest to az smieszne bo zdrowi, mlodzi ludzie nie maja powodu aby byc nie wiadomo jak zmeczeni chyba ze wykonuja bardzo ciezka prace po 16h dziennie wink Ale niektorzy ludzie tacy sa, ze zmeczeni ciagle- chociaz w sytuacji Silky jest to zastanawiajace, ze jej maz na nic nie ma ochoty. A moze on taki zawsze byl? ze po pracy przesiadywal przed tv i na nic nie mial ochoty?

359 Ostatnio edytowany przez Teo (2013-11-02 14:53:37)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Krynolino, jak nowalijka napisała, Silky ma swój rozum i nie podejmie decyzji pod wpływem wypowiedzi innych na forum. Najpierw wszystko przemyśli do znudzenia. To jest pewne. Nasze dywagacje mogą jej pomóc w wyborze lub nie. Mogą rzucić na coś jakieś światło, albo nie. Na pewno można do czegoś dojść drogą eliminacji.

Wiemy, że mąż Silky jest manipulantem i emocjonalnym szantażystą. Oczywiście jakkolwiek nie brzmi to mocno, to nie robimy z niego potwora i dewianta. Nie zmienia to jednak faktu, że jest manipulantem i emocjonalnym szantażystą. To już jest pewne. Dalej, ciągłe zmęczenie i odmawianie seksu może być powiązane z szanatażem właśnie, chce ją tak "ukarać" za to, że się zmieniła i oczekuje zmiany od niego. ALE ponieważ część z nas wypowiadających się tutaj siedziała bardzo głęboko w temacie zdrady, jesteśmy wyczulone. Są pewne przesłanki, zachowania i sygnały, które w 90% oznaczają kogoś na boku (piszę ogólnie). Tych sygnałów osoba nigdy nie zdradzona nie widzi, a jak nawet je widzi, to im zaprzecza i to jest normalne. Natomiast osoba zdradzona (czasem wielokrotnie) bardzo szybko je wyłapie i znajdzie. Oczywiście mówię tu o normalnych, zrównoważonych osobach a nie o takich co to obsesyjnie wypatrują gdzieś zdrady.

Ja naprawdę, szczerzę życzę Silky i trzymam kciuki, żeby na kartofla coś "spadło", żeby się ogarnął, wyszedł ze swojej skorupy i zaczął rozumieć. Podziwiam ją za wolę walki i za rozsądek jaki dziewczyna wykazuje. Kibicuję jej bardzo!
Za wcześnie jest żeby coś wyrokować, ale trzeba się też przygotować na to, że rozstanie to może być jedyny rozsądny krok, bo ze zreanimowanego trupa wychodzi zombie, a to chyba jeszcze gorsze jest...

360

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Czytam sobie Twoją historię Silky.....jesteś mądrą kobietą, która chyba odrobinkę pogubiła się i znalazła na zakręcie swojego życia. Nie chcę doradzać ani opisywać swojej całej historii życia, bo nie o mnie tutaj chodzi, chociaż odrobinkę nakreślę swoje "przejścia". Droga Silky, kiedyś byłam podobna do ciebie, najpierw innym musiało być dobrze a później dopiero mnie, większego błędu chyba nie mogłam popełnić niż właśnie ten "nie myślenie o sobie"...mam za sobą podobne doświadczenia. Najpierw brak porozumienia, potem zdrada mojego eks (w obecnej chwili),porzucenie i powrót, moje wybaczenie i próba ratowania związku. Owszem przez jakiś czas udawało się jako tako, ale przyszedł moment jak ja to nazywam "zapalenia się mojej lampki" i.......niestety....żyliśmy niby razem ale osobno, doszłam do tego że byłam potrzebna tylko po to żeby "panu" w życiu było dobrze i wygodnie, cała reszta nie liczyła się, a najmniej moja osoba. Oczywiście też były lepsze i gorsze chwile, ale ja byłam nieszczęśliwa i dusiłam się w tym wszystkim.Żyłam tak przez 3 lata, ale przyszedł moment, w którym po głębokich przemyśleniach podjęłam decyzję o rozwodzie, informując o tym mojego jeszcze wtedy męża i wiesz co usłyszałam? "dobrze ale weź spakuj się i wyprowadź". W tym momencie utwierdziłam się, że w 100% podjęłam właściwą decyzję. Obecnie jestem już po rozwodzie. Tylko proszę, nie pomyśl sobie że mówię ci co masz zrobić, absolutnie jestem daleka od dawania rad w tak delikatnych kwestiach, ale wiem, że zrobisz tzw. rachunek sumienia czyli przeanalizujesz wszystkie za i przeciw zanim podejmiesz decyzję. Nie można mówić "ja zrobiłabym to, czy tamto". trzeba znaleść się w danej sytuacji, wtedy dopiero wiemy co zrobić a przynajmniej tak nam się wydaje, bo z perspektywy czasu zawsze widać to inaczej.Ja straciłam kilka lat życia na ratowanie czegoś czego tak naprawdę nie było. Nie wiem czy to co teraz napisze cokolwiek ci pomoże w rozmyślaniu.....to ty musisz wiedzieć czy chcesz  ratować jeszcze wasz związek, czy jest co ratować, czy chcesz tkwić w tym i być nieszczęśliwą do końca życia? Zadaj sobie pytanie: czy warto?
Jak na moje oko to już  bardzo dużo zrobiłaś dla ratowania związku i jak mówią cierpliwość jest cnotą a do wszystkiego trzeba dojrzeć. Weź też pod uwagę że jesteś niezależną kobietą i z tego co czytam świetnie dasz sobie radę w życiu w tym czy innym.
Życzę ci dużo rozwagi i myślę, że podejmiesz słuszną decyzję, taką w której weźmiesz też pod uwagę swoje dobro i szczęście.

361

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

na razie bez zmian...
chłodno, szaro - i nie tylko na dworze...

362

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

nie utknij prosze tam gdzie ja, bo to pulapka. Konkretnie chodzi o to, ze ja tez chcialam miec, to co chce - ale koniecznie wlasnie z mezem. To troche tak, jakby chciec przerobic pieska na kotka (w koncu maz to weterynarz :-)
Ale tego sie nie da zrobic. On sie zmieni o tyle, o ile to dla niego mozliwe. I nie ma to nic wspolnego z miloscia. Przychodzi moment, zeby juz to zrozumiec. "Ja chciem" tu nie dziala.
I zastanow sie, co Cie usatysfakcjonuje. Jak chcesz zyc i z czego nie mozesz zrezygnowac, a co jest niewazne (to sa wlasnie te wszystkie "ja chciem").
Moze teraz posluchaj przez chwile samej siebie, w oderwaniu od meza, dziecka, pracy, calego tego zamieszania. Bo to tylko tlo. To tylko szum - jak w zle zlapanej czestotliwosci radiowej. Poki nie ustawisz czestotliwosci dobrze, bedziesz slyszec szum. Nie wiem, czy rozumiesz co chce Ci powiedziec?
Po prostu wydaje mi sie ze pora zastanowic sie nad czyms wiecej niz tylko nad tym, jak fizycznie teraz wyglada Wasze zycie.
No i wazne tez jest to, ze zmienilas sie dla siebie a nie dla meza. Wobec tego nie oczekuj, ze on za Toba podazy. To zalezy od niego i bez sensu jest naciskac, bo dostaniesz cos, czego wcale nie chcesz - zdezorientowanego, przestraszonego czlowieka, ktory podaza za Toba ze strachu lub niepewnosci. Nie z radoscia.

363 Ostatnio edytowany przez End_aluzja (2013-11-04 12:02:07)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky, wkurza mnie tłuymaczenie "zdradą"
bo to jest droga na skróty



silky - JA ROZUMIEM stan twojego męża
i wieczne zmęczenie
rozumiem, bpo jestem alergiczką, ma astmę i miałam w zyciu taki moment, że popłakałam się na mysl o tym, że kończy się rok, a ja w kolejnym znowu będe musiała walczyć ze sobą każdego dnia, żeby wstać z łożka, przezywać kilka totalnych spadków energetycznych, funkjonowac na wiecznym speedzie - bo ze zmęczenia język mi się plątal
]tak, źle dobrane leki, alergia leczona od p[rzypadku do przypadku, tylko p-rzy zaognieniu objawów - i noce.. które moga trwać 12 godzin a czujesz się, jakby ktoś cię nagle obudził po czterech godzinach...
wiem jak to jest, gdy nagle czujesz.. że nie jestes w stanie ruszyć reką.. że to nadludzki wysiłek... że nie pójdziesz na fitnes, ćwiczenia, bo się przewrócisz, bo ci się w głowie kręci ze zmęczenia...\

tak jest. tak jest z alergikami i astmatykami...
z tego co mówisz, twój mąż SIĘ NIE LECZY.. on stosuje doraźne badziewia... jak gripex na grypę = badziewie pospolite....

to jest jeden powód

nie daj się wmaqnewrowac w zdradę, w detektywa i inne tego typu pierdy... wiesz dlaczego - BO NA TYM ETAPIE NAWET JAKBY OBRACAŁ czternaście dusz ludzkich i zwierzęcych -nie ma to znaczenia

ty mówisz o czym innym, o relacji, o szacunku o łatwości, z jaką on wyżywa na tobie swoje emocje, jak łatwo mu to przychodzi i jak bardzo nie rozumie, o co chodzi....

silky- ja powiem jedno

w twojej naprawie relacji z mężem widze tylko jeden problem -nazywa się; skupienie emocji własnie i tylko na tej relacji - a ściślej na nastrojach, akcjach, zachowaniach i braku zachowań twojego męża....

silky - on ci towarzyszy - obok ciebie, razem ale na równych prawach

DOPÓKI nie nauczysz się oddzielać jego uczucia od twoich
dopói nie nauczysz się, że jego zły humor - NIE JEST adresowany do ciebie i nie ma prawa wywoływac u ciebie złych, bolesnych emocji - on zawsze będzie cię szantazował, wygrywał,

za chwilę on się zorientuje, że sobie nie radzisz z jego negatywnymi nastrojami
zafunduje ci emocjonalny miesiąc miodowy - wiedząc, że uzależniona jesteś tak czy siak - a więc podładuje ci akumulatorki serdecznością, opiekuńczością, dobrym nastrojem.. potem, żeby znowu pograc emocjami negatywnymi
przecież to robi cały czas...

silky -powtarzaj, niech to będzie jak mantra

to twoje uczucia, twoje nastroje, nie jestem od nich zalezna...


edit:
widzę, że miriam napisała ci podobnie....
napisała, że to ty sie zmieniasz i nie możesz swojego szczęscia uzależniać od jego zmiany...

ty musisz dbać o siebie, swoje uczucia, swoje relacje. nie zgadzac się naq to, co cię boli, czerpać z tego, co dla ciebie dobre

ale sillkuy-to zalezy tylko od ciebie

nie od niego, rozumiesz?/
to ty się musisz nauczyć inaczej reagować, inaczej przyjmować jego emocje
jesli tweój mąż jest emocjonalnym szantazystą... to jedynym sposobem radzenia sobie z tym, jest UWOLNIĆ SIĘ OD SZANTAZU

a nie oczekiwanie, że on nagle przestanie cię emocjonalnie szantazowac

to ty musisz wyjśc z tego więzenia...

364

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Endi... ale Ty mając uczulenie na pyłki nie pląsasz po łące od wczesnej wiosny do późnej jesieni, nie? A mąż Silky nie dość, że ma uczulenie na koty i jest weterynarzem (!) to jeździ do tego zwierzyńca z własnej woli. Nie wierzę, że skoro tak Cię uczulenie przeciągnęło, to nie zmobilizowałaś wszystkich sił, żeby się jakoś ogarnąć i podleczyć. A on, jak zauważyłaś tego nie robi! Czyli uważam, że ta jego alergia nie jest aż tak straszna, ale daje mu świetną przykrywkę, żeby nic nie robić.

365 Ostatnio edytowany przez Mussuka (2013-11-04 13:01:29)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
krynolina napisał/a:

Mussuka napisała mi tu, że - streszczając - trzeba w życiu chcieć mieć restaurację pięciogwiazdkową i poprzeczkę podnieść wyżej, bo nie należy godzić się na wieczne jedzenie w barze mlecznym. I stwierdziła, że może ja to lubię, ale nie powinno się tego lubić. Jako offtopic powiem, że mój mąż niekoniecznie kupuje mi kwiaty, ja niekoniecznie kupuję mężowi prezenty na rocznicę, niekoniecznie uprawiamy seks, gdy to drugie namawia, a pierwsze jest zmęczone, ale za to ten sam mój mąż po sto razy dziennie mówi, że mnie kocha, w domu nasza praca rozkłada się po połowie, a gdy mam o godz. 23 ochotę na lody, to jest gotowy iść w zimie przez śnieg do sklepu po nie. Problem niektórych pań tutaj polega na tym, że nie rozumieją, że 1. nie są księżniczkami, a związek nie polega na obsługiwaniu ich, ale na relacji partnerskiej. I nie sądzę Silky, żebyś Ty chciała pięciogwiazdkowej restauracji, w moim przekonaniu Ty jesteś rozsądniejsza, a to, czego chcesz to raczej sprawnie działający hostel. Moje małżeństwo to hostel, ale rozumiem, że życie przez 90 % czasu pozbawione jest po wielu latach związku jakichś szczególnych uniesień, dlatego te pozostałe 10% gdy się pojawiają jest takie cenne. Tobie chodzi o to, żeby mieć z mężem nie super związek, ale po prostu normalny związek, z tego co tu opisujesz. Taki, w którym mąż pomaga Ci w domu, czasem gdzieś razem wyskoczycie, a Ciebie po prostu szanuje. Jak dla mnie to po prostu coś zwyczajnego, czego - sądząc po języku, jaki przytoczyłaś, że mąż do Ciebie używa (nawet od czasu do czasu) - po prostu nie masz.

Mussuka nie pisala Tobie, tylko ogolnie, w odpowiedzi co prawda na Twoj post.I nie ze TRZEBA jadac w restauracjach pieciogwaizdkowych i NIE NALEZY jadac w byle barach tylko, ze nie kazdemu takie barowe menu musi odpowiadac. I ten, ktory bedzie mial ochote na cos innego, bardziej wykwintnego, ma prawo do tego dazyc a nie isc na latwizne albo uszy dac po sobie i akceptowac co mu na talerzu podaja.

Taka gastronomiczna metafora. Podobnie jak przyklad z kwiatami, o ktore takie wielkie halo. Jedna kobieta moze ich chciec i je dostanie, innej beda obojetne, jeszcze inna bedzie za nimi czasem tesknic. Zadowolone beda tylko te dwie pierwsze. Ta trzecia bedzie jednak czula niedosyt i tak czuje silky. Przy czym pod pojeciem "kwiaty" mozna umiescic sto innych przykladow na okazywanie szacunku, milosci, zrozumienia itp. dla partnera. Ot, chocby latanie po nocy w siarczysty mroz po lody dla swej ukochanej. Dla mnie to juz nawet nie restauracja pieciogwiazdkowa tylko Ritz:) I nie musi partner powtarzac po 100 czy wiecej razy, ze kocha (jesli chce to niech mowi) ale czasem jeden czuly gest zastapi cala gadanine, chocby wlasnie podniesienie tylka i przytulenie zony albo zrobienie jej goracej herbaty w zimne popoludnie czy masazu stop. Tak niewiele ale za duzo jak dla meza silky. To nie sa zadne oczekiwania ksiezniczek, to sa NORMALNE oczekiwania partnerow wobec siebie.

Endi - wszystko pieknie ladnie z ta alergia..ale on ja ma widac "wybiorczo", bo w pracy tryska energia, a ataki miewa w domu. Zwlaszcza kiedy nie podoba mu sie zachowanie silky, wtedy jego stan wyraznie sie pogarsza. Dziwne troche, co nie? Jego niegrzeczne zachowanie ma byc tlumaczone nieodpowiednimi tabletkami? To z tego wniosek, ze w pracy rownie "uprzejmy" jest wobec asystentek i klientow? A silky pisze, ze z niego to taki troche Dr Jeckyl i Mr Hyde. To nie dziwi?

I nie bardzo rozumiem, na czym ma polegac oddzielenie wlasnych humorow czy emocji od zachowania i humorow meza? Przeciez jego zly humor bedzie mial wplyw na to jak sie czuje silky. Jej juz widocznie bokiem zaczely wychodzic mezowskie fochy, nierobstwo i chamstwo okraszone jeszcze oziebloscia emocjoinalnie-seksualna. Jak ma sie dobrze czuc w takim zwiazku, skoro coraz bardziej jej te "niedomagania" doskwieraja? Stara sie to zmienic, przedyskutowac, wspolnie zaradzic ale rownie dobrze moze sobie te zmiany ze sciana wokol domu praktykowac. Facet jest nieugiety i swiecie przekonany o swoich racjach i prawach do krzywdzenia partnerki slowem, uczynkiem i zaniedbaniem.

Sorry, ale ja takiego tlumaczenia nie kupuje.I nie zdziwi mnie wcale, jak sie kiedys silky cierpliwosc skonczy i rzuci wszystko w cholere..zwlaszcza jesli pojawi sie ktos "rozumniejszy" na horyzoncie. Silky ma 33 lata, 11 byle jakich za soba (moze z 50% bylo OK)..ile jeszcze lat tkwic w takim pseudo zwiazku?
Niechby nawet te pigulki wszystko tlumaczyly..to nadal nie jest wytlumaczenie. Facet jest do cholery lekarzem i sam sobie nie umie pomoc? Nie wierze w to.

366

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

to prawda teo
tak jak napisalam
to on się nie leczy, to on sie wprawia w taki stan

ja tylko wiem, jak ciężka alergia może być

ale tylko ode mnie zależało.. co z tym zrobię

367

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Mój brat i jego żona są alergikami. On większym chyba i jak zaczyna pylić to płaczą, smarczą i "umierają". Ale w życiu nie widziałam, żeby jedno na drugie burczało, leżało dupą do góry i wysługiwało się drugim. Oboje pracuję oboje mają pasje i nawet na tą cholerną wiosnę potrafią przyjechać na wieś z Warszawy, żeby rodzinę odwiedzić...

368

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witajcie
ech... dziś nie wiem nawet jaki ma nastrój, bo jeszcze spał na dole, na kanapie (męczy go ALERGIA-widzę) jak wstałam, a jak wróciłam to już go nie było.
Rozmawiałam z psycholog. Wysłałam jej przeredagowane moje zapiski z forum. Poczytała. Ani alergia ani nawet szantaż emocjonalny nie tłumaczą jego zachowań, niefajnych odzywek, odsuwania mnie od siebie. Jest prawdopodobnie coś jeszcze. I będziemy szukać co. Bo przyczyną może być to, że nie radzi sobie z moją zmianą lub przyczyny mogą być zewnętrzne (i niekoniecznie musi być to inna kobieta!). Zaproponowała by na 3 tygodnie wrócić do starego sposobu zachowania. Czyli uszy po sobie, przepraszam, usługuję, nie marudzę, nie czepiam się, przyjmuję z wdzięcznością to co jest. I zobaczymy co się będzie działo. Czy wystopuje z pretensjami, czy będzie "usatysfakcjonowany" moim zachowaniem. Jeśli tak - ma problem z moimi zmianami, i bedziemy nad tym pracować. Jeśli nic się nie zmieni przez 3-4 tygodnie i dalej będzie się denerwował to przyczyna tych zachowań leży gdzieś poza mną. A wówczas już różówo nie będzie, bo bez chęci współpracy z jego strony będzie to trudno znaleźć...

369

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

ja Cie bardzo przepraszam, ale Twoja psycholog urwala sie z choinki!
Nie rob tego, nie wracaj do straych schematow. Ty nie przeprowadzasz teraz eksperymentow na swoim malzenstwie.
JaK sie poczujesz odgrywajac jakas chora gre?
A jak sie poczuje Twoj maz po tych dwoc tygodniach?
Co mu powiesz?? Sorry, to byla tylko proba??
Silky, ogarnij sie! Zycie to nie eksperyment naukowy!!!

370

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

ja Cie bardzo przepraszam, ale Twoja psycholog urwala sie z choinki!
Nie rob tego, nie wracaj do straych schematow. Ty nie przeprowadzasz teraz eksperymentow na swoim malzenstwie.
JaK sie poczujesz odgrywajac jakas chora gre?
A jak sie poczuje Twoj maz po tych dwoc tygodniach?
Co mu powiesz?? Sorry, to byla tylko proba??
Silky, ogarnij sie! Zycie to nie eksperyment naukowy!!!

Hej Skilly,

zgadzam się z Miriamm ... Jakbys się czuła jako obiekt TAKIEGO eksperymentu? Gdyby mąż przez chwilę zachowywał się jak chcesz a później wrócił do stanu sprzed eksperymentu? taka hustawka trochę, nie uważasz?

Poza tym powtórzę to, co kiedyś pisałam Tobie. Skilly uparcie dążysz do zmiany nastawienia, zachowania męża, On ma takie samo prawo. Ty na siłę chcesz Go innego, On na siłę chce po staremu i obydwoje macie do tego prawo. Ty się zmieniłaś bo chciałaś dla siebie, a teraz na siłę zmieniasz męża DLA SIEBIE. Przecież to On powinien chcieć się zmienić a widać, nie chce.

To takie wojny podjazdowe ...

Mimo wszystko jestem z Tobą i trzymam kciuki za Ciebie i Twoje szczęście smile

371

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

właśnie silky.. napisałam też w kobietach
zrobisz z niego eksperyment
już obracasz go w modelu 3d.. oglądasz ze wszystkich stron, analizujesz, prowadzisz zapiski

NIE CHCESZ ZYĆ Z FACETEM JAKIM JEST MR PATATO
chcesz zyć z innym facetem - czułym, opiekuńczym, nastawionym na dawanie, zwracającym na ciebie uwagę, szanującym ciebie i twoje potrzeby/....

chcesz zyć z partnerem, cieszyć się zainteresowaniem, ciepłym usmiechem, radością na twój widok i żarem w oczach..
wymienianymi nad stołem uśmiechami porozumiewawczymi
chcesz, żeby inni m owili - jak to jest, że wam się udaje, a całej nreszcie świata jakoś nie?
jesteście taką fajną parą

nie chcesz mieć domu firmy, sprawnie działającego (on chce)
nie chcesz mieć w domu pana i władcę, który JEST SOBĄ
lezy z brzuchem do góry, ;leni się, ma w dupie twoje uczucia

nie -ty chcesz takiego osobnika

chcesz innego

ale patato sie nie zmienił
nie był kiedyś inny...

372

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Boję sama przed sobą przyznać, że nic z tego już nie będzie... Wolę wierzyć, że się uda...
BOJĘ SIĘ!!
Boję się:
-jego złości
-teksów - miałem rację, to Ty zniszczyłaś nasz związek, ja chciałem dobrze, ja ciebie kocham a ty to niszczysz
-tego co będzie, jak będzie, tak tego co inni powiedzą też, bo przecież tak fajnie razem wyglądaliśmy sad

Na dzień dzisiejszy jest mi sobie ciężko wyobrazić, że ROZWÓD, ROZSTAJEMY się.

Boję się, że odbije się to na naszym synku

I przede wszystkim boję się CZY DOBRZE ROBIĘ?
Próbuję się uwolnić od szantażu
Ale boję się, że jednak nie mam racji

Jak jestem z daleka od domu to nie tęsknię. Ale jak jestem na przeciwko niego, to moja pewność siebie leci na łeb na szyję....

Boję się, że się mylę... że jak powiem na głos, że się rozstajemy to będę tego żałowała...

Boję się konsekwencji bo nie jestem pewna czy dobrze robię...

Bo co, jeśli to on ma rację?

373

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Bo co, jeśli to on ma rację?

ale racje  w czym Silky?

374

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Skilly albo zaakceptujesz go takim i będziesz sie meczyła, albo bedziesz Go zmieniac i w przypadku jego oporu rowniez bedziesz sie meczyła ... trzecie wyjście to rozstanie, ale i tu będziesz sie męczyła. O ile w pierwszym i drugim przypadku męczenie będzie wartością constans o tyle w trzecim rozwiązaniu wręcz cierpienie po rozstaniu minie ... z czasem ale minie i to jest pewne.

Skilly pomyśl po co go zmieniać? Czy chciałabys żeby on wymagał od Ciebie zmian które Ciebie nie zadowalają? Których nie chcesz? Może on nie jest idealny, ale jest sobą i jest mu z tym dobrze... Jesli najdzie go refleksja do jakichkolwiek zmian to one nastapią same, bez Twojej ingerencji.

375

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky,

zanim jednakowoz zaczniesz sie rozstawac, zastanow sie, czy kiedykolwiek bylas SOBA - nowa soba, ale nie po to, aby cos wymusic na mezu, tylko dlatego, ze taka wlasnie teraz jestes. Po prostu.
Zachowujesz sie inaczej, bo tak chcesz. Bo takie masz teraz potrzeby. Bo czujesz, ze tedy biegnie Twoja droga. Zmezem czy bez niego.Ale nie po to, zeby maz sie zmienil i dopasowal swoje zachowanie do nowej Ciebie.
Moze on odpadnie gdzies po drodze, a moze nie?
Niekoniecznie musi byc tak, ze on sie zmieni, bo Ty sie zmienilas.
Dlatego pisalam, zebys sie zastanowila na czym Tobie tak gleboko zalezy. I co musi sie stac z Wami, abyscie ze soba byli,  a co jest tylko przjemna opcja!

376

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
pomaranczowa 1 napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Bo co, jeśli to on ma rację?

ale racje  w czym Silky?

w tym, że to ja się go czepiam, ja jestem agresywna, ja nie widzę tego że on się stara, ja go olewam, ja nie widzę jego potrzeb, ja dążę do tego by zniszczyć nasz związek

377

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
pomaranczowa 1 napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Bo co, jeśli to on ma rację?

ale racje  w czym Silky?

On ma SWOJĄ rację, Ty masz SWOJĄ. Miedzy nimi nie musi być znaku "=", myśl o Swojej racji ...

378

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Boję sama przed sobą przyznać, że nic z tego już nie będzie... Wolę wierzyć, że się uda...
BOJĘ SIĘ!!
Boję się:
-jego złości
-teksów - miałem rację, to Ty zniszczyłaś nasz związek, ja chciałem dobrze, ja ciebie kocham a ty to niszczysz
-tego co będzie, jak będzie, tak tego co inni powiedzą też, bo przecież tak fajnie razem wyglądaliśmy sad

Na dzień dzisiejszy jest mi sobie ciężko wyobrazić, że ROZWÓD, ROZSTAJEMY się.

Boję się, że odbije się to na naszym synku

I przede wszystkim boję się CZY DOBRZE ROBIĘ?
Próbuję się uwolnić od szantażu
Ale boję się, że jednak nie mam racji

Jak jestem z daleka od domu to nie tęsknię. Ale jak jestem na przeciwko niego, to moja pewność siebie leci na łeb na szyję....

Boję się, że się mylę... że jak powiem na głos, że się rozstajemy to będę tego żałowała...

Boję się konsekwencji bo nie jestem pewna czy dobrze robię...

Bo co, jeśli to on ma rację?

Sama do tego momentu dojrzejesz.

Tez tak sie balam, miotalam, trzepotalam, miliony pytan i watpliwosci i caly czas jakis zal, smutek, nadzieje, potem rozczarowanie - az nadszedl dzien, kiedy silniejsza od strachu byla zlosc. Zlosc na niesprawiedliwosc, zle traktowanie , odrzucenie, niespelnione marzenia, ignorowanie, sprzeczki - jeden maly zaplon i slowo sie rzeklo. 

A czy on silky wie, ze Ty rozmyslasz o rozstaniu, czy jest swiadom tego, ze igra z czasem i bomba bez zawleczki? Czy moze sadzi, ze Ty jestes na zawsze, jak piec kaflowy w rogu, no matter what? A moze prowokuje do rozstania? Te pytania sa dosc wazne.

379

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

czy kiedykolwiek bylas SOBA - nowa soba, ale nie po to, aby cos wymusic na mezu, tylko dlatego, ze taka wlasnie teraz jestes. Po prostu.

byłam sobą gdy się poznaliśmy, gdy byliśmy już ze sobą
nie wiem kiedy stałam się taka jaką oczekiwał mój mąż
dla dobra związku (czyt: by mąż był zadowolony, by nie był zły, by był szczęśliwy, by załagodzić konflikt) robiłam tak jak chciał

gdy teraz staram się być sobą, napotykam na jego opór. Rozmawiamy, coś ustalamy, mówimy kocham. Mi się wydaje, że jest fajnie. Żyjemy sobie tydzień. I nagle np. ja nie odbieram jego telefonu bo odkurzam, a on się wścieka i przestaje odzywać. Tak to teraz wygląda. Wszystko jest ok, jest fajnie i nagle ja robię coś nie po jego myśli i słyszę: "bo ty robisz teraz specjalnie wszysto by mnie wk...".

380

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
pomaranczowa 1 napisał/a:
silkytouch napisał/a:

Bo co, jeśli to on ma rację?

ale racje  w czym Silky?

w tym, że to ja się go czepiam, ja jestem agresywna, ja nie widzę tego że on się stara, ja go olewam, ja nie widzę jego potrzeb, ja dążę do tego by zniszczyć nasz związek

Ale tak naprawdę co za różnica, czyja jest racja - każde z Was chce czegoś innego od związku. A nagięcie się któregokolwiek z Was do wizji związku drugiego spowoduje życie wbrew sobie.
Przynajmniej tak to teraz wygląda.

381

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Mussuka napisał/a:

A czy on silky wie, ze Ty rozmyslasz o rozstaniu, czy jest swiadom tego, ze igra z czasem i bomba bez zawleczki? Czy moze sadzi, ze Ty jestes na zawsze, jak piec kaflowy w rogu, no matter what? A moze prowokuje do rozstania? Te pytania sa dosc wazne.

Nie wie
To on mówi:
wiem, że ty chcesz żebym się wyprowadził, jak chcesz to ci pomogę, odejdę cicho
dążysz do tego, bym się wyprowadził
robisz wszystko by mnie sprowokować bym się wyprowadził
jak chcesz to złóż papiery rozwodowe, widzę, że do tego dążysz

Ja do tej pory odpowiadałam, że nie chcę. Że chcę by został, byśmy się dograli, byśmy byli razem. Byśmy byli szczęśliwi

Ani razu nie powiedziałam, że myślę, że mam dość, że jestem zmęczona, że nie wiem na ile mi wystarczy siły.

Powiedziałam, że jeżeli nic nie zrobimy by się dogadać to dobrze to nie wróży, że nasze drogi się rozjadą całkowicie...

382 Ostatnio edytowany przez pomaranczowa 1 (2013-11-04 15:47:35)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

czy kiedykolwiek bylas SOBA - nowa soba, ale nie po to, aby cos wymusic na mezu, tylko dlatego, ze taka wlasnie teraz jestes. Po prostu.

byłam sobą gdy się poznaliśmy, gdy byliśmy już ze sobą
nie wiem kiedy stałam się taka jaką oczekiwał mój mąż
dla dobra związku (czyt: by mąż był zadowolony, by nie był zły, by był szczęśliwy, by załagodzić konflikt) robiłam tak jak chciał

.

Silky a co to jest to dobro zwiazku?
robilas tak jak chcial dla dobra zwiazku?? Silky przeczytaj to dwa razy co napisalas.

Moim zdaniem Ty masz wielki problem.

383

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
pomaranczowa 1 napisał/a:
silkytouch napisał/a:
Miriamm napisał/a:

czy kiedykolwiek bylas SOBA - nowa soba, ale nie po to, aby cos wymusic na mezu, tylko dlatego, ze taka wlasnie teraz jestes. Po prostu.

byłam sobą gdy się poznaliśmy, gdy byliśmy już ze sobą
nie wiem kiedy stałam się taka jaką oczekiwał mój mąż
dla dobra związku (czyt: by mąż był zadowolony, by nie był zły, by był szczęśliwy, by załagodzić konflikt) robiłam tak jak chciał

.

Silky a co to jest to dobro zwiazku?
robilas tak jak chcial dla dobra zwiazku?? Silky przeczytaj to dwa razy co napisalas.

Moim zdaniem Ty masz wielki problem.

dlatego napisałam w nawiasie jak rozumiałam wówczas dobro związku - daś z siebie wszystko by drugiej osobie było dobrze
tak to rozumiałam wówczas
teraz tak nie rozumuję

384

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Ani razu nie powiedziałam, że myślę, że mam dość, że jestem zmęczona, że nie wiem na ile mi wystarczy siły.

to powiedz to i powiedz, ze Ty nie jestes tym piecem kaflowym, wmurowanym na stale w kacie pokoju. I, ze to jego, nie Twoje zachowanie, doprowadzi do tego, ze juz nie bedziesz o Was walczyla. Niech ma tego swiadomosc. Nie wazne, ze wykrzyczy wszystko na odwrot, ze Ciebie oskarzy - bedzie wiedzial, ze Ty tez jestes w stanie odejsc i zakonczyc nieudane malzenstwo i ze nie bedzie to fanaberia z dnia na dzien ani poznanie kogos nowego. Juz teraz daj mu to ostrzezenie. Powiedz, ze nie jestes w tym zwiazku szczesliwa, choc bardzo sie o to staralas i nadal starasz..do czasu. Ale sam czlowiek gor nie przeniesie ani murow nie zburzy w pojedynke.

385

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Nie przesadzajcie. Oczywiście, że życie to JEST eksperyment naukowy. Zawsze i wszędzie coś eksperymentujemy, sprawdzamy i naginamy. To zaklinanie się, że nie można robić prób, testów i eksperymentów jest bzdurne bo każdy kiedyś w swoim życiu chociaż raz eksperymentował z życiem.
Poza tym bez przesady, ten test wcale nie jest taki zły, a może naprawdę wiele wyjaśnić.

386

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

dlatego napisałam w nawiasie jak rozumiałam wówczas dobro związku - daś z siebie wszystko by drugiej osobie było dobrze
tak to rozumiałam wówczas
teraz tak nie rozumuję

Tak mi się jeszcze nasunęło... Skoro wówczas jako działanie na rzecz związku rozumiałaś dawanie z siebie wszystkiego w celu uszczęśliwiania drugiej osoby - dlaczego to w Twoim mniemaniu obowiązywało jedynie Ciebie?

387

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
kjersti napisał/a:
silkytouch napisał/a:

dlatego napisałam w nawiasie jak rozumiałam wówczas dobro związku - daś z siebie wszystko by drugiej osobie było dobrze
tak to rozumiałam wówczas
teraz tak nie rozumuję

Tak mi się jeszcze nasunęło... Skoro wówczas jako działanie na rzecz związku rozumiałaś dawanie z siebie wszystkiego w celu uszczęśliwiania drugiej osoby - dlaczego to w Twoim mniemaniu obowiązywało jedynie Ciebie?

nigdy się nad tym nie zastanawiałam, po prostu tak było
kiedyś dostawałam jednak więcej niż teraz
kiedyś czekałam na koniec studiów, zamieszkanie razem, na oświadczyny, na ślub, na dziecko.... te emocje mi wystarczyły by dawać i nie oczekiwać
teraz nie mam na co czekać? bo jego marzenia są teraz inne niż moje?
bo on mówi teraz tylko o sprawach materialnych i marzenia ma materialne, a ja chciałabym czegoś innego... rozjeżdżamy się...

388

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silkytouch - ja myślę, że powinnaś trochę odpocząć od forum, powinnaś się wyciszyć, próbować zrozumieć siebie i jego. Za dużo w tym wątku różnych dziwnych opinii, wcale niekorzystnych dla Ciebie, pisanych li tylko z własnej, indywidualnej perspektywy. A Ty tego słuchasz jak zaczarowana. Uspokój się, popatrz na życie jakim jest i nie próbuj żyć filmami idealnego związku, bo takich nie ma. Proś o zmiany zachowań, ale nie torpeduj tego swojego męża jak mięso armatnie. Moimi zdaniem, na tym etapie, to forum Ci szkodzi.

389

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Czy Wy naprawdę uważacie, że to, co dzieje się w małżeństwie Silky powinno być przyczyną rozwodu? Może jestem naprawdę starą kobietą, ale nie rozumiem tego zupełnie. Tym bardziej na forum, na którym przekonuje się, że zdrada jest po to, by małżeństwo naprawiać.
Silky się pogubiła, pogubił się jej mąż, zgubili siebie, ale czy to od razu znaczy, że trzeba się rozstawać? Panuje tu jakiś generalny ton, by Silky odnalazła siebie. Naprawdę w moim przekonaniu to bzdura. Silky i jej mąż powinni znaleźć małżeństwo. Pójść na kompromis, ona się zmieniła, może nawet za bardzo, a on nie zmienił się w ogóle. Powinni się spotkać w połowie drogi, a nie w miejscu, jakie wyznaczy Silky - co zresztą ona sama wydaje się lepiej widzieć niż panie, które jej doradzają. Małżeństwo nie służy odszukiwaniu siebie, stawaniu na nogi, zadbaniu o swoje ja itd. Nie służy też temu, co widzi jej mąż, a więc nie polega na usługiwaniu i byciu w pogotowiu, bo druga strona może wymagać podtarcia tyłka. Silky ma męża i dziecko, nie znaczy to, że ma przestać być sobą, ale że są pewne wymiary bycia sobą, które są dla niej nieosiągalne i powinna ona odnaleźc siebie w tym małżeństwie, a nie w ogóle. Nie pojmuję dlaczego nie doradza się zdradzanym kobietom, które chcą walczyć o nic nie wartych mężów, by się trzymały, podczas gdy Silky ma się zająć sobą i powalczyć o siebie. I na pewno będzie sczzęśliwsza, gdy się rozwiedzie z mężem-tyranem. Nie wiem skąd pomysły, że nie należy się męczyć. Otóż tym się różni małżeństwo od szczeniackich miłostek, że czasem się w nim należy męczyć. To nie relacja, którą się kończy ot tak, bo się jest już wykończonym. Życie po prostu nie zawsze jest różowe i łatwe. Zanim się człowiek poczuje wykończony, należy się męczyć i walczyć, bo inaczej przyznaje się, że się w związku nigdy nie było i że jedyną perspektywą jaką się ma jest perspektywa egocentryczna. Nie wiem wobec tego co różni właściwie małżeństwo od chodzenia ze sobą, ale z tego, co widzę to Silky jednak jakąś różnicę widzi, skoro podejmuje próby naprawy tego bałaganu.
Pomysł psycholog jest sensowny. Sensowny jeśli chce się walczyć, ale bezsensowny jeśli się dba tylko o to, by Silky była super realizującą się panią, która poszukuje swojej tożsamości. Powinnaś, Silky, skorzystać z tego pomysłu. I powinnaś próbować rozbić wszystko by to małżeństwo naprawić, żeby nie mieć potem sobie absolutnie nic do zarzucenia i by móc, gdy zapyta Cię o  to kiedyś syn odpowiedzieć mu szczerze, że walczyłaś, ale byłaś w tej walce sama. A jeśli uda Ci się ten związek posklejać, to będziesz w nim, jak mi się zdaje, automatycznie taką sobą, jakiej szukasz.
I też sądzę, że to forum Ci szkodzi. jeśli bierzesz to wspieranie w poszukiwaniu tożsamości na serio, to szkodzi Ci na pewno.
Pozdrawiam i powodzenia.

390

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Silky,

zanim jednakowoz zaczniesz sie rozstawac, zastanow sie, czy kiedykolwiek bylas SOBA - nowa soba, ale nie po to, aby cos wymusic na mezu, tylko dlatego, ze taka wlasnie teraz jestes. Po prostu.
Zachowujesz sie inaczej, bo tak chcesz. Bo takie masz teraz potrzeby. Bo czujesz, ze tedy biegnie Twoja droga. Zmezem czy bez niego.Ale nie po to, zeby maz sie zmienil i dopasowal swoje zachowanie do nowej Ciebie.
Moze on odpadnie gdzies po drodze, a moze nie?
Niekoniecznie musi byc tak, ze on sie zmieni, bo Ty sie zmienilas.
Dlatego pisalam, zebys sie zastanowila na czym Tobie tak gleboko zalezy. I co musi sie stac z Wami, abyscie ze soba byli,  a co jest tylko przjemna opcja!

o właśnie silky
miriam to doskonale ujęła

zmiana dotyczy ciebie i powinna skupiać się na tobie

NIE ZMIENIAJ JEGO

on bardzo się dostosuje, będzie ci towarzyszył... albo zostanie w tyle

tylko, że ty nie będziesz się miotać i przestaniesz czuć tę cholerną, niepotrzebną i niezasadną odpowiedzialność - za wszystko i wszystkich

SILKY - nie odpowadasz za niego
nie masz wpływu na jego reakcje, emocje, stany

nie zmienisz go
nie odpowiadasz za WAS
odpowiadasz za siebie i twój stosunek do niego

co on z tym zrobi.. zalezy tyl;ko od niego

rozumiesz silky

on albo będzie obok ciebie., albo go nie będzie silky

nie możesz myśleć czy ci się uda, czy ci się nie uda....
silky - przecież tobie się uda
nie wiesz tego? nie czujesz? nie widzisz jaką kobieta jesteś??

silky - siła tkwi w tobie
dasz radę, będziesz szczęsliwa i spełniona
możesz taka bycj uż teraz.. tylko przestań uzależniac swoje szczęscie i poczucie wartości od skwaszonej miny twojego niedfojrzałego, niedorosłego słabego męża...

teo - owszem, życie to rollercoaster, eksperyment, tylko jeden rtaz

jak mówiła WISIA??
nic nie zdarza się dwa razy i nie zdarzy
z tej przyczyny
zrodzilismy się bez wprawy i pomrzemy bez rutyny...


ale
ale
TO CO INNEGO
niz eksperymentowanie na zywym organizmie - silkowym i jej pataty....

Posty [ 326 do 390 z 569 ]

Strony Poprzednia 1 4 5 6 7 8 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024