No to opowiadam
Jak wiecie w piątek młody został w domu, pobudkę mieliśmy o 4:20. O 15 gdy miałam go odwozić do babci zasnął mi na podłodze. Położyłam go do łóżka, z nadzieją że pośpi 1,5-2h i go odwiozę. W tym czasie na spokojnie posprzątałam i wzięłam kąpiel. Niestety dziecię postanowiło pospać dłużej. Kolacja miała być na 6:30. Przed 5 poprosiłam mamę by przyjechała do mnie bo musiałam jeszcze skoczyć do miasta po świeczki i przede wszystkim odebrać jedzenie. Zjechalam do domu akurat, o 6. Młody jeszcze spał. Obudziłyśmy go z mamą, w międzyczasie zadzwoniłam do męża z zapytaniem czy on odwiezie dziecko i psa do babci bo mama musiała jeszcze zrobić zakupy po drodze. Zaczęłam się robić poddenerwowana. Było już po 6, M w drodze, dziecko na bajce, stół nieprzygotowany, babcia pojechała.
Przyjechał 6:30 z kwiatkami - muszę przyznać, że śliczne, najładniejsze jakie kiedykolwiek od niego dostałam.
Pojechali, a ja na szybko świeczki, stół, kiecka, make up. Jedzenie caly czas siedziało gotowe na talerzach w piekarniku (dzięki bogu mam funkcję podgrzewania talerzy:))
Pogasiłam światła i czekałam. Jak przyjechał, otworzyłam drzwi i kazałam zamknąć oczy - romantycznie wprowadziłam go do jadalni, calując po drodze i mówiąc że kocham. Zaskoczony był jak otworzył oczy. Pocałowałam go raz jeszcze i wręczyłam prezent. Zdziwił się i od razu powiedział - też ci chciałem coś kupić, ale wiesz... nie miałem kiedy...
Kolacja była przyjemna, wino, które wybrałam okazało się świetne (nie znam się, wybieram po etykietkach, która mi się podoba ). Trochę pokręcił nosem na jedzenie, że nie jest takie super fit, ale powiedziałam że jak raz zje coś innego to mu się nic nie stanie, a do restauracji na jakieś bardziej fit nie chciał iść więc zorganizowałam to co się dało (carpaccio i cielęcina ze szpinakiem i grilowanymi warzywami) Atmosfera była miła. Podziękował za kolację. Stwierdził, że czuje się jak na wigilii - mistrzuniu komplementów. Dalsza część wieczoru była bardzo udana . Na leżakowanie w łóżku nie miał jednak ochoty i siadłam obok niego na kanapie, na której zaraz zasnęłam.
Sobota: pobudka 4 rano, pakowanie i wyjazd na rajd samochodowy offroadowy (300km w jedną stronę). Po drodze przyjemne romowy o niczym. Na rajdzie fajnie, nawet się nie przejął jak mu auto ugrzęzło w błocie czy jak przeszorowaliśmy bokiem po siatce ogrodzeniowej (zostały drobne rysy na lakierze) - ale tym razem nie utkęliśmy w błocie:). Bawiliśmy się bardzo fajnie. To była nasza pierwsza taka jazda w terenie i bardzo nam się spodobała. Auto dalo radę. Mąż był wyraźnie zrelaksowany i dobrze się bawił - co nie często mu się zdarza. A co najważniejsze nie denerwowal się na mnie jak nam coś nie wychodziło. W domu byliśmy o 22 i od razu padliśmy spać. Od tego momentu non stop planuje co jescze musi w aucie przerobić, co dokupić, jakie opny itd.
W niedzielę obudził mnie przed 7 bo spać nie mógł, a zebrało mu sie na czułości. Fajnie było, ale hmmm... bez mojej satysfakcji, po czym poszedł na TV, a ja mogłam jeszcze pospać. Jak wstałam to wymyślił, że pojedziemy dla mnie po prezent. Ok, ale zdecydowanie bardziej wolę dostawać prezenty niż je sobie sama kupować jakoś nie miałam nastroju. Zapytal, czy chcę kozaki - TAK, o tym marzyłam buty w prezencie na rocznicę ślubu. Powiedziałam, że ani butów, ani miksera ani garnków nie chcę. Wolę biżuterię lub zegarek. Nie chciał sam wybierać, wybieraliśmy razem. Czasu nie mieliśmy dużo, on nie lubi zakupów, do drugiego sklepu nie chciało mu się jechać. Mam trochę wrażenie, że chciał "odbędnić" ten prezent i mieć z głowy. Coś tam wybrałam. Byliśmy też w kinie. Wieczorem znów zasnął na kanapie jak się kąpałam. Zwlekłam go do łóżka. Obudził mnie w środku nocy chętny na czułości. Rozbudził mnie tylko jednak, a sam poszedł spać. Ja nie mogłam zasnąć. W nocy słyszałam jak młody się obudził i mnie wołał, ale nie wstałam. Poczekałam aż wstanie pan tata. Rano obudziłam się z młodym w łóżku, a pan tata spał na kanapie. Stwierdził, że młody był głodny i później nie chciał spać to dał go do mnie do łóżka, a sam poszedł na kanapę.
W sumie było ok. Tego się spodziewałam. Nie zaskoczył mnie. Podejrzewałam, że będzie max kwiatek. W piątek czułam sie b. fajnie, w sobotę czułam się b. fajnie, ale wczoraj i dziś jakoś byle jak... Bo kochał się ze mną, ale nie zadbał o moje potrzeby, obudził, rozbudził i poszedl spać. Bo prezent kupiony na szybko... Bo kwiaty dla mnie kupiła asystentka... bo nie powiedział, że ładnie wyglądam... bo jakoś tak nie czuję się ważna dla niego...
z psycholożką miałam rozmawiać w piątek, ale w związku z młodym w domu przełożyłam rozmowę na dziś. Dziś ona nie mogła i znów przekładamy.
Nie wiem czy to hormony, czy mi się w głowie poprzewracało, że chce nie wiadomo czego, a chłopak się stara. Bo w sumie wszystko jest ok tylko ja szukam dziury w całym. Może to ze mną jest coś nie tak i sama nie wiem czego chcę, że chcę niemożliwego... gwiazdki z nieba i rycerza na białym koniu... za dużo, za szybko... bo w sumie to jest ok!
a może po prostu tak na mnie wpływa brak orgazmu bo jak coś się zaczęło to należało to doprowadzić do końca... zobaczymy dziś wieczorem...
Ale w sumie to jest ok 