miłość? szczęście? kompromis? gubię się... - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 131 do 195 z 569 ]

131

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Czyli nie zrozumiał tego co w liście mu napisałaś albo tak się zamknął w sobie i nie chce niczego zrozumieć..Szkoda mi ciebie...

Zobacz podobne tematy :

132 Ostatnio edytowany przez Katarzynka82 (2013-09-09 16:04:57)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
kalina88 napisał/a:

Przykro mi czytac Twoja watek, naprawde...
macie juz 11 lat stazu, ((((((ja oczywiscie nie jestem nawet mezatka, ale juz dobrych lat mam (nie, nie tyle co w loginie), troszke wiecej, choc nie za duzo, ale za to mam bardzo wielki kontakt z mezczyznami, obserwuje bardzo duzo, a i czytam, choc teoria to nie wszytsko.... ))))ale wracajac do tematu..., a zachowujecie sie jakbyscie byli na etapie pierwszych miesiecy znajomosci... Tzn odbieram, ze Twoje takie zachoanie i niepewne uczucia sa... Sama popatrz Twoje nastroje sa zalezne od Jego nastrojow... wszytsko podporzadkowane jemu, widac ze go kochasz, ale tak nie mozesz, abys byla niepewna jego uczuc, gdy macie wspolnie dziecko i tyle lat jestescie razem.. To destrukcja, ktora jesli w pore nie zostanie naprawiona, zacznie niszczyc Cie od srodka. Wszytskie wiemy, ze tego nie chcesz

Przede wszytskim, w tym co przeczytalam rzucily mi sie 3 rzeczy glownie
1. Zaczal sie starac z wygladem - czytaj. nosic ubrania od Ciebie
2. jak sama zauwazylas wraca z pracy pozniej niz powinien
3. Nie wychodzicie razem, rutyna, on nie to, nie tamto
4..Powiedzial, ze moglabys go zdradzic ....
i tu ostatni punkt nawiazuje do mojej konkluzji.. ale oczywiscie nie bierz tego absolutnie jako ostateczne rozwiazanie, bo moze faktycznie byc przeczony, ale naprawde takie obiektywne wrazenie odebralam, ze on sam moze zdradzac.. Bo to miedzy innymi sa wlasnie oznaki zradzajacego faceta...
Nie sugeruje sledzenia nic w tym stylu, ale naprawde, sprobuj go poobserwowac... Np zadzwonic gdy juz powinien teoretycznie zakonczyc prace, czy odbierze, czy szybko oddzwoni jesli tego nie zrobi... Po prostu patrz na jego zachowania.
Sama powiedzialas, ze kiedys sie tak nie dzialo, a teraz zaczal "wybuchac" nawet jak jest dobrze... Nie musze Ci mowic, bo sama wiesz, ze tak jest niewporzadku.
Przepraszam ze tak powiem, ale wina nigd nie lezy po jednej stronie i zawsze sie tego trzymalam i trzymac bede, a sama wiesz, ze dalas duzo od siebie ale tylko dla domu, dla nigo, a nie dla siebie.
Zmien sie... Badz ta kobieta w ktorej on sie zakochal smile
Powodzenia wink

Dokładnie przydał by się detektyw !!!!!!!!!!

silkytouch napisał/a:

Nie bardzo mam jak wyjechać. Mamy oboje sporo pracy na miejscu (obije mamy swoje małe firmy). Myślę, że taki wyjazd chyba by niewiele zmienił. Musiałabym wyjechać na miesiąc. W maju i lipcu byłam na wyjazdach służbowych po 5 dni - nic nie zmieniły - za krótko.
Myślę, że musimy przebrnąć przez to w domu. Pewien proces się rozpoczął i musi trwać. Albo się poukłada, albo będziemy musieli od siebie "odpocząć" dłużej. Na szczęście mam gdzie się podziać w razie "w".
Ja zmieniłam swój wygląd na wiosnę i swoje zachowanie. Zauważyłam 11 lat jego dominacji w naszym związki i próbuję to zmienić. On się buntuje, czasem mi zarzuca że szukam okazji by go zdradzić.
Myślę, że powinniśmy zostać na miejscu, dotrzeć się, spróbować się poukładać na nowo. Gdybym mu teraz powiedziała, że muszę odpocząć, nabrać dystansu on mógłby to zrozumieć jako początek końca, że kogoś mam itd. Widzę, że boi się zdrady (na prawdę dużo lepiej wyglądam i zaczęłam wychodzić z domu, coś czego nie robiłam przez ostatnie dłuugie lata). Chce mi ufać, ale ma wątpliwości, walczy ze sobą, boi się. Zostanę

jeżeli oboje macie firmy to jakim prawem on daje tobą pomiatać ty tez masz prawo być zmęczona ja na twoim miejscu wzięłam by rozwód.

rudy19800510 napisał/a:

Czyli nie zrozumiał tego co w liście mu napisałaś albo tak się zamknął w sobie i nie chce niczego zrozumieć..Szkoda mi ciebie...

Pomóż jej ja jeśli możesz ja pomagam dwóm dziewczyną.
Trzeba z ludźmi rozmawiać smile

133

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silkytouch,

na pewno jednak mozesz sie zmieniac tak, zeby Twoj maz nie czul sie zagrozony, niepotrzebny i odepchniety.
Czyli lagodnie :-)Twoja zmiana to  nie jest sprawa ambicjonalna.  Kazde z Was moze czuc sie wygrane a nie przegrane. Byc moze Twoj maz traktuje to, co sie dzieje w kategoriach ambicji - czyli kto jest gora a kto nie. Wtedy ciezko podazac za kims, bo traci sie twarz....jest sie ta slabsza strona.
Moze napisz teraz list do siebie. Co bys Ty chciala osiagnac i do kazdego celu przypisz sposob, w jaki ten cel osiagniesz.
Taka tabelka to jest oczywiscie tylko wstep do ogarniecia i uporzadkowania tematu, ale jesli sie da, lepiej upraszczac niz komplikowac. Lepiej godzic niz sie klocic.
Pozytywne intencje sa wazne. Ty sie nie zmieniasz PRZECIWKO mwezowi, ale dla niego. Powiedz mu to.

134

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Ty sie nie zmieniasz PRZECIWKO mezowi, ale dla niego. Powiedz mu to.

Mówiłam wiele razy. Muszę mu dać teraz trochę spokoju. Niech sobie spokojnie poukłada to co przeczytał. Kolejne dni pokażą. Mam nadzieję, że coś jednak zrozumiał. Naszym problemem jest to, że nigdy nie rozmawialiśmy o uczuciach, emocjach, potrzebach. Żyliśmy z dnia na dzień, planując ale tylko to co materialne. Rozmawiając, ale tylko o sprawach codziennych.  Dziś jest chory, widzę to. Zasnął na kanapie. Czuję, że muszę się nim poopiekować. Chcę odzyskać siebie dla siebie i dla niego. Kiedyś śmialiśmy się dużo więcej niż teraz...

Katarzynka84 - Temat zdrady odkładam póki co do głębokiej szuflady. Nie sądzę, że o to chodzi. Wydaje mi się, że jednak go na tyle znam, że mogę powiedzieć, że to nie to. Tak myślę. Wiem, że ktoś może powiedzieć, że wszystkie zdradzane kobiety tak myślą. Cóż... jestem taka sama. Wierzę, że on mnie nie zdradza. Fakt, ma do tego doskonałe warunki organizacyjne, ale myślę żę to nie to...Często słyszę jego rozmowy z klientami. Faktura i biling za jego telefon przechodzi przez moje ręce (przyznaję się - sprawdziłam ostatnio).

Co do tabelki, listu do siebie - może i to dobry pomysł. Nosiłam się już z tym od pewnego czasu by poprzelewać pewne myśli na papier. Muszę sobie pewne sprawy poukładać w głowie. Ja nie walczę z nim, ja walczę o niego, o nas, o siebie. Zrozumiałam, że musimy być szczęśliwi najpierw ja i on. Dopiero później będziemy szczęśliwi jako my. Zrozumiałam, że nie mogę traciś siebie dla nas. Co, jeśli nagle nas/jego zabranie? Nie mogę stracić wszystkiego, muszę mieć swoje ja, które mi wówczas zostanie...

135

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Lepiej dać mu czas niż naciskać bo może całkiem się zamknąć i cały czas siedzieć w pracy a pewnie tego byś nie chciała..Czas pokaże czy chce się zmienić czy nie...

136

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silkytouch,

chce jeszcze nawiazac dio tego, co juz wczoraj pisalam. Wydaje mi sie to wazne - wazne dla Ciebie. Tak dla podsumowania, zeby wszystko bylo jasne, zebys wiedziala, do czego dazysz.
Zostaw meza w spokoju i zajmij sie soba. Jesli Twoja zmiana da mu do myslenia i jesli nadal mu zalezy na Was - maz rowniez sie zmieni.
Naucz sie okreslic, gdzie sa Twoje granice. Czego chcesz konkretnie. Ile czasu maz ma poswiecac dla domu a ile dla pracy? Co Cie zadowoli? Jak czesto chcesz z nim rozmawiac? Jak duzo czasu z nim spedzac?

Animus w moim poscie napisal, ze kobiety wiedza czego nie chca, a nie potrafia powiedziec, czego chca. Ty sie postaraj to okreslic. Zobaczysz, czy Twoj maz chce za Toba podazyc, czy nie.
I nie mysl o tym, jaka bylas na poczatku znajomosci i jaki on byl na poczatku - bo tamtych ludzi juz NIE MA. Oboje jestescie tu i teraz - zupelnie inni  niz wtedy. rownie interesujacy i warci poznania od nowa.

137

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

Zostaw meza w spokoju i zajmij sie soba. Jesli Twoja zmiana da mu do myslenia i jesli nadal mu zalezy na Was - maz rowniez sie zmieni.

Staram się, ale nie przychodzi mi to jeszcze łatwo. Muszę popracować nad swoją cierpliwością gdy czegoś chcę. Gdy coś muszę znosić wbrew swej woli, adoptować sie do trudnych sytuacji, znosić głupotę innych, przeciwności losu - jestem mistrzem cierpliwości. Gdy mam poczekać na coś co bym chciała zdobyć, osiągnąć, zmienić - mam problemy. Chcę tu i teraz, jak dziecko. Muszę popracować nad cieprliwością. Muszę dojrzeć.

Miriamm napisał/a:

Naucz sie okreslic, gdzie sa Twoje granice. Czego chcesz konkretnie. Ile czasu maz ma poswiecac dla domu a ile dla pracy? Co Cie zadowoli? Jak czesto chcesz z nim rozmawiac? Jak duzo czasu z nim spedzac?

to sobie na pewno muszę przemyśleć i pospisywać by trzymać się tych granic.

Miriamm napisał/a:

Animus w moim poscie napisal, ze kobiety wiedza czego nie chca, a nie potrafia powiedziec, czego chca. Ty sie postaraj to okreslic

Właśnie to przed chwilą wyłapałam w Twoim temacie. Muszę dokładniej doczytać Twój wątek, pewnie odnajdę coś więcej dla siebie. Prawdą jest, że uświadomiłam sobie już czego nie chcę w związku, w życiu. Teraz drugi, trudniejszy krok przede mną - uświadomić sobie czego chcę. A później jak tego dokonać...

Miriamm napisał/a:

Oboje jestescie tu i teraz - zupelnie inni  niz wtedy. rownie interesujacy i warci poznania od nowa.

I tu mam problem, bo wydaje mi się, że mój mąż nie chce mnie poznawać... może potrzebuje więcej czasu...


Czuję, że coś się zmienia. Czuję, że zmienia się moje życie, że ja się zmieniam. Chcę się zatrzymać na chwilę i poznać gdzie jestem, gdzie my jesteśmy... nie możemy wciąż gnać do przodu za mamoną i utracić siebie...

138

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Daj mu trochę czasu na przemyślenie i przetrawienie całego listu i tego co się stało..Cierpliwości

139

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silkytouch,

bedzie chcial Cie poznac, jesli zmiana nie bedzie sie kojarzyla z zagrozeniem. Zmiana to nowe, a zwykle wolimy stare i znane bo bezpieczne. Nowe zagraza - nie wiadomo co przniesie.
Jesli sygnal, ktory wysylasz, bedzie brzmial: "chce byc z Toba nadal, ale inaczej niz ostatnio". Nie bedzie sie tego obawial.
Moze to co on slyszy to: "nie chce Cie takiego". Z tym nikt sie nie poczuje dobrze.

140

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dziękuję Miriamm
To takie oczywiste... a nie wzięłam tego pod uwagę... to co przekazuję mu swoimi słowami i czynami może być zupełnie inaczej odebrane przez niego...

141

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Love admittedly,
This is a great champion,
of us can make someone
who have never been

142

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Miriamm napisał/a:

bedzie chcial Cie poznac, jesli zmiana nie bedzie sie kojarzyla z zagrozeniem. Zmiana to nowe, a zwykle wolimy stare i znane bo bezpieczne. Nowe zagraza - nie wiadomo co przniesie.
Jesli sygnal, ktory wysylasz, bedzie brzmial: "chce byc z Toba nadal, ale inaczej niz ostatnio". Nie bedzie sie tego obawial.
Moze to co on slyszy to: "nie chce Cie takiego". Z tym nikt sie nie poczuje dobrze.

Nie jest dobrze.
Mieliśmy dziś trudną rozmowę. Jakoś tak samo wyszło. M obrócił kota ogonem i wyszło, że to ja jestem ta zła co go lekceważy, a on się tak stara. On się stara, a ja tego nie widzę i mam wciąż nowe wymagania. On jest już zmęczony, on mnie nie rozumie (a tego listu to już w ogóle) i już nie chce zrozumieć... Już nie będzie się starał... Już niczego nie oczekuje... Mam mu powiedzieć wprost o co mi chodzi. To mu powiedziałam, ale on uważa że to kiepska historia, on tego nie rozumie. Jeśli ja chcę, to on może się wyprowadzić... Mam się nie martwić, nie będzie robił scen, zabierze kilka rzeczy i cicho wyjdzie...
Nie wierzę, że to powiedział!!! Nie wierzę!!! Tak chłodno, bez emocji...
Powiedziałam żeby został, że nie chcę by się wyprowadzał, że proszę go by się jeszcze postarał... dla mnie... ebyśmy się razem postarali Powiedział, że musi się zastanowić...

Czy ja żebrzę o uczucia? Nie wiem co mam robić... serce podpowiada mi, że mam walczyć... rozum zapala czerwoną lampkę ostrzegawczą, że to jest manipulacja i próba do powrotu do starego pożądku...

143

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Och. Na pewno on sie czuje dobrze w starym porządku. Twoje starania sie o wygląd. Zmianę przyjął jako zagrożenie. Dlatego Awanturki sie nasilily. Zmieniasz sie. Zmieniasz porzadek. Pozbawiasz go poczucia bezpieczeństwa. 11 lat było dobrze. Teraz sie czepiasz..
On bedzie robił wszystko byś wróciła do starych portek. I to normalne i naturalne jest!!!

144 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-09-11 08:09:10)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Nie zrozumieliśmy się z M... niby dorośli ludzie, a jakoś na opak odczytujemy słowa i sygnały, które do siebie wysyłamy... nie rozumiemy się, choć chodzi nam o to samo...
mamy do siebie żal i pretensje o te same rzeczy, oboje czujemy się zaniedbani, olani, niedocaniani. Oboje sobie zarzucamy, że o siebie nie dbamy, oboje nie widzimy na wzajem naszych starań... oboje musimy otworzyć oczy, ocknąć się nim będzie za późno
już jest późno...
powiedział, że nie ma już siły i ochoty się starać... poprosiłam by jeszcze spróbował... poprosiłam byśmy spróbowali razem... jeszcze raz...

145

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

A czy on tego chce czy tylko czeka w poczekalni żeby ci powiedzieć czego ty się nie spodziewasz....Nie którzy faceci są świniami nawet nie wiedzą jak ranią swoje rodziny swoim zachowaniem awanturami słowami których nikt by się nie spodziewał..
Kochajmy to co mamy

146

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silkytouch, mam nadzieję, że nie odbierzesz mojej odpowiedz jako ataku na siebie, ale może wyczytasz z niej coś, co pozwoli Ci zrozumieć też swojego męża, bo możliwe, że jako jedyna tu osoba, w tej Twojej historii mi bliżej do niego. A czytam to co piszesz od samego początku.
Gdy się zastanawiałaś kilka dni temu, co mąż zrobi po przeczytaniu tego listu, Silkytouch, to zbierałam się, by Ci odpisać, że będzie zaskoczony, uzna, że oszalałaś, nie zrozumie Cię i zapewne zaproponuje Ci rozstanie. Tak się faktycznie stało.
Nie wiem czy będę potrafiła to dobrze uzasadnić, ale moim zdaniem, Silkytouch jesteś zachowujesz się w sposób irracjonalny, przynajmniej z perspektywy męża. Męża, który jednak myśli jak mężczyzna i być może ma inaczej poustawiane priorytety. Z jego perspektywy on dba o rodzinę i stara się zapenić jej byt, kosztem własnego zmęczenia. Nie zdradza Cię, nie oszukuje, nie pije, nie wiem co jeszcze, w każdym razie zachowuje się jak zachowywałoby się większość osób na jego miejscu, gdyby tyle pracowało. Ewidentnie jest to z jego perspektywy priorytet, ale - z tego przynajmniej co sama piszesz - nie pracuje on żeby przyszpanować nowym autem czy super domem, ale dlatego, że w ten sposób mialoby Wam się żyć jak najdostatniej. Wraca do domu zmęczony, a tam czekasz Ty. Nie chodzi o to, że miałabyś czekać z obiadkiem, rzeczy poprane, poprasowane, dom posprzątany. Nie sądzę też, by dla niego było to najważniejsze. W każdym razie z jego perspektywy żyje on w normalnym,poukładanym świecie, w którym jego obowiązkami jest praca zaawodowa, Ty masz więcej czasu, więc zajmujesz się też domem i w tym poukładanym świecie, Ty nagle doznajesz olśnienia, że nie jest jak być powinno. (Od razu mówię, że uważam za naturalne, że jeśli jedna osoba w małżeństwie pracuje więcej, to druga prowadzi dom, u mnie w małżeństwie było długo odwrotnie i ja byłam Twoim mężem i jakoś mój maż gotował, sprzątał, prasował i nigdy nie czuł sie wykorzystany, upokorzony, że ja mam wszystko podane pod nos.) Ja, podobnie jak Twój mąż takich olśnień nie rozumiem. Nie rozumiem o co Ci tak naprawdę chodzi i czego Ty chcesz. Myślę, że sama nie wiesz czego chcesz, że nie umiesz tego określić, ale jedno jest pewne, chcesz by mąż był inny i by był dokładnie taki, żeby Ci - jakby to ująć najzgrabniej - bardziej pasował, czyli w sumie stał się taki, jak Ty byś chciała (mimo że sama nie wiesz co to dokładnie znaczy). Nie wiem, może jestem przeczulona na kobiety, które naczytały się książek psychologicznych i zapragnęły czegoś innego w życiu, bo z racji zawodu spotykam ich mnóstwo, ale ja dokładnie to tak widzę: obudziłaś się któregoś dnia z pragnieniem życia inaczej. Nie zapytałaś męża, czy on chce inaczej, po prostu przystąpiłaś do działania. Ty schudłaś, zmieniłaś się, zadbałaś o siebie i teraz będziesz się realizować i zmieniać swoje małżeństwo. Nie zważając na to, że nie tylko Twoje potrzeby są ważne - nie mogłaś zresztą na to zważać, bo bardzo typowe dla sytuacji takich jak Twoja jest również to, że kobiety usprawiedliwiają swoje dziwaczne postępowanie tym, że nabierają wewnętrznego przekonania, którego są pewne, że dotychczas realizowane były potrzeby małżonka. Taka racjonalizacja wystarcza, by w jakimś przedziwnym duchu sprawiedliwościowym przystąpić do naprawy swojej dotychczas fatalnej sytuacji. Takiemu postępowaniu nigdy nie przyświeca dbanie o małżeństwo jako całość, ale tylko o samą siebie. A gdybyś zapytała, jak czasem pyta się mężów jak Twój, czy w układzie dotychczasowym mąż pracuje dla siebie, swoich potrzeb, czy dla rodziny, to mąż by Ci wyłożył, że on też zrezygnował z mnóstwa rzeczy i poświęcił je nie dla siebie, ale dla małżeństwa. Bo to jest normalne, na tym właśnie dokładnie polega związek, że się umie rezygnować. Ty oczywiście powiesz, że Ty rezygnowałaś z siebie i to na długie lata i teraz jest Twój czas, ale to frazesy, puste słowa bez pokrycia, to najczęściej wyłącznie Twoje przekonanie.
Ty się zmieniłaś, Silkytouch w sposób jaki również nie jest niezwykły. Poszperaj i poszukaj kobiet, które schudły i bardzo zmieniły swój wygląd zewnętrzny i jak się po tym poczuły i jak to samopoczucie wpłynęło na ich małżeństwo. Pod tym względem również Twoja historia nie jest aż tak wyjątkowa.
Posunięcia w stylu: napiszę do niego list to w moim przekonaniu zła rada. Gdyby mój mąż wręczył mi taki list, to uznałabym, że zinfantylniał do granic i zapewne zwyczajnie bym się obraziła albo - co gorsza - wyśmiałabym go.
Twój mąż nie wie i nie rozumie co się dzieje, nie wie czego od niego chcesz. Nie rozumie Cie zupełnie, bo też i Ty chyba nie do końca wiesz czego chcesz. Wzięłaś się za zmianę w małżeństwie, bo masz kryzys, nie wiesz co czujesz itd. Spytałaś kiedyś męża, czy on nie miał takiego kryzysu? Albo czy nie jest po prostu tak, że czasem ma się w życiu takie okresy? Nałożyłaś okulary, przez które wszystko się składa w jedną historię, która trzyma się kupy. A w moim przekonaniu, gdy czytam o co miewasz żale, to są to sprawy wymyślone, rozdmuchane i takie, które nie są problemem. Masz żal o tę sytuację z seksem. Życie codziennie nie jest życiem księżniczki, może innym paniom trudno się do tego przyznać, ale chyba każdej z nas mąż kiedyś zasnął w ten sposób. I możesz albo czuć się silną, wartościową kobietą i żartować z nim z tego następnego dnia, albo wpisać to w swój schemat "ja muszę żebrać o seks". Kobieto! O nic nie musisz żebrać, po prostu czasem tak bywa i tyle.
Podjęłaś już pewne decyzje i podjęłaś juz pewne kroki Silkytouch. I oczywiście nie musi tak być, jak zaraz to opiszę, ale z doświadczenia wiem, że bywa najczęściej tak, że takie pary się rozstają. Czasami ona sobie kogoś znajdzie, czasami on, czasami któreś z nich ma na tyle rozumu, żeby mieć dość strony "zmieniającej świat". I jak do tego dojdzie, to Ty zostaniesz w poczuciu, że mąż nie walczył, że nie chciał się zmienić i że to jego wina, a on, że któregoś dnia oszalałaś i nie dało się z Tobą żyć, bo robiłaś wszystko, by z Tobą się rozstać. Bo spróbuj posłuchać się uszami męża. On nie słyszy, gdy mówisz: "to i to robisz dobrze, ale przeszkadza mi to i to" (bo mam nadzieję, że jednak te wasze rozmowy nie są zbudowane wyłącznie na wykazywaniu mu co robi źle), on słyszy tylko tę drugą część i odbiera to jako permanentny atak na siebie. Z jego perspektywy jesteś ciągle w pretensjach i problemach, podczas gdy te małe rzeczy, o których czasem piszesz i się cieszysz z nich są staraniami o związek. I on to robi dla Ciebie, Silkytouch. Nie dla siebie. Ty zaś chcesz zmian dla siebie, nazywając je zmianami dla związku, choć nie pytasz czy druga osoba ich chce, potrzebuje itd. A może chce i potrzebuje czegoś innego, ale ma poczucie, że nie ma prawa realizowania siebie do końca, bo małżeństwo nie jest jednoosobowe?

Jesteś bardzo mądrą kobietą, Silkytouch, bo bardzo chcesz walczyć i nie idziesz na łatwiznę w stylu kochanek i to jest świetne. Ale z mojej perspektywy cała reszta Twojego postępowania to zmierzanie ku katastrofie, o którą usilnie walczysz, myśląc tylko i wyłącznie o sobie. I mam nadzieję, że nie poczujesz się atakowana, ale mój punkt widzenia pozwoli Ci choć trochę inaczej spojrzeć na tę sprawę.
Pozdrawiam

147

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dziękuję Krynolina za Twoje słowa
nie odebrałam tego jako ataku w moją stronę...

dziś, po wczorajszej trudnej rozmowie widzę, że on jest bardzo smutny... nigdy nie widzialam go tak smutnego...przyjechał dziś na chwilkę przed pracą, rozmawialiśmy chwilkę... powiedział, że trudno mu wierzyć, że ja go nadal kocham... że to tylko słowa...  mówił słowami, których Ty użyłaś... że czuje się odepchnięty przeze mnie, że odkąd schudłam on czuje, że się dla mnie nie liczy, że ja robię wszystko tylko dla siebie, że on czuje że nie jest dla mnie ważny... dużo milczeliśmy... powiedział, że nie wie co teraz zrobi... przytuliłam go... pojechał...

148

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

co zamierzasz teraz zrobić..

149

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

tak to jest, ze zadne forum nie pomoze, kiedy slyszysz, co chcesz.
Silkytouch,troche sie po prostu zagalopowalas. Maz stracil poczucie bezpieczenstwa.
Powiedz mu to. Szczerze. A potem do tego nie wracaj, tylko mu pokaz, ze w tym zwiazku jest rowniez miejcse dla niego.

Pamietasz, pytalam Cie, czy jestes gotowa zmieniac sie za wszelka cene? I czy to nie jest zbyt wygorowana cena.
Dobrze, ze zaczelas zauwazac siebie - ale stracilas z oczu meza.
Postaraj sie teraz nie odwracac wszystkiego z predkoscia swiatla, bo sie chlopina kompletnie pogubi a Ty wyjdziesz na wariatke. Wez odpowiedzialnosc za to, co rozpoczelas. I troche zwolnij.

Napisalas wczesniej, ze nie masz cierpliwosci w takich sytuacjach -  a teraz bedzie Ci bardzo potrzebna cierpliwosc.
Dostalas to, czego nie chcialas. Naprawde mam nadzieje, ze uda sie to wszystko odwrocic.

150

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Twoje posty Miramm m.in. o tym co chcemy przekazać, a co inni odczytują, Twój cały post Krynolinka - napisałyście chyba w ostatnim momencie... słyszałam co do mnie mówił, nie chciałam rozumieć... chciałam by się o mnie starał... przestałam się starać o niego... 
Będę kontynuowała to co rozpoczęłam, jak już zamieszałam w tej zupie to dogotuję ją do końca. Chciałam być księżniczką na ziarnku grochu, a okazało się że mój Książę poczuł się odrzucony, niechciany, niepotrzebny... dał mi do zrozumienia, że poczuł że zachowuję się jakbym szukała sposobności by go zdradzić, że mi na nim nie zależy... dopiero wczoraj i dziś rozmawialiśmy normalnie, bez wyrzutów. Normalnie, ale w bardzo smutnej atmosferze. Dziś nawet smutniej niż wczoraj. Wiem, że to nie są żarty, to nasze życie... Życie, które może się rozsypać... wiem, że dużo zależy teraz ode mnie... od mojego zachowania w stosunku do niego... wiem, że forum nie rozwiąże moich problemów, muszę im stawić czoła sama. Tak, dostałam zupełnie coś innego niż chciałam. Chciałam by o mnie walczono, a to ja muszę zawalczyć... chciałam by to mi udowadniano miłość, a to ja muszę przekonać, że kocham...

Gdy zaczynałam ten temat wydawało mi się, że mam wątpliwości czy kocham męża, czym jest miłość i szczęście, przerażała mnie rutyna dnia codziennego. Chciałam znaleźć sposób na zweryfikowanie swoich uczuć do męża. Wydawało mi się, że on jest mną znudony, że chciałby czegoś innego. Gdy rozmawialiśmy wczoraj, gdy zobaczyłam jaki jest smutny, jak moje słowa i zachowanie go ranią, gdy powiedział o wyprowadzce uświadomiłam sobie, że tak, kocham go. Nie chcę go stracić, nie chcę innego. I nie jest to kwestia lęku przed nieznanym, przed zmianami (a przynajmniej tak mi sie dziś wydaje). Wczoraj i dziś tak na prawdę zaczął mówić co czuje, co myśli. Każda nasza kolejna rozmowa jest trudniejsza, ale z każdą kolejną poznaję lepiej jego myśli. Nigdy nie rozmawialiśmy tak jak teraz. Kryzys nie pojawił się zapewne z dnia na dzień. Coś rosło, pęczniało w nas od dłuższego czasu. Tak bym chciała go teraz przytulić; nie by on przytulił mnie. To ja chcę przytulić jego, powiedzieć że kocham, że zrobię wszystko by poczuł się znów bezpieczny i szczęśliwy ze mną... żeby miał dla mnie jeszcze trochę siły i cierpliwości... do wieczora jeszcze tyle godzin...

151

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Trzymam kciuki. Bardzo mocno zeby Wam obojgu wystarczylo sil i checi.
Pisz jak idzie, zawsze sluze pomoca.

152

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Widać teraz że sama nie wiesz co robić bo w głowie masz mętlik i nie wiesz co masz robić..

153

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky- mam pytanie. Czy w okresie gdy nie miałaś ochoty na sex, czułaś że kochasz męża?

154

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Myślę, że tak.
Stan ten pojawił się po raz pierwszy po jakiś 2 latach naszego bycia razem. Ja wówczas bardzo dużo czasu spędzałam w pociągu. Studiowałam, a on już pracował. Jeździłam do niego co tydzień, spędzając w pociągu po 8-11 godzin w jedną stronę. Jak teraz na to patrzę, to sama siebie podziwiam. Nie zastanawiałam się czy jechać, zastanawiałam się jak szybko mi się uda zamknąć tydzień na uczelni by jechać do ukochanego. Zawalałam całkowicie wykłady, chodzilam tylko na ćwiczenia. Później było trudniej na egzaminach, ale przecież widziałam się z M!
Czas spędzaliśmy bardzo aktywnie. Wieczorami ja zasypiałam. Byłam tym przemęczona. Sex był przyjemny, ale trudno mi się było rozkręcić, nie "elektryzowało" mnie to, nie czułam chemii, potrzebowałam nastroju, czasu, dłuższego dotyku, ale wieczorem już mi się nic nie chciało, byłam zbyt zmęczona, cały czas w podróży. Chciałam się tylko przytulić i zasnąć. Chciałam po prostu być, nic nie robić, wystarczyło mi być.
Były też takie momenty gdy mieszkaliśmy już razem, że moje potrzeby seksualne były niższe niż jego. Czasem miałam ochotę, czasem nie. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nudziło mi się, ale nie potrafiłam o tym rozmawiać. On nie potrafił mi pomóc. Im on bardziej próbował inicjować sex tym ja mniej miewałam ochotę.
Nie potrafiłam oddzielić momentu intymności, spraw łóżkowych od życia. Gdy tylko coś mi siedziało w głowie nie potrafiłam się wyłączyć i skupić wyłącznie na danym momencie. Myśli mi się kłębiły w głowie, tłumiły podniecenie. On tego nie potrafił zrozumieć. Czasem się denerwował gdy nie kochaliśmy się przez kilka tygodni. Czasem czułam, że powinnam się z nim kochać bo on tego potrzebuje. To głupie starsznie. Głupie jest też to, że nawet gdy nie miałam ochoty, gdy trudno mi się było rozkręcić, nigdy nie miałam problemów z orgazmem, z czerpaniem przyjemności z seksu. Problemem zawsze była moja początkowa niechęć i być może nie taka gra wstępna jaka by mnie kręcila. Bo jak już się rozkręciłam - było ok. Tego on też nie rozumiał, to go wpędzało we frustrację. Ja mówiłam nie. On się starał mimo to. Ja dalej mówiłam nie, ale po dłużsej chwili robiło się miło. I co miał sobie myśleć następnym razem? Mówi 'nie', ale chce (typowa kobieta). Nie potrafiliśmy tego przeskoczyć, nie potrafiliśmy o tym rozmawiać. Mnie kręci to co nie do końca poznane, tajemnicze. Jego już dobrze poznałam, mniej mnie pociągał fizycznie bo był już taki mój, dobrze poznany i odkryty, bo już mnie nie zaskakiwał. On pewnie może to samo powiedzieć o mnie. Nigdy jednak nie przeleciała mi przez głowę myśl o zdradzie. Ten temat w ogóle dla mnie nie istniał. Byłam z facetem, którego kochałam, może bez motyli, z mniejszą chemią, ale razem. Ja marzyłam, że kiedyś będę jego żoną, matką jego dzieci, że będziemy mieć dom i psa.

I mamy to wszystko, ale pogubiliśmy się ze sobą...

Nigdy przez głowę mi nie przeszła myśl - może to nie ten, może go nie kocham.
To było takie naturalne dla mnie, że on i ja będziemy zawsze razem

z biegiem czasu, gdy on się na mnie denerwował (to co opisuję jako jego nerwy) ja zaczynałam się w środku buntować. Dlugo jednak, do ostatniej wiosny buntowałam się wewnętrznie, nie podejmowałam prób rozmowy. Bałam się jego reakcji, konfrontacji

Wiosną się zaczęło to o czym ciągnę ten wątek.

155

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky.
jak dla mnie to po porostu troch,ę normalny kryzys małżeński...
częśc z nich kończy się rozwodem
częśc zmianą i przejściem na wyższy lewel
to zalezy od was
ja sądze, że nie powinnaś tego demonizowac
powinnas zaakcetować
przyjąć swoje potrzeby z otwartymi ramionami\
i dac mu prawo do okreslenia swoich
dogadacie się, bo się kochacie
nie dogadacie się -bo juuż się nie kochacie..
prawda?/

156

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

silky.
jak dla mnie to po porostu troch,ę normalny kryzys małżeński...
częśc z nich kończy się rozwodem
częśc zmianą i przejściem na wyższy lewel
to zalezy od was
ja sądze, że nie powinnaś tego demonizowac
powinnas zaakcetować
przyjąć swoje potrzeby z otwartymi ramionami\
i dac mu prawo do okreslenia swoich
dogadacie się, bo się kochacie
nie dogadacie się -bo juuż się nie kochacie..
prawda?/

wierzę, że się dogadamy:) M ma trudny charakter, ale wierzę że się kochamy!

157

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

ja się "dogadałam" z mężem po zdradzie
a co tam zwykły kryzys;))
łatwizna będzie, zobaczysz;)

158

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

jeżeli chcecie walczyć o was to musisz wiedzieć że to nie stanie się już natychmiast musi trochę czasu minąć żeby pewne rzeczy zaczęły się łączyć w całość....

159

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dziś nie mam nic do napisania... jest piątek trzynastego, czarny kot przebiegł mi drogę i czeka mnie wizyta u dentysty...

M niedostępny, nieobecny myślami, zdystansowany...

160

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

Myślę, że tak.
Stan ten pojawił się po raz pierwszy po jakiś 2 latach naszego bycia razem. Ja wówczas bardzo dużo czasu spędzałam w pociągu. Studiowałam, a on już pracował. Jeździłam do niego co tydzień, spędzając w pociągu po 8-11 godzin w jedną stronę. Jak teraz na to patrzę, to sama siebie podziwiam. Nie zastanawiałam się czy jechać, zastanawiałam się jak szybko mi się uda zamknąć tydzień na uczelni by jechać do ukochanego. Zawalałam całkowicie wykłady, chodzilam tylko na ćwiczenia. Później było trudniej na egzaminach, ale przecież widziałam się z M!
Czas spędzaliśmy bardzo aktywnie. Wieczorami ja zasypiałam. Byłam tym przemęczona. Sex był przyjemny, ale trudno mi się było rozkręcić, nie "elektryzowało" mnie to, nie czułam chemii, potrzebowałam nastroju, czasu, dłuższego dotyku, ale wieczorem już mi się nic nie chciało, byłam zbyt zmęczona, cały czas w podróży. Chciałam się tylko przytulić i zasnąć. Chciałam po prostu być, nic nie robić, wystarczyło mi być.
Były też takie momenty gdy mieszkaliśmy już razem, że moje potrzeby seksualne były niższe niż jego. Czasem miałam ochotę, czasem nie. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że nudziło mi się, ale nie potrafiłam o tym rozmawiać. On nie potrafił mi pomóc. Im on bardziej próbował inicjować sex tym ja mniej miewałam ochotę.
Nie potrafiłam oddzielić momentu intymności, spraw łóżkowych od życia. Gdy tylko coś mi siedziało w głowie nie potrafiłam się wyłączyć i skupić wyłącznie na danym momencie. Myśli mi się kłębiły w głowie, tłumiły podniecenie. On tego nie potrafił zrozumieć. Czasem się denerwował gdy nie kochaliśmy się przez kilka tygodni. Czasem czułam, że powinnam się z nim kochać bo on tego potrzebuje. To głupie starsznie. Głupie jest też to, że nawet gdy nie miałam ochoty, gdy trudno mi się było rozkręcić, nigdy nie miałam problemów z orgazmem, z czerpaniem przyjemności z seksu. Problemem zawsze była moja początkowa niechęć i być może nie taka gra wstępna jaka by mnie kręcila. Bo jak już się rozkręciłam - było ok. Tego on też nie rozumiał, to go wpędzało we frustrację. Ja mówiłam nie. On się starał mimo to. Ja dalej mówiłam nie, ale po dłużsej chwili robiło się miło. I co miał sobie myśleć następnym razem? Mówi 'nie', ale chce (typowa kobieta). Nie potrafiliśmy tego przeskoczyć, nie potrafiliśmy o tym rozmawiać. Mnie kręci to co nie do końca poznane, tajemnicze. Jego już dobrze poznałam, mniej mnie pociągał fizycznie bo był już taki mój, dobrze poznany i odkryty, bo już mnie nie zaskakiwał. On pewnie może to samo powiedzieć o mnie. Nigdy jednak nie przeleciała mi przez głowę myśl o zdradzie. Ten temat w ogóle dla mnie nie istniał. Byłam z facetem, którego kochałam, może bez motyli, z mniejszą chemią, ale razem. Ja marzyłam, że kiedyś będę jego żoną, matką jego dzieci, że będziemy mieć dom i psa.

I mamy to wszystko, ale pogubiliśmy się ze sobą...

Nigdy przez głowę mi nie przeszła myśl - może to nie ten, może go nie kocham.
To było takie naturalne dla mnie, że on i ja będziemy zawsze razem

z biegiem czasu, gdy on się na mnie denerwował (to co opisuję jako jego nerwy) ja zaczynałam się w środku buntować. Dlugo jednak, do ostatniej wiosny buntowałam się wewnętrznie, nie podejmowałam prób rozmowy. Bałam się jego reakcji, konfrontacji

Wiosną się zaczęło to o czym ciągnę ten wątek.

Jeżeli chodzi o seks to mam podobnie jak Ty opisałaś tutaj. Tzn już powoli to się zmienia, tym bardziej, że biorę wreszcie tabletki i nie boję się tego co wcześniej - ciąży, która w moim wypadku nie powinna teraz mieć miejsca. Ale te zachowanie opisałaś tak, jak ja to wszystko odbieram i zastanawiałam się co jest (w sumie to już bardziej było) ze mną nie tak, że właśnie nie mogłam oddzielić spraw łóżkowych od życia normalnego? Jak stała się jakaś przykrość - czy to z jego strony, czy zraniła mnie przyjaciolka, przypomnialam sobie kłótnię z ojcem, itd, to po prostu seks mnie odrzucał - chciałam się przytulić i spać. Zresztą nie będę pisać więcej bo identycznie mialam jak Ty...

Ale odbiegłam od tematu. Przeczytałam cały ten wątek, jeżeli tak mogę powiedzieć to "wciągnęła mnie Twoja historia", bo Ty mimo tego, że jestes na zakręcie i nie do konca taka silna jaka się wydawalas w polowie wątku - to jestes mądrą kobietą, dojrzałą. Wiele mnie uczysz, wiesz?
Nie doradzę nic, bo sama jestem na zakręcie obecnie, ale wspieram Ciebie całym sercem. Pamiętaj o swoim szczęściu ale nie zagłuszaj wołaniem o swoją dobrą kondycję psychiczną szczęścia męża.
Pozdrawiam

161

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Wczoraj dużo się wydarzyło, padło wiele słów, widziałam łzę w oku męża... Bałam sie tej rozmowy, nie byłam pewna co usłyszę, wiedziałam, że nie możemy żyć obok siebie, bo z dnia na dzień jest coraz gorzej i oddalamy się coraz bardziej od siebie...

Kocha mnie, ale przyznał, że myślał o wyprowdzce, nie potrafił mnie zrozumieć, czuł się odrzucony, nie widział miejsca dla siebie w moim świecie, tracił pewność że ja go kocham...

Zostaje z nami i postara się mnie zrozumieć i zaakceptować...

Powiedział, że chciałby by było jak dawniej, że ja się zmieniłam. Powiedziałam, że nie będzie jak dawniej, że ja się zmieniłam...

Kocham go...

Wierzę, że nam się uda...

Będziemy razem pracować nad naszym związkiem, kochamy się, postaramy się siebie na wzajem zrozumieć i zaakceptować...



Muszę teraz zmykać, sprzątam, gotuję obiad. Dziś robię to z przyjemnością. Napiszę więcej po wekeendzie. Obiecał, że dziś wcześniej wróci

162

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Hej smile

Chwilkę mnie u ciebie nie było i widzę, że dużo się wydarzyło....

Ostatnią rzeczą, którą przeczytałam wcześniej były rozważania na temat listu i powiem ci szczerze, że nie wydał mi się to dobry pomysł, bo Twój mąż chciał z Tobą rozmawiać i starał się zrozumieć, a takie listy to ostateczność... No, ale wtedy nie miałam siły pisać...

Na teraz, rzeczywiście się w tym wszystkim pogubiliście oboje, ale widać w tym co piszesz waszą miłość i widać, że chcecie walczyć o to małżeństwo.

Dobrze, że uświadomiłaś mężowi, że nie chcesz powrotu do tego co było. Dobrze też, że "usłyszałaś" to, co on od jakiegoś czasu próbował ci przekazać. Teraz przed wami prawdziwa walka o wasz związek. Myślę, że musisz się przygotować na huśtawki nastrojów (swoje i jego), na pretensje (które mogą się wydawać bezpodstawne) itp. Ważne, żeby nie dać się wyprowadzić z równowagi i na bieżąco wyjaśniać swoje wątpliwości. Widzę, że u ciebie ma miejsce to samo co u mnie; ja mówię jedno, a mój mąż słyszy drugie... Takie rzeczy potrafią bardzo utrudnić komunikację.....

Trzymam kciuki smile Udanego weekendu smile

163

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Co u was jak ci minął weekend i jak się mają sprawy

164

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witajcie
Co u nas? Na razie dobrze, rodzinnie. W sobotę byli znajomi na obiedzie, M gotował. Wczoraj byliśmy sami w kinie wieczorkiem. Dziś ja idę na fitnessy, M czeka aż zgubi jeszcze z 10kg i wybiera się na tenis.
Cieszymy się sobą:)

165

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silkytouch,
świetnie Cię czytać zadowoloną!
Mam nadzieję, że oboje odnajdziecie się w tym związku i będziecie szczęśliwi. I bardzo się cieszę, że w porę zorientowałaś się, że czasem budowanie czegoś nowego poprzez destrukcję starego nie prowadzi w dobrym kierunku.
Trzymam za Twoje małżeństwo ( a nie tylko za Ciebie wink kciuki.
Pozdrawiam.

166

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Wiajcie

Jesień pełną parą...
Dziś przy śniadaniu mały zgrzyt. Sama, niechcąco sprowokowałam. M prosił wczoraj bym coś tam mu kupiła przez internet, coś tam sprawdziła - ok.
Mam teraz spory natłok swojej pracy, dziś jeszcze wizyta u fryzjera, którą nie bardzo mam jak przełożyć. M zjechał rano do miasta, wrócił na śniadanie a ja już podminowawa, że już po 9 i że mam sporo pracy. Było ok dopóki nie poprosił o kolejną rzecz do sprawdzenia w necie. Ja wiem, że mi to zajmie 2 minuty, ale prosilam by mnie tym tak nie obarczał. Sama mam swojej pracy po kokardę. I zamiast powiedzieć nie, powiedziałam z poirytowaną miną nooooooooooo..... mały zgrzyt, ale przepracowany od razu..

miłego dnia, ja nie mogę się dobudzić w tę smętną pogodę:( 3 kawy za mną a mi się spać chce....

167

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Jak każdy człowiek takiej pogody nie lubi a tak po za tym to mały zgrzyt niczego nie przekreśla musisz być cierpliwa i nie naciskać na m bo będzie chodził po domu poirytowany i zły na ciebie i zacznie rzucać fochami...

168 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-09-17 22:56:47)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Jestem cierpliwa, muszę być cierpliwa, ktoś musi... staram się być miła, a jeśli muszę to rzeczowa i konkretna... nie histeryzuję, nie awanturuję się, nie 'sapię'...

wróciłam  fitnesów o 20. Wchodzę do domu ze śpiącym synkiem. Jak poprosiłam to mi pomógł go rozebrać. Położyłam młodego i padnięta pomaszerowałam do kuchni coś jeść. A tam - TORNADO!
M piekł ciasto dla synka, obiecal mu! W zlewie stos naczyń, na blacie stos naczyń. Cały fartuch z płytek na długości jakiegoś 1,5m pochlapany przyschniętym ciastem. Ciastem umazany: czajnik, noże, lodówka, kuchenka, butelki z piciem, całe blaty. Pytam: co tu się stało?
Odp: to wszystko przez to, że nie mamy miksera i musiałem ciasto blenderem robić.
Pyt: a nie mogłeś tego zostawić w spokoju jak widziałeć jak się brudi?
odp: i co? miałem to wszystko wyrzucic? chciałem upiec szarlotkę, ale w tym domu nie ma masła ani margaryny
ja: a zaglądałeś do lodówki?
on: tak, nic tam nie ma.
ja: zerknij prosze jeszcze raz
on: tak, bo ty zawsze tak schowasz że nie idzie nic znaleźć
ja: trzy głębokie oddechy. Nie znalazłeś bo rzadko korzystasz z lodówki. Dlaczego tego nie posprzątałeś jak było świeże?
on: chciałem, ale nie dałem rady, nie było miejsca w zlewie, za duży bałagan
ręce mi opadly. Powiedziałam tylko, ok, ostatni raz. Powiedziałam spokojnie, że nie podoba mi się to, że jestem zła że muszę to za niego robić, że mam nadzieję że to ostatni raz i proszę go o opanowanie nerwów następnym razem i posprzątanie po sobie.
Zabrałam sie za sprzątanie. M zasiadł na kanapię. Słyszę pytanie: schodzi?
cóż mogłam odpowiedzieć: schodzi, musi zejść, innej opcji nie ma
Jak sprzątnęłam podziękował. Zażyczyłam sobie kwiatka na jutro. Jestem zmęczona, mam dziś sporo pracy na komp. a jeszcze kuchnię musiałam odgruzować bo pan tata się bawił w pieczenie ciasta...

169

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Ała..
To potwierdza opisywane przez ciebie zasady waszych relacji.
Gdyby moj mąż zostawilby taka kuchnie. Weszlabym i powiedziała... Ooo. Widzę ze pieczesz ciasto?? Kurcze  zobacz  jakbys starl te brudy jak jeszcze byly mokre to by roboty nie bylo  a tak sie pomeczysz...To ja poczekam az skonczysz w kuchni bo jeszcze wszystko w rozsypce....

Jakbym była litosciwa to bym powiedziała wspanialomyslnie--- pomogę ci. Powycieram naczynia i pochowam do szafek. Bedzie szubciej...
A gdyby to był moj syn to bym powiedziała... Syn??? Zasada jest jedna. Używasz kuchni. Zostawiasz porzadek. Poczekam az posprzatasz. Służę rada jakbyś niewiedzial jak zedrzec taki stary brud..

170

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

Ała..
To potwierdza opisywane przez ciebie zasady waszych relacji.
Gdyby moj mąż zostawilby taka kuchnie. Weszlabym i powiedziała... Ooo. Widzę ze pieczesz ciasto?? Kurcze  zobacz  jakbys starl te brudy jak jeszcze byly mokre to by roboty nie bylo  a tak sie pomeczysz...To ja poczekam az skonczysz w kuchni bo jeszcze wszystko w rozsypce....

Jakbym była litosciwa to bym powiedziała wspanialomyslnie--- pomogę ci. Powycieram naczynia i pochowam do szafek. Bedzie szubciej...
A gdyby to był moj syn to bym powiedziała... Syn??? Zasada jest jedna. Używasz kuchni. Zostawiasz porzadek. Poczekam az posprzatasz. Służę rada jakbyś niewiedzial jak zedrzec taki stary brud..

wiem, wiem... pozwoliłam by tak było przez długie lata... godzilam się na to i zbierałam jego "zabawki"
dziś nie chciałam wojny, dopiero co w piątek znaleźliśmy porozumienie. Powiedziałam spokojnie, ale wyraźnie, że to ostatni raz, że to jest właśnie jedna z tych rzeczy które mnie irytują, których nie chcę więcej akceptować, które chcę zmienić w naszym związku. Nie wiem... wiem, że potrzebujemy teraz czasu, że nie da się tego zmienic tak od razu... wierzę, że jednak da się zmienić...

171

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Hej!!! połowa z tego co napisałaś to tak jakbym czytała o sobie czyli wiem co to znaczy jak mąż twierdz że on jest ideał on potrafi zrobić wszystko dobrze a ja i cała reszta świata to patałachy które nic nie potrafią. Tak jak dzisiaj jakieś 2 godziny temu mąż stwierdził że powiedziałam słowo które jak ja wiem na 100% nie wyszło z moich ust. Ale nie jemu się nie zdarza przesłyszeć tylko ja się przejęzyczyłam nie dociera do niego że on nie ma racji on wie co słyszał i tak za karzdym razem i awantura gotowa . Popieram Cię że jeśli czujesz że nie masz za co przepraszać to nie przepraszaj bo ja też z tym walczę.Pozdrawiam smile

172

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
End_aluzja napisał/a:

Ała..
To potwierdza opisywane przez ciebie zasady waszych relacji.
Gdyby moj mąż zostawilby taka kuchnie. Weszlabym i powiedziała... Ooo. Widzę ze pieczesz ciasto?? Kurcze  zobacz  jakbys starl te brudy jak jeszcze byly mokre to by roboty nie bylo  a tak sie pomeczysz...To ja poczekam az skonczysz w kuchni bo jeszcze wszystko w rozsypce....

Jakbym była litosciwa to bym powiedziała wspanialomyslnie--- pomogę ci. Powycieram naczynia i pochowam do szafek. Bedzie szubciej...
A gdyby to był moj syn to bym powiedziała... Syn??? Zasada jest jedna. Używasz kuchni. Zostawiasz porzadek. Poczekam az posprzatasz. Służę rada jakbyś niewiedzial jak zedrzec taki stary brud..

wiem, wiem... pozwoliłam by tak było przez długie lata... godzilam się na to i zbierałam jego "zabawki"
dziś nie chciałam wojny, dopiero co w piątek znaleźliśmy porozumienie. Powiedziałam spokojnie, ale wyraźnie, że to ostatni raz, że to jest właśnie jedna z tych rzeczy które mnie irytują, których nie chcę więcej akceptować, które chcę zmienić w naszym związku. Nie wiem... wiem, że potrzebujemy teraz czasu, że nie da się tego zmienic tak od razu... wierzę, że jednak da się zmienić...

Wiesz silky co jest problemem?
Ze jestes supermenka.
Ze w sytuacji zasyfionej kuchni roboty na pare godzin ty podolasz. Umiesz. Potrafisz. Dasz sobie rade.
Nie przyszło ci do głowy ze nie dasz rady tego zrobic. Nie przyszło ci do głowy zeby powiedzieć. Sama nie dam rady. Chodź. Zrobimy to razem. Ty zaczniesz zmuszać naczynia a ja ogarne te brudne kafle i szafki. Dzięki temu będziemy mieć jeszcze wieczór dla siebie.
Rozwiązania jakie widzisz to albo zrobię to sama. Albo zacznę zmieniać wychowywać męża który ma to zrobic.
Co oznacza awanturę. Co jak ja rozumiem oznacza niedojrzalosc twojego męża. Ciagle pozostawanie w relacjach : jestem zbuntowanym 16- latkiem który dba o to by go starzy nie poskromili i nie wpasowali w ramki.

Ustalas cos ze swoim mężem który teraz pokazuje ci gesty. Zabiore ja do kina. Sie uspokoi. Wezmę gdzies tam..
Jak sadze. Tak naprawdę uważa ze mam wczesna menopauze/klimakterium/jestem przed okresem/ hormony buzuja/ odbija ci...
Dla świętego spokoju cos zrobi. Ale nie rozumie o co ci chodzi i nie zgadza sie z twoimi argumentami.
Przykładem tego jest ta kuchnia- ponieważ dla dorosłego człowieka do ogarniecia jest sprzatniecie po sobie.
Ale on nie musi. Nie chce. Po co.. I tak to zrobisz...
Pani idealna. Dom musi lsnic. Syn musi lsnic. Mąż tez.
Bo to świadczy o tobie.
Napisalas o tym obryzganym fartuchu kafelek...
Pewnie Mogłas popisowo zostawić sprzątanie na następny dzien. Umyć naczynia. Sprzątnąć blaty. Powiedzieć. Nie dam rady dzisiaj zając sie kaflami. Trudno. Bedzie brudno.
Silky. Czemu ty taka jestes? Czemu dzwigasz wszystko?
Czemu to oczywiste ze mozna ci zostawić kuchnie w totalnym syfie a ty powiesz- ostatni raz???

173

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

Silky. Czemu ty taka jestes? Czemu dzwigasz wszystko?
Czemu to oczywiste ze mozna ci zostawić kuchnie w totalnym syfie a ty powiesz- ostatni raz???

Mam problem z oddelegowywaniem zadań, pracą w grupie. To akurat podejrzewam gdzie ma podłoże. Ktoś mądy, po spędzeniu ze mną dłuższego czasu w relacjach pracowniczo/popołudniowych powiedział, że widać wyraźnie, że ja nie chodziłam do przedszkola, że mam w związku z tym pewne 'deficyty'. Nie przeszkadzają mi one ponoć w codziennym życiu, ale widać je ponoć bardzo wyraźnie. Po pewnym czasie uświadomiłam sobie właśnie, że ja lepiej się czuję gdy wiem, że mam cos robić sama, że mam problem z proszeniem o pomoc, dzieleniem obowiązków
Dlatego nawet wczoraj mi do głowy nie przyszlo, by zaproponować wspólne sprzątanie. Albo ja - no trudno, albo ty - będzie awantura

Druga sprawa - chyba chcę być silniejsza niż jestem, sama siebie oszukuję, a jak przychodzi co do czego to się zwyczajnie boję. Boję jego reakcji, złości, awantury, ostatecznych decyzji... boję się zostać sama...

Sama nie wiem... moja mama też wszystko sama...

174

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Głupota z tym przedszkolem silky. Ja nie chodziłam do przedszkola. I jakoś daje. Dziele. Widzę ludzi i ich potencjał.

Silky. Wiesz z czego wynika takie podejście ja sama??

Po pierwsze brak zaufania do innych ludzi. Przecież nie mozna im zaufać polegać na nich opierać sie o nich. Jak sama nie zadbasz o siebie to nikt nie zadba.
Po drugie ludzie są --- na minus. Nie na plus. Oceniasz otoczenie złe. Są słabi. Nieslowni. Nieodpowiedzialni. Nieuwazni i tak dalej.
Po trzecie--- albo ty uważasz ze ty jestes na plus---- lepsza. Zreczniejsza. Uwazniejsza. Odpowiedzialniejsza.
--- albo uważasz ze jestes słaba niewidoczny niepotrzebna nikomu... I dlatego wlasnie nikt nie bedzie chciał ci pomoc oprzeć sie na tobie być z toba dla ciebie. Ludzie są z toba bo jestes zaradna. Nieskomplikowana. Nie sprawiasz problemów. Nie angazujesz innych w swoje sprawy.

Paradoksalnie u ciebie ten plus i minus idą w parze.
Po pierwsze jestes lepsza. Lepiej zorganizowana. Inteligentna. Bystra. Samodzielna. Nikt tak jak ty nie potrafi... I tutaj wstawmy odpowiedni czasownik.

Po drugie ktoś- twoja mama zapewne - nauczyła cie ze kochana silky to silky ktora nie siedzi matce na głowie nie chce ciagle czegoś. Radzi sobie sama

Moze tez matka próbowała być ci matka nadopiekuncza i potrzebna i stad twoja potrzeba samodzielnego wiązania sznurowek??
Jednym słowem silky-- zlaz z tego cholernego piedestalu. Sama na niego wlazlas.
Swietnie to rozumiem bo byłam taka jak ty. Nie w kwestiach tak małych jak sprzątanie. Codzienność. Ale jeżeli chodzi o problemy..
Miesiąc po stracie dziecka. Będąc w głębokiej żałobie. Ukrylam ja. Potajemnie chodziłam do psychologa. Płakalam jak nikt nie mógł mnie zobaczyć. Tworzylam dla sobie takie własne " obecności" nieurodzonego " synka m
Ale nikt o tym nie wiedział. Nie chciałam nikogo martwić. Przecież nie chciałam zeby ludziom było cieZko bo mi jest cieZko...
Rozumiesz to prawda??
Tylko jak ty ludzi chronisz. To tak. Jakbyś ich nie potrzebowała. Oni tak myślą. Silky da sobie rade ze wszystkim. Silky nikogo nie potrzebuje. Silky zawsze da rade

I paradoksalnie- ludzie cie nie widza. Nie widza twoich potrzeb. Żalow. Zmęczenia. Bólu.
Bo go ukrywasz. Bo klamiesz. Bo udajesz silna.

175

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

I paradoksalnie- ludzie cie nie widza. Nie widza twoich potrzeb. Żalow. Zmęczenia. Bólu.
Bo go ukrywasz. Bo klamiesz. Bo udajesz silna.

trafiony, zatopiony... chcę być silna, samodzielna, zawsze pełna energii, uśmiechnięta, dobra w tym co robię, zawsze na czas, idealna matka, żona i kochanka...
myślę, że takiej mnie oczekuje mój mąż..
jestem już zmęczona...
już wiem, że tak się nie da... że ja tak nie dam rady... muszę odpuścić
czego chciałabym najbardziej w tej chwili? ciepłego piasku, szumu morza, słońca, chyba chwili samotności i NICNIEROBIENIA, niemyślenia, niemartwienia się, nieplanowania....

176

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
End_aluzja napisał/a:

Głupota z tym przedszkolem silky. Ja nie chodziłam do przedszkola. I jakoś daje. Dziele. Widzę ludzi i ich potencjał.

coś w tym chyba jednak jest. U mnie poza niechodzeniem do przedszkola było też wychowywanie się do czasów podstawówki z praktycznie tylko 1 koleżanką. Tak mieszkaliśmy, że nie było tam dzieciaków. Od święta ktoś przyjechał z dzieciakami. Tylko ja, mój młodszy brat i rodzice (głównie mama)
Podsumowując - wydaje mi się, że mogę mieć deficyty w rozowoju społecznym z powodu izolacji od równieśników w okresie do 7 roku życia.

177

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Droga silkytouch, Twoj mąż ktorko mowiac (na moje oko) Cie wykorzystuje. Pracujecie obydwoje ale to Ty zajmujesz sie domem, dzieckiem itd. Masz o dwa etaty za duzo. Nawet jesli sie dzielicie obowiazkami domowymi to z tego co widze maz moze i w czym pomoze ale co z tego skoro Ci dolozy pracy (mam na mysli urąbana cała kuchnia ciastem na szarlotkę). Ja bym tak nie mogla funkcjonowac i nie gniewaj sie ale ja mam wrazenie ze rutyna i to wypalenie sie jest ze wzgledu na dziecko. Nigdy nie zaobserwowalam czegos takiego w zwiazkach bezdzietnych - tam ludzie sa w siebie zapatrzeni, sa skupieni na zwiazku, na szczesciu i wesolym zyciu. Za to w malzenstwach gdzie sa dzieci ludzie czesto sa wypaleni, zmeczeni, nie mysla ani o sobie, ani o swoich malzonkach tylko o dziecku. Schemat dnia wyznacza dziecko, jego zajecia, jego pojscie i powrot ze szkoly itd. Nie twierdze, ze to wina dziecka, wiem ze je kochacie ale powinniscie myslec tez o sobie. W zdrowym zwiazku to malzonek powinien byc na 1 miejscu, pozniej dziecko.

Twoj maz nie szanuje Twojej pracy ani wysilku jaki wkladasz w zajmowanie sie domem i robienie masy innych rzeczy. Fryzjer, fitness - fajnie, ze ruszasz sie z domu smile Ale Twoj maz ma za maly wklad w te rodzine a juz na pewno ma niszczacy wplyw na Wasz zwiazek. Ty nie jestes asertywna i maz Cie zastraszyl cichymi dniami a Ty w obawie przed kiepska atmosfera w domu robisz wszystko "dla dobra ogółu" - moim zdaniem to blad. Zacznij pewne rzeczy robic dla siebie, nie badz na kazde zawolanie meza. Jak cie denerwuje tym internetem to wylacz telefon, ty tez masz prawo sobie spokojnie pracowac a on sobie moze pakiet za kilka zl  (ok 7 zl) na miesiac w komorce wykupic.

U mnie w domu bylo podobnie - matka polka biegala ze sciera po mieszkaniu, myla, sprzatala, zamiatala, prala, prasowala, rozwieszala ciuchy po calym domu w pocie czola a mezus i synus siedzieli przed TV. Powiedzialam jej ze powinna rozdysponowac zadania w domu zamiast tak orać jak wol to ona stwierdzila ze jej ulzy jak ja jej pomoge. Nie pomoglam. A to dlatego, bo w domu byly 4 osoby a nie 2, faceci to nie sa swiete krowy. Po ilus latach cos zaczelo sie zmieniac, czasem zrobila byle jaki obiad, czasem nie sprzatnela, zaczela troche myslec o sobie ale to i tak za malo. Obecnie mieszkam ze swoim facetem i absolutnie nie bede powielac jej bledow. Jak cos ugotuje to tylko dlatego bo mam czas, sprzatamy razem. Ja nie prasuje bo nie lubie, poza tym nie mam raczej ciuchow do prasowania smile No i mam partnera a nie faceta z pilotem w reku ktory gnije na kanapie (choc do dzis taki wlasnie jest moj ojciec i tez przysypia na fotelu przed TV). Coz, mam nadzieje, ze wezmiesz sie w garsc i nauczysz sie mowic NIE a i ze maz Cie dluzej nie bede zastraszał swoimi żalosnymi fochami. Mloda jestes wiec mysl troche o sobie bo ja w takim zwiazku tez bym nie byla szczesliwa.

178

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Dziś próbował uderzyć w mój czuły punkt, ale trafił kulą w płot. Wiosną chciałam 2 dziecko, ale on niespecjalnie. Dziś wyciągnął działo.
Ni z gruszki ni z pietruszki zapytał czy chciałabym drugie dziecko! Zapytalam więc czy on by chciał. On na to, że tak ostatnio sobie myślał, że w sumie to chyba ostatni moment i może powinniśmy pomyślec. Że on by mógł zrezygnować ze swoich planów na wakacje życia i odłożyć je jeszcze o 3-4 lata.
Nie wcelował jednak... nie ruszyło mnie...
Oznajmiłam, że:
- to nie jest dobry moment na drugie dziecko
- robienie sobie drugiego dziecka by naprawić/poprawić/uzdrowić/zachować małżeństwo to zły pomysł
- że musimy się pierw ze sobą poukładać nim pomyślimy o dziecku
- że muszą zniknąć rozmyślania o wyprowadzce, że pierw musimy się dobrze czuć ze sobą
- kategorycznie NIE

Stwierdził, że sobie przecież już wszystko wyjaśniliśmy (czytaj: o co ci znowu chodzi, jest ok to się nie czepiaj). Tak, wyjaśniliśmy ale teraz musimy zacząć działać i wprowadzić to w życie, a na to trzeba czasu. Ja teraz potrzebuję czasu.

179

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Jestem w wielkim szoku jak to przeczytałem. To może nie on sam sobie zrobi dziecko. Jak myśli że dziecko naprawia mu małżeństwo to gratuluję pomysłu....

180 Ostatnio edytowany przez zmeczonaONA (2013-09-18 14:20:38)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
rudy19800510 napisał/a:

Jestem w wielkim szoku jak to przeczytałem. To może nie on sam sobie zrobi dziecko. Jak myśli że dziecko naprawia mu małżeństwo to gratuluję pomysłu....

Mi się raczej wydaje, że drugie dziecko to jakaś tania zagrywka męża - kolejne obowiązki dla Ciebie - wtedy pewnie nie miałabyś czasu myśleć o swoim szczęściu i nie podejmowałabyś dyskusji z mężem na temat ulepszania Waszego małżeństwa... I ciekawa jestem jaki on miałby wkład w zajmowanie się tym dzieckiem...
Poważnie zdecydowałabyś się świadomie na drugie dziecko wiedząc, że ta sytuacja nie poprawi się za szybko? Jak dla mnie z twoim mężem jest trochę jak z alkoholikiem - chyba nie zdaje sobie po prostu sprawy z tego, co ty do niego mówisz i czego oczekujesz.
Po dobroci się nie da to może spróbuj jakiejś terapii wstrząsowej smile

181

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky, przeczytałam o tej kuchni i oczom nie wierzę smile Po tylu postanowieniach, rozmowach, próbach Ty mówisz "No ok, ale to ostatni raz"?? Ech, a zrób rachunek sumienia; ile ostatnio takich "ostatnich razów" było? Z jednej strony chcesz coś zmienić (robić coś dla siebie), a z drugiej coś chyba w samej sobie ci nie pozwala... Tak sobie pomyślałam, że najlepiej by było, gdyby dało się rozciągnąć dobę o 3-4 godziny; wtedy zdążyłabyś i na fitness i wypucować dom... Zgadzam się z END_aluzją, nie jesteś supermenką, spróbuj więc przestać się tak zachowywać.

Drugie dziecko? Hmm, mąż naprawdę używa ciężkiej amunicji żeby zatrzymać stary porządek big_smile Dobrze, że mu wyjaśniłaś czemu to nie jest odpowiedni czas. I tylko co to tego działania i wprowadzania zmian w życie mam małe wątpliwości, bo najpierw musiałabyś mu pozwolić... Wiesz, mam takie skojarzenia (może zbyt daleko posunięte) z terapią uzależnień. Dopóki nie pozwolisz mężowi wziąć odpowiedzialności za swoje czyny (bałagan, niezapłacony rachunek itp), to on tej odpowiedzialności nie weźmie i niewiele się zmieni. Jeśli on czegoś nie potrafi zrobić, róbcie to razem, ale nie powinnaś go wyręczać. Jeśli czegoś nie zrobi, pozwól mu ponieść konsekwencje (np: nie posprząta, będzie bałagan; nie zapłaci rachunku, wyłączą komórkę itp). Może to drastyczne, ale uczy dorosłości smile)

182 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-09-18 14:34:24)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
zmeczonaONA napisał/a:

Mi się raczej wydaje, że drugie dziecko to jakaś tania zagrywka męża - kolejne obowiązki dla Ciebie - wtedy pewnie nie miałabyś czasu myśleć o swoim szczęściu i nie podejmowałabyś dyskusji z mężem na temat ulepszania Waszego małżeństwa... I ciekawa jestem jaki on miałby wkład w zajmowanie się tym dzieckiem...
Poważnie zdecydowałabyś się świadomie na drugie dziecko wiedząc, że ta sytuacja nie poprawi się za szybko? Jak dla mnie z twoim mężem jest trochę jak z alkoholikiem - chyba nie zdaje sobie po prostu sprawy z tego, co ty do niego mówisz i czego oczekujesz.
Po dobroci się nie da to może spróbuj jakiejś terapii wstrząsowej smile

Zgadzam się, powiedział to co chciałam usłyszeć wiosną. Wyciągnął ciężką amunicję, ale spóźnił się z nią o kilka miesięcy. Trafił kulą w płot. Wiosną, nim zaczęłam swoje zmiany, póki związek się toczył starymi torami, a ja niczego dla siebie nie wymagałam chciałam drugie dziecko.
Teraz - NIE MA OPCJI na drugie dziecko! Nim się zdecyduję musi dużo wody w rzekach upłynąć.
Jaki byłby jego wkład? Ktoś musiałby zostać ojcem. Jakbym akurat trafiła z porodem w jego wolne to byłby przy mnie, jeśli nie przyjechałby wieczorem. O, pewnie od czasu do czasu pojechałby kupić pieluchy. TYLE. Wiem, bo już to przerabiałam, 4 lata temu. Nie chcę drugi raz być zamężną matką samotnie wychowującą dziecko.
Jeśli pojawiłoby się teraz drugie dziecko, to ja chcąc niechcąc musiałabym zostać w domu i zająć się dzieckiem, znów zrezygnować z siebie, bo w tej sytuacja jaka jest na jego pomoc nie mogłabym liczyć. Co by mi zaproponował - to co zwykle - jak nie dajesz rady to trzeba wziąć kogoś do pomocy (sprzątaczkę, nianię, gosposię). I tak będzie płacił za wszystko z czym ja się nie wyrabiam... aż kiedyś stwierdzi, że za sex też sobie może zapłacić...

183

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Cassiopea napisał/a:

Silky, przeczytałam o tej kuchni i oczom nie wierzę smile Po tylu postanowieniach, rozmowach, próbach Ty mówisz "No ok, ale to ostatni raz"??

traktuję go jak dziecko w tym momencie. To była trochę inna sytuacja niż codzienne sprzątanie talerzy. W tej sytuacji pokazał, że jak zwykle nie panuje nad nerwami (obraził się na blender). Mam wrażenie, że jest rzeczywiście jak rozpuszczone dziecko, któremu trzeba wszystko wytłumaczyć jak krowie na rowie.
Z codziennym sprzątaniem już go pilnuję. Ale nie jest łatwo. O wszystko muszę prosić, nic się sam nie domyśli. Wczoraj kurier przywiózł 4 20litrowe butle z wodą i postawił w wejściu. Mój M nie przestawił ich sam, musiałam poprosić (wcześniej sama je nosiłam i układałam). Obok tych butli stała wielka torba z jego napojami, też musiałam poprosić wy zaniósł do kuchni. Gdy przyjechałam ze śpiącym 19kg dzieckiem i starałam się go rozebrać z butów i kurtki, trzymając na kolanach, też musiałam poprosić by wstał z kanapy i mi pomógł. Wszystko muszę mu pokazywać palcem i prosić o każdą czynność. Potrafi powiedzieć, że śmieci śmierdzą lub denerwować się, że kosz jest pełen, ale sam nie wpadnie na to by wynieść.
Czy tak ma to wyglądać? Mam pokazywać, prosić, przypominać? Czy powiedzieć raz i zostawić w cholerę jak nie pamięta? A może wypunktować mu listę i powiesić na lodówce (dzieci w przedszkolu mają taki kontrakt). Coś w stylu obowiązki: mamy, taty, synka?

184

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:
zmeczonaONA napisał/a:

Mi się raczej wydaje, że drugie dziecko to jakaś tania zagrywka męża - kolejne obowiązki dla Ciebie - wtedy pewnie nie miałabyś czasu myśleć o swoim szczęściu i nie podejmowałabyś dyskusji z mężem na temat ulepszania Waszego małżeństwa... I ciekawa jestem jaki on miałby wkład w zajmowanie się tym dzieckiem...
Poważnie zdecydowałabyś się świadomie na drugie dziecko wiedząc, że ta sytuacja nie poprawi się za szybko? Jak dla mnie z twoim mężem jest trochę jak z alkoholikiem - chyba nie zdaje sobie po prostu sprawy z tego, co ty do niego mówisz i czego oczekujesz.
Po dobroci się nie da to może spróbuj jakiejś terapii wstrząsowej smile

Zgadzam się, powiedział to co chciałam usłyszeć wiosną. Wyciągnął ciężką amunicję, ale spóźnił się z nią o kilka miesięcy. Trafił kulą w płot. Wiosną, nim zaczęłam swoje zmiany, póki związek się toczył starymi torami, a ja niczego dla siebie nie wymagałam chciałam drugie dziecko.
Teraz - NIE MA OPCJI na drugie dziecko! Nim się zdecyduję musi dużo wody w rzekach upłynąć.
Jaki byłby jego wkład? Ktoś musiałby zostać ojcem. Jakbym akurat trafiła z porodem w jego wolne to byłby przy mnie, jeśli nie przyjechałby wieczorem. O, pewnie od czasu do czasu pojechałby kupić pieluchy. TYLE. Wiem, bo już to przerabiałam, 4 lata temu. Nie chcę drugi raz być zamężną matką samotnie wychowującą dziecko.
Jeśli pojawiłoby się teraz drugie dziecko, to ja chcąc niechcąc musiałabym zostać w domu i zająć się dzieckiem, znów zrezygnować z siebie, bo w tej sytuacja jaka jest na jego pomoc nie mogłabym liczyć. Co by mi zaproponował - to co zwykle - jak nie dajesz rady to trzeba wziąć kogoś do pomocy (sprzątaczkę, nianię, gosposię). I tak będzie płacił za wszystko z czym ja się nie wyrabiam... aż kiedyś stwierdzi, że za sex też sobie może zapłacić...

Powiem ci szczerze, że obraz matki polki miałam w domu - moja matka dalej taka jest, do dziś, o sobie NIGDY nie myślała a ostatecznie miała pretensje, że nikt nie docenia jen poświęceń. Ja dawno jej mówiłam, że zrobię obiad, że posprzątam, ale gdzie tam - ona wolała wstać o 5 rano i ugotować obiad przed pracą aby mężuś miał obiadek. Dla mnie to porażka a nie życie, ale dziś ma 50 lat i dalej do niej nie dociera.

Więc Ty masz już dziecko, poświęciłaś mu dużo, mężowi też poświęciłaś dużo, dziecko jest małe więc czeka Cię z nim dużo innych, nowych obowiązków, będzie dorastać, będą inne problemy a Ty nie powinnaś sobie dokładać pracy przy drugim dziecku i znowu poświęcać się dla rodziny podczas gdy mąż tak naprawdę nie kiwnie palcem. Twój mąż tylko płodzi a ojcem i matką jesteś Ty a to nie na tym ma polegać.

Uważam, że jeśli inwestycja w małżeństwo jest nieopłacalna to powinnaś zainwestować w siebie. Może wtedy mąż zobaczy w Tobie silną kobietę bo póki co traktuje Cię trochę jak pewnego osobnika w domu, który sprząta, pierze, gotuje, ma cicho siedzieć i spełniać polecenia męża bo i tak od niego nie odejdzie. On chyba czuje się za pewnie.

185 Ostatnio edytowany przez Madziulka19 (2013-09-18 16:44:00)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witam. piszę do Was bo nie wiem co robic.
Więc zaczne od tego: Mam faceta i 7 miesięczna corke. Wyprowadziłam się od rodziny 3 lata temu i wprowadziłam się
do mojego faceta. Problem tkwi w tym , że nie jest tak kolorowo jak to sobie wyobrażałam.
Mieszkamy z jego rodzicami .
Ja nie pracuję więc spadły na mnie obowiązki domowe ale chodzi mo ogólnie o to , że mój chłopak z którym jestem zaręczona , calymi
dniami spędza przy komputerze i w gra w gry. Nie zajmuje się dzieckiem praktycznie wogóle nic do niego nie dociera.. Mam wrażenie że najwazniejszy jest komputer a nie ja i dziecko.
Na domiar trgo dwa dni temu odezwał się do mnie mój byly . Zadzwonil do mnie że nadal mnie kocha że próbował zapomniec ale nie potrafi i chce żebym wróciła do Niego że stanie na uszach żeby mnie odzyskać .stwierdził że nie przeszkadza mu to że mam dziecko i że to zaakceptuje.
Nie ukrywam że nie kocham go , bo jakies uczucia jeszcze mam i ciągnie mnie cos do niego .. chciałabym wrócić do rodziny i byłego..
Nawet nie wiem czy nadal kocham swojgo obecnego .. on wogole nie poswięca mi i córce czasu . Prosze podpowiedzcir Mi co mam robic?? sad

186

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
Madziulka19 napisał/a:

Witam. piszę do Was bo nie wiem co robic.
Więc zaczne od tego: Mam faceta i 7 miesięczna corke. Wyprowadziłam się od rodziny 3 lata temu i wprowadziłam się
do mojego faceta. Problem tkwi w tym , że nie jest tak kolorowo jak to sobie wyobrażałam.
Mieszkamy z jego rodzicami .
Ja nie pracuję więc spadły na mnie obowiązki domowe ale chodzi mo ogólnie o to , że mój chłopak z którym jestem zaręczona , calymi
dniami spędza przy komputerze i w gra w gry. Nie zajmuje się dzieckiem praktycznie wogóle nic do niego nie dociera.. Mam wrażenie że najwazniejszy jest komputer a nie ja i dziecko.
Na domiar trgo dwa dni temu odezwał się do mnie mój byly . Zadzwonil do mnie że nadal mnie kocha że próbował zapomniec ale nie potrafi i chce żebym wróciła do Niego że stanie na uszach żeby mnie odzyskać .stwierdził że nie przeszkadza mu to że mam dziecko i że to zaakceptuje.
Nie ukrywam że nie kocham go , bo jakies uczucia jeszcze mam i ciągnie mnie cos do niego .. chciałabym wrócić do rodziny i byłego..
Nawet nie wiem czy nadal kocham swojgo obecnego .. on wogole nie poswięca mi i córce czasu . Prosze podpowiedzcir Mi co mam robic?? sad

Skoro juz tu piszesz to przede wszystkim podejmij prace bo bedziesz od jednego do drugiego faceta się tułać. A dziecko do żłobka jesli babcie nie moga pomoc bo poki nie masz pracy to niezbyt jestes samodzielna.

187

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...
silkytouch napisał/a:

traktuję go jak dziecko w tym momencie. To była trochę inna sytuacja niż codzienne sprzątanie talerzy. W tej sytuacji pokazał, że jak zwykle nie panuje nad nerwami (obraził się na blender). Mam wrażenie, że jest rzeczywiście jak rozpuszczone dziecko, któremu trzeba wszystko wytłumaczyć jak krowie na rowie. [...]
A może wypunktować mu listę i powiesić na lodówce (dzieci w przedszkolu mają taki kontrakt). Coś w stylu obowiązki: mamy, taty, synka?

A wiesz, że to wcale niegłupi pomysł smile Skoro musisz prosić po 100 razy, to może faktycznie spróbujcie wypisać sobie swoje obowiązki big_smile Chociaż obawiam się, że Twój mąż może tego nie potraktować poważnie i dalej będzie się obrażał, jak mu coś nie będzie szło. A może spróbujcie ustalić jakieś małe obowiązki dla niego. Oprócz sprzątania po sobie na przykład wyrzucanie śmieci, przestawianie butelek z wodą itp. I wtedy rzeczywiście, jeśli nie spełni swoich obowiązków, to to zostaw. Niech woda stoi 4 dni smile

silkytouch napisał/a:

Czy tak ma to wyglądać? Mam pokazywać, prosić, przypominać? Czy powiedzieć raz i zostawić w cholerę jak nie pamięta?

Zdecydowanie to nie tak ma wyglądać, ale pamiętaj o tym, że do tej pory Twój mąż nie miał ŻADNYCH obowiązków i nie musiał się niczego domyślać, bo wszystko robiłaś sama. Teraz Ty próbujesz to zmienić, a on stoi na straży "starego". To tak jak z dzieckiem; jak mu się pozwolisz rozhulać, to potem ciężko egzekwować cokolwiek. Także nie wymagaj zmiany o 180 stopni. Próbuj małymi kroczkami smile
Twój mąż jest jak małe dziecko, które sprawdza Twoją konsekwencję. Tylko, że dzieckiem nie jest, więc pozwól mu ponieść konsekwencje jego "niesubordynacji" tongue Nie wyrzuci skarpetek do kosza z brudną bielizną, to je zostaw na środku pokoju. Nawet, jeśli mieliby przyjść do was goście. Jeśli wcześniej ustalacie, że to jest JEGO obowiązek, to jest on JEGO. I dla niego będzie powodem do wstydu. Nie pokazuj mu, że jak On nie zrobi, to zrobisz Ty...


zmeczonaONA napisał/a:

Uważam, że jeśli inwestycja w małżeństwo jest nieopłacalna to powinnaś zainwestować w siebie. Może wtedy mąż zobaczy w Tobie silną kobietę bo póki co traktuje Cię trochę jak pewnego osobnika w domu, który sprząta, pierze, gotuje, ma cicho siedzieć i spełniać polecenia męża bo i tak od niego nie odejdzie. On chyba czuje się za pewnie.

To chyba nie do końca tak. Według tego co Silky pisała wcześniej mąż czuje się odrzucony, bo nie do końca rozumie zmiany. Może to wynika z egoizmu, a może po prostu z tego, że jego zdaniem wszystko było do tej pory OK  i zmiany, które w Silky dojrzewały latami, dla niego są gwałtowne i destrukcyjne. Tak czy siak myślę, że zamiast się na niego "wypinać" i uciekać całkowicie w samorealizację trzeba mu dać czas na strawienie tego, co się dzieje. Bo Silky może spokojnie zająć się tylko sobą, ale wtedy może rzeczywiście zostać sama. A przecież tu chodzi o to, że mąż zobaczył, że jego żona jest nareszcie szczęśliwa, a nie o to, że wylądowali w sądzie na sprawie rozwodowej.

188 Ostatnio edytowany przez Benita72 (2013-09-18 18:16:25)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky, witaj i tu.

Dopiero teraz zobaczylam Twoj wątek - bede z Toba wink. Po opisie kuchni mialam dziwne poczucie deja vu sprzed jakiegos roku - tak wlasnie wygladala moja wlasna kuchnia, kiedy moj mazonek wchodzil w etap partnerstwa i rownouprawnienia big_smile Byl tak zachwycony soba w nowej roli pomocnego męza, ze zupelnie zgubila mu sie istota rzeczy - np mianowicie, jak ustalilismy, ze on robi ciezkie zakupy (typu woda, napoje itd) to uwazal za normalne ciepnac to wszystko w progu domu, uniemozliwiajac przejscie.. Jka robil obiad - w kuchni - pobojowisko zostawione - dla podkuchennej big_smile Jak dzieci kladl spac - ciuchy porozwalane po calej lazience, mozna by dlugo pisac.

Wiec - wzielam go na rozmowe. Na skutek tej rozmowy ustalilismy, ze -

1. jesli ktos wykonuje jakies zadanie, robi to od poczatku do konca, czyli, jak robi zakupy, to zeby zadanie bylo zaliczone, zakupy musza byc wniesione, rozladowane i poukladane do szafy. Jesli robi obiad, to koniec zadania to zostawienie kuchni jak zastal. Jesli kladzie dzieci, to pilnuje, by ubrania trafily do brudow.
2. Przekonalam go, ze to, ze oczekuję porzadku nie jest ROBIENIEM MU NA ZLOSC, tylko tak sie lepiej mieszka.
3. Ze pomoc jest wtedy, kiedy ja go o cos prosze i vice versa. Nie jest pomocą narzucanie swojego planu dzialania, kiedy ktos ma cos innego na mysli i oczekiwanie za to wdziecznosci.


Trzymaj sie i nie daj sie smile Pozdr

189

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Witaj Benita
dzięki dziewczyny za wsparcie:)
Wpadł na obiad, zjadł i pojechał dalej do pracy, wróci ok 21:30.
Zagadnęłam go, że chyba powinniśmy przygotować kontrakt dla synka by się uczył obowiązków:) M stwierdził, że to dobry pomysł. Zaproponowałam, że wpiszemy tam obowiązki dla każdego członka rodziny. To jeszcze było ok, powiedzial, że dla niego wpiszemy jeden ale duży obowiązek - praca. I tu mu mina nieco zrzedła bo powiedziałam, że wpiszemy każdemu zbieranie ubrań, odkładanie butów, wynoszenie talerzy, i inne sprzątanie po sobie. Do tego każdy będzie miał swoje własne obowiązki. Powiedziałam, że nie możemy wymagać od syna jeśli sami nie będziemy wymagać od siebie, jeśli nie damy mu dobrego wzoru. Nie miał wyjścia, musiał przyznać mi rację
Mina jego - bezcenna, za wszystko inne zapłaci sobie kartą:)

Teraz mam zadanie przygotować odpowiednią tablicę i obmyślić do końca mój cwany plan. Wymyśliłam sobie, że przygotuję rysunki z podpisami różnych obowiązków i całą rodziną będziemy decydować kto co będzie robił i jakie będą konsekwencje niewykonania zadań
Cóż, mam do wychowania dwóch chłopców. Z tym młodszym nie powinno być problemu, jeszcze lubi pomagać, czuć się potrzebny, lubi zadania. Ten większy...

Czuję się jakbym miała praktyki w przedszkolu... smile nieważne, byle plan wypalił. Wychowanie męża pod pretekstem wychowania dziecka!

190

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

silky, dasz rade!

Na pocieszenie napisze Ci, ze na razie przedszkolak, ale jak bedzie musial, to wydorosleje - moj malzonek ostatnio robi mi kawę w pracy,  - sam z siebie, zaparza, przynosi do gabinetu - NIGDY wczesniej tego nie robil, raczej to ja jemu nosilam, potem nikt nikomu, teraz on mnie smile Moja asystentka otwiera szeroko oczy wink

191

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Silky. Czytałam w gazecie ze jest taka duńska gra. Są cztery kolory kółek na lodówkę. I każda osoba dostaje jeden kolor. A
Potem każda osoba nakleja na lodówkę swoje kółko zawsze gdy zrobi cos dla
Domu. Zakupy. Pranie. Sprzątanie. I tak dalej.
Potem sie siada i dyskutuje...

192 Ostatnio edytowany przez silkytouch (2013-09-20 10:07:26)

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Kontrakt musi być. Słabo mi idzie egzekwowanie zaangażowania w dom (sprzątania po sobie): miga się jak może, obraca wszystko w żart, mówi, że zmęczony, mówi 'oj tam' i się uśmiecha. Nie chcę cały czas wytykać wszystkiego palcem, bo zaraz będzie awantura że wciąż się czepiam i zrzędzę. W weekend robię kontrakt obrazkowy dla moich panów, może jak będą mieli to na piśmie to będzie lepiej...

dziś mam zły dzień:(
Wszystko mnie irytuje!
Irytuje mnie M, który ostatnimi dniami wraca do domu ok 21. Mam wrażenie, że jest gościem w domu, wraca gdy młody już śpi:(
Irytuje mnie jego zachowanie, to że czegoś ode mnie chce jak jestem zajęta, że burzy mój plan dnia, dzwoni gdy pracuje, oczekuje uwagi gdy wraca do domu... Irytują mnie jego pytania: gdzie jesteś, co robisz, dlaczego nie odbierasz, co to za sms, kto dzwonił, co robiłaś u kosmetycznki, co robisz na komputerze...
Dziś mam w głowie negatywne myśli, negatywne emocje.

Zażyczyłam sobie kwiatka za sprzątanie kuchni. I co? I nic!

DZIŚ MAM ZŁY DZIEŃ!

Dziś obawiam się, że nic się nie zmieni, że M wciąż nie rozumie o co mi chodzi... że lekceważy moje próby zaangażowania go w życie domu, w sprzątanie po sobie. Że wydaje mu się, że pytaniem o drugie dziecko załatwił sprawę - patrz kocham cię, bo chcę mieć drugie dziecko...

dziś jest mi źle...


dlaczego on nie rozumie, że gdy mówię że potrzebuję czegoś to tak jest? Dlaczego mam wrażenie, że on się zachowuje jakby naszych romów w ogóle nie było?
Wiem, znam odpowiedź - chce by było jak dawniej... NIE BĘDZIE

193

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

dziś wieczór mam dla siebie, M ma wychodne z kolegami...
siedzę więc, maluję pazury i zabijam czas na internecie...
co przyniesie jutro?
M dawno nigdzie nie wychodził... dziś wrócił z pracy wcześniej, poleżakował na kanapie i wyszedł z kolegami do knajpy. Nie mówił o której wróci, jakoś specjalnie nie czekam. Spać mi się jednak też nie chce...

194

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Jest lepiej, choć wciąganie go w życie domowe idzie mi opornie. Ustaliliśmy, że postaramy sie oboje o NAS.
Wrócił w piątek po 24. Oj, dawno tak nie zaszalał. Mówi się, że jak człowiek pijany to mówi to co myśli... Dużo mówił, bardzo dużo... jak bardzo mnie kocha, jak to sobie życia beze mnie nie wyobraża, ze chce być ze mną, że chce mnie i tylko mnie, że mnie uwielbia, że jestem piękna itd...

W sobotę nie pojechał do pracy, leżakował i cierpiał do 18:00 na kanapie. Z powodu kaca mógł nie pojechać do pracy, ale jak się urodził nasz synek to musiał pracować (i to boli).
Przez cały wczorajszy wieczór zbieraly mu się talerze, kubki. Dziś rano miłe zaskoczenie - wszystko w kuchni tak jak prosiłam. Widzę, że się zaczyna trochę starać. Nie rozrzuca ubrań, odnosi kubki. To małe gesty, ale zawsze. Wczoraj pracowałam do późna, dziś też. Nie marudzi, pytał tylko czu dużo mam pracy. Znów rozmawiamy o wakacjach. Dziś rano nie musiałam się zrywać rano jak zwykle, mogłam pospać do 9:30. Synek obudził sie o 8, ale bawił sie z tatą. Zawsze to ja wstawałam wcześniej, dziś nawet nie zauważyłam jak chłopaki wstali, spałam jak dziecko:). Dziś rano rozmawialiśmy chwilę w łóżko u nas, było milo... takie miłe chwilę, gdy czuję że jesteśmy RAZEM, nie obok...
Widzę, że coś się zmienia pomiędzy nami, chyba w końcu coś dociera do M... dziś widzę, że się staramy i budujemy, nie burzymy... M też zauważył, że jest inaczej, że czuje się lepiej, że czuje że mi zależy (wcześniej czuł, że go nie chcę w moim 'nowym świecie')...
Tak jest dziś.
A ja? Ja zmieniam się, patrzę inaczej na nasze małżeństwo, nie nastawiam się, że muszę za wszelką cenę. Wiem, że jestem jeszcze tu gdzie jestem bo jeszcze chcę. Zrobiłam inwentaryzację i wiem, ze jestem samodzielna i lokalowo i finansowo. Dzięki temu wiem, że wszystko zależy ode mnie. 11 lat to kawałek czasu (1/3 mojego całęgo życia) więc teraz też się nie spieszę...
Żyję, obserwuję, notuję, wyciągam wnioski, działam...
Pisanie na forum mi mocno pomaga - Wasze spojrzenie, słowo wsparcia, czasem krytyki. Dzięki temu, ze piszę mogę wracać do tych sytuacji, przypominać sobie i analizować słowa i gesty. To na prawdę pomaga nabrać dystansu i bardziej trzeźwo ocenić sytuację.Nie nastawiam się, nie popadam w euforię, nie szukam dziury w całym. Żyję i obserwuję, a jak mam gorszy dzień to coś tam sobie wkręcę, ale muszę odkręcać na bieżąco.
Co ma być to i tak będzie...
Prędzej czy później wszystko sie wyklaruje...

195

Odp: miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Podczytuję co piszesz tu oraz na Kobietach na zakręcie.

I nasuwa mi się jeden wniosek- ja wiem że chciałabyś efekty teraz i natychmiast, bo przecież sama się zmieniłaś i nie jesteś juz ta samą Silky co rok temu, ale.. weź pod uwagę, że pracowicie przez 11 lat przyzwyczajałaś męża do takiego układu. Sama swoimi rękami, głową i nie tylko.
I zauważ jakie sygnały wysyłasz mężowi- komunikujesz zmianę tego jakże korzystnego dla niego układu. On to przetrawia, buntuje się ( no bo postaw się na jego miejscu- sama tez byś nie usiłowała zachować status quo? Że w domu masz hotel pięciogwiazdkowy i nie musisz nic? ja bym usiłowała) a ty po tych deklaracjach, listach, wracasz po nocy do domu, żeby wbrew wszystkiemu co zostało zakomunikowane- sprzątać po nim bajzel??? Bo on się na blender obraził?? WTF? Gdybyś tak niekonsekwentnie postępowała z czterolatkiem, to jakich efektów byś oczekiwała? Że cię poważnie potraktuje następnym razem?
Ja wiem że Pan Mąż to nie chłopczyk, ale pamiętaj, że dla niego to co było w przeszłości( a właściwie jeszcze lekko trwa) to była sielanka i on do tego układu tęskni i chwyta się wszystkich sposobów, żeby wróciło.
Więc z twojej strony konsekwencja i klarowny przekaz nie tylko myślą ale i uczynkiem. Jeśli się kochacie i szanujecie, to dacie radę. Trzymam kciuki.

Posty [ 131 do 195 z 569 ]

Strony Poprzednia 1 2 3 4 5 9 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » MIŁOŚĆ , ZWIĄZKI , PARTNERSTWO » miłość? szczęście? kompromis? gubię się...

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024