Dobry wieczór Paniom, Panom.
Tytułem wstępu. W końcu to forum kobiet. Ciekawe, że tylko tu w miarę aktualnie pisze się o hmmm...upośledzonych i trudnych związkach. Na męskich forach cisza. Sami twardziele.
Niepodzielnie rządzi sformułowanie 'toksyczny partner / związek' tylko co to konkretnie według Was oznacza? Czy cała euforia na początku tak nagła to nie Wasze pragnienia i tęsknota za czymś, czego od dawna nie ma? Dzieje się i już? Nie działa instynkt samozachowawczy i chwila ostudzenia typu spokojnie, co się ze mną dzieje?
Nie mam zamiaru być uszczypliwy, ale około 70% osobowości borderline i podobne neurotyczne zaburzenia to kobiety. Niezwykle pociągające, wykształcone, inteligentne, eleganckie. Zadbane kusicielki rzadko mające tabu. Zwłaszcza w seksie (to nie przypadek). A co może faceta bardziej pociągać hm? Nie ma się co oszukiwać. Żeby nie było teoretyzowania. Sam wpadłem w te sidła jak przysłowiowa śliwka w kompot. Nawet wiem dlaczego. Po ostatnich jałowych latach małżeństwa zabrakło pieprzu. Wyjaśniając, już byłem po rozwodzie, za nim wpadłem w ten kompot.
Chwile razem niezwykle mocne, pełne, intensywne. Znika świat. We wszystkim. Każda chwila razem, seks, kino, kawa było czymś tak odmiennym i tak zapomnianym. Nic tylko żyć bez końca. Sam sposób rozmowy, bliskości, dotyku. Jakaś forma splątania, która wciągała jak czarna dziura. Ale wkrótce zaczęła pękać fasada wyjątkowości. Arena cyrku zwana oceną. Widownia zwana wycofaniem. Wypytywanie, sprawdzanie, testowanie jak zareagujesz na słowa, co powiesz, że to przystojny facet, a to, że wszyscy ją chcą 'zaliczyć' itd. Wszyscy dookoła są 'psychiczni' a każdy jej były w szczególności! Tu pierwsza lampa ostrzegawcza. Po cholerę tak dużo mówi o przeszłości i całym swoim życiu? Teraz już wiem. Starała się zrobić ze mnie rekwizyt w swoim psycho-dramacie. Taki sekretny rekwizyt o którym nikt nie wiedział. Konspiracja. Nie miała na to szans. Doświadczony i odporny jestem na takie manipulacje, choć sam przystałem na tą grę. Pewnie to zabrzmi perfidnie z mojej strony, ale myślę, że po jakimś czasie chodziło już tylko o seks. Dopóki był mocny.
Kolejny etap to już tylko festiwal monologów i pretensji, że znów ją zostawiłem. Tak. Zrobiłem drugi raz i ostatecznie. Jakoś nie potrafiła zrozumieć, że układ kino, kawa i seks mnie nie interesuje na dłużej, to już nie mój problem. A bycie dodatkiem tym bardziej. Taka forma kontraktu, która miała służyć jedynie redukcji lęków i pozornego spokoju dla niej samej.
Jednego dnia byłem kimś ważnym, najlepszym i dobrym w jej życiu...za 24h kimś bez przyszłości i perspektyw z samymi wadami. Dostrzegała tylko to, czego potrzebowała w danej chwili. Jednocześnie musiałem być blisko i daleko. Zimnym draniem i czułym kochankiem. Słuchać z uwagą i nie oceniać. Tylko zaspokajać. Cel takiej osobowości to niszczenie Twoich zasad, granic i kompulsywne zaspokojenie. To były jedne z głównych motywów jej działania na co nikt sobie nie pozwoli. Nie mogłem liczyć na zainteresowanie swoją osobą i rozmową o tym, co robię, co dla mnie ważne i dlaczego, jakie mam zasady, cele w życiu, plany, hobby, co lubię a czego nie itd. To nie miało żadnego znaczenia.
Miałem tylko nie kolidować z jej wyobrażeniem. Dość szybko się połapałem w czym rzecz, dlatego jak wcześniej napisałem zagrałem va bank.
Często miała oczy pokorne jak kot w Shreck'u. Sposób pisania przepraszający jeśli zorientowała się, że inaczej nie osiągnie celu albo miała jakąś inną wymierną potrzebę. Takie branie na litość. Ja tak ładnie do Ciebie piszę, a Ty mnie ignorujesz. Potrzebowała tylko chwil, po których rzyga się tęczą (same przyjemności), a te akurat są mało warte w starciu z realnymi problemami w życiu. To jest siła jak ludzie razem potrafią rozwiązywać problemy. To tak na marginesie. I jak to często bywa miała wbudowaną check listę. Wiecie. Facet musi...i sto punktów sprawności. Jej punkt od siebie to być. Nic więcej.
Wszystko co nie mieściło się w jej wyobrażeniu było natychmiast wyolbrzymiane do wady tak wielkiej, jak erupcja Krakatau. Musiałem być gotowy na każdy odpał w jej głowie. I nie miało znaczenia czy ją wytrzaskałem po twarzy i zerżnąłem w pubie, a dzień później jedliśmy obiad na mieście rozmawiając kilka godzin wpatrzeni w siebie jak w ostatnich chwilach życia. To tylko przykład huśtawki nastrojów i zaspokajania, a ta musiała się bujać nieustannie.
Wiemy, że sposobów manipulacji są dziesiątki, jeśli nie setki. Pewne schematy działania są specyficzne dla pewnych rodzajów osobowości i o tym należy pamiętać, kiedy się poczuje, że 'coś jest nie tak'. Trzeba być ostrożnym, ale nie wycofanym. Zamykając się po takich doświadczeniach skazujemy się na coś najgorszego. Nieufność i samotność. Niepotrzebnie.
P.S.
Co mi pomogło wyrwać się z tzw. toksycznego
1. Zapychanie czasu i głowy to bzdura. Nikt na siłę nie ucieknie od wspomnień. Psychologiczne żałoby i inne dziwne treści to pomyłka. Każdy przeżywa inaczej i w innym czasie. Nie ma reguły.
2. Wróciłem to swojego rytmu dnia i zajęć. Nie na sztywno oczywiście ;-)
3. Żadnego odwiedzania miejsc, gdzie bywało się razem.
4. Jeśli się zaniedbało przyjaciół, to po prostu ich przeproś. Przyjaciel potrząśnie, jak będzie trzeba. Pocieszyciele to nie przyjaciele.
5. Skasowałem e-mail, całą korespondencję i numer telefonu! Żeby nie kusiło w chwili słabości napisać sms'a czy czytać wspomnienia.
6. Nie działa i nigdy nie zadziała niech, będzie ktoś inny byle zapomnieć. Chcesz kogoś krzywdzić swoją krzywdą?
7. Wyrzuciłem z domu wszystko, co się z nią kojarzyło. Pamiątki są po kimś, kogo miło wspominasz.
8. Czujesz ból i żal? I dobrze! Przynajmniej już wiesz, czego Ci brakuje, dlaczego i czego potrzebujesz. A już na pewno wiesz, dlaczego uwikłała(e)ś się w taki pseudo związek. Oby po raz drugi. Czyli pierwszy i ostatni :-)