Ponowny powrót to kwetia która teraz roztrząsam dniami i nocami. 2 letnie małżeństwo, dziecko, na koncie trzy rozstania i dwa powroty. Teraz jestem 3 bodajże dzień bez niego.
Nie wiem co bedzie dalej, ale moge napisać co było.
Pierwsze rozstanie...hmmm o co poszło? Chyba o brak szacunku, to jak szybciutko się zmienił po ślubie. Najpierw razem wyjechaliśmy do moich rodziców, którzy mieszkali na wsi, żeby im troche pomóc w sezonie. Ale sezon był mało udany, pracy mało, więc mąż wrócił do domu a ja jeszcze zostałam. Potem, nie pamietam nawet dokladnego momentu kiedy, spakowałam reszte rzeczy i juz tak zostalam u rodzicow. Mąż po mnie nie wracal, nie zabiegal. Odwiedzal tylko syna. Ja poszlam do pracy. Spotykaliśmy sie od czasu do czasu, wszystko aranzowane preze mnie. Zawsze kończyło się łóżkiem. W końcu po dwóch miesiacach nie wytrzymalam i wrocilam do niego. Wtedy on twierdzil, że też tego chce, a ja czulam sie glupio ze tak po prostu go zostawilam. Bo przecież "nie bylo powodu...."
Po powrocie nie minely 3 mce jak znowu sie wyprowadzilam. Po cudownym miodowym miesiacu mąż zaczął sie zachowywac jeszcze gorzej niz wcześniej. Nie wytrzymywałam tego... żadne rozmowy nie pomagały. Zaczął się izolować, separować. Zrezygnował z pracy i nastepnego dnia balował z kumplami. Wrócił nad ranem, a ja tego samego dnia wyprowadziłam sie od niego.
Był zdziwiony moim zachowaniem, "przeciez nie bylo powodu" . Ale tez nie zabiegał, nie prosil o powrot. Na poczatku podczas odwiedzin syna zachowywalismy sie jak wrogowie. Po kolejnych dwoch miesiacach nasze stosunki sie polepszyly. Rozmawialismy normalnie, o wszystkim i o niczym. W końcu znowu ja zainicjowalam rozmowe o nas, skoczylo sie łóżkiem i powrotem do męża. Znowu miesiąc było słodko... naprawdę. Byłam wtedy przekonana, że będę miała cudowne życie z tym człowiekiem. Byłam najszczęśliwsza na świecie. Czar niestety prysł... bo oczywiście po jakimś miesiącu mąż ponownie stał sie gorszy niż dotychczas bywalo. Tym razem był naprawde oschly. Miewal rozne dziwne pomysly na życie. Mnie traktowal jak nieprzyjemny dodatek do dziecka ( syna ubóstwia).
Doszło nawet do tego, że przestaliśmy sie kochac z taką częstotliwością jak dotychczas. Musiałam go prosić o seks. A jeśli chciałam być dumna to musiałam czekać 1,5tyg aż zwyczajnie najdzie go mocna potrzeba. To straszne czuć się odtrącaną przez męża w wieku 21 lat. Szczególnie, że jestem 7 lat od niego młodsza.
Wyjechaliśmy razem za granice na 3 dniową wyprawe. Katorga. Jedyne co powstrzymywalo mnie tam od łez, to myśl, że zostawie go po powrocie do Polski. Powiedziałam mu o tym gdy wrociliśmy. Dodałam, że po prostu nie daje rady już tak żyć, na każdym kroku krytyka, wmawianie że jestem beznadziejna...
Spakowałam się, ale ciężko mi było się wynieść po raz trzeci, bo wiedziałam, że to już ostatani raz. Więc siedziałam trzy dni na walizkach, próbowałam rozmawiać z mężem. Chciałam, żeby dotarło do niego wreszcie że naprawdę JEST POWÓD by się rozstać i że trzeba coś z tym zrobić. Nie zrozumiał..
Za to usłyszałam, że mogę się wyprowadzać, bo pewnie i tak wrócę predzej czy później, że tworzę niepotzrebne "dramaty" i że jestem niedojrzała.
Ot cały skutek powrotów po rozstaniu. Mimo początkowej radości i fascynacji... efekt końcowy był taki, że mąż jest przekonany o tym, że wrócę jak boomerang, że można ze mną zrobić wszystko, bo nie mam na tyle odwagi by odejść.
Więc nie uważam powrotów za dobry pomysł. Przynajmniej nie te inicjowane przez stronę, która czuła się krzywdzona
Może byłoby inaczej, gdyby to mąż zabiegał i starał się o mnie...ale nigdy tak nie było, więc nie jestem w stanie tego stwierdzić.
Pozdrawiam i mądrych wyborów w życiu życzę!