Przeżyłam swoje życie i tylko dzięki swojemu optymizmowi nie zwariowałam. Moja teściowa na odległość potrafiła kierować naszym życiem, a jej syn, a mój mąż spowiadał się dokładnie ze wszystkiego. Chwalił się co kupił, ile zarabia, że awansował itd. Robi to do dziś, bowiem jeszcze żyje jego ojciec.Mam przeczucie, że wynikało to z jego wychowania i braku akceptacji, bowiem miał młodszego brata, który zawsze był " oczkiem w głowie" rodziców. Ta sytuacja sprawiała, że bał się ( tak myślę ) zwrócić im uwagę, a nawet mnie pocałować w ich obecności. Co ja mówię pocałować, wziąść za rękę. Ta sytuacja była dla mnie niezmiernie trudna, bo nawet jak teściowa wrzeszczała na mnie, to siedział cicho jak tchórz. Tak jak wspomniałam, gdyby mieszkała blisko nas, to zaraz po ślubie byśmy się rozwiedli. Jej " oczko w głowie" nie pozwolił wpieprzać się do jego żony, to gadała na nią za jej plecami.Owszem, przebaczyłam, ale pamiętam i nie chcę takich sytuacji w relacji z moją synową.
Tak jak pisze Marena " nie zagladam do szaf, nie interesuje mnie co kupują, co jedzą, jak wychowują dzieci, ale i tak nie zawsze potrafię - gdyż mój przykład z moją teściową spowodował u mnie sytuację odwrotną tj. zagłaskanie synowej na śmierć. To też jest zła sytuacja, ale zrozumiałam to po czasie. Narazie kończę, pozdrawiam wszystkie teściowe i synowe.
66 2013-02-05 09:55:05 Ostatnio edytowany przez krostka (2013-02-05 09:57:07)
67 2013-02-05 10:03:35 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-02-05 10:13:14)
Krostka a jak widzisz taką metodę, przytakuję i robię po swojemu?
A wy drogie teściowe? Mój teść wczoraj dziecko szwagra okrył kocem. I szwagier tę metodę zastosował.
Drogie tesciowe potrzeba nam asertywnosci ...my mozemy pomoc,ale tylko wtedy kiedy nas o to poprosza nasze dzieci i to nam musi nam odpowiadac,a nie im , i nie powinno byc to sprawa nadrzedna.
Powinnismy mieszkac daleko od mlodych....nie narzucac im swojej woli i swojej racji Powinnismy pielegnowac nasza niezaleznosc drodzy rodzice
i byc wolnymi ,niezaleznymi i nie miec "upierdliwych "dzieci O O O O O O !!!!
I BYC WOLNYMI
Mareno a co jeśli są takie kobiety, które chcą mieszkać ze swoi synem i synową?
Bardziej się pytałam o dziewczynę syna, nie o synową. Dla mnie to nadal spora różnica.
Chciałam wiedzieć, czy to jakiś powszechny nowy obyczaj, że długo przed ślubem młodzi mieszkają razem pod dachem rodziców jednego z nich. I co matki na to.
Młode matki synów (Joga, Anik) utwierdziły mnie w przekonaniu o niestosowności takiego kroku. Dla mojej rówieśnicy, betiny też było to mało komfortowe. Ja osobiście nie mam nic przeciwko wspólnemu mieszkaniu przed ślubem, ale na swoim.
Dla Twojej teściowej, Rebel też to chyba nie było bez znaczenia, skoro PRZED Waszym ślubem było koszmarnie, a PO ślubie zmieniła się w "złotą kobietę".
Jak kobiety chcą mieszkać z synami i synowymi, to niech mieszkają.
Ja nie chciałam nigdy, nawet jak nie znałam jeszcze swojej synowej. O to właśnie synowa miała do mnie pretensje.
70 2013-02-06 17:32:25 Ostatnio edytowany przez Joga (2013-02-06 17:33:43)
Jak kobiety chcą mieszkać z synami i synowymi, to niech mieszkają.
Ja nie chciałam nigdy, nawet jak nie znałam jeszcze swojej synowej. O to właśnie synowa miała do mnie pretensje.
Ja Mareno jestem bardzo cenię sobie wolność i nie lubię kiedy ktoś obcy łazi po moim domu
Co do mieszkania, to uważam, może staromodnie, że nie mieszka się z 'każdą" dziewczyną/chłopakiem ale tylko taką, którą chcemy na żonę/męża. Jeśli chcemy zakładać rodzinę czy wchodzić w jakiś poważny związek to tylko jako osoby niezależne finansowo i co za tym idzie z odrębnym mieszkaniem. Poza tym jak się uprawia seks to zwykle wiąże się to z możliwością ciąży, a jak ciąża przypadkowa to później bywa różnie, niekoniecznie sielankowo, więc niezależność finansowa i mieszkaniowa jest tutaj niezbędna
Oczywiście nie potępiam osób, które w ten sposób mieszkają bo to sprawa indywidualna ale ja bym tak nie chciała mieszkać:)
Ja tez jestem za tym, ze jezeli "mlodzi" chca mieszkac przed slubem razem to niech sobie mieszkaja..........ale nie pod moim dachem,jak sa tacy dorosli to niech zyja na swoje konto i ze wszystkimi konsekwencjami
Moj syn z rodzina mieszka 1godzine samochodem od nas i niech tak zostanie.........od niedawna zrobilam sie asertywna.Jestem wolnym odpoczywajacym czlowiekiem
i jak chce to pomoge,a jak nie to nie i na tym koniec
O nie, nie Joga. Byłam jak to młode dziewczyny, skupiona na sobie, nad wyraz krytyczna i mało tolerancyjna. I bardzo mi zależało na akceptacji teściowej, którą podziwiałam za różne rzeczy, a głównie za inteligencję, błyskotliwość i pewność siebie.
Zaiskrzyło dopiero wtedy, gdy przyjęłam do wiadomości, że to nie jest moja matka i "z urzędu" nic mi się nie należy. Byłam żoną syna, ale to nie oznacza, że pokocha mnie tak samo jak jego, bezwarunkowo. Dopiero wtedy nasza relacja zmieniła się z relacji DOROSŁY - DZIECKO, w relację dwojga DOROSłYCH. I że muszę się postarać, a nie tylko BYĆ.
Nasza relacja rozwijała się w oderwaniu od jej syna, a mojego męża. Zaprzyjaźniałyśmy się jak dwie obce sobie początkowo kobiety. Miałyśmy swoje tematy, swoje wspólne kaweczki, ploteczki, dyskusje o życiu, w ktorych nasz "wspólny" mężczyzna nie uczestniczył, nie miał do nich dostępu. Stałyśmy się przyjaciółkami. Jej związek z synem i mój z mężem to dwa oddzielne światy. Nasz wzajemny to sprawa oddzielna i dotyczy tylko nas.
Dziś moja teściowa jest bardzo starą kobietą i mieszka ze mną. Bardziej ze mną niż z nami. Niewiele czasu nam zostało, bo jest bardzo chora. Kiedyś mi powiedziała, że nie przeżyłaby, gdyby coś mi się stało. Ja teraz czuję to samo.
Moja teściowa jest wspaniałym człowiekiem, choć ma wady, jak każdy. Jestem wdzięczna losowi, ze mogłam ją spotkać i pokochać.Meredithhh, właśnie o to chodzi, żeby nie traktować synowej jak dodatku do syna, tylko jak ODDZIELNEGO człowieka. I teściowej tak samo, nie jak matki męża, tylko oddzielnego człowieka. Myślę, że to jest szansa na to, by ułożyć sobie z nią stosunki nieobciążone POWINNOŚCIAMI i ROSZCZENIAMI.
pięknie to napisałaś. piękny jest związek Twój i Twojej teściowej. ja niestety nie mogę doświadczyć takiej przyjaźni, bo moja teściowa niestety nie żyje, ale wydaje mi się, że właśnie tak chciałabym,żeby między nami było. chociaż faktycznie obserwując moje znjaome, to za dużo łego w tych ich związkach z teściowymi.
Dla Twojej teściowej, Rebel też to chyba nie było bez znaczenia, skoro PRZED Waszym ślubem było koszmarnie, a PO ślubie zmieniła się w "złotą kobietę".
Mareno chyba nie do końca mnie zrozumiałaś, ja wprowadziłam się do teściów na miesiąc przed ślubem (złożyło się na to kilka czynników, remont, wyjazd za granicę od razu po ślubie itd.)
Wcześniej mieszkaliśmy każde ze swoimi rodzicami.
Może myślę staromodnie jak na osobę w moim wieku, ale również przeszkadzałoby mi, gdyby mój syn przyprowadził do domu rodzinnego jakąś tam dziewczynę i mieszkał z nią. Co innego gdyby to była przyszła żona, a chociaż narzeczona (nie mam tu na myśli wizji 'chodzenia' ze sobą 10 lat przed ślubem i mieszkania przez ten czas w moim domu).
Wszystkim tesciowom zycze slodkiego dnia !
Moreno bardzo mi przykro z powodu Twojej teściowej. Nie jest Ci lekko. Jesteś dzielną i mądrą kobietą. Pięknie opisujesz o sobie i swoich przeżyciach. Opiekujesz się odchodzącą teściową. Może Twoja synowa obserwuje i coś do niej dotrze?! Życzę Ci tego z całego serca.
Tak sobie myślę, że powinno się Twoje posty "spakować" w kopertę i jej podesłać.
Bo tak naprawdę to każda z nas kiedyś była inna. Czas zmienia każdego człowieka. Okres dorastania trwa bardzo długo. Uzyskanie pełnoletniości to nie dorosłość życiowa, to wyznacznik że od tego dnia młodzi ludzie w całości muszą ponosić konsekwencje swoich decyzji. Jak wiemy są środowiska, kraje, w których ludzie zakładają rodziny w wieku około 40-ki. Kobiety nie rwą się tak do macierzyństwa. Może tam dużo wcześniej są zdani na samych siebie i znają smak trudu? Inne środowiska niańczą zbyt długo swoje dzieci a one nie mogą doczekać się kiedy ?wyrwą? się na wolność, w dorosły świat, udowodnić całemu światu że dadzą sobie radę. Potem kiedy okazuje się, że życie to nie bajka to swoją frustrację wylewają na innych.
Mój mąż w skrócie mówi ? naczytał/a się książek, filmów się naoglądał/a i myśli że takie jest życie.
-----------------------------------------------------------------------------------------
No i patrzcie jak to się składa, że każda kobieta, która ma już dzieci (nawet małe) nie popiera wprowadzenia się do jej domu, do pokoju syna potencjalnej synowej póki młodzi nie są samodzielni. Ja zawsze moim powtarzałam, że w dwóch sytuacjach dostaną ode mnie pomoc - do wynajmu mieszkania i do opłacenia niani - Zawsze głośno mówiłam, że jak moi synowie dorosną to ja w końcu chcę zająć się sobą, swoim życiem a nie niańczyć wnuki czy ustalać kolejkę do łazienki i ustalać dyżury w kuchni. Dwie gospodynie w jednej kuchni to tłok. Mogę przypilnować wnuki od czasu do czasu, zabrać na wakacje ale nie na co dzień. Każdy sam powinien wychowywać swoje dzieci. Inaczej - Każdy w całości i do końca powinien ponosić konsekwencje swoich decyzji, nie tylko te miłe ale i ciężkie.
Moi synowie mieszkali w akademikach i owszem, przyjeżdżali z dziewczynami, ale w domu w jednym pokoju nocowali dopiero kiedy stały się one narzeczonymi. Nigdy nie było na ten temat rozmów pomiędzy nami. I o dziwo, jedna z moich synowych do samego ślubu mieszkała z rodzicami ponieważ kończyła studia i pracowała dorywczo. To jej rodzice nie wyrazili zgody - inaczej - powiedzieli jej tak jak większość z nas uważa - MIESZKAĆ RAZEM JAK JEST SIĘ SAMODZIELNYM FINANSOWO. Odmówili jej utrzymywania jej jeśli wyprowadzi się. Ona nie chciała być "utrzymanką" a i mój syn nie rwał się do tego. I tak przez półtora roku mój syn mieszkał na wynajmowanym mieszkaniu a jego narzeczona u rodziców.
A ja teraz, kiedy jestem już 50+ - myślę codziennie o moich synach, ich żonach i dzieciach. Cieszę się z każdego kontaktu z nimi, z każdej ich radości i smucę się kiedy mają troski. I wiem, że dzwonią do mnie zawsze kiedy coś ważnego wydarzy się w ich życiu zarówno zawodowym jak i prywatnym. Dzwonią aby wygadać się na szefa, pochwalić nowym zakupem do domu czy awansem nawet żony. O każdym ząbku wnuka wiedziałam od synowej. Cieszę się, że moje stosunki z młodszą synową wychodzą na prostą. Wierzę, że młoda spałzuje i przestanie być przewrażliwiona, że zauważy w końcu że jak o coś pytam to z ciekawości i troski o nich a nie z chęci sterowania i kontrolowania. Może zauważy, że nie pytam ile zarabiają, tylko czy dadzą sobie radę z kredytem hipotecznym. Że jeśli potrzebują pomocy to znają mój telefon. Ech, szkoda słów. Czas pokaże.
Ale rozpisałam się z rana. Pewnie mam dziś taki nastrój.
A i jeszcze jedna uwaga dla młodych synowych -
Przeżywacie okres napięcia przedmiesiączkowego - wiecie jakie potrafi byc to dokuczliwe. Wasze teściowe są w okresie menopauzy i wtedy różnie z nimi się dzieje. Hormony skaczą gorzej niż w wieku dojrzewania. Więc może zamiast tak na nie naskakiewać pomyślcie czy nie potrzebują one pomocy medycznej.
No może źle Cię zrozumiałam, rebel. Teraz mi wyjaśniłaś.
Nie wszystko co staromodne jest złe.
Cieszę się joga i rebel, że w tej sprawie myślicie staromodnie.
Mnie zadziwia, gdy do domu sąsiadów wprowadza się dziewczyna ich syna. Dla nich obca.
Mieszkała tam cztery lata bez ślubu z nim, mają dziecko. Niedawno się rozstali i jest już następna. Też ją sprowadził do domu rodziców. Dziewczyna jest w ciąży, o ślubie się nie mówi.
Zadziwia mnie stanowisko rodziców, którzy są w zbliżonym do mnie wieku, a więc pochodzą ze staromodnych czasów. Nie reagują. Zapytałam sąsiadkę o to. Odpowiedziała, że syn jest dorosły, ma swoje potrzeby, niech robi co chce. No i robi. W ich domu i na ich rachunek, bo nie dokłada się do życia.
Zadziwia mnie i oburza to wspieranie dorosłego syna w głupocie i nieodpowiedzialności.
Marena a gdyby miał i ślub, co by to zmieniło? Nadal byłby gówniarzem, nie facetem.
A co sądzisz o takiej sytuacji: z pierwsza ma ślub kościelny i dziecko, potem rozwód a następnie z drugą cywilniak. Z jedną i drugą mieszka u rodziców przez kolejnych 10lat.
Wiesz nokiaaa, mnie interesuje bardziej niż postawa syna, postawa jego rodziców.
To jak młodzi żyją, ze ślubem, czy bez niego, o ile są na swoim i żyją za swoje mało mnie interesuje.
Rodzice mają po 50+ i pochodzą z czasów innych niż teraz. Kiedyś nie było tak "nowocześnie" i sprowadzenie do domu rodziców, chłopaka, czy dziewczyny nie wchodziło w grę. Co innego gdy był ślub. Skąd się wzięła ta tolerancja?
Interesuje mnie co się porobiło w siwych głowach, że bezrefleksyjnie akceptują wszystko co robią ich dorosłe dzieci i niczego od nich nie wymagają. Ten ich syn ma w dorobku jedno porzucone dziecko i drugie w drodze. Pracuje dorywczo, lubi sobie pobalangować. Płacą za to jego rodzice. Oni utrzymują swojego niewydarzonego syna (29l.), utrzymują jego ciężarną dziewczynę, utrzymywali poprzednią, płacą alimenty na wnuka, bo tatuś nie ma pieniędzy, dają wikt i opierunek. Ja mam wrażenie, że gdyby nawet ten syn otworzył burdel w ich domu, to też by to zaakceptowali.
A przy tym nie są jakąś patologią w powszechnym tego słowa znaczeniu. Pracują, nie piją, są religijni, choć to akurat nie ma dla mnie znaczenia. Piszę o tym, bo religia narzuca jakieś zasady i dziwi mnie, że tolerują w swoim domu brak tych zasad. Mają w domu dwoje młodszych dzieci, około dwudziestki i tylko patrzeć jak młodsi przyprowadzą pod rodzicielski dach swoje panny. A po jakimś czasie wymienią je na inne.
Dziwić się, że z takiego domu młodzi nie chcą odchodzić na swoje? Gdzie im będzie tak dobrze?
W innym znajomym domu to córka (po trzydziestce), mieszkająca z rodzicami, sprowadziła poznanego w internecie faceta i nawet jej do głowy nie przyszło, żeby skonsultować to ze swoimi rodzicami. Facet mieszka już ponad rok, nie pracuje. Diabli wiedzą kim jest, bo wszyscy wiedzą o nim tylko to, co sam powie, a przyjechał z drugiego końca Polski (tak mówi). Może być próżniakiem żerującym na naiwnych babach, ale też zbiegłym z więzienia kryminalistą, poszukiwanym listem gończym.
Córka jest rozpieszczoną niunią, której matka majtki pierze. A teraz i gacie faceta. Rodzice niuni to moi bardzo dobrzy znajomi. Męczą się z tym, ale nic nie robią, bo "niunia ma prawo do szczęścia". Niunia nie myśli ani o ślubie, ani o wynajęciu mieszkania i jakoś się jej nawet nie dziwię. Ma wszystko, darmowy dach nad głową, michę dla siebie i faceta, ciepełko. Mamusia złego słowa nie powie, ze względu na prawo do szczęścia. I żyją sobie z facetem na garnuszku u jej rodziców. Ona pracuje, ale to są JEJ pieniążki. Na piwo dla darmozjada i trzydziestą parę szpilek. Rodzice mają po 60 lat z małym plusem i skromne emerytury.
I to też są porządni ludzie, nie patologia, o ile nie brać pod uwagę "małpiej miłości" do dzieci.
Zapytali nas kiedyś, co byśmy zrobili w takiej sytuacji. No więc, nie doszłoby u nas do takiej sytuacji, to po pierwsze. A gdyby nawet, to po tygodniowym pobycie, "pan" zostałby zapytany czy wyjeżdża w tą sobotę, czy w przyszłą i gdyby nie wyjechał, to wyleciałyby z domu jego walizki, a zaraz po nich on sam. I to bez względu na histerię "niuni". Ona by usłyszała, że jak tak pragnie z nim być, to niech idzie za nim.
To wcale nie są odosobnione przypadki. Dlatego się zastanawiam nad starszym pokoleniem, co też nam się porobiło w głowach od tej nowoczesności.
79 2013-02-07 15:03:55 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-02-07 15:07:10)
Widzisz Marena jakbym sąsiadów widziała. MIeszkają tam 4 pokolenia. Prababka koło 85lat:jej dwoje dzieci z rodzinami. A także jej wnuki z rodzinami. Wszystkie wnuki!!!Wnuków całe nic, bo trzy osoby. Ale jak dodać wnuków małżonków i ich dzieci...Policzę najmłodszych 7osób samych. W wieku 3-16.
Po podwórku biega kilkanaście osób. Coś koło 18. Moge sie pomylić o 1,2.
Dom?Bliźniak w rozbudowie strychu i dobudówce. Ze 4 oddzielne wyjścia.
No ale nie o tym. Nie mają kasy, to biorą kredyt na 50tysiecy i dobudowują sobie i tyle. Nie widzialam kłótni!
Dziwi mnie wlasnie brak klotni. Wieczorem piwko, rano razem do pracy jedne drugiego zawozi.
Jeden z tych wnuków wlasnie miał zonę i synka. Lubił popiwkować. CHyba przegiął, bo zona sie rozwiodla i malego zabrala. Minely 3 lata i teraz mieszka z dziewczyna. Cos powaznego chyba.
Nikt mu nie wygaduje. Ze brak slubu. Ze tamta poszła.
Mnie tylko dziwi, bo ta laska to kasjerka w naszej Biedronce na osiedlu,mu kolejne piwka sprzedaje. I cieszy sie niezmiernie, że ma tego faceta. Chłopak pracuje przy naprawie dróg i dużo nie zarabia. Bo ostatnio grata sprzedał i chodzi pieszo do pracy. Jak opłaci alimenty, piwka i fajki to pewnie ma na waciki męskie. 700złotych zostanie może. Nie na życie. Laska ma 24 lata i pewnie zachce założyć rodzinę. Cudowny kandydat.
Morena i nokiaa -
To nie tylko nadopiekuńczość wobec dzieci - Ci rodzice (od Moreny) tak kochają że na wszystko zniosą. Kochaja Niunię ślepą miłością. Nawet nie wyobrażają sobie że mogłaby wyprowadzić się i ich zostawić. ONI NIE CHCĄ TEGO BO NIE BĘDĄ MIELI CELU W ŻYCIU. A drudzy - w ich domu zawsze żądziły dzieci i oni teraz się ich boją. Zgodzą się na wszystko aby syn nie awantorował się.
Tak myślę bo taki znam przypadek u męża brata.
Brat mężą mieszka z żoną w mieszkaniu 50m z dwójką swoich synów. Dwa lata temu jeden sprowadził do domu "narzeczoną" z dzieckiem, dorobił jej drugie a w zeszłym z zagranicy wrócił młodszy z ciężarną narzeczoną. Nikt z tej czwórki nie pracuje. "panowie" na czarno dorabiają a ich kobiet zajmują się sobą. Do tego najstarszy w każdy weekend przywozi im swoją pociechę na weekend bo oboje ze swoją panna chcą odpocząć w weekend. Brat męża jest na rencie i pracuje na 1,5 etatu, bratowa na cały + zlecone. Ledwie wiążą koniec z końcem. Kiedyś szwagier miał dość i chciał wyrzucić chłopaków z domu ale żona nie pozwoliła mu - ciho, kochanie, cicho po Artuś się zdenerwuje, a co dziewczynki pomyślą, że my tacy nierzyczliwi.... Szwagier wyprowadził się ale na drugi dzień wrócił bo było mu żony żal.
Byłam dziś w Empiku i w dziale z poradnikami wpadła mi w ręce ciekawa książka na temat Rodziców dorosłych dzieci.
Zaczęłam czytać, bo pomyślałam, że to może być ciekawe. Jest mnóstwo poradników dla rodziców małych dzieci i nastolatków, ale dla rodziców dorosłych dzieci...
Był tam właśnie wątek o ślepej miłości i nadmiernej pomocy dorosłym dzieciom, która to pomoc wyrządza najczęściej więcej szkody niż pożytku (dla tych dzieci).
Chyba następnym razem kupię tę książkę i dam komuś w prezencie, bo niestety mam w swoim bliskim otoczeniu taki przypadek - facet prawie 40 letni, bezrobotny, mieszka z rodzicami, którzy go utrzymują, a sami ledwo wiążą koniec z końcem. Tłumaczą, że go kochają, więc przecież nie wyrzucą za drzwi (a tak naprawdę pewnie w duchu mają poczucie winy, że wychowali go na tak niezaradnego).
Szczerze nie ogarniam takiej sytuacji. Ja zaczęłam pracę zawodową na I roku studiów (dziennych) - nie dlatego, że musiałam, tylko dlatego, że chciałam, i dzięki temu teraz mam już na karku 10 lat doświadczenia. On ma prawie 40-tkę i za sobą jedynie jakieś krótkie staże. Wszędzie mu coś nie pasuje, a to za mało płacą, a to szef go wkurza, a to jest zbyt wykształcony, żeby brać taką "beznadziejną" pracę... A rodzice przytakują i współczują jaki on biedny.
Nie mówię, że każdy musi już pracować na studiach, ale chyba są jakieś granice tej ślepej matczynej czy ojcowskiej miłości.
A co Wy o tym myślicie mamy dorosłych dzieci?
Godziłybyście się na takie mieszkanie u Was na garnuszku dorosłych dzieci do nie-wiadomo-kiedy (najprawdopodobniej do śmierci)?
Czy może lepiej wywalić z domu i wrzucić na głęboką wodę?
A może płyną z takiego długiego nieusamodzielniania się dzieci jakieś korzyści, plusy?
Mamą dorosłego dziecka jeszcze przez jakieś 18 lat nie będę, ale zaciekawił mnie ten wątek...
Moim zdaniem im szybciej dziecko się usamodzielni, tym lepiej. Sama zaczęłam pracę i wyprowadziłam się z domu rodzinnego zaraz po skończeniu 18 lat. Nie musiałam, chciałam.
I szczerze mówiąc nie rozumiem jak można, nawet w największych wygodach, w wieku 20+ chcieć mieszkać z rodzicami. Ja bym nie potrafiła.
I dziwi mnie troche ten lament, że nas - młodych nie stać na usamodzielnienie. Chyba: nie stać na usamodzielnienie i utrzymanie takiego poziomu, na jakim żyło się u rodziców (którzy na niego pracowali kilkadziesiąt lat). Z tego co widzę, młodzi zwyczajnie nie mają ochoty zaczynać od zera.
No, tak, ale jak ktos urodzony do wyzszych celow.
Moja znajoma, ktora wyhodowala dwoch nierobow i nieukow, miota sie teraz jak ich sie pozbyc z domu.
Najpierw przyzwyczaila, ze nie zaloza nic innego na d...pe jak nie ma firmowej metki, w szkole kazda klasa byla byla przepychana przy pomocy licznych korepetycji, zero wymagan w domu. Dzieciny skonczyly nauke na poziomie gimnazjum, potem jakies bezsensu oplacane prywatne licea-krzaki. Na dzis dzieciatka (26,29 lat) bez zawodu, bez szansy na prace, a przeciez nie pojda odsniezac, bo takie rzeczy to robi plebs.
Dziewczyna liczy na "bogatego leszcza" (tak to okreslila), chlopak zada od starych "ustawienia go" i nie bierze do lba ze nie maja z czego.
Pomimo, zem z natury kraina lagodnosci, to jak ich widze rodzi sie we mnie agresja.
Ale z drugiej strony tak na zdrowy rozum to rodzice zmarnowali "material", skoro od kolyski dawali do zrozumienia, ze zasluguja na cos lepszego - nie wiedziedziec z jakiego powodu.
W kazdym badz razie widoki na wyprowadzke zerowe. Sytuacja patowa.
Zatem mieszkanie z doroslymi dziecmi moze wynikac z roznych przyczyn
- fatalnych bledow wychowawczych - nie przygotowanie do doroslego zycia,
- patologii pt. "malpia milosc", najlepiej jak ten skarbeczek bedzie przy mnie do konca dni moich,
- brak wlasnego zycia, wspolne mieszkanie dajace jego namiastke, lek przed samotnoscia.
W duzej mierze odgrywaja role tez czynniki kulturowe, ze to takie naturell, ze rodzice maja obowiazek zabezpieczac na zawsze.
Tak jak pisalam wczesniej -w krajach skandynawskich, pomieszkiwanie wspolne nie istnieje. U nas niestety owszm.
Gdyby w dziecku od poczatku istniala swiadomosc, ze z chwila pelnoletnosci radzi sobie samo nie byloby problemow.
Z drugiej strony ten wyolbrzymiony syndrom "Opuszczonego Gniazda" spedzajacy sen z powiek mamuskom.
84 2013-02-08 09:57:24 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-02-08 09:58:43)
Tak było u mojej mamy. Dzieci kilkoro, najmłodsze róznica wieku 24 lata od najstarszego. Wypieszczony. Wykochany. Najmlodszy Beniaminek. Babcia kasy nie miała to siostry i bracia mu to spodnie, to szkoły załatwiali. Ubrania. Bilety. Kieszonkowe. My nie miałyśmy, to ty najmłodszy bracie masz...Nawet na wpis dostal aby studiować. Nie wypaliło. Dwójka dzieci poza małzeńskich. Ze cztery konkubinaty. 40 lat dzis. Brak pracy, babcia daje mu na piwo i papierosy.
No proszę, ile przykładów rodzicielskiej głupoty....
Szarlot, podaj tytuł tego poradnika! Sama kupię i dam w prezencie rodzicom "niuni", bo jak patrzę na nią, to też budzi się we mnie agresja.
Mieszkanie z dorosłymi dziećmi? Dokąd się uczy i jest singlem, proszę bardzo. Jeśli już pracuje, to też proszę bardzo, ale ma łożyć na swoje utrzymanie. Jest w związku i chce zamieszkać z partnerem, to proszę sobie wynająć mieszkanie.
Mój syn mieszkał z nami. Mamy duży dom. Pracował i studiował. Gdy chciał zamieszkać ze swoją dziewczyną to wynajął mieszkanie w mieście. Po dwóch latach związek się rozpadł i wrócił do naszego domu. Poznał kolejną dziewczynę, ożenił się i wyprowadził do wynajętego mieszkania.
Córka wyjechała na studia w wieku 19 lat. Po studiach została w tamtym mieście razem ze swoim chłopakiem. Jej związek też nie przetrwał i wróciła do naszego domu na 2 lata. Latem ubiegłego roku wyszła za mąż i wyprowadziła się z mężem też do wynajętego mieszkania. Niedługo zamieszkają we własnym domu, bo budują.
Dla nas rodziców i dla naszych dorosłych dzieci było oczywiste, że jak się zakłada rodzinę, to się idzie na swoje. Ale dla naszej synowej już nie. Ona pochodzi ze środowiska, gdzie się mieszka na kupie, a rodzice są "zobowiązani" by dzieciom urządzić życie od początku do końca. W jej rodzinnym domu było ciasno, bo już siostra z mężem i brat z żoną zapuścili tam korzenie, więc liczyła na mieszkanie u nas. No bo duży dom, tylko nas dwoje...Córka wtedy jeszcze mieszkała daleko. Nie zgodziliśmy się i tutaj tkwi kamień obrazy.
Wcale nie było łatwo oprzeć się presji otoczenia. Staliśmy się przykładem wrednych rodziców, którzy panoszą się w wielkiej chałupie, a biedne dzieci na wynajmie. Rodzina synowej mieszkająca niedaleko nas rozpowiadała na prawo i lewo, jacy to z nas podli ludzie, jacy zarozumiali, jacy egoiści, biednym dzieciom nie chcą pomóc. A pomagaliśmy, nie chcieliśmy tylko razem mieszkać. Nawet nasze rodziny, moja matka, ciotki dołączyły do tego chóru. Co wy będziecie sami robić, ganiać się po pokojach? Jesteś na emeryturze, to zajmiesz się wnukiem, ugotujesz dla wszystkich, nie będziesz się nudzić. Cholera......ja się NIGDY nie NUDZĘ!!!
ODCZEPCIE się od naszego życia!!!
Dziś syn z rodziną mieszka w mieszkaniu po babci (naszym) w mieście, a stosunki z rodziną synowej są napięte. No bo "biedne dzieci" same muszą płacić czynsz i "za prąd" i znikąd żadnej pomocy....
Z synową też nie lekko. Nie udali się jej teściowie. Jacyś dziwni, do życia mają dziwne podejście. Dzieci nie kochają, bo puścili je w świat, zamiast trzymać pod spódnicą. Używają życia, gdzieś jeżdżą po zagranicach, marnują pieniądze, a przecież mają DZIECI(!!!).
Tak, mają. Jedno ma 34 lata, drugie za parę miesięcy będzie miało 32. Maleństwa w pieluchach.
Dla tej nieszczęsnej "Niuni", którą opisałam, byłoby lepiej gdyby ją rodzice wywalili z domu dawno temu. Teraz "kobita" ma 33 lata i jest totalnie, absolutnie nie przygotowana do samodzielnej egzystencji. Nic nie potrafi. Nie wie jak się pralkę włącza i ile chleb kosztuje. Jak się jej guzik urwie, to z płaczem woła mamusiuuuuu. Masakra.
A kiedyś zostanie sama, bo rodzice nie wieczni.
Ja w swoim "Opuszczonym Gnieździe" czuję się znakomicie.
No proszę, ile przykładów rodzicielskiej głupoty....
Szarlot, podaj tytuł tego poradnika! Sama kupię i dam w prezencie rodzicom "niuni", bo jak patrzę na nią, to też budzi się we mnie agresja.
Ewa Woydyłło - "My rodzice dorosłych dzieci"... od razu skojarzyło mi się z "My dzieci z dworca zoo"
Mieszkanie z dorosłymi dziećmi? Dokąd się uczy i jest singlem, proszę bardzo.
A jak jest singlem ale 40-letnim, który od lat nie idzie do pracy, bo "nie ma pracy" (w jego mniemaniu nie ma, bo "byle jakiej" nie weźmie)? Tolerowałabyś to, czy próbowałabyś coś zrobić? A jeśli tak to co?
Cholera......ja się NIGDY nie NUDZĘ!!!
ODCZEPCIE się od naszego życia!!! (...)
Ja w swoim "Opuszczonym Gnieździe" czuję się znakomicie.
Marenko, olej ludzi my tu na forum i tak uważamy, że jesteś super teściową, da się to wywnioskować już po kilku Twoich postach, a że ludzie będą gadać, rodzina synowej niezadowolona... ludziom nigdy nie dogodzisz... jak dużo zarabiasz - powiedzą, że ukradłaś
, jak masz fajną pracę, powiedzą, że Ci ktoś załatwił, jak spędzasz Święta w domu, zamiast na rodzinnych spędach, powiedzą, żeś odludek dziki i nie szanujesz ciotki, wujka, teściowej, synowej, itp...
Po tym wszystkim co tu wszystkie opisałyśmy, mam jeden wniosek - miejmy odwagę żyć po swojemu, nie krzywdząc przy tym celowo innych, ale też nie tłumacząc się za bardzo ze swoich wyborów
No widzisz mareno ilez to bezwzglednosci w Tobie, tak puscic dzieciny na glebokie wody.
Ja kiedys w rozmowie ze znajomymi napomknelam o odwroconej hipotece na dom, jako ewentualnosc dodatku do emerytury, ktora nie jest imponujaca (oczywiscie jak warunki beda mniej bandyckie) - wole nie mowic z jakim to spotkalo sie przyjeciem.
Prawie jakbym swoje wlasne dziecko obdzierala z majatku.
Na nic tlumaczenia, ze moze sie zdarzyc, ze nie bedziemy w stanie utrzymac domu, ze moze syn nie bedzie chcial sie dokladac do "swojego dziedzictwa" - no po prostu wyzuwam dziecko i wnuka z naleznej dziedzicznosci.
Zaznaczam, ze dom nie byl przez nas dziedziczony, jest to ,ze tak malowniczo okresle "krwawica zycia".
Nie twierdze, ze tak bedzie, ale sam pomysl byl potraktowany jako skrajny egoizm i nieodpowiedzialnosc.
Z synem na ten temat nie rozmawialismy. Poki co jakos tam wyrabiamy finansowo, nogami jeszcze wlocze calkiem niezle, ot tak luzno rzucona ewenteualnosc, a tyle wywolala negacji.
88 2013-02-08 21:11:21 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-02-08 21:27:12)
Uważam, że ta rodzina jest nierefolmowalna. Współczuję im!!!
Pytanko; czy ta niunia utrzymuje swojego gacha?
Mareno wszystko ładnie, pięknie tylko to są ogromne koszty. Np. w mojej sytuacji, nie wyobrażam sobie, abym miała płacic za wynajem mieszkania, wszystkie opłaty, nie przymierac głodem i jeszcze z tego odkładac na budowę domu. Mimo, że oboje z mężem pracujemy.
Twoja synowa miała inną wizję na mieszkanie po ślubie i tyle.
Twoją i męża decyzję rozumiem, bo i ja też nie chciałabym kiedyś mieszkac ze swoją synową/zięciem.
Poza tym dzieci nie mają prawa wymagac czegoś tam od rodziców, bo im się należy. Otóż nic się nie należy. Liczmy swoje pieniądze, a nie teściowej, teścia itd.
Aczkolwiek dla mnie oczywiste jest, że gdybym miała już nawet dorosłe dziecko, to chciałabym mu pomóc np. finansowo (jeżeli byłoby mnie na to stac i sytuacja by tego wymagała).
Tu chodzi o to, aby dzieci zaczęly sobie radzić.
91 2013-02-08 23:35:14 Ostatnio edytowany przez marena7 (2013-02-09 00:07:18)
Nokiaaa, "niunia" kupuje gachowi piwo i papierosy, gacie, bilety na autobus itd. Wyżywienie jej rodzice. Prąd, opał, wszystko do domu też rodzice. Niunia nie daje rodzicom ani grosza.
To chore. Też uważam, że są niereformowalni.
Ha,ha Betino, świetnie Cię rozumiem. Ja też, gdy mówię, że dzieci mieszkają oddzielnie i wynajmują mieszkanie to spotykam się z dziwnymi spojrzeniami i stwierdzeniami "...nie myślałam, że jesteś taką egoistką, macie przecież dom...". Dom też nie odziedziczony, tylko jak mówisz, krwawica.
Ja czasem, gdy się wkurzę na taką "zadziwioną" ciotkę, to mówię, że zamierzamy sprzedać dom i urządzić się na Goa, właśnie szukamy kupca. A na Goa mamy już upatrzoną chatę na plaży.
Szarlot, 40-letni bezrobotny, nie pracujący od lat, na utrzymaniu rodziców? Nie ma możliwości, żeby w moim domu ktoś taki się uchował.
Ale przypuśćmy, że mam z takim do czynienia. Więc program minimum, chleb i woda. Żadnych zakupów ubraniowych, żadnych przyjemności. Gacie z tyłka spadną, to chodź bez gaci. Nie masz na papierosy/kino/kawę i co tam lubisz - mamusia nie kupi. Żadnego litowania się i współczucia. Żadnego kieszonkowego. Twarda miłość. Dla jego dobra.
Jasne rebel, są różne sytuacje. Ja opisuję swoją. My pomagamy dzieciom finansowo jeśli trzeba.
To nie jest tak, że nic nas nie obchodzą.
Córka z zięciem mają możliwość dorabiania. Nie boją się pracy i pracują ile sił starczy.
Ale nie każdy ma takie możliwości jak oni.
Moja synowa miała inną wizję, dobrze, wolno jej. Ale czy ja MUSIAŁAM jej wizję spełnić? Nie mam prawa do swojej wizji? Czy ona miała prawo do fochów, do impertynencji, bo jej wizja wzięła w łeb?
92 2013-02-08 23:37:31 Ostatnio edytowany przez nokiaaa (2013-02-08 23:38:55)
W lumpeksie można kupić za 1zl na wyprzedaży i gacie i spodnie i buty nawet. Taki 40letni bezrobotny może na czarno dorobić 50zl i coś sobie kupić jak się zakręci przy węglu sąsiada czy drzewie. Wystarczy chcieć.
93 2013-02-09 08:23:40 Ostatnio edytowany przez Joga (2013-02-09 08:25:01)
Rodzina synowej mieszkająca niedaleko nas rozpowiadała na prawo i lewo, jacy to z nas podli ludzie, jacy zarozumiali, jacy egoiści, biednym dzieciom nie chcą pomóc. A pomagaliśmy, nie chcieliśmy tylko razem mieszkać. Nawet nasze rodziny, moja matka, ciotki dołączyły do tego chóru. Co wy będziecie sami robić, ganiać się po pokojach? Jesteś na emeryturze, to zajmiesz się wnukiem, ugotujesz dla wszystkich, nie będziesz się nudzić. Cholera......ja się NIGDY nie NUDZĘ!!!
ODCZEPCIE się od naszego życia!!!
Dziś syn z rodziną mieszka w mieszkaniu po babci (naszym) w mieście, a stosunki z rodziną synowej są napięte. No bo "biedne dzieci" same muszą płacić czynsz i "za prąd" i znikąd żadnej pomocy....
Z synową też nie lekko. Nie udali się jej teściowie. Jacyś dziwni, do życia mają dziwne podejście. Dzieci nie kochają, bo puścili je w świat, zamiast trzymać pod spódnicą. Używają życia, gdzieś jeżdżą po zagranicach, marnują pieniądze, a przecież mają DZIECI(!!!).
Tak, mają. Jedno ma 34 lata, drugie za parę miesięcy będzie miało 32. Maleństwa w pieluchach.Dla tej nieszczęsnej "Niuni", którą opisałam, byłoby lepiej gdyby ją rodzice wywalili z domu dawno temu. Teraz "kobita" ma 33 lata i jest totalnie, absolutnie nie przygotowana do samodzielnej egzystencji. Nic nie potrafi. Nie wie jak się pralkę włącza i ile chleb kosztuje. Jak się jej guzik urwie, to z płaczem woła mamusiuuuuu. Masakra.
A kiedyś zostanie sama, bo rodzice nie wieczni.Ja w swoim "Opuszczonym Gnieździe" czuję się znakomicie.
Marena poruszyłaś kolejny ważny temat, syn ma jakieś wyobrażenie żony/partnerki ale teściowie też chyba mają swoją wizję Pochodzimy, z różnych rodzin, części Polski - tak jak ja i mój mąż i .....my się spotykamy, zakochujemy i patrzymy na siebie przez "różowe okulary" a teściowie już nie
są krytyczni, bardziej obiektywni. Często widzą wady, których my zakochani nie dostrzegamy i .... rodzi się niechęć. Do mnie właśnie dotarło, że chcąc się "wkraść" w łaski teściowej, robiłam to na swój własny sposób i dlatego.....d*pa z tego wyszła.
Chciałam jej pokazać, że jestem zaradna, pracowita, że świetnie gotuję, że dobrze zadbam o jej syna, że go kocham Tutaj nastąpił 'konflikt" bo jej nie cieszyły obiady, na które ich zapraszałam, ciasta i dobroci, które podrzucałam - to był jej "teren" na który weszłam z buciorami. Na dodatek wszyscy mówili, że świetnie gotuję - na co ona mała wyłączność. No i się porobiło, nie potrzebowałam, żeby mi sprzątała w domu, bo robię to dokładniej, teściowa nie miała "pola do popisu". Jej wizja wyglądała tak:
Stołujemy się u niej codziennie, ona przychodzi i sprząta u nas, mówiąc co i w jakiej kolejności, a jak pojawią się dzieci to ona i teść je wychowują bo rodzice "powinni pracować". No i się porobiło, ni cholery nie pasowałam, bo jak powiedział kiedyś teść "nie pozwalam sobie pomagać". Więc za co miała mnie polubić? Kocham jej syna ale przecież "matkę ma się tylko jedną a żon można mieć kilka". Wkroczyłam na jej teren, zabrałam to co było sensem życia, pozbawiłam całej przyjemności. Trudno jest być teściową.
Pytanie do teściowych:
Czy kiedykolwiek, rozmawiałyście z dziećmi na temat wyboru partnera i czy próbowałyście wpłynąć na decyzję o ich wspólnym życiu? Czy mówiłyście z nią/ z nim, Twoja przyszłość będzie kiepska, nie będziesz szczęśliwy/wa, jesteście z innje bajki?- jak reagowały Wasze dzieci?
Nie rozumiem, czemu ludzie starsi daja przyzwolenie na spychanie na boczny tor.
Nic mnie bardziej nie wkurza niz powiedzenie - a coz nam starym potrzeba, mlodym trzeba pomoc.
Wlasnie starszym potrzeba.
Nie bede wlokla zakupow z miasta autobusem, wole wziac taksowke,nie bede chodzic w rozdeptanych lapciach, wole kupic porzadne, firmowe pantofle, nie bede sie smarowac "nivejka", potrzebuje jednak krem z wyzszej polki, nie pojade na biwak pod namiot, potrzebuje godziwszych warunkow wypoczynku, nie pojde do klubu przetanczyc cala noc przy dwoch piwkach, wole jakas mila knajpke z dobrym zarciem, nie wystarcza mi juz w apteczce tabletka od bolu glowy, musi byc w niej o wiele wiecj lekow, okulary od czasu do czasu tez wypada wymienic....itd,itp
Oczywiscie zdaje sobie sprawe, ze wielu emerytow musi zyc bardzo oszczednie.
Jezeli jednak nie wynika to z mizeroty emerytury, to zakrawa mi na masochizm - odmawianie sobie udogodnien, rzeczy umilajacych "schylek zycia", pewnych komfortow - dla mnie niezrozumiale.
Nie robie tego przeciez kosztem mojego dziecka - pieniadze wydawane w ten, a nie inny sposob sa moje.
Dziecko dostalo, to co mu sie nalezy - wyksztalcenie, pare dodatkowych kursow, pomoc przy zakladaniu firmy - reszta to juz tylko i wylacznie jego odpowiedzialnosc.
Nie mam zamiaru oszczedzac, zeby mlodym kupic lepszy samochod, czy komplet mebli.
Oni maja jeszcze duzo czasu na poprawianie swojego komfortu zycia , ja juz nie!
Hodowla "starych syniow mamuni" i "coruniek-niuniek" - powinna byc karalna z urzedu.
Mareno -chatka na Goa to jest cos! Bora-Bora - tez ladnie brzmi nieprawdaz?
Tragedia.
Joga a ty mi powiedz: będąc w gościach u teściów robię mleko w butelce. To nie tak-krzyczy ona i chce mi butelkę zabrać.
Nie daję się, spokojnie czekam i robię swoje. Ona stoi z rękami pustymi przy tym zlewie i po moim odejściu czymś tę glupią pustkę zapełnia. Po prostu ją odrzuciłąm.
JOGA
Nigdy z synem nie rozmawialam na temat " jak wyobrazam sobie jego partnerke i jak powinno wygladac ich zycie"
Po pierwsze, mialam traumy z moja wlasna tesciowa,ktora pasjami wrecz ukladala zyciorysy bliskim, po drugie pokladalam duze nadzieje, ze syn dokona wlasciwych wyborow i z grubsza tak sie stalo.
Jezeli nawet by tak nie bylo - moze i przykro - ale to juz poza moimi "kompetencjami".
Pasja Twojej tesciowej do "oporzadzania" Was - dla mnie kompletnie nie do pojecia. Kosmos.
Rozumiem Mareno. Współczuję Ci, bo jakby nie było, to żona Twojego syna, a wiadomo, że z bliską rodziną chciałoby się miec dobre kontakty (oczywiście nie za wszelką cenę).
Bardzo ciekawy temat. Wiecie, co mi przyszło do głowy? Że żeby zostać synową albo teściową trzebaby skończyć najpierw psychologię albo conajmniej przeczytać wszystkie dostępne na ten temat poradniki lub chociaż takie fora, jak to, z którego naprawdę dużo mozna się dowiedzieć i nauczyć. Długo byłam dobrą synową, aż przejrzałam na oczy, kim naprawde jestem dla matki męża: rywalką. Przestałam więc puszczać mimo uszu różne uwagi oraz zaczęły mnie razić jej pochwały pod adresem mojego męża. Dobrze, ze mój mąż też to zrozumiał. Moim zdaniem synowej możnaby wiele wybaczyc, bo to jeszcze niedoswiadczona młoda osoba, ale tesciowa ma juz jednak troche zycia za sobą i wypadałoby, żeby przez ten czas trochę spraw zrozumiała.
Mam zięcia i na razie jedną synową i relacje z nimi mam rewelacyjne, lepsze niz z własnymi dziećmi. To moje dzieci często starają sie złapać mnie za słówko i wypomnieć, że się wtrącam. Jakaś nietypowa sytuacja.
"Jak byc teściową i nie zwariować?" -Wg mnie: żyć swoim życiem, starać się aby dzieci i ich rodziny żyły własnym życiem, wybaczyć synowej czy zięciowi jakieś drobne błędy, bo są młodzi i życia dopiero sie uczą. Może jak będziemy ich dobrze tarktować, to kiedyś nasze dzieci będą dobrymi teściami.
Chaber05, lista, "co dobra teściowa powinna"- rewelacja . Najbardziej korzystam z pierwszej części ostatniego punktu, nie mogę więc sobie "zarzucić", że listę olewam
.
Interesuje mnie jeszcze jedna kwestia. Pytanie kieruję zwłaszcza do kobiet, które mają 2 i więcej dzieci.
Czy macie swoje 'ulubione' dziecko? Czy któreś bardziej faworyzujecie? Tylko proszę, odpowiedzcie szczerze.
Wszyscy piszą o złych teściowych, a u nas, to teśc ma czasami conajmniej dziwne zachowania.
Najbardziej denerwuje mnie, że faworyzuje drugiego syna i synową. Oni są kochani i wspaniali.
Gdyby tylko teściu wiedział, jak tamta synowa go nienawidzi (to strasznie dwulicowa osoba, życie pod publikę itd.),
to szybko zmieniłby zdanie. Teściowa wie na jej temat co nieco, ale nie mówiła teściowi.
Mnie to by w ogóle nie obchodziło, bo olewam takie rzeczy, ale najbardziej żal mi męża.
Mimo to, że mówi, że on się tym nie martwi, to gdzieś, w głębi duszy, na pewno jest mu przykro, że jest 'gorszy'.
Rozmawiałam ze synem o mieszkaniu młodych z rodzicami. I wiecie co? Załamka! Wszystko bagatelizował:
- jak to, pod mostem mielibyśmy zamieszkac i nie żal by ci było
- daj spokój, jeśli ja z tobą wytrzymuję, to żona sobie też poradzi
- jakoś byście się dogadały, dotarły
- nie rób z siebie takiej wrednej baby
- własnemu dziecku byś załowała
- po co wam taka wielka chałupa ( 120 m, to nie jest dużo)
Dostałam takiego wnerwa, że nawrzeszczałam na niego. Drugi się przysłuchiwał i nazwał brata wygodnickim leniem. A ten tylko strzelił uśmiech i stwierdził: wiem co tam klikasz, zrobiłem ci próbę generalną. Jasny gwint z takimi dziecmi!
Dlaczego rodzice godzą się na zamieszkanie syna z dziewczyną i to przed ślubem? Różne tłumaczenia słyszałam. Syn jednak krótko to podsumował: to barter, wymiana towaru za towar; dziewczyna ma dach nad głową i utrzymanie, chłopak seks bez ograniczeń. A ja się pytam co mają z tego rodzice? Odpowiedź: wyższe rachunki i wesoło w domu, na pewno się nie nudzą ( cokolwiek to miało znaczyc).
Moje pytanie brzmi: rodzice dziewczyny obiekcji, co do mieszkania u niedoszłych teściow nie mają? Odpowiedź tym razem męża: gęba do żywienia ubyła, niech się mąż (niedoszły nawet) o nią troszczy.
Chałupa pełna cyników, a może patrzących nazbyt trzeźwo na świat?
Rebel, nie mam ulubionego i faworyzowanego dziecka. Synowie są tak różni, że nie sposób jednego kochac mniej lub bardziej. Jeśli facet mówi, że mu to zwisa, to mu to zwisa. Uwierz żonie męża, mającego braci. Jeśli jest mu dobrze w domu, świetnie czuje się w towarzystwie swojej wybranki, rodzina schodzi na dalszy plan.
Prawda jak oliwa zawsze wypływa, Ty się nie martw szwagierką, przyjdzie czas, że jej image runie z hukiem. Całe życie nie da rady się kamuflowac.
Nigdy z dziećmi nie rozmawiałam o tym, jaką synową czy zięciab JA bym chciała.
Owszem, gdy byli jeszcze bardzo młodzi, to nie raz rozmawialiśmy o tym, jakich partnerów ONI by chcieli dla siebie. Tak jak się rozmawia o wyborze studiów i planach na życie.
A gdy już kandydaci na męża i żonę się zmaterializowali, to żadnych ocen z naszej strony nie było. Ani jakichś szczególnych oczekiwań. Właściwie tylko jedno - żeby żyli swoim oddzielnym, dorosłym życiem, a my swoim. Owszem, chętnie was wspomożemy na początek, żebyście mieli łatwiejszy start, ale nie jest to przymus, tylko dobra wola. I będzie to traktowane jako szczęśliwe zrządzenie losu, a nie psi obowiązek rodziców i teściów.
I tak jest w przypadku syna, córki i zięcia, a jeśli chodzi o synową, to musieliśmy oprzeć się presji i roszczeniom. Teraz już jest jako tako, ale przez długi czas czułam się jakby mi przybyło trzecie dziecko, i to w najgorszym okresie dojrzewania. Obrażone, nadąsane, roszczeniowe, krytyczne jak diabli. Nie umiałam sobie z tym poradzić. W końcu mąż to wszystko ponazywał i postawił granice. Od tamtego czasu jest lepiej, chociaż zdarzają się afronty. Olewamy to i pozostawiamy bez odzewu.
Czy mam swoje ulubione dziecko? Mam tylko dwoje, syna i córkę. Żadnego nie faworyzuję.
Chaber, jak to faceci potrafią kilkoma słowami opisać rzeczywistość!
"Towar za towar" i "jedna gęba mniej do żywienia".
I co tu gadać?
"Że teściowa pełni rolę piorunochronu, że to takie drzewo, na które kozy skaczą." --umarłam No ale po trochu to tak jest. Faktycznie, nic się z urzędu nie należy, bo to nie matka rodzona, tylko zupełnie obcy człowiek.
Ja się zastanawiam czy teściowie się swych synowych czasem boją? Nic nie powiedzą, by "nie psuć" relacji z dziećmi.
Czy WY-teściowe, jesteście asertywne?
Najśmieszniejsze jest, że jestem asertywna i mało tego, przez wiele lat współprowadziłam treningi asertywności (!!!).
W sumie, z pomocą asertywności udało mi się zachować względny spokój w kontaktach z synową, nie wyjść z siebie i nie stanąć obok, oprzeć się presji, nie obrazić się i nie obrazić jej, pozostać przy swoich poglądach i planach, nie dać się sprowokować. Nie stało się nic, co by spowodowało, że czułabym się źle sama ze sobą.
Powiem tak, gdyby ktokolwiek obcy pozwalał sobie na to, na co pozwalała sobie moja synowa, to nasze stosunki zostałyby zerwane. Nie byłoby awantury, ale na pewno odsunęłabym się i postawiłabym mur nie do przeskoczenia. Ale tu, w moim odczuciu, nie mogę zamykać drogi. Bo to też droga do naszego syna i naszego wnuka. Synowa wie, ze kocham syna i kocham wnuka. Ta miłość ją chroni, bo jest żoną syna i matką wnuka. Ona intuicyjnie czuje, że przez tę miłość też jest ważna dla mnie. Na tyle ważna, że nie zamknę jej drzwi przed nosem, nie odtrącę, nie odmówię pomocy w razie czego, że jestem otwarta na nią i gotowa znosić jej fochy. I że nie postawię syna i wnuka w sytuacji, w której musieliby dokonać wyboru. Nasz syn i wnuk kochają też nas. Dlatego przymykam oczy i wolę milczeć niż powiedzieć za dużo.
W tym sensie masz rację Catwoman.
"Że teściowa pełni rolę piorunochronu, że to takie drzewo, na które kozy skaczą." --umarłam
No ale po trochu to tak jest. Faktycznie, nic się z urzędu nie należy, bo to nie matka rodzona, tylko zupełnie obcy człowiek.
Ja się zastanawiam czy teściowie się swych synowych czasem boją? Nic nie powiedzą, by "nie psuć" relacji z dziećmi.
Czy WY-teściowe, jesteście asertywne?
Moja teściowa się mnie nie bała, raczej traktowała jak dziecko w pełnym tego słowa znaczeniu a czasem chyba udawała przed sama sobą, że mnie "nie ma".
Niby była "tolerancyjna" i to, że mieszkaliśmy razem bez ślubu jej nie przeszkadzało "niby" ale .... ja tak naprawdę czułam jej niechęć. Nigdy się nie uśmiechała na mój widok, nawet kiedy spotkałyśmy się przypadkowo miała "kamienną" twarz, zawsze kiedy mówiłam - a dyskutowaliśmy o budowie domu - słuchała i nie wyrażała swojego zdania, dopiero później, kiedy mnie nie było dyskutowała z synem i próbowała wpłynąć na nasze decyzje, "nasze" a raczej "moje" jej zdaniem bo to przecież ja decydowałam wg niej
Teść odwrotnie wygłaszał durne przemowy, teorie kosmiczne i jak widział, że zbijamy jego najczęściej durne argumenty darł gębę a na koniec też doszedł do wniosku, że ich syna wzięłam pod pantofel. Po mniej więcej pół roku okazało się, że to co "czułam" to nie były urojenia, ja dość dobrze "diagnozuję" ludzi, mam "czuja". Teściowa wylała swoje żale ale nie do mnie - przecież jestem dzieckiem - tylko do mojej mamy. Nie próbowała nawet rozmawiać ze swoim synem, z dziećmi się nie gada .....nie wiem na co liczyła, bo skończyło się to dla niej źle, wyleciała z hukiem z naszego domu. Więc podsumowując: ja uważam, że po pierwsze nie należy się wtrącać do życia dorosłych osób, nawet jeśli to są osoby bliskie ale jeśli już coś się komuś nie podoba, to wolę rozmowę nawet jeśli nie jest miła, niż duszenie w sobie niechęci i żalu. Lepszy wróg jawny niż ukryty, teść to idiota rozwrzeszczany ale wiem, czego się po nim spodziewać, teściowa nic nie mówiąca nie wróży dobrze, bo kiedyś musi dać upust swoim emocjom i takich "cichociemnych" ludzi nie znoszę. Cenię szczerość!
Bardzo chcialabym miec tesciowa. I tescia. Niestety oboje nie zyja. Brakuje mi kogos, kto ze strony meza potrafilby mi cos doradzic, opowiedziec o dawnych czasach zwiazanych z moim mezem. Byc przy nas jak rosnie nasza pociecha. Takich rzeczy brakuje.....
______________________________________
Wieczne Miasto BG
witaj aggyy - otóż każda synowa tak mówi jak ty "
Bardzo chcialabym miec tesciowa. I tescia. Niestety oboje nie zyja. Brakuje mi kogos, kto ze strony meza potrafilby mi cos doradzic, opowiedziec o dawnych czasach zwiazanych z moim mezem. Byc przy nas jak rosnie nasza pociecha. Takich rzeczy brakuje.....
Tak się mówi, gdy nie ma już teściów, gdy już nie żyją - czyli dobre jest stare powiedzenie " dobra teściowa to martwa teściowa", bo zycie to nie jest bajka. Mam koleżankę w pracy, która dokładnie mówi tak jak i ty, bo nie miała szczęścia poznać swoją teściową, bo wkrótce po ich ślubie zginęła w wypadku. Często też zabiera głos jaka to jej teściowa była kochana i jak to szkoda, że tak szybko odeszła itd. itd. A ciekawe jakby to było, gdyby czynnie uczestniczyła w ich życiu?
Mam koleżankę w pracy, która dokładnie mówi tak jak i ty, bo nie miała szczęścia poznać swoją teściową, bo wkrótce po ich ślubie zginęła w wypadku. Często też zabiera głos jaka to jej teściowa była kochana i jak to szkoda, że tak szybko odeszła itd. itd. A ciekawe jakby to było, gdyby czynnie uczestniczyła w ich życiu?
Nadczynność teściowej prowadzi do śmierci......związku
aggy napisał/a:Bardzo chcialabym miec tesciowa. I tescia. Niestety oboje nie zyja. Brakuje mi kogos, kto ze strony meza potrafilby mi cos doradzic, opowiedziec o dawnych czasach zwiazanych z moim mezem. Byc przy nas jak rosnie nasza pociecha. Takich rzeczy brakuje.....
(...)Tak się mówi, gdy nie ma już teściów, gdy już nie żyją - czyli dobre jest stare powiedzenie " dobra teściowa to martwa teściowa", bo zycie to nie jest bajka. Mam koleżankę w pracy, która dokładnie mówi tak jak i ty, bo nie miała szczęścia poznać swoją teściową, bo wkrótce po ich ślubie zginęła w wypadku. Często też zabiera głos jaka to jej teściowa była kochana i jak to szkoda, że tak szybko odeszła itd. itd. A ciekawe jakby to było, gdyby czynnie uczestniczyła w ich życiu?
Bo o zmarłych nie mówi się źle ... a mnie pisane jest dłuuugie życie.
Nadczynność teściowej prowadzi do śmierci......związku
W niektórych przypadkach również Niedoczynność. W sensie odmowy świadczeń młodym.
Joga napisał/a:Nadczynność teściowej prowadzi do śmierci......związku
W niektórych przypadkach również Niedoczynność. W sensie odmowy świadczeń młodym.
No tak, nadczynnosc i niedoczynnosc chociazby tarczycy niezdrowa.
I wez tu doktorze dobrze dobierz hormony, coby funkcjonowala prawidlowo.
Chyba Mareno niedoczynnosc lepsza, bo czlek spiacy i nieaktywny. Nadczynnosc wywoluje wscieklice i siekiera moze latac.
Juz wole zdegustowanie nieaktywnoscia od wrzaskow i placzow.
Też tak myślę Betino. Niedoczynność teściowej lepsza dla niej samej. "Człek śpiący i nieaktywny", mało domyślny i nie zainteresowany cudzymi związkami żyje sobie spokojnie.
Wprawdzie powiedzą o takiej teściowej, że jest nieużyta, bo dziecka nie bawi i nic jej nie obchodzi, ale przynajmniej ona sama ma święty spokój.
Ja sama kiedyś myślałam, że trzymająca się na dystans teściowa jest preferowanym przez synowe modelem matki męża, bo nie wtyka nosa, zajmuje się sobą i swoimi sprawami. I jest trochę takich synowych, którym z tym dobrze.
Ale w środowisku, w którym żyję, preferowany model jest inny.
Teściowa ma stać w "blokach startowych", być gotowa do świadczenia pomocy, a jednocześnie trzymać się z daleka od młodych. Owszem, dać dach nad głową, pieniądze, opiekę nad wnukami, ale nie dawać rad, nie wygłaszać opinii, nie rościć sobie żadnych praw, nic od młodych nie chcieć. I dać młodym pierwszeństwo we wszystkim. W swoim wlasnym domu.
Tu gdzie mieszkam, a jest to wieś, nie podmiejskie osiedle, taki model życia jest preferowany. Dzieci tkwią przy rodzicach jednej albo drugiej strony jak te huby na drzewie i korzystają z dorobku ich życia. No bo przecież "... rodzice żyją tylko dla dzieci...", nawet jak te dzieci mają siwe włosy.
Tu gdzie mieszkam, a jest to wieś, nie podmiejskie osiedle, taki model życia jest preferowany. Dzieci tkwią przy rodzicach jednej albo drugiej strony jak te huby na drzewie i korzystają z dorobku ich życia. No bo przecież "... rodzice żyją tylko dla dzieci...", nawet jak te dzieci mają siwe włosy.
Typowe ciasne, małomiasteczkowe i skąd ja to znam? Żyją, poświęcają się i umrą nieszczęśliwi. Dzieci też szczęśliwe nie są ale trzymają się rodziców "jak te huby" bo tak wygodniej i bezpieczniej.........Ale wiesz Mareno to koło zamknięte, wszystko zależy od wychowania, od tego czego rodzice nauczyli naszych rodziców, czego oni nauczyli nas i czego my nauczymy swoje dzieci........boję się, że nie sprostam zadaniu, czytam mądre książki, analizuję siebie i .......dochodzę do marnych wniosków.....nikt nie dał mi wystarczająco dużo wiary w siebie kiedy byłam mała teraz to procentuje, długo bałam się wyprowadzić z domu, bo ciągle powtarzano mi, że jestem do niczego, niczego nie robię dobrze itd......
Budujmy w dzieciach poczucie własnej wartości i uczmy je samodzielności bo to moim zdaniem 'droższe od pieniędzy"
Właśnie to samo miałam napisać Niestety to rodzice pozwalają "hubować".
114 2013-02-22 00:17:07 Ostatnio edytowany przez Bardolka (2013-02-22 00:18:00)
wiec nasz watek moglby ewoluowac w zagadnienie "jak byc matka":-) bardzo kadrze dziewczyny piszecie, najlepsza inwestycja w dziecko jest uksztaltowanie w nim amBicji, poczucia wlasnej wartosci i sily...
przypomnial mi sie fragment filmu Służące, w ktorym glowna bohaterka, murzynska niania mowila do swojej wychowanki, aby zawsze powtarzala : i'm good, i'm smart, i'm important ... te slowa w ustrach malutkiej dziewczynki, bardzo mnie to tknęło...
najlepsza inwestycja w dziecko jest uksztaltowanie w nim amBicji, poczucia wlasnej wartosci i sily...
Właśnie. Tylko czy matka, która sama nie ma siły, ambicji a zamiast poczucia własnej wartości, poczucie niższości, może ukształtować w dziecku to co w cytacie powyżej...? (oto jest pytanie, jak powiedziałby klasyk )
Czasami myślę, że każdy rodzic przed urodzeniem własnego dziecka powinien dla higieny psychicznej przejść własną psychoterapię, tak jak przechodzi ją każdy terapeuta zanim zacznie leczyć i wpływać na innych... i nie piszę tego złośliwie, to naprawdę wiele by uzdrowiło w relacjach rodzice - dziecko... a i później w relacjach teściowie - synowe/zięciowie...
Oczywiście synowych i zięciów też to dotyczy.
A jak już nie terapia, to chociaż jakiś mądry poradnik psychologiczny... ale niektórzy są tak odporni na taką wiedzę i na chęć przyjrzenia się samym sobie, że chyba nic nie pomoże jak tylko olanie...
116 2013-02-22 10:45:55 Ostatnio edytowany przez Joga (2013-02-22 10:46:39)
Czasami myślę, że każdy rodzic przed urodzeniem własnego dziecka powinien dla higieny psychicznej przejść własną psychoterapię, tak jak przechodzi ją każdy terapeuta zanim zacznie leczyć i wpływać na innych... i nie piszę tego złośliwie, to naprawdę wiele by uzdrowiło w relacjach rodzice - dziecko... a i później w relacjach teściowie - synowe/zięciowie...
Do tego samego wniosku doszłam kiedy urodziłam pierwsze dziecko. Przeraziłam się bo, kiedy patrzyłam na córkę "widziałam" siebie, przypomniałam sobie wiele sytuacji z dzieciństwa, były momenty kiedy reagowałam "prawie" tak jak moja matka.... wpadłam w panikę bo zrozumiałam, że nie jestem od niej "lepsza", że jeśli nie przeanalizuję siebie to jestem na prostej drodze do stania się taką matką jaką była ona. Bo macierzyństwo/rodzicielstwo to wcale nie jest łatwy temat, jeśli ktoś nie potrafi sobie radzić z własnymi emocjami i problemami to w jaki sposób mógłby pokierować dzieckiem, które uczy się od rodziców wszystkich zachowań i tych dobrych i złych.......ale to jest temat na inny temat
Bo czlowiek powinien byc POZYTYWNYM egoista. W momencie, kiedy bedzie potrafil sam siebie okreslic, okreslic swoje potrzeby i w miare mozliwosci je zapokoic, bedzie rozumial, ze potrzeby i samookreslenia innych tez sa wazne.
Jezeli sie tkwi w bezsensownym "poswieceniu", zada sie w zamian zadoscuczynienia.
I tak powstaje spirala - serce matki, wypruwanie zyl dla dzieci, podawanie szklanki wody na stare lata, podparte magicznym slowem - Tradycja, Rodzina itp..... W ten sposob tworzy sie petla szantazy emocjonalnych, w ktorych kazdemu zle.
Szczesliwa matka - szczesliwe dziecko, jakos niekoniecznie trafia w odbior spoleczny.
Raczej matka troska, wypruwajaca ta mityczna zyle (swoja droga co za makabra), godna podziwu i pomnika.
Dalam bo chcialam i nic nie zadam w zamian, skutkuje rowniez w strone odwrotna, dostane to, co ktos chce mi dac. Nie to, co jest wymuszone, wymeczone.
No, ale... Tradycja. I tak powstaja dzewa obrosniete hubami, jemiola....
Mareno - Tesciowa w bloku startowym - boska!
Są kobiety, które widzą w macierzyństwie jedyny sens swojego życia. To strasznie smutne, bo przecież te dzieci powinny w końcu pójść w świat. A gdy są "jedynym sensem", gdy bez nich życie matki zamienia się w pustynię, to strasznie trudno odejść. Matka też, czasem zupelnie nieświadomie, podkopuje ich poczucie wartości po to, by bały się odejść. Albo wyściela gniazdo takim puchem, spełnia wszelkie zachcianki, że wychowa egoistów, którzy będą na niej pasożytować do jej ostatnich dni.
Tak to jest, gdy dzieci są dla matki nie celem, ale środkiem do wypełnienia sobie życia. Żebym JA miała kogo kochać i żeby mieć kogoś, kto będzie MNIE kochał bezwarunkowo, kto wypełni MOJE życie sensem. Pełno tu JA, MNIE, O MNIE, DLA MNIE.... A przecież mądre rodzicielstwo to praca nad wychowaniem WOLNEGO człowieka. Dziecko nie jest po to, by zaspokoić potrzeby matki. To matka jest po to, by po latach trudu wypuścić w świat wolnego i niezależnego człowieka. Mądra matka czerpie radość i satysfakcję z tego, że jej dziecko jest niezależne. I jaka to komfortowa sytuacja dla dorosłego dziecka, gdy nie zostawia za sobą złamanej, nieszczęśliwej, "porzuconej", z poczuciem krzywdy i pustym życiem rodzicielki.
Czy dzieci potrzebują nas, matek w całości? Czy potrzebują naszego oddania w stu procentach?
Tak, gdy są niemowlakami, a potem, z każdym rokiem coraz mniej. Jesteśmy opiekunami, przewodnikami, doradcami, strażnikami tradycji i zasad (granic), które wyznajemy, ale szanujemy ODDZIELNOŚĆ naszych dzieci. One wtedy szanują naszą.
Matka, bo głównie to jej dotyczy, dla dobra swoich dzieci i samej siebie, POWINNA zadbać o swoje życie. Nie ograniczać go tylko do nich i ich spraw, ale mieć swoje własne. Swoją pracę, swoje zainteresowania, swoje własne plany i przyjemności. To ją uchroni przed byciem ciężarem dla swoich latorośli. A to jest dosyć trudne. W naszej tradycji pokutuje mit Matki Polki, poświęcającej się, cierpiącej, gotowej położyć na "ołtarzu" powinności całe swoje życie. Powinności wobec innych, nie siebie. Jakby jej życie nie miało znaczenia. Brrrrr........
Tak, to prawda, że można dziecku dać tylko to co się samej posiada. Poczucie wartości i sprawczości, szacunek do siebie, odwagę, wiarę w siebie. Warto popracowac nad sobą, żeby te cechy wydobyć. Samo mówienie córce, że ma prawo do szacunku do siebie, podczas gdy samej jest się poniewieraną przez męża ofiarą, nic nie wnosi. Dzieci chcą przykładów, nie słów.
Na szczęście dzieci uczą się nie tylko od rodziców.
Ach, żeby wychowanie polegało tylko na zmienianiu pieluch i dbaniu o szczepienia.....
119 2013-02-22 14:35:34 Ostatnio edytowany przez Joga (2013-02-22 14:35:54)
betina2 i marena7 mądre podsumowanie całości, można by to dopisać na koniec prawie każdego wątku na tym forum, dla tych samotnych, porzuconych, nieszczęśliwych żon, matek, teściowych i dzieci
Moze nie w temacie, ale w swoim dlugoletnim zyciu, spotkalam sie kiedys z sytuacja, dla mnie wrecz makabryczna.
Kolezanka z pracy postanowila wyniesc sie od rodzicow i szukala stancji. Rodzice juz troche starszawi, dzieci 5, ona najmlodsza.
W domu podniosl sie raban i lament. Nastapila interwencja pozostalych braci, ktorzy mieli jej wybic z glowy takie fanaberie.
I teraz clou programu - rodzice oswiadczyli jej wprost - my specjalnie ciebie tak pozno zesmy mieli, zebys sie nami zajela na stare lata.
Czyli wprost - urodzili sobie pielegniarke i opiekunke.
Dziewczyna sie wyprowadzila, co zaskutkowalo prawie, ze zerwaniem wiezi rodzinnych.
Z tego co wiem po jakims czasie wrocila
I co z tego, ze jej "ptasiego mleka" nie brakowalo, jak odgornie odebrano jej prawo decydowania o wlasnym zyciu.
Coś okropnego, Betina. Co za wyrachowanie i okrucieństwo. Prawdziwie rodzicielska "miłość"!
Moze nie w temacie, ale w swoim dlugoletnim zyciu, spotkalam sie kiedys z sytuacja, dla mnie wrecz makabryczna.
Kolezanka z pracy postanowila wyniesc sie od rodzicow i szukala stancji. Rodzice juz troche starszawi, dzieci 5, ona najmlodsza.
W domu podniosl sie raban i lament. Nastapila interwencja pozostalych braci, ktorzy mieli jej wybic z glowy takie fanaberie.
I teraz clou programu - rodzice oswiadczyli jej wprost - my specjalnie ciebie tak pozno zesmy mieli, zebys sie nami zajela na stare lata.
Czyli wprost - urodzili sobie pielegniarke i opiekunke.
Dziewczyna sie wyprowadzila, co zaskutkowalo prawie, ze zerwaniem wiezi rodzinnych.
Z tego co wiem po jakims czasie wrocila
I co z tego, ze jej "ptasiego mleka" nie brakowalo, jak odgornie odebrano jej prawo decydowania o wlasnym zyciu.
Coś okropnego, Betina. Co za wyrachowanie i okrucieństwo. Prawdziwie rodzicielska "miłość"!
A jak przez przypadek uda jej się kogoś poznać i się "wyda za męża" to rodzice niby będą zadowoleni ale nadal będą wymagali, żeby się nimi opiekowała, poświęcała im swój czas a jej mąż będzie tym niewdzięcznikiem co ją od rodziny odciąga.
Okazuje się Betina, że nie jest to jakaś niespotykana sytuacja, bo na forum wlaśnie pojawiły się takie wątki, w których na dziewczyny wywierana jest presja jej rodziców, żeby zostać po ślubie w domu rodzinnym w celu zaopiekowania się rodzicami (!). Dziewczyna ma dwadzieścia parę lat więc rodzice siłą rzeczy nie mogą mieć 80+, są pewnie w pełni sił, ale za wszelka cenę, a właściwie za cenę szczęścia córki czy syna szykują sobie opiekunkę na starość. No, ja rozumiem, wesprzeć rodziców w trudnych chwilach, sama to robiłam, gdy jeszcze mieszkali sami, ale tak osaczyć dziecko i zmanipulować, żeby w jego życiu rodzice stali się postaciami centralnymi, ważniejszymi niż małżonek i dzieci, to już przegięcie.
No wlasnie, tak czesto trudno rodzicom przyjac do wiadomosci, ze jest to samodzielny czlowiek.
Ta krew z krwi, kosc z kosci moze miec zupelnie inne poglady, inne widzenie swiata, inny pomysl na zycie.
Szantazami- bo cie wykarmilam, wychowalam, nie daje sie przyzwolenia na wolnosc.
Inna sprawa, ze zdarza sie, ze tej wolnosci nie chca dzieci.
Gdzies po drodze zostaje popelniony blad- czasami bardzo swiadomie i rodza sie frustracje.
Moja tesciowa, dzis juz "nieczynna" po udarze, a ciagle we mnie wzbudza gejzer emocji i co tu ukrywac negetywnych.
Jestem jako ta sosna rozdarta Zeromskiego - z jednej strony, bezradna, chora kobieta, z drugiej moje zaszlosci i niechec. I tak trudno sie wzniesc ponad to. Sama sie na siebie wsciekam, ze jestem taka podlawa.
Jedno co dobre z tego wszystkiego, to ze wiedzialam, czego na pewno nie bede robic jako tesciowa. I sadze, ze z grubsza mi sie to udaje.
Moze az za bardzo "sie nie wtykam", ale wole to niz nadmiar gorliwosci.
betina2 i marena7 mądre podsumowanie całości, można by to dopisać na koniec prawie każdego wątku na tym forum, dla tych samotnych, porzuconych, nieszczęśliwych żon, matek, teściowych i dzieci
Tez podpisuje sie pod Waszymi slowami i czynami.GRUNT TO ZDROWY EGOIZM i wiecie ,co ja dzieki temu forum duzo rzeczy zrozumialam i jestem"mniej"nieszczesliwa,zbyt duzo rzeczy idealizowlam,zbyt duzo bralam sobie do serca,jak cos nie wyszlo ot MATKA POLKA. Teraz jest inaczej kocham moje dzieci i mysle,ze kochaja mnie tez(syn i jego rodzina),bo jak widzimy sie z wnukami to brak slow ,ale za to sa czyny......uwieszanie na szyi i nie schodzenie z kolan.Ja kocham swojego syna i jego rodzine,ale "zdrowa"miloscia bez narzucania , bez idalizowania ich,bo kiedy chca to przyjada i kiedy chca to odjada. Licze sie teraz ja na pierwszym miejscu ,pozniej moj maz,a pozniej syn i jego rodzina !Wszystko jest teraz ok i chce sie zyc swoim zyciem ,a nie zyciem innych.....pomagac mozna umiarkowanie !
Ciężkie jest życie rodziców, teściów, a i samych dzieci też. Każde chciałoby dobrze dla siebie. Zależnie od sytuacji podobają się nam wzorce zachodnie, ewentualnie nasza stara tradycja "wiana" i pomocy.
Widzę, że skandynawskie podejście do życia i rodziny ma już swoich zwolenników. Fajnie! Ja też popieram zdrowy egoizm. Dzieciom należy dać wędkę w postaci wykształcenia, przygotowania do życia, ewentualnie coś na haczyk założyć, tak na początek.
Jest tylko małe "ale". Otóż cała reszta, otoczka, jest typowo polska. Już widzę Dunkę rodzącą w wieku 20 lat i chcącą życie na łasce mężowskiej wypłaty spędzić. Holenderka z pewnością zamieszka pod dachem teściów. Szwedka porzuci niezależność i będzie czekać na zejście rodziców, by móc cieszyć się własnym mieszkaniem.
Tam kobiety są niezależne,samowystarczalne, chyba o "wścieku macicy" nie słyszały. Rodzina? Ależ tak! Dopiero po 30-tce. Niestety to młode pokolenie, które tutaj pisuje, jest mentalnie zacofane. Kobieta chce ślubu i wesela, chce dziecka, chce domu. Kto ma na to zarobić? Facet! Jedna wypłata, ale dziecko musi się pojawić. Oczywiście rodzice muszą pomóc.
Zdecydujcie się dziewczyny. Albo zapieprz od świtu do nocy, byle zarobić na swoje, albo pokornie uszy po sobie.
Teściowe też niech się zastanowią i nie wymagają więcej, niż sami dali.
Forumki zdziwione, że rodzice chcą niańki w osobie dziecka. W domu starców jakiś rygor istnieje, a dzieckiem można rozporządzać. Buntuje się, złości? Zawsze można wzbudzić poczucie winy, zmanipulować i dożyć starości w otoczeniu rodziny. Przecież to marzenie większej części społeczeństwa, a już na wsi to oczywista oczywistość.
Ciężkie jest życie rodziców, teściów, a i samych dzieci też. Każde chciałoby dobrze dla siebie. Zależnie od sytuacji podobają się nam wzorce zachodnie, ewentualnie nasza stara tradycja "wiana" i pomocy.
Widzę, że skandynawskie podejście do życia i rodziny ma już swoich zwolenników. Fajnie! Ja też popieram zdrowy egoizm. Dzieciom należy dać wędkę w postaci wykształcenia, przygotowania do życia, ewentualnie coś na haczyk założyć, tak na początek.
Jest tylko małe "ale". Otóż cała reszta, otoczka, jest typowo polska. Już widzę Dunkę rodzącą w wieku 20 lat i chcącą życie na łasce mężowskiej wypłaty spędzić. Holenderka z pewnością zamieszka pod dachem teściów. Szwedka porzuci niezależność i będzie czekać na zejście rodziców, by móc cieszyć się własnym mieszkaniem.
Tam kobiety są niezależne,samowystarczalne, chyba o "wścieku macicy" nie słyszały. Rodzina? Ależ tak! Dopiero po 30-tce. Niestety to młode pokolenie, które tutaj pisuje, jest mentalnie zacofane. Kobieta chce ślubu i wesela, chce dziecka, chce domu. Kto ma na to zarobić? Facet! Jedna wypłata, ale dziecko musi się pojawić. Oczywiście rodzice muszą pomóc.Zdecydujcie się dziewczyny. Albo zapieprz od świtu do nocy, byle zarobić na swoje, albo pokornie uszy po sobie.
Teściowe też niech się zastanowią i nie wymagają więcej, niż sami dali.
Forumki zdziwione, że rodzice chcą niańki w osobie dziecka. W domu starców jakiś rygor istnieje, a dzieckiem można rozporządzać. Buntuje się, złości? Zawsze można wzbudzić poczucie winy, zmanipulować i dożyć starości w otoczeniu rodziny. Przecież to marzenie większej części społeczeństwa, a już na wsi to oczywista oczywistość.
Chaber ja już coraz rzadziej na forum zaglądam bo mam nerwa, niektórzy sami pieprzą sobie życie i mają pretensje do całego świata, że taakie nieszczęścia na nich spadają......co za pomysł, pakować się do domu teściów, robić dzieci i żyć z jednej marnej pensji?! Kolejne zakochane są biedne i cierpią bo ich faceci wylądowali w ZK a to takie misiaki przecież!
Niektóre z forumek gdyby głupota miała skrzydła latałyby jak gołębice........
Kurcze! albo ja mam zły dzień albo trzeba niektóre skierować do psychologa na przemeblowanie głowy od środka
Chaberko i Joga ja jestem ze wsi i zyje tak jak zyje i tez uwazam,ze dzieci nalezy wyksztalcic i niech zyja na swoj koszt i to ode mnie zalezy, kiedy chce sie z nimi widywac. TRZEBA TYLKO ZADAC SOBIE SPRAWE,ZE CO ZA DUZO TO NIE ZDROWO I MILOSCI POWINNO BYC W SAM RAZ Uwielbiam swoje dzieci,a wnukow jeszcze bardziej......ale wszystko musi byc wywazone!!!
Oczywiscie Dziewczynki, ze tak -ZYJ I DAJ ZYC INNYM, takie niby proste, a takie trudne.
Odnosnie rodziny jest taki swietny dowcip, pozwole sobie zacytowac:
Dziadek lezy na lozu smierci, otoczony rodzina i mowi:
- przez cele moje zycie meczylem sie z wami, czesto mialem was dosc, ale wszyscy naokolo mowili, pomecz sie,trudno, bedzie ci mial kto na lozu smierci szklanke wody podac,
no to sie meczylem za te szklanke wody,
- teraz leze na lozu smierci.... i co ? .......... i wcale mi sie k....wa pic nie chce.
Tak to jest meczyc sie w imie niesprawdzalnego.
Zgadza się Joga, cały gołębnik tu grucha. Jak nie wpadka, to odsiadka.
Dobre Betina!
Żebym nie zapomniała, to już teraz składam życzenia: wszelakiej pomyślności, z okazji zbliżającego się Dnia Teściowej (05.03).