witam ponownie:)
słuchajcie dziewczyny, moje pianino już stoi:) Jeszcze nie gra, ale wreszcie mam je obok i mogę sobie spoglądać:) Ale to miłe uczucie, kiedy się spełnia kolejne marzenie:)
Co do tematu o którym tutaj mowa...Ja poznałam mojego faceta, kiedy jeszcze wprawdzie nie był po rozwodzie, ale już nie mieszkał z byłą i papiery były już w sądzie. Tak że gdyby mi kiedyś próbowała zarzucić, że jej coś rozwaliłam, tobym ją wyśmiała. Tego się więc nie obawiam. Tu, może mi, za przeproszeniem, skoczyć...Czy się boję że do siebie wrócą...? Staram się o tym nie myśleć, mam świadomość tego, że nawet, gdyby A nie był ze mną, z nią też by nie był. Aczkolwiek wiecie, czasem nie jestem pewna tego, co sama robię, a co dopiero co inni robią...Nie wolno jednak dopuszczać do siebie takich myśli, to jest niepotrzebne i tylko się człowiek tym zatruwa, bo na zasadzie "co by było gdyby" to można myśleć o wszystkim. Tak więc takim myślom precz. I nie ładujcie się proszę w takie myślenie...
Pewnie, że przeszłość boli, szlag mnie trafia, jak pomyślę, że on już przeżył ciążę, poród, pierwsze kroki. No ale co na to można poradzić? Nic. Należy sobie powiedzieć, że jeżeli ja będę w ciąży, to dla nas też to będzie PIERWSZA ciąża, a nie druga, prawda? I w ten sposób o wszystkim. Każdy ma jakąś przeszłość, ja w końcu też już ślub zawarłam, piękny dzień, msza w kościele i tak dalej. Będę to pamiętać do końca życia, ale to już było w innym wymiarze i traktuję to tylko jako wspomnienie, moje własne, ale wspomnienie. Nawet gdyby teraz jakimś cudem doszło do ponownego ślubu w kościele, to też byłby nasz pierwszy. Tak więc kochane, nie zatruwajcie się. Nie ma co, naprawdę:) No, taka dzisiaj mądra jestem, hehe, bo mam akurat dobry dzień, poza tym że się chwilowo wściekłam na exi. Kurczaki, ta kobita to ma jakieś dziwaczne priorytety.Ale nie mnie ją oceniać. I tyle.
Tak a propos jeszcze postów, co to piszą byłe...Właściwie to ciekawa jestem, co ona by napisała, gdyby się miała wypowiedzieć. Pewnie dużo dziwnych rzeczy bym się po drodze dowiedziała, hehe.Kiedyś tutaj na tym forum padło zdanie...nie pamiętam, coś w stylu, że pewnym jest, że skoro ja tutaj piszę, a nie ona, to pewnie ja mam problem, a ona nie...Guzik prawda, ona ma, tylko ciut inne, więc bez sensu takie gadanie. Prawda jest taka, że w życiu trzeba być egoistą i myśleć czasem wyłącznie o sobie, tak więc ja się nią nie zamierzam przejmować, bo na odwrót to z pewnością ona by się nie przejęła.
Paprota, fakt, że ja na początku też miałam różowe okulary...właściwie to nie tyle co miałam różowe okulary, tyle, że nie do końca byłam świadoma jak to wszystko będzie wyglądało. Czasem się zastanawiam, czy gdybym wiedziała, że będę mieć ją na głowie praktycznie cały czas, zdecydowałabym się na taki związek...Nie wiem. Faktem jest, że wyboru dokonałam. To był mój wybór, moja własna decyzja i tego się trzymam. Jednego tylko żałuję, że granic nie postawiliśmy na początku, bo teraz to ona praktycznie robi co chce. Dziecko jest traktowane jak podrzutek, jak jej coś nie pasuje, to bęc, do ojca, no przecież jak to, jest ojcem, musi się nią zająć...I ona dobrze wie, że może tak robić, bo jej nigdy nie odmówiliśmy, z myślą o dziecku. Tyle, że dziecko wychodzi na tym najgorzej i niestety tego oni obydwoje pojąć nie mogą.Mnie pozostaje stać z boku i próbować jakoś niwelować straty...Co też nie zawsze się udaje. No ale co mam na to poradzić..?Inaczej by było,gdyby mała była u nas na stałe, a ją tylko odwiedzała, rozkład dni byłby inny i można by było poświęcać jej tyle czasu i uwagi ile faktycznie potrzebuje...Ech, nie będę się wkręcać, i tak mamuśka się dzisiaj popisała.
A propos zdania "jak ona mogła puścić takiego faceta jak mój?" to powiem Wam tylko tyle...Kiedyś koleżanka zadała mi pytanie:tej, a jak to jest, że ona jest taka walnięta,a ten Twój taki rewelacyjny, to jak oni razem byli?" Odpowiedziałam jej tak, że przecież raz, że rozpadu związku są z reguły winne dwie osoby, tak czy inaczej, a dwa, może ona kiedyś była inna,a on był troszkę trzepnięty..? Nie wiadomo, co tam było, ja mniej więcej wiem, ale powiem też, że dużo prawdy jest w stwierdzeniu "im się mniej wie, tym jest się zdrowszym". Dlatego ja nie wypytywałam nigdy, jak im było, czemu się skończyło,nie pytałam o datę ślubu, nie pytałam, czy A. był przy porodzie czy go nie było. Po co mi to? Ja mam z nim nowe życie. I pomimo wsio nie zamieniłabym go na żadnego innego:)
Witam,
ja jestem na początku drogi rozwodu. Za kilka miesięcy minie 2 lata, mieszkamy ponad rok. Zaczął znajomość ze mną będąc z nimi - ale będąc na skraju już od kilku lat, śpiąc osobno, nie rozmawiając albo kłócąc się. Czasami mówię mu w nerwach, że wcale nie prosiłam się o taką sytuację, a on wciągnął mnie w środek burzy swojego życia.
Ale co mam zrobić, też przejdę to z nim. śmieję się, że rozwodu przecież jeszcze nie miałam - to już mam
Są takie co mówią nie interesuje mnie to i odpuszczają, bo to jego życie i jego sprawa, niech sam to załatwia. A są takie jak ja co chcą wiedzieć, bo wtedy mogą wierzyć i ufać... Ale to bardzo boli czasami. Pytałam wiele, pytam czasami nadal.
Też się bałam, że tam wróci. Nawet stwierdziłam, że mogę się przekonać, ale nie odważyłam się na ten krok. Dziś uważam, że po tym jak żyje ze mną, po tym jak jest szczęśliwy, jak zobaczył zupełnie inną relację, inną kobietę - to już za chiny do tamtej nie wróci. Jak nie wyjdzie to będzie sam, albo znajdzie kolejną fajoską jak ja!
Też uważam, że to że nie wyszło to wina ich obojga. Nie staram sie go faworyzować, nie raz dostanie opieprz, że nie mówi konkretnie, że jest za miły, że siedzi cicho i słucha tego gadania jej, albo ignoruje jakieś słowa...
Też zastanawiam się czy dla niej nie był zupełnie inny niż jest dla mnie - no był - akcja powoduje reakcję. Ja też dla niego jestem inna niż dla moich byłych - samo życie!
Ja różowych okularów nie miałam, długo trwało zanim dałam mu szansę. Musiałam się do niego przekonać i udało się. Ale nie wiedziałam w co się pakuję. Jak czytam te wasze przeżycia z EX to myślę - Boże jak ta baba taka będzie to chyba oszaleję. Jak ja to wytrzymam? A te dzieci? Nie raz jeszcze będę sobie suszyć głowę, że w to weszłam, będę miała ich dość.
Zobaczymy jakie numery będzie robić jak ich poznam, a niebawem poznam, bo po przeprowadzce będą już do nas przyjeźdźać. Strasznie się boję!
Chciałabym mieć to za sobą. Ten rozwód, to poznanie z dziećmi. Wyobrażam sobie jak może być fajnie, jak się poukłada. Chcę to fajnie już... a tu lipa - może za 3, może za 4 lata się unormuje.
No i nie ma wszystkiego co by się mieć chciało. Mój M to moje kochanie, mój męski ideał. Ma wady oczywiście, każdy je ma... Ale z nikim nigdy nie czułam się tak szczęśliwa, tak kochana, a też trochę przeżyłam już. Byłoby tak pięknie gdyby nie dzieci i żona w pakiecie, co? No ale są i co? I nie zrezygnuję z niego z powodu jego przeszłości. Każdemu we wszystkim może się potknąć noga. Jesteśmy tylko ludźmi.
Też staram się myśleć o sobie, bo kto inny o mnie pomyśli jak nie ja sama ???
Paprota ile masz lat? Chyba jesteś młodziutak? Wiesz jak czytam to co napisałaś, to jest dokładnie tak jak ze mną. Wszytko to jest mi znane i też to przechodziłam.Uwierz to mija z czasem, za młoda jestes do takiego związku teraz poprostu. I nie ma w tym nic złego ani dziwnego. Męzczyżni tacy jak twój facet tego nie rozumieją i wczuc się w twoje uczucie nie potrafią, bo dla nich to jest wszytko normalne i naturalne, poza tym to jego przeszłośc. A my kobiety, które z takim facetem żyją mamy pod górkę. JA miałam tak samo, długo było to dla mnie nie do przejścia, katowałam się ciągłymi myślami o tym i powiem ci jedno teraz już tego nie ma. Czas wszystko zmienia, dziecko wszytko zmienia i teraz z biegiem czasu i sama śmieje się z tego jak mogłam byc zazdrosna o to. Ze mną mój mąz przechodził to wszystko inaczej, przechodziliśmy to razem na nasz sposób, nasz, inny i wiesz co...lepszy bo świadomy, ten właściwy i taki jak miał byc. Pomyśł sobie tak...robiłaś coś w życiu dwa razy? Jakie miałaś podejście do tego jak byłaś niedojrzała, nieodpowiedzialna, a teraz jak już jesteś dorosłą, wiesz jak ważne to jest, jakie odpowiedzialne i czujesz że osoba z którą "to robisz" jest właściwa. Można coś przechodzi dwa razy ale ważne z kim to przechodzisz i jakie masz do tego podejście. nie zawsze to pierwsze jest najważniejsze, czasami (częstoo) to pierwsze się źle kojarzy i jest traktowane w kategoriach porażki i błeędu. Tak ma mój mąż, może tak ma i twój facet. Za pare lat, z czasem jak będziecie mie swoje dziecko, jak będziecie razem żyli przestaniesz o tym myślec Wiem, że teraz jednak ci cięzko ale nie mana to lekarstwa. Wierz w to co mówi ci twój mężczyzna, bo on jest z tobą bo jesteś lepsza od jego żony!! On tak uważa i tak musi byc. Z nią rozwiódł się bo przestał ją kochac i nie był szczęsliwy.
Alutka, ciesze się ,ze pianino już jest z wami
U nas zaczeły się robi problemy. Matka taką zrobiła propagandę młodej, że ta nie chce teraz przychodzic do nas. Zaczeło się odkąd dostała pismo z sądu i odkąd m jej powiedział, że sokro tak jej ciezko i to on może wziąśc młodą do siebie a ona będzie miała nieograniczone w niczym prawo i będzie ją widziała kiedy będzie chciała ale dziecko będzie przy nim. Od tej pory zaczeły się dziac cuda i widac że młoda jest nastwiona przeciwko ojcu. Wiecie, żal mi m jak cholera. Widze jak go boli to, że się stara a wszystcy łącznie z młoda mają to w dupie. Widze, że traci już chęci i ochote do walki. A i ja powiem szczerze zaczynam się wkurzac i zaczyna mnie mloda draznic tym, że jest taka niewdzięczna, histeryczna i nigdy nie docenia nas i zawsze jej źle cho by człowiek na rzęsach stawał. Teraz zaczynam widzie w jaki kanał można się wpuści wybierając sobie na matkę dziecka, niewłaściwa osobę. Całe życie można spiepszy sobie i wszystkim na około. Widze, że m też juz jakiś czas temu do tego dojrzał i świadomy jest tego wszytkiego. Troche się o niego boje bo wiem, że zaczął sobie zdawa sprawę z tego, że jego durne i niedojrzałę decyzje z przeszłości wpływaja na nas i nasze dziecko. Nie wiem co mam robic. Niedługo mamy spotkanie z prawnikiem od spraw rodzinnych, zobaczymy co nam powie i jakie ruchy doradzi w sądzie.
no hej dziewczyny:)
Kurczę, tak to czytam...i po raz kolejny powiem: naprawdę nie miałam pojęcia, że jest tak wiele osób, które przechodzą to samo co ja. Jakbym o sobie czytała:) I naprawdę, przynajmniej wiem, że niczego nie wymyślam, że rzeczywiście są to problemy, nie jakieś moje imaginacje, które gdzieś tam się w głowie stworzyły. I dzięki Wam nie jestem sama z odczuciami:) Super:) Dzięki, że jesteście, że tak szczerze tu piszecie:)
Exi dzisiaj dała kolejny popisik. Na szczęście mam dobry humor i spłynęło po mnie jak woda po kaczce.nie wiem, może powiecie, że przesadzam, a może nie...Dzisiaj odbierała małą ze szkoły po tygodniu niewidzenia się. Tak delikatnie tylko nadmienię, że ponoć zmieniła pracę między innymi dlatego (pracuje obecnie do godz.15, jakieś 20 minut drogi samochodem od domu i szkoły), żeby mieć więcej czasu dla małej, a odebrała ją dzisiaj o 16 55. Świetlica, przypomnę, czynna do 17... I jakby mało tego, oczywiście trzeba było zadzwonić do mojego o tej 16 55 i zapytać, gdzie zostawił rzeczy małej...A gdzie miał zostawić, jak nie w szatni w szkole lub u świetliczanki? Sprzedał na targu? Nie łaska było dziecka zapytać, albo samej pomyśleć, a skąd, trzeba dzwonić do byłego i zapytać go,bo jak to, przecież to nic takiego, prawda? W końcu jest ojcem, niech o tym nie zapomina, a ona matką i ma prawo dzwonić zapytać gdzie są rzeczy...Na Alasce, kurde...!
Dziewczyny, wiem, że to błahostka tak naprawdę, ale te błahostki najbardziej mnie wkur....
Alutka nie daj się cholerze, z jednej strony mogę Ci napisać - nie przejmuj się, patrz pozytywnie, ale z drugiej strony doskonale wiem że jak 'moja' eks z czymś wyskoczy to ja już czasami tablety na uspokojenie biorę bo nie da się tego zdzierżyć!
shedir w jakim wieku jest mała? Dzieciaki mają to do siebie że myślą raczej tylko o sobie, poza tym jak jest mała to jeszcze swojego zdania nie ma tylko powtarza za kimś. Jeżeli ktoś jej do głowy dzień w dzień wciska negatywne rzeczy na Wasz temat, to może zaczyna w to wierzyć, tym bardziej jak matka np potrafi zagrać na emocjach (w stylu 'ty lubisz chodzić do taty dlatego że przestałaś mnie już kochać' itp. Współczuję sytuacji, i to jedyne co mogę powiedzieć chyba
mapiet, mała ma 7 lat i napewno nie ma swojego zdania w tym temacie i widac ze powtarza co się jej mówi. jeszcze by sama nie wymyśliła takich rzeczy a już napewno nie powiedziała takimi słowami. zreszta kiedyś mi powieziała " Wiesz ciociu, mama mi mówi, że jak by ona miała takiego beznadziejnego ojca jak ja mam to by do niego nie chciała chodzic tylko z mamą by siedziała". My wiemy, że ona jej pierze mózg. Dzisiaj m znowu miał wojne z nią. U nas jej tak jak mówisz właśnie. Porażka...
Ja pierd...jak można tak siedmioletniemu dziecku z mózgu robić wodę...? Przecież siedmiolatka swojego zdania za grosz nie ma, powtarza to, co jej się wmówi...Nasza mała w styczniu skończy 8 i ewidentnie widać, kiedy nie myśli samodzielnie, tylko powtarza za ojcem lub matką. Pewnie, że zaczyna dyskutować ze wszystkim co jej się powie, potrafi jechać równo, aż się na nią nie huknie, ale generalnie to łapie to, co się mówi dookoła. Shedir, tylko pogratulować mamusi, że tak mózg pierze. Co za cel ma w tym baba? Dziecko ją będzie bardziej kochało czy co? I tak kocha, niezależnie od tego, jaka matka jest, to co, myśli że ją do siebie takim gadaniem przywiąże...? Normalnie sprałabym taką. Ja na szczęście u siebie takiego czegoś nie słyszę, jest to zaiste plus (są u tego babiszona plusy jakieś, aż się wierzyć nie chce:D). No i co na to poradzić?!
Nie na plusy trzeba radzić, tylko na minusy...
Shedir, beznadziejna to jest matka, co tak gada, a nie ojciec
269 2011-09-17 13:28:30 Ostatnio edytowany przez shedir (2011-09-17 13:32:01)
Alutka, u nas młoda mówi z zasadzie tylko to co jej powiedzą albo usłyszy. Nie ma bata żeby 7 latka takie rzeczy sama wymyśliła albo powiedziala. Do tego sformułowania takie, że dziecko tak nie powie. Ona jest jak taka "stara malutka" żal mi jej. U nas jest tak, że my coś od niej wymagamy, chcemy nauczyc a u matki luz na maksa. Więc wiadomo, że młoda woli matke. Jak trzeba było z nią cwiczyc bo ma straszną wade postawy to tylko my to robiliśmy. W zasadzie zmuszalismy ją do cwiczeń bo ona ich niecierpi. Tłumaczyliśmy że dzieki temu będzie zdrowa i w przyszłości problemów miała nie będzie, no ale młoda traktowała to u nas jak karę i mówiła że do taty nie chce chodzic bo ją do cwiczen zmusza, a mama nie. Takich przykładów moge mnożyc, codziennie są. To samo teraz jest ze szkołą muzyczną. Jest zapisama jako dodatkowe zajęcia i chciała chodzic, do tego matka nie miała nic przeciwko bo teściowa się zdeklarowała ze bedzie z nią jezdziła, tylko m powiedział ze nie bedzie z nią babcia jezdziła tylko rodzice bo to ich obowiazek. To matka ją zniechęca i już są awantury bo ona nie chce iśc. M jej mówi, że się zapisała i musi by obowiązkowa i nie może tak zrezygnowa teraz na początku, tym bardziej że nawet jeszcze na żadnych zajęciach nie była i nie wie jak jest. Ale co z tego jak mamusia mówi przy dziecku że ona nie będzie z nia przez pól miasta dwa razy w tygodniu jeżdziła bo jej się nie chce, te zajęcia są dodatkowe i jak ona nie chce to nie musi chodzi. Więc dziecko odrazu widzi ojca jako tego negatywnego. Młoda chodziła na teakwndo i była bardzo zapalona i chciała chodzi i trenowa. Przez wakacje nie było zaję więc mamusia pracowałą nad nią i już mała chodzi nie chce, wiecie czym się tłumaczy " Bo ona przez wakacje przytyła, nie trenowała więc nie będzie już taka dobra jak przed" No to jest chore. 7 latka myśłi takimi kategoriami, sama tego nie wymyśliła. Prawda jest taka że mamusi się dupy nie chce ruszy z domu, już przedtem zabierała młodą zamiast na trening to do Macdonalds'a. Problem polega na tym, że niezależnie jak by m się starał zawsze będzie złym gliną bo mamusia na wszytko pozwala. Za kilka lat będą tego efekty ale wtedy już będzie za póżno.
shedir skądś to znam, tylko u nas był na tapecie inny rodzaj sportu, w końcu po kilku rozmowach jest po pierwszym powakacyjnym treningu. Może te niektóre eksie są po prostu na ksero odbite? Bo zagrywki jak widzę mają bardzo podobne. My dodatkowo walczymy z otyłością młodej, to co ja przez tydzień osiągnę to ona przez tydzień jedzenia obiadów u matki nadrabia. I tak w kółko. Ja też nie mogę być Hitlerem i ciągle dziecku w zęby patrzeć co je.
I tak na marginesie to nie wyobrażam sobie żeby macocha nie brała udziału w wychowaniu dziecka. Zwłaszcza jak matka się do tego nie pali. Dziecko mieszka z nami, odprane, odprasowane, jedzenie też przygotowane, myślę że w zamian można czegoś oczekiwać. Wiadomo że nie będą to relacje matka-córka, ale powinny to być relacje dorosła osoba - dziecko, może z małym nalotem przyjaźni?
shedir- to bardzo pocieszające, że piszesz, że to mija. Ja mam takie wrażenie czasem, że już minęło, ale potem jakaś bzdura znów potrafi przywołać takie myśli. Jest tego coraz mniej, mam nadzieje, że tak jak piszesz, to kiedyś się skończy. A ja nie taka młoda, mam 26 lat;). Myślę, że nie byłam gotowa na to wszystko co nam ex zafundowała i nadal funduje...
Nasza ex ukryła przed moim swoją przeszłość. Cała rodzina zresztą ukryła. Od 16 roku życia leczyła się psychiatrycznie, była nawet hospitalizowana i nikt mu o tym słowa nie powiedział... A on wziął z nią ślub i nie mógł zrozumieć czemu jej zachowanie jest takie dziwne...no to się w końcu dowiedział.
Sędzia nie uznał jej problemów za przeciwwskazanie do wychowywania dziecka, na zasadzie, że matka to przecież matka obojętnie czy wariatka czy nie...Zresztą ok mogę się zgodzić, że każdy ma dołki i górki, gorszy czas itd. i wcale leczenie psychiatrycznie nie powinno dyskwalifikować do roli rodzica. Ale hmm długoletnia terapia to przecież coś innego...przynajmniej według mnie. Co z tego, że jej stan jest niby ustabilizowany skoro tak naprawdę od wielu lat jest na lekach. No i według mnie wcale nie zachowuje się jak osoba o ustabilizowanej już psychice. No ale ja nie jestem biegłym...Niestety jest tak, że obojętnie jaka matka dla sądu w Polsce i tak będzie lepsza niż ojciec...
Był taki czas, że dostawaliśmy sms'y z wyzwiskami, listy pisała do mojego bardzo dziwne, bo takie trochę miłosne, trudno to zrozumieć co ona robi...nienawidzi i kocha zarazem. Nie wiem czy byłaby gotowa zaatakować nas fizycznie. Póki co nękała nas słownie. Chciałam iść z tym do sądu, bo jakaś grzywna czy upomnienie by ją chyba utemperowały. Ale skończyło się, milczy już jakiś czas więc przechowuję to wszystko i jak tylko znowu zacznie to pójdę do sądu. Bo ileż można się z babą męczyć!
Teraz żyję czekając na jej kolejny ruch. Chciałabym bardzo by zniknęła z naszego życia, ale to niemożliwe eh...
Psychicznie byłam nie gotowa na tą przeprawę, mój też dużo z nią przeżył i teraz bardzo ale to bardzo chce żyć normalnie.
mapiet u nas jest tak samo. młoda może nie jest jakaś otyła ale nadwagę ma tym bardziej, że jest nie wysoka. A mamusia karmi ją Macdonaldsem, samymi smażonymi rzeczami, pierogami i oczywiście słodycze do woli. Więc mołoda woli też tam by bo tam są dobre rzeczy, a my, że wszyscy zdrowo jemy to smażonych rzeczy nie ma, fastfoodów wogóle, a ze słodyczy to czasami ciasto zrobie ale ona nie lubi bo lubi tylko lizaki, cukierki i takie inne świństwa a tu nie ma za to są owoce, warzywa. M też to do szału doprowadza. Tłumaczymy młodej, że tak jest zdrowo, to jest ważne ale co z tego jak pójdzie do matki i tam ta jej mózg wypierze. Do tego to jest mamusią więc napewno też ma racje, a tata to tylko zły policjant. O teakwondo już wogóle mowy nie ma, już nie chce nawet o tym słysze. M próbuje ją już drugi rok na rowerze nauczyc i nic z tego. Jak tylko cos jest trudniejsze to odrazu rezygnuje bo matka jej nie dopinguje, poza tym matka wszytkie takie rzeczy zwala na nas bo jak coś to potem do taty przychodzic nie bedzie chciała bo tata coś wymaga. Nic tylko się pochlastac. DO tego młoda z zachowania zrobiła się jak exia, strzela fochami, pyskuje, obraza się, ojciec do niej dzwoni a ta do niego "no co" albo "co chciałeś" albo warynki mu stawia, mozesz po mnie przyjśc jak to i to...itd. M ją już kiedyś ochrzanił o to jak się do niego zwraca ale exi odrazu na niego z ryjem wyskoczyła, że dziecku krzywde robi i tak jest w koło., a młoda to chwyta. Ja myśle że baby mszczące się na byłych poprostu maja jeden schemat bo dziecko to karta przetargowa i inaczej nie potrafią.
paprora, widze że ty też masz piękne jaja. Myśle że warto jeszcze raz złoży do sądy pozew ale niech sprawę rozpatruje inny sędzia. A co jej dokładnie jest. Nasze exi to DDA i do tego DDR i ma wszystkie tego objawy. Ja bym jeszcze borderline do niej przypisała bo zachowuje się jak border. COś niesamowitego.
Co do reszty, mija i potem już nie jest tak ciężko. JA jak czasami od młodej usłysze coś w stylu "jak tata z mamą, jak ciebie jeszcze nie było" to już mi to jednym uchem wpada a drugim wypada i zaraz zapominam. Nie katuje się, bo nie warto. Wiem jakie m miał z nią życie i wiem jak to wszytko wyglądało. Ludzie jak są młodzi to są głupi. A co do wieku, to młoda jesteś tak czy siak , ja zresztą niewiele starsza ale nie o wiek tu bardziej chodzi co o gotowośc do takiego związku. A do takiego związku gotowym może bardziej są rozwódki z dziecmi niż kobiety bez zobowiązań. Naprawdę jej cięzko i nawet jak o tym wiesz to są sytuacje które wcześniej się nawet nie śniły i nikt by o nich wcześniej nie pomyślał. No ale my jestesmy silne i damy rade. Mnie mój mąż kiedys powiedział, że jak on miał by przechodzic to wszystko co przechodze ja to by nie dał rady i już dawono zrezygnował i w taki związek sie nie pakował. Coś w tym jest
my kobietki chyba uwielbiamy się poświęcac. Pozdrawiam
Skąd ja to znam...Co ja przez tydzień spróbuję osiągnąć, coś małej wytłumaczyć, to jak pójdzie do mamusi, to mój trud obraca się w perzynę. Dziecko przy jedzeniu grymasi, ja rozumiem, że można czegoś tam nie lubić, sama przecież nie wszystko jem, ale do licha, trzeba nauczyć jeść wszystko. A nie dawać tylko to, co sobie zażyczy, typu naleśniki i słodycze, bo mała tylko to w zasadzie je. No i kurczaka. Ile tego kurczaka można zjeść..? Ostatnio wracaliśmy z wycieczki rowerowej i jak usłyszała, co będzie na obiad, to pół drogi do domu był foch, bo ona pierogów z truskawkami nie zje! Kit, że potem zjadła i nawet jej smakowały. Ale pół drogi musiał być foch...Odrabianie lekcji tak samo, ona z nią lekcji nie odrabia, a potem mi mała melduje, że się spóźniła do szkoły, bo musiała rano odrobić lekcje (tutaj mnie zatkało). Dziecko musi mieć rutynę, a nie najpierw przyjemności, a potem wieczorem wycie, że ona jest zmęczona i lekcji robić nie będzie. Nam też już taki numer odwaliła, na szczęście mój na płacz zrobił się bardziej odporny, więc siedziała, robiła te lekcje i wyła. A nie powiem już co się działo, jak ją poprosiliśmy,żeby zrobiła dodatkowe zadanie... Matko Boska, beczała jak potępieniec, bo pani powiedziała, że ona to nie jest obowiązkowe, więc ona tego robić nie będzie...! Próbowaliśmy dopingować, tłumaczyć, nic nie dało, bo mamusia ją wiecznie po głowie głaszcze i mówi : jak Ci się nie chce, to nie rób. No może nie mam racji, ale tak odczuwam, że to właśnie jest tak... Jest z niej leniuszek, wszystko praktycznie trzeba na niej wymuszać, bo sama się za nic nie weźmie. Ostatnio np do mnie walnęła: ciocia, popatrz, trzeba tu posprzątać, bo jest brudno. Na co ja do niej, żeby wobec tego pomogła mi sprzątać, a ona: nie, bo ja chcę oglądać ( i buzia w podkówkę). Prawie ja bym się posprzątała w tym momencie. Nie chodzi o to, żeby ona mi szorowała podłogi, tylko o to, żeby się troszeczkę zaangażowała w to, co się dookoła niej dzieje. Jestem świadoma, że przykład idzie z góry, więc skądś to się bierze...
Jak tylko cos jest trudniejsze to odrazu rezygnuje bo matka jej nie dopinguje, poza tym matka wszytkie takie rzeczy zwala na nas bo jak coś to potem do taty przychodzic nie bedzie chciała bo tata coś wymaga. Nic tylko się pochlastac.
Rozmawialiśmy na ten temat z moim pięknym. Wiadomo są dwa wyjścia z sytuacji - albo odpuścić i pozwalać dziecku na wszystko (czyli dosłownie rozpieszczać) i niech nas za to kocha, albo wychowywać. Przy tej drugiej opcji nie zawsze jest wesoło, czasami pod górkę, no i jest obawa że dziecko powie ja dziękuję, chcę się przeprowadzić do mamy bo tam: nic nie muszę robić, do jedzenia dostaję to co chcę i ile chcę, nikt mi nie suszy głowy że np przy obiedzie nie gmera się palcami w talerzu tylko do tego służą sztućce, itd.
Tylko jakie jest wyjście? Nie można przecież patrzeć tylko na dzień dzisiejszy ale też przede wszystkim na przyszłość dziecka, na to co z niego wyrośnie. Co wyrośnie z dzieciaka które nie jest w ogóle uczone odpowiedzialności, które jest uczone że w zasadzie wszystkimi można pomiatać i nic sobie z ludzi nie robić, no chyba że są to osoby dzięki którym możemy osiągnąć jakieś korzyści?
Nie wymagam też od małej żeby nie wiadomo ile rzeczy w domu robiła i odwalała za mnie całą robotę. Ma sprzątać swój pokój, i co drugi tydzień (jak weekend spędza w domu) sprząta łazienki. Poza tym ja robię jedzenie - a ona sprząta ze stołu. Czasami jeszcze pomaga mi przy robieniu obiadów, ale to zawsze na zasadzie 'przyuczenia do zawodu' i jej chęci, niż na zasadzie przymusu.
Alutka131 przypomniałaś mi wczorajszy foch naszej dziewczyny - byliśmy na mieście, chciała sobie kupić kolejne kredki i zeszyt (do niestrudzenie rosnącej kolekcji istniejących już zasobów), wg dostaje kieszonkowe więc niech sobie sama płaci za takie zakupy. Stanęła sobie w kolejce za mną, ja zapłaciłam za swoje, przyszła jej kolej no i się okazało że zeszyt za drogi, nie miała tyle kasy. I chyba liczyła że za ten zeszyt w takim układzie ja jej zapłacę. Sorki, nie będę dziecku kupować akurat najdroższego zeszytu jak ma do wyboru mnóstwo tańszych opcji, poza tym kieszonkowe ma jej starczać na jakieś jej dodatkowe potrzeby no i musi nauczyć się dokonywać wyborów- nie stać jej na wszystko, musi nauczyć się albo oszczędzać albo rozsądnie wydawać kasę taką jaką ma. No i był foch. Buźka w podkówę i oczywiście hasła "Nic się nie stało". Miałyśmy kupować jakieś ubrania na ślub, skończyło się na ekspresowym powrocie do domu bo ja się też... zdenerwowałam. Mierzyć dziecku jakiekolwiek ciuchy i widzieć ją z taką miną - to mnie troszkę przerosło. Na plus dla niej - w domu posiedziała chwilę w swoim pokoju, przemyślała, i z płaczem przyszła nas przeprosić za swoje zachowanie, sama z siebie. Więc coś tam w tej głowie ma Ja rozumiem że to jest dla niej ciągle trudna sytuacja, co chwilę musi się borykać z rozwodem rodziców, z tym że mama mieszka osobno, że jej codziennie nie widuje itp. ale przez to nie może nam wchodzić na głowę.
Tak na marginesie przypomniało mi się - w podstawowej szkole jeszcze (kiedy to było) chodził ze mną do klasy chłopak-inwalida - z kikutem tylko prawej ręki. Wszyscy się nad nim rozczulali, jaki to on biedny, jak to sobie nie poradzi nigdy, jak to mu trzeba pomagać i wszystko wybaczać bo ma taką trudną sytuację. A chłopak był cwany, i bardzo umiejętnie to współczucie wykorzystywał. Był najgorszy z nas wszystkich, często robił rówieśnikom krzywdę, i zawsze uchodziło mu to na sucho.
Więc wniosek taki - współczucie oczywiście, ale bez przesady, bo tylko się krzywdę zrobi.
Mapiet my mamy ten sam dylemat i postawilismy na wychowanie. Młoda miała u nas byc od piątku do poniedziałku ale nie chciała. W piątek jak m do niej zadzwonił to powiedziała, że nie chce do nas przychodzić i zaczeła stroic fochy, poszła do babci. M się zrobiło przykło i pogadaliśmy na ten temat i doszliśmy do wniosklu, że gówniara przegina i wydaje jej się, że kazdy będzie skakał na około niej i do jej wymagań się dopasowywał. Naprawde się wkurzył, choć widziałam że przykro mu bardzo. W sobote rano młoda dzwoni i mówi: "możesz po mnie przyjśc jak to i to" i stawia warunki. Na co m mówi tak, moge po ciebie przyjśc i pojdziemy na spacer ale potem pójdziesz do babci bo wieczorem u nas nie możesz zostac bo ja jetsem w pracy, a ciocia się umówiła ze znajomymi i będzie pózno poza tym wczoraj postawiłaś sprawe w taki sposób, że teraz musisz się tego trzymać. To zarzuciła focha, bo ona chce przyjśc i zostac na noc ( podejrzewamy, że u babci coś jej nie spasowało) i się wyłączyła. M mi to mówi, a mnie kopara w dół choć powinnam się już przyzwyczaic. Pogadaliśmy i doszlismy do wniosku, że m ma do niej zadzwonić i jej powiedziec co myśli, jak się zachowuje i jak nas traktuje. WIęc m dzwoni i mówi...i powiedział jej przy okazji że myśli tylko o sobie, nieładnie nas traktuje i olała pierwsze urodziny brata, tylko dlatego że sobie wymyśliła i obarziła się, bo m jej powiedział że nie będzie jej woził w tą i spowrotem 30km do matki, skoro i tak, jak byśmy wracali to ją tam zawieziemy. (Ale nie ona chciała dwie godziny wcześniej.) Powiedział jej że bardzo nieładnie się zachowała, bo jej urodziny wyprawialiśmy i byłli wszyscy, była to wielka impreza, były prezenty, tort a ona poprostu olała urodziny brata i nie poszła. Że myśli tylko o sobie. Rozmowa się skończyła i...pisze mamusisa z ryjem do m, że jest nienormaly, jak mógł jej tak powiedzieć, ona teraz płacze i ma poczucie winy. Kłótnia na pół wieczoru ale m się nie dał. Wczoraj dzwoni młoda do m i przeprasza, za to co zrobiła i jak się zachowała. Jednym słowem przemysała i jakies wnioski wyciągenła. Zobaczymy na jak długo, a pewnie nie długo bo mamusia ją przerobi. U nas sa takie jazdy codziennie. W tym tygodniu spotykamy się z prawnikiem, żeby obgadać wszystko na rozprawę. Zaczynam się tym coraz bardziej denerwować.
Shedir naprawdę współczuję. Ile razy sobie myślałam że lepiej by było urodzić się głupim i bez wymagań, o ile życie jest wtedy prostsze. A tak ile razy jak się wkurzę i sobie obiecuję że następnym razem mnie to nie ruszy, nie będę się przejmować obcym dzieckiem, tyle razy potem jednak mnie rusza i znowu zaczyna się w kółko to samo. Całe szczęście że Twoja połówka jest taka rozsądna, wg mnie tak trzeba trzymać, przede wszystkim być konsekwentnym w tym co się robi, i takiej samej konsekwencji uczyć dziecko. Bardzo mi się spodobało to, co napisałaś - jak mała powiedziała że nie chce spać u Was, to nie ma zmiany zdania. U nas takie zachowanie niestety odpada - młoda mieszka z nami, nie można jej przecież zabronić powrotu do domu
Wczoraj znowu u nas była jazda mniej więcej w tym samym temacie - jej matka ma niby z mężem jechać teściowej pomagać w żniwach (pomijam fakt że siedzi ponad rok na zasiłku chorobowym bo nie jest zdolna do pracy i co chwilę ma jakieś "operacje"). Dziecko przyszło w piątek z informacją że na pewno przez 3 tygodnie matki nie będzie (wcześniej coś tam wspominała) i nie będzie do niej chodzić. No ok, szkoda że matka się nie pofatygowała nas zawiadomić (mogliśmy np mieć w planach wyjazd na cały przyszły weekend jak młodej miało z nami nie być ale co tam) Wczoraj matka stwierdziła że jednak w poniedziałek jeszcze będzie w domu, pojadą dopiero w nocy. Więc młoda może do niej po szkole przyjść. Na to ja odpowiedziałam że tak nie będzie, zakupy w sobotę zrobione, obiady na cały tydzień zaplanowane, na dokładkę mamy w planach 3-tygodniowe odchudzanie młodej, poza tym dzisiaj jedziemy na zakupy żeby jej jakieś buty na wesele kupić (w pozostałe dni tygodnia raz może padać, dwa mamy inne zajęcia popołudniami). Stanęło na tym że młoda pojechała do matki w niedzielę jeszcze, i też nie na obiad (matka nawet z nią nie umiała się zgodzić jeżeli chodzi o godziny wizyty). Wszystko chyba dlatego żeby się pochwalić nowym samochodem przed wyjazdem do teściowej - bo specjalnie jak nigdy po dziecko podjechała pod sam nasz dom i też ją odwiozła. Z jednej strony człowiekowi chce się śmiać, widząc takie zachowanie na poziomie własnej córki, a z drugiej po prostu ręce opadają i tym wszystkim chce się... same wiecie co...)
Już pomijam fakt że dziecko mi potem na ramieniu płacze bo jedzie za dwa tygodnie na wycieczkę a matki nie będzie i będzie za nią tęsknić. Co ja mam poradzić na to że matka ma swoje dziecko głęboko w poważaniu?? Tłumaczę jej że ja w jej wieku na 3 tygodnie na kolonie jeździłam nie znając nikogo i jakoś wytrzymałam i fajnie się bawiłam. Dla niej to abstrakcja, zresztą się nie dziwię, matka ją zostawiła, wyniosła się z domu, po wyprowadzce przez kilka tygodni w ogóle dzieci nie widziała, to chyba musi u dziecka zostawiać jakiś ślad? I tak jestem dumna że ze mną wytrzymała cały weekend, jak sobie pojechałyśmy na babski wyjazd (tutaj z drugiej strony dziwię się mojemu i jestem z niego dumna że nas same puścił ).
277 2011-09-19 09:16:19 Ostatnio edytowany przez shedir (2011-09-19 09:18:00)
Wiesz Mapiet, u nas dopiero od jakiegoś czasu tak jest jak teraz. Przedtem m uginał się do rządań exi, pobłażał jej, a często nawet chodził jej na ręke i walczył ze mną że przesadzam, jetsem zazdrosna itd. Mieliśmy o to wiele wojen. Do tego atmosfere podsycali jego rodzice, " nie walcz z nia", "po co ci wojna" itd a ja wszystko miałam znosic. Teściom się wydawało, że on będzie miał dwie żony chyba, zreszta exi chyba nadal myśli że m jest jej głowa rodziny, ma o nią dbac tylko chcilowo na wakacjach z inna babą no zakręcone to na maksa. M się odciął od rodziców (z róznych powodów) i przejrzał na oczy i nagle go oświeciło co wyrabiał przez ten czas i co ja musiałam znosic.
Ta wasza exi też jest dobra, co to za matki...ja sobie nie wyobrażam traktowac tak własne dziecko. Nasze exi nagle w tym miesiącu ( miesiącu rozprawy) ma dużo wolnego i dziecko z nią siedzi. M jej napisał, że układa się pod rozprawe. Na szczęscie w razie czego mam jej poprzednie grafiki, gdzie wychodzi ile z dzieckiem siedzi.
U ciebie jest o tyle lepiej że młoda jest w miarę duża i już troche swojego rozumu ma. U nas to jeszcze dzieciak, podatny na każdy wpływ. Choć jak spędza z nami dużo czaus to jest naprawde fajna i da się z nia dużo zrobic ale wystarcza dwa dniu matki i wraca z fochami i chumorkami i trzeba ją doprowadzić do pionu przez kilka kolejnych. Ja jej też nie zazdroszcze bo wiem że ma cięzko, jest rzucana do róznych osób jak lalka. Dwa dniu tu, dwa tu ijeden tu. Wszędzie musi się przestawiac. Też o tym rozmawiamy z m i wiemy, ż etak jest źle ale wyjścia nie ma.
Czytam Wasze wypowiedzi i myślę sobie, że wcale nie mam tak źle. Tylko boję się, że wszystko przede mną.
Podziwiam Was za wytrwałość, bo widzę, że lekko nie jest.
Mam nadzieję, że mój mężczyzna jeśli będą zdarzać się takie sytuacje u nas będzie stanowczy i nie będzie ulegał.
Mapiet napisałaś: "No ok, szkoda że matka się nie pofatygowała nas zawiadomić (mogliśmy np mieć w planach wyjazd na cały przyszły weekend jak młodej miało z nami nie być ale co tam)" --jak mnie to denerwuje. eks w ogóle nie szanują naszego czasu. Wydaje im się, że to one będą decydować kiedy będziemy widzieć dziecko, kiedy one mają na to ochotę, a my nic nie robimy tylko czekamy, aż nam łaskawie pozwoli się spotkać. U nas była taka sytuacja, że powiedziała, że nie da dziecka na jakiś tam weekend po czym dzwoni dwa dni wcześniej (kiedy my mamy już plany), że jednak da. Nie wiem na co liczyła
Jeśli chodzi o sytuację u mnie to jak na razie spokój. Papiery w sądzie.. zobaczymy co będzie.
Wszystkie sytuacje kubek w kubek podobne...Skąd to się dziewczyny bierze...?
Dzisiaj nic specjalnie mądrego nie napiszę, jestem przy Was myślami, ale moja mama jest w szpitalu i jutro będą ją operować. Właśnie wróciłam z izby przyjęć i nie wiem już kto jest bardziej chory.Jak się człowiek na to wszystko napatrzy, to różne rzeczy tracą na znaczeniu...
Oj Alutka, współczuje i trzymam kciuki z atwoją mamę. Wszytko będzie dobrze.
Oj drogie Panie
ja też jak to wszystko czytam to ciarki mnie przechodzą...
Mam nadzieję, że Nasza Eksia nie będzie aż tak wariować - może okaże się w miarę sensowną kobietą, z odrobiną honoru, ambicji i zasad. Jak jej miną negatywne emocje, a trochę to pewnie potrwa jeszcze, to może nie będzie tak źle zobaczymy co czas przyniesie.
Wydaje mi się, że dziś ona nadal w to wszystko nie wierzy. Próbuje się odnaleźć w sytuacji, na którą kompelteni nie była gotowa. Tzn. była i zdawała sobie sprawę z takiego toku, ale teraz tego doświadcza. A to łatwe nie jest. Też próbuję ją rozumieć jako kobietę. Jest jej ciężko. Została sama z dwójką synów, nie ma już tyle kasy, musis nauczyć się gospodarować i rządzić tym co ma, jest sama - a przecież on zawsze był, nie ważne jak, ale był...
Oby rzeczywistość szybko do niej dotarła.
Dostaje cios za ciosem - najpierw rozstanie, później wyprowadzka, później pozew, później jakaś panna, później panna poznaje dzieci - a poznałam wreszcie . Za chwilę rozwód i walka, będzie ostro, tak myślę, ale może mile się rozczaruję?!? Kto wie. No i dalsze perypetie.
Rzucała już teksty nie przyjeżdżaj do dzieci, ale co ona może... Nie ma nad nimi takiej władzy by nie dzięki niej nie chceci do ojca, bądź odsunęli się od niego. Nawet jak na mnie będzie psioczyć, to oni i tak są na tyle z nim zżyci, że nie da rady ich odsunąć. Poza tym są na tyle duzi, że sami mają oczy i widzą. Dwunastolatek ma swoją głowę i wie co dobre a co nie. Ośmiolatek jeszcze nie bardzo rozumie o co chodzi, ale jest otwarty i widzi, że tata jest uśmiechnięty i szczęśliwy.
Na razie pierwsze koty za płoty - się poznaliśmy, było bardzo miło i sympatycznie. Ciekawe jak teraz to strawią i czy będą mieli ochotę spotkać się razem znów. Przynajmniej wiedzą, że nie jestem jędzą i można ze mną pogadać, pośmiać się i pobawiać. Teraz wszystko po kolei i powolutku.
Mapiet rozumiem, że u was pozew złożony i czekacie na termin. mój m ma już termin i czeka na pierwszą rozprawę. strasznie się boję, ale wierzę w niego, w jego pewność siebie, stanowaczość i chęć zakończenia tego jak najszybciej i to na pewno nie z jego winą.
Matko - piszemy to wszystko tak jakbyśmy to my brały rozwód - śmieszne właśnie ostatnio pisałam z Shedir, że zachowujemy się tak, jakby nas nie było. żyjemy ich życiem, ich problemami, ich rozwodami, dziećmi, byłymi żonami... a gdzie odrobina nas w tym wszytskim?
Pomyślcie o tym!
Alutka - wszystko będzie dobrze!
Ach - no i chyba tylko się chlastać z powodu durnoty tych kobiet, co tak idiotycznie krzywdzą te swoje dzieci. Jak można tak wychowywać, a raczej olewać i nie wychowywać córek, synów?!? To żałosne! I świadczy tylko o tym jakimi są ludźmi te panie - porażka na całej lini.
shedir- no to nasza jest właśnie borderem i ma jeszcze kilka innych zaburzeń. Dużo się już naczytałam i wiem, że nie da się z taką osobą normalnie żyć. Naprawdę nie wiem jak on wytrzymał tak długo. To jak ona się zachowuje to istne wariactwo. Jest bardzo niestała, niestabilna na każdym polu. Brak słów
pozdrawiam
Dzięki dziewczyny:)
Mama już po operacji i na razie brak przesłanek, żeby coś było nie tak. Zapalenie było już ropne i gdyby trochę poczekała...Ale nie poczekała i już jest po. Trzymam kciuki dalej:)
Ja mam na razie tydzień bez małej i exi. Zobaczymy jak się sytuacja w przyszłym tygodniu rozwinie:)
Saphira u nas już dawno po rozwodzie, dwa lata chyba. W sądzie jest aktualnie sprawa o alimenty na syna mojego partnera (syn mieszka z matką, córka z nami)
Alutka131 cieszę się że z mamą jest ok, oby tak dalej dobrze też że możesz całą energię w tym tygodniu poświęcić mamie
pupa7 papiery w sądzie, niestety tylko cierpliwość może nas uratować. Nas adwokatka pocieszała że będziemy mieć sprawę załatwioną przed wakacjami, a przed wakacjami jedynie jedna rozprawa była, teraz czekamy na wizytę jakiejś tam agencji - oni mają 3 miesiące czasu na reakcję, potem dopiero kolejna rozprawa w sądzie, to się może przecież latami ciągnąć
Ech...
shedir- no to nasza jest właśnie borderem i ma jeszcze kilka innych zaburzeń. Dużo się już naczytałam i wiem, że nie da się z taką osobą normalnie żyć. Naprawdę nie wiem jak on wytrzymał tak długo. To jak ona się zachowuje to istne wariactwo. Jest bardzo niestała, niestabilna na każdym polu. Brak słów
pozdrawiam
No to współczuje. Nasza ma niezdiagnozowane ale zachowuje się też jak border i wszytko inne do niej pasuje. W sekundzie jest oki, a w drugiej wybucha i wpada w furie, a za 5 minut juz nie pamieta i wszystko jest oki. Do tego ciągle potrzebuje zainteresowania z czyjejś strony i nie panuje juz nad tym co mówi przy dziecku.
mapiet widze, że wy tez macie ciekawie. Mam nadzieję, dziewczyny że w sądach beda po naszej styronie a nie jak zwykle "matkokracja"
sorki mapiet, już mi się myli
czyli masz kolejny bój, oby wszystko poszło po waszej myśli. też lekko nie jest, rodzeństwo rozdzielone. a w jakim wieku są?
kurczaki, z tymi ex to nie wiadomo jak postępować, tak źle, nie źle - babie nie dogodzi
może faktycznie najlepiej byłoby wysłać je w kosmos!
U mnie też jest już po rozwodzie (jedna rozprawa i do widzenia). Tylko papiery w sądzie są o zmianę widzeń w związku z przeprowadzką.
Alutka cieszę się, że z mamą ok;-)
mapiet jedno dziecko z Wami drugie z matką i jeszcze trzeba płacić alimenty na drugie dziecko? Nie wiedziałam, że tak jest (zresztą niewiele wiem w tym temacie).
Pozdrawiam.
mapiet jedno dziecko z Wami drugie z matką i jeszcze trzeba płacić alimenty na drugie dziecko? Nie wiedziałam, że tak jest (zresztą niewiele wiem w tym temacie).
Ja mam nadzieję że tak nie jest. Przekonamy się za jakiś czas co sąd o tym myśli.
Chłopak ma 14 lat w tej chwili, a jego siostra 11 i pół. On ją olewa, jak mu jest potrzebna to wszystko super, wszedł w trudny wiek, matka to idealnie wykorzystała. Jeszcze rok temu mieszkał z nami, pewnego dnia wróciliśmy z zakupów i nie było jego rzeczy w domu. Nie chcę nawet opowiadać w jakim stanie psychicznym był mój facet. Najlepsze jest to że jego córka nic o przeprowadzce nie wiedziała. Wyobraźcie sobie dziecko które całe życie ma brata w pokoju obok, cały czas praktycznie razem z nim spędza, nawet wycieczki szkolne bo chodzili do tej samej szkoły. Przez tydzień chyba spała z nami w łóżku, cały jej świat się zawalił. Jak matka mogła jej coś takiego zrobić???? Brat to pikuś, bo głupek i zmanipulowany przez matkę, sprzedał się za kasę i za możliwość gry na komputerze przez cały boży dzień, we wszystkie możliwe gry. Ale matka córce nic nie powiedziała? Nie przygotowała dziecka na coś takiego. Jak to piszę to po prostu wszystko się we mnie gotuje. A chłopak parę razy jeszcze do nas przychodził, zabił mnie pytaniem czy my się gniewamy, bo przecież on nic nie zrobił. Ostatni raz przyszedł po pieniądze. Mój partner dostaje dodatki na dzieci, są wypłacane kwartalnie. Więc na początku stycznia chłopak pojawił się po kasę - stwierdził że mieszka u matki, więc te pieniądze należą się matce a ona mu obiecała je jako kieszonkowe. Mój partner uświadomił go że raz - dodatek został wypłacony za poprzedni kwartał, kiedy jeszcze mieszkał z nami, dwa - może mu pokazać listę jak chce, że przez ten czas wydaliśmy na niego dużo więcej kasy niż ten dodatek wynosi. I to był ostatni dzień kiedy był u nas. Nie ma z nim żadnego kontaktu, nawet telefonicznego. Z kolei córka nie chce przekazywać żadnych wiadomości bo mówi że potem jej się obrywa i od brata i od matki no i jeszcze na dokładkę od aktualnego męża matki. Który też potrafi dziecku powiedzieć że jak jej ojca na ulicy spotka to go pobije. Jest to szopka, cyrk, dom wariatów i nie wiem jeszcze jak go nazwać. Po rozwodzie dla mojego faceta najważniejsze był fakt żeby dzieci z nim zostały i żeby eks dała mu święty spokój, najlepiej żeby jej w ogóle nie musiał widywać. Niestety rzeczywistość teraz jest zupełnie inna, mieli ze sobą umowę że dzieci nie będą w to wciągać. On się do niej dostosował, natomiast wychodzi na to że eksia od początku dzieci urabiała przeciwko niemu, dzieci miały zakaz mówienia czegokolwiek na temat pobytów u matki, do tej pory młoda niewiele mówi "bo obiecała mamie". No i z córką jej nie wyszło za bardzo, mimo że młodsza, przerzuciła się więc na syna. I tutaj jej się powiodło. Nikt mi nie powie że jej w jakikolwiek sposób zależy na dzieciach, chyba jedynie w jakiś najbardziej chory pokręcony niezrozumiały dla mnie. Bo nie dość że nastawia dzieci przeciwko ojcu, to nastawia je przeciwko sobie, najgorsze cechy charakteru zamiast niwelować to pielęgnuje.
o matko... to nie szopka ani cyrk - to horror!
powinni jej władzę rodzicielską odebrać. czy ci prawnicy w tych sądach widzą tu gdzieś "dobro dziecka"? porażka jakaś!!! 3mam kciuki, że macie dobrego adwokata, dobre argumenty i wygracie to.
będziecie chcieli dzieci przesłuchiwać? chłopak prawdy pewnie nie powie, ale zorientują się, że coś ściemnia, a dziewczynka jak najbardziej powinna powiedzieć co i jak.
jak tu znaleźć możliwość porozumienia i dogadania się tak by dzieciom wody z mózgów nie robić i ich nie krzywidzić z kobietą żądną zemsty, materialistką i kierującą się głupotą?
nie zazdrosze przeżyć. a dzieci w przyszłości jakie związku sobie zbudują? na jakich wartościach oparte?
straszne to jest.
pupa7 - rozumiem, że sprawa była za porozumieniem stron tak?
a czy u którejś z was, a raczej u mężów lub facetów były rozprawy z orzekaniem o winie?
mapiet współczuje wam i młodej. Takie kobiety pałaja tylko checią zemsty, utrudnieniem życia byłemu. Może w jakiś sposób na dzieciach im zależy (bo nie wierze że nie kochaja ich) ale jest to przysłonięte ich chorą ambicja, a dziecko to najlepsza karta przetargowa. Kobiecie łatwiej w sądzie zrobić z siebie biedną opuszczoną, skrzywdzona -żone ofiare, dlatego sądy tez mą tak po stronie matek.
U nas jest podobnie, co prawda tylko jedno dziecko m ale tak samo manipulowane przez matkę, jak syn twojego m. U mamusi mozna robić wszystko, jeść dłodycze i macdonaldsy, żadnych wymagań, do tgeo śpi z mamą w łózku więc u nas jej żle bo ma własny pokój, zdrowe jedzenia i jest w jakiś choc minimalny sposób do życia przystosowywana i uczona samodzielności. Młoda boi sie, sam śmieci wyrzucić bo matka jej naopowiadała, że dzieci kradną jest spanikowana i rozhisteryzowana we wszystkim. M powiedział ostatnio exi "że jeżeli wydaje jej się że nabiaj sobie punkty u młodej przez pozwalanie jej na wszytstko to jest to krótko terminowe i zdzwi się za dwa lata". Już sobie z nią rady nie daje.
Witam serdecznie też oczywiście jestem drugą żoną i macochą z tym że córka męża mieszka z nami to dopiero jazda.Z początkubywało różnie bunt,zazdrośc,i wszystko co z tym związane dzięki bogu mąż stanął na wysokości zadania od początku trzymamy wspólny front co do wychowania więc jak mała sobie uświadomiła że ja i jej tato to jednośc dała za wygraną.Na dzień dzisiejszy jestem mamą na całego[nawet mówi do mnie mamo]jej mama nie żyje.Inaczej przedstawia się sytuacja z starszą córką [20 lat].Od początku mnie nie tolerowała i tak zostało wyjechała na studia i nie utrzymuje z nami kontaktu najgorsze że z młodszą siostrą też ,nie wiemy dlaczego też ją kara jak mojego męża że ośmielił się ożenic?wogóle mamy trudny związek jest między nami różnica wiekowa ja mam 30 lat ,a mąż 50 lat,pozatym mąż nie chce miec więcej dzieci a ja swoich nie mam.Cała jego rodzina i znajomi mnie nie tolerują że niby za młoda jestem dzięki bogu nic sobie z tego nie robimy i jesteśmy bardzo szczęśliwi.Z tym że nie będę miec dzieci już się pogodziłam mój mąż jest dla mnie zbyt ważny żebym mogła z niego zrezygnowac z tegom powodu ponieważ jest to najlepszy człowiek jakiego znam ,a to że nie chce miec już dzieci to trudno w końcu mamy przecież jedną córkę ,a to że jej nie urodziłam jakie to ma znaczenie?pozdrawiam wszystkie macochy[też uważam że to okropne słowo]
292 2011-09-21 14:56:05 Ostatnio edytowany przez mapiet (2011-09-21 16:01:39)
Saphira już na tej pierwszej rozprawie o alimenty sędzia rozmawiał z obydwojgiem dzieci. Oczywiście matka miała pretensje do córki że ta w ogóle do sądu przyjechała. Mnie na samej rozprawie nie było, dzieci też rozmawiały z sędzią oddzielnie, sam na sam z sędzią. Potem ex-małżonkowie z sędzia, bez udziału dzieci. I niestety jedyne na co można liczyć to na mądrość sędziego. Z tego co mi mój piękny powiedział, to w momencie gdy on mówił do sędziego to jego eksia jakieś durne miny strzelała i wyśmiewała go pod nosem, liczę że coś takiego też nabija nam punktów. A oprócz tego sędzia wysłuchał dwóch różnych wersji i musi zdecydować która strona mówi prawdę a która kłamie.
Co do zeznań córki - rozmawialiśmy z nią przed rozprawą jedynie w ten sposób, że u sędziego musi mówić prawdę i nie może kłamać, i musi powiedzieć wszystko nie ukrywać niczego. Z kolei wiem że matka na tyle na ile miała czasu usiłowała wpłynąć na nią i na to co ona powie (jedno dziecko miała już przecież wcześniej urobione) - i nie ma co się łudzić, dziecko ma 11 lat, potrzebuje kontaktu z matką, wystarczy że matka ją postraszyła że np nie zobaczy już brata lub jej. Nie wiem co z tego wyniknie, niezależnie od decyzji sędziego staram się mojego pięknego wspierać, on z kolei ciągle się zamartwia co będzie z młodą jak dojdzie to tego trudnego wieku, jak będziemy się z nią dogadywać? Jak będzie reagowała na to że się od niej czegoś wymaga? Też zawsze może powiedzieć - idę do mamy bo tam będę mieć łatwiej/przyjemniej. Zresztą jak ja z nią czasami rozmawiam na ten temat to ja jej mówię zawsze że tak samo jak tata jest tatą, to mama jest mamą, niezależnie od tego jak podły ma charakter i ile złego zrobi. I że ma prawo przeprowadzić się do matki i mieszkać u niej. Ale nie może takich decyzji ukrywać, nie może po kryjomu się wyprowadzić tylko musi z tatą najpierw na ten temat porozmawiać i go przygotować. Tym bardziej że widzi jak się skończyło z bratem - miał się tylko wyprowadzić, a w efekcie nie ma z ojcem żadnego kontaktu już od 9 miesięcy, bo matka się o to postarała. Poza spotkaniem w sądzie gdzie nawet się z ojcem nie przywitał tylko odwrócił się do niego plecami. Jakby mu ten coś złego zrobił.
Rozśmieszyło mnie jej stwierdzenie w sądzie, jak sędzia się spytał czemu syn do ojca nie chodzi - "ona mu powiedziała że ma chodzić ale on nie chciał i tyle". Jak ona tak cały czas syna wychowuje - czyli coś każe mu zrobić a ten robi albo nie w zależności czy mu pasuje czy nie, to ja dziękuję. Rośnie następny psychopata z zaburzeniami osobowości.
I dokładnie rodzi się pytanie - jakie wyrosną z nich dzieci, jak będą dbać o własne związki i o własne dzieci potem? Aż się normalnie płakać chce czasami.
Jeszcze o jednej rzeczy chciałam napisać. Przez eks wpadam powoli w paranoję. Córa mojego ma 11 i pół roku w zasadzie dokładnie obecnie. Zawsze jest tak że ja rano wstaję, budzę ją i idę zrobić śniadanie. Ostatnio się pyta czy może sobie sama robić śniadanie, wtedy ja nie musiałabym wstawać specjalnie rano z jej powodu. I jaka moja pierwsza reakcja (w głowie oczywiście, nie zwerbalizowałam tego) - matka ją do tego namówiła żeby potem wykorzystać to w sądzie (że się dzieckiem nie zajmujemy należycie). I co z tym robić? Jak dziecko ma wyrosnąć na normalną osobę skoro dorosły postawiony w takiej sytuacji, i to w zasadzie nie w samym środku tylko troszku z boku, fiksuje?
Mapiet, myślę, że powinnaś jej pozwolić, żeby sama robiła sobie śniadanie. Troszkę samodzielności i dbania o siebie na pewno jej nie zaszkodzi. Jeżeli się niepokoisz, że to matka ją namówiła, aby potem powiedzieć, że się dzieckiem nie zajmujecie, to na początku wstawaj z nią i bądź przy niej, jak to śniadanie będzie robić. Pożytek z tego podwójny no i nikt Ci w razie czego nic nie zarzuci. Fakt, że przy takich decyzjach to się fiksuje, ja czasem też, jak mała coś walnie, to nie wiem, czy sama na to wpadła, czy matka nią pokierowała:( I zastanawiam się czasem, jak racjonalnie odpowiedzieć.
Czytam te Wasze wypowiedzi i tak myślę, że nasza exi nie ma aż takich wyskoków. W głowie się niektóre rzeczy nie mieszczą:( Daj Boże, żeby jej niektóre pomysły do głowy nie przyszły, inaczej czeka mnie przyszłość w Tworkach...
Alutka131 zrobię tak jak mówisz, a w zasadzie zrobiłam dzisiaj rano. Poza tym jak na razie u nas spokój Eks wyjechała na 3 tygodnie, więc troszkę mam nadzieję sobie odpoczniemy.
Mam też do Was wszystkich pytanie, jak się do Was dzieciaki zwracają? Gdzieś w postach przewinęło się słowo 'ciocia', do mnie młoda zwraca się normalnie po imieniu, czasami z rozpędu pomyli się i powie do mnie 'mama'... a czasami zdarzyło się też że powiedziała 'tata'
Mapiet u nas tak jest!! Młoda chce cos sama zrobic (z własnej inicjatywy) , ja jej pozwalam bo uwazam że wtedy bedzie bardziej samodzielna, a ona potem idzie do matki i mówi, że nam się niechce jej zrobic np sniadania i sama musi sobie robic i o nia nie dbamy i nas nie obchodzi. Tak, że u nas nawet przy niej trzeba uwazac bo z niej tez jest juz manipulantaka i robi tak by uzystac korzysci dla siebie. To sa sytuacje bez wyjscie.
Tak, u nas było bez orzekania o winie (gdyby było z orzekaniem o winie to pewnie z jej winy). I On i Ona chcieli rozwodu dlatego nie rozumiem o co jej teraz chodzi, o co walczy?
Do mnie młody mówi cioci, bo to jedno z niewielu słów, które potrafi powiedzieć jak na razie (malutki jest). W przyszłości chciałabym żeby mówił po imieniu. Za młoda na ciocię jestem ;-)
Mam wrażenie, że cokolwiek byśmy nie chciały zrobić to i tak będzie źle.
My pewnie z moim ukochanym też będziemy w przyszłości tymi złymi, ponieważ u nas też się zdrowo je, na pewno nie będzie siedzenia przed komputerem cały dzień.. ale to jeszcze odległa przyszłość.
Oglądam właśnie rozmowy w toku "mamo, tato, wasz rozwód zniszczył mi życie" oczywiście jak na razie tylko faceci to Ci źli.
Ciekawe kiedy zrobią program o byłych furiatkach..
Jak mnie to wkurza.
Do mnie mała mówi "ciocia". Tak jest chyba dobrze...Nie wiem czy bym chciała aby mówiła do mnie po imieniu. Może jak będzie starsza i będzie chciała, to się zastanowię, aczkolwiek ciocia brzmi dobrze i pewnie jej w krew wejdzie:)
Dziewczyny, nie przejmujmy się tak, bo powariujemy:)
I nie tak szybko się zmieni stanowisko, że facet jest winny wszystkiemu:( stereotypy w naszym społeczeństwie rzecz powszednia...Durne to ale tak jest...
U nas zrobiło sie pod górke. Wczoraj m wziął młoda na rozmowe i w końcu zaczeła móić i wypłakała, że "ona jest nam nie potrzebna" i "jej nie chcemy". M jak to usłyszał to zapytał skąd takie rzeczy jej przyszły do głowy to w końcu powiedziała, że ama i babcia jej tak mówi. Ręce opadaja. Do tego powiedziała, że zuje się niewidzialna i że nikt na nia uwagi nie zwraca.Nie tylko u nas ale i u mamy kiedy, ta jest ze swoim facetem. Problem polegla na tym, że tak ie jest bo ktoś jest i się nia ciagle zajmuje ale wystarczy pójśc młodego przewinąc do drugiego pokoju i ona już uważa że jest ciagle sama. Jest to wina tego jak była ciagle traktowana, jak pępek świata do tego po rozwodzie babcia robiła z niej najbiedniejsze dziecko na świecie i to sie pogłebiało. Rozmawiałam z m o tym juz pare lat temu, żeby jej nie traktowali w taki sposób bo potem pójdzie do szkoły, będzie miała rodzeństwo i będzie miała problemy z tego powodu i skończy sie problemami psychicznymi. To oczywiście jeszcze wtedy i on i jego rodzinka wszystko wiedzieli najlepiej. jego przekonałam i potem było oki ale oczywiście reszta dalej ja tak traktowała.
Powiem wam ż ejstem tak zła na mojego męża, że mam ochotę mu powiedziec radz sobie teraz sam. Teraz nagle jest spanikowany. Wkurza mnie ten chłop bo nigdy mnie nie słucha jak mówiem mu, co zauważam i co jest prawdopodobne. widzi wszytsko dopiero jak jest po uszy w gó...e. Uhhh Mam dośc.
Do tego powiem wam ż ejstem zdumiona jaka młoda jest manipulantką i kłamczucha. Jeszcze kilka godzin wcześniej móiła ż ekocha młodego najbardziej na świecie, a potem powiedziała, że chciala by żeby nie istnial.
Mam ochote sie wypisac z tego interesu.
shedir nie traktuj takiego zachowania jak kłamstwa, z jednej strony jest pewnie manipulantką (uczy się przecież od mamusi), ale z drugiej strony to są też emocje, wiesz ile razy czasami sama myślałam że nienawidzę rodziców, (oczywiście jako nastolatka) a wcale tak przecież nie było.
O byciu pępkiem świata też niestety coś wiem, tutaj z moim facetem czasami też dochodzi do spięć. Kiedyś po nocy sama z pracy wracałam bo on po mnie nie przyjechał. Jak się spytałam dlaczego - bo córka mu na kolanach usiadła i nie chciała go puścić. Szlag mnie wtedy trafił stuprocentowy. Już nie raz mu usiłowałam wytłumaczyć że źle ją uczy - dziecko tylko zawoła i tata od razu biegnie, moim zdaniem powinno być odwrotnie, przynajmniej w większości przypadków. Dziecko powinno przyjść się spytać do dorosłego, a nie dorosły biegać za dzieckiem na okrągło jak ono tylko stęknie - kwestia wyrobienia sobie szacunku. Ale to też może moje dziwne podejście, bo z dziećmi w swoim poprzednim życiu niewiele miałam do czynienia
Musicie znaleźć sposób żeby to wypośrodkować - niech ma taką godzinę że np Twój partner tylko z nią spędza czas i niech na przykład ona wymyśla co mają w tym czasie robić; a drugą godzinę niech się dostosowuje do Waszych pomysłów i potrzeb? Wiem że dzieciaki mają dziwne pomysły, do niektórych ja się nie jestem w stanie przekonać (np do gry na Wii w jakieś dziwne chłopki i z odgłosami które mnie doprowadzają do szału), ale staram się tak robić żeby część pomysłów akceptować, a rezygnować z tych najgorszych. Mała kiedyś przyszła do nas stwierdziła że mało czasu ze sobą spędzamy (dopóki jej brat mieszkał z nami nie było problemu, raczej woleli tylko sobą we dwójkę się zajmować), więc wspólnie wymyśliliśmy co możemy robić - tak żeby ona zaakceptowała i nam też się podobało - gramy w monopol, w remika, czasami układamy puzzle, oglądamy filmy. Raczej teraz ciągle na matkę narzeka, że ta nie poświęca jej czasu, że potrzeby dzieci obecnego męża są zawsze dla niej najważniejsze.
Mnie ciężko znaleźć odpowiednie podejście, nie wiem czy się z moimi bazgrołami zgodzicie. Ja byłam od małego samotnikiem, i najszczęśliwsza byłam jak wszyscy dookoła dawali mi spokój. Ale też jako dziecko nie przeżyłam rozwodu rodziców więc nie wiem jakbym się wtedy zachowywała. Z tego co doczytałam to większość dzieci wini siebie za rozwód, może dlatego potrzebują ciągłych deklaracji od rodziców że są cały czas kochane (nie tylko deklaracji wyrażonych słowami, ale deklaracji wyrażanych poprzez zachowanie)? A może są po prostu małymi egoistami wykorzystującymi nadarzającą się okazję - czyli poczucie winy u rodzica?
Wiessz, ja nie jestem zła na nia tylko jak juz cos na m. Mam dośc takich sytuacji. To nie pierwsza, a raczej zawsze się tak kończy. To do niego teraz mam pretensje. Jeszcze z nim nie rozmawiałam na ten temat ale już czuje co będzie. Teraz nagle całą swoja uwage bedzie poświęcaj jej zamiast tłumaczyc i wytłumaczyc. Bo nie ma co ukrywać, młody ma dopiero rok i opieki potrzebuje dużo, a ja nie mam zamiaru siedzieć ciągle z nim tylko i wyłącznie bo on znowu zawalił. To jest jego wina i jego rodziców bo oni takją traktowali a on im na to pozwolił. Wiem, ż ebędzie o to u nas wojna ale mam zamiar go z tym zostawic. Zawsze jak zawali to potem obydwoje sprzątamy, a na mnie wiesza się psy i mnie sie obrywa. Teraz juz się tak nie dam. Ostatnie kilka dni uświadomiły mi, że musz ebardziej zająć się sobą i moim dzieckiem, a nie ciagle koncentrowac uwage na sprawach m.
Do młodej, nie mam pretensji bo w końcu to dziecko, tak była uczona więc teraz jej źle. Aczkolwiek, wiem że wykorzystuje sytuację i manipuluje bo cała uwaga nie jest skupiona na niej czego ona nienawidzi. Ona ma taki charakter że chce być ciągle podziwiana, a często i kosztem innych. Potrafi wmanipulować w coś inne dziecko, żeby tamto oberwało po uszach, a inni mówili jaka ona jest super. Często skarży na innych i tylko czeka, aż się innemu dziecku uwage zwróci. Juz dawno to zauważyłam i mówiłam m ale on sobie nic z tego nie robił. Więc teraz ma problem i musi się nim zająć.
Shedir, trzymam kciuki za Ciebie żeby było ok:) Popieram Twoje stanowisko...skoro m. nawarzył piwa, to powinien sam je wypić. Czasem dobrze jest się skupić na sobie...tylko i wyłącznie.
Mnie też jest trudno czasem postawić się w sytuacji dziecka, które wiecznie zabiega o uwagę, jest przez to marudne i nic mu nie pasuje. Ja jako dziecko byłam totalnym samotnikiem, najlepiej się czułam jak siedziałam sobie sama w swoim pokoju, sama się bawiłam albo wsadzałam nos w książki. A czytałam kiedyś diablo dużo...I teraz nie potrafię małej zrozumieć, że ona nie umie usiąść u siebie i w coś się pobawić, tylko albo lata po całym mieszkaniu, albo usiłuje skupić na sobie uwagę akurat wtedy, kiedy ja mam coś ważnego do zrobienia. Postanowiłam, że będzie tak, jak jedna z Was wspomniała: przeznaczamy na zabawę z nią tyle i tyle czasu, część zadań wymyśla ona, część my, najczęściej jednak my, bo jej się co minut nudzi. Ale faktem jest, że jest to czas dla niej.
Kochane macoszki, 3majcie za nas jutro o 9 rano kciukasy. Do wczoraj się ostro przygotowujemy do rozprawy. Jutro będzie ważny dzień. Zaczynam się stresowac.
shedir daj znać co i jak. Oczywiście trzymamy kciuki.
Trzymam kciuki, będę z Wami myślami!
Będę kciuki trzymać mocno:) Trzymać się tam i broń Boże nie dać:)
W końcu musi być dobrze i wyjść na Wasze
Czekamy na relacje!
Uszy do gróy i naprzód!!!
shedir i jak tam? Wszystko dobrze?
My, jak się okazało zlożyliśmy pismo do złego sądu..i teraz musimy znowu składać i czekać kolejne wieki..
A poza tym napisaliśmy czy możemy przyjechać po małego na troche dłużej niż przewiduje sąd i zero odpowiedzi.
Pozdrawiam
Nasz kraj się opiera na papierologii..coś o tym wiem.
shedir,jak tam?
Witam.
Niestety kochane u nas porażka. Mimo że wyglądało dobrze to skończyło się bez zmiany wyroku. W składzie trzy sędziny wrogo nastawione bo exi zrobiła z siebie bidulkę. Na rozprawie zapowiadało się że jest dobrze, ex tak się nawet zamotała że potwierdziła zeznania m ale wyrok brzmiał nie. Uzasadniły to, że to fantastycznie że tyle się dzieckiem zajmuje ale nie ma takiej potrzeby.
M przezywa to ciągle ale nie poddaje się, teraz już lepiej wiemy co i jak i przygotowujemy zaraz następny pozew. Tym razem już ostro zaatakujemy. Może to coś da.
Alutka niestety nasz kraj to papierologia i matkokracja
Oj to nie dobrze! Ale trzeba być twardym i wytrwałym. Powinniście świadków mieć na to jak ona postępuje, jak się opiekuje córką, czego ją uczy. Może kogoś ze szkoły, może jakichś znajomych.
Fanstastycznie że dzieckiem się opiekujecie, ale tyle nie trzeba - co to za uzasadnienie jest w ogóle? Masakra!
No nic - uszy dogóry i dziłajcie dalej. A może jak podrośnie to sama przejży na oczy i będzie umiała wybrać? A może nich z mamuśką posiedzi z miesiąc non stop bez was i zobaczymy czy zmieni zdanie... ? Musicie obrać odpowiednią strategię!
U nas po poznaniu dzieci była afera. tydzień milczenia i zebrała siły, po czy krzyk, wyzwiska - M ma z nią ustalać z kim dzieci poznaje, a nie ona się dowiaduje, że poznały tą lafiryndę. Później jej do słuchu powiedział. Zaczęła dopytywać co o niej w sądzie powie, że ją z błotem zmiesza, itp. Nie wiem o czym to może świadczyć.
Chłopcom wodę z mózgu robi, że tata to oszust i kłamca, że obiecał, że ich nie zostawi a zostawił i to dla jakiejś innej. Aaaa szkoda gadać.
Po 2,3 dyskusjach usiadła na tyłku i przynajmniej już nie drze japy. Ja rozumiem, że ona nie może pogodzic się ze swoją porażką życiową. Dała ciała i to jej zasługa. Nie spełniła się jako żona, kochanka i matka. Nie wyszło jej jak planowała, a chłop uciekł gdzie pieprz rośnie i ja totalnie ignoruje, co ją doprowadza do stanu wrzenia. Ale skoro nie może poradzić sobie sama ze sobą i nie chce widzeć teraźniejszości i nie da sobie nic wytłumaczyć to niech idzie do psychologa na terapie albo do psychiatry...
Czasami to już nie wiem czy się śmiać czy płakać.
A czy Wam nie przeszkadza, że Ex wiedzą o Was bardzo wiele od dzieci?
Pozdrawiam serdecznie!
312 2011-09-29 09:47:50 Ostatnio edytowany przez mapiet (2011-09-29 09:54:54)
Shedir współczuję, wiem ile takie rozprawy nerwów zżerają, i niestety prawo rzadko kiedy równe jest sprawiedliwości. Jedyne co możecie zrobić to dać z siebie wszystko, przygotować się jak najlepiej do następnej rozprawy, i obok tego wszystkiego starać się żyć normalnie. Przynajmniej na tyle na ile się da. Tak jak Saphira pisze, poszukajcie świadków, najlepiej kobiety/matki, może one bardziej przemówią do sądu? Nie wiem czy można może pisać jakiś wniosek o zmianę składu sędziowskiego? Ciągle trzymam kciuki.
A czy Wam nie przeszkadza, że Ex wiedzą o Was bardzo wiele od dzieci?
Tego nie da się uniknąć. Zdaję sobie sprawę że nasza prywatność jest taka trochę "oszukana". Młoda na pewno chwali się matce jak coś robimy razem, na pewno też po jakichkolwiek scysjach żali się matce. Na pewno mówi jakie filmy oglądamy, co robiliśmy w wakacje. Wiem że matka wypytuje młodą jak jest między mną i jej eksem Ostatnio młoda powiedziała że usłyszała od matki że "tatuś tańczy tak jak ja mu zagram". Śmialiśmy się z tego strasznie, ale wniosek jeden - młoda sporo matce mówi co się u nas dzieje. A ponieważ jej matka opierała swój związek na manipulowaniu drugą osobą, uważa że ja robię tak samo, pewnie jej do głowy nie przyszło że my po prostu w większości spraw mamy zgodne poglądy a jeżeli nie, to wydaje mi się że 50/50 - czasami ja się dam przekonać, czasami mój partner.
My sami niewiele wiemy co się z młodą u eks dzieje, bo ona "obiecała mamie że nie będzie mówić", więc czasami tylko robimy podchody i się jej wypytujemy, poza tym cały czas tłumaczę jej że tata ma prawo wiedzieć co się z nią dzieje, czy jej jest u mamy dobrze czy nie, jak matka się nią zajmuje, i jeżeli źle się czuje jak łamie obietnicę to niech matce nie obiecuje niczego. Ale tamta zazwyczaj strzela hasłem że "tata zabroni ci się ze mną widywać". No i dziecko stoi między młotem i kowadłem.
Poza tym staramy się poważnych dyskusji czy decyzji przy młodej nie poruszać. Po pierwsze nie chcemy stawiać jej w takiej samej sytuacji w jakiej stawia ją matka czyli uczyć ją kłamać i ukrywać różne sprawy przed rodzicem, a po drugie matka potrafi wyciągnąć z niej i tak sporo informacji. Pomijam już fakt że takie dziecko i tak nie powinno wszystkiego wiedzieć o sprawach dorosłych. Niestety w chwili obecnej ciągle czekamy na rozprawy, na wizytę jakiejś tam organizacji zajmującej się prawami dzieci, więc nie ma co się łudzić, walka trwa i będzie się jeszcze długo ciągnąć, a wszystko co się zdarzy lub co powiemy może być potem wykorzystane przeciwko nam. Tym bardziej że eks też potrafi bardzo dobrze zrobić z siebie ofiarę.
Chłopcom wodę z mózgu robi, że tata to oszust i kłamca, że obiecał, że ich nie zostawi a zostawił i to dla jakiejś innej. Aaaa szkoda gadać. Po 2,3 dyskusjach usiadła na tyłku i przynajmniej już nie drze japy.
Niestety jeżeli eks jest takim typem, to uspokojenie się jest tylko chwilowe. Dzieci to jedyna rzecz która łączy ją z Twoim facetem, to jedyna rzecz dzięki której ona może Wam zrobić przykrość. Brutalne? Ale niestety prawdziwe. Jej charakteru nie zmienisz.
Z zazdrością słucham jak młoda opowiada o koledze który ma "normalnych rodziców". Normalnych w takim sensie że są po rozwodzie, mieszkają osobno z nowymi rodzinami, a dziecko spędza trochę czasu u matki, trochę u ojca i jest zadowolone, bo rodzice między sobą nie toczą żadnych rozgrywek, traktują normalnie i dziecko i siebie nawzajem. Taka sytuacja jest dla nas równie osiągalna jak willa na Księżycu.
Normalnie czytam czytam czytam i oczom nie wierzę. Jakie bzdurne uzasadnienie...Tyle nie trzeba się dzieckiem zajmować..? W takim razie może należałoby zapytać ile trzeba, i niech sąd decyduje wobec tego, skoro wola rodzica już nie wystarcza. Masakra. I zobaczcie teraz, jakie mamy sądy w Polsce, aż strach iść na rozprawę. Stronniczość i widzimisię, wielkie mecyje! Zdaję sobie sprawę, że niełatwo jest komuś obcemu zdecydować o losie czyjegoś dziecka ( w końcu ludzie są różni, nie wiadomo tak do końca co się dzieje) ale właśnie po to się idzie do sądu, żeby ktoś to bezstronnie ocenił. Ja tak miałam na rozprawie rozwodowej. Wyszłam z sali i się poryczałam z wściekłości. Mój były małżonek zrobił z siebie kompletnego bidulka, mówił, jak to jemu w naszym domu było źle, jak był manipulowany i jak ja byłam manipulowana przez rodziców. Kit, że wzięliśmy go z ulicy, bo nie miał gdzie mieszkać, kit, że dałam mu wszystko, co miałam najlepsze. Nie liczyło się to, że on mnie zdradził, oszukał itp, tylko to, że zrobił to przeze mnie, bo taka byłam niedobra...Chryste Panie, sędzia to był tak stronniczy, że aż z niego kipiało współczucie dla mojego byłego. Od tej pory przestałam wierzyć w bezstronność wyroków.
Myślę, że można wnioskować o zmianę składu sędziowskiego, tylko trzeba mieć dobre uzasadnienie. Shedir, jeżeli macie prawnika, to on powinien wiedzieć, jak takie rzeczy uzasadniać.
Jeżeli chodzi o to, co exi wie...Nie wiem co wie, nie pytam się, bo prawie kiedyś z krzesła spadłam, jak usłyszałam, "ciocia, a moja mama powiedziała, że nie powinnaś jeść łyżką ziemniaków, bo to niekulturalne". Znaczy że sobie pogadały. Prawda jest taka, że jadłam łyżką ziemniaki duszone z jajkiem ( jezu, tłumaczę się normalnie z własnych przyzwyczajeń), ale należało mamusi powiedzieć, jakie to były ziemniaki, a ta sobie zapewne swoje wyobraziła. Zdenerwowałam się trochę, a potem olałam temat, bo musiałabym przestać chyba jeść w ogóle, skoro taka jestem obserwowana. Kiedyś też młoda poskarżyła się matce, że musi jeść u nas surówki, na co kochana mamusia odrzekła : nie musisz, skoro nie chcesz, tata nie ma prawa Cię zmuszać. o,,jasne, tylko to dziecko nic prawie nie je poza słodyczami, wszystko je fe i nic nie lubi. Trochę innego jedzenia trzeba jej po prostu pokazać,a nie tak jak mamusia chodzić wiecznie na pizzę albo do macdonaldsa. Mamusia nie ma czasu gotować, ok, kumam, tylko wobec tego niech kupuje gotowce, ale nie tylko frytki...!
No i masz, nakręciłam się znowu. Generalnie exi chyba jednak za bardzo o nas nie wypytuje, może ją to po prostu nie obchodzi, albo i tak wie swoje, więc po co ma pytać..? Ja czasem wyłapuję niektóre rzeczy od małej, typu np, mama ma nowego kolegę, albo zwolniła się z pracy albo jeszcze co innego. Pytać za bardzo nie pytam, chyba że chcę coś sprawdzić...
Żyć w miarę normalnie, na tyle na ile się da... ok, tylko jak długo można tak wytrzymać? do końca życia? przeraża mnie ta perspektywa.
jak sobie myślę, że jak dla niej zawsze będą kurwisz...m, że moje dzieci będą gorsze, że ciągle będzie o nas pytać i dopytywać, że jak chłopcy będą zadowoleni i będzie im u nas dobrze, to ona będzie się wściekać - to jest chore. nie potrafię tego zrozumieć.
mój M jest zaskoczony negatywnie jej zachowaniem, nie spodziewał się, że ona tak będzie do tego podchodzić. był przekonany, że już tak długo było źle, że rozwód będzie polubowny i bezporblemowy. sama wiele razy mówiła o rozwodzie... a tu się okazuje, że mówić mówiła, ale on źle rozumiał czyli był pewna, że on tak bardzo kocha dzieci, że bez względu na nią i jej zachowanie i tak i tak ich nie zostawi.
ona ma huśtawki nastrojów. raz jest darcie japy, bluźnierstwa i żal, bo ona taka biedna a on taki skur..., a na drugi dzień jest umoralnianie i pouczanie, masz mi mówić, masz ze mną ustalać, masz obowiązek płacić itp. po czy za chwilę znów telefon i dziwnej treści sms dotyczące mojej osoby.
mam jedynie nadzieję, że ona szaleje przed rozwodem. skoro podpytuje go co będzie mówił o niej, itp. to się boi, to też się przygotowuje, to też zastanawia się czy prać brudy czy iść na ugodę. ona wie co robi źle, wie, że przy porozumieniu więcej od niego zyska a dzici mniej ucierpią. wie, że musi się z nim dogadać, bo sama z chłopakami sobie nie poradzi. wie... ale jednak nadal rządzi chęć zemsty i dokopania mu, bo nie wyszło tak jak ona by chciała.
przeraża mnie ciągłe życie z nią za uszami. jedyne co mnie pociesza, to liczę na to że chłopcy mnie polubią, będą chcieli spędzać z nami czas, jeździć do nas i będą opowiadać jej same fajne rzeczy. chyba, że będą się bali, bo zamiast ją cieszyć, że są zadowoleni u nas, to ona będzie robić awantury, płakać, krzyczeć - skoro wam tak dobrze u ojca i tej lafiryndy to się przeprowadźcie, albo coś w tym stylu. wtedy dzieci nauczą się mówić kłamstwa, by nie ranić mamy. to jest okropne!
dorosła osoba, a zachowuje się jak dwulatek w piaskownicy - to moja łopatka i już!
zamiast skupić się aby dzieci odczuły to jak najmniej, aby zapewnić im spokój, aby dogadać się z ojcem i dzielić tym wszystkim. no przecież można normalnie... prawda, że moża? albo ja taka głupia jestem i nienormalna, skoro tak sądzę
jeszcze wierzę, że jej minie. że się ogarnie i wrzuci na luz. może 2, 3 lata i pogodzi się z tym wszystkim. a może chłopa sobie znajdzie i odczepi się od nas?
dziś może grać tylko dziećmi, ewentualniem pluciem na mnie... nic więcej jej nie pozostało. ostatnio nawet zapytała czemu M się nie denerwuje, czemu nie krzyczy, już mu wszystko obojętne i wszystko ignoruje? odp, że nie ma powodu do nerwów i nie chce się kłócić, dla niego to skończone, a jej zachowanie nie robi na nim wrażenia. jakoś przymilkła. wiem, że to chwilowe do następnego wybuchu, ale staramy się nie zwracać na to uwagi.
shedir przykro mi, ale walczcie, nie poddawajcie się!
Saphira o mnie na szczęście nie wie nic od dziecka, bo jest za małe. I to mi pasuje, choć wiem, że zmieni się to.
Pisałam coś ostatnio, że oglądałam rozmowy w toku "mamo tato wasz rozwód zniszczył mi życie" i wypowiadała się tam już dorosła kobieta o tym jak to czuje żal do swojego ojca o to, że nie był przy niej jak była mała, mówiła, że mu nie może wybaczyć, itp. Opowiadała również o matce, która się obrażała na nią i siostrę kiedy przyjęła prezent od ojca lub jego rodziny, o tym jak się obrażała matka za to, że zaprosiła ojca na ślub i chrzciny i psycholog (jedyny mądry człowiek) powiedziała jej, że tak naprawdę powinna mieć żal do matki...że jej matka (tu przeprosiła za to, że użyje takiego słowa) jest okrutną matką, bo to ona przez żal na byłego męża zabrała dzieciom ojca.
I ta historia trochę mi przypomina to co tutaj piszecie.. przecież te kobiety nie zdają sobie sprawy jak bardzo krzywdzą swoje dzieci ''używając'' ich jako karty przetargowej.
Ahh życie..
Saphira nasza eks ma już męża... i na luz niestety nie dała (w zasadzie chłopa miała od samego początku rozwodu, wyprowadziła się z domu praktycznie prosto do niego), nie wiem, może jej się z mężem nie układa i chce się za to na dzieciach i na nas odegrać? A do kiedy będzie to trwało? Wydaje mi się że dopóki dzieci się nie usamodzielnią - nie zaczną swojego własnego życia. Może jestem pesymistką, ja na siebie patrzę niestety bardziej jak na realistkę. Nie znam charakteru waszej eks, mam nadzieję że jest inna od naszej, 3mam za to kciuki.
Oj dziewczyny powiem wam że ja mam dośc już. Mam powyżej uszu młodej, jej zachowania i jej ciągłych fochów i manipulacji. Po prostu nie moge na nią patrzec. Czuje, że przez nią wszyscy tracimy i na nas wszystkich się to odbija. Ciągle tak jest.
M zaczyna zachowywac się nieracjonalnie tylko po to żeby ona chciała do nas chodzic, a ja powiem szczerze nie mam najmniejszego zamiaru wchodzic jej do doopy. Wiem, ze może to okrutne ale ja mam swoje dziecko i musze o nie dbac a nie o cudze, z którym ciągle są problemy do którego ciągle trzeba się dopasowywac. Odnosze wrażenie bardzo często ze nie ma z tego wyjścia, a m zamiast robic tak, żeby dla całej rodziny było dobrze zaczyna robic tak, żeby dobrze było tylko pod młodą. Denerwuje mnie to, że młoda dostaje to co chce jak powie, że do taty iśc nie chce. Wtedy on przystaje na jej warunki. DLa mnie to jest chore.
Wczoraj powiedziałam mu, że nie mam zamiaru ma to się godzic i nie popieram jego metod. Powiedziałam mu, że skoro on się boi, ja ją naucze konsekwencji jej zachowania i tego, ze również innym jest przykro i ich rani tym co mówi, zachowuje się, a nie tylko jej. Młoda jest skrajną egoistką, uważającą się za pępek świata. Po oststnich jej akcjach straciłam do niej większośc pozytywnych uczu. Mam jej dośc i musze od niej odpocząc. To nie moje dziecko i ja nie bede dla niej się poswiecała, tym bardziej, że co by człowiek nie robił jej i tak jest źle.
M mi mówi, że chce żeby ona do nas chodziła i tyle. Powiedziałam mu, że ja będe ją traktowała taj jak na to zasługuje i nie mam ochotu uginac się do niej i jej fanaberii, więc pewnie skończy się, że ona do taty chodziła nie będzie. Trudno, najwyżej się z m rozejdziemy. Mam dośc bycia darmowa opiekunką i tą której się wiecznie obrywa i wszystko musi dzwigac zawsze sama.
Sorrki kochane, za te moje wypociny ale mam straszny żal do m i jego zachowania. Pewnie mnie teraz ponoszą emocję ale mam już dośc. Mam dośc tego dzieciaka i jej matki. Tym bardziej, że widze z jaką złośliwością robi pewne rzeczy, jak jest w tym wszystkim perfidna i wyrahowana.
Oj kochane, ja wam powiem, że też zaczynam wpadać w kompletny dołek. Ledwo sobie radzę z tym wszystkim... nie wiem już jak reagować, co mówić.
Ostatnio mój M też traci cierpliwość - ma jej dosadnie powiedzieć co i jak. Już od niedzieli miał jej powiedzieć i jakoś mu nie wychodzi. A ona dzwoni i krzyczy, a to to, a to tamto, a z tą lafiryndą itp. Tego głupol zamiast sie rozłączyć to prowadzi z nią durne dyskusje. Zamiast ją opieprzyć i powiedzieć żeby zajęła się sobą to siedzi cicho.
Do rozprawy jeszcze dwa miesiące - nie chce wywoływać kłótni. A mnie nerwy tak noszą, że już ledwo sobie z tym radzę.
Jak facet bije, pije, krzyczy i robi inne nienormalne rzeczy to baba cicho siedzi, bo się boi. A jak jest normalny i chce z dziećmi mieć kontakt i dbać o nie i mieć wpływ na ich wychowanie, to babie rogi rosną i uważa go za swoją własność.
Jak jej wytłumaczyć, że krzywdę dzieciom robi?
Nie mam już siły!
shedir, Saphira - trzymajcie się, bądźcie dzielne!
shedir ja Ciebie rozumiem w zupełności. I jedyną radę jaką mogę Ci dać to myśl o sobie i o swoim dziecku. Wiem, że na pewno bardzo się starałaś, aby Twoje kontakty z córką Twojego faceta były dobre, ale są jakieś granice. Rozumiem Twojego mężczyznę, bo to jego dziecko, chce żeby do Was przychodziła, ale nie dajcie się zwariować. Takiemu dziecku nie można na wszystko pozwalać, bo to wcale nie wróży nic dobrego. A matka tej dziewczynki, która na pewno macza w tym palce jeszcze nie rozumie, że krzywdzi swoje dziecko swoimi niespełnionymi ambicjami.. no cóż pewnie kiedyś zrozumie. Shedir myśl o sobie, o tym co jest dobre dla Ciebie i Twojego Skarba;-)
Saphira z doświadczenia wiem, że nie ma sensu wchodzić w durne dyskusje z eks. Najlepiej niech ona się nagada i tyle. U nas było tak, że każdy telefon kończył się awanturą dlatego nie ma już dzwonienia. Jak coś chce to sms. Jeśli to coś ważnego to mój facet oddzwoni. Nawet sobie nie wyobrażasz ile to zaoszczędziło nam nerwów. A jaka była oburzona, że ktoś może nie chcieć z nią rozmawiać. Uśmiałam się.
shedir
Jeżeli masz młodej serdecznie dosyć, spróbuj może na razie może trochę od niej odetchnąć? Niech ojciec się z nią spotyka sam na sam, Tobie i Twojemu dziecku taka przerwa na pewno wyjdzie na zdrowie. Tak brutalnie - może niech córa ojcu powchodzi na głowę, ale tylko jemu, tak żeby sam miał w końcu dosyć i zrobił z tym porządek?
Wiem że czasami ciężko się zamknąć i nie powiedzieć tego co się myśli... ale czasami może warto trochę poczekać? Facetowi trzeba dać trochę czasu, do przetrawienia całej sytuacji, poczekaj troszkę i próbuj wytłumaczyć. Najgorzej rozmawiać w momencie jak emocje są górą, wtedy można powiedzieć sporo niepotrzebnych rzeczy.
Saphira współczuję i co więcej mogę powiedzieć? Wyładuj się gdzieś. Mnie bardzo pomagały swojego czasu zabawy z workiem treningowym, jak sobie porządnie pokopałam w worek nogami tudzież rękami to od razu stres się zmniejszał. Teraz z kolei jak się już tak na maksa denerwuję to idę prasować Mojemu nawet nie mówię bo nie dość że się stresuje całą sytuacją z dziećmi i z eks, to jeszcze się będzie stresować dodatkowo z powodu że ja się stresuję.
Dlatego dziękuję Wam wszystkim że tutaj jesteście, że możemy swoje żale powylewać, że czasami możemy sobie pomóc nawzajem bo mamy niestety podobne doświadczenia. Musimy pamiętać że czeka nas całe życie z naszymi facetami, po ciężkich latach przyjdą w końcu te lepsze, z mniejszą ilością kłopotów
Dzięki dziewczyny, kochane jesteście.
Mnie jak nerwy noszą, a shedir jak czytam nerwowo też ma skalę +10 i na maxa podniesione ciśnienie, to mam ochotę mu powiedzieć żeby wybrał i albo przestanie się cackać, zniknie jej z oczu na miesiąc lub dwa - zero kontaktu, albo ja mam to gdzieś.
To okrutne, bo dzieci nic tu nie są winne. Matko, jaką tu trzeba mieć świadomość i cierpliwość.
Shedir też moze swojemu powiedzieć, że albo ona i dziecko, albo on i jego fantastyczna córka.
Nerwy robią swoje - tylko jakie byłyby tego efekty? Porażka!
Ale w nerwach można trzasnąć drzwiami i szybko zmienić kierunek swojej drogi, a kiedy opadną zaczyna się problem, bo się tęskni, chce to naprawić, wrócić.
Ja też od czasu do czasu mam ochotę go wyprowadzić ze swojego życia, razem z tą jego wariatką. Chłopaki fajne, ale czy mi do szczęścia potrzebne?
M chyba ma oczy, jest dorosły i wie co powinien robić. Mówi mi jedno, zgadzając sięze mną, po czy dowiaduję się że zrobił zupełnie co innego i głupio się tłumaczy. No ręce opadają!
Albo rybki albo akwarium! Albo kończy tamten rozdział i liczę się ja. Albo dba o żonę, niech na nim się wyżyje, niech jemu nadokucza, nich da jej prawo do wszystkiego! Zero konsekwencji, a mnie ... strzela!
Nie wiem co o tym myśleć i naprawdę, ostatnio tak nam dała popalić, że mam ochotę się wyautować z takiego życia!
Szkoda faceta, bo super jest, gdyby nie ona. Chłopcy też są w porządku. Pewnie jeszcze nie raz będę miała ich dość, no ale...
I bądź tu mądra kobieto ponad to, trzymaj nerwy w kieszeni i nie pozwól głupiej babie rozwalić sobie fajnego związku, bo przecież o to jej chodzi. po to dzwoni non stop, po to pisze sms z wyzwyskami. jak jej cokoklwiek wytłumaczyć i się dogadać? no nie da sie, trzeba zignorować!
Saphira z czystej złośliwości się nie daj! Wiesz jaką satysfakcję miałoby babsko?
oj... wszystkie doskonale wiecie ile to kosztuje... ciężko jest znaleźć w sobie takie zasoby, kontrolować się i pozwalać w kaszę sobie dmuchać...
chciała żeby dziećmi się zajmował - zajmuje się. ale nie przewidziała, że będzie jakaś ONA - jestem. a teraz tak naprawdę Eksia panicznie się boi, czego? samotności, przyszłości, ogromnej zazdrości, że jemu się udało a ona jest skreślona...
zamiast cieszyć się, że chłopakom się podobam i przypadłam im do gustu, że nie jestem wredną małpą co ich tylko gani i chce faceta dla siebie... to ona awantury robi i miota się jak mucha w szklance - raz się dogadamy, za chwilę - a ja ci pokażę.
nie dam się... ale lekko nie jest! muszę dojrzeć do tego by nie brać do siebie jej idiotycznego zachowania, tekstów i postępowania. muszę nauczyć się olewać ja w całości!
niech on sobie radzi ze swoją ex żonką i już.
Saphira wiem, że ciężko jest olać to co ona robi, mówi.. ale nic tak człowieka nie denerwuje jak to jak się go ignoruje, nie zwraca uwagi na głupie zachowanie. Postaraj się.
Łatwo mi mówić, bo sama wiele rzeczy biorę do siebie.
Wy piszecie, że ciągle eks podrzucają Wam dzieci, a u nas jest odwrotnie. W ogóle nie chce dawać dziecka i bardzo mnie to zastanawia. Przecież powinna się cieszyć nawet z tego, że będzie miała chwilę dla siebie. Wychowywać dziecko samemu nie jest łatwo. A czasami jest tak, że chcemy wziąć dziecko i odpowiedź brzmi nie, a następnym razem jak bierzemy małego i odwozimy godzinę wcześniej niż przewidywaliśmy (bo coś nam wypadło) to twierdzi, że mój facet nie chce się zajmować dzieckiem, łaskę robi.. i gdzie tu jest logika?
Dziewczyny, nie doszukujmy się może logiki u eks. Nie ma czegoś takiego. Oczywiście nie u wszystkich eks tej logiki brak... ale akurat u tych z którymi mamy do czynienia właśnie tak jest!
Przecież gdyby to były normalne społecznie dostosowane kobiety to my nie miałybyśmy z nimi aż takich problemów (jakieś na pewno by były, ale malutkie w porównaniu z tym przez co przechodzimy). I ja wiem że łatwo jest komuś powiedzieć "trzymaj się" a u siebie trudniej zastosować... zdaję sobie z tego sprawę. Ale nie można się poddawać, trzeba walczyć. Przecież każda z nas rozpoczynając jakiś związek nie myśli o roku, dwóch. Myślimy o dłuższym okresie czasu. Ja wiem w chwili obecnej że muszimy ten czas ciężki przetrwać, wiem że czekają nas potem cudowne lata, bo przecież trzeba w coś wierzyć. Wiedziałyśmy że bierzemy facetów z bagażem, nie da się tego bagażu niestety zostawić za drzwiami, trzeba sobie z nim poradzić najlepiej jak się da.
Dzisiaj mam chyba wojowniczy nastrój