Dziękuję kochana za wpis i za odpowiedź:)Zgadzam się z Tobą w pełni. I witam wśród nas:)
Witam, witam
Powiem Wam Dziewczyny szczerze, że wiele osób może nas oceniać, ale tylko my wiemy jak naprawdę czasami się poświęcamy i wcale nie robię tu z nas żadnych męczennic. Ja jestem naprawdę szczęśliwa w tym związku, ale bywają gorsze chwile, chwile zwątpienia.
Na razie staram się cieszyć tym co nas czeka, a już niedługo zamieszkamy razem.
A tak na marginesie oglądałam kiedyś program Mała Czarna i był odcinek o byłych i obecnych żonach. Strasznie fajnie i mądrze babki mówiły. Polecam. Nie pamiętam, który to był odcinek, ale chyba 264 (a jeśli nie ten to coś koło tego). Poprosiłam mojego faceta żeby to oglądnął i wyciągnął jakieś wnioski;-)
Pozdrawiam
Czytam Wasze wypowiedzi i widzę, że mamy bardzo podobne odczucia, emocje, itp. Ja do pewnego czasu też byłam zazdrosna o eks. Wkurzały mnie jej ciągłe telefony o każdą pierdołę, wieczne awantury o wszystko, a teraz mam do gdzieś. Ustaliłam z moim facetem pewne granice, których nie przekraczamy, a on jest świadomy czym grozi ich przekroczenie.
Czytałam jak bardzo boli Was to, że oni już przeżyli np. ślub, ciążę, narodziny dziecka- mnie też jest przykro, że mój facet ma to wszystko już za sobą. Dla niego to nie będzie takie przeżycie jak dla mnie. Smuci mnie to choć on zapewnia mnie, że właśnie dopiero teraz będzie to dla niego przeżycie. No nie wiem..
Czasami myślę, że jestem za młoda na taką sytuację. Może gdybym była starsza, bardziej doświadczona jakoś inaczej bym to wszystko przeżywała.
A ile masz lat, słoneczko...?To chyba od wieku nie zależy, tylko od świadomości, jaką się ma do podejmowania rozmaitych decyzji czy przeżywania emocji związanych z różnymi rzeczami.Fajnie, że ustaliliście z partnerem granice,to naprawdę ważne. Myśmy tego na początku nie zrobili i teraz od czasu do czasu to "owocuje".Tak więc brawo. A męczennicami pewnie, że nie jesteśmy, to nasz wybór w końcu, prawda?Ale poświęcenie to fakt. Byle w rozsądnej dawce, przeginać nie ma co...Cieszę się, że jesteś, założyłam ten wątek i zawsze się cieszę, jak mogę powitać kogoś nowego:)
Wiekiem pochwalę się za jakiś czas..
Może nie tyle zależy to od wieku co jeśli jest się starszym, jest się bardziej doświadczonym, wie się więcej.
Ustaliliśmy granice (czasami sądzę, że jestem zbyt surowa, ale stwierdziłam, że muszę myśleć najpierw o sobie, a dopiero później o reszcie). Na pewno nie jest tak, jak jedna z Was pisała, że ma dość obecności eks w swoim życiu na co dzień.
A powiedzcie co czujecie jak Wasz facet widzi się z byłą? Wywołuje to u Was jakieś emocje?
ciekawe pytanie zadałaś:)
Czy u mnie wywołuje emocje jak mój facet widzi się z byłą..?To zależy. Generalnie mnie wnerwia cała jej osoba, po pierwsze za to, że w ogóle jest (absurdalne, ale tak najprościej mogę to określić) a po drugie za to, że jest taka rozbita i przez to jej rozbicie moje życie też chwilami staje na głowie. Nie wiem, jakie emocje to będzie wywoływało u Ciebie...Ja to zawsze kiepsko reaguję, jak np. mój idzie na Dzień Ojca do szkoły i jest to połączone z Dniem Matki. Wiem, że ona też tam jest i wtedy mi strasznie nieswojo. Na początku było trudniej, teraz już mniej, ale najwięcej emocji wywołują we mnie takie okazje. Poza tym już kiedyś tu pisałam, że buduję statek kosmiczny w wiadomym celu. No cóż, prawda jest taka, że ona była, jest i będzie, cokolwiek bym na to nie powiedziała, stawała na głowie i klaskała uszami. Nic faktu nie zmieni. Dużo naprawdę w takiej sytuacji zależy od partnera, jeżeli potrafi wytyczyć granice i trzymać się ich,no to powinno być w porządku. Z moim to akurat jest różnie, więc bywa, że toczymy wojnę podjazdową...Ja swoje, on swoje, chociaż ja mam więcej argumentów. Jeżeli się wścieka, to wiem, że mam rację. Staram się to wszystko wyważyć, rozumiem jego racje, ale człowiek czasem bywa egoistą i chce koniecznie dopiąć swego i zadbać przede wszystkim o swoje potrzeby. Tak więc dbam o swoje nie zapominając o faceciku...
Poza tym któraś z nas mądrze tutaj napisała, że nikt nie podziękuje nam za wychowanie cudzego dziecka...I to jest prawda. Ja się przejmuję często za bardzo, a latorośl walnęła mi ostatnio, że nie jesteśmy rodziną. Pewnie, że formalnie nie..ale...Zabolało. Mam nadzieję, że nie walnęła tego świadomie....
Mnie też denerwuje sam fakt, że ona jest, ale trudno jakoś trzeba to przeboleć. U mnie póki co nie ma takich okazji jak napisałaś, bo dziecko jest malutkie. Mną targają różne emocje w momencie kiedy oni się widzą. Najczęściej jest to agresja wycelowana w stronę mojego faceta, ale to zaraz mija i jest ok. My bardzo rzadko toczymy wojnę. Raczej wygląda to tak, że tłumaczę mu czego nie powinien robić i dlaczego, co mnie boli, itp. On zazwyczaj słucha i stara się mnie zrozumieć i kolejny raz tak nie robić (chociaż czasami mam już dość ciągłego mówienia, chciałabym żeby sam czasami się zorientował, że może mnie coś zaboleć). Żeby nie było tak kolorowo to czasami się kłócimy.
Rozumiem, że mogło Cię zaboleć to, co powiedziało dziecko Twojego faceta o tym, że nie jesteście rodziną, ale pewnie nie była tego świadoma. Mnie się wydaje, że lubimy się wzajemnie z dzieckiem mojego faceta, ale ono jest malutkie i nie rozumie jeszcze nic. Zobaczymy co będzie potem.
Też sądzę że nie powiedziała tego świadomie:) I na to liczę:)
Musisz się przygotować na to, że Cię będzie denerwować to, kiedy oni się widują. Mnie też denerwuje. I też staram się mojemu tłumaczyć, że pewne rzeczy bolą, bo on po prostu może tego nie wiedzieć. Czasem tylko brak mi cierpliwości;(
Witam i witam cię pupa7 fajny nik
Mnie sama osoba ex też wkurza ...no nie mogło by byc inaczej hehe. Jednak mój mąz jest w stosunku do niej strasznie oschły i służobowy, już. Ona zreszta tez często nad soba nie panuje i po nim jedzie przy młodej jak rozmawiaja al eczasami widze, że cos chce i jest milutka, oczy spaniela itd. Mój m nie rusza się bezemnie na imprezy szkolne itd. Mówi że sam nie pójdzie, bo nie chce dawac okazji młodej do choc by pomyslenia że będzie jak kiedys, wiec zawsze chodzimy razem albo nie idzie. Ex szlag trafia na takich imprezach bo na Dniu Matki i Ojca młoda ciagle siedziała z nami, a mamusie olała. Sama jej wtedy nawet powiedziałam, żeby poszła do mamy bo to jest impreza z okazji jej święta. Poprostu głupio mi było. M mnie natomiast wku...ia w innych sprawach. On patoogicznie nie przyzna mi racji, nawet jak wszytko, kropka w kropkę było tak jak mówiłam. Nigdy. Coś mi się wydaje, że nie jest w stanie tego zrobic bo upadnie jego poczucie wartości...uch czasami mam ochote go zabic i za jaja powiesic ; )
Mój facet też jest oschły dla swojej eks, też już. Jeśli chodzi o takie imprezy typu Dzień Matki itp. to jeszcze nie wiem jak to będzie. Czy będzie chciał żebym chodziła z nim i czy mi się będzie chciało. Ogólnie to nie ma zbyt wielu okazji żeby widzieć się z nią beze mnie, ponieważ do tej pory widzieliśmy się tylko w weekendy (na szczęście niedługo się to zmieni) i zawsze razem jechaliśmy po małego bobka.
Mój facet na szczęście potrafi przyznać mi rację, to ja mam z tym większy problem.
I też staram się mojemu tłumaczyć, że pewne rzeczy bolą, bo on po prostu może tego nie wiedzieć. Czasem tylko brak mi cierpliwości;(- faceci to ogólnie mało rzeczy dostrzegają.
Mieszkacie w tym samym mieście co eks?
Niestey mężczyźni przeważnie nic nie widzą, bo nie kierują się przeważnie uczuciami, to nasza domena choc ja wolałabym tak jak oni i miec wszystko w doopie i potem i tak zrzucic wszytko na partnera (sic!) .
Lepiej, mieszkamy dwa osiedla dalej masakra.
Shedir, ja do eks to mam chwała Bogu trochę dalej...Ale też za blisko. To samo miasto i wystarczy:)
Dwa osiedla dalej? Współczuję.
Ja mieszkam ok. 250 km dalej.
Mam kolejne pytanie.
Czy Wasz facet miał ślub kościelny, jeśli tak to starał się o stwierdzenie nieważności małżeństwa? Czy przeszkadza Wam, że nie możecie mieć ślubu kościelnego?
Chyba raczej ciężko będzie dostać unieważnienie ślubu kościelnego komuś, kto ma dziecko...
Mnie to nie przeszkadza, nie wiem w ogóle, czy bym chciała 2 raz wyjść za mąż.:)
Moj nie mial slubu koscielnego z ex bo nie chcial.. dal w wybor albo tylko cywilny albo wogole. On nie chcial wogole. My wzielismy konkordatowy w kosciele. I przez to tak naprawde pojawila sie pierwsza taka eskalacja zazdrosci i nienawisci u ex. Od tej pory w widoczny sposob przestala nad soba panowac.
Mój miał ślub kościelny i mimo iż ja raczej chcę tylko cywilny (może kiedyś) to jednak chciałabym, aby chociaż spróbował się rozwieść (a ma mocny argument). Tylko pewnie tamta nie będzie chciała.
W ogóle po co się chajtać (hajtać).. bez sensu
Wiesz pupa nie dokońca tak jest. Sa plusy i minusy małżeństwa. Jest tez tak, że osobu w związku małżeńskim bardziej walczą o związek kiedy jest kryzys, a i dzieciom podobno bardziej takie zycie odpowiada. To smao nazwisko mają wszyscy, nie ma pytań, dzieci sa spokojniejsze... No ale, teraz z perspektywy czasu chyba drugi raz bym za mąz nie wyszła. Jest cos w ty, że miałam, spróbowałam, przeżyłam i dziekuje. Mój m ma natomiast inne podejści. On, z tego co mówi bardzo się cieszy że wzieliśmy pełny ślub, w kościele, z rodziną, znajomymi,że potem było wesele i cieszy się z mozolnych przygotowań do tego wszytkiego. Cieszy się, że chodziliśmy na nauki i robiliśmy to wszytko razem. Uważa, że nas to związało i przybliżyło bardziej, uważa, że było wszytko tak jak byc powinno, a nie przymus bo dziecko itd. A i mówi,że odczuwał to bardzo mocno i jest bardzo szczęśliwy. Los jest dziwny, nigdy nie sądziłam, że usłysze coś takiego od niego, faceta w zasadzie niewierzącego i rozwiedzionego, z drugiej strony nie sądziłam, że ja tez będe teraz tak na to inaczej patrzyła.
Na pewno masz rację. Napisałam tak, bo ogólnie wszystko jest od wczoraj na nie! Przynajmniej tutaj się wygadam. Mam podły humor. Oczywiście jest to związane z tą całą sytuacją. Tracę siły. Mam wrażenie, że ciągle muszę o coś walczyć. O coś co z góry mi przysługuje. Pewnie wszystko mi przejdzie jak zobaczę się z moim facetem. Na razie muszę trzymać fason, bo rodzice mnie odwiedzili.
Pupa, musisz się przygotować na takie emocje,jeżeli chcesz być ze swoim facetem. U mnie jest tak samo. Czasem sama siebie pytam: na kit mi ta walka z wiatrakami? Miewam wrażenie, że wciąż walczę, jak nie z nim, to z ex, jak nie z ex, to ze sobą samą. Ale jak przychodzi chwila, że wieczorem mogę się przytulić do mojego kochania, przechodzi mi wszystko,chociaż wiem, że mogę rano wstać i ruszyć do boju...Tak więc coś za coś. co do ślubu, to przyjdzie czas, będzie rada. Będzie, albo nie będzie. Na siłę nie chcę, bo wypada, bo coś tam. Dobrze mi się żyje jak się żyje, o chłopaku często mówię mąż (konsternacja zapada, jak podajemy nazwiska, bo mamy inne:D)no ale przecież to się w małżeństwach też zdarza, więc niechże się ludzie nie dziwią...
Tak się tylko spytam...rodzice "piłują" żebyś ślub wzięła, czy żebyś się nie wiązała z facetem z przeszłością..? Jeżeli nie chcesz, nie musisz odpowiadać...
Jestem gotowa do walki.. Bo wiem, że warto. Czas spędzony z moim facetem wszystko mi wynagradza.. Jego miłość, szacunek i sama osoba.
Ciesze się, że jest to forum, ten wątek, bo przynajmniej tu ktoś mnie rozumie w 100%.
Jeśli chodzi o mnie to mogę w ogóle nie brać ślubu. Jeśli mam być szczęśliwa bez to czemu nie.
Na kościelnym mi nie zależy, bo jakoś bardzo kościółkowa nie jestem.
Jeśli chodzi o rodziców to absolutnie nie wtrącają się w mój związek. Od razu Im powiedziałam jaka jest sytuacja i wcale mnie nie zniechęcali, nie namawiali żebym się w coś takiego nie pakowała. Chcieli Go poznać, przekonać się jaki jest i szczerze powiem, że mama bardzo lubi mojego faceta (ze wzajemnością zresztą). Wiedzą, że ze ślubu kościelnego nici, ale twierdzą, że jeśli mam być szczęśliwa z tym człowiekiem to ślub kościelny nie jest mi potrzebny. Są bardzo wyrozumiali za co jestem im wdzięczna. A u Ciebie jak to było?
U mnie podobnie. Wtrącać do niczego się nie wtrącali, do dzisiaj tak jest, bo jak się coś zaczyna, to ja od razu ucinam w zarodku. O ślub nie pytają w ogóle, aż się chwilami dziwię, bo poprzednim razem miałam cały czas głowę suszoną: kiedy,a gdzie itp. Więc teraz nie mówią nic. I bardzo dobrze. Generalnie emocjonalnie to jesteśmy z rodzicami wciąż na etapie odcinania pępowiny...Długo nie mogłam być bardziej samodzielna, bo ze wszystkim mi stali nad głową. Teraz pilnuję, żeby tak nie było. I jakoś idzie. Pewnie nawet lubią mojego chłopaka. Komentarza na temat dziecka nie usłyszałam żadnego, chyba że pozytywny, jaki to z niego dobry ojciec. Jak przeczytałam wczoraj Twojego posta, to tak mi się zdawało przez chwilę, że masz problem z rodzicami, więc zapytałam. Ale dobrze że nie masz, wsparcie dobra rzecz. Ja mojej mamie o wielu rzeczach nie mówię, ona nie ma pojęcia, że mam taki problem z exi i powiem szczerze, nawet nie wiem, czy by to zrozumiała. Jest zbyt prostolinijną kobietą i za wielkie serce ma, żeby to pojąć, więc nic nie mówię...Wyżalam się tutaj często gęsto,bo wiem, że jak ktoś jest w podobnej sytuacji, to łatwiej zrozumie....
Ja natomiast bardzo dużo mówię mojej mamie. Wychodzę z założenia, że lepiej powiedzieć Jej niż jakiejś koleżance (a komuś muszę się czasami wygadać). Na pewno nie mogę powiedzieć babci o przeszłości mojego faceta, bo jej się wydaje, że jeśli ona przeżyła całe życie z jednym mężczyzną to każdy tak powinien.. a życie bywa różne.
Szczerze mówiąc ja też jestem z rodzicami na etapie odcinania pępowiny. Ciężko mi jest. Im raczej łatwiej niż mnie. Ale staram się.
Widzę, że trochę ucichł ten wątek..
A na koniec coś pozytywnego. Zaraz przyjedzie do mnie mój mężczyzna. W końcu.. ;-)
Ten wątek kochana tak ma. Raz piszemy wszystkie naraz, po czym przez dwa tygodnie żadna się nie odzywa.:) Ja generalnie zaglądam codziennie i jak coś jest, to odpisuję:)
A odcinanie pępowiny to trudny proces. Nie wiadomo dla kogo bardziej...
Udanego wieczoru z ukochanym:) Pozdrawiam i do jutra:)
Witam
Ja mam dzisiaj mega doła. W zasadzie to ostatnio nie wytrzymuje już nerwowo z moim m. Nie mam do niego siły ani cierpliwości, nie potrafie go zrozumieć. I nie ma to nic wspólnego z ex. Nie wyrabiam już z tym facetem. Dziewczyny nie mam już siły...:(
o matko...co się shedir dzieje..?
Już wszytko oki. miałam wczoraj totalnego doła przez weekend i poranek spędzony na kłótniach z m. Poprostu mój m czasami zachowuje się jak by był chory psychicznie i był jeszcze totalnym burakiem
Cieszę się shedir, że już wszystko ok. Mam nadzieję, że wszystko sobie wyjaśniliście.
Życzę Wam miłego dnia. Pozdrawiam
I bardzo dobrze, że się wyjaśniło:) Znaczy komunikacja między Wami jest. To super:)
Ja teraz coś z innej beczki napiszę...Bo muszę się tym z kimś podzielić. Spotkałam dzisiaj na ulicy mojego byłego męża (poraz pierwszy od rozwodu) i wiecie co...? Nie poznał mnie! Gapił się jak sroka w gnat i zero reakcji (pewnie se myślał, skąd, do cholery, mnie zna?)No przecież aż tak się nie zmieniłam do piernika. Nie żebym mu miała wielce coś do powiedzenia, co najwyżej huknęłabym go w dziąsło,ale żeby nie poznać? Nie uważacie, że to jest z lekka żenujące? Nie chodzi o okoliczności rozstania, tylko o to, że żyje się z człowiekiem pod jednym dachem, spędza z nim długie godziny, nie mówię już o seksie, a potem nie poznaje się go na ulicy. Masakra jakaś...Głupio mi się zrobiło, bo w końcu ślub z nim wzięłam kiedyś, a on...Nie poznał mnie na pewno, gdyby poznał, a udał, że nie widzi, toby inaczej wyszło. A on się gapił na mnie i nic. Miałam mu się ukłonić czy co?
Ale tak naprawdę uważam, że to jemu powinno być głupio. Nie mnie.
Alutka, a może cię poznał skoro się gapił. nie wierze, że można nie poznać kogoś w takiej sytuacji. no chyba ż emiałaś operacje plastyczną albo zmieniłaś się o 180 stopni. A jak dawno się rozstaliście? bo jak to było lata temu, to może faktycznie cię nie poznał.
Ja kiedyś spotkałam byłego narzyczonego i on tez ledwo mnie poznał. Ale ja się faktycznie zmieniłam. Ja z regóły nie mam problemów z poznaniem ludzi.
Na pewno nie Tobie powinno być głupio! Mnie się również wydaje, że Cię poznał (chyba, że faktycznie bardzo, bardzo się zmieniłaś). W każdym bądź razie jeśli Cię poznał i nawet głupiego cześć nie powiedział to musi być niezłym burakiem teraz. Nie przejmuj się Alutka ;-) tylko pokazał swoją klasę i tyle.
Ja też nie mam problemów z poznawaniem ludzi:) Mam pamięć do twarzy i jak ktoś mi się gdzieś nawinie, rozpoznam go zawsze i wszędzie, he he. Rozstaliśmy się 5 lat temu, jest to wprawdzie kawałek czasu, ale bez przesady. Operacji plastycznej nie miałam, włosy obcięłam całkiem niedawno, musiał chyba zaślepnąć...Ej tam, generalnie mam to gdzieś, bo to źle o nim świadczy, a nie o mnie. Jeżeli mnie zwyczajnie nie poznał, dobra, kit,ale jeżeli poznał i udał że nie widzi, to niezły z niego burak. Znaczy wylazło szydło z worka ponownie:)
Tak się czasem zastanawiam...gdzie ja miałam oczy...?
Tak się czasem zastanawiam...gdzie ja miałam oczy...?
HEhe ja też się tak czasami zastanawiam jak mysle o moich ex W zasadzie to może ze dwoch było fajnych, tylko nie ułożyło się z róznych powodów. Jeden był moim narzeczonym ale zerwałam zaręczyny bo nie kochalam go, a że wiedziałam że to super facet to życia mu zniszczyc nie chciałam. Zaraz potem pojawił się mój mąż
A mogłam mie wszystko hehe. ALe ie żałuje, nie kochałam go w zasadzie nie wiem dlaczego, miał wszystko co kobieta pragnie, a mimo wszystko ...nie wszystko. No te teraz mam m, któy czasami jest totalnym burakiem no ale kocham go
Buziaki kobietki, ja mam dzisiaj świetny chumor, upijam się właśnie winkiem czekam na m, wskakuje zaraz w seksi gorsecik i mini spódniczke i do dzieła hhiiiii.
Mam nadzieję shedir, że wieczór się udał. Twój facet pewnie był zadowolony jak wskoczyłaś w takie ciuszki ;-)
Ja właśnie szukam swojego gorseciku:D
Za chiny ludowe nie wiem, gdzie posiałam. hehe:) buziole, miłego wieczoru:)
Dziewczyny, mam mega doła. Ja się chyba do życia w ogóle nie nadaję...Co za masakra...
Co się dzieje Alutka?
Ja może nie mam doła, ale jestem rozbita.. ach ta pępowina.
Długo by mówić.Efekt końcowy jest taki, że konflikt ja-mój facet na tle dziecka się zaostrza. czasem już nie mogę. Nie chcę teraz wchodzić w szczegóły, bo boję się wkręcać w temat. Co z Twoją pępowiną...?;)
Ok. Nie naciskam. Ja póki co nie mam żadnych konfliktów z moim mężczyzną, które dotyczyłyby dziecka. Tylko o eks.
Jeśli chodzi o pępowinę to jakoś nie mogę jej przeciąć. Ciągle gdzieś jestem myślami z rodzicami, ciągle się o nich martwię, mam jakieś poczucie winy, że powinnam więcej czasu z nimi spędzać.
A dzisiaj jestem rozbita dodatkowo przez rozstanie z moim ukochanym.. nasze ostatnie rozstanie co przywraca uśmiech na mojej twarzy;-)
Witam Panie,
widzę, każda nadal boryka się ze swoimi problemami no coż, tak to w życiu bywa!!!
Ja się wściekam ostatnio, bo Ex próbuje przytykać mojemu i mi, pisząc lub mówiąc różne bardzo nie miłe rzeczy na mój temat. Jak to u was było? Reagowałyście? Odpowiadałyście Wy albo wasi Panowie? Da sie to jakoś stłamsić albo ograniczyć? Ta kobieta nie ma honorou i ambicji, to co mówi świadczy o tylko i wyłącznie o niej. Nie ma prawa mi ubliżać i wypowiadać się na mój temat, w ogóle mnie nie zna. Mam nadzieję, że tylko jemu chce tym dokuczyć i do dzieci nie mówi takich tekstów o mnie.
Pozdrawiam i 3majcie się ciepło!
Oj Alutka, przykro mi, może jak napisesz to będzie ci lżej. Wiem że to cięzki temat.
Pupa7 nikt nie mówi że nie możesz myślec o rodzicach, ważne żeby nie mieszali ci i nei wtrącali się do waszego zycia za twoją zgodą.
Saphira,to standard. Nawet jak na początku trzyma fason to potem prędzej czy póżniej pęknie. U nie na początku złego słowa nie powiedziała ale skończyło się szybko. Teraz jeździ po mnie. Mój ma na początku nie reagował bo uważał że to takie głupoty że nie bęzie komentował no cóż, wyjaśniełam mu po którejś awanturze, że jeżeli nie komentuje tych gupot to daje jej do zrozumienia, że tak jest (bożżżże facetom trzeba wszystko tłumaczyc) teraz już ie pozwala jej i jak coś o mnie pisze to odrazu dusi w zarodku. Poza tym powiedział jej kiedyś że jak jest taka cwana to niech do mnie napisze o to ale oczywiście odwagi jej brak. Ona wie,że ze mną zadzierac aż tak bardzo jej się nie opłaca bo może dużo stracic.
A my dostaliśmy exi odzew na nasz pozew....nooo będzie co w sądzie tłumaczy i będzie długa walka. Idiotka napisała w pozwie, że JEJ się należy jakieś minimum życiowe od m!!! Mam nadzieję, że sędzina jej wyjaśni że nalezy się dziecku, a nie jej, kobiecie, która po rozwodzie bez orzekania o winie, jest w zasadzie już obcą osobą dla mojego m z punktu prawa. Ona uważa że mój m ma ciągle jakies obowiązki w stosunku do niej. Nie rozróznia biedaczka, że on ma obowiązki ale w stosunku do córki a nie jej. Jak chciałą o cos walczyc to mogła na rozprawie rozwodowej a nie teraz. Do tego popisałą inne głupoty, że jak to czytaliśmy to nie wiadomo było czy śmiac się czy płakac. Zrobiła z siebie wspaniałą mamusię choc bardzo biedna mamusię, która spędza z dzieckiem każdą wolną chwilęledwo wiąze koniec z koncem, rozwija młoda umysłowo i emocjonalnie itd. no porażka. Wiemy już wszyscy że będzie ostara walka. M bedzie chciał miec mozliwośc ustosunkowania się do jej odpowiedzi i sprostowania tego. poza tym ma zamiar powiedziec, że jak matka nie ma na utrzymanie młodej to on chce aby ona była z nami a matka bedzie miala nieograniczony kontakt. A że mieszkamy dwa osiedla dalej to nie ma duzej odległości i wszytko zostanie po staremu, tylko alimentów nie bedzie. Mój m w koncu sie przekonało o co tak w zasadzie chodzi. Exi nie chodzi o dzicko, bo tu nic się nie zmieni w zasadzie, chodzi jej o własne wygodnictwo, kasę i to to, ze jej się wydaje że ciągle bedzie miała wszystko na tacy podane. Mam tylko nadzieję że trafimy na normalną sędzine.
Idiotka napisała w pozwie, że JEJ się należy jakieś minimum życiowe od m!!! Mam nadzieję, że sędzina jej wyjaśni że nalezy się dziecku, a nie jej, kobiecie, która po rozwodzie bez orzekania o winie, jest w zasadzie już obcą osobą dla mojego m z punktu prawa. Ona uważa że mój m ma ciągle jakies obowiązki w stosunku do niej.
I niestety może twój m mieć... do momentu w którym ona nie zawrze nowego związku małżeńskiego.
Poniżej fragment Art.60 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego:
§ 1. Małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia i który znajduje się w niedostatku, może żądać od drugiego małżonka rozwiedzionego dostarczania środków utrzymania w zakresie odpowiadającym usprawiedliwionym potrzebom uprawnionego oraz możliwościom zarobkowym i majątkowym zobowiązanego.
§ 2. Jeżeli jeden z małżonków został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia, a rozwód pociąga za sobą istotne pogorszenie sytuacji materialnej małżonka niewinnego, sąd na żądanie małżonka niewinnego może orzec, że małżonek wyłącznie winny obowiązany jest przyczyniać się w odpowiednim zakresie do zaspokajania usprawiedliwionych potrzeb małżonka niewinnego, chociażby ten nie znajdował się w niedostatku.
§ 3. Obowiązek dostarczania środków utrzymania małżonkowi rozwiedzionemu wygasa w razie zawarcia przez tego małżonka nowego małżeństwa. Jednakże gdy zobowiązanym jest małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za winnego rozkładu pożycia, obowiązek ten wygasa także z upływem pięciu lat od orzeczenia rozwodu, chyba że ze względu na wyjątkowe okoliczności sąd, na żądanie uprawnionego, przedłuży wymieniony termin pięcioletni.
U mnie póki co eks nic nie mówi na mnie do mojego faceta. Jeśli już się drze to tylko na niego i jego wyzywa od najgorszych.
Ja nie rozumiem tych byłych. Wydaje im się, że ciągle im się coś należy. To może niech ona utrzymuje Twojego faceta. Zazwyczaj byłe robią z siebie bidulki. I jest taki stereotyp, że to one są biedne, porzucone. W wielu przypadkach tak nie jest, ale wszyscy zawsze się litują nad tymi bidulkami. No cóź.. życie.
mapiet na prawie się nie znam, ale dlaczego mój facet miałby dawać jakieś pieniądze swojej eks? Żeby sobie wygodnie żyła? Daje wystarczająco dużo na dziecko, bo chce żeby nic mu nie brakowało. Poza tym z tego co zauważyłam to u mnie eks pieniędzy by chciała i na tym się kończy. Uważa, że dziecko nie potrzebuje taty więcej niż przyznał sąd (kiedyś usłyszał, że w ogóle go nie potrzebuje). A mój facet chcę się widzieć z dzieckiem. Chce brać małego dłużej niż przewidział sąd i nie tylko w tym mieście, w którym ona mieszka (dziura zabita dechami). Chcemy czasami wziąć małego coś mu pokazać innego niż ma na co dzień i zawsze odpowiedź brzmi : NIE! dlaczego? bo NIE.
Witamy nowe twarze:)
Mapiet, wiesz co, masz trochę racji, ale z tego co ja wiem, rozwiedziony małżonek może żądać alimentów na siebie , ale tylko w przypadku, gdy udokumentuje istotne pogorszenie sytuacji materialnej (raczej bywa to trudne). To raz, a dwa, może tego zażądać w okresie pięciu lat od orzeczenia rozwodu. Nie znam osobiście sytuacji, w której alimenty płaciłoby się na małżonka. Tak więc to chyba raczej byłoby trudne. Aczkolwiek różne rzeczy się w naszym kraju dzieją...Shedir, moim zdaniem, jeżeli upłynęło 5 lat od rozwodu to nie masz się czego obawiać:)
Pupa, to fakt, że byłe robią z siebie bidulki. W pewnym sensie jest to jakby konsekwencja rozstania, zwłaszcza, jeżeli odchodzi facet, a jak do tego wiąże się z inną, to już w ogóle masakra. Odbywa się to na zasadzie: żeby byłemu nie było tak lekko, to ja...itepe, itede. W pewnym sensie jest to, można rzec, prawo porzuconej (nie żebym tu kogoś tłumaczyła, Boże broń,daleka jestem od tego!). Gorzej, jeżeli trwa to za długo...I mamy potem efekty takie, jakie, mamy. Saphira, z tego to ja wiem, to u nas tylko raz exi walnęła komentarz na mój temat i dostała ostro po nosie. I nie jest mi wiadome, żeby cokolwiek teraz gadała. Wygadałaby się córeczka, tak więc raczej niczego komentuje. Zresztą, gdyby skomentowała, sama bym się odezwała.Niech lepiej nawet nie próbuje, bo jestem w takim stanie, że naprawdę mogłabym pójść za daleko.
Pupa, powiem Ci z własnego doświadczenia, że pępowinę cholernie trudno odciąć. Ja zaczęłam walczyć o swoje dopiero po rozwodzie, nawet jako żonę traktowano mnie cały czas jak dziecko. Mieszkamy nadal z rodzicami, my na górze, oni na dole, ale też się czasem tłumaczę gdzie wychodzę i o której wrócę. Albo oni do mnie dzwonią i pytają: na którą obiad? Gotują oni, ponieważ nie ukrywam, jest tak taniej, a dwa dla nas wygodniej. No więc próbuję im wytłumaczyć, że mogą ugotować obiad i zjeść o której chcą, ale niech mnie nie pytają o której wrócę, bo nie wiem, a dwa, mogę ten obiad przecież podgrzać. No i takie konflikty były,są i będą, ale trzeba po prostu pamiętać o swoim "ja". Bywa to trudne, zwłaszcza jeżeli ma się zakorzenione poczucie winy, ale...walka trwa cały czas:)Tak więc kawałek drogi przed Tobą:)
Mnie chwilowo jest lepiej....Aczkolwiek czekam chwili, kiedy wreszcie mamusia zechce się zająć swoją córką, bo na razie to praktycznie cały czas jest u nas. I wtedy odsapnę. No działa mi dziecko na nerwy, wybitnie, niech nawet ktoś pomyśli, że jestem jędzą, trudno, przyjmę na klatę. Nie dość że cały czas paple, byle paplać, to zaczęła odstawiać sceny zazdrości, jak już widzi, że gdzieś zostaję z moim sama, momentalnie jest obok. Na spacerze też, broń Boże, żebyśmy my szli za rękę, ona musi z tatą. Nieważne, że gdzieś tam sobie lata, tylko zobaczy i już jest przy nim. I zanim mnie ktoś osądzi, że jestem naprawdę wredną maszkarą, to tylko powiem, że jak się w domu ma cudze dziecko, wychowywane przez rodziców na księżniczkę, to naprawdę ciężko cokolwiek zrobić...Ale z drugiej strony, tparado kiedyś tu mądrze napisała, że nikt nam nie podziękuje za wychowywanie cudzego dziecka.I tego się trzymajmy. Właśnie dojrzałam do tego, żeby jęzor trzymać za zębami i nie próbować małej wychowywać. No i staram się. Zobaczymy, na ile mi wystarczy samozaparcia.
240 2011-09-12 21:32:11 Ostatnio edytowany przez shedir (2011-09-12 21:47:17)
shedir napisał/a:Idiotka napisała w pozwie, że JEJ się należy jakieś minimum życiowe od m!!! Mam nadzieję, że sędzina jej wyjaśni że nalezy się dziecku, a nie jej, kobiecie, która po rozwodzie bez orzekania o winie, jest w zasadzie już obcą osobą dla mojego m z punktu prawa. Ona uważa że mój m ma ciągle jakies obowiązki w stosunku do niej.
I niestety może twój m mieć... do momentu w którym ona nie zawrze nowego związku małżeńskiego.
Poniżej fragment Art.60 Kodeksu rodzinnego i opiekuńczego:
§ 1. Małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia i który znajduje się w niedostatku, może żądać od drugiego małżonka rozwiedzionego dostarczania środków utrzymania w zakresie odpowiadającym usprawiedliwionym potrzebom uprawnionego oraz możliwościom zarobkowym i majątkowym zobowiązanego.
§ 2. Jeżeli jeden z małżonków został uznany za wyłącznie winnego rozkładu pożycia, a rozwód pociąga za sobą istotne pogorszenie sytuacji materialnej małżonka niewinnego, sąd na żądanie małżonka niewinnego może orzec, że małżonek wyłącznie winny obowiązany jest przyczyniać się w odpowiednim zakresie do zaspokajania usprawiedliwionych potrzeb małżonka niewinnego, chociażby ten nie znajdował się w niedostatku.
§ 3. Obowiązek dostarczania środków utrzymania małżonkowi rozwiedzionemu wygasa w razie zawarcia przez tego małżonka nowego małżeństwa. Jednakże gdy zobowiązanym jest małżonek rozwiedziony, który nie został uznany za winnego rozkładu pożycia, obowiązek ten wygasa także z upływem pięciu lat od orzeczenia rozwodu, chyba że ze względu na wyjątkowe okoliczności sąd, na żądanie uprawnionego, przedłuży wymieniony termin pięcioletni.
Mój mąż nie podchodzi pod żaden z tych punktów. A przy pierwszym punkcie,musiałaby byc bez srodków dożycia w czasie rozwodu, bez pracy, siedziec tylko z dziecmi i poswiecac się nim i teraz zostac sama z dziecmi i nie miec grosza, poza tym i mój mąz mógłby rządac od niej wsparcia finansowego jak by się postarał, tym bardziej że ma jeszcze jedno dziecko na utrzymaniu.
Dziewczyny, a ja wam powiem że pępowina mam już dawno odciętą i ciesze się, a moi rodzice sami uwarzają że tak jest lepiej. Ale pępowine mojego m odcinałam bardzo długo, o wiele za długo i on sam musiał to najpierw dojrzec i uświadommic sobie. Ale u niego to było bagno do kwadratu, a on niedojrzały do wszystkiego jeszce. Do tego pogłebiała to jego mausia manipulantka i intrugantka, na szczęscie tego problemu już nie ma
Ciągle pod górę, jak nie urok to sra**ka
Zgadzam się z Alutką odnośnie alimentów na byłą żonę. Trudno to uzasadnić, musiałaby wykazać brak środków do życia i mocne pogorszenie warunków dla dziecka.
Odnośnie pępowiny to ja na szczęście nie mam tego problemu - mój jest rozsądny, opanowany i widzi bardzo dużo. Ja po ubliżaniu mi do niego byłam wściekła i miałam ochotę napisać jej co o tym myślę, ale do cholerki nie mogę. Póki nie ma rozwodu, póki nie znam dzieci i póki nie są u nas od czasu do czasu, to musimy ignorować takie teksty - to chyba jej bezsilność i chęć utarcia nosa. Wie, że tylko tym może zwrócić jego uwagę i wzbudzić w nim emocje. Nic innego już nie działa.
Ale jak będzie po rozwodzie to niech tylko sporóbuje... W takich sytuacjach człowiek czuje się taki malutki, nic nie znaczący. Obca mi baba, która mnie nie zna, nie widziała i nic o mnie nie wie, rzuca w moją stronę jakieś wyzwiska, bo uważa, że jest lepsza ode mnie, że jest górą, że ona ma prawo... Jasne! Te baby nie rozumieją, że skoro facet nie miał w domu, obok nich uczucia, seksu, zrozumienia, przyjaciela i wsparcia - to szuka tego poza domem! One sądzą, że są święte krowy i wszystko im się należy na już. Nie do wiary.
My nie jesteśmy w niczym gorsze - wręcz przeciwnie. Faceci po przejściach i po rozpadzie związku, zawsze uczą się na błędach - przynajmniej ci inteligentni i nie popełniają drugi raz podobnych. Wybierają duuuużo lepsze i pasujące do siebie kobiety!
Ja Cię Alutka nie oceniam. Rozumiem Cię. Dzieci bywają męczące.. zwłaszcza nie swoje. A co do wychowywania dzieci naszych facetów to ja jak do tej pory się nie wtrącałam. Zostawiam to swojemu facetowi choć wiem, że on też za wiele go nie wychowa widując się tylko w weekendy.
A co do biednych porzuconych to panuje taki stereotyp, a jak pisałam nie zawsze kobieta jest tą biedną, pozostawioną. W przypadku mojego mężczyzny i jego eks było tak, że obydwoje tego chcieli (ona chyba nawet bardziej) dlatego czasami jej nie rozumiem. Myślę, że jak pewna część kobiet to ogrodnika pies, dla siebie nie chce, ale inna też nie może mieć. Chociaż od niedawna zachowuje się bardzo fajnie także nie mam co narzekać (mam nadzieję, że nie pochwaliłam dnia przed zachodem słońca)
Pozdrawiam
Shedir nie znam całej historii, przyznaję bez bicia że teraz powoli cały temat przetrawiam, pisałam na podstawie Twojego ostatniego postu. Nie wiem ile lat jest po rozwodzie, ani w jaką obecnie sytuację materialną ma ex. Poza tym nasze odczucie sprawiedliwości a prawo bardzo często idą zupełnie odrębnymi drogami. Piszesz że czeka was ostra walka w sądzie, ja będę trzymać kciuki żeby wszystko poszło po Twojej myśli i zakończyło się szczęśliwie.
Sama mam mam masę problemów z ex mojego faceta (w zasadzie może nie sama, bo te problemy mamy wspólnie z moim pięknym). Nie powiem co człowieka trafia ze względu na bezsilność, stronę czy dwie wcześniej przeczytałam pomysł bodajże Alutki o wysyłaniu w kosmos, podpisuję się pod tym obiema rękami, nogami i czym tam jeszcze się da. Te problemy wykańczają nas psychicznie, za każdym razem jak mój piękny emocjonalnie się z czegoś wygrzebie to pojawia się coś nowego.Nie mam nawet nadziei że to się wszystko unormuje, bo ex żyje z robienia problemów innym, na dodatek jeszcze mój facet ośmielił sobie kogoś znaleźć, nie pogrążył się po rozwodzie w bezdennej rozpaczy tylko próbuje ułożyć sobie życie, na dokładkę jeszcze ja dogaduję się w miarę dobrze z ich córką (która np. w wakacje od dziadków usłyszała zarzut że kocha mnie bardziej niż swoją matkę!), jest to woda na młyn dla niej. Kobieta nie pracuje, siedzi w domu na zasiłku (całe szczęście wyszła ponownie za mąż więc o alimenty na nią martwić się nie musimy) i wydaje mi się że cały ten wolny czas przeznacza na wymyślanie różnych sposobów na uprzykrzenie nam życia.
Pupa, trudno się nie wtrącać do wychowania, jeżeli praktycznie mała non stop jest u nas. Bywa, że zostaję z nią sama,bo nie ma z kim zostać i też daję sobie radę. Ale nie dam sobie wejść na głowę. A próbuje mała, oj, próbuje. Ale nic z tego, te numery nie ze mną:) Wiem, bywam za ostra, zachowuję się trochę jak moja matka wobec mnie. Czasem to bym się w mysią dziurę schowała. Ale dzisiaj mam akurat dobry humor, niedługo już zagram na moim pięknym pianinku, więc jest spoko. Odpukać, twu,twu:D
Mapiet, jak się żyje z robienia problemów innym, to jest naprawdę przegibane. Ja to się modlę czasem, że exi kogoś poznała na stałe, może się zajmie i unormuje, bo inaczej to mnie psycha wysiądzie do reszty.:)
Resztę wieczorem napiszę:)
Te kobiety nie umieją żyć teraźniejszością... ciągle tylko babrają sie w przeszłości i nie dociera do nich, że ich byli meżowie maja stosunek ambiwalentny absolutnie. Odeszli bo było źle, nie układało się i nie udało ułożyć... Nic na siłę się nie uda! Teraz żyją zupełnie innym życiem i dniem dzisiejszym, a nie jak one rozstrząsają dzień ze śluby, czy poczęcie dziecka. Użalają się nad sobą, nie mają swojego ja, są uzależnione i robią z siebie sieotki Marysie. A jak nie działa to "cel uswięca środki" - jemu nic już więcej nie dokopie, to na pewno dokopie mu przez nią, albo zatruwanie tyłka, albo bycie upierdliwą. One nawet po rozowdzie sądzą i są przekonane, że ten facet jest ich i koniec kropka.
Ale widzicie - to wszystko zależy od wychowania, poglądów, podejści i przede wszytskim niezależności. Ja swojego byłego wykopałam na zbity ... i nic od niego nie potrzebowałam. I jakbym miała się rozwodzić, a facet były normalny a nie porąbany - to nie widziałabym problemu w dogadaniu się.
Najgorsze jest to, że u nas tak naprawdę niewiadomo czego ona chce! Pieniędzy? Jego spowrotem? Na jakich warunkach? Po co? By spać osobno? Żyć pod jednym dachem nie znając się i nie mając ze sobą nic wspólnego prócz dzieci?
Jacy ludzie są durni!!! Porażka! Aż się wierzyć nie chce, że w XXI wieku żyjemy!
Alutka - gratuluje ukończenia prac na pianinem. Na pewno jest piękne!
Odnośnie procesów i rozpraw - to chyba każda jest rozpatrywana indywidualnie. Choć faktycznie nasza sprawiedliwości i obiektywność często w znacznym stopniu różni się od sądowej. To co jest w ustawach i to czym kierują się sędziowie i to jak cały ten aparat działa - aaaa szkoda gadać!!!
A każda z nas musi sobie radzić, myśleć o sobie, nie dać się zwariować i robić tak by być szczęśliwą bez względu na przeszkody!
mapiet bardzo podoba mi się to co napisałaś :"na dodatek jeszcze mój facet ośmielił sobie kogoś znaleźć, nie pogrążył się po rozwodzie w bezdennej rozpaczy tylko próbuje ułożyć sobie życie" - to takie prawdziwe jeśli chodzi o nas.
Alutka u Ciebie jest inaczej. Ja mało widzę się z dzieckiem mojego mężczyzny. Co dwa tyg. w weekend i to nie zawsze także nie mam szans nawet się wtrącać.
A tak poza tym to mój mężczyzna widział się ze swoją eks dzisiaj i jest mi trochę smutno, ale cóż jakoś to przeżyję. Już niedługo zamieszkamy razem i tym żyję i to wywołuje uśmiech na mojej twarzy.
Dziękuję Saphira:)
Wprawdzie klawisze są w naprawie, jeszcze złożenie wszystkiego w całość i nastrojenie, ale już mam je w domu. Dzisiaj dwóch potężnych panów przyjechało, złapało te 150 kg i wniosło na pięterko. Zainkasowali wprawdzie ile trzeba, ale przynajmniej nikomu nic na głowę ani nogę nie spadło:) Potem wrzucę focie:)
A propos...Jak ja się rozwiodłam, to w momencie jak facet przekroczył próg mojego domu na zewnętrzną stronę, to NIC już od niego nie chciałam. Do widzenia i cześć. Wprawdzie zapewniał mnie, że on mi będzie pomagał, trele morele,ale przyszło co do czego i się wypiął jak to miał w zwyczaju. Tak więc NIC kompletnie od niego nie potrzebowałam, miałam go w głębokim poważaniu i nie wyobrażam sobie, czy dawałoby mi jakąkolwiek satysfakcję zatruwanie mu życia. Pewnie, odczuwałam potężną ochotę przyp...mu, ale co z tego? Co by mi to dało? Nawet gdybyśmy mieli dziecko, prędzej bym pękła, niż go o coś poprosiła....Jedynym moim pragnieniem było, żeby zszedł mi z oczu na fest.
A to fakt, że byłe nawet po rozwodzie są przekonane że facet jest ich i kropka. A jak jest dziecko, to już w ogóle kaplica, gra się tym dzieckiem cały czas...Chyba tego nie zmienimy. Ale kosmodrom nadal buduję:)
Pupa, przeżyjesz. Będziesz się wściekać, złościć, ale dasz radę. Ja to nawet exi muszę słuchać średnio co drugi dzień, bo przecież do dziecka dzwoni;) no i masz. czasem mnie trafia, czasem mniej, w zależności od nastroju:)
Alutka mogę Ci pomóc w budowie promu pod warunkiem że paliwa będzie na podróż w jedną stronę no i że będzie w nim miejsce dla co najmniej dwóch osób
pupa7 ja to tak widzę, ex jest chora z potrzeby zemsty, chora z zazdrości chyba, nie wiem jak jeszcze to opisać, widzę że tutaj sporo kobiet dokładnie wie o co mi chodzi i ma podobne odczucia
Co do grania dziećmi, tutaj aż mi szkoda słów jak na swoją pasierbicę czasami patrzę. Dziewczyna ma 11 lat więc jest to wiek gdzie matki potrzebuje się bardzo, a mamuśka jest dobra jak czegoś potrzebuje. Często jak dziecko do niej idzie to wraca do domu z płaczem bo np. matka faworyzuje dzieci obecnego męża a ją stawia na samym końcu. Najgorsze jest to że małej pomóc w żaden sposób się nie da, jedynie mogę wysłuchać jej żalów.
Alutka współczuję Ci tego kontaktu z eks, a z drugiej strony ja bym sobie na coś takiego nie pozwoliła (jestem okropna wiem). My z moim facetem ograniczyliśmy kontakt do minimum. Nie ma wydzwaniania co chwilę. Jak jest mały to owszem może zadzwonić i porozmawiać (choć mały nie lubi rozmawiać przez tel i nie chce z nikim gadać), a tak to sms jeśli coś chce i jeśli jest jakiś problem to mój facet oddzwania, tak to nie ma gadania, bo ona dzwoniła o każdą pierdołę. Musiałam ustalić jakieś granice, bo wykończyłabym się psychicznie. Nie mogę uniknąć obecności byłej w naszym życiu, ale mogłam to ograniczyć.
mapiet dziecko mieszka z Wami?
Powiedzcie mi jak to jest możliwe, że dzieci są kartą przetargową tych kobiet? Dlaczego one tak grają dziećmi? Wyobraźcie sobie, że ja miałam taką sytuację: Eks poprosiła mojego mężczyznę żeby jej kupił jakiś tam prezent (nie wiem dla kogo), bo akurat byliśmy na zakupach w Warszawie i na odpowiedź: Nie! Powiedziała, że ma nie przyjeżdżać po dziecko? A co do tego ma dziecko? Tato nie spełnił widzimisię mamy to dziecko ma się z nim nie zobaczyć?
Cześć. Czytam Wasze forum od jakiegoś czasu i w końcu postanowiłam się odezwać. W ciężkich chwilach, a ostatnio jest ich coraz więcej, bardzo mi pomaga to, w jaki sposób piszecie o swoich sprawach. Jesteście szczere i mówicie o uczuciach, o których czasami nie ma komu powiedzieć. A to tak dużo! To taka ulga! Bo ludzie nie zrozumieją tych wszystkich uczuć, które się przewalają przez mój umysł. Jeśli ktoś nie doświadcza podobnej sytuacji to nie zrozumie.
Ciężko jest czasem, bo dziecko jest nie moje, bo jest obce, bo jest owocem fizycznej bliskości mojego faceta z tamtą zołzą, bo czasem widzę w młodej tamtą zołzę, w jej zachowaniu, w jej słownictwie. I jestem zazdrosna, że się dziecku wszystko należy a ja muszę się podporządkować i odnaleźć w tej sytuacji. Ogólnie wiele już uczuć przetrawiło mój umysł?
Z młodą by jeszcze nie było problemu, potrafię się nią zająć i mi to wychodzi, ale jest jeszcze jej matka, która zrobi wszystko by zniszczyć nam życie. Niszczy tym samym życie córki, ale nie bardzo ją to obchodzi. Nie wiem jak długo jeszcze to potrwa?
Jestem zazdrosna o exi. Jest! Po prostu jest i to doprowadza mnie do szału. Jej imię, jej głupia gęba, pozostałości po niej?
O tamto życie, o tamte doświadczenia, o to wszystko jestem zazdrosna. Nie wiem czy to minie.
Mija i wraca. Czy jest szansa, że minie kiedyś na zawsze?
Mój facet też nie potrafi wczuć się w moją sytuację. Koniec końców jestem z tym sama i czasem już nie wiem w imię czego to wszystko. I dlaczego zawsze ja MUSZĘ, dlaczego czuję, że nie docenia się tego wszystkiego co robię by było dobrze?:(. Taki mam dziś humor wisielczy, tak bym chciała być wolna od tych problemów, od złośliwości i chamstwa exi. Jestem już zmęczona tą sytuacją, nie pamiętam już kiedy było inaczej.
Dziecko jest przedłużeniem tamtego życia. Nie wiem czy więc kiedyś nastanie tylko moje, tylko nasze życie:(
Pozdrawiam Was serdecznie
Witam Cię serdecznie paprota;-)
Nie wiem ile jesteś ze swoim facetem. Napisałaś "Jestem zazdrosna o exi. Jest! Po prostu jest i to doprowadza mnie do szału. Jej imię, jej głupia gęba, pozostałości po niej?" - ja byłam zazdrosna o ex na początku, teraz już coraz mniej. Jak już wcześniej pisałam sam fakt, że ona jest mnie również doprowadza do szału.
Mój facet na szczęście mnie rozumie, a przynajmniej stara się. Wie ile może stracić jeśli nie będzie mi pomagał i jeśli będzie mi jeszcze dokładał.
Jeśli chodzi o zazdrość o tamto życie i doświadczenia to byłam o to cholernie zazdrosna, bardzo mnie to bolało. A teraz z czasem mi przechodzi. To było ich życie, ich ślub, narodziny dziecka, wspólne mieszkanie, a teraz jest nasze, INNE.
Zresztą mam czasami wrażenie, że to ja rozgrzebuję jego przeszłość, a on jakby totalnie się od niej oderwał. Za dużo go wypytywałam, za dużo chciałam wiedzieć i jeśli któraś z Was tego nie robiła to przestrzegam przed tym.
A czy któraś z Was bała się kiedyś, że Wasz facet mógłby wrócić do swojej eks?
Zaczęłyście się spotykać z nimi przed rozwodem czy po?
Paprotka - ja dokładnie z tego samego powodu postanowiła tu napisać jakiś czas temu
Na początku mama mówiła mi - dziecko - nie masz pojęcia w co się pakujesz. Jesteś młoda i nie wiesz co cię czeka. Bardzo trudno jest żyć z facetem z tak ogromnym bagażem. A ja mówiłam - mamuś, ale on jest wspaniały i bardzo go kocham. Wiem, że będą problemy, ale poradzimy sobie i wszystko się ułoży. Będzie dobrze...
Jasne - w sumie, jakby na to nie patrzeć jest dobrze, ale są i tragiczne momenty! Wielokrotnie zastanawiam się i to do dziś, czy warto to wszystko przeżywać. Czy nie lepiej zostawić go w cholerę i niech się uzera z tą wstrętną babą. Po co mi jakieś obce dzieci, co się z nimi muszę dzielić moją miłością, moim m? W imię czego mam się o nich martwić, chcieć dla nich dobrze, pomagać mu i go wspierać? Żeby potem usłyszeć jaka to ze mnie ku..a, albo inne wyzwiska od jakiejś nic nie wartej kobiety, która dla mnie powinna nie istnieć!
Do momentu kiedy nie jesteśmy w środku jakiejś sytuacji nie możemy zdawać sobie sprawy z uczuć i emocji jakie będą nami targały.
Ja zaczęłam jeszcze przed rozwodem. Teraz jesteśmy w jego trakcie. Nadal nie znam jego dzieci, ale już wkrótce.
Boję się bardzo i przeraża mnie pierwsze spotkanie z nimi. Zastanawiam się czy wytrzymam początki naszego poznania. Czy uda mi się ich przekonać do siebie. Czy ona nie będzie tak bardzo mnie oczerniać w ich oczach. Czy mój m nie pozwoli na wiele jej zachowań nie fair.
Wątpliwości jest mnóstwo.
Ale... jakie mamy gwarancje, że z kimś innym, bez dzieci i bagażu będzie lepiej? Skąd mamy wiedzieć, czy za kilka lat nie będziemy EX? Życie przynosi wiele niespodzienek, tych miłych i tych mniej miłych. To co przeżyjemy to nasze i juz. Zresztą nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Ciągle to sobie powtarzam.
Podobno miłość potrafi przetrwać wszystko )) trzeba w to wierzyć.
Mó facet bardzo mnie kocha i jest bardzo za mną. Ona dla niego istnieje tylko jako konieczność - matka jego dzieci. Zgadzam się z pupa7 - często to my rozdrapujemy ich przeszłość!!!
Ciężko jest żyć ze świadomością, że była ta inna, że jest nadal i będzie już zawsze w moim życiu, w naszym życiu... Ale każde z nas ma jakąś przeszłość. Chcąc być w takim związku trzeba nauczyć się z tym pogodzić. Trzeba dojrzeć do pewnych spraw. Nauczyć się dzielić i rozumieć.
Mi lekko nie jest. Nie mam dzieci. Nie wiem jak się przeżywa ciążę, poród, pierwsze kroki, choroby, itp. Nie wiem jaki jest wtedy kontakt z facetem. Nie wiem jak to się poukłada.
Jednego jestem pewna. Mój związek z nim jest totalnie inny niż jego był z nią. Jesteśmy zupełnie różnymi kobietami.
Mój m bardzo się zmienił przy mnie - mogę powiedzieć "przesiąkł" mną -pozytywnie. Jak przypomnę go sobie na początku - taki zbity pies, a jak patrzę na niego teraz to normalnie duma mnie rozpiera.
Często też zastanawiam się jak można było nie umieć się dogadać z takim facetem... ?!? Ona musiała i nadal musi być nienormalna.
Poza tym jak pewnie same zauważyłyście to w życiu jest tak, że dobry facet trafia na zołzę, a dobra kobieta użera się z palantem.
Ja wreszcie trafiłam na mój ideał i nie pozwolę eksi tego popsuć. Jej czas minął. Skoro nie umiała z nim żyć, teraz musi pogodzić się z jego odejściem.
Mam wrażenie, że one użalają się nad sobą i najbardziej boli je to, że on układa sobie życie na nowo, a one jakoś albo są zazdrosne, bo on teraz taki przystojny, taki dobrze ubrany, taki zadowolony i uśmiechnięty i mu dobrze, jest szczęśliwy, a ona nie, albo ciągle żyją tym co było, nie chcąc zobaczyć rzeczywistości, która całkowicie się zmieniła.
Powinnyśmy zawsze pamiętać, że ona i on to zamknięta książka ze złym zakończeniem. A ja i on to bajka - i żyli długo i szczęśliwie. Jakaś czarownica za każdym razem gdzieś ma swoją rolę
Pozdrawiam was ciepło!
Nie sądziłam, że aż tyle fajnych, sympatycznych i porządnych kobiet jest w bardzo podobnej sytuacji życiowej!
Właśnie wpadłam na pewną myśl - czy któraś z was czytała fora i wypowiedzi eksiowych po rozwodzie? Ciekawe jakie są ich poglądy... Muszę to sprawdzić!
Saphira ja zaczęłam spotykać się z moim facetem przed rozwodem. Czasami w złości mówiłam mu, że powinien był odezwać się do mnie po rozwodzie, to były dla mnie ogromne nerwy, niepotrzebny stres, choć z drugiej strony chciałam być z nim, wspierać go.
Ja pamiętam moje pierwsze spotkania z dzieckiem, miało niewiele ponad rok i było strasznie zazdrosne. Kiedy tylko zbliżałam się do mojego P od razu podchodził i mnie odsuwał. A teraz? Teraz mój facet śmieje się, że sprzedałby go za mnie. Bardzo się polubiliśmy.
Saphira w jakim wieku są dzieci Twojego faceta?
Ale... jakie mamy gwarancje, że z kimś innym, bez dzieci i bagażu będzie lepiej?-- nie mamy tej gwaracji, jak nie takie problemy to inne. Moja mama kiedyś powiedziała do taty żeby nie patrzył na przeszłość mojego faceta tylko na miłość i szacunek jakim mnie darzy. Co mi z faceta bez przeszłości, którego nie będę kochała, który mógłby mnie nie szanować?
Ja też czasami zastanawiam się jak można było puścić takiego faceta jak mój. Ale widocznie tamta kobieta szukała czegoś innego w mężczyźnie, coś jej nie odpowiadało.
Saphira mam dokładnie tak samo. Mój facet tak jakby "przesiąkł" mną, dokładnie pamiętam nasze początki, jaki był rozbity, jak bardzo potrzebował mojej miłości, a przede wszystkim szacunku, a teraz? Całkiem inny facet.. szczęśliwy, rozpromieniony, jeszcze przystojniejszy.. mój.
Nie wiem czy oglądała, któraś z Was ten odcinek Małej Czarnej, który Wam poleciłam.. jeszcze raz polecam.
Właśnie wpadłam na pewną myśl - czy któraś z was czytała fora i wypowiedzi eksiowych po rozwodzie? Ciekawe jakie są ich poglądy... Muszę to sprawdzić!-- dokładnie to samo dzisiaj pomyślałam.. to niemożliwe!
Ale jestem ostatnio aktywna tutaj. Muszę się uspokoić, bo Was zanudzę kobietki;-)
Mój m jest trakcie rozwodu, a stosunki z eksią kiepskie... chce mu utrzeć nosa i pokazać kto tu jest górą. A on jak na moje oko jest za dobry, ciągle mu to powtarzam. Twierdzi, że do czasu się okaże!
Też jestem zdania, że trzeba patrzeć na dziś, nie na to co było... Szacunek, miłość, lojalność, szczerość i wsparcie oraz zaufanie - to podstawy udanego związku. Wychodzi wtedy, kiedy masz w swojej połówce przyjaciela.
Czasami brak sił i chęci wspierania. Myślę sobie, a co to mnie obchodzi. Jego żona, jego dzieci - niech sobie robi porządek ze swoją przeszłością. Ale w końcu wychodzi, że jego problemy to i moje. Nie da się siedzieć z boku, cicho i czekać co będzie. Trzeba jakoś działać...
Eksia pewnie widzi we mnie tą najgorszą, samo zło - nie dość, że mąż ją zostawił, to jeszcze ma inną, młodą i ładną, w dodatku jest szczęśliwy, bardzo dobrze wygląda i wreszcie zaczął się jej stawiać...
Jej zdaniem na bank to ja rozbiłam ich małżeństwo - a to nie prawda!
Ono zaczęło się psuć bardzo szybko... Z opowiadań mojego m, jej opini nie znam. Ale widząc jak się zachowuje, co mówi i jak działa - nie dziwię się, że miał dość. Ona nie przyzna się do błedu, wszystko to jego i moja wina! Ona jest święta. Zawsze łatwiej winić innych niż widzieć swoje błędy. Nie ważne, że w niczym go nie wspierała, tylko oczekiwała, wszystko co robił było złe i nie po jej myśli. Nie ważne, że chciała i pieniądze i opiekę przez ojca nad dziećmi. Wszystkiego na raz się nie da. Coś kosztem czegoś. Nie ważne, że nie była dobrą, fajną i dbającą o siebie żoną.
Moim zdaniem on był młody i zakochany, a ona po porzuceniu przez innego, mając parcie na dziecko skorzystała z okazji. Chyba tak naprawdę nigdy go nie kochała. A on miał dość życia w teatrze i grania parodii. Nie dziwi mnie to wcale.
Przed poznaniem mnie już kilkakrotnie próbował to kończyć, ale a to dzieci, a to rodzice, a to ona dostawała olśnienia... a po chwili wszystko wracało do normy. Wreszcie człowiek dochodzi do ściany i ma absolutnie dość.
Czytałam wczoraj co nie co u byłych żon - niektóre piszą z sensem, po ludzku, z honorem i ambicją... Inne - z nienawiścią, jadem i chęcią zemsty... Wrzucam Wam co nieco
Re: była żona wyzywa obecną przez
Ja czasem mam taki odruch, mysl, przypływ dobroci dla zwierzat. Mysle sobie....ze w 50% winy jest samców, 49% samiczki, 1%nasza i nieprzewidzianych sytuacji. Przeciez ta samiczka nie chce znac naszej wersji, bo zna tylko wersje samca, który ja pos...., łozy na nią, ma w nim wsparcie, bratnia dusze. Taki dobry jest, stara sie. Przeciez nie jest w stanie uwierzyc, że był innym człowiekiem przy nas. Hmmm.. może takim samym, ale my juz nie jestesmy zaslepione. Teraz ich rola w tym. Teraz one maja zacme, fajfusa na oczach jak to woli. To jak w zyciu, w dzungli. Kolejna ofiare znalazł sobie samiec... Ale i tak mi ich nie szkoda... lafyryndy
Klonują takie lafiryndy, czy co? Tylko się zastanawiam skąd u nich taka determinacja i parcie na chlopów, nawet żonatych? A przecież one też przeważnie sa "byłe"? To co zemsta na innych, nieważne których byle było...po trupach aby mieć chłopa? Mam nadzieję, że tu obecne, obolałe byłe będziemy miały więcej oleju w głowach a nie w d......
Śmieszne - tylko stereotypy głupich, młodych niuniek, co na kasę i wielki brzuch lecą żonatych facetów, albo byłych mężów... A tu pomyłka.
Moja miłość do faceta po przejściach z nierozwiązaną przeszłością dojrzewała bardzo długo. Wiele było wątpliwości i bojaźni - do dziś są, a ponad rok minął... Zaślepiona byłam poprzednio jako nastolatka, dziś jest to zupełnie inny rodzaj uczucia.
Nie można sięrozstać polubownie, ze zrozumieniem - odszedł, bo nie kocha, bo się nie układało, bo nie pasowaliśmy do siebie... Niech będzie szczęśliwy i niech mu się układa, byleby pamiętał o dzieciach i pomagał mi?!? No nie można - bo to skurw...yn, za dobry był, za bardzo szanował i chciał by się ułożyło... Co innego, kiedy faktycznie facet jest kawałem drania.
Ale nie - te baby nie mają szacunku do siebie i do innych. Wczoraj czytając jeden tekst myślałam, że padnę!
Kobieta, którą zostawił facet dla innej, jeszcze bez rozwodu, po jakimś czasie poszła z nim do łózka, więc zdradził obecną ze swoją żoną, od której odszedł. Po tym fakcie chciał wrócić, a żona pokazała mu się w łóżku z innym i wywaliła za bruk - słodka zemsta! Oboje siebie warci - nie wiadomo czy się śmiać czy płakać. Ludzie robią z siebie clown'y.
pupa7 tak, dziecko mieszka z nami, co drugi tydzień popołudniami chodzi do matki i co drugi weekend spędza u niej, no chyba że mamuśka nie ma czasu, w tym roku w ogóle kobieta się postarała bo nawet połowę wakacji z dzieckiem spędziła, wcześniej podrzucała je do swoich rodziców
Piszesz też "Ja też czasami zastanawiam się jak można było puścić takiego faceta jak mój", może on przy swojej eks wcale taki wspaniały nie był? Na zasadzie że "akcja rodzi reakcję", na jej dziwne zachowania odpowiadał podobnie? Może to bardzo prosto ujmę, ale ciężko być normalnym jak się ma nienormalną połówkę. Jeżeli np ona go nie szanowała to on jej automatycznie też nie, może po prostu nie umiała poprzez swoje zachowanie wydobyć od niego tych wszystkich pozytywnych cech jakie ma? Poza tym niektórym kobietom chyba nie zależy żeby być z konkretnie tym właśnie facetem, tylko im zależy żeby być w ogóle z jakimkolwiek facetem. Takie podejście do sprawy też raczej nie pomaga w utrzymaniu związku.
A może poprzez bycie z taką zołzą Twój facet dorósł i zmienił się na lepsze?
Zastanawiam się która opcja jest prawdziwa, pewnie do tego można jeszcze dołożyć sporo różnych innych wersji, a może w każdym przypadku inna opcja jest prawdziwa?
Ja przynajmniej nie mam osobistego kontaktu z ex, mój partner też nie, chyba że widzą się u adwokata lub w sądzie. Raz spotkaliśmy się w sklepie, stała za nami w kolejce, zarówno my jak i ona udawaliśmy że się nie znamy. Wolę się nie odzywać, nawet nie chcę się witać bo się boję - raz jej reakcji (nie wiem czy mnie wyzwie, spoliczkuje, wyśmieje - u niej każda opcja możliwa poza normalną reakcją) a dwa swojej reakcji, że powiem jej co o tym wszystkim myślę, a ona jak zwykle odbije to sobie potem na dziecku.
Saphira "dziecko - nie masz pojęcia w co się pakujesz. Jesteś młoda i nie wiesz co cię czeka. Bardzo trudno jest żyć z facetem z tak ogromnym bagażem. A ja mówiłam - mamuś, ale on jest wspaniały i bardzo go kocham. Wiem, że będą problemy, ale poradzimy sobie i wszystko się ułoży. Będzie dobrze... " - moja mama mówiła mi dokładnie to samo, prawie słowo w słowo, może jedynie zamiast słowa "jesteś młoda" użyła "masz swoje lata" i ja jej odpowiedziałam dokładnie tak samo jak Ty. Jestem po kilku związkach, każdy z nich uważałam za poważny, i każdy z facetów miał swoje wady. Wolę faceta z takim bagażem niż np. kogoś z nieodciętą jeszcze pępowiną, kogoś dla którego kolejne piwo wieczorem jest zawsze pierwszym, czy reż kogoś, kto na cały świat patrzy jedynie poprzez pieniądze.
hello
zacznę od czegoś a propos grania dziećmi...Dzisiaj nasza eksi znowu pokazała, jaka jest fantastyczna. Cały tydzień dziecko jest u nas, miala ją odebrać jutro ze szkoły, ale się okazało, że mała ma zbiórkę zuchów do godz.18. Dla większego zrozumienia dodam, że dziecko ma szkołę za blokiem, w którym dziecko mieszka, od nas sie jedzie ze 20 minut, jak nie ma korków. No i zadzwonił mój do byłej (na przyszłość mu z głowy to wybiję:D), czy by jej już dzisiaj nie odebrała, bo przecież bez sensu jest po nią jechać, przywieźć do nas po to, żeby za chwilę położyć spać i jutro zapierniczać na nowo. A eksi mu na to: nie, bo ja się właśnie umówiłam ...Normalnie stałaby obok mnie i dostałaby chyba po globusie. Wiem, umawialiśmy się, że dziecko będzie u nas do jutra, wiem, ona może mieć swoje plany ( i nie musi się z nich spowiadać, Boże broń) ale ja pierdziele, dlaczego nie pomyśli o małej? Cały tydzień siedziała sobie jak królewna, praktycznie całe wakacje mała spędziła z nami, teraz cały tydzień u nas i jeszcze ją męczyć wożeniem, skoro nie trzeba? Bo ona ma spotkanie...Normalnie jak mi mój o tym powiedział, to myślałam że walnę, nogami bym się nakryła. Mapiet, ja ten kosmodrom na pewno zbuduję, zrobię tam miejsce dla dwóch osób i jazda..! Przysięgam...!
A tak w ogóle to nowe twarze witam:)
rety,padam,jeszcze sie odezwe...
Oj dziewczyny jakbym to sama pisała?.
Dziś jest już lepiej, porozmawiałam z moim wczoraj szczerze o wszystkim co się dzieje i jest ok. Problem polega na tym, że ona nie chce dać nam żyć! Wciąż...
Wczoraj miałam gorszy dzień, wszystko mnie przygniotło. Czasem mnie taka zazdrość ogromna chwyta?ale potem już jest dobrze i nawet mi się to śmieszne wydaje, że tak się emocjonuję czymś czego już tak dawno nie ma, a tak naprawdę nigdy nie było.
Jest zazdrość o przeżycia, o poród o maleńkie dziecko, którym się zajmował i już wie jak to jest. Mój facet się śmieje ze mnie, mówi, że faktycznie już raz miał małe dziecko i teraz jak nam się urodzi to w zasadzie nuda będzie;) I ma racje, bo takie pomysły mam czasem, że sama radość;)
A i oczywiście, że ja rozgrzebywałam! Już się powstrzymuję, bo przecież wcale nie chcę żeby sobie przypominał jak to było, po to by mi to teraz po latach wyjaśniać. Nie chcę żeby zajmował tym swoje myśli. Widzę, że on nie pamięta, nie chce pamiętać, w ogóle go nie obchodzi tamto życie i tamta baba. Tylko się cieszyć przecież:). A mnie tak coś czasem ugryzie i mogłabym drążyć i drążyć aż zaboli. No głupota! Poza tym wiem, że nic go tak nie męczy jak wracanie do tamtego życia:)
Ja poznałam mojego faceta przed rozwodem także też wszystko przechodziłam razem z nim i bardzo to było ciężkie i trwało bardzo długo. Ale o to, że wróci do tamtej lęku nie było najmniejszego. Tak bardzo mu dopiekła, tak bardzo nie była tego warta, że on żałuje, że w ogóle ją spotkał i jak mi kiedyś powiedział, żałuje każdej chwili życia z nią. Ale już o tym nie myśli, już przebolał to okropne życie i teraz cieszy się z tego co jest:). Razem budujemy coś wartościowego każdego dnia. Rozgrzebywanie niszczy spokój, bo nagle żyjemy nie swoim życiem tylko tamtym, które przecież nie istnieje!
Saphira- oj ja też na początku miałam różowe okulary, zakochana, wszystko brałam siłą rozpędu, nie miałam wyobrażenia wtedy, że tego będzie tak dużo. Powtarzam sobie- najważniejsze to nie zwariować. Staram się wypracować dystans i myśleć o sobie, o swoim zdrowiu, bo jakaś głupia jędza nie będzie mi przecież zdrowia niszczyć.
Obelgi pod moim adresem to standard, czasem coś do mnie dotrze, młoda powtarza?I się pytamy kto tak powiedział, to mówi, że mama, ciocia, babcia... Młoda jest wyraźnie zaniepokojona tym, nie wie jak czytać te komunikaty. Bo z jednej strony bardzo się do mnie przywiązała i lubi ze mną być a z drugiej strony matka cały czas rzuca komentarze no i jak takie małe dziecko ma się w tym odnaleźć? Według mnie niech sobie gada na mnie ile wlezie i niech zrobi nawet laleczkę voodoo i wbija mi szpile, ale na Boga nie przy dziecku! Miesza mu tym w głowie, burzy poczucie bezpieczeństwa, po prostu robi wielką krzywdę. Szkoda słów na to zachowanie?
Ja się bardzo bałam spotkania z młodą, bardzo chciałam już ją poznać, ale też ciężko przeżyłam początki. Nie wiedziałam jak na mnie zareaguje czy nie będzie zazdrosna. Ale nie było tak źle. Już teraz jestem jej znana i to dla niej normalne, że jestem. Ale wychowanie jej to cały osobny temat, bo nie jest wcale łatwo.
Są nadal takie chwile, że myślę w imię czego ja się tak staram, w imię czego się przejmuję tym dzieckiem, opiekuję nim. Ale też nie potrafię inaczej. Najgorzej jak mojemu facetowi się zdarzy coś mi wypomnieć, skrytykować, to ja sobie myślę ty draniu- ja tu twoje dziecko bawię, dwoję się i troję, wymyślam zabawy a ty jeszcze pretensje, że coś nie tak! To mnie najbardziej boli, bo wtedy czuję bardzo dobitnie, to o czym piszecie, że nikt mi nie podziękuje za te starania. Jestem wtedy zła na samą siebie, że za mało w tym wszystkim myślę o sobie.
Jesteśmy już dwa lata razem. Nie rozbiłam jego małżeństwa, oboje byliśmy już sami. A to, że ją zostawił wynikało z tego, że już siły nie miał. I tak się dziwię, że tyle wytrzymał.
Dla mnie to też jest ten właściwy człowiek i od początku wiedziałam, że z nim sobie życie ułożę. Kogoś takiego właśnie chciałam. Myślałam tylko, że już takich nie ma:). I tak sobie czasami myślę: jedni są alkoholikami, innym się nie chce pracować, jeszcze inni zdradzają a mój ma dziecko?tylko tyle, aż tyle?zależy, z której strony spojrzeć (i w jakim się jest aktualnie humorze;) Jest bardzo dobrym ojcem i to też przecież świetnie! Wiem, że jak ja urodzę to będziemy razem się dzieckiem zajmować.
Nasza ex ;)najpierw zrobiła dosłownie wszystko żeby miał już dość życia z nią a teraz jak już po ptakach to robi wszystko by chociaż o niej pamiętał, byle być obecną w jego życiu. Śmieszne i żałosne. Mnie się chyba boi, unika kontaktu. Dziecku tylko potrafi nagadać a mi w twarz się boi. Jak się widzimy to spuszcza głowę, nie patrzy w oczy. Taka konfrontacja z nią to dla mnie nie problem, gorzej jak za plecami przygotowuje coś co znowu trafi nas w najczulsze miejsce w najmniej oczekiwanym momencie. Przed tym trudno się bronić.
Pupa 7- też w złości mówiłam mu czasem, żeby się odezwał po rozwodzie:), ale wiadomo- bardzo chciałam z nim być:). Nie da się też odciąć- problemy jego to też siłą rzeczy moje problemy. Tak to już jest. Dobrze, że jak się poznaliśmy to ja miałam poukładane życie, bo chyba byśmy nie dali rady z podwójną dawką;)