Macocha, przeczytaj dwa powyższe Wasze posty. Widzisz różnicę?
ehhhh tak czy siak podział na mądre i głupie jest chyba w każdej dziedzinie nie tylko macoszej :-)
w każdym razie moje drogie Panie biorę się za prowiant "mojego" dziecka które dziś wyjeżdża z mamusią....
ehhhh tak czy siak podział na mądre i głupie jest chyba w każdej dziedzinie nie tylko macoszej :-)
Oczywiście, że tak...Po co kombinować? )
...a ten prowiant dobrze przemyśl, bo jeżeli dziecko w podróży się porzyga, to złośliwie będzie na Ciebie;)
brałam taką opcję pod uwagę dlatego zapakuję nie tylko prowiant ale też lekarstwa ( aviomarin, plasterki , coś od komarów, mokre chusteczki itp.)....winna i tak będę :-)
cześć macocho, tak próbowałam robic zmiany w mieszkaniu - niestety wszystkie wracało do starego porządku, gdy wychodzilam z mieszkania. Cokolwiek zmienię w mieszkaniu, natychmiast jest to likwidowane. Gdy przychodzi jego córka rozwala wszystko, robi bajzel, a on nic nie mówi i jakoś mu to nie przeszkadza....
niestety ona po sobie wogóle nie sprząta, zupełnie zero, nawet taka prosta rzecz jak jedzenie cukierka - wydaje mi się, że normalne dziecko ma odruch, że automatycznie wyrzuca papierki do kosza - niestety ona rzuca na podłogę - mój partner na wszystko jej pozwala. Są same rozrywki i przyjemności, zero obowiązków.
macocho, nie jestem zazdrosna, był taki okres, że byłam zazdrosna o to, że cała kasa idzie na jej przyjemności, na prezenty dla niej, a ja nic nie dostaje od partnera, uważam, że złota bizuteria dla 5 - latki to grube przegięcie i każda normalna kobieta na moim miejscu by była zadrosna, skoro sama nigdy nie dostała od partnera prezentu, a tym bardziej takiego prezentu ....ale tym sie już nie przejmuję, zaakceptowałam ten fakt i szczerze to zlewam....sama sobie robie prezenty :-)nauczyłam sie tez zlewać jej bezczelne teksty, też mam dystans do tego już...cóż ....nauczyłam sie tego, bo gdybym sie miała zamartwiac każdym chamskim tekstem, to bym zwariowała i wpadła w depresję przez gówniarę...najbardziej jestem dumna z tego, że nauczy łam się wyrażać swój gniew...zawsze byłam uczona, że trzeba byc grzeczną i potulną i zgadzac sie na wszystko. Od niedawna nauczyłam się, że to, że mój partner i jego córka mnie tak źle traktuja wynika z tego, że nie wyrażam sowjego gniewu. Gdy mnie zranili, zamykałam sie w sobie i cierpiałam sama aż mi przeszło Teraz gdy partner lub jego córka mnie wku....ą, wyrażam swój gniew i zaczęłam nawet używac brzydkich wyrazów jak widzisz...i cieszę sie z tego, bo cale zycie tłumiłam swoje emocje i byłam grzeczną dziewczynką, która się nie sprzeciwia i nie potrafi postawic granic. Na szczęście to sie we mnie zmienia i wyrażam swój gniew, gdy czuje gniew. I naprawdę super sie z tym czuję.
W tej chwili przeszkadza mi wyłącznie to, że jego córka robi syf w mieszkaniu, a on na to pozwala. Bo ja nie mam ochoty po niej sprzatać, jest juz w wieku takim, gdzie powinna po sobie sprzatac sama.
Kupki jej na pewno wycierac nie będę, troszke chyba przesadzasz - nie wyobrażam sobie żeby wycierac po kimś kupę, no chyba, że po moim własnym dziecku. Zapominasz, że to nie jest moje dziecko i ja nie jestem jej matką. Poza tym dziecko ma już 6 lat więc powinna byc bardziej samodzielna, za chwile idzie do szkoły, a nie potrafi nawet bluzki sama zdjąć. Jest tak potwornie rozpieszczona, że nic sama nie robi wokół siebie, wszystko trzeba jej podać na tacy, nic po sobie nie sprząta- i nie ma tu zadnego usprawiedliwienia, że to dziecko, bo dzieci w jej wieku chyba juz potrafi a dawno takie rzeczy, ja pamietam, że potrafiłam.Bo owszem można podawać na tacy wszystko i wychować pierdołę życiową, która nie nie umie i niestety do tego to z nią zmierza.
To jest wina jej matki i mojego partnera oczywiście. Ale głównie matki, u kt órej spędza więszkośc czasu i robi z niej taka ofiarę.
Zyfika spokojnie - nie zachowuj się jak atakowane zwierze.To forum nie jest po to by kopać ale po to by znaleźć wspólnie dobre rozwiązanie.Jesteś naładowana zlymi emocjami bo ktoś wiecznie Cię kopie Twój gniew jest zrozumiały jednak myślę sobie, że wina nie leży w dziecku ale niestety w Twoim partnerze:-(.
Jeśli jest tak ja mówisz to albo Twój partner nie uporał się z rozstaniem z byłą żoną albo nie ma ochoty na Twoje zmiany.
Masz pełną rację 6 letnia dziewczynka powinna po sobie sprzątać , jednak jeśli jest tego nie nauczona przez mamę a tatuś dodatkowo to toleruje to dziecko uznaje, że tak jest dobrze.
Owszem jesteś zazdrosna - jeszcze tego nie widzisz lub nie umiesz/nie chcesz tego tak nazwać ale jesteś i każda z nas jest wiesz dlaczego?? Bo każda z nas chce być tą pierwszą a nie jest.Niestety nigdy już nie będziemy tymi pierwszymi bo...no właśnie bo wybrałyśmy mężczyzn z doświadczeniem i przeszłością.Jednak nie oznacza to, ze nie możemy być dobrze traktowane.Wybacz, ze to napiszę ale Twój facet to palant i wcale nie dziwię Ci się, ze jesteś zła i rozgoryczona.
Uczucia - cudowna sprawa móc o nich mówić...nie każdy ma ten dar.Ja też go nie miałam i nadal nie mam , uczę się , idzie ciężko ale jakoś mi pomaga właśnie mój M.Wyzywanie dziecka nic Ci nie da tzn chwilowo na pewno Cię zadowoli ale pomyśl co by było gdyby tak ktoś nazywał Twoje dziecko bo było by w czymś nie takie jak sobie ten ktoś wymyślił???
I sama doszłaś do tego co tak naprawdę Ci przeszkadza nie syf ale postępowanie Twojego partnera.
Hmmmm....myślisz, że przesadzam?? A Twoje dziecko jak się załatwi w majtki to Pani w przedszkolu powinna zostawić żeby odparzyło sobie dupkę??Oczywiście u Ciebie to troszke inna sprawa ma 6 lat i jak najbardziej powinna sobie radzić sama, ale nie wiem czy wiesz, pewnie nie dzieci w wieku przedszkolnym często robią kupkę w majtki (oczywiście nie wszystkie) wynika to z różnych powodów np ze stresu.Myślę, ze nie umiesz sobie poradzić z sytuacją nie bycia mamą a jednak opieką nad dzieckiem.
Zawsze możesz nauczyć jej kilku zasad panujących w waszym domu...pod warunkiem , ze będą one zgodne z zasadami Twojego partnera żeby nie doszło do sytuacji kiedy Ty uczysz a on oducza lub pozwala na inne zachowania...
Mam nadzieję, ze napijesz sie dziś wieczorem dobrej herbatki i ochłoniesz.Spokój jest najważniejszy.
Które to te głupie a które to te mądre?? :-(
Macocha mądre to te, która podzielają zdanie komy, a głupie to te, które maja odmienne zdanie od komy. ...koma od samego poczatku robi projekcję siebie na inne osoby na tym forum i jest już z tego tu znana , że ma kompleks głupoty:-))) Ponieważ ma kompleks głupoty to dlatego pisze na tym forum żeby sie troszke pomądrzyc i wykazać, jaka ona jest mądra, a inni sa głupi, bo widocznie w realnym zyciu nikt nie docenia jej wybitnej mądrości. Koma jest padagogiem, więc sama rozumiesz...ona wszystko wie najlepiej....
AAAAA a już myślałam, że jednak jestem ta głupia...uffff dziękuję Zyfiko :-)
919 2012-05-02 14:15:01 Ostatnio edytowany przez zyfika (2012-05-02 14:24:38)
AAAAA a już myślałam, że jednak jestem ta głupia...uffff dziękuję Zyfiko :-)
Nie, Ty jesteś mądra i każda z nas jest mądra, nawet koma. Szkoda tylko, że taka koma jest pedagogiem bo ze swoimi kompleksami i podejściem do ludzi strasznie musiała naszkodzic w życiu tym wszystkim dzieciom. Być może teraz leczy swoje wyrzuty sumienia tutaj...
PS. Sprawe bałaganu i sprzatania po małej zamierzam załatwic dziś wieczorem z partnerem.
PS 2. Wiesz, to wszystko nie jest takie straszne, jak Ci sie wydaje....wbrew temu wszystkiemu co tu piszę, to mała mnie uwielbia, bo ja jej nigdy nie okazywałam złości, nigdy jej nie krytykuję, ma pełną moją akceptację i ciepło. Tego nie ma od matki. Matka jej nie kocha i nie przytula.
Są jednak momenty, gdy mnie maksymalnie wku...a cała sytuacja, ale nie okazuje jej tego, bo sama wiem, jak to jest, że można dziecku tym zaszkodzić....poniewaz ukrywałam te złe emocje, sama cierpiałam przez to...teraz okazuję złość gniew, także małej...ale robię to tak, by mimo wszystko nadal czula moja pełna akceptację.
AAAAA a już myślałam, że jednak jestem ta głupia...uffff dziękuję Zyfiko :-)
No widzisz, Macocho, że to nie Ty:)))
Zyfiko...puknij się w głowę, kobieto...
Już Ci to kiedyś napisałam, że bardzo mi żal tego dziecka, ze musi się z Tobą kontaktować.
Tylu złych emocji w stosunku do dziecka nie widziałam, chociaż z różną "patologią" przyszło mi pracować.
Dziewczyny dajcie już na luz.
Koma nie mnie oceniać czy jestem mądra jednak mam nadzieję, że odrobinę jest we mnie mądrości.
Zyfika tak jak pisałam trochę Cię rozumiem i wiem jak boli kiedy człowiek źle czuje się z tym co jest w koło niego.Mam nadzieję, że dziś na spokojnie sobie odpoczniesz.A może jakaś wycieczka?? jest tak zielono...choc jak są problemu to ja jeszcze czasem zakopuje się jak kret pod kołdrą i wole nie wyłazić :-) i wtedy myślę sobie " stara a głupia A....jesteś"
922 2012-05-02 14:29:48 Ostatnio edytowany przez zyfika (2012-05-02 14:49:15)
..
923 2012-05-02 14:48:49 Ostatnio edytowany przez zyfika (2012-05-02 15:05:20)
Dziewczyny dajcie już na luz.
Koma nie mnie oceniać czy jestem mądra jednak mam nadzieję, że odrobinę jest we mnie mądrości.
Zyfika tak jak pisałam trochę Cię rozumiem i wiem jak boli kiedy człowiek źle czuje się z tym co jest w koło niego.Mam nadzieję, że dziś na spokojnie sobie odpoczniesz.A może jakaś wycieczka?? jest tak zielono...choc jak są problemu to ja jeszcze czasem zakopuje się jak kret pod kołdrą i wole nie wyłazić :-) i wtedy myślę sobie " stara a głupia A....jesteś"
Jasne, właśnie mam takie plany - wycieczka! Nie ja na szczeście nie mam takich stanów, nie miewam tzw. dołków, moje "dołki" polegaja na tym, że tłumię gniew, zamiast wyrzucic z siebie, ale uczę się :-)))
Koma!!!! No jak trafiłam Twój czuły punkt, prawda??> Rodzice Ci powtarzali, że jestes do niczego, że jestes głupia, że jesteś baranem, tak? To Ty sama siebie uważasz za głupią :-)))) ...koma, to że będziesz innych ludzi wyzywać od głupich nie sprawi, że Ty staniesz się mądrzejsza :-)))) Dlatego tak bardzo Cie drażni, gdy pisze o małej, że czegoś nie umie :-))) Bo przypomina Ci się, jak Twoi rodzice Cię wyzywali do baranów i głupich albo w klasie byłas największym baranem :-)))....i dlatego mnie tak atakujesz, bo Ci sie przypominaja traumy z dziecinstwa. Kochana, to Ty masz problem, nie ja :-))) I sama go sobie rozwiąż , zanim będziesz pouczac innych, jak mają żyć.
Szkoda mi tych dzieci, na których się wyżywałas jako pedagog, gdybym miała do czynienia z taka osobą jak Ty, niekompetnetną i zakompleksioną, doprowadziłabym natychmiast do zwolnienia Ciebie z pracy, nie nadajesz się by byc pedagogiem...z takim podejściem do ludzi....jaka to szkoła kształci takich słabych pedagogów ?
A od mojego życia sie odwal i od małej też sie odwal, bo ona sama dobrze wie, z kim ma najlepsze relacje i kogo lubi i nawet jej matka nie jest w stanie wpłynąć na to, że mała mnie uwielbia, między innymi dlatego, że jej nigdy nie krytykuję, a dużo chwalę,więc Ciebie by nie polubiła. :-)))
Zyfika...Nie napisałas jeszcze, że mam zeza, piegi, gruby tyłek i sama do siebie gadam.
Do dzieła!!
Agresji ciąg dalszy.
))
925 2012-05-02 16:21:42 Ostatnio edytowany przez zyfika (2012-05-02 17:13:42)
Zyfika...Nie napisałas jeszcze, że mam zeza, piegi, gruby tyłek i sama do siebie gadam.
Do dzieła!!
Agresji ciąg dalszy.
))
Ooooo widzę, że powtarzasz po mnie moje dobre teksty i teraz można sie zastanowić, czy osoba, która powtarza sekwencje zasłyszane w jej mniemaniu od głupków jest w pełni rozumu? ;-)
A wracając do Twojego pytania....podejrzewam, że w Twoim przypadku jest to wysoko prawdopodobne: może tak być, że uważasz siebie nie tylko za głupią, ale też za mało aktrakcyjna osobę - co nie znaczy, że tak jest obiektywnie - po prostu Ty masz taka opinie na swój temat, wszystko na to wskazuje co tutaj piszesz, że tak może własnie być.
Niestety może tak też być, że sama do siebie gadasz - wątpię, że ktoś Ciebie słucha, ludzie nie lubią słuchać takich czepliwych i gderliwych osób, jak Ty, więc bardzo możliwe , że gadasz sama do siebie. Być może jestem jedyna osobą, która zwraca na Ciebie uwagę i dlatego mnie zaczepiasz bo zauważyłaś, że jestem bardzo toleracyjną osobą, odporną na krytykę i z Tobą dłużej rozmawiam niż inni:-)))) i to jest coś, czego Tobie brakuje...przeciwieństwa sie przyciagają....cóż mój partner też ma taki upierdliwy charakterek jak Ty, ...ludzie go nie lubią i nie ma znajomych bo wszystkich wokół siebe krytykuje, a siebie przedstawia jako najmądrzejszego,chociaż właściwie to zawsze ma dobre intencje, ale ludzie zazwyczaj mają sami kompleksy i nie lubią przebywac z takimi osobami ....
wynika to właśnie z jego niskiego poczucia własnej wartości bo w głębi duszy uważa zupełnie na odwrót i ma kompleksy z tego powodu....no ale to ja o tym wiem, a inni już raczej nie rozumieją skąd się to bierze i nie mają tyle tolerancji i gdyby nie moja wyrozumiałość, wysokie poczucie własnej wartości i dystans do siebiei poczucie humoru, to dawno byśmy nie byli parą....wiem, że mu tym bardzo imponuję, bo ludzie mnie lubią, bo w każdym staram sie znaleźc coś pozytywnego - mam coś, czego mu brakuje i uzupełniam jego braki w ten sposób :-))))
Wiesz, chwilami Cię trochę rozumiem i chwilami mi Ciebie szczerze szkoda, bo podejrzewam skąd takie zachowania u Ciebie.... i dlatego traktuje Cię raczej z przymrużeniem oka .... dziś akurat miałas pecha, bo trafiłaś na mój gorszy dzień i niestety troszkę Ci sie oberwało tym razem , ale zasłużenie, za obrażanie ludzi, ale już mi przeszła złość na Ciebie.
926 2012-05-02 21:36:57 Ostatnio edytowany przez Alutka131 (2012-05-02 21:37:28)
Hej:)
Poczytałam sobie, chcę coś dopowiedzieć, najwyżej się zakręcę:D
Braxton, a propos komunii to zaraz będę mieć podobny problem jak Ty, z tą różnicą, że nieco w odwrotną stronę. Otóż zaproszenia zapewne nie będzie, raczej się go nie spodziewam, wiem natomiast, że niezależnie od tego, czy dziecko rozumie o co w tym chodzi czy nie, komunia jest to ważnym dniem dla niego. Tak więc postanowiłam, że na chwilę odstawię animozje i jeżeli dziecko zechce, to pójdę do na mszę. Na imprezie być nie muszę. Nie usiedziałabym raczej przy jednym stole z ex, niech sobie każdy myśli co chce, wspólnych tematów z nią nie mam, a męczyć się nie będę. I tyle. A Ty faktycznie popatrz na to z drugiej strony: ona jest GOŚCIEM na tej komunii. Ty ją zapraszasz, nie odwrotnie. Już z tego faktu jak dla mnie co nieco wynika:)
Zyfika, powiem tak. Mam podobny problem do Twojego i rozwiązanie jest jedno: zasady zachowania się dziecka w Waszym domu ustalacie wspólnie. Wytłumacz partnerowi, co Cię drażni i dlaczego, a jeżeli on nie bierze Twojego zdania pod uwagę to jest niefajnie. Bo dla mnie to jest tak...albo mężczyzna z "dorobkiem" szuka kobiety, z którą stworzą rodzinę z jego dzieckiem, albo szuka matki dla swojego dziecka. Różnica jest, owszem i to dość spora. Jesteś zazdrosna o jego dziecko? Ja też bywam, ale zadaj sobie pytanie: jakim to dziecko jest dla Ciebie zagrożeniem? Żadnym. I żadna rywalka dla Ciebie, chociaż ona z Tobą rywalizować o ojca będzie, mogę Cię zapewnić. Moim zdaniem kwestię do ogarnięcia ma Twój partner, a nie Ty. A kupowanie 5-latce złotej biżuterii uważam za absurd i totalną durnotę, niezależnie od tego, kto kupuje, matka czy ojciec. Krótko mówiąc, Ty i on musicie ustalić zasady postępowania. Wnerwia Cię sprzątanie po niej? NIE SPRZĄTAJ, niech ojciec sprząta. Za moment się wnerwi i albo sam zacznie sprzątać, albo uczyć dziecko porządku. Tyle że przez trochę będziesz mieć w domu totalny bajzel. Ja w którymś momencie powiedziałam, że do małej pokoju nie wchodzę, choćby się waliło i paliło, ona sama tam sprząta, ręki nie przykładam. Faktem jest natomiast, że taki sposób postępowania ustaliłam z partnerem wspólnie, co dziecko ma sprzątać, kiedy i że ma chociażby nie zostawiać zabawek w naszym pokoju, bo od tego ma swój. I powiem Ci tak...to jest przykre, ale prawdziwe, że im więcej się będziesz na małą wnerwiać, tym gorszy efekt osiągniesz dla siebie. Twój partner będzie zły, że na nią ciągle buczysz i będzie się starał jej bronić przed Tobą. Mnie często gęsto mała irytuje, ale staram się tego nie okazywać, myślę sobie, co jest, żeby dorosłą babę wnerwiało 9 letnie dziecko? Poza tym jeżeli ojciec pewnych zachowań nie uczy, to Ty tego nie nauczysz, choćbyś na głowie stawała, bo dzieciątko Ci zaraz powie, że nie jesteś jego mamusią i słuchać Ciebie nie musi. Możesz osiągnąć efekt, ale tylko przy współpracy ojca dziecka. I olewaj "złośliwości" dzieciątka. Dla swojego własnego zdrowia. I zadbaj o przestrzeń dla siebie:)
A propos..tak się zastanawiam, czy ja jestem macochą mądrą czy głupią:D A może to źle, że się w ogóle zastanawiam, sam ten fakt o czymś świadczy?
Zyfka jesli chcesz zyc w tym zwiazku to musisz sie nastawic pozytywnie do tego dziecka. Nie ma wyjscia. Jeslu sie porobi, porzyga czy cokolwiek innego twoim obowiazkiem jest jej pomoc, to w koncy 6latka a nie 26latka. Twoje zachowanie troche uwazam za niezrozumiale i chyba fakcznie bardziej wynikajace z frustracji tym ze twoj partner niebardzo interesuje sie tym jakie masz zdanie na ten temat i nie ma zamiaru nic zmieniac. Zjawiska psych. i psychologia o ktorej sama piszesz dzialaja rowniez i na ciebie. Dzialaja na kazdego, nie da sie od nich uciec. Musisz poukladac sobie najpierw relacje z partnerem, nie ma innego wyjscia zeby ylo lepiej. Potem wspolnie ustalic regulu co do dziecka. idzcie do specjAlisty ktory bwdzie dla twojego partnera wiekszym autorytetem i moze do niego dotrze.
Hej Dziewczyny
Znalazlam to forum wczoraj i tak czytam, czytam... Z niektorymi wypowiedziami identyfikuje sie bardziej, z niektorymi mniej.
Jestesmy razem od dwoch lat, on ma dwojke 8latkow. Na szczescie my mieszkamy pare tysiecy kilometrow dalej i jezdzimy "do dzieci" 2-3 razy w roku. Czyli do przezycia.
Na poczatku tez wydawalo mi sie, ze co to za problem. "Mam dzieci" - OK, to se miej. Ja mam koty. Dopiero w praniu wyszlo co to tak naprawde znaczy, tym bardziej, ze moj z tych tatusiow angazujacych sie. Telefony pare razy w tygodniu i zycie ich zyciem. Na poczatku obserwowalam spokojnie, ale z czasem zaczelo mi to przeszkadzac. Zrobilam afere raz czy dwa jak dostal telefon po 22.00 - dla mnie to cisza nocna i nie bardzo rozumiem telefony w srodku nocy bez waznego powodu. A jesli juz chce byc dyspozycyjny na kazde skiniecie i pierdniecie ex i dzieci to prosze bardzo - spisz sam, ja sie chce wysypiac do pracy. O dziwo, zalapal, od tamtej pory wycisza telefon
Generalnie ja mam taka metode, ze skupiam sie na swoim zyciu i na naszym. Jego przeszle i zwiazane z dziecmi pomijam, udaje, ze ich nie ma. Jak czasem cos zaczyna na temat ich czy ex, to jak jestem w humorze to wyslucham, a jak nie to zmieniam temat. Jego ex, jego dzieci, jego problem. Ja na swoje dzieci jeszcze nie jestem gotowa i nie wiem, czy kiedykolwiek bede, wiec tym bardziej nie rozumiem czemu mam sie zmagac z problemami cudzych dzieci - nawet jesli to dzieci mojego M. to dla mnie obce osoby.
Wystarczy na poczatek tych wynurzen I tak pewnie stwierdzicie, ze niezla ze mnie franca
))
Hej - miło Cię poznać.
Franca??? raczej nie w końcu każdy ma prawo do własnego podejścia do życia,ludzi itp...czasem ludzie tacy jak Ty czyli dzielący życie na to jakie było przed a jakie jest teraz pomaga nam bardziej angażującym się zejść na ziemie :-)
W każdym razie co do telefonów w nocy, ja jestem z tych co stety lub nie ( tu odpowiedź do wyboru) pokochałam córkę mojego M. i kiedyś na początku kiedy już żadne metody ex nie skutkowały na nas spróbowała tego triku.Oczywiście była 24 w nocy ale uzgodniliśmy, że ponieważ dziecko jest małe odbiera każdy telefon.Tak też uczynił , odebrał , wysłuchał (niby straszna gorączka,niby majaki, niby dreszcze itp) zaproponował, że podjedzie i pojadą do szpitala...chyba ją zatkało bo oczywiście zaczęła przepraszać, że ona nie chciała nas budzić i że ona tylko z informacją.Nigdy więcej nie zadzwoniła w nocy.Nie dalismy się sprowokowac, zdenerowac i tym oto sposobem kolejny raz zmieniła taktykę na mniej inwazyjną.M odbiera każdy telefon ponieważ nigdy nie wiadomo co się dzieje,gdyby działo sie coś poważnego sama bym sobie nie darowała,że nie odebrał.
P.S prowiant zrobiłam , łącznie z kanapką dla ex.Ja bym się ze wstydu spaliła ale nie ona:-) usmiechnieta uznała, że jesteśmy wielką cudną rodziną.Przyjechała oczywiście z nowym - kolejnym Panem :-)
Mam jeszcze do Was pytanie z innej beczki, mój mąż i ja wychowujemy jego córkę, matka nie chciała jej gdyż założyła nową rodzinę, nowy facet i nowe dzieci. Nasza mała niedługo ma Komunię i rodzina mega męża stwierdziła że matkę M. należy zaprosić na Komunię i tak też mój mąż uczynił, pomimo wcześniejszych ustaleń że otrzyma tylko powiadomienie o Komunii. Powiedzcie mi, czy ja już popadam w paranoje i w mega złośliwość że na tej Komunii nie chce się pojawić jeśli ONA tam będzie? Mam ogromny żal do męża i jego rodziny o to, przez ostatni czas kłóciliśmy się o ten fakt niemal codziennie. Ja już wcześniej mówiłam, że jeżeli będzie ONA to mnie nie będzie. Naprawdę nie sądzę, zeby była super mamą że jej obecnośc jest obowiazkowa na tej rodzinnej uroczystosci. Z M. spotyka się 3-4 razy do roku, ale na kazde zawołanie kiedy chce się spotkać z córką my jej to ułatwiamy, nie utrudniamy.
Pozdrawiam i proszę o radę, może któraś z Was była w podobnej sytuacji?
braxton24 - nie dajcie się zwariować! Matka jak chce uczestniczyć w Komunii dziecka to może przecież zabrać je po południu do siebie lub spędzić razem z dzieckiem następny dzień i razem świętować. To Wy jesteście rodziną, matka dziecka nie jest Wasza rodziną. Jest rodziną dziecka. Ma prawo uczestniczyć w tym święcie ale na litość Boską nie z Wami - jeśli tego nie chcecie! Co to za głupi pomysł!!!???
Mój partner został ledwie powiadomiony o Komunii syna, poszedł tylko do kościoła, bo matka wręcz zabroniła mu przychodzić do jej domu. Ja to nawet do kościoła nie mogłam z nim pójsc, zeby jej nie zdenerwować i nie zepsuć dziecku komunii! Chora baba! Nawet pod kościołem nie dała porozmawiać z dziećmi, tylko wepchała je do auta i odjechała. On spotkał się z synem za dwa tygodnie - zgodnie z rozpiską sądową i tez nic się nie stało. Dał prezent i życie toczyło się dalej. Oczywiście nie proponuje zachowywać się tak jak w naszym przypadku, ale uważam, to za wielki afront w kierunku Twojej osoby. Ja bym się nie zgodziła na takie rozwiązanie jak u Ciebie. Najpierw poświętujcie Wy, a potem niech matka świętuje z dzieckiem.
Pozdrawiam
Cześć metaksa:) Po raz kolejny powiem, że miło powitać nową osobę w naszym gronie:)
Jaka tam franca z Ciebie, znam gorsze przypadki:D A poważnie... Popieram Twój pogląd życia swoim (waszym wspólnym) życiem. U mnie było podobnie, usłyszałam: "mam córkę". A powiedział to takim tonem, że od razu zapytałam: co z tego, czy ona gryzie?? No i mam, możnaby rzec, "za swoje". Gdybym wiedziała, z czym to się je, pewnie bym się bardziej zastanowiła. Wnerwiają mnie wieczne telefony z pierdołami, więc postanowiliśmy wieczorami telefon wyciszać. Zresztą exi po paru akcjach gdzie dzwoniła totalnie bez sensu i miała to jasno wytłumaczone, przestała przesadzać. I nie martwię się tym, bo gdyby odpukać coś się stało, to ma jeszcze inne kontakty do nas i na pewno by się dodzwoniła, także spokojnie w tym względzie. I też od jakiegoś czasu, słusznie lub nie, przeszłam na pogląd: nie moje dziecko, nie mój problem i tyle. Co nie znaczy, że olewam totalnie i nie pomagam, ale generalnie stoję na stanowisku, że to nie mój problem. I zdrowsza jestem od tego:)
co do komunii, to widzę, że nie mnie jednej przyjdzie się z tym zmierzyć. U nas totalna kołomyja, najpierw matka sama z siebie stwierdziła, że dziecko do komunii nie pójdzie, powody pomijam, bo nie chce mi się tego nawet komentować. Po czym, znowu sama z siebie mamusia doszła do wniosku, że dziecko do komunii pójdzie,komunia odbędzie się w czerwcu i..na tym koniec. W ten sposób to przekazała mojemu partnerowi. Tak więc wiadomo, że komunia jest, nie wiadomo kiedy dokładnie i róbta, co chceta. Więc nie robimy nic. Ja tam w ogóle nie myślę o jakimkolwiek zaproszeniu dla siebie, mogę pójść do kościoła i tyle, tego mi nie zabroni, przykro mi natomiast ze względu na mojego. Dziecko zapewne będzie chciało, aby tata był na komunii.
macocha, powiem Ci, ze taki podzial mi przynajmniej pomaga - w pewnym momencie, na poczatku, to naprawde czulam sie jak druga zona, z tym, ze jakby z pierwsza zupelnie rozwodu nie bral! Dzwonila, pisala, zawracala mu glowe, jakby nic sie nie zmienilo! No halo! Ja rozumiem, ze dzieci, ale wszystko ma jakies granice. W ogole uwazam, ze jesli dla ludzi dzieci sa najwazniejsze, to nie powinni sie oni po rozwodzie wiazac, ani zawracac nikomu w glowie, a na pewno nie oczekiwac, ze przygruchaja sobie nowa mamusie / tatusia dla dzieci - niby z jakiej racji? My mozemy, jesli mamy taka ochote, dzieciom matkowac, ale nie zeby tak z urzedu to byl nasz obowiazek.
A z telefonami to jest tak, ze nawet jak ona zadzwoni, ze ktores ma goraczke to co ten moj M moze zrobic na taka odleglosc? NIC. Wiec co za roznica kiedy sie o tej goraczce dowie? Czy o 24:00 czy nastepnego dnia rano? Zadna. Ale tez wydawalo sie mojemu chyba, ze jest taki niezastapiony i doceniony, jak odbierze ten telefon - dopoki mu logicznie nie wytlumaczylam, ze tak naprawde nie ma to zadnego znaczenia poza jego samopoczuciem.
Alutka, dzieki za powitanie i w ogole za pomysl z watkiem - super sprawa. Czasem czlowiek musi sie wygadac, a niebardzo ma przed kim - macie racje, ze jak ktos nie doswiadczyl takiej sytuacji, to wlasnie bedzie bredzil takie farmazony typu "widzialy galy co braly". Jasne. To tak jak lizac lizak przez papierek, albo opisac komus smak czekolady - nie da sie, dopoki nie sprobujesz sama.
Dziewczyny a macie wspolne dzieci? Jest wtedy latwiej czy trudniej?
Cieszę się zawsze,jeżeli ktoś tu zagląda:) Skoro można sobie pomóc wzajemnie, wymienić poglądy, to jest super:)
Drogie Panie czy wasi mezczyzni zwiazani
sa z ex kredytem?
U mnie nie. I chwała Panu:) Jeden problem mniej.
My mamy wspolne dziecko. U nas wplynelo to tylko na plus naszego zwiazku, relacji i sytuacji. Oczywiscoe bylo kilka zgrzytow ale gdzie nie ma :-) . Moj maz na szczescie nie mial zadnego kredytu z ex i wspolczuje tym ktorzy maja.
Moj tez nie ma wspolnego kredytu - wspolne dzieci w zupelnosci wystarcza
PS: Alutka, no w koncu fotke dalas
Tak oto wyglądam:D
He he he. Szwagier nazwał mnie kiedyś Alakoala - tak zostało:D
Ja byłam związana z moim byłym mężem kredytem hipotecznym, długo czekałam na podział majątku, a jeszcze dłużej na jego spłatę. Po dwóch latach w końcu spłacił mnie. Nie obyło się oczywiście bez sprawy w sądzie. Powiem tylko, ze to on tak długo zwlekał, bo mu było wygodnie. Potem wziął nowy kredyt na spłatę mnie i tego wspólnego. Sąd go do tego zmusił, bo z własnej woli to by ciągnął sprawę latami. Zapłacił mi tez odsetki za zwłokę - taka byłam wredna:)
Była zona mojego partnera 3 lata zwlekała zanim podpisała mu kwit z podziału majątku.
Wspólne kredyty to kula u nogi, ale trzeba się jej jak najszybciej pozbyć.
Mój niestety jest nadal związany kredytem. Kosmicznie to utrudnia życie, zwłaszcza, że do niej nie dociera, że mieszkanie na które kredyt był brany niszczeje, bo nikt w nim nie mieszka (najpierw chciała tam mieszkać a potem się przeprowadziła do faceta z którym zdradziła mojego G) i przez to traci na wartości, a G chciał nie raz sprzedać tamto mieszkanie i spłacić tym samym kredyt, a to co zostałoby podzielić na pół.
Ona jednak jak jaka głucha - nic nie dociera niestety.
A proces sądowy tak koszmarnie przedłuża, jakimiś głupotami.... ja tego nie rozumiem. Ja po usłyszeniu jej stwierdzenia że G jest dla niej rozdziałem zamkniętym, na jej miejscu chciałabym jak najszybciej pozamykać sprawy formalne - a jej działanie jest całkowicie odwrotne.
Ostatnio na własnej skórze przekonałam się jak biedna to osoba. Ona najwidoczniej nigdy nie poznała i myślę, że nie chciała poznać co znaczy miłość, czułość - takie podstawowe uczucia, bo ona potrafi podnieść głos, ale złościć już nie - taka mimoza trochę, z elementami próżności.
Jak stanęłam z nią oko w oko to stwierdziłam, że miałam tyle spokoju kiedy nas unikała jak ognia i dziecko było "wydawane" przez półotwarte drzwi.
Znowu zaczne ja ... lubie czytać wasze opinie na tematy które nas łączą dlatego zasypuje pytaniami :-)
A co z wakacjami??Jak je spędzacie?czy wasi mężczyźni ( konkubęci lub już mężowie) mają na wakacje pociechy z poprzednich związków??jesli tak to jak je spędzacie? czy wyjeżdżacie razem??
Z reguły dzielimy urlop pół na pół. Połowę spędzamy z dzieckiem, połowę sami.
U nas dziwnym trafem nasze urlopy rzadko sie pokrywaja Wiec on jedzie na czesc urlopu do dzieci, albo na caly, a kolejny spedza ze mna. Ja staram sie unikac wspolnych wyjazdow i przebywania z dziecmi 24 h na dobe, bo nie dziala to dobrze na moja psychike
944 2012-05-14 17:18:19 Ostatnio edytowany przez macocha (2012-05-14 17:18:51)
Matko czy tylko ja jestem takim wynaturzeniem które robi wszystko dla dziecka mojego M.??
A po co to robisz? Czujesz taka potrzebe czy z poczucia obowiazku?
Czuje ...ale zaczyna mnie to przerażać...
Czemu przerazac? Rozwin sie troche, nie chce Cie ciagnac za jezyk
Nie tylko ty macocha. Ja tez. Kiedys bylo inaczej ale odkad jest mlody a my tworzymy naprawde fajna rodzine mloda jest jak moje dziecko przez pol miesiaca. Nie wyobrazam sobie jej traktowac gorzej, czy w czyms jej nie pomoc itd. Tylko jakos przytulac swobodnie jej niepotrafie.
Macocha, jakie wynaturzenie..?;)
Człowiek się całe życie uczy, może i mnie priorytety się zmienią...
Shedir, nie zebym sie czepiala, ale chyba jednak nie jak swoje - chyba, ze swojego dziecka tez swobodnie nie przytulasz
Pytanie do mam: czy da sie cudze dziecko pokochac jak swoje?
Pytanie do nie-mam: czy da sie cudze dziecko pokochac "jak swoje", nawet gdy sie (jeszcze) nie ma swojego?
Metaksa, nie wiem, czy to zależy od tego czy się ma swoje czy nie...Ja nie mam swoich dzieci. Ale chyba nie dlatego uważam, że nie da się cudzego dziecka pokochać jak swoje. Dla mnie to wynika bardziej z faktu, że dziecko, które wychowuję, można by rzec od czasu do czasu, ma matkę, której ja nie zastąpię i nawet nie chcę. Dla tego dziecka zawsze będę "obcą" osobą. Z rozmów z różnymi osobami wnioskuję, że jak ma się swoje dzieci, to jest się nieco bardziej wyrozumiałym dla cudzych:)
952 2012-05-14 20:53:56 Ostatnio edytowany przez shedir (2012-05-14 22:01:34)
Masz rrację ale powiedzmy tak, chce dla niej dobrze tak jak dla swojego, chce żeby była szczęsliwa i nie utrudniam jej tego, staram się pomagac i dbam jak o własne dziecko. Ale jej nie kocham i myślę że nigdy nie będe. Lubie ją, jestesmy w jakiś sposób związane, mam do niej pozytywne nastawienie i szukam wielu pozytywów ale pokochac nie potrafie. Kocha ją za to mój syn, a jej przyrodni brat i ciesze się z tego bardzo.
Czy da się pokochac nie swoje dziecko..da!! Swojego siostrzeńca i siostrzenice kocham jak swoje iżycie bym za nich oddała w każdej chwili. Może przytulac, całowac jak swoje. Zupełnie obce dziecko myśle też bym była w stanie pokochac jak swoje. Dziecka swojego męża nie potrafie i świadoma tego jestem, nie oszukuje się. Nie potrafie teraz i nie pokocham nigdy ale chce ją akceptowac i móc by dla niej wsparciem w przyszłości jak i teraz.
DLaczego nie potrafie...myśle ze zbyt wiele negatywnych przeżyc, emocji wydarzyło się w związku z nią w moim życiu choc wiem, że ona sama nie jest temu winna. ALe mam blokade i chyba nigdy jej nie pokonam.
Shedir, to prawda co piszesz o blokadzie i negatywnych emocjach. Jeżeli nie miałabym tyle negatywnych emocji z małą związanych, co zaznaczam, nie jest jej winą, to pewnie miałabym inne podejście. Staram się jej pomagać, chcę żeby była szczęśliwa, żeby czuła się dobrze w naszym domu ale jej nie kocham. Jestem tego świadoma i uważam, że lepiej w ten sposób, niż na siłę coś udawać. Fałsz mała wyczuje na kilometr:) Chociaż..czasem jak mówię, że mnie irytuje, to słyszę, że to dobrze, bo znaczy że mnie obchodzi. Trochę prawdy w tym chyba jest...
954 2012-05-15 08:32:45 Ostatnio edytowany przez Ewarg (2012-05-15 08:52:02)
Jak zwykle po dłuuuuuugiej przerwie się odzywam.
Dobrze rozumiem Shedir. Znam to uczucie.
Jak wiecie od kilku lat mieszkają z nami dzieci męża z pierwszego małżeństwa. Wiele dla nich robię ale nic nie czuję. Owszem akceptuję, pomogę ale to wszystko. Przykład - kiedy moi synowie byli małolatami i dostałam telefon ze szkoły że coś sobie zrobili i potrzebna pomoc medyczna, rzucałam wszystko i biegłam co sił w nogach. A jakiś czas temu zadzwonili ze szkoły pasierba w takiej samej sprawie i co zrobiłam? Po ułożeniu wszystkich spraw pojechałam go odebrać. Nie miałam żadnych emocji. Udawałam że przybyłam najszybciej jak mogłam. A dlaczego? NIe zdążyłam dojechać z nim do domu jak dzwoniła jego mamusia czy aby dobrze się o niego troszczę. Zawsze czuję jej obecność. Wciąż mam wrażenie, że ma podsłuch w moim domu. Potrafi kilka razy dziennie dzwonić do mlodych i wypytywać (chawała bogu, że tylko do nich).
Najstarszy pasierb tak mnie nie znosi, że obraża w obecności rodziny i ojca w naszym domu. "Flaki bym mogła wypróć" a on i tak mi dokopie. Ostatni atak - nie zmusiłam mojego syna aby przyjechał na jego ślub. A mój syn i synowa uzgodnili że skoro on nie był na ich śłubie (bo nie chciał być gdyż mnie nie cierpi) to oni nie mają takiego obowiążku. Oboje z mężem przyznaliśmy im racje. Po ostatnim jego ataku na mnie, mąż wyprosił go z naszego domu. Potem jak emocje minęły po raz setny poszedł rozmawiac z nim, tłumaczyć że nie ma ani podstaw ani prawa tak mnie traktować i ma nas przeprosić. Na próżno. On uważa, że mu wszystko wolno a ojciec jest głupi że jest ze mną. Ma wsparcie w narzeczonej i matce. Mimo iż młodsze dzieci mieszkają z nami i są zadowolone i chwalą się jak dbam o nich to ten idzie ślepo w zaparte.
A finisz całej sprawy będzie nidługo - mąż poinformował go, że nie będzie nas na jego weselu. No i to też ja zmusiłam do takiej decyzji. Młody nie ugina się ani o milimetr, ja beczę, młodsi chodzą ze zwieszoną miną a mąż dzielnie dźwiga całe brzemię.
Macocha pytałaś co z wakacjami - u nas jak do tej pory ich nie było. Mimo próśb dziecko w czasie wakacji nie miało z nami kontaktu. W ogóle do września ubiegłego roku dopóki z pomocą pedagoga szkolnego nie ustalił tych marginalnych widzeń dwa razy w miesiącu to dziecka nie widywał po dwa trzy miesiące z rzędu nawet, o jakimkolwiek innym kontakcie też można było pomarzyć i włączam w to czas, w którym nie byliśmy jeszcze razem. Dopiero "postraszenie" sądem i pedagogiem troszkę pomogło, ale tak naprawdę to nigdy nie wiadomo co będzie.
Ja nie wychodzę z punktu, że zrobię wszystko dla córki partnera. Myślę, że z racji posiadania własnej córki jest mi łatwiej sprawiać jej drobne przyjemności (np. upiec czy ugotować ulubione potrawy, czy kupić od czasu do czasu jakieś ubranie). Większość spraw, podczas spędzania wspólnego czasu wychodzą dość naturalnie - czy spędzamy czas aktywnie na wspólnej zabawie na świeżym powietrzu czy leniwie na oglądaniu wspólnie bajek. Choć fakt, przytulanie jej ostatnio przychodzi mi odrobinę trudniej - nie jest to jednak mocno widoczne, bo dziewczynka ogólnie nie przepada za przytulaniem i okazywaniem emocji (no ale skoro mama jej ich nie okazuje, a jest z nią większość czasu to nie ma jak się takich odruchów nauczyć).
To zależy od każdej z nas osobna, od zasad jakie posiadamy i blokad jakie mamy nałożone (ja myślę, że też jakoweś posiadam, choć jeszcze ich nie ukonkretniłam). Pytanie czy chcemy czy nie chcemy ich modelować w kierunku do dzieci naszych partnerów z poprzednich związków.
Myślę, że da się jak najbardziej pokochać cudze dzieci jak swoje - tak jak napisała Shedir - ja choć z moim bratem żyję niejednokrotnie gorzej niż pies z kotem, to jego dzieci kocham niezmiennie i nieba bym im przychyliła i tak było jak jeszcze moje córki nie było na świecie. Szkoda mi tylko, że nie mam ku temu możliwości niestety.
Być może to wszystko kwestia nastawienia - same dzieci nie zawsze są winne naszym różnym emocjom, choć mogą się do nich skutecznie przyczynić.
Wiecie co, ja mam podobnie - z uczuciami do siostrzenic nie mam problemu, uwielbiam je. Natomiast jak sie bardziej zastanowilam o co chodzi z pasierbami, to doszlam do wniosku, ze przeszkadza mi tylko i wylacznie fakt, ze to dzieci mojego M!!! Ze np. gdyby to byly dzieci jego siostry, to nie byloby problemu!
Dla mnie jedyna recepta to traktowac je "obiektywnie", staram sie zapomniec, ze to dzieci jego i ex. I wtedy jest dobrze, moge sie z nimi bawic, itp.
Natomiast jak Alutka mam wrazenie, ze i tak bede dla nich obca baba, tym bardziej, ze rzadko sie widujemy. Dlatego nie spinam sie za bardzo, nie staje na uszach i na pewno nie bede chodzic jak mi zagraja, tylko po to aby mnie polubily.
Ok.mam chwilę na opisanie czemu się tak dopytuje:-)
Widzicie ja małą pokochałam.Tak dokładnie - POKOCHAŁAM. Nie mamy z M. jeszcze dzieci.
Idę do sklepu i zamiast sobie kupuje coś dla niej,szukam imprez w okolicy aby mała aktywnie spędzała czas a jak jest zimno i nie mam pomysłu na to co z nią bedziemy robić to szperam w necie i wynajduje zabawy lub prace ( takie jak dzieciaki robią w przedszkolu lub tematyczne - w zimę bałwanki z waty itp.) kupuje różne przybory i przedmioty do wycinania, wyklejania , prac plastycznych, jedziemy na wakacje i mysle gdzie było by fajnie ja zabrać.Koleżanki w pracy śmieją się ze mnie, ze nie jedna matka nie poswięca tyle czasu i nie zajmuje się swoim dzieckiem co ja małą.Po ostatnich zakupach wręcz nakrzyczały na mnie, że mam o sobie pomyśleć a nie o obcym dziecku bogatej baby ( niestety mama małej nie zaskarbila sobie sympatii moich kolezanek :-)).Nawet kiedy doszło do kolejnej żałosnej sytuacji ja zamiast się zbuntować zrobiłam coś zupełnie innego....zaczynam się zastanawiac czy naprawdę jest ze mna coś nie tak czy może poprostu tak wygląda miłość do dziecka które jednak jest częścią naszego ( mojego i M.) domu.Która jest jedną z najważniejszych kobiet dla mojego M i która jest małym skarbkiem dla mnie dającym mi wiele radości ale i wiele łez ( w sytuacjach np.takich jak przychodzi przytula się do mnie i pyta czy nadal będę ją kochała kiedy będę miałą dzidziusia z tatą,albo kiedy mówi mi ciociu kocham Cie bo Ty jesteś dla mnie taka dobra, albo kiedy mój M do niej dzwoni a ona mówi tato chce z ciocią rozmawiać).Mam chyba za dużo czasu ostatnio na myślenie...
A ja myślę, że to bardzo piękna postawa.
Powtarzam się, ale dalej będę uważać, że dziecko niejednokrotnie nie jest winne naszemu nastawieniu, a jeśli staje się tak, że my je kochamy i ono odwdzięcza się nam takim samym uczuciem to tylko się cieszyć.
Ja myślę, że mimo całej mojej sympatii do córki partnera, wszystkich myśli jej dotyczących - to gdzieś w mojej podświadomości, kryje się strach (choć wiem, że irracjonalny), że z jakiegoś powodu coś pomiędzy mną a partnerem się zepsuje i to odbije się na mojej córce. A z racji tego, iż ojciec biologiczny mojej córki - ojcem zwać się raczej nie powinien i partner wspaniale zastępuje ojca jakiego mała od zawsze powinna mieć - daje wsparcie, uczucie, zainteresowanie i bezpieczeństwo - mocno zaniżył moje poczucie własnej wartości, to pewnie jeszcze długo z takimi problemami będę się borykać.
Dziewczynka partnera jest naprawdę fajną, mądrą-dziewczynką tylko niestety zaniedbaną przez matkę pod wieloma względami - a ja na chwilę obecną jestem na etapie czy rzeczywiście to ja powinnam te zaniedbania nadrabiać.
Macocha, a weź Ty się nie przejmuj tym co koleżanki mówią. Pokochałaś małą? Udało Ci się? No i dobrze:) Widocznie tego obie potrzebujecie. Ja nie próbowałam nigdy w ten sposób zbliżyć się do małej, ona jest bardzo związana ze swoją matką, co wielokrotnie dawała mi do zrozumienia. Więc odpuściłam. Ty także nigdy matki nie zastąpisz, tego bądź świadoma, ale dobrze, że jesteś blisko z dzieckiem. Ja nie potrafię, ale też nie będę z tego powodu popadać w paranoję, dziecko ma oboje rodziców, ja zawsze będę "obca". Staram się nasze stosunki układać poprawnie, walczę ze swoimi rozmaitymi ograniczeniami.
Ewarg...jak przeczytałam Twój post, to się zaczęłam zastanawiać, do jakich paranoi dochodzimy. Ojca nie będzie na weselu syna, bo syn nie lubi macochy...masakra. W takich momentach powinno się chować pewne rzeczy do kieszeni i być ponad urazy, ślub to ważny moment w życiu. A jednak tak się nie dzieje. Kurde, wiem, że różne mamy przypadki, ale zawsze się temu dziwię. I nie rozumiem.
960 2012-05-16 08:39:04 Ostatnio edytowany przez Ewarg (2012-05-16 09:01:02)
Myślałam, że z moich wypowiedzi zrozumiecie co chciałam Wam przekazać ale tak się nie stało.
Na początku bardzo starałam się i zabiegałam o względy dzieci mojego męża. Z młodszymi się udało a z najstarszym nie ale o tym później. Mimo iż młodsze dzieci (w tej chwili prawie dorosłe) od pewnego czasu mieszkają z nami to matka po kilka razy dziennie wydzwania do nich i wie wszystko co dzieje się u nas. Nabierasz dystansu do dziecka kiedy wiesz, że ściany w twoim domu mają uszy. Ta kobieta na odległość ponad 500km próbuje sterować wszystkimi. Młodsze dzieci nie raz ścinają się z nią o nas. Jest im z nami dobrze i złoszczą się, ża mama próbuje mieszać. A co do najstarszego? Alutka - ojciec na ślubie będzie ale zdecydował, że skoro syn nie życzy sobie na weselu macochy to i ojca. Zresztą awantur na mój temat pomiędzy panami od początku było wiele. Młody uważa, że jestem... powinnam zniknąć bo on tak sobie życzy. Przez długi czas próbował rodziców połączyć na nowo a kiedy się nie udało to zaczął postanowił mnie zniszczyć. Nie byłabym pewna reakcji twojego partnera gdyby jego dorosły syn, który powinien rozumieć wiele z życia zachowywałby się jak rozwydrzony bachor i żądał od ojca aby rozstał się z tobą. W tą grę wciągnął swoją narzeczona i moją synową. Narzeczona pasierba potrafi codziennie dzwonić do mojej synowej i jechać jadem na mnie. Moja synowa nie odbiera od niej już telefonów i to mojemu mężowi zrobiona o to awanturę ? bo to moja wina ? nastawiłam synową.
Alutka - masz rację że ślub, to ważna chwila w życiu dziecka. Oboje z mężem przeżywamy to bardzo ale mąż nie zmieni zdania. (Co innego jest nielubić a co innego głośno powiedzieć że sobie nie rzyczy czyjej obecności.) Uważa, że syn nie ma dla niego szacunku. A tak na koniec ? to wesele w całości finansuje mój mąż i młody nie ma skrupułów. Przypominam to jest dorosły człowiek (26lat), od kilku lat mieszkający na swoim i pracujący. No i powtarzam - mąż na ślubie w kościele będzie!
Opisałam tą sytuację nie po to aby się użalać ale abyście zrozumiały, że dzieci waszych parterów z poprzedniego związku nigdy nie są w stanie być wobec was tak do końca lojalne i darzyć miłością póki żyją ich matki. Zawsze będziecie na drugim miejscu. Macocha ? pięknie zachowujesz się i życzę Ci aby kiedy urodzą się wasze dzieci pasierbica nie poszła na bok. (To odczuli moi synowie kiedy ich macocha urodziła. )
Z tego co dzieje się u nas można wiele zrozumieć starczy nie ustosunkowywać się do żadnej z osób. Moi pasierbowie są w całości utrzymywani przez ojca. Matka poszła do pracy dopiero po rozwodzie i po pół roku znalazła sobie faceta który ją sponsoruje. Dla niego wyprowadziła się 500km od dzieci. Widuje je trzy, cztery razy w roku po dwa dni ale nadal miesza w głowach ile wlezie. Mimo iż dzieci widziały że matka ojca zdradzała, że trwoniła pieniądze na siebie a oni nie mieli co jeść to jest to dla najstarszego najświętsza osoba pod słońcem. Tak omotała syna, że wszystko jej wybaczył a winą za jej nieszczęście obarczył ojca.
Co do wakacji o które dopytujecie się i wypowiadacie? Kiedy dzieci mieszkały z matką to jechały na urlop z nami, potem ojciec wysyłał je na kolonie/obozy a potem matka jechała sama na urlop (za alimenty dane na dzieci) i mieszkały z nami. Mój mąż był na tyle głupi, że mimo iż dzieci były u nas czy z nami to płacił byłej całe alimenty. Teraz jest podobnie. To znaczy ? dzieci w ubiegłym roku w wakacje nie widziały matki wcale a w te ferie zimowe zmusiłam aby pojechały do niej na tydzień.
Co do alimentów - była oburzona kiedy dzieci wprowadziły się do nas na stałe, że nie dostaje alimentów. Najstarszy syn też zrobił ojcu o to awanturę. cytuję co powiedział przecież mama jest biedna a ty tato masz zawód i pieniądze i powinieneś dawać mojej mamie.
No i na koniec ? długo chodziłam do psychologa. Obecną sytuację też omówiłam z nim. Zarówno on jak i moja i męża rodzina wspierają nas w podjętej decyzji. Młodsze dzieci męża rozumieją sytuację i powtarzają nam, że nie potrafią zrozumieć zachowania brata.
Ja jestem już dawno wolna od negatywnych uczuć do drugiego człowieka. Matka moich pasierbów jest mi obojętną osoba. To wszystko trwa już tak długo, że nie mam już żadnych odczuć. Mój psycholog ciągle mi powtarza - dzieci dorosną, zaczną żyć własnym życiem a wy zostaniecie sami. Musicie zawsze kierować się w pierwszej kolejności swoim dobrem a dopiero potem dzieci.
Myślałam, że z moich wypowiedzi zrozumiecie co chciałam Wam przekazać ale tak się nie stało.
Chciałaś żebyśmy zrozumiały czy chciałaś poparcia swoich czynów??
Takie sprawy są trudne i pewnie ile osób tyle opinii.Przedstawiłaś wszystko bardzo dokładnie, przekazałaś sytuację my ja teraz po swojemu analizujemy...nie oznacza to, że będziemy myślały tak jak Ty.
Na początku bardzo starałam się i zabiegałam o względy dzieci mojego męża. Z młodszymi się udało a z najstarszym nie ale o tym później. Mimo iż młodsze dzieci (w tej chwili prawie dorosłe) od pewnego czasu mieszkają z nami to matka po kilka razy dziennie wydzwania do nich i wie wszystko co dzieje się u nas.
Widzisz młodsze dzieci od małego były uczone "nowej Pani" w życiu taty , starsze miały już swoje zdanie.Czasem dzieci są tak zaślepione jadem lub miłością do jednego z rodziców, że cokolwiek by się nie działo pójdą za tym właśnie rodzicem.
Nabierasz dystansu do dziecka kiedy wiesz, że ściany w twoim domu mają uszy. Ta kobieta na odległość ponad 500km próbuje sterować wszystkimi. Młodsze dzieci nie raz ścinają się z nią o nas. Jest im z nami dobrze i złoszczą się, ża mama próbuje mieszać.
Powyższa wypowiedź tyczy się również tego zdania.Dzieci zostały podzielone.Skąd ten podział??Na pewno pomogli im w tym podziale dorośli.
A co do najstarszego? Alutka - ojciec na ślubie będzie ale zdecydował, że skoro syn nie życzy sobie na weselu macochy to i ojca. Zresztą awantur na mój temat pomiędzy panami od początku było wiele. Młody uważa, że jestem... powinnam zniknąć bo on tak sobie życzy. Przez długi czas próbował rodziców połączyć na nowo a kiedy się nie udało to zaczął postanowił mnie zniszczyć. Nie byłabym pewna reakcji twojego partnera gdyby jego dorosły syn, który powinien rozumieć wiele z życia zachowywałby się jak rozwydrzony bachor i żądał od ojca aby rozstał się z tobą. W tą grę wciągnął swoją narzeczona i moją synową. Narzeczona pasierba potrafi codziennie dzwonić do mojej synowej i jechać jadem na mnie. Moja synowa nie odbiera od niej już telefonów i to mojemu mężowi zrobiona o to awanturę ? bo to moja wina ? nastawiłam synową.
Za dużo ludzi i za dużo nienawiści w tej rodzinie.Jednak tak jak już kiedyś napisałam.Ślub jedno z najważniejszych chwil w życiu człowieka.Wiem, że jest to przykre i zaboli ale ... ma prawo nie chcieć Cię na ślubie,jeśli wasze relacje są takie jakie opisujesz nie możesz dziwić się, że nie chcę Cie tego dnia.Ojciec to zupełnie inna sprawa.Nie mówię, że na całym weselu- przyjęciu ale na jakieś części na pewno powinien się pojawić.
Alutka - masz rację że ślub, to ważna chwila w życiu dziecka. Oboje z mężem przeżywamy to bardzo ale mąż nie zmieni zdania. Uważa, że syn nie ma dla niego szacunku. A tak na koniec ? to wesele w całości finansuje mój mąż i młody nie ma skrupułów. Przypominam to jest dorosły człowiek (26lat), od kilku lat mieszkający na swoim i pracujący. No i powtarzam - mąż na ślubie w kościele będzie!
Dlaczego jeśli są między nimi takie kiepskie stosunki finansuje całe wesele?? Na siłe próbujecie się wkupić w łaski dzieci aby pokazać jacy jesteście dobrzy??Skoro jest taki dorosły, wie jak postępować z ludźmi, jest na swoim i pracuje niech sobie zapracuje na wesele.Czasy w których rodzice sponsorują śluby minęły, a na pewno zacierają się coraz bardziej.
Opisałam tą sytuację nie po to aby się użalać ale abyście zrozumiały, że dzieci waszych parterów z poprzedniego związku nigdy nie są w stanie być wobec was tak do końca lojalne i darzyć miłością póki żyją ich matki. Zawsze będziecie na drugim miejscu. Macocha ? pięknie zachowujesz się i życzę Ci aby kiedy urodzą się wasze dzieci pasierbica nie poszła na bok. (To odczuli moi synowie kiedy ich macocha urodziła. )
Tego się nie obawiam, że odstawię ją na bok..bardziej boję się, że manipulowana przez swoją biologiczną mamę zmienią się nasze relacje.Na co niestety nie mam wpływu.
Z tego co dzieje się u nas można wiele zrozumieć starczy nie ustosunkowywać się do żadnej z osób. Moi pasierbowie są w całości utrzymywani przez ojca. Matka poszła do pracy dopiero po rozwodzie i po pół roku znalazła sobie faceta który ją sponsoruje. Dla niego wyprowadziła się 500km od dzieci. Widuje je trzy, cztery razy w roku po dwa dni ale nadal miesza w głowach ile wlezie. Mimo iż dzieci widziały że matka ojca zdradzała, że trwoniła pieniądze na siebie a oni nie mieli co jeść to jest to dla najstarszego najświętsza osoba pod słońcem. Tak omotała syna, że wszystko jej wybaczył a winą za jej nieszczęście obarczył ojca.
Co do wakacji o które dopytujecie się i wypowiadacie? Kiedy dzieci mieszkały z matką to jechały na urlop z nami, potem ojciec wysyłał je na kolonie/obozy a potem matka jechała sama na urlop (za alimenty dane na dzieci) i mieszkały z nami. Mój mąż był na tyle głupi, że mimo iż dzieci były u nas czy z nami to płacił byłej całe alimenty. Teraz jest podobnie. To znaczy ? dzieci w ubiegłym roku w wakacje nie widziały matki wcale a w te ferie zimowe zmusiłam aby pojechały do niej na tydzień.
Co do alimentów - była oburzona kiedy dzieci wprowadziły si edo nas na stałe, że nie dostaje alimentów. Najstarszy syn też zrobił ojcu o to awanturę. cytuję co powiedział przecież mama jest biedna a ty tato masz zawód i pieniądze i powinieneś dawać mojej mamie.
No i na koniec ? długo chodziłam do psychologa. Obecną sytuację też omówiłam z nim. Zarówno on jak i moja i męża rodzina wspierają nas w podjętej decyzji. Młodsze dzieci męża rozumieją sytuację i powtarzają nam, że nie potrafią zrozumieć zachowania brata.
Ja zachowanie brata też nie rozumiem,jest zwyklym źle wychowanym człowiekiem który potrafi tylko ciągnąć pieniądze...ale niestety w jego głowie pewnymi zachowaniami steruje mamusia i to trzeba brać pod uwagę.
Sytuacja nie zaciekawa dlatego mam nadzieję, że będziecie silni i zjednoczeni żeby przetrwać tą sytuacje.
Dawno nic nie pisałam, ale teraz postanowiłam się wypowiedzieć.
Jeśli chodzi o to czy pokochałam syna mojego faceta to odpowiedź brzmi: NIE. I myślę, że chyba nigdy Go nie pokocham. Argumenty są podobne do Waszych.. Ale darzę Go wielką sympatią. Lubię spędzać z nim czas. Podobnie jak macocha lubię kupić coś dla małego (wręcz uwielbiam). Łapię się na tym, że zamiast kupić coś dla siebie, wybieram coś dla młodego. Jeśli chodzi o zabawy to głowę mam pełną pomysłów: modeliny, plasteliny, farbki wodne do wanny, łodzie podwodne do kąpieli, itp. Staram się być dla niego dobrą ciocią, chcę żeby czuł się u nas dobrze, jak w domu.
Ewarg ja Ciebie rozumiem. Dalszy komentarz jest zbędny..
Szkoda, że tak mało w ludziach dojrzałości i klasy.
Może i nim kieruje matka ale jego narzeczoną też? Są granice których nie wolno przekroczyć a syn męża to zrobił.
Macocha ? mąż finansuje wesele bo?. O tym na końcu.
Macocha - a czy ty robisz coś innego? Zakochałaś się w obcym dziecku. Wciąż myślisz o niej, o jej potrzebach. Koleżanki zwracają Ci uwagę, że zbyt zaangażowałaś się i co? Gdzieś w tym jest prawda. Ty masz swoje racje, one swoje. Macocha, nie jestem jedyną matką-macochą. Zapewniam Cię, że kiedy urodzisz swoje dziecko ta dziewczynka nie będzie ci tak bliska jak teraz. Koleżanki mówią ci dobrze ? zdystansuj. Tylko zdystansuj bo właśnie siebie krzywdzisz takim zaangażowaniem a nie ją. Kiedy wejdzie w okres dojrzewania/buntu możesz usłyszeć że nie masz prawa jej pouczać i wtrącać się bo nie jesteś jej matką i będziecie bezradni.
Nie będzie bolało Cię jak kiedyś mała odwróci się od ciebie bez powodu? Bo mama ją zbuntowała, bo zrobił to świat? Twój mąż będzie obojętny na to?
Czytasz wypowiedzi innych macoch. Ilu ich partnerów jest ślepo zapatrzonych w dzieci, kocha je ponad wszystko? Miłość macierzyńska i ojcowska jest ślepa. Wiele musi wydarzyć się, aby rodzic zauważył, że dziecko źle robi, że źle je wychował. Około 50% ojców po rozwodzie wobec dzieci ma wyrzuty sumienia i chce im wynagrodzić rozbitą rodzinę, nawet kiedy nastąpiło to z wyłącznej winy jego żony.
Oboje z mężem jesteśmy ludźmi w mocno dojrzałym wieku. Ja mam już wnuki chodzące do przedszkola a mąż jest starszy ode mnie. Wychowując dzieci obojgu nam wydawało się, że robimy to dobrze. Okazało się, że nie do końca. Dlatego wyciągnijcie wnioski i nie popełniajcie podobnych błędów.
Nie należy odtrącać dzieci partnerów, ale zachować dystans, żeby w przyszłości nie bolało. Wiem co piszę. Mam dorosłe dzieci. Nikogo nie oceniam, nikogo nie krytykuję, nie pouczam i nie atakuję. Spróbujcie potraktować moje posty jako życiową lekcje.
Mąż finansuje wesele bo ??.tak kiedyś obiecał synowi i dotrzymuje słowa, bo miłość do dziecka jest wielka, bo stać nas na to a on dopiero zakłada rodzinę. Poza tym nie jesteśmy materialistami i komu pomagać jak nie swoim dzieciom. Nie ukrywam, że zawsze mieliśmy nadzieję, że dzieci docenią to co robimy dla nich, ile wkładamy serca i pracy w ich wychowanie i wykształcenie oraz w start w dorosły świat, ile im dajemy. Przecież dzięki pieniądzom od nas uzyskanym (zarówno na dodatkowe lekcje jak i kursy studia, mieszkanie) jest im łatwiej.
Nie wiem w jakim środowisku młodzi robią wesele wyłącznie za swoje pieniądze. W każdym ze znanych mi przypadków rodzice w dużym stopniu pomagają albo pokrywają w całości. Chyba ,że mówimy o ślubach kolejnych lub dzieci które są dobrze po trzydziestce. Ale kto z młodych, który pracuje od roku może sam sfinansować sobie wesele?
Zaglądam tu rzadko a jeszcze rzadziej się wypowiadam bo nie dotyczą mnie tematy kredytów, wakacji dzieci, czy rozwodów. Nawet jestem już w wieku, w kórym nie urodzi się dziecka ale łącznie przy piątce wiele przeszłam i życie wiele nauczyło mnie.
Z wieloma opiniami Ewarg się zgadzam ale jedno mi się nasuwa. Ewarg uważam że to twój mąz na za dużo pozwala synowi, a syna ma źle wychowanego. Finansuje wesele syna a ty nie masz tam wstępu i sam nie idzie? Paranoja na którą sobie sam pozwolił.Syn nim pomiata, a jemu widac to odpowiada. Ja uważam że czy synkowi się podoba czy nie obydwoje powinniście tam pójśc, może wtedy by się nauczył szacunku. I co z tego ż eto jego wesele. Takie warunki mógłby stawiac jak by sam za wszytko płaciła, a on wyciąga od tatusia i rządzi.
W tym przypadku zgodzę się z Shedir.
Ewarg świetnie że się odzywasz, opisujesz sytuację, bo każde inne spojrzenie jest ważne i warte opisania, bo prędzej czy później ktoś skorzysta z takiego punktu widzenia.
Jednak myślę, że Shedir ma rację mówiąc, że skoro Twój mąż finansuje wesele syna, to oboje macie pełne prawo tam być, co więcej powinniście za to otrzymać podziękowanie bo mało kogo w dzisiejszych czasach stać na to by pomóc swojemu dziecku. Ja brałam ślub już kawał czas temu i fakt rodzice obu stron się podzielili w pomocy nam, ale było im łatwiej, o tyle, że nawet kredytu specjalnie nie musieli wielkiego zaciągać na rzecz wesela.
Realia są przykre i dlatego wiem, że wiele osób biorących ślub rezygnuje z przyjęcia weselnego, bo to zwyczajnie ogromne koszty.
Wy jesteście razem i czy synkowi się to podoba czy nie, to jakby nie było oboje jesteście niejako sponsorami jego zabawy. Pytanie tylko czy on kiedykolwiek poznał znaczenie szacunku dla drugiej osoby?
Przepraszam, ale z tego co opisujesz on nigdy nie był tego nauczony, więc w sumie nie ma co się dziwić, że teraz Was oboje nim nie obdarza.
Masz swoje doświadczenie i wiesz, że rodzic powinien nie tylko dawać, ale również wymagać od dziecka.
Mam nadzieję, że się to jednak wszystko dobrze skończy.
Ja dziś się dowiedziałam, że mama mojego partnera postanowiła wejść na ścieżkę wojenną z jego byłą. Tak już napsuła nerwów i krwi, że kobieta stwierdziła, że ma tego dość. W sumie się nie dziwię. Kontaktu ze swą jedyną wnuczką ma tyle co nic, a już fakt, że ta jej matka okłamała dziewczynkę w żywe oczy i to wszystko wyszło na jaw, na pewno przelało czarę.
Może i nim kieruje matka ale jego narzeczoną też? Są granice których nie wolno przekroczyć a syn męża to zrobił.
Myślę, że źle zrozumiałas moja wypowiedź.
Czy narzeczoną też?? owszem....narzeczoną, koleżankę , siostrę, brata i każdego kto stanie na jej drodze i będzie uzyteczny w jej rękach do tego żeby wam dopiec.Znam to z własnego doświadczenia.Gdyby ex mojego M. mogła nastawić świat przeciwko nam to by to zrobiła, nawet ze swoim najwiekszym wrogiem zakopała topór tylko po to żeby dokopać M.( nie udało jej się bo w przeciwieństwie do narzeczonej syna Twojego męża okazała się mądrą kobietą)
Macocha - a czy ty robisz coś innego? Zakochałaś się w obcym dziecku.
Nie, nie zakochałam się w niej ja ją zwyczajnie pokochałam a może tak tylko nazywam to uczucie bo to co dla niej robię i to jakie odczucia we mnie wzbudza tak wlasnie nazywam w swoim świecie.
Wciąż myślisz o niej, o jej potrzebach. Koleżanki zwracają Ci uwagę, że zbyt zaangażowałaś się i co? Gdzieś w tym jest prawda. Ty masz swoje racje, one swoje. Macocha, nie jestem jedyną matką-macochą. Zapewniam Cię, że kiedy urodzisz swoje dziecko ta dziewczynka nie będzie ci tak bliska jak teraz. Koleżanki mówią ci dobrze ? zdystansuj. Tylko zdystansuj bo właśnie siebie krzywdzisz takim zaangażowaniem a nie ją.
Kolezanki dobrze mi radzą, zgadzam się z nimi w 1000% jednk wiem dlaczego mi tak radzą...dlatego, że zawsze byłam i jestem osobą która niestety zawsze myśli najpierw o kimś a na końcu o sobie.
Krzywdzę?? a co widzisz krzywdzącego w moim zachowaniu??nie czuje bólu gdy robi coś dla małej wręcz przeciwnie.
Kiedy wejdzie w okres dojrzewania/buntu możesz usłyszeć że nie masz prawa jej pouczać i wtrącać się bo nie jesteś jej matką i będziecie bezradni.
Nie będzie bolało Cię jak kiedyś mała odwróci się od ciebie bez powodu? Bo mama ją zbuntowała, bo zrobił to świat? Twój mąż będzie obojętny na to?
Kochana już uslyszalam od niej "mama powiedziała, że masz się mną nie zajmować, jak będziesz miała swoje...." miała wtedy niecałe 4 lata.ZABOLAŁO jak jasna cholera ale to nie są jej słowa.To sa słowa właśnie szanownej mamusi która nie umie się pogodzić z tym , ze dziecko u nas w domu czuje sie lepiej niż u niej i że kiedy idzie do mamusi to płacze bo chce zostać z ciocia.Jedno jest pewne i tu z M jestesmy zgodni nasz dom nasze zasady .NASZE czyli moje i M i nie ma dyskusji czy przeciągania jak mi ciocia nie pozowili to ide do taty.Słowo NIE wypowiedziane z moich ust ma taką sama moc jak wypowiedziane przez M.Jak się nie podoba to jest płacz.Płacz mija i jest spokój.Próba sił wygrana przez dorosłych.Być może nam jest prościej niż Tobie bo ja pojawiłam się w życiu małej kiedy miała troszkę ponad 2 lata.Łatwiej jest uczyć małe dziecko od dorosłego człowieka który jest już konktretnie ukierunkowany.
Czytasz wypowiedzi innych macoch. Ilu ich partnerów jest ślepo zapatrzonych w dzieci, kocha je ponad wszystko? Miłość macierzyńska i ojcowska jest ślepa. Wiele musi wydarzyć się, aby rodzic zauważył, że dziecko źle robi, że źle je wychował. Około 50% ojców po rozwodzie wobec dzieci ma wyrzuty sumienia i chce im wynagrodzić rozbitą rodzinę, nawet kiedy nastąpiło to z wyłącznej winy jego żony.
Na cale szczęscie mnie trafił się taki dziwak który od czasu zamieszkania ze mną szanuje moje zasady które wprowadziłam w domu a jeśli coś mu się nie podoba rozmawiamy o tym, ścieramy sie, znajdujemy kompromisy a jak nam się nie udaje bo mamy oboje upoarte charaktery staramy się przespać z problemem i nastepnego dnia jakoś nam łatwiej.Mój M nie ma syndromu wynagradzania dziecku tego że rodzice nie są razem.Nie żyjemy w czasach gdzie rozwód to tragedia rodzinna której nalezy sie wstydzić, dziś wiele rodzin jest po rozwodzie, to nie umniejsza ani nie sprawia , ze dziecko jest kaleką.Lepsze dwa fajne domy niż jeden skwaszony.
Oboje z mężem jesteśmy ludźmi w mocno dojrzałym wieku. Ja mam już wnuki chodzące do przedszkola a mąż jest starszy ode mnie. Wychowując dzieci obojgu nam wydawało się, że robimy to dobrze. Okazało się, że nie do końca. Dlatego wyciągnijcie wnioski i nie popełniajcie podobnych błędów.
Nie należy odtrącać dzieci partnerów, ale zachować dystans, żeby w przyszłości nie bolało. Wiem co piszę. Mam dorosłe dzieci. Nikogo nie oceniam, nikogo nie krytykuję, nie pouczam i nie atakuję. Spróbujcie potraktować moje posty jako życiową lekcje.
Mąż finansuje wesele bo ??.tak kiedyś obiecał synowi i dotrzymuje słowa, bo miłość do dziecka jest wielka, bo stać nas na to a on dopiero zakłada rodzinę.
Rozumiem, że kiedys obiecał ale....na pewne rzeczy należy w życiu zasłużyć i jeśli dziecko jest tak krnąbrne i tak źle wychowane jak syn Twojego męża to wybacz ale z szacunku do Ciebie nie dostał by złotówki.
Może mu się nie podobać, że tatuś nie jest z mamusią ale nie ma prawa poniżać Ciebie.Zrobiłaś tak wiele dla jego rodzeństwa.Szacunek chociażby ze względu na wiek nalezy Ci się bezdyskusji. Nie mówię o obiadach co niedziela i uśmiechach ale o grzeczności i dobrym wychowaniu.Ten jak to piszesz pseudo dorosły jest tylko dorosły na papierku bo czyny niestety odbiegają.
Poza tym nie jesteśmy materialistami i komu pomagać jak nie swoim dzieciom. Nie ukrywam, że zawsze mieliśmy nadzieję, że dzieci docenią to co robimy dla nich, ile wkładamy serca i pracy w ich wychowanie i wykształcenie oraz w start w dorosły świat, ile im dajemy. Przecież dzięki pieniądzom od nas uzyskanym (zarówno na dodatkowe lekcje jak i kursy studia, mieszkanie) jest im łatwiej.
Nie wiem w jakim środowisku młodzi robią wesele wyłącznie za swoje pieniądze. W każdym ze znanych mi przypadków rodzice w dużym stopniu pomagają albo pokrywają w całości. Chyba ,że mówimy o ślubach kolejnych lub dzieci które są dobrze po trzydziestce. Ale kto z młodych, który pracuje od roku może sam sfinansować sobie wesele?
Jeśli to była sugestia co do mojego środowiska to niestety coraz więcej dzieci musi zapracować na swoje wesele takie są czasy.
Zaglądam tu rzadko a jeszcze rzadziej się wypowiadam bo nie dotyczą mnie tematy kredytów, wakacji dzieci, czy rozwodów. Nawet jestem już w wieku, w kórym nie urodzi się dziecka ale łącznie przy piątce wiele przeszłam i życie wiele nauczyło mnie
967 2012-05-16 21:15:15 Ostatnio edytowany przez Alutka131 (2012-05-16 21:28:15)
"Alutka - ojciec na ślubie będzie ale zdecydował, że skoro syn nie życzy sobie na weselu macochy to i ojca. Zresztą awantur na mój temat pomiędzy panami od początku było wiele. Młody uważa, że jestem... powinnam zniknąć bo on tak sobie życzy. Przez długi czas próbował rodziców połączyć na nowo a kiedy się nie udało to zaczął postanowił mnie zniszczyć. Nie byłabym pewna reakcji twojego partnera gdyby jego dorosły syn, który powinien rozumieć wiele z życia zachowywałby się jak rozwydrzony bachor i żądał od ojca aby rozstał się z tobą. W tą grę wciągnął swoją narzeczona i moją synową. Narzeczona pasierba potrafi codziennie dzwonić do mojej synowej i jechać jadem na mnie. Moja synowa nie odbiera od niej już telefonów i to mojemu mężowi zrobiona o to awanturę ? bo to moja wina ? nastawiłam synową.
Alutka - masz rację że ślub, to ważna chwila w życiu dziecka. Oboje z mężem przeżywamy to bardzo ale mąż nie zmieni zdania. (Co innego jest nielubić a co innego głośno powiedzieć że sobie nie rzyczy czyjej obecności.) Uważa, że syn nie ma dla niego szacunku. A tak na koniec ? to wesele w całości finansuje mój mąż i młody nie ma skrupułów. Przypominam to jest dorosły człowiek (26lat), od kilku lat mieszkający na swoim i pracujący. No i powtarzam - mąż na ślubie w kościele będzie!
Opisałam tą sytuację nie po to aby się użalać ale abyście zrozumiały, że dzieci waszych parterów z poprzedniego związku nigdy nie są w stanie być wobec was tak do końca lojalne i darzyć miłością póki żyją ich matki. Zawsze będziecie na drugim miejscu" - Ewarg, podpisuję się rękoma, nogami i czym tam jeszcze pod tymi słowami.
Ewarg, ja już kiedyś napisałam, że syn jest dorosły i dawno powinien wiedzieć, co wypada lub nie. Sam fakt, że ojciec obiecał wyprawić mu wesele, nie upoważnia do żądań i takiego zachowania. Dziwi mnie fakt, że przy tym, jak syn Was traktuje, a Ciebie w szczególności, ma jeszcze sumienie wziąć od ojca kasę na wesele. No przecież ojciec jest taki, owaki, a macocha w ogóle do niczego, ale kasę brać, to i owszem. A w ogóle to ma rację Artika pisząc, że za takie zachowanie to syn powinien Wam gorąco dziękować, naprawdę, nie każdego stać na wyprawienie wesela, powinno to być dla niego wyróżnieniem, ale nie, kasa się podoba, ale macocha już nie, więc jej nie zaproszę.
Rozumiem Twą gorycz i ból z tym związany, ja przełykam właśnie pierwszą komunię małej na którą nie pójdę, i chciałabym umieć takie zachowania wyjaśnić. Nie umiem. Natomiast uważam, że gdyby Twój mąż zdecydował się nie dać pieniędzy na wesele syna w związku z jego zachowaniem, poparłabym go i zrozumiała. Obiecać obiecał, ale wydaje mi się, że syn nie ma szacunku ani do Was, ani do tego, co od Was dostaje. I możemy gdybać, skąd to się bierze, mamusia mamusią, ale syn JEST DOROSŁY. I powinien brać odpowiedzialność za swoje czyny, a jak widać, nie bierze.
A co do finansowania tak ogólnie...Tak, fakt, kogo rodzice mają finansować jak nie własne dzieci? Pomagają im, super, mnie też moi rodzice dużo pomogli, ale nade wszystko zaczęłam cenić własną niezależność. I nie dziwi mnie fakt, że ktoś chce wesele za własną kasę wyprawić. A jak może, uzbiera sobie, to dopiero ma frajdę:) Każdy kij ma dwa końce, różne są relacje w rodzinie, ktoś chce, niech pomaga, super - nie chce, nie pomaga, trudno. W życiu bywa różnie.
Witajcie Mam zupelnie inny problem.Poznalam faceta 8 lat po rozwodzie jego zona miala problem alkoholowy i od poczatku zwiazku wiedzialam ze ma corke ktora chce jej zabrac.Dziecko mialo wtedy 12 lat bylo zaniedbane i mialo powazne problemy w szkole no i oczywiscie emocjonalne takze .Od momentu kiedy zamieszkala z nami okazalo sie ze trzeba jej poswiecic wiele czasu i serca aby jakos to wszystko wyprostowac.Co zreszta zrobilam ,nie mam wlasnych dzieci wiec chetnie zgodzilam sie jej pomoc.Niestety od poczatku jej matka codziennie godzinami wydzwania do niej i opowiada jak ja bardzo kocha i kazda nasza decyzje podwaza niszczac nasza prace .Dziewczyna ostatnio znow wagaruje i nie wraca do domu po szkole oswiadczyla ze sie wyprowadza do mamy bo ona ja kocha i na wszystko jej pozwala a mnie nienawidzi bo ja ograniczam .Moj partner stoi posrodku miedzy nami niebardzo wie jak to rozwiazac ja jestem juz zmeczona ciagla demonstracja wrogosci i niezaleznosci przez co mimo wspolnych checi bycia razem jednak sie oddalamy Moze ktos jest w podobnej sytuacji Pozdrawiam
Witaj luna.
Niestety ale tak właśnie kończą się często te sytuacje dlatego będąc macocha trzeba sobie z tego zdawać sprawę. Nigdy nie zastapisz dziecku jego matki i nie warto próbowac bo potem przewżnie dostaje się po dupie i tyle. Ciebie boli a innych to nieinteresuje. Dlaetego tez przesadne angażowanie sie emocjonalne jest złe tak uważam.
Uważam że powinniście jej pozwolic zamieszkac z matką bo na siłe jej nie zatrzymacie, a tylko pogorszy to wasze kontakty. możliwe że w końcu sama dojdzie do wniosku, że zrobiła źle i wróci albo kiedy zacznie sie kłocic z mamusią albo zabraknie pieniędzy itd. Nie napisałas ile ma lat ale pewnie jest nastolatka, przechodzi okres buntu więc na siłę raczej nic nie zdziałacie. Niech idzie do mamy i zobaczy jak jest u niej fajnie.
Zadbajcie o siebie z partnerem bo wasze popsute relacje nie pomoga napewno. Pozdrawiam.
Zgadzam sie z Shedir - jak chce sie wyprowadzic do mamy, to droga wolna. Nie uszczesliwisz nikogo na sile. Poza tym ta wyprowadzka przyda sie tez (moze) do naprawienia Twoich relacji z partnerem.
Witaj Luna:)
Zgodzę się z dziewczynami, że na siłę dziewczyny nie zatrzymacie. Ale myślę, że szybko do Was wróci..I raczej będzie tak, że jeszcze nie raz dziecko się od Ciebie odwróci plecami. Dopóki ma matkę, Ty możesz być najlepszą macochą, ale matki, jaką była nie była, nie zastąpisz. Trochę trzeba grubszej skóry nabrać, żeby tak nie bolało:( Poza tym, jeżeli się naprawdę wyprowadzi, to dla Was będzie czas, aby odświeżyć i podbudować relacje między sobą. Pozdrawiam:)
Ex zaprosiła nas dziś na grilla z okazji Dnia Mamy i Taty...ręce mi opadły.
Ładnie z jej strony
Może masz ochotę iść - podam adres :-)
Oooo!
Jak miło... w sumie liczy się gest... ale Prima Aprilis już było
Nasza w sumie nawet nie zaprosiła tak pro forma (bo wiadomo było i tak że mój partner nie pójdzie) na komunię ich córki. Szkoda dziewczynki, ale i tak jej to zrekompensujemy Przy kolejnym widzeniu oczywiście
Mama mojego partnera ostatnio nawet dostała smsa, że jestem nawet sympatyczna tylko biedna bo trafiłam z deszczu pod rynnę.
Ciekawe... zatrudniła detektywa, że wszystko tak niby o mnie wie?
Hihihihi
Ciekawe po co wypisywać takie rzeczy do babci własnego dziecka?
Przecież nie chodziło o wnuczkę ;P