Być drugą i macochą - Netkobiety.pl

Dołącz do Forum Kobiet Netkobiety.pl! To miejsce zostało stworzone dla pełnoletnich, aktywnych i wyjątkowych kobiet, właśnie takich jak Ty! Otrzymasz tutaj wsparcie oraz porady użytkowniczek forum! Zobacz jak wiele nas łączy ...

Szukasz darmowej porady, wsparcia ? Nie zwlekaj zarejestruj się !!!


Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Być drugą i macochą

Strony Poprzednia 1 124 125 126 127 128 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Posty [ 8,126 do 8,190 z 8,269 ]

8,126

Odp: Być drugą i macochą

Nie mam na szczescie podobnej sytuacji, bo moje "pasierby" sa tysiace kilometrow od nas (dzieki Bogu! big_smile) wiec nie bede sie wymadrzac wink

Na Twoim miejscu jednak wymiksowalabym sie z tych weekendow i spedzila je na swoich sprawach, shopingu, czytaniu ksiazek, ogladaniu seriali, spotkaniach ze znajomymi, itp. Rob jak czujesz, ze jest komfortowo dla Ciebie i nie zmuszaj sie do niczego. Tak jak Hh napisala: "Jestem macochą, cokolwiek zrobię i tak będzie źle – będę się angażowała – będzie źle, nie będę się angażowała – też będzie źle. W sumie skonfrontowana z taką alternatywą to chyba ekonomiczniej jest odpuścić… bo i tak efekt jest ten sam." Mam identyczne obserwacje, dlatego odpuscilam juz daaawno.

Co do przeciagania wizyt dziecka u ojca, to sprawa pomiedzy nim a ex i tez bym sie w to nie wtracala.


Hh, cieszy mnie Twoj progres w dupiemaniu i licze kolejnych sukcesow na tym polu w 2019 big_smile

Zobacz podobne tematy :

8,127

Odp: Być drugą i macochą
metaksa napisał/a:

Nie mam na szczescie podobnej sytuacji, bo moje "pasierby" sa tysiace kilometrow od nas (dzieki Bogu! big_smile) wiec nie bede sie wymadrzac wink

Na Twoim miejscu jednak wymiksowalabym sie z tych weekendow i spedzila je na swoich sprawach, shopingu, czytaniu ksiazek, ogladaniu seriali, spotkaniach ze znajomymi, itp. Rob jak czujesz, ze jest komfortowo dla Ciebie i nie zmuszaj sie do niczego. Tak jak Hh napisala: "Jestem macochą, cokolwiek zrobię i tak będzie źle – będę się angażowała – będzie źle, nie będę się angażowała – też będzie źle. W sumie skonfrontowana z taką alternatywą to chyba ekonomiczniej jest odpuścić… bo i tak efekt jest ten sam." Mam identyczne obserwacje, dlatego odpuscilam juz daaawno.

Co do przeciagania wizyt dziecka u ojca, to sprawa pomiedzy nim a ex i tez bym sie w to nie wtracala.


Hh, cieszy mnie Twoj progres w dupiemaniu i licze kolejnych sukcesow na tym polu w 2019 big_smile


Witaj Metaksa , ściskam w nowym roku smile

Evelyn…. ja również dojrzałam do takich rozwiązań. smile Polecam serdecznie .
Zajmij się swoimi sprawami , a jak ich nie masz ( w sensie życia poza facetem ) .. to remanent w życiu zrób ! nie można żyć tylko życiem męża / żony ..trzeba swoim, dla siebie i dla związku!
smile

8,128

Odp: Być drugą i macochą

Hej uciekajaca, dziekuje i nawzajem :* Co u Ciebie slychac tak w ogole? Malo piszesz na tym watku, wiec chyba sytuacja ogarnieta?

U mnie, jak to mowia, male dzieci maly problem, duze dzieci duzy problem. Zaczynaja wychodzic lata zaniedban wychowawczych, zero zasad, dostep do gadzetow technologicznych, co w polczeniu z wchodzeniem w wiek nastoletni stworzylo piorunujaca mieszanke. Dzieci sie nie ucza, musialy zmienic szkole pod grozba powtarzania roku, nowa szkola juz wydzwania z problemami, matka sie obudzila i zabrala za wprowadzanie zasad (ciekawe jak dlugo jej zapalu wystarczy wink). Takze jest wesolo. Ale jak mowilam pare lat temu, na co dziecku 7 letniemu najnowszy iphone, xbox, granie w gry 18+, to bylam ta zla co dziecku szkoduje. Spoko, mowilam, pozyjemy zobaczymy. W przyrodzie nic nie ginie i teraz po latach wszystko wychodzi. Wybilo jak szambo.

Z jednej strony mam mala satysfakcje, ale z drugiej szkoda mi tych dzieci, bo padly ofiara glupio kochajacych rodzicow.

8,129

Odp: Być drugą i macochą

Metaksa, chce uciekać stąd, dzięki wielkie za odpowiedzi. Rzeczywiście to wszystko całkiem rozsądnie brzmi, poki nie ma sje zobowiazan i jest sie samodzielnym.
tylko pytanie co kiedy my będziemy mieć wspolne dziecko?
Ono ma być poszkodowane i pozbawione ojca A ja wszelkiej pomocy, bo starszy brat sobie przyjezdza? To jest chore...

8,130

Odp: Być drugą i macochą

Evelyn, to oczywiste, że wiążąc się z mężczyzną posiadającym dziecko, musiałaś mieć świadomość tego, że musi on wypełniać obowiązek rodzicielski. Dla niego to zapewne nie tylko "obowiązek", ale też potrzeba realizowania się jako ojciec, wynikająca z miłości do dziecka. Dobrze, że Twój partner nie godzi się na spełnianie każdego kaprysu syna, jednak miej świadomość tego, że dzieci miewają kaprysy i próbują na ile mogą sobie pozwolić w stosunku do rodziców, więc Twój pasierb nie jest jakimś wyjątkiem.
Dodatkowo dzieci z rozbitych małżeństw mogą być rozchwiane emocjonalnie, czuć się odrzucone, więc ich roszczeniowa postawa wobec najczęściej ojca z którym nie mieszkają, może być próbą sił, sprawdzenia, udowodnienia sobie, czy są faktycznie kochane. Taka postawa dziecka może być też efektem manipulacji matki.
Nie wiem, jak jest w przypadku Twojego pasierba, ale cała sytuacja jest standardowa.
Oczywiście, uregulowane spotkania wprowadzają jakiś porządek, jednak nie dziw się temu, że syn może chcieć kontaktu z ojcem częściej niż wyznaczył to sąd i tutaj punkt widzenia zależy od punktu siedzenia.
Dla Twojego partnera takie "nadprogramowe" spotkania nie muszą być problemem jakim są dla Ciebie, jednakże nie powinny demolować Waszych wcześniejszych planów.
Dobrze wiesz, że co drugi weekend Twój partner poświęca dziecku, dlaczego więc denerwuje Cię ta sytuacja, wiedziałaś, że on ma dziecko. Nie musisz jeździć z nimi do teściów, możesz ten czas poświęcić dla siebie i pogodzić się z tym, że zawsze będziesz musiała dzielić się partnerem z jego dzieckiem i niestety matka tego dziecka, chcąc nie chcąc przez jeszcze kolejnych kilkanaście lat będzie obecna w Waszym życiu, takie są uroki patchworkowych związków.

Evelyn_E napisał/a:

...tylko pytanie co kiedy my będziemy mieć wspolne dziecko?
Ono ma być poszkodowane i pozbawione ojca A ja wszelkiej pomocy, bo starszy brat sobie przyjezdza? To jest chore...

...a dlaczego starszy brat ma być poszkodowany w momencie pojawienia się kolejnego dziecka taty, przecież to też ciągle dziecko?
Czy tego chciałabyś dla swojego dziecka, gdybyś została samotną matką? Czy gdyby ojciec Twojego dziecka dostał sądowy wyrok na zamieszkanie dziecka z nim (wiem, to mało prawdopodobne), też powiedziałabyś dziecku; przychodź w wyznaczonych terminach? Ojciec nie musi być rodzicem drugiej kategorii.
Nawet, jeśli będziecie mieć wspólne dziecko, to przecież nie musisz być pozbawiona "wszelkiej pomocy", chyba jesteś samodzielna, jednak musisz liczyć się z tym, że ojciec Twojego dziecka ma też syna, który zawsze będzie dla niego (przynajmniej powinien być) równie ważny, co jego kolejne dzieci.
Na Twoją pociechę dodam, że i tak z Tobą i Waszym wspólnym dzieckiem będzie spędzał większość czasu, więc jego syn tak, czy owak zejdzie na drugi plan, może być zazdrosny i czuć się pokrzywdzony i tutaj ogromne znaczenie ma postawa obydwojga jego rodziców.
Wiele zależy od Twojego nastawienia, zaakceptowania pewnych nieuchronnych sytuacji.
Na ten moment, wszystko przed Tobą, zawsze jeszcze możesz się wycofać.

8,131

Odp: Być drugą i macochą

Chore, czy też nie... trudno ocenić jednoznacznie. Jedno jest jednak pewne - ta sytuacja Tobie nie odpowiada. Jeżeli nie potrafisz lub nie chcesz się dzielić swoim partnerem, to chyba najprościej poszukać sobie kogoś bez "przeszłości" i dzieci z poprzednich związków.  Partner priorytety ma jakie ma. Wspólne dziecko niewiele w tym względzie zmieni. Może zamiast na siłę go przerabiać, poszukaj innego ? Lepiej nie karm się nadzieją, że "nowa" rodzina będzie dla niego na tyle ważna, że dostosuje się do waszych oczekiwań...

8,132

Odp: Być drugą i macochą

Dziewczyny mają rację. Miej świadomość że "Twoje" dziecko zawsze będzie gorsze i będziesz musiała się pogodzić z tym że starszemu wszyscy będą starali się wynagrodzić to że jest biednym, biednym dziciątkiem z rozbite rodziny. Nieważne czy będzie miał 5, 15 czy 25 lat. Jego pani matka do usamodzielnienia się syna będzie trzymała Twojego faceta za cochones przy pomocy syna i zawsze będzie obecna w Twoim życiu i będzie miała możliwość go destabilizować i deorganizować. Zrobisz co uważasz ale weź to pod rozwagę.

8,133

Odp: Być drugą i macochą

Dziekuje Wam za odpowiedzi. Na pewno trochę mi one uświadomiły. To, że ta sytuacja jest dla mnie niewygodna jest oczywiście prawdą i sama też od dawna zdaję sobie z tego sprawę... Jednak jak pewnie się domyślacie w grę wchodzi zaangażowanie, zaufanie i potrzeba bliskości, więc radykalne decyzje są dla mnie trudne, choć od dawna je rozważam. To, że obowiązek opieki nad dzieckiem istnieje oczywiście wiem nie od dziś, jednak nasza historia jest długa i zawiła, a na samym początku nasze życie wyglądało zupełnie inaczej, moje nastawienie również.  Partner staje na rzęsach, żeby nie dopuścić do rozstania. To daje mi jakieś tam wewnętrzne przekonanie o słuszności tego związku - wiem, że z jego strony jest to szczere i jestem dla niego bardzo ważna. Tylko pytanie, czy to wystarczające, aby być w życiu szczęśliwym. Paręnaście lat cyrku z tym dzieckiem brzmi jak wyrok. Niestety. Nie wiem, czy ja wyjątkowo źle znoszę tę sytuację, czy czujecie podobnie..?

8,134

Odp: Być drugą i macochą
sunrider napisał/a:

Dziewczyny mają rację. Miej świadomość że "Twoje" dziecko zawsze będzie gorsze i będziesz musiała się pogodzić z tym że starszemu wszyscy będą starali się wynagrodzić to że jest biednym, biednym dziciątkiem z rozbite rodziny. Nieważne czy będzie miał 5, 15 czy 25 lat.


Nie wiem, czy tak musi być. Znam przypadki, w których ojciec wręcz odwrotnie - zwraca się w stronę nowej rodziny, a dziecko z poprzedniego związku jest zaniedbywane i spychane na boczny tor.
Nie uważam bynajmniej, żeby to było słuszne podejście. Chcę tylko zauważyć, że różnie te relacje się układają.
W każdym razie dziękuję za wypowiedź, traktuję ja jako przestrogę..

8,135

Odp: Być drugą i macochą
Evelyn_E napisał/a:
sunrider napisał/a:

Dziewczyny mają rację. Miej świadomość że "Twoje" dziecko zawsze będzie gorsze i będziesz musiała się pogodzić z tym że starszemu wszyscy będą starali się wynagrodzić to że jest biednym, biednym dziciątkiem z rozbite rodziny. Nieważne czy będzie miał 5, 15 czy 25 lat.


Nie wiem, czy tak musi być. Znam przypadki, w których ojciec wręcz odwrotnie - zwraca się w stronę nowej rodziny, a dziecko z poprzedniego związku jest zaniedbywane i spychane na boczny tor.
Nie uważam bynajmniej, żeby to było słuszne podejście. Chcę tylko zauważyć, że różnie te relacje się układają.
W każdym razie dziękuję za wypowiedź, traktuję ja jako przestrogę..

Masz rację, sunrider przedstawiła problem w czarnych barwach, być może ma takie doświadczenia, ale ile osób, tyle różnych sytuacji.
Każda jest inna, jednak prawdą jest, że w zdecydowanej większości dzieci rozwiedzionych rodziców są pokrzywdzone przez los i przeżywają traumę często przez wiele lat.
Nie napisałaś wiele o stosunku jaki ma Twój partner do dziecka, ale wydaje się być człowiekiem konkretnym, który nie pozwala żeby syn wchodził mu na głowę (na podstawie akcji z remontem). Istotne jest też to, jak dogaduje się z byłą żoną, czy w kwestii dziecka doszli do porozumienia, czy np pałają do siebie niechęcią, a to nie ułatwia dobrych stosunków.
Jeżeli założysz rodzinę z partnerem, to jego syn będzie jej częścią i gdyby (nie daj boże) zabrakło matki, to chłopiec zamieszka z Wami, podobnie, jeśli ona np będzie musiała wyjechać na jakiś czas, czy poważnie rozchoruje się, bo chłopiec nie jest półsierotą, ma ojca.
Wiele zależy od Twojego nastawienia i oczywiście także od zachowania partnera, jednak nie możesz oczekiwać tego, że ze względu na Twój foch on ograniczy kontakty z synem. Jeśli nie lubisz tego chłopca, drażni Cię to obawiam się, że nie będziesz szczęśliwa w tym związku.
Jego syn zawsze będzie obecny w Waszym życiu, nawet, gdy będzie już dorosły.

8,136

Odp: Być drugą i macochą
Evelyn_E napisał/a:

Metaksa, chce uciekać stąd, dzięki wielkie za odpowiedzi. Rzeczywiście to wszystko całkiem rozsądnie brzmi, poki nie ma sje zobowiazan i jest sie samodzielnym.
tylko pytanie co kiedy my będziemy mieć wspolne dziecko?
Ono ma być poszkodowane i pozbawione ojca A ja wszelkiej pomocy, bo starszy brat sobie przyjezdza? To jest chore...

No wiesz, z drugiej strony jego syn na codzien jest "poszkodowany i pozbawiony ojca". I tak, zgadzam sie, ze to chore. Uwazam, ze dzieci powinny wychowywac sie w pelnej rodzinie.

A czemu tak nie lubisz jego syna?

8,137

Odp: Być drugą i macochą

Tak, wiem, że jest poszkodowany. Wiem, że całe życie wychowywał się z kuzynka i rodzicami partnera i jest bardzo z tym domem zżyty. I tak uważam, że chłopiec bardzo dobrze sobie radzi z sytuacja i na szczęście w jego pierwszym domu wszystko się poukładalo pomyślnie z tego,co mi wiadomo.

Tak, jak mówiłam to jest długa historia..
Na początku naszego zwiazku moj kontakt z tym dzieckiem był znakomity.. Ale też sytuacja była inna. Mieszkaliśmy z partnerem w domu jego rodziców a chłopiec był pół na pół z matką i ojcem. To znaczy, że w tygodniu  poniedziałek, środa i co drugi weekend był z nami. Wtedy mogliśmy liczyć na dużą pomoc "teściów" to ojciec faceta jeździł po chłopca do przedszkola (kończył pracę o 15 a mój partner czasem i o 20 dopiero pojawia się w domu,bo prowadzi własną firmę)

Moje nastawienie do małego było zupełnie inne. Czułam się wręcz odpowiedzialna za pomoc przy nim. Mieliśmy wspólne tematy i zabawy. Chodziliśmy razem na basen. Sporadyczne odwożenie chłopca do przedszkola sprawiało mi przyjemność.

Ale to wszystko zaczęło się psuć, kiedy zauważyłam że mój partner kiedy w końcu pojawiał się w domu w ogóle nie poświęcał mi czasu, tylko skupiał się na NIM. Że nie było go, kiedy go potrzebowałam przez niego. W końcu zaczęłam się zastanawiać kim jestem w tym naszym życiu i co jest w nim tak naprawdę dla mnie.. pomyślałam o sobie, własnych pasjach i potrzebach, które zaniedbałam i poczułam się poszkodowana. To wszystko narastalo. Wydawało mi się być zbyt skomplikowane - jak tu stworzyć nową rodzinę na zgliszczach starej..? Wkurzała mnie ta cholerna przeszłośc.. drobiazgi.. Że natknęłam się na ślubny album na strychu, że pijany wujek na rodzinnej imprezie pomylił moje imię z JEJ...że on się z nią spotyka, że z nią żartuje..myślałam, na ile to uczucie nie wygasło..
Od razu zaznaczam, że to była żona mojego partnera od niego odeszła, my się wtedy nawet nie znaliśmy...
Poklocilismy się o inną rzecz i wróciłam z rzeczami do własnego domu.
Po długo trwającej refleksji uznałam, że nie jestem w stanie tego znosić. Bycia na cholernym drugim miejscu i że jeszcze mam trochę czasu na ułożenie sobie życia..

Ostateczne stało się tak, że znów jesteśmy razem (nie chcę katować superdługim tekstem wink)

Czy partner jest osoba zdecydowaną i stawajaca granicę synowi? Nie posadzalabym go o to hmm raczej zawsze był ciepła klucha, spełniająca każda jego zasrana zachcianke. To mój wpływ na niego, że nie zawsze jest tak, jak dziecko sobie wymyśli. Staram się obojgu wbić do głowy, że sytuacja się zmieniła i muszą brać pod uwagę również moje zdanie, bo jestem bezpośrednio zaangażowana w sytuację.

Wiem, że nie powinno tak być, ale dla mnie to ciągła walka o własną pozycję w tym układzie.
Gdybym uległa, to za chwilę byłabym na szarym końcu w hierarchii priorytetów. Byc może wyolbrzymiam, ale czasem tak czuję. Że muszę mieć nad tym wszystkim kontrolę,bo ta była wejdzie nam na łeb...

Nikt mi nie mówił, że dorosłe życie będzie takie ciężkie. sad

8,138

Odp: Być drugą i macochą

Życie nie jest ciężkie, to ludzie uwielbiają sobie je komplikować. Chce Ci się pół życia  spędzić na walce o pozycję w tym układzie - Twoja wola. Szkoda, że nie widzisz bezsensu kontrolowania, pouczania i "wychowywania" dorosłego człowieka. Zakładam, że ten zapł edukacyjny wynika racji młodego wieku. Moim zdaniem, jeśli na tym etapie Waszego związku do szczęścia daleko, a ma się ono pojawić ewentualnie po Twoich "nerwowych" działaniach, to chyba warto poważnie zastanowić się nad sensem ciągnięcia takiego związku. Siłowo w dłuższej perspektywie niczego trwałego nie uzyskasz. Przy takiej postawie swojego partnera, wszystko na co z biegiem lat możesz liczyć, to order wrednej macochy.

8,139

Odp: Być drugą i macochą

Volver,
Czyli receptą na szczęście ma być rozstanie?
Prócz tego "problemu" jest wiele rzeczy przemawiających za naszą wspólną przyszłością..
A pierwszej wiosny już nie jestem, w tym roku lat 29.

8,140 Ostatnio edytowany przez Volver (2019-01-20 13:57:51)

Odp: Być drugą i macochą

A jakie sensowne rozwiązanie dla tej sytuacji widzisz Ty ? Pisząc swój komentarz założyłam, że etap rozmów na ten trudny temat, macie już za sobą. Skoro szukasz porad na forum, to  owe rozmowy ewidentnie niewiele wniosły do realnego życia. Napisałaś, że nie chcesz być na drugim miejscu, a raczej będziesz na to skazana. Co w takiej sytuacji oprócz akceptacji faktów  lub zmiany partnera może wchodzić w grę ? Tabletek lub cudownych maści na tego rodzaju "dolegliwości" na rynku nie ma...

8,141

Odp: Być drugą i macochą

Evelyn, nie chcę karmić Cię złudną nadzieją, bo decyzję o tym co dalej, musisz podjąć sama, jednak w kilku kwestiach chcę Cię pocieszyć. "Album ślubny na strychu" i co z tego, każdy ma jakąś przeszłość, gorzej gdybyś ten album znalazła w pierwszej szufladzie na wierzchu. "Spotyka się z ex i żartuje z nią", hmm, jednocześnie nie ukrywa, że zależy mu na związku z Tobą. To raczej dobrze, że ma pokojowy układ z ex, gorzej, gdyby byli w stanie wojny, co z pewnością odbijałoby się na Waszym związku, chyba, że te kontakty są częste i nieuzasadnione?
Czujesz, że jesteś na drugim miejscu, masz prawo do swoich odczuć, ale on zapewne widzi to inaczej. Nie jesteś na drugim miejscu, znajdujesz się na zupełnie innej płaszczyźnie niż jego syn, Ty jesteś partnerką, a młody dzieckiem...i tu wracamy do punktu wyjścia.
Wiedziałaś z kim się wiążesz i jeżeli liczyłaś, że zepchniesz jego syna na margines jego życia, tzn, że oszukiwałaś się od samego początku. Nie możesz liczyć na szczęśliwą przyszłość z nim nie akceptując tego układu. Przez połowę czasu masz partnera dla siebie, drugą połową musisz dzielić się z jego synem. Dwa dni w tygodniu i co drugi weekend, to standard, czasami jakiś dzień nadprogramowo, inaczej nie będzie i Twoja walka w tej kwestii jest z góry przegrana, zwłaszcza, że czujesz się pokrzywdzona, a jego dziecko Cię drażni.
Cała reszta, tzn jego uleganie kaprysom syna, gotowość na każde zawołanie, niedostrzeganie Cię gdy jest z dzieckiem, to niemal klasyka gatunku. Z drugiej jednak strony, gdy on wraca z pracy o 20, to wiadomo, że raczej te trochę czasu wieczorem,w tygodniu poświęci synowi, dla Ciebie jest noc.
Gdybyście mieli wspólne dziecko, to licz się z tym, że będą też wspólne wakacje i ferie, a jeśli nie lubisz wspólnych weekendów z jego dzieckiem, to co drugi będziesz musiała sama sobie zagospodarować, co może  być nawet z korzyścią dla Ciebie, wszystko zależy od Twojego nastawienia i zaakceptowania sytuacji.
W przeciwnym razie będziesz walczyła z wiatrakami.

8,142

Odp: Być drugą i macochą

Evelyn, czyli nie jest tak, ze nie lubisz dziecka, tylko przeszkadza Ci, w jaki sposob traktuje go Twoj facet (ze na wszystko mu pozwala, ze stawia go na pierwszym miejscu, itp.) Tak podejrzewalam, stad moje pytanie. Przenioslas swoja niechec do faceta na dziecko. To nie jego wina, ze mu ojciec na kazdym kroku ustepuje.

A jak Ty bys chciala, zeby to wygladalo?

8,143

Odp: Być drugą i macochą

Cześć dziewczyny po długiej przerwie.

Parę moich spostrzeżeń odnośnie ostatnich postów i sytuacji Evelyn.
Kurna, denerwuje mnie robienie z dzieci z rozbitych rodzin największych nieszczęśników na świecie. Owszem sytuacja nie jest do pozazdroszczenia, fajnie mieć przy sobie oboje rodziców i wychowywać się w pełnej rodzinie, ale z drugiej strony nie ma nic gorszego niż wpajanie dziecku że skoro jest z rozbitej rodziny to jest pokrzywdzone przez los i wszystko mu się za to należy, jako rekompensata. Takie robienie z dziecka przez oboje rodziców często i przez dziadków - życiowej sieroty, wcale nie jest ok.
Nie piszę tego żeby dać sobie upust bo wpienia mnie pasierbica (wręcz odwrotnie), ja znam to po prostu od tej drugiej strony. Ojciec odszedł od naszej rodziny a wszyscy nad naszymi głowami biadolili jacy my jesteśmy biedni i dysfunkcyjni. Mnie niestety przekonali w tym. Wiecie czego mi wtedy brakowało- normalności. Normalnego podejścia i traktowania bez żadnych ulg.

Kochane macoszki, jeśli się mylę to mnie poprawcie, ale wydaje mi się że początkiem jak i końcem naszych problemow macochowania jest postawa naszych mężczyzn.
Chociaż by Pani matka była z tych najgorszych, a pasierb nie do zniesienia to jak mamy po swojej stronie partnera, który nie musi wszystkiego wyczuć od razu, ale rozmawia i potrafi coś zmienić w swoim zachowaniu, to można byc szczęśliwym w takim związku.
I w drugą stronę chociaż byśmy stawały na rzesach, ale facet uporczywie dawał się manipulować eks i dziecku, to niestety nie będzie życia tylko ciągła męczarnia i walka.

Droga Evelyn, stać na to twojego mężczyznę?
Jeśli tak, ja bym walczyła. Jeśli masz wątpliwości - zostaw te siły na nowy związek.
To jest moja opinia i wiem że nie każda się z tym będzie zgadzać, ale dla mnie jest to wyznacznik.

8,144

Odp: Być drugą i macochą
Aloha92 napisał/a:

Kochane macoszki, jeśli się mylę to mnie poprawcie, ale wydaje mi się że początkiem jak i końcem naszych problemow macochowania jest postawa naszych mężczyzn.
Chociaż by Pani matka była z tych najgorszych, a pasierb nie do zniesienia to jak mamy po swojej stronie partnera, który nie musi wszystkiego wyczuć od razu, ale rozmawia i potrafi coś zmienić w swoim zachowaniu, to można byc szczęśliwym w takim związku.
I w drugą stronę chociaż byśmy stawały na rzesach, ale facet uporczywie dawał się manipulować eks i dziecku, to niestety nie będzie życia tylko ciągła męczarnia i walka.

Zgadzam sie z tym.

A'propos manipulacji - miesiac temu ojciec dostaje wiadomosc ze szkoly, ze corka non stop siedzi na telefonie. Co robi ojciec? Kupuje corce najnowszego iphona big_smile Nie wiem, jak go do tego namowila, ale skuteczna jest skubana big_smile
Dobrze, ze przez te wszystkie lata nabralam dystansu do tej calej sytuacji bo inaczej to "rynce opadajo".

8,145

Odp: Być drugą i macochą
metaksa napisał/a:

Dobrze, ze przez te wszystkie lata nabralam dystansu do tej calej sytuacji bo inaczej to "rynce opadajo".

A ja nie nabrałam i chyba już nie nabiorę.
Nawrzeszczalabym na swojego, co on z tym dzieckiem wyprawia.
Miałam już kilka takich sytuacji i u mnie poskutkowało.
Córka nie przyjeżdża do nas co 2 tygodnie na wakacje. Owszem przyjemności i nagrody powinny być, ale są też normalne obowiązki, jak choćby podlewanie kwiatów, czy sprzątanie pokoju.
Do niedawna ze strony  pasierbicy  (6,5)była i histeria bo coś sie nie udało, bo coś poszło nie po jej myśli. Nie raz, nie dwa, ale 10 razy wytłumaczyliśmy że nie ma co się denerwować i naprawdę jest super poprawa. I dziecko mniej zestresowane i my spokojniejsi.
Ale działaliśmy razem i konsekwentnie.
Czas i nauczenie dziecka czegoś nowego jest lepszą nagrodą niż telefony, tablety, milion zabawek, które ojciec będzie dawał swojemu dziecku bo ma poczucie winy wobec niego.

8,146

Odp: Być drugą i macochą

Wiesz co, ja sie w to zupelnie nie wtracam. W koncu M i jego ex sa doroslymi ludzmi, niech sami wychowuja swoje dzieci i ponosza tego konsekwencje. U mnie jest troche inaczej, bo ja tych dzieci nie spotykam regularnie. Pewnie gdyby przyjezdzaly co dwa tygodnie, to bylaby inna gadka.

"Czas i nauczenie dziecka czegoś nowego jest lepszą nagrodą niż telefony, tablety, milion zabawek, które ojciec będzie dawał swojemu dziecku bo ma poczucie winy wobec niego."
Ja to wiem i Ty to wiesz. Ale jak glosi przyslowie: "Nie probuj uczyc swini spiewu, bo i czas stracisz, a i swinie zdenerwujesz". Niektorym nie przetlumaczysz. Co zrobic jak nic nie zrobisz wink

8,147 Ostatnio edytowany przez NotAgirlNotYetAwoman (2019-02-05 15:47:55)

Odp: Być drugą i macochą

Cześć Dziewczyny, na forum nie jestem nowa, ale daaawno nie pisałam, aktualnie moja życiowa sytuacja mnie przerosła. Pisałam na innym wątku, ale dziewczynki tu mnie skierowały, bo jestem drugą i macochą i ta sytaucja jest na pewno jednym z powodów obecnego kryzysu.

- poznaliśmy się dwa lata temu, on -  4 lata po rozwodzie, syn od piątku do niedzieli u niego co tydzień, ja - po kilkuletnim nieudanym związku, bez dzieci

- od początku nawiązał się dobry kontakt między mną a synem partnera, który ma stwierdzony Zespół Aspergera, ale na pierwszy rzut oka nie rzuca się to bardzo w oczy, problem dotyczy takich spraw jak: pisanie literami drukowanymi, nieumiejętność jazdy na rowerze, zła koordynacja ruchowa, nieprzestrzeganie pewnych zasad towarzyskich typu głośne mówienie, głośne śmianie się, wybuchy złości, niechęć do zmian

- szybko razem zamieszkalismy i szybko też zaszłam w ciążę, bo już natura mnie bardzo wzywa

- po urodzeniu naszego wspólnego synka sytuacja się trochę zmieniła, bo:

      * przechodziłam depresje poporodową, było mi cholernie cieżko z maluchem
      * cała opieka w tygodniu nad maluchem spadła na mnie
       * wkurzałam się, że gdy przychodził weekend, zamiast pomocy od partnera mam jeszcze dodatkowe problemy związane z opieką nad pierworodnym synem mojego partnera, który bądź co bądź wymaga odpowiedniego, umiejętnego podejścia wychowawczego i dużo nadzoru, typu - wytrzyj nos, umyj ręce, nie kichaj na bobasa, nie trzaskaj drzwiami
       
Niektóre związku rozpadają się przez samo pojawienie się dziecka, a u nas problemy zaczęły się mnożyć:

- problemy finansowe, pomimo, że oboje zarabiamy, jesteśmy wykształceni, ale weszliśmy w związek z długami i kredytami, ponadto alimenty partnera, w międzyczasie partner doznał urazu mechanicznego i przechodził operację za operację w odległym mieście, nie był ubezpieczony, więc wszystko z własnej kieszeni, a ja na urlopie macierzyńskim i 80% pensji sad

- była żona partnera - osoba pewna siebie, wyszczekana ,wyrachowania, kłamliwa i manipulująca (rozwód z orzeczeniem o jej winie, przyczyny - zdrady, obecnie dobrze prosperująca finansowo, mieszkająca z rodzicami swoimi, robiąca z dziecka osobę niepełnosprawną, podczas, gdy Zespołu Aspergera nie można traktować jak choroby, są na ten temat kampanie społeczne, ale w każdym razie do szkoły dziecka nie wozi, bo zabiera chlopca bus dla osob niepelnosprawnych sad ), nieprzestrzegająca godzin ciszy nocnej jeśli chodzi o telefony do syna, wiecznie atakująca słownie mojego partnera i mnie, w końcu strasząca sądem o podwyższenie alimentów i w końcu założyła sprawę - chce 1000 zł. Podczas gdy sytuacja wygląda tak, że my utrzymujemy syna partnera od piątku po szkole do niedzieli wieczór, mama utrzymuje go od niedzieli wieczór do piątku rano. Do wszystkich wydatków partner dokładał sie po połowie (jest honorowy) oraz płacił alimetny poza tym, żeby mamie było łatwiej utrzymać małego w dniach, w których jest u niej, nam jednak nikt alimentów nie płacil na piątek sobotę i niedzielę, gdy dziecko spędza u nas cały dzień i noce.

- tak więc sprawa sądowa na to wszystko, gdzie sąd widząc w wyroku: miejsce zamieszkania przy matce (choc zameldowanie jest u nas), orzekł podwyższenie alimentów, przez co zabrano nam, a dano jej, więc wychodzi na to, że nas nie stać na utrzymywanie syna partnera od piatku do niedzieli, gdyby partner był wyrachowany to by nie brał syna wobec tego na weekendy już, ale on go kocha i to by było nieludzkie, a nas już naprawde nie stać na nic, korzystamy z pomocy rodzin naszych i mamy długi

- problemy z emocjami zarówno i moje  i partnera, partner radzi sobie codziennie po pracy kupując wino, a ja nie mogę, bo karmię piersią, i dobrze, bo uważam, że używaki to nie jest sposób, poszłam na terapię. terapuetka zasugerowała mocno terpaię par, żebyśmy się nauczyli lepiej ze soba komunikować

- częste, coraz częstsze kłótnie  między nami , z racji braku umiejętności panowania nad emocjami coraz bardziej poniżające nas oboje, kończące się zawsze albo krzykami albo moją wyprowadzką do rodziców, bo się nawet zaczęłam bać już reakcji partnera, który jest przewrażliowiony na prawie już każdym punkcie, a już najbardziej na punkcie swojego pierworodnego syna, bo ostatnio wykrzyczał mi, że wszystko jest przez to, że ja go nienawidzę (fakt, dużo trudnych emocji doświadczyłam, i zazdrość o jego matkę i o parntera, duzo partnerowi tym natrulam nerwow, poszłam przez to na terapię, ale, żeby zaraz nienawidzę, skoro zawsze starałam się dbać o niego, kupuje mu rózne rzeczy, wyposażam pokoj, ktory ma u nas , pomimo, że mamy tylko trzy pokoje, to jeden stoi i czeka zawsze na syna pierworodnego, nasz syn nie ma nawet swojego pokoju, miedzy nimi jest za duza roznica wieku -, by dzielic pokoj - 10 lat, bawię się, dbam o wspomnienia, wywołuje mu zdjęcia do albumu, nawet z jego własna mama której szczerze nie cierpię, mialam swego czasu aspiracje, by zaczac mu pomagac w nauce, cwiczyc go w tym, w czym sobie nie radzi, moja praca jest zwiazana z nauczaniem, pomaganiem, ale skutecznie mnie zniechecila postawa jego matki: "ni zycze sobie aby w jakikolwiek sposob ingerowala Pani w zycie moje i mojego syna", oraz to, ze kazde moje proby konczyly sie tym, ze pierworodny mial zly nastroj, bo nie lubi byc zmuszany do niczego u taty, pobyt u taty kojarzy mu sie z wolnym czasem i jesli mialam byc przyczyna starc, to odpuscilam. Teraz po prostu przygladam sie, jak gra na konsoli smile moj partner w zwiazkach nigdy nie byl strona dominujaca, wiec on nie ma umiejetnosci motywowania i trzymania pieczy nad nauka i cwiczeniami, nie naciska na syna.

- partner wykazuje niechęć wobec terapii, raz niby się zgodził, ale nic konkretnie nie ustalilismy i znow bylo tylko gorzej, w tygodniu malo mi pomaga, bo nie ma na nic sily i motywacji do zycia zero, czasem pomaga i nawet gotuje, ale dla mnie w sytuacji wykonczenia dzieckiem, to jest za malo, a od piatku juz mamusia pierworodnego ingeruje, partner jest wobec niej malo asertywny i woli nie wchodzic z nia w szranki dla dobra syna, bo boi sie, ze jak sie z nia pokloci, to ta mu nie da syna na weekedn, moglby go zabrac sila, ale po co dziecku gotowac taki los, wiec musimy trzymac troche jezyk za zebami, dla dobra dziecka pierworodnego. We mnie emocje az kipia, sama mam dziecko male i nerwy w strzepkach.

- zawsze staraliśmy się dbać o nasz związek, wspólne gtowanie, dużo rozmawialiśmy, ale tez nie stać nas na niewiadomo co, np. wycieczke gdzies dalej, w weekedny z reguły zawsze jest syn pierworodny, raz tylko była sytaucja, że był u mamy i wtedy zawiozłam naszego wspólnego do moich rodziców i pojechalismy się zrelaksowac, ale przy tej ilosci problemow i nerwow w strzepach obecnie mamy bardzo duzy kryzys

Skończyło się tak, że w ostatniej kłótni powiedzialam, ze sie wyprowadzam do rodzicow (nie pierwszy raz) , usłyszalam od partnera w zlosci, ze mam wyp...  wykrzyczał mi, że wszystko przez to, że nienawidze jego syna, przy swoich rodzicach to mowil zreszta i ja sie wyprowadzilam. jestem tak rozchwiana emocjonalnie obecnie, ze nie pomaga mi juz ani bieganie, ani nic, planuje isc do lekarza po antydepresanty i nie wyobrazam sobie wracac do mieszkania do nich. Jestem ze swoim synem u rodzicow, nie stac mnie na wynajecie niczego, ale nie wyobrazam sobie znosic tych wszsytkich emocji związanych chocby z weekendami obecnie.

Oboje z parterem tesknimy za soba, ale oboje widzimy, ze ta sytaucja jest tragiczna. Byl czas ze bylismy umowieni, ze spedzam z moim partnerem czas od pn do pt a na weekedny jade do rodzicow, ale czulam sie jak uciekinier. Obecnie najchetniej kupilabym kawalerke i byloby tak, ze partner by mnie odwiedzal, a w weekedn mialabym swiety spokoj  z jego byla zona, emocjami, jakie sie z tym wiązą. sad((

           Nie jestem tez bez wad, ale ja coś przynajmniej ze soba staram sie robic, terapia itp. czasem bylam tak wsciakla na partnera i moj los, ze fantazjowalam, ze drugie dziecko bede miala juz z innym i wtedy on poczuje, co to znaczy musiec sie dostosowywac do kogos innego i odczuje ta zazdrosc. Dodam jeszcze, ze duzo pomagam partnerowi, nawet w kwestii spraw sadowych, ale on moim zdaniem jest niewdzieczny, cala wina obarcza mnie, wyzywa w klotniach od chorych psychicznie i nawet w zlosci okreslil mnie mianem zlej matki lub
delikatnie ujmujac "kobiety lekkich obyczajow". Uwazam, ze duzo frustracji przenosi z poprzedniego zwiazku na nasz, bo ja go nie zdradzam, a wysluchuje obelgi, uwazam, ze on sam potrzebuje terapii, ale nie udalo mi sie go namowic na to jak do tej pory.
          Uwazam, ze faworyzuje emocjonalnie pierworodnego, niby tego nie okazuje jawnie, ale bylo kilka sytuacji, ze wyraznie wzial strone pierworodnego, nawet jesli chodzilo o naszego wspolnego syna, ze starszy go zaczal przezywac.
          Po urodzeniu dziecka bylam bardzo sfrustrowana faktem, ze mj partner nie wykazywal jakiejs specjalnej radosci, entuzjazmu, a raczej bardziej zrezygnowanie i przytloczenie problemami, wiem, ze pierwszego syna ze swoja byla zona planowali, ze bardzo sie angazuje cale zycie w wychowanie jego teraz oraz jak byl niemowleciem, bo tamta matka czesto wybywala z domu ,a u nas jest tak, ze cale wychowanie spada na mnie i nie cieszy sie tym naszym malym (choc wiem, ze go kocha) tak, jakbym chciala, moze to przez wszechobecne problemy.


Tak więc obecnie mieszkam u swoich rodziców, nie wyobrażam sobie w moim stanie psychicznym wracać do partnera, i po tym, co mi powiedzial, czuje, ze nie udźwigne naszej rodziny patchworkowej, latwiej mi chyba bedzie byc samotna matką sad((   

PS a mieszkamy/mieszkalismy w mieszkaniu partnera, w ktorym mieszkal on kiedys z ta byla zona, nawet na porzadny remotnt nas nie stac, co tez mnie dobijalo zawsze, bo ubrania trzymam w tej samej wielkiej szafie, co ona trzymala, gotuje w tej samej kochni, myje sie w tej samej wannie. Porazka. sad(( Ddam, ze jestem jedynaczka i zawsze wiele rzeczy w zyciu bylo po mojemu, mialam swoj osobny pokoj od dziecka, do 30 roku zycia wszystk co zarobilam wydawalam na siebie w sesnie nauka szkolenia itp, a teraz nie dosc ze musze brac pod uage byla zone, pierworodnego, to jeszcze sama zostalam matka i jest mi trudno i jeszcze brak kasy, no degradacja totalna, pomimo, iz mamy kazde wyzsze wyksztalcenie. sad((((

PS2 Nasz biedny wspolny synek na tym cierpi bardzo, bo tak naprawde to o nim sie "mowi najmiej", bo zarowno moj partner, jak i ja, jak i rodzice partnera zyja obecnie sprawami zwiazanymi z pierworodnym, na szczescie moi rodzice maja jedynego wnuka i sie bardzo angazuja w mjego synka, dodam, ze pierworodny pokochal bardzo przyrodniego braciszka, wiec to duzy plus, maly tez zawsze do niego lgnie.


Ratunku, co robić, jak zyć....

8,148

Odp: Być drugą i macochą

NotAgril...

ja powiem Ci z własnego doświadczenia …  przeszłam te fazy co Ty ….


Przestań patrzeć na to co on robi dla innych … ile kasy, czasu, uwagi....
Skup się na sobie i swoim dziecku - wymagaj dla siebie i swojego dziecka - czasu, uwagi, kasy...ale bez zazdrości bo tam daje tyle czy tyle !
Przestań wchodzić w dooopę partnerowi i jego dziecku i czekać ze Cię doceni ktokolwiek....
przestań narzekać że masz źle - bo to Twoje / wasze decyzje zaprowadziły was w to miejsce
przestań zazdrościć ex partnera i ich dziecku - bo czy naprawdę jest czego ??? zastanów się ??? czy rzeczywiście chciałabyś tego dla siebie i swojego dziecka ???
jesteś zdrowa , dziecko zdrowe ??? to najważniejsze !

Jeśli partner nie interesuje się dzieckiem waszym - idź po alimenty ! nie potrafi traktować dzieci na  równo … to go naucz !
Co do spędzania czasu - to czas dla ojca z synem , ty jeśli chcesz to uczestnicz, ale nie zmuszaj się do tego.... ale miej tez na uwadze że to brat Twojego dziecka …
Ustalcie budżet na waszą rodzinę … albo ile ma dawać ….


przestań pomagać i dawać energię tam gdzie nie chcą … masz swoje życie i swoje obowiązki … a konsekwencje życia ex...to jego obowiązki NIE twoje.... nie musisz ich brac na siebie ….  możesz pomóc ale nie musisz!

dla mnie sytuacja z weekendami jest chora ! wygląda jak opieka naprzemienna ! w tyg. dziecko jest w szkole … wiec opieka matki jest podobna lub mniejsza .
Ale to moim zdaniem sprawa partnera - ty możesz i o ile chcesz , wyrazić opinię - jakbyś chciała …..a czy on coś z tym zrobi ???

Z alimentami podobnie - 1000 + zakupy na pół ? plus utrzymanie wszystkie weekendy ?? … partner wydaje się być  rozrzutny.... pytanie czyim kosztem ??

Szkoda mu dziecka i chce by miało ok- to niech zarobi na to ! ma kolejne dziecko i rodzinę - na to też trzeba środków … waszego dziecka mu nie szkoda ???


Weź się w garść … masz dziecko na głowie.

i dorośnij.... szafa po ex.. wanna po ex... to tylko rzeczy !!!

Nie jestem złośliwa - to rady po 11 latach w podobnym związku .

swoja droga polecam byś została u rodziców  … ochłonęła emocje - idź na terapię sama... bo masz problem z emocjami …. atakujesz partnera … szkodzisz sobie …

On ma swoje za uszami...ale może być tak iż Twoja zmiana , spokój , - wpłyną na niego pozytywnie … i na wasz związek ( u mnie tak jest smile) …


i nie piszę tego złośliwie - jako jedynaczka wszystko było zawsze dla ciebie , byłaś najważniejsza i nie musiałaś się dzielić- to najprawdopodobniej powoduje u Cb te skrajne emocje . .. podszyte zazdrością i eliminacją przeszłości ….
A wiesz że nie da się jej zmienić ( historii )… ale możemy popracować nad sobą , nad zrozumieniem emocji ,nad kierowaniem swoimi myślami i czynami i słowami …


Wierzę że spotyka nas w życiu to co musimy przepracować tongue..

8,149 Ostatnio edytowany przez NotAgirlNotYetAwoman (2019-02-07 01:36:44)

Odp: Być drugą i macochą

Chceuciekacstad... Dziękuję Ci za tą odpowiedź, czytam Twoje slowa i czuje, ze ktos mnie naprawdę rozumie. Wezme sobie Twoje rady głęboko do serca, a nawet jutro sobie napisze je w punktach... nie odebralam niczego złośliwie, masz racje, uderzylas w sedno, ze wiele emocji wyolbrzymiam i odczuwam skrajnie z racji doświadczeń jedynaczki. Juz jestem po terapii, ale to juz wiem troche skad inad, ze na efekty terapii trzeba często czekac dluzej. Nie myslalam, ze tkwią we mnie az takie ograniczenia i ze te emocje będą tak bolesne. Masz rację, ze powinnam przez jakis czas zostac u rodziców z uwagi na mój stan psychiczny, zamierzam sie troche wyciszyć i dojsc do równowagi, a oni sie zgodzili mi pomóc. Żeby wrócić musze czuc ze mam sile mierzyc sie z tym wszystkim. Nawet Pani psycholog mowila mi, ze zmiana we mnie może zaowocować zmiana w partnerze... Tak, wiem, ze to niedojrzale i dziecinne, ta szafa, wanna itp, dziekuje, że mi to podkreslilas, bo chyba dzieki temy przestanę naprawdę sie tym przejmowac, a kiedys w koncu zarobie na upragniony remont, w koncu chyba... dziękuję raz jeszcze, jeśli masz chęć to napisz mi co nieco jeszcze z Twojego doświadczenia i sytaucji, dla otuchy i ukierunkowana, bo bardzo mi potrzeba doswiadczen kogoś kto mial ma podobnie i dal rade

8,150

Odp: Być drugą i macochą
NotAgirlNotYetAwoman napisał/a:

Chceuciekacstad... Dziękuję Ci za tą odpowiedź, czytam Twoje slowa i czuje, ze ktos mnie naprawdę rozumie. Wezme sobie Twoje rady głęboko do serca, a nawet jutro sobie napisze je w punktach... nie odebralam niczego złośliwie, masz racje, uderzylas w sedno, ze wiele emocji wyolbrzymiam i odczuwam skrajnie z racji doświadczeń jedynaczki. Juz jestem po terapii, ale to juz wiem troche skad inad, ze na efekty terapii trzeba często czekac dluzej. Nie myslalam, ze tkwią we mnie az takie ograniczenia i ze te emocje będą tak bolesne. Masz rację, ze powinnam przez jakis czas zostac u rodziców z uwagi na mój stan psychiczny, zamierzam sie troche wyciszyć i dojsc do równowagi, a oni sie zgodzili mi pomóc. Żeby wrócić musze czuc ze mam sile mierzyc sie z tym wszystkim. Nawet Pani psycholog mowila mi, ze zmiana we mnie może zaowocować zmiana w partnerze... Tak, wiem, ze to niedojrzale i dziecinne, ta szafa, wanna itp, dziekuje, że mi to podkreslilas, bo chyba dzieki temy przestanę naprawdę sie tym przejmowac, a kiedys w koncu zarobie na upragniony remont, w koncu chyba... dziękuję raz jeszcze, jeśli masz chęć to napisz mi co nieco jeszcze z Twojego doświadczenia i sytaucji, dla otuchy i ukierunkowana, bo bardzo mi potrzeba doswiadczen kogoś kto mial ma podobnie i dal rade


Dziewczyno, popracuj nad sobą , swoją siłą i wartością . To nam daje spokój !
ludzie przychodzą i odchodzą … tak jak uczucia . a życie toczy się dalej . Pokochaj siebie i rób dobrze dla siebie -bo to jedyna osoba która będzie z tobą do końca tongue .

Nie wiem jaką terapię miałaś , i kto zdecydował że już koniec … czuję Twoje zagubienie … i rozpacz .
To wspaniale że rodzice chcą Ci pomóc , potrzebujecie z dzieckiem spokoju i bezpieczeństwa by dojść do siebie .
Co do partnera - nie odpychaj go (jeśli nie chcesz ) , ale ustal granice . Najpierw uzgodnij z sobą samą czego chcesz , spisz sobie to i z tego wyjdzie Ci czego oczekujesz dla dziecka od jego ojca i ewentualnie dla siebie od Partnera jeśli będziecie kontynuowali związek.

I daj sobie i życiu czas....  to najlepszy lekarz tongue)


Poczytaj Maria Król Fijewska  "stanowczo, łagodnie bez lęku " … można znaleźć pdf w sieci .

8,151

Odp: Być drugą i macochą

chceuciekacstad...

        Ze mną to od zawsze jest taki problem, albo raczej sama ze sobą taki problem mam, że jestem bardzo wrażliwą osobą ze zmiennymi nastrojami, jednego dnia się czuję super, drugiego już nie mam siły z łożka wstać, trochę takie zaburzenia dwubiegunowe, ale nigdy nie zdiagnozowane. I choćbym chciała stworzyć najlepszą rodzinę, to pomimo starań w paradę wchodzi jeszcze właśnie moja emocjonalność i problemy z tym związane, bo często to ja sama potrzebuję wsparcia i troski, podczas gdy mój partner jest również osobą, która wsparcia i troski potrzebuje bardzo. Gdy się poznaliśmy, to bardzo dużo mu tego wsparcia dawałam niesiona na skrzydłach zakochania, a on to przyjmował, a po urodzeniu dziecka swojego sytuacja zaczęła się dla mnie robić na tyle trudna, że sama zaczęłam oczekiwać, a on nie bardzo potrafi dawać tego, ile ja potrzebuję.

       Co do terapii to nie jest to moja pierwsza terapia, bo korzystałam z pomocy różnych psychoterapeutów na przestrzeni swojego życia, a ta terapia była to terapia krótkoterminowa, kilkanaście spotkań, oczywiście u certyfikowanego terapeuty, z tymże, zdecydowałam się na terapię odpłatną, bo z różnych względów nie  chciałam na fundusz, a ta terapeutka umawia się z klientami konkretnie na jakiś cel, nad którym chce się pracować i określa mniej więcej ilość spotkań. Być może mogłabym pochodzić do niej dłużej, ale ona znała moja trudną sytaucję finansową i raczej była za tym, żeby zrobić to co się da w ustalonym czasie, bo - jak to zrozumiałam - nie chciała, by moje uczęszczanie na terapię było z drugiej strony pogrążaniem się finansowym dla mnie. Także zrobiłam tylko to, co mogłam zrobić przez okres kilkunastu spotkań. jednak tak sobie myślę, że jak będę na wizycie u psychiatry po te antydepresanty, to byc może będę mogła dostać jakieś skierowanie na fundusz i może się przełamię i skorzystam z dłuższej psychoterapii, jednak moim problemem jest to od zawsze, że ja pracuję w bardzo pokrewnym zawodzie i znam osoby psychoterapeutów pracujące na etatach w moim regionie oraz jest ryzyko, że spotkam w poczekalni osoby, którym ja sama pomagałam lub je tam kierowałam i zawsze miałam z tym problem.

        Nie chciałabym się rozstawać, jestem za pracą nad związkiem, zobaczymy, co czas przyniesie... "Daj sobie  i życiu czas - to najlepszy lekarz" - taaak. Właśnie.

     U rodziców też nie jest idealnie, wiadomo, człowiek degraduje się do roli dziecka chcąc nie chcąc, no ale z dwojga złego, to lepsze teraz dla mnie rozwiązanie, zanim się nie wzmocnię i nie dojdę do równowagi. Przynajmniej mam dużo pomocy z ich strony, której tak bardzo potrzebuję. Analizowałam ostatnio, na czym polega różnica w opiece nad dzieckiem, gdy mieszkam z partenerm, a na czym wtedy, gdy jestem u rodziców i sprawa jest bardzo prosta. Mój synek jest takim akurat dzieckiem, że często lui sobie postękać, popłakać, pomarudzić, "wiesza się na mnie", "napastuje mnie", gdy coś chce, ja z reguły nie ulegam, jestem dość chłodna mamą pod tym względem, ale na czym polega różnica (a to istotna kwestia, bo jest przyczyna często mojego tzw. wykończenia psychicznego"), otóż:

- u rodziców w czasie, gdy przygotowuję posiłki dla małego lub przygotowuje kąpiel lub zajmuje się innymi sprawami takimi jak pranie, ogarnięcie jakiegoś bałaganu, przygotowanie mleka w butelce, moja mam lub tata "bawią" małego.

- u nas (czyli u parntera i mnie), gdy ja przygotowuję te wszystkie rzeczy mały z reguły płacze w tym czasie, a partner leży na kanapie, mały często stęka i marudzi, więc nawet, jeśli partner pobawi się z nim 15 minut w ciągu dnia, gdy wróci z pracy, to i tak jeszcze jest wiele sytuacji w ciągu dnia do nocy, że mały marudzi, zawodzi, ja siłą rzeczy sie nie rozdwoję, nie mam siły, by małego trzymać wciąż na rekach (mieszkamy na 4 piętrze, także swoje się nanoszę i tak), więc po takim dniu jestem totalnie wykończona psychicznie, chyba bardziej tym płakaniem, stękaniem. Do tej pory małego karmiłam piersią, powoli juz odstawiam, ale do tej pory było tak, ze ja osobiście za bardzo z małym nie mogłam sie bawić, bo on pobawił sie ze mna minutę i zaraz na mnie właził, bo sobie przypominał, że przecież ja = cyc. I do tej frustracji związanej z takimi sytuacjami dodac jeszcze całą gamę pozostałych problemów, różne sytuacje związane z pierworodnym, który też ma swój charakterek i humorki i trzeba z nim jak z jajem  - załamanie nerwowe gotowe sad
Gdyby mój partner angażował się  pomoc mi, tzn. gdyby go chociaż na rękach trzymał, żeby on nie płakał nasze zycie możnaby rzec, byłoby usłane różami. Ale jest to jakies nie do przeskoczenia, bo partner nie lubi za długo bawić malucha, zresztą sam mi powiedział, ze jest to dla niego wyczerpujące psychicznie, umie go świetnie zabawiać, bo wiele razy widziałam, ale ma na to siły przez krótki czas - maksymalnie 25 minut po pracy hmm, a ja, gdy siedze z małym do 16 sama, to potem siłą rzeczy potrzebuję wsparcia, bo do nocy jeszcze daleko. Nie wymagam, by robił cokolwiek, ale by go chociaż zabawił w czasie, gdy ja wszystko robię. Będę musiała z nim pod tym kątem porozmawiać.

         Poczucie własnej wartosci - chyba pójdę na jakieś warsztaty dla kobiet, jak będę miała kasę wink "Ludzie przychodzą i odchodzą, tak jak uczucia...: - tak, prawda to ,zgadzam się i trzeba sobie to wziąć do serca - czyli stoicyzm ponad wszystko smile a książkę przeczytam na pewno smile

8,152

Odp: Być drugą i macochą

Witam wszystkie "macochy" bardzo proszę o radę co mam zrobić. Mam dwóch synów z pierwszego małżeństwa. Rok temu wyszłam za mąż po raz drugi. Mąż ma 13 letnią córkę z poprzedniego związku, która mieszka z nami. Matka ją oddała. Mój problem jest taki że jego córka mnie nie chce zaakceptować. Uważa że ja nie mogę zwracać jej uwagi ale mam robić wszystko tak jak ona chce. Mąż we wszystko jej wierzy przez co krytykuje mnie i moich synów. Chłopcy pomagają mi w domu,ona niestety nie musi nic robić. Niestety mąż kupuje jej wszystko co ona chce a my nie możemy nic.17 letni syn chce się wyprowadzić bo ma dość. Co by nie zrobił w oczach męża (potrafi tylko grać i oglądać filmy. Proszę powiedzieć co mam zrobić. Tym bardziej że sama zaczynam myśleć o odejściu od niego.

8,153

Odp: Być drugą i macochą

Hej Basiu, witaj na naszym watku smile

Basia 75 napisał/a:

Mój problem jest taki że jego córka mnie nie chce zaakceptować.

Nie, Twoj problem to:

Basia 75 napisał/a:

Mąż we wszystko jej wierzy przez co krytykuje mnie i moich synów.
mąż kupuje jej wszystko co ona chce
Co by nie zrobił w oczach męża (potrafi tylko grać i oglądać filmy

Zachowanie corki Twojego meza to pochodna jego poblazliwego podejscia do niej. Ona tak Cie traktuje, bo wie, ze moze.

Jak zawsze, masz dwie opcje - albo te sytuacje zaakceptowac, albo zmienic.
1) zaakceptowac, wiadomo, wszystko zostaje po staremu, a Ty i Twoi synowie zyjecie swoim zyciem. Raczej trudne do wykonania mieszkajac na kupie pod wspolnym dachem.
2) zmienic - wypadalo by popracowac nad mezem, ale nie masz na niego wplywu, jesli on nie widzi problemu. Wtedy tylko wyprowadzka a on z corka "robta co chceta".

Wiec moja rada to na poczatek porozmawiac z mezem o tym, co Cie boli. A jesli to nie przyniesie efektu to ewakuowac sie czym predzej. Szkoda czasu.

8,154

Odp: Być drugą i macochą

Cześć wszystkim.  Jestem tu po raz pierwszy. Chciałabym porozmawiac z dziewczynami w podobnej sytuacji do mojej. Tak jestem tą drugą i macochą, chociaż to za dużo powiedziane. Jego syn jest dopiero na etapie poznawania mnie lepiej . Początki były trudno.  Za każdym razem gdy widział nas razem lub gdy zauważył jak jego tata mnie całuje  to był komentarz " nie wolno możesz tylko moją mamę całować ". Chłopak ma 7 lat i zdaję sobie sprawę, że nie do końca wszystko rozumie.  Jednak teraz jest dużo lepiej.  Sama jestem wdową z dzieckiem i musiałam obserwować reakcję swojej córki.  Na szczęście bardzo polubiła partnera i się świetnie dogadają.  Myślę, że jego syn z czasem też mnie polubi. Jedyny mój problem to jego była.  Wiem, że może wyjdę na jędze ale nie potrafię zaakceptować jej zachowania.  Ciągle zasłania się dzieckiem i potrzebuje co chwila pomocy. A gdy jego syn jest z nami to potrafi dzwonić kilka razy dziennie na wideorozmowe niby z nim porozmawiać.  Tylko on wcale się nie odzywa i wtedy rozmawia z jego ojcem. Wkoncu miałam dość i powiedziałam, że ma sprawić aby była jak najmniej obecna w naszym życiu.  Nie mieszkamy razem. On pracuje zagranica i przyjeżdża na 2-3 tygodnie do mnie z synem. Zamiast cieszyć się jego obecnością to muszę słuchać ich rozmów.  Teraz są raz dziennie i partner nie uczestniczy w rozmowach.  Powiedziałam, że 7latek potrafi trzymać telefon i nie musi mu w tym pomagać.  Wiem, że nim manipuluje tekstami jak było im dobrze.  Piszę, że ich syn nie chce nowego taty A ona nie potrafi z nikim innym być.  Mam wrażenie, że chce aby do niej wrócił.  Wiem , że tak się nie stanie i ufam mu zupełnie.  Jednak jej zachowanie mnie czasami przerasta. Wiem , że to głupie ale potrafiłam mu powiedzieć że mnie nie rozumie bo u mnie nie ma byłego partnera. Ostatnio zadzwoniła do niego , bo ich syn jej powiedział coś dziwnego w jej ocenie.  "Tata kocha bardziej Justynę  ode mnie".  Nie wierzę, że tak było bo gdy jest z nami jest naprawdę szczęśliwy.  Podczas jednej z rozmów powiedział do niej " u taty jest mi lepiej i chciałbym mieć taki dom " . Rozłączyła się, gdy to usłyszała.  Myślę, że jest zazdrosna i boję się że będzie coraz bardziej wchodzić w nasze życie.  Musiałam się wygadać. Może coś mi doradzicie? Mam siedzieć cicho czy jak postępować? Z góry dziękuję

8,155

Odp: Być drugą i macochą

Justyna, niestety bardzo często tak jest, że byłe żony są obecne nadal w życiu naszych partnerów. A gdy mają wspólne dzieci to jest to nieuniknione. Tu wszystko zależy od partnera gdzie postawi granice i jak bardzo pozwoli być ex w swoim nowym życiu. Musisz szczerze i stanowczo z nim porozmawiać co jest dla ciebie ok, co ci się nie podoba. Ale efekty rozmowy mogą być różne. Wyobraź sobie, że ja spotykałam się z wdowcem i ta jego zmarła żona też była cały czas obecna w naszych relacjach. W pewnym momencie doszło nawet do tego,że chciał żebym chodziła w jej rzeczach. A jego 10-cio letnia córka  powiedziała że tata zdradza ze mną jej mamę i nawet siedzieć przy stole nie wolno mi było obok bo ona musi siedzieć obok. Oczywiście reakcji tatusia nie było na to żadnej, nawet po moich grzecznych uwagach. Ja też jestem wdową z dziećmi ale moje dzieci nigdy się tak nie zachowały względem niego. Jak widzisz to wszystko zależy od partnera. Jak chcesz pogadać to pisz na priv. Pozdrawiam cieplutko.

8,156

Odp: Być drugą i macochą

Cześć.  Bardzo chętnie porozmawiam prywatnie z każdym kto jest w podobnej sytuacji.  Czasami bardzo dobrze pomaga rozmowa a ja niestety nie mam z kim o tym porozmawiać.  Moje gg to 66444885

8,157

Odp: Być drugą i macochą

Hej dziewczyny,
czytam regularnie i z zapalem co piszecie. Wkrotce czeka mnie pierwszy wspolny wyjazd z moim partnerem, jego dzieckiem i moim dzieckiem. Roznica wieku miedzy dziecmi to dwa lata. Moje dziecko zna partnera, widuja sie czasem. Jego dziecko mnie zna slabo. Ja postanowilam zabrac moje dziecko na krotki urlop zagraniczny. Szczegolow z partnerem nie omowilam, poniewaz on i tak nigdy nie wykazywal checi spedzania czasu wspolnie we czworke a co tu mowic o dalszych wyjazdach. Moim zdaniem moje dziecko na jego niezdecydowaniu cierpiec nie moze, bo wielokrotnie proponowalam aktywnosci we czworo a odzew byl zerowy. Jednak dowiedziawszy sie, ze planuje wyjechac sama bez niego chyba wlaczyl mu sie pies ogrodnika bo teraz chce zabrac swoje dziecko i leciec z nami. Ja sie ciesze, moje dziecko tez. Tym niemniej, zwlaszcza ze jego dziecko zna mnie tylko troche - czego sie wystrzegac? Na co zwracac uwage? Jak sie zachowac w przypadku konfliktow miedzy dziecmi? Czy to zbyt karkolomne? Wyjazdu nie chce odpuszczac bo zaplanowalam go z mysla o wakacjach z synem, to ze partner sie w koncu zaangazowal i chce w to wlaczyc swoje dziecko jest dla mnie pozytywna informacja. Wiadomo, ze nie bede krytykowac jego matki i zle sie o niej wyrazac, tego mowic nie trzeba. Natomiast chcialabym, zeby kazdy czul sie komfortowo. Dla mnie wazne jest tez, zebym miala momenty z wlasnym dzieckiem sam na sam a partner ze swoim, intuicyjnie wyczuwam, ze dla dzieci tez bedzie to komfortowe. Podzielcie sie doswiadczeniami smile

8,158

Odp: Być drugą i macochą

Moim zdaniem kiepski pomysł z tym wspólnym wyjazdem, jeśli nie docieraliście się wcześniej. Może się okazac, że dzieci będą o siebie zazdrosne, nie polubią się, będą ze sobą rywalizować. Wtedy marnie widzę ten Wasz wspólny wypoczynek. Ale jeśli już klamka zapadła i nie wypada się teraz wycofać ze wspólnego wyjazdu to weź chociaż się zorientuj czy w razie klopotow bedziesz mogła wynająć dla siebie i dziecka oddzielny pokój.

Swoją drogą , bardzo podoba mi się Twoje podejście do tematu. Skoro partner nie wykazywal chęci , zorganizowałaś wyjazd dla siebie i dziecka. I tak trzymaj. Nie podporządkowywuj swojego (i dziecka) życia pod niezdecydowanego partnera. Przynajmniej jak nic z tego nie wyjdzie, nie będziesz żałować straconego czasu. Rób swoje. Na wyjeździe również. Dbaj o komfort swój i dziecka. A jeśli przy ojazji partner ze swoim dzieckiem będą z Wami dobrze się bawić , to będzie cudnie. Powodzenia.

8,159

Odp: Być drugą i macochą

Witajcie,
Jestem nowa na forum. Wątek znalazłam przez Google szukając wypowiedzi kobiet będących w podobnej sytuacji jak ja i trafiłam na ten wątek. Krótko: bardzo zastanawiam się nad sensem mojego związku. Nie chciałabym tego stracić ale chyba przez byłą żonę i dziecko mojego partnera zmierza to ku końcowi. Jesteśmy razem około pół roku,  żony i dziecka nie znam ale sytuacje które mają miejsce wyprowadzaja mnie z równowagi. Jeśli więc miałabym zakończyć związek to lepiej teraz niż później jak wszystko dodatkowo się skomplikuje.Dlatego też zaczynam czytać Was od początku- może gdzieś tam jest jakaś wskazówka dla mnie.
Pozdrawiam serdecznie smile

8,160

Odp: Być drugą i macochą
_Malina napisał/a:

Witajcie,
Nie chciałabym tego stracić ale chyba przez byłą żonę i dziecko mojego partnera zmierza to ku końcowi.

Hej Malina, to juz z gory Ci powiem, zanim przeczytasz caly watek i wyciagniesz wnioski - jesli stracisz zwiazek to nie przez byla zone i dziecko, tylko przez spolegliwego misia wink

Jakie to sytuacje wyprowadzaja Cie z rownowagi? Moze podasz jakies przyklady?

8,161

Odp: Być drugą i macochą

Metaxa,
Jest tego dużo. Sprawy od mojego wpisu skomplikowaly się tak mocno że zrezygnowałam. Po prostu. Zamknęłam się, zablokowalam go wszędzie.
Jesteśmy ze sobą kilka miesięcy.  On po rozwodzie od października nadal mieszka z żoną bo opiekują się wspólnie córką (2,5 roku) i dopóki nie sprzedadzą mieszkania (jest wystawione na sprzedaż) to tak miałoby pozostać. Ogólnie rzecz biorąc wygląda to tak że wieczorem jak mała idzie spać przyjeżdża do mnie i rano jedziemy razem do pracy. I tak dzień w dzień. Czasami spędzamy że sobą weekendy.
Ostatnio jego żona która w ogóle się nie odzywała nigdy gdy był poza domem, szuka ewidentnie powodów do kontaktu gdy jest u mnie. A to małą brzuszek boli, a to to a to sramto. Męczy mnie to ich mieszkanie razem.  Wiem że jest sposób żeby tak nie było ale on zasłania się dzieckiem. Muszę przyznać że wiele zmienił od czasu kiedy się poznaliśmy bo nie lata już na jej zawołanie, to fakt. Ale mimo wszystko to za mało. Dodam jeszcze że mimo iż większość dni siedzi z malutką sam, a mieszkamy od siebie około 5km, nigdy jego córki nie poznałam. Raz zaproponował jak gdzieś z nią był żebym przyjechała do nich ale to na tyle. Daje mi to do myślenia. I chyba świadczy o tym że nie jestem na tyle ważna aby mnie taki zaszczyt spotkał poznania jego córki.
Jego ex ma kogoś od bardzo dawna choć nadal twierdzi że to tylko przyjaciel (powód rozwodu) i chyba tak trochę jest ze nie odciął się całkowicie od niej a tylko chciał udowodnić (po 2 latach jej zdrad z przyjacielem)  i jej i sobie ze ma jaja i dlatego wniósł pozew.
Ciężka sytuacja. Chyba się poddalam.

8,162

Odp: Być drugą i macochą
metaksa napisał/a:

Hej Malina, to juz z gory Ci powiem, zanim przeczytasz caly watek i wyciagniesz wnioski - jesli stracisz zwiazek to nie przez byla zone i dziecko, tylko przez spolegliwego misia wink

Jak widzisz nie trzeba czytać ponad 8tysięcy postów, żeby wnioski wyciągnąć. Metaksa powiedziała Ci jaki jest główny powód rozpadu "takich" związków. To nie przez "byłą żonę" . Nieczemu też nie są winne dzieci! Główną przyczyną kłopotów w takich związkach i tym, że czujemy się w nich jako te "drugie" jest zachowanie spolegliwego, niezdecydowanego, często bez jaj naszego Misia ukochanego.
Po przeczytaniu Twojego drugiego posta nie mam wątpliwości. Dobrze, że odcinasz sie od Misia tak szybko. Takie życie w czworokącie, to tylko strata Twojego czasu i nerwow. Powodzenia. Zapewniam, że życie z dala od tego czworokąta , przyniesie Ci jeszcze wiele radości.

8,163

Odp: Być drugą i macochą
kjim napisał/a:
metaksa napisał/a:

Hej Malina, to juz z gory Ci powiem, zanim przeczytasz caly watek i wyciagniesz wnioski - jesli stracisz zwiazek to nie przez byla zone i dziecko, tylko przez spolegliwego misia wink

Jak widzisz nie trzeba czytać ponad 8tysięcy postów, żeby wnioski wyciągnąć. Metaksa powiedziała Ci jaki jest główny powód rozpadu "takich" związków. To nie przez "byłą żonę" . Nieczemu też nie są winne dzieci! Główną przyczyną kłopotów w takich związkach i tym, że czujemy się w nich jako te "drugie" jest zachowanie spolegliwego, niezdecydowanego, często bez jaj naszego Misia ukochanego.
Po przeczytaniu Twojego drugiego posta nie mam wątpliwości. Dobrze, że odcinasz sie od Misia tak szybko. Takie życie w czworokącie, to tylko strata Twojego czasu i nerwow. Powodzenia. Zapewniam, że życie z dala od tego czworokąta , przyniesie Ci jeszcze wiele radości.

Ktoś te jaja musi mieć. Nie ma ich on, będę miała ja. Nie samą miłością człowiek żyje.  A obietnic bez pokrycia mam dość. Autentycznie, czuję się jak jego kochanka a nie partnerka:) aż się sama z siebie śmieję jak naiwna byłam i cieszę jednocześnie że oczy otworzyłam po kilku miesiącach a nie latach, a nie daj Boże po jakimś kredycie czy wspólnym dziecku. Pomyliłam chyba  jego mega poczucie odpowiedzialności które na każdym kroku tak dobitnie podkreślał z funkcjonowaniem jako podnóżek. No cóż...kolejna życiowa lekcja smile a teraz chyba mi pozostało:  ahoj przygodo!

8,164 Ostatnio edytowany przez metaksa (2019-03-20 07:09:44)

Odp: Być drugą i macochą

Malina, moim zdaniem Twoj Mis jeszcze nie jest gotowy na nowy zwiazek. Jest w rozkroku - chcialby byc i z nimi, i z Toba, a tak sie nie da na dluzsza mete. Musi najpierw pozamykac stare sprawy. Ich dziecko jest jeszcze male, takze sporo czasu w Wisle uplynie zanim przyjdzie co do czego. Po prostu spotkaliscie sie o kilka(nascie?) lat za wczesnie. Tak to widze. Nie uwazam, ze Mis jest zly w sam sobie, moze za pare lat beda z niego ludzie, ale na te chwile dalabym sobie z nim spokoj.

A tak na marginesie, gdybym ja teraz miala szukac faceta, to mam taka awersje do tatusiow, ze nawet gdyby mial zlote jaja to nie ma $uja we wsi! Pozdrawiam dziewczyny big_smile

8,165

Odp: Być drugą i macochą

Sprawy trochę się odwróciły, a właściwie to wyjaśniły. Rozmawialiśmy długo i szczerze. Ponieważ został postawiony pod murem (wie że jak powiem A to będzie B i że nie rzucam słów na wiatr), dowiedziałam się wszystkiego.
Okazało się że naprawdę ma związane ręce i na ten moment nie ma możliwości rozwiązania problemu dopóki nie sprzedadzą mieszkania. Nie mogę pisać za dużo bo zwyczajnie nie chcę zostać skojarzona, ale powiem jedno: jego była zona to naprawdę cwany, wyrachowany i bezlitosny gracz. Udupila go tak że nie ma wyjścia z sytuacji na ten moment.  Chętnie bym którejś z was opowiedziała na czym rzecz polega ale bardziej w prywatnej korespondencji. A może macie jakąś grupę tajną do której mogłabym dołączyć?
Będę wdzięczna za info albo za dobrą duszyczkę która zechce pogadać
Pozdrawiam serdecznie smile

8,166

Odp: Być drugą i macochą

Drogie Panie,
Zdecydowałam się założyć konto na forum by nie być tylko biernym czytelnikiem smile
Trochę o mnie: rocznik 94, od pewnego czasu spotykam się z mężczyzną, który ma dziecko z poprzedniej relacji. Mała ma 4 lata i poznałam ją bardzo szybko (po 1 miesiącu znajomości). Po kilku miesiącach związku stchórzyłam. Sytuacja zaczęła mnie przerastać mimo że córka spędza u taty co drugi weekend i widują się w każdą środę. Czułam pewnego rodzaju zazdrość o kontakty z byłą i bardzo przeszkadzał mi fakt, że nasz czas jest zależny od innych osób. Rozstaliśmy się na kilka miesięcy. On jednak nie dał za wygraną i postanowił zaproponować spotkanie, na które się zgodziłam. Poprosił o szansę i... Uległam. Jesteśmy razem 1.5 miesiąca i zapowiada się całkiem nieźle. Oczywiście, nie jest idealnie. Mam załamania, ale wtedy mówię mu że nie myślę wtedy logicznie. Muszę sobie czasami przypomnieć, że miłość do córki nie ma wpływu na uczucie w stosunku do mnie.
I wiecie? Staram się myśleć pozytywnie. Małą uwielbiam, ona lubi mnie. (Dziś mi nawet wyznała miłość). Mam nadzieję, że się nie mylę i to naprawdę może zadziałać. Trzymajcie proszę kciuki smile

8,167 Ostatnio edytowany przez kjim (2019-03-21 13:38:33)

Odp: Być drugą i macochą
_Malina napisał/a:

Okazało się że naprawdę ma związane ręce i na ten moment nie ma możliwości rozwiązania  tego problemu (........)  jego była zona to naprawdę cwany, wyrachowany i bezlitosny gracz. Udupila go tak że nie ma wyjścia z sytuacji na ten moment.

Malina...z każdej sytuacji jest wyjście!!! Jeśli tylko zechce się takiego wyjścia poszukać. Zapewne ta sytuacja bez wyjścia jest powiązana ze sprawą majątkową (związana z tym sprzedawanym mieszkaniem). ALlle w pozostalym zakresie to jak twój facet wyjaśnił Ci fakt, że nie poznał Cię jeszcze ze swoją córką i przed dzieckiem w domu wciąż udają kochającą się, pełną rodzinę. Usprawiedliwia to dobrem dziecka??? :-) Moim zdaniem facet na przeczekanie nawinął Ci makaron na uszy :-)   
Acha i zauważ, że z Jego opowieści już wyłania sie ta zła, okrutna, cwaniara -jego była żona. A on biedny Misio jest zaszachowany przez tą bestię. :-)

8,168

Odp: Być drugą i macochą

Myślę że twoja sytuacja jest znacznie prostsza bo nie masz swoich dzieci i będzie ci o wiele łatwiej zaakceptować dziecko partnera Niezależnie od wieku dziecka matki mu nigdy nie zastąpisz ale twoje relacje z nim mogą być bardzo dobre Wiele rodzin układa sobie życie ponownie po rozwodzie i jest szczęśliwa Jestem zdania że jeśli ludzie naprawdę się kochają to będa ze sobą niezależnie od wszystkiego dlatego nie warto martwić się na zapas

8,169

Odp: Być drugą i macochą
kjim napisał/a:

Malina...z każdej sytuacji jest wyjście!!! Jeśli tylko zechce się takiego wyjścia poszukać. Zapewne ta sytuacja bez wyjścia jest powiązana ze sprawą majątkową (związana z tym sprzedawanym mieszkaniem). ALlle w pozostalym zakresie to jak twój facet wyjaśnił Ci fakt, że nie poznał Cię jeszcze ze swoją córką i przed dzieckiem w domu wciąż udają kochającą się, pełną rodzinę. Usprawiedliwia to dobrem dziecka??? :-) Moim zdaniem facet na przeczekanie nawinął Ci makaron na uszy :-)   
Acha i zauważ, że z Jego opowieści już wyłania sie ta zła, okrutna, cwaniara -jego była żona. A on biedny Misio jest zaszachowany przez tą bestię. :-)

Kurczę chciałabym Ci napisać jak naprawdę to wygląda ale sytuacja jest naprawdę bardzo specyficzna i nie chciałabym zostać skojarzona. Jeśli chciałabyś popisać na priv to bardzo chętnie smile
Na ten moment wygląda to tak że spotykamy się. On snuje plany - ja obserwuję.  Dziewczyny, tworzę grupę całkowicie tajną na fb i liczę na to że dołączycie. Szczegóły jak coś na priv.
Życzę pięknego weekendu smile

8,170

Odp: Być drugą i macochą

Malina, napisałam do ciebie priv w sprawie grupy na fb smile

8,171

Odp: Być drugą i macochą
Kamilla66 napisał/a:

Myślę że twoja sytuacja jest znacznie prostsza bo nie masz swoich dzieci i będzie ci o wiele łatwiej zaakceptować dziecko partnera Niezależnie od wieku dziecka matki mu nigdy nie zastąpisz ale twoje relacje z nim mogą być bardzo dobre Wiele rodzin układa sobie życie ponownie po rozwodzie i jest szczęśliwa Jestem zdania że jeśli ludzie naprawdę się kochają to będa ze sobą niezależnie od wszystkiego dlatego nie warto martwić się na zapas

Dziękuję za ciepłe słowa.
Póki co ciągle rozważam czy była to dobra decyzja. Trochę zazdroszczę parom, które układają swoje wspólne życie bez zobowiązań i przeszłości. Chciałabym wiedzieć czy robię dobrze, ale o tym przekonam się dopiero za kilka lat.
Na razie muszę popracować nad swoją zazdrością o to, co partner przeżył ze swoją byłą...

8,172

Odp: Być drugą i macochą

Cześć dziewczyny jak tam sobie radzicie w swoich związkach? Ja brnę dalej. Na razie jestem pewna że warto. Ale czas pokaże. Dodam tylko że relacje z jego ex również się zmieniły na moją korzyść. W końcu on zaczął głośno mówić co mu się nie podoba i nie robić nic pod jej dyktando. Także obserwuję i cieszę się życiem smile wszystkiego dobrego smile

8,173

Odp: Być drugą i macochą

Witam wszystkie kobietki.

Piszę w odpowiedzi, bo szczerze mówiąc nie wiem nawet jak dodać nowy wątek wink Proszę o wyrozumiałość. Zdecydowałam się zaciągnąć rad kobiet w podobnej sytuacji do mojej, bo chyba przestałam sobie radzić. Otóż, jestem w związku z mężczyzna, który ma 2 dzieci z poprzedniego małżeństwa. Rozwiódł się kilka ładnych lat temu, z winy swojej ex, która była niewierna. Jesteśmy zaręczeni, planujemy ślub i założenie rodziny. Z jego dziećmi mam super kontakt od samego początku. Aż sama jestem zaskoczona ze może być tak dobrze. Moje relacje z nimi nie stanowią żadnego problemu. Mam jednak problem ze sobą sama oraz z jego ex... Dzieci sa stosunkowo małe (właściwie jedno) i przed nami sytuacje w których znajdziemy się wszyscy razem. Jego ex totalnie nie akceptuje mnie, moje istnienie wyklucza i wypiera. Nie chce mnie poznać, na propozycje ze strony mojego partnera nie chciała o tym słyszeć, na informacje o tym ze będę uczestniczyć razem z nim w różnych wydarzeniach z życia dzieci np zawody czy Komunia nie chciała słyszeć i nawet powiedziała ze jego tez nie chce. Jesteśmy razem długo, od początku miała z tym problem. Chyba głównie dlatego ze ona sama nie może ułożyć sobie życia, a być może jest zazdrosna o moje relacje z jej dziećmi. One czuja i wiedza ze mama jest negatywnie do mnie nastawiona, doszło do tego ze boja się cokolwiek przy niej o mnie mówić, mieć mój numer telefonu itp. Nawet usuwała moje komentarze na portalu społecznościowym (ma dostęp do konta córki). Na szczęście dzieci same stwierdziły ze nieważne co o mnie powie ich mama, one i tak będą mnie lubiły. Ale w sytuacji kiedy rzeczywiście dojdzie do tego ze będziemy wszyscy oni na pewno tej sympatii będą bały się okazywac, nie będą tego chciały. Boje się o siebie. Mam tez problem z sytuacjami kiedy mój partner zawozi ich i odwozi, często zostaje z nimi chwile na podwórku lub wchodzi do domu. Do miejsca gdzie jest kobieta która mnie nienawidzi. Nie umiem sobie z tym poradzić. Coraz częściej mam wątpliwości czy poradzę sobie dalej mimo ogromnego uczucia które nas łączy. Chciałam aby wszystko było dobrze, aby moje relacje z matka dzieci były poprawne a nie zasiane nienawiścią. Dzieciom również byłoby łatwiej bo teraz często musza kłamać i uważać co mówią mamie żeby nie wspomnieć o mnie. Może podzielicie się ze mną swoimi doświadczeniami, radami jak powinnam postępować, myśleć, czy działać czy zostawić ten temat...? Liczę na Wasze wsparcie. Pozdrawiam

8,174

Odp: Być drugą i macochą

Witam wszystkie kobietki.
Piszę w odpowiedzi, bo szczerze mówiąc nie wiem nawet jak dodać nowy wątek wink Proszę o wyrozumiałość. Zdecydowałam się zaciągnąć rad kobiet w podobnej sytuacji do mojej, bo chyba przestałam sobie radzić. Otóż, jestem w związku z mężczyzna, który ma 2 dzieci z poprzedniego małżeństwa. Rozwiódł się kilka ładnych lat temu, z winy swojej ex, która była niewierna. Jesteśmy zaręczeni, planujemy ślub i założenie rodziny. Z jego dziećmi mam super kontakt od samego początku. Aż sama jestem zaskoczona ze może być tak dobrze. Moje relacje z nimi nie stanowią żadnego problemu. Mam jednak problem ze sobą sama oraz z jego ex... Dzieci sa stosunkowo małe (właściwie jedno) i przed nami sytuacje w których znajdziemy się wszyscy razem. Jego ex totalnie nie akceptuje mnie, moje istnienie wyklucza i wypiera. Nie chce mnie poznać, na propozycje ze strony mojego partnera nie chciała o tym słyszeć, na informacje o tym ze będę uczestniczyć razem z nim w różnych wydarzeniach z życia dzieci np zawody czy Komunia nie chciała słyszeć i nawet powiedziała ze jego tez nie chce. Jesteśmy razem długo, od początku miała z tym problem. Chyba głównie dlatego ze ona sama nie może ułożyć sobie życia, a być może jest zazdrosna o moje relacje z jej dziećmi. One czuja i wiedza ze mama jest negatywnie do mnie nastawiona, doszło do tego ze boja się cokolwiek przy niej o mnie mówić, mieć mój numer telefonu itp. Nawet usuwała moje komentarze na portalu społecznościowym (ma dostęp do konta córki). Na szczęście dzieci same stwierdziły ze nieważne co o mnie powie ich mama, one i tak będą mnie lubiły. Ale w sytuacji kiedy rzeczywiście dojdzie do tego ze będziemy wszyscy oni na pewno tej sympatii będą bały się okazywac, nie będą tego chciały. Boje się o siebie. Mam tez problem z sytuacjami kiedy mój partner zawozi ich i odwozi, często zostaje z nimi chwile na podwórku lub wchodzi do domu. Do miejsca gdzie jest kobieta która mnie nienawidzi. Nie umiem sobie z tym poradzić. Coraz częściej mam wątpliwości czy poradzę sobie dalej mimo ogromnego uczucia które nas łączy. Chciałam aby wszystko było dobrze, aby moje relacje z matka dzieci były poprawne a nie zasiane nienawiścią. Dzieciom również byłoby łatwiej bo teraz często musza kłamać i uważać co mówią mamie żeby nie wspomnieć o mnie. Może podzielicie się ze mną swoimi doświadczeniami, radami jak powinnam postępować, myśleć, czy działać czy zostawić ten temat...? Liczę na Wasze wsparcie. Pozdrawiam

8,175

Odp: Być drugą i macochą

Sarsa,
Nawet nie wiesz jakie masz szczęście w całej tej sytuacji. Myślę że brak akceptacji że strony pani ex to chyba stosunkowo najmniejszy problem. Ważne że Twój partner stoi za Tobą murem a także że dzieci Ciebie lubią. Wiesz że w większości przypadków te byle żony lubią  mmiesza. Niestety żadna z nas nie może liczyć na akceptację ze strony tych kobiet i na pewno jest to trudne bo tak naprawdę my tym kobietom żadnej krzywdy nie wyrzadzilysmy, a jednak jesteśmy w jakiś sposób piętnowane. Na to chyba nic się nie poradzi bo nie zmusimy nikogo żeby nas lubił. Ważne że między wami jest ok i że dzieciaki akceptują ciebie. A i tak powiem ci że nawet fajnie masz poukladane. Moze być tak z czasem że kobieta ułoży sobie z kimś życie i wtedy odpuści . Oby.
Na razie chyba musisz nauczyć się z tym żyć i czekać na lepsze czasy, bo jeśli będziesz się tym truła to może się to odbić na relacji między tobą a twoim partnerem . Miłość cierpliwa jest jak to mówią ale też ma tej cierpliwości kres.
Wszystkiego naj smile

8,176

Odp: Być drugą i macochą

_Malina dziękuje za miłe słowa smile
Masz racje. Męczy mnie jednak taka sytuacja bo przez to cierpią i dzieci i mój partner. Ona każe wybierać między moja obecnością gdzieś, a jej i stawia warunki. Dziecko wybierze ja, mimo ze chciałoby nas wszystkich, a przez to ich ojciec a mój partner poczuje się odtrącony. Jednak ja tez nie jestem ze stali i nie będę wiecznie ustępować...

8,177

Odp: Być drugą i macochą
SARSA2010 napisał/a:

_Malina dziękuje za miłe słowa smile
...

Sarsa sprawdź pocztę napisałam na priv.

8,178

Odp: Być drugą i macochą

Moje Drogie,

Tracę cierpliwość i nie jestem już w stanie utrzymywać swoich negatywnych emocji. Mój partner postanowił, że pójdzie na piknik z okazji dnia matki, który jest organizowany przez jego byłą. Córka go zaprosiła i chce sprawić jej przyjemność. Czy to przewrażliwienie, że denerwuje mnie ta wizja i to bardzo mocno? Dla mnie to niedorzeczne, że on chce tam iść, bo to nie jest wydarzenie związane z dzieckiem a z matką dziecka. Zaproponował mi wspólne wyjście na to całe przedsięwzięcie ale wytłumaczyłam mu, że chyba mu się coś pomyliło. Miałybyście problem z taką sytuacją?

8,179

Odp: Być drugą i macochą
Rozalia94 napisał/a:

Moje Drogie,

Tracę cierpliwość i nie jestem już w stanie utrzymywać swoich negatywnych emocji. Mój partner postanowił, że pójdzie na piknik z okazji dnia matki, który jest organizowany przez jego byłą. Córka go zaprosiła i chce sprawić jej przyjemność. Czy to przewrażliwienie, że denerwuje mnie ta wizja i to bardzo mocno? Dla mnie to niedorzeczne, że on chce tam iść, bo to nie jest wydarzenie związane z dzieckiem a z matką dziecka. Zaproponował mi wspólne wyjście na to całe przedsięwzięcie ale wytłumaczyłam mu, że chyba mu się coś pomyliło. Miałybyście problem z taką sytuacją?

Dlaczego jest to dla Ciebie takim problemem? Na piknik zaprasza dziecko. Ostatnio też byłam na pikniku rodzinnym w przedszkolu z dzieckiem i ojcem dziecka. Posiedzieliśmy razem godzinę po czym ojciec powiedział że musi iść bo umówił się na jakiś wyjazd ze swoją obecną partnerką. I to było ok. Dziecko zadowolone, resztę pikniku spędziliśmy we dwójkę ja i dziecko. I nikomu nic się nie stało. Dodam tylko że ja i partnerka ojca się znamy a to że się tolerujemy i rozmawiamy normalnie to zasługa i jej i moja. Obie doszłyśmy do wniosku że zwalczać się nie zamierzamy. Nie jesteśmy dla siebie żadnym zagrożeniem. Ona nie była powodem rozpadu małżeństwa z eksem, ja nie jestem dla niej żadnym zagrożeniem bo eks jako mężczyzna dawno mnie nie interesuje i jestem w innym związku a co najważniejsze moje dziecko ją lubi bardzo. Co mnie cieszy.

Znasz kulisy rozstania Twojego partnera z matką dziecka? Dlaczego jesteś zazdrosna o jego eks? Bo zazdrość Twoja o obecność ojca dziecka na pikniku z okazji dnia matki to chyba jednak zazdrość o matkę a nie o dziecko. Czy cokolwiek wskazuje na to, że mogliby do siebie wrócić? Czy mają poukładane sprawy dotyczące dziecka i kontaktów? Bo pisałaś wcześniej, że dziecko spędza z tatą co drugi weekend i w każdą środę. To nie jest dużo, w zasadzie standard. U mnie np opieka naprzemienna i dziecko jest tydzień u mnie i tydzień u swojego taty, który mieszka z partnerką. I wszyscy żyjemy choć nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Dodatkowo ja mam partnera, który ma dziecko i tutaj bywa różnie właśnie z powodu postawy matki dziecka. Choć z czasem się docieramy i jest to dosyć powolny proces. Tak czy inaczej uważam, że jeśli chodzi o dzieci nie ma co się spieszyć. Choć z "naszą" eks mam kilka problemów.

Jeśli sytuacja jest dla Ciebie tak bardzo niekomfortowa to zamiast robić wyrzuty partnerowi i mówić, że coś mu się pomyliło postawiłabym na szczerą rozmowę. O Twoich obawach i jego nastawieniu do całej sytuacji. Bo takich będzie mnóstwo. Dzień matki, dzień ojca, impreza w przedszkolu czy jakieś warsztaty dla rodziców. Jeśli matka dziecka nie sprawia Ci przykrości a jedynie jesteś zazdrosna o czas z dzieckiem to musisz sama zdecydować czy chcesz dalej w to brnąć. Bo tak będzie, dziecko będzie i tego nic nie zmieni. Ja na Twoim miejscu zaaranżowałabym to tak żeby jednak pójść. Od razu możecie poinformować mamę, że możecie zostać np godzinę-dwie. Możesz z dzieckiem razem i z tatą przygotować jakiś prezent typu laurka lub polne kwiaty, coś naprawdę drobnego dla mamy, przyjdziecie we trojkę i wręczy dziecko. Posiedzicie, pogadacie. Albo i nie. Jeśli czujesz, że matka szczuje dziecko przeciwko Tobie również będziesz mogła zaznaczyć swoją obecność w życiu ojca dziecka i samego dziecka, które jak wcześniej wspominałaś Cię lubi. Idź i wybadaj teren. Jeśli matka będzie ok to dobrze. Jeśli nie to poważna rozmowa z partnerem. I niech on działa. Dla dziecka to będzie takie psychiczne odciążenie, że nie musi wybierać między tatą i jego partnerką a matką. Bo to daje wielki komfort takiemu młodemu człowiekowi. Ale tutaj już nie Twoja rola tylko rodziców. A przede wszystkim Twojego partnera. I oby matka dziecka Twojego partnera zachowała trzeźwość umysłu, co niestety nie zawsze się udaje.

Trzymam kciuki. I zachęcam do dialogu. Czasem trafia się na ludzi typu "beton" i równie często można się po prostu próbować porozumieć. Zwłaszcza gdy chodzi o dzieci.

8,180

Odp: Być drugą i macochą
hanna1234 napisał/a:
Rozalia94 napisał/a:

Moje Drogie,

Tracę cierpliwość i nie jestem już w stanie utrzymywać swoich negatywnych emocji. Mój partner postanowił, że pójdzie na piknik z okazji dnia matki, który jest organizowany przez jego byłą. Córka go zaprosiła i chce sprawić jej przyjemność. Czy to przewrażliwienie, że denerwuje mnie ta wizja i to bardzo mocno? Dla mnie to niedorzeczne, że on chce tam iść, bo to nie jest wydarzenie związane z dzieckiem a z matką dziecka. Zaproponował mi wspólne wyjście na to całe przedsięwzięcie ale wytłumaczyłam mu, że chyba mu się coś pomyliło. Miałybyście problem z taką sytuacją?

Dlaczego jest to dla Ciebie takim problemem? Na piknik zaprasza dziecko. Ostatnio też byłam na pikniku rodzinnym w przedszkolu z dzieckiem i ojcem dziecka. Posiedzieliśmy razem godzinę po czym ojciec powiedział że musi iść bo umówił się na jakiś wyjazd ze swoją obecną partnerką. I to było ok. Dziecko zadowolone, resztę pikniku spędziliśmy we dwójkę ja i dziecko. I nikomu nic się nie stało. Dodam tylko że ja i partnerka ojca się znamy a to że się tolerujemy i rozmawiamy normalnie to zasługa i jej i moja. Obie doszłyśmy do wniosku że zwalczać się nie zamierzamy. Nie jesteśmy dla siebie żadnym zagrożeniem. Ona nie była powodem rozpadu małżeństwa z eksem, ja nie jestem dla niej żadnym zagrożeniem bo eks jako mężczyzna dawno mnie nie interesuje i jestem w innym związku a co najważniejsze moje dziecko ją lubi bardzo. Co mnie cieszy.

Znasz kulisy rozstania Twojego partnera z matką dziecka? Dlaczego jesteś zazdrosna o jego eks? Bo zazdrość Twoja o obecność ojca dziecka na pikniku z okazji dnia matki to chyba jednak zazdrość o matkę a nie o dziecko. Czy cokolwiek wskazuje na to, że mogliby do siebie wrócić? Czy mają poukładane sprawy dotyczące dziecka i kontaktów? Bo pisałaś wcześniej, że dziecko spędza z tatą co drugi weekend i w każdą środę. To nie jest dużo, w zasadzie standard. U mnie np opieka naprzemienna i dziecko jest tydzień u mnie i tydzień u swojego taty, który mieszka z partnerką. I wszyscy żyjemy choć nie zawsze jest pięknie i kolorowo. Dodatkowo ja mam partnera, który ma dziecko i tutaj bywa różnie właśnie z powodu postawy matki dziecka. Choć z czasem się docieramy i jest to dosyć powolny proces. Tak czy inaczej uważam, że jeśli chodzi o dzieci nie ma co się spieszyć. Choć z "naszą" eks mam kilka problemów.

Jeśli sytuacja jest dla Ciebie tak bardzo niekomfortowa to zamiast robić wyrzuty partnerowi i mówić, że coś mu się pomyliło postawiłabym na szczerą rozmowę. O Twoich obawach i jego nastawieniu do całej sytuacji. Bo takich będzie mnóstwo. Dzień matki, dzień ojca, impreza w przedszkolu czy jakieś warsztaty dla rodziców. Jeśli matka dziecka nie sprawia Ci przykrości a jedynie jesteś zazdrosna o czas z dzieckiem to musisz sama zdecydować czy chcesz dalej w to brnąć. Bo tak będzie, dziecko będzie i tego nic nie zmieni. Ja na Twoim miejscu zaaranżowałabym to tak żeby jednak pójść. Od razu możecie poinformować mamę, że możecie zostać np godzinę-dwie. Możesz z dzieckiem razem i z tatą przygotować jakiś prezent typu laurka lub polne kwiaty, coś naprawdę drobnego dla mamy, przyjdziecie we trojkę i wręczy dziecko. Posiedzicie, pogadacie. Albo i nie. Jeśli czujesz, że matka szczuje dziecko przeciwko Tobie również będziesz mogła zaznaczyć swoją obecność w życiu ojca dziecka i samego dziecka, które jak wcześniej wspominałaś Cię lubi. Idź i wybadaj teren. Jeśli matka będzie ok to dobrze. Jeśli nie to poważna rozmowa z partnerem. I niech on działa. Dla dziecka to będzie takie psychiczne odciążenie, że nie musi wybierać między tatą i jego partnerką a matką. Bo to daje wielki komfort takiemu młodemu człowiekowi. Ale tutaj już nie Twoja rola tylko rodziców. A przede wszystkim Twojego partnera. I oby matka dziecka Twojego partnera zachowała trzeźwość umysłu, co niestety nie zawsze się udaje.

Trzymam kciuki. I zachęcam do dialogu. Czasem trafia się na ludzi typu "beton" i równie często można się po prostu próbować porozumieć. Zwłaszcza gdy chodzi o dzieci.

Problem polega na tym, że nie jest to inicjatywa przedszkolna tylko prywatna matki. Więc będzie tam ona i jej rodzina. Boli mnie to, bo mam poczucie, że pójście na taką imprezę jest bardziej zwiazane z matką a nie z dzieckiem. I boję się, że do siebie wrócą - tak. Powód rozstania jest mi znany i też trochę niepokojący, bo miało to związek z chorobą psychiczną matki dziecka. Oczywiście ja znam tylko wersję jednej strony, więc nie mam pewności na ile jest to prawdziwe.
Z partnerem oczywiście rozmawiałam na temat pikniku,ale on uważa że generalnie mam się przyzwyczaić do poczucia dyskomfortu jeśli chcę się z nim związać i to, że mi będzie przykro a dziecku będzie przyjemnie to dla niego mniejsze zło, bo dziecko zawsze będzie priorytetem w jego życiu. I to mnie boli, bo on nawet nie próbuje wziąć pod uwagę mojego położenia w całej sytuacji. To trochę takie "dostosuj się albo odejdź". I jest to jedna z kilku takich sytuacji. Np. raz zaprosiłam go na wesele, które wypadało w jego weekend z córką. Jego reakcja z automatu to: "to z góry załóżmy, że pójdziesz na nie sama". I z tym mam problem. Nie z dzieckiem samym w sobie ale z podejściem partnera. Uważam, że o ile trzeba zadbać o dziecko i jego potrzeby to należy też zadbać o nową partnerkę by nie czuła się osobą drugiej kategorii.
Sama mogę też być przewrażliwiona, gdyż mam problem z poczuciem własnej wartości i dla mnie bycie najważniejszą w życiu partnera było oczywistością (potrzebuję walidacji od drugiej osoby by czuć się wartościowa). I to na pewno nie pomaga w całej sytuacji. Obawiam się, że ten związek ma bardzo małe szanse na powodzenie właśnie ze względu na mnie i moje wewnętrzne problemy...

8,181

Odp: Być drugą i macochą

Wydaje mi sie, ze grunt to nie dac sie zwariować. Pewnie - masz swoje obawy, ale mam wrażenie, że byciew takiej sytuacji na anty tylko pogorszy sprawe.

8,182

Odp: Być drugą i macochą
HollyMolly napisał/a:

Wydaje mi sie, ze grunt to nie dac sie zwariować. Pewnie - masz swoje obawy, ale mam wrażenie, że byciew takiej sytuacji na anty tylko pogorszy sprawe.

Tak, to prawda. Bycie na anty pogorszy sprawę, ale też muszę dbać o swoje samopoczucie. I trzeba to robić w taki sposób, by nie przesadzić w żadną ze stron.

8,183

Odp: Być drugą i macochą

Rozalia, szczerze?.. Masz 25 lat, na co Ci to? Malo wolnych facetow na swiecie?

Najpierw zrob porzadek ze soba, moze idz do jakiegos psychologa, i jak sobie wszystko poukladasz w glowie to dopiero bierz sie za jakikolwiek zwiazek. To tak troche mowie tez z wlasnego doswiadczenia.

8,184

Odp: Być drugą i macochą
metaksa napisał/a:

Rozalia, szczerze?.. Masz 25 lat, na co Ci to? Malo wolnych facetow na swiecie?

Najpierw zrob porzadek ze soba, moze idz do jakiegos psychologa, i jak sobie wszystko poukladasz w glowie to dopiero bierz sie za jakikolwiek zwiazek. To tak troche mowie tez z wlasnego doswiadczenia.

Tak, wiem - motylki przeminą. Nikt nie powiedział, że będziemy ze sobą przez całe życie. Na razie próbujemy.

Do psychologa chodzę już od 1.5 roku, więc jestem w trakcie terapii i czasami jest lepiej, czasami gorzej.
Co do samego pikniku, wybrałam się ze swoim facetem na to wydarzenie i było zaskakująco dobrze. Ja nie odczuwałam niezręczności, za to mój facet odczuwał i to on naciskał na szybsze zebranie się. Młoda była przytulaśna jak zwykle i trochę bałam się, że może mamie nie będzie się to podobać ale tak naprawdę jeśli czuła jakiekolwiek przykre emocje to nie dała tego absolutnie odczuć.

Z chłopakiem wytłumaczyliśmy sobie także kilka kwestii i postanowiliśmy więcej ze sobą rozmawiać. Ja mam więcej mówić o swoim samopoczuciu na bieżąco a on ma postarać się pamiętać że jestem w trudnej sytuacji i czasami emocje biorą górę.
Na razie się staram nie nastawiać ani pozytywnie ani negatywnie. Zdecydowaliśmy, że jeśli będę bardziej nieszczęśliwa niż szczęśliwa wtedy się rozstaniemy, bo nie o to chodzi w związku.

8,185

Odp: Być drugą i macochą
Rozalia94 napisał/a:
metaksa napisał/a:

Rozalia, szczerze?.. Masz 25 lat, na co Ci to? Malo wolnych facetow na swiecie?

Najpierw zrob porzadek ze soba, moze idz do jakiegos psychologa, i jak sobie wszystko poukladasz w glowie to dopiero bierz sie za jakikolwiek zwiazek. To tak troche mowie tez z wlasnego doswiadczenia.

Tak, wiem - motylki przeminą. Nikt nie powiedział, że będziemy ze sobą przez całe życie. Na razie próbujemy.

Do psychologa chodzę już od 1.5 roku, więc jestem w trakcie terapii i czasami jest lepiej, czasami gorzej.
Co do samego pikniku, wybrałam się ze swoim facetem na to wydarzenie i było zaskakująco dobrze. Ja nie odczuwałam niezręczności, za to mój facet odczuwał i to on naciskał na szybsze zebranie się. Młoda była przytulaśna jak zwykle i trochę bałam się, że może mamie nie będzie się to podobać ale tak naprawdę jeśli czuła jakiekolwiek przykre emocje to nie dała tego absolutnie odczuć.

Z chłopakiem wytłumaczyliśmy sobie także kilka kwestii i postanowiliśmy więcej ze sobą rozmawiać. Ja mam więcej mówić o swoim samopoczuciu na bieżąco a on ma postarać się pamiętać że jestem w trudnej sytuacji i czasami emocje biorą górę.
Na razie się staram nie nastawiać ani pozytywnie ani negatywnie. Zdecydowaliśmy, że jeśli będę bardziej nieszczęśliwa niż szczęśliwa wtedy się rozstaniemy, bo nie o to chodzi w związku.


Brawo Rozalia! Moim zdaniem podjęłaś dobrą decyzję. Dziecko na pewno się cieszyło z Twojej obecności. A i swoje terytorium też zaznaczyłas. I to nie jakoś konfliktowo tylko właśnie delikatnie. Wbrew pozorom to ważne. A okoliczności były sprzyjające. Gdyby matka zrobiła aferę to znaczyłoby, że niestety brak jej stabilności. Może i ma jakieś problemy ze sobą i nawet jeśli to umiała zapanować. Jeśli kocha swoje dziecko nie powinna dążyć do konfliktów z Tobą ponieważ jesteś teraz częścią życia ojca jej dziecka. Za co trzymam kciuki. I rozmawiajcie. Ty i partner. Nie ma innej drogi do porozumienia niż rozmowa.

Ja natomiast ostatnio pochwaliłam się jak to się fajnie układa z eksem i jego kobietą a jak przyszło do ustalenia opieki na wakacje i wyjazdów to zaczęło się rozrastać do konfliktu bo zwróciłam tylko delikatnie uwagę na pewien fakt. Moje dziecko było w tym roku pierwszy raz w życiu za granicą ze mną. I dwa ostatnie tygodnie sierpnia też chciałam zabrać na zagraniczne wakacje. Mamy opiekę tydzień na tydzień i już przerabialiśmy dłuższe okresy np po kilka tygodni u mnie gdy ojciec był w pracy za granicą. Okazuje się że nie ma zgody na wyjazd mój i dziecka dwa ostatnie tygodnie sierpnia na wakacje bo tata musi koniecznie jechać z dziewczyną dwa pierwsze tygodnie września na urlop. I jemu inaczej nie pasuje. A jak pytam kiedy zamierza dziecko na wakacje zabrać to on nie wie. Bo projekty w pracy. Ewentualnie gdzieś na wieś pojadą na kilka dni. A wiem że ma mnóstwo zaległego urlopu. Więc napisałam że to nie jest ok że ja zarabiam trzy razy mniej od niego i biorę dziecko dwa razy w roku za granicę żeby poznawało świat a on co najwyżej kilka dni na wieś. I jeszcze mi jego dziewczyna pisze że wieś to nie moje klimaty. Ja się na wsi wychowałam i kocham wieś. Zawsze chętnie wracam. Tylko taka dysproporcja. Nie rozumiem dlaczego nie chce mi dać dziecka na fajny wyjazd i jednocześnie myśli tylko o swoim wyjeździe. Dodam tylko że we wrześniu jechać nie mogę bo nowa praca i inaczej się nie da a i dziecko mojego partnera już w szkole. Może to zwykła zazdrość że jednak nam się układa z dziećmi a niby każdy wróżył katastrofę. Że nawet jak są konflikty to my szukamy rozwiązań. To chyba nie jest odpowiedni wątek i musiałam się wygadać.

8,186

Odp: Być drugą i macochą
hanna1234 napisał/a:
Rozalia94 napisał/a:
metaksa napisał/a:

Rozalia, szczerze?.. Masz 25 lat, na co Ci to? Malo wolnych facetow na swiecie?

Najpierw zrob porzadek ze soba, moze idz do jakiegos psychologa, i jak sobie wszystko poukladasz w glowie to dopiero bierz sie za jakikolwiek zwiazek. To tak troche mowie tez z wlasnego doswiadczenia.

Tak, wiem - motylki przeminą. Nikt nie powiedział, że będziemy ze sobą przez całe życie. Na razie próbujemy.

Do psychologa chodzę już od 1.5 roku, więc jestem w trakcie terapii i czasami jest lepiej, czasami gorzej.
Co do samego pikniku, wybrałam się ze swoim facetem na to wydarzenie i było zaskakująco dobrze. Ja nie odczuwałam niezręczności, za to mój facet odczuwał i to on naciskał na szybsze zebranie się. Młoda była przytulaśna jak zwykle i trochę bałam się, że może mamie nie będzie się to podobać ale tak naprawdę jeśli czuła jakiekolwiek przykre emocje to nie dała tego absolutnie odczuć.

Z chłopakiem wytłumaczyliśmy sobie także kilka kwestii i postanowiliśmy więcej ze sobą rozmawiać. Ja mam więcej mówić o swoim samopoczuciu na bieżąco a on ma postarać się pamiętać że jestem w trudnej sytuacji i czasami emocje biorą górę.
Na razie się staram nie nastawiać ani pozytywnie ani negatywnie. Zdecydowaliśmy, że jeśli będę bardziej nieszczęśliwa niż szczęśliwa wtedy się rozstaniemy, bo nie o to chodzi w związku.


Brawo Rozalia! Moim zdaniem podjęłaś dobrą decyzję. Dziecko na pewno się cieszyło z Twojej obecności. A i swoje terytorium też zaznaczyłas. I to nie jakoś konfliktowo tylko właśnie delikatnie. Wbrew pozorom to ważne. A okoliczności były sprzyjające. Gdyby matka zrobiła aferę to znaczyłoby, że niestety brak jej stabilności. Może i ma jakieś problemy ze sobą i nawet jeśli to umiała zapanować. Jeśli kocha swoje dziecko nie powinna dążyć do konfliktów z Tobą ponieważ jesteś teraz częścią życia ojca jej dziecka. Za co trzymam kciuki. I rozmawiajcie. Ty i partner. Nie ma innej drogi do porozumienia niż rozmowa.

Ja natomiast ostatnio pochwaliłam się jak to się fajnie układa z eksem i jego kobietą a jak przyszło do ustalenia opieki na wakacje i wyjazdów to zaczęło się rozrastać do konfliktu bo zwróciłam tylko delikatnie uwagę na pewien fakt. Moje dziecko było w tym roku pierwszy raz w życiu za granicą ze mną. I dwa ostatnie tygodnie sierpnia też chciałam zabrać na zagraniczne wakacje. Mamy opiekę tydzień na tydzień i już przerabialiśmy dłuższe okresy np po kilka tygodni u mnie gdy ojciec był w pracy za granicą. Okazuje się że nie ma zgody na wyjazd mój i dziecka dwa ostatnie tygodnie sierpnia na wakacje bo tata musi koniecznie jechać z dziewczyną dwa pierwsze tygodnie września na urlop. I jemu inaczej nie pasuje. A jak pytam kiedy zamierza dziecko na wakacje zabrać to on nie wie. Bo projekty w pracy. Ewentualnie gdzieś na wieś pojadą na kilka dni. A wiem że ma mnóstwo zaległego urlopu. Więc napisałam że to nie jest ok że ja zarabiam trzy razy mniej od niego i biorę dziecko dwa razy w roku za granicę żeby poznawało świat a on co najwyżej kilka dni na wieś. I jeszcze mi jego dziewczyna pisze że wieś to nie moje klimaty. Ja się na wsi wychowałam i kocham wieś. Zawsze chętnie wracam. Tylko taka dysproporcja. Nie rozumiem dlaczego nie chce mi dać dziecka na fajny wyjazd i jednocześnie myśli tylko o swoim wyjeździe. Dodam tylko że we wrześniu jechać nie mogę bo nowa praca i inaczej się nie da a i dziecko mojego partnera już w szkole. Może to zwykła zazdrość że jednak nam się układa z dziećmi a niby każdy wróżył katastrofę. Że nawet jak są konflikty to my szukamy rozwiązań. To chyba nie jest odpowiedni wątek i musiałam się wygadać.


Rozalia, ja tez uważam ze postąpiłaś słusznie.

Ja poznałam w końcu eks. Była to moja inicjatywa, ona się przed tym wzbraniała. Ale pojechaliśmy razem z partnerem na zawody jego córki, która zreszta bardzo tego chciała. Poznałysmy się, powiedziałam ze mi miło. Radość córki partnera była bezcenna. A i mi spadł kamień z serca. Mysle ze eks również, ponieważ już przy następnym spotkaniu (także zawody) była zupełnie bardziej swobodna i miła, zamienilysmy kilka zdań. Co do spotkań w przedszkolu czy innych to ja tez zawsze mam gul w gardle, ale to jest wpisane w nasz układ... Ja np. mimo ze jestem albo raczej staram się bardzo być wyrozumiała i tolerancyjna, to jestem strasznie zazdrosna nawet o to ze mój partner wstawi zdjęcie dziecka na fb... Co do Twojego partnera Rozalio, przeprowadź z nim rzeczowa rozmowę. Nie może być tak ze zupełnie odstawia Cię na drugie miejsce. W naszych sytuacjach partner powinien nas wspierać, rozumieć i starać się, abyśmy czuły sie pewnie i dobrze. Musi pogodzić się z sytuacja ze dziecka nie ma na co dzień i tak już zostanie a z Tobą buduje przyszłość. Dziecko kocha najmocniej jako dziecko, a Ciebie powinien najmocniej z dorosłych i dziecko powinno tez o tym wiedzieć.
Mimo wszystko często zastanawiam się czy dam radę pozostać w takim związku.., Kocham partnera, ale... Przychodzą czasem chwile słabości, zastanawiam się po co mi to... Nigdy nie będę w jego życiu jedna i jedyna najważniejsza istota na świecie. Mam z tym problem. Nawet kiedy jesteśmy sami i ma to być nasz czas, bo w codziennym biegu naprawdę jest go mało, odczuwam wrażenie ze on często jest myślami z dziećmi. Mysle ze tez będę musiała zasięgnąć rady psychologa. Wytrzymałam już prawie dwa lata ale im bardziej zaczynam planować przyszłość, tym większe mam wątpliwości. Jako prawnik z zawodu biorę pod uwagę również bardzo przyziemne kwestie formalne, materialne, które pojawia się w przyszłości i są ważne, bo nie sama miłością człowiek żyje..
Czy wam także zdarzają się takie chwile zwątpienia ?

8,187

Odp: Być drugą i macochą
SARSA2010 napisał/a:
hanna1234 napisał/a:
Rozalia94 napisał/a:

Tak, wiem - motylki przeminą. Nikt nie powiedział, że będziemy ze sobą przez całe życie. Na razie próbujemy.

Do psychologa chodzę już od 1.5 roku, więc jestem w trakcie terapii i czasami jest lepiej, czasami gorzej.
Co do samego pikniku, wybrałam się ze swoim facetem na to wydarzenie i było zaskakująco dobrze. Ja nie odczuwałam niezręczności, za to mój facet odczuwał i to on naciskał na szybsze zebranie się. Młoda była przytulaśna jak zwykle i trochę bałam się, że może mamie nie będzie się to podobać ale tak naprawdę jeśli czuła jakiekolwiek przykre emocje to nie dała tego absolutnie odczuć.

Z chłopakiem wytłumaczyliśmy sobie także kilka kwestii i postanowiliśmy więcej ze sobą rozmawiać. Ja mam więcej mówić o swoim samopoczuciu na bieżąco a on ma postarać się pamiętać że jestem w trudnej sytuacji i czasami emocje biorą górę.
Na razie się staram nie nastawiać ani pozytywnie ani negatywnie. Zdecydowaliśmy, że jeśli będę bardziej nieszczęśliwa niż szczęśliwa wtedy się rozstaniemy, bo nie o to chodzi w związku.


Brawo Rozalia! Moim zdaniem podjęłaś dobrą decyzję. Dziecko na pewno się cieszyło z Twojej obecności. A i swoje terytorium też zaznaczyłas. I to nie jakoś konfliktowo tylko właśnie delikatnie. Wbrew pozorom to ważne. A okoliczności były sprzyjające. Gdyby matka zrobiła aferę to znaczyłoby, że niestety brak jej stabilności. Może i ma jakieś problemy ze sobą i nawet jeśli to umiała zapanować. Jeśli kocha swoje dziecko nie powinna dążyć do konfliktów z Tobą ponieważ jesteś teraz częścią życia ojca jej dziecka. Za co trzymam kciuki. I rozmawiajcie. Ty i partner. Nie ma innej drogi do porozumienia niż rozmowa.

Ja natomiast ostatnio pochwaliłam się jak to się fajnie układa z eksem i jego kobietą a jak przyszło do ustalenia opieki na wakacje i wyjazdów to zaczęło się rozrastać do konfliktu bo zwróciłam tylko delikatnie uwagę na pewien fakt. Moje dziecko było w tym roku pierwszy raz w życiu za granicą ze mną. I dwa ostatnie tygodnie sierpnia też chciałam zabrać na zagraniczne wakacje. Mamy opiekę tydzień na tydzień i już przerabialiśmy dłuższe okresy np po kilka tygodni u mnie gdy ojciec był w pracy za granicą. Okazuje się że nie ma zgody na wyjazd mój i dziecka dwa ostatnie tygodnie sierpnia na wakacje bo tata musi koniecznie jechać z dziewczyną dwa pierwsze tygodnie września na urlop. I jemu inaczej nie pasuje. A jak pytam kiedy zamierza dziecko na wakacje zabrać to on nie wie. Bo projekty w pracy. Ewentualnie gdzieś na wieś pojadą na kilka dni. A wiem że ma mnóstwo zaległego urlopu. Więc napisałam że to nie jest ok że ja zarabiam trzy razy mniej od niego i biorę dziecko dwa razy w roku za granicę żeby poznawało świat a on co najwyżej kilka dni na wieś. I jeszcze mi jego dziewczyna pisze że wieś to nie moje klimaty. Ja się na wsi wychowałam i kocham wieś. Zawsze chętnie wracam. Tylko taka dysproporcja. Nie rozumiem dlaczego nie chce mi dać dziecka na fajny wyjazd i jednocześnie myśli tylko o swoim wyjeździe. Dodam tylko że we wrześniu jechać nie mogę bo nowa praca i inaczej się nie da a i dziecko mojego partnera już w szkole. Może to zwykła zazdrość że jednak nam się układa z dziećmi a niby każdy wróżył katastrofę. Że nawet jak są konflikty to my szukamy rozwiązań. To chyba nie jest odpowiedni wątek i musiałam się wygadać.


Rozalia, ja tez uważam ze postąpiłaś słusznie.

Ja poznałam w końcu eks. Była to moja inicjatywa, ona się przed tym wzbraniała. Ale pojechaliśmy razem z partnerem na zawody jego córki, która zreszta bardzo tego chciała. Poznałysmy się, powiedziałam ze mi miło. Radość córki partnera była bezcenna. A i mi spadł kamień z serca. Mysle ze eks również, ponieważ już przy następnym spotkaniu (także zawody) była zupełnie bardziej swobodna i miła, zamienilysmy kilka zdań. Co do spotkań w przedszkolu czy innych to ja tez zawsze mam gul w gardle, ale to jest wpisane w nasz układ... Ja np. mimo ze jestem albo raczej staram się bardzo być wyrozumiała i tolerancyjna, to jestem strasznie zazdrosna nawet o to ze mój partner wstawi zdjęcie dziecka na fb... Co do Twojego partnera Rozalio, przeprowadź z nim rzeczowa rozmowę. Nie może być tak ze zupełnie odstawia Cię na drugie miejsce. W naszych sytuacjach partner powinien nas wspierać, rozumieć i starać się, abyśmy czuły sie pewnie i dobrze. Musi pogodzić się z sytuacja ze dziecka nie ma na co dzień i tak już zostanie a z Tobą buduje przyszłość. Dziecko kocha najmocniej jako dziecko, a Ciebie powinien najmocniej z dorosłych i dziecko powinno tez o tym wiedzieć.
Mimo wszystko często zastanawiam się czy dam radę pozostać w takim związku.., Kocham partnera, ale... Przychodzą czasem chwile słabości, zastanawiam się po co mi to... Nigdy nie będę w jego życiu jedna i jedyna najważniejsza istota na świecie. Mam z tym problem. Nawet kiedy jesteśmy sami i ma to być nasz czas, bo w codziennym biegu naprawdę jest go mało, odczuwam wrażenie ze on często jest myślami z dziećmi. Mysle ze tez będę musiała zasięgnąć rady psychologa. Wytrzymałam już prawie dwa lata ale im bardziej zaczynam planować przyszłość, tym większe mam wątpliwości. Jako prawnik z zawodu biorę pod uwagę również bardzo przyziemne kwestie formalne, materialne, które pojawia się w przyszłości i są ważne, bo nie sama miłością człowiek żyje..
Czy wam także zdarzają się takie chwile zwątpienia ?

Tak, rozmawialiśmy o kwestiach moje poczucia nieważności w tej relacji i będziemy nad tym pracować.
Co do Twoich wątpliwości - absolutnie się nie dziwię. Taki związek stwarza sporo dodatkowych "problemów". Sama się zastanawiam na ile warto być w takiej relacji i jak będę się czuć za te kilka lat. Najbardziej boję się, że uznam ten czas za stracony. Wiem, że to dopiero 25 lat ale w środku wszystko się buntuje i mówi: "a może znajdziesz kogoś bez dziecka?".
Jak często zastanawiasz się nad sensem swojej relacji? Czy jest to uzależnione od Twojego nastroju?

8,188

Odp: Być drugą i macochą

Cześć smile

Udało mi się znaleźć forum i już myślałam ze już nie funkcjonuje, ale jak widać myliłam się. Nie jestem pewna czy dodałam nowy post (nie odpowiedź) więc z góry wybaczcie.

Przedstawię moja sytuacje, a poniżej ciut rozwija moja frustracje.

1. Zazdrosna nie jestem ani o partnera ani o dziecko (ma córkę 4,5 lat). Wychodzę z założenia, że jeśli mój facet chce innej kobiety/być sam zrozumiem to. Takie życie.
2. Mieszkam z nim od marca, mamy małą co dwa tygodnie na weekend (mała mieszka z mamą). Nie mieszkamy w Polsce. Również Pani Matka mieszka w tym kraju co my.
3. Córka partnera mnie bardzo lubi (na tą chwile) wręcz mówi „kocham Cię” mi i swojemu tacie, którego uwielbia. Mój partner jest po mojej stronie, ani nie faworyzuje emocjonalnie mnie, ani swojej córki. Mamy podobne zdanie jeśli chodzi o wychowanie, wartości moralne, nawet mamy wprowadzone reguły, które każdy domownik przestrzega.
4. Córka partnera mnie lubi do tego stopnia, że traktuje mnie jako wzór do naśladowania i powtarza po mnie co mówię, co robię, chce pomagać w kuchni, bawić się ze mną, abym ją usypiała, czytała i opowiadała bajki. Rysuje nasza trójkę mnie, tatę i siebie. Jednak chciałabym aby miała jak najlepszy przykład i boje się ze popełnię gafę.
5. Jak zaczęłam mieszkać z partnerem co raz więcej mówił mi o jego relacjach z ex, jaka jest i o jej zachowaniach w stosunku do ludzi i dziecka. Na początku to mi nie przeszkadzało, nawet ciekawa byłam, ciężko mi pojąć pewne zachowania Pani Matki bo interesuje się psychologia, ale interesowało mnie do pewnego momentu. W pewnych momencie się szala przelała, powiedziałam partnerowi, że nie chce tego słuchać to ich sprawy chyba, że jak chce mi powiedzieć o bieżących sprawach to ok, a nie o przeszłości. Dodałam, że jeśli go coś będzie trapiło to oczywiście porozmawiamy. Jednak od pewnego czasu jak słyszę, ze Pani Matka znowu wysłała maila i coś wymyśliła to aż się gotuje, ściska mnie w brzuchu, i się denerwuje. Wiem, ze za bardzo się nakręcam i analizuje co zżera mi dużo energii i nie mogę się tego pozbyć. Szczerze to sama nie potrafię wyznaczyć granicy dla tego trójkąta.

Córkę partnera bardzo lubię, jest wrażliwa, pełna życia radosna u nas w domu. Raczej myślę o niej jak o własnym dziecku aby było jej dobrze, została dobrze wychowana. Wolałabym aby córka partnera mieszkała z nami bo szczerze od pomysłów Pani Matki mi się słabo robi. Mój partner zachowuje się jak matka wszystko robi w domu i przy dziecku. Wiec nie stoi na przeszkodzie aby mieszkała z nami. Ja lubię czas jak spędzamy razem i jak mam wolne dla siebie.

Mała jest u nas 4 dni w miesiącu (dodam ze alimenty liczone są od liczby przespanych nocy u ojca) Pani Matka nie pozwala na więcej spędzanych dni u ojca, mimo, ze dziecko nalega, pyta się mamy (sama z siebie), mała mówi nam ze chciałaby mieszkać z nami, jak trzeba ja odwieźć to płacze i lamentuje, mówi, że nie chce jechać, robi wszystko bo być może zmienimy zdanie, serce mnie boli jak muszę to jej tłumaczyć. Nawet jak dziecko porozmawiać przez telefon chce z ojcem ma zakaz.

Z dzieckiem chyba nikt nie rozmawia bo ma ubogie słownictwo, nie wychodzi nigdzie, kontakt miała tylko w przedszkolu z dziećmi mówiącymi w innym języku wiec za dużo nie rozumiała. U małej w słowniku można znaleźć takie słowa ryj (buzia/usta), kibel (sedes), chłop (na sąsiada). Pani Matka potrafiła nawet małej powiedzieć, że tata jej nie kocha. Wymyśla co chwila jakieś terapie dla dziecka, suplementami dla dorosłych na bazie alkoholu, nie chodzi tu do lekarza (ufa tylko polskim lekarza), nie robi badań podstawowych, matka przywozi jej leki z polski. Na pytanie o dane placówki gdzie leczy dziecko milczy. Tu gdzie mieszkamy decyzje o leczeniu, edukacji dziecka podejmują oboje rodzice i niestety mój partner nie może się doprosić o informacje albo dowiaduje się przez przypadek. Tak jak w przypadku szkoły, jego córka 5 dni ma tutejsza szkole i został zapisana dodatkowo w soboty do polskiej szkoły (chyba aby się pozbyć dziecka i odpowiedzialności za wychowanie, a przy tym ograniczyć kontakt z dzieckiem).

Frustruje mnie ze z Panią Matka mamy (ja i mój partner) tak odmienne zdania w sprawie dziecka. Z tego co wiem to rozkazuje dziecku, krzyczy na nią, uczę małą aby się kulturalnie odzywała (akurat w domu nie widzi tego), mała ostatnio powiedziała, że u mamy się nie mówi proszę i dziękuje. Nie pozwolę aby dziecko rządziło, kazało mi np. pójść po zabawki, nie jestem służąca, co muszę to zrobię (dziecko się samo nie nakarmi), ale jak widzę, że sama może coś zrobić to dlaczego ma tego nie zrobić (nie będę upośledzać dziecka), jednak w w 4 dni nie wpoimy jej normalnych zachowań. Dziecko musi być za dobre zachowanie w domu wynagradzane słodyczami bo pyta się czy dostanie nagrodę jak będzie grzeczna, w sklepie to jej za dobre zachowanie coś kupują. Pani Matka nie potrafi sobie poradzić z dzieckiem, nie rozmawia z nią, dziecko jest zdezorientowane sytuacja rodziców, na próbę wybrania się na wizytę do psychologa, dziecka, mamy i taty w celu ustalenia jednego wytłumaczenia dlaczego jej rodzice się rozstali (ona miała faceta na boku) odmawia, a opinia w jej rodzinie jest „ludzie po studiach nie chodzą do psychologa”, tylko psychotropy na stany lękowe potrafi brać na migreny, przywiezione przez matkę (wybaczcie musiałam to dodać bo cały czas we mnie siedzą te absurdy). Oczywiście rozmawiamy z małą, ale nie wiemy co Pani Matka wraz ze swoją mamą mówi dziecku.

Dziecko o mamie prawie wcale nie wspomina, tylko kilka razy w stylu „mama ma w domu taki sam kosz na śmieci”, „ mama kupiła nowego mercedesa”. Dziecko nie chodzi w podartych ciuchach ale w spranych legginsach i bluzach, aż mi wstyd czasem wyjść z nią (staramy się kupować ubranka na własna ręke).

Pani Matka traktuje ex jak bankomat, ale jak się interesuje córka mój partner i pyta o córkę i sprawy z nią związane to w odpowiedzi zarzuca mu, że ją atakuje i oskarża. Mało tego tata dziecka może zadzwonić tylko raz w sobotę kiedy jest mała u Pani Matki. Czyli 2 telefony w miesiącu.

Szkoda mi w tej sytuacji mnie, małej oraz mojego partnera.

Z miła chęcią się dowiem jak to z Waszego punktu widzenia wygląda. Bo wiem, że to nie moje dziecko, nie powinnam się przekonywać jednak ciężko mi to wyłączyć. Ostatnio chyba całą sytuacje przetrawiłam i chyba jestem spokojniejsza. Kocham partnera, i chcemy budować razem przyszłość, choć widzę, że będzie ciężko, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo.

Pozdrawiam gorąco:)

8,189

Odp: Być drugą i macochą
hanna1234 napisał/a:


Ja natomiast ostatnio pochwaliłam się jak to się fajnie układa z eksem i jego kobietą a jak przyszło do ustalenia opieki na wakacje i wyjazdów to zaczęło się rozrastać do konfliktu bo zwróciłam tylko delikatnie uwagę na pewien fakt. Moje dziecko było w tym roku pierwszy raz w życiu za granicą ze mną. I dwa ostatnie tygodnie sierpnia też chciałam zabrać na zagraniczne wakacje. Mamy opiekę tydzień na tydzień i już przerabialiśmy dłuższe okresy np po kilka tygodni u mnie gdy ojciec był w pracy za granicą. Okazuje się że nie ma zgody na wyjazd mój i dziecka dwa ostatnie tygodnie sierpnia na wakacje bo tata musi koniecznie jechać z dziewczyną dwa pierwsze tygodnie września na urlop. I jemu inaczej nie pasuje. A jak pytam kiedy zamierza dziecko na wakacje zabrać to on nie wie. Bo projekty w pracy. Ewentualnie gdzieś na wieś pojadą na kilka dni. A wiem że ma mnóstwo zaległego urlopu. Więc napisałam że to nie jest ok że ja zarabiam trzy razy mniej od niego i biorę dziecko dwa razy w roku za granicę żeby poznawało świat a on co najwyżej kilka dni na wieś. I jeszcze mi jego dziewczyna pisze że wieś to nie moje klimaty. Ja się na wsi wychowałam i kocham wieś. Zawsze chętnie wracam. Tylko taka dysproporcja. Nie rozumiem dlaczego nie chce mi dać dziecka na fajny wyjazd i jednocześnie myśli tylko o swoim wyjeździe. Dodam tylko że we wrześniu jechać nie mogę bo nowa praca i inaczej się nie da a i dziecko mojego partnera już w szkole. Może to zwykła zazdrość że jednak nam się układa z dziećmi a niby każdy wróżył katastrofę. Że nawet jak są konflikty to my szukamy rozwiązań. To chyba nie jest odpowiedni wątek i musiałam się wygadać.

Nie do końca rozumiem twoją frustrację tym, że partner nie zabierze dziecka za granicę tylko na wieś. Myślę, że dziecku zależy na wspólnie spędzonym czasie z tatą i nie jest istotne czy będzie to polska wieś czy Grecja. Ex mężowi chcesz dyktować gdzie i jak ma spędzać czas z dzieckiem ? Chodzi o to, że za mało wyda na wakacje z dzieckiem ? Przecież dziecku to obojętne ! To, że sama decydujesz się na zagranicę nie oznacza, że inni mają się dostosować do twoich planów. A co do zmiany terminów to trudno mu się dziwić, że nie chce mieć miesięcznej przerwy w widzeniu wie z dzieckiem. Może lepiej będzie jak w przyszłym roku ustalicie terminy wakacji dużo wcześniej np w styczniu ?

8,190

Odp: Być drugą i macochą

Dziewczyny, jestem nowa i w podobnej sytuacji jak Wy. Chcialabym zapytac jak sobie radzicie z zazdroscia o czas/dzieci waszego partnera? Moj facet nalezy do grona perfekcyjnych ojcow. Spedza z dziecmi polowe ich wolnego czasu, zagospodarowuje polowe wakacji, ferii itd jest przy nich 3 razy w tygodniu rano kiedy sie budza, zawozi do przedszkola, usypia, siedzi w domu bylej na zwolnieniu lekarskim gdy choruja. Dba by mialy jeden dom (przy matce), spedzajac z nimi mnostwo czasu jako dochodzacy ojciec. Po prostu ojciec idealny, niestety nie moich dzieci tylko innej sad Moj byly taki nie  jest wiec mam znacznie wiecej wyzwan czasowo logistycznych jako samotna matka. Kiedy jestesmy wszyscy razem tez czuje ze on jest przede wszystkim ojcem swoich dzieci a nie moim partnerem. Kiedy jestesmy sami jest za to cudownie. Nie jestesmy formalnie malzenstwem i jeszcze pewnie dlugo nie bedziemy, ale nie wiem czy to w ogole mozliwe poczuc sie w takim ukladzie jak w rodzinie?

Posty [ 8,126 do 8,190 z 8,269 ]

Strony Poprzednia 1 124 125 126 127 128 Następna

Zaloguj się lub zarejestruj by napisać odpowiedź

Forum Kobiet » PSYCHOLOGIA » Być drugą i macochą

Zobacz popularne tematy :

Mapa strony - Archiwum | Regulamin | Polityka Prywatności



© www.netkobiety.pl 2007-2024