Zgadzam sie z wami wszystkimi, o rodzine rozmawialiśmy nie raz, z reszta on sam mówił ze chce mieć ze mną dzieci i rodzie. Problem tylko w tym ze musze zrobić badania genetyczne, ale zrobię to dopiero jak będzie rozwod ( tzn cały czas taki miałam plan ). Mam faceta, który o mnie dba, sprząta, gotuje, pomaga, jest towarzyski i mamy takie same zainteresowania, potrafimy przegadać pol nocy. W prawdzie jest rozkojarzony i mało zorganizowany ale każdy ma jakieś wady. To jakim jest człowiekiem i jaki jest dla mnie bardzo utrudnia mi odejście... pieniądze mamy wspólne, a raczej to ja je trzymam, bo on tego chciał. Mam zeszyt i zawsze wiem ile i na co poszło. On jest poprostu tchórzem, boi sie tych alimentów na nią, po tym co nas spotkało juz wszystko jest możliwe. Kiedyś powiedział, ze chce zeby to ona wzniosła pozew, dla mnie to znaczy tylko tyle, ze nie chce w oczach wszystkich byc tym stereotypowym facetem, który odszedł do młodszej i chociaż nie ma w tym logiki to nie potrafię mu tego wytłumaczyć. Córkę kocha ponad życie, ja jestem coraz bardziej zniechęcona do niej... sama nie wiem jak to działa, bo przecież nic mi nie zrobiła. Jeździ tam jak tylko ma chwile czasu, a jeśli nie to dzwonią do siebie 5x dziennie. Jestem młoda, chce mieć rodzine, chciałabym poznać kogos takiego jak on ale bez rodziny.. naprawdę jest mi cieżko podjąć decyzje. Co miałabym mu powiedzieć ? „ słuchaj, jednak nie potrafię żyć z ojcem nie swojego dziecka, pomyliłam sie, wybacz ze dopiero po 3 latach” ? Same wiecie, ze nie da sie do końca wszystkiego opisać i tylko wy wiecie z czym sie musicie zmierzyć, bo każda historia ma milion wątków, a one swoje konsekwencje i nikt poza wami nie zrozumie w 100%
7,866 2018-01-24 13:28:42
7,867 2018-01-24 14:09:14 Ostatnio edytowany przez kjim (2018-01-24 14:11:34)
Co miałabym mu powiedzieć ? „ słuchaj, jednak nie potrafię żyć z ojcem nie swojego dziecka, pomyliłam sie, wybacz ze dopiero po 3 latach” ?
Ujęłabym to inaczej. "Jest mi z Tobą cudownie ale sytuacja, w której się znajdujemy, te niezałatwione sprawy, to izolowanie mnie od Twojej rodziny, Twojej córki, działa na mnie i na nasz związek destrukcyjnie i jeśli nie załatwisz w końcu tych spraw, to obawiam się , że tego nie dźwignę" . Bo nie o Niego tu chodzi, nie o to jak na co dzień traktuje Ciebie, tylko o niezałatwione sprawy , które wiszą jak sierp nad Twoją głową i nie dają Ci spokoju i poczucia bezpieczeństwa.
7,868 2018-01-24 14:10:27 Ostatnio edytowany przez kjim (2018-01-24 14:10:46)
.
7,869 2018-01-24 15:10:22 Ostatnio edytowany przez josz (2018-01-24 15:13:30)
Chwała Mu za to, że przejmuje część opieki nad dzieckiem i odciąża tym samym matkę. Ale dlaczego nie mogli by tego czasu spędzać razem??? Dlaczego zawozi córkę do swoich rodziców a nie zabiera Jej do "siebie" tak żeby mogli spędzać czas razem? Ze strachu przed matką dziecka, swoją jeszcze nie EX zoną? To gdzie tu są te Jego jaja?
Jakby poukładał to jak trzeba: 1. zakończył małżeństwo rozwodem, 2.ustalił sądownie podział opieki nad chorym dzieckiem, 3 określił konkretną wysokość alimentów to o ile ich życie stało by się prostsze!
Tylko trzeba się za to wziąć i to załatwić a tu Misio najwyraźniej nie bardzo chce się za to zabrać.
"Chwała mu za to, że odciąza żonę w opiece nad dzieckiem"? Wybacz, ale w tej kwestii nie rozumiem Cię, jako kobiety. To żadna "chwała", tylko jego, za przeproszeniem, śmierdzący obowiązek i nie odciążać, tylko tylko brać czynny udział w opiece i wychowaniu własnego dziecka, bo łaski nie robi. Jest ojcem w takim samym stopniu jak jego żona - matką.
W pozostałych kwestiach, jak najbardziej zgadzam sie Tobą, zrobił bagno z własnego życia, z życia swojej partnerki i rodziny którą zostawił, po czym okopał się na średnio-wygodnej pozycji i....czeka aż żona złoży pozew?
Tchórz, który powiedział "A" i nie ma zamiaru i odwagi powiedzieć "B". Oczekiwanie na to, żeby żona zrobiła ten krok, w sytuacji, gdy to on opuścił rodzine, jest delikatnie mówiąc, żałosne i wiele o nim mówi.
Oczywiście, powinien brać dziecko do siebie, ale nie robi tego, ze względu właśnie na dziecko. Żona tak zmanipulowała córkę (ciekawe, ile dziecko ma lat), że ta boi się, nie wiem, jego partnerki, reakcji matki? To okropne, ale niestety, są to częste przypadki grania na uczuciach dziecka.
Przecież nie zawiezie siłą tej dziewczynki do ich wspólnego mieszkania, jeżeli matka, a może nawet dziadkowie, zrobili jej wodę z mózgu, ale mógłby organizować spotkania we trójkę, po za domem, zrobić jakikolwiek krok, żeby to dziecko poznało jego partnerkę.
Rozumiem odczucia żony; złość, ból, zazdrość, jednak ona jest dorosła i musi sobie z tym poradzić, a nie "używać" dziecka do walki z mężem, to bezmyślne i egoistyczne, nie mówiąc już o krzywdzie, jaką temu dziecku wyrządza.
To oczywiste, że powinien te sprawy dawno pozałatwiać. On sam też działa egoistycznie, nie licząc się zbytnio z odczuciami mandeana'y i sytuacją w jaką ją wmanewrował, bo samo biadolenie niczego nie zmieni.
Jednak to nie koniec kłopotów. Wielokrotnie w tym temacie czytałam historie kobiet, drugich żon, które ze wzgledu na obciążenia finansowe męża (alimenty + niskie dochody) musiały wziąć na swoje barki całkowite utrzymanie ich wspólnego dziecka, a nawet większą cześć wspolnych wydatków.
Ten pan, oprócz alimentów na dziecko, będzie prawdopodobnie płacil także na żonę (byc może ma poważne podstwy, żeby obawiać sie, że rozwód będzie orzeczony z jego winy), ale także spłaca jakieś długi. Gość jest po prostu w czarnej doopie, a z nim mandeana.
Dziewczyna popełniła bład związując się z zajętym facetem z takim bagażem życiowym. Te wszystkie klopoty, które ją przytloczyły, to nie są sprawy, które można od tak po prostu załatwić, wyjść na prostą i cieszyć się życiem.
Nawet, jeśli on będzie już rozwiedziony, to nie zniknie dziecko, klopoty finansowe i wrogość rodziny, choć ta ostatnia kwestia może rokuje pozytywnie.
Obawiam się, że mandeana, po zmarnowaniu kolejnych lat, wyjdzie z tego układu mocno poturbowana psychicznie, szkoda życia, nawet, jeśli popełniła błąd, wiążąc się z żonatym i dzieciatym facetem, a przede wszystkim nieodpowiedzialnym.
7,870 2018-01-24 15:18:32
"Chwała mu za to, że odciąza żonę w opiece nad dzieckiem"? Wybacz, ale w tej kwestii nie rozumiem Cię, jako kobiety. To żadna "chwała", tylko jego, za przeproszeniem, śmierdzący obowiązek i nie odciążać, tylko tylko brać czynny udział w opiece i wychowaniu własnego dziecka, bo łaski nie robi. Jest ojcem w takim samym stopniu jak jego żona - matką..
Napisałam to w kontekście wielu historii mężczyzn, którzy wraz z porzuceniem żony porzucają również dzieci. Oczywiście podobnie jak Ty uważam, że to tak samo Jego obowiązek jak i matki opiekować się wspólnymi dziećmi. I nie gloryfikuje Go z tego powodu. Chciałam jedynie podkreślić, że w sytuacji, w której porzucił żonę dobrze, że chociaż czuje się odpowiedzialny za dziecko.
Co do reszty, podobnie jak Ty uważam, że mandeana wpakowała się w kiepski układ. I z własnego doświadczenia wiem , że im szybciej się z tego wycofa, tym lepiej. Szkoda życia.
7,871 2018-01-24 15:22:25
Mandeana,
3 lata i nadal nie ma rozwodu. Sama wiesz, że to nie brzmi dobrze. Zacznij stawiać mu warunki, a jak nie to pożegnaj się. Trzymaj się kochana!
7,872 2018-01-26 16:27:32
Dziś był w sądzie i zmienił adres do korespondencji, zeby w końcu odebrać list i zapłacić za to. Boje sie, ze załatwi to na co czekałam tyle czasu ale to nic nie da. Spłacam kredyt, który wzięłam na siebie bo nie było wyjścia ( naprawdę sytuacja podbramkowa), ale płace to sama, bo matka dziecka bierze leki z apteki i tylko dzwoni ze trzeba za to zapłacić. Dam sobie czas... jeśli po rozwodzie nic sie nie zmieni to będę musiała odejść, bo jestem naprawdę zmęczona. BTW.. dogadali sie na rozwod bez orzekania, bo oboje maja na siebie dowody, widziała pozew i zaakceptowała go, jak to sie skończy to sie okaże. Popełniłam błąd, macie racje. Nie wolno ufać, trzeba egzekwować
7,873 2018-01-26 16:35:56
Podaje tyle szczegółów, ze tylko sie modlę, zeby moje posty nie wpadły w niepowołane ręce
7,874 2018-01-26 16:37:08
Dziś był w sądzie i zmienił adres do korespondencji, zeby w końcu odebrać list i zapłacić za to. Boje sie, ze załatwi to na co czekałam tyle czasu ale to nic nie da. Spłacam kredyt, który wzięłam na siebie bo nie było wyjścia ( naprawdę sytuacja podbramkowa), ale płace to sama, bo matka dziecka bierze leki z apteki i tylko dzwoni ze trzeba za to zapłacić. Dam sobie czas... jeśli po rozwodzie nic sie nie zmieni to będę musiała odejść, bo jestem naprawdę zmęczona. BTW.. dogadali sie na rozwod bez orzekania, bo oboje maja na siebie dowody, widziała pozew i zaakceptowała go, jak to sie skończy to sie okaże. Popełniłam błąd, macie racje. Nie wolno ufać, trzeba egzekwować
Mogę wiedzieć na co ten kredyt?
7,875 2018-01-26 16:44:48
Cześć na spłatę jego zobowiązania, bo dostał pismo ze kierują sprawę do komornika, to było niedługo po tym jak teść wyczyścił mu konto, resztę na życie, bo on został z niczym a wiadomo, za mieszkanie, paliwo etc trzebabylo zapłacić juz. Nie chce zeby to wyglądało tak, ze to ja nas utrzymuje, bo tak nie jest. Poprostu jest cieżko, a takie niespodzianki co drugi dzień z jej strony wykańczają mnie dodatkowo.
Nie wiem czy to ma znaczenie, ale dwa lata temu on wyremontował jej całe mieszkanie, takie wiecie... co sie składa wniosek do miasta i od podstaw wszystko łącznie z instalacjami. Wpakował w to tyle pieniędzy, ze nawet nie chciałam wiedzieć ile dokładnie. Chciał, zeby dzieciak miał godne życie, bo gdyby tego nie zrobił, nie miałyby gdzie mieszkać ( z poprzedniego dostali eksmisje bo ktoś wykupił ). Mowię... przez ten czas stało sie tyle rzeczy, ze miesiąc bym opowiadała a jedna sytuacja wynikała z poprzedniej i tak cały czas.
7,876 2018-01-26 16:51:41
Moge te posty jakoś usuwać sukcesywnie ? Byłabym spokojniejsza...
7,877 2018-01-26 17:09:17 Ostatnio edytowany przez kjim (2018-01-26 17:35:02)
Echh, kolejna naiwna. I nie mowie tego tylko o Tobie , bo ja tez do tych naiwnych należę , co da się wywnioskować z moich poprzednich postów. Kochana wziélaś kredyt, zeby jemu tyłek ratować I sama go spłacasz !!!!!! A on w tym czasie wyszykował mieszkanie wcale jeszcze nie byłej żonie !!!!!????? No to sorry , ale ja aż taka naiwna nie byłam. Powinien sprawe wyczyszczenia konta zglosic na policje. Nawet jezeli juz mu grozila jakas komornicza egzekucja, to przeciez komornik nic by mu nie zabral, bo to Goły Turecki przeciez jest. Im więcej szczegółów podajesz , tym bardziej się przekonuje, ze ten Twoj facet, to kolejny wygodnicki, ktore nie kiwnie palcem dopóki Ty bédziesz na swój koszt utrzymywać mu strefé komfortu. Weź dziewczyno nim potrzãśnij, bo za jakiś czas obudzisz sie w czarnej d..pie. zedetuje , bo cos jeszcze nie daje mi spokoju I Ciebie to tez powinno zastanowic. Tesc wyczyscil mu konto na jakies 100 000 zl. On zostaje z niczym , jego corce I zonie grozi eksmisja wiec on remontuje im kolejne mieszkanie. A co przepraszam stalo sie z tą kasą co to podobno byla I ktorą podobno tesc zarąbał? To tesciu z tej kasy nie mogl corce mieszkania wykupic badz wyremontowac ? Bo skoro razem z tesciem interesy robi to zakladam, ze za czasow malzenstwa stosunki z tesciami I corki z rodzicami raczej byly poprawne. I co, potem tesc zabiera kase I nie raczy podzielic/oddac tej kasy corce. Smierdzi to z daleka !!!!
7,878 2018-01-26 22:32:43
Echh, kolejna naiwna. I nie mowie tego tylko o Tobie , bo ja tez do tych naiwnych należę , co da się wywnioskować z moich poprzednich postów. Kochana wziélaś kredyt, zeby jemu tyłek ratować I sama go spłacasz !!!!!! A on w tym czasie wyszykował mieszkanie wcale jeszcze nie byłej żonie !!!!!????? No to sorry , ale ja aż taka naiwna nie byłam. Powinien sprawe wyczyszczenia konta zglosic na policje. Nawet jezeli juz mu grozila jakas komornicza egzekucja, to przeciez komornik nic by mu nie zabral, bo to Goły Turecki przeciez jest. Im więcej szczegółów podajesz , tym bardziej się przekonuje, ze ten Twoj facet, to kolejny wygodnicki, ktore nie kiwnie palcem dopóki Ty bédziesz na swój koszt utrzymywać mu strefé komfortu. Weź dziewczyno nim potrzãśnij, bo za jakiś czas obudzisz sie w czarnej d..pie. zedetuje , bo cos jeszcze nie daje mi spokoju I Ciebie to tez powinno zastanowic. Tesc wyczyscil mu konto na jakies 100 000 zl. On zostaje z niczym , jego corce I zonie grozi eksmisja wiec on remontuje im kolejne mieszkanie. A co przepraszam stalo sie z tą kasą co to podobno byla I ktorą podobno tesc zarąbał? To tesciu z tej kasy nie mogl corce mieszkania wykupic badz wyremontowac ? Bo skoro razem z tesciem interesy robi to zakladam, ze za czasow malzenstwa stosunki z tesciami I corki z rodzicami raczej byly poprawne. I co, potem tesc zabiera kase I nie raczy podzielic/oddac tej kasy corce. Smierdzi to z daleka !!!!
Pomyślałam dokładnie o tym samym. Nawet jeśli on z teściem robili jakieś przekręty i nie mógl zglosić oszustwa na policję, to w tych okolicznościach powinien sprawę remontu mieszkania pozostawić w gestii teścia.
mandeana, ponosi zdecydowanie za wysokie koszty tej miłości i nie mam na myśli tylko finansów.
7,879 2018-01-27 00:45:18
Dlatego mowię, ze to skomplikowane. Mieszkali razem w domu, który ktoś kupił i dał im miesiąc na wyprowadzkę. W tym czasie dostali mieszkanie od miasta i określony czas na zrobienie remontu. Ja sie pojawiłam chwile przed tym nowym mieszkaniem. Teść wykonywał prace pod mojego faceta firmę, ale nie widniał nigdzie na papierach bo kiedyś za coś dostał wyrok, nie pamietam. Ta firmę mój miał kilka lat i wszystko było Ok. Po czasie okazało sie, ze nie zapłacił polowy kosztów które płacili do urzędu skarbowego, a to było ładnych kilka tysięcy. Dopiero wtedy sie wydało, ze zrobił to w zemście ale ze firma na mojego to nie miał wyjścia i wszystko co miał musiał wpłacić do urzędu. No ale dobra... nie było tak fatalnie, dopóki nie doszło do płacenia rat za auto i innych zobowiązań które miał wcześniej jak jeszcze dobrze zarabiał. Jakoś Ogarnelismy, ale szczytem wszystkiego było pismo z Zusu, gdzie podali ze od 2013 roku nie były płacone składki ani za teścia ani jego pracowników( teść był takim nieformalnym podwykonawca, a mój robił zupełnie co innego i tamten miał wszystko płacić za siebie i swoich ludzi ). No i sie wszystko posypało bo juz nie był w stanie płacić kredytów etc, wiec wkroczył komornik( którego próbowaliśmy uniknąć biorąc kredyt na mnie ). Nie udało sie i nazbierało tyle, ze będzie to płacił pol życia. Teść ma swoją córkę w dupie zreszta wnuczkę tez, babcia młodej tez ma ich gdzieś, z reszta zawsze mieli o ile mi wiadomo. Mój robi co może zeby było Ok, tego mu nie moge zarzucić, nakombinuje ale na jedzenie starczy. Chyba niechcący zrobiłam z niego potwora, ale uwierzcie ze miałam wszystkie pisma i wezwania w ręce i byłam na bieżąco z wszystkim tylko cieżko to streścić w jednej wiadomości. Mój miał tez parking strzeżony, ale potem go przekazał na kolegę kolegi i to był błąd, bo facet prosił zeby poczekać z papierami aż założy firmę ale miał płacić prąd, wodę etc. Po 3 miesiącach przyszło pismo ze jest zadłużenie , a kolega kolegi zniknął i do dziś nie ma z nim kontaktu...
7,880 2018-01-27 00:50:29
Spotykasz się z życiowym idiotą. Uciekaj, skończysz z cudzymi długami, bez mieszkania i własnej godności.
7,881 2018-01-27 01:03:00
Kwestie tego ze jest idiota i ze ma za swoje, bo nie można wszystkim na słowo wierzyć i pilnować swoich interesów juz mamy obgadana. Powiedzmy, ze dopiero jak stracił to zrozumiał, bo wcześniej wszystko sie super układało. Mnie w tym wszystkim interesuje najbardziej to, czy jest jakakolwiek szansa na to ze będę z nim szczęśliwa. Jak juz będzie rozwod i wszystko. Ja jestem silna i sobie poradzę ze wszystkim, ale troche czasu i uczuć w to zainwestowałam i ciagle mam jakaś nadzieje, ze sie ułoży... on w ogóle chyba jakoś telepatycznie czyta co pisze bo od kiedy znalazłam sie na tym forum „ wziął sie do roboty „, i mial czas jechać do sadu i mówił ze dzisiaj będzie mial z matka rozmowę na mój temat ( bo wiozłam go na ojca urodziny ), ale zauważył tez ze jestem dla niego zimna, chociaż staram sie normalnie zachowywać. Nawet nie wiecie jaka mam burze w głowie...
7,882 2018-01-27 14:52:59
mandeana
Wiesz co może to co teraz napisze będzie trochę okrutne...
Pieniądze w związku są ważne. Materialistyczne podejście? Może i tak.
Ja nie mówię o luksusach, ale popatrz - wzielas na niego kredyt, splacasz go sama, teść mu zabrał pieniądze, kolega zwial. Te leki są potrzebne i on pewnie nadal będzie je kupować. Moim zdaniem on sie nie zmieni, bo on taki jest. A co ty z tego masz? Tylko nadzieje, ze kiedyś będzie lepiej.Ale juz teraz nachodza Cię wątpliwości KIEDY. Sama nie wierzysz juz, że ten rozwód coś zmieni.
Ściskam Cię mocno. Nie załamuj się.
7,883 2018-01-27 17:13:54
Coś w tym jest, czuje sie jakbym była niestabilna emocjonalnie, jak jesteśmy sami to czuje, ze może tak byc juz zawsze, ale tylko on jedzie do niej albo rodziców i ten piękny obraz diametralnie sie zmienia. Sama łapie sie na tym, ze juz nie mylę o przyszłości, przestałam planować... czuje, ze prędzej czy pózniej to sie skończy Dziekuje za słowa otuchy i szczerość. A przede wszystkim, ze moge sie tu wygadać.
7,884 2018-01-27 18:49:13
Uważam, że kasa w związku jest ważna. Pieniądze to poczucie bezpieczeństwa. Nie martwisz się co będzie jak się pralka zepsuje, co się stanie jak zachorujesz będziesz potrzebowała nowych butów. Pieniądze to drobne radości, weekend we Lwowie, pizza na telefon, wyjście do kina. Oczywiście nie są najważniejsze ale dają pewnien komfort. Jak wygodne buty.
7,885 2018-01-27 19:06:41 Ostatnio edytowany przez josz (2018-01-27 19:07:56)
Coś w tym jest, czuje sie jakbym była niestabilna emocjonalnie, jak jesteśmy sami to czuje, ze może tak byc juz zawsze, ale tylko on jedzie do niej albo rodziców i ten piękny obraz diametralnie sie zmienia. Sama łapie sie na tym, ze juz nie mylę o przyszłości, przestałam planować... czuje, ze prędzej czy pózniej to sie skończy
Dziekuje za słowa otuchy i szczerość. A przede wszystkim, ze moge sie tu wygadać.
Ten problem, to już zupełnie inna para kaloszy. Jego dziecko i rodzina nie znikną i nie możesz być o nich zazdrosna. Owszem, on powinien popracować nad poprawą relacji między Tobą, a nimi, spowodować, żebyś stała się częścia jego rodziny, lub przynajmniej była tolerowana.
Co do dziecka, zwłaszcza chorego, on zawsze będzie na zawołanie, ale te sprawy też można jakoś urgulować i trzymać się ustaleń. Jednak z powodu choroby dziecka, musisz liczyć się z tym, że on zawsze będzie na "ostrym dyżurze", chyba, że ta choroba, fatycznie tego nie wymaga.
Wiedziałaś, że ma chore dziecko, zmień swoje nastawienie, nie związałaś się z wolnym facetem.
7,886 2018-01-27 21:22:00
Pieniądze sa mega ważne, wiem to od zawsze i jak słyszę, ze nie, to przeważnie od ludzi, którzy maja wystarczające środki na koncie. W tej kwestii sie różnimy, on jest wprawdzie zaradny, ale nie panuje nad wydatkami dlatego ja to robię. Szczęście w nieszczęściu, ze zarabiam tyle ze gdybym została sama to jestem w stanie sie utrzymać i spłacić kredyt. Ale denerwuje mnie to, ze odejmuje sobie wszystko od pyska i juz nie pamietam kiedy kupiłam coś tylko dla siebie i dla własnej przyjemności, bo sa ważniejsze wydatki, a w tym auto którym jeździ on. Ale na auto nie ma, bo ciagle jakieś niespodzianki z jej strony. Ja wiem i rozumiem... sa rzeczy ważne i ważniejsze, ale do cholery przez to musze wybierać, bo na jedno jest ale na drugie nie. Ja tez mam swoje zobowiązania. Nie wiem, założyłam ten zeszyt, zeby widzieć ile pieniędzy pochłaniają leki, bo chciałam mieć pewność, ze nie daje jej pieniędzy zeby mieć czyste sumienie. Czasem czuje sie jakbym to ja w tym związku nosiła spodnie...
7,887 2018-01-29 08:03:23
Czasem czuje sie jakbym to ja w tym związku nosiła spodnie...
Mandeanan wydaje mi się , że teraz coraz więcej kobiet czuje to samo co Ty ja też to napisałam kilka może kilkadziesiąt postów temu .
7,888 2018-02-08 09:07:16
Cześć,
Być może rozmawialyscie już o tym, ale nie znalazłam podobnego problemu. Czy uważacie że Wasz mąz/partner powi jen spędzać czas z byłą żoną i ich dziećmi wspólnie (dzieci 5 i 7 lat) ONI ponad 5 lat po rozwodzie, mają podział opieki po połowie tj. Co drugi dzień i co drugi weekend , połowa wakacji i połowa ferii to opieka jego nad dziećmi reszta - ona. Dzieci mieszkają u niej. Czy takie wspólne spędzanie czasu ich we czworo to coś dobrego dla dzieci czy mieszanie im w glowie? Dodam tylko że ona nastawiam dzieci przeciwko mnie, psuje nam wyjazdy itp. A mój partner uważa że mimo wszystko dla dzieci powinien spędzać czas z nią.... żeby dzieci miały i mamę i tatę razem. Co o tym sądzicie?
7,889 2018-02-08 15:28:07
Ja nie moge znieść tego ze on jedzie do jej mieszkania do córki podczas gdy jej nie ma tam, a co dopiero jakby byli wszyscy razem...
7,890 2018-02-18 21:34:25
Drogie "Drugie" takie pytanie co sądzicie o takiej sytuacji, że eks aktualnie grozi, że wszystkie widzenia M z młodym będą odbywać się wyłącznie pod jej kontrolą i grozi sądem. Dokładnie chodzi o to, że dzisiaj podczas spotkania z M dwa razy się popłakał, raz bo kazali mu zjeść obiad, a drugi bo M go delikatnie trzepnął w głowę bo młody (lat 8) włączył sobie filmiki na youtube o grach z przekleństwami, a kiedy dziadek kazał mu je wyłączyć to zaczął krzyczeć, że nie będą mu rozkazywać itd... Co sądzicie o takiej sytuacji i jak myślicie, a może macie jakieś doświadczenia z takimi samozwańczymi ograniczeniami co sąd na to?
7,891 2018-02-19 17:26:19
Teoretycznie, eks może pójść z tym do sądu ( z resztą nikt nikomu nie zabroni iść do sądu nawet z byle pierdołami). Ja na miejscu sędziego bym ją wyśmiała, ale w praktyce i biorąc pod uwagę, że jest to sąd rodzinny, nie byłabym w wielkim szoku, jakby sąd rozstrzygną sprawę na korzyść matki. Eh to bezstresowe wychowanie... a później rośnie człowiek kompletnie nie przygotowany na okrutną rzeczywistość.
7,892 2018-02-19 20:31:39
Witam jestem druga ale nie macocha,nie żona.Jesteśmy 7lat razem znany się od dziecka.Każde z nas ma dorosłe dzieci .Córka mojego narzeczonego jest mężatką.Jak wychodziła za mąż byliśmy już razem .Jednak ja byłam z boku,teraz druga szykuje się do ślubu ,nalmlodsza(29)oczko w głowie i nigdy nie miałam z nią kontaktu dobrego chociaż mieszkała z nami .Teraz znowu nie będę przy moim mężczyźnie ,bo jestem ? Właśnie kim?Jak mam się zachować? Kochamy się bardzo i niby to ma wystarczyć.ALE stać z boku na jej slubie?Co mam robić?
7,893 2018-02-19 21:13:18
Witam jestem druga ale nie macocha,nie żona.Jesteśmy 7lat razem znany się od dziecka.Każde z nas ma dorosłe dzieci .Córka mojego narzeczonego jest mężatką.Jak wychodziła za mąż byliśmy już razem .Jednak ja byłam z boku,teraz druga szykuje się do ślubu ,nalmlodsza(29)oczko w głowie i nigdy nie miałam z nią kontaktu dobrego chociaż mieszkała z nami .Teraz znowu nie będę przy moim mężczyźnie ,bo jestem ? Właśnie kim?Jak mam się zachować? Kochamy się bardzo i niby to ma wystarczyć.ALE stać z boku na jej slubie?Co mam robić?
7,894 2018-02-20 10:09:56
Witam jestem druga ale nie macocha,nie żona.Jesteśmy 7lat razem znany się od dziecka.Każde z nas ma dorosłe dzieci .Córka mojego narzeczonego jest mężatką.Jak wychodziła za mąż byliśmy już razem .Jednak ja byłam z boku,teraz druga szykuje się do ślubu ,nalmlodsza(29)oczko w głowie i nigdy nie miałam z nią kontaktu dobrego chociaż mieszkała z nami .Teraz znowu nie będę przy moim mężczyźnie ,bo jestem ? Właśnie kim?Jak mam się zachować? Kochamy się bardzo i niby to ma wystarczyć.ALE stać z boku na jej slubie?Co mam robić?
Olaalan , a jakby to Twoje dziecko brało ślub , to chciałabyś mieś swojego mężczyznę u swego boku? Chciałabyś żeby Tobie towarzyszył na ślubie i weselu Twojego dziecka? Analogicznie zadaj to pytanie swojemu facetowi, czy na ślubie swojej córki chciałby żebyś była obok? Nie, czy córka tego chce, nie czy była zona sobie tego życzy lub nie, tylko CZY TWÓJ MĘŻCZYZNA CHCIAŁBY żebyś był a u Jego boku w ten dzień? Szybciej od niego uzyskasz odpowiedź niż od nas.
7,895 2018-02-20 12:16:04
Uważam, że to para młoda decyduje o liście gości i to należy uszanować. To ich dzień.
7,896 2018-02-20 12:22:16
Uważam, że to para młoda decyduje o liście gości i to należy uszanować. To ich dzień.
Tak ale to czy na liście goście znajdzie się partnerka ojca panny młodej, w dużej mierze zależy od samego ojca, nie uważasz?
Wszyscy tutaj są dorośli , autorka posta, Jej partner, Jego córki. Jeśli córka zaprosiłaby na wesele samego ojca, to jeśli ojciec byłby dojrzałym, odpowiedzialnym, samostanowiącym o sobie facetem, to chyba by wyjaśnij córce, że pomijanie Jego partnerki jest niegrzeczne i niestosowne. Od ojca tutaj wszystko zależy.
7,897 2018-02-20 12:27:01
czekoladazfigami napisał/a:Uważam, że to para młoda decyduje o liście gości i to należy uszanować. To ich dzień.
Tak ale to czy na liście goście znajdzie się partnerka ojca panny młodej, w dużej mierze zależy od samego ojca, nie uważasz?
Wszyscy tutaj są dorośli , autorka posta, Jej partner, Jego córki. Jeśli córka zaprosiłaby na wesele samego ojca, to jeśli ojciec byłby dojrzałym, odpowiedzialnym, samostanowiącym o sobie facetem, to chyba by wyjaśnij córce, że pomijanie Jego partnerki jest niegrzeczne i niestosowne. Od ojca tutaj wszystko zależy.
Owszem, ale jeśli panna młoda nie chce patrzeć na partnerkę ojca w dniu swojego ślubu to ma prawo jej nie zapraszać i tyle. Zwłaszcza, że młoda para jest w takim wieku, że sama finansuje swoje wesele... Dlatego jakieś naciski są niestosowne.
7,898 2018-02-20 12:34:49
Witam jestem druga ale nie macocha,nie żona.Jesteśmy 7lat razem znany się od dziecka.Każde z nas ma dorosłe dzieci .Córka mojego narzeczonego jest mężatką.Jak wychodziła za mąż byliśmy już razem .Jednak ja byłam z boku,teraz druga szykuje się do ślubu ,nalmlodsza(29)oczko w głowie i nigdy nie miałam z nią kontaktu dobrego chociaż mieszkała z nami .Teraz znowu nie będę przy moim mężczyźnie ,bo jestem ? Właśnie kim?Jak mam się zachować? Kochamy się bardzo i niby to ma wystarczyć.ALE stać z boku na jej slubie?Co mam robić?
Wygląda na to, ze mimo , że są od siedmiu lat razem, córka z Nimi mieszkała, to traktuje partnerkę ojca jako "persona non grata". I z tym już dawno OJCIEC powinien zrobić porządek. Ale widać tu, jaki i w wielu innych związkach, córunie tatunia grają pierwsze skrzypce.
7,899 2018-02-20 12:37:19
Żartujesz sobie? xD A co ma zrobić? Lanie jej spuścić? Nakrzyczeć?
7,900 2018-02-20 12:44:26
POROZMAWIAĆ?
WYJAŚNIĆ?
OCZEKIWAĆ OD WŁASNEGO DZIECKA (DOROSŁEJ KOBIETY, A NIE ROZPIESZCCONEGO 3-LATKA) USZANOWANIA JEGO DECYZJI, JEGO ZWIĄZKU, JEGO KOBIETY?
7,901 2018-02-20 12:49:23 Ostatnio edytowany przez czekoladazfigami (2018-02-20 12:49:54)
A tata i jego konkubina nie mogą uszanować, że córka nie che tej pani widzieć? Dorosła kobieta nie może zrozumieć, że nie jest mile widziana? Chce uczestniczyć w uroczystości, gdzie jej zwyczajnie nie chcą? Masz jakąś godność?
7,902 2018-02-20 12:57:11
Myślę , że już uszanowała to i usunęła się na bok, tak jak na pierwszym ślubie. Jednak jak widać, żal i poczucie odrzucenia pozostał.
I czy tak powinno być w rodzinie? Myślę , że już siedem lat temu, na starcie tego związku, ktoś tu nie zadbał o prawidłowe relacje w tej rodzinie.
7,903 2018-02-20 13:00:40
Nie zawsze człowiek ma ochotę spędzać czas z tą rodziną. Sama z pewnych powodów nie zaprosiłam bliskiej rodziny na ślub ( np. babki). Nie mam z tego powodu wyrzutów sumienia. Mój ślub moi goście.
7,904 2018-02-20 13:11:18
Rozumiem to i oczywiście , że Twój ślub i Twoja sprawa kogo nie chcesz na nim widzieć, jednak w sytuacji, kiedy od siedmiu lat ojciec jest w związku z nowa kobietą.....a dorosłe dzieci nie potrafią tego uszanować, uważam za duży błąd wychowawczy tegoż ojca właśnie.
I nic tu teraz tego nie zmieni. Szczególnie autorka.
7,905 2018-02-20 13:23:27
A kim ta pani jest dla panny młodej. Obcą osobą praktycznie...
7,906 2018-02-20 13:27:28
Córka mieszkała z ojcem i Jego partnerką...... Wybacz, ale nawet ze współlokatorem można zostać przyjacielem.
7,907 2018-02-20 14:01:19
A mieszkałaś kiedyś w akademiku? Z całym piętrem się przyjaźniłaś?
7,908 2018-02-20 14:28:17
Dom rodzinny to nie akademik
7,909 2018-02-20 15:04:30
Dom rodzinny to nie akademik
Różnie bywa... Ile małżeństw mieszka pod jednym dachem, a tak na prawdę ma się gdzieś. To co mówić o konkubinie ojca.
7,910 2018-02-20 15:40:27 Ostatnio edytowany przez olaalan2 (2018-02-20 15:53:42)
Witam
Dzięki za dyskusję Wszyscy macie rację Zacznę od tego że mój syn ożenił się i mój partner był od początku ze mną i nawet pobłogosławił związek .Dużo jest związków bez ślubu i skoro żyją jak mąż i żona to właśnie "żona" powinna być przy mężu.Jego córka nie ma nic przeciwko mojemu uczestnictwu ale na ślubie to on i jego była żona mają odgrywać super zgrana parę Łącznie z pozowaniem do zdjęcia.
Powiem jeszcze że nIe jesteśmy wrogami potrafimy się uściskać na przywitanie czy pożegnanie rozmawiamy itp
7,911 2018-02-20 16:19:11
To trochę zmienia postać rzeczy. Z twojego pierwszego posta wywnioskowałam, że w ogóle nie zostałaś zaproszona na ślub. W tej jednak sytuacji..... Głowa do góry i trzymaj fason u boku swego partnera. To, że zrobią sobie razem pamiątkowe zdjęcie..... no cóż, toż to przecież są Jej rodzice. Możesz oczywiście zaproponować , że również chciałabyś pamiątkowe zdjęcie z parą młodą i Twoim towarzyszem. Myślę, że nie odmówią. Nie unikniesz pewnie chwili, gdy na weselu Państwo Młodzi będą dziękować rodzicom ( stały element większości wesel) jednak, nie przejmuj się tym i mimo wszystko baw się dobrze w towarzystwie swojego partnera. Czy mama panny młodej tez jest z kimś związana?
7,912 2018-02-20 16:50:12
.Teraz znowu nie będę przy moim mężczyźnie ,bo jestem ? Właśnie kim?Jak mam się zachować? Kochamy się bardzo i niby to ma wystarczyć.ALE stać z boku na jej slubie?Co mam robić?
Problem autorki wynika, jak się domyślam, z obawy przed posadzeniem jej samej gdzieś wśród mniej ważnych gości na weselu. W kościele można jeszcze usiąść w drugiej ławce, nie powinno być z tym większego problemu, jednak wszystko to, co będzie się działo po wyjściu z kościoła, gdzie rodzice grają drugie skrzypce, łącznie z dojazdem do sali weselnej, no i samo przyjęcie, może być dla autorki duzym dyskomfortem.
Jeśli rodzice zostaną posadzeni na honorowym miejscu obok Państwa Młodych, to faktycznie autorka, może znależć się wśród ciotek i ich partnerów, a ona będzie sama i "niczyja", z ewentualnie dochodzącym w miarę wolnego czasu partnerem. Chyba stąd te obawy.
Ja dowiedziałabym się dokładnie, jakie są plany organizacyjne i jeżeli córka oficjalnie zaprasza ojca i matkę jako parę, to wolałabym zostać w domu, niż być tam piątym kołem u wozu.
Zgadzam się z kjim, że to partner powinien zadbać o komfort autorki, nie wiem jednak jakie są zasady w czasie wesela, gdy rodzice mają już innych partnerów.
7,913 2018-02-20 17:35:54
Moim zdaniem mogłoby to być rozwiązane jak w przypadku świadków- odgrywają ważną rolę na przyjęciu, ale zazwyczaj nie są parą i przychodzą ze swoimi partnerami, którzy są usadzani obok. Nie wyobrażam sobie żeby rozdzielać parę na przyjęciu, chociażby miała odgrywać jakąś ważną rolę. Ale to zależy od organizacji i woli pary młodej i z tym bym już nie dyskutowała.
7,914 2018-02-28 01:13:53
Cześć macochy
Nie było mnie długo – jakieś 2 lata – w tym czasie urodziłam i odchowałam synka niektóre macochy pewnie mnie pamiętają – zaczynając macochowanie roztrząsałam swoje rozterki wiele razy na forum
U mnie problemem nie jest M (tzw mąż), nie są pasierbice (choć też potrafią za skórę zajść) tylko porąbana eks…..
Moje życie z eks to sinusoida – okresy kiedy jej nie ma i dołki, kiedy się pojawia. Moja eks jest patologiczna i to nie dlatego, że bije dzieci, są niedożywione, totalnie zaniedbane…. Raczej nic z tych rzeczy, chociaż mam swoje zdanie na ten temat. Moja eks jest niezrównoważona psychicznie i chyba jak ma słabszy okres to ma fazę, na pokazywanie „kto tu rozdaje karty”. Okazuje się, że bzdury urastają do rangi megaproblemów…. Jest to męczące, bo nie znamy dnia ani godziny, kiedy eks zapragnie wywołać awanturkę.
Zabraliśmy dzieci na tygodniowy wyjazd narciarski – pisała M, żeby się „najeździły za całą zimę”, bo ona nie ma urlopu i nie wyjedzie nigdzie z dziećmi. Walą nas jej „problemy” z urlopem i co będzie robiła w swoją część ferii. Pojechaliśmy dla nich w góry, do ładnego ośrodka z „pełnym wypasem”…. Przez cały pobyt cisza, aż tu nagle w dzień powrotu akcja. Przyjechaliśmy do domu około 15, dzieci miały być u nas do 19. M pytał, czy chcą jechać wcześniej do mamy – nie chciały. On chciał się ich trochę pozbyć, bo miał sprawę do załatwienia, ale zabrał je ze sobą pod pretekstem, że mają sobie wybrać farbę do malowania pokojów. Akcja zaczęła się w castoramie – eks zażądała, że dzieci mają być odstawione do domu wcześniej, bo muszą się przygotować do szkoły, a nie jeździć kupować farbę, i w ogóle w czasie ferii z nami się nie uczyły i to jest skandal, M jest ignorantem, tatuśkiem od rozrywek itd. itp. Jak M pokazał mi tą korespondencję, to mnie trochę szlag trafił. Bierzemy dzieciaki na wypoczynek – wprawdzie mamy 2 pokoje, ale tam nie było warunków do nauki. W dodatku o tym, że miały coś tam robić dowiadujemy się w ostatni dzień pobytu u nas, gdyby istotnie oczekiwała, że dzieci mają się uczyć, to chyba powinna nam o tym napisać na początku ferii. Wiedzieliśmy, że dziewczyny mają książki i ćwiczenia szkolne, bo dobrał się do nich mój synek i rozbebeszył plecak. Powiedziałam M, że dziewczyny mają książki i czy one je wzięły bo mają się uczyć, M zapytał dziewczyny po co im książki na ferie, one odpowiedziały, że nie wiedzą … Wiecie – ja czasami przez skórę czuję, że będzie akcja i czułam, że coś będzie na rzeczy z tymi książkami – nie pomyliłam się
Moje pasierbice orłami nie są obie. Powiedziałabym z przykrością (bo lubię te dzieci), że należą do kategorii dzieci tępych, wymagających pomocy rodziców w nauce, dopilnowania. Nie każdy rodzi się orłem i powinien braki nadrabiać pilnością, pracą itd. Do tej pory eks twierdziła, że dzieci uczą się dobrze (dobrze tj. pięć ocen dostatecznych na świadectwie z przedmiotów typu polski, angielski, matma, przyroda, historia i informatyka….). Prowadziłam z nią kiedyś w imieniu M korespondencję, gdzie napisałam, że kasa przeznaczana na zajęcia dodatkowe typu teatr, taniec, akrobatyka, żaglówki, gitara, pianino, moda, jazz itd. niedługo będzie potrzebna na korepetycje, bo dzieci są coraz bardziej zapuszczone i zaległości narastają. Babsko ma własne teorie na temat wychowania dzieci, dla niej to są jej osiągnięcia, że dzieci zaliczają te zajęcia, że po 3 latach nauki na pianinie 11 latka wybębni kolędę… ale że jest cieńka jak barszcz z każdego przedmiotu w szkole ……. Tego ta idiotka nie widzi….
Dziś usypiam synka, przysnęłam razem z nim i wpada M na mnie z ryjem, dlaczego nie odbieram telefonu. Okazało się, że eks przywiozła pod drzwi starszą pasierbicę i zaczęła słać sms do M, że ma Misi otworzyć i ją wpuścić do domu. M nie było w domu, więc jej pisze, że go nie ma i w ogóle o co chodzi. A ta, że ja mam otworzyć misi – M próbował się ze mna skontaktować, ale ja ……. Spałam a komórkę miałam ustawioną na wibrację. Miałam zamknięte drzwi do sypialni i nie słyszałam dzwonka. Dziecko stało przez 15 minut na 10 stopniowym mrozie, ona pisała do M sms w stylu „ulituj się nad Misią i wpuść ją do domu, przecież widzę że jesteś w domu, bo światło się pali” itd…….. potem bełkot, że M z nią nie współpracuje, że Misia jest słaba, że powinien z nią porozmawiać o nauce (do q-wy nędzy rozmawiał z córką miliard razy na ten temat, ale dziecko ma go w dupie. Kiedy mówił, że musi mieć więcej czasu na naukę w tygodniu i że musi zrezygnować z zajęć dodatkowych, Misia to ignorowała, bo ona lubi te zajęcia – to dla niej zabawa…… pisał matce o tym, a ona qź-wa swoje, że M nie wspiera ją w jej staraniach o to, żeby córki wszechstronnie wykształcić… no ja cie pieprz-ę… dziewczyny co za paranoja). M wrócił do domu po 15 minutach (był wymienić tą farbę, co kupił w niedzielę z dzewczynami, bo słabo kryła ścianę i jej już nie było. Potem zaczęła się korespondencja, która ja przejęłam i kontynuowałam (jako M), gdzie padały z jej strony oskarżenie, że M podważa jej autorytet i ją oczernia przed dziećmi. BZDURA!!! W ogóle nie gadamy o niej z dziećmi. Odpisałam jej, że źle jej się wydaje. Że wg psychologów, matka chociażby była ostatnią idiotką (w orginale brzmiało „suką”) dla dziecka jest świętością, w związku z tym temat eks u nas w domu z dziećmi nie istnieje. I tak naprawdę jest. Jak dzieci coś tam walną o matce, co nam się nie podoba – patrzymy tylko z M po sobie, ale omawiamy to poza dziećmi. Dalej pisała, że M nie współpracuje, że robi jej krecią robotę itd., że przez niego córka się nie uczy, bo jej zwiększył wartość pakietu danych komórkowych itd. itp. powiem Wam dziewczyny, że bełkot i wylewanie żółci i frustracji na wszystko wokół. Acha – wyjaśniłam, że nikt nie otworzył Misi, bo M nie było w domu a że „Hania nie słyszała bo usypiała Jasia” – TAK DO CHOLERY BYŁO. A ta odpisała, żeby nie ściemniać, że o tej porze kładziemy dziecko …….. no cóż, nie wiem jak inne matki, ale ja mojego dwulatka kąpię po programie 1 z dziesięciu i potem usypiam, tak do 21.00. Mam widać niesubordynowane dziecko.
Musze komuś to powiedzieć, bo naprawdę są dni, kiedy mam tej baby dość. Dzisiaj w szczególności. Niby nic wielkiego, a EKS mnie wyprowadziła z równowagi …. M przebąkuje, że on chciałby, żeby Misia mieszkała z nami - dziewczyny, czy Wy rozumiecie, że jak ja coś takiego słyszę to mam gęsią skórkę? Korzystając z rad Kjim i Lusiliu (między innymi) osiągnęłam pełen stan równowagi w układzie Ja jako macocha- M- dziewczyny- eks. Dzielę się spostrzeżeniami z M odnośnie dziewczyn, pomgagam mu w wielu aspektach, ale nie aspiruje do objęcia ich macierzyńską opieką. MAJĄ MATKĘ I OJCA - nie zamierzam nikogo wyręczać w jego przywilejach rodzicielskich, bo mam swoje dziecko. Relacje z dziewczynami są bardzo poprawne; jako bonus mogę powiedzieć, że jestem póki co jedyną osobą której nie podsskakują i którą szanują. Jak młodsza mi coś ostatnio zaczęła pyskować, to temat był ustawiony w 30 sekund - nie nawykłam, aby dzieci mówiły do mnie tym tonem i sobie serdecznie wypraszam. Koniec i kropka. Co M mi proponuje? że weźmiemy do siebie zapuszczoną 18 latkę, rozumiem po to aby walczyć o jej wykształcenie, finansować korepetycje a potem może prywatne studia, bo nie mam złudzeń, że na dobrą uczelnię ona się ie dostanie... mówię wam - gnój i 10 metrów szlamu....
7,915 2018-02-28 15:14:34
Hh999 widze ze nic sie u was nie zmienilo, byla nadal jest niezrownowazona, twoj M jest ojcem od rozrywek. Tak czytajac twoj dzisiejszy wpis i przypominajac sobie wczesniejsze,to uwazam ze twoim M i jego byla powinna sie zainterasowac opieka spoleczna. Twoj M i ta jego eks nie wypelniaja nalezycie swoich obowiazkow, moze nawet powinno sie odebrac im prawa rodzicielskie i przekazac opieke nad nimi komus kto bardziej sie do tego nadaje. Dzieczyny za chwile wejda w trudny wiek a jak rodzice nadal sie beda tak zachowywac to zmarnuja te dzieci, ktore i tak nie maja latwego zycia.
7,916 2018-02-28 21:53:39
Hh999 jak miło, że się odezwałaś Prawdę "mówiąc" ciekawa byłam jak się Tobie układają te dość "specyficzne " relacje rodzinne. Twój synek ma już 2 latka ? Nie mogę uwierzyć, ze tan czas tak pędzi...
Co do pomysłu męża, to mnie akurat ta wizja lekko zmroziła. Może dlatego, że sama kiedyś wychowywałam pasierba. Jego matka była osobą kompletnie niewydolną wychowawczo i syn potrzebny był jej jedynie do wyłudzania alimentów. Wiem, jak to brzmi... ale to szczera prawda. Musze przyznać, że z mojej perspektywy płacenie alimentów było zdecydowanie "wygodniejszą" opcją niż wychowywanie cudzego dziecka pod własnym dachem, ale wtedy czułam, że nie mogę postąpić inaczej... że inna decyzja byłaby niegodziwością z mojej strony. Oceniając temat na zimno i z perspektywy czasu nie uważam, że była to dobra decyzja. Może syn męża na zmianie miejsca zamieszkania trochę skorzystał, ale odbyło się to głównie moim kosztem. Finansowym, emocjonalnym jak również psychicznym.Temat rzeka...
Nie wiem, czy Twoje pasierbice są tępe z natury, czy ich niechęć do nauki wynika z trudności jakie generują im nagromadzone zaległości, ale "walczenie" o ich wykształcenie kiedy same zainteresowane nie czują specjalnego dyskomfortu z tytułu swoich braków, chyba mija się z celem. Rozumiem, że dziewczynki są jeszcze dziećmi i potrzebują dopilnowania, ale ich kompletny brak ambicji w temacie ocen z mojej perspektywy nie wróży niczego dobrego. Gdyby jeszcze człowiek miał pewność, że faktycznie dzięki tej przeprowadzce coś się z dzieckiem wypracuje... ale to tylko pobożne życzenia. Może coś ugrasz... a może w "podzięce" za włożony wysiłek otrzymasz tytuł wrednej macochy... Moim skromnym zdaniem matka dziewczynek nie "ułatwi" Wam wprowadzenia jakichkolwiek zmian w wychowaniu córki. Dziecko będzie się regularnie od Was wyprowadzało, by w niedługim czasie wprowadzić się na nowo...
7,917 2018-03-01 10:49:08 Ostatnio edytowany przez kjim (2018-03-01 10:57:27)
Witaj Hh999 faktycznie czas polecial....
ale, tak na dobrą sprawę, nie wiele się zmieniło.
Podziwiam Cię, za trzymanie w tym wszystkim zdrowego rozsądku I w miarę jasnej oceny sytuacji. Zmiana miejsca zamieszkania mlodej nie wiele zmieni, bo mała będzie wciąż dyktować warunki I w chwilach złości wykrzykiwać "nie chcé u Was być, zawieź mnie do mamy" . A Wam dojdą nerwy związane z alimentami, bo wszyscy dobrze wiemy, ze odwrócenie sytuacji I zobowiązanie matki do płacenia takich samych alimentow na córę, jakie w tej chwili płaci ojciec , graniczy z cudem. Po za tym, właśnie ze względu na te wysokie alimenty matka dziewczynek na rzèsach stanie a nie pozwoli by Sąd nakazał corce mieszkac z Wami. Ta wojna, to by byla nie kończąca sie wojna. Ale jeśli uznacie, że jest to jedyna metoda na poprawienie sytuacji córki/córek, to oczywiście zawsze warto taką wojné podjąć. Osobiście jednak uważam, że kto się wróblem urodził, kanarkiem nie bédzie. Dziewczyny nie mają za grosz ambicji i piątki w szkole są im do szczęście nie potrzebne. Skończy się to oczywiście źle, tzn. nie po waszej myśli, ale I tak musicie przemyśleć, czy warto iść na takã wojné. Czy nie przyniesie ona więcej ofiar wśród cywilów ??? ( czytaj Ty I Jaś). Może poszukać innego rozwiązania. Moze podpytać adwokata o możliwości sprawdzenia celowości alimentów... może w ten sposób próbować wpłynąć na byłą, aby zamiast wydawac te pieniądze na milion dodatkowych zajeć , wydawała je na niezbédne korepetycje?
Podziwiam Cię za wytwałość I życzę zdrowia.
7,918 2018-03-04 13:42:30
Część dziewczyny, nie dawno wróciliśmy z partnerem po odwiezieniu jego córki do matki.
Jestem tak wkur... że ręce mi się trzęsą jak pisze, więc mogą pojawić się literówki.
Młoda mówi do mnie ciocia B. Partner od początku naszego związku, powiedział że nie chce żeby J. mówiła do mnie- mama- bo mama i tata jest tylko jeden i dziecko musi być w miarę możliwości świadome jaka jest sytuacja. Jest to dla mnie ok i nie mam z tym problemu
Od 2-3 lat eks mojego M. jest w związku, a ostatnio się zareczyli. Od dłuższego czasu J. zdarza się co raz częściej używać wobec ojczyma określenia tata T. A do mojego partnera tata M. Wiele razy rozmawiał z eks na ten temat a ona argumentuje to tym że J. sama chce tak mówić, albo że zwracała jej uwagę a ona dalej to samo, czasami mówi że ona potrzebuje mówić do niego tato, itd J. jest świecie przekonana że ma dwóch tatusiów i że obaj są prawdziwi.
Zajechaliśmy na miejsce i zauważyliśmy że ten T. wychodzi z bramy. Ja byłam pewna że po raz pierwszy on odbierze córkę od ojca, ale ten nas zobaczył i poszedł w drugą stronę. J go zobaczyła i zaczęła się cieszyć w samochodzie i krzyczeć tata tata. Sąsiadka która z nami była ( nasza bardzo dobra znajoma, znająca sytuację) mówi jej że przecież tata jest jeden i jest obok niej. A ona w płacz, że ma dwóch tatusiów, była totalnie roztrzęsiona. Nikt z nas się nie spodziewał że tak zareaguje. Wysiadamy z samochodów bo eks wyszła przed bramę i zapłakana J. do niej że ciocia M. powiedziała że T. nie jest jej tatą.
Mój M. też zdenerwowany że przecież na ten temat rozmawiali i że co ma jej powiedzieć skoro taka jest prawda.
Eks do niego że przecież ona tego potrzebuje, że dzieci w przedszkolu mają mamę i tatę ( przecież ona też mam- co to w ogóle za argument), poza tym on z nią mieszka i ja wychowuje więc to chyba normalne ( zrozumiałe jakby faktycznie ojciec się z nią nie widywał nie interesował). Na to mój M. pyta czy w takim razie ma do mnie mówić mama. Ta się spojrzała, zapienila i kazała wyjść z jej posesji. M powiedział że chce się z córką pożegnać. I wracamy. Mija jakieś 5 min eks dzwoni i pyta czy J. umyła żeby po śniadaniu, M. mówi że nie zdążyliśmy a ona do niego że taki z niego ojciec... ( próchnicy Młoda się nie dorobiła u nas nie myjąc raz czy dwa zębów)
Zastrzeliła bym... Pierdol....a baba
Jak można pozwolić dziecku żeby myślało że ma dwóch ojców, no jak można tak dziecku robić wodę z mózgu.
7,919 2018-03-16 11:55:28
Cześć dziewczyny, co sądzicie o sytuacji kiedy eks dzwoni w środę, że M ma na niedzielę szykować dla niej 300 zł, bo ona postanowiła ośmiolatkowi zrobić przyjęcie urodzinowe na 18 osób w jakiejś bawialni? Dodam, że było to totalnie bez żadnego uprzedzenia i ustalenia po prostu nagle wyskoczyła jak Filip z konopii, że ma jej dać pieniądze jak powiedział, że nie da bo nie ma to ona stwierdziła, że przez te 8 lat nie prosiła o nic i teraz widać jakim jest ojcem. Oczywiście te 8 lat to bzdura, bo 2 lata nie pracowała była wyłącznie na utrzymaniu M, a później kilkakrotnie w odpowiedzi na jej smsy padały przelewy za leki i na buty. Jak uważacie powinien jej te pieniądze dać, płaci alimenty, a dodatkowo dzieciak ma 2 tysiące na pomoce szkolne do wykorzystania w ciągu roku szkolnego?
7,920 2018-05-04 18:22:47
Witam
7,921 2018-05-04 18:23:02
Witam
7,922 2018-05-11 19:45:44
Kochane Macochy,
Od kilku dni czytam ten wątek i odnajduję w nim te same problemy. Sama pochodzę z rozbitej rodziny co jest z jednej strony przekleństwem ( znowu nie mam poczucia bezpieczeństwa, mężczyzna opiekuje się drugą rodziną a wiemy, że to czasem płata figle w naszych głowach ) ale i błogosławieństwem, bo wiem jak czują się dzieci i jakie potrafią być ex żony ( moja mama była okrutną ex ) . Dało mi to możliwość ustawienia wielu zasad już na samym początku, wyprzedzając problemy i eleminując je zanim się jeszcze pojawiły. Mój mąż sam zajmuje się swoimi dziećmi i nie opowiada mi o swoich problemach i awanturach z ex. Mamy zasadę, że wspomina o niej tylko jeżeli chodzi o ustalenia co do opieki a więc ewentualnych zmian w planach i nic więcej. Dzięki temu nie jestem częścią tego problemu i między nami panuje spokój przez większość czasu. Z biegiem czasu jest prościej. Pozdrawiam wszystkie, które nie opiekują się dziećmi swoich partnerów, bo wiedzą, że ich wychowanie i opieka nad nimi to nie ich prawo i obowiązek
7,923 2018-05-27 21:51:21
Obecnie jestem druga partnerka mojego faceta jest on w trakcie rozwodu nie zmojej winy oczywiście ale jego żona tak uprzykrza nam życie chociaż ma drugiego partnera że aż mam czasami dosyć. A tym bardziej maja dziecko które próbuje na nas napuscic ale jej się nie udaje.. Nie wiem co zrobić bo ona wie wszystko co u nas się dzieje i oczym rozmawiamy. Wydaje mi się że ich syn wszystko podsłuchuje i jej powtarza chociaż twierdzi że woli zostać z ojcem i wg..
7,924 2018-05-27 22:01:51
Co zrobic aby eks mojego faceta nie uprzykrza LA nam życia i pozbyc. Się jej raz na zawsze
7,925 2018-05-28 13:07:43
Tendre77 napisał/a:ciocia-ola napisał/a:Niestety nasz psycholog na północy.
Serio, jestem pod wrażeniem tego psychologa, czy mogłabyś podać na niego namiar?
Może być mailem na privWysłałam na priv
Ciociu Olu - czy można cię prosić o podzielenie się kontaktem ? Wiem, ze było to 2 lata temu ale szukam pomocy właśnie takiego kogoś
7,926 2018-05-30 11:37:55
@Dora_Dora - wysłałam powodzenia!
7,927 2018-06-03 13:01:41
Cześć dziewczyny…
Znowu wracam na forum po kolejnej nieobecności z małym problemem, z którym nie za bardzo potrafię sobie „poradzić”. A właściwie, to potrzebuję to z siebie wyrzucić i usłyszeć co myślicie (a tak poza tym, to zmagałam się z kłopotami technicznymi na forum….). Jestem drugą i macochą. Relacje z moimi pasierbicami są bardzo dobre, relacje między dziewczynami a moim synem – wzorcowe. Dwuletni synek kwiczy jak je widzi, ja mam w nich dużą wyrękę – mogę spokojnie ugotować obiad, bo one też są za nim stęsknione i chcą się z nim bawić.
Jak łatwo się domyślić, tą łyżką dziegciu jest eks i wieczne się z nią użeranie. Ostatnimi czasy nasiliły się dwie tendencje – kiedy dziewczyny są u nas, ona lubi „wpaść” pod byle pretekstem (np. przywieźć książkę), co mnie wk-wia, bo niekoniecznie mam ochotę ją oglądać, ale to pikuś i bardziej mój „emocjonalny” z tym problem.
Moim problemem jest NAUKA.
Nie będę tu się powoływała na wcześniejsze wpisy, bo próżno ich szukać w wątku, bo za dużo tu macoch o skołatanych nerwach Kiedy byłam bardzo świeżą macochą, jakieś 3 lata temu, pisałam o tym, że moje pasierbice orłami nie są i w dodatku ze względu na ekstremalne zagęszczenie zajęć dodatkowych, nie mają czasu na naukę, zatem ich oceny są adekwatne do sytuacji…. Pamiętam, ze starsza pasierbica była wtedy w czwartej klasie, bardzo źle przechodziła „próg” edukacyjny, miała kiepskie oceny. Pani Matka pisała (co bardzo bolało mojego M), że starsza córka jest tępa po nim, a młodsza zdolna i ambitna po niej ….. minęły 2 lata i teraz to ta młodsza jest w czwartej klasie (w pierwszej klasie szkoły baletowej) i z nauką jest rzeźnia. Jeżeli tamta uczyła się kiepsko, to ta się uczy tragicznie…. W mojej ocenie nadaje się do repetowania klasy, no ale cóż ….
Pomysł szkoły baletowej dla młodszej córki, był pomysłem Pani Matki. Niewykluczone, że wyrzucą ją ze szkoły – uczy się źle zarówno z przedmiotów szkolnych jak i tych baletowych. Pani Matka nagle oprzytomniała i na koniec roku wprowadza program awaryjny – ZACZYNA SIĘ OSTRA NAUKA. Nie dalej jak rok temu, fakt że dziecko dostało się do szkoły baletowej było dla niej mega osiągnięciem i potwierdzeniem prawidłowości jej ścieżki rozwoju (wszakże od jakiegoś czasu Amelka uczęszczała na wokal, grę na pianinie, akrobatykę, basen, taniec…. Balet to kolejny etap realizowania marzeń artystycznych … pytanie tylko kogo – matki czy dziecja), a teraz KLOPSIK. Być może pasierbica wróci do swojej starej szkoły, a może nawet konieczne będzie powtarzanie czwartej klasy…..
Nagle „okazało się”, że trzeba się uczyć. W sobotę rano otrzymujemy zatem od Pani Matki informację, że Amelka ma w przyszłym tygodniu sprawdziany z angielskiego, przyrody, rytmiki i matematyki i coś tam z historii baletu o „dziadku do orzechów”, zatem obowiązkiem M jest ja do tych sprawdzianów przygotować. Acha … Pani Matka w piątek przerobiła z córką 9 stron angielskiego…… Mój M zagotował się, ale i mnie zirytowały wytyczne Pani Matki. M jest umysłem ścisłym i pomaga obu córkom mocno w matematyce. Dobra … siedział z Amelią nad matmą, ale przy rytmice córka zaczęła mu się stawiać. Wkroczyłam do akcji i sama zaczęłam pasierbicę przepytywać - spokojnie. Zapytałam się, a czego z tej rytmiki uczyłaś się z mamą – ona że nic, ale ja na to, że nie chodzi o ten tydzień, ale ogólnie, co z mamą się uczyła z rytmiki, na co ta mi mówi – mama się ze mną NIGDY nie uczyła rytmiki. To, że chyba jestem pierwszą dorosłą osobą, która ma jej zeszyt z rytmiki w ręku, świadczyły między innymi błędy ortograficzne w zeszycie, typu „usemki”, „metróm”, „ktury”…. Zatem matka oczekuje, że M nadrobi z córką w jeden weekend całą rytmikę z całego roku…. Plus przygotuje ją z matmy, przyrody i angielskiego do sprawdzianów.
Normlanie poświęcamy na naukę sobotę od rana do popołudnia…………. Pytanie retoryczne brzmi – czy ojciec w czasie swojego weekendu ma nadrobić zaległości z całego roku…?? Gdyby chcieć spełniać życzenia Pani matki, to od piątku powinniśmy siedzieć nad lekcjami do końca niedzieli, a to i chyba za mało czasu.
Mamy realny problem z młodszą pasierbicą. To jest dziecko „wyszczekane” – niepytana na każde zdanie ma dwadzieścia swoich do dodania. Nie wiem jak to powiedzieć – bo ona nie jest nieinteligentna – jest zupełnie normalna, ale leniwa…. A to wyszczekanie koczy się kiedy usłyszy pytanie w stylu „jakie są dwa podstawowe typy drobnoustrojów chorobotwórczych”. Dzisiejszy ranek niedzielny zaczął się od tego, że M zaczął przerabiać z Amelią rytmikę. M jest pedantem, jak widzi zeszyt córki, to dostaje apopleksji (zeszyt wygląda jak zużyta szmata…..). Okazało się, że córka nie potrafi klucza wiolinowego narysować, M niepotrzebnie się wkurzył zrugał Amelię, powiedział jej, że nie pójdzie dziś na konie, ta wpadła w histerię, był ryk, telefon do matki i ta po nią przyjechała. Zupełna porażka…. Zupełna…
Ja wiem, że takie sytuacje też zdarzają się w normalnych rodzinach, że dziecko stosuje różne triki, ale jestem wykończona tymi akcjami. Pani Matka będzie nam przez najbliższy kwartał wierciła dziurę w brzuchu … Nie wiem qwa co z tym robić. Wiecie, są takie sytuacje, że zastanawiam się, czy się nie mylę, czy coś jednak powinniśmy robić inaczej itd… W tym, że Pani Matka ma coś z garem jednak, świadczy mi pośrednio korespondencja z nauczycielką matematyki. Amelka dostała serię jedynek – w mojej ocenie nie powinna zdać do piątek klasy. Matka pisze do nauczycielki w duchu „co jest przyczyną takich ocen Amelii” na to nauczycielka – „zaległości”, Matka „ to co mam z nią robić”, nauczycielka „uczyć się, rozpocząć od tabliczki mnożenia” …………… nie będę tego komentowała – od roku M próbuje nauczyć Amelię tabliczki mnożenia, na co ta nie ma ABSOLUTNEJ ochoty.
Mają ciuchy, kompletne zęby, umyte włosy, są nakarmione…….. a ogólnie intelektualnie zaniedbane i takie pustakowate….. Nic jej nie interesuje. Mówię – przecież przyroda jest ciekawa. To ciekawe co powoduje choroby, że antybiotyki zwalczają bakterie, a nie wirusy, że wizyta kontrolna u stomatologa powinna być co pół roku, że są pasożyty układu pokarmowego- przecież miałaś owsiki... ale wydaje mi się, że one nie mają umiejętności czytania ze zrozumieniem, koncentracji nad tekstem, odnoszenia tego co czytają do życia. I na to całe gówno nakładają pretensje Pani Matki, że ona jest sama opuszczona z edukacją dzieci, a M to ojciec potwór, który ma wszystko w d…….
Mam ambiwalentne odczucia. Mimo wszystko ofiarą całej sytuacji są dzieci, ale tak mnie wku-wia jej postawa „gdzie byłeś przez ostatnie 6 lat”….. dzisiaj zapytałam Amelii – czy one mówią mamie, że się z tatą nie uczą – przecież się uczą. Przecież do cholery ojciec większość soboty spędza nad nauką z nimi. Przychodził korepetytor do starszej dziewczyny, po to aby w tym czasie M mógł robić matmę z młodszą (ustaliliśmy, że na naukę poświęcamy sobotę, a niedziela to co do zasady wypoczynek). Przecież to nie ma być tak, że my mamy listę obowiązków szkolnych do zrealizowania zgodnie z poleceniami Pani Matki….. Pani Matka wykpiła korepetytora, że „odrabia obowiązki M” (każdy pretekst do pieniactwa jest dobry). Od pewnego czasu do Amelii w domu przychodzi korepetytor z matematyki i z angielskiego (a nie dalej jak w zeszłym roku miała lekcje z native speakerem za 50 zł za godzinę – chyba łącznie przez 2 lata do nich przychodził, a dziś okazuje się, że trzeba jej tłumaczyć rzeczy na poziomie „There is/there are”).
Poza tym ja mam własną koncepcję, tego jak mają wyglądać nasze weekendy z dziewczynami. Jest nas wtedy piątka – ojciec, ja, dziewczyny i nasz syn. Tata poświęca im czas na naukę, natomiast spędza czas „wolny” z TRÓJKĄ swoich dzieci, dodatkowo w niedzielę jadą na konie (dziewczyny jeżdżą, Jaś i ja wtedy chodzimy po gospodarstwie). Ma też czas wyłącznie z dziewczynami wtedy, kiedy kładę już synka spać (tj. od 19.30 w piątek i sobotę). Nie jest tak, że ja i Jaś znikamy w czasie, kiedy są dziewczyny. Nie znikamy – ja robię posiłki i bardziej ogarniam logistykę, ale jedziemy razem na lody, do zoo – z pożytkiem dla wszystkich dzieci. Uważam, że mamy funkcjonować w tym czasie jak normalna rodzina (z małymi modyfikacjami np. na naukę), a nie ustawiać życie wszystkich, bo są dziewczyny na weekend. Nie chcę, żeby Jaś czuł się odtrącony, bo są siostry. Wtedy ma widzieć, że ma siostry i z nimi przebywać w takim zakresie jaki to jest stosowne.
Czy przesadzam … chyba nie, chociaż to moje subiektywne stanowisko. Jeszcze jeden przykład – chyba dobitny…. Ferie zimowe – my co roku bierzemy dziewczyny w góry na tydzień. W 2018 roku mieliśmy drugi tydzień ferii, pierwszy spędziły z matką w domu – chodziły na półkolonie, bo matka pracowała….. Na „po feriach” starsza miała zadaną lekturę. W pierwszym tygodniu nie przeczytała ani strony, a Pani Matka wysyłając ją do nas poinformowała M „Misia ma do przeczytania lekturę, w poniedziałek po feriach ma sprawdzian”………. Wiecie jak to jest, być w górach z 3 dzieci, w tym jedno ma 300 stron lektury do przeczytania….
Ja wiem, że to są drobiazgi, ale ich jest mnóstwo i wnerwia mnie, że to jest neverending story…. A Pani Matka pisze M, że ograniczy mu prawa rodzicielskie, bo się nie angażuje w wychowanie dzieci. Qwa Qwa Qwa …..
7,928 2018-06-03 13:10:31
@Aloha92
wiesz - ja nie wiem jak to powinno funkcjonować i w takich sytuacjach staram się szukać artykułów i wiedzy u psychologa (zajmuję się podatkami, a nie psychologią dzieci z rozbitych związków). Znam jednak sytuację mojej kuzynki, gdzie mój chrześniak 9 letni, sam chciał do ojczyma mówić "Tata" i zapytał czy tak może mówić. Moją kuzynkę akurat to ucieszyło (chociaż najpierw też zdziwiło), bo stwierdziła, że skoro on wychodzi z taką inicjatywą to znaczy, że lubi ojczyma. Dla niej miało to o tyle większe znaczenie, że ona ze swoim ojczymem miała złe relacje i zawsze do niego mówiła "Pan".
Rozumiem też ból ojca, dla którego bolesne może być, że ktoś jest "bliżej" jego dziecka niż on.... Pewnie serce by mi pękło, gdyby mój synek mówił do innej kobiety "mamo"... Osobiście nie chcę ani być "mamą" ani "ciocią" dla moich pasierbic, które teraz mają 10 i 12 lat. Mówią mi po imieniu, ale kilka razy im uświadamiałam, że nie mogą zapominać, że pomimo tego że mówią mi po imieniu, to ja jestem dorosła i nie jestem ich kumpelką, tylko MACOCHĄ. Jeżeli nie będą o tym pamiętały, będą mi mówiły PANI, ewentualnie "Pani Macocho" ;-) . Nie mamy z tym problemu....
Myślę, że to kwestia, gdzie powinien się wypowiedzieć specjalista.
7,929 2018-06-03 21:21:45
Cześć dziewczyny…
Znowu wracam na forum po kolejnej nieobecności z małym problemem, z którym nie za bardzo potrafię sobie „poradzić”. A właściwie, to potrzebuję to z siebie wyrzucić i usłyszeć co myślicie (a tak poza tym, to zmagałam się z kłopotami technicznymi na forum….). Jestem drugą i macochą. Relacje z moimi pasierbicami są bardzo dobre, relacje między dziewczynami a moim synem – wzorcowe. Dwuletni synek kwiczy jak je widzi, ja mam w nich dużą wyrękę – mogę spokojnie ugotować obiad, bo one też są za nim stęsknione i chcą się z nim bawić.
Jak łatwo się domyślić, tą łyżką dziegciu jest eks i wieczne się z nią użeranie. Ostatnimi czasy nasiliły się dwie tendencje – kiedy dziewczyny są u nas, ona lubi „wpaść” pod byle pretekstem (np. przywieźć książkę), co mnie wk-wia, bo niekoniecznie mam ochotę ją oglądać, ale to pikuś i bardziej mój „emocjonalny” z tym problem.
Moim problemem jest NAUKA.
Nie będę tu się powoływała na wcześniejsze wpisy, bo próżno ich szukać w wątku, bo za dużo tu macoch o skołatanych nerwachKiedy byłam bardzo świeżą macochą, jakieś 3 lata temu, pisałam o tym, że moje pasierbice orłami nie są i w dodatku ze względu na ekstremalne zagęszczenie zajęć dodatkowych, nie mają czasu na naukę, zatem ich oceny są adekwatne do sytuacji…. Pamiętam, ze starsza pasierbica była wtedy w czwartej klasie, bardzo źle przechodziła „próg” edukacyjny, miała kiepskie oceny. Pani Matka pisała (co bardzo bolało mojego M), że starsza córka jest tępa po nim, a młodsza zdolna i ambitna po niej ….. minęły 2 lata i teraz to ta młodsza jest w czwartej klasie (w pierwszej klasie szkoły baletowej) i z nauką jest rzeźnia. Jeżeli tamta uczyła się kiepsko, to ta się uczy tragicznie…. W mojej ocenie nadaje się do repetowania klasy, no ale cóż ….
Pomysł szkoły baletowej dla młodszej córki, był pomysłem Pani Matki. Niewykluczone, że wyrzucą ją ze szkoły – uczy się źle zarówno z przedmiotów szkolnych jak i tych baletowych. Pani Matka nagle oprzytomniała i na koniec roku wprowadza program awaryjny – ZACZYNA SIĘ OSTRA NAUKA. Nie dalej jak rok temu, fakt że dziecko dostało się do szkoły baletowej było dla niej mega osiągnięciem i potwierdzeniem prawidłowości jej ścieżki rozwoju (wszakże od jakiegoś czasu Amelka uczęszczała na wokal, grę na pianinie, akrobatykę, basen, taniec…. Balet to kolejny etap realizowania marzeń artystycznych … pytanie tylko kogo – matki czy dziecja), a teraz KLOPSIK. Być może pasierbica wróci do swojej starej szkoły, a może nawet konieczne będzie powtarzanie czwartej klasy…..
Nagle „okazało się”, że trzeba się uczyć. W sobotę rano otrzymujemy zatem od Pani Matki informację, że Amelka ma w przyszłym tygodniu sprawdziany z angielskiego, przyrody, rytmiki i matematyki i coś tam z historii baletu o „dziadku do orzechów”, zatem obowiązkiem M jest ja do tych sprawdzianów przygotować. Acha … Pani Matka w piątek przerobiła z córką 9 stron angielskiego…… Mój M zagotował się, ale i mnie zirytowały wytyczne Pani Matki. M jest umysłem ścisłym i pomaga obu córkom mocno w matematyce. Dobra … siedział z Amelią nad matmą, ale przy rytmice córka zaczęła mu się stawiać. Wkroczyłam do akcji i sama zaczęłam pasierbicę przepytywać - spokojnie. Zapytałam się, a czego z tej rytmiki uczyłaś się z mamą – ona że nic, ale ja na to, że nie chodzi o ten tydzień, ale ogólnie, co z mamą się uczyła z rytmiki, na co ta mi mówi – mama się ze mną NIGDY nie uczyła rytmiki. To, że chyba jestem pierwszą dorosłą osobą, która ma jej zeszyt z rytmiki w ręku, świadczyły między innymi błędy ortograficzne w zeszycie, typu „usemki”, „metróm”, „ktury”…. Zatem matka oczekuje, że M nadrobi z córką w jeden weekend całą rytmikę z całego roku…. Plus przygotuje ją z matmy, przyrody i angielskiego do sprawdzianów.
Normlanie poświęcamy na naukę sobotę od rana do popołudnia…………. Pytanie retoryczne brzmi – czy ojciec w czasie swojego weekendu ma nadrobić zaległości z całego roku…?? Gdyby chcieć spełniać życzenia Pani matki, to od piątku powinniśmy siedzieć nad lekcjami do końca niedzieli, a to i chyba za mało czasu.
Mamy realny problem z młodszą pasierbicą. To jest dziecko „wyszczekane” – niepytana na każde zdanie ma dwadzieścia swoich do dodania. Nie wiem jak to powiedzieć – bo ona nie jest nieinteligentna – jest zupełnie normalna, ale leniwa…. A to wyszczekanie koczy się kiedy usłyszy pytanie w stylu „jakie są dwa podstawowe typy drobnoustrojów chorobotwórczych”. Dzisiejszy ranek niedzielny zaczął się od tego, że M zaczął przerabiać z Amelią rytmikę. M jest pedantem, jak widzi zeszyt córki, to dostaje apopleksji (zeszyt wygląda jak zużyta szmata…..). Okazało się, że córka nie potrafi klucza wiolinowego narysować, M niepotrzebnie się wkurzył zrugał Amelię, powiedział jej, że nie pójdzie dziś na konie, ta wpadła w histerię, był ryk, telefon do matki i ta po nią przyjechała. Zupełna porażka…. Zupełna…
Ja wiem, że takie sytuacje też zdarzają się w normalnych rodzinach, że dziecko stosuje różne triki, ale jestem wykończona tymi akcjami. Pani Matka będzie nam przez najbliższy kwartał wierciła dziurę w brzuchu … Nie wiem qwa co z tym robić. Wiecie, są takie sytuacje, że zastanawiam się, czy się nie mylę, czy coś jednak powinniśmy robić inaczej itd… W tym, że Pani Matka ma coś z garem jednak, świadczy mi pośrednio korespondencja z nauczycielką matematyki. Amelka dostała serię jedynek – w mojej ocenie nie powinna zdać do piątek klasy. Matka pisze do nauczycielki w duchu „co jest przyczyną takich ocen Amelii” na to nauczycielka – „zaległości”, Matka „ to co mam z nią robić”, nauczycielka „uczyć się, rozpocząć od tabliczki mnożenia” …………… nie będę tego komentowała – od roku M próbuje nauczyć Amelię tabliczki mnożenia, na co ta nie ma ABSOLUTNEJ ochoty.
Mają ciuchy, kompletne zęby, umyte włosy, są nakarmione…….. a ogólnie intelektualnie zaniedbane i takie pustakowate….. Nic jej nie interesuje. Mówię – przecież przyroda jest ciekawa. To ciekawe co powoduje choroby, że antybiotyki zwalczają bakterie, a nie wirusy, że wizyta kontrolna u stomatologa powinna być co pół roku, że są pasożyty układu pokarmowego- przecież miałaś owsiki... ale wydaje mi się, że one nie mają umiejętności czytania ze zrozumieniem, koncentracji nad tekstem, odnoszenia tego co czytają do życia. I na to całe gówno nakładają pretensje Pani Matki, że ona jest sama opuszczona z edukacją dzieci, a M to ojciec potwór, który ma wszystko w d…….
Mam ambiwalentne odczucia. Mimo wszystko ofiarą całej sytuacji są dzieci, ale tak mnie wku-wia jej postawa „gdzie byłeś przez ostatnie 6 lat”….. dzisiaj zapytałam Amelii – czy one mówią mamie, że się z tatą nie uczą – przecież się uczą. Przecież do cholery ojciec większość soboty spędza nad nauką z nimi. Przychodził korepetytor do starszej dziewczyny, po to aby w tym czasie M mógł robić matmę z młodszą (ustaliliśmy, że na naukę poświęcamy sobotę, a niedziela to co do zasady wypoczynek). Przecież to nie ma być tak, że my mamy listę obowiązków szkolnych do zrealizowania zgodnie z poleceniami Pani Matki….. Pani Matka wykpiła korepetytora, że „odrabia obowiązki M” (każdy pretekst do pieniactwa jest dobry). Od pewnego czasu do Amelii w domu przychodzi korepetytor z matematyki i z angielskiego (a nie dalej jak w zeszłym roku miała lekcje z native speakerem za 50 zł za godzinę – chyba łącznie przez 2 lata do nich przychodził, a dziś okazuje się, że trzeba jej tłumaczyć rzeczy na poziomie „There is/there are”).
Poza tym ja mam własną koncepcję, tego jak mają wyglądać nasze weekendy z dziewczynami. Jest nas wtedy piątka – ojciec, ja, dziewczyny i nasz syn. Tata poświęca im czas na naukę, natomiast spędza czas „wolny” z TRÓJKĄ swoich dzieci, dodatkowo w niedzielę jadą na konie (dziewczyny jeżdżą, Jaś i ja wtedy chodzimy po gospodarstwie). Ma też czas wyłącznie z dziewczynami wtedy, kiedy kładę już synka spać (tj. od 19.30 w piątek i sobotę). Nie jest tak, że ja i Jaś znikamy w czasie, kiedy są dziewczyny. Nie znikamy – ja robię posiłki i bardziej ogarniam logistykę, ale jedziemy razem na lody, do zoo – z pożytkiem dla wszystkich dzieci. Uważam, że mamy funkcjonować w tym czasie jak normalna rodzina (z małymi modyfikacjami np. na naukę), a nie ustawiać życie wszystkich, bo są dziewczyny na weekend. Nie chcę, żeby Jaś czuł się odtrącony, bo są siostry. Wtedy ma widzieć, że ma siostry i z nimi przebywać w takim zakresie jaki to jest stosowne.
Czy przesadzam … chyba nie, chociaż to moje subiektywne stanowisko. Jeszcze jeden przykład – chyba dobitny…. Ferie zimowe – my co roku bierzemy dziewczyny w góry na tydzień. W 2018 roku mieliśmy drugi tydzień ferii, pierwszy spędziły z matką w domu – chodziły na półkolonie, bo matka pracowała….. Na „po feriach” starsza miała zadaną lekturę. W pierwszym tygodniu nie przeczytała ani strony, a Pani Matka wysyłając ją do nas poinformowała M „Misia ma do przeczytania lekturę, w poniedziałek po feriach ma sprawdzian”………. Wiecie jak to jest, być w górach z 3 dzieci, w tym jedno ma 300 stron lektury do przeczytania….
Ja wiem, że to są drobiazgi, ale ich jest mnóstwo i wnerwia mnie, że to jest neverending story…. A Pani Matka pisze M, że ograniczy mu prawa rodzicielskie, bo się nie angażuje w wychowanie dzieci. Qwa Qwa Qwa …..
widziały gały co brały:) generalnie wydaje mi się, czytając Twoje wypowiedzi, że nie lubisz jego córek ( moze są nawet fizycznie podobne do matki?:P) , trochę nawet nimi gardzisz ale oczywiście jesteś "dobrze wychowana" i nigdy się do tego nie przyznasz. Wydaje mi się, że nawet jeśli są "tępe" to systematyczna praca i konsekwencja może dużo pomóc. Weekendowy tatuś to średnia pomoc i wyobrażam sobie, że kobieta będąc sama ma problem z wyegzekwowaniem różnych obowiązków a może nawet jest zmęczona i po ludzku jej się nie chce. I pewnie czasem w swojej bezsilnosći wysyla bylemu glupie smsy. Pewnie sytuacja się nie zmieni, w niepelnej rodzinie cięzko wychować 2 dzieci, gdybys sama była z 2 dziewczynek pewnie byłabyś taką samą potworzycą jak ona ;-) byleby tylko twój syn nie był tępy po ojcu .
7,930 2018-06-03 22:31:46
@loulouw
W jakim sensie "widziały gały co brały"... ja Panią Matkę sobie nie wybierałam, a o to głównie o to chodzi
co to reszty - mylisz się dość mocno w kilku kwestiach:
1. M nie jest "weekendowym" ojcem. Nie znam statystyk, ale mam na względzie "świadectwa" rozwiedzionych koleżanek i tu mogę powiedzieć, że M jest bardzo w porządku. Zresztą jak go poznałam, to jedna z tych kwestii, które mnie do niego przekonały, były wyjątkowe starania o kontakty z dziećmi.
2. Co tego, że ich nie lubię - tu się również mocno mylisz. Lubię je, bardzo. Nie kocham, ale zdecydowanie lubię (a fizycznie starsza jest klonem ojca w żeńskim wydaniu, więc hipoteza o podobieństwie fizycznym, też są chybione). Zresztą tak to ustaliłam po odczytaniu 3 lata temu tego wątku praktycznie od deski do deski. Co więcej, bez żadnego przymusu dbam o nie (nie jest to dla mnie jakaś uciążliwość) jak są u nas, najlepiej jak potrafię. Może ich nie przytulam jak synka, ale dbam o to, żeby go nie faworyzować w jakimkolwiek aspekcie, kiedy są u nas (jest karcony, kiedy je uderzy, nie dostaje niczego lepszego od nich itd.). Na dzień dziecka kupiłam im bule, gumę do skakania i zestaw do badmingtona - sama, z własnej woli. Chyba nie robiłabym tego, gdybym je tak nienawidziła... zresztą ten zarzut to trochę dla mnie absurd
3. Co ważne, dość szybko zrozumiałam, że "nasz" główny problem to dwa zupełnie różne systemy wychowawcze. Pochodzę z rodziny, gdzie od dzieci się WYMAGAŁO i były trzymane "krótko". Teraz ktoś powiedziałby "zamordyzm", ale mam 40 lat i wtedy standardem był szacunek i respekt względem rodziców. No dobrze, do czasu studiów nie miałam innej średniej niż 5,0 i w ocenie M byłam kujonem. A ... ponieważ zdałam sobie sprawę, że staram się je wtłoczyć w to jak sobie wyobrażam co to znaczy być "dobrym uczniem" i czego nale, dodatkowo zdając sobie sprawę, że pcham się między wódkę i zakąskę - Pani Matka jest oburzona, że się uczę z jej dziećmi, a Pan M ma wygodnie, bo go z tego wyręczam, a dla dziewczyn jestem katem, który je odpytuje, to szczerze mówiąc ......... ZLAŁAM problem, bo bym się emocjonalnie wykończyła. Zresztą - od kiedy mam swoje dziecko to uważam, że moje pierwsze obowiązki są względem niego, a dopiero w drugiej kolejności, na prośbę M mogę coś pomagać doraźnie dziewczynom.
4. A co do tego, że kobieta jest zmęczona……….. wierz mi, że mając bliską kuzynkę po rozwodzie, sama wielokrotnie będąc “sama” z dzieckiem, doskonale zdaję sobie sprawę jak można być utrutą tematami I codziennością. Mojego dziecka nie dotyczy jeszcze problem szkolny, ale wierz mi, ze mój 42letni intelekt pozwala wyobrazić sobie, że kobieta może być zmęczona obowiązkami. Są jednak sprawy, które tu już są wątkami obocznymi typu „dzieci chodzą w listopadzie w tenisówkach, przy 5 stopniach na dworze, bo mama nie ma czasu im kupić zimowych butów”. Ma za to czas na siłownię, koncerty, kino itd. Wszystko jest dla ludzi i ja jej nawet zazdroszczę, bo przy moim dwulatku nie wyszłam od 2 lat ani razu wieczorem. Podobnie, nie miałam od dwóch lat ani jednego weekendu wolnego (moja Pani matka ma co drugi wolny, a ja co drugi weekend organizuję go pod pasierbice), ani jednych wakacji sam-na-sam z dzieckiem i z M (zawsze urlop jest podporządkowywany wyjazdowi z dziewczynami itd.). I szczerze mówiąc, nie narzekam bo chyba są to kwestie, które mnie „nie bolą”. No i pewnie, WIDZIAŁY GAŁY CO BRAŁY, czyli wiedziałam, ze tak będzie wyglądało moje życie z facetem, z dwójką dzieci, po rozwodzie.
Jeżeli moje dziecko będzie tępe, to będę poświęcała mu dość czasu, aby pozwolić mu nadrobić braki w bystrości.