Saphira,
Dlaczego śmiać się czy płakać? To jest prawda o małżeńtwie-takim prawdziwym i odpowiedzialnym, oczywiście:) Napisałam wszystko w postach powyżej-i odnośnie przysięgi i życia w małżeństwie i naszych wzajemnych relacji zarówno przed jak i w trakcie trwania małżeństwa:) tak po prostu jest;) każdy duchowny czy psycholog da Wam myślę, taką samą receptę:) Tu nie ma się co śmiać, bardziej chyba sądzę jednak w tym wypadku płakać, jeżeli ta prawda o małżeństwie nie jest dla wielu jasna:) i traktują małżeństwo bardzo lekkomyślnie-dlatego odsyłam do tych postów wyżej-to jest naprawdę myślę, porada duchownego czy psychologa, tyle, że w okrojonym zakresie, bo zarówno duchownym jak i psychologiem (jeszcze) nie jestem;) Ja też nie przekonuję nikogo, szanuję cudze zdanie i życie, wyrażam mój pogląd, jenocześnie starając się pokazać, że jest on fajny i słuszny. I pokazując Wam taką myślę, że chyba dość logiczną analizę tego wszystkiego, popierając ją, noo takimi przykładami-może Was to śmieszy, ale sporo w tych przykładach prawdy;) i jakoś myślę, że człowiek lepiej postrzega coś, jak to do czegos się porówna-te przykłady powyżej, akurat przyszły mi do głowy:)
"Oleńko, każdy ma swoje poglądy i rozumie elementy życia w taki a nie inny sposób."-Oczywiście:) jak słusznie napisałaś ELEMENTY ŻYCIA!:) zarówno takiego codziennego -praca, dom, jak i ELEMENTY ŻYCIA w małżeństwie każdy postrzega inaczej-albo współmałżonkowie postrzegają je tak samo bądź każde z nich inaczej:) i tu UWAGA-pisałam to też wyżej-powinniśmy o tym porozmawiać jeszcze przed ślubem, jak się poznajemy, jakie są te nasze poglądy:) jeżeli okazuje się, że te same-ŚWIETNIE! Jeżeli okazuje się, że są inne-albo nie decydujemy się na małżeństwo-wspólne życie, itd.-to naprawdę odpowiedzialny krok albo akceptujemy inność naszych poglądów-zarówno nasz przyszły współmałżonek nasze jak i my jego, gadamy o nich przed ślubem! O tych sprawach-też wcześniej pisałam o tym- czyli rozmawiamy przed ślubem, jeszcze( bo jak planujecie ślub to myślę, że już się zdążyliście baaardzo dobrze poznać, bo o to przed ślubem też trzeba się postarać;)) o Twoich zapatrywaniach na NASZĄ WSPÓLNĄ przyszłość, o tym jak ty postrzegasz NASZE MAŁŻEŃSTWO, o Twoich planach, marzeniach, ambicjach-to bardzo Ważne! Zarówno, aby jedna strona przedtswiła swoje stanowisko jak i druga:)
I albo mamy te same poglądy, zdanie, jest fajnie:) albo mamy odmienne-i tu 2 wyjścia-albo kompletnie się z nimi nie zgadzamy, nie utożsamiamy-zakańczamy związek albo pomimo wszystko akceptujemy odmienność naszych poglądów i decydujemy się RAZEM NA NASZE WSPÓLNE ŻYCIE pomimo odmienności zdań na pewne kwestie-oczywiście trzeba czasu, aby sobie jeszcze to wszystko uzmysłowić, przemyśleć:)
Tu warto podkreślić, że ELEMENTY ŻYCIA( W MAŁŻEŃSTWIE) mogą być postrzegane inaczej, natomiast sama ISTOTA MAŁŻEŃSTWA powinna być przez dwójkę ludzi, którzy wstępują w ten związek postrzegana tak samo:)--recepta na udany związek i to sądzę się nie zmienia-akurat pogląd na małżeństwo:)
"Każda miłość jest pierwsza i każda jest inna. Moja pierwsza była wyidealizowana, prawie 10 lat wierzyłam, walczyłam jak umiałam, płakałam, cieszyłam się każdą drobnostką... ale zatraciłam siebie dla niego - nie było warto. Jakoś nie wyszłam za mąż i dzięki Bogu smile"
Tak każda "miłość"-celowo wzięłam w cudzysłów;) jest inna, wyjątkowa,
po prostu piękna, tyle, że ja bym MIŁOŚCIĄ tego nie nazwała-a ZAUROCZENIEM, ZAKOCHANIEM to zupełnie dwa różne słowa MIŁOŚĆ i ZAUROCZENIE, MIŁOŚĆ i ZAKOCHANIE
MIŁOŚĆ jak już pisałam wcześniej jest uczuciem wznioślejszym, silniejszym i przede wszystkim ODPOWIEDZIALNYM! To jest właśnie to, że jak kogoś naprawdę KOCHASZ!! A nie jesteś w kimś ZAKOCHANA, w pełni ponosisz odpowiedzialność za tę drugą osobę--nie chodzi mi tu teraz o odpowiedzialność typu--on ma kochankę, to to jest moją winą! NIE! chodzi o to, że robisz wszystko, aby ta osoba wzrastała, była coraz silniejsza, zarówno w życiu jak i w małżeństwie, co przejawia się też w dbaniu o to by relacja w małżeństwie czy jeszcze przed nim była właściwa, pielegnujesz tę relację w sobie, jak i w tej drugiej osobie, a ta druga osoba robi to samo dla Ciebie- wracamy znowu do korzeni--ktoś napisał, że to działa w dwie strony i jak tylko chcę jedna osoba, a druga nie, to nic się nie da zrobić!-po pierwsze to znowu to o czym pisałam wcześniej--jeszcze przed małżeństwem ROZMAWIAMY o tym jakie są te nasze zapatrywania na NASZĄ WSPÓLNĄ przyszłość,, jak postrzegamy MAŁŻEŃSTWO, RoZMAWIAMY o NASZYCH planach i zapatrywaniach na przyszłe WSPÓLNE ŻYCIE, od tego się zaczyna-wtedy dowiadujemy się czy jeżeli będą problemy to razem będziemy je zwalczać czy nasz pogląd się różni-wtedy akceptujemy to i znajdujemy to albo nie-jeżeli nie, to wiadomo jak to się kończy, jeżeli tak znajdujemy WSPÓLNY-ZŁOTY ŚRODEK--jak wcześniej też pisałam, małżeństwo to SZTUKA KOMPROMISU i ODNAJDYWANIA TYCH ZŁOTYCH ŚRODKÓW w codzienności.
"to i mieszkaliśmy razem - a to do decyzji o małżeństwie jest podstawą, mimo że sprzeczne z religią!"-no tak, wtedy jak jesteś osobą niewierzącą, to bierzesz chyba raczej ślub cywilny, a nie kościelny, logicznie, tak powinno być;)) -składasz też przysięgę-już tu cytowałam w postach wyżej tekst zarówno przysięgi kościelnej jak i cywilnej-wiedomo w Kościele ma bardziej wzniosły charakter-jest tak jak powinno być-ale to mój pogląd- a w urzędzie stanu cywilnego tego nie ma:)-ale słowa przysięgi generalnie odnoszą się do tego samego, różni Ciebie tylko to od kobiety, która wzięła ślub w kościele, że ona wierzy, a ty nie:)
Piszesz, że jednak nie wyszłaś za tamtego gościa za mąż-no i dobrze! Właśnie o tym tu ciągle i ciągle piszę;)) Zobaczyłaś jaki on jest, poznałaś go, nie wiem czy rozmawialiście o tym, co pisałam wcześniej, ale zobaczyłaś-aha, to mi w nim nie pasuje, jego pogląd na życie różni się, nie jestem w stanie tego zaakceptować-zakończyłaś związek-widzisz potrzebowałaś jedynie czasu, żeby to wszystko przemyśleć i trzeźwo spojrzeć na sytuację:)
Shedir,
Dlaczego śmiać się czy płakać? To jest prawda o małżeńtwie-takim prawdziwym i odpowiedzialnym, oczywiście:) Napisałam wszystko w postach powyżej-i odnośnie przysięgi i życia w małżeństwie i naszych wzajemnych relacji zarówno przed jak i w trakcie trwania małżeństwa:) tak po prostu jest;) każdy duchowny czy psycholog da Wam myślę, taką samą receptę:) Tu nie ma się co śmiać, bardziej chyba sądze jednak w tym wypadku płakać, jeżeli ta prawda o małżeństwie nie jest dla wielu jasna:) i traktują małżeństwo bardzo lekkomyślnie-dlatego odsyłam do tych postów wyżej-to jest naprawdę myślę, porada duchownego czy psychologa, tyle, że w okrojonym zakresie, bo zarówno duchownym jak i psychologiem (jeszcze) nie jestem;) Ja też nie przekonuję nikogo, szanuję cudze zdanie i życie, wyrażam mój pogląd, jenocześnie starając się pokazać, że jest on fajny i słuszny. I pokazując Wam taką myślę, że chyba dość logiczną analizę tego wszystkiego, popierając ją, noo takimi przykładami-może Was to śmieszy, ale sporo w tych przykładach prawdy;) i jakoś myślę, że człowiek lepiej postrzega coś, jak to do czegos się porówna-te przykłady powyżej, akurat przyszły mi do głowy:)
"Oleńko, każdy ma swoje poglądy i rozumie elementy życia w taki a nie inny sposób."-Oczywiście:) jak słusznie napisałaś ELEMENTY ŻYCIA!:) zarówno takiego codziennego -praca, dom, jak i ELEMENTY ŻYCIA w małżeństwie każdy postrzega inaczej-albo współmałżonkowie postrzegają je tak samo bądź każde z nich inaczej:) i tu UWAGA-pisałam to też wyżej-powinniśmy o tym porozmawiać jeszcze przed ślubem, jak się poznajemy, jakie są te nasze poglądy:) jeżeli okazuje się, że te same-ŚWIETNIE! Jeżeli okazuje się, że są inne-albo nie decydujemy się na małżeństwo-wspólne życie, itd.-to naprawdę odpowiedzialny krok albo akceptujemy inność naszych poglądów-zarówno nasz przyszły współmałżonek nasze jak i my jego, gadamy o nich przed ślubem! O tych sprawach-też wcześniej pisałam o tym- czyli rozmawiamy przed ślubem, jeszcze( bo jak planujecie ślub to myślę, że już się zdążyliście baaardzo dobrze poznać, bo o to przed ślubem też trzeba się postarać;)) o Twoich zapatrywaniach na NASZĄ WSPÓLNĄ przyszłość, o tym jak ty postrzegasz NASZE MAŁŻEŃSTWO, o Twoich planach, marzeniach, ambicjach-to bardzo Ważne! Zarówno, aby jedna strona przedtswiła swoje stanowisko jak i druga:)
I albo mamy te same poglądy, zdanie, jest fajnie:) albo mamy odmienne-i tu 2 wyjścia-albo kompletnie się z nimi nie zgadzamy, nie utożsamiamy-zakańczamy związek albo pomimo wszystko akceptujemy odmienność naszych poglądów i decydujemy się RAZEM NA NASZE WSPÓLNE ŻYCIE pomimo odmienności zdań na pewne kwestie-oczywiście trzeba czasu, aby sobie jeszcze to wszystko uzmysłowić, przemyśleć:)
Tu warto podkreślić, że ELEMENTY ŻYCIA( W MAŁŻEŃSTWIE) mogą być postrzegane inaczej, natomiast sama ISTOTA MAŁŻEŃSTWA powinna być przez dwójkę ludzi, którzy wstępują w ten związek postrzegana tak samo:)--recepta na udany związek i to sądzę się nie zmienia-akurat pogląd na małżeństwo:)
"Każda miłość jest pierwsza i każda jest inna. Moja pierwsza była wyidealizowana, prawie 10 lat wierzyłam, walczyłam jak umiałam, płakałam, cieszyłam się każdą drobnostką... ale zatraciłam siebie dla niego - nie było warto. Jakoś nie wyszłam za mąż i dzięki Bogu smile"
Tak każda "miłość"-celowo wzięłam w cudzysłów;) jest inna, wyjątkowa,
po prostu piękna, tyle, że ja bym MIŁOŚCIĄ tego nie nazwała-a ZAUROCZENIEM, ZAKOCHANIEM to zupełnie dwa różne słowa MIŁOŚC i ZAUROCZENIE, MIŁOŚĆ i ZAKOCHANIE
MIŁOŚĆ jak już pisałam wcześniej jest uczuciem wznioślejszym, silniejszym i przede wszystkim ODPOWIEDZIALNYM! To jest właśnie to, że jak kogoś narawdę KOCHASZ!! A nie jesteś w kimś ZAKOCHANA, w pełni ponosisz odpowiedzialność za tę drugą osobę--nie chodzi mi tu teraz o odpowiedzialność typu--on ma kochankę, to to jest moją winą! NIE! chodzi o to, że robisz wszystko, aby ta osoba wzrastała, była coraz silniejsza, zarówno w życiu jak i w małżeństwie, co przejawia się też w dbaniu o to by relacja w małżeństwie czy jeszcze przed nim była właściwa, pielęgnujesz tę relację w sobie, jak i w tej drugiej osobie, a ta druga osoba robi to samo dla Ciebie- wracamy znowu do korzeni--ktoś napisał, że to działa w dwie strony i jak tylko chcę jedna osoba, a druga nie, to nic się nie da zrobić!-po pierwsze to znowu to o czym pisałam wcześniej--jeszcze przed małżeństwem ROZMAWIAMY o tym jakie są te nasze zapatrywania na NASZĄ WSPÓLNĄ przyszłość,, jak postrzegamy MAŁŻEŃSTWO, ROZMAWIAMY o NASZYCH planach i zapatrywaniach na przyszłe WSPÓLNE ŻYCIE, od tego się zaczyna-wtedy dowiadujemy się czy jeżeli będą problemy to razem będziemy je zwalczać czy nasz pogląd się różni-wtedy akceptujemy to i znajdujemy to albo nie-jeżeli nie, to wiadomo jak to się kończy, jeżeli tak znajdujemy WSPÓLNY-ZŁOTY ŚRODEK--jak wcześniej też pisałam, małżeństwo to SZTUKA KOMPROMISU i ODNAJDYWANIA TYCH ZŁOTYCH ŚRODKÓW w codzienności.
"to i mieszkaliśmy razem - a to do decyzji o małżeństwie jest podstawą, mimo że sprzeczne z religią!"-no tak, wtedy jak jesteś osobą niewierzącą, to bierzesz chyba raczej ślub cywilny, a nie kościelny, logicznie, tak powinno być;)) -składasz też przysięgę-już tu cytowałam w postach wyżej tekst zarówno przysięgi kościelnej jak i cywilnej-wiedomo w Kościele ma bardziej wzniosły charakter-jest tak jak powinno być-ale to mój pogląd- a w urzędzie stanu cywilnego tego nie ma:)-ale słowa przysięgi generalnie odnoszą się do tego samego, różni Ciebie tylko to od kobiety, która wzięła ślub w kościele, że ona wierzy, a ty nie:)
"Dziś moja miłość jest na zupełnie innym poziomie. Jestem starsza, doświadczyłam sporo i wiem czego oczekuje, wiem co mogę dać. Ta miłość jest dorosła, dojrzała. Uczyszmy się akceptować wady drugiego człowieka, widzimy go takim jakim jest naprawdę"
BINGO! Tyle, że jeżeli już jesteśmy w małżeństwie to RAZEM wzrastamy w tej NASZEJ MIŁOŚCI--staje się NASZA miłość razem z NAMI-starsza, dojrzalsza;))--ale sęk właśnie w tym-w małżeństwie nie ma już JA, jesteśmy od momentu jego zawarcia MY!
"a nie ciągle tłumaczymy sobie to co nam w nim nie pasuje i już nie wierzymy, że coś uda nam się zmienić."
Właśnie to jest małżeństwo-Zmieniacie się-RAZEM! Nie ma JA-jesteśmy MY! nie wierzysz, że coś uda się zmienić, ale próbuj do skutku, czy tak naprawdę się człowiek stara czy robi to tak na odczepnego?;)) to jest właśnie ta ODPOWIEDZIALNMA MIŁOŚĆ, walczysz też o tę drugą osobą-wtedy się rozmawia i znajduje ten ZŁOTY ŚRODEK
Piszesz, że ta dziewczyna, która wyszła za mąż za Twojego byłego faceta ma przekichane życie. A moze ona tego tak nie odbiera?
Nie wiem, jakie jest jej podejście do małżeństwa, jeżeli nie potraktowała tego związku lekkomyślnie, to, znowu wracamy d o korzeni! Ona albo ma podobny sposób patrzenia na pewne sprawy i zgodziła się z nim wspólnie żyć albo zupełnie inny ma ten pogląd, ale mimo wszystko zaakceptowała różnice w pogladach i wyszła za niego za mąż-chyba z własnej woli, nikt jej nie zmuszał i sama wybrała życie z nim? Więc jednocześnie zaakceptowała te różnice.
"Jak się kocha to się walczy, poświeca, stara, torszczy, pomaga itp."-BINGO!!! Podpisuję się rękami i nogami;)w 100% się zgadzam
"Śmieszy mnie strasznie twoje podejście do np. alkoholika - kobieta powinna odejść, ale czekać aż się zmieni i pomagać mu - dziewczynko, czy ty miałaś kiedyś styczność z alkoholikiem? Tacy ludzie mówią jedną, myślą drugie, czują trzeci, to prawie jak schizofrenia - mózg wypalony przez alkohol i często zero ludzkich reakcji."
Naprawdę śmieszy Cię to podejście? Bo mnie nie, wręcz przeciwnie, uważam je za odpowiedzialne i nie pójściem na łatwiznę.
Ja już pisałam wcześniej-nie można żyć z oprawcą, który Cię krzywdzi-Ciebie i dzieci, tylko się wyprowadzić od niego i tyle-żyć w separacji-a Ty wiesz jak wygląda życie w separacji?-i tak, zmusić go tym samym, aby podjął leczenie, jeżeli będzie chciał odzyskać rodzinę to to zrobi, prędzej czy później.
Tu znowu przysięga małżeńska- nie opuszczę Cię aż do śmierci, będę Ci pomagał w zdrowiu i CHOROBIE-ALKOHOLIZM to jest CHOROBA-więc masz czarno na białym i znowu wychodzi tu bagatelizacja małżeństwa. Inaczej te słowa brzmią w urzędzie stanu cywilnego, jednak chodzi w nich o to samo;) Zobowiązałaś się do tego, wychodząc za tego człowieka! Złożyłaś przysięgę, że będziesz z nim do końca, w zdrowiu i w chorobie-cóż zatem znaczą dla takiej osoby te słowa? NIC! A szkoda.
Zresztą współczesny człowiek ma taką tendencję do upraszczania wszystkiego i mylenia jednego z drugim--tak jest w wypadku MIŁOŚCI i ZAUROCZENIA-mylimy często te słowa i sprowadzamy do jednego--w rzeczywistości są to dwa słowa o jakże odmiennych znaczeniach;) tak samo upraszczamy małżeństwo, sprowadzamy je do roli "papierka", jak to określiłaś, nic nie znaczącego-owy papierek można pognieść, poszatkować, wyrzucić, gdy tylko nam się podoba, słowa przysięgi, zarówno tej kościelnej jak i cywilnej nie znaczą nic...z tego wynika...
"dziewczynko, czy ty miałaś kiedyś styczność z alkoholikiem? Tacy ludzie mówią jedną, myślą drugie, czują trzeci, to prawie jak schizofrenia - mózg wypalony przez alkohol i często zero ludzkich reakcji."
A ty, kobieto? miałaś kiedykolwiek, jakąkolwiek styczność z alkoholikiem? Jeżeli chodzi o mnie-Tak, miałam, zarówno w najbliższej rodzinie, był taki problem, jak i znam innego, obcego człowieka, który z tego wyszedł, ale przez długie lata był alkoholikiem, więc mam zdanie wyrobione na podstawie obserwacji i perspektywy zobaczenia zarówno osoby,która miała taki problem i perspektywy zobaczenia współmałżonka, którego najbliższa osoba cierpiała na tę chorobę.
Wiem, że to jest koszmar! Mąż jest agresywny, nieraz potrafi uderzyć, życie z kimś takim to wielka niewiadoma- czekasz...albo wróci nawalony do domu i będzie awantura albo nie pił i będzie spokój--stres jest ogromny! Dlatego z perspektywy tej kobiety, która się wyprowadziła, żyła w separacji wiele, wiele lat minęło zanim on to zrozumiał i przestał to robić, siedział nawet w więzieniu, to koszmar! Ale w końcu jakoś wspólnymi siłami z tego wyszli, ale sęk w tym, że byli w tym RAZEM! Kto wie, jakby się z nim rozwiodła, czy nie byłoby jeszcze gorzej z nim? Ale to jest właśnie ta ODPOWIEDZIALNA MIŁOŚĆ-nie mylić z zakochaniem, zauroczeniem;)--to był koszmar, ale ona do tego się zobowiązała i przeżyli tę burzę, dziś są szczęśliwi i dziękuję Bogu, że się nie rozstali--Pewnie prościej byłoby dla niej go zostawić, no jasne:) ale ona odpowiedzialnie potraktowała sprawę, jaką jest małżeństwo-dlatego zwyciężyli.
A z perspektywy alkoholika-mówię tu przykład z życia wzięty--opowiadał on, jak to wszystko się zaczęło, opowiadał nam o myśleniu alkoholika-spaczonym oczywiście. Zaczęło się od tego, że jako taki młody chłopak, nie wiem 17 czy 18 lat, zaczęli z kolegami próbować alkoholu, wiadomo jak to w tym wieku, próbuje się tych różnych rzeczy;) potem było coraz częściej i częściej, aż w końcu się ożenił- on nie widział problemu, myślał, że go nie ma- myślał, że pije tyle co wszyscy, czyli to normalne, pije w granicach normy. W końcu wszyscy zaczęli go strofować, upominać, mówić, że chyba trochę przesadza z alkoholem, ale on nic sobie z tego nie robił-wszyscy widzieli problem, tylko nie on. Mówił: wracałem do domu, to oni na schodach czekali(żona i dzieci) i słuchali, czy wrócę pijany i będzie awantura czy będę trzeźwy, ależ była ich radość jak nie byłem pijany!. Bo wtedy mówił, że robił piekielne awantury-nie przynosił do domu pieniędzy, nie zarabiał, mówił, że żona bardzo cierpiała, bo on jak np. wrócił taki nawalony, to przecież nie było życia! Nie zajął się ani nią ani dziećmi tylko powalił się spać na kanapę, czyli ani pożytku w domu, ani dzieci się z nim nie pobawiły ani z zoną na coś bliższego w łóżku, nie było mowy. Potem trafił do więzienia, bo włamał się do jakiegoś sklepu, by zdobyć pieniądze na alkohol. Żona odwiedziła go wówczas z małą córką w więzieniu, powiedział, że jak córeczka spojrzała na niego tak smętnie, z taką tęsknotą, pytała kiedy wróci, serce mu pękło na kawałki, sam tak powiedział, bo tak bardzo kochał to dziecko. Obiecał jej, że jak wyjdzie z więzienia, wróci i już nigdy nie zacznie pić. Wyszedł, nie pił przez jakiś czas, później znowu koledzy go namówili-znowu ta sama śpiewka, mimo, że to obiecywał, że pękało mu serce!
W końcu sytuacja nie była już do zniesienia, żona wyprowadziła się z dziećmi, on w końcu-właśnie nawet nie poszedł do psychologa, a do kapłana się wyspowiadać i od tego momentu coś w nim naprawdę pękło, dostał chyba od księdza adres placówki, która zajmuje się leczeniem alkoholików, podjął terapię--zmienił się, widziałam tego człowieka ostatni raz około pół roku temu. Nie pije, jest czyściutki, ma świetny kontakt z dziećmi-oczywiście długo musiał go odbudowywać.
Powiedział jeszcze: Spotkałem na ulicy kolegę alkoholika, który nie wyszedł z nałogu do tej pory, był oczywiście brudny, pijany, a ja byłem już czysty, leczyłem się, wyszedłem na czystą i on podszedł do mnie i spytał czy mam jakieś drobne na wódkę i powiedział mu jeszcze, ah Stefan, ty to musisz być teraz nieszczęśliwy!
Rozumiecie, pokazuję Wam spaczone myślenie alkoholika-w końcu to chora osoba! On, brudny, śmierdzący alkoholik, który chcę na wódkę, nie ma nic, domu, rodziny, przyjaciół, mówi do czystego, zadbanego gościa z domem, przyjaciółmi, który z tego wyszedł, że on jest nie szczęśliwy! A sam tkwiąc dalej w tym nałogu on uważa się za szczęśliwego! Pokazuję Wam sposób myślenia takiego człowieka-chorego człowieka, któremu trzeba pomóc! A jak już się jest jego rodziną-żoną!! Nie można zostawiać takiego człowieka-wyprowadzić się, separacja TAK! PÓKI nie podejmie leczenia, póki z tego nie wyjdzie-to Twój mąż czy żona przecież, ojciec czy matka Twoich dzieci. Trzeba o tę osobę walczyć i o relacje!!!!
Czy jeżeli Twój mąż byłby chory na inną chorobę, np. białaczkę zostawiłabyś go? Poszłabyś na łatwiznę i umyła ręce? Czy zrobiłabyś wszystko, żeby wyzdrowiał?
Zaraz mi napiszecie, że białaczka a alkoholik to dwie inne kwestie, czyżby? Jedno i drugie jest chorobą z tym, że alkoholizm objawia się inaczej w skutkach, białaczka inaczej, inne są też przyczyny obu chorób, ale obydwa schorzenia to choroby!
Jeżeli uważasz, że to podejście jest śmieszne, no to mogę tylko współczuć, ja uważam, że jest właśnie odpowiedzialne, nie myślę tylko o prostej drodze i o swoim ego.
Nie wiem czy wiecie gdzie jest taka mała miejscowość, zwana Zakroczym? Niedaleko Nowego Dworu Mazowieckiego, województwo Mazowieckie. Tam np. jest ośrodek dla alkoholików, leczący ich z uzależnienia, są terapie dla nich, jak i dla rodzin dotkniętych tą chorobą i wierzcie mi lub nie--tam ratuje się tyle rodzin, tyle małżeństw, tyle młodzieży! Trzeba tylko zmusić alkoholika do leczenia--bo to jest choroba o podłożu psychicznym--znacie kogos z problemami psychicznymi, kto przyzna się, ze ma problem? Bo ja osobiście, jeszcze nie spotkałam takiej osoby. Zawsze osoba z tego typu problemem mówi, że go nie ma, nie widzi go, trzeba ją poniekąd nakłonić, zmusić do leczenia.