No i pękłam...
Dzisiaj była u nas Młoda... Już na dzien dobry pochwaliła się zabawką, na którą naciągnęła P. więc na dzień dobry już mi podniosła ciśnienie. Zabawka kosztowała jakieś 120 zł, zacisnęłam zęby... Zawsze, czyli 2 x w tygodniu coś jej kupuje. Zwykle są to pierdoły za kilka-kilkanaście złotych, więc odpuściłam...
Bawiły się z moją Córką, ale w pewnym momencie Młoda postanowiła, że będzie się bawić z tatą, tylko z tatą, zatem tata ma rzucić wszystko i w tej chwili bawić się z Młodą, ale moja Córka już nie może w tym uczestniczyć. Bawili się w pokoju mojej Córki, który Młoda traktuje jak swój. Generalnie robi w nim co chce i bierze co chce.
Moja Córka, w tym czasie kiedy została "odsunięta" wyjęła sobie gitarę (jutro ma koncert, wiec chciała poćwiczyć), na to Młoda stwierdziła, że jak chce grać, to ma iść do innego pokoju. Dodam, że Córka ładnie gra i dzisiaj było to 'płonie ognisko w lesie' zatem nic głośnego, męczącego co mogłoby przeszkadzać w zabawie z tatusiem... Tutaj P zareagował, powiedział, że nie będzie przeszkadzać, więc oni się bawili, a Ona zerkając na nich grała...
W tym czasie robiłam obiad. Zawołałam P. bo nie mogłam znaleźć kukurydzy, którą ostatnio wypakował z torby z zakupami, ledwo wstał Młoda od razu zaczęła krzyczeć, ze ma wracać i się z nią bawić. Wrócił max po 15 sekundach bo tyle to zajęło, łącznie z dojściem do mnie.
Oczywiście dzisiaj kotlety, bo tylko to chce jeść Młoda, więc zrobiłam takie zawijańce dla urozmaicenia, i kiedy już je przygotowałam, wydawało mi się, że będzie za dużo, więc znów zawołałam P, żeby zobaczył czy mam je wszystkie smażyć (nie lubię odgrzewanych, wolę usmażyć następnego dnia). Powtórka z rozrywki, ledwie wstał - znów ten krzyk... Moja irytacja sięgała zenitu...
Nie mogę znieść kiedy Młoda krzyczy na P. Rozmawiałam z nim ostatnio na ten temat, że mi się to nie podoba i żeby zareagował i nie pozwolił na to, więc dzisiaj powiedziałam dobitnie "albo Ty zwrócisz Młodej uwagę, albo ja to zrobię". W odpowiedzi usłyszałam "przecież nie krzyczy"...
Pora obiadu: Młoda wszystko zjadła + dwie dokładki, więc ciśnienie powoli schodziło...
Pojechał odwieźć Młodą i już sie wydawało, że jesteśmy w stanie uratować ten dzień, kiedy okazało sie, że zanim wróciłam z pracy Młoda była na zakupach z P. w Lidlu - dla wtajemniczonych jest tam taka akcja zbierania figurek Smerfów, no i oczywiście obie Dziewczyny je zbierają...
Dostali 4 figurki... Zgadnijcie jaki podział? 3 dla Młodej - 1 dla mojej Córki. Dlaczego? Bo Młoda nie chciała dać drugiej figurki. Na pytanie skierowane do P. co on na to? - On czuje się z tym źle - Dlaczego w takim razie na to pozwolił? Bo Młoda się zgodziła na jedną... No i szlag mnie trafił!
Wiem, że to tylko figurka, teraz jak to opisuję, to jest mi głupio, że robię z czegoś takiego problem, ale ta figurka to ta kropelka, która przelała czarę... Mam dzisiaj koszmarny dzień, który niestety pogorszył się po powrocie do domu. Młoda nigdy nie miała żadnych granic, wręcz przeciwnie - wszystkie spełnione zachcianki, żadnych odmów, żadnych kar czy nawet nagród, wszystko się należy, wszystko ma być... Psuje rzeczy mojej Córki, nigdy po sobie nie sprząta - robi to P za nią (!!!!) - i nad tym ja pracuję, w czasie nieobecności Córki Młoda wyciąga jej "skarby", których Córka nie pozwala jej samej brać - są to delikatne muszelki, ususzone kwiatki itp, a po powrocie Córki ze szkoły chwali jej się, że się tym bawiła, ostatnio podarła nowego pluszaka, którego Córka dostała od koleżanki...
Już od pewnego czasu pracujemy, a raczej pracowaliśmy nad wyznaczaniem granic i wydawało mi się, że wszystko idzie w dobrym kierunku, nie tak szybko jak bym chciała, ale jednak idzie. Dzisiejszy dzień... Mam wrażenie, że cofnęliśmy się do samego początku. Załamało mnie to, ryczeć mi się chce... Zaczynam czuć niechęć do TEGO DZIECKA
Czy przesadzam? Czy to jest normalne?
Pomóżcie proszę, dajcie siłę, albo wylejcie kubeł zimnej wody na głowę...